Błażej Sajduk - Układ – szkic teoretyczny


Poniższy tekst jest próbą teoretycznego spojrzenia na niektóre aspekty postkomunistycznej rzeczywistości społeczno-ekonomiczno-politycznej, ponadto jest to próba wskazania obszarów problemowych związanych z nieformalnym wymiarem funkcjonowania rzeczywistości. Świadomość ich istnienia wydaje się być istotna dla opisu obecnego stanu państwa.

Szkic stara się uwypuklić istotny dla naszego kraju problem: kwestię obrania kierunku modernizacji łącznie z interpretacją nieformalnego oblicza polskiego postkomunizmu. Powszechnie wiadomo, że Polska musi się modernizować, wydaje się jednak, iż zaniedbywany jest teoretyczny wymiar tego procesu. Punkt dojścia polskich projektów modernizacyjnych był motywowany chęcią nadgonienia, a nawet imitacji zachodnich wzorów. Po drugie, w debatach nt. postkomunizmu za rzadko uwzględnia się aspekt nieformalny zmian, cynicznie lub nieświadomie redukując go do poziomu „teorii spiskowej dziejów”.

To, że postkomunizm jest zjawiskiem istniejącym realnie na wszelkich możliwych płaszczyznach życia społecznego nie ulega obecnie wątpliwości[1], można nawet już mówić o przesycie literatury traktującej o tym zjawisku. Należy jednak zaznaczyć, iż samo zjawisko podlega transformacji. Zaczynają charakteryzować je już inne cechy. Głównym powodem tego zjawiska są: instytucjonalizacja postkomunizmu (głównie, chodzi tu o petryfikację w sferze gospodarczej), czyli zaakceptowanie obecnego stanu, jako punkt wyjścia do wszelkich zmian wiodących ku następnemu etapowi. Już w 1993 roku Andrzej Zybertowicz pisał, iż: „Dekomunizacja ekonomii jest bezcelowa, gdyż spółki nomenklaturowe zdążyły kilkakrotnie wyprać swoje brudne pieniądze. Oznacza to, iż – poza wyjątkowymi przypadkami – standardowymi środkami prawnymi żadnych rewindykacji przeprowadzić nie sposób. Wywłaszczać postnomenklaturowców można byłoby jedynie sposobem bolszewickim, tj. za pomocą swoistej nacjonalizacji prywatnych majątków.”[2]. Drugim, istotnym elementem wpływającym na zmianę jakościową postkomunizmu, jak się wydaje jest sukcesywne dochodzenie do głosu i władzy młodego pokolenia trzydziestolatków[3].

Kwestią otwartą pozostają wnioski, jakie są wyciągane z faktu istnienia postkomunistycznej hybrydy, czyli ani w pełni kapitalistycznej i demokratycznej i już prawie zupełnie nie komunistycznej rzeczywistości[4]. Wektor zmian, jakie zaszły w Polsce, w symbolicznym już roku 1989, spowodowały wytworzenie się „bufora” skutecznie oddzielającego nasze państwo od procesów realnej modernizacji. Bufor ten stopniowo się zmniejsza, m. in. z podanych powyżej podwodów. Oznacza to, iż obecnie mamy do czynienie z ostatnią dekadą, w której wyobrażalne są jeszcze próby podjęcia zmiany samego punktu wyjściowego. Jest to tak ważne, ponieważ, jak przyjmuje teoria zależności sekwencyjnej (path dependence), a także zdrowy rozsądek: to gdzie się zajdziemy zależy od miejsca, z którego wyruszamy. Wydaje się, iż w najbliższym horyzoncie czasowym (2 – 3 kadencje parlamentu) spory, jeszcze do niedawna do żywego rozpalające opinię publiczną np. nt. agenturalnej przeszłości osób ze świecznika państwowego zmatowieją i przejdą do lamusa, a ich waga nie będzie w stanie budować legitymizacji dla jakichkolwiek realnych zmian. Być może pokolenie ludzi aktywnie walczących z komunizmem będzie musiało się pogodzić z faktem, że punkt wyjścia już ostatecznie się ustabilizował i wszelkie zmiany będą odbywały się w sferze semantyczno-symbolicznej (np. wręczanie odznaczeń ludziom do tej pory pomijanych, czy organizowanie cykli wystaw: „twarze bezpieki” przez IPN).

Zanim omówiona zostanie kwestia układu, należy choćby kilka słów poświęcić zagadnieniu pierwotnemu względem nieformalnego wymiaru władzy, czyli modernizacji.

 


Modernizacja

 

Można zaryzykować stwierdzenie, że historia Polski jest w dużej mierze zdominowana przez zagadnienie modernizacji. „Nadganianie” było i jest cechą naszej historii, przynajmniej ostatnich trzystu lat. Znamienny jest fakt, iż szereg dylematów związanych z tym zagadnieniem cyklicznie powraca napędzając publicznie toczone dyskusje. Pojawiają się w nich echa argumentów, które padały z ust naszych przodków – sporo jest prawdy w powiedzeniu, że „wszystko już było”. By znaleźć potwierdzenie powyższego stwierdzenia wystarczy przestudiować dzieła polskich modernizatorów i ich adwersarzy. Nas, jednak w tym miejscu nie będzie interesowała eksploracja minionych debat „modernizacyjnych”, a jedynie uwagi na temat ostatnich „unowocześnień”. Pojęcia zmiany społecznej, postępu i związane z nim pojęcie modernizacji są niejasne i otwarte dla „aksjologizacji”. Marek S. Szczepański w Encyklopedii Socjologii wyróżnia cztery sposoby rozumienia pojęcia modernizacja[5]. Po pierwsze modernizację rozumie się jako unowocześnianie i upowszechnianie osiągnięć sfery technicznej i technologicznej, znaczenie to związane jest silnie z materialnym wymiarem ludzkiej egzystencji. W tej roli modernizacja nie budzi kontrowersji. Drugie rozumienie, już bardziej niejednoznaczne, odnosi się do unowocześniania społeczeństwa, zarówno jego gospodarki, organizacji jak i polityki czy kultury. Ambiwalencja tego pojęcia związana jest z jego nadmierną rozciągliwością znaczeniową. Trzecie rozumienie, wydaje się, że już bardzo archaiczne, łączy się z fragmentem marksistowskiej teorii rozwoju. Ostatnie znaczenie odnosi się do: „(…) ciąg[u] ewolucyjnych zmian społeczeństwa tradycyjnego prowadzących do jego przeobrażenia w społeczeństwo nowoczesne.”[6]. Wydaje się, że szczególnie ostatnie rozumienie modernizacji, w Polsce bardzo często było wykorzystywane, przez różnego rodzaju modernizatorów, dla legitymizowania wielu, często wykluczających się projektów.

Ostatnie dwa[7] wielkie projekty modernizacyjne były przeprowadzane w oparciu o aktywną rolę państwa. Jak zauważa Miłowit Kuniński: „(...) modernizacja miała po części charakter etatystyczny, trudno określić, jakie rezultaty przyniosłaby modernizacja oparta głównie na mechanizmach rynkowych.” i dalej „Zakończenie wojny i nowa okupacja przez ZSRS oznaczała wejście w fazę jeszcze bardziej wzmocnionego etatyzmu, a także rabunek majątku wywożonego z przydzielonych Polsce ziem do Rosji Sowieckiej, i gospodarcze uzależnienie od niej i mniej lub bardziej intensywną eksploatację.”[8]. Bezsporne pozostaje stwierdzenie, iż II Rzeczpospolita, choć nie udało jej się dokonać modernizacji w sferze materialnej, niewątpliwe sukcesy odniosła na poziomie kulturowym[9]. Z kolei PRL zawiódł w sferze modernizacji industrialnej, a „unowocześnienie” kultury musi być ocenianie ambiwalentnie[10]. Obecnie Polska znajduje się, od kilkunastu lat, w okresie, w którym transformacji mogą zostać poddane w sposób jednoznacznie pozytywny oba wymiary życia narodu – zarówno materialny, jak i nie mniej istotny ideacyjny. Wydaje się jednak, iż przemiany obu tych dziedzin napotykają na różnego rodzaju obstrukcje. Wydaje się, że racji nie ma David Ost pisząc, iż: „Kiedy komunizm upadł, okazało się, że kluczowa dla społeczeństwa obywatelskiego możliwość samorealizacji jest sprzeczna z kultywowaniem narodowej tradycji – przynajmniej w tej formie, w jakiej ceni je prawica – a dążenie do narodowej jedności osłabia zróżnicowanie, które jest konstytutywną cechą współczesnego społeczeństwa.”[11]. Opinie tego rodzaju pomijają fakt bardzo silnego, dualnego podziału społeczeństwa na tle historyczno-politycznym w Polsce i konieczność jego scalenia, przekroczenie tego podziału otworzy dopiero drogę dla dalszych realnych podziałów.

W początkowej fazie obecnej transformacji główny nacisk kładziono na możliwie szybkie przeprowadzenie prywatyzacji[12] – wyzwolenie gospodarki (wolnorynkowej) z jej racjonalnym mechanizmem alokacji dóbr z okowów nieracjonalnej polityki[13]. Tym samym proces modernizacyjny kierował się zupełnie innymi motywami niż analogiczne zjawisko okresu II Rzeczpospolitej. W przypadku modernizacji lat dziewięćdziesiątych wydaje się, że postsolidarnościowi reformatorzy przyjęli, iż najważniejsze były zmiany w sferze gospodarczej, a cała reszta „jakoś sama się ułoży”. W mniej skrajnej wersji zakładano, że oba procesy zmian (w gospodarce i polityce) będą zachodziły równolegle. Nie rozstrzygając, jakie powinny być stadia i jaka sekwencja przejścia z jednego do drugiego systemu była optymalna, warto zwrócić uwagę, iż poziomów zmian nie powinno się zlewać w jeden proces. Badanie transformacji w krajach byłego bloku komunistycznego powinno uwzględniać czteroelementowy indeks zmiennych: demokratyzacji, budowy rynku, budowy państwa oraz budowy narodu. Wymienione elementy powinny tworzyć następującą sekwencję: budowa państwa i narodu, następnie ustanawianie gospodarki rynkowej, a na końcu demokratyzację[14]. Łatwo zauważyć, iż Polska miała już wytworzone struktury państwowe, w niektórych sektorach nawet patologicznie przerośnięte, co do istnienia narodu nie ma wątpliwości – społeczeństwo było homogeniczne etnicznie, więc w dwóch pierwszych elementach należało reformować, a nie budować od zera. Jak powszechnie wiadomo do budowy gospodarki rynkowej przystąpiono natychmiast, natomiast zbudowanie demokracji jest kwestią kontrowersyjną[15].

Układ

 

Ontologia, epistemologia i metodologia

 

Ponieważ w rozważaniach nad wspomnianym zagadnieniem układu należy wyjść od wskazania kwestii ogólnych i zarazem fundamentalnych, kilka słów zostanie poświęconych zagadnieniom teoretycznym. Dla prawidłowego prowadzenia badań politologicznych, nieodzowne jest odwołanie się do podstawowych rozróżnień filozoficznych i przypomnienie zasadniczych pytań. W tym celu należy przywołać pojęcia ontologii, epistemologii i metodologii[16]. Pierwsza, czyli teoria bytu odpowiada na pytanie: czym i jaka jest rzeczywistość? Udzielona na to pytanie odpowiedź określi m.in., co zaklasyfikuje się do dziedziny rzeczywistości politycznej, a co z niej wykluczymy. Rodzi się w tym miejscu pytanie; na ile czynniki powszechnie uznawane za niepolityczne wpływają na politykę. Po dokonaniu selekcji należy określić, z jakich elementów składa się polityka oraz jakie reguły ją organizują. W jakim stopniu struktury wpływają na wynik politycznego działania? Epistemologia, czyli teoria poznania, zajmuje się refleksją nad granicami możliwości poznania. Pojawiają się tu pytanie: jak, jeśli to możliwe, ustalić obiektywne związki pomiędzy zjawiskami? Metodologia, nauka o metodach badań, stara się dostarczyć wiedzy na temat ograniczeń konkretnych technik badawczych, umożliwiających zbadanie wyznaczonej epistemologicznie i określonej ontologicznie rzeczywistości (politycznej). Logicznie kierunkowa sekwencyjność tych pojęć (kolejno: od ontologii poprzez epistemologię do metodologii)[17] jest uzupełniana dodatkowo o: metody i źródła[18].

Wydaje się, że klarowność płynąca z tego fundamentalnego rozróżnienia nie powinna się ograniczać jedynie do sfery teoretycznej. Przykładem potwierdzającym doniosłą rolę zastosowania rozróżnienia na ontologię, epistemologię oraz metodologię w procesie prawidłowego konstruowania analizy politycznej, może być zagadnienie układu, o którym głośno mówili niektórzy politolodzy i politycy. Pojęciem tym nazwano nieformalną sieć powiązań na styku politycy-biznesmeni-przestępcy (czasem dodawano do tych członów świat mediów). Jedna z hipotez głosi, iż ów układ paraliżuje albo, co najmniej silnie ogranicza sterowność państwa, generując m.in. tzw. rentę korupcyjną. Przechwycenie pieniędzy znajdujących się poza oficjalną cyrkulacją kapitałową i wprowadzenie ich w ponowny obieg ma być rezultatem rozbicia układu. Wyraźnie widzimy tutaj łatwą do rozróżnienia sferę ontologiczną wraz z odpowiedzią na pytanie: „co jest?” – jest układ. Co możemy analizować? – układ, jego konstrukcje i rządzące nim mechanizmy. Epistemologia stawia badacza przed odpowiedzią na pytanie na ile to, co już zidentyfikowaliśmy, że istnieje da się zbadać? Na koniec metodologiczne pytanie, jakimi metodami gromadzić wiedzę o tym, co jest i co możemy wiedzieć o układzie? Wspomniana powyżej uwaga o logicznym następstwie powyższego rozróżnienia jest kwestionowana zarówno w obrębie samej filozofii, jak również, szerzej w obrębie nauk społecznych przez stanowiska postpozytywistyczne, akcentujące zlewanie się ze sobą epistemologii i ontologii. Powyższa sekwencja miała na celu pomóc w usystematyzowaniu obszaru badawczego, jednak w przypadku badania układu i innych tego typu zjawisk, w obliczu ich niejawnej struktury, wydaje się, że pierwszeństwo epistemologii może być uzasadnione.

Celem powyższej glosy jest jedynie zaakcentowanie konieczności, iż „(…) wszyscy politolodzy powinni sobie uświadomić swoje stanowisko ontologiczne i epistemologiczne, a także umieć je obronić przed zarzutami ze strony zwolenników innych stanowisk.”[19]. Mając pełną świadomość faktu, iż publicystyka polityczna lub szerzej dziennikarstwo polityczne kieruje się własną dynamiką, należy zaznaczyć, że tego typu rozróżnienia nie powinny znajdować się w centrum zainteresowania, li tylko politologów. Tym ostatnim pozwala ono lepiej zrozumieć konkurujące ze sobą tradycje badawcze. Osobom wypowiadającym się publicznie uwzględnianie, przytoczonych powyżej rozróżnień, może pomóc unikać nadmiernego estetyzowania opisu politycznej rzeczywistości i skupienie się na realnie politycznych kwestiach.

 

Układ – słowo i pojęcie

 

Kilka uwag należy poświęcić samemu słowu układ i konotacjom, jakie są z nim związane. Problem ten dobrze ilustruje debata tocząca się pomiędzy trzema językoznawcami dyskutującymi nad rozwiązaniem konkursu na tzw. „antysłowo IV RP”, dodajmy, dyskusji toczącej się na łamach jednego z tygodników. Warto przytoczyć słowa jej uczestnika: „Jerzy Bralczyk: – Ja jestem zwolennikiem ‘układu’ (...) ‘Układ’ w sensie używanym przez władze może wejść do słownika jako piąte czy szóste znaczenie tego rzeczownika. Tak jak „al-kaida” – kiedyś zwyczajne słowo ‘sieć’ – które stało się nazwą własną. Kiedyś jeszcze mówiło się ‘układ III RP’, ale teraz, jak słyszymy ‘obrońca układu’, od razu wiemy, o jaki chodzi. Na podobnej zasadzie, dla propagandy hitlerowskiej jednym z najgorszych słów był ‘system’ – bo odnosił się do systemu weimarskiego. Ten nasz ‘układ’ to taka trochę ‘al-kadia’, trochę ‘system’. W języku niemieckim byłby to pewnie ‘der układ’ – z rodzajnikiem określonym. Ale, skoro u nas takiego określenia nie ma, wydźwięk słowa jest nawet silniejszy – rozprzestrzenia się zaraża język.”[20]. I tak oto „układ” zajął pierwsze miejsce za: „największą uniwersalność, zaraźliwość i samodzielność”. Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż samo rozwinięcie znaczenia słowa „układ” wydaje się być jak najbardziej słuszne[21]. Kontynuując jeszcze wątek definicyjno-semantyczy warte przytoczenia wydają się słowa jednego z redaktorów polskiego dziennika. W swojej polemice z tekstem krytycznym wobec pojęcia układu i jednego z teoretyków tego zagadnienia – A. Zybertowicza[22] Bronisław Wildstein zauważa: „Pojęcie ‘układu’, czyli związku interesów, jest starsze niż socjologia.’ Dalej czytamy: „Wspólnota interesów establishmentu III RP jest oczywistością wypływającą z definicji słowa ‘establishment’. Aby uzyskać empiryczne potwierdzenie jej żywotności, wystarczy pobieżny kontakt z polskimi mediami. Fakt, że udało się dziś doprowadzić do sytuacji, gdy słowo układ działa jak łaskotanie, świadczy o wpływach tamtego ‘układu’. Wcześniej każdą próbę analizy grup interesów w III RP kwitowano określeniem ‘spiskowa mentalność’. Był to koniec dyskusji. Teraz słyszymy słowo ‘układ’ i zaczynamy chichotać. To klasyczna strategia, która służy spacyfikowaniu niewygodnych analiz rzeczywistości. Strategia, którą establishment III RP opanował nieomal do perfekcji.”[23]. Najczęściej wypominaną słabością pojęcia układ jest jego niefalsyfikowalność, jej konsekwencją jest nadawanie temu pojęciu treści spiskowej teorii dziejów. Nie da się jednoznacznie dowieść, że układ istnieje albo, że go nie ma. Jego istnienia można się domyśleć na podstawie przesłanek epistemologicznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że przy ostrożnym stosowaniu, układ wspomaga polityków i politologów w wyjaśnianiu meandrów polskiej polityki. Należy tylko ubolewać, że użyteczna kategoria pojęciowa została zaprzęgnięta do ciętych politycznych filipik. Dobrą ilustracją jest tekst autorstwa Tomasza Nałęcza, w którym porównani zostają m.in. Jarosława Kaczyński z Romanem Dmowskim: „Bardzo podobny jest też sposób postrzegania polityki rządzonej jakoby przez tajemne i niecne siły sprawcze. W wydaniu endecji był to spisek żydowsko-masoński, ze wszystkich sił szkodzący Polsce i jak można blokujący prawdziwym Polakom drogę do władzy. PiS, dbający o polityczną poprawność i jak diabeł święconej wody unikający podejrzenia o antysemityzm, zastąpił tamtą hydrę wywodami o układzie: tajemnym, niskim, wyhodowanym przez upadający komunizm, ale tak naprawdę odgrywającym rolę tego samego opium dla ludu, którą w endeckiej demagogii odgrywali masoni i Żydzi.”[24].

„Układ”[25] obok „Postkomunizmu”, „IV Rzeczpospolitej”[26] stanowi triadę, za pomocą której starano się dokonać delimitacji obszaru przyszłej transformacji ustrojowej. Mająca nadejść zmiana ma przynieść odmianę państwowej i społecznej rzeczywistości. Pierwsze sformułowanie – układ (czasami pisane dużą literą „U”[27]) zdobyło dużą popularność w języku debaty publicznej. Układ miał być hasłem-taranem za pomocą, którego wierzono w możliwość pełnego uchwycenia polskiej rzeczywistości, a tym samym jej zmiany na lepsze. Zlikwidowanie układu miało być warunkiem sine qua non budowania nowoczesnego i uczciwego państwa. Pierwotnie termin ten został ukuty w celu uzupełnienia opisu postkomunistycznej Polski. W miarę upływu czasu i równoległej popularyzacji słowo to zaczęło wypełniać się coraz obszerniejszą treścią, przechodząc na jakościowo inną płaszczyznę deskryptywną. Wraz z upływem czasu można stwierdzić, że transformacja wcale nie zwolniła tempa – układ zaczął obrastać w coraz obfitszą treść. Przeistoczył się w słowo wytrych, czyli słowo pozwalające wybrnąć z każdego kłopotu. Jego rola odeszła od pierwotnej funkcji pojęcia, a właśnie ta rola jest najstosowniejsza. Obecnym losem słowa układ, jest sukcesywna degradacja. Określenie nabrało wydźwięku pejoratywnego, wręcz obelżywego. Teraz to wydmuszka sensu, jaki nadawano mu wcześniej. Wkroczenie na obszar rzeczywistości demokracji medialnej[28] spowodowało poddanie tego pojęcia procesowi rozcieńczania i zamazywania znaczenia. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na konflikt dwóch wartości.

Powyżej układ został określony jako pojęcie. Dla klarowności wywodu stosowne wydaje się przytoczenie sensu słowa: pojęcie. W tym miejscu należy posiłkować się nieco przydługą, ale za to trafną definicją Andrew Heywooda: „Pojęcie jest ogólną ideą na jakiś temat, zwykle wyrażoną za pomocą pojedynczego słowa lub krótszej frazy. Pojęcie jest czymś więcej aniżeli odpowiednim rzeczownikiem czy nazwą własną jakiejś rzeczy (…) Pojęcia są narzędziami, za pomocą których myślimy, krytykujemy, sprzeczamy się, wyjaśniamy i analizujemy. Zwyczajne postrzeganie świata zewnętrznego samo w sobie nie daje nam wiedzy o nim. Aby świat nabrał sensu musimy w pewien sposób nadać mu znaczenie, a czynimy to przez konstruowanie pojęć (…) Pojęcia pomagają nam poza tym, klasyfikować przedmioty przez rozpoznanie podobieństw form lub innych cech (…) Pojęcia są zatem ogólne: mogą odnosić się do szeregu przedmiotów, innymi słowy do każdego przedmiotu, który posiada charakterystyczne cechy danej ogólnej idei. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że nasza wiedza o świecie polityki uformułowała się przez rozwijanie i udoskonalanie pojęć, które pomagają nam nadawać światu sens. Pojęcia są w tym znaczeniu kamieniami węgielnymi ludzkiej wiedzy.”[29].

Krytycy pojęcia układu, twierdzą najczęściej, iż w Polsce mamy do czynienia, co najwyżej z pojedynczymi, nieskoordynowanymi, nieformalnymi grupami, które wykorzystują swoje znajomości w celu osiągnięcia swoich partykularnych celów. Inaczej mówiąc, nie ma mowy o: jakiejkolwiek koordynacji i systemowym charakterze tego typu patologii. To, najwyżej „standardowa” działalność przestępcza, ew. mafijna niemająca nic wspólnego z określonym środowiskiem politycznym, ponieważ, korupcja nie zna barw politycznych. Teza o istnieniu układu jest zastępowana układami i „zwykłą” korupcją. Należy w tym miejscu zaznaczyć – to trudna do obalenia argumentacja, przynajmniej do chwili wykrycia nie tylko reguł organizujących działanie układu, ale również ujawnienia aktorów koordynujących działanie patologicznego systemu. Środkiem zaradczym, w opinii krytyków pojęcia układ, jest najczęściej ogólnikowo formułowany postulat wzmocnienia społeczeństwa obywatelskiego[30]. Układ może być postrzegany jako pojęcie strukturalnie bliskie społeczeństwu obywatelskiemu, a jednocześnie mogące szkodzić temu ostatniemu, dlatego: „Trzeba pamiętać, że strukturę sieciową mają nie tylko mafie i związki klientelistyczne, lecz również społeczeństwo obywatelskie, sieci samoorganizacji, struktury wzajemnego zaufania. We współczesnej socjologii sieci uważa się nie za patologię, lecz trzecią, obok rynków i hierarchii administracyjnych, metodę społecznej koordynacji. Pojawia się więc pytanie, w jaki sposób odróżnić sieci dobre od złych. W największym uproszczeniu można powiedzieć, nawiązując do klasycznej pracy Putnama, że w sieciach obywatelskich dominują relacje poziome, a w sieciach patologicznych, klientelistycznych - pionowe.”[31].

Z jednej strony popularyzowanie kategorii układu jest postrzegane, jako źródło sukcesów polityków prawicowych, co może cieszyć jego twórców oraz stosujących go badaczy, z drugiej strony, w obecnych warunkach, polityczni użytkownicy tego pojęcia do granic zdrowego rozsądku rozciągnęli sytuacje, w których posiłkują swoje wypowiedzi odwołaniem do układu. Popularyzowanie karykatury tego pojęcia nie służy jego poważnemu poznawczemu zastosowaniu. Pojęcie układ weszło w koleiny tzw. „prawicowej retoryki”. Jest to spowodowane tym, iż stosowane było do opisu niepokojących tendencji towarzyszących procesowi transformacji systemowej, ostrze wymierzone było (głównie) w tzw. „lewicowo-liberalny establishment”. Jego funkcją była próba doprecyzowania opisu i naszkicowania konturów nieformalnej rzeczywistości. Oponenci, głównie ludzie o lewicowej orientacji, stosowaniu układu w opisie rzeczywistości zarzucają niejednoznaczność i nieprecyzyjność, jednak jak zostało wspomniane powyżej również pojęcia, które stanowią kredo ich politycznych poglądów, jak np. modernizacja czy postęp są pojęciami, zdolnymi bardziej fałszować niż objaśniać rzeczywistość. Abstrahując od faktu, iż pojęcia z definicji musza być ogólne, wydaje się, że deprecjonowanie, pojęć przeciwnej strony ma charakter czysto koniunkturalny, osadzony w źle rozumianym pojmowaniu polityki, jako belli omnimus contra omnes, bowiem: „(…) im mniej dokładnie jakieś pojęcie się określi, tym łatwiej jest go użyć w walce politycznej”[32].

 

Badanie układu

 

Naukowe badanie układu jest bardzo trudne. Trudność sprawia dbałość o zachowanie naukowości wywodu. Rozważania idą zazwyczaj trzema torami, po pierwsze układ utożsamia się z patologią, krańcowo różna opinia mówi o bezużyteczności tego pojęcia, po środku plasują się opinie głoszące neutralność, albo wręcz, oczywistość takiego pojęcia, nie widząc w samej kwestii nieformalnego wymiaru władzy niczego nadzwyczajnego. Niezwykle trafne wydają się obserwacje R. Matyji podsumowujące debatę na temat układu, toczącej się na łamach jednego z tygodników. Wyraził on opinię, iż datą graniczą dla sensu pojęciowego układu był początek odkrywania prawdy o tzw. aferze Rywina – rok 2003. Właśnie wtedy udało zakwestionować tezy środowisk, które a priori odrzucało możliwość istnienia układu. Jak pisze R. Matyja: „’Coś jednak jest’ – zdawała się podpowiadać intuicja młodego pokolenia dziennikarzy, podtrzymywana przez kolejne doniesienia z prac komisji śledczych. Czym jest to ‘coś’ – w zasadzie nie pytano. Granice, istota, struktura ‘układu’ pozostawały sprawą drugorzędną, niewartą szczególnej dociekliwości.”[33]. Właśnie w tym miejscu ogniskuje się największy problem związany z pojęciem układ. Bez nakreślenia ontologicznej bazy wątpliwa wydaje się możliwość przeciwdziałania patologiom, jakie generuje układ. Nie określając, nie nazywając po imieniu aktorów, grup czy struktur tworzących układ nie sposób wyjść poza sferę domysłów. Cytowany już R. Matyja wyróżnia trzy, jakościowo różne podejścia do kwestii układu, związane nierozerwalnie z trzema autorami[34]: Jadwiga Staniszkis wpisuje to pojęcie w nową, systemową formę, jaką przyjmuje władza[35]; A. Zybertowicz układ, sieć utożsamia z wpływem tajnych służb, tzw. Antyrozwojowych Grup Interesu[36] (ARGI); Zdzisław Krasnodębski przejawy funkcjonowania układu dostrzega w sferze dyskursu publicznego, dyskursu organizowanego przez konkretne ośrodki medialne[37]. Do tej grupy należy dodać jeszcze Józefa Targalskiego (pseud. Józef Darski)[38], jego wizja układu w stu procentach podporządkowuje wizję polityki w państwach postkomunistycznych, roli służb specjalnych. Do bardzo interesujących, bo sformułowanych przez praktyków politycznych, należy zaliczyć jeszcze opinie Jarosława Kaczyńskiego[39], osoby, która z pojęcia układ uczyniła jedno z głównych haseł politycznych oraz Jana Rokity[40]. Polityk Platformy Obywatelskiej w swoim tekście podkreśla koteryjny charakter ustroju demokratycznego, zauważając celnie: „Dzięki Plutarchowi wiemy to z całą pewnością: 2,5 tysiąca lat temu demokracja europejska rodziła się razem ze swoją ciężką i trudno usuwalną chorobą. Tą chorobą był układ.”[41].

W tekście na temat wspomnianych powyżej AntyRozwojowych Grup Interesu (ARGI)[42] A. Zybertowicz, buduje układ złożony z dwóch dychotomii. Pierwsza zaczerpnięta z tekstu Z. Krasnodębskiego[43] składająca się z tezy o dwutorowym charakterze zmian w Polsce po 1989 roku (transformacja jawna i transformacja niejawna). Ten podział Zybertowicz uzupełnia własną uwagą o dwu typach transformacji. Może ona przybierać charakter spontaniczny lub zorganizowany. W wyniku zestawienia obu podziałów powstaje matryca (patrz rys. 1), ułatwiająca teoretyczne uchwycenie płaszczyzn, na których rozgrywa się życie społeczne. Taki sposób zaprezentowania zagadnienia układu pozwala na wyraźne odseparowanie wartościowych wymiarów transformacji (tworzenie się społeczeństwa obywatelskiego, modernizacja), jak i patologicznego[44] oblicza transformacji (układu).


 

Transformacja jawna

Transformacja ukryta

Charakter żywiołowy, spontaniczny

Inicjatywy obywatelskie, funkcjonowanie grup interesu, itp.

Tworzenie powiązań ad hoc w celu uzyskania doraźnych korzyści, nie ma tu jeszcze działalności systemowej, to raczej działania towarzyskie

Charakter planowy, skoordynowany

Reformy ustrojowe, modernizacja kraju oraz dbanie o dobro wspólne

Układ – patologia o charakterze systemowym

Rys. 1.

 

Refleksji nad układem automatycznie towarzyszą rozterki dotyczące charakteru tego zjawiska, np. czy układ posiada jakiś twardy rdzeń koordynujący?[45] np. w postaci ludzi z ekssłużb specjalnych. A. Zybertowicz, autor który ukuł ten termin, w jednym z dzienników stwierdził, iż układ to coś poważniejszego niż mafia, czyli „(...) organizacja przestępcza, która zmniejsza ryzyko swojej działalności, zapewniając sobie współpracę organów władzy: polityków, policjantów, prokuratorów (…)” Bowiem układ „(...) to splot grup interesów wyrosłych ze starego systemu, które przeorganizowały się, dostosowały do nowych warunków i próbują przy transformacji ustrojowej przechwycić największe kąski. (...) Układ zanarchizował państwo i stworzył przestrzeń w której mniejsze i większe grupki mogły bezkarnie robić nielegalne interesy.”[46]. W innym miejscu ten sam autor dodaje: „ (…) układ ma potencjał spontanicznej samoregulacji (…) może być efektywny nie mając jasno wyodrębnionego ośrodka kierowniczego.”[47].

W refleksji nad zagadnieniem Układu istotne zwrócenie uwagi na specyficzną sekwencję powstawania tajnych służb. To owa wadliwa sekwencja stanowi jeden z głównych argumentów fundujących hipotezę na temat istnienia Układu. Wyłanianie się polskich służb specjalnych było skażone ich długotrwałym egzystowaniem w „próżni kontrolno-regulacyjnej”[48]. Jak pisze A. Zybertowicz: „Próżnia ta powstała, gdy stare nieformalne, niezakorzenione w systemie prawnym, typowe dla władzy autorytarnej mechanizmy ‘zadarniowania’ nadzoru i kontroli służb zostały uchylone, a nowe demokratyczne odpowiedniki tych mechanizmów nie zostały w pełni wprowadzone w życie (np. sejmowa komisja zajmująca się nadzorem nad służbami powstała dopiero w r. 1995).[49]. Jeśli za powód patologii uznać środowisko służb specjalnych ich prawidłowe funkcjonwanie powinno, zdaniem Radosława Sojaka i A. Zybertowicza, w procesie zwalczania toczących państwo nieprawidłowości uwzględniać trzy perspektywy: „polityczną – nastawioną na kryteria pragmatyczne i realizację konkretnych zadań, służb specjalnych – związaną z długookresowym przewidywaniem zagrożeń i opracowywaniem wariantowych technik ich neutralizacji oraz akademicką – zapewniającą innowacyjność i eksperckie podejście do podejmowanych zagadnień i kontrolowane otwarcie na świat.”[50]. Badacze ci wysuwają postulat koncentrowania uwagi na punktach, w których następuje „zachwianie równowagi”, przekłuta zostaje sfera praworządności. Momentami tymi są wielkie przestępstwa – afery (od FOZZ poprzez Rywina aż po PKN Orlen). Należy skupiać się na tym, co różne nie tym, co stałe i niezmienne. W tym miejscu uwidacznia się jakościowa różnica w sposobie opisu rzeczywistości. Na marginesie rozważań o układzie należy zauważyć, iż tzw. „obrońcy III Rzeczpospolitej” formułują swoje racje odwołują się do argumentów akcentujących trwanie i ciągłość. Natomiast zwolennicy projektu tzw. „IV RP” podkreślają momenty, w których patologie przeważały nad elementarną praworządnością. Bardziej radykalni krytycy III RP widzieli w tych wydarzeniach cechy systemowe – uważają, iż ujawnione nadużycia i przestępstwa są elementami większej całości, to z nich wnioskują o istnieniu układu.

Rodzi się pytanie, jak radzić sobie z układem? Można sformułować odpowiedzi wpisujące się w dwa nurty. Dla ich lepszego uchwycenia warto przytoczyć fundamentalną w obrębie nauk społecznych kontrowersję. Jednym z zasadniczych sporów toczących się w obrębi nauk społecznych dotyczy ścierania się, w procesie eksplanacyjnym, woluntarystycznej wizji rzeczywistości, z jej antagonistycznym zespołem poglądów bazujących na dominującej roli struktury/kontekstu[51]. Ta ostatnia grupa odpowiedzi zakłada, iż w celu uzdrowienia sytuacji należy transformować otoczenie, wszystko to, co jest na zewnątrz aktora. Wydaje się, że taktyka taka była stosowana u zarania polskiej transformacji np. koncentrowano się na metareformach gospodarczych lub powtarzano tezy nt. dekomunizowania ludzkiej świadomości. Jednak taki sposób postępowania ma swoje słabe strony. Definiując sytuację w kategoriach systemowych, abstrahujących od roli konkretnych aktorów ryzykuje się możliwością wpadnięcia w pułapkę definiowania sytuacji jako „działania bez aktorów” (action without agents). Postępowanie takie może być uzasadnione politycznie, ale ogranicza możliwość określenia odpowiedzialności. Konsekwencją takich zabiegów było odwrócenie uwagi od aktorów/podmiotowości, w gruncie rzeczy ich bezkarności. Inaczej mówiąc, jedną z głównych wad tak pojmowanego strukturalizmu jest niedostateczne zwracanie uwagi na działania konkretnych aktorów. Natomiast, pierwszą grupę recept można próbować łączyć z woluntarystyczną wizją aktora/jednostki ludzkiej. Uwaga jest skoncentrowana na konkretnych osobach (grupach osób). Całość tych rozważań dobrze wpisuje się w nurt rozważań na temat instytucji i możliwości dokonywania w nich innowacji. W powyższej logice, dla dokonania zmian instytucjonalnych konieczne jest wprowadzanie w krwioobieg instytucji jednostek mających dokonać instytucjonalnego zwrotu np. lustracja (dotycząca konkretnych osób) lub proces weryfikowania służb specjalnych nadzorowany przez Antoniego Macierewicza. Wadą tego typu rozwiązań jest ograniczony rezerwuar rozwiązań – nacisk położony jest na osoby, które cieszą się zaufaniem, a nie na ponad personalne procedury. Postulatem wpisującym się pomiędzy wyżej wskazane bieguny jest często pojawiający się w różnych kontekstach postulat decentralizacji władzy, bowiem jak w kontekście dymisji premier Zyty Gilowskiej pisał wielokrotnie już przywoływany A. Zybertowicz: „’Układ’, to bowiem mechanizm zdecentralizowany i aktywnie samoregulujący się. Jeśli kierownictwo PiS nie zmieni indywidualnych roszad kadrowych na zarządzanie przestrzenią wpływu i nie odważy się na delegowanie uprawnień w dół, to na dłuższą metę okaże się środowiskiem niewydolnym i strukturalnie niezdolnym do przezwyciężenia układu.”[52]. Zasadniczą zgodę na tego typu oraz inne rozwiązania (np. spłaszczanie struktur) należy uzupełnić uwagą, iż: „Cesja władzy nieuchronnie oznacza delegację uprawnień do podejmowania ryzyka.”[53]. Innymi słowy odpowiedzialność za ew. błędne decyzje podjęta na niższym szczeblu mogą wpływać bezpośrednio na sytuację wyższych poziomów w hierarchii. Rozproszenie władzy może multiplikować sytuacje potencjalnie korupcjogenne. Wydaje się, że nie należy ulegać w pełni żadnemu z rozwiązań. Do przeprowadzenia skutecznej kuracji konieczne jest implementowanie obu typów rozwiązań z jednocześnie.

 

Zakończenie

 

W naukach o polityce (szczególnie wśród nowych instytucjonalistów) powszechnie akceptowana jest teza o „zagnieżdżaniu się” instytucji. W skutek długotrwałego praktykowania niektóre nawyki przechodzą w stałe zestawy zachowań, stając się obok rozwiązań formalnych równie wpływowymi regulatorami życia instytucji. Zakrzepłe już powiązania mogą stopniowo zdominować prawne uregulowania. Za jeden z argumentów przeciw odkrywaniu niejawnej części polskiej przeszłości podaje się fakt, iż od wkroczenia na demokratyczną ścieżkę upłyną już szmat czasu i wszelkie zmiany nie mają już sensu. Logika taka zdaje się być wadliwa i nie uwzględniać faktu, iż wybory dokonane w przeszłości strukturyzują możliwe scenariusze w przyszłości. Nie ulega wątpliwości, iż zaniedbania początkowego okresu transformacji mają charakter jeszcze głębszy, nie tylko z poziomu materialnego – „bazy”. Z punktu widzenia teorii układu ontologicznie „nakierowanych” na tajne służby problem stanowi również kondycja moralna byłych funkcjonariuszy urzędów bezpieczeństwa minionego okresu[54].

Badanie układu ma jeszcze inny, równie interesujący wymiar. Na impregnowanie elit i środowisk nauk społecznych na zagadnienia układu i szerzej nieformalnych powiązań zakłócających prawidłowe urealnianie reguł formalnych zwraca uwagę A. Zybertowicz[55]. Warto zauważyć, że pomijanie roli nieformalnych powiązań w procesie wyjaśniania zjawisk społecznych powoduje powstanie kuhnowskich anomali[56]. Wyjaśnienia stosowane do strukuryzowania rzeczywistości po 1989 roku natrafiały na elementy, z którymi nie mogły sobie poradzić. Odwołując się jedynie do „nieuchronnych kosztów transformacji” nie można było zrozumieć szeregu zjawisk (również tych szkodliwych). Bowiem, jak pisze Vivien Lowndes: „Uwzględnianie zarówno reguł nieformalnych, jak i formalnych poszerza i pogłębia rozumienie instytucji politycznych.”[57]. Niektórych wydarzeń nie da się interpretować stosując jedynie oficjalną wykładnię procesów transformacji systemowej. Na niwie czysto teoretycznej można by zaryzykować porównanie poglądów niechętnych zgłębianiu nieformalnego wymiaru polityki do tzw. tradycyjnych instytucjonalistów, a badaczy zwracających uwagę na wymiar nieformalny instytucji przyrównać do nowych instytucjonalistów.

Jak starałem się powyżej pokazać hipoteza o istnieniu układu nie jest li, tylko kolejną inkarnacją teorii spiskowej. Pojęcie to możne nieść w sobie duży ładunek poznawczy. Należy go traktować jako pojęcie – czyli narzędzie wspomagające analizę polityki. Dezawuowanie go przybiera zazwyczaj postać ciętych filipik aplikowanych w łatwo przystępnej, felietonowej formie.

Na zakończenie warto jednak przytoczyć słowa J. Staniszkis: „Jeśli pojęcia, których używamy do opisu rzeczywistości, wydają nam się bardziej realne od niej samej, należy owe pojęcia wyrzucić na śmietnik. Znaczy to bowiem, że pojęcia te przesłaniają i mitologizują, a nie – rozświetlają i wyjaśniają logikę rzeczywistych procesów.”[58].

 

 

mgr Błażej Sajduk (ur. 1981 r.) – absolwent politologii na UJ. Doktorant na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ. Asystent w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera.



[1] Zob. np.: A. Dudek, Historia polityczna Polski 1989-2005, Kraków 2007; M. Grabowska, Podział postkomunistyczny. Społeczne podstawy polityki w Polsce po 1989 roku, Warszawa 2004; Z. Krasnodębski, Demokracja peryferii, Gdańsk 2003; J. Staniszkis, Postkomunizm. Próba opisu, Gdańsk 2001; M. Łoś, A. Zybertowicz, Privatizing the Police-State. The Case of Poland, Macmillan Press ltd. 2000.

[2] A. Zybertowicz, W uścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy, Warszawa 1993, s.153.

[3] Zob. np. K. Ciesiołkiewicz, 30-latkowie, jacy jesteśmy?, „Dziennik” z 2. V. 2007; Z. Krasnodębski, Idzie rewolucja młodego pokolenia, „Fakt” z 30. V. 2007.

[4] Na uwagę zasługuje książka autorstwa Artura Wołka, Demokracja nieformalna. Konstytucjonalizm i rzeczywiste reguły polityki w Europie Środkowej po 1989 roku, Warszawa 2004. Autor bada i porównuje proces zerwania(/kontynuacji) z przeszłością komunistyczną w trzech krajach (w Polsce, Czechach i na Węgrzech). W opinii A. Wołka realne zerwanie nastąpiło w Czechach, kontynuacja ma miejsce na Węgrzech, w Polsce natomiast obowiązuje tzw. janusowa reguła uznania. Dla naszej transformacji „(…) cechą charakterystyczną jest przywiązanie do legalizmu, ale i próba zaradzenia jego skutkom niszczącym dla legitymizacji nowego demokratycznego państwa. Dlatego i polska lustracja, i ukaranie zbrodni komunistycznych, i przejęcie majątku partii komunistycznej mają janusowe oblicze. Radykalizmowi ustawodawstwa towarzyszy legalistyczna praktyka akcentująca uprzywilejowanie komunistów lub legalistyczne ustawodawstwo napotyka radykalizującą je praktykę.”. A. Wołek, Demokracja nieformalna…, op. cit., s. 232.

[5] M. S. Szczepański, hasło: modernizacja, [w:] red. zbiorowa, Encyklopedia Socjologii, Warszawa 1999, t. 2.

[6] Ibidem.

[7] Np. Zdzisław Krasnodębski wymienia cztery wielkie projekty modernizacyjne: po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, modernizację komunistyczną, próbę podejmowaną po 1989 roku oraz projekt IV Rzeczpospolitej. Zob. Z. Krasnodębski, Modernizacja po polsku, [w:] red. J. Kloczkowski, M. Sułdżyński, Drogi do nowoczesności. Idee modernizacji w polskiej myśli politycznej, Kraków 2006, s. 193.

[8] M. Kuniński, Wizje modernizacji Polski i ich realizacja, [w:] red. J. Kloczkowski, M. Sułdżyński, Drogi do nowoczesności...., op. cit.., s. 180.

[9] Zob. Z. Krasnodębski, Modernizacja..., [w:] red. J. Kloczkowski, M. Sułdżyński, Drogi do nowoczesności...., op. cit., s. 193-195; interesująco prezentuje się porównanie życia literackiego II z III Rzeczpospolitą, zob. M. Urbanowski, Od patosu do obojętności, „Europa” z 2. II. 2005.

[10] Jak stwierdza przytaczany już Krasnodębski: „Trwale wartościowe dzieła w kulturze PRL powstawały w opozycji do ideologii komunistycznej.”. Ibidem., s. 197.

[11] D. Ost, Anachronizmy rządów Kaczyńskich, „Europa” nr 32 (175) z 11. VIII. 2007. Uwagę Osta warto uzupełnić opinią Tarasa Kuzio: „Transistologist have perhaps been unwilling to bring the ‘nation’ in along the lines of stateness because nationalism is often defined as an ally of ethnic exclusivity and xenophobia. But to deny the centrality of national question to post-communist transitions is to negate the close interrelationship between civil society and ethnocultural factors in all [podkr. w tekście – przyp. mój B.S.] civil sates. Without a common identity and group solidarity, which presuppose trust, societal mobilisation for the goals of political-economic modernisation are not possible (…) National unity and integration therefore play a central role in sustaining civil society and generating mobilisation. T. Kuzio, Transition in Post-Communist States: Triple or Quadruple?, “Politics” September 2001 vol. 21 no. 3, p. 173.

[12] Całe morze atramentu zostało już wylane na temat grzechów pierworodnych towarzyszących procesowi założycielskiemu III Rzeczpospolitej. Logikę ówczesnych zmian można zilustrować słowami Leszka Balcerowicza odpowiadającego na pytanie o dekomunizację: „(...) jeżeli ktoś jest zwolennikiem pokojowej, a nie krwawej rewolucji, to musi sobie zdawać sprawę, że z tego wynikają pewne konsekwencje. W tym i takie, że są ludzie, którzy byli elitą poprzedniego systemu i będą sobie szukać miejsca w nowej sytuacji. Trzeba przeciwdziałać wykorzystywaniu układów, powiązań z poprzedniego systemu. Receptą na to nie może być represyjne prawo, tylko jak najszersza wolność gospodarcza, (podkr. moje – B. S.) czyli wolność dostępu do tworzenia i rozwijania przedsiębiorstw oraz budowanie apolitycznej i fachowej administracji publicznej. Gdzie bowiem obserwuje się największą siłę dawnych układów? W Rosji i na Ukrainie, a więc w krajach, w których o tym, kto będzie przedsiębiorcą, jaki będzie zakres prowadzonych przez niego interesów, decyduje przepustka od polityka i urzędnika. To, co na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zrobiliśmy w Polsce, było działaniem przeciwko takim układom. Czyli po prostu dekomunizacją struktur państwowych i gospodarczych.”. Gajdziński P., Balcerowicz na gorąco, Poznań 1999, s. 186-187. Z powyższego fragmentu wynika, iż mechanizmem mającym zaprowadzić w Polsce zdrowy system kapitalistyczny miał być wolny rynek, recepta ta jednak nie uwzględnia (przynajmniej nie wprost) negatywnych zjawisk i nierównego punktu startu podmiotów mających budować w Polsce zręby kapitalizmu. Definiowanie sytuacji językiem dychotomii państwo – własność prywatne jest błędne w sytuacji, gdy prywatne może oznaczać nieuczciwe. Tą asymetrię w punkcie startu dobrze ilustruje fragment z książki Antoniego Dudka: „Zmiany w przepisach regulujących zasady działalności gospodarczej, w połączeniu z deklaracjami rządu Rakowskiego o nowej polityce ekonomicznej, doprowadziły do wyraźnego zwiększenia aktywności sektora prywatnego. (...) Znaczna część tych spółek stała się głównym kanałem umożliwiającym przepływ państwowego w prywatne ręce ludzi z aparatu władzy PRL, co nazywano później uwłaszczeniem nomenklatury.”. Dudek A., Reglamentowana rewolucja, s. 188, Kraków 2004. Pomimo, iż proces ten stanowił element przyspieszający atrofię systemu komunistycznego, nie można lekceważyć jego negatywnego wpływu na dalsze wydarzenia w Polsce. Na zakończenie tego wątku warto jeszcze przypomnieć słowa cytowanego już wcześniej A. Zybertowicza: „wieloletnie poufne związki (niekiedy o głęboko emocjonalnym charakterze) mogły w nowych warunkach gry ekonomicznej zaowocować wspólnymi przedsięwzięciami: z jednej strony nieźle uplasowani w zakładzie TW, z drugiej, mający szerszy ogląd sytuacji i możliwości tuszowania wielu spraw – opiekunowie SB.”. A. Zybertowicz, W uścisku tajnych służb..., op. cit., s. 38, na temat ekonomicznego zabezpieczenia nomenklatury zob. też ss. 32-45.

[13] Powyższe stwierdzenie można uzupełnić uwagą o wzrastającej profesjonalizacji polskiej politologii. Co wydaje się szczególnie istotne w kontekście słów Rafała Matyji: „ (…) w opinii ekspertów administracyjnych polityka stanowi sferę absurdu oraz niepotrzebnych i niezrozumiałych sporów. Nauka o niej jest zatem równie zbytecznym studium rzeczy absurdalnych i można ją pominąć zarówno w przygotowaniu nowej konstytucji, jak i reformy administracyjnej, w tworzeniu instytucji państwa obywatelskiego i w działaniach osłonowych dla reform rynkowych. Uznaniu, jakie w środowisku ekspertów administracyjnych, budzą prawo i ekonomia - towarzyszy całkowita pogarda dla nauk politycznych (…)”. R. Matyja, Lista niedokonań, „Europa” nr 35 z 1 XII 2004.

[14] „(...) the proper sequencing for post-communist transition should be first state- and nation-building, secondly establishing a market economy and only finally a democracy.” T. Kuzio, Transition in Post-Communist States…, op. cit., p. 172. W tekście autor podkreśla rolę obywatelskiego nacjonalizmu (civic nationalism) w procesie odchodzenia od komunizmu i budowie społeczeństwa obywatelskiego.

[15] Kontrowersje te są efektem różnego sposobu definiowania demokracji. Np. w Polsce nadal pojawiają się głosy, nawołujące do „demokratyzowania” kolejnych sfer życia. Ponieważ ten proces nie został, ich zdaniem, jeszcze zwieńczony sukcesem, Polska nadal nie może być określana jako kraj w pełni demokratyczny.

[16] Zob. D. Marsh, P. Furlong, Skóra, a nie sweter: ontologia i epestemologia w politologii, [w:] red. D. Marsh, G. Stoker, Teorie i metody w naukach politycznych, Kraków 2006 (II wydanie w języku angielskim 2002), ss. 17-40; M. Blyth, Instytucje i idee, [w:] Teorie i metody…, ss. 295-299.

[17] Interesująca debata na temat pierwszeństwa epistemologii nad ontologią, konsekwencji takiego założenia oraz wartości edukacyjnych takiego rozróżnienia toczyła się niedawno na łamach ‘Politics’. Zob. np.: S. R. Bates, L. Jenkins, Teaching and Learning Ontology and Epistemology in Political Science, ‘Politics’ February 2007 vol. 27 no. 1, pp. 55-63; C. Hay, Does Ontology Trump Epistemology? Notes on Directional Dependence of Ontology and Epistemology in Political Analysis, ‘Politics’ June 2007 vol. 27 no. 2, pp. 115-118.

[18] Colin Hay sugeruje stawianie następujących pytań każdej z „faz” badania (politologicznego): “Ontology: What’s out there to know?; Epistemology: What and how can we know abort it?; Methodology: How can we go about acquiring that knowledge?”. C. Hay, Political Analysis. A Critical Introduction, Palgrave 2002, pp. 63. Sekwencję tą Jonathan Grix uzupełnia o: “Methods: Which precise procedures can we use to acquire it?; Sources: Which data can we collect?”. J. Grix, Introducing Students to the Generic Terminology of Social Research, ‘Politics’ September 2002 vol. 22 no. 3, p. 180.

[19] Zob. D. Marsh, P. Furlong, Skóra, a nie sweter…, op. cit., s. 17.

[20] Nowa nowomowa, „Polityka” nr 27 (2611) z 7 VII 2007, s. 29.

[21] „Prof. Andrzej Markowski: - To nowe znaczenie zdefiniowałbym tak - według kierownictwa rządzącej partii (PiS), grupa ludzi sprawujących władzę w III RP, mająca do dziś kontrolę nad newralgicznymi dziedzinami życia w Polsce, składająca się z polityków mających od dawna powiązania z ludźmi należącymi w przeszłości do elit władzy PRL i komunistycznymi służbami specjalnymi, a dziś powiązana licznymi interesami z ludźmi biznesu oraz przedstawicielami świata przestępczego, usiłuje uniemożliwić przemiany w Polsce i zatrzymać budowę IV RP.”. Nowa nowomowa, op. cit., s. 29.

[22] A. Stankiewicz, Dostawca słów, „Newsweek” z 15. VII. 2007, s. 9.

[23] B. Wildstein, Układ, czyli śmiechu warte, „Rzeczpospolita” z 7 VII 2007 nr 159. Warto w tym miejscu przytoczyć możliwą odpowiedź na rodzące się pytanie, jaki mógł być powód retorycznego oskarżania o stosowanie spiskowych wizji historii?, otóż słuszna wydaje się uwaga, iż „(…) chodzi tu przede wszystkim o odrealnienie obecności tajnych służb w życiu społecznym. Pokrywa się to z jednym z założeń leżących u podstaw argumentacji ontologicznej, a mówiącym o nikłym wpływie, jaki działania zakulisowe mogą wywierać na bieg wydarzeń historycznych i politycznych.”. R. Sojak, D. Wincenty, Zagubiona rzeczywistość. O społecznym konstruowaniu niewiedzy, Warszawa 2005, s. 137.

[24] T. Nałęcz, Z Piłsudzkim łączy go tylko autorytaryzm, „Dziennik” z 26.VI.2007.

[25] Jako słowa-klucze pojawiają się również: „rewolucja moralna” oraz „polityka historyczna”.

[26] 2. V 2007 r na drugiej stronie „Dziennika” ukazało się krótkie sprawozdanie szefowej działu nauki w tymże dzienniku, autorka relacjonuje w nim swoją podróż pociągiem relacji Warszawa – Budapeszt. W przedziale razem z nią siedzą dwaj posłowie SLD wymieniający, bez skrępowania, uwagi nt. tragicznej śmierci byłej minister Barbary Blidy: „Szkoda Basi. To była dziewczyna z charakterem (...) nie dała rady, bo ci zbóje z ABW przyszli do niej bladym świtem. – To prawdziwa ofiara IV Rzeczpospolitej – dodaje drugi. Ale ich największym zmartwieniem jest to, że i oni mogą znaleźć się na celowniku funkcjonariuszy ABW.”. Dodaje dziennikarka, i kontynuuje relację: „ – Każdy z nas może stać się ofiarą IV RP – mówi pierwszy. Drugi kiwa głową. I zaczyna opowiadać o interesach, jakie prowadził ze swoim kolegą, ale się z nich wycofał. – Jak na razie nikt o nie nie pyta. Ale nigdy nic nie wiadomo. Wyświadczysz komuś przysługę, a potem wyciągają cię z łóżka o 6 rano – konstatuje. Drugi kiwa głową. I razem dochodzą do przekonania, że są przerażeni. Trzeba się zatem wyposażyć w broń. Zaczynają rozmawiać o warunkach, jakie trzeba spełnić, by dostać pozwolenie”. W tym miejscu zakończymy relacjonowanie tej rozmowy, poprzestają na ogólnej konstatacji, iż kryty zmian mają różne intencje, nie zawsze czyste, o czym należy pamiętać wsłuchując się w debatę publiczną. A. Piotrowska, Czego się boją posłowie SLD, „Dziennik” z 2 – 3 V 2007.

[27] Różnica w pisowni miała wskazywać na różnicę skali. Na poziomie państwa to „Układ” paraliżował lub przynajmniej utrudniał efektywne funkcjonowanie władzy. Na niższych szczeblach funkcjonowały „układy” – moderujące poczynania władzy na niższym poziomie.

[28] Zob. J. Staniszkis, Demokracja medialna, „Europa” nr 118 z 5 VII 2006.

[29] A. Heywood, Politologia, Warszawa 2006, s. 22. Z przytoczonego powyżej fragmentu wyraźnie widać, jak istotne jest położenie nacisku na odpowiednie skonstruowanie pojęcia.

[30] Zob. np. P. Sztompka, Trauma IV RP. „Europa” nr 155 z 24 III 2007.

[31] A. Rychard, Czy układ zawsze jest patologią?, „Europa” nr 131 z 7 X 2006.

[32] Ibidem.

[33] R. Matyja, Wojna z układem, „Europa” nr 129 z 23 IX 2006.

[34] Ibidem.

[35] J. Staniszkis, O władzy i bezsilności, Kraków 2006; Władza globalizacji, Warszawa 2003, 2004; Postkomunizm…, op.cit.

[36] A. Zybertowicz, AntyRozwojwe Grupy Interesów: zarys analizy, „Acana” nr 73 (1/2007), ss. 56-78. Często pojawia się również inne określenie, np. w wywiadzie udzielonym „Przewodnikowi Katolickiemu” Zybertowicz mówi również o: „nieformalnych pasożytniczych grupach interesu”. Lęk w tyle głowy, „Przewodnika Katolickiego” 26/2006.

[37] Z. Krasnodębski, Demokracja peryferii…, op. cit.

[38] Np. J. Darski, Tajni współpracownicy policji politycznej w państwach postkomunistycznych, Warszawa 1992; tegoż, 16 lat Ubekistanu, „Acana” nr 66 (6/2005), ss. 22-39.

[39] J. Kaczyński, Historia ruszyła z miejsca – wykład premiera w Heritage Fundation, na:

http://www.premier.gov.pl/archiwum/1433_18505.htm

[40] J. Rokita, Jak bronić się przed „układem”, „Europa” nr 131 z 7 X 2006.

[41] Ibidem.

[42] A. Zybertowicz, AntyRozwojwe Grupy Interesów…, op. cit.

[43] Z. Krasnodębski, Państwo cieni, cień państwa, „Europa” nr 13 z 30 VI 2004.

[44] Warto w kontekście opinii nt. zmian zachodzących od roku 1989 przytoczyć słowa, cytowanego już wcześniej, Kunińskiego: „Niezależnie od tego, jak będzie się oceniać polską demokrację, czy jako fasadową, czy peryferyjną, mechanizmy demokratyczne zostały uruchomione.”. M. Kuniński, Wizje modernizacji Polski..., op. cit., s. 186.

[45] Do zilustrowania i wypełnienia teoretyczną treścią tego typu hipotezy najlepiej posłużyłaby reinterpretacja Panopticonu. Zob. K. Szczerski, Porządki biurokratyczne, Kraków 2004, ss. 53-66. Warto w tym miejscu przytoczyć, cytat ze wspomnianej książki: „Zbudowanie panoptikonu możliwe jest w warunkach wyuczonej (poprzez lata zniewolenia) bezradności i oczekiwania od państwa zaprowadzenia ‘ciszy i spokoju’ oraz stworzenia godziwych warunków życia – to znaczy opieki i wskazania miejsca pracy. Jednocześnie można tę postawę wspomagać poprzez wytworzenie w ludziach wrażenia, że sytuacja wyboru jest sytuacją niekomfortową związaną z niepewnością, ryzykiem, niebezpieczeństwem porażki (…) Najważniejszy jest jednak opis stanu ‘elity’ sprawującej władzę. Jej głównym motorem działania jest chęć czerpania zysku z działania tego systemu. Tak właśnie się dzieje w każdym państwie objętym moralnym upadkiem. Wytworzenie sytuacji, w której jedynym źródłem kontroli nad sprawującymi najwyższą władzę jest ich samokontrola wynikająca z przekonania, że upadek całego systemu będzie dla nich niekorzystny, bo ukróci możliwość dalszego czerpania zysków z jego trwania, jest syndromem ostatecznego upadku państwa rozumianego jako dobro wspólne i władzy czerpiącej źródła swojej legitymizacji ze zgody obywateli. Elita rządząca poprzez czerpanie majątkowych korzyści z państwa (korupcja, rozdawanie posad, sterowana prywatyzacja, zawłaszczanie majątku, korzyści związane z prestiżem), żeruje w ten sposób na pracy obywatel, wobec których znajduje się w pozycji skrajnej dominacji wynikającej z ogromnej asymetrii dostępu do wiedzy, informacji, wpływów. Nie ma się tu do czynienia z grą o władzę lecz z wolnością jednych będącą przeciwstawieniem bezwolności drugich.”. Ibidem., s. 63. W ten kontekst interesująco wpisuje się uwaga Matyji nt. „depostkomunizacji”: „Logika rządzenia powinna przełamać pesymistyczne przekonanie, że pozytywne impulsy pochodzić mogą tylko z centrum władzy, a wszelkie pozostałe są nacechowane bez reszty interesownością i jako takie powinny być traktowane podejrzliwie. Stworzenie mechanizmów włączenia społecznej energii w proces zmiany byłoby najpełniejszą ‘depostkomunizacją’ obecnego systemu i ratowałoby nas przed perspektywą powrotu praktyk oligarchicznych i zakulisowego sterowania polityką.”. R. Matyja, Wojna…, op. cit.

[46] A. Zybertowicz, Mafia w rdzeniu państwa, „Dziennik” z 18 V 2006.

[47] A. Zybertowicz, Jak gorący kartofel, „Europa” nr 129 z 23 IX 2006.

[48] Sformułowanie A. Zybertowicza

[49] A. Zybertowicz, AntyRozwojwe…, op. cit.

[50] R. Sojak, A. Zybertowicz, Okiełznać enklawę tajności, „Nowe Państwo” 3/2007.

[51] Próby wyjaśnienia i przezwyciężenia (dychotomicznej) relacji łączącej strukturę i aktora podejmowane były przez wielu badaczy. Do najbardziej obiecujących należą: teoria strukturacji autorstwa Anthonego Giddensa. Zob. A. Giddens, Stanowienie społeczeństwa, Poznań 2003, wydanie oryginału 1984; model strategiczno-relacyjny Boba Jessopa. Zob. B. Jessop State Theory: Putting the Capitalist State in its Place, Cambridge 1990 model autorstwa Piotra Sztompki. Zob. P. Sztompka, Socjologia zmian społecznych, Kraków 2005, wydanie oryginału 1993; polemiką z teorią Giddensa jest propozycja Margaret S. Archer – teoria morfogenetycznej transformacji społecznej. Zob. M. S. Archer, Realist Social Theory: The morphogenetic Approach, Cambridge 1995.

[52] A. Zybertowicz, Układ podczepia się pod PiS, „Dziennik” z 29 VI 2006.

[53] F. Fukuyama, Budowanie państw, Władza i ład międzynarodowy w XXI wieku, Poznań 2005. s. 88.

[54] Jerzy Morawski – znany polski dokumentalista w rozmowie z Robertem Mazurkiem, tak odpowiada na pytanie nt. byłych funkcjonariuszy SB: „ – Nie przymierają głodem. – W żadnym razie. Mają pełne emerytury, a że to ludzie w sile wieku, to często założyli własne firmy, biznesy. Powodzi im się świetnie.”. I dalej w odpowiedzi na inne pytanie: „ (...) Nigdy nie spotkałem skruszonego esbeka, nigdy. I nie wierzę, że kiedykolwiek spotkam. Oni doskonale zracjonalizowali sobie dokonywane przez siebie wybory, wszystko, co się stało. I teraz mówi mi jeden z drugim: a co, nie widzi pan, co się dzieje? U nas to przynajmniej porządek był. To faceci, z którymi nie można normalnie dyskutować.”. Nie jestem mścicielem, który ma odkrywać prawdę o SB, „Dziennik” z 4 – 5. VIII. 2007, s. 14.

[55] Zob. A. Zybertowicz, Paradoksy niewiedzy i ukryci aktorzy, na: http://www.jezyk-polski.pl/pts/paradoksy.html. Autor wskazuje na dziewięć paradoksów mających wyjaśniać brak zainteresowania m.in. rolą służb specjalnych w procesach transformacji.

[56] Zob. T. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, przeł. Helena Ostromęcka, Warszawa 2001.

[57] V. Lowndes, Instytucjonalizm [w:] red. D. Marsh, G. Stoker, Teorie i metody…, op. cit., s. 97.

[58] J. Staniszkis, O władzy…, op. cit., s. 186.



2007 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/