Prawnik, polityk Wielkiej Emigracji,
publicysta, działacz katolicko-społeczny. Urodził się 15 stycznia
1813 r. w Warszawie. Rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie
w Warszawie, przerwał je jednak
w związku z wybuchem powstania listopadowego, w którym wziął udział,
odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Po upadku irredenty udał się
na emigrację. Studia ukończył w Aix (Francja) i został zatrudniony
we francuskiej administracji państwowej. Po powrocie na ziemie polskie
uczestniczył w wydarzeniach Wiosny Ludów w 1848 r. na terenie Wielkopolski.
Następnie udał się do Krakowa z zamiarem podjęcia pracy na Uniwersytecie
Jagiellońskim, jednak władze zaborcze nie zezwoliły mu na wykłady.
W 1851 r. wrócił do Francji. W publikacjach poruszał głównie tematy
prawno-historyczne, społeczne i polityczne. Współpracował
z redakcjami "Młodej Polski", "Dziennika Narodowego",
"Biblioteki Warszawskiej", "Czasu", "Przeglądu
Poznańskiego" i "Roku Poznańskiego". Anonimowo pisywał
do "Messager de Paris" i "Le Figaro". Zmarł
w 1894 r.
Wybrane fragmenty pochodzą z artykułu O
komunizmie, opublikowanego pierwotnie w czasopiśmie
"Przegląd Poznański" 1848, t. IX, cyt. za odbitką wydaną
w Poznaniu w r. 1849, s. 2-5, 93-103
Komunizm
nie jest doktryną nową, ni w teorii, ni w czynie. Filozofowie starożytni
i pisarze nowożytni układali dla niego różne formuły, przedstawiając
je to jako wynik rzetelnego przekonania, to jako symbol alegoryczny,
za pomocą którego łatwo im
było krytykować nadużycia czasu. Prawodawcy, duchowni, naczelnicy
stronnictw i sekciarze fanatyczni próbowali z kolei urzeczywistnienia
utopii, która odpowiada kwadraturze koła w świecie politycznym.
Przejść koleje komunizmu jest to więc przedstawić jego szaleństwo.
Ocenić jego następstwa na moralność ludzkości jest to wykazać niezbicie,
że komunizm godzi w indywidualność człowieka i narodowość.
Pierwszy przykład komunizmu w historii starożytnej
spotyka się w Sparcie, która [...] przedstawiała obrzydłą niewolę
obok szlachectwa poddanego pod despotyczną karność; wolność człowieka,
praca, wstyd, miłość były w niej nieznane. Likurg (władca Sparty
- przyp. red.) poświęcił wszystko, co
było szlachetnego
w człowieku dla utrzymania równości przeciw naturze; ale mimo barbarzyńskich
środków cel nie był i nie mógł być osiągnięty.
[...] Sparta upadła, bo nie szanowała wolności człowieka
i własności, dwóch posad wielkiego społeczeństwa. Mimo silnego despotyzmu
konstytucja spartańska nie mogła wstrzymać mieszkańców od ubiegania
się za bogactwami i własnością. Taka jest natura ludzka. Likurg,
zamiast ją moralizować i miarkować, starał się ją przerobić i dlatego
chybił celu. Starożytni zastanawiali się nad konstytucją spartańską,
bo ich uderzyła jej długotrwałość, ale sama trwałość nie jest dowodem
doskonałości instytucji, najczęściej jest ona oznaką obumarłości
społeczności, czego mamy przykład w Indiach i Chinach. Tak się działo
w Sparcie. Instytucje Likurga trwały przez czas długi, bo opierały
się na uczuciach energicznych: na dumie, lenistwie i żądzy wojennej,
trzech namiętnościach zdrożnych, albowiem chęć panowania nad niewolnikami,
pogarda pracy, miłość nieustannych walk i rabunków cechują wszystkich
ludzi, a mianowicie barbarzyńców. Likurg, mając na celu utrzymanie
niepodległości kraju, starał się wynieść nad wszystkie cnoty poświęcenie;
przesadzając wszakże to wzniosłe uczucie, chybił celu. Starożytni
zastanawiali się jeszcze nad konstytucją spartańską, bo w ich oczach
wojna była najszlachetniejszym rzemiosłem. Dziś opinia o tym względzie
nie jest tak wyłączna, dlatego to mało czuć należy szacunku dla
arystokratycznego komunizmu Sparty, opartego na gwałcie, utrzymywanego
przecz tyranię, a zakończonego w obrzydłym zepsuciu. [...]
Komuniści, zbijani (krytykowani -
przyp. red.) w źródłach greckich, uciekają się zwykle do Judei,
zapominając, że prawa Mojżeszowe uświęciły familię, własność indywidualną,
dziedzictwo majątków, sakrament małżeństwa, szacunek rodziców, nienaruszalność
cudzego dobra itd. Wielożeństwo wprawdzie nie było zakazane, ale
pomimo tego duch familijny utrzymywał się
i stanowił podstawę instytucji hebrajskich. Podział ludu na pokolenia,
kapłaństwo przywiązane do pokolenia Lewi, władza dziedziczna ustalona
w rodzinie Dawida, nadzieja przyjścia Mesjasza, wszystko to pokazywało
wysokie uczucie familii i związku krwi. Pod to uczucie poddaną była
własność: dlatego nie należała do indywiduum,
lecz do familii, dlatego nie mogła być sprzedawaną
na dłużej niż lat pięćdziesiąt i w dniu jubileuszowym wracała do
tego, który ją sprzedał, albo do jego sukcesorów. Uczucie familii
panowało także w sukcesjach. Spadek szedł głównie na synów, córki
brały mało co. Skoro córki dziedziczyły, nie wolno im było, gdy
szły za mąż, przenosić majątku do innego pokolenia. Widzimy więc,
że w Judei zasada komunistyczna nie miała najmniejszego zastosowania.
[...]
Chrystus oświadczył, iż przychodzi nie zmieniać prawo
żydowskie, ale je uzupełnić, że przyjął dziesięcioro przykazań ułożone
przez Mojżesza: nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż, nie pożądaj
żony bliźniego swego ani żadnej rzeczy, które jego są itd. Nie jestże
to uświęcić własność, małżeństwo, familię? Chrystus, uzupełniając
prawo, zniósł wielożeństwo i rozwody, wyjąwszy
z przyczyny niewierności. Ewangelia jest pełna słów Zbawiciela obróconych
przeciw gwałcącym familię, własność i małżeństwa. Chrystus nie głosił
komunizmu, rzeczy zdrożnej i wypływu chorobliwej wyobraźni, ale
nauczał miłości bliźniego, jałmużny, czystości życia i wyrzeczenia
się dóbr ziemskich, potępiał namiętności samolubne, uczucie nienawiści,
zazdrości, chciwości, które używając imienia równości i braterstwa,
wyradzają sekty antysocjalne i zapalają wojny domowe. Cnota, jaką
zalecał, zakładała się na skromności i zdaniu się na wolę wyższą,
tak
w cierpieniu, jak w ubóstwie. Celem jego była czystość moralna,
świętość życia i pogarda rozkoszy materialnych. Słowa Chrystusa,
wykazując wyższość cnót duchowych nad zaspokojenie żądz cielesnych,
nauczają, że cnoty prowadzą najpewniej do szczęścia
i że zło ludzkie jest skutkiem niewykonywania prawd, które ewangelia
zaleca.
Zamiast naruszać własność i familię, Chrystus utwierdził
je za pomocą wyższej sankcji moralnej. W jego ustach własność stała
się środkiem dobroczynności i jałmużny; familia środkiem czystości
życia i wstydliwości.
Jak widzimy, Chrystus nie głosił komunizmu2.
Komunizm był tylko wychwalany przez sekty nieprzyjazne chrystianizmowi,
a mianowicie przez neoplatoników, najzagorzalszych obrońców upadającego
pogaństwa. Rzeczpospolita komunistyczna była [...] ideałem doskonałości,
którego używano na zbicie chrystianizmu. Życie wspólne na zasadach
kościoła, daje się widzieć tylko
w klasztorach, ale to życie, jak zobaczymy, nie jest wcale komunistycznym.
[...]
Nie mamy zamiaru przechodzić historii zakonów. Idzie
nam jedynie o pokazanie, że życie materialne było z nich wydalone.
Stawieni naprzeciw chuci pogaństwa i zepsutej społeczności cywilnej,
zakonnicy uważali za zbrodnię wszelką przyjemność, zapomnieli, że
byli synami, mężami, braćmi, ojcami, oddalili się od rodzin, kraju
i ludzkości w nadziei dostąpienia doskonałości chrześcijańskiej.
Taki stan rzeczy, podkopujący osobistość człowieka, mógł się utrzymać
tylko za pomocą zupełnego wyrzeczenia się siebie i poświęcenia wolności.
Dlatego posłuszeństwo bezwzględne było cnotą zakonną. Zrazu śluby
nie były wieczne; kiedy to się stało, zakonnik zamienił się niemal
w niewolnika klasztoru, albowiem prawo krajowe wykluczało go na
zawsze od społeczności świeckiej. Przy takim zniszczeniu osobistości
dążenie zbiorowe musiało się szeroko rozwinąć. Wiele klasztorów,
dając się unosić pobudkom świeckim, dążyło do przewagi politycznej.
Papieże musieli karcić często dumę zakonników albo ukrócić ich zdrożności.
[...]
Komunizm
starożytny kładł na pierwszym miejscu zaspokojenie potrzeb zmysłowych
i dla nich poświęcał własność i moralność, kiedy klasztory wyrzekły
się wszystkiego, co było cielesnym. Zakonnicy dążyli do doskonałości
moralnej i życie wspólne było tylko dla nich środkiem oddalenia
się od obowiązków światowych.
Komunizm był przesadzeniem zmysłowości, a klasztory przesadzeniem duchowości
życia. Sprzeczność nie jest mniejsza pod względem ekonomicznym. Zakony nie kusiły się o rozwiązanie
zagadki, czy własność może być zniesioną, a indywidualna praca zastąpiona
przez pracę wspólną. Istniały one pośród społeczności świeckiej,
opartej na własności, i żyły z jej datków, były nawet same właścicielami.
Komunizm nie jest tak ograniczony. Zamierza on zaprowadzić wspólność
wszędzie i między wszystkimi rodzajami mieszkańców, kiedy klasztory
zaprowadzały ją jedynie między wybranymi uczniami. Pomimo myśli
religijnej, która je zagrzewała, klasztory musiały wydalać ze swego
łona członków, dla których życie wspólne stawało się nieznośnym,
a komunizm pochlebia sobie, że w imię jednej namiętności przytłumi
opozycję i zaspokoi wszystkich. Doświadczenie pokazało, że życie
klasztorne wymaga despotycznej dyrekcji jednego; to samo więc musiałoby
być zaprowadzone w komunizmie.
W klasztorach bezżeństwo było warunkiem życia wspólnego,
w komunizmie musiałoby to zastąpić zniesienie familii i zaprowadzenie
wspólności kobiet3. [...]
[...] (Tymczasem) jeżeli gdzie, to
w komunizmie religijny obowiązek powinien być dzielną pobudką, a
przecież przykłady, jakie przedstawialiśmy, przeczą temu zupełnie.
Wszędzie potrzeba było despotyzmu, aby zmusić członków do pracy.
Despotyzm ten, czerpał siłę we współczesności zwyczajnej, pośród
której się utrzymywał, a nie w społeczności komunistycznej. [...]
Przedstawiliśmy dzieje komunizmu, bo inaczej charakter
i następstwa jego byłyby niezrozumiałe. Pozostaje nam teraz zatrzymać
się nad komunizmem na ziemi polskiej i słowiańskiej. [...]
Zaiste, jeżeli historia przedstawiała różne przykłady
komunizmu, to sicz zaporoska bynajmniej im nie ustępuje. Znajdujemy
tutaj wszystkie charaktery wspólności. Wyjąwszy rzeczy ruchome,
własność indywidualna nie istniała. Ziemia rozdzielana była w częściach
równych i corocznie. Był ogólny rozkładacz przychodów i majątków.
Władza jego wystawiona była na kabały, ale kiedy była uznana, zamieniała
się na despotyczną. Religia mało obchodziła, sztuki i nauki były
wygnane. Przywłaszczenie ziemi było niepodobne, bo nie było familii,
to jest pobudki do przywłaszczenia. Kozacy, jak socjaliści francuscy,
czuli, że przy familii wspólność byłaby niepodobna. Aby to niebezpieczeństwo
oddalić, wykluczyli kobiety, kiedy socjaliści zaprowadzają
wspólność kobiet. Oba środki
prowadzą do jednego celu. Kozacy jednak byli wyżsi od socjalistów
francuskich, bo zrozumieli, że w komunizmie praca jest bez pobudki,
a zatem niepodobna. To samo przekonanie panowało w Sparcie. Spartanie
żyli z pracy helotów, Kozacy z rabunku, a socjaliści francuscy chcą
żyć z pracy uprzyjemnionej. Jak widzimy, środki są różne, ale skutek
był i będzie ten sam, to jest brak pracy. Praca bowiem najbardziej
uprzyjemniona nic znacznego nie wyda. Zaporoże stwierdzało słowa
Proudhona: Kozak dał się zabić za brata, ale pracować za niego uważał
za spodlenie.
Kozaczyzna
zaporoska jest jedynym śladem życia wspólnego na ziemi słowiańskiej.
Poza tym przykładem nic innego nie widzimy. Skąd więc wyrodził się
komunizm polski Mickiewicza, Lelewela, Wielogłowskiego, Trentowskiego
i Ludwika Królikowskiego? Z naśladownictwa szałów cudzoziemskich,
z nadwyrężenia sądu o dobrym i złym, z rozkiełznania wyobraźni,
z nieznajomości historii. [...]
Dość już szałów socjalnych, dość projektów komunistycznych.
Mickiewicz powiedział, że Polska była zawsze gruntem, na którym
teorie obce szukały realizacji. Jest to prawda niestety: Polska
w epoce reformy religijnej wydana była na pastwę wszystkich szarlatanów;
ale nie mniej jest prawdą, że żaden system cudzoziemski u nas się
nie ustalił, bo go potępiało sumienie publiczne
i usposobienie narodu. Śmiało głosimy, że żaden falanster u nas
by się nie utrzymał. Proponował go już Jan Czyński, uczeń Fouriera,
i śmiech wywołał. Jedyny środek postępu w Polsce widzimy na drodze
indywidualnej własności, na zniesieniu pańszczyzny, która jako praca
przymusowa jest złą i upodlającą. Co
w rzeczy samej przyprowadziło rolnictwo polskie do upadku? Oto poniżenie
indywidualności włościan, zaprowadzenie na wielką skalę pańszczyzny
i zamienienie wiosek w rodzaju falansterów, albo komunizmu pod kierunkiem
szlachty. [...]
Polsce nie brak więc komunistów, nie komunistów z
biedy, lecz z teorii, komunistów najniebezpieczniejszych, bo ich
otacza urok bezinteresowności, sprawiedliwości i ludzkości. Przyprowadziło
ich do tego błędu naśladownictwo obcych, rozkiełznanie wyobraźni
i niedostateczne zgłębienie naszej społeczności, ale także tradycyjne
dążenie Polski do równości. Wiadomo, że
z ustaleniem się naszych sejmów, szlachta polska miała na głównym
względzie równość. Dążąc do tego celu, napotykała nieprzełamane
trudności, spostrzegała nawet niepodobieństwo,
a przecież biegła fatalnie po drodze, którą sobie wytknęła. Stąd
wypłynęła największa część naszych waśni domowych, stąd wylęgła
się obieralność królów i anarchia, stąd wyszła także zazdrość do
ustalonych wyższości, obawa wojska regularnego, skarbu, podatków,
nauki, trybunałów, ozdób honorowych, godności itd. Od upadku Polski
społeczność nasza wyszła z ciasnych granic szlachectwa: mieszczanie
i włościanie przypuszczeni zostali do życia obywatelskiego; ale
mnożąc swą potęgę, dążenie do równości nie wygasło w piersiach naszych.
To nam tłumaczy skłonność, jaką czuła zawsze Polska do Francji,
żywiącej to samo usposobienie do ducha rewolucyjnego, do socjalizmu,
a na koniec do komunizmu, ostatniego owocu bezwzględnej równości
i ultrademokracji. Aby uniknąć nieszczęść takiego dążenia, trzeba
przypatrywać się pilnie przemianie wyobrażeń, jakiej doznała Francja
od ostatniej rewolucji.
Francja, dotykając za pomocą komunizmu do ostatniego
krańca zasady równości, spostrzegła się, że równość przesadzona jest anty-socjalna i prowadzi
do barbarzyństwa; że taka
równość jest nadto przeciwna
wolności. Że tak jest w istocie, pokazują to stronnicy Rzeczypospolitej demokratyczno-socjalnej,
którzy
w miejsce wolności kładą
wyraz solidarność. Postępować podobnie jest to nie rozumieć natury
ludzkiej. W porządku moralnym wyobrażenie równości nie jest wcześniejszym
od wolności, przeciwnie jest tylko jej następstwem. Człowiek, schodząc w swą duszę, czuje się wolnym, niepodległym,
odpowiedzialnym za czyny, czuje, że ma prawo, i łamie przeszkody,
które w swej działalności spotyka. Wolny w oczach psychologii człowiek
chce być także wolnym w życiu politycznym. Wolność jest więc jego
pierwszym prawem, które społeczność winna mu zapewnić. Otóż to prawo
do wolności jest wspólne wszystkim; żaden człowiek nie może być
pozbawionym jego na korzyść innych. Stąd wychodzi zasada równości
politycznej. Tak zrozumiana równość, to jest równość w obliczu prawa,
jest tylko rękojmią wolności
każdego. Równość w obliczu prawa nie niszczy nierówności biednego
i bogatego, słabego i silnego, ale ułatwia każdemu rozwinięcie zdolności,
pozwala nam zająć miejsca podług naszej zasługi.
Najszanowniejszym objawem wolności człowieka jest
własność i familia. Własność, będąc wynikiem pracy, pokazuje wyższość
rozumu nad materią, a familia zaspokaja dążenie moralne serca. Z
familii i z prawa rozporządzania własnością idzie dziedzictwo. Własność,
familia i dziedzictwo stają się tym sposobem warunkiem pracy człowieka
i narodu, warunkiem wzrostu
i oświaty państw. Inaczej się dzieje, kiedy stawiamy równość przed
wolnością, kiedy uważamy równość za cel
społeczny, a nie za środek.
Wtedy mnożą się trudności i sprzeczność dąży do barbarzyństwa. Zaprzeczenie
wolności, ostatnie następstwo zasady równości, wiedzie do despotyzmu,
do ograniczania pracy i produkcji człowieka do maksimum, do podatków
postępowych
i zbytkowych, do środków samowolnych, które wyzuwają obywateli z
praw, do prawa do pracy, do jałmużny, a kiedy to nie wystarcza,
do obalenia własności i familii. Wtedy wolność staje się ofiarą:
człowiek staje się poddanym abstrakcji zwanej państwem, niewolnikiem
władzy trudniącej się wszystkimi jego czynnościami. Wtedy, aby obronić
się przeciw naturalnemu dążeniu indywidualności, państwo zaprowadza
wspólne wychowanie dzieci, wspólne kuchnie, przepisuje książki,
wydala nauki, sztuki itd. W tym stanie społeczności człowiek staje
się narzędziem, numerem bez woli i myśli, bez żadnej pobudki do
pracy, co prowadzi do zbękarcenia ludu. Aby uniknąć tych następstw,
socjaliści starają się czynić pracę przyjemną albo budzić poświęcenie,
co jest sprzecznością, albowiem poświęcenie
pochodzi z indywidualizmu człowieka.
Rozdział przychodów napotyka najwięcej trudności. Toteż socjaliści dzielą się w tym względzie na różne obozy. Jedni zaprowadzają wspólność
ogólną, drudzy ograniczają ją do gmin. W każdym razie niepodobieństwo
jest nie do zwalczenia,
a upadek państwa następstwem. [...]
Komunizm przemawia ciągle w imię ludu, a do polepszenia
jego losu w niczym się nie przyczynia. Dzieje nas uczą, że postęp
i dobry byt ludu nie są związane z komunizmem. Ratunek nędzy jest
dziełem trudnym: jest to praca, której ludzkość nigdy nie sprosta,
a którą komunizm utrudnia. Ratunek nędzy zależy od postępu na drodze
rozsądnej demokracji, która zapewnia każdemu wolność, która szanuje
prawa indywidualne bez poświęcenia interesu narodu. Ratunek zależy
od rozszerzania kredytu, ducha stowarzyszenia, kas oszczędności,
miłości pracy, co nie może się obejść bez ubezpieczenia własności,
najsilniejszej dźwigni produkcji. Ratunek zależy jeszcze na postępie
oświaty, ulepszeniu edukacji, zwrotu do religii, moralności i ducha
familijnego, źródła wszelkich cnót, tak domowych, jak publicznych.
Nie, komunizm nie zniesie trudności społecznych i
nie przyczyni się do ich zmniejszenia, o co powinien się starać
każdy rząd narodowy i światły. W Polsce trudności są mniejsze; nędza
pochodzi tylko z braku oświaty, kredytu, komunikacji, opieki publicznej
i wolności pracy. Polska znajduje się w tym samym położeniu, w jakim
znajdowała się Francja przed rokiem 1789. Nasza własność gruntowa
jest zmazaną jeszcze wielu nadużyciami, wielką przemocą, gdzieniegdzie
nawet gwałtem. Oczyśćmy ją
z nadużyć i niesprawiedliwości, zrzućmy z gruntów włościańskich
pańszczyznę, uświęćmy tak oczyszczoną własność, odbudujmy instytucje
gmin wiejskich, jak to próbowano za Księstwa Warszawskiego, zreorganizujmy
cechy na zasadach wolności,
a trafimy na drogę postępu racjonalnego, którego nic sparaliżować
nie zdoła, bo składamy naród świeży, nie przeludniony, moralny,
religijny i jeszcze tylko rolniczy. Nie, komunizm nie usunie u nas
trudności, nie oswobodzi włościan i nie wzmoże naszej potęgi. Komunizm
Mickiewicza, Wielogłowskiego, Trentowskiego
i Królikowskiego poniżyłby do reszty włościan, zaprowadziłby obrzydły
despotyzm i upodliłby naród. Nie spuszczajmy z uwagi, że niepodległość, wolność,
własność i familia są nieśmiertelnymi warunkami każdego społeczeństwa, że te
warunki podkopuje komunizm, że zaprowadza pracę przymusową, rodzaj
pańszczyzny, która przywiodła nasze wioski do upadku. Nie spuszczajmy
z uwagi, że despotyzm wypływający z woli gromadnej, wystawionej
zawsze na różne kabały, jest jeszcze nieznośniejszym od samodzierstwa.