"Bolszewizm jest czysto
rosyjską chorobą. [...] Nie zapuszcza on głęboko korzeni w tych krajach,
które nie są rdzennie rosyjskie"
[1]
. Słowa te, wypowiedziane przez Józefa Piłsudskiego
w 1919 roku, odzwierciedlają najzwięźlej stosunek środowisk piłsudczykowskich
wobec ruchu komunistycznego. Piłsudczycy utożsamiali komunizm z
bolszewizmem, odnosili się do niego krytycznie, a po przejęciu władzy
w 1926 roku starali się paraliżować funkcjonowanie Komunistycznej
Partii Polski. Partię tę postrzegali jednak głównie jako instrument
w rękach wrogiego, zagrażającego Polsce mocarstwa, natomiast doktryna
tego ruchu budziła w nich już tylko umiarkowane zainteresowanie.
Walcząca energicznie z komunizmem administracja państwowa zanotowała
na swoim koncie wiele sukcesów
[2]
, jednak dzieje obozu piłsudczykowskiego
pokazały, że ograniczenie się do tej formy przeciwdziałania komunizmowi
nie było wystarczające.
W pierwszych latach niepodległości
formacja legionowo-peowiacka uważana była
za część składową lewicy. Również i zamach majowy 1926 roku posiadał
początkowo w oczach współczesnych jednoznaczną wymowę, zgodnie
z którą Piłsudski wystąpił przeciwko perspektywie rządów
prawicowo-centrowych. Ponieważ perspektywa ta dla części opinii
publicznej oznaczała zapowiedź faszyzacji kraju, zamach stanu zyskał
poparcie socjalistów, lewicy ruchu ludowego, ugrupowań demokratycznej
inteligencji, a także - co ciekawe - ruchu
komunistycznego. Przywódcy KPP uważali, że partii nie stać na bierność
wobec toczącego się w kraju konfliktu, zaś w sporze między "obozem
reakcji a piłsudczyzną" trzeba się zdobyć nawet na "czynne
poparcie piłsudczyków w ich dążeniu do ujęcia władzy", gdyż
jest to najlepsza droga do uaktywnienia mas i zaostrzenia walki
klasowej
[3]
. Z kolei piłsudczycy pragnęli zneutralizowania
komunistów, toteż już jesienią 1925 roku nawiązali poufne kontakty
z tym środowiskiem, sugerując możliwość podjęcia rozmów przy udziale
samego Piłsudskiego
[4]
. Ten chwilowy flirt, jak też wpływ zamachu majowego
na zradykalizowanie nastrojów społecznych nie uszły uwadze niektórych
obserwatorów ówczesnego życia politycznego. Michał Bobrzyński,
wybitny historyk i polityk konserwatywny, dowodził, że jeżeli źródłem
poparcia zachowawców dla wystąpienia Piłsudskiego ma być "paniczna
obawa przed przewrotem bolszewickim, od którego rzekomo tylko Piłsudski
jeden obroni, to zapytać się trzeba, czy Piłsudski, dając konserwatystom
przed wyborem na prezydenta w tym kierunku zapewnienia, po wyborze
będzie chciał i będzie mógł ich dotrzymać? Szczęśliwi, którzy w
to wierzą. Jeżeli bowiem Piłsudski widzi tak bliskie i groźne niebezpieczeństwo
bolszewickie i gotów jest je z całych sił zwalczać, to osobliwszą
wybrał do tego drogę. Przecież bolszewickie niebezpieczeństwo urosło
u nas właśnie z tą chwilą, w której Piłsudski rozprzęgnął
karność wojska, ciemnym elementom w Warszawie rozdał broń, zachęcił
je do walki ulicznej z władzą
i prawem i dał im przykład, jakiego dotychczas nie miały"
[5]
.
Popierające Piłsudskiego środowiska
miały nadzieję, że przejmując władzę zrealizuje on przynajmniej
część wyrażanych przez nie postulatów programowych. Zwycięzca jednak
od samego początku pozbawiał swych zwolenników złudzeń. W znanych,
wielokrotnie przywoływanych przez jego biografów wypowiedziach dystansował
się zarówno od lewicy, jak
i prawicy ("nie byłem nigdy w nowej Polsce stronnikiem dawania
wyraźnej przewagi jednej lub drugiej stronie"), przestrzegał
przed pędem do szybkich reform ("Polska winna być ostrożną,
bo jest młodą i biedną. Musi unikać ryzykownych eksperymentów"),
aby wreszcie z dumą skonstatować, że zrobił "jedyny w swoim
rodzaju fakt historyczny", "coś w rodzaju rewolucji bez
żadnych rewolucyjnych konsekwencji"
[6]
.
Jaki był jednak cel tej rewolucji?
W upowszechnianej po przewrocie interpretacji zamach stanowił reakcję
na "nędzę, słabiznę wewnętrzną
i zewnętrzną" Polski, w której "zapanował interes jednostki
i partii, zapanowała bezkarność za wszelkie nadużycia i zbrodnie"
[7]
. Jako źródło zła wskazywano
więc egoistyczną postawę partii politycznych oraz destrukcyjną
rolę ideologii. Piłsudski, niedawny przywódca socjalistyczny, zżymał
się teraz na dźwięk słowa "doktryny", widząc w nich "śmierć
myśli", "martwotę", "zerwanie z rzeczywistością"
[8]
. Rządzona przez niego Polska winna być uwolniona
od tej choroby, a w przekonaniu tym utwierdzał go przykład tych
krajów, gdzie podjęto próbę podporządkowania życia społecznego ideologicznym
dogmatom. Piłsudski intuicyjnie wyczuwał kryjące się w tych dogmatach
zagrożenia, bez entuzjazmu obserwował więc
rozwój sytuacji we Włoszech, a także w Rosji, gdzie - jak mówił
- władza utrzymuje się "tylko przy pomocy terroru"
[9]
. Ten system rządzenia uważał za nie do przyjęcia,
toteż "mimo namów z rozlicznych stron nie oktrojował jakiegoś
nowego ustroju" . Wprawdzie parlamentaryzm
w wielu krajach przeżywa wyraźny kryzys, ale "ani w Anglii,
ani w Stanach Zjednoczonych parlamentaryzm nie jest tam chory".
On sam "nie ma zasadniczych zastrzeżeń co
do ustrojów parlamentarnych", "nie chce, aby Polska była
jakimś wyjątkiem w świecie, pozbawiona tych urządzeń ogólnoeuropejskich,
które tworzą ustrój parlamentarny"
[10]
. Kilka lat później Piłsudski, rozwijając tę konkluzję,
podkreślał, że "wytrzymałość starej Europy wydaje się [mu -
A.Ch.] być znacznie silniejsza aniżeli
wytrzymałość tych rzeczy nowych, które są na wschodzie"
[11]
.
Odżegnując się od antyparlamentaryzmu, Piłsudski wskazywał na polskich zwolenników
systemu monopartyjnego: "Chciałaby
go mieć Narodowa Demokracja, a skrycie również i PPS"
[12]
. W tym wyliczeniu przeciwników brakowało komunistów,
co nie było jednak przypadkowym przeoczeniem. Wielu polskim obserwatorom
rewolucji rosyjskiej i marszu Armii Czerwonej na Warszawę wydawało
się, że wydarzenia te uodporniły Polaków na chorobę bolszewizmu.
Piłsudski zauważał już w 1920 roku, iż "narody europejskie,
bardziej oddalone od ogniska bolszewickiego, mogą jeszcze wierzyć
w piękno ustroju, wprowadzonego przez Lenina. My zaś, którzy oceniamy
go z bliska, mamy o nim zdanie wyrobione"
[13]
. Zaś przy innej okazji dodawał: "Nie sądzę
ażeby propaganda bolszewików stanowiła niebezpieczeństwo dla tych,
którzy ich znają"
[14]
.
Zadanie, jakie stawiały sobie
władze pomajowe polegało na zniwelowaniu
wpływów partii, szczególnie tych, które szerząc demagogię (społeczną
lub nacjonalistyczną), zagrażają spoistości państwa. Komuniści,
ze względu na nikłość swych wpływów w kraju, nie byli głównym przeciwnikiem
w walce z partyjnym partykularyzmem. Nawet głośny incydent z wyrzuceniem
przez policję z sejmowych obrad komunistycznych parlamentarzystów
(marzec 1928 roku) nie był przejawem ich "wyróżnie-nia"
- chodziło raczej o wymierzenie policzka reprezentantom wszystkich
obecnych na sali stronnictw politycznych.
KPP, chociaż nielegalna i niewielka
liczebnie, pozostawała natomiast poważnym niebezpieczeństwem ze
względu na swoje zagraniczne powiązania, które czyniły ją - w oczach
przeciwników - narzędziem sowieckiego imperializmu. W obozie piłsudczykowskim
relacje między państwem sowieckim a międzynarodowym ruchem komunistycznym
widziano jednoznacznie: "polityka wobec innych narodów w Rosji
staje się realnym wykładnikiem rosyjsko-sowieckiej ekspansji politycznej
i gospodarczej
i może być tym skuteczniejsza, że do jej dyspozycji stają wszystkie
placówki Kominternu zorganizowane na całym świecie"
[15]
. Potwierdzeniem tej konstatacji było dla publicystów
tego obozu utożsamianie przez III Międzynarodówkę interesów rewolucji
z interesami państwowymi ZSRS, prowadzenie przez komunistów szczególnie
energicznej działalności na obszarach narodowościowo mieszanych,
jak również lansowanie przez KPP hasła o prawie narodów do samookreślenia.
To ostatnie równało się dążeniu do dezintegracji Rzeczypospolitej,
poprzez oderwanie od niej
i przyłączenie do ZSRS terenów zamieszkałych przez Ukraińców i Białorusinów.
W przemówieniu na zjeździe legionistów
w Kaliszu w sierpniu 1927 roku Piłsudski przestrzegał ogólnikowo,
odwołując się głównie do doświadczeń przeszłości, przed złowieszczym
wpływem, jaki na polskie życie polityczne wywierają obce agentury.
Władze państwowe starały się przełożyć to ostrzeżenie na język konkretnych,
zapobiegawczych działań. Na przełomie lat 20/30-tych doszło do kilku
zakrojonych na dużą skalę akcji antykomunistycznych (m.in. rozwiązania
Białoruskiej Włościańsko-Rewolucyjnej "Hromady"),
zaś w trakcie wyborów parlamentarnych roku 1928 administracyjne
szykany dotknęły głównie lewicowe i komunizujące listy mniejszości
narodowych na ziemiach wschodnich. Wyniki wyborów pokazały jednak
przesunięcie się nastrojów społecznych "na lewo", wskutek
czego komuniści zdobyli siedem mandatów - wszystkie w dawnej Kongresówce
- (poprzednio mieli dwa), a sukces KPP byłby jeszcze większy, gdyby
nie unieważnienie ponad 320 tys. głosów. W przededniu wyborów w
1930 roku represje antykomunistyczne wyraźnie nasiliły się, zaś
policja w województwach wschodnich balansowała na granicach prawa,
niejednokrotnie je przekraczając. Tortury, stosowane przez Urząd
Śledczy w Łucku wobec zatrzymanych komunistów, stały się sprawą
na tyle głośną, iż centrala MSW zmuszona była interweniować, usuwając
dyscyplinarnie kilku pracowników. Wszelako zdecydowane posunięcia
władz, wymierzone zresztą głównie w opozycję Centrolewu,
nie zepchnęły KPP całkiem do "podziemia". Jej reprezentacja
parlamentarna, choć liczebnie osłabiona (cztery mandaty), utrzymała
się przy życiu.
Powstrzymanie komunistycznej
aktywności w czasie kampanii przedwyborczych było zresztą zadaniem
stosunkowo prostym, natomiast doprowadzenie do zmian w nastrojach
społecznych rysowało się jako dużo trudniejsze przedsięwzięcie.
Bezsprzecznie wielu piłsudczyków zdawało sobie sprawę, że same policyjne
szykany nie wystarczą, zwłaszcza na terenach wieloetnicznych. Tam potrzebny był jeszcze program wyjścia
naprzeciw aspiracjom narodowym ludności niepolskiej, jak też polepszenia
jej poziomu życia. Czołowy rzecznik tego przekonania, Tadeusz Hołówko,
zauważał, że "wpływy komunistyczne znikają w miarę tego, jak
się rozwija postęp. Tam gdzie wieś jest dziś skomasowana, tam nie
ma nic do roboty agitator komunistyczny; tam, gdzie od 10 lat jest
szkoła polska, nie ma co robić agitator
"Zmahańja". I dlatego te dwie
rzeczy idą w parze - obiektywna, bezstronna i uczciwa administracja
i ta wielka praca kulturalna, co razem daje ten rezultat, że wpływy
komunistyczne nikną"
[16]
. Optymizm ten był jednak przesadny. Reformy, na
jakie zdobyły się władze pomajowe, były wyraźnie naskórkowe, toteż na obszarach zamieszkiwanych
przez Białorusinów (to do nich odnosiła się wypowiedź Hołówki) dominacja postaw lewicowo-radykalnych pozostała czymś
trwałym aż do 1939 roku. A przecież postawy takie ujawniały się
również w innych regionach kraju, niejako na przekór występującej
wśród piłsudczyków tendencji do traktowania komunizmu jako zjawiska
wyłącznie importowanego.
Zapewne sam Piłsudski skłaniał
się w tym momencie do przekonania, iż chodzi o coś w rodzaju przejściowej
mody, którą Polska - pod jego silnymi rządami - może bezpiecznie
przeczekać aż do chwili, kiedy ustrojowy i ideologiczny zamęt w
Europie przeminie, ustępując miejsca bliżej nieokreślonej normalności.
Tak zresztą tłumaczyli czasem sens przewrotu majowego bliscy współpracownicy
Marszałka. "W naszych warunkach - twierdził Aleksander Prystor
- zarówno totalizm zachodnioeuropejski, jak i wschodni nie wytrzymałby
dłuższej próby życiowej. Polskę stać na coś rodzimego, odpowiadającego
psychice Polski"
[17]
.
Ani Prystor,
ani jego koledzy nie umieli najczęściej wyjaśnić, jakie konkretne
przesłanie kryły w sobie te słowa. Pewną wskazówkę zawierały natomiast
wynurzenia samego Piłsudskiego. Zwalczając ideologiczne doktrynerstwo,
deklarował on jednocześnie przywiązanie do wartości, zwanych przez
niego imponderabiliami, takich jak "honor, cnota, męstwo
i w ogóle siły wewnętrzne człowieka, a nie starania o korzyści własne
czy swego najbliższego otoczenia"
[18]
. Świat polityki miał więc
być wypełniony treścią moralną, a działający w tym świecie ludzie
winni przybrać postawę służebnych wobec dobra wyższego (czyli państwa)
misjonarzy.
Rozwijając to przesłanie piłsudczycy
dochodzili do sformułowania następującego kodeksu pożądanych zachowań
obywatelskich: "- Nakazem: Służba dla Państwa i gotowość wysiłków
dla niego - Silny Rząd stać winien na straży Dobra i Honoru Państwa
[...] - Prawa i obowiązki obywateli związane być winny z interesem
Państwa - Praca i stopień jej użyteczności społecznej - podstawowym
miernikiem uprawnień obywatela"
[19]
. Niektóre z tych wskazań znalazły następnie powtórzenie
w pierwszych dziesięciu artykułach nowej konstytucji, która weszła
w życie
w kwietniu 1935 roku.
Propagowany przez piłsudczykowskich przywódców model
wychowawczy, który miał wykształcić w społeczeństwie postawę służebności
i wypełniania obowiązków, mógł wystarczać w czasach walki o niepodległość,
bowiem czy to w konspiracji, czy na polu bitew wystarczyło po prostu
wykonywać rozkazy. W warunkach własnego państwa, borykającego się
z mnóstwem skomplikowanych problemów, model
ten raził ogólnikowością, potęgując poczucie zagubienia w zawiłej
rzeczywistości. "100, 50 i 20 lat
temu [...] Polacy w szczególności wiedzieli co robić i czemu walczyć
i jak, a my teraz nie wiemy" - zauważała Maria Czapska
[20]
.
Niekonkretność przesłania "majowej rewolucji"
wyrażała się najpełniej w odniesieniu do zagadnień społecznych.
W dniach przewrotu Piłsudski przestrzegał, że "nie może być
w państwie za wiele niesprawiedliwości względem tych, co pracę swą
dla innych dają"
[21]
, zaś pierwsze gabinety pomajowe
doprowadziły w latach 1926-1930 do uporządkowania prawa pracy oraz
przygotowania programu rekonstrukcji struktury agrarnej kraju. Działania
te były związane z osobami konkretnych ministrów i porzucono je
po ich dymisji. Co istotniejsze, owym poczynaniom nie towarzyszyła
żadna ogólniejsza refleksja nad sytuacją społeczną. W myśli politycznej obozu, problematyka ta była
właściwie nieobecna, nawet w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego,
który zaognił istniejące napięcia. Ruch piłsudczykowski
nie wydał wówczas ze swoich szeregów nawet tak ułomnych analiz sytuacji,
jak Przewrót czy Świat powojenny i Polska Romana Dmowskiego.
Do nielicznych prób idących w tym kierunku należały niewielkie broszurki
Kazimierza Zakrzewskiego
[22]
oraz Artura Śliwińskiego
[23]
. Znaleźć w nich można było powtórzenie znanej
już opinii, że głównym problemem polskiej rzeczywistości pozostaje
panoszenie się partii politycznych z ich egoizmem, nepotyzmem i
korupcją, jak również upadek moralności życia publicznego, będący
efektem wojny i wkroczenia na scenę publiczną niewyedukowanych mas. "Krańcowość rodzi krańcowość. Gdy
w życiu publicznym władza traci wszelki autorytet, a społeczeństwo
toczy się w otchłań anarchii, tworzy się atmosfera, sprzyjająca
władzy dyktatorskiej"
[24]
. Faszyzm i komunizm pojawiły się w Europie jako
efekt niewiary w możliwość urządzenia życia "wedle demokratycznych
i liberalnych doktryn XIX wieku"
[25]
. Ale bolszewizm to zjawisko "na wskroś rosyjskie,
tkwiące swymi korzeniami w mrocznych głębiach historii Rosji. Tylko
naród, który przeszedł niewolę tatarską, krwawe rządy Iwana Groźnego
i rządy jego następców, tylko naród hołdujący wygłoszonej przez
swego wielkiego filozofa zasadzie, że nie trzeba sprzeciwiać się
złu, mógł ugiąć swój kark pod katowskim obuchem czerezwyczajki i z mistyczną cierpliwością rozpocząć nowe
życie w nowej katordze"
[26]
.
Przekonanie, że totalitaryzm
jest pochodną kryzysu sposobu sprawowania władzy, podzielali i inni
autorzy piłsudczykowscy. "Przez całą Europę - pisał Tadeusz Hołówko - idzie fala reakcji przeciwko bezwładowi, płynącemu
z wszechwładzy parlamentów. Ale ta reakcja wyraża się nie
w cofaniu się, lecz w szukaniu nowych dróg i nowych systemów rządzenia"
[27]
. W zgodzie z taką diagnozą wysiłek organizacyjny
i intelektualny Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem kierował
się prawie wyłącznie w stronę reformy ustroju politycznego. Przyjmując
najogólniej rozumiane założenie, że instytucja państwa ma stać ponad
istniejącymi podziałami, przywódcy obozu odrzucali wszelkie propozycje
uściślenia tej formuły, jak na przykład lansowane przez tzw. środowiska
zetowe postulaty stworzenia państwa syndykalistycznego,
państwa jako nadbudowy związków zawodowych kierujących produkcją.
Natomiast wywodząca się z kręgów rządzącej "grupy pułkowników"
koncepcja "uspołecznienia państwa" nie wykraczała poza
moralistyczną kazuistykę: "Praca, praca moralna, praca z własnej
inicjatywy ludzi dobrą wolą zjednoczonych, dążących ku realnym celom
[...]: oto podstawa, na której w Polsce, wbrew doktrynom i Ťzasadniczymť
sformułowaniom, budować należy. Na tej podstawie rozstrzygać trzeba
zagadnienie inicjatywy społecznej Ťz dołuť
i władzy państwowej Ťz góryť - i dążyć ku ideałowi Uspołecznionego Państwa", wyjaśniał w 1931 roku Adam Skwarczyński
[28]
. Na przełomie 1935 i 1936 roku Walery
Sławek próbował przełożyć te rozważania na język praktyki codziennego
działania. Jego idea utworzenia tak zwanej Powszechnej Organizacji
Społecznej była jednak tak mglista i mało atrakcyjna, że nie wyszła
poza sferę luźnego, znanego jedynie wąskiemu gronu projektu
[29]
. "Walery Sławek
bezprogramowość podniósł do rangi idei", oceniał Stefan Szwedowski
[30]
.
Piłsudczycy, zaabsorbowani przygotowaniem
projektu nowej konstytucji, rzadko wychodzili w swoich rozważaniach
poza kwestie czysto ustrojowe
[31]
. Charakterystyczne, że werbalnym wezwaniom do
przeciwstawiania się komunizmowi - formułowano je najczęściej przy
okazji wyborów parlamentarnych czy samorządowych - nie towarzyszyły
próby analizy idei komunistycznych, czy też ich krytyki, wychodzącej
chociażby z pozycji solidaryzmu społecznego. Uważnie za to obserwowano
wydarzenia w ZSRS. Na początku lat trzydziestych, podpisaniu polsko-sowieckiego
układu o nieagresji, atmosfera we wzajemnych kontaktach nieco się
ociepliła, a polscy dziennikarze uzyskali większą niż poprzednio
możliwość podróżowania za wschodnią granicę. Poziom publikowanych
następnie relacji był zróżnicowany. Niektórzy pisali o kraju nie
znając jego historii, ani języka, pisali o wielomilionowym narodzie,
zwiedziwszy powierzchownie samą stolicę, pisali - obejrzawszy, co
im pokazali bolszewicy, albo co widzieli
z okien hotelu, przeznaczonego dla cudzoziemców. Pojawiały się jednak
i poważniejsze, bardziej wnikliwe opisy sowieckiej rzeczywistości,
wśród których wyróżniały się książki Aleksandra Janty-Pełczyńskiego
[32]
, Stanisława Mackiewicza
[33]
, Konstantego Srokowskiego
[34]
i Melchiora Wańkowicza
[35]
. W okresie rozprawy Stalina z opozycją zarówno
prasa codzienna, jak i bardziej elitarne periodyki szczegółowo relacjonowały
przebieg moskiewskich procesów
[36]
.
W kwietniu 1935 roku marzenia
o reformie ustroju stały się rzeczywistością. Byłby to dla obozu
pomajowego powód do wielkiego triumfu, gdyby nie śmierć Józefa
Piłsudskiego, która nastąpiła kilkanaście dni po wejściu w życie
nowej konstytucji. Przez wszystkie poprzednie lata autorytet Marszałka
wystarczał do skonsolidowania sanacyjnej wspólnoty, ale teraz, gdy
zabrakło tego spoiwa, wszystkie pęknięcia ujawniły się
z ogromną siłą. Walki personalne i popełnione przez grupę rządzącą
błędy taktyczne szybko zagroziły stabilności państwa. Niefortunnym
posunięciem okazało się zwłaszcza nieoczekiwane rozwiązanie przez
Walerego Sławka Bezpartyjnego Bloku Współpracy
z Rządem, które stworzyło groźny stan organizacyjnej pustki. Potwierdziły
to krwawe wydarzenia wiosny 1936 roku, kiedy to rząd Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego,
pozbawiony instrumentu politycznego oddziaływania na nastroje społeczne,
zmuszony był wysłać przeciwko tłumom manifestantów oddziały policji
(w Krakowie, Lwowie i Częstochowie zginęło wówczas prawdopodobnie
26 osób, a kilkaset zostało rannych). Erozja systemu władzy, zmęczenie
przebytym dopiero co kryzysem ekonomicznym,
nieskuteczność polityki deflacyjnej w życiu gospodarczym - wszystko
to wpływało na stan umysłów. Dawały też o sobie znać owoce dziesięcioletniej dyktatury, odsuwającej stopniowo obywateli
od współdecydowania o losach kraju. Część społeczeństwa reagowała
ucieczką od spraw publicznych, inna radykalizowała się. Toteż lata
1935-1937 obfitowały w silne demonstracje społecznego niezadowolenia,
zarówno w miastach, jak i na wsi (strajk chłopski w 1937 roku).
Komentując opinię jednego z posłów sanacyjnych, iż "cień Szeli
[...] tłucze się po Polsce", Józef Kożuchowski (w latach 1930-1932 wiceminister przemysłu i handlu)
zauważał, że "w wypadkach krakowskich uderza jedno: łatwość
mobilizacyjna tłumu krakowskiego do atakowania policji, województwa
i sklepów. W 1923 roku ten tłum zmasakrował cały pułk kawalerii
[...] w 1936 roku kilka tysięcy ludzi maszeruje pod hasłem ataku na
województwo. [...] Ta łatwość mobilizacyjna tłumu krakowskiego jest
[...] odpowiednikiem dwóch faktów: dekretów Kwiatkowskiego
podatkowych i decyzji Sławka o rozwiązaniu Bloku. Któż może przeciwstawić
się agitacji komunistycznej lub nacjonalistycznej? Starosta czy
egzekutor podatkowy?"
[37]
.
Niezadowolenie z sytuacji ekonomicznej
oraz rozprzężenie w aparacie władzy ("p. Kwiatkowska mówi do
mojej żony, że mąż jej ma żal, że właśnie gdy
zrobiono trochę wolności, to zaczynają strajkować", notował
13 marca 1936 roku Kożuchowski
[38]
) sprzyjały aktywizacji tych żywiołów, które marzyły
o jakiejś formie rewolucji. Polska, w czym zresztą nie była w Europie
wyjątkiem, została zaatakowana przez występującego w różnych odmianach
bakcyla totalitaryzmu. Ekstremalne odłamy obozu nacjonalistycznego
dążyły do "rewolucji narodowej", czyli realizacji zasady
"Polska tylko dla Polaków" i zniesienia wszelkich pozostałości
systemu liberalno-demokratycznego.
Do ofensywy przechodzili również
komuniści: chociaż strajki i manifestacje
robotnicze były zwykle organizowane przez socjalistów, agitatorzy
kominternowscy przenikali do pierwszych szeregów, starając
się nadać wystąpieniom "bojowy charakter".
Na atmosferę życia kraju wpływały
znacząco zmiany pokoleniowe. Na scenie politycznej działały już
roczniki, które nie pamiętały czasów niewoli. Listopad 1918 roku
był dla "pokolenia Polski niepodległej" tylko jedną z
historycznych rocznic, jego wyobraźnię rozpalały za to takie wydarzenia,
jak komunistyczna przebudowa Rosji, "marsz na Rzym" czy
"brunatna rewolucja" w Niemczech. W opinii Stanisława
Grabskiego - niewątpliwie przesadnej,
ale zawierające jądro trafności - wśród młodzieży nasilało się przekonanie,
"że przed Polską, jak zresztą i przed całym światem, stoją
otworem tylko dwie drogi: ku komunizmowi albo ku faszystowsko-korporacyjnemu
czy hitlerowsko-stanowemu, integralnemu nacjonalizmowi. Lecz obie
one wiodą do państwa totalnego"
[39]
.
Część polityków piłsudczykowskich miała świadomość tych tendencji i własnej
na tym tle słabości. Generał Gustaw Orlicz-Dreszer
(w maju 1926 roku dowódca wojsk walczących po stronie Piłsudskiego)
zapytywał dramatycznie na zjeździe Ligi Morskiej i Kolonialnej w
październiku 1935 roku: "Że nas ten
czy inny pismak nazywa mocarstwem, że ten czy inny minister państwa
ościennego lub dalszego powie, że Polska idzie po drodze mocarstwowej
- czy nas to może tak bardzo przejmować? Jest to tyle warte, co
nasze uchwały. Jest to pusty dźwięk, który idzie w przestrzeń bez
echa i bez znaczenia. Jakież mocarstwo może znieść taką nędzę, jaka
jest w Polsce, może pozwolić sobie na to, że ludzie się duszą na
gospodarstwach karłowatych i w miastach nadaremnie wyciągają ręce
o pracę? [...] Jeżeli my nie zdobędziemy się na środki heroiczne żeby
wyjść z tego stanu, w jakim się obecnie znajdujemy pod względem
gospodarczym, jeśli nie zwrócimy uwagi na to, że nasz kryzys jest
gorszym kryzysem, niż
w innych częściach świata i krajach, bo jest skomplikowanym kryzysem
ludnościowym, to oczywiście nie będziemy mieli możności budować
nasze siły" (cenzura nie dopuściła do publikacji tego przemówienia)
[40]
. Podobne głosy rozczarowania pobrzmiewały w wystąpieniach
innych publicystów. Jeden z nich pisał w kategorycznych słowach
o bezwładzie sanacji, "która ciągle coś odracza, bojąc się
konfliktu wewnątrz samej partii, stąd opóźnienia nawet w nie cierpiącym zwłoki prawodawstwie gospodarczym kryzysowym,
w kodyfikacji i modernizacji najistotniejszych działów przestarzałego
a chaotycznego prawodawstwa odziedziczonego po zaborcach. [...] Zacofany
kulturalnie i gospodarczo biedny kraj traci pomyślny czas dla rozwoju
już nie wskutek walk zbyt licznych partii walczących
o władzę, jak to było do roku 1926, a wskutek nadmiernego rozrostu
monopartii, która choruje na niemoc wobec licznych sprzeczności
nurtujących wewnątrz niej, która zagubiła własny początkowy program
i uległa szkodliwej sugestii reakcyjnej swych prawicowych aliansów"
[41]
.
Najpoważniejszą intelektualnie
propozycją wyjścia z cywilizacyjnego zacofania była książka Eugeniusza
Kwiatkowskiego (opublikowana zresztą już w 1931 roku) Dysproporcje. Rzecz o Polsce przeszłej i obecnej.
Zgodnie z generalnym credo
piłsudczyków autor głosił potrzebę stworzenia silnego państwa,
spełniającego rolę organizatora życia społecznego, zwłaszcza w sferze
gospodarczej. Budowa portu w Gdyni, rozbudowa sieci komunikacyjnej,
stworzenie podstaw przemysłu chemicznego - te wydarzenia służyły
Kwiatkowskiemu jako przykład dotychczasowych
dokonań, a jednocześnie jako wzór do naśladowania na przyszłość.
Inżynier z wykształcenia, ekonomista z powołania, a romantyk z usposobienia
(nazywany "poetą na posterunku gospodarczym") - próbował
Kwiatkowski wywołać entuzjazm i uniesienie społeczeństwa dla
tego nowego wydania wizji "szklanych domów". W 1935 roku
wszedł do rządu i już wkrótce przystąpił do realizacji swego życiowego
projektu - tworzenia Centralnego Okręgu Przemysłowego.
Dla Edwarda Rydza-Śmigłego, który
wyszedł zwycięsko z rywalizacji o władzę po śmierci Piłsudskiego,
ekonomiczno-historyczny traktat Kwiatkowskiego
był mało przekładalny na język propagandowych haseł, za pomocą
których nowy Generalny Inspektor Siły Zbrojnych zamierzał
dokonać ponownej konsolidacji formacji piłsudczykowskiej. Należało znaleźć coś bardziej dynamicznego,
pełniej odpowiadającego klimatowi epoki. Pole manewru było niewielkie.
Po krótkich wahaniach (w 1936 roku grupa Rydza prowadziła pertraktacje
z przywódcami Stronnictwa Ludowego) zdecydowano się przeszczepić
na sanacyjne podłoże niektóre z zasad, należących do ideologicznego
arsenału Narodowej Demokracji. Wprawdzie wybór ten oznaczał sprzeniewierzenie
się całej dotychczasowej tradycji wychowanków Marszałka, wszelako
przemawiały za nim racje taktyczne. Porozumienie z ludowcami czy
socjalistami mogło prowadzić do rekonstrukcji ustroju społeczno-ekonomicznego,
natomiast skanalizowanie nastrojów niezadowolenia przy pomocy nacjonalistycznej
demagogii nie pociągało za sobą takiego ryzyka.
Formuła nowej organizacji - Obozu
Zjednoczenia Narodowego - przedstawiała się mało przekonywająco,
jej twórcy zapożyczyli z zewnątrz formę, lecz nie potrafili wypełnić
jej po swojemu treścią, co wywoływało wrażenie powierzchownego plagiatu.
Jak zauważał Władysław Studnicki, "wszędzie
monopartyjność zubaża duchowo społeczeństwo
nie dając wykorzystać wielu wybitnych jego sił. Lecz w Rosji Radzieckiej, we Włoszech Mussoliniego, w
Niemczech Hitlera, postawione są konkretne cele, które dla ich zwolenników
usprawiedliwiają monopartyjność. U nas
cele się jeszcze nie zarysowały, dążność zaś do monopartyjności
przejawia się w rugach naszych profesorów [...], w usuwaniu nauczycieli
szkół średnich, w usuwaniu zdolnych urzędników"
[42]
.
Rydzowi-Śmigłemu udało się co prawda skupić wokół siebie część środowisk obozu pomajowego, rezultaty jego inicjatywy okazały się jednak dalekie
od zamierzonych. Przejmowanie wzorców myślenia nacjonalistycznego
uwidaczniało się głównie we frazeologii, przy czym zapożyczone od
Narodowej Demokracji slogany przeplatały się z zapewnieniami
o respektowaniu praw innych narodowości.
Zresztą OZN miał i tak małe szanse przelicytowania w antysemityzmie
wychowanków Romana Dmowskiego, prowadzących swoją wojnę z "niebezpieczeństwem
żydowskim" od ponad 30 lat. Także idea "wodza" w
sanacyjnym wydaniu - jako człowieka odpowiedzialnego za całokształt
obrony państwa - była rozumiana pragmatycznie i daleko odbiegała
od wizerunku przywódcy w faszyzmie włoskim i nazizmie, gdzie liczyła
się magnetyczna siła charakteru Duce oraz Führera,
upodobniająca ich do proroków. Na takiego proroka Rydz-Śmigły, człowiek
w obejściu raczej skromny, ze skłonnością do mówienia "pięknych
i płytkich frazesów", unikający za to wypowiadania się w sprawach,
"które przerastały jego inteligencję"
[43]
, zupełnie się nie nadawał.
Założyciele OZN ulegali modzie
swoich czasów, z zazdrością obserwowali sukcesy totalitarnych polityków
w innych krajach, sami również chcieli uchodzić za ludzi "silnej
ręki", chętnie więc widzieliby społeczeństwo jako szeregi zwartych
kolumn, karnie posuwających się na rozkaz przywódcy. Nie w pełni
jednak wiedzieli, dokąd chcą posłać te tłumy, toteż stopniowo zaczęli
ograniczać się do samego wezwania: "maszerować!"
[44]
Wedle kąśliwej diagnozy konserwatywnego
"Słowa", "najpoważniejsza po śmierci Piłsudskiego
próba konsolidacji społeczeństwa [...] skończyła się niepowodzeniem,
gorzej - ośmieszeniem. Ozon w prasie wszelkiego rodzaju z artykułów
wstępnych zjechał do kącików humorystycznych"
[45]
. Niezależnie od politycznej słabości OZN, obóz
pomajowy połknął wszakże bakcyla skrajności,
przed czym zawsze przestrzegał Piłsudski. Komentując skutki inicjatywy
założycieli organizacji, Jan Moszyński,
znany działacz zachowawczy, podkreślał bowiem,
że życie "uległo w poważnym stopniu stotalizowaniu.
Działalność parlamentu jest dziś właściwie fikcją. [...] Mniej więcej
taka sama sytuacja panuje w dziedzinie prasy. Groza konfiskaty,
jak miecz Damoklesa, wisi nad każdym redaktorem. [...] Nurtujące w
życiu wewnętrznym Polski tendencje podporządkowania losów ojczyzny
jednej grupie politycznej, dążność tej grupy do utrwalenia na stałe
obecnych form zarówno w życiu politycznym jak i gospodarczym - oto
obraz dzisiejszego stanu"
[46]
. Niepokoje drugiego skrzydła tego obozu odzwierciedlają
zapiski Marii Dąbrowskiej: "zdaje mi się często, że śród wielu
innych błędów régime'u pomajowego
jednym z największych było rozbicie umiarkowanej lewicy społeczeństwa.
Myśleli oni, że rozbiją również endecję, tymczasem to im się nie
udało, zrobili tylko dla niej miejsce"
[47]
. I przy innej okazji: "Wstępujemy dopiero
teraz w okres dyktatury wojskowej, która wnet sprzymierzy się z
nacjonalizmem. Dla człowieka, który chce coś robić, nie pozostaje
nic innego, jak przyjąć to do wiadomości i wybrać między dwiema
postaciami zła: komunizmem i militarystycznym nacjonalizmem, i starać
się, żeby czarna reakcja, którą oba te kierunki niosą, uwsteczniając
rozwój człowieka, była możliwie najmniej czarna"
[48]
.
Wybór, jakiego dokonał Rydz-Śmigły,
oznaczał odejście od dotychczasowej tradycji ruchu piłsudczykowskiego. "Nie przypominam sobie - pisał Wacław
Jędrzejewicz, wspominając przebieg zebrania Zarządu Głównego
Związku Peowiaków, na którym odczytano
deklarację programową OZN - bardziej tragicznego zebrania. Byliśmy
wszyscy starzy przyjaciele, związani wspólną walką pod tym samym
sztandarem Piłsudskiego, któremu byliśmy tak oddani, a tu jeden
z nas i to z tych czołowych, Adam Koc, potocznie zwany Ťszlachetnymť,
przedstawia nam program organizacji tak daleko w naszym pojęciu
odbiegający od zasad, które przez tyle lat wyznawaliśmy"
[49]
. Skutkiem takiego zerwania z tradycją stał się
intelektualny zamęt, objawiający się m.in. w postawach najmłodszych
pokoleń. Chociaż sanacja od samego początku swego istnienia tworzyła
różne organizacje młodzieżowe, członkowie Straży Przedniej czy Legionu
Młodych daremnie szukali odpowiedzi na dręczące ich pytania. Wezwania
do "pracy dla państwa" nie mogły zastąpić programu społeczno-ekonomicznego,
którego obóz nie posiadał. Po 1935 roku kryzys programowy uwidocznił
się z większą jeszcze mocą, a gorączkowe poszukiwania wyjścia z
tej sytuacji prowadziły do upowszechniania się postaw radykalnych.
Co bardziej niespokojne jednostki wciągane były przez lewicowe lub
prawicowe wiry sceny politycznej, a główną słabością formacji piłsudczykowskiej
stawał się brak "następców". Ilustracją
tego zjawiska może być akces części Legionu Młodych do szeregów
Polskiej Partii Socjalistycznej (1937), czy też ewolucja w stronę
komunizmu wileńskiej grupy "Odrodzenia" z Edwardem Dembińskim
na czele. Tendencje takie wystąpiły również w władzach Związku Nauczycielstwa
Polskiego, wydawcy dziecięcego pisma "Płomyk", w którym
w marcu 1936 roku ukazały się materiały pochwalne wobec rzeczywistości
sowieckiej. Wielkiego rozgłosu nabrał ponadto udział znanego publicysty
sanacyjnego, członka państwowej Akademii Literatury, Wincentego
Rzymowskiego, w zorganizowanym przez środowiska komunistyczne
Kongresie Pracowników Kultury we Lwowie (maj 1936). Wszystkie te
incydenty stanowiły zapowiedź tendencji, jaka ujawniła się, na szerszą
już skalę, w okresie powojennym.
"Polska znajduje się jakby
w kleszczach dwóch imperializmów: niemieckiego
i rosyjskiego - pisał w 1933 roku Wacław Mejbaum
- Ale patrząc w dalszą przyszłość, istotnie groźne bardzo
niebezpieczeństwo przedstawiają dla nas tylko Sowiety.
Imperializm bowiem rosyjski, zbrojny w
nową kulturę, w swą uniwersalistyczną, rozwijającą się sowiecką
cywilizację - jest potęgą, która rośnie, wówczas gdy imperializm
niemiecki, oparty o rozkładającą się kulturę zachodnią jest siłą,
która - gospodarczo i politycznie - maleje. [...] Motorem natomiast
jutrzejszej agresji Rosji będzie dążenie do rozszerzenia politycznie,
na Polskę przede wszystkim, obszaru sowieckiej cywilizacji"
[50]
. Podobny niepokój miał powodować Rydzem-Śmigłym,
któremu przypisuje się stwierdzenie, iż w konflikcie z Niemcami
Polska ryzykuje utratę terytoriów, natomiast w starciu ze Związkiem
Sowieckim - niezależność duchową.
Jednakże wbrew takim deklaracjom,
rządy piłsudczykowskie
w niewystarczającym stopniu przygotowały społeczeństwo do stawienia
czoła komunistycznej utopii. Zadecydowało o tym pierwotne zlekceważenie
jej siły, płynące z przekonania, że bolszewicki projekt nie znajdzie
w Polsce dogodnego podłoża dla rozwoju. Drugą przyczyną była wewnętrzna
słabość obozu pomajowego, która - jak
pisał Stefan Kisielewski - wynikała nie
tyle z braku idei, lecz z "braku programu, braku realnych wskazań,
jak ideę potęgi państwa realizować"
[51]
. Toteż dzierżąc w sposób niezagrożony ster rządów
obóz ten nie był jednocześnie w stanie kształtować postaw społecznych.
Ze wszystkich aktorów sceny Rzeczypospolitej
jedynie piłsudczycy mieli szansę odegrać rolę ideologicznego "centrum",
ich niepowodzenie było więc jednocześnie
porażką koncepcji swego rodzaju "trzeciej drogi", która
mogłaby zapobiec radykalizacji w duchu nacjonalistycznym i radykalizacji
w duchu bolszewizmu społecznego. Z tego powodu porażka ta wpłynęła
nie tylko na losy samego obozu piłsudczykowskiego (który po wrześniu 1939 roku rozpłynął się w niebycie), lecz
również na rozwój sytuacji - w tym zwłaszcza na postawy i nastroje
opiniotwórczej inteligencji - tak w latach 1939-1945, jak i w okresie
powojennym.
[1]
J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V, Warszawa 1937, s. 110.
[2]
E. Horoch, Komunistyczna Partia Polski w województwie
lubelskim 1919-1938, Lublin 1993.
[3]
T. Feder, Sprawa przewrotu majowego 1926 roku na Komisji
Polskiej Międzynarodówki Komunistycznej, "Z Pola Walki"
1967, vol. X, z. 2, s. 8.
[4]
Relacja o rozmowach
z przedstawicielem kierownictwa KPP, Jakubem Dutlinderem-Mariańskim
znajduje się u Januarego Grzędzińskiego, Maj 1926 roku, Paryż 1965, s. 88-89.
[5]
List Michała
Bobrzyńskiego do Władysława Leopolda Jaworskiego,
Garby, 29 maja 1926, Archiwum Polskiej Akademii Nauk, Akta Władysława
Leopolda Jaworskiego, III-84, Korespondencja, J. 43, k. 149-153, rps, oryg.
[6]
J. Piłsudski, Pisma..., t. IX, s. 22, 24, 18, (wypowiedzi z maja 1926 roku).
[7]
Tamże,
s. 31, wystąpienie z 29 V 1926 roku.
[8]
J. Jędrzejewicz, W służbie idei. Fragmenty pamiętnika i pism,
Londyn 1972, s. 196.
[9]
K. Świtalski, Diariusz 1919-1935. Do druku przygotowali
A. Garlicki
i R. Świętek,
Warszawa, 1992, s. 340 (wypowiedź Piłsudskiego z 13 III 1928 roku).
[11]
Tamże, s. 607-608 (wypowiedź Piłsudskiego z 29 IV 1931 roku).
[13]
J. Piłsudski, Pisma..., t. V, s. 151 nn. (wypowiedź z 20 II 1920 roku).
[14]
Tamże, s. 143 (wypowiedź z 9 II 1920 roku).
[15]
Pod znakiem odpowiedzialności i pracy. Dziesięć
wieczorów, pod redakcją
A. Skwarczyńskiego,
Warszawa 1933, s. 216.
[16]
Wypowiedź z 9 II 1931 roku, cytat za: T. Hołówko, O demokracji, polityce
i moralności życia publicznego, wstęp, wybór i opracowanie
A. Chojnowski, Warszawa
1999, s. 260.
[17]
Prezydenci i premierzy Drugiej Rzeczypospolitej,
pod redakcją A. Chojnowskiego i
P. Wróbla, Wrocław 1992,
s. 324.
[18]
J. Piłsudski,
Pisma..., t. IX, s. 9
(wypowiedź z 12/13 V 1926 roku).
[19]
Pod znakiem odpowiedzialności..., s. 258-259.
[20]
List Marii Czapskiej do Stanisława Stempowskiego,
21 VII 1931, Gabinet Rękopisów BUW 1557, k. 34, rps,
org.
[21]
J. Piłsudski, Pisma..., t. IX, s. 9 (wypowiedź z 12/13 V 1926 roku).
[22]
K. Zakrzewski, Kryzys demokracji, Warszawa 1930.
[23]
A. Śliwiński, Na przełomie dwóch epok, Warszawa 1931.
[27]
T. Hołówko, O demokracji..., s.199 (wypowiedź z września
1928 roku).
[28]
A. Skwarczyński, Od demokracji do autorytaryzmu, wstęp,
wybór i opracowanie D. Nałęcz,
Warszawa 1998, s. 198.
[29]
A. Chojnowski, Utopia utracona Walerego
Sławka. Projekt Powszechnej Organizacji Społecznej, "Przegląd
Historyczny" 1989, t. LXXX, z. 2.
[30]
S. Szwedowski, Dzieje ruchu zetowego,
Oddział Rękopisów BUW, akc 2474, mszps.,
t. II, k. 1149.
[31]
Por. S. Car, Polska
koncepcja autorytaryzmu, wstęp, wybór i pracowanie
J. Majchrowski,
Warszawa 1996; W. Makowski,
O państwie społecznym, wstęp, wybór i opracowanie
W. T. Kulesza,
Warszawa 1998.
[32]
A. Janta-Pełczyński,
W głąb ZSRS, Warszawa
1933.
[33]
S. Mackiewicz, Myśl w obcęgach. Studia nad psychologia społeczną
Sowietów, Warszawa 1931.
[34]
K. Srokowski, Elita bolszewicka, Warszawa 1927; tenże,
Na Czerwonym Olimpie,
Warszawa 1934.
[35]
M. Wańkowicz, Opierzona rewolucja, Warszawa 1934.
[36]
M.in. R. M. Bluth,
Alea iacta est. Drugi
proces moskiewski,
"Droga" 1937, nr 3; tenże,
Katastrofa tragedii kremlowskiej. Kaźń Tuchaczewskiego i 7-iu generałów sowieckich, "Droga" 1937, nr 7-8.
[37]
J. Kożuchowski, Wspomnienia z lat 1935-1936, zapis z dnia
26 marca 1936, Biblioteka Polska w Paryżu, mikrofilm w zbiorach
BN 226.
[39]
S. Grabski, Ku lepszej Polsce, Warszawa 1938, s. 205.
Zob. także: I. Gałęzowska,
W kraju młodych, "Droga"
1936, nr 7-8.
[40]
Oddział Rękopisów
BJ, 8837 III, mszps ze zbiorów redakcji
"Ilustrowanego Kuriera Codziennego".
[41]
P. Skarga, Spadek
bez testamentu. Głos piłsudczyka, Warszawa 1935, s. 12.
[42]
W. Studnicki, Ludzie, idee, czyny, Warszawa 1936.
[43]
S. Mackiewicz, Historia Polski od 11 listopada 1918 roku do
17 września 1939 roku, Londyn 1985, s. 280.
[44]
Wezwanie to
było jednym z głównych haseł na plakatach przedwyborczych jesienią
1938 roku "Rydz-Śmigły z wyciągniętą ręką krzyczy: - ŤMaszerować!ť
- a nad nim pędzą niby to do głosowania
szeregi wojska, za nimi szeregi studentów, za nimi niezliczone
tłumy cywilów". M. Dąbrowska,
Dzienniki 1933-1945,
Warszawa 1988, s. 270, zapis z dnia 2 XI 1938 roku. Zdjęcia wojskowych
parad oraz przemarszów młodzieży to również stały motyw PAT-owskich
kronik filmowych z drugiej połowy lat trzydziestych.
[45]
Regeneracja polityczna pułkowników, "Słowo" 1938, nr 181 (4 VII).
[46]
Oddział Rękopisów
Ossolineum, 14408/II, k. 356. Protokół posiedzenia Zarządu Głównego
Stronnictwa Zachowawczego, 16 maja 1939, mszps,
odpis.
[47]
M. Dąbrowska, Dziennik..., s. 132, zapis z 12 I 1936.
[48]
Tamże, s. 173, zapis z 4 X 1936.
[49]
J. Jędrzejewicz, W służbie idei..., s. 237; W. Jędrzejewicz, Wspomnienia, opracował i posłowiem opatrzył J. Cisek, Wrocław, 1993, s. 272.
[50]
Pod znakiem odpowiedzialności..., s. 227.
[51]
S. Kisielewski, Dlaczego piłsudczycy nie kierują życiem Polski,
"Polityka" 1937, r. VIII, nr 14 (25 VI).
|