Polityka narodowa w głównych swoich zasadach nie
może być ani poznańską, ani galicyjską, ani warszawską – musi ona być
ogólnopolską. Odpowiednio do położenia politycznego każdej dzielnicy, musimy
uznawać rozmaity stosunek do rządów zaborczych, musimy się godzić na rozmaite
odpowiadające warunkom miejscowym środki działania, ale nie zmienia to w niczym
tej ogólnej zasady, według której każdy czyn
polityczny Polaka, bez względu na to, gdzie jest dokonywany i przeciw komu
skierowany musi mieć na widoku interesy całego narodu.
Zgodnie z tą zasadą deputowany jakiegoś okręgu
wyborczego do parlamentu przede wszystkim winien reprezentować interesy całego
narodu, nie zaś swego powiatu. Jeżeli posłowie nasi w ciałach prawodawczych
niemieckich i austriackich za mało dają dowodów, że uważają się za posłów całej
Polski, że mają na względzie zawsze interesy całego narodu polskiego, nie
świadczy to, iż zasada nasza jest niewłaściwa, ale że sami owi posłowie
są raczej patriotami galicyjskimi i poznańskimi, niż polskimi, o ile w ogóle
zasługują na miano patriotów.
Taż sama zasada obowiązuje wszelką organizację
polityczną, wszelką partię, wszelkie stronnictwo, bez względu na pole ich
działalności.
Jeżeli tedy w piśmie niniejszym uwzględnimy tylko
sprawy zaboru rosyjskiego, jeżeli zwrócimy uwagę tylko na stosunek względem
rosyjskiego rządu, to nie dlatego, żebyśmy nie uznawali wspomnianej zasady albo
o niej zapomnieli, ale dlatego, że:
1) przemawiamy jako ludzie, dla których punktem
ciężkości w ich działaniu był i jest zabór rosyjski;
2) pod panowaniem rosyjskim znajduje się część
Polski największa i najważniejsza, obejmująca ognisko życia polskiego, duchową
stolicę kraju – Warszawę, a więc część, której los decyduje o losie całej
ojczyzny.
Nie znaczy to, żeby stanowisko nasze względem
Galicji i zaboru pruskiego było platoniczne – przeciwnie, dążyliśmy zawsze i
dążymy do tego, żeby nasze hasła działania znalazły jak najwięcej wyznawców w
pozostałych zaborach, ażeby polityka narodowa wszystkich dzielnic stała się
jednolitą, uznała jeden punkt wyjścia, oparła się na jednych zasadach. Widzimy
z zadowoleniem, że zakordonowi rodacy bacznie śledzą rozwój naszej działalności
i że polityka nasza, choć wrogo traktowana przez sfery wpływowe a w znacznej
większości nie – patriotyczne, znajduje tam coraz więcej zwolenników.
Przyjmując zasadę, że polityka narodowa nie może brać za punkt wyjścia
interesów pojedynczej dzielnicy, stawiamy obok niej drugą, według której prawdziwy patriotyzm nie może mieć na względzie interesów
jednej jakiejś klasy, ale dobro całego narodu. Zasady tej nie należy
tłumaczyć niedorzecznie przez równomierne popieranie interesów wszystkich klas
– tłumaczenie, będące banalnym, powszechnie u nas powtarzanym frazesem taniego
patriotyzmu. W praktyce politycznej rzetelne stanowisko narodowe sprowadza się
do obrony interesów tych klas, których podniesienie i dobrobyt leży w interesie
narodu, a których nędza i ciemnota zgubę społeczeństwu gotują. Patriotyzm nie
nakazuje jedynie konserwowania narodu, ale czuwanie nad możliwie szybkim i
prawidłowym sił jego rozwojem. Równomierne popieranie interesów wszystkich klas
– to pusty frazes, którym wojują ci, co tworzą programy patriotyczne przy
biurku lub przy kądzieli a nie biorą się do czynu, któryby im całą
niedorzeczność tego pozornie szerokiego stanowiska wykazał; to obłudny
płaszczyk tych, co pokryć muszą grzeszne ciało swego ciasnego klasowego
interesu.
Mówimy tu naturalnie tylko o interesach klasowych.
Obok nich istnieje cała sfera interesów ogólnonarodowych, o które chodzi
wszystkim członkom społeczeństwa, bez względu na ich klasowe stanowisko. Ucisk
językowy, religijny, brak elementarnych swobód obywatelskich itp., dotyka
interesów każdego obywatela bez wyjątku.
Oto dwa dogmaty, z których wypływa wyznanie naszej
wiary narodowej.
Ufni w prawość tej wiary, idziemy naprzód, nie
bacząc na kierowane przeciw nam ciosy ze strony obcych wrogów, ani na mniej lub
więcej uczciwe oskarżenia, rzucane na nas przez swoich. Prędzej czy później
okaże się, kto poszedł drogą prostszą, kto sobie obrał „tę lepszą cząstkę,
która mu nigdy odjęta nie będzie”.
– – – –
Rząd rosyjski rozmaitymi czasy rozmaicie
usprawiedliwiał swoje gwałty na Polsce. Dowodząc, że ziemie litewskie i ruskie
stanowią odwieczną jedność z moskiewskim rdzeniem państwa carów, dziką
działalność swą w tych ziemiach nazywał wyzwalaniem swego ludu z pod jarzma
polskiego. Gnębiąc szlachtę w etnograficznej Polsce, podawał się za obrońcę
uciśnionych ekonomicznie i politycznie włościan. Wieszanie i masowe wysyłanie
na Sybir najlepszych sił społeczeństwa nazywało się, uzdrawianiem narodu z
chorobliwych marzeń, gwałty na unitach – przyjmowaniem na łono swego kościoła
braci, których niegdyś przemocą oderwano i którzy teraz dobrowolnie powracają.
Do ostatnich jeszcze czasów słyszeliśmy, że rząd rosyjski nic nie ma przeciw
pomyślnemu rozwojowi narodowości polskiej, że chodzi mu tylko o zachowanie w
całości granic państwa, o wytępienie dążności separacyjnych.
Przy bezczelności, którą się rząd carski zawsze
odznaczał, podobne wykręty nie były rzeczą trudną, musiała jednak nadejść
chwila, kiedy nawet ta oficjalna logika przestała wystarczać. Ta chwila już
nadeszła, dziś bowiem gospodarka rosyjska w Polsce wolna jest prawie od
wszelkiego wysiłku utrzymania usprawiedliwiających pozorów. Dziś rząd przestaje
się kryć, że celem jego usiłowań jest zlanie Polaków z Rosją pod każdym
względem, czyli, inaczej mówiąc, wytępienie narodowości polskiej.
Nie jest naszym zadaniem dawać tu pełnego obrazu
gospodarki rosyjskiej w Polsce, chodzi nam tylko o wskazanie paru jej
najgłówniejszych rysów.
Na pierwszym planie zwrócimy uwagę na walkę z
językiem polskim. Usunięcie tego języka ze wszystkich urzędów; całkowite niemal
wyparcie go ze szkół; zakazy mówienia po polsku uczniom w szkołach, służbie na
kolejach, nawet w bufetach kolejowych; dzisiejsza dążność do narzucenia języka
rosyjskiego nawet siostrom miłosierdzia i lekarzom w szpitalach, wprowadzenie
stopniowe języka państwowego do administracji przedsiębiorstw prywatnych;
forsowanie teatru rosyjskiego w Warszawie; prześladowanie prywatnego nauczania
w języku polskim; zakaz wydawania na Litwie i Rusi pism, urządzania
przedstawień teatralnych w języku nie – rosyjskim, a nawet znane powszechnie na
Litwie zakazy mówienia w sklepach i na ulicach po polsku – wszystko to
świadczy, że rząd rosyjski nie cofa się przed żadnymi środkami w swej dążności
do całkowitego wytępienia mowy polskiej.
W parze z tą dążnością idzie walka z katolicyzmem,
posiłkująca się rozmaitymi środkami, poczynając od przymusowego chrzczenia na
prawosławie dzieci małżeństw mieszanych, a kończąc na zabudowywaniu Polski
cerkwiami prawosławnymi, bez względu na szczupłą ilość mieszkańców tego
wyznania. Nie trzeba przypominać o odrywaniu od kościoła katolickiego unitów i
katolików z pomocą najdzikszych gwałtów.
Obok języka i religii podlegają tępieniu wszelkie
inne składniki naszej kultury narodowej. Nasze miary i wagi zastąpiono
rosyjskimi – w ostatnich czasach byliśmy świadkami usunięcia jedynych
pozostałych w użyciu polskich miar długości i wycofania z obiegu reszty
polskich pieniędzy; na miejsce kalendarza naszego, przyjętego przez cały świat
cywilizowany, narzucają nam coraz więcej wsteczny kalendarz juliański; nazwy
geograficzne w rdzennej Polsce stale są przekręcane nie tylko w użyciu
urzędowym, ale w nowym brzmieniu rosyjskim narzucane są prasie polskiej;
ba, nawet zdarzają się wypadki, że orkiestrom włościańskim zabraniają władze
występować w strojach ludowych i każą się przebierać w surduty!
Nie będziemy przytaczali całej powodzi podobnych
faktów, gdyż wskazane powyżej są dostatecznym świadectwem, że rząd rosyjski
usiłuje zniszczyć kulturę polską we wszystkich jej częściach składowych, nie
wyłączając nawet religii, na którą uderzać jest najtrudniej, że w usiłowaniu tym
używa wszelkich środków, poczynając od małych i śmiesznych, a kończąc na
gwałtownych.
Walka z kulturą polską, czyli wynaradawianie, to
jedna tylko strona rosyjskiej względem nas polityki. Na niej polityka ta się
nie kończy. Wynaradawiana Polska nie byłaby jeszcze całkiem podobną do Rosji –
pozostałaby różnica stopy ogólno – cywilizacyjnej. Naród nasz, który ma za sobą
tysiąc lat kultury, który jest narodem europejskim – wyprzedza na wielką
odległość Rosję, co zresztą sami Rosjanie powszechnie przyznają. Wobec tego
występuje druga strona polityki rosyjskiej, mianowicie dążenie do powstrzymania
nas w rozwoju cywilizacyjnym, do zatamowania u nas wszelkiego postępu.
Działalność ta rozpoczęła się z chwilą, kiedy
odebrano nam wszelkie instytucje polityczne i narzucono carski despotyzm,
surowszy o wiele, niż w samej Rosji. Nie mamy bowiem nawet tego cienia praw
politycznych, który tam istnieje w postaci samorządu szlacheckiego ziemiaństwa,
samorządu miejskiego lub wreszcie sądów przysięgłych. Pozostawiono
najmizerniejszy samorząd jedynie ludności wiejskiej, w postaci gminy, w
nadziei, że mało wyrobiona politycznie warstwa, z całą bezwzględnością
terroryzowana przez carskich urzędników, jątrzona przez nich przeciw innym
klasom narodu, będzie powolnym w ręku rządu narzędziem. Dzisiaj, kiedy lud
wiejski poczyna objawiać swą samodzielność, kiedy zaczyna krytyczniej patrzeć
na swe położenie, ta fikcja prawna, zwana gminą, coraz częściej jest gwałcona
przez bezczelną samowolę naczelników powiatu i ich narzędzi.
Naród, który przed stu laty tworzył takie
konstytucje jak Ustawa Trzeciego Maja, ma za całe prawo bagnet i nahajkę. W
kraju, w którym od wieków znane było prawo Neminem captivabimus nisi jure
victum – od woli żandarma zależy przetrzymywanie w ciągu lat całych na
śledztwie ludzi, przeciw którym nie ma żadnych dowodów winy; w kraju tym bez
sądu i bez prawa obrony, na mocy opinii żandarma i prokuratora, urzędnik
administracyjny skazuje podejrzanych politycznie na więzienia i na zesłanie, a
na szubienicę ludzie idą z wyroku sądów wojennych; w kraju tym, w razie zajść z
wojskowymi, jedynie na ich skargę, naczelnik wojsk wsadza broniącego swej
godności obywatela do więzienia na pół roku, nie pytając go nawet jak się rzecz
miała. Jednym słowem naród dojrzały politycznie żyje w warunkach, w których
wszechwładnym panem jest policjant lub żołdak. Nikt nie zaprzeczy, że w
bezprawiu takim człowiek zatraca najcenniejsze zdobycze cywilizacji – poczucie
godności ludzkiej i praw obywatelskich, tym samem zaś zbliża się do ogólnego
typu poddanych cara rosyjskiego.
Najważniejsze czynniki cywilizacyjne –
stowarzyszenia, prasa i literatura, coraz bardziej krępowane są u nas w swym
działaniu. W granicach ziem polskich rząd obecny nie zatwierdził ustawy ani
jednego towarzystwa naukowego, z wyjątkiem tych, które, założone przez Rosjan,
służą do celów rusyfikacyjnych. Nie dozwolono nawet założyć towarzystwa
gimnastycznego. Na jedne pisma rząd nie udziela koncesji, innym daje ją z
wielkim trudem i przy ogromnych kosztach, inne wreszcie zamyka bez żadnego
widocznego powodu (ostatni środek stosowany jest szczególnie do pism
prowincjonalnych). Ażeby powstrzymać rozwój czytelnictwa, nie pozwala
ustanawiać niskiej ceny prenumeracyjnej. Zakres przedmiotów, o których wolno
pisać, coraz się zmniejsza: pisma nasze doszły już do tego, że poza okrojoną
należycie polityką zagraniczną, wolno im pisać tylko o balach, koncertach i o
wypadkach na ulicy, nb. nie o wszystkich – kiedy bowiem oficer strzela do
przechodnia z rewolweru, to można się dowiedzieć o tym tylko od świadków, kiedy
zaś kozak morduje rodzinę sklepikarzy dla rabunku, to w pismach kozak nazywa
się „jakąś osobą”. Gdy przyjeżdża do Warszawy teatr rosyjski, cenzura wskazuje
jak długie mają być w gazetach recenzje i co w nich ma być napisane. Jednym
słowem, prasa nasza i literatura, krępowana z dnia na dzień, doszła do tego, że
może się obracać jedynie w sferze zjawisk najmniejszej wagi, i to z ograniczoną
nader swobodą. Wszelki objaw samodzielności politycznej spotyka okrutna kara.
Odbija się to szczególnie na klasie robotniczej, która nader szybko wzrasta u
nas liczebnie i podnosi się umysłowo. Robotnicy nasi, porównując swe położenie
z położeniem robotników w całej Europie, widzą, jak wielu warunków brak im do
normalnego rozwoju społecznego. Domagają się więc praw, które by im ten rozwój
umożliwiły. Co otrzymują, mogą nam opowiedzieć zbryzgane ich krwią ulice
Żyrardowa i Łodzi...
Oto ogólne rysy działalności cywilizacyjnej rządu
rosyjskiego w naszym kraju.
Te usiłowania przeciw cywilizacyjne, Zarówno jak i
wynaradawianie, napotykają opór w żywotności i silach rozwojowych naszego
społeczeństwa. Wydany w ostatnich czasach okólnik Hurki, przypominający
urzędnikom obowiązek szczepienia w Polsce języka rosyjskiego, zawiera
jednocześnie dobrowolne przyznanie się, że usiłowania, skierowane na szkołę i
na administrację, nie dały pożądanych rezultatów. Rozumiejąc to, rząd zaczął w
ostatnich czasach z większą energią stosować fizyczne wprost środki gnębienia
narodu. Na czele tu postawić należy świeży fakt reform kolejowych, rozpoczętych
w Kongresówce od drogi żelaznej Warszawsko – Terespolskiej i polegających na
tym, że ze wszystkich lepszych posad usunięto Polaków i sprowadzono na ich
miejsce Rosjan; ci ostatni zaś tak gnębią fizycznie i moralnie zależną od nich
polską służbę, że tylko groza ostatniej nędzy powstrzymuje ludzi od porzucenia
tego gorzkiego kawałka chleba. Środek ten ma dla rządu dwojaką korzyść: z
jednej strony rzuca on w nędzę Polaków, z drugiej zaś pomnaża ilość Rosjan w
Polsce. Mechaniczne takie wprowadzanie żywiołów rosyjskich do Polski nie
ogranicza się do tego jednego środka. Nie przypominając już znanych od dawna
praw nabywania ziemi na Litwie i Rusi, nie mówiąc o wprowadzeniu Rosjan na
wszelkie rządowe lub zależne od rządu posady, dość zwrócić uwagę na owo
niepomyślne osiedlanie kacapów w miejscowościach pod – fortecznych, na
sprowadzanie robotników z całej Rosji do robót rządowych w Polsce, wreszcie na
owo wydalanie Żydów z Moskwy z pozostawieniem im możności osiedlania się u nas,
wskutek czego do Warszawy napłynęła olbrzymia masa zruszczonego żydostwa.
Przypomnimy jeszcze, że jednym ze środków takich czysto fizycznych, środków
najstraszniejszych, jest gnębienie naszej młodzieży w szkołach, czemu
zawdzięczamy fakt, że pomiędzy obecnymi wychowankami gimnazjów rosyjskich w
Polsce niema wcale jednostek zdrowych. Jest to fakt, na który mało dotąd
zwracano uwagi, a który największe może ma dla społeczeństwa znaczenie.
Powtarzano nam ciągle, że rozwój ekonomiczny kraju
jest równoważnikiem strat, w innych sferach życia ponoszonych. Dużo można by
powiedzieć o rozwoju naszego przemysłu z punktu widzenia interesów narodowych;
przede wszystkim zaś trzeba zaznaczyć, że rozwój ten odbywał się nie pod opieką
rządu, ale raczej wbrew jego woli. W ostatnich czasach rząd zajął wprost wrogie
stanowisko względem naszego przemysłu i handlu. Za pomocą specjalnych taryf i
wielu innych środków zbyt naszych wyrobów tamuje, popierając jednocześnie
wyroby fabryk rosyjskich. Ileż to dziś widzimy sklepów, w Warszawie tylko,
handlujących wyłącznie towarami rosyjskimi. A nie są to wcale wyroby specjalne,
ale artykuły niezbędnych potrzeb. Nie poprzestając na tych przywilejach, kupcy
i fabrykanci rosyjscy i prasa rosyjska otwarcie mówią o sposobach zgnębienia
naszego handlu i przemysłu, podnosząc nawet projekt wskrzeszenia granicy celnej
między Królestwem i Cesarstwem, co się widocznie sprzeciwia polityce
administracyjnego „objedinienja”. Wartość tzw. reformy włościańskiej oceniło
najlepiej samo życie. Dwumilionowy zastęp proletariatu wiejskiego, groźna
perspektywa zwyrodnienia fizycznego ludu pod wpływem nędzy, masowa emigracja itd.,
– oto rezultat tej polityki ekonomicznej.
Dodać by należało upadek rolnictwa, którego główną
bodaj przyczyną jest współzawodnictwo na naszych rynkach taniego zboża
rosyjskiego, którego sprowadzanie umożliwiają specjalne taryfy kolejowe.
Zresztą życie ekonomiczne nie może rozwijać się
normalnie tam, gdzie wszelka inicjatywa osobista lub zbiorowa jest skrępowana,
gdzie nie wolno stowarzyszać się w celach gospodarczych, a nawet dla pozyskania
łatwiejszego kredytu, gdzie żadna instytucja lub przedsiębiorstwo nie mogą być
pewne swego istnienia.
Ten krótki przegląd faktów wystarczy na świadectwo,
że polityka rosyjska wobec Polaków jest to nieustające dążenie, z ciągłym
podwyższaniem skali środków, do całkowitego zlania Polski z Rosją drogą
wynarodowienia Polaków, cofnięcia ich w rozwoju cywilizacyjnym, a nawet drogą
zastępowania na miejscu żywiołu polskiego przez rosyjski. Nie jest to polityka
chwili, zależna od takich lub innych działaczy, od takiego lub innego władcy.
To nieubłagana konsekwencja rozbioru Polski. Ażeby Polacy mogli żyć prawidłowo
w organizmie państwowym rosyjskim, trzeba ich cofnąć w rozwoju, trzeba ich
cywilizacyjnie Rosjanom upodobnić. Ażeby zaś przestali marzyć o zjednoczeniu
politycznym wszystkich ziem polskich, trzeba ich wytępić, dopóki bowiem naród
ten będzie istniał w trzech państwach, dopóty będzie dążył, prawem konieczności
do zlania się w jedną polityczną całość. Rząd rosyjski dobrze to rozumie i nie
można mu zaprzeczyć logiki w postępowaniu jego względem naszego narodu. O ile
zaś dziś szczerze się przyznaje do swoich celów, nie można mu zarzucić obłudy.
Co do nas samych, to widocznym jest, że ramy, w
które nas po całym szeregu reform zamknięto, dziś już nie wystarczą do
normalnego rozwoju narodowego i cywilizacyjnego. Te resztki praw, których nam
jeszcze nie wydarto, nie mogłyby wystarczyć do życia nawet znacznie niżej od
nas stojącemu narodowi. Warunki więc życia muszą w ustroju naszym wywoływać
zmiany chorobliwe, których zresztą nie brak, jak to każdy przyznać musi.
Gdyby rząd rosyjski nie posunął się już w swych
wrogich działalnościach ani kroku naprzód, to my przy tych więzach, które nas
obecnie krępują, przy dzisiejszej administracji, szkole, cenzurze i policji,
przy nędzy ekonomicznej naszej inteligencji i warstw ludowych, musimy coraz
bardziej upadać, by ostatecznie zginąć. Coraz silniejsze będą objawy
zwyrodnienia fizycznego i duchowego, coraz częstsze wypadki upodlenia i
odstępstwa. Coraz głębiej będziemy tonęli w tym bagnisku, w którym ugrzęźliśmy
wskutek różnych przyczyn, dopóki ostatni Polak, któremu sęp nie wyżarł mózgu –
rzuciwszy naokół wzrokiem rozpaczliwym, nie zawoła już naprawdę: Finis
Poloniae!
– – – –
Z kolei należy nam się przyjrzeć własnemu
społeczeństwu, rozpatrzeć sposoby zachowania się rozmaitych jego odłamów wobec
określonego wyżej stanowiska rządu.
Na początku zaraz spotyka się tu trudność możliwą
tylko w naszych warunkach. Wobec braku wszelkiej wolności słowa, żadne programy
sformułowane u nas nie istnieją – co najwyżej można się domyślać z mniejszą lub
większą pewnością kierunku dążeń u rozmaitych odłamów inteligencji, które
najczęściej nawet nie zasługują na miano stronnictw.
Jedyny kierunek, który się dość wyraźnie zarysował,
mając, dzięki swym zasadom, ułatwione wypowiadanie się, to kierunek lojalnej
polityki ugodowej, reprezentowany najwyraźniej przez petersburski Kraj.
Z artykułów tego pisma, omawiających stosunek nasz
do rządu, z apostrof, skierowanych do rozmaitych grup, prowadzących u nas
działalność polityczną nielegalną, trzeba wnosić, iż dążnością tego stronnictwa
jest przekonać rząd, że Polacy:
1) pożegnali się z wszelkimi aspiracjami do
niepodległości, do zjednoczenia politycznego wszystkich ziem polskich;
2) nie mając żadnych celów, grożących całości
państwa rosyjskiego, jednocześnie brzydzą się wszelkimi środkami nielegalnymi i
że nigdy tych środków używać nie będą; i
3) że chodzi im tylko o to, ażeby „małemu kraikowi
nadwiślańskiemu” (tak Kraj nazywa Polskę) pozwolono rozwijać się
ekonomicznie i pielęgnować swą narodową kulturę, co będzie jednocześnie wielkim
pożytkiem dla całego państwa rosyjskiego.
Nie chcemy nadawać gorszego znaczenia tym
służalczym wyrazom wiernopoddańczości i uwielbienia dla obecnych carskich
rządów, tym obelgom, rzucanym na wszelką pracę patriotyczną nielegalną,
dochodzącym do wypowiadania zdań w rodzaju: „rozmaite nielegalności bardzo
blisko ze sobą graniczą”, co ma znaczyć, że nielegalne czyny polityczne
pozostają w bliskim sąsiedztwie z przestępstwami kryminalnymi.
Ażeby rząd rosyjski uwierzył, że Polacy nie mają
żadnych przekraczających granice państwa carów aspiracji, trzeba, żeby
aspiracji tych rzeczywiście nie było. Nie można sobie bowiem wyobrazić, ażeby
naród, -znacznie nawet więcej wyrobiony od naszego, posiadał biegłość w
praktyce politycznej, pozwalającą podobnie ważne dążenia utaić. Taką biegłość
posiadać może tylko rząd lub jakaś partia polityczna, nie zaś masa narodu,
którego znaczna część jeszcze nie dojrzała do posiadania tych aspiracji i
stopniowo dopiero je w sobie rozwija. Kto więc tych dążeń u nas się zapiera,
musi ich nie mieć, to też po większej części nie mają ich nasi zwolennicy
polityki ugodowej, bo inaczej nie można by sobie wytłumaczyć tej zajadłości, z
jaką zawsze i wszędzie starają się je tępić.
Pomińmy kwestię, czy wzgląd, na przyszłość narodu,
na jego dobro, pozwala na podobne stanowisko; przypuśćmy, że poza zaborem
rosyjskim niema Polaków, niema nikogo, z kim by nas wiązała wspólna krew,
wspólna kultura, tradycja, wreszcie wspólne interesy; przypuśćmy, że wystarczą
nam formy polityczne, jakie może nam dać Rosja, że chodzi nam tylko o to,
ażebyśmy mówili po polsku i nie zatracili polskich obyczajów. Jakie wtedy jest
stanowisko Rosjan względem nas? Odpowiedzią na to pytanie jest szereg faktów,
wyliczonych w pierwszym rozdziale. Rosja bardzo dobrze rozumie, że w interesie
jej potęgi leży rusyfikacja naszego kraju.
My zaś powinniśmy rozumieć, że mając możność i nie
spotykając przeszkód, nie cofnie się ona przed żadnymi środkami, prowadzącymi
do wytępienia ostatnich śladów Polski. Pochłonięcie narodowości, wchodzących w
skład państwa rosyjskiego, to w opinii ogółu i sfer rządzących kwestia bytu i
wielkości tego państwa. Podstawę rosyjskiej polityki określił ongiś,
niezupełnie może świadomie, poeta narodowy:
Słowianskije – I ruczji solijutsia w russkom morie,
Ono – I izsiakniet – wot wopros!...
Czy tego nie widzą i nie rozumieją nasi „lojaliści”,
budujący złote mosty zgody?
Zdaje się, że do tego stopnia ślepymi nie są.
Czemuż więc przypisać rozwój tej polityki, nie
mającej żadnego gruntu pod nogami? Co to za ludzie ugodowe hasła głoszą?...
Odpowiedzmy na ostatnie pytanie, a zrozumiemy całą treść dążeń ugodowych.
W każdym społeczeństwie główną masę inteligencji stanowią
ludzie, nie umiejący w dążeniach swoich wznieść się ponad poziom brutalnie
pojmowanych osobistych interesów. Ludzie ci nie prowadzą zwykle żadnej
polityki, nie mają żadnych programów – im chodzi tylko o to, żeby ich interesy
dobrze szły, jak się to mówi pospolicie. Nie są oni zdolni zrozumieć, że
ogólniejsze, nie obchodzące ich najczęściej zmiany polityczne, większy wpływ na
te interesy wywierają, niż drobne ich zabiegi.
W naszych warunkach najstraszniejszą dla tego
rodzaju ludzi rzeczą jest wszystko, co nosi jakikolwiek charakter nielegalny.
Dodatnich rezultatów działalności nielegalnej nie są w stanie zrozumieć, ujemne
zaś przedstawiają im się w okropnej dla nich postaci: strata posady lub innego
rodzaju ciosy ekonomiczne, więzienie, zesłanie, rozdrażnienie rządu, który się
będzie mścił na calem społeczeństwie – to ostatnie zresztą nie przedstawia się
nigdy w ich oczach konkretnie, zadawalają się zwykle ogólnym frazesem, który
wystarcza do zastraszenia filistrów. Na tej masie, najniższej jakościowo, ale
mającej liczebną przewagę w społeczeństwie, opierają się programy w rodzaju
głoszonego przez Kraj petersburski. Program ten liczy głównie
zwolenników wśród ludzi bez programowych, którzy zasłaniają się nim tylko
dlatego, że w naszych warunkach nieprzyzwoicie jest przyznawać się do
obojętności w kwestiach polityki. Istnienie tego programu pozwala stadu
strusiów, co w niebezpieczeństwie głowy w piasku kryją – stroić się w powagę i
twierdzić, że robią to z zasady.
Jeżeli twierdzimy, że takiej właśnie masie ludzi
zawdzięcza swe powodzenie program ugodowy, to nie mówimy jeszcze, że takimi są
twórcy i przewodnicy stronnictwa. Przeciwnie, ci ostatni są to ludzie z
programem, z programem bardzo wyraźnym, tylko nie narodowym.
Są to wielcy kapitaliści, przemysłowcy, posiadacze
wielkiej własności ziemskiej, którzy w zrozumiały zupełnie sposób bronią swoich
interesów klasowych. Wielki kapitał musi żyć pod opieką rządu: opieka ta
potrzebna mu jest do walki z kapitałem zagranicznym w postaci ceł
protekcyjnych, zarówno jak do obrony przeciw żądaniom najemników – w postaci
żandarma wspieranego przez bagnety.
Dzięki europejskim warunkom produkcji rozwinęła się
u nas w ostatnich czasach liczna nader klasa robotnicza. Dąży ona do zrównania
się w prawach z robotnikami europejskimi, co gdyby pozyskała, narażone by
zostały na szwank interesy wielkiego kapitału. Świadomość klasowa robotników
jest więc, dla ostatniego groźną. Ze zaś zaczyna się ona objawiać i wśród ludu
wiejskiego, grozi więc obniżeniem procentów wszelkiemu kapitałowi.
Prawda, że chodzi tu o wzrost dobrobytu mas
ludowych, że z nim w parze idzie wzrost oświaty i świadomości narodowej, że
zatem masy, dotychczas obojętne i bezwładne, stają się czynnymi silami narodu –
nie zapominajmy jednak, że dzisiejsze warunki ekonomiczne wymagają od wielkiego
kapitalisty nie patriotyzmu, ale umiejętności bronienia swoich interesów. Im
bezwzględniej przedstawiciel wielkiego kapitału walczy z warunkami,
które przeszkadzają mu ten kapitał powiększyć, tym lepiej nadaje się do swojej
roli.
Nie powinniśmy się więc dziwić, że nasi
przedstawiciele wielkiego kapitału wolą się udawać pod skrzydła opiekuńcze
rządu, dążącego do zagłady naszego narodu, aniżeli zgadzać się na wzrost tych
sił narodowych, których rozwój jest niepożądany nie tylko dla rządu zaborczego,
ale i dla nich samych. Jak trudno się dziwić, że w Poznańskiem rzekomi zacni
obywatele i pseudo – patrioci łączą się w stowarzyszenia z pruskimi
policjantami i landratami dla przeciwdziałania ruchowi robotniczemu – tak samo
trzeba uznać za naturalne, że spółka wielkich kapitalistów kupiła Kraj, w
którym walczy z ruchem robotniczym zarówno jak z nielegalną działalnością
patriotyczną, płaszcząc się jednocześnie przed rządem, czuwającym nad całością
ich renty. Stanowisko to trzeba uznać za wytłumaczone tak samo, jak ów postępek
twórców Targowicy, którzy udali się pod opiekę carycy
Katarzyny, żeby broniła ich przed Konstytucją
Trzeciego Maja, nadającą prawa mieszczaństwu i rozszerzającą zakres wolnych
obywateli. Oto jest tajemnica polityki ugodowej. Z jednej strony interes
klasowy wielkich kapitalistów, z drugiej sobkostwo i ograniczenie umysłowe
biernej części narodu.
Niezaprzeczenie są wśród ugodowców i ludzie dobrej
woli, wierzący widocznie w wartości swych dążeń. Temu dziwić się trudno, bo w
podobnie ciężkich, jak nasze, warunkach politycznych, ludzie słabi, niezdolni
do zdobycia się na śmielszą myśl polityczną, doznają uczucia tych, którym grunt
z pod nóg się wymyka, a jak wiadomo, tonący nawet brzytwy się chwyta.
Polityka ta ma wrogów w całej lepszej części
społeczeństwa. Popełnilibyśmy jednak błąd nie do wybaczenia, gdybyśmy
wszystkich nieprzyjaciół lojalizmu traktowali jako jedną całość i nie wskazali
różnic, jakie pomiędzy rozmaitymi ich odłamami panują.
Pominiemy tu liczną nader kategorię patriotów
czujących. Są to ludzie, którzy patrzą
...na
ojczyznę biedną,
Jak syn na ojca
wplecionego w koło,
tym się tylko różnią od wieszcza, który te słowa
wypowiedział, że zupełnie nie reagują. Gdy wymawiają wyraz „Polska”, łza
ukazuje się im w oku, ale dzieciom swoim nie mówią nawet, kim był Kościuszko,
żeby to złych następstw za sobą nie pociągnęło. Naturalnie kategoria ta w
rachubę polityczną nie może wchodzić.
Najliczniejszym może w szeregach patriotycznych jest
odłam, którego wyznanie wiary da się streścić w słowach następujących: pracować
nad rozwojem świadomości sił narodowych, nie ograniczając się do środków przez
rząd dozwolonych, nie robić jednak nic takiego, co by nas narażało na utratę
praw i instytucji, które nam jeszcze pozostały. Idzie tu o podtrzymanie takiego
ducha w społeczeństwie, ażeby mogło ono biernie się opierać wynaradawiającym
wpływom. Wszelki protest jawny uważany jest za niebezpieczny, mogący sprowadzić
stratę tego, co jeszcze posiadamy.
Jest to polityka biernego oporu.
Dwa są zasadnicze błędy tej polityki. Pierwszy
zawiera się w dążeniu do utrzymania działalności w takich granicach, które by
były niedostrzegalne dla organów władzy. Granice te z natury rzeczy muszą być
tak szczupłe, że utrzymana w nich działalność nigdy nie będzie mogła dać
korzyści wyrównujących choć w połowie te straty, które ponosimy od
napastującego coraz gwałtowniej rządu. Działalność ta musi się ograniczyć do
pojedynczych kółek, masa zaś będzie ciągle pozostawała bezwładną. Nie można
czekać aż „całość sama się złoży” z tego, że „każdy czyni w swym kółku, co każe
duch Boży”, bo ta praca musi iść wolniej, niż burząca i grabiąca nasz dobytek
działalność wroga i „nim słońce wzejdzie, rosa oczy wyje”.
Drugi błąd polityki biernego oporu to przypisywanie
wielkiej wagi tym prawom i instytucjom, które nam zostały. Co nam zostało?...
Szczątki szczątków. A co zostanie po kilku jeszcze latach dzisiejszej polityki
rządu?... Nic. Nie mówimy o rzeczach, których odebrać nie można– mowy ojczystej
przecie nikt nam przemocą z gardła nie wydrze. A chleb?... Już wydzierają i
wydzierać nie przestaną.
Już wyżej kładliśmy nacisk na to, że gdyby rząd ani
jednego kroku naprzód nie zrobił, my, zamknięci w obecnych ramach, musimy
zginąć. Ażeby żyć, musimy zdobyć prawa. Tego żądania polityka biernego oporu
nie stawia, i dlatego, obejmując wiele rzeczy pożytecznych, nie wystarcza ona
na potrzeby chwili bieżącej.
Ten brak najbardziej niezbędnych praw politycznych
i potrzebę ich zdobycia rozumieją zwolennicy ruchu zbrojnego, czyli naszego
powstania. Program jednak powstaniowy, wypływający z zapatrywania się na
przeszłość, nie ma realnych warunków urzeczywistnienia. Przy dzisiejszych
środkach militarnych, przy istnieniu w naszym kraju olbrzymiej armii obco plemiennej,
której na swą stronę przeciągnąć przecie nie można – marzyć o powstaniu mogą
tylko ludzie, zadawalający się prostym brzmieniem wyrazu i nie próbujący sobie
wyobrazić konkretnych warunków urzeczywistnienia zamiaru. Masowy ruch zbrojny w
naszym kraju może mieć tylko charakter buntów sporadycznych, w których garść
ludzi poświęca się na pewną zgubę, ażeby wskazać rządowi siły tkwiące w
narodzie i zmusić go do ustępstw, albo też może być ruchem dodatkowym w razie
wojny na naszym terenie, przy istnieniu w kraju wojsk państwa obcego,
popierających ruch krajowy. Jedno i drugie jest możliwe. Ostatnia jednak postać
ruchu zależna jest od okoliczności zewnętrznych i wystąpi sama przez się, bez
względu na istnienie programów powstaniowych, gdy okoliczności będą sprzyjały.
Sporadyczne zaś bunty są środkiem za kosztownym i nigdy nie mogą leżeć w
programie – jeżeli wybuchają, to należy je uważać za malum necessarium. Program
powstaniowy, szerzony w społeczeństwie, doprowadzić właśnie może tylko do
takich buntów, mniej lub więcej rozległych, w których naród masowo będzie się
pozbawiał najlepszych sił swoich, pozwalając najcenniejszą krew upuszczać sobie
strumieniami. Z drugiej strony program powstaniowy wyrządza wielką szkodę,
wskazując ludziom walkę w dalszej przyszłości i sprawiając, że oczekują oni, aż
wybije godzina – kiedy tymczasem dziś trzeba walkę prowadzić. Iluż to jest
ludzi, którzy czekają na rewolucję jutra, zamiast robić dzisiaj rewolucję
nieustającą.
Są jeszcze patrioci i to bardzo liczni, którzy
czekają, aż trój przymierze przyjdzie nas wyzwolić. Bez wątpienia nadziei tej
nie można uważać za bezzasadną z gruntu (choć bywa przesadną), ale o ludziach
żywiących ją, nie będziemy mówili, gdyż biernego czekania nie można nazwać
programem.
Musimy wreszcie kilka słów powiedzieć o ruchu
socjalistycznym w naszym kraju. Ruch ten, który rozpoczął się wśród młodzieży,
ogarnął szerokie koła robotnicze, znajdując oparcie w żywiołowym ruchu tej
świeżej i silnej już dziś klasy. Nie można tu mówić o licznych bardzo, rozproszonych
wśród naszej inteligencji zwolennikach ideałów socjalistycznych, gdyż ci nie
stanowią sił działających i nie występują z programem. Za to musimy zwrócić
uwagę na czynne siły socjalistyczne, z których działaniem na każdym kroku się
spotykamy.
Dawna frazeologia socjalistyczna, która zresztą
dziś niektórych kół nie opuściła jeszcze, sprawiła, że przyzwyczajono się
patrzeć na socjalizm, jako na utopię, nie mającą realnego społecznego podkładu.
Naiwnie i zbyt rzeczowo pojmowane hasła „rewolucji socjalnej”, „ustroju
kolektywnego” zdradzały ludzi niepraktycznych, międzynarodowa zaś „solidarność
proletariatu”, wypaczona u nas w chorobliwy kosmopolityzm, negujący
najrealniejsze potrzeby narodu i obrażający uczucia, będące dla społeczeństwa
świętymi, wytworzyły nienawistne często traktowanie ruchu. To nie pozwoliło
nawet wielu jasno myślącym ludziom dojrzeć, że nasz ruch socjalistyczny, pomimo
całej zewnętrznej frazeologii, miał niezmiernie poważną podstawę, znalazły
bowiem w nim swój wyraz dążenia występującej na widownię polityczną klasy
robotniczej. Klasa ta dzięki swej liczebności i warunkom rozwoju stanowi
pierwszorzędną siłę narodową – i śmiało można powiedzieć, że wzrost jej w
ostatnich czasach i rozwój jej świadomości klasowej i narodowej, prowadzący ją
do otwartej walki z rządem zaborczym, jest najważniejszym dla nas zjawiskiem
ostatnich czasów. Socjaliści nasi próbowali zająć stanowisko obojętne względem
kwestii niepodległości narodowej, cały jednak szereg niepowodzeń i gorzkich
doświadczeń w walce z warunkami politycznymi pod panowaniem rosyjskim wskazał
im drogę, po której iść należy. Dziś programy socjalistyczne, jak można wnosić
z ostatnich wydawnictw, obejmują już w pierwszym rzędzie dążenie do zrzucenia
obcego jarzma i do odbudowania niepodległego państwa polskiego. Aczkolwiek nie
znajdujemy tam wskazanych środków, które by dążeniu temu mogły nadać cechę
praktyczną, swoją drogą przyznać im trzeba wielkie znaczenie dla rozwoju
świadomości politycznej wśród naszych robotników, niezależnie od tego, że sam
ruch klasowy, samo dążenie ich do podniesienia swego dobrobytu i oświaty, jest
jednym z najpomyślniejszych zwrotów w naszym życiu. Ze stanowiska bowiem patriotycznego
– które, jakeśmy to już wyżej powiedzieli, ma m względzie nie konserwowanie
społeczeństwa, ale jego rozwój – należy dążyć do tego, ażeby najprędzej
wszystkie pozostające dziś w spoczynku siły społeczne zamieniły się w siły
czynne, biorące świadomy udział w życiu społeczeństwa i składające się na jego
postęp. Chociaż więc socjalizm u nas nie dał społeczeństwu programu,
obejmującego ogół jego potrzeb, choć w naszej walce o istnienie narodu i jego
rozwój cywilizacyjny nie zajął stanowiska, do którego rościł sobie prawo,
chociaż wyznawcy jego więcej mieli często dobrych chęci, niż znajomości warunków
życia społecznego – niemniej przeto występuje on, jako ważny kierunek
społeczny, kierunek rozwojowy i przyczynia się do wytworzenia najlepszych sił
narodowych.
– – – –
Nie mamy tu zamiaru kreślić swego programu
szczegółowego – przedmiotem naszym jest wskazanie głównych zasad, z których
wychodzić będzie nasz program praktyczny, zastosowany do warunków chwili.
Już wyżej powiedzieliśmy, że warunki, w których
zmuszeni jesteśmy żyć obecnie, nie pozwalają na najskromniej pojęty rozwój
narodowy i cywilizacyjny. W warunkach tych nie możemy się rozwijać, ale musimy
się cofać.
Już teraz widzimy, że udziałem całej masy naszego
narodu staje się straszna nędza. Poczynając od proletariatu wiejskiego, a
kończąc na inteligencji, wszelkimi sposobami pozbawianej przez rząd środków do
życia – idziemy po drodze, na której musimy się zamienić w naród żebraków.
Dobrobyt zaś materialny jest pierwszym, najbardziej niezbędnym warunkiem
pomyślnego rozwoju cywilizacyjnego. Chłop, któremu brak nawet kartofli w ilości
dostatecznej do wyżywienia, musi zawsze zostawać analfabetą; robotnik lub
rzemieślnik, który, by nie umrzeć z głodu, z całą swą rodziną pracuje tyle, że
pozostaje mu zaledwie czas, potrzebny na sen i względne pokrzepienie sił, nie
może nabyć wiadomości niezbędnych do pojmowania warunków swego życia, nie może
zostać myślącym i biorącym udział w sprawach społecznych obywatelem; człowiek
wykształcony, którego zarobek nie wystarcza na najskromniejsze potrzeby
życiowe, nie może kupować książek, prenumerować pism – to zaś musi powodować
upadek literatury i zanik życia umysłowego w społeczeństwie. Jednym słowem,
obecna nędza, zabijając naród fizycznie, czego widzimy poważne objawy,
jednocześnie zabija go umysłowo.
Idźmy dalej.
Jakie warunki rozwoju ma w granicach legalnych lud
wiejski? Poczynając od szkoły, która jest narzędziem rusyfikacji, a kończąc na
gminie, będącej terenem szalbierstw pisarza i bezczelnej samowoli naczelnika
powiatu, ma on warunki, mogące rozwijać tylko potworności w pojęciach o życiu
społecznym. Kółek rolniczych i w ogóle żadnych innych stowarzyszeń zakładać mu
nie wolno; w książkach i prasie dla ludu wiejskiego cenzura nie pozwali pisać o
żadnych żywotniejszych sprawach społecznych. Nie mówimy już o specjalnych
środkach demoralizujących, przez rząd używanych, jak przemówienia komisarzy
włościańskich, rozmaite pisemka w ogromnych ilościach rozrzucane itp.
Ograniczając się do prasy legalnej, musimy się zgodzić, że lud nasz będzie
coraz bardziej pozostawał w tyle za innymi narodami. Rzemieślnicy i robotnicy
nie mają prawa stowarzyszania się, nie mają odpowiadającej ich potrzebom prasy,
karani są surowo za wszelki czyn zbiorowy, wskutek czego nie mogą się zgoła
przyczyniać do poprawy swych warunków bytu. I tu, więc wszelki postęp na drodze
legalnej zatamowany.
Prasa nasza wskutek usiłowań rządu tak stoi, że
człowiek, poprzestający na legalnych informacjach, musi pozostać ślepym na
najważniejsze zjawiska życia społecznego. Literatura po przejściu- brutalnych
operacji w cenzurze cierpi na niedokrwistość i kalectwo. Szkoła zabija
moralnie, umysłowo i fizycznie... Oto warunki rozwoju dla całego narodu.
Język wyparty prawie ze wszystkich instytucji
publicznych, żyje tylko w stosunkach rodzinnych i towarzyskich. I w tych
ostatnich jednak dzięki wprowadzeniu masowemu Rosjan do kraju i usiłowaniom
rządu, dążącym do mechanicznego choćby mieszania towarzystwa polskiego z
rosyjskim (np. przepisy o resursach) coraz częściej spotykamy się z mową
najeźdźców.
Gdzież więc są legalne warunki rozwoju? Gdzie grunt
do normalnego życia narodowego i cywilizacyjnego?
Gruntu tego niema. Jeżeli chcemy żyć, musimy go
zdobyć i to zdobyć właśnie na drodze nielegalnej– rewolucyjnej.
Polityka nasza musi być rewolucyjną, bo organiczna
być nie może, bo nie ma żadnego gruntu legalnego, na którym by się mogła
oprzeć; nie może ona pozostać polityką obrony, bo szczątki, które nam zostały,
nie pozwalają żyć i rozwijać się, i program, ograniczony do obrony, byłby
programem powolnego konania. Działalność nasza musi dążyć do zdobyczy
politycznych, być nie tylko odporną, ale i zaczepną.
Dla narodu naszego, który nie widział innych form
walki z wrogiem, prócz masowych ruchów zbrojnych, polityka zaczepna, po
wyłączeniu tych ostatnich, może wyglądać na fikcję. Ażeby ludzie zdołali ją
zrozumieć, trzeba przypomnieć Irlandię.
Środki tej polityki są niezliczone. Nie uważając za
potrzebne wyszczególniać ich na tym miejscu, ograniczymy się do zaznaczenia, że
jedni z nich mają na celu jawne, będące dla wrogów groźbą, budzenie we własnym
społeczeństwie świadomości i energii politycznej, inne – skierowane wprost
przeciw rządowi i jego agentom, polegają na stawianiu działalności rządu
możliwych przeszkód lub noszą wprost charakter odwetu i kary. Pojedyncze i
zbiorowe manifestacje i obchody, różne formy biernego protestu, bezrobocia lub
choćby odmowa płacenia podatków, tępienie wszelkich zewnętrznych form
rusyfikacji, niszczenie materialnych zasobów rządu, wreszcie kary wymierzane na
gorliwszych agentów władzy lub na zdrajców sprawy narodowej – oto sposoby
działania, za pomocą których utrudnia się wrogowi egzystencję w podbitym i
gnębionym kraju, wprowadza się rozkład do jego systemu i rzuca strach na
ośmielonych bezkarnością jego służalców.
Przyjmujemy w zasadzie wszystkie, nie mamy zamiaru
się cofać przed najostrzejszymi – które zaś wprowadzimy w życie, na jakim
szczeblu tej skali środków się zatrzymamy, to wskażą okoliczności.
A celem naszym najbliższym – zmuszenie rządu do
cofnięcia się ze swej drogi, do rozpoczęcia okresu ustępstw.
Zobaczymy, kto tę walkę przetrzyma: czy my, oparci
na naszej masie narodowej, czy rząd ze sferą tchórzliwych „czynowników”? Bo
potężna armia rosyjska będzie w niej nieużyteczną...
Słyszymy już szeptane drżącymi ustami słowo „ofiary”...
Nie ma patriotyzmu bez gotowości do ofiar. Kto chce ocalić nasz naród, nie
nadstawiając karku, ten będzie widział powolne jego gnicie...
Oto główna podstawa naszej polityki względem rządu
zaborczego. Cel – zdobycze polityczne, zmuszenie rządu do ustępstw, środki –
nieustająca chroniczna rewolucja.
Obok tego utrzymujemy politykę obrony w najszerszym
tego słowa znaczeniu.
Używać będziemy wszelkich możliwych usiłowań w celu
przeszkodzenia zgubnemu wpływowi obecnych warunków politycznych. Te strony
życia narodowego, których rozwinąć nie można na gruncie legalnym, stworzymy w
postaci nielegalnej. Nie wolno nam mieć samodzielnej i poważnej prasy i
literatury – my stworzymy wolną prasę i literaturę nielegalną. Przeznaczonej do
wynarodowienia, zabijającej fizycznie i moralnie szkole rządowej,
przeciwstawimy tajną szkolę narodową. Obok krępowanych na wszelki sposób
niewinnych stowarzyszeń legalnych, rozwiniemy stowarzyszenia tajne, w których
wyśrodkować się musi życie społeczne. Obok narzuconego nam sądu,
wprowadzającego często jad w nasz organizm narodowy, postawimy swój sąd,
tępiący wszelką zgniliznę. Rządowi najeźdźców, opartemu na żandarmie i
bagnetach, przeciwstawimy wewnętrzny rząd narodowy, oparty na sile moralnej.
To jest nasze pojmowanie polityki obronnej...
Obrona przed wrogiem polega przede wszystkim na porządnym umocnieniu swej
twierdzy. Dążyć więc należy do wytworzenia w społeczeństwie surowej opinii
patriotycznej, która by karciła wszelkie odstępstwa; do takiego wyrobienia
politycznego narodu, żeby ludzie wyzyskiwali do ostateczności na korzyść
społeczeństwa pozostałe nam jeszcze prawa, żeby nie ustępowali usiłowaniom
władz przynajmniej w niczym, do czego przez panujące prawo nie są zmuszeni.
Jednego i drugiego jeszcze niema: iluż to renegatów żyje sobie wygodnie, nie
odepchniętych od społeczeństwa, nie dotkniętych pogardą i klątwą, nie ukaranych
tak, jak na to zasłużyli? Ile razy człowiek uważający się za Polaka, ba, nawet
za patriotę, mówi po rosyjsku dobrowolnie i nie zmuszony ostatecznością
wprowadza rusyfikacyjne reformy? Ile razy nie korzystamy z istniejącego prawa
jedynie przez niedołęstwo i bezmyślne tchórzostwo? Wytępienie tego wszystkiego,
to pierwsze przykazanie polityki obronnej. Do niej też należy, ażeby
inteligencja zwróciła się do ludu, nieświadomego praw obowiązujących, i
kształciła go w ich używaniu i wyzyskiwaniu na korzyść narodu.
– – – –
Określiliśmy ogólnie swe stanowisko względem
zaborczego rządu: z kolei należy nam je określić względem własnego
społeczeństwa.
Od czasów powstania przeszło ono nadzwyczaj szybką
ewolucję, zmieniając się pod względem budowy wewnętrznej.
Uwolniony od pańszczyzny, chłop zamienił się w
samodzielnego obywatela. W starciu się z warunkami zewnętrznymi uczy się on
obecnie patrzeć krytycznie na swe położenie, na ogół spraw społecznych i na
swój stosunek do rządu. Uwłaszczenie, które miało, między innymi, wyrobić w
ludzie przywiązanie do rządu, było przede wszystkim otwarciem mu oczu na świat,
a tym samem musiało dać niepożądane dla władzy rezultaty. Niezadowolenie i
nienawiść do rządu poczyna się coraz silniej ujawniać wśród mas ludowych.
Wskutek wspomnianych wyżej nienormalnych warunków politycznych trudno temu
ruchowi skierować się na właściwą drogę, objawia się więc często w postaci
chorobliwej, jak o tym np. świadczy masowa przed dwoma laty emigracja do
Brazylii. Wtórne jednak objawy, towarzyszące ruchowi emigracyjnemu, wskazały na
rozwój świadomości społecznej i narodowej. Ten ostatni zresztą jest
nieuniknionym skutkiem znacznego względnie wzrostu oświaty ludowej w czasach
popowstaniowych.
Wytworzona z proletariatu wiejskiego i
rzemieślników klasa robotników fabrycznych, na której rozwój już wyżej
zwróciliśmy uwagę, poczyna coraz samodzielniej występować na widowni
politycznej, idzie w ślad za robotnikami innych krajów Europy, domagając się
praw politycznych i lepszego bytu ekonomicznego. Daje ona coraz poważniejsze
dowody swej świadomości klasowej i narodowej. Obok niej widzimy liczną ludność,
rzemieślniczą, która już przed stu laty dała świadectwo swego patriotyzmu i
siły politycznej.
Na widowni naszego życia występują siły narodowe, z
którymi przeszłość się nie liczyła, były bowiem bierne lub nie istniały.
W masach ludowych wzrasta świadomość społeczna, a
co za tym idzie polityczna i narodowa – ukazują się siły świeże, niewyczerpane
fizycznie i imponujące liczbą.
My się tych sił nie obawiamy, jak przedstawiciele
naszej polityki lojalnej, ale widzimy w nich przyszłość całego narodu.
Wobec aż nadto widocznych usiłowań wrogów do
zmniejszenia sił naszych, usiłowań, które zawsze istnieć będą, dopóki sami ich
hamować nie będziemy – występujemy z naturalnym czysto i logicznym dążeniem do
podniesienia sił narodu. Usiłowanie to, pojęte szeroko, oznacza wytwarzanie z
każdej części społeczeństwa, z każdej jego warstwy, świadomej siły społecznej i
narodowej. Na tym bowiem polega cały jego rozwój cywilizacyjny, jego postęp i
byt jego, jako narodu.
Oto druga strona naszego programu: budzić
świadomość narodową tam, gdzie jej niema, rozwijać ją, gdzie jest słaba,
popierać wszelki ruch samodzielny w warstwach ludowych, gdyż samodzielność
warstwy jest miarą jej wartości politycznej i cywilizacyjnej.
Czy to będzie ruch chłopów, dążący do zdobycia
kawałka ziemi lub obniżenia stopy podatkowej, czy najemników rolnych,
wołających o lepsze wynagrodzenie, czy robotników fabrycznych, domagających się
zmniejszenia dnia roboczego, stowarzyszeń i praw prasowych – wszelki ruch taki
z punktu widzenia ogólno-narodowego jest zjawiskiem nader pomyślnym i
pożądanym, gdyż świadczy o budzeniu się do życia społecznego tych warstw, które
dotąd w nim świadomego udziału nie brały. Dlatego należy wszelkimi silami ruchy
te popierać.
Ta strona polityki naszej w zasadzie nie jest nową.
Już przed stu laty „stronnictwo patriotyczne”, które stworzyło Ustawę Trzeciego
Maja, rozumiało przez patriotyzm dążenie do posunięcia społeczeństwa naprzód w
jego rozwoju, do rozszerzenia praw na warstwy wydziedziczone, do pogłębienia
wśród nich świadomości politycznej i narodowej.
I w tym kierunku działalność musi być nielegalną,
rząd bowiem rosyjski nie przyznaje inteligencji prawa zbliżania się do ludu.
Praca ta jednak już istnieje, utorowała sobie drogę i w dalszym ciągu rozwijać
się będzie. Trzeba, ażeby była prowadzona na wszystkich stanowiskach, bez
względu na środki, jakie w danej chwili w danym miejscu istnieją.
Program nasz, z jakiejkolwiek strony wzięty, jest
dla zaborczego rządu nielegalnym i takim być musi. Działalność, obawiająca się
gruntu rewolucyjnego, w naszych warunkach nie ma przed sobą przyszłości. Nie
dość na tym: ażeby społeczeństwo nasze nie poczęło się cofać w rozwoju, musi
ono całe przywyknąć do życia nielegalnego. Kto nie chce żyć tym życiem, kto
obawia się wszelkiego kroku niezgodnego ze „sprawiedliwością” najeźdźców, ten
nie tylko musi zostać biernym, nie tylko musi usunąć się z najgłówniejszych
dziedzin pracy narodowej, ale musi ulec ślepocie na najważniejsze zjawiska
naszego życia, bo w literaturze i prasie legalnej ono odbicia swego nie
znajduje. Nie tylko więc sami prowadzić będziemy działalność rewolucyjną, ale
usiłowaniem naszym będzie wdrożyć w życie nielegalne całe społeczeństwo we
wszystkich jego warstwach.
Oto podstawy naszego programu.
Ujawniamy je, bo pragniemy, żeby społeczeństwo nas
rozumiało, bo się nie obawiamy krytyki, a chcemy uniknąć nadal insynuacji.
Nie wątpimy, że spotkamy wiele zarzutów mniej lub
więcej szczerych i w rozmaitym stopniu nacechowanych dobrą wolą.
Ale wiemy i to, że wśród narodu naszego jest wiele
jednostek szlachetnych i silnych, które na rozmaitych stanowiskach pracują w
odosobnieniu dla tej samej, co nasza, sprawy i w ten sam, co my, sposób. Tym
wszystkim posyłamy braterskie pozdrowienie i wzywamy ich do energii i
wytrwania. Rozszerzając zakres swej działalności, spotkamy się kiedyś, by iść
razem po tej drodze, z której się nikomu nie wolno cofać i na której czeka
pewne zwycięstwo.
Przywódca i ideolog polskiego ruchu narodowego,
pisarz polityczny i powieściopisarz (pod pseud. Kazimierz Wybranowski wydał
m.in. Dziedzictwo i w Połowie drogi, 1931). Urodził się 9 sierpnia 1864 r. w
Kamionku pod Warszawą, w rodzinie drobnego przedsiębiorcy. W czasie studiów
przyrodniczych na Uniwersytecie Warszawskim, w 1888 r. wstąpił do tajnego
Związku Młodzieży Polskiej; dwa lata później został członkiem Ligi Polskiej,
którą wraz z Zygmuntem Balickim przekształcił w Ligę Narodową. Redagował liczne
pisma obozu narodowego, m.in. organ teoretyczny Ligi - "Przegląd
Wszechpolski". W 1903 r. opublikował Myśli nowoczesnego Polaka, pracę
wyjaśniającą program obozu narodowo-demokratycznego, a w r. 1908 Niemcy, Rosja
a kwestia polska. W 1907 r., jako poseł do II i III rosyjskiej Dumy Państwowej,
postulował współpracę z rządem carskim, pełniąc funkcję prezesa Koła Polskiego.
W następnym roku, wraz z nacjonalistami czeskimi, organizował "ruch
neoslawistyczny", głosząc hasło solidarności Słowian. Podczas I wojny
światowej, Dmowski - polemista galicyjskich konserwatystów (Koniec legendy:
uwagi o stanowisku "Stańczyków"i "ugodowców"wobec zadań
dzisiejszej polityki narodowej, 1905, i Upadek myśli konserwatywnej w Polsce,
1914), optujących za współpracą z Austro-Węgrami i Niemcami - stał na czele
Komitetu Narodowego Polskiego, popierającego ideę zjednoczenia ziem polskich
pod berłem cara. Gdy po wybuchu rewolucji w Rosji stanowisko Ententy wobec
sprawy polskiej uległo zmianie, przeniósł działalność KNP do Paryża, stając się
głównym delegatem Polski na konferencji pokojowej w Paryżu. W 1919 r. został
wybrany posłem na Sejm. W latach 1919-1923 zasiadał w rządach kierowanych przez
W. Witosa, przez krótki okres pełniąc funkcję ministra spraw zagranicznych. Po
przewrocie majowym założył Obóz Wielkiej Polski, wydał też prace Świat
powojenny i Polska (1931) i Przewrót (1934). W połowie lat trzydziestych
wycofał się z czynnego życia politycznego. Zmarł w przeddzień wybuchu II wojny
światowej, 2 stycznia 1939 r., w Drozdowie.