Wybrane fragmenty pochodzą z tekstu Kultura
bolszewizmu a inteligencja polska, publikowanego po raz pierwszy
we Włocławku w 1938 r., cyt. za bezdebitowym wydaniem dokonanym
przez niezależną oficynę CDN: Warszawa 1982, s. 3-6, 13-23, 26-29
i 31-35.
Nie do nas należy
ocena politycznego zbliżenia się Polski i Sowietów, powszechnie
uznawanego za koniunkturalne; nie mamy zasadniczych zastrzeżeń przeciwko
stosunkom handlowym, które, obracają się w zakresie wymiany dóbr
materialnych, nie wymagają większych kwalifikacji i równomiernego
poziomu kulturalnego, prócz odrobiny zasad moralnych, niezbędnych
przy wymianie. Ale co jest niepokojące w całej tej z nagła zaszłej
zmianie, to zbliżenie kulturalne, o którym wspomina
- nie bez dowodów - bolszewicki
dziennikarz. Mówiąc o zbliżeniu politycznym, o tym, co w danych
okolicznościach łączy, zdaje nam się, że zapomina się o tym, co
nas dzieli, że stoimy na odmiennych zgoła poziomach, w innej atmosferze
duchowej i umysłowej, że posiadamy nie tylko odmienny ustrój społeczny,
ale inny świat kulturalny, moralny, religijny, mamy swój własny
świat, z którego rezygnować ani możemy, ani chcemy, mamy swoje własne
cele i doczesne, i ostateczne, tak odrębne od celów świata bolszewickiego.
W ślad za zbliżeniem gospodarczym i politycznym, pod wpływem wielkich
posunięć polityki międzynarodowej, rehabilitującej Sowiety, dąży
się do zbliżenia intelektualnego i moralnego. Co więcej, zbliżenie
to uznano nawet za środek do walki z barbarzyństwem. Wyraźnie to
stwierdzają "Wiadomości Literackie", w zeszycie poświęconym
kulturze Sowietów, w słowach: "Jeżeli w dziele tego porozumienia,
które walnie przyczynia się do utrzymania pokoju i w znacznej mierze
stanowi o przyszłości Europy, na różny sposób broniącej się przed
zalewem barbarzyństwa, ta manifestacja przyjaźni polsko-rosyjskiej
odegra choćby najskromniejszą rolę, redakcja ŤWiadomości Literackichť
będzie uważała swoje zadanie za spełnione." [...]
Mimo woli nasuwa się
przypuszczenie, czy to, co się współcześnie dzieje, nie jest zmianą
taktyki międzynarodówki bolszewickiej. Organizowana dotychczas agitacja
wśród mas robotniczych, włościańskich, nie dała bardziej widocznych
owoców; zawiodły wystąpienia zbrojne, organizacje terroru, strajków
powszechnych, bojówek; organizacje stronnictw komunistycznych w
łonie parlamentów europejskich - poza Niemcami - nie dały też godniejszych uwagi wyników, zawiodły również przygotowywane
tu i ówdzie wybuchy rewolucji komunistycznej. Sowiety rzuciły się
na propagandę wśród mas, za pomocą bibuły i słowa żywego; byliśmy
świadkami istnego potopu popularnych ulotek, broszurek i pism. Potem
chciano załatwić sprawę za jednym zamachem, łożąc wiele wysiłku
na propagandę ruchu występowania z Kościoła, w nadziei, że masy,
oderwane od religii, będą podatniejszym materiałem do agitacji,
a gdy i to zawiodło - w
ostatnich latach liczby występujących z Kościoła topnieją - obmyślono nową metodę. Metoda ta uderza w inteligencję, i jej stara
się zaimponować kulturą bolszewicką. Punktem wyjścia dla tej nowej
metody jest zachęcające stwierdzenie, że inteligencja właściwie
zwykle staje na czoło przewrotów i rewolucji. By pozyskać inteligencję,
bolszewizm dąży do wytworzenia wokół siebie kół sympatyków i przyjaciół,
którzy by wyręczali w swoich krajach bolszewików, przez szerzenie
przekonania o wartości bolszewizmu i zdobyczy rewolucji. Koła takie
powstają w całym świecie, już to pod firmą placówek handlowych,
już też wprost - oświatowych
i kulturalnych. [...]
Oddziaływanie kulturalne na inteligencję jest bodaj
że najgroźniejszą metodą podboju świata; zdobywając umysły przodujące
światu, wywierające nań wpływ przez swoją twórczość literacką, bolszewizm
powoli, stopniowo i niedostrzegalnie kształtuje umysły obywateli.
Państwo, spokojne że ustały awantury komunistyczne, może nie spostrzec,
że rządzi obywatelami, którzy już mają duszę kolektywną, przygotowaną
w tajemnicy do przyjęcia nowego ustroju. [...]
Że różne dążności bolszewickie są w Polsce rozpowszechniane,
zbyteczne tego dowodzić. Nie mam też zamiaru faktów tych wyczerpująco
omawiać. Zadanie swoje ograniczę jedynie do wskazania kilku bardziej
znamiennych dążeń, mniej rzucających się w oczy, a jednak bardziej
niebezpiecznych niż hałaśliwi agitatorzy komunistyczni. Okrężną
drogą, stopniowo i planowo wtłacza się w umysły obywateli przekonanie,
że cały ustrój gospodarczy, dotychczas w Polsce się utrzymujący,
jest zły, że trzeba doprowadzić do zmiany ustroju i to na wzór Rosji
bolszewickiej. Zmiana ustroju - to cel dążeń. Dochodzi się jednak doń
przez przekonanie społeczeństwa, że ponieważ nie jesteśmy bolszewikami - jesteśmy barbarzyńcami.
Przenikanie bolszewizmu
do Polski zaczyna się pod nieokreśloną i niewiele mówiącą postacią - od jakiegoś mętnego radykalizmu, uznanego
za warunek zgodności z potrzebami chwili. Przez "radykalizm"
chce się wychować przywódców, którzy, zanim pójdą do mas, sami muszą
przejść przełom psychiczny, sami muszą praktykować wyznawane zasady.
Jest rzeczą godną uwagi, jak w ostatnich czasach
nadużywa się pojęcia "radykalizm", i to z wielu - często
wręcz przeciwnych stron. Powstające nowe pisma i organizacje za
punkt honoru uważają sobie przekonać świat o swoim radykalizmie,
jak gdyby uważały, że chodzenie po krawędzi jest stanem całkowicie
normalnym. [...]
Eksperyment bolszewicki
zbiega się z powszechnym dotkliwym kryzysem gospodarczym na całym
świecie. Zwykle ze zjawiskiem kryzysu łączy się wzmożona praca umysłu
ludzkiego nad doszukaniem się jego przyczyn. Praca ta jest tym usilniejsza,
że pozostaje pod naciskiem całego bogactwa spostrzeżeń i doświadczeń gospodarczych, bezrobocia,
nędzy materialnej mas, a w następstwie tego wszystkiego - nędzy i wyniszczenia moralnego. To wszechstronne zło każe szukać
przyczyn głębiej niż w doraźnej koniunkturze gospodarczej, sprowadza
je do samej struktury ustroju gospodarczego i z tym ustrojem przyczynowo
wiąże panujące zło. Stąd o potrzebie zmiany ustroju, tak wiele dziś
się mówi, i to nie tylko po stronie komunistycznej, czy socjalistycznej,
lecz i wśród katolików. Gdy w takim nastroju zachodzi tego rodzaju
zjawisko co przewrót bolszewicki, przebudowa kolektywna społeczeństwa,
nic dziwnego, że zainteresowanie dla tej próby jest powszechne,
że nawet tu i ówdzie łączy się z pewnymi nadziejami. Często są to
nadzieje, oczekiwania ludzi głodnych, bez dachu nad głową, pozbawionych
pracy, wyłączonych poniekąd z procesu podziału dóbr gospodarczych,
ludzi, dla których kwestia takiego czy innego ustroju jest drugorzędna,
gdyż na pierwszy plan występuje sprawa chleba, który muszą zdobyć
nawet za cenę ustroju.
Agitacja bolszewicka,
mająca szczególny wpływ na niezadowolonych, co jest psychologicznie
zrozumiałe, zapowiedziała stworzenie nowego typu państwa, które
byłoby protestem przeciwko wyzyskowi, dokonywanemu w państwach burżuazyjnych
przez tysiące wyzyskiwaczy na milionach wyzyskiwanych, które by
było rządzone przez proletariat. Zapowiedź ta znalazła oczywiście
gorące przyjęcie wśród mas. Nie doszło jednak do ich wiadomości
to, że władza dyktatorska spoczywa nie w ręku proletariatu, ale
w ręku partii, liczącej na 170 milionów obywateli zaledwie 3 miliony
członków, wśród których proletariat stanowi starannie przesiewaną
mniejszość (czystka); że przynależność do proletariatu nie zawsze
otwiera drogę do partii, że sama partia, zorganizowana bojowo i
posiadająca swoją oligarchię partyjną, nie jest właściwie organem
demokratycznym, ale środkiem do wywierania przemocy na pozostały
proletariat i obywateli. Gdyby dokładniej wiedziano do czego właściwie
doprowadziła tak zachwalana zmiana ustroju w Sowietach, na pewno
z faktem tym nie łączono by tylu nadziei co obecnie.
Bolszewizm stworzył cały system przywilejów, naruszających
równość proletariacką i to w dziedzinie najdrażliwszej,
bo w dziedzinie żywnościowej,
wprowadzając przez to nową moralność społeczną. Całe kategorie robotników
przemysłowych, specjalistów, szturmowców pracy, bohaterów pracy,
otrzymuje wstęp do sklepów rozdzielczych, niedostępnych dla proletariatu
bolszewickiego. Sowiety stwarzają nową szlachtę bolszewicką, której
przywileje kładą nie w rzędzie uprawnień politycznych, lecz w szeregu
uprawnień żołądkowych.
Stworzony system pracy
jest niewolą, z której w obecnych warunkach wyjścia nie ma; nie
ma go dla robotników, gdyż nie mogą oni dochodzić swych praw drogą
u nas przyjętą, za pośrednictwem związków zawodowych
- te bowiem są tylko państwowe, podporządkowane interesom rządzącej
partii i biurokratycznej administracji państwowej. To, co we wszystkich
państwach burżuazyjnych uznane jest za zdobycz robotniczą, wolność
zrzeszania się, nie posiada praktycznej doniosłości dla proletariatu
sowieckiego. Ale i państwo sowieckie nie może tego systemu porzucić,
gdyż powodzenie imprez przez Sowiety prowadzonych jest możliwe tylko
przy utrzymaniu wyzysku pracy. [...]
Wielbiciele nowej
Rosji wiele mówią o rozwoju oświaty
w Bolszewii, o wzroście kultury. Pomijając to, że wzrost ten zaznacza
się we wszystkich państwach, trzeba jednak zaznaczyć, że postępowi
kultury w Sowietach grozi niebezpieczeństwo w założeniach myślenia
komunistycznego.
"Kultura nasza
- stwierdził w "Wiadomościach Literackich"
K. Radek - jest kulturą
marksowską". Marksizm ma wiele pogardy dla kultury umysłowej.
Już samo pojęcie pracy, zacieśnione do pracy fizycznej, musi stwarzać
nastroje niechętne dla pracy umysłowej. Bolszewizm, który odniósł
się do marksizmu z całą bezkrytyczną wiarą, od zarania swego życia
państwowego zaczął się kierować raczej uczuciowością niż rozumem.
Przyjął za swoje hasło "dałoj gramotnyje", rozpoczął walkę
z inteligencją zawodową, ze specjalistami i fachowcami, usiłując
urzeczywistnić założenie, że każdy robotnik, który zna cztery działania,
może kierować warsztatem fabrycznym, a "każda kucharka
- według mniemania Lenina
- może rządzić państwem". Z tych założeń wyrosło przecież
całe zagadnienie "wydwiżeńców", prostych robotników
- samouków - w imię zasady postawionych na czele
warsztatów przemysłowych. Komunizm, wypełniony utopijną treścią,
nawet po promowaniu go przez Engelsa "od utopii do nauki",
pozostał nadal utopią, o czym można było przekonać się z dziejów
rewolucji bolszewickiej. Trzeba było smutnych doświadczeń z "wydwiżeńcami",
by kierownicy życia państwowego - tylko pod wpływem smutnej konieczności
- nabrali szacunku dla fachowców. Wyniszczywszy własną inteligencję
zawodową, musiały Sowiety sprowadzić drogo opłacanych speców zagranicznych,
którzy tylko dlatego mogli coś zrobić, że byli wyjęci spod działania
niechętnych dla inteligencji i ludzi wykształconych praw bolszewickich.
Nastrój taki nie może
sprzyjać rozwojowi kultury. W Sowietach nie istnieje wolność badań
naukowych; w państwie, które za urzędową logikę przyjęło logikę
marksowską, które celowość badań naukowych utożsamia z użytecznością
rewolucyjną, nie może istnieć przedmiotowość badań naukowych. W
dziedzinie pracy umysłowej bolszewizm dążył do monopolu, chcąc tą
drogą narzucić swoje kryterium
- materializm dziejowy, a obywatelom
- materialistyczne pojmowanie dziejów. By tego dokonać, zanim
przeprowadzono swe plany w innych działach życia gospodarczego,
upaństwowiono przemysł papierniczy. Stając się panem wszystkich
środków wydawniczych, bolszewizm uniemożliwił wydawanie jakichkolwiek
pism, ulotek, książek. Komunizm stał się doktryną urzędową państwa,
której krytykować nie wolno.
Chcąc zamknąć obywateli w sferze myślenia kolektywistycznego,
bolszewizm zrobił z Rosji wielkie więzienie, z którego nikt nie
może wyjechać. Sowiecki obywatel musiał zupełnie stracić łączność
z cywilizacją zachodnią; z dala od tej cywilizacji wychowuje się
całe młode pokolenie, które, gdy z czasem dojdzie do władzy, nie
wiadomo, jakimi kategoriami myślenia, jakimi pojęciami będzie się
porozumiewać z Europą. W takich warunkach powstaje nowa "nauka",
oparta na materializmie dziejowym, "nauka" bolszewicka.
Jaką wartość kulturalną może mieć ona? Umysłowość obywatela bolszewickiego,
pozbawiona możności porównania własnych zdobyczy z dotychczasowymi,
wypracowanymi na zasadach chrześcijańskich, staje się umysłowością
ciasną, fanatyczną, a przez swój materialistyczny punkt wyjścia
z gruntu fałszywą, bo fragmentaryczną. "Kultura rodzącego się
socjalizmu" pozornie tylko wyzwala masy, pogłębiając ich mękę
tym, że podcina pierwsze wzloty, wtłaczając w ciasne ramy myślenia
materialistycznego; pozbawiona duszy i tego, co jest spiritus
movens dla każdej kultury
- religii, okalecza twórczość młodej Rosji, tak iż nie można
w niej dopatrzeć się niczego, co by zasługiwało na miano nowej cywilizacji.
Uderza niesłychane ubóstwo myśli, zarówno w literaturze, poezji,
malarstwie czy rzeźbie, w muzyce czy na scenie. Literaturę ograniczono
do życia świata wytwórczego, do poezji wprowadzono zgrzyt trybów
maszynowych i poszum pasów transmisyjnych, na scenę - nieco dekoracji przypominających zmechanizowane
i ulepszone gilotyny, wnętrza fabryk jako tło dla człowieka - kolektywu.
To ubóstwo nas nie dziwi. Po uwięzieniu ducha ludzkiego
w materii, po rozciągnięciu cenzury nad jego wzlotami, trudno się
czegoś więcej spodziewać. Zamykając swą twórczość kulturalną w świecie
produkcji przemysłowej, w świecie ograniczonej materii, Sowiety
skazały się dobrowolnie na zanik sił duchowych, które nie będą w
stanie udźwignąć na swych barkach nawet tej odrobiny oświaty początkowej,
dawanej dziś ciemnym masom.
W swoim domu Sowiety
nadal prowadzą wychowanie nienawiści do starego świata. Z bolszewickich
szkół, muzeów, sal zebrań nie znikły nienawistne napisy, wzywające
do walki z państwami kapitalistycznymi. Z muzeów propagandowych,
rozsianych po całej Rosji nie usunięto karykatur, ośmieszających
europejskich i polskich mężów stanu. Wychowanie mas dla rewolucji
międzynarodowej nadal jest prowadzone. W miarę zacieśniających się
stosunków gospodarczo-politycznych należy czuwać nad propagandą
komunizmu, by "dobre stosunki" nie zamykały nam oczu na
zło, które pod ich osłoną, korzystając z przychylnych nastrojów,
tym łatwiej sączyć się będzie do duszy społeczeństwa. [...]
Oceniając
bolszewizm, nie można zapominać o tym, co w tej ocenie musi zająć
miejsce naczelne - nie
można zapominać o człowieku. Wszystko bowiem, co Sowiety robią - było przecież podjęte dla dobra człowieka, jakkolwiek w imię założeń
materialnych. Sowiety patrzą na człowieka jako na homo oeconomicus; zaspokojenie jego wszystkich potrzeb materialnych
uznają za równoznaczne ze szczęściem, nawet z podniesieniem moralnym.
Rozwiązanie problemu społecznego zostało postawione całkowicie w
zakresie dobrobytu materialnego, bez uwagi na jego stronę etyczną,
i to zarówno w dziedzinie doktrynalnej, jak i wymiany świadczeń.
Odrzucając religię chrześcijańską i związaną z nią moralność, wychowawcy
człowieka kolektywu za warunek całkowitej przemiany psychiki obywatela
sowieckiego przyjęli zabezpieczenie pewnych korzyści gospodarczych.
Brak życia religijno-moralnego usiłuje się zastąpić cywilizacją
materialną. Rozwój tej cywilizacji nie stoi tu w żadnym stosunku
do rozwoju postępu duchowego człowieka. W ten sposób cywilizacja
materialna, wyprzedzając postęp duchowy, utrwala panowanie materii,
ponownie ujarzmia człowieka w niewolę, z której przez tyle wieków
człowiek usiłuje się wydobyć. Przewaga materii jest dotkliwa nawet
wtedy, gdy jest unieszkodliwiona przez religię. Ogłoszenie supremacji
materii daje się już dotkliwie odczuwać "w kulturze rodzącego
się socjalizmu", która ujarzmia człowieka tak, iż nie ma on
woli nad sobą. Człowiekiem rządzi świat materialny, nie człowiek
światem. Wyzwalanie człowieka metodą bolszewicką, przez oddanie
go na pastwę techniki i maszyny, jest nową erą niewolnictwa.
Odrzuciwszy zasady
religijne, jako przeszkodę do materialnego podboju świata, bolszewizm
zapomniał o tym, że właśnie dla podboju świata materialnego trzeba
mieć wiele cnót chrześcijańskich. Wszak podbój materialny dziś cywilizowanej
Europy dokonały ongiś zakony kontemplacyjne, które wyrąbały lasy,
wytknęły szlaki wielkich dróg, wybudowały mosty. Zmuszając ludzi
do rozwoju cywilizacji materialnej, w oderwaniu od całokształtu
życia religijnego, Sowiety chcą dowieść, że "samym chlebem
żyje człowiek". Dziś korzystają jeszcze z tych wartości, które
w duszy społeczeństwa rosyjskiego przez tyle wieków składało chrześcijaństwo:
cierpliwości, męstwa, sumienności, posłuszeństwa itp. podobnych
cnót, bez których nie można mówić o rozwoju produkcji. Ale co będzie,
gdy Sowiety stworzą nowego człowieka, całkowicie oderwanego od wpływów
cnót chrześcijańskich? Nie będzie on miał siły duchowej do podbijania
i porządkowania materii. Nawet rządzenie materią wymaga pokrewieństwa
ze światem ducha. Nie są to czasy odległe. Już dziś w Sowietach
staje się aktualne zagadnienie człowieka. Sowiety wybudowały fabryki,
które produkują 80 procent braków. "Wszystko rozbija się o
jakość człowieka". Nie wystarczy wybudować Magnitogorsk, ale
trzeba go utrzymać; do tego zaś trzeba coś z chrześcijaństwa, bohaterstwa
pracy dla wyższych niż dobro doczesne pobudek. Wychowanie człowieka
na użytecznego współpracownika budującego się nowego ustroju, w
atmosferze materialistycznej jest niemożliwe. Jak długo ta atmosfera
będzie władczą, warsztaty pracy będą bolesną raną gospodarki sowieckiej.
Słusznie zwraca na to uwagę publicysta "Przeglądu Katolickiego":
"My zachodnioeuropejscy Ťidealiściť aż uginamy się od nadmiaru
zdobyczy technicznych, a oni, wschodni materialiści, nie mają ani
łyżki, ani guzików, nie mówiąc o lokomotywach".
W
Sowietach rozpoczął się kryzys człowieka, może boleśniejszy niż
kryzys piatiletki. Do takiego kryzysu doprowadzi każdy ustrój bez
życia chrześcijańskiego. Zmiana ustroju, która nie polepsza człowieka,
jest bez znaczenia dla społeczeństwa. Jest to ostrzeżenie, by nie
budować domu na piasku, by nie zachwycać się cywilizacją, odartą
z pierwiastków religijno-moralnych, by w przebudowie własnego ustroju,
w rozwiązywaniu zagadnień społecznych łączyć reformy gospodarcze
z celowością religijną i tą drogą zapewnić im skuteczność.
Bezskuteczność bolszewizmu
najwyraźniej bije w kryzysie człowieka - obywatela. Może w fabryce
- tych współczesnych okopach św. Trójcy
- usłyszy się wyznanie: a jednak, Galilejczyku, zwyciężyłeś
! [...]
Sowiety w walce z
religią nie umiały się zdobyć na odpowiedni poziom, do żadnego zagadnienia
religijnego nie umiały podejść inaczej, jak tylko w nastroju maskarady.
Nie tylko u siebie wychowują w programowy sposób ludzi bez religii,
ale wychowanie ateistyczne chcą narzucić całemu światu. Nawet u
nas w Polsce komuniści nie zaniedbują sprawy, popierając silnie
ruch występowania z Kościoła, rozrzucając na salach, podczas różnych
zjazdów, odpowiednie odezwy. Ilość porzucających religię łączy się
ściśle z natężeniem agitacji komunistycznej, gdyż walka z religią
jest nieodłączna od programu komunistycznego. [...]
Państwo zorganizowanej pracy - czy państwo człowieka pracującego?
Sowiety zorganizowały
pracę, zapominając o człowieku, z którym ta praca jest nieodłącznie związana. Zlekceważyły człowieka jako
wykonawcę pracy. I dlatego, organizując państwo pracy, wtrąciły
w niewolę człowieka. Zagadnienia nie rozwiązały. Pozostaje nadal
otwarta droga do szukania rozwiązania. Pracę nad rozwiązaniem tego
zagadnienia uznajemy za słuszną, za konieczną. [...]
Kościół patrzy na
pracę nie tylko jako na czynnik służący do wytwarzania dóbr gospodarczych.
"Ma ona być środkiem do wszechstronnego udoskonalenia człowieka,
do opanowania przez niego ziemi w myśl rozkazu Bożego, do osiągnięcia
szczęścia doczesnego i wiecznego. Przez pracę człowiek ma wejść
w świat go otaczający, łączyć go ze sobą, wycisnąć na nim, jak Leon
XIII powiedział, pieczęć swego ducha, i przez to go podnieść i uszlachetnić,
by świat ten kiedyś, w myśl głębokich wywodów św. Pawła (Rz 8,19-24),
mógł uczestniczyć w chwale synów Bożych. W tym pojęciu praca jest
jakby urzędem, powierzonym człowiekowi przez Boga, dla urzeczywistnienia
Jego wzniosłych celów na ziemi. Dlatego też praca stała się z woli
Bożej obowiązkiem dla wszystkich ludzi, nie tylko dla tych, którzy
nie posiadają żadnych innych środków do utrzymania życia, ale także
dla tych, którzy, rozporządzając majątkiem, mogliby żyć bez pracy.
Tak pojęta praca wskazuje
na wysoką godność człowieka; jeśli się tej wysokiej godności nie
uszanuje, nie można wytworzyć odpowiednich warunków dla pracy człowieka
ani też stworzyć państwa pracy. Właśnie dlatego, że kapitalizm i
socjalizm nie posiadały takiego poglądu na godność człowieka, nie
mogły po ludzku ułożyć warunków pracy. Podobnie, brak szacunku dla
osoby zemścił się i na bolszewickim państwie pracy; nie wydobył
z poniżenia człowieka pracy, ale jeszcze bardziej go poniżył. I
dlatego Kościół nauczający, patrząc na doświadczenia kapitalizmu,
socjalizmu i bolszewizmu, za punkt wyjścia przebudowy społecznej
uważa konieczność podniesienia godności człowieka pracującego i
jego pracy. [...]
Nowy
porządek społeczny, trwały i uszczęśliwiający całego człowieka,
zabezpieczający bonum comune,
powstanie nie drogą wyłączania i odsuwania od wpływu różnych grup
społecznych i odpowiadających naturze człowieka czynników kulturalnych,
ale wyłoni się w następstwie harmonijnego współdziałania wszystkich
warstw społecznych, tych wszystkich czynników, które są powołane
z prawa przyrodzonego do solidarnej współpracy w życiu państwa i
odpowiedzialności za jego losy. [...] Nowy, trwały porządek społeczny
stworzy nie walka, lecz solidarna współpraca.
|