Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Włodzimierzowi Bączkowskiemu
Włodzimierz Bączkowski - Czy prometeizm jest fikcją i fantazją?
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 4627 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Pewne prowincjonalne pisemka, pod wpływem idei pacyfistycznych oraz rusofilskich, wywodzące się zresztą ze światopoglądu przedwojennego, polskiego i międzynarodowego radykalizmu, rozpoczęły od pewnego czasu nie przebierającą w środkach propagandę antyprometejską.

Przed sformułowaniem naszego poglądu na tego rodzaju akcję, zmuszeni jesteśmy raz jeszcze sprecyzować nasz pogląd na zagadnienie prometejskie, odpowiadając przede wszystkim na pytanie, co to jest prometeizm polski?

Prometeizm polski, jest produktem geografii politycznej Polski. Niezmiennie stała linia rozwoju terytorialnego oraz ludnościowego Moskwy oraz rozwój ludnościowy i cywilizacyjny niemczyzny, od XV stulecia relatywnie kurczą Polskę, wzmagając z każdym stuleciem napór państw ościennych na Rzeczpospolitą. Z państwa "od morza do morza", Polska XV-wieczna skurczyła się dziś do 389 tys. km2, wówczas, gdy Moskwa z państwa o powierzchni 400 000 km2 w XV w. powiększyła się do 25 mln km2 (licząc wraz z Mongolią Zewnętrzną i Turkiestanem chińskim). To samo dotyczy ludności. 20 mln ludności Rosji w czasach Katarzyny I urosło dziś do 150-170 mln, zwiększając ludność Rosji w tym czasie ośmiokrotnie. Zaś 12 mln ludności polskiej w czasach Katarzyny zwiększyło się tylko do 33 mln w chwili obecnej, co stanowi zwiększenie ludności polskiej o niepełne trzy razy. Podobnie było z Niemcami. Podzielone i walczące ze sobą Niemcy, rosnąc w sile wewnętrznej i jednocząc się od czasów Napoleona I do Anschlussu i przyłączenia Sudetów, stanowią dziś blok, który rozciąga swe wpływy i na tereny innych, nie-niemieckich krajów, zwiększając terytorium politycznego zasięgu. Stawiamy pytanie, co będzie, jeśli te procesy będą postępować nadal, co jest możliwe, gdyż procesy te mają za sobą, zwłaszcza w odniesieniu do Rosji, tradycję pięciu stuleci nieprzerwanego rozwoju terytorialnego i ludnościowego?

Nie jesteśmy jednak, wzorem naszych antagonistów, tajnymi pesymistami i twierdzimy, że procesy te są u kresu swoich możliwości rozwojowych i rychło rozpoczną cofanie się w kierunku punktów wyjściowych. Czyli procesy rozkładowe, przede wszystkim w Rosji (a później i w innych krajach - zbyt daleko sięgających w maksymalizmie) są tymi zjawiskami, które załamując tradycyjną krzywą kurczenia się Polski i wzrastania sąsiadów, uratują Polskę od zagłady.

Prometeizm polski jest doktryną polityczną liczenia się z procesami rozkładu Rosji, jako zjawiskami o zasadniczym dla nas znaczeniu.

Prometeizm polski jest zarazem produktem potrzeb wojskowo-obronnych Polski, wyrastających z dziejów wojennych Polski. Wyobraźmy sobie układ sił narodowych Polski i jej głównych sąsiadów: 80 (Niemcy) - 23 (Polacy) - 90 (Wielkorusi).

Przyjmijmy za założenie, że sojusze międzynarodowe, jakie posiada naród polski, są równoważone przez sojusze zagraniczne, jakie posiadają jej dziejowi wrogowie. W jakiż więc sposób zwiększyć potencjał polskich i narodowych 23 mln, wobec przeważających sił sąsiadów? Teoria integralnego nacjonalizmu proponuje przeistoczenie Polski w wielki Alkazar. Jest to jednak rozwiązanie połowiczne w najlepszym razie, uzależnione w swym powodzeniu od płynnego i siłą rzeczy nietrwałego stanu maksymalnego - gwałtownie wyczerpującego się stanu napięcia sił moralnych i fizycznych narodu. Należy więc w inny, realnie polityczny sposób sprząc z siłą polską siły sąsiednie, leżące w bezpośrednim zasięgu, a zagrożone w sposób jednaki z nami przez mocarstwa materialistycznego imperializmu. Na drodze do tego sprzęgania spotkamy zagadnienie dośrodkowej polityki wewnętrznie narodowościowej z jednej strony, oraz ideę prometejską ze strony drugiej. Słowiańskie mniejszości polskie, realnie zagrożone w swych olbrzymio przeważających większościach przez czerwoną Rosję [1] , z drugiej strony, historycznie i słowiańsko antygermańskie, mogłyby wzmocnić w znacznym stopniu nasz potencjał przede wszystkim antyrosyjski, mogłyby zarazem skierować swe zamiary ekspansywne i przyszłościowe w stronę wschodnią. Zarzut, iż rzeczywistość przeczy tym możliwościom, nie jest w całej rozciągłości słuszny, gdyż nie bierze pod rozwagę faktu, z którym godzą się dziś wszyscy, z różnych zresztą założeń wychodząc, że nie było dotychczas w Polsce zasadniczej linii politycznej wobec mniejszości. Skoro takiej polityki nie było, nie można więc żądać, aby skutki braku polityki były pozytywne. Nie znaczy to atoli, aby istnienie takiej polityki mogło wykluczyć wszystkie trudności, jakie na tej drodze się piętrzą. Mniejszości nigdy nie będą elementem tak wartościowym, jak państwowotwórczy element podstawowy danego państwa. Mniejszości zawsze będą w znacznym stopniu ulegać panice, podszeptom obcych sił itp., lecz wytworzenie w tych mniejszościach silnych grup ugodowych, zneutralizowanie grup rewolucyjnych, wytworzenie poczucia wspólnoty zasadniczych interesów oraz odosobnienie elementów bojowo-destrukcyjnych, było i jest rzeczą w rzeczywistości polskiej możliwą, z której nie skorzystano z największą szkodą dla racji polskiej. Natomiast umiejętne sprzężenie elementów słowiańskich Polski z narodem polskim, pozyskałoby nam od razu całe 6 mln mniejszości, co m.in. dopiero wówczas mogłoby urealnić postulat walki z żydostwem, dziś sprytnie bronionym w Polsce przez stan "bellum contra omnes", kończący się na znacznej kapitulacji wobec żydostwa.

Z drugiej strony idea prometejska, stojąc na stanowisku sprzęgania z siłą polską sił odśrodkowych i narodowych Rosji, ogromnie rozszerzyłaby bazę mobilizacyjną Polski, rozciągając ją na tereny dawnej jagiellonosfery. Historia wojenna Polski poucza (oczywiście nie tych, dla których jest wcale nieznaną), iż tak było od czasów najdawniejszych do czasów klęskowych, gdy to wyrzeczono się sięgania do tej bazy mobilizacyjnej na międzymorzu bałtycko-czarnomorskim, a zasklepiono się w granicach narodowych, w dodatku stanowo-szlacheckich. W ten sposób siła polska i narodowa, wyrażająca się skromną liczbą 23 mln, zwiększona przez 6 mln pozyskanych twórczą polityką mniejszościową, zwiększyłaby się dodatkową siłą X, mogącą urosnąć do olbrzymiej potęgi w chwilach konfliktu polsko-moskiewskiego, gdy Polska wyzwolona z obowiązujących traktatowo przyrzeczeń "powołałaby pod broń" siły wobec historycznej Moskwy wrogie i do narodowego wyzwolenia dążące.

Prometeizm polski jest więc ideą rozszerzenia szczupłej, polskiej bazy mobilizacyjnej na dawne historyczne obszary wpływów polskich, celem ewentualnego sprzęgania działań wyzwoleńczych słowiańskich mniejszości polskich i ludów ZSSR z polską akcją obronną.

Prometeizm polski jest również produktem doświadczeń historii wojennej świata i Polski, zawsze rozgrywających czynnik wolności w chwilach decydujących zmagań się i próby sił.

W najobszerniejszej współczesnej Historii sztuki wojennej Hansa Delbrücka czytamy: "Hannibal wyruszył lądem, bowiem w ten sposób zbliżył się do Gallów, narodu gotowego natychmiast połączyć się z nim przeciwko Rzymowi. Jeśli natomiast wyruszyłby on wprost na Sycylię, to w ciągu bardzo długiego okresu czasu byłby zmuszony liczyć wyłącznie tylko na własne siły..."

Wstępując do Italii, Hannibal ogłosił, iż zjawił się nie dla podbojów ludów półwyspu, lecz dla wyzwolenia ich z niewoli rzymskiej. Po każdej bitwie zwalniał on pobranych jeńców sojuszniczych bez wykupu, aby mogli oni powiadomić swe ojczyzny o celach i wspaniałości wodza Kartaginy.

"Po Kannach zaczęło się masowe odrywanie się od Rzymu jego sojuszników. Do Hannibala przyłączyło się największe po Rzymie miasto Italii... Kapua, potem wielka liczba okręgów i niewielkich miast, wreszcie trzecie miasto Italii - Tarent. Na północy podtrzymali Kartaginę Gallowie, a w Sycylii przeszły na ich stronę Syrakuzy. Gdyby Hannibal posiadał możność nieustannie i pod presją podtrzymywać ten ruch nadal, doprowadziłby wreszcie do momentu, gdy osłabieni Rzymianie byliby zmuszeni zawrzeć pokój, lub też baza Hannibala w Italii na tyle by się rozszerzyła, że pozwoliłaby mu przystąpić do oblężenia Rzymu".

Ostateczne powodzenie pozostało jednak w ręku wielkiego Rzymu, nie zaś w rękach wodza słabszej, mniejszej i niewolniczej Kartaginy. Lecz i w tym upadku afrykańskiego państwa odegrał rolę czynnik wolności. Plemiona numidyjskie, podbite przez Kartaginę, i ich wódz Massynissa stały się sojusznikami Rzymu i plany Scypiona, zharmonizowane z ruchami i akcją Numidyjczyków, były jednym z fundamentów zwycięstwa Rzymu nad Kartaginą.

Podobnie było z Napoleonem. Czerwone płomienie rewolucyjnej wolności buchały z pierwszych rozkazów generała Bonaparte, zwyciężającego we Włoszech.

"...Musicie mi jednak zaprzysiąc, że jeden warunek spełnicie. Musicie szanować uwalniane ludy, musicie stłumić straszliwe rabunki, do jakich wyrywają się szubrawcy, biorący przykład z naszych nieprzyjaciół. Inaczej nie bylibyście oswobodzicielami ludów, lecz karą boską dla nich - rozkazywał Bonaparte w 1796 r. we Włoszech, po okupacji Piemontu i przed zamiarami opanowania Lombardii i przeniesienia wojny do Bawarii. Kończąc ten rozkaz, Bonaparte zwraca się do ludów Włoch: "Ludy Italii! Armia francuska przybyła rozerwać wasze kajdany. Naród francuski jest przyjacielem wszystkich narodów. Okażcie nam zaufanie. Uszanujemy waszą własność, religię i obyczaje. Prowadzimy wojnę, jako wielkoduszni wrogowie i zwracamy się tylko przeciw Tyranom, którzy was ujarzmiają".

Jest rzeczą znamienną, że Bonaparte, przekształcający się w cesarza Napoleona, siłą rzeczy musiał zmienić swą taktykę i z herolda wolności i podbojowej "dżumy" haseł rewolucji francuskiej stawał się przedstawicielem francuskiej zaborczości i materialnego imperializmu. Od tej chwili role się zmieniają. Sztandar wolności ludów przechodzi do rąk wrogów. Wykorzystuje tę okazję Rosja, która za pomocą swych niemieckich agentów i doradców, takich jak pruski minister Gruner, major von der Goltz, baron von Stein, nawet generał Clausewitz, prowadzi olbrzymią antynapoleońską i wolnościowo-niemiecką propagandę. Na tej propagandzie i przygotowanej zdradzie żołnierzy niemieckich Wielkiej Armii Napoleona osnuta jest połowa zwycięstwa nad bogiem wojny i połowa źródeł jego klęski. Słabnący w swych zdolnościach Napoleon, atakowany swym własnym orężem, sam zapomniał o dawnych warunkach swego powodzenia. Jak pisze sowiecki generał Swieczin, zapomniał on wykorzystać wolnościowe hasło socjalne, rzucające pańszczyźnianych chłopów Rosji na panów, a zarazem nie skorzystał, jak wiemy skądinąd, z projektów ambasadora francuskiego w Stambule - podjęcia ruchawki kozacko-ruskiej przeciwko Moskwie. Na Napoleonie sprawdziło się przysłowie: kto czym wojuje, sam od tego ginie. Oręż wolności, który ułatwił mu odniesienie tylu zwycięstw, zdradzony przez niego, a trafiony do rąk jego wrogów, zadecydował o jego klęsce. Nie pomogła nawet jego genialność wodza, jego strategia oderwana od polityki i wolności stała się martwą sztuką mechanicznego poruszania bryłami, z których uciekła dusza.

J. Piłsudski - wróg systemu kordonowego i wojny na wyczerpanie, natomiast, jak każda potężna i wielka postać, zwolennik ruchu i manewru - był zarazem przedstawicielem nieodłącznej od wojny ruchowej i od tradycji jagiellońskiej polityki wolności. Dyskusje na temat tego, czy J. Piłsudski był prometeistą czy też nim nie był, mogą się toczyć tylko w gronie bardzo mało zorientowanym. Jest rzeczą zupełnie jasną, nawet wówczas, gdybyśmy na dowód tego nie mogli przytoczyć ani jednego argumentu w postaci wypowiedzi lub enuncjacji J. Piłsudskiego, iż był on nie tylko prometeistą, ale właśnie autorem lub odrodzicielem dawnej polskiej, strategicznej i politycznej szkoły wolnościowej.

W 1904 r. w drodze do Japonii ułożył Piłsudski memoriał dla rządu japońskiego, w którym pisał wyraźnie i zdecydowanie, iż "Rosja tylko na pozór jest państwem jednolitym, w istocie zaś tej jednolitości nie ma..."

"...Dodać do tego należy, że przeważna część państwa została przyłączona do imperium mocą podboju i wcielenia gwałtem krajów i narodów, które przedtem żyły innym życiem, zupełnie od rosyjskiego odmiennym. Różnice więc w tradycjach historycznych oraz pamięć o gwałtach minionych i obecnych jeszcze bardziej pogłębiają niejednolitość państwa carskiego.

Ten brak jednolitości w państwie stanowi główną słabość jego - jego piętę Achillesa, punkt, na który wszyscy wrogowie państwa rosyjskiego bić powinni, gdyż z tej strony jest ono najbardziej "vulnerable". Odczuwa to doskonale rząd carski i osią jego polityki wewnętrznej jest polityka rusyfikacyjna, polityka wiodąca do zlania całego imperium w jedną stumilionową masę Rosjan, prowadząca do zatarcia różnic kulturalno-narodowościowych pomiędzy poddanymi cara."

"Ta siła Polski i jej znaczenie wśród części składowych państwa rosyjskiego daje nam śmiałość stawiania sobie jako celu politycznego - rozbicie państwa rosyjskiego na główne części składowe i usamowolnienie przemocą wcielonych w skład imperium krajów. Uważamy to nie tylko jako spełnienie kulturalnych dążeń naszej ojczyzny do samodzielnego bytu, lecz i jako gwarancję tego bytu, gdyż Rosja, pozbawiona swych podbojów, będzie o tyle osłabiona, że przestanie być groźnym i niebezpiecznym sąsiadem" [2] .

W dobie poprzedzającej wojnę światową J. Piłsudski zastanawiał się nad sprawą zespolenia wysiłków innych ludów w walce z największym i najcięższym zaborcą Polski - Rosją. Akcja Leona Wasilewskiego, w myśl wytycznych Piłsudskiego kontaktującego się z przedstawicielami ludów Rosji, zabiegi PPS idące w tym samym kierunku, wreszcie odczyt J. Piłsudskiego wygłoszony w lwowskiej "Siczi" w 1913 r. na temat konieczności przygotowań się do czynnej akcji zbrojnej, świadczą dobitnie o uznawaniu przez przyszłego Wielkiego Marszałka znaczenia tej koalicyjnej, zjednoczonej polityki wolnościowej dla obalenia zarówno niemieckiego, austriackiego, jak i rosyjskiego gmachu niewoli.

Kwiecień 1920 r. stał się czynną manifestacją przez J. Piłsudskiego wiary w te wytyczne polskiej polityki wobec Rosji, które przed 16 laty zawarł w swym japońskim memoriale. Najzupełniej celowy i względami jutrzejszych potrzeb obronnych Polski podyktowany wzgląd odepchnięcia Rosji od polskich granic wschodnich poprzez przyczynienie się do powstania niepodległej Ukrainy i ewentualnie innych krajów znalazło swój wyraz w wyprawie kijowskiej, podyktowanej ponadto ofensywnymi zamiarami bolszewików oraz koniecznością zaskoczenia ich i pomieszania ich szyków.

Zupełnie hannibalowską i zarazem napoleońską jest odezwa J. Piłsudskiego do mieszkańców Ukrainy z kwietnia 1920 r.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

"Wojska Rzeczypospolitej Polskiej na rozkaz mój ruszyły naprzód, wstępując głęboko na ziemie Ukrainy.

Ludności ziem tych czynię wiadomym, iż wojska polskie usuną z terenów, przez Naród Ukraiński zamieszkałych, obcych najeźdźców, przeciwko którym lud ukraiński powstawał z orężem w ręku, broniąc swych sadyb przed gwałtem, rozbojem i grabieżą.

Wojska polskie pozostaną na Ukrainie przez czas potrzebny po to, aby władzę na ziemiach tych mógł objąć prawy rząd ukraiński. Z chwilą, gdy Rząd Narodowy Rzeczypospolitej Ukraińskiej powoła do życia władze państwowe, gdy na rubieży staną zastępy zbrojne ludu ukraińskiego, zdolne uchronić kraj ten przed nowym najazdem, a wolny naród będzie w mocy sam o losach swoich stanowić - żołnierz polski powróci w granice Rzeczypospolitej Polskiej, spełniwszy szczytne zadanie walki o Wolność Ludów.

Razem z wojskami polskimi wracają na Ukrainę szeregi walecznych jej synów pod wodzą Atamana Głównego Semena Petlury, które w Rzeczypospolitej Polskiej znalazły schron i pomoc w najcięższych dniach próby dla ludu ukraińskiego.

Wierzę, iż Naród Ukraiński wytęży wszystkie siły, aby z pomocą Rzeczypospolitej Polskiej wywalczyć wolność własną i zapewnić ziemiom swej Ojczyzny szczęście i dobrobyt, którymi cieszyć się będzie po powrocie do pracy w pokoju.

Wszystkim mieszkańcom Ukrainy bez różnicy stanu, pochodzenia i wyznania, Wojska Rzeczypospolitej Polskiej zapewniają obronę i opiekę.

Wzywam Naród Ukraiński i wszystkich mieszkańców tych Ziem, by - niosąc cierpliwie ciężary, jakie trudny czas wojny nakłada - dopomagali w jego krwawej walce o ich własne życie i wolność.

 

26 kwietnia 1920 r.

Kwatera Główna

 

Józef Piłsudski

Wódz Naczelny Wojsk Polskich"

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

W analogiczny sposób została zredagowana odezwa ówczesnego generała-porucznika i Dowódcy Armii E. Śmigłego-Rydza z dn. 9 maja 1920 r.:

"Z rozkazu Naczelnego Wodza Wojsk Polskich J. Piłsudskiego na podstawie porozumienia Rządów polskiego i ukraińskiego, przy współdziałaniu armii ukraińskiej wojska polskie przyszły by uwolnić Wasz kraj od najazdu barbarzyństwa i bezprawia bolszewickiego, by dać możność rządowi ukraińskiemu budowania podwalin swego państwa..."

Polityczna strona wyprawy kijowskiej spotkała się z nieprzewidzianą siłą kontrakcji bolszewickiej. Lecz strona wojskowa wypraw - uprzedzająca ofensywa wobec zamiarów bolszewickich - dała rezultaty zadowalające. Bez wyprawy kijowskiej i pomieszania szyków bolszewickiej, dobrze przygotowanej wyprawy na Warszawę, kto wie, czy dałoby się Polskę wówczas obronić i najazd bolszewicki odrzucić. Faktem wszak jest, że (wg generała Kutrzeby), "wojska polskie zaangażowane przez czas pewien na ukraińskim terenie operacyjnym, potrafiły na czas, w odpowiedniej sile i w dużej wartości stanąć do rozprawy rozstrzygającej nad Wisłą. A zwycięskie dotąd na Ukrainie i Wołyniu armie sowieckie? Czy one wzięły i mogły wziąć udział w tej bitwie? Nie wzięły i nie mogły wziąć udziału we właściwym czasie... Ani XII armia sowiecka, ani szybka konna armia Budionnego w bitwie nad Wisłą udziału nie wzięły. "Sowiety zniszczyły swe najlepsze siły na Ukrainie. Rosja nie mogła rzucić na Polskę tych sił, jakie zamierzała rzucić". Tzw. cud nad Wisłą, a właściwie manewr znad Bugu, począł się więc w wyprawie kijowskiej. Ponadto wyprawa kijowska obudziła na wielkich obszarach Europy wschodniej mit wielkiej, potężnej Polski, co stanowiło o niepowodzeniu wielu sowieckich planów na Ukrainie, Białorusi i Kaukazie. Śmierć zaś Marszałka odczuto na tych terenach jako tragedię osobistą tych ludów.

Tajemnica cudów wojennych polega na tym, że wolność posiada niezliczonych przyjaciół na tyłach nieprzyjacielskich. Tych niezliczonych przyjaciół Polski na terenie całej Europy nierosyjskiej, a będącej pod władzą sowiecką, stworzył Piłsudski i jego wyprawa kijowska.

Fakt prometejskiego charakteru politycznej strategii J. Piłsudskiego, w świetle wojennej historii ludów Europy, zamiłowań Wielkiego Marszałka do tradycji jagiellońskiej i Napoleona oraz jego enuncjacji i wyprawy kijowskiej, jest faktem niedyskusyjnym i łatwo zrozumiałym.

Polityka wolności czy eksploatacji dążeń wolnościowych znalazła swój wyraz w okresie wojny światowej m.in. w dwóch bardzo jaskrawych przykładach. Pierwszego udzieli nam niemiecki kapitan von Rintelen, zastępca von Papena w Waszyngtonie, który od dawna od swej ojczyzny oderwanych, mówiących tylko po angielsku i zamerykanizowanych Irlandczyków wyzyskał do wielkiej dywersyjnej akcji antyangielskiej. Akcja ta dała świetne rezultaty, a trwałość uczuć narodowych i chęć zemsty za poniesione krzywdy u elementu, zdawało się, zupełnie od spraw dalekiej i na wpół zapomnianej ojczyzny oderwanego, jest tu wręcz zdumiewająca. Drugiego przykładu udzieli nam angielski pułkownik Lawrence, który skłócone, zdawało się pozbawione wszelkiego poczucia idei narodowej i wartości państwowotwórczych szczepy arabskie, potrafił zorganizować i rzucić je do walki ze zjednoczoną potęgą turecko-niemiecką na Bliskim Wschodzie. Rola tych zabiegów Lawrence'a w ciężkich warunkach pustyni arabskiej i krajów przyległych była niezwykle doniosła i o wielu powodzeniach oręża angielskiego zadecydowała.

Reasumując, stwierdzamy, iż w dziejach walk narodów, państw, czy ludów, jednym z głównych rodzajów broni, jest prometejskie hasło wolności, używane zarówno szczerze, jak i nieszczerze. Hasło to maskowało niekiedy podboje i ucisk, kiedy indziej służyło dla walk wyzwoleńczych, to znowu współdziałało w uzasadnieniu wojen obronnych i akcji jednoczenia wysiłków krajów. Jeśli nie spotykamy silniejszych przejawów tego hasła w dobie średniowiecza, to dlatego, że średniowiecze było okresem dekadencji sztuki wojennej i walk międzynarodowych. Renesans zapoczątkowuje odrodzenie klasycznej sztuki wojennej i wielkich wojen między narodami, a zarazem i odrodzenia tego wielkiego wolnościowego oręża największych wodzów i motoru największych bitew świata. Ostatnia wielka wojna światowa, zapoczątkowana jako wojna państw, zamieniła się rychło w wojnę narodów walczących o swą wolność lub o zagrożony byt. W tym właśnie momencie była ona najstraszniejsza i najbardziej decydująca. Nie inaczej będzie w wojnie najbliższej. Wojna ta, stanie się wojną narodów i te armie pójdą naprzód i u stóp swoich złożą sztandary pokonanych, które poprzedzać będzie legenda wolności i zapowiedź wyzwolenia. Tyły armii wrogich kruszyć się będą pod wpływem działania tej właśnie "wolności dżumy" i w tej "dżumie" leżeć będą źródła rozwalania się największych armii i zwycięstwa armii małych, lecz umiejętnie kojarzących broń materialną z bronią duchową, karabiny i lotnictwo, tanki i artylerię z akcją wolnościową, z ideą wspólnoty losów narodów zagrożonych w swym bycie...

Prometeizm polski posiada więc wspaniałą, arystokratyczną genealogię, zrozumiałą dla postaci w rodzaju Adama Czartoryskiego, ale niezrozumiałą dla kreatury w rodzaju Czyńskiego.

Prometeizm polski jest również produktem ogólnej koniunktury. Przecież nie możemy zapomnieć, że żyjemy w czasach olbrzymiego rozwoju idei nacjonalistycznych w świecie. Odwrócenie się od tej prawdy prawd naszych czasów byłoby najlepszym środkiem odwrócenia się od rzeczywistości, a tym samym podporządkowania się jakimś oderwanym doktrynom. Zwrócenie się natomiast twarzą do istniejących potężnych prądów daje możność sprzęgania idei rozwoju polskiego z siłami poruszającymi współczesnym światem oraz daje możność regulowania tych prądów w duchu możliwie dla Polski dogodnym, a zarazem utrudniającym wrogom Polski wykorzystanie ich przeciwko Polsce.

W odniesieniu do Rosji, zagadnienie koniunktury wygląda w ten sposób, że Rosja jest dziś podminowana procesami rozkładowymi i narodowymi, co popycha w kierunku rosyjskim zarówno Niemcy, jak i Japonię, a zapewne i inne potęgi. Odwrócenie się Polski od tych procesów może bynajmniej tych procesów nie powstrzymać, a zostawić nas na uboczu i narazić na olbrzymie straty, wypływające z odwiecznej zasady: nieobecni tracą. Negatywna więc lub pozytywna polityka nasza wobec Niemiec nakazuje nam gotowość i obecność przy wszelkich procesach rozkładowych w Rosji i współudział przy ich ewentualnym dokonywaniu się. Nie można tego dokonać bez posiadania aparatury ideowo-politycznej, jaką jest idea prometejska.

Widzimy więc, że:

1)                 względy struktury rozwojowej Polski i głównych sąsiadów, odbywające się od pięciu stuleci na niekorzyść Polski, zmuszają nas liczyć się z procesami rozpadu u sąsiada niejednolitego (Rosji), jako z warunkiem załamania się powyższego procesu i ewentualnego uchwycenia równowagi wobec zachodu w polityce wschodniej lub też, co najmniej, wzmocnienia się wobec zachodu przez przerzucenie części sił zneutralizowanego przez podział wschodu na zachód Polski,

2)                 względy obronne Polski, zawsze zasilającej się elementami wschodu Europy, jak świadczy o tym historia wojenna Polski oraz powstającej armii polskiej,

3)                 precedensy historyczno-wojenne, ciągnące się od Hannibala do Piłsudskiego, oraz

4)                 względy koniunktury nacjonalistycznej w świecie obecnym.

Wszystko to razem, w sumie, dyktuje nam potraktowanie idei prometejskiej, jako czynnika politycznego, wyrzeczenie się którego byłoby samobójstwem, wyrazem kapitulacji wobec niekorzystnych wobec nas procesów dziejowych, lub też produktem tajnego dążenia do zlania się w puszkinowskim "morzu słowiańskim" Rosji, dlatego, że niebezpieczeństwo niemieckie jest dziś tak wielkie.

Jeśli atoli idea prometejska tak jest związana ze strukturą rozwojową Polski i jej sąsiadów, jeśli tkwi tak głęboko u źródeł zagadnień obrony polskiej, jeśli jest podbudowana przez wzory historii wojennej świata i Polski, a przy tym wszystkim jest zwalczana w sposób częstokroć niedopuszczalny, to muszą być tego przyczyny głębsze i różne. Zastanówmy się na początku nad rolą obcej agentury w zwalczaniu idei prometejskiej. Aby zrozumieć rolę agentur w zwalczaniu idei prometejskiej, sięgnąć musimy do źródeł rewolucji majowej 1926 r. Rewolucja ta wyrosła ze świadomości J. Piłsudskiego o rychłym wystąpieniu Japonii na ląd stały, co musiało prowadzić do konfliktu z Rosją, ze świadomości dojrzewania przesilenia na tle komunizmu w Niemczech, co musiało prowadzić albo do współdziałania polsko-francusko-włoskiego na tle walki z komunizmem w Rosji i Niemczech, w wypadku zwycięstwa Tölmana, albo do reakcji wobec Rapallo i aktualizacji wystąpień antymoskiewskich w innym układzie, w wypadku zgniecenia komunizmu w Niemczech. W okresie zaś poprzedzającym maj 1926 r. rządy przedmajowe w Polsce zniżyły budżet wyszkoleniowy wojska o 50% i odwołały manewry. Piłsudski świadom idącej chwili rozgrywek wojennych i zarazem kurczenia się potencjału wojskowego Polski, zdecydował się na rewolucję domową, zamaskowaną wobec sąsiadów hasłem wewnętrznej sanacji i radykalizmu społecznego. Wrogowie jednak, a przede wszystkim Sowiety, zdały sobie rację z istoty przewrotu, ujawniającego swe ostrze w zainteresowaniach Piłsudskiego, skupionych akurat nie na hasłach rewolucji, ale na wojsku i polityce zagranicznej, a m.in. na nieco późniejszej nominacji T. Hołówki naczelnikiem wydziału wschodniego MSZ i rozbudowie idei prometejskiej w Polsce. Stąd zrodziła się sowiecka racja natychmiastowego i radykalnego przeciwdziałania. W 13 dni po przewrocie majowym w dn. 26 maja 1926 r. agent GPU, żyd Szwarcbart, zamordował Petlurę, a sąd francuski zwolnił mordercę. W dłuższych odstępach czasu spowodowanych rozpoznaniem źródeł inspiracji w śmierci Petlury, zamordowano jednego z najaktywniejszych działaczy gruzińskich, b. ministra Ramiszwilego, a potem T. Hołówkę, zlikwidowanego z nakazu "rappalskiej" sowiecko-niemieckiej komórki, dysponującej w tym czasie na terenie Polski organizacją OUN'u. Te atoli zamachy dawały na ogół skutki odwrotne od oczekiwanych, gdyż wybitnie aktualizowały ideę prometejską i popularyzowały niebezpieczne idee nawet na terenie samego ZSRR. Śmierć Hołówki, opisana ze szczegółami przez prasę sowiecką swego czasu, wraz z podawaniem (dość dokładnym), celów politycznych pracy Hołówki, podminowała umysły obywateli sowieckich i spopularyzowała ideę prometejską w Sowietach. Toteż Sowiety zaniechały polityki skrytobójstw, chociażby najbardziej zamaskowanych, przerzuciły się natomiast do akcji rozkładu ośrodków prometejskich, emigracyjnych oraz polskich. Zbiegało się to oczywiście z akcją rozkładową w obozie samej rewolucji majowej. Szereg przypadkowych przybłędów, złapanych na szyld radykalizmu społecznego i sanacyjnego, maja 1926 r. i maszerujących w takt Pierwszej Brygady, poczęło wówczas pracę rozkładową od środka. Zaczęto okadzać wojskowe i dynamiczne cele rewolucji majowej hasłami pacyfizmu i masonerii typu "Idą czasy, których znamieniem wyścig krwi" [3] itp. Użyto w tej pracy ośrodków slawofilskich, pewnych organizacji słowiańskich, do lokali których zaglądać musiała policja polityczna, wyzyskano kontakty białej rosyjskiej emigracji, anarchizowano stosunki żydowsko-polskie, symbolizowane w tym czasie wyraźnie prowokującymi i prowokatorskimi zamachami żydowskimi, zajęto się na dobre kresami, prowokując ugodowe z natury nacjonalizmy i podsycając wszelkie zarzewia walk, wreszcie po przewrocie hitlerowskim i wzroście poczucia niebezpieczeństwa niemieckiego w Polsce zaczęto wyzyskiwać te słuszne obawy i kierować je w koryto obrony Rosji i żydostwa. Zestawienie szeregu dat i wydarzeń, wraz z ich ukrytym charakterem od 1926 do 1939 r., byłoby jednym z najbardziej wstrząsających świadectw roli agentur w Polsce oraz odsłoniłoby dla myślących istotne, osłonięte niekiedy najlepszą wolą wielu ludzi źródła wielu faktów i przemian, zachodzących w Polsce. Jednym atoli z celów tych wszystkich zabiegów było i jest zdyskredytowanie idei prometejskiej w oczach społeczeństwa polskiego, odosobnienie jej, a potem, po zdyskredytowaniu i ewentualnym "wykazaniu" jej agenturalno-zewnętrznego charakteru fizyczne zlikwidowanie jej reprezentantów. W tym celu w pewnych okresach czasu prasa KPP i pokrewna prowadziła dużą i koncentryczną akcję, zmierzającą do skierowania uczuć awersji kół lewicowych i komunistycznych w Polsce w kierunku pewnych osób, które potem miały ulec fizycznej likwidacji, co miałoby się spotkać z uczuciem ulgi przez społeczeństwo lewicowe i komunę polską, która aprobowałaby te zamachy, a z zabójcy zrobiłaby bohatera proletariackiego, a nawet... narodowego. Rozkład KPP na tle masowych egzekucji w ZSRR itp. zjawisk załamał jednak tę akcję i przesunął jej ciężar w kierunku jeszcze bardziej ukrytego oddziaływania, tym razem prawie wyłącznie w sferach dalekich od lewicy, na tle wzrostu niebezpieczeństwa niemieckiego. Lewicę uznano za mało wpływową i zarażoną nacjonalizmem...

W świetle powyższym zrozumiałym staje się fakt częstokroć najsilniejszego ataku antyprometejskiego w kołach, które w maju 1926 r. wystąpiły, z przedwojennego radykalizmu się wywodzą, lecz które z ukrytymi i tajnymi celami rewolucji majowej nic w istocie wspólnego nie mieli i nie mają, wykorzystując dziś jeno swoje koneksje i wpływy rzekomych "piłsudczyków" dla tym skuteczniejszego zlikwidowania celów i zamierzeń tej rewolucji.

Twierdzimy więc, że zarówno część walki z ideą prometejską w Polsce, jak również jej zmniejszona w pewnych kołach popularność, jest produktem oddziaływania bardzo zamaskowanej pracy agentury sowieckiej oraz współpracującej z nią agentury Czech Benesza, częściowo francuskiej, w pewnych okresach rumuńskiej, litewskiej, a poza tym żydowskiej, masońskiej i pacyfistycznej. Przypomnimy w tym miejscu pikantny szczegół wsypania się konsula czeskiego w Poznaniu, subwencjonującego słowianistyczną akcję o bardzo specyficznym zapaszku.

To atoli agenturalne źródło walki z ideą prometejską w Polsce nie wyczerpuje całości zagadnienia źródeł antyprometejskich w Polsce. Bylibyśmy prostakami, gdybyśmy wszystko przypisywali tylko i wyłącznie ciemnym siłom, a nic powodom płynącym ze szczerze odmiennych poglądów i zdań ludzi uczciwych i wspólnie z nami z agenturami w Polsce walczących. Otóż tym innym źródłem walki jest czynnik, który J. Piłsudski określił mianem "panów z Warszawy" i "wstydliwymi zakątkami" w swej kapitalne pracy o roku 1920. Wyjaśnimy te tajemnicze powiedzonka w skrótach myślowych. Gdy w sierpniu 1920 r. Piłsudski przygotowywał manewr znad Bugu, spotkał się ze sprzeciwami osób o mentalności minimalistów i oportunistów, którzy pragnęli cały wysiłek Polski skupić na linii Wisły i obrony samej Warszawy, nie godzili się natomiast z wydzieleniem większej armii manewrowo-uderzeniowej, która pod komendą Piłsudskiego miała, wzorem Napoleona, rzucić się na bok i tyły nieprzyjaciela, i w ten sposób zlikwidować jednym wielkim i śmiałym uderzeniem cały najazd bolszewicki na Polskę. Walka wielkiego ducha Piłsudskiego z kilku osobami z jego ówczesnego otoczenia doprowadziła do częściowego zwycięstwa Piłsudskiego, nie mogącego odwojować silnej armii manewrowej, która byłaby dostateczną dla zadania decydującego ciosu czerwonym. Tych właśnie niektórych pomocników i ich sprzeciwy w stosunku do siebie nazwał Piłsudski pogardliwym "panowie z Warszawy" oraz "wstydliwymi zakątkami", o których, jak pisze, dużo można by powiedzieć.

Jaki to ma związek z ideą prometejską? Otóż ten, że J. Piłsudski był reprezentantem systemu wali ruchowej, wielkich rzutów; miłośnik Napoleona, wiedział i wierzył, że "ten, kto pozostaje w umocnieniach musi ponieść klęskę" i dlatego uznawał działanie na dalekich przedpolach umocnień granicznych itp. Idea prometejska jest właśnie głównym polityczno-wojskowym środkiem, umożliwiającym wkroczenie poza granice umocnień dla praktycznego realizowania owej przez Piłsudskiego uznawanej i reprezentowanej la strategie du plain aire. Prometeizm jest jednym z elementów tej właśnie strategii szczególnie ważnym ze względu na narodowościowy charakter kresów zachodnich Rosji. Stąd też jest naturalnym i zrozumiałym, że Piłsudski był i musiał być reprezentantem i zwolennikiem idei prometejskiej o czym świadczy ponadto cały szereg jego prac, wypowiedzi i czynów. Stąd też płynie, że prawem ciągłości i tradycji kompleksów światopoglądowych, te same czynniki, które walczyły z Piłsudskim w pamiętnym sierpniu 1920 r. są i dziś wrogami tej samej strategii otwartego powietrza lub też, lub co najmniej, jej fragmentu prometejskiego. Stąd też mamy podstawę powiedzieć, że to pogardliwe "panowie z Warszawy" oraz "wstydliwe zakątki", dają się zastosować też zapewne do większości wrogów prometeizmu, walczących z nim w sposób nieprzebierający w środkach. Stąd też nie wyobrażamy sobie prawdziwego piłsudczyka, który by całkowicie i bezapelacyjnie zwalczał samą ideę prometejską, stąd też pokrywanie się imieniem Piłsudskiego przez ludzi walczących z prometeizmem traktujemy za nadużycie, które należy piętnować i z którym należy walczyć.

Lecz znowu bylibyśmy zbyt rygorystyczni i doktrynerscy, gdybyśmy sprowadzali walkę z prometeizmem jeno do agentów lub "panów z Warszawy". Istnieje jeszcze jeden kompleks zjawisk politycznych, które należy brać pod rozwagę przy rozważaniu sprawy walki z prometeizmem. Jest to zagadnienie podziału w realizacji każdego wielkiego zjawiska politycznego na zagadnienie jego słuszności i strukturalnego charakteru oraz na zagadnienie koniunktury realizacyjnej. Czyli można przyjąć za założenie, iż idea prometejska jest słuszna i wielka i winna być ową "tajemnicą królewską" wielkich panów narodu polskiego, lecz zarazem można uznać, że chwila obecna nie nadaje się na wcielanie tej idei, jak również błędne jest jej ofensywne wysuwanie w chwili obecnej ze względu na konieczność taktycznych rozliczeń na politykę równowagi wobec zbytniego i niebezpiecznego rozwoju ekspansji ze strony naszych sąsiadów zachodnich. Zgoda! To rozumowanie przyjmujemy i jego reprezentantów traktujemy za ludzi, którzy są w ideowo-politycznym porządku wobec spadku idei po Wielkim Marszałku i wobec racji polskiej. Z tymi możemy dyskutować w sposób najbardziej szczery, i przede wszystkim pozytywny.

Wobec reprezentantów tego poglądu jedną jeno rzecz pragnęlibyśmy podkreślić, iż tak samo, jak wzrost niebezpieczeństwa na zachodzie bynajmniej nie uprawnia nas do demilitaryzacji naszej granicy wschodniej, tak samo uważamy za niedopuszczalne - demilitaryzację tej granicy ze środków ideowo-politycznych, jaką jest idea prometejska, ożywiająca naszą siłę militarną i czyniąca z niej nieprzezwyciężoną potęgę wobec wszelkich jutrzejszych zachcianek naszych wschodnich sąsiadów.

Bolszewicy nie zrezygnowali z akcji Kominternu, o którym w związku z 20-leciem piszą w sposób taki sam, jak pisali przed laty [4] . Czyli wstydliwe jeno zakątki sądzić mogą, że wzorem psychicznych konstrukcji pokolenia niewoli należy czynić odwrotnie, niżeli czynią to bolszewicy i rezygnować z analogicznych rodzajów broni, po to, by się im tchórzliwie przypodobać. Nie na to nie zgodzi się nigdy młoda nacjonalistyczna myśl polska, która tego rodzaju postawę traktuje nie inaczej, jak samobójcze duchowe samorozbrojenie, za którym nieuniknienie pójść będzie musiało rozbrojenie się fizyczne. Tylko analfabeci polityczni i ignoranci sądzą, że mądra i dalekosiężna polityka Moskwy (wszystko jedno - czerwonej, czy białej), pójdzie na płyciznę jakichś pogłębionych współdziałań polsko-sowieckich na tle obecnej ekspansji Niemiec, lub niebezpieczeństwa ukraińskiego. Ostatnie przyciszenie akcji antypolskiej Sowietów na Ukrainie Sowieckiej poprzedzone zostało wielkim zmobilizowaniem wszystkich przeciwko Polsce na zasadzie... idei czerwonej Chmielniczyzny, co w związku z obecnym pogorszeniem się stosunków polsko-ukraińskich wytworzyło fatalną dysproporcję w układzie polsko-sowieckim na korzyść Sowietów i na niekorzyść Polski [5] , która pozwala dziś Sowietom na przejściowe zalecanki do Polski, co tylko tę dysproporcję pogłębia na naszą niekorzyść, gdyż mobilizuje rusofilów polskich przeciwko Ukraińcom i jeszcze bardziej przechyla szalę korzyści rosyjskich, a z drugiej strony agentury niemieckiej wśród Ukraińców. Otóż twierdzimy, że zbytnie gaszenie idei prometejskiej pod płaszczykiem słusznego chwilowo odbierania jej ostrza ofensywnego, oby nie stało się niepostrzeżenie zjawiskiem demobilizacji w dziedzinie bardzo subtelnej i niezmiernie trudnej do zrekonstruowania w chwilach potrzeby.

Reasumując nasze wywody podkreślamy, że uznajemy za rzecz możliwą, dopuszczalną, a nawet korzystną:

a) rozważanie zagadnienia aktualności lub nieaktualności zagadnienia słusznej w swych założeniach i wielkiej, piłsudczykowskiej idei prometejskiej,

b) rozważamy za dopuszczalne i nawet korzystne krytykowanie strony realizacyjno-wykonawczej tego zagadnienia,

c) uważamy za dopuszczalne i korzystne rewizjonistyczne podejścia do prometeizmu,

d) ewentualne reprezentowanie poglądu, że prometeizm nie ma nic wspólnego ze sprawą mniejszości w granicach Rzeczypospolitej i jest zjawiskiem leżącym w obrębie polskich zainteresowań zagranicznych.

Pod żadnym pozorem nie możemy jednak uznać za rzecz dopuszczalną i korzystną - zwalczanie prometeizmu w sumie, jako zjawiska, jako doktryny w jej generalnych zarysach. Takie zwalczanie traktujemy jako nieświadome lub świadome sprzymierzanie się z pracą agentury rosyjskiej, pacyfistycznej itp., za zjawisko zmierzające do demobilizacji moralnej uzbrojenia naszej siły antyrosyjskiej.

Pod adresem błądzących, ale najlepszą wolą nacechowanych wrogów idei prometejskiej rzucamy jedną rzecz do przemyślenia: nigdy i w żadnym wypadku nie propagowaliśmy jakiegokolwiek skurczenia naszych ośrodków konstruktywnej mobilizacji sił moralnie obronnych wobec Zachodu. Praca Instytutu Bałtyckiego, Śląskiego, Związków obrony przed Niemcami, lub akcje zmierzające do utrzymania i podtrzymania mniejszości polskiej w Niemczech były przez nas traktowane jako niezbędne, celowe i słuszne, pomimo bardzo pozytywnego stosunku wobec polityki dobrych stosunków z państwem niemieckim. Wrogowie prometeizmu natomiast stosowali i stosują metodę wręcz odmienną: atakowania wszelkich konstruktywno-ideowych ośrodków mobilizacji antymoskiewskiej, nawet wówczas, gdy przebywając na wschodnich kresach są przede wszystkim powołani do obrony Polski przed Rosją. Taki p. Stefan Rozłucki w piśmie lwowskim "Wola i Czyn" pisze: "Z tej (rosyjskiej) strony nic nam nie grozi w żadnym wypadku, chyba tylko wywrotowa propaganda kominternowska. Ale z tym niebezpieczeństwem daje sobie radę zwykła akcja policyjna...", "Państwo rosyjskie, wszystko jedno w jakiej formie istniejące: sowieckiej, republikańskiej czy monarchicznej, w każdym razie nie zmienione terytorialnie jest jedyną zdrową kombinacją, odpowiadającą polskiej racji politycznej...", "Nasza wschodnia granica jest pewna i spokojna, nikt nie ma interesu w jej naruszaniu..." [6] [podkreślenia - W.B.]. Tak się pisuje we Lwowie w parę miesięcy po sowieckich demonstracjach nad granicą polską w związku ze sprawą czeską i w chwili, gdy akcja Kominternu zostaje w całości sprzężona i zasadniczo podporządkowana Komisariatowi Wojny i Razwiduprowi, przygotowującym tereny przygraniczne Rosji do ewentualnych działań armii sowieckiej [7] .

Fatalny charakter akcji antyprometejskiej, jak to widzimy chociażby z artykułu p. Rozłuckiego, atakującego prometeizm, jest więc nieodłączny od demobilizacji psychicznej wobec Rosji i to nie terenów na zachodzie położonych, co byłoby jakoś tam zrozumiałe, ale właśnie tych, na których wojska rosyjskie działały w roku 1914-15 i w roku 1920.

Ostrzegamy więc przed akcją antyprometejską, gdyż jest to akcja demobilizacyjna wschodniego odcinka zagadnień obronnych polskich, nieodpowiedzialna i wykraczająca w swej formie i treści poza granice celowości i dopuszczalności. Nie znaczy wcale, aby prowadzić to miało do jakiegokolwiek osłabienia naszej siły obronnej i napięcia mobilizacji duchowej wobec niebezpieczeństw od strony zachodniej. Tylko niska demagogia będzie przypisywała akcji prometejskiej jakąś łączność z jakimikolwiek, zresztą w Polsce nie istniejącymi, planami rozbrajania się psychicznego wobec Niemiec. Posiadamy dwa wielkie zagadnienia obronne, falujące w swym napięciu, zagadnienie zachodnie i zagadnienie wschodnie. Nie możemy i nie mamy prawa rezygnować ani z jednego ani z drugiego. My zajmujemy się i specjalizujemy się w sprawie wschodniej i dlatego w tym miejscu podkreślamy z całym naciskiem, iż nie można dopuścić do najmniejszej chociażby demobilizacji wobec wschodu (czego nie należy identyfikować z jakąkolwiek zaczepną ofensywą), gdyż będzie to w swych skutkach bliższych czy dalszych pracą nad rozbrajaniem Polski, czyli największym przestępstwem wobec państwa i narodu polskiego.

 



[1] Ponad 80% Ukraińców zamieszkuje Sowiecką Ukrainę. Podobnie jest z Białorusinami.

[2] Józef Piłsudski, "Pisma zbiorowe", tom II, str. 253, (wyjątki z memoriału złożonego przez J. Piłsudskiego w Tokio, 13 lipca 1904 r.)

[3] Słów tych użył J. Piłsudski w końcu 1919 r. dla celów taktycznych, w czasie przygotowania się do ofensywy kijowskiej.

[4] Por. Gieroiczeskoje dwadcatiletije, "Prawda", 4 marca br.

[5] Wspaniałym przykładem posłużyć nam może m.in. numer kijowskiego "Komunista" z 18 czerwca ub.r., w którym znajdujemy wątek ze sztuki Al. Kornijczuka pt. "Bohdan Chmielnicki". W sztuce tej kobziarz śpiewa: "Ta poidem u czysteje pole, hej, hej, u Warszawu". Zaś obrany hetman Bohdan, podnosząc ofiarowaną mu uroczyście buławę mówi: "...A szlachta na sejmach w Warszawie, Potocki, Wiszniowiecki, Ostrogski, Kalinowski, książęta, książątka, księża i prałaci chwalą się, że "ogniem i mieczem" niszczą chłopów. Schyzmatyk, bydło, chłop, pogarda - oto co dała nam Polska, zabierając wszystko: honor, wolność, wiarę..."

Z ust Bohdana padają słowa o Łobodzie, Naliwajce itd., wreszcie: "Męczennicy z mogił wołają do nas i żądają zemsty. Wybierajcie, rycerze, czy mamy na śmierć oczekiwać, haniebną, czy pójdziemy do walki o ojczyznę, o wolność, honor i wiarę naszego narodu".

Krzywonos: "Na bój prowadź nas Bohdanie".

Tur: "Nich żyje hetman Bohdan".

Chmielnicki (całując buławę): "Pod Żółte Wody na pierwszy bój i dalej pędzić panów-lachów z Ukrainy aż do Wisły".

Oto w jaki sposób przygotowały się Sowiety do dzisiejszego paktowania z Polską.

 

[6] "Wola i Czyn", Lwów, marzec br.

[7] Por. kapitalny artykuł na ten temat: Komintern a przyszła wojna, "Wschód", nr 1/1939.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,267690 sekund(y)