Zygmunt Krasiński (1812-1859)
Poeta, dramaturg i powieściopisarz,
hrabia, urodził się 19 lutego 1812 r. w Paryżu; kształcił się w
domu, a następnie w Liceum Warszawskim. Przerwał podjęte w Warszawie
studia prawnicze w związku z wybuchem powstania listopadowego, do
którego nie przystąpił, i wyjechał na dalsze studia do Szwajcarii.
Pod wpływem ojca, napoleońskiego generała, senatora i wojewody Królestwa
Polskiego, który przewidywał dla syna karierę dyplomatyczną, wrócił
na krótko do Królestwa po upadku irredenty i został przedstawiony
carowi. Ponownie jednak wyjechał za granicę, niemal do końca życia
pozostając poza krajem, głównie we Francji i Włoszech, współpracując
z konserwatywnym środowiskiem skupionym wokół księcia Adama Jerzego
Czartoryskiego (Hôtel Lambert). Zaliczany do grona
wieszczów narodowych, był autorem powieści i powiastek historycznych
(m.in. Masław, Książę mazowiecki
oraz Władysław Herman
i jego dwór), nawiązujących do filozoficznego tradycjonalizmu
charakterystycznego dla środowisk francuskich kontrrewolucjonistów
i niemieckich romantyków historiozoficznych "tragedii chrześcijańskich":
Nie-Boska Komedia (wyd. anonim. 1835) i
Irydion (1836) oraz utworu Trzy myśli pozostałe po śp. Henryku Ligenzie
(1840), obejmującego kontrowersyjny traktat O stanowisku Polski z bożych i ludzkich względów (wyd. pośmiertne
1912). W poemacie profetycznym Przedświt
(1843) oraz w wydanych pod pseudonimem Spirydion Prawdzicki
Psalmach przyszłości (1845, trzy lata później, w drugim wydaniu, uzupełnionych
Psalmem żalu i Psalmem dobrej woli), będących polemiką ze stanowiskiem Henryka Kamieńskiego,
Krasiński dał szczególny wyraz zaniepokojeniu stanem politycznym
Europy, zagrożonej przez nihilistyczną i barbarzyńską Rosję carską
oraz przez politycznych radykałów zmierzających na Zachodzie do
obalenia Państwa Kościelnego i tradycyjnego ładu politycznego; jego
ślady odnaleźć można również w kilku memoriałach politycznych jego
autorstwa i w polemice wywołanej przez Aleksandra Wielopolskiego
jego Listem szlachcica polskiego
do księcia Metternicha. Zmarł w Paryżu 23 lutego 1859 r.
Wybrane fragmenty pochodzą z tekstu
Polska wobec burzy (1848 r.),
cyt. za: Z. Krasiński, Pisma,
t. VII, Pisma filozoficzne
i polityczne, Warszawa 1912, s. 273-278 i 281-283.
Lękam się niekiedy
o człowieczeństwo w tym wieku. Mogłoby na czas w tył się cofnąć.
człowieczeństwo albowiem tak, jak naród,
tak, jak osobnik, ma wolną wolę i jeśli wybierze zło miast dobra, postęp swój na czas hamuje, zwraca w tył.
Pycha mnóstw tak mi
każe lękać się o nie, jak pycha królów przykazywała niegdyś spodziewać
się ich upadku. Na ustach wielu słowo postęp, ale w tejże samej chwili na dnie ich serc pomimo
ich wiedzy, lecz nie woli, chuć zawistna wszelkiemu światłu, wszelkiej
powadze, wszelkiej miłości, zatem chęć poniżenia tego, co wyższe, a nie podwyższenia tego,
co niższe, zatem chęć zwrotu.
Stąd w republikanach
czerwonych zamiary, godzące na wszelki ład i strój - wściekłe podrywy przeciwko rodzinie
i własności - pogarda
wszystkich religijnych podań rodu ludzkiego
- natomiast niesłychane nabożeństwo do wszelakiego gwałtu - wreszcie dziecinna, dzika, namiętna żądza zupełnego zerwania z
przeszłością, jak gdyby przeszłość mogła być kiedy odrzucona z harmonii
czasu i podobna było nowy czas stworzyć dwójeczny tylko, a nie trójeczny,
czas, składający się tylko z samej przyszłości i teraźniejszości.
Postęp prawdziwie żywy zależy na brataniu idei
o dniach nastąpić mających z rzeczywistościami, pozostałymi po dniach
przeminionych historii. Z tego zlewu dopiero rodzi się cochwilna
teraźniejszość. Jużci w każdej chwili czasu żyły pewne wiekuiste
prawdy w świecie, bez których by i świata nie było, absolutne zatem
rozdeptanie przeszłości stałoby się tym samym i prawd onych, a więc
i wiekuistości odrzuceniem! Szalony wypadek mylnie poczętego rachunku!
Zryw takowy byłby rozbratem wieków, zaprzeczeniem jedności rodu
ludzkiego, samejże natury ludzkiej rozłachmanieniem, byłby jej zgubą
i do zwierzęcości powrotem.
Solon twierdził, że
nie godzi się obywatelowi nie należeć do żadnego z dwóch wręcz sobie
przeciwnych stronnictw, co rzeczpospolitą szarpią. Za Solona czasów
takie zdanie sprawiedliwe było, Solon albowiem nie znał wyższych
celów, w które zlewać się winny wszystkie jakie bądź stronnictwa,
nie znał najprzedniejszych świętości i zacności, duchowi człowieczemu
przykazanych i jego iściznę stanowiących, jeśli ma być istocie człowieczym,
a z człowieczeństwa rozwijającym się ku anielstwu, zmierzającym ku celowi boskiemu. Nie znał
ani Chrystusa, ani ludzkości, wreszcie nie domyślał się, czym narodowość,
a szczególnie taka, co
rozebrana pomiędzy trzech wrogów. Sąd więc Solona nie sądzi nas.
Jeśli zatem w danej
porze dwa stronnictwa, przeciwstawne sobie, zapominają o tych szczytach
i obowiązkach ducha człowieczego, bez których nie ma i być nie może
ludzkości, a tym samym i narodu, ma prawo obywatel nie chcieć do
nich należeć,
a ma przy tym świętą powinność starania się o to, by powstało trzecie,
nie już stronnictwo, ale obu stronnictw nieludzko szalejących skojarzenie,
w którym by ich obopólne kłamstwa znikły,
a zostały się tylko połowice prawd, błądzące na oślep pod onymi
kłamstwami, czyli żeby urodziło się coś wyższego, niż jednostronności,
ostateczności, błędy i wścieklizny, coś mającego zamiarem i powołaniem
przy jakich bądź wydarzeniach i losach utrzymanie świętości i zacności
człowieczeństwa. Ta w końcu jedynie zwycięża. Zatem nią zbrojny
naród, nią pancerna sprawa jedynie zwycięży. Narodowi zatem i sprawie
jakiej bądź najwyższą i najwierniejszą wyświadczasz przysługę, kiedy
ją wiecznie usiłujesz utrzymać na równi z ideałem ludzkości, kiedy
jej nigdy nie dozwalasz, by kaleczyła i zabijała sama siebie kałem
ohydnym, zwierzęcym, antychrystusowym!
Droga to prawdziwej
miłości. Na niej trzeba nieraz i męczennikiem zostać, nie na cudzą
krew dybać i zachęcając tłuszcze ku jej wylaniu, własną do żył chować,
boć to łatwa i brudna rzecz, ale własnej nie skąpić, własną zaofiarować,
bo to trudniejsza,
a szlachetniejsza.
Jako pierwsi chrześcijanie na polu li religijnym,
tak my, chrześcijanie, wstępujący w urzeczywistnienie się Chrystusowych
słów po wszystkich świeckich okręgach, winniśmy być męczennikami
narodowymi, społecznymi, politycznymi, winniśmy Chrystusa
i ludzkości i narodu bronić od wszystkich pysznych i zezwierzęconych,
czy im Nabuchodonozor, czy im motłoch na imię. I takie tylko wyznanie,
takie świadectwo zwycięży nareszcie, nic innego, jedno to!
Świat ku zamętowi się stacza. Na śliskiej spadzistości
chciałby się utrzymać, a nie sposób mu - czuję zawczasu pęd nadchodzących burz,
wpijam się nerwami w niedalekie jutra i jad ich wszystek przejmuję.
Będą szaleli i jedni, i drudzy, Moskwa i rzeczypospolite czerwone
będą ścigać się nawzajem, płodzić się nawzajem i nawzajem wytracać.
Same moce niebieskie będą według przepowiedni Chrystusowej wstrząśnięte.
Czymże one w każdym
z nas? Naszymi mocami niebieskimi to wiara w opatrzny rząd Boga,
to miłość bliźnich, ojczyzny, ludzkości, to zacność, cnota, odwaga,
cześć! Otóż zdarzy się, że te wszystkie sumienia ludzkiego anioły
nagle odlecą od wielu sumień - lub jeśli ostaną się
w
nich, to jak pijane od boleści i zewnętrznych okropnych wrażeń, po nich zataczać się muszą. Wielu będzie, którzy
zwątpią o Bogu, wielu, którzy o nieśmiertelności własnej, wielu,
którzy o narodzie i ojczyźnie, wielu, którzy o miłości, wielu, którzy
o harmonii losów człowieczeństwa, wielu, którzy o cnocie zrozpaczą
tak, jak niegdyś on najzaciętszy patrycjusz rozwiązujących się dni
starożytnych, uwielbiany przez wszystkie nowożytne demagogie, on
nieszczęśliwy Brutus, po ojcobójstwie samobójca pod Filippami! Tak,
moce niebieskie zatrzęsą się w każdym człowieku, a kto nie dotrzyma,
kto da się uwieść temu chwilowemu zemdleniu wiekuistego sumienia,
ten zbrodnie i gwałty popełniać będzie, dowiódłszy sobie logicznie
albo mistycznie, że nadeszła epoka zbrodni i że zło stało się dobrem,
i ten zgubi się na wieki lub na wiele wieków, a za to może na ziemi
osięże kilka dni władzy nad rozpasanymi towarzyszami, zaprzeda szatanowi
duszę za potęgę, ową rozkosz pychy!
I nie tylko osobniki, całe zbiory pojedynczych duchów,
całe miasta, ludy pójdą takim torem. To mongolski żywioł, uosobiony
w Moskwie, to znów zachodni, komunistyczny, gwałt tylko uznający,
równie jak i tamten, za posłannictwo swoje, na społeczeństwo wywierać
się będzie. Któż zacny, któż poczuwający się jeszcze, że człowiekiem
jest, chciałby jednemu lub drugiemu służyć? A jednak i jeden, i
drugi służalców znajdzie nieskończoną liczbę. Podłość wielka nastanie,
strach, jakby natchnienie, będzie ludzi porywał, gnał, pędził i
zmuszał do szkaradnych czynów.
Moskwa czyha na rozkład cywilizacji zachodniej, czeka
aż wojnami domowymi, bratobójstwem społecznym osłabnie Europa, aż
świat wszystek zanękany krwi upływem niezmiernym
i ubytkiem równie wielkim prawości, z mordów przerzuciwszy się w
przedajność i zepsucie, jak Francja po 93-cim roku, aż sam świat,
mówię, zawezwie ją do siebie, podda się jej, jako Francja, terroryzmem
zbezsilniona, poddała się Napoleonowi! Wtedy azjatycką stopą nastąpi
na Europę i knut da do pocałowania suchotnikom europejskim, znędzniałym,
wycieńczonym, leżącym na gruzach dymiących się wśród kałuż czerwonych!
Poniżona natura ludzka wielu przerażeniami, chora z utraty zmysłu
ku cnocie, nie odmówi żadnego pocałunku. Wtedy Moskwa, przekonana,
że się już jej nic nie oprze, pewna, że wszystkie proroctwa Piotra
Wielkiego spełnione, zacznie grasować, a tak obmierźle
i nie po ludzku znów, że obudzi ostatnią rozpacz w Europie. Od tej
chwili dopiero nawracać się zaczną myśli ludzkie ku zacnym, ku cnotliwym,
ku miarowym, ku dobrym. Szukać będą po świecie poczciwego człowieka,
nie Faryzeusza przeszłości lub przyszłości, słowem, prawego, nie
kłamcę, nie fałszerza, nie okrutnika, nie podchlebcę, nie podlca,
jako zbawiciela! Tym bardziej szukać będą narodu, który by się był
zachował jako ludzki wśród rozuzdanej i obłąkanej na czas ludzkości!
I naród taki stanie się wonczas Europy i rodu człowieczego pocieszycielem
prosto przez to, że zacnym pozostał, że w nim ukryło się i dochowało
ziarno świętości i boskości na ziemi! [...]
Oczywiście nie mówi się tu o wojnie sprawiedliwej,
o wywalczaniu świętym orężem w danym razie świętych celów, ale mówi
się o wszystkich środkach i zamachach przeciw ludzkości, tkwiącej
i żyjącej choćby w najgorszym jakim zlepie społeczeństw ludzkich.
Ludzkości praw nigdy i nigdzie obrażać się nie powinno, bo kto ją
w drugim rani, zabija ją w sobie. Takiej odwzajemni panuje w niej
przedziwny ład.
Jej wiekuiste prawa świętsze są od najsłuszniejszych
nawet zemst i odwetów narodowych. A temu przyczyną, że bez ludzkości
narodu by nie mogło być, tak samo jak planety bez słońca. Co poza
sobą nie ma celu wyższego od siebie, samo sobą istnieć
i chwili nie zdoła. Naród, nie ciążący do ludzkości, nie porywany
przez nią w coraz wyższe obszary, nie biegłby drogą spiralną dziejów,
nie bieżąc, nie żyłby - nie żyjąc, być by nie mógł. W celu
najwyższym czyjegoś bytu leży i powód pierwszy tegoż bytu. Prawa
więc ludzkości naród obowiązują!
Nie ich naruszaniem, ale owszem, coraz wyraźniejszym
pod miarą własnej barwy dobijaniem się ich i wyczynnianiem silnieje
i wzrasta naród pomiędzy innymi narody! Taki, co by potrafił całkiem
ludzkość przenarodowić w siebie, stałby się jakoby narodem-aniołem
świata!
Polska w nadciągającej burzy, podobnej ze wszystkim
do tych nawałnic, co rzymskie państwo i starożytną epokę rozwiały,
pokusić się może o stanowisko takowe!
Instynkt zmysłowy, instynkt przyrodzony pędzi nas
do zemsty, każe nam się starać o rozsadzenie i zburzenie świata,
co naszym katem był od wieku, świata, który albo nas rozbierał,
mordował, wtłaczał coraz głębiej w dół grobowy bez przerwy, bez
litości, bez czci i wyrzutu sumienia, bez wstydu, albo też sobie
z niechcenia zakładał ręce i z oddali patrzał na mękę bezmierną
z uśmiechem mdławego współczucia na ustach, a z myślą podłą w duszy
nieruszenia się i kroku, niepodniesienia i palca ku obronie nam.
O, nie idźmy za instynktem tym, bo on zwierzęcy! Proste
niebieską prostotą są prawości drogi. Gościńce Boże
- najtrudniejsze człowieczym stopom
- nadziemskich domagają się odwag i ofiar ducha. Że zaś zmartwychwstanie
wszelkie nie do spraw przyrodzonych ziemskich, jak śmierć, ale do
objawów już niebieskich, jak żywot wieczny, należy, myślę, że się
doń żaden duch, ni pojedynczy, ni zbiorowy, nie dobierze nigdy gwałtami
i podrzutami zmysłowości! Wejście do kolebki niczym podłe zerwania
się
z
trumny, na pierwsze dość iskierki żywota, na drugie pełni żywota
konieczność. Dziecko się rodzi, anioł tylko zmartwychwstaje!
Ludzkości prawem na ziemi - trud, praca, męczeństwo -
a wśród męczeństwa wiara, nadzieja, miłość i przez one przedziwności
anielskie podczas ludzkich boleści dostąpienie wreszcie przemienienia
się i wstąpienia w królestwo Boże!
Chrystus to prawo objawił, na sobie samym wykazał
i odtąd ludzkość, będąc, wie o sobie, czym i ku czemu jest!
Ze wszystkich duchów zbiorowych czyli społeczeństw
ziemskich najwierniej wykonała to prawo dotąd i tych losów doznała
Polska.
Trud, męczeństwo, wiara, nadzieja jej własnościami,
zdobyte to już stanowiska, dokonane to czyny!
Miłość i zgoda, z miłości
płynąca, niech staną się jej doanieleniem, a druga połowa sił zmartwychwstańczych
i prawd ludzkości wstąpi w nią.
- I będzie!