Sądownictwo jest
tym sektorem władzy państwowej, który budzi dzisiaj wiele niepokojów
związanych z jego wyjątkowo niesprawnym funkcjonowaniem. Prawo do
sądu jest podstawowym prawem obywatelskim gwarantowanym wiążącymi
Polskę umowami międzynarodowymi. Wyraża je m.in. art. 6 Europejskiej
Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Dostęp
do sądu zagwarantowany jest też art. 77 ust. 2 Konstytucji RP. "Ustawa
nie może nikomu zamykać drogi sądowej dochodzenia naruszonych wolności
lub praw". Oczekiwanie
wiele lat na rozpatrzenie sprawy czyni dostęp do sądu iluzorycznym.
Kompromitacją sądów karnych trzeba nazwać występujące ostatnio przypadki
przedawniania się karalności przestępstw, o których popełnienie
sprawcy zostali oskarżeni w czasie umożliwiającym ich osądzenie. Do dyskusji nad stanem sądownictwa konieczną
jest refleksja nad zagadnieniami ustrojowymi.
Reforma ustroju państwa,
zapoczątkowana rozmowami przy Okrągłym Stole, warunkowana była zasadniczą zmianą miejsca sądownictwa
w strukturze władzy państwowej. W okresie komunizmu, tak jak w każdym,
systemie totalitarnym, obowiązywała doktryna jednolitej władzy państwowej.
Sądownictwo pozostawało nie tylko podporządkowane organizacyjnie
władzy wykonawczej reprezentowanej przez Ministra Sprawiedliwości
ale było w pełni podporządkowane władzy politycznej sprawowanej przez partię
komunistyczną. Nie byłoby możliwe zapewnienie sukcesu zamierzonym
reformom bez zagwarantowania niezależności sądów i niezawisłości
sędziów.
W doktrynie komunistycznej
w ogóle nie zwracano uwagi na rozróżnienie niezależności sądów od
niezawisłości sędziów. Tych dwóch problemów nie można jednak utożsamiać.
Słusznie A. Rzepliński zwracał uwagę na to, że w programach PZPR
oraz partii satelickich aż do roku 1988 nie można w ogóle znaleźć
wyrażenia "niezależność sądownictwa". Kierownicza rola partii w sądownictwie uzasadniona
była tym, że ustawodawstwo jest wyrazem woli proletariatu sprawującego
władzę. Partia ze swoim kierownictwem sprawuje władzę w imieniu
proletariatu. Musi więc mieć decydujący wpływ
na stosowanie ustaw. Niezawisłość
sędziowska jest najczęściej, tak było też w PRL, ustawowo deklarowana
i rozumiana jako niezawisłość
przy orzekaniu w konkretnej sprawie i zakaz ingerencji w konkretne
rozstrzygnięcia sądowe. W rzeczywistości tak rozumiana niezawisłość
była fikcją i to tak ze względu na wypadki bezpośredniej ingerencji władz politycznych przy rozstrzyganiu konkretnych
spraw, jak i ze względu na związanie sędziów pozaustawowymi
dyrektywami o charakterze politycznym.
W systemie jednolitej
władzy państwowej sędziowie są traktowani jako funkcjonariusze państwa,
którzy są zobowiązani przede wszystkim do służby państwu a nie do
służby wobec poszczególnego człowieka, którego sprawę rozstrzygają
i nie do służby społeczeństwu. Ochrona interesów państwa, a przede
wszystkim ochrona interesów grupy sprawującej totalitarną władze,
stoi w systemie jednolitej władzy państwowej przed ochroną praw
jednostki. Taka hierarchia wartości została zupełnie jasno przedstawiona
w ustawie regulującej ustrój sądów powszechnych z 1985 r.. Sądy miały - według
tej ustawy - obowiązek strzeżenia ustroju politycznego następnie
interesów uspołecznionej gospodarki a na końcu "zagwarantowanych
przez ludowy porządek prawny osobistych i majątkowych praw i interesów
obywateli" . Sądy nie miały chronić wszystkich przyrodzonych
człowiekowi wolności i praw, gdyż takich system totalitarny nie
uznawał. Miały chronić tylko tych wolności i praw, które gwarantował
(przyznawał) ludowy porządek prawny.
W nomenklaturze państwa
totalitarnego nazywano sędziów
często żołnierzami frontu wewnętrznego. Byli oni więc szczególnie
zobowiązani do zwalczania tych zjawisk, które przedstawiają niebezpieczeństwo
dla państwa i dla grupy sprawującej władzę. Dlatego sędziowie powinni
w pełni akceptować panującą ideologię i zgodnie z tą ideologią interpretować
prawo. Było więc zrozumiałe, że dla wypełnienia zadań,
jako żołnierza frontu wewnętrznego, sędzia powinien sam być politycznie
zaangażowany i najlepiej było jeśli był członkiem partii. Istotę niezawisłości sędziowskiej sprowadzano
w oficjalnych wystąpieniach do
obowiązku postępowania zgodnie z prawem, zgodnie z wytycznymi partii
i polityki rządu. W 1951 r. ówczesny wiceminister sprawiedliwości
i późniejszy długoletni sędzia Sądu Najwyższego Tadeusz Rek stwierdził:
" sędzia nie ma i nie może posiadać jakiejś niezawisłości abstrakcyjnej
(...). Sądownictwo Polski Ludowej - organ władzy państwowej, składowa
część aparatu ucisku w stosunku do wroga klasowego - jest organem
dyktatury proletariatu i zadaniem tego organu jest pełny współudział
wraz z wszystkimi innymi organami władzy w realizacji tej dyktatury
(...). Zasada niezawisłości sędziowskiej stanowi, że sędziowie (...)
obowiązani są postępować zgodnie z prawem, zgodnie z wytycznymi
Partii i polityką Rządu".
Do 1989 r. wszystkie
stanowiska sędziowskie w Polsce należały do tzw. nomenklatury tzn.
o ich obsadzeniu decydujący głos miały określone instancje PZPR.
O wyborze do Sądu Najwyższego decydował właściwy sekretarz Komitetu
Centralnego a nawet Biuro Polityczne, gdy szło o stanowiska kierownicze
w Sądzie Najwyższym. Nawet do przyjęcia na aplikację sędziowską
konieczna była pozytywna opinia, a w każdym razie brak sprzeciwu
odpowiedniej instancji partyjnej.
Istotnym czynnikiem
ograniczającym sędziowską niezawisłość były wytyczne wymiaru sprawiedliwości
i praktyki sądowej, instytucja przejęta z ustawodawstwa radzieckiego.
Wytyczne te uchwalał Sąd Najwyższy poza rozstrzyganiem konkretnej
sprawy na wniosek Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnego
lub I Prezesa Sądu Najwyższego. Wytyczne te wiązały
na równi z ustawami wszystkie organy wymiaru sprawiedliwości. Teoretycznie
miały być wytyczne tylko wykładnią przepisów. W praktyce stały się
źródłem prawa ograniczającym swobodę oceny sędziowskiej przy stosowaniu
prawa.
Szczególnym sposobem
wpływania na postawę sędziów w procesie orzekania było rozdawnictwo
przywilejów wśród sędziów prezentujących odpowiadającą władzy politycznej
postawę. Wynagrodzenie poszczególnego sędziego było zależne od decyzji
władzy administracyjnej (Ministra Sprawiedliwości, prezesa sądu).
Ta władza mogła różnicować wynagrodzenie w zależności od oceny pracy
sędziego. Do tego dochodziły różne ułatwienia w pokrywaniu potrzeb
dnia codziennego, co w gospodarce socjalistycznej charakteryzującej
się permanentnym brakiem towarów i usług na rynku odgrywało wcale
nie bagatelną rolę w uczynieniu sędziego podatnym na stosowanie
się do wskazówek władzy.
Najpoważniejszym
ograniczeniem niezawisłości sędziowskiej było udzielone w ustawie
uprawnienie władzy administracyjnej usunięcia sędziego ze służby.
Podstawą do tego był przepis, który uzależniał sprawowanie służby
sędziowskiej od rękojmi należytego wykonywania obowiązków. Wcześniej już była
mowa, jak rozumiano obowiązki sędziowskie i jaką wyznaczano im hierarchię
ważności. Jedynie powołaną do oceny tego, czy sędzia daje rękojmię
wykonania obowiązków była władza polityczna.
Mimo pełnego podporządkowania
władzy sądowniczej władzy politycznej ta ostatnia próbowała w możliwie
szerokim zakresie ograniczać rzeczową kompetencję sądownictwa, w
szczególności sądownictwa powszechnego. Nie najgorzej to świadczy
o większości sędziów, gdyż władza polityczna nie miała do nich pełnego
zaufania. Dlatego w PRL, podobnie jak i w innych państwach totalitarnych,
charakterystyczne było przekazywanie orzecznictwa w wielu dziedzinach
życia do sądownictwa specjalnego lub w ogóle organów pozasądowych.
Nie dotyczyło to tylko spraw z zakresu prawa administracyjnego lub
cywilnego ale także w szerokim rozumieniu prawa karnego.
Szczególnie w okresie
stanu wojennego i w latach osiemdziesiątych wyjątkowo negatywną
rolę, z punktu widzenia poszanowania praw człowieka, odgrywały w
PRL kolegia do spraw wykroczeń podporządkowane do 1989 r. Ministrowi
Spraw Wewnętrznych. W ustawodawstwie wyjątkowo nieprecyzyjnie ustalone
były granice pomiędzy przestępstwem i wykroczeniem (osławiony art.
282a k.k.),
a więc także granice kompetencji organów orzekających. To, czy oskarżony
o dokonanie czynu zabronionego odpowiadał przed sądem, czy przed
kolegium decydował często, właśnie ze względu na niedostateczne
określenie czynu zabronionego, prokurator albo wręcz funkcjonariusz
aparatu bezpieczeństwa. Mimo przedstawionych zastrzeżeń do sytuacji
sądownictwa, postępowanie przed sądem dawało oskarżonemu znacznie
większą szansę na przeprowadzenie praworządnego procesu. Kolegia
dysponowały względnie surowymi karami i były nagminnie wykorzystywane do gnębienia
opozycji politycznej.
Warunkiem niezawisłości
sędziowskiej, oczywiście jej nie przesądzając, jest niezależność
instytucjonalna sądownictwa. Niezależność sądownictwa jest prostym
wynikiem realizacji zasady podziału władz, będącej fundamentem demokratycznego
państwa prawa. Treścią zasady niezawisłości sądownictwa jest instytucjonalne
oddzielenie władzy sądowniczej od władzy ustawodawczej i wykonawczej
oraz ustalenie procedur uniemożliwiających ingerencję innych władz
w obszar monopolu sądów dotyczącego rozstrzygania sporów (w szerokim
tego słowa znaczeniu) pomiędzy państwem i obywatelem, pomiędzy obywatelami
albo ich grupami lub organizacjami.
Prawomocne orzeczenie sądu nie może być wzruszone ani aktem
władzy ustawodawczej ani decyzją władzy wykonawczej.
Sądownictwo, jako
niezależna wyodrębniona władza, znalazło swoje prawne podstawy dopiero
w Konstytucji z 1997 r. Wprawdzie już tak
zwana Mała Konstytucja z 1992 r.
wprowadziła zasadę podziału władzy na władzę ustawodawczą wykonawczą
i sądowniczą, ale nie regulowała zasad funkcjonowania tej ostatniej. Podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i
sądowniczą został uznany w art. 10 ust. 1 Konstytucji RP jako podstawa
ustrojowa Rzeczypospolitej. Niezależność
i odrębność sądów i Trybunałów została wyraźnie stwierdzona w art.
173 Konstytucji. Konstytucja gwarantuje także w art. 178 niezawisłość
sędziowską i podleganie sędziów tylko Konstytucji i ustawom. Przewidziano także w tym przepisie zabezpieczenie niezawisłości przez
gwarantowanie sędziom wynagrodzenia odpowiadającego godności urzędu
oraz zakresowi obowiązków, a także zakaz przynależności sędziego
do partii politycznej lub związku zawodowego.
Trzeba jednak pamiętać,
że sam sędzia musi czuć się niezawisły. Problem niezawisłości sędziowskiej
to w dużym stopniu problem charakteru osoby sędziego. Dziesiątki
lat systemu politycznego opanowania sądownictwa i zniewalania sędziów
musiało pozostawić ślad w mentalności wielu osób wykonujących ten
zawód. Problemy z utworzeniem sądu lustracyjnego, chociaż miały
też one obiektywne przyczyny, stanowią dowód tych pozostałości.
Znaczne poszerzenie kompetencji sądów, przy bardzo skromnym wzmocnieniu
kadrowym, w szczególności aparatu administracyjnego sądów, spowodowało
wiele trudności orzeczniczych i wręcz swojego rodzaju kryzys wymiaru
sprawiedliwości. Są to jednak trudności, które w państwie prawa
powinny być szybko usunięte. Konieczne jest jednak przy tych wysiłkach
współdziałanie władzy wykonawczej z władzą sądowniczą, w szczególności
współdziałanie Ministra Sprawiedliwości z Krajową Radą Sądownictwa.
Mimo tych poważnych trudności z funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości,
doszliśmy jednak do punktu, w którym jedynie sędzia z jego osobowością,
wiedzą i sumieniem rozstrzyga o ludzkich problemach, o konfliktach
człowieka z państwem. Sędzia przestał być funkcjonariuszem państwa
i stał się wyłącznie funkcjonariuszem prawa. Od niego zależeć będzie,
czy będzie to w jego interpretacji prawe prawo.
Niezawisłość sędziowska
przy rozstrzyganiu konkretnych i indywidualnych spraw, aby nie została
wynaturzona, musi być zrównoważona związaniem sędziego abstrakcyjną
i generalną normą ustanowioną przez uprawnionego do tego prawodawcę.
Wyraża się w tym konstytucyjna zasada nie tylko podległości sędziego
Konstytucji i ustawom (art. 178 ust. 1), ale też zasada równoważenia
się władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej (art. 10 ust.
1). Sędzia orzekać ma na podstawie ustawy i w ramach
zakreślonych ustawą. Do sądu odnosi się także art. 7 Konstytucji
stanowiący, iż "organy władzy publicznej działają na podstawie
i w granicach prawa".
Problem stopnia związania
sędziego ustawą stanowi sam w sobie interesujący przedmiot badania
historii jurysprudencji.
Szczególnie okres ostatnich dwustu lat przynosi w tym zakresie materiał
do interesujących refleksji. Beccaria postulował
pełne związanie sędziego ustawą. Ustawa ma być na tyle jednoznaczna
i jasna, aby rola sędziego sprowadzała się do zbadania stanu faktycznego
i dokonania subsumpcji pod odpowiedni przepis ustawy. Tylko wtedy,
gdy rola sędziego będzie ograniczona do stwierdzenia, czy określony
w ustawie stan faktyczny zaistniał, czy nie zaistniał, obywatel
nie będzie niewolnikiem sędziego.
Dla Kanta było niedopuszczalne kierowanie się przez sędziego
zasadami słuszności. Taka ewentualność byłaby tylko wtedy możliwa,
gdyby sędzia z własnej kieszeni finansował to, co w imię zasady
słuszności odebrał jednej ze stron i przyznał drugiej stronie. Sędzia
kierując się zasadami słuszności niejako sam przejmuje funkcję prawodawcy,
do czego w myśl zasady podziału władzy sędzia nie ma mieć prawa.
Tej tendencji silnego związania sędziego ustawą towarzyszyły też
poglądy znacznie ograniczające wykładnię sędziowską, szczególnie
wykładnię funkcjonalną.
Przełom w ocenie
roli sędziego, a w szczególności kwestii związania sędziego ustawą
nastąpił dopiero po upływie wieku, a więc w początkach wieku XX
pod wpływem tzw. szkoły wolnego prawa, zwanej też szkołą jenańską.
Rozstrzygnięcie sądowe miało następować w oparciu o sędziowskie
poczucie prawa. Ustawa była tylko jednym z czynników kształtujących
to poczucie. Sędzia ma się przy podejmowaniu rozstrzygnięcia opierać
także na innych źródłach, np. na normach kulturowych.
Na temat związania
sędziego ustawą w systemie totalitarnym powiedziałem już na samym
wstępie . Prawo w systemach totalitarnych jest traktowane czysto
instrumentalnie. Służyć ma realizacji celów politycznych, a nie
ma być dla realizacji tych celów barierą uzasadnioną obiektywnymi
wartościami, których poszanowania miałoby prawo bronić. Podstawą
orzeczenia sądowego ma być ustawa interpretowana zgodnie z dyrektywami
politycznymi totalitarnego władcy. Dobrze to wyraża nie tylko cytowany
przeze mnie wyżej Tadeusz Rek. W tym samym duchu wypowiedział się
w 1939 r. prezydent Wyższego Sądu Krajowego w Hamburgu Rothenberger
stwierdzając: "Ustawa jest rozkazem führera. Sędzia, który
stosuje ustawę jest nie tylko nią związany, ale
przede wszystkim światopoglądem führera" Zadanie sędziego
ułatwiać miały liczne w systemie totalitarnego prawa klauzule generalne,
pozwalające sędziemu na wartościowanie stanu faktycznego według
politycznych kryteriów. Dlatego trudno mówić o związaniu sędziego
ustawą, a w każdym razie o tym, że ustawa jest jedynym źródłem sędziowskiego
rozstrzygnięcia. Dla tego rozstrzygnięcia o wiele większe znaczenie
miały dyrektywy płynące z ośrodka władzy politycznej. Dlatego uważam,
że należy do pewnego stopnia zakwestionować słynną tezę Radbrucha
głoszącego, że pozytywizm prawniczy uczynił sędziów niemieckich
w okresie hitleryzmu bezbronnymi. Bezbronnymi uczynili się oni w
dużym stopniu sami poddając się politycznym dyrektywom.
Pytanie, czy obowiązującym
sędziego prawem jest uchwalony
w odpowiedniej formie tekst ustawy, czy też sędzia ma ustalać obowiązujące
prawo na podstawie innych źródeł, pozostaje aktualne także po przezwyciężeniu
totalitaryzmu, a nawet w pierwszym okresie transformacji było szczególnie
aktualne. W Polsce przejście
z systemu totalitarnego do systemu demokratycznego następowało w
drodze ewolucji i właściwie trudno jest wskazać datę określającą
początek państwa prawnego. Długi czas w Polsce obowiązywało prawo
pochodzące z okresu komunistycznego i wynikające z innej, niż akceptowana
obecnie aksjologii. Uchwalone w czasie komunistycznym prawo nie
straciło automatycznie swojej mocy, ustępując nowemu, opartemu na
zasadzie demokratycznego państwa prawnego, porządkowi prawnemu.
Wprowadzenie w grudniu 1989 r. do porządku konstytucyjnego zasady
demokratycznego państwa prawa było niewątpliwie przełomowym momentem,
ale dawało jedynie bardzo ograniczony instrument, który służył Trybunałowi
Konstytucyjnemu do dyskwalifikacji norm prawnych sprzecznych z tą
zasadą. Pamiętać trzeba,
że ta dyskwalifikacja przez Trybunał nie zawsze była skuteczna,
gdyż aż do wejścia w życie nowej Konstytucji, a nawet aż do października
1999 r. orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego stwierdzające sprzeczność
normy prawnej z Konstytucją nie były ostateczne i mogły być odrzucone
uchwałą sejmową. Sędzia musiał często spotykać się z dylematem,
czy ma zastosować prawo, które według jego wyobrażeń nie odpowiadało
zasadzie państwa prawa, czy też lekceważąc taki przepis, powinien
oprzeć swoje rozstrzygnięcie na wyrażającym zasadę państwa prawnego
normie konstytucyjnej, czy też innej normie o charakterze pozaustawowym.
To, że nie był to problem czysto teoretyczny świadczyć mogą orzeczenia
sądów w sprawach dotyczących rehabilitacji osób skazywanych w okresie
stalinowskim lub w tym okresie prześladowanych za działalność w
obronie niepodległości.
Zagadnienie związania
sędziego ustawą, której aksjologii sędzia nie akceptuje, sięga czasów
antycznych. Nie ma tu możliwości, aby przedstawić dokładnie ten
dylemat w jego rozwoju historycznym. Chodzi
o problem podstawowy stosunku prawa naturalnego do prawa
pozytywnego i wpływu norm pozaustawowych na możliwość eliminacji
z porządku prawnego norm uchwalonych zgodnie z przewidzianą procedurą.
Uważam, że prawo
pozytywne musi się różnić od porządku moralnego, nawet tego, który
jest akceptowany przez większość. Inne są funkcje porządku prawnego
i porządku moralnego. Państwo i ustanawiane przez nie prawo ma za
zadanie zabezpieczenie porządku społecznego, bezpieczeństwo zewnętrzne
i wewnętrzne, zabezpieczenie warunków do swobodnego rozwoju jednostki.
Zadaniem porządku moralnego, a nie prawnego, jest natomiast dbałość
o czystość moralną obywateli. Tylko w totalitaryzmie i fundamentalizmie
normy prawne muszą pokrywać się z normami moralnymi akceptowanymi
przez grupę sprawującą władzę. Oczywiście nie znaczy to, że mamy tu do czynienia
z przeciwstawnymi sobie porządkami. Także w demokratycznym państwie
prawnym prawo oparte jest na porządku aksjologicznym. Nie ma norm
prawnych aksjologicznie neutralnych. Porządek moralny, a w szczególności
dwie podstawowe wartości tego porządku: godność człowieka i
dobro wspólne powinny stanowić fundament porządku konstytucyjnego
i opartego na nim całego porządku prawnego.
Wracając do podstawowego
dla nas pytania, uważam że należy udzielić odpowiedzi przeczącej,
tzn. sędzia nie może - moim zdaniem- zdyskwalifikować normy obowiązującego
prawa tylko na tej podstawie, że nie jest ona zgodna z akceptowanym
przez sędziego porządkiem moralnym. Jak zobaczymy później, nie oznacza
to, aby sędzia był jedynie ustami ustawy i żeby nie dysponował środkami
pozwalającymi na pogodzenie orzeczenia z jego sumieniem.
Nowa Konstytucja
została oparta na wymienionych przeze mnie dwóch fundamentalnych
wartościach także prawa moralnego powszechnie akceptowanego w cywilizacji
europejskiej i to bez względu na to, czy wyprowadza się te normy
od Wszechmocnego Boga, czy źródeł tych norm poszukuje się gdzie
indziej. Art. 30 Konstytucji stanowi o przyrodzonej i niezbywalnej
godności człowieka jako źródle wszelkich wolności i praw, natomiast
art. 1 i 82 stanowi, że troska o Rzeczpospolitą Polską, jako dobro wspólne, jest obowiązkiem wszystkich
obywateli. Trzeba dodać, że jest to obowiązek także, a może w pierwszej
linii wszystkich funkcjonariuszy państwa i zarządzanych przez nich
organów.
Wejście w życie Konstytucji
17 października 1997 r. nie uchyliło automatycznie sprzecznych z
nią przepisów prawa. Art. 236 ust. 1 nakazujący Rządowi przedstawienie
w okresie dwóch lat projektów ustaw niezbędnych do stosowania Konstytucji
nie może być rozumiany w ten sposób, że w ciągu tego okresu miało
dojść do pełnego uzgodnienia obowiązującego porządku prawnego z
Konstytucją. Rząd był zobowiązany i z tego obowiązku w zasadzie
się wywiązał,
do przedstawienia projektów ustaw, bez których zasady i reguły zawarte
w Konstytucji nie mogłyby wejść w życie (np. jak przewidziana w
art. 118 ust. 2 inicjatywa ustawodawcza obywateli).
W dalszym ciągu pozostały w porządku prawnym normy, które
z Konstytucją nie są zgodne i w dalszym ciągu nie jest wykluczone,
że parlament będzie uchwalał ustawy zawierające takie normy. Powstaje
więc w dalszym ciągu aktualny problem związania sędziego ustawą,
która jest sprzeczna z zasadami lub regułami wyrażonymi w Konstytucji.
Jak ma postąpić sędzia,
dla którego norma, na której ma oprzeć rozstrzygnięcie, jawi mu
się jako sprzeczna z Konstytucją?. To pytanie, mające dla porządku
prawnego i miejsca sądownictwa w systemie władzy fundamentalne znaczenie
nie jest rozwiązywane jednolicie, a wręcz przeciwnie problem ten
jest przedmiotem zasadniczego sporu.
Źródłem tego sporu
jest interpretacja dwóch przepisów Konstytucji, a to art. 178 ust.
1 stanowiącego, że "sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu
są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom" oraz
art. 8 ust. 2 stanowiącego, że "przepisy Konstytucji stosuje
się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej".
Niektórzy wyciągają z tego wniosek, że jeżeli sędzia stwierdzi,
że przepis, który ma zastosować w danym postępowaniu jest sprzeczny
z Konstytucją, to będąc nią również związany (art. 178 ust. 1) ma
zastosować bezpośrednio Konstytucję, opierając na jej normie rozstrzygnięcie,
z pominięciem przepisu ustawy uznawanego za sprzeczny z Konstytucją.
To stanowisko ma przede wszystkim zwolenników wśród sędziów Sądu
Najwyższego Uważam, że stanowisko to jest błędne z punktu
widzenia jego podstaw normatywnych, a także nie do zaakceptowania
z punktu widzenia konsekwencji dla porządku prawnego. Zacznijmy
od tego ostatniego zagadnienia.
Przyznanie prawa do badania zgodności ustaw z Konstytucją
każdemu sędziemu i w wyniku tego przyznanie prawa do niezastosowania
przepisu uznanego przez sędziego za sprzeczny z Konstytucją, musi
prowadzić do chaosu w systemie prawnym. Oznacza to bowiem prawo
każdego sędziego do interpretacji treści Konstytucji i to w sposób
przekreślający stanowisko ustawodawcy.
Mamy już niestety rezultaty stosowania się w praktyce do
tego stanowiska. Orzeczenia sądowe wyprowadzające wprost z art.
178 ust. 2 Konstytucji wysokość zarobków poszczególnych sędziów,
z odrzuceniem obowiązujących w tym zakresie przepisów, jest kompromitacją
wymiaru sprawiedliwości.
Przedstawiane tu
stanowisko jest jednak nie do pogodzenia z normami konstytucyjnymi.
Z art. 178 ust. 1 wynika związanie sędziego nie tylko Konstytucją,
ale też ustawą. Na pytanie, co ma zrobić sędzia w wypadku stwierdzenia
lub podejrzewania niezgodności ustawy, którą ma zastosować z Konstytucją,
daje odpowiedź art. 193, a nie art. 8 ust. 2. Ten ostatni przepis
stanowi normę nakazującą interpretację stosowanych przepisów zgodnie
z Konstytucją oraz nakazuje stosowanie normy konstytucyjnej w wypadkach,
w których jest luka w prawie. Brak regulacji ustawowej nie pozbawia
obywatela prawa dochodzenia swoich wolności i praw wprost w oparciu
o normę konstytucyjną. Natomiast z ogólnych reguł interpretacyjnych
należy wyprowadzić zasadę domniemania zgodności aktu normatywnego
z konstytucją. To domniemanie może być obalone, ale tylko w trybie
przewidzianym przez Konstytucję. Jako jedyny tryb stwierdzenia niezgodności
aktu normatywnego z Konstytucją ustawa zasadnicza przewiduje postępowanie
przed Trybunałem Konstytucyjnym i tylko ten organ (poza ustawodawcą
) może usunąć z porządku prawnego
akt normatywny sprzeczny z Konstytucją. Sędzia, który ma
wątpliwości, co do zgodności normy, mającej stanowić podstawę rozstrzygnięcia,
z Konstytucją powinien, zgodnie z art. 193, zadać pytanie Trybunałowi
Konstytucyjnemu, zawieszając prowadzone przez siebie postępowanie
sądowe. Sędzia nie jest więc zniewolony przez ustawę. Nie musi być
jej ślepo posłuszny. Nie może jednak wątpliwości, które posiada
w zakresie zgodności ustawy z Konstytucją rozstrzygać samodzielnie.
Czynić to musi specjalnie powołany do tego organ władzy sądowniczej,
jakim jest Trybunał Konstytucyjny.
Na koniec tych rozważań
należy podnieść związanie
sędziego normami prawa międzynarodowego i ponadnarodowego.
Przestrzeganie praw
człowieka, w wyniku tragicznych doświadczeń zebranych w XX w., pokazujących,
że ludzkość nie może mieć bezgranicznego zaufania, nawet do wybranych
na drodze demokratycznej, parlamentów, a także do sadów, pozostaje
nie tylko pod kontrolą wewnętrznych organów władzy sądowniczej,
ale także pod kontrolą sądownictwa międzynarodowego. Państwo chcące
należeć do wspólnoty międzynarodowej musi przestrzegać standardów
obowiązujących w tej wspólnocie i to dotyczących zarówno stanu ustawodawstwa,
jak i sądownictwa. Dlatego Polska wprowadziła do Konstytucji instrumenty
pozwalające na implantację prawa międzynarodowego i prawa ponadnarodowego
do porządku wewnętrznego. Polski sędzia musi już dzisiaj sięgać nie tylko
po wewnętrzne akty normatywne, ale także po międzynarodowe konwencje
i inne normy wyznaczające zobowiązania międzynarodowe Polski. Zgodnie
z hierarchią źródeł prawa przyjęta przez Konstytucję normy prawa
międzynarodowego ratyfikowane za zgodą parlamentu mają pierwszeństwo
przed prawem wewnętrznym. Także w tym wypadku, gdy sąd stwierdzi
niezgodność ustawy z obowiązującą Polskę normą prawa międzynarodowego,
to nie może - moim zdaniem- odmówić samodzielnie zastosowania ustawy,
lecz powinien skorzystać z drogi wyznaczonej mu przez art. 193 Konstytucji,
tzn. zadać pytanie Trybunałowi Konstytucyjnemu. Problem ten przybierze
istotnie na znaczeniu, gdy Polska stanie się członkiem Unii Europejskiej
i obowiązywać będzie w Polsce prawo wspólnotowe, które będzie miało
również przewagę przed prawem krajowym.
Na zakończenie tych
uwag wypada stwierdzić, że z punktu widzenia Konstytucji i ustawodawstwa dotyczącego ustroju polskiego
sądownictwa osiągnęło ono
poziom charakteryzujący państwa prawa.
Trudno to powiedzieć natomiast o realizacji prawa do sądu.
Organizacyjny kryzys działania organów wymiaru sprawiedliwości dostępność
do sądu czyni w dużym stopniu iluzoryczną.
|