Dotychczas podejmowano
tak wiele prób zrozumienia natury oraz przyczyn totalitaryzmu, iż
mój głos z pewnością nie wniesie do dyskusji niczego oryginalnego.
Jednak dla tych, którzy przeżyli komunizm, uderzające jest to, iż
"pokusa totalitarna" - termin wprowadzony przez Jean-François
Revela - wciąż ma tak wielki powab, i że nadal wśród warstwy intelektualistów
można zetknąć się z poglądami i postawami charakterystycznymi dla
rewolucjonistów. Chociaż systemy totalitarne, które najczęściej się
opisuje, powstały w czasach współczesnych,
to jednak podejrzewam, iż muszą one być związane z tym, co w człowieku
jest stałe i nieusuwalne, jak na przykład seks, grzech oraz cierpienie.
Po pierwsze, należy
postawić pytanie o to, co rozumiemy przez totalitaryzm? Powinniśmy
wyróżnić dwa znaczenia tego pojęcia: jest to system władzy oraz służąca
temu systemowi ideologia. Władza totalitarna ma charakter scentralizowany,
rozciąga się na każdy aspekt życia społecznego, nie podlega ograniczeniu
przez prawo, ani nie ogranicza się sama poprzez konstytucję. Totalitarna ideologia to system idei i doktryn,
które uzasadniają oraz wzmacniają totalitarną władzę głównie przez
prezentowanie jej jako rządów prawa, a może nawet jako "ostatecznego
rozwiązania" problemów społecznych, których inaczej nie sposób
rozwikłać.
Oczywiście, na gruncie
tej definicji, władza totalitarna to kwestia stopnia. Władza rządu
w określonych przypadkach jest ograniczana przez prawo, nawet jeśli
w szczególnych przypadkach jest ona zdolna do jego obejścia. Może
ona przybierać maskę konstytucji, nawet jeśli konstytucja nie ogranicza
jej w sposób w pełni efektywny. Istotny jest bowiem nie tyle poziom
totalitarnego bezprawia, ile raczej zasadniczy brak ograniczenia władzy
centralnej oraz założenie, iż aspekt życia społeczeństwa - niezależnie
od tego, na ile władza jest nim zainteresowana w normalnych warunkach
- powinien zostać poddany kontroli.
Pozostający pod wpływem
Hegla mogą inaczej ująć powyższe zagadnienie, twierdząc, że władzę
totalitarną charakteryzuje brak szacunku dla różnicy pomiędzy społeczeństwem
obywatelskim a państwem lub nieuznawanie tego rozróżnienia. Państwo
stanowi ostateczny autorytet we wszystkich sprawach, będących przedmiotem
wyboru społecznego i nic nie ogranicza jego władzy w sposób, w jaki
dokonuje się to za pomocą reprezentatywnego ciała prawodawczego lub
systemu prawa tworzonego w wyniku decyzji sędziów (judge-made law). Pod totalitarnymi rządami
społeczeństwo jest bardziej tworem państwa niż na odwrót, a ci, którzy
mogą rościć sobie prawo do ochrony
ze strony państwa, mają niemożliwą do pokonania przewagę nad innymi
w konkurowaniu o dostęp do ograniczonych zasobów.
W Europie Środkowowschodniej
rządy totalitarne zostały narzucone przez partie kierujące się wymyśloną
przez Lenina zasadą "centralizmu demokratycznego", później
przejętą przez Hitlera. Były one organizacjami quasi-militarnymi i
nieprzypominającymi partii politycznych współczesnej Europy Zachodniej.
Nie próbowano poszerzać liczby ich członków, wręcz przeciwnie, ograniczano
ją tylko do tych, na których można było polegać, iż wykonają centralnie
wydawane polecenia. Przyjęcie do partii komunistycznej było przywilejem,
a nie prawem. Członków za ich posłuszeństwo nagradzano różnego rodzaju
świadczeniami społecznymi, którymi nie mogli cieszyć się zwykli obywatele.
W ten sposób partia komunistyczna wytworzyła - jak ujął to Dżilas - "nową klasę", znaną w rosyjskim brzmieniu
jako nomenklatura, której prawa zostały zabezpieczone w sposób znacznie
bardziej daleko idący, niż miało to miejsce w wypadku arystokracji.
Stało się tak dlatego, iż nie były one rezultatem działania "niewidzialnej
ręki", a więc nie wynikały ze społecznych interakcji, lecz zostały
narzucone z góry przez państwo. Społeczeństwo było kontrolowane przez
państwo, państwo przez partię, a partia przez jej przywództwo. Ponieważ
partię tworzono na wzór organizacji militarnej, nie mogła ona polegać
na obowiązującym prawie cywilnym, by wyegzekwować wymaganą dyscyplinę,
lecz musiała naginać prawo do swych celów. Odtąd przestało ono być
środkiem do rozstrzygania społecznych sporów i do utrwalania sprawiedliwości,
a stało się narzędziem do karania tych, którzy zbaczali z drogi wyznaczonej
przez partię.
Wszystko to jest znane z polskich
doświadczeń. Nie powinniśmy się jednak oszukiwać, uznając iż totalitaryzm
jest po prostu zjawiskiem dwudziestowiecznym lub że został wymyślony
przez Lenina. Pragnienie utworzenia społeczeństwa na militarnych podstawach
oraz wprowadzenia pełnej kontroli nie jest nowe i występowało już
w niewolniczych państwach starożytnego Środkowego Wschodu. Idea ta
była obecna na Dalekim Wschodzie, w Afryce, a także wielokrotnie miała
znaczący wpływ na politykę europejską jeszcze przed wiekiem XX. Zapowiedzią
współczesnego doświadczenia totalitaryzmu była rewolucja francuska,
podczas której Komitet Bezpieczeństwa Publicznego działał w ten sam
sposób, jak partie nazistowskie i komunistyczne. Ustanowił on
"równoległe struktury", by kontrolować państwo i wprowadził ścisły nadzór
nad każdym elementem społeczeństwa obywatelskiego. Dzisiejsi badacze,
starający się patrzeć na rewolucję francuską bez różowych okularów,
tak charakterystycznych dla dziewiętnastowiecznych obrońców wolności
i praw człowieka, również dochodzą do wniosku, iż jej znaczenie można
odnaleźć raczej w okresie Wielkiego Terroru, niż w liberalnych sloganach,
które go skrywały.
Bądźmy realistami i
zauważmy, że skoro współczesne rządy totalitarne powstały i rozprzestrzeniły
się z taką gwałtownością, to stało się tak dlatego, iż jest coś w
naturze ludzkiej, do czego mogą się one odwołać i skąd bierze się
ich moralna siła. Charakterystyczne dla intelektualistów jest przekonanie,
iż totalitarna pokusa należy do dziedziny idei - jest pokusą popełniania
błędów, jakie możemy odnaleźć w fałszywych teoriach wczesnych myślicieli
socjalistycznych. Intelektualni krytycy komunizmu doszukują się źródeł
tyranii systemu w obalonej teorii wartości opartej na pracy, w odwróceniu
porządku przyczynowo-skutkowego w teorii bazy i nadbudowy, w prymitywnej
koncepcji walki klas i w potencjalnie prowadzącym do sprzeczności
poglądzie, iż klasy są zarówno produktami ubocznymi, jak i podmiotami
zmian społecznych. Z tego punktu widzenia Terror pisany z wielkiej
litery jest wyłącznie błędem.
Nie ma teraz żadnych
wątpliwości, iż totalitarna ideologia jest przepełniona intelektualnymi
niejasnościami, oraz że marksizm jest odpowiedzialny za wiele z nich.
Ale nie wszystko, co powiedział Marks, jest fałszywe. Jedna z jego
teorii jest szczególnie istotna dla zrozumienia totalitaryzmu, a jest
to teoria samej ideologii. Przez ideologię Marks rozumie zbiór idei,
doktryn oraz mitów, które istnieją raczej dlatego, iż służą określonym
interesom, a nie dlatego, iż głoszą pewne prawdy.
Podstawą teorii jest
zarysowana przez Marksa (w nie do końca jasny sposób) opozycja pomiędzy
ideologią a nauką. Dla Marksa nauka jest przeciwieństwem ideologii,
a także lekarstwem na nią. Współcześnie możemy to ująć w następujący
sposób: przekonania naukowe biorą się z poszukiwania prawdy i są w
wyniku tego procesu wyjaśniane. Metoda naukowa polega na przechodzeniu
od jednej prawdy do kolejnej. Z kolei przekonania ideologiczne biorą
się z poszukiwania społecznej oraz ekonomicznej władzy i wyjaśniane
są z tej właśnie perspektywy. Dlatego też ideologia może zostać poddana
krytyce z punktu widzenia nauki poprzez ukazanie, iż nie stanowi narzędzia
pozwalającego dochodzić do prawdy, ale do władzy. Natomiast krytyka
nauki ze strony ideologii jest sama w sobie czystą ideologią, która
niczego nie wyjaśnia i nie podważa niczego.
Marks uznał, iż interesy
wspierane przez ideologię są interesami klasy rządzącej. Analogicznie
stwierdzamy, iż interesy wspierane przez ideologię totalitarną, są
interesami posiadającej aspiracje elity. Możemy teraz spojrzeć na
totalitarną ideologię z punktu widzenia Marksa poprzez ukazanie jej
społecznej funkcji. Dzięki temu będziemy w stanie obalić jej epistemologiczne
tezy. To nie prawda zawarta w marksizmie tłumaczy gotowość intelektualistów
do jego przyjęcia, ile raczej rola, jaką on przypisuje im w ich próbach
zdobycia kontroli nad światem. A ponieważ, jak twierdzi Swift, nie
ma sensu rozumowo odwodzić kogoś od tego, czego on rozumowo nie poznał,
możemy przyjąć, iż marksizm zawdzięcza swoją niezwykłą odporność na
krytykę faktowi, iż nie jest on teoretycznym systemem zorientowanym
na poszukiwanie prawdy, lecz na zdobycie władzy.
Jak dotąd wszystko
jest jasne. Rodzi się jednak kolejne pytanie, dlaczego marksizm ma taką
moc, mówiąc dosadnie: moc obdarzania władzą? Marksizm przyznał władzę
elicie intelektualnej, ponieważ wyposażył ją w coś więcej, niż tylko
w zestaw idei i teorii. Co to było? Jak mogło zostać wykorzystane
do osiągnięcia korzyści płynących z posiadania władzy?
Aby udzielić odpowiedzi
na to pytanie, należy przypomnieć, iż marksizm nie był jedyną totalitarną
ideologią czasów nowożytnych. Światopogląd rewolucjonistów francuskich
wziął się z oświeceniowego optymizmu, dla którego charakterystyczne
były takie pojęcia jak suwerenność ludu i prawa człowieka. Ideologia
nazistów, pomimo iż opierała się na teoriach socjalistycznych, zawierała
znaczące elementy rasowe i nacjonalistyczne, jakich nie można było
odnaleźć w najważniejszych dogmatach marksizmu. Wszystkie trzy ideologie
zostały jednak podporządkowane dążeniu do władzy i można - posługując
się rozróżnieniem Marksa - uznać je raczej za narzędzie poszukiwania
władzy niż poszukiwania prawdy. Ponówmy jednak pytanie: w co wyposażyły
ideologie tych, którzy je przyjęli?
Odpowiedź podsunął
Nietzsche. Totalitarne ideologie wykorzystują resentyment. Użył on
francuskiego słowa ressentiment
na określenie stanu umysłu nacechowanego złośliwością i zawziętością,
który pojawia się przed urazem prowadzącym do uczucia niechęci. W
książce poruszającej to zagadnienie Scheler posługuje się znaczeniem
podanym przez Nietzschego. Jednak żaden z nich nie zajmował się problemem
totalitaryzmu. Nietzsche, posługując się powyższym terminem, odnosił
się do zła, jakie widział w chrześcijaństwie. Z kolei Scheler, który
- moim zdaniem - całkowicie obala zarzuty Nietzschego przeciwko chrześcijaństwu,
podnosi je przeciwko współczesnym mu doktrynom socjalistycznym. Posługując
się słowem "resentyment", pragnę zdystansować się od tych
kontrowersji i posłużyć się propozycją Nietzschego do celu, którego
nie brał on raczej pod uwagę.
Chciałbym zasugerować
Państwu następujący obraz. Totalitarne systemy rządzenia oraz ideologie
mają jedno źródło, jakim jest resentyment. Pojmuję resentyment inaczej
niż Nietzsche, który uważał go za szczególny rys "moralności
niewolników" chrześcijańskiej czy pochrześcijańskiej kultury.
W moim mniemaniu resentyment to uczucie, które pojawia się w każdym
społeczeństwie. Stanowi ono naturalną konsekwencję konkurowania o
uzyskanie korzyści. Totalitarne ideologie są przyjmowane, ponieważ
racjonalizują resentyment i jednoczą tych, którzy go odczuwają wokół
wspólnej sprawy. Z kolei systemy totalitarne rodzą się wówczas, gdy
ludzie opanowani przez resentyment, po uzyskaniu władzy, dążą do obalenia
instytucji, które powierzyły władzę innym, takich jak prawo, własność
i religia. Dzięki tym instytucjom powstają hierarchie, autorytety
i przywileje, a te z kolei zapewniają jednostkom suwerenna władzę
nad ich życiem. Z punktu widzenia owładniętych przez resentyment instytucje
te są źródłem nierówności, a co za tym idzie stają się przyczyną ich
upokorzeń i porażek. W rzeczywistości służą one kanalizowaniu resentymentu.
Z chwilą, gdy wspomniane instytucje zostają obalone - a jest to naturalny
skutek rządów totalitarnych - ich miejsce nieuchronnie zajmuje resentyment
jako zasada rządząca państwem.
Dla odczuwających resentyment
nie ma autorytetów oraz prawowitej władzy. Istnieje wyłącznie czysta
władza, jednostki nad jednostką, opisana w słynnych pytaniach Lenina:
"Kto? Kogo?". Ludzie ci, kiedy już zdobędą władzę, likwidują
zazwyczaj instytucje pośredniczące i tworzą system, w którym panują
czyste relacje siłowe. Prowadzi to do likwidacji indywidualnej suwerenności
przez centralną kontrolę. Dzieje się tak albo w imię równości, a rozumie
się przez to wywłaszczenie bogatych i uprzywilejowanych, albo w imię
zachowania czystości rasy, co wiąże się z wypędzeniem i wydziedziczeniem
obcych, którzy pozbawili innych prawa pierworództwa. Jedno jest jednak
pewne: zawsze będzie istniała grupa, która stanie się celem ataków.
Resentyment w takiej formie, w jakiej go tu przedstawiam, nie jest
skierowany przeciwko konkretnym jednostkom i nie stanowi reakcji na
określone krzywdy. Kieruje się on przeciwko grupom postrzeganym jako
w całości wrogo nastawione do reszty społeczeństwa, obarczone grupową
winą, a przez to wymagające zbiorowej kary.
Każdy eksperyment totalitarny
charakteryzuje się tym, iż centralna władza określa pewne grupy jako
te, które należy ukarać. Jakobini obrali za cel swych ataków arystokrację,
poszerzoną później o wszechobecnych emigrés,
których niezauważalna obecność stanowiła usprawiedliwienie najbardziej
samowolnych mordów i eksterminacji. W przypadku nazistów władza wybrała
Żydów z powodu sukcesów, jakie odnosili w prowadzeniu interesów, a
także ich rzeczywistej i ukrytej odmienności. Rosyjscy komuniści zaczęli
od burżuazji, ale szczęśliwie dla nich mieli pod ręką inną, bardziej
sztuczną klasę ofiar - kułaków, grupę stworzoną przez państwo. Dlatego
też państwo w łatwy sposób mogło ją zniszczyć. Jedną z funkcji, jaką
pełni ideologia, jest rozpowszechnienie pewnej złożonej opowieści
o członkach grupy stanowiącej przedmiot ataku, w której pokazuje się
ich jako nie będących w pełni ludźmi, niesprawiedliwie odnoszących
sukcesy i z racji swej natury zasługujących na karę. Nic nie jest
źródłem większego zadowolenia u ludzi owładniętych resentymentem niż
myśl, iż posiadający to, co jest przedmiotem zazdrości przepełnionych
resentymentem, osiągnęli je w sposób niesprawiedliwy. W ich mniemaniu
sukces nie stanowi dowodu posiadania cnoty, ale - przeciwnie - jest
powodem do zemsty.
W ten sposób można
wyjaśnić, dlaczego ideologie totalitarne niezmiennie dzielą ludzi
na winnych i niewinnych. Za pełną emocji retoryką Manifestu Komunistycznego,
za pseudo-naukową teorią wartości opartej na pracy i za klasową interpretacją
historii ludzkości kryje się ich jedno emocjonalne źródło, jakim jest
resentyment tych, w których rękach spoczywa kontrola nad wszystkim.
Uczucie to jest racjonalizowane oraz wzmacniane przez fakt, iż osoby
posiadające własność tworzą "klasę". Według tej teorii klasa
"burżuazji" charakteryzuje się wspólną tożsamością moralną
i stałym, zorganizowanym dostępem do mechanizmów władzy, a także wspólnymi
przywilejami. Co więcej, wszystkie dobra i korzyści uzyskuje się i
utrzymuje "kosztem" proletariatu lub przez jego "wyzysk".
Proletariat nie posiada niczego poza pracą i dlatego zawsze będzie
oszukańczo pozbawiany tego, na co zasługuje.
Przedstawiana tu teoria
nie czerpie swojej siły wyłącznie z tego, iż wzmacnia i usprawiedliwia
resentyment, lecz także stąd, iż jest
w stanie ukazać rywalizujące z nią teorie jako "tylko ideologie".
W tym właśnie tkwi cała przebiegłość marksizmu, iż przedstawia on
sam siebie jako naukę. Podobnie wysokimi aspiracjami charakteryzowała
się nazistowska genetyka, ale antysemityzm był jednak poglądem społecznym,
a nie naukowym. Nauka przypuszczalnie wsparła ideologię, ale nie była
z nią identyczna. Jakobini także mieli naukowe pretensje, ale - poza
oświeceniowym sceptycyzmem - nie bardzo mieli oni z czym skonfrontować
swoich poglądów. Pod tym względem Marks miał przewagę nad swoimi poprzednikami
oraz spadkobiercami. Kiedy odkrył różnicę między ideologią a nauką,
postanowił udowodnić, iż jego własna ideologia jest sama w sobie
nauką. Co więcej, jego rzekoma
nauka osłabiła przekonania jego przeciwników. Analiza klasowa Marksa
pokazała, że teorie rządów prawa, podziału władz, prawa własności
itd., jako głoszone przez "burżuazyjnych" myślicieli takich,
jak Monteskiusz czy Hegel, nie są narzędziami poszukiwania prawdy,
lecz władzy; są sposobem zachowania przywilejów zapewnianych przez
burżuazyjny porządek społeczny. Wykazując, iż ideologia ta jest pozorem
służącym samemu sobie, teoria klas dowodziła naukowości swoich twierdzeń.
Ten aspekt marksizmu
zawiera pewien teologiczny podstęp. Skoro teoria klas jest prawdziwą
nauką, to burżuazyjna myśl polityczna jest ideologią, a ponieważ teoria
klas wykazuje, że myśl burżuazyjna jest ideologią, to sama musi być
naukowa. W ten sposób znaleźliśmy się w magicznym kole mitu stworzenia.
Co więcej, Marks formułując teorię w języku naukowym, nadał jej charakter
tajemniczy, wymagający inicjacji. Nie wszyscy potrafią używać tego
języka, a teoria naukowa określa
elitę, która jest w stanie go zrozumieć i umie się nim posłużyć. Język
dostarcza dowodu, iż elita posiada rozległą i prawdziwą wiedzę i dlatego
ma prawo do sprawowania władzy. Ten element teorii Marksa tłumaczy
zarzut Erica Voegelina, Alaina Besançona oraz innych, iż jest ona
rodzajem gnostycyzmu, próbą "rządzenia za pomocą wiedzy."
Na tym więc polega
doskonała ideologia totalitarna: jest to pseudonauka, która uzasadnia
i wzmacnia resentyment oraz kwestionuje i odrzuca wszelkie konkurencyjne
roszczenia do legitymizacji, a także obdarza silnym przekonaniem o
intelektualnej wyższości i prawie do rządzenia tych, którym się nie
w pełni się powiodło. Marksowska ideologia daje zawiedzionemu intelektualiście
siłę, której potrzebuje: jej źródłem jest jego resentyment, powtarzający
i wzmacniający resentyment pokrzywdzonej klasy.
Dobrze znany jest fakt, iż rewolucje nie są przeprowadzane "od dołu"
przez naród, lecz "z góry", w jego imieniu, przez elitę.
Rewolucja francuska była dziełem prawników, ludzi wykonujących jakiś
zawód i drobnej szlachty. Zależało im na zdobyciu prawa do władzy
w społeczeństwie, którego górne regiony były pełne bezużytecznych
grubych ryb (fat cats).
Rewolucjoniści działali w imię narodu głosząc wolność, równość i braterstwo.
Z pełną świadomością uznali się za klasę oświeconą, która - dzięki
wyższej zdolności pojmowania - ma prawo wykorzystać innych do pomocy.
Slogany i doktryny głoszone przez rewolucjonistów właściwie nie legitymizowały
ich własnego resentymentu, miały one za zadanie wykorzystać resentyment
innych ludzi.
Twierdzę, iż ideologie
totalitarne mają zawsze taki charakter. Sankcjonują one resentyment
elity, natomiast wykorzystują resentyment tych, których wsparcie potrzebne
jest elicie w osiągnięciu dotychczas niedostępnych korzyści. Elita
wywodzi swoją tożsamość z odrzucenia starego porządku. Stawia siebie
w roli pasterza-przewodnika, przywódcy i nauczyciela narodu. Jej teorie
oraz wizje mają status objawienia; przekazują tym samym władzę w ręce
kasty kapłanów, określając także wspólnego wroga, a lud może z radością
włączyć się do dzieła jego zniszczenia. Elita usprawiedliwia zagarnięcie
przez siebie władzy odwołując się do solidarności z tymi, którzy zostali
niesprawiedliwie wykluczeni. Od tej pory będą bowiem wykluczeni nadal,
tyle że w sposób sprawiedliwy,
bo w imię ludu, a więc w imię siebie samych.
Twierdzę także, iż
totalitarny system rządzenia jest nieuchronnym skutkiem resentymentu,
jaki leży u podstaw tej ideologii. Jestem przekonany, że powinniśmy
spojrzeć na totalitaryzm jak na zinstytucjonalizowany resentyment;
skostniały w instytucjach, które przechowały uczucia niezbędne u ich
zarania i wciąż wytwarzają pewien rodzaj własnego, bezosobowego resentymentu.
Wspominam o tym, ponieważ sądzę, iż są to społeczne emocje szczególnego
rodzaju, które pełnią pożyteczną funkcję dopóki pozwala im się uwalniać
na poziomie lokalnym, a staje się źródłem zaburzeń funkcjonalnych,
gdy nagle przenoszone są na pozycje związane z władzą.
Wszyscy odczuwamy resentyment
wobec tych, którym dobrze się powodzi w sposób niezasłużony lub kosztem
nas samych. Uczucie to nie jest samo w sobie złe, nawet jeśli chrześcijaństwo
nakłania nas, byśmy przebaczali naszym wrogom i przyjmowali poniżenie
w duchu ofiary Chrystusa. Pewna doza resentymentu jest nawet niezbędna,
o ile ludzie mają zachowywać właściwy dystans pomiędzy sobą i traktować
obcych z szacunkiem. Jestem świadomy niebezpieczeństw, jakie niesie
ze sobą to uczucie i dlatego staram się go nie wywoływać w sobie.
Oddaję ludziom to, co im się należy, do ich niepowodzeń podchodzę
ze współczuciem, staram się pomagać tym, którzy są w potrzebie i nie
obnoszę się z moimi sukcesami. Używając sformułowania Schoecka mogę
powiedzieć, iż stosuję taktykę "unikania zazdrości" ('envy
avoiding' strategems), świadom, iż akceptacja ze strony obcych
zależy od mojego stosunku do nich, oraz że jestem od nich zależny
w tym samym stopniu, co oni ode mnie. Resentyment jest środkiem zapewniającym równowagę
w społeczeństwie, składającym się z ludzi sobie obcych poprzez karanie
tych, którzy naruszają prawa solidarności i poprzez nagradzanie wyzbyciem
się tego uczucia u tych, którzy przyczyniają się do wspólnego dobra.
W oczach wyniosłego Nietzscheańskiego nadczłowieka resentyment może
wydawać się marną pozostałością po "moralności niewolników",
zubażającą utratą ducha, która pojawia się wtedy, gdy ludzie czerpią
więcej przyjemności z upokarzania innych, niż z pracy nad sobą. Ale
jest to stanowisko błędne. Resentyment nie jest uczuciem przyjemnym
ani dla przeżywającego podmiotu, ani dla obiektu ku któremu jest skierowany.
Zadaniem społeczeństwa jest takie ukierunkowanie naszego życia społecznego,
by uczucie to się nie pojawiało, co można osiągnąć dzięki zapewnieniu
wzajemnej pomocy i wspólnemu przeżywaniu radości. Nie idzie wszak
o to, by wszyscy byli tacy sami i nieszkodliwie przeciętni, ale o
to, by inni podjęli współpracę w osiąganiu przez nas małych sukcesów.
Żyjąc w ten sposób stwarzamy formy, dzięki którym kanalizują się potencjalne
przyczyny resentymentu. Wszystkie te formy natychmiast zostają zablokowane
pod rządami totalitarnymi. Resentyment jest dla ciała politycznego
tym, czym dla ciała jest ból: źle go odczuwać, ale dobrze mieć zdolność
jego odczuwania, ponieważ bez niej niemożliwe staje się przetrwanie.
Nie powinniśmy więc
czuć do siebie niechęci z tego powodu, iż odczuwamy resentyment. Należy
go zaakceptować jako element ludzkiej kondycji, jako coś, nad czym
można panować, tak jak panuje się nad uczuciami radości i smutku.
Resentyment może jednak zostać przekształcony w uczucie dominujące
i zyskać wymiar społeczny. Wówczas zostaje on uwolniony od ograniczeń,
które zazwyczaj go powściągają. Dzieje się tak wtedy, gdy uczucie
to nie jest skierowane na określony cel, lecz na całe społeczeństwo.
W takim wypadku nie jest ono już reakcją na czyjeś niezasłużone powodzenie,
ale staje się postawą egzystencjalną - postawą oszukanego przez świat,
który początkowo pobudza jego ambicje, a potem ich nie zaspokaja.
Dokonuje się to na wiele sposobów. Dana osoba może na przykład być
rozgoryczona z powodu niewielkiego wzrostu, seksualnego niespełnienia
i ograniczonych perspektyw na wzbogacenie się. Jednocześnie może ona
jednak gromadzić siły i rozbudzać swe ambicje, które niosą ze sobą
obietnicę, iż świat jako całość należą się jej jako słuszna nagroda.
Uczucie rozgoryczenia może skłonić ją do odwrócenia się od przyjaciół
i do życia w odosobnieniu. W rezultacie rodzi się niebezpieczna jednostka,
uboczny produkt normalnie funkcjonującego społeczeństwa, która może
poszukiwać okazji do zemsty na świecie za to, iż odmówił jej tego,
co należne. Tacy byli Saint-Just, Lenin i Hitler. Wiemy, do czego
zmierzali, by wynagrodzić sobie poniesione wcześniej porażki. Tego
rodzaju indywidua traktują konkretne osoby jako odpowiedzialne za
ich cierpienia. Ich celem stała się ludzkość jako taka. Kieruje nimi
negatywna siła: nigdy nie spoczną nim nie zdecydują, jaki jest cel
zemsty.
Poszukują przy tym
zwolennika, który będzie im schlebiał i nagradzał ich z wdzięcznością,
rekompensując w ten sposób ich głęboką izolację. Przejmując władzę
wyzwolą także swoich stronników. Dlatego też owe indywidua muszą dokonać
podziału na skazanych na zagładę i na ocalonych, na zbiorowo odpowiedzialnych
za panującą niesprawiedliwość i na tych, którzy zostaną uwolnieni
z oków.
Wyobraźmy sobie następnie, co dzieje
się wówczas, gdy taka osoba dąży do przejęcia władzy. Rekompensując
sobie własną izolację zastępuje ona wcześniej obowiązujące stosunki
oparte na przyjaźni porządkiem o charakterze militarnym, na którego
czele staje. W zamian za udział w nagrodzie żądać będzie całkowitej
lojalności i posłuszeństwa. Człowiek tego rodzaju nie dopuszcza do
swego otoczenia kogoś, kim nie kieruje resentyment, ponieważ doświadczenie
nauczyło go ufać wyłącznie temu uczuciu. Jego politycznym celem nie
jest uzyskanie władzy, którą trzeba dzielić się z innymi w ramach
istniejących struktur, ale zdobycie władzy całkowitej po to, by te
struktury obalić. Przeciwstawia się on wszelkim formom mediacji, kompromisu
i debaty, a także prawnym oraz etycznym normom, które dają możliwość
wyrażania opinii ludziom o innych poglądach i gwarantują suwerenność
zwykłym jednostkom nieodczuwającym resentymentu. Podejmuje dzieło
niszczenia wroga, pojmowanego kolektywnie jako klasa, grupa lub rasa,
który dotychczas posiadał kontrolę nad światem, a teraz sam musi zostać
poddany kontroli. Jakiekolwiek instytucje zapewniające bezpieczeństwo
tej klasie lub umożliwiające jej zabieranie głosu w debacie politycznej,
staną się obiektem jego destrukcyjnej furii.
Nieuchronną konsekwencją przejęcia
władzy przez takiego człowieka jest ustanowienie w państwie zmilitaryzowanego
rdzenia (militarised core)
w formie partii, komitetu lub po prostu armii, która nie będzie kłopotać
się ukrywaniem swego charakteru. Twór ten charakteryzuje absolutna
władza oraz działanie poza granicami prawa. Samo prawo zostanie zastąpione
prawem potiomkinowskim, do którego będzie się można odwołać ilekroć
pojawi się konieczność przypomnienia ludziom o ich podrzędnej pozycji.
Prawo to nie będzie charakteryzowała ostrożność i nienarzucanie się,
jak ma to miejsce w społeczeństwach cywilizowanych, gdzie istnieje
ono po to, by ograniczać siłę swego wpływu. Staje się ono widoczną
i wszechobecną cechą danego społeczeństwa, ciągle eksponowaną i przywoływaną
w celu nadania wszystkim działaniom partii sprawującej władzę niemożliwe
do podważenia pozory legalności. "Rewolucyjna awangarda"
jest znacznie bardziej rozrzutna w posługiwaniu się prawnymi formami
i urzędowymi pieczęciami, niż jakikolwiek inny ustrój, którego miejsce
zajmuje. Zapewnia ona milionom ludzi skazanym na śmierć nienagannie
przygotowane dokumenty wskazujące, iż kara śmierci została orzeczona
zgodnie z prawem i na podstawie urzędowej decyzji. W ten sposób nowy
porządek staje się zupełnie bezprawny, lecz jednocześnie jest całkowicie
ukryty za parawanem legalności.
Awangarda rewolucji zaczyna od wybrania
grupy, klasy lub rasy, która zostanie obarczona winą. Jednym z powodów
tego wyboru jest fakt, iż członkom danej grupy dobrze się wcześniej
powodziło. Awangarda zabiera im owoce ich pracy i albo je niszczy,
albo rozdziela pomiędzy zwycięzców. Członkowie grupy są poniżani,
a warunki ich życia sprowadzone do tych, w jakich żyją zwierzęta,
w celu ukazania rozmiarów ich wcześniejszego wywyższania się. Właśnie
z tego powodu Gułag czy obozy śmierci powstają w wyniku zagarnięcia
władzy, ukazują one bowiem dotychczasowy zakres zafałszowania rzeczywistości
jakim świat posługiwał się przeciwko tym, którzy teraz sprawują nad
nim kontrolę. Resentyment nie zanika, gdy jego ofiary zostają pozbawione
ziemskich dóbr. Resentyment dąży do pozbawienia ich człowieczeństwa,
do wykazania, iż nie mieli oni nigdy prawa do jakiegokolwiek udziału
w ziemskich zasobach, i że nie należy rozpaczać z powodu ich śmierci,
tak jak nie rozpacza się po śmierci jakiegoś robactwa. Przykładem
może tu być poniżenie Marii Antoniny, królowej Francji, którą oskarżano
o każdą zbrodnię, nawet o kazirodztwo, aby przedstawić ją jako wykluczoną
ze społeczności ludzkiej.
Patologiczny resentyment charakteryzuje
się tym, iż nie zapewnia prawa do odpowiedzi. Różnica pomiędzy oskarżeniem
a winą zostaje zniesiona. Wielkiego znaczenia nabierają nowe, często
zmyślone zbrodnie, które wskazują raczej na kondycję egzystencjalną,
niż na określony akt czynienia zła. "Jesteś Żydem/burżujem/kułakiem."
"Tak, jestem i przyznaję się do tego." "To, co masz
na swoją obronę?"
Jednak partia opierająca swe rządy
na resentymencie nigdy nie zdoła poczuć się pewnie w świecie, który
stwarza. Będzie jak ów purytanin opisany przez H. L. Menckena, narażona
na "bezustanny lęk przed tym, iż ktoś może zaznawać gdzieś szczęścia".
Będzie podejrzewać, że ludzie żyją po dawnemu, wykazują się swymi
możliwościami i zdolnościami, a także cieszą się z odnoszonych sukcesów; osiągają
spokój i szczęście, których owładnięci resentymentem nigdy nie zaznają.
Rządząca partia niestrudzenie stara się wyplenić resztki ludzkiej
skrzętności, tych kruchych podstaw instytucji własności, nieśmiałych
prób ludzi wspólnego życia w swych "małych oddziałach" (little
platoons). Członkowie partii nie są do końca pewni, czy emigrés, Żydzi, burżuazja, kułacy czy ktokolwiek inny, zostali ostatecznie
zlikwidowani. Prześladuje ich strach, iż w miejsce każdego zabitego
pojawi się ktoś, by go zastąpić. Porządek oparty na resentymencie
zmusza do likwidacji nie tylko wolnej gospodarki, ale także klubów,
stowarzyszeń, szkół i kościołów, które do tej pory były naturalnymi
narzędziami społecznej reprodukcji. Mówiąc krótko, resentyment u władzy
daje w końcu przyzwolenie na totalitarne rządy.
Ci, którzy pierwsi działali pod wpływem
resentymentu zginą, większość z nich wciągnięta przez machinę, którą
stworzyli do likwidacji innych. Jedna czy dwie osoby z tej grupy może
nawet umrze z naturalnych powodów. Na szczęście współczesna historia
uczy nas, iż nie zdarza się to zbyt często. W końcu maszyna ta będzie
sterowana za pomocą automatycznego pilota, a jej software
skostnieje w formie hardware'u.
Jest to ostatnia faza totalitaryzmu, jakiej nie osiągnęli ani jakobini,
ani naziści, ale dotarli do niej komuniści. W tym stanie - który Havel
odważył się nazwać postotalitaryzmem - maszyna napędza się sama dzięki
własnemu, bezosobowemu rektyfikowaniu pierwotnego resentymentu. Ludzie
- jak ujmuje to Havel - uczą się "żyć w kłamstwie" i ciągle
dają sobie ciche przyzwolenie na codzienne dowody zdrady, płacąc w
ten sposób daninę całej machinie i mając nadzieję na to, iż ktoś gdzieś
może wie, jak ją wyłączyć. To właśnie w tej fazie ustroju powstały najbardziej
interesujące pozycje w literaturze poruszającej problem totalitaryzmu,
takiej jak dzieła Sołżenicyna, Zinowiewa czy Kundery. Ukazują one
różne formy rozwijającej się schizofrenii. Dotykała ona ludzi brodzących
w cofającej się fali rozległej katastrofy. Ludzie ci jednak nie odważyli
się przebiec przez płycizny, na których wciąż leżą wraki, do leżącego
powyżej suchego lądu.
Polacy - gdy w końcu dotarli do piaszczystego
brzegu - odkryli tam nową grupę intelektualistów wygrzewających się
w słońcu, a każdy z nich pieczołowicie pielęgnował w sobie resentyment,
trzymając na swych kolanach otwarte księgi ideologii. Przekazują one
znane przesłanie: los świata leży w nieodpowiednich rękach, ciemiężcy
są zjednoczeni, potrzebny jest nowy porządek, należy obalić utrwalone
instytucje i znieść stare przywileje. Przesłanie to można znaleźć
u Foucault, który nadal - najwyraźniej bez cienia ironii - określa
swojego wroga mianem "burżuja", u amerykańskich feministek,
prowadzących wojnę z patriarchatem sprawującym kontrolę nad społeczeństwem,
i u współczesnych historycystów, dekonstruktywistów oraz postmodernistów,
wedle których stara uniwersytecka tradycja i utrwalony sposób nauczania
okazały się jedynie ideologiczną maską. Współczesne ideologie same
definiują się w sposób negatywny; nie opowiadają się za
pewnym ideałem ludzkiej natury i społeczeństwa, lecz występują przeciwko
obecnej rzeczywistości oraz grupom, które korzystają z istniejącej
sytuacji. Niemal każdy artykuł, na przykład w Modern
Language Review, zawiera
to samo podstawowe założenie, które jest tak oczywiste, iż właściwie
nie trzeba go wyrażać expressis verbis. Głosi ono, iż zachodnie
społeczeństwa, a w szczególności społeczeństwo amerykańskie, znajdują
się w niewłaściwych rękach, państwowe instytucje zajmują się reprodukcją
kultury dominacji, i że stanowiska radykalnego sprzeciwu mogą być
bez przeszkód wyrażane wyłącznie w uniwersytetach lub szczerze przedstawiane
tylko w nauczaniu młodych ludzi.
Nowe ideologie mają postać podobną
do starych, opartych na podziale w obrębie społeczeństwa i wskazaniu
ludzi obarczonych winą. Nie przyznają się one do swojej ideologicznej
natury, ale przeciwnie, wypierają się jej, tak jak uczynił to Marks.
Jego uczciwa próba sformułowania teorii historii zadała nauce wiele
ciosów, które należało odparować i co ostatecznie uczyniono. Nowi
ideolodzy poznali tym samym cenę, jaką ponosi się za szczerość, a
jest nią możliwość obalenia głoszonych poglądów. Dlatego też wolą
oni "naukę" od nauki. Ich ekspercka wiedza to bełkot, lecz
bełkot wzmocniony tak technicznym językiem, iż jest on w stanie przetrwać
nawet najbardziej ostrą satyrę. W pracach Derridy, Deleuze'a, Gauattari'ego
i Lyotarda można znaleźć mnożące się teorie i metateorie, stawiane
jedne na drugich jak Pelion na Ossie. Teorie te unikają wszystkiego,
co mogłoby świadczyć o ich powiązaniu z obserwowalnymi faktami, formułują
natomiast wywrotowe stwierdzenia wymierzone przeciwko hierarchiom
podtrzymywanym przez zachodnią kulturę.
Gdy czyta się tych wyrafinowanych
autorów, którzy twierdzą, iż nie mają cienia sympatii dla starych
ustrojów totalitarnych, komunistów i ich zwolenników, oraz że odcinają
się nawet od Sartre'a, Foucault czy Chomsky'ego, podkreślając przy
tym swój wstręt dla zbrodni totalitaryzmu, czytelnika uderza wielkość
negatywnej energii zawartej w ich pracach. Nie bardzo wiadomo z czym
się zgadzają, wiadomo natomiast przeciwko czemu się zwracają. Celem
ich nie jest jednostka czy zespół piłkarski lub cokolwiek, co można
uznać za obiekty pospolitego resentymentu. Nie jest to nawet klasa
w Marksowskim znaczeniu tego słowa, ani z pewnością rasa, choć z niektórych
ostrzejszych wypowiedzi feministek wynika, iż celem ich ataku jest
jedna z płci. Jednak wspomniany cel ma coś wspólnego z opisywanymi
wcześniej wrogami. Jest on bowiem źródłem zbiorowego zła, które wymaga
zbiorowej kary. Jest ono różnie nazywane. Może to być Zachód, zachodnia
kultura, kanon, klasyczny parogram kształcenia, obiektywność, prawda,
a więc wszystko, to co, w skrócie, określa stare zasady życia akademickiego.
Dominująca kultura ma swoje ofiary, a są nimi grupy marginesu, przestępcy
i ludzie, którzy w wielokulturowym spectrum zajmują inne miejsce niż
nasz akademicki establishment. Autor stawia siebie na czele jako obrońca
grup marginesu, dzieląc z nimi ich zmartwienia i obiecując nowe podejście
do wszelkich spraw, które wyzwoli ofiary z dominującej kultury. Pracuje
zarazem nad tym, by ukazać ideologiczny charakter podstaw tej kultury
i przedstawić je właśnie jako ideologiczne . Dzięki zaletom jego doskonalszej nauki (dekonstrukcji,
postmodernizmu, itp.), jest on w stanie przejrzeć na wskroś ideologiczną
maskę instytucji akademickich i pokazać ich prawdziwą funkcję, jaką
jest usprawiedliwienie arbitralnej władzy.
Owi współcześni intelektualiści nie
są oczywiście podobni do Lenina czy Hitlera, którzy pragnęli zdobyć
władzę nad całymi społeczeństwami i rozpocząć dzieło kary i zemsty.
Ambicje, jakimi się kierują, ukazują ich ideologie. Ich resentyment
wymierzony jest przeciwko starym dyscyplinom akademickim, z których
zostali wykluczeni, a teraz pragną wziąć je szturmem. Pole ich działań
jest ograniczone, ale zamiary są takie same: znieść ograniczenia narzucane
przez instytucje, zagarnąć władzę dla siebie oraz ukarać klasę, która
wcześniej się nią cieszyła. Przykładem może tu być postawa Foucaulta,
wyzwoliciela ofiar - studentów, zdobywających wiedzę, a także tych,
którzy jej nie posiadają. Ale tak jak w przypadku opisywanych wcześniej
totalitarnych systemów, nie chcą oni uwolnić upodobanych przez siebie
ofiar do tego stopnia, by zjednać sobie ich poparcie. Bądź co bądź
jedynie wiedza uwalnia od ignorancji. Na próżno można szukać u postmodernistycznych
autorytetów czegoś, co przypominałoby wiedzę. "Wiedza",
tak jak "prawda", to podejrzane słowa, pojawiające się jedynie
w cudzysłowach oznaczających, iż należą do języka tych innych, którzy
niesprawiedliwie panują nad światem.
Oczywiście, nie wszyscy przeciwnicy
w naszych "kulturowych wojnach" (jak je nazywają) są właśnie
tacy. Ale jeśli ktoś wątpi w istnienie tego zjawiska, niech sięgnie
po Tenured Radicals Rogera Kimballa, gdzie opisuje on niektóre z dziwacznych kursów
oraz postaci, jakie opanowały system kształcenia na niektórych wydziałach
humanistycznych w Ameryce. Należy wobec nich zastosować metodę zaproponowaną
przez Marksa: rozpoznać ideologię i ocenić siłę. Wówczas można będzie
zrozumieć na czym wszystko to polega. Jest to mianowicie próba zdobycia
przez ludzi wykluczonych przez tradycyjną kulturę profitów, jakie
ona przynosi, i znalezienia ujścia dla emocji skierowanych przeciwko
tej kulturze.
Wspominam tu o tym nowym zjawisku,
ponieważ uważam, iż ujawnia ono podstawową lekcję, jaką powinniśmy
wynieść z totalitarnych ruchów XX wieku. Totalitaryzm nie jest bowiem
naturalną formą skrzywionej postawy człowieka, wręcz przeciwnie, jest
on patologiczną formą postawy naturalnej, a więc takiej, na którą
składa się także resentyment. Wśród zwykłych ludzi, pielęgnujących
w sobie cnotę pokory i żyjących w zgodzie z bliźnimi, resentyment
pojawia się rzadko i jest uczuciem, z którego potrafią wyciągnąć naukę.
Wygaszane jest ono dzięki zawieranym kompromisom, ciągłej akumulacji
społecznego zaufania i zbiorowej wiedzy, która rodzi się wtedy, gdy
ludzie żyją wspólnie na zasadzie wolnego stowarzyszania się. Jednak
ci, którzy mają zbyt wysokie wymagania, a w niewielki sposób zasługują
na ich zaspokojenie, mają skłonność do stawania w opozycji do zwykłych
ludzi i wobec pokojowego życia z bliźnimi. Ich resentyment nie jest
konkretną odpowiedzią na chwilowe odrzucenie, ale narastającym sprzeciwem
wobec systemu, w ramach którego nie udało im się osiągnąć sukcesów.
Wydaje się, iż to intelektualiści są szczególnie podatni na ten uogólniony
rodzaj resentymentu, nawet wtedy, gdy, jak Nietzsche, twierdzą, iż
są od niego wolni. Nie powinniśmy się wiec specjalnie dziwić, gdy
na czele radykalnych ruchów stają intelektualiści lub gdy odkryjemy,
iż są oni bardziej skłonni do przyjmowania nowych teorii czy ideologii,
które, poza obietnicą władzy, niczego im nie proponują. Każdy Polak,
który spojrzy na historię komunizmu w Polsce i zwróci uwagę, na to
co Miłosz opisał w Zniewolonym
umyśle, zauważy, iż jest ziarnko prawdy w tym, co próbuję
tu powiedzieć. Jednak, jak sądzę, zaskoczy go fakt, że tak często
tę ideologiczną drogę komunistów ze Środkowej Europy, wybierają kolejne
pokolenia myślących ludzi, nawet te, a właściwie szczególnie te, które
cieszą się protekcją bogatych uniwersytetów oraz przywilejami, jakie
zapewnia gospodarka kapitalistyczna.
Kultura resentymentu nie ogranicza
się do intelektualistów i do uniwersyteckiego wyścigu szczurów, nawet
gdyby tak się wydawało. Proces w wyniku którego resentyment zostaje
oderwany od instytucji, które normalnie go niwelują, i staje się uogólnioną
wrogością, znany jest także z innych okoliczności - występuje w terroryzmie.
Rosyjska rewolucja była rezultatem pojawienia się poprzedzającej ją
kultury terroru, która rzuciła Rosję na kolana. Wnikliwi autorzy,
tacy jak Turgieniew, Conrad, Dostojewski, byli w stanie rozpoznać
przemianę ludzkiego charakteru, jaka dokonuje się wówczas, gdy resentyment
bierze górę nad wszystkim. Sposób, w jaki przedstawili nihilistów,
terrorystów oraz rewolucjonistów, którzy zniszczyli stary świat Europy,
do dziś zachował swoje znaczenie, ponieważ w szczególności ukazują
oni zawiłe, psychologiczne powiązania pomiędzy ideologią marksistowską,
a terroryzmem marksistowskiego państwa. To, że totalitarne rządy przestają
istnieć, nie oznacza, iż zanika resentyment lub terrorystyczna mentalność.
Wręcz przeciwnie, ujawnia się nowy rodzaj bezpaństwowego terroryzmu,
skierowanego, jak to miało miejsce w przeszłości, przeciwko beztroskim
i odnoszącym sukcesy ludziom, którego jedynym celem jest masowe niszczenie.
Tak właśnie należy pojmować al-Kaidę: nie jako ruch religijny, lecz
jako współczesną, bezpaństwową organizację terrorystyczną, która ma
zupełnie mętną wizję tego, co chce stworzyć, natomiast zupełnie jasny
obraz tego, co pragnie zniszczyć.
tłumaczył Tomasz Kuniński
|