Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Krzysztof Kawalec - Narodowa Demokracja, Kościół, religia...
.: Data publikacji 16-Wrz-2005 :: Odsłon: 3515 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

O relacjach, zachodzących między Narodową Demokracja a Kościołem katolickim oraz jego nauką mówić trudno z kilku powodów. Jak w każdej sprawie, gdzie przedmiotem ocen są postawy różniących się od siebie ludzi oraz dokonywane przez nich osobiste wybory, łatwo o uproszczenia. Obóz narodowy był środowiskiem dużym i zróżnicowanym wewnętrznie, a reprezentowane przezeń stanowisko ani nie było jednolite, ani stałe. Jeśli zestawić wysunięty w latach trzydziestych w obrębie środowisk młodzieżowych postulat "katolickiego państwa narodu polskiego" z poglądami ludzi uformowanych w klimatach pozytywistycznych (a dotyczy to twórców ruchu) - to dzieli je przepaść. Współcześnie, w potocznej opinii, zgodnie z którą pojęcia "endecji" i "Polaka-katolika" kojarzy się ze sobą - różnice są albo nie dostrzegane, albo też sprowadzane do szczególnego rodzaju manipulacji, jakiej dopuścić się mieli ludzie religijnie indyferentni, gotowi sięgnąć po każdy argument ułatwiający agitację polityczną. Tendencja ta rzutuje silnie w szczególności na oceny ogłoszonej w 1927 roku broszury Dmowskiego pt. "Kościół, naród i państwo". Nie są od niej wolne także liczne opracowania naukowe - co dobrze ilustruje złożoność problemu. Drugie spośród istotnych źródeł trudności związane jest ze skutkami upływu czasu. W stosunku do okresu przedwojennego zmieniła się perspektywa, wedle której dokonuje się ocen różnych aspektów angażowania się w poczynania polityczne ludzi wierzących. W sposób szczególny dotyczy to poczynań oraz koncepcji, determinowanych dążeniem do stworzenia "katolickiego" czy "chrześcijańskiego" systemu politycznego oraz społecznego. Współcześnie - także w opinii większości związanej z Kościołem inteligencji - są one traktowane wybitnie nieufnie, jako przejaw polityczno-religijnego integryzmu, współodpowiedzialnego za wytworzenie się klimatu sprzyjającego poglądom oraz postawom skrajnym. W tym względzie klimat dwudziestolecia międzywojennego, w tym zwłaszcza drugiej połowy lat trzydziestych, była inny - chociaż sięgając do gazet z tamtego czasu można zetknąć się także z opiniami i ocenami, które korespondują z problemami naszych czasów. Taki charakter miało np. dość powszechne po I wojnie światowej wrażenie zachwiania się tradycyjnych autorytetów i wartości; podobnie skargi na relatywizm, zachwianie hierarchii społecznej oraz hierarchii wartości. Częścią tej atmosfery były tęsknoty za autorytetami stabilnymi i trwałymi - przejawiające się z taką intensywnością i w takich formach, które nie mają już współczesnych odpowiedników. Wywierały silny wpływ na zachowania polityczne; w trudny do przecenienia sposób przyczyniając się do załamania się demokracji parlamentarnej i wprowadzenia rodzimego modelu rządów autorytarnych. Kult Piłsudskiego w równej mierze wynikał z uznania dla jego zasług; jak i stanowił funkcję sygnalizowanych oczekiwań i potrzeb [1] . W przypadku środowisk opozycyjnych kult przywódcy - jakkolwiek analogicznych zjawisk pojawiły się w działalności wielu grup - z natury rzeczy nie mógł odgrywać porównywalnej roli - stąd też poszukiwania autorytetu przejawiały się na ogół w formach bardziej wysublimowanych. Do takich należała coraz silniejsza ideologizacja aktywności politycznej - zaznaczająca się właściwie we wszystkich środowiskach politycznych, nie wyłączając także ruchu ludowego. Zaznaczała się ona w różnych formach - także w postaci zainteresowania religią i Kościołem [2] . Dla wielu postaci i środowisk odległych nawet od Kościoła katolickiego mógł on - zwłaszcza w swojej przedsoborowej postaci - uosabiać autorytet instytucji odwiecznej, spoiście powiązanej z dziedzictwem cywilizacji europejskiej, w Polsce zaś dodatkowo pełniącej rolę instytucji zasłużonej dla podtrzymywania narodowej odrębności. Inna rzecz, że zasługi owe widziano raczej na prawicy. Naturalność związków Kościoła i tej ostatniej wynikała ze zbieżnej w znacznym stopniu oceny społecznych zagrożeń, jak i z siły, a co za tym idzie atrakcyjności, środowisk prawicowych. Bez względu na ich skłanianie się do nieufnie w kręgach kościelnych traktowanego nacjonalizmu integralnemu, mogły one zaoferować perspektywę stabilnego oparcia o masowy prąd społeczny. Pewne swej siły, nie musiały szukać oparcia w Kościele jako sposobu na rozwiązanie własnych kłopotów: rozbicia, braku sukcesów organizacyjnych itp.- w tym względzie trudno się kusić o kreślenie nawet przybliżonych analogii miedzy czasem sprzed roku 1939 a dniem dzisiejszym. Różnice doktrynalne między nauką Kościoła a ideologią obozu narodowego, chociaż znaczące, nie tworzyły bariery. I tak, jeżeli Kościół był wówczas bardzo krytyczny wobec najszerzej rozumianego dziedzictwa rewolucji francuskiej - potępiając zarówno liberalizm, jak i socjalizm - to jego stanowisko wobec nacjonalizmu, chociaż również nieufne, było o wiele bardziej zniuansowane. Dość wskazać na zasadniczo pozytywny stosunek do dążeń narodowych [3] . Płaszczyznę sporu doktrynalnego z nacjonalizmem wyznaczały nie tyle różnice między uniwersalistycznym przesłaniem Kościoła a partykularyzmem ruchów narodowych, ile zastrzeżenia wobec tych cech nowoczesnych doktryn nacjonalistycznych, które czyniły z nich "religie" świeckie. W tym względzie poszczególne środowiska odwołujące się do haseł narodowych zasadniczo się od siebie różniły. Odwołując się tu do pojęć wprowadzonych do naukowego obiegu przez Bogumiła Grotta [4] , istniały nacjonalizmy pogańskie - odwołujące się do mistyki rasowej (jak narodowy socjalizm niemiecki) lub głoszące prymat polityki w sposób wywołujący podejrzenia o utylitarny stosunek do religii (jak monarchiści francuscy spod znaku L'Action Française) - oraz chrześcijańskie, w których prymat idei narodowej w sposób bardziej lub mniej konsekwentny ograniczony był do sfery politycznej oraz społecznej (nie zaś światopoglądowej), przy uznaniu roli odgrywanej w życiu społecznym przez religię. W Polsce nacjonalizm prezentowany przez Narodowa Demokrację był wyraźnie bliższy tej drugiej ewentualności. Nawet dla najstarszego, ukształtowanego w pozytywistycznym duchu, pokolenia przywódców Narodowej Demokracji problem relacji między religią a ideą narodową sprowadzał się raczej do swoistego rozgraniczania sfer wpływów między wartościami - z których żadnej nie kwestionowano - niż wyboru między nimi. Z czasem, w opinii młodszej generacji przywódców samo istnienie granicy dzielącej sferę religię od politycznych celów ruchu stało się problematyczne. Coraz silniejsze akcentowanie prymatu religii ponad sferą polityczną doprowadziło do zakwestionowania autonomii tej ostatniej. Ilustracją była m.in. głoszona w obrębie Obozu Narodowo-Radykalnego formuła "prawd bezwzględnych" - określająca, że drogą do Boga jest praca dla narodu. Stanowiła ona przecież tylko przejaw sposobu myślenia rozpowszechnionego szerzej, także wśród tych młodych działaczy, którzy pozostali przy Stronnictwie Narodowym [5] .

Za początek drogi, punkt zwrotny, a zarazem symbol ewolucji, jaką ruch przeszedł, uważana jest sygnalizowana już broszura Dmowskiego, "Kościół, naród i państwo". Szersze jej tło wyznaczały dwa konteksty. Po pierwsze, prowadzone równolegle w obrębie obozu narodowego poczynania konsolidacyjne oraz organizacyjne. W zmienionych po przewrocie majowym warunkach środowisku zależało bardzo na pozyskaniu Kościoła - i jeśli wierzyć dokumentacji o proweniencji policyjnej, ten właśnie wzgląd decydował [6] . Drugi spośród istotnych kontekstów - to potępienie przez Stolicę Apostolską grupy "L'Action Française". Miała ona sympatyków w obrębie obozu narodowego w Polsce. Stanisław Kozicki, rekonstruując po latach początki działalności obozu narodowego, działalność monarchistów francuskich oraz ich przywódcy, Charlesa Maurrasa, umieścił - obok nacjonalistów włoskich Enrico Corradiniego - w tym samym nurcie, w jakim sytuował działania własnego środowiska. Sam Dmowski miał okazję poznać Maurrasa krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej [7] . Biorąc pod uwagę miejsce, zajmowane przez obóz narodowy na scenie politycznej w odrodzonej Polsce, przyjęcie przezeń kursu antyklerykalnego było mało prawdopodobne - choć dla porządku należy odnotować obecność w publicystyce środowisk głosów postulujących swego rodzaju sekularyzację ideologii - a zatem pójście środowiska w kierunku przeciwnym, niż ten, który wytyczyło ukazanie się broszury Dmowskiego. Nie polemizując z tymi opiniami wprost, Dmowski wykazywał jednak ich niestosowność, i to poprzez odwołanie się do pojęć właściwych nacjonalizmowi integralnemu. W tym kontekście szczególną wagę miało niezwykle mocne zaakcentowanie związku Kościoła i narodu. "Katolicyzm - podkreślał Dmowski - nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła jest niszczeniem samej istoty narodu" [8] .

Trudno przeczyć, że opinia ta, podobnie jak wspierający ją szerszy wywód - wraz z sugestywną diagnozą źródeł kryzysu cywilizacji europejskiej - powiązana była spoiście z polityczną ofertą pod adresem Kościoła w Polsce. Mimo rozmaitych wątpliwości i zastrzeżeń [9] , ogólnie jednak w kręgach kościelnych przyjęto wypowiedź tę ciepło - o wiele przychylniej od wcześniejszych enuncjacji ideowych obozu narodowego. Podkreślano, że mimo różnych niekonsekwencji, kierunek ewolucji środowiska jest właściwy. Oceniając stanowisko Dmowskiego, warto zwrócić uwagę na jego ciągłość. Właściwie trudno wskazać w jego broszurze elementy nowe, nieobecne we wcześniejszej jego publicystyce - co najwyżej można mówić o pewnym, też nie rewolucyjnym, przesunięciu akcentów. Już przed pierwszą wojną światową Dmowski podkreślał znaczenie religii i Kościoła jako potężnych czynników narodowej jedności - tutaj jedynie uczynił ten motyw jednym z najważniejszych, określających kształt całości koncepcji politycznej.

Uważna lektura broszury dowodzi, że Dmowski zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw zbyt silnych związków między religią a poczynaniami politycznymi i starał się nie zajmować stanowiska zbyt skrajnego. Podkreślając, że społeczeństwo katolickie widzi w religii nie tylko sprawę jednostki, "ale także rodziny i narodu", Dmowski zastrzegał, że ta sama opinia nie zgodzi się, "ażeby państwo zbyt daleko swój przymus w tym względzie rozciągało". "Poczucie religijne i moralne - napisał w innym miejscu cytowanej broszury - nakazuje wiele rzeczy uważać za złe i pragnie je usunąć, ale poczucie prawne nie pozwala w każdym wypadku do usunięcia zła używać przymusu państwowego. Przymus państwowy, zbyt szeroko stosowany, może pociągnąć za sobą o wiele większe zło od tego, które się chce usunąć" [10] . Podobną wymowę miał kończący broszurę passus, przypominający, iż "polityka jest rzeczą ziemską", a używanie "religii i Kościoła do celów im obcych, (...) przyniosło większe szkody, niż walka prowadzona przeciw religii przez jej wrogów" - połączony z przypomnieniem Kościołowi, jak niefortunne dla niego samego skutki miało zaangażowanie się przeciw ruchowi ludowemu na terenie byłej dzielnicy austriackiej [11] . Można widzieć w nim także rodzaj memento pod adresem własnego środowiska, by rywalizując z innymi orientującymi się na Kościół środowiskami, przede wszystkim chadecją, nie dało się wciągnąć w jałową licytację gorliwości religijnej i nie próbowało zasłaniać się Kościołem przy realizacji własnych poczynań. Ocena, w jakiej mierze to przestrogi te zostały zrozumiane i zadziałały, to problem odrębny. Jak często bywa z dokonującymi się żywiołowo procesami społecznymi, kierują się one własną dynamiką i nie zawsze potrafią utrzymać w ramach, w jakich chciano by je widzieć.

Szerokie echo, jakie broszura Dmowskiego wzbudziła, wzięło się stąd, że zawarte w niej tezy korespondowały z dokonującym się żywiołowo powrotem do religii środowisk, które wcześniej, pod wpływem liberalnych klimatów pozytywizmu, od niej odeszły. Szerszy kontekst owego zjawiska stanowiła zmieniona po wojnie atmosfera umysłowa. w której - w obliczu globalnych zagrożeń - skrajny ekskluzywizm narodowy na modłę Zygmunta Balickiego czy monarchistów francuskich spod znaku Charlesa Maurrasa mógł wydawać się anachroniczny [12] . Dość liczne jeszcze w polowie lat dwudziestych w obrębie ekstremistycznych środowisk młodzieżowych głosy dokumentujące poczucie dystansu wobec religii stopniowo zanikały; za reprezentatywną dla opinii młodego pokolenia narodowców uznać można opinię Wojciecha Wasiutyńskiego, wyrażoną w początkach lat trzydziestych. Na łamach współredagowanego przez siebie studenckiego pisemka tak oto przedstawił przyczyny powrotu młodzieży endeckiej na łono Kościoła: "Pierwsza z nich - pisał - to upadek wiary w naukę i materializm, druga to odbudowanie autorytetów i niechęć do partyzantki duchowej, trzecia to nacjonalizm młodego pokolenia. (...) Szukając najsilniejszych spoideł narodu, natrafiliśmy na kościół. Nie tylko był on związany integralnie z naszą tradycją, nie tylko był najgłówniejszym bodaj źródłem naszej kultury narodowej, ale był niesłychanie potężnym wiązaniem naszego życia narodowego. Starsze pokolenie narodowców zainteresowało się kościołem jako instytucją społeczną, ale pokolenie najmłodsze nie szuka już w kościele tylko sprzymierzeńca do walki z prądami rozkładowymi, znalazło w nim ten autorytet moralny, którego mu jeszcze było brak" [13] . Podobnych wypowiedzi było więcej. Wydaje się, że dla niektórych działaczy endeckich młodszego pokolenia autorytet Kościoła tkwił w równej mierze w systemie wskazań etycznych, tradycji oraz związkach z polskością, co w potędze instytucji, jej hierarchicznej strukturze oraz ujęciu nauki w sztywne ramy dogmatów [14] .

Trudno przeczyć, że nasilająca się w poczynaniach środowiska tendencja autorytarna wspierała zainteresowanie Kościołem. Charakterystyczna wydaje się podatność tworzącej się formacji "katolicko-narodowej" na obecne w katolickiej myśli społecznej wątki antyliberalne, w tym w szczególności motyw agresywnej krytyki masonerii - we wcześniejszej myśli endeckiej nieporównanie słabszy. Niechęć do obu Międzynarodówek robotniczych, zaznaczająca się w obrębie środowiska z wielką siła i wcześniej, otrzymała podbudowę w rozbudowanej mitologii, pozwalającej sprowadzać wszystkich wrogów do jednego środowiska. Eksponowanie powiązań między organizacjami wywrotowymi a środowiskami liberalnymi, przy akcentowaniu niechęci do Kościoła jako wspólnej cechy wrogów cywilizacji, stanowiło stały motyw w propagandzie prawicy posługującej się "katolickim" szyldem - endecja raczej przyswoiła go sobie, niż wynalazła. Jako ruch o dużych wpływach i znaczącej dynamice mogła jedynie nadać tego rodzaju poglądom stosownie szerszy rezonans. Antyliberalne wątki, obecne w publicystyce środowisk katolickich, uległy w propagandzie obozu narodowego wzmocnieniu poprzez przywoływanie tradycji Kościoła wojującego (w tym krucjat); niekiedy także powoływanie się na sztywność Kościoła w sprawach wiary jako uzasadnienie dla zwalczania przeciwników politycznych w sposób bezwzględny [15] .

Był to wszakże jeden tylko z wielu aspektów dokonującej się w obrębie środowiska ewolucji i - należy to podkreślić - jedyny, gdzie zaznaczył się ściślejszy związek tendencji skrajnych oraz zainteresowania Kościołem. Stąd też poglądy tych badaczy, którzy widzą w owych związkach po prostu jeden z przejawów ewolucji środowiska w kierunku skrajnym [16] wydają się przesadne. Nie uwzględniają ani zmienionych po maju 1926 r. warunków działania politycznego, ani też tych aspektów ewolucji doktryny środowiska, gdzie wpływ religii albo nie wpływał na kierunek zmian, albo działał w sposób łagodzący. W obu wypadkach mamy do czynienia z czynnikami o istotnym znaczeniu dla rekonstrukcji całego obrazu. Wobec ograniczenia znaczenia Sejmu po przewrocie, trzymanie się metod działania właściwych liberalnej demokracji przestało być receptą na sukces polityczny; nawet na ograniczoną skalę. Wszystkie znaczące ugrupowania polityczne z czasem musiały dostosować się do zmienionych reguł gry. Jedne czyniły to z oporami, innym - jak obozowi narodowemu - przystosowywanie się do nowych reguł gry przychodziło łatwiej, w każdym wypadku jednak zmiana taktyki pociągała za sobą z czasem także zmianę filozofii politycznego działania. W rezultacie artykułowane w obrębie środowiska poglądy pochodzące z początków lat dwudziestych oraz późniejsze o lat kilkanaście trudno w ogóle porównywać, a kojarzenie zachodzących zmian z jednym tylko czynnikiem - w tym wypadku pogłębiającą się klerykalizacją - nie jest uzasadnione. Pogłębiająca się klerykalizacja środowiska była z pewnością procesem ważnym, ale nie w takim stopniu, by abstrahować od skutków funkcjonowania reżimu autorytarnego, a także czynników o znaczeniu ogólniejszym (w tym wpływu cywilizacyjnego I wojny światowej), wreszcie generacyjnych, związanych z przejęciem kierownictwa obozu narodowego przez młodych działaczy. Dla oceny poglądów i postaw tych ostatnich opinie wyrażane przez Stanisława Grabskiego, Romana Rybarskiego czy nawet Romana Dmowskiego jedynie w ograniczonej mierze służyć mogą jako punkt odniesienia - bardziej sensownym zabiegiem byłoby (pozostając na gruncie polskim) zestawienie ich z działalnością ich rówieśników bądź wychodzących poza struktury ruchu, bądź od początku działających poza nimi. O ile przed wykrystalizowaniem się formacji katolicko-narodowej Narodowa Demokracja stanowiła jedyną liczącą się siłę odwołującą się do nacjonalizmu, to w latach trzydziestych sytuacja przedstawiała się zasadniczo odmiennie [17] . Istnieje zatem sporo punktów odniesienia; jeśli zaś chcemy przedmiotem analiz uczynić wpływ wywierany na środowisko przez Kościół i religię, to bodaj najlepszym byłaby - nacjonalistyczna i antyklerykalna - grupa "Zadrugi". Środowisko to czeka dopiero na swoją monografię [18] . Jakkolwiek na zagospodarowanej już scenie politycznej nie zdołało się przebić, o wiele głębszy wpływ wywarło na myśl polityczną. Już choćby z tego powodu zasługuje na to, by stać się obiektem penetracji badawczej. Był to ruch ekstremistyczny - na tle szerokiej już w końcu lat trzydziestych palecie środowisk nacjonalistycznych wyróżniający się skrajnością poglądów. W jego ocenie (a podobne opinie pojawiały się także w enuncjacjach innych środowisk) zasadniczą słabością formacji narodowo-katolickiej bynajmniej nie był ekstremizm, ale przeciwnie niedołęstwo i połowiczność, mające swoje źródła w skażeniu katolickim personalizmem. Optyka dominująca dziś jest oczywiście odmienna i nie ma potrzeby przyjmować opinii powstałych w walce politycznej kilka pokoleń temu, trudno jednak przejść do porządku dziennego nad argumentami dobrze osadzonych we współczesnych (dla tamtej epoki) realiów. W drugiej połowie lat trzydziestych Kościół powszechny postrzegany był jako siła antytotalitarna - nawet w środowiskach mu niechętnych [19] .

O łagodzącym wpływie religii na koncepcje polityczne środowisk młodoendeckich można mówić w kontekście coraz silniejszego ich dystansowania się od rasizmu. Dostrzegając niekonsekwencje tej postawy, trzeba wszakże docenić, że - na równi z poczuciem zagrożenia polityką Niemiec - pociągała ona za sobą poczucie dystansu oraz nieufność w odbiorze poczynań ruchu hitlerowskiego. Rzutowała także na stanowisko w kwestiach takich jak stosunek do opieki nad upośledzonymi, niepełnosprawnymi, chorymi dziedzicznie, alkoholikami. Odrzucając wskazania modnej wówczas tzw. eugeniki negatywnej widziano w tych ludziach - dotyczy to także działaczy skłonnych do ekstremizmu - nie kłopotliwy margines, ale stały składnik normalnego społeczeństwa [20] . Wpływ religii wydawał się wyraźny, jeśli idzie o narastanie w obrębie środowisk młodzieżowych endeckich wątpliwości co do zasady omnipotencji państwa. Dobitnie ilustrował to przebieg dyskusji nad zaletami i wadami państw totalitarnych, toczącej się na łamach pism prawicowych na przełomie 1937 i 1938 r., a sprowokowanej ukazaniem się encykliki "Mit brennender Sorge". Spośród zagadnień mniejszej wagi wspomnieć warto o zakwestionowaniu wśród młodzieży studenckiej endeckiej mody na pojedynkowanie się - co motywowano stanowiskiem Kościoła w tej materii [21] .

Wpływ religii rzutował także na stosunek środowiska do kwestii żydowskiej. Jest to problem złożony. W bieżącej propagandzie antyżydowskiej praktycznie nie odwoływano się do motywacji religijnej - naturalnie, jeśli abstrahować od dystansowania się od rasizmu na wzór hitlerowski. Dominowała argumentacja ekonomiczna. "Żeby racjonalnie uzasadnić potrzebę zmagania się żywiołu polskiego z żydowskim - pisał w końcu lat trzydziestych Marian Seyda - [...] nie potrzebujemy i nie powinniśmy sięgać do teorii rasistowskiej [...], jak to czyni germański rasizm nordycki. Sprawa jest [...] jasna: naród polski chce na swej ziemi spokojnie żyć i rozwijać się, chce, by jego narastające pokolenia miały w ojczyźnie pracę i chleb [...]." [22] . Można byłoby zebrać u schyłku lat trzydziestych solidną antologię, złożoną z tego rodzaju wypowiedzi - enuncjacje młodych działaczy nie różniły się bowiem w swej wymowie od zacytowanej opinii współpracownika Romana Dmowskiego z czasów konferencji paryskiej. Kierując się potrzebą uwzględniania stanowiska Kościoła, nawet ekstremistyczni działacze dopuszczali możliwość asymilacji Żydów - podkreślając zarazem, że winna być ona ograniczona do przypadków jednostkowych... [23] Częste w wypowiedziach publicystycznych kwestionowanie szczerości nawróceń, co najmniej zaś podkreślanie, że chrzest stanowi akt zmiany wiary, nie zaś narodowości [24] , wyznaczało różnicę stanowisk Kościoła z jednej strony, a identyfikującej się z Kościołem we wszystkich innych sprawach formacji katolicko-narodowej z drugiej. Incydentalnie pojawiające się w propagandzie prasowej środowiska, szokująco dziś brzmiące, zarzuty wobec hierarchii kościelnej o jej rzekomy filosemityzm, czy choćby stanowisko nie dość sprecyzowane [25] - stanowiły zewnętrzny wyraz pojawiających się napięć. Czy istnienie tego rodzaju pretensji - jedynie w ograniczonej formie ujawnianych na zewnątrz - nie wskazywałoby, że także i w kwestii stosunku do Żydów wpływ religii był generalnie łagodzący? Nie mogąc przeciąć wrogości, której źródła tworzyła bieda, tonował - przynajmniej w pewnym zakresie - ujawnianie się bezwzględnej wrogości.

Ogólnie zatem rzecz biorąc, dokonany w obrębie obozu narodowego mariaż religii oraz wskazań politycznych stanowił zjawisko złożone, zrozumiale na tle szerszych procesów swojej epoki, z trudnością poddające się jednoznacznym ocenom.

 

Przypisy



[1]
Próbując wyjaśnić fenomen kultu Piłsudskiego, Czesław Bobrowski sięgnął aż do psychoanalizy, operując terminem: "transfer na ojca" (Czesław Bobrowski, Wspomnienia ze stulecia, Lublin 1985, s.38).

[2]
Szerzej na ten temat pisałem w ostatniej książce (Spadkobiercy niepokornych, Dzieje polskiej myśli politycznej 1918-1939, Wrocław 2000, s. 60-67, 202-213).

[3]
Dobrą jego ilustracją był przenikliwy komentarz jezuity, ks. Jana Rostworowskiego, zamieszczony w początkach 1923 r. na łamach "Przeglądu Powszechnego". Konstatując żywotność nacjonalizmów, podkreślał, że wprawdzie większość myślicieli katolickich chętniej operuje pojęciem państwa niż narodu stronie państwa - dzieje się to jednak za sprawą nie tyle doktryny (Kościół się tu bowiem oficjalnie nie wypowiedział), ile właściwego filozofii katolickiej konserwatyzmu. Autor komentarza miał wątpliwości, czy czas już przychylić się ku uznaniu prymatu narodu: nie tylko uznać fakty, ale i stojące za nimi prawo, zgodnie z którym, "co zresztą jest podstawą wszystkich na świecie konstytucji, (...) lud, czyli ogół obywateli państwa, jest z woli Bożej swoim najwyższym na ziemi panem (...)" (J.Rostworowski, Nacjonalizm, jego uprawnienia i etyczne granice, "Przegląd Powszechny" t. 157, 1923, s. 99-109). Jest to wypowiedź interesująca i warta przytoczenia także dlatego, że ilustruje, jak dalece odmienny był klimat wokół pojęcia narodu oraz pochodnych, w tym także nacjonalizmu.

[4]
Szerzej na ten temat patrz: Bogumił Grott, Nacjonalizm chrześcijański, Narodowo-katolicka formacja ideowa w II Rzeczypospolitej na tle porównawczym, wyd. III uzupełnione, Krzeszowice 1999.

[5]
Dowodziła tego kariera książki Adama Doboszyńskiego pt. "Gospodarka Narodowa" (przed wojną dwa wydania, w 1934 i 1936 r.). Szerokie echo, jakie wzbudziła próba stworzenia programu politycznego na podstawie pism św. Tomasza z Akwinu dobitnie ilustrowała, jak dosłownie mogły być traktowane nie tylko religijne nakazy, ale także nie mające tej rangi konstrukcje myślowe powstałe setki lat wcześniej.

[6]
Patrz np.: "Komunikaty Informacyjne Komisariatu Rządu na m. st. Warszawę, T.1, Warszawa 1991, s. 399; t. 2, Warszawa 1992, s. 77-79, 88. Patrz też: Roman Wapiński, Narodowa Demokracja 1893-1939. Ze studiów nad dziejami myśli nacjonalistycznej, Wrocław 1980, s. 270-271.

[7]
S.Kozicki, Historia Ligi Narodowej (Okres 1887-1907), Londyn 1964, s.453, 455, 480-482.

[8]
R.Dmowski, Kościół, naród i państwo, Pisma, t. IX, s.98. Zacytowana konkluzja wynikała spoiście z szerszego wywodu: "Bez tego, co zrobił chrystianizm i Kościół Rzymski w dziejach, nie istniałyby narody dzisiejsze - wskazywał .- Dziełem Kościoła było wychowanie indywidualnej duszy ludzkiej (...); on u kolebki dzisiejszych narodów europejskich, w pierwszej połowie średniowiecza, był w ogromnej mierze organizatorem państwa (...); on wreszcie niósł ludom wielkie dziedzictwo Rzymu (...)". Podobną pracę wykonał na ziemiach polskich, łącząc w jedną całość skłócone szczepy i rody. To samo czyniło i własne państwo "o ile samo istniało jako całość", wobec jednak burzliwych jego losów tym większą rolę odegrały instytucje Kościoła Powszechnego. Ich zasługą jest ocalenie narodu przed podziałem w okresie rozbicia dzielnicowego, reformacji, rozbiorów. Zewnętrzny punkt odniesienia dla tej opinii tworzyły sugestywne obrazy ścierania się laicyzmu ze światem tradycyjnych wartości, opartym o religię, oraz rywalizacji biednych, odrabiających dystans narodów katolickich z sytym, bezwzględnym, choć przeżywającym kryzys wewnętrzny światem protestanckim.

[9] Patrz np.: Ignacy Czuma, Kościół, naród i państwo, Kraków 1927.

[10] R.Dmowski, Kościół, naród i państwo, Chicago 1985, s. 32.

[11]
Ibid., s. 37.

[12]
Warto w tym kontekście przypomnieć charakterystyczną wypowiedź Dmowskiego, pochodzącą z połowy 1926 r. "Punkt widzenia narodowego pojęcia polityki, postawienie dobra ojczyzny ponad wszystkim, popieranie wszystkiego, co wzmacnia naród, i walka ze wszystkim, co go osłabia, nie może być naruszony (...). Musi wszakże ulegać zmianie pojęcie zasad, które nam ta naczelna zasada w naszych warunkach dyktuje. (...) Jeżeli cywilizacja europejska ulegnie rozkładowi i upadnie, to upadną wszystkie narody europejskie. Stąd prosty wniosek, że w dobie, gdy ta cywilizacja zaczyna być zagrożoną, zadaniem polityki, której najwyższym celem jest dobro narodu, staje się nie tylko bezpośrednia obrona tego dobra, ale również obrona cywilizacji europejskiej przed upadkiem" (Nacjonalizm i faszyzm, cz. IV, "Gazeta Warszawska Poranna", nr 202, z 25 VII 1926, s.3.

[13] W.Wasiutynski, Dlaczegośmy wrócili, "Akademik Polski", nr 6, maj 1931, s.9.

[14]
I tak, w opinii Jerzego Drobnika stanowił on ważny czynnik dyscyplinujący, "(...) w organizacji opartej na hierarchii i posłuszeństwie stanowiący antytezę liberalnego rozproszkowania" (J.Drobnik, Przesilenie współczesnej polityki, Poznan 1929, s.27) Patrz też: Władysław Folkierski, Mieczem i Krzyżem. Ernest Psichari: myśl, sztuka, życie, Poznań b.r.w., s. 80-81..

[15]
Za modelową ilustrację posłużyć tu może charakterystyczny wywód Jana Dobraczyńskiego z późnych lat trzydziestych. "Toczymy wprawdzie - pisał (1937) - walkę w sferze duchowej, ale nonsensem byłoby twierdzić, że można sferę zagadnień ducha oderwać całkowicie od sfery zagadnień materii [...] Gdy więc zwalczamy niebezpieczną ideę, wyznawaną i propagowaną przez człowieka lub grupy ludzi, uderzamy z konieczności [...] w człowieka materialnego i w jego dobra materialne. [..] Możemy tylko boleć, że nie możemy zwyciężyć idei destrukcyjnej bez zwyciężenia ludzi. którzy ją propagują, możemy boleć, gdy zastosowany przez nas środek skrzywdzi kogoś niewinnego bez naszej woli. Lecz walka jako środek nie jest środkiem złym. jeżeli jest zastosowany w odpowiedniej i należytej chwili; w takiej chwili natomiast bierność będzie środkiem złym - nawet nieetycznym. To więc - stwierdzał w konkluzji - nie cel uświęca środki, ale wartość środka zależy od wymogu chwili." (J.Dobraczyński, Nieistniejące konflikty, "Prosto z Mostu nr 28 z 20 czerwca 1937, s. 1).

[16]
W sposób najbardziej dobitny sformułował tę tezę Jerzy Janusz Terej. W jego opinii klerykalizacja obozu narodowego oraz jego faszyzacja były to zagadnienia nierozdzielne - "wzajemnie się uzupełniały, a nawet uwarunkowywały. Katolickość polskiego totalitaryzmu miała być i była jego cechą wyróżniającą, nadającą mu m.in. specyficznie polski kształt" (Rzeczywistość i polityka. Ze studiów nad dziejami najnowszymi Narodowej Demokracji, Warszawa 1971, s. 57).

[17]
B.Grott, op.cit., s. 47 i dalej; K. Kawalec, Narodowa Demokracja wobec faszyzmu 1922-1939. Ze studiów nad dziejami myśli politycznej obozu narodowego, Warszawa 1989, s. 211-219.

[18]
Wydana w Niemczech książka Stanisława Potrzebowskiego, "{Zadruga" - Eine volkishe Bevegung in Polen, Bonn 1982) prócz innych ułomności, zbyt mocno dostosowana była do oczekiwań niemieckiego odbiorcy.

[19]
Patrz: charakterystyczna wzmianka w pamiętniku Zofii Nałkowskiej, odnotowującej śmierć Piusa XI (Dzienniki, t. 4, cz. 2, Warszawa 1988, s. 391).

[20]
Adam Doboszyński, Gospodarka Narodowa, Wyd. drugie, Warszawa 1936, s. 311-312.

[21]
Por. Antoni Malatyński, Kodeks postępowania honorowego, Warszawa 1932, s. 47; Jędrzej Giertych, Zagadnienie pojedynku, "Wszechpolak" nr 24 z 11 lipca 1937, s. 1.

[22]
Nacjonalizm i rasizm, "Kurier Poznański", nr 344 z 31 lipca 1938, s. 1.

[23]
Patrz: Jędrzej Giertych, O wyjście z kryzysu, Warszawa 1938, s. 263.

[24]
Chrzest nie czyni z Żyda - Polaka, "Młody Narodowiec" nr 9 z 15 września 1938; Przykre zjawisko, "Warszawski Dziennik Narodowy" nr 357 z 31 grudnia 1938, s. 3; Jak rozwiązać kwestię żydowską w Polsce, "Wielka Polska" nr 4 z 27 stycznia 1935, s. 2; Marrani, "Myśl Narodowa" nr 2 z 8 stycznia 1939 r., s. 26.

[25]
A.Flis, Przebudowa społeczna Polski, "Wszechpolak" nr 8 z 5 marca 1939 r., s. 1; Żydowstręt czy żydostrach na kazalnicy, "Gazeta Narodowa" nr 47 z 20 listopada 1938, s. 4. Por. Jan Dobraczyński, Obowiązek antysemityzmu, "Myśl Narodowa" nr 6 z 6 lutego 1938, s. 81-83. W sposób precyzyjny pretensje te wyraził w niepublikowanych wspomnieniach działacz Stronnictwa Narodowego z Przemyśla, Włodzimiarz Bilan, pisząc uszczypliwie o wydawanym w Niepokalanowie "Małym Dzienniku", iż wbrew nakazowi Ewangelii "żądającej od ludzi, aby byli zimni lub gorący, nigdy letni [...], jakoś nie potrafiła zdobyć się na jednoznaczność... (U źródeł wrześniowej katastrofy, Biblioteka PAN, Kraków, rkps 7842, k. 108.

 

.: Powrót do działu II RP :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,072589 sekund(y)