(rozdział z książki O życiu i katastrofach cywilizacji narodowej)
Dusza
jednostki jest źródłem nieustającego rozwoju. Dąży ona do zawładnięcia
dostępnym sobie środowiskiem i stwarza w nim swój dorobek narodowy, nad którym
jednak góruje, jako primum mobile. Wytwarzają się w tej cywilizacji dwa światy,
raczej dwa punkty ciężkości: a) świat wewnętrzny ducha, podlegający
konieczności ciągłego doskonalenia, i b) świat cywilizacji zewnętrznej, ciągle
uduchowianej.
Te
dwa światy są wzajemnie swoją własnością i trzymają się przy życiu tylko
ciągłym ruchem. Duch wytwarza wartości i odwrotnie: wytworzona cywilizacja
pociąga wzwyż ducha. Człowiek zachodni żyje w tym obrocie z coraz większą świadomością.
Jest
w tym obrocie mus, który kultura chrześcijańska uczyniła musem dobrowolnym
moralnej natury. Czynnik moralny przymusu wewnętrznego jest główną tajemnicą
cywilizacji europejskiej.
Istota
tego ruchu wymiennego między duszą a środowiskiem cywilizacyjnym, oraz owego
moralnego musu — wyraża się w pracy. Ten ruch to praca. Cywilizacji
chrześcijańskiej kamieniem węgielnym jest praca, jako wydatek energii moralnej.
Cechą
zasadniczą duszy zachodniej jest dobrowolność pracy, oparta na tej idei, że ona
jest jedynym sposobem postępu ludzkości.
Żadnego
ideału nie da się osiągnąć bez pracy, poczynając od pracy wewnętrznej nad
sobą. Przesilenie wewnętrzne swego ja zwierzęcego na typ idealistyczny,
wskazane przez Chrystusa, jako warunek prawdziwej wolności w Bogu, jest prototypem
wszelkiej pracy.
Praca
nad stwarzaniem wszelkiej wartości rodzinnego ogniska odbywa się pod tym
przymusem wewnętrznym moralnej natury, jako oddawanie swego ja na rzecz
czegoś, co, jako wartość, będzie miało byt poza mną i służyć będzie wszystkim.
Na tej moralnej sile oparła cywilizacja chrześcijańska wszelką twórczość.
Zniszczyć
ten zarodek — jest to zniszczyć cywilizację, cały byt nasz, który tej
cywilizacji zawdzięczamy. Niszczenie przez rewolucję cywilizacji materialnej,
nawet życia jednostek, ustalonych form prawnych i społecznych bywa klęską i nieszczęściem;
ciało jednak zbiorowe narodu wszystko to może przeżyć. Ale zniszczenie tego
zarodka twórczego w duszy, owego primum mobile wszelkiego życia cywilizacyjnego
— równa się dziełu śmierci.
Ową
siłę moralną, twórczą, nadaną w drodze mozolnej kultury człowiekowi, a
polegającą na darze przesilania w sobie popędów samolubnych na rzecz typu
uspołecznionego, można przyrównać do działania spiralnej sprężyny, przy czym
siła napięcia leży wewnątrz człowieka, w jego darze przymusu moralnego. Dosyć
ten moment przymusu, moment tego przesilenia moralnego zniweczyć przez
demoralizację, aby ta sprężyna cofnęła się i szerząc zniszczenie w całym
dorobku ducha, uwsteczniła tego ducha do stanu pierwotnego.
Istota
bolszewizmu jest antytezą powyższych podstaw cywilizacji. Jego toksyna zabija
siłę twórczą społeczeństwa.
Cywilizacja
typu zachodniego ze względu na swoją organiczność, wypływającą z oparcia o
duszę jednostki, jest cywilizacją narodową.
Odgrywają w niej naczelną rolę społeczne czynniki solidarności i współdziałania
w harmonijnym zespoleniu z tym poczuciem, że nie ma dla jednostki innej drogi
pełnego rozwoju, jak tylko przez rozwój ogniska rodzimej cywilizacji. Jednostka
dochodzi do siebie, do rezultatów osobistych, przez potęgowanie życia całości.
Przesilając w sobie samolubstwo, osiąga takie wyniki w rozwoju swojej
indywidualności, do jakich nie doszłaby działaniem samolubnym. W ten sposób
kultura narodowa, poczęta w zasadzie pracy wewnętrznej, nie szukająca wolności
zewnętrznej dla jednostki, jeno poddająca ją służbie na rzecz całości, aby ta
całość była wolna, rozwinąć pozwalała jednostce pełnię człowieczeństwa, — w ten
sposób kultura narodowa wznosi nad duszą jednostki fizycznej nadbudowę społeczno-narodową,
jakby drugą duszę, do której w miarę postępów kultury człowiek prawie
całkowicie się przenosi.
Europejczyk
ma w naturze myśl społeczną i patriotyczną. Jego cywilizacja jest budową
organiczną, integralną, na którą ręki nie podniesie.
Duchowość
narodowa, przerobiona na naturę ludzką, wytworzyła, rzec można, osobną odmianę
ludzką, nową rasę, która jest dziełem czasów nowożytnych, rasę, która zdobyła
przodownictwo w Europie. Tej rasie przeciwstawia się inna rasa ludzi wolnych od
przesądu narodowego.
Nierozwiązana
dotąd jest kwestia roli w dziejach cywilizacji typu antropologicznego
„długogłowych” i „krótkogłowych”, ale życie samo cywilizacji narodowych,
rozwiązało kwestię różnic rasowych między dwoma gatunkami: tymi, którzy duchowo
są uspołecznieni, i tymi, których duch buntuje się przeciwko przymusowi
społecznemu.
Dojrzewający
w XIX stuleciu zatarg między idealizmem a materializmem, między zasadą
cywilizacji chrześcijańskiej a kultem materii rozstrzyga się teraz.
Ten
drugi typ kultury niedokończonej sprawia we wszystkich cywilizacjach wielki
kłopot swoją tendencją antyspołeczną. Rozmaite były powody i rozmaite stadia
tego niedorozwoju i dziczenia w jednostkach, ale jest faktem, że wszędzie one
są i wszędzie się łączą w przeciwdziałaniu tamtej rasie ludzi historycznych.
Obserwować
można najłatwiej ten typ na skrajnej odmianie, na socjalistach, która
faktycznie może być uważana za osobną rasę. Były nawet próby określenia tego typu
w sposób antropologiczny. Cechuje go tępość i fanatyczność, niezdolność orientowania
się w motywach duchowego życia, przy nieprzepartej skłonności do ubóstwiania materialnej
siły i materialnych wyników cywilizacji, oraz brak poczucia organiczności życia,
zastępowany wiarą w jego mechaniczność. Jest to typ niepodatny do kultury
zewnętrznej, obciążający ruch cywilizacji ku dołowi swoim materializmem i
bezwładem duchowym.
Zanim
Marksizm dał tej rasie jakąś ideę, ona istniała już jako fakt niedorozwoju
cywilizacyjnego lub degeneracji.
Wśród
sfer oświeconych i mas ludowych ma ten typ swoje odmiany, i poparcie w teoriach
liberalnych i organizacjach politycznych; w literaturze filozoficznej
znajdowały te prądy nieraz wymowne uzasadnienie.
Świat
rozbił się na dwa obozy: lewicy i prawicy, na obóz kultu jednostki i obóz
ideałów narodowych. W tym pierwszym ster ujęli faktycznie żydzi — zarówno wśród
socjalistów, jak i w sferze liberalnej, która, jak mgławica, nad nimi się
unosi.
Cywilizacja
chrześcijańskiego typu, panująca w Europie, ma tak mocne podstawy, że nawet
przy pomocy zorganizowanej armii socjalistycznej nie można jej było dotąd podkopać.
Obrona była słaba, życie duchowe Europy, zarażone materializmem, słaby dawało odpór;
to prawda, ale też i wróg z siłami się nie obliczył. Socjalizm zaplątał się i
stracił konsekwencję.
Socjalizm
dał się uwikłać w pęta polityczne i zahamowany został w rozwijaniu konsekwentnym
istoty swych dążeń, ubezwładnił się kompromisem z cywilizacją istniejącą, wskutek
tego, że znalazł się w obroży kapitalistów. Gdyby nie ten mus tragiczny
dzielenia losu z kapitalizmem, socjalizm, idąc za popędem szczerości, musiałby
wszędzie dojść, jak w Rosji, do bolszewizmu.
Bolszewizm,
tkwiący zasadniczo w założeniu Marksowskiego socjalizmu, ma tę troskę, jakby
człowieka, wypracowanego na typ zachodni, odprostować przez zepsucie w nim
sprężyny moralno-społecznej. Szuka on dla człowieka wolności w zniesieniu
przymusu wewnętrznego, w roznegliżowaniu się społecznym. Pod hasłem „precz z
cywilizacją”, którą chrzci mianem „burżuazyjności”, bolszewizm niweczy nie tylko
obiekt pracy ludzkiej — cywilizację, ale subiekt twórczy — kulturę ducha
zachodniego, odprostowując skręconą już, niby sprężyna, naturę do rzutów
wzwyż, owo excelsior człowieka cywilizowanego.
Cios,
zadawany cywilizacji i kulturze przez bolszewizm, jest ciosem wymierzonym w ideę
pracy. W ostrym zatargu między cywilizacją europejską a dzisiejszym
socjalizmem jest to moment najbardziej zasadniczy. Myślą przewodnią spustoszeń,
których dokonał bolszewizm na terenie rosyjskim, było wymyślić zwolnienie od pracy
tych, którzy dotąd pracowali pod batem. Rewolucja ta miała zadanie dość łatwe
w Rosji dlatego, że tam właśnie pracowali pod batem. Wewnętrznej przemiany
człowieka przesilonego na typ europejski nie dokonała tam kultura, źle
postawiona, załamana religijnie w duchu azjatyckim.
Jeśli
gdzie człowiek europejski miał w kataklizmach odnaleźć swój przeciwległy
biegun—to w Rosji. Ale ten biegun odnaleźć można w każdym społeczeństwie,
bodaj w każdym człowieku, bo na spodzie kultury drzemie wszędzie barbarzyńca,
nawet zwierzę. Dlatego wszędzie może zachodzić obawa bolszewizmu.
Cywilizacja
chrześcijańska oparła się na idei pracy. Uproszczonym, zwulgaryzowanym przez
socjalizm ideałem człowieka jest życie w dostatkach bez pracy. Tak idealizm Europy
przeciwstawił się ostatecznie materializmowi ducha azjatyckiego. Ojcowie ruchu
socjalistycznego nie przypuszczali, że ich idee w rękach materialistów do tej
konsekwencji będą doprowadzone, że ideologia klas pracujących skończy się po prostu
reakcją przeciwko idei pracy w ogóle. Żydzi, którzy uczynili z socjalizmu nową religię,
odwrócili ostrze od kapitału, skierowując je na idee pracy.
Faktem
jest, że socjalizm na wschodzie Europy, t. j. tam, gdzie przeciwstawiony został
uproszczonej doktrynie, nosi na sobie obecnie to jedno zasadnicze
znamię—protestu przeciwko pracy. Gdzieindziej silne cywilizacje narodowe ujęły
ten kierunek filozoficzny w karby swoich konieczności i tam socjalizm
skrępował się kompromisami z cywilizacją. W Rosji, po rewolucji zużytkował
wolność na walkę z cywilizacją, jako konstytucją pracy.
Bolszewizm
pod tym względem jest kierunkiem najbardziej konsekwentnym, jest socjalizmem
rozebranym do nagości; wszelkie inne nazwy odłamów socjalistycznych
przystrajają go w szaty socjologicznych i politycznych racji, które im umożliwiają
współżycie z cywilizacją europejską w ramach zewnętrznej przyzwoitości.
Kiedy
człowiek cywilizacji europejskiej zakłada stronnictwo, tworzy jakiś kierunek
myślenia, to w każdym wypadku, bez względu na różnice przekonań politycznych,
robocie towarzyszy stan psychiczny dążenia pozytywnego w stosunku do
cywilizacji, jaką by formę, czy drogę pracy wynaleźć najstosowniejszą dla tym
skuteczniejszego rozwoju tej cywilizacji. Nic innego nie leży w założeniu, jako
treść zadań, jeno praca; chodzi o przyczynienie się do niej, o to, w jaki
sposób najdogodniejszy dla siebie i najowocniejszy dla całości dana sfera ma
wziąć udział w pracy cywilizacyjnej ogniska. Na tym polega podstawa
cywilizacji europejskiej.
Jest
to sprawa już nie polityki i nie socjalna, jeno natury; taki urobił się typ rasowy cywilizacji panującej w Europie,
typ oparty etycznie na kulturze chrześcijańskiej.
Natury,
z tą cywilizacją nie zasymilowane i słabe wskutek braku kultury duchowej,
pretekstem zagadnień socjalnych osłaniają swoją idiosynkrazję do tego porządku
rzeczy. Socjalizm takiej, czy innej marki jest teorią przypadkową. Wyzyskano
dla niego uczucia humanitarne lepszych ludzi, jako dla nauki zbawiania klas
pracujących fizycznie od krzywdy społecznej, upośledzenia i wyzysku. Tym się
tłumaczy urok socjalizmu w społeczeństwach wysoce kulturalnych; tą nazwą
pokrywano długo wszystkie prace nad reformą stosunków społecznych, prace
ewolucyjne, zupełnie naturalne, będące koniecznością rozwoju.
Nie
wglądano jednak w to, że pod teoriami czają się instynkty, że w zwojach
pięknych sztandarów lęże się wąż antycywilizacji, wytwór słabej natury, która
nie chce iść drogą pracy w ogóle i nazywa ją przekleństwem świata, karą za jakiś
grzech pierworodny.
Ten
stan psychiczny, wrogi cywilizacji chrześcijańskiej, ma w sobie jad bolszewicki.
On jest właściwym duchem tego socjalizmu, z którym wojuje cywilizacja
europejska, jako ze swoim zasadniczym wrogiem, a który, dorwawszy się do
cywilizacji słabszych, jak rosyjska, potrafi je w ciągu roku zburzyć do
fundamentów.
Natura
żydów wprowadza to do socjalizmu, co jest walką z ideą zaparcia. Są oni
naturalnym wrogiem cywilizacji europejskiej, bo noszą w naturze swojej
zaprzeczenie ducha chrześcijańskiego. Robią z socjalizmu taran na cywilizację
europejską.
Tym
się tłumaczy decydujący udział żydów w akcji bolszewickiej w Rosji, tym się
tłumaczą zabiegi ich w Polsce, aby bolszewizm u nas zapanował. Oni ubierają
chętnie socjalizm w szaty teorii i rezolucji oportunistycznych; ale, gdzie
przyjdzie na to czas, oni też zdzierają te szaty i obnażają duszę barbarzyńcy.
Na
tym punkcie pogardy dla pracy i przymusu wewnętrznego spotkał się socjalizm z
barbarzyńską duszą rosyjską. Tej duszy obce przecież były wszelkie teorie socjalistyczne,
wszelkie wymyślne hasła polityczne. Wspólnym mianownikiem dla przywódców i mas
rosyjskich było jedno hasło, trafiające do instynktów: dołoj!
Hasłem
cywilizacji europejskiej jest: w górę! Hasłem duszy azjatyckiej: w dół—z
powrotem do stanu pierwotnego. Kto się przyjrzał tej rewolucji rosyjskiej, ten
musi przyznać, że hasło „białej rączki”, t. j. człowieka, który nie pracuje,
było dla niej najdalej idącą przynętą socjalną.
Bolszewizm
w całej swej prostocie przyjął się tam, gdzie ognisko cywilizacji nie było
jeszcze organicznie zabudowane, gdzie cywilizacja nie była wytworzona z
korzenia, nie rosła z ziemi i z ludu, lecz była zasadzona sztucznie.
Mam
wrażenie, że bolszewizm trafia na grunt podatny tam, gdzie duch społeczeństwa
nie zdążył przystosować się do trybu życia narodów osiadłych. To potwierdziłoby
mój pogląd na cywilizację, jako na całość życia, obejmującą w organicznej
łączności duszę jednostki z całym środowiskiem materialnym i przyrodzonym.
Naród
rosyjski ma w sobie niezatarty jeszcze zaród koczowniczości, cechujący się
brakiem zaufania do stałej pracy i popędem rozlewnej zaborczości. I dzisiaj
fale bolszewickie biją o tamy naszego żołnierza, jak rozkołysane fale żądne zaboru.
Ta cecha zbliżała zawsze cywilizację Rosji do azjatyckiej. Może nie jest sprawą
pozbawioną logiki, że na tym tle azjatyckim bolszewizm z taką łatwością
dochodzi do porozumienia z żydami. Żydzi kierują rozkładem bolszewickim. Jest
to lud również zastygły w cywilizacji w tym stadium koczowniczym; trzymający
się, jako całość, nie twórczością cywilizacji, jak owo ciało świetlne, mające
swoją orbitę historyczną, lecz jako horda wędrowna regulaminem przenośnym i
zewnętrznym rytuału religijnego.
Żydzi
wędrują ku wschodowi i szukają pustki. Jak mawiano o powietrzu, nie znoszą oni
pustki. Zajmują ją tak, jak żywe srebro, szukające zagłębień. Znaleźli taką
pustkę w Polsce w miastach i tu przetrwali długo, i zostają póki organizm
społeczny pustki nie wypełni się własnym ciałem. Był to przez długi czas
stosunek mechaniczny, oparty na podziale pracy społecznej. Zabójczy stawać się
zaczął dla nas, odkąd żydzi zaczęli doszukiwać się pustki w naszej psychice
narodowej i formować nam naszą jaźń.
W
Rosji znaleźli pustkę taką wskroś całego społeczeństwa—pomiędzy duszą jednostki
a cywilizacją.
Rosja
bowiem nie zdołała zbudować ogniska organizacyjnego, o którym wyżej była mowa.
Cywilizację europejską narzucono ludowi z zewnątrz, sprowadzając ją niejako z
zagranicy na obstalunek. Rosja zewnętrznie tylko podobna była do cywilizacji
europejskiej, ale wewnętrznie była to budowa czysto mechaniczna, nie
organiczna. Wymiana między duszą jednostki a wewnętrzną, na oko pokaźną
cywilizacją rosyjską odbywała się nie na zasadzie owej dobrowolności, opartej
na przymusie moralnym, lecz pod batem woli zewnętrznej. Rewolucja 1917 r.,
niszcząc dzieło Piotra Wielkiego i następców, zachwiała tą sztuczną budową.
Masy ludowe zwolnione od ucisku form sobie obcych, całą swoją energię obróciły
na ich niszczenie i całego dorobku, nie umiejąc znaleźć dla duszy swojej
oparcia i wędzidła. Nastąpił szybki rozpad sztucznie podporządkowanego dawniej
życia i wreszcie chaos.
A
ludzkość długo jeszcze medytować będzie, jak związać ten chaos tajemnicą życia
organicznego.
Dzieje
się przed oczyma naszymi wielkie misterium odwróconego na wspak życia, które
odsłoniło nam tajniki duszy społecznej, dostępne analizie. Zajmie się nimi
socjologia na tym preparacie rosyjskim. Pokrótce stwierdzić tutaj należy, mając
dowody, rzucające się w oczy, że na rozpad życia w Rosji złożyły się braki
ujawnione w duszy rosyjskiej, która nie potrafiła z narzuconej przez państwo
cywilizacji uczynić swojej własności wewnętrznej i na jej miejsce nie umiała
wytworzyć nic lepszego.
Zasadnicze
braki, które spowodowały tę straszną katastrofę dadzą się sprowadzić do paru
punktów: a) Cywilizacja rosyjska nie wytworzyła pozytywnego czynnika
społecznego z istniejącej w duszy ludu potrzeby religijnej, z owego
„bogoiskanja”. Kościół prawosławny okazał się tutaj instytucją nieużyteczną.
Owo słynne rosyjskie „poszukiwanie Boga” doprowadziło do mnóstwa sekt, ale
między tymi sektami nie było żadnej, która by wpadła na ideę ziszczania
wiekuistych ideałów w organicznym rozwoju życia narodowego, opartego o duszę
jednostki. Kościół nie wykształcił w ogóle pierwotnej wyobraźni religijnej na
jakąkolwiek siłę moralną, nie uczynił z niej nawet takiego elementarnego
czynnika psychicznego, jak zdolność wierzenia w cokolwiek idealnego. Dusza
rosyjska, przeżarta nihilizmem, jest pozbawiona przez to wszelkiej siły popędowej
społecznej, b) A dusza tego pierwiastku nie nadaje się do kultury społecznej,
tym bardziej w duchu patriotycznym, nie jest bowiem zdolna do podstawowych
czynności natury moralnej, jak: dobrowolny przymus wewnętrzny, zaparcie się
swego ja na rzecz zadań wyższych, i przez to właśnie nie lubi pracy, jako
ofiary na rzecz danego środowiska i przyszłych pokoleń.
Nie
są to cechy degeneracji, jeno niedorozwoju. Rosja, chora na ten niedorozwój,
była polem ekspansji „ideowej” dla wywrotowców całego świata zachodniego. W
Rosji hasła rewolucyjne i socjalistyczne z Zachodu przybierały jaskrawą,
azjatycką postać, w Rosji skupiały się nadzieje wywrotu na rzecz praw jednostki
i bezwzględnej swobody — wszystkich tych, którzy nadbudowę duszy narodowej
uważali za hańbiący ciężar dla jednostki.
Niemcy,
celujący w wyrabianiu surogatów, rzucali tam swój socjalizm, który
przygotowywał grunt na tę chwilę, kiedy można będzie wysłać do Rosji Lenina i
Trockiego. Można powiedzieć, że żywioły źle zorganizowane ze swymi cywilizacjami,
jednoczące się międzynarodowo na gruncie swojej wspólności duchowej ciążyły do
Rosji, jako do swej ziemi obiecanej. Skorzystał z tego dla swych celów imperializm
niemiecki (i austriacki) i dążenia socjalistów w chwili stosownej wyzyskał.
Pomoc, okazana przez tę międzynarodówkę bolszewizmowi, jest proporcjonalna do
krzyku wojennego, który przedtem panował na Zachodzie przeciwko Rosji carskiej.
Do wojny bowiem z Rosją parły te żywioły, które liczyły, że zacznie się na
świecie owa era, odkąd zwalona będzie sztuczna nad Rosją budowa cywilizacji i
lud rosyjski rozpętany stanie się dla świata rozsadnikiem anarchii.
Jedną
z największych zbrodni niemieckich w tej wojnie, większą od stosowania gazów
trujących, był sojusz państwa z żywiołami wywrotu w celu niszczenia sąsiadów i
przygotowania sobie swobodnej ekspansji na wschód.
Już
z tego samego faktu wnosząc, jaki udział w wojnie gotowały nam, jako narodowi,
nasze żywioły wywrotowe, które zaznaczyły się politycznie już w czasach
rewolucji 1905—6 roku, uprzytomnić sobie możemy, jak wielkie groziło nam i
grozi niebezpieczeństwo wewnętrzne.
Żywioły
nie unarodowione lub wynarodowione, krępując naszą swobodę ruchów w polityce
zewnętrznej i narzucając nam swoje kierownictwo przy pomocy niemieckiej, o mało
nie pozbawiły nas wszystkich owoców wojny, a jednocześnie rzuciły grozę
przeniesienia do nas zarazy bolszewickiej. Żywioły narodowe, niedostatecznie
do tego ataku przygotowane, geniuszem swoim twórczym, przy pomocy szlachetnych
cywilizacji zachodnich, dały dotąd odpór zjednoczonym z Niemcami usiłowaniom
międzynarodówki. Ale niebezpieczeństwo nie minęło.
Na
terenie państwa polskiego, na tym terenie, który ma być przyrodzoną podstawą
naszej idealnej budowy cywilizacji, na terenie, na którym (jeśli mamy w ogóle
się ostać i być narodem historycznym) musi zapanować w sposób decydujący typ
zachodni, chrześcijański pozostają w wielkich ilościach żywioły nam obce, lub
niedostatecznie przez kulturę zasymilowane.
Mam
na myśli: a) żydów, b) na kresach ludność z pod cywilizacji rosyjskiej, c)
zdegenerowane odłamy inteligencji i pół inteligencji polskiej.
Jest
to gotowy materiał bolszewicki, który mamy zadanie bądź przetrawić (zasymilować
w swoim organizmie), bądź unieszkodliwić, zabezpieczyć się od niego.
W
tych dwóch kierunkach iść musi troska o zabezpieczenie cywilizacji polskiej. Jeśli
obrona zewnętrzna może być zostawiona państwu i jego wojsku, to pracę
wewnętrzną dla dobra cywilizacji musi dzielić z państwem inicjatywa prywatna.
A
myśl społeczeństwa to jasno widzieć powinna, że walka z bolszewizmem — to nie
obrona takich czy innych form życia, to nie kwestia ilościowa naszych dóbr,
takiego czy innego układu warstw społecznych, lecz że jest to obrona istoty
naszej cywilizacji kwestia: być czy nie być. Kwestia przyszłości świata.
Zygmunt Wasilewski
(1865-1948) – publicysta, wydawca, krytyk literacki, polityk endecki. Urodził
się 29 kwietnia 1865 r. w Siekiernie koło Bodzentyna. Był kolegą
szkolnym Stefana Żeromskiego. Ukończył gimnazjum w Kielcach, studiował zaś w Warszawie, Piotrogrodzie i Kijowie. W latach 80.
związał się ze środowiskiem narodowych demokratów – wstąpił do organizacji Zet
(1887), następnie do Ligi Narodowej (1889). W latach 1892-94 wraz ze
Żeromskim opiekował się biblioteką w Muzeum Polskim w Raperswilu. Między 1895 a 1899 r. kierował warszawskim tygodnikiem „Głos”. W 1901 r. przeniósł się do Lwowa, gdzie objął
redakcję „Słowa Polskiego” (1902-1915). W 1915 r. założył w Piotrogrodzie
„Sprawę Polską”. Po powrocie do Warszawy został redaktorem naczelnym „Gazety
Warszawskiej” (1918-1925). W 1925 r. stanął na czele redakcji „Myśli Narodowej”
– kierował nią aż do 1939 r. W latach 1930-1935 zasiadał w Senacie RP. Zygmunt
Wasilewski był nie tylko cenionym publicystą – jednym z czołowych piór obozu
narodowo-demokratycznego – lecz także uznanym krytykiem literackim. Za swe
studia zakresu literatury otrzymał nagrodę Akademii Umiejętności (1935, za
książkę o Cyprianie Norwidzie), zaś w 1938 r. nagrodą za całokształt twórczości
uhonorowała go redakcja „Prosto z Mostu”. Ostatnie lata życia spędził w Wiśle –
mieszkał w willi "Pod Jaworem". Zmarł 25 października 1948 r. Główne
prace: Mickiewicz i Słowacki, Jan Kasprowicz, Norwid, Na wschodnim posterunku, O życiu i katastrofach
cywilizacji narodowej, Demokracja narodowa.
|