Roger Scruton - Źródło totalitaryzmu


Dotychczas podejmowano tak wiele prób zrozumienia natury oraz przyczyn totalitaryzmu, iż mój głos z pewnością nie wniesie do dyskusji niczego oryginalnego. Jednak dla tych, którzy przeżyli komunizm, uderzające jest to, iż "pokusa totalitarna" - termin wprowadzony przez Jean-François Revela - wciąż ma tak wielki powab, i że nadal wśród warstwy intelektualistów można zetknąć się z poglądami i postawami charakterystycznymi dla rewolucjonistów. Chociaż systemy totalitarne, które najczęściej się opisuje, powstały w czasach współczesnych, to jednak podejrzewam, iż muszą one być związane z tym, co w człowieku jest stałe i nieusuwalne, jak na przykład seks, grzech oraz cierpienie.

Po pierwsze, należy postawić pytanie o to, co rozumiemy przez totalitaryzm? Powinniśmy wyróżnić dwa znaczenia tego pojęcia: jest to system władzy oraz służąca temu systemowi ideologia. Władza totalitarna ma charakter scentralizowany, rozciąga się na każdy aspekt życia społecznego, nie podlega ograniczeniu przez prawo, ani nie ogranicza się sama poprzez konstytucję. [1] Totalitarna ideologia to system idei i doktryn, które uzasadniają oraz wzmacniają totalitarną władzę głównie przez prezentowanie jej jako rządów prawa, a może nawet jako "ostatecznego rozwiązania" problemów społecznych, których inaczej nie sposób rozwikłać.

Oczywiście, na gruncie tej definicji, władza totalitarna to kwestia stopnia. Władza rządu w określonych przypadkach jest ograniczana przez prawo, nawet jeśli w szczególnych przypadkach jest ona zdolna do jego obejścia. Może ona przybierać maskę konstytucji, nawet jeśli konstytucja nie ogranicza jej w sposób w pełni efektywny. Istotny jest bowiem nie tyle poziom totalitarnego bezprawia, ile raczej zasadniczy brak ograniczenia władzy centralnej oraz założenie, iż aspekt życia społeczeństwa - niezależnie od tego, na ile władza jest nim zainteresowana w normalnych warunkach - powinien zostać poddany kontroli.

Pozostający pod wpływem Hegla mogą inaczej ująć powyższe zagadnienie, twierdząc, że władzę totalitarną charakteryzuje brak szacunku dla różnicy pomiędzy społeczeństwem obywatelskim a państwem lub nieuznawanie tego rozróżnienia. Państwo stanowi ostateczny autorytet we wszystkich sprawach, będących przedmiotem wyboru społecznego i nic nie ogranicza jego władzy w sposób, w jaki dokonuje się to za pomocą reprezentatywnego ciała prawodawczego lub systemu prawa tworzonego w wyniku decyzji sędziów (judge-made law). Pod totalitarnymi rządami społeczeństwo jest bardziej tworem państwa niż na odwrót, a ci, którzy mogą rościć sobie prawo do ochrony ze strony państwa, mają niemożliwą do pokonania przewagę nad innymi w konkurowaniu o dostęp do ograniczonych zasobów.

W Europie Środkowowschodniej rządy totalitarne zostały narzucone przez partie kierujące się wymyśloną przez Lenina zasadą "centralizmu demokratycznego", później przejętą przez Hitlera. Były one organizacjami quasi-militarnymi i nieprzypominającymi partii politycznych współczesnej Europy Zachodniej. Nie próbowano poszerzać liczby ich członków, wręcz przeciwnie, ograniczano ją tylko do tych, na których można było polegać, iż wykonają centralnie wydawane polecenia. Przyjęcie do partii komunistycznej było przywilejem, a nie prawem. Członków za ich posłuszeństwo nagradzano różnego rodzaju świadczeniami społecznymi, którymi nie mogli cieszyć się zwykli obywatele. W ten sposób partia komunistyczna wytworzyła - jak ujął to Dżilas [2] - "nową klasę", znaną w rosyjskim brzmieniu jako nomenklatura, której prawa zostały zabezpieczone w sposób znacznie bardziej daleko idący, niż miało to miejsce w wypadku arystokracji. Stało się tak dlatego, iż nie były one rezultatem działania "niewidzialnej ręki", a więc nie wynikały ze społecznych interakcji, lecz zostały narzucone z góry przez państwo. Społeczeństwo było kontrolowane przez państwo, państwo przez partię, a partia przez jej przywództwo. Ponieważ partię tworzono na wzór organizacji militarnej, nie mogła ona polegać na obowiązującym prawie cywilnym, by wyegzekwować wymaganą dyscyplinę, lecz musiała naginać prawo do swych celów. Odtąd przestało ono być środkiem do rozstrzygania społecznych sporów i do utrwalania sprawiedliwości, a stało się narzędziem do karania tych, którzy zbaczali z drogi wyznaczonej przez partię.

Wszystko to jest znane z polskich doświadczeń. Nie powinniśmy się jednak oszukiwać, uznając iż totalitaryzm jest po prostu zjawiskiem dwudziestowiecznym lub że został wymyślony przez Lenina. Pragnienie utworzenia społeczeństwa na militarnych podstawach oraz wprowadzenia pełnej kontroli nie jest nowe i występowało już w niewolniczych państwach starożytnego Środkowego Wschodu. Idea ta była obecna na Dalekim Wschodzie, w Afryce, a także wielokrotnie miała znaczący wpływ na politykę europejską jeszcze przed wiekiem XX. Zapowiedzią współczesnego doświadczenia totalitaryzmu była rewolucja francuska, podczas której Komitet Bezpieczeństwa Publicznego działał w ten sam sposób, jak partie nazistowskie i komunistyczne. Ustanowił on "równoległe struktury", by kontrolować państwo i wprowadził ścisły nadzór nad każdym elementem społeczeństwa obywatelskiego. Dzisiejsi badacze, starający się patrzeć na rewolucję francuską bez różowych okularów, tak charakterystycznych dla dziewiętnastowiecznych obrońców wolności i praw człowieka, również dochodzą do wniosku, iż jej znaczenie można odnaleźć raczej w okresie Wielkiego Terroru, niż w liberalnych sloganach, które go skrywały. [3]

Bądźmy realistami i zauważmy, że skoro współczesne rządy totalitarne powstały i rozprzestrzeniły się z taką gwałtownością, to stało się tak dlatego, iż jest coś w naturze ludzkiej, do czego mogą się one odwołać i skąd bierze się ich moralna siła. Charakterystyczne dla intelektualistów jest przekonanie, iż totalitarna pokusa należy do dziedziny idei - jest pokusą popełniania błędów, jakie możemy odnaleźć w fałszywych teoriach wczesnych myślicieli socjalistycznych. Intelektualni krytycy komunizmu doszukują się źródeł tyranii systemu w obalonej teorii wartości opartej na pracy, w odwróceniu porządku przyczynowo-skutkowego w teorii bazy i nadbudowy, w prymitywnej koncepcji walki klas i w potencjalnie prowadzącym do sprzeczności poglądzie, iż klasy są zarówno produktami ubocznymi, jak i podmiotami zmian społecznych. Z tego punktu widzenia Terror pisany z wielkiej litery jest wyłącznie błędem.

Nie ma teraz żadnych wątpliwości, iż totalitarna ideologia jest przepełniona intelektualnymi niejasnościami, oraz że marksizm jest odpowiedzialny za wiele z nich. Ale nie wszystko, co powiedział Marks, jest fałszywe. Jedna z jego teorii jest szczególnie istotna dla zrozumienia totalitaryzmu, a jest to teoria samej ideologii. Przez ideologię Marks rozumie zbiór idei, doktryn oraz mitów, które istnieją raczej dlatego, iż służą określonym interesom, a nie dlatego, iż głoszą pewne prawdy.

Podstawą teorii jest zarysowana przez Marksa (w nie do końca jasny sposób) opozycja pomiędzy ideologią a nauką. Dla Marksa nauka jest przeciwieństwem ideologii, a także lekarstwem na nią. Współcześnie możemy to ująć w następujący sposób: przekonania naukowe biorą się z poszukiwania prawdy i są w wyniku tego procesu wyjaśniane. Metoda naukowa polega na przechodzeniu od jednej prawdy do kolejnej. Z kolei przekonania ideologiczne biorą się z poszukiwania społecznej oraz ekonomicznej władzy i wyjaśniane są z tej właśnie perspektywy. Dlatego też ideologia może zostać poddana krytyce z punktu widzenia nauki poprzez ukazanie, iż nie stanowi narzędzia pozwalającego dochodzić do prawdy, ale do władzy. Natomiast krytyka nauki ze strony ideologii jest sama w sobie czystą ideologią, która niczego nie wyjaśnia i nie podważa niczego.

Marks uznał, iż interesy wspierane przez ideologię są interesami klasy rządzącej. Analogicznie stwierdzamy, iż interesy wspierane przez ideologię totalitarną, są interesami posiadającej aspiracje elity. Możemy teraz spojrzeć na totalitarną ideologię z punktu widzenia Marksa poprzez ukazanie jej społecznej funkcji. Dzięki temu będziemy w stanie obalić jej epistemologiczne tezy. To nie prawda zawarta w marksizmie tłumaczy gotowość intelektualistów do jego przyjęcia, ile raczej rola, jaką on przypisuje im w ich próbach zdobycia kontroli nad światem. A ponieważ, jak twierdzi Swift, nie ma sensu rozumowo odwodzić kogoś od tego, czego on rozumowo nie poznał, możemy przyjąć, iż marksizm zawdzięcza swoją niezwykłą odporność na krytykę faktowi, iż nie jest on teoretycznym systemem zorientowanym na poszukiwanie prawdy, lecz na zdobycie władzy.

Jak dotąd wszystko jest jasne. Rodzi się jednak kolejne pytanie, dlaczego marksizm ma taką moc, mówiąc dosadnie: moc obdarzania władzą? Marksizm przyznał władzę elicie intelektualnej, ponieważ wyposażył ją w coś więcej, niż tylko w zestaw idei i teorii. Co to było? Jak mogło zostać wykorzystane do osiągnięcia korzyści płynących z posiadania władzy?

Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie, należy przypomnieć, iż marksizm nie był jedyną totalitarną ideologią czasów nowożytnych. Światopogląd rewolucjonistów francuskich wziął się z oświeceniowego optymizmu, dla którego charakterystyczne były takie pojęcia jak suwerenność ludu i prawa człowieka. Ideologia nazistów, pomimo iż opierała się na teoriach socjalistycznych, zawierała znaczące elementy rasowe i nacjonalistyczne, jakich nie można było odnaleźć w najważniejszych dogmatach marksizmu. Wszystkie trzy ideologie zostały jednak podporządkowane dążeniu do władzy i można - posługując się rozróżnieniem Marksa - uznać je raczej za narzędzie poszukiwania władzy niż poszukiwania prawdy. Ponówmy jednak pytanie: w co wyposażyły ideologie tych, którzy je przyjęli?

Odpowiedź podsunął Nietzsche. Totalitarne ideologie wykorzystują resentyment. Użył on francuskiego słowa ressentiment na określenie stanu umysłu nacechowanego złośliwością i zawziętością, który pojawia się przed urazem prowadzącym do uczucia niechęci. W książce poruszającej to zagadnienie Scheler posługuje się znaczeniem podanym przez Nietzschego. [4] Jednak żaden z nich nie zajmował się problemem totalitaryzmu. Nietzsche, posługując się powyższym terminem, odnosił się do zła, jakie widział w chrześcijaństwie. Z kolei Scheler, który - moim zdaniem - całkowicie obala zarzuty Nietzschego przeciwko chrześcijaństwu, podnosi je przeciwko współczesnym mu doktrynom socjalistycznym. Posługując się słowem "resentyment", pragnę zdystansować się od tych kontrowersji i posłużyć się propozycją Nietzschego do celu, którego nie brał on raczej pod uwagę.

Chciałbym zasugerować Państwu następujący obraz. Totalitarne systemy rządzenia oraz ideologie mają jedno źródło, jakim jest resentyment. Pojmuję resentyment inaczej niż Nietzsche, który uważał go za szczególny rys "moralności niewolników" chrześcijańskiej czy pochrześcijańskiej kultury. W moim mniemaniu resentyment to uczucie, które pojawia się w każdym społeczeństwie. Stanowi ono naturalną konsekwencję konkurowania o uzyskanie korzyści. Totalitarne ideologie są przyjmowane, ponieważ racjonalizują resentyment i jednoczą tych, którzy go odczuwają wokół wspólnej sprawy. Z kolei systemy totalitarne rodzą się wówczas, gdy ludzie opanowani przez resentyment, po uzyskaniu władzy, dążą do obalenia instytucji, które powierzyły władzę innym, takich jak prawo, własność i religia. Dzięki tym instytucjom powstają hierarchie, autorytety i przywileje, a te z kolei zapewniają jednostkom suwerenna władzę nad ich życiem. Z punktu widzenia owładniętych przez resentyment instytucje te są źródłem nierówności, a co za tym idzie stają się przyczyną ich upokorzeń i porażek. W rzeczywistości służą one kanalizowaniu resentymentu. Z chwilą, gdy wspomniane instytucje zostają obalone - a jest to naturalny skutek rządów totalitarnych - ich miejsce nieuchronnie zajmuje resentyment jako zasada rządząca państwem.

Dla odczuwających resentyment nie ma autorytetów oraz prawowitej władzy. Istnieje wyłącznie czysta władza, jednostki nad jednostką, opisana w słynnych pytaniach Lenina: "Kto? Kogo?". Ludzie ci, kiedy już zdobędą władzę, likwidują zazwyczaj instytucje pośredniczące i tworzą system, w którym panują czyste relacje siłowe. Prowadzi to do likwidacji indywidualnej suwerenności przez centralną kontrolę. Dzieje się tak albo w imię równości, a rozumie się przez to wywłaszczenie bogatych i uprzywilejowanych, albo w imię zachowania czystości rasy, co wiąże się z wypędzeniem i wydziedziczeniem obcych, którzy pozbawili innych prawa pierworództwa. Jedno jest jednak pewne: zawsze będzie istniała grupa, która stanie się celem ataków. Resentyment w takiej formie, w jakiej go tu przedstawiam, nie jest skierowany przeciwko konkretnym jednostkom i nie stanowi reakcji na określone krzywdy. Kieruje się on przeciwko grupom postrzeganym jako w całości wrogo nastawione do reszty społeczeństwa, obarczone grupową winą, a przez to wymagające zbiorowej kary.

Każdy eksperyment totalitarny charakteryzuje się tym, iż centralna władza określa pewne grupy jako te, które należy ukarać. Jakobini obrali za cel swych ataków arystokrację, poszerzoną później o wszechobecnych emigrés, których niezauważalna obecność stanowiła usprawiedliwienie najbardziej samowolnych mordów i eksterminacji. W przypadku nazistów władza wybrała Żydów z powodu sukcesów, jakie odnosili w prowadzeniu interesów, a także ich rzeczywistej i ukrytej odmienności. Rosyjscy komuniści zaczęli od burżuazji, ale szczęśliwie dla nich mieli pod ręką inną, bardziej sztuczną klasę ofiar - kułaków, grupę stworzoną przez państwo. Dlatego też państwo w łatwy sposób mogło ją zniszczyć. Jedną z funkcji, jaką pełni ideologia, jest rozpowszechnienie pewnej złożonej opowieści o członkach grupy stanowiącej przedmiot ataku, w której pokazuje się ich jako nie będących w pełni ludźmi, niesprawiedliwie odnoszących sukcesy i z racji swej natury zasługujących na karę. Nic nie jest źródłem większego zadowolenia u ludzi owładniętych resentymentem niż myśl, iż posiadający to, co jest przedmiotem zazdrości przepełnionych resentymentem, osiągnęli je w sposób niesprawiedliwy. W ich mniemaniu sukces nie stanowi dowodu posiadania cnoty, ale - przeciwnie - jest powodem do zemsty.

W ten sposób można wyjaśnić, dlaczego ideologie totalitarne niezmiennie dzielą ludzi na winnych i niewinnych. Za pełną emocji retoryką Manifestu Komunistycznego, za pseudo-naukową teorią wartości opartej na pracy i za klasową interpretacją historii ludzkości kryje się ich jedno emocjonalne źródło, jakim jest resentyment tych, w których rękach spoczywa kontrola nad wszystkim. Uczucie to jest racjonalizowane oraz wzmacniane przez fakt, iż osoby posiadające własność tworzą "klasę". Według tej teorii klasa "burżuazji" charakteryzuje się wspólną tożsamością moralną i stałym, zorganizowanym dostępem do mechanizmów władzy, a także wspólnymi przywilejami. Co więcej, wszystkie dobra i korzyści uzyskuje się i utrzymuje "kosztem" proletariatu lub przez jego "wyzysk". Proletariat nie posiada niczego poza pracą i dlatego zawsze będzie oszukańczo pozbawiany tego, na co zasługuje.

Przedstawiana tu teoria nie czerpie swojej siły wyłącznie z tego, iż wzmacnia i usprawiedliwia resentyment, lecz także stąd, iż jest w stanie ukazać rywalizujące z nią teorie jako "tylko ideologie". W tym właśnie tkwi cała przebiegłość marksizmu, iż przedstawia on sam siebie jako naukę. Podobnie wysokimi aspiracjami charakteryzowała się nazistowska genetyka, ale antysemityzm był jednak poglądem społecznym, a nie naukowym. Nauka przypuszczalnie wsparła ideologię, ale nie była z nią identyczna. Jakobini także mieli naukowe pretensje, ale - poza oświeceniowym sceptycyzmem - nie bardzo mieli oni z czym skonfrontować swoich poglądów. Pod tym względem Marks miał przewagę nad swoimi poprzednikami oraz spadkobiercami. Kiedy odkrył różnicę między ideologią a nauką, postanowił udowodnić, iż jego własna ideologia jest sama w sobie nauką. Co więcej, jego rzekoma nauka osłabiła przekonania jego przeciwników. Analiza klasowa Marksa pokazała, że teorie rządów prawa, podziału władz, prawa własności itd., jako głoszone przez "burżuazyjnych" myślicieli takich, jak Monteskiusz czy Hegel, nie są narzędziami poszukiwania prawdy, lecz władzy; są sposobem zachowania przywilejów zapewnianych przez burżuazyjny porządek społeczny. Wykazując, iż ideologia ta jest pozorem służącym samemu sobie, teoria klas dowodziła naukowości swoich twierdzeń.

Ten aspekt marksizmu zawiera pewien teologiczny podstęp. Skoro teoria klas jest prawdziwą nauką, to burżuazyjna myśl polityczna jest ideologią, a ponieważ teoria klas wykazuje, że myśl burżuazyjna jest ideologią, to sama musi być naukowa. W ten sposób znaleźliśmy się w magicznym kole mitu stworzenia. Co więcej, Marks formułując teorię w języku naukowym, nadał jej charakter tajemniczy, wymagający inicjacji. Nie wszyscy potrafią używać tego języka, a teoria naukowa określa elitę, która jest w stanie go zrozumieć i umie się nim posłużyć. Język dostarcza dowodu, iż elita posiada rozległą i prawdziwą wiedzę i dlatego ma prawo do sprawowania władzy. Ten element teorii Marksa tłumaczy zarzut Erica Voegelina, Alaina Besançona oraz innych, iż jest ona rodzajem gnostycyzmu, próbą "rządzenia za pomocą wiedzy." [5]

Na tym więc polega doskonała ideologia totalitarna: jest to pseudonauka, która uzasadnia i wzmacnia resentyment oraz kwestionuje i odrzuca wszelkie konkurencyjne roszczenia do legitymizacji, a także obdarza silnym przekonaniem o intelektualnej wyższości i prawie do rządzenia tych, którym się nie w pełni się powiodło. Marksowska ideologia daje zawiedzionemu intelektualiście siłę, której potrzebuje: jej źródłem jest jego resentyment, powtarzający i wzmacniający resentyment pokrzywdzonej klasy.

Dobrze znany jest fakt [6] , iż rewolucje nie są przeprowadzane "od dołu" przez naród, lecz "z góry", w jego imieniu, przez elitę. Rewolucja francuska była dziełem prawników, ludzi wykonujących jakiś zawód i drobnej szlachty. Zależało im na zdobyciu prawa do władzy w społeczeństwie, którego górne regiony były pełne bezużytecznych grubych ryb (fat cats). Rewolucjoniści działali w imię narodu głosząc wolność, równość i braterstwo. Z pełną świadomością uznali się za klasę oświeconą, która - dzięki wyższej zdolności pojmowania - ma prawo wykorzystać innych do pomocy. Slogany i doktryny głoszone przez rewolucjonistów właściwie nie legitymizowały ich własnego resentymentu, miały one za zadanie wykorzystać resentyment innych ludzi.

Twierdzę, iż ideologie totalitarne mają zawsze taki charakter. Sankcjonują one resentyment elity, natomiast wykorzystują resentyment tych, których wsparcie potrzebne jest elicie w osiągnięciu dotychczas niedostępnych korzyści. Elita wywodzi swoją tożsamość z odrzucenia starego porządku. Stawia siebie w roli pasterza-przewodnika, przywódcy i nauczyciela narodu. Jej teorie oraz wizje mają status objawienia; przekazują tym samym władzę w ręce kasty kapłanów, określając także wspólnego wroga, a lud może z radością włączyć się do dzieła jego zniszczenia. Elita usprawiedliwia zagarnięcie przez siebie władzy odwołując się do solidarności z tymi, którzy zostali niesprawiedliwie wykluczeni. Od tej pory będą bowiem wykluczeni nadal, tyle że w sposób sprawiedliwy, bo w imię ludu, a więc w imię siebie samych.

Twierdzę także, iż totalitarny system rządzenia jest nieuchronnym skutkiem resentymentu, jaki leży u podstaw tej ideologii. Jestem przekonany, że powinniśmy spojrzeć na totalitaryzm jak na zinstytucjonalizowany resentyment; skostniały w instytucjach, które przechowały uczucia niezbędne u ich zarania i wciąż wytwarzają pewien rodzaj własnego, bezosobowego resentymentu. Wspominam o tym, ponieważ sądzę, iż są to społeczne emocje szczególnego rodzaju, które pełnią pożyteczną funkcję dopóki pozwala im się uwalniać na poziomie lokalnym, a staje się źródłem zaburzeń funkcjonalnych, gdy nagle przenoszone są na pozycje związane z władzą.

Wszyscy odczuwamy resentyment wobec tych, którym dobrze się powodzi w sposób niezasłużony lub kosztem nas samych. Uczucie to nie jest samo w sobie złe, nawet jeśli chrześcijaństwo nakłania nas, byśmy przebaczali naszym wrogom i przyjmowali poniżenie w duchu ofiary Chrystusa. Pewna doza resentymentu jest nawet niezbędna, o ile ludzie mają zachowywać właściwy dystans pomiędzy sobą i traktować obcych z szacunkiem. Jestem świadomy niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą to uczucie i dlatego staram się go nie wywoływać w sobie. Oddaję ludziom to, co im się należy, do ich niepowodzeń podchodzę ze współczuciem, staram się pomagać tym, którzy są w potrzebie i nie obnoszę się z moimi sukcesami. Używając sformułowania Schoecka mogę powiedzieć, iż stosuję taktykę "unikania zazdrości" ('envy avoiding' strategems), świadom, iż akceptacja ze strony obcych zależy od mojego stosunku do nich, oraz że jestem od nich zależny w tym samym stopniu, co oni ode mnie. [7] Resentyment jest środkiem zapewniającym równowagę w społeczeństwie, składającym się z ludzi sobie obcych poprzez karanie tych, którzy naruszają prawa solidarności i poprzez nagradzanie wyzbyciem się tego uczucia u tych, którzy przyczyniają się do wspólnego dobra. W oczach wyniosłego Nietzscheańskiego nadczłowieka resentyment może wydawać się marną pozostałością po "moralności niewolników", zubażającą utratą ducha, która pojawia się wtedy, gdy ludzie czerpią więcej przyjemności z upokarzania innych, niż z pracy nad sobą. Ale jest to stanowisko błędne. Resentyment nie jest uczuciem przyjemnym ani dla przeżywającego podmiotu, ani dla obiektu ku któremu jest skierowany. Zadaniem społeczeństwa jest takie ukierunkowanie naszego życia społecznego, by uczucie to się nie pojawiało, co można osiągnąć dzięki zapewnieniu wzajemnej pomocy i wspólnemu przeżywaniu radości. Nie idzie wszak o to, by wszyscy byli tacy sami i nieszkodliwie przeciętni, ale o to, by inni podjęli współpracę w osiąganiu przez nas małych sukcesów. Żyjąc w ten sposób stwarzamy formy, dzięki którym kanalizują się potencjalne przyczyny resentymentu. Wszystkie te formy natychmiast zostają zablokowane pod rządami totalitarnymi. Resentyment jest dla ciała politycznego tym, czym dla ciała jest ból: źle go odczuwać, ale dobrze mieć zdolność jego odczuwania, ponieważ bez niej niemożliwe staje się przetrwanie.

Nie powinniśmy więc czuć do siebie niechęci z tego powodu, iż odczuwamy resentyment. Należy go zaakceptować jako element ludzkiej kondycji, jako coś, nad czym można panować, tak jak panuje się nad uczuciami radości i smutku. Resentyment może jednak zostać przekształcony w uczucie dominujące i zyskać wymiar społeczny. Wówczas zostaje on uwolniony od ograniczeń, które zazwyczaj go powściągają. Dzieje się tak wtedy, gdy uczucie to nie jest skierowane na określony cel, lecz na całe społeczeństwo. W takim wypadku nie jest ono już reakcją na czyjeś niezasłużone powodzenie, ale staje się postawą egzystencjalną - postawą oszukanego przez świat, który początkowo pobudza jego ambicje, a potem ich nie zaspokaja. Dokonuje się to na wiele sposobów. Dana osoba może na przykład być rozgoryczona z powodu niewielkiego wzrostu, seksualnego niespełnienia i ograniczonych perspektyw na wzbogacenie się. Jednocześnie może ona jednak gromadzić siły i rozbudzać swe ambicje, które niosą ze sobą obietnicę, iż świat jako całość należą się jej jako słuszna nagroda. Uczucie rozgoryczenia może skłonić ją do odwrócenia się od przyjaciół i do życia w odosobnieniu. W rezultacie rodzi się niebezpieczna jednostka, uboczny produkt normalnie funkcjonującego społeczeństwa, która może poszukiwać okazji do zemsty na świecie za to, iż odmówił jej tego, co należne. Tacy byli Saint-Just, Lenin i Hitler. Wiemy, do czego zmierzali, by wynagrodzić sobie poniesione wcześniej porażki. Tego rodzaju indywidua traktują konkretne osoby jako odpowiedzialne za ich cierpienia. Ich celem stała się ludzkość jako taka. Kieruje nimi negatywna siła: nigdy nie spoczną nim nie zdecydują, jaki jest cel zemsty.

Poszukują przy tym zwolennika, który będzie im schlebiał i nagradzał ich z wdzięcznością, rekompensując w ten sposób ich głęboką izolację. Przejmując władzę wyzwolą także swoich stronników. Dlatego też owe indywidua muszą dokonać podziału na skazanych na zagładę i na ocalonych, na zbiorowo odpowiedzialnych za panującą niesprawiedliwość i na tych, którzy zostaną uwolnieni z oków.

Wyobraźmy sobie następnie, co dzieje się wówczas, gdy taka osoba dąży do przejęcia władzy. Rekompensując sobie własną izolację zastępuje ona wcześniej obowiązujące stosunki oparte na przyjaźni porządkiem o charakterze militarnym, na którego czele staje. W zamian za udział w nagrodzie żądać będzie całkowitej lojalności i posłuszeństwa. Człowiek tego rodzaju nie dopuszcza do swego otoczenia kogoś, kim nie kieruje resentyment, ponieważ doświadczenie nauczyło go ufać wyłącznie temu uczuciu. Jego politycznym celem nie jest uzyskanie władzy, którą trzeba dzielić się z innymi w ramach istniejących struktur, ale zdobycie władzy całkowitej po to, by te struktury obalić. Przeciwstawia się on wszelkim formom mediacji, kompromisu i debaty, a także prawnym oraz etycznym normom, które dają możliwość wyrażania opinii ludziom o innych poglądach i gwarantują suwerenność zwykłym jednostkom nieodczuwającym resentymentu. Podejmuje dzieło niszczenia wroga, pojmowanego kolektywnie jako klasa, grupa lub rasa, który dotychczas posiadał kontrolę nad światem, a teraz sam musi zostać poddany kontroli. Jakiekolwiek instytucje zapewniające bezpieczeństwo tej klasie lub umożliwiające jej zabieranie głosu w debacie politycznej, staną się obiektem jego destrukcyjnej furii.

Nieuchronną konsekwencją przejęcia władzy przez takiego człowieka jest ustanowienie w państwie zmilitaryzowanego rdzenia (militarised core) w formie partii, komitetu lub po prostu armii, która nie będzie kłopotać się ukrywaniem swego charakteru. Twór ten charakteryzuje absolutna władza oraz działanie poza granicami prawa. Samo prawo zostanie zastąpione prawem potiomkinowskim, do którego będzie się można odwołać ilekroć pojawi się konieczność przypomnienia ludziom o ich podrzędnej pozycji. Prawo to nie będzie charakteryzowała ostrożność i nienarzucanie się, jak ma to miejsce w społeczeństwach cywilizowanych, gdzie istnieje ono po to, by ograniczać siłę swego wpływu. Staje się ono widoczną i wszechobecną cechą danego społeczeństwa, ciągle eksponowaną i przywoływaną w celu nadania wszystkim działaniom partii sprawującej władzę niemożliwe do podważenia pozory legalności. "Rewolucyjna awangarda" jest znacznie bardziej rozrzutna w posługiwaniu się prawnymi formami i urzędowymi pieczęciami, niż jakikolwiek inny ustrój, którego miejsce zajmuje. Zapewnia ona milionom ludzi skazanym na śmierć nienagannie przygotowane dokumenty wskazujące, iż kara śmierci została orzeczona zgodnie z prawem i na podstawie urzędowej decyzji. W ten sposób nowy porządek staje się zupełnie bezprawny, lecz jednocześnie jest całkowicie ukryty za parawanem legalności. [8]

Awangarda rewolucji zaczyna od wybrania grupy, klasy lub rasy, która zostanie obarczona winą. Jednym z powodów tego wyboru jest fakt, iż członkom danej grupy dobrze się wcześniej powodziło. Awangarda zabiera im owoce ich pracy i albo je niszczy, albo rozdziela pomiędzy zwycięzców. Członkowie grupy są poniżani, a warunki ich życia sprowadzone do tych, w jakich żyją zwierzęta, w celu ukazania rozmiarów ich wcześniejszego wywyższania się. Właśnie z tego powodu Gułag czy obozy śmierci powstają w wyniku zagarnięcia władzy, ukazują one bowiem dotychczasowy zakres zafałszowania rzeczywistości jakim świat posługiwał się przeciwko tym, którzy teraz sprawują nad nim kontrolę. Resentyment nie zanika, gdy jego ofiary zostają pozbawione ziemskich dóbr. Resentyment dąży do pozbawienia ich człowieczeństwa, do wykazania, iż nie mieli oni nigdy prawa do jakiegokolwiek udziału w ziemskich zasobach, i że nie należy rozpaczać z powodu ich śmierci, tak jak nie rozpacza się po śmierci jakiegoś robactwa. Przykładem może tu być poniżenie Marii Antoniny, królowej Francji, którą oskarżano o każdą zbrodnię, nawet o kazirodztwo, aby przedstawić ją jako wykluczoną ze społeczności ludzkiej.

Patologiczny resentyment charakteryzuje się tym, iż nie zapewnia prawa do odpowiedzi. Różnica pomiędzy oskarżeniem a winą zostaje zniesiona. Wielkiego znaczenia nabierają nowe, często zmyślone zbrodnie, które wskazują raczej na kondycję egzystencjalną, niż na określony akt czynienia zła. "Jesteś Żydem/burżujem/kułakiem." "Tak, jestem i przyznaję się do tego." "To, co masz na swoją obronę?"

Jednak partia opierająca swe rządy na resentymencie nigdy nie zdoła poczuć się pewnie w świecie, który stwarza. Będzie jak ów purytanin opisany przez H. L. Menckena, narażona na "bezustanny lęk przed tym, iż ktoś może zaznawać gdzieś szczęścia". Będzie podejrzewać, że ludzie żyją po dawnemu, wykazują się swymi możliwościami i zdolnościami, a także cieszą się z odnoszonych sukcesów; osiągają spokój i szczęście, których owładnięci resentymentem nigdy nie zaznają. Rządząca partia niestrudzenie stara się wyplenić resztki ludzkiej skrzętności, tych kruchych podstaw instytucji własności, nieśmiałych prób ludzi wspólnego życia w swych "małych oddziałach" (little platoons) [9] . Członkowie partii nie są do końca pewni, czy emigrés, Żydzi, burżuazja, kułacy czy ktokolwiek inny, zostali ostatecznie zlikwidowani. Prześladuje ich strach, iż w miejsce każdego zabitego pojawi się ktoś, by go zastąpić. Porządek oparty na resentymencie zmusza do likwidacji nie tylko wolnej gospodarki, ale także klubów, stowarzyszeń, szkół i kościołów, które do tej pory były naturalnymi narzędziami społecznej reprodukcji. Mówiąc krótko, resentyment u władzy daje w końcu przyzwolenie na totalitarne rządy.

Ci, którzy pierwsi działali pod wpływem resentymentu zginą, większość z nich wciągnięta przez machinę, którą stworzyli do likwidacji innych. Jedna czy dwie osoby z tej grupy może nawet umrze z naturalnych powodów. Na szczęście współczesna historia uczy nas, iż nie zdarza się to zbyt często. W końcu maszyna ta będzie sterowana za pomocą automatycznego pilota, a jej software skostnieje w formie hardware'u. Jest to ostatnia faza totalitaryzmu, jakiej nie osiągnęli ani jakobini, ani naziści, ale dotarli do niej komuniści. W tym stanie - który Havel odważył się nazwać postotalitaryzmem - maszyna napędza się sama dzięki własnemu, bezosobowemu rektyfikowaniu pierwotnego resentymentu. Ludzie - jak ujmuje to Havel - uczą się "żyć w kłamstwie" i ciągle dają sobie ciche przyzwolenie na codzienne dowody zdrady, płacąc w ten sposób daninę całej machinie i mając nadzieję na to, iż ktoś gdzieś może wie, jak ją wyłączyć. [10] To właśnie w tej fazie ustroju powstały najbardziej interesujące pozycje w literaturze poruszającej problem totalitaryzmu, takiej jak dzieła Sołżenicyna, Zinowiewa czy Kundery. Ukazują one różne formy rozwijającej się schizofrenii. Dotykała ona ludzi brodzących w cofającej się fali rozległej katastrofy. Ludzie ci jednak nie odważyli się przebiec przez płycizny, na których wciąż leżą wraki, do leżącego powyżej suchego lądu.

Polacy - gdy w końcu dotarli do piaszczystego brzegu - odkryli tam nową grupę intelektualistów wygrzewających się w słońcu, a każdy z nich pieczołowicie pielęgnował w sobie resentyment, trzymając na swych kolanach otwarte księgi ideologii. Przekazują one znane przesłanie: los świata leży w nieodpowiednich rękach, ciemiężcy są zjednoczeni, potrzebny jest nowy porządek, należy obalić utrwalone instytucje i znieść stare przywileje. Przesłanie to można znaleźć u Foucault, który nadal - najwyraźniej bez cienia ironii - określa swojego wroga mianem "burżuja", u amerykańskich feministek, prowadzących wojnę z patriarchatem sprawującym kontrolę nad społeczeństwem, i u współczesnych historycystów, dekonstruktywistów oraz postmodernistów, wedle których stara uniwersytecka tradycja i utrwalony sposób nauczania okazały się jedynie ideologiczną maską. Współczesne ideologie same definiują się w sposób negatywny; nie opowiadają się za pewnym ideałem ludzkiej natury i społeczeństwa, lecz występują przeciwko obecnej rzeczywistości oraz grupom, które korzystają z istniejącej sytuacji. Niemal każdy artykuł, na przykład w Modern Language Review, zawiera to samo podstawowe założenie, które jest tak oczywiste, iż właściwie nie trzeba go wyrażać expressis verbis. Głosi ono, iż zachodnie społeczeństwa, a w szczególności społeczeństwo amerykańskie, znajdują się w niewłaściwych rękach, państwowe instytucje zajmują się reprodukcją kultury dominacji, i że stanowiska radykalnego sprzeciwu mogą być bez przeszkód wyrażane wyłącznie w uniwersytetach lub szczerze przedstawiane tylko w nauczaniu młodych ludzi.

Nowe ideologie mają postać podobną do starych, opartych na podziale w obrębie społeczeństwa i wskazaniu ludzi obarczonych winą. Nie przyznają się one do swojej ideologicznej natury, ale przeciwnie, wypierają się jej, tak jak uczynił to Marks. Jego uczciwa próba sformułowania teorii historii zadała nauce wiele ciosów, które należało odparować i co ostatecznie uczyniono. Nowi ideolodzy poznali tym samym cenę, jaką ponosi się za szczerość, a jest nią możliwość obalenia głoszonych poglądów. Dlatego też wolą oni "naukę" od nauki. Ich ekspercka wiedza to bełkot, lecz bełkot wzmocniony tak technicznym językiem, iż jest on w stanie przetrwać nawet najbardziej ostrą satyrę. W pracach Derridy, Deleuze'a, Gauattari'ego i Lyotarda można znaleźć mnożące się teorie i metateorie, stawiane jedne na drugich jak Pelion na Ossie. Teorie te unikają wszystkiego, co mogłoby świadczyć o ich powiązaniu z obserwowalnymi faktami, formułują natomiast wywrotowe stwierdzenia wymierzone przeciwko hierarchiom podtrzymywanym przez zachodnią kulturę. [11]

Gdy czyta się tych wyrafinowanych autorów, którzy twierdzą, iż nie mają cienia sympatii dla starych ustrojów totalitarnych, komunistów i ich zwolenników, oraz że odcinają się nawet od Sartre'a, Foucault czy Chomsky'ego, podkreślając przy tym swój wstręt dla zbrodni totalitaryzmu, czytelnika uderza wielkość negatywnej energii zawartej w ich pracach. Nie bardzo wiadomo z czym się zgadzają, wiadomo natomiast przeciwko czemu się zwracają. Celem ich nie jest jednostka czy zespół piłkarski lub cokolwiek, co można uznać za obiekty pospolitego resentymentu. Nie jest to nawet klasa w Marksowskim znaczeniu tego słowa, ani z pewnością rasa, choć z niektórych ostrzejszych wypowiedzi feministek wynika, iż celem ich ataku jest jedna z płci. Jednak wspomniany cel ma coś wspólnego z opisywanymi wcześniej wrogami. Jest on bowiem źródłem zbiorowego zła, które wymaga zbiorowej kary. Jest ono różnie nazywane. Może to być Zachód, zachodnia kultura, kanon, klasyczny parogram kształcenia, obiektywność, prawda, a więc wszystko, to co, w skrócie, określa stare zasady życia akademickiego. Dominująca kultura ma swoje ofiary, a są nimi grupy marginesu, przestępcy i ludzie, którzy w wielokulturowym spectrum zajmują inne miejsce niż nasz akademicki establishment. Autor stawia siebie na czele jako obrońca grup marginesu, dzieląc z nimi ich zmartwienia i obiecując nowe podejście do wszelkich spraw, które wyzwoli ofiary z dominującej kultury. Pracuje zarazem nad tym, by ukazać ideologiczny charakter podstaw tej kultury i przedstawić je właśnie jako ideologiczne . Dzięki zaletom jego doskonalszej nauki (dekonstrukcji, postmodernizmu, itp.), jest on w stanie przejrzeć na wskroś ideologiczną maskę instytucji akademickich i pokazać ich prawdziwą funkcję, jaką jest usprawiedliwienie arbitralnej władzy.

Owi współcześni intelektualiści nie są oczywiście podobni do Lenina czy Hitlera, którzy pragnęli zdobyć władzę nad całymi społeczeństwami i rozpocząć dzieło kary i zemsty. Ambicje, jakimi się kierują, ukazują ich ideologie. Ich resentyment wymierzony jest przeciwko starym dyscyplinom akademickim, z których zostali wykluczeni, a teraz pragną wziąć je szturmem. Pole ich działań jest ograniczone, ale zamiary są takie same: znieść ograniczenia narzucane przez instytucje, zagarnąć władzę dla siebie oraz ukarać klasę, która wcześniej się nią cieszyła. Przykładem może tu być postawa Foucaulta, wyzwoliciela ofiar - studentów, zdobywających wiedzę, a także tych, którzy jej nie posiadają. Ale tak jak w przypadku opisywanych wcześniej totalitarnych systemów, nie chcą oni uwolnić upodobanych przez siebie ofiar do tego stopnia, by zjednać sobie ich poparcie. Bądź co bądź jedynie wiedza uwalnia od ignorancji. Na próżno można szukać u postmodernistycznych autorytetów czegoś, co przypominałoby wiedzę. "Wiedza", tak jak "prawda", to podejrzane słowa, pojawiające się jedynie w cudzysłowach oznaczających, iż należą do języka tych innych, którzy niesprawiedliwie panują nad światem.

Oczywiście, nie wszyscy przeciwnicy w naszych "kulturowych wojnach" (jak je nazywają) są właśnie tacy. Ale jeśli ktoś wątpi w istnienie tego zjawiska, niech sięgnie po Tenured Radicals Rogera Kimballa [12] , gdzie opisuje on niektóre z dziwacznych kursów oraz postaci, jakie opanowały system kształcenia na niektórych wydziałach humanistycznych w Ameryce. Należy wobec nich zastosować metodę zaproponowaną przez Marksa: rozpoznać ideologię i ocenić siłę. Wówczas można będzie zrozumieć na czym wszystko to polega. Jest to mianowicie próba zdobycia przez ludzi wykluczonych przez tradycyjną kulturę profitów, jakie ona przynosi, i znalezienia ujścia dla emocji skierowanych przeciwko tej kulturze.

Wspominam tu o tym nowym zjawisku, ponieważ uważam, iż ujawnia ono podstawową lekcję, jaką powinniśmy wynieść z totalitarnych ruchów XX wieku. Totalitaryzm nie jest bowiem naturalną formą skrzywionej postawy człowieka, wręcz przeciwnie, jest on patologiczną formą postawy naturalnej, a więc takiej, na którą składa się także resentyment. Wśród zwykłych ludzi, pielęgnujących w sobie cnotę pokory i żyjących w zgodzie z bliźnimi, resentyment pojawia się rzadko i jest uczuciem, z którego potrafią wyciągnąć naukę. Wygaszane jest ono dzięki zawieranym kompromisom, ciągłej akumulacji społecznego zaufania i zbiorowej wiedzy, która rodzi się wtedy, gdy ludzie żyją wspólnie na zasadzie wolnego stowarzyszania się. Jednak ci, którzy mają zbyt wysokie wymagania, a w niewielki sposób zasługują na ich zaspokojenie, mają skłonność do stawania w opozycji do zwykłych ludzi i wobec pokojowego życia z bliźnimi. Ich resentyment nie jest konkretną odpowiedzią na chwilowe odrzucenie, ale narastającym sprzeciwem wobec systemu, w ramach którego nie udało im się osiągnąć sukcesów. Wydaje się, iż to intelektualiści są szczególnie podatni na ten uogólniony rodzaj resentymentu, nawet wtedy, gdy, jak Nietzsche, twierdzą, iż są od niego wolni. Nie powinniśmy się wiec specjalnie dziwić, gdy na czele radykalnych ruchów stają intelektualiści lub gdy odkryjemy, iż są oni bardziej skłonni do przyjmowania nowych teorii czy ideologii, które, poza obietnicą władzy, niczego im nie proponują. Każdy Polak, który spojrzy na historię komunizmu w Polsce i zwróci uwagę, na to co Miłosz opisał w Zniewolonym umyśle [13] , zauważy, iż jest ziarnko prawdy w tym, co próbuję tu powiedzieć. Jednak, jak sądzę, zaskoczy go fakt, że tak często tę ideologiczną drogę komunistów ze Środkowej Europy, wybierają kolejne pokolenia myślących ludzi, nawet te, a właściwie szczególnie te, które cieszą się protekcją bogatych uniwersytetów oraz przywilejami, jakie zapewnia gospodarka kapitalistyczna.

Kultura resentymentu nie ogranicza się do intelektualistów i do uniwersyteckiego wyścigu szczurów, nawet gdyby tak się wydawało. Proces w wyniku którego resentyment zostaje oderwany od instytucji, które normalnie go niwelują, i staje się uogólnioną wrogością, znany jest także z innych okoliczności - występuje w terroryzmie. Rosyjska rewolucja była rezultatem pojawienia się poprzedzającej ją kultury terroru, która rzuciła Rosję na kolana. Wnikliwi autorzy, tacy jak Turgieniew, Conrad, Dostojewski, byli w stanie rozpoznać przemianę ludzkiego charakteru, jaka dokonuje się wówczas, gdy resentyment bierze górę nad wszystkim. Sposób, w jaki przedstawili nihilistów, terrorystów oraz rewolucjonistów, którzy zniszczyli stary świat Europy, do dziś zachował swoje znaczenie, ponieważ w szczególności ukazują oni zawiłe, psychologiczne powiązania pomiędzy ideologią marksistowską, a terroryzmem marksistowskiego państwa. To, że totalitarne rządy przestają istnieć, nie oznacza, iż zanika resentyment lub terrorystyczna mentalność. Wręcz przeciwnie, ujawnia się nowy rodzaj bezpaństwowego terroryzmu, skierowanego, jak to miało miejsce w przeszłości, przeciwko beztroskim i odnoszącym sukcesy ludziom, którego jedynym celem jest masowe niszczenie. Tak właśnie należy pojmować al-Kaidę: nie jako ruch religijny, lecz jako współczesną, bezpaństwową organizację terrorystyczną, która ma zupełnie mętną wizję tego, co chce stworzyć, natomiast zupełnie jasny obraz tego, co pragnie zniszczyć.

 

 

tłumaczył Tomasz Kuniński

 



[1] Pomijam tu szeroką literaturę na temat różnicy, jaka istnieje pomiędzy rządami totalitarnymi a autorytarnymi oraz na temat widocznych oznak totalitarnej władzy. Patrz: Totalitarianism, red. C. J. Friedrich, Cambridge Mass.: Harvard University Press, 1954; L. Schapiro, Totalitarianism, London: The Pall Mall Press, 1983 (faszystowska aprobata dla terminu i jego uzycie); H. Arendt Korzenie totalitaryzmu, przeł. M. Szawiel, D. Grinberg, Warszawa: Niezależna Oficyna Wydawnicza, 1993; R Scruton, Totalitarianism and the Rule of Law, [w:] Totalitarianism at the Crossroads, ed. by E. F. Paul, New Brunswick & London: Social Philosophy and Policy Center, Transaction Books, 1990. Patrz także klasyczne i kontrowersyjne studium przypadku sowieckiego: J. L. Talmon, The Origins of Totalitarian Democracy, London: Secker and Warburg, 1955.

[2] M. Dżilas, Nowa klasa, tłum. Aleksander Lisowski, Warszawa: Oficyna Liberałów, 1981.

[3] Patrz: F. Furet, Penser la Révolution Française, Paris: Gallimard, 1978; R. Sedillot, Le coűt de la Révolution Française, Paris: Perrin, 1987; S. Schama, Citizens, New York: Knopf, 1999.

[4] Patrz: F. Nietzsche, Z genealogii moralności, I/10, przeł. G. Sowinski, Kraków: SIW ZNAK, 1997; M. Scheler, Resentyment a moralność, przeł. J. Garewicz, Warszawa: Czytelnik,1997.

[5] Patrz: E. Voegelin, Science, Politics and Gnosticism, Washington: Regnery Gateway, 1968; A. Besançon, Les origines intellectuelles du léninisme, Paris: Calmann-Lévy, 1977.

[6] Uwagę na to zwrócił już na początku rewolucji francuskiej Edmund Burke (Rozważania o rewolucji we Francji, tłum. Dorota Lachowska, Kraków, Warszawa: SIW ZNAK, Fundacja im. Stefana Batorego, 1994), później de Tocqueville uczynił to zjawisko przedmiotem refleksji (Dawny ustrój i rewolucja, tłum. Hanna Szumańska-Grossowa, Kraków, Warszawa: SIW ZNAK, Fundacja im. Stefana Batorego, 1994).

[7] H. Schoeck, Envy. A Theory of Social Behaviour, Indianapolis: Liberty Fund, Inc., 1987 (reprint pierwszego, wydania amerykańskiego, New York: Harcourt, Brace & World, 1969). Tytuł oryginału: Der Neid. Eine Theorie der Gesellschaft, Freiburg, München: Verlag Karl Alber, 1966.

[8] Whittaker Chambers, autor Witness (W. Chambers, Witness, New York: Random House, 1952) zaobserwował podobne zjawisko w komórkach partii komunistycznej w Ameryce i wszędzie, gdzie występował sowiecki nadzór. Istniało tam przyzwolenie na dowolną zbrodnię, lecz jej integralnym elementem był papier i pieczątka. W ostatecznym rozrachunku nie było więc różnicy między pozwoleniem i rozkazem.

[9] E. Burke, Rozważania o rewolucji we Francji, przeł. D. Lachowska, wstęp P.Kłoczowski, Kraków-Warszawa: SIW ZNAK, Fundacja im. S. Batorego, 1994, s.64 (przyp. T.K.).

[10] V. Havel, Moc bezmocných, Praha: Lidové Noviny, 1990. Przekłady polskie: Siła bezsilnych, przeł. P. Heartman, [w:] V. Havel, Siła bezsilnych i J. Walc, Słabość wszechmocnych, Warszawa: Oświata Niezalezna, Spółdzielnia Wydawnicza STOP, 1985 (przedruk z: Krytyka, 1979, nr 5 i 1980 nr 6); Siła bezsilnych, przeł. P. Godlewski [w:] J. Baluch (red.), Hrabal, Kundera, Havel... Antologia czeskiego esej, Kraków: TAiWPN Universitas, 2001.

[11] Patrz: G. Deleuze, F. Guattari, L'Anti-Œdipe. Capitalisme et schizophrénie, Paris : Editions Minuit, 1972; J. Derrida, Marginesy filozofii, przeł. A. Dziadek, J. Margański, P. Pieniążek, Warszawa: Wydawnictwo KR, 2002; J.-F. Lyotard, Postmodernizm dla dzieci : korespondencja 1982-1985, przeł. J. Migasiński, Warszawa : Fundacja Aleteheia, 1998.

[12] R. Kimball, Tenured Radicals, New York: Harper & Row, 1990.

[13] Cz. Miłosz, Zniewolony umysł, Paryż: Instytut Literacki, 1953; wydanie polskie: Cz. Miłosz, Zniewolony umysł, Kraków: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1989.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/