Pewne
prowincjonalne pisemka, pod wpływem idei pacyfistycznych oraz rusofilskich,
wywodzące się zresztą ze światopoglądu przedwojennego, polskiego
i międzynarodowego radykalizmu, rozpoczęły od pewnego czasu nie
przebierającą w środkach propagandę antyprometejską.
Przed
sformułowaniem naszego poglądu na tego rodzaju akcję, zmuszeni jesteśmy
raz jeszcze sprecyzować nasz pogląd na zagadnienie prometejskie,
odpowiadając przede wszystkim na pytanie, co to jest prometeizm
polski?
Prometeizm
polski, jest produktem geografii politycznej Polski. Niezmiennie
stała linia rozwoju terytorialnego oraz ludnościowego Moskwy oraz
rozwój ludnościowy i cywilizacyjny niemczyzny, od XV stulecia relatywnie
kurczą Polskę, wzmagając z każdym stuleciem napór państw ościennych
na Rzeczpospolitą. Z państwa "od morza do morza", Polska
XV-wieczna skurczyła się dziś do 389 tys. km2, wówczas,
gdy Moskwa z państwa o powierzchni 400 000 km2 w XV w.
powiększyła się do 25 mln km2 (licząc wraz z Mongolią
Zewnętrzną i Turkiestanem chińskim). To samo dotyczy ludności. 20
mln ludności Rosji w czasach Katarzyny I urosło dziś do 150-170
mln, zwiększając ludność Rosji w tym czasie ośmiokrotnie.
Zaś 12 mln ludności polskiej w czasach Katarzyny zwiększyło się
tylko do 33 mln w chwili obecnej, co stanowi zwiększenie ludności
polskiej o niepełne trzy razy. Podobnie było z Niemcami. Podzielone i walczące
ze sobą Niemcy, rosnąc w sile wewnętrznej i jednocząc się od czasów
Napoleona I do Anschlussu i przyłączenia Sudetów, stanowią dziś
blok, który rozciąga swe wpływy i na tereny innych, nie-niemieckich
krajów, zwiększając terytorium politycznego zasięgu. Stawiamy pytanie,
co będzie, jeśli te procesy będą postępować nadal, co jest możliwe,
gdyż procesy te mają za sobą, zwłaszcza w odniesieniu do Rosji,
tradycję pięciu stuleci nieprzerwanego rozwoju terytorialnego i ludnościowego?
Nie
jesteśmy jednak, wzorem naszych antagonistów, tajnymi pesymistami
i twierdzimy, że procesy te są u kresu swoich możliwości rozwojowych
i rychło rozpoczną cofanie się w kierunku punktów wyjściowych. Czyli
procesy rozkładowe, przede wszystkim w Rosji (a później i w
innych krajach - zbyt daleko sięgających w maksymalizmie) są
tymi zjawiskami, które załamując tradycyjną krzywą kurczenia się
Polski i wzrastania sąsiadów, uratują Polskę od zagłady.
Prometeizm
polski jest doktryną polityczną liczenia się z procesami rozkładu
Rosji, jako zjawiskami o zasadniczym dla nas znaczeniu.
Prometeizm
polski jest zarazem produktem potrzeb wojskowo-obronnych Polski,
wyrastających z dziejów wojennych Polski. Wyobraźmy sobie układ
sił narodowych Polski i jej głównych sąsiadów: 80
(Niemcy) - 23 (Polacy) - 90 (Wielkorusi).
Przyjmijmy
za założenie, że sojusze międzynarodowe, jakie posiada naród polski,
są równoważone przez sojusze zagraniczne, jakie posiadają jej dziejowi
wrogowie. W jakiż więc sposób zwiększyć potencjał polskich i narodowych
23 mln, wobec przeważających sił sąsiadów? Teoria integralnego nacjonalizmu
proponuje przeistoczenie Polski w wielki Alkazar. Jest to jednak
rozwiązanie połowiczne w najlepszym razie, uzależnione w swym powodzeniu
od płynnego i siłą rzeczy nietrwałego stanu maksymalnego - gwałtownie
wyczerpującego się stanu napięcia sił moralnych i fizycznych narodu.
Należy więc w inny, realnie polityczny sposób sprząc z siłą polską
siły sąsiednie, leżące w bezpośrednim zasięgu, a zagrożone w sposób
jednaki z nami przez mocarstwa materialistycznego imperializmu.
Na drodze do tego sprzęgania spotkamy zagadnienie dośrodkowej polityki
wewnętrznie narodowościowej z jednej strony, oraz ideę prometejską
ze strony drugiej. Słowiańskie mniejszości polskie, realnie zagrożone
w swych olbrzymio przeważających większościach przez czerwoną Rosję, z drugiej strony, historycznie i słowiańsko
antygermańskie, mogłyby wzmocnić w znacznym stopniu nasz potencjał
przede wszystkim antyrosyjski, mogłyby zarazem skierować swe zamiary
ekspansywne i przyszłościowe w stronę wschodnią. Zarzut, iż rzeczywistość
przeczy tym możliwościom, nie jest w całej rozciągłości słuszny,
gdyż nie bierze pod rozwagę faktu, z którym godzą się dziś wszyscy,
z różnych zresztą założeń wychodząc, że nie było dotychczas w Polsce
zasadniczej linii politycznej wobec mniejszości. Skoro takiej polityki
nie było, nie można więc żądać, aby skutki braku polityki były pozytywne.
Nie znaczy to atoli, aby istnienie takiej polityki mogło wykluczyć
wszystkie trudności, jakie na tej drodze się piętrzą. Mniejszości
nigdy nie będą elementem tak wartościowym, jak państwowotwórczy
element podstawowy danego państwa. Mniejszości zawsze będą w znacznym
stopniu ulegać panice, podszeptom obcych sił itp., lecz wytworzenie
w tych mniejszościach silnych grup ugodowych, zneutralizowanie grup
rewolucyjnych, wytworzenie poczucia wspólnoty zasadniczych interesów
oraz odosobnienie elementów bojowo-destrukcyjnych, było i jest rzeczą
w rzeczywistości polskiej możliwą, z której nie skorzystano z największą
szkodą dla racji polskiej. Natomiast umiejętne sprzężenie elementów
słowiańskich Polski z narodem polskim, pozyskałoby nam od razu całe
6 mln mniejszości, co m.in. dopiero wówczas mogłoby urealnić postulat
walki z żydostwem, dziś sprytnie bronionym w Polsce przez stan "bellum
contra omnes", kończący się na znacznej kapitulacji wobec żydostwa.
Z
drugiej strony idea prometejska, stojąc na stanowisku sprzęgania
z siłą polską sił odśrodkowych i narodowych Rosji, ogromnie rozszerzyłaby
bazę mobilizacyjną Polski, rozciągając ją na tereny dawnej jagiellonosfery.
Historia wojenna Polski poucza (oczywiście nie tych, dla których
jest wcale nieznaną), iż tak było od czasów najdawniejszych do czasów
klęskowych, gdy to wyrzeczono się sięgania do tej bazy mobilizacyjnej
na międzymorzu bałtycko-czarnomorskim, a zasklepiono się w granicach
narodowych, w dodatku stanowo-szlacheckich. W ten sposób siła polska
i narodowa, wyrażająca się skromną liczbą 23 mln, zwiększona przez
6 mln pozyskanych twórczą polityką mniejszościową, zwiększyłaby
się dodatkową siłą X, mogącą urosnąć do olbrzymiej potęgi w chwilach
konfliktu polsko-moskiewskiego, gdy Polska wyzwolona z obowiązujących
traktatowo przyrzeczeń "powołałaby pod broń" siły wobec
historycznej Moskwy wrogie i do narodowego wyzwolenia dążące.
Prometeizm
polski jest więc ideą rozszerzenia szczupłej, polskiej bazy mobilizacyjnej
na dawne historyczne obszary wpływów polskich, celem ewentualnego
sprzęgania działań wyzwoleńczych słowiańskich mniejszości polskich
i ludów ZSSR z polską akcją obronną.
Prometeizm
polski jest również produktem doświadczeń historii wojennej świata
i Polski, zawsze rozgrywających czynnik wolności w chwilach decydujących
zmagań się i próby sił.
W
najobszerniejszej współczesnej Historii
sztuki wojennej Hansa Delbrücka czytamy: "Hannibal wyruszył
lądem, bowiem w ten sposób zbliżył się do Gallów, narodu gotowego
natychmiast połączyć się z nim przeciwko Rzymowi. Jeśli natomiast
wyruszyłby on wprost na Sycylię, to w ciągu bardzo długiego okresu
czasu byłby zmuszony liczyć wyłącznie tylko na własne siły..."
Wstępując do Italii, Hannibal ogłosił, iż zjawił się
nie dla podbojów ludów półwyspu, lecz dla wyzwolenia ich z niewoli
rzymskiej. Po każdej bitwie zwalniał on pobranych jeńców sojuszniczych
bez wykupu, aby mogli oni powiadomić swe ojczyzny o celach i wspaniałości
wodza Kartaginy.
"Po
Kannach zaczęło się masowe odrywanie się od Rzymu jego sojuszników.
Do Hannibala przyłączyło się największe po Rzymie miasto Italii...
Kapua, potem wielka liczba okręgów i niewielkich miast, wreszcie
trzecie miasto Italii - Tarent. Na północy podtrzymali Kartaginę
Gallowie, a w Sycylii przeszły na ich stronę Syrakuzy. Gdyby Hannibal
posiadał możność nieustannie i pod presją podtrzymywać ten ruch
nadal, doprowadziłby wreszcie do momentu, gdy osłabieni Rzymianie
byliby zmuszeni zawrzeć pokój, lub też baza Hannibala w Italii na
tyle by się rozszerzyła, że pozwoliłaby mu przystąpić do oblężenia
Rzymu".
Ostateczne
powodzenie pozostało jednak w ręku wielkiego Rzymu, nie zaś w rękach
wodza słabszej, mniejszej i niewolniczej Kartaginy. Lecz i w tym
upadku afrykańskiego państwa odegrał rolę czynnik wolności. Plemiona
numidyjskie, podbite przez Kartaginę, i ich wódz Massynissa stały
się sojusznikami Rzymu i plany Scypiona, zharmonizowane z ruchami
i akcją Numidyjczyków, były jednym z fundamentów zwycięstwa Rzymu
nad Kartaginą.
Podobnie
było z Napoleonem. Czerwone płomienie rewolucyjnej wolności buchały
z pierwszych rozkazów generała Bonaparte, zwyciężającego we Włoszech.
"...Musicie
mi jednak zaprzysiąc, że jeden warunek spełnicie. Musicie szanować uwalniane ludy, musicie stłumić straszliwe rabunki,
do jakich wyrywają się szubrawcy, biorący przykład z naszych nieprzyjaciół.
Inaczej nie bylibyście oswobodzicielami
ludów, lecz karą boską dla nich - rozkazywał Bonaparte w 1796
r. we Włoszech, po okupacji Piemontu i przed zamiarami opanowania
Lombardii i przeniesienia wojny do Bawarii. Kończąc ten rozkaz,
Bonaparte zwraca się do ludów Włoch: "Ludy Italii! Armia francuska
przybyła rozerwać wasze kajdany. Naród francuski jest przyjacielem
wszystkich narodów. Okażcie nam zaufanie. Uszanujemy waszą własność,
religię i obyczaje. Prowadzimy wojnę, jako wielkoduszni wrogowie
i zwracamy się tylko przeciw Tyranom, którzy was ujarzmiają".
Jest
rzeczą znamienną, że Bonaparte, przekształcający się w cesarza Napoleona,
siłą rzeczy musiał zmienić swą taktykę i z herolda wolności i podbojowej
"dżumy" haseł rewolucji francuskiej stawał się przedstawicielem
francuskiej zaborczości i materialnego imperializmu. Od tej chwili
role się zmieniają. Sztandar wolności ludów przechodzi do rąk wrogów.
Wykorzystuje tę okazję Rosja, która za pomocą swych niemieckich
agentów i doradców, takich jak pruski minister Gruner, major von
der Goltz, baron von Stein, nawet generał Clausewitz, prowadzi olbrzymią
antynapoleońską i wolnościowo-niemiecką propagandę. Na tej propagandzie
i przygotowanej zdradzie żołnierzy niemieckich Wielkiej Armii Napoleona
osnuta jest połowa zwycięstwa nad bogiem wojny i połowa źródeł jego
klęski. Słabnący w swych zdolnościach Napoleon, atakowany swym własnym
orężem, sam zapomniał o dawnych warunkach swego powodzenia. Jak
pisze sowiecki generał Swieczin, zapomniał on wykorzystać wolnościowe
hasło socjalne, rzucające pańszczyźnianych chłopów Rosji na panów,
a zarazem nie skorzystał, jak wiemy skądinąd, z projektów ambasadora
francuskiego w Stambule - podjęcia ruchawki kozacko-ruskiej przeciwko
Moskwie. Na Napoleonie sprawdziło się przysłowie: kto czym wojuje,
sam od tego ginie. Oręż wolności, który ułatwił mu odniesienie tylu
zwycięstw, zdradzony przez niego, a trafiony do rąk jego wrogów,
zadecydował o jego klęsce. Nie pomogła nawet jego genialność wodza,
jego strategia oderwana od polityki i wolności stała się martwą
sztuką mechanicznego poruszania bryłami, z których uciekła dusza.
J.
Piłsudski - wróg systemu kordonowego i wojny na wyczerpanie, natomiast,
jak każda potężna i wielka postać, zwolennik ruchu i manewru - był
zarazem przedstawicielem nieodłącznej od wojny ruchowej i od tradycji
jagiellońskiej polityki wolności. Dyskusje na temat tego, czy J.
Piłsudski był prometeistą czy też nim nie był, mogą się toczyć tylko
w gronie bardzo mało zorientowanym. Jest rzeczą zupełnie jasną,
nawet wówczas, gdybyśmy na dowód tego nie mogli przytoczyć ani jednego
argumentu w postaci wypowiedzi lub enuncjacji J. Piłsudskiego, iż
był on nie tylko prometeistą, ale właśnie autorem lub odrodzicielem
dawnej polskiej, strategicznej i politycznej szkoły wolnościowej.
W
1904 r. w drodze do Japonii ułożył Piłsudski memoriał dla rządu
japońskiego, w którym pisał wyraźnie i zdecydowanie, iż "Rosja
tylko na pozór jest państwem jednolitym, w istocie zaś tej jednolitości
nie ma..."
"...Dodać
do tego należy, że przeważna część państwa została przyłączona do
imperium mocą podboju i wcielenia gwałtem krajów i narodów, które
przedtem żyły innym życiem, zupełnie od rosyjskiego odmiennym. Różnice
więc w tradycjach historycznych oraz pamięć o gwałtach minionych
i obecnych jeszcze bardziej pogłębiają niejednolitość państwa carskiego.
Ten
brak jednolitości w państwie stanowi główną słabość jego - jego
piętę Achillesa, punkt, na który wszyscy wrogowie państwa rosyjskiego
bić powinni, gdyż z tej strony jest ono najbardziej "vulnerable".
Odczuwa to doskonale rząd carski i osią jego polityki wewnętrznej
jest polityka rusyfikacyjna, polityka wiodąca do zlania całego imperium
w jedną stumilionową masę Rosjan, prowadząca do zatarcia różnic
kulturalno-narodowościowych pomiędzy poddanymi cara."
"Ta
siła Polski i jej znaczenie wśród części składowych państwa rosyjskiego
daje nam śmiałość stawiania sobie jako celu politycznego - rozbicie państwa rosyjskiego na główne części składowe i usamowolnienie
przemocą wcielonych w skład imperium krajów. Uważamy to nie
tylko jako spełnienie kulturalnych dążeń naszej ojczyzny do samodzielnego
bytu, lecz i jako gwarancję tego bytu, gdyż Rosja, pozbawiona swych
podbojów, będzie o tyle osłabiona, że przestanie być groźnym i niebezpiecznym
sąsiadem".
W
dobie poprzedzającej wojnę światową J. Piłsudski zastanawiał się
nad sprawą zespolenia wysiłków innych ludów w walce z największym
i najcięższym zaborcą Polski - Rosją. Akcja Leona Wasilewskiego,
w myśl wytycznych Piłsudskiego kontaktującego się z przedstawicielami
ludów Rosji, zabiegi PPS idące w tym samym kierunku, wreszcie odczyt
J. Piłsudskiego wygłoszony w lwowskiej "Siczi" w 1913
r. na temat konieczności przygotowań się do czynnej akcji zbrojnej,
świadczą dobitnie o uznawaniu przez przyszłego Wielkiego Marszałka
znaczenia tej koalicyjnej, zjednoczonej polityki wolnościowej dla
obalenia zarówno niemieckiego, austriackiego, jak i rosyjskiego
gmachu niewoli.
Kwiecień
1920 r. stał się czynną manifestacją przez J. Piłsudskiego wiary
w te wytyczne polskiej polityki wobec Rosji, które przed 16 laty
zawarł w swym japońskim memoriale. Najzupełniej celowy i względami
jutrzejszych potrzeb obronnych Polski podyktowany wzgląd odepchnięcia
Rosji od polskich granic wschodnich poprzez przyczynienie się do
powstania niepodległej Ukrainy i ewentualnie innych krajów znalazło
swój wyraz w wyprawie kijowskiej, podyktowanej ponadto ofensywnymi
zamiarami bolszewików oraz koniecznością zaskoczenia ich i pomieszania
ich szyków.
Zupełnie
hannibalowską i zarazem napoleońską jest odezwa J. Piłsudskiego
do mieszkańców Ukrainy z kwietnia 1920 r.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Wojska
Rzeczypospolitej Polskiej na rozkaz mój ruszyły naprzód, wstępując
głęboko na ziemie Ukrainy.
Ludności
ziem tych czynię wiadomym, iż wojska polskie usuną z terenów, przez
Naród Ukraiński zamieszkałych, obcych najeźdźców, przeciwko którym
lud ukraiński powstawał z orężem w ręku, broniąc swych sadyb przed
gwałtem, rozbojem i grabieżą.
Wojska
polskie pozostaną na Ukrainie przez czas potrzebny po to, aby władzę
na ziemiach tych mógł objąć prawy rząd ukraiński. Z chwilą, gdy
Rząd Narodowy Rzeczypospolitej Ukraińskiej powoła do życia władze
państwowe, gdy na rubieży staną zastępy zbrojne ludu ukraińskiego,
zdolne uchronić kraj ten przed nowym najazdem, a wolny naród będzie
w mocy sam o losach swoich stanowić - żołnierz polski powróci w
granice Rzeczypospolitej Polskiej, spełniwszy szczytne zadanie walki
o Wolność Ludów.
Razem
z wojskami polskimi wracają na Ukrainę szeregi walecznych jej synów
pod wodzą Atamana Głównego Semena Petlury, które w Rzeczypospolitej
Polskiej znalazły schron i pomoc w najcięższych dniach próby dla
ludu ukraińskiego.
Wierzę,
iż Naród Ukraiński wytęży wszystkie siły, aby z pomocą Rzeczypospolitej
Polskiej wywalczyć wolność własną i zapewnić ziemiom swej Ojczyzny
szczęście i dobrobyt, którymi cieszyć się będzie po powrocie do
pracy w pokoju.
Wszystkim
mieszkańcom Ukrainy bez różnicy stanu, pochodzenia i wyznania, Wojska
Rzeczypospolitej Polskiej zapewniają obronę i opiekę.
Wzywam
Naród Ukraiński i wszystkich mieszkańców tych Ziem, by - niosąc
cierpliwie ciężary, jakie trudny czas wojny nakłada - dopomagali
w jego krwawej walce o ich własne życie i wolność.
26
kwietnia 1920 r.
Kwatera
Główna
Józef
Piłsudski
Wódz
Naczelny Wojsk Polskich"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W
analogiczny sposób została zredagowana odezwa ówczesnego generała-porucznika
i Dowódcy Armii E. Śmigłego-Rydza z dn. 9 maja 1920 r.:
"Z
rozkazu Naczelnego Wodza Wojsk Polskich J. Piłsudskiego na podstawie
porozumienia Rządów polskiego i ukraińskiego, przy współdziałaniu
armii ukraińskiej wojska polskie przyszły by uwolnić Wasz kraj od
najazdu barbarzyństwa i bezprawia bolszewickiego, by dać możność
rządowi ukraińskiemu budowania podwalin swego państwa..."
Polityczna
strona wyprawy kijowskiej spotkała się z nieprzewidzianą siłą kontrakcji
bolszewickiej. Lecz strona wojskowa wypraw - uprzedzająca ofensywa
wobec zamiarów bolszewickich - dała rezultaty zadowalające. Bez
wyprawy kijowskiej i pomieszania szyków bolszewickiej, dobrze przygotowanej
wyprawy na Warszawę, kto wie, czy dałoby się Polskę wówczas obronić
i najazd bolszewicki odrzucić. Faktem wszak jest, że (wg generała
Kutrzeby), "wojska polskie zaangażowane przez czas pewien na
ukraińskim terenie operacyjnym, potrafiły na czas, w odpowiedniej
sile i w dużej wartości stanąć do rozprawy rozstrzygającej nad Wisłą.
A zwycięskie dotąd na Ukrainie i Wołyniu armie sowieckie? Czy one
wzięły i mogły wziąć udział w tej bitwie? Nie wzięły i nie mogły
wziąć udziału we właściwym czasie... Ani XII armia sowiecka, ani
szybka konna armia Budionnego w bitwie nad Wisłą udziału nie wzięły.
"Sowiety zniszczyły swe najlepsze siły na Ukrainie. Rosja nie
mogła rzucić na Polskę tych sił, jakie zamierzała rzucić".
Tzw. cud nad Wisłą, a właściwie manewr znad Bugu, począł się więc
w wyprawie kijowskiej. Ponadto wyprawa kijowska obudziła na wielkich
obszarach Europy wschodniej mit wielkiej, potężnej Polski, co stanowiło
o niepowodzeniu wielu sowieckich planów na Ukrainie, Białorusi i
Kaukazie. Śmierć zaś Marszałka odczuto na tych terenach jako tragedię
osobistą tych ludów.
Tajemnica
cudów wojennych polega na tym, że wolność posiada niezliczonych
przyjaciół na tyłach nieprzyjacielskich. Tych niezliczonych przyjaciół
Polski na terenie całej Europy nierosyjskiej, a będącej pod władzą
sowiecką, stworzył Piłsudski i jego wyprawa kijowska.
Fakt prometejskiego charakteru politycznej strategii
J. Piłsudskiego, w świetle wojennej historii ludów Europy, zamiłowań
Wielkiego Marszałka do tradycji jagiellońskiej i Napoleona oraz
jego enuncjacji i wyprawy kijowskiej, jest faktem niedyskusyjnym
i łatwo zrozumiałym.
Polityka
wolności czy eksploatacji dążeń wolnościowych znalazła swój wyraz
w okresie wojny światowej m.in. w dwóch bardzo jaskrawych przykładach.
Pierwszego udzieli nam niemiecki kapitan von Rintelen, zastępca
von Papena w Waszyngtonie, który od dawna od swej ojczyzny oderwanych,
mówiących tylko po angielsku i zamerykanizowanych Irlandczyków wyzyskał
do wielkiej dywersyjnej akcji antyangielskiej. Akcja ta dała świetne
rezultaty, a trwałość uczuć narodowych i chęć zemsty za poniesione
krzywdy u elementu, zdawało się, zupełnie od spraw dalekiej i na
wpół zapomnianej ojczyzny oderwanego, jest tu wręcz zdumiewająca.
Drugiego przykładu udzieli nam angielski pułkownik Lawrence, który
skłócone, zdawało się pozbawione wszelkiego poczucia idei narodowej
i wartości państwowotwórczych szczepy arabskie, potrafił zorganizować
i rzucić je do walki ze zjednoczoną potęgą turecko-niemiecką na
Bliskim Wschodzie. Rola tych zabiegów Lawrence'a w ciężkich warunkach
pustyni arabskiej i krajów przyległych była niezwykle doniosła i
o wielu powodzeniach oręża angielskiego zadecydowała.
Reasumując,
stwierdzamy, iż w dziejach walk narodów, państw, czy ludów, jednym
z głównych rodzajów broni, jest prometejskie hasło wolności, używane
zarówno szczerze, jak i nieszczerze. Hasło to maskowało niekiedy
podboje i ucisk, kiedy indziej służyło dla walk wyzwoleńczych, to
znowu współdziałało w uzasadnieniu wojen obronnych i akcji jednoczenia
wysiłków krajów. Jeśli nie spotykamy silniejszych przejawów tego
hasła w dobie średniowiecza, to dlatego, że średniowiecze było okresem
dekadencji sztuki wojennej i walk międzynarodowych. Renesans zapoczątkowuje
odrodzenie klasycznej sztuki wojennej i wielkich wojen między narodami,
a zarazem i odrodzenia tego wielkiego wolnościowego oręża największych
wodzów i motoru największych bitew świata. Ostatnia wielka wojna
światowa, zapoczątkowana jako wojna państw, zamieniła się rychło
w wojnę narodów walczących o swą wolność lub o zagrożony byt. W
tym właśnie momencie była ona najstraszniejsza i najbardziej decydująca.
Nie inaczej będzie w wojnie najbliższej. Wojna ta, stanie się wojną
narodów i te armie pójdą naprzód i u stóp swoich złożą sztandary
pokonanych, które poprzedzać będzie legenda wolności i zapowiedź
wyzwolenia. Tyły armii wrogich kruszyć się będą pod wpływem działania
tej właśnie "wolności dżumy" i w tej "dżumie"
leżeć będą źródła rozwalania się największych armii i zwycięstwa
armii małych, lecz umiejętnie kojarzących broń materialną z bronią
duchową, karabiny i lotnictwo, tanki i artylerię z akcją wolnościową,
z ideą wspólnoty losów narodów zagrożonych w swym bycie...
Prometeizm
polski posiada więc wspaniałą, arystokratyczną genealogię, zrozumiałą
dla postaci w rodzaju Adama Czartoryskiego, ale niezrozumiałą dla
kreatury w rodzaju Czyńskiego.
Prometeizm
polski jest również produktem ogólnej koniunktury. Przecież nie
możemy zapomnieć, że żyjemy w czasach olbrzymiego rozwoju idei nacjonalistycznych
w świecie. Odwrócenie się od tej prawdy prawd naszych czasów byłoby
najlepszym środkiem odwrócenia się od rzeczywistości, a tym samym
podporządkowania się jakimś oderwanym doktrynom. Zwrócenie się natomiast
twarzą do istniejących potężnych prądów daje możność sprzęgania
idei rozwoju polskiego z siłami poruszającymi współczesnym światem
oraz daje możność regulowania tych prądów w duchu możliwie dla Polski
dogodnym, a zarazem utrudniającym wrogom Polski wykorzystanie ich
przeciwko Polsce.
W
odniesieniu do Rosji, zagadnienie koniunktury wygląda w ten sposób,
że Rosja jest dziś podminowana procesami rozkładowymi i narodowymi,
co popycha w kierunku rosyjskim zarówno Niemcy, jak i Japonię, a
zapewne i inne potęgi. Odwrócenie się Polski od tych procesów może
bynajmniej tych procesów nie powstrzymać, a zostawić nas na uboczu
i narazić na olbrzymie straty, wypływające z odwiecznej zasady:
nieobecni tracą. Negatywna więc lub pozytywna polityka nasza wobec
Niemiec nakazuje nam gotowość i obecność przy wszelkich procesach
rozkładowych w Rosji i współudział przy ich ewentualnym dokonywaniu
się. Nie można tego dokonać bez posiadania aparatury ideowo-politycznej,
jaką jest idea prometejska.
Widzimy
więc, że:
1)
względy struktury rozwojowej Polski
i głównych sąsiadów, odbywające się od pięciu stuleci na niekorzyść
Polski, zmuszają nas liczyć się z procesami rozpadu u sąsiada niejednolitego
(Rosji), jako z warunkiem załamania się powyższego procesu i ewentualnego
uchwycenia równowagi wobec zachodu w polityce wschodniej lub też,
co najmniej, wzmocnienia się wobec zachodu przez przerzucenie części
sił zneutralizowanego przez podział wschodu na zachód Polski,
2)
względy obronne Polski, zawsze
zasilającej się elementami wschodu Europy, jak świadczy o tym historia
wojenna Polski oraz powstającej armii polskiej,
3)
precedensy historyczno-wojenne,
ciągnące się od Hannibala do Piłsudskiego, oraz
4)
względy koniunktury nacjonalistycznej
w świecie obecnym.
Wszystko
to razem, w sumie, dyktuje nam potraktowanie idei prometejskiej,
jako czynnika politycznego, wyrzeczenie się którego byłoby samobójstwem,
wyrazem kapitulacji wobec niekorzystnych wobec nas procesów dziejowych,
lub też produktem tajnego dążenia do zlania się w puszkinowskim
"morzu słowiańskim" Rosji, dlatego, że niebezpieczeństwo
niemieckie jest dziś tak wielkie.
W
świetle powyższym zrozumiałym staje się fakt częstokroć najsilniejszego
ataku antyprometejskiego w kołach, które w maju 1926 r. wystąpiły,
z przedwojennego radykalizmu się wywodzą, lecz które z ukrytymi
i tajnymi celami rewolucji majowej nic w istocie wspólnego nie mieli
i nie mają, wykorzystując dziś jeno swoje koneksje i wpływy rzekomych
"piłsudczyków" dla tym skuteczniejszego zlikwidowania
celów i zamierzeń tej rewolucji.
Twierdzimy więc, że zarówno część walki
z ideą prometejską w Polsce, jak również jej zmniejszona w pewnych
kołach popularność, jest produktem oddziaływania bardzo zamaskowanej
pracy agentury sowieckiej oraz współpracującej z nią agentury Czech
Benesza, częściowo francuskiej, w pewnych okresach rumuńskiej, litewskiej,
a poza tym żydowskiej, masońskiej i pacyfistycznej. Przypomnimy
w tym miejscu pikantny szczegół wsypania się konsula czeskiego w
Poznaniu, subwencjonującego słowianistyczną akcję o bardzo specyficznym
zapaszku.
To
atoli agenturalne źródło walki z ideą prometejską w Polsce nie wyczerpuje
całości zagadnienia źródeł antyprometejskich w Polsce. Bylibyśmy
prostakami, gdybyśmy wszystko przypisywali tylko i wyłącznie ciemnym
siłom, a nic powodom płynącym ze szczerze odmiennych poglądów i
zdań ludzi uczciwych i wspólnie z nami z agenturami w Polsce walczących.
Otóż tym innym źródłem walki jest czynnik, który J. Piłsudski określił
mianem "panów z Warszawy" i "wstydliwymi zakątkami"
w swej kapitalne pracy o roku 1920. Wyjaśnimy te tajemnicze powiedzonka
w skrótach myślowych. Gdy w sierpniu 1920 r. Piłsudski przygotowywał
manewr znad Bugu, spotkał się ze sprzeciwami osób o mentalności
minimalistów i oportunistów, którzy pragnęli cały wysiłek Polski
skupić na linii Wisły i obrony samej Warszawy, nie godzili się natomiast
z wydzieleniem większej armii manewrowo-uderzeniowej, która pod
komendą Piłsudskiego miała, wzorem Napoleona, rzucić się na bok
i tyły nieprzyjaciela, i w ten sposób zlikwidować jednym wielkim
i śmiałym uderzeniem cały najazd bolszewicki na Polskę. Walka wielkiego
ducha Piłsudskiego z kilku osobami z jego ówczesnego otoczenia doprowadziła
do częściowego zwycięstwa Piłsudskiego, nie mogącego odwojować silnej
armii manewrowej, która byłaby dostateczną dla zadania decydującego
ciosu czerwonym. Tych właśnie niektórych pomocników i ich sprzeciwy
w stosunku do siebie nazwał Piłsudski pogardliwym "panowie
z Warszawy" oraz "wstydliwymi zakątkami", o których,
jak pisze, dużo można by powiedzieć.
Jaki
to ma związek z ideą prometejską? Otóż ten, że J. Piłsudski był
reprezentantem systemu wali ruchowej, wielkich rzutów; miłośnik
Napoleona, wiedział i wierzył, że "ten, kto pozostaje w umocnieniach
musi ponieść klęskę" i dlatego uznawał działanie na dalekich
przedpolach umocnień granicznych itp. Idea prometejska jest właśnie głównym polityczno-wojskowym
środkiem, umożliwiającym wkroczenie poza granice umocnień dla
praktycznego realizowania owej przez Piłsudskiego uznawanej i reprezentowanej
la strategie du plain aire.
Prometeizm jest jednym z elementów tej właśnie strategii szczególnie
ważnym ze względu na narodowościowy charakter kresów zachodnich
Rosji. Stąd też jest naturalnym i zrozumiałym, że Piłsudski
był i musiał być reprezentantem i zwolennikiem idei prometejskiej
o czym świadczy ponadto cały szereg jego prac, wypowiedzi i czynów.
Stąd też płynie, że prawem ciągłości i tradycji kompleksów światopoglądowych,
te same czynniki, które walczyły z Piłsudskim w pamiętnym sierpniu
1920 r. są i dziś wrogami tej samej strategii otwartego powietrza
lub też, lub co najmniej, jej fragmentu prometejskiego. Stąd
też mamy podstawę powiedzieć, że to pogardliwe "panowie z Warszawy"
oraz "wstydliwe zakątki", dają się zastosować też zapewne
do większości wrogów prometeizmu, walczących z nim w sposób nieprzebierający
w środkach. Stąd też nie wyobrażamy sobie prawdziwego piłsudczyka,
który by całkowicie i bezapelacyjnie zwalczał samą ideę prometejską,
stąd też pokrywanie się imieniem Piłsudskiego przez ludzi walczących
z prometeizmem traktujemy za nadużycie, które należy piętnować i
z którym należy walczyć.
Lecz
znowu bylibyśmy zbyt rygorystyczni i doktrynerscy, gdybyśmy sprowadzali
walkę z prometeizmem jeno do agentów lub "panów z Warszawy".
Istnieje jeszcze jeden kompleks zjawisk politycznych, które należy
brać pod rozwagę przy rozważaniu sprawy walki z prometeizmem. Jest
to zagadnienie podziału w realizacji każdego wielkiego zjawiska
politycznego na zagadnienie jego słuszności i strukturalnego charakteru
oraz na zagadnienie koniunktury realizacyjnej. Czyli można przyjąć
za założenie, iż idea prometejska jest słuszna i wielka i winna
być ową "tajemnicą królewską" wielkich panów narodu polskiego,
lecz zarazem można uznać, że
chwila obecna nie nadaje się na wcielanie tej idei, jak również
błędne jest jej ofensywne wysuwanie w chwili obecnej ze względu
na konieczność taktycznych rozliczeń na politykę równowagi wobec
zbytniego i niebezpiecznego rozwoju ekspansji ze strony naszych
sąsiadów zachodnich. Zgoda! To rozumowanie przyjmujemy i jego
reprezentantów traktujemy za ludzi, którzy są w ideowo-politycznym
porządku wobec spadku idei po Wielkim Marszałku i wobec racji polskiej.
Z tymi możemy dyskutować w sposób najbardziej szczery, i przede
wszystkim pozytywny.
Wobec
reprezentantów tego poglądu jedną jeno rzecz pragnęlibyśmy podkreślić,
iż tak samo, jak wzrost niebezpieczeństwa na
zachodzie bynajmniej nie uprawnia nas do demilitaryzacji naszej
granicy wschodniej, tak samo uważamy za niedopuszczalne - demilitaryzację
tej granicy ze środków ideowo-politycznych, jaką jest idea prometejska,
ożywiająca naszą siłę militarną i czyniąca z niej nieprzezwyciężoną
potęgę wobec wszelkich jutrzejszych zachcianek naszych wschodnich
sąsiadów.
Bolszewicy
nie zrezygnowali z akcji Kominternu, o którym w związku z 20-leciem
piszą w sposób taki sam, jak pisali przed laty. Czyli wstydliwe jeno zakątki sądzić mogą, że
wzorem psychicznych konstrukcji pokolenia niewoli należy czynić
odwrotnie, niżeli czynią to bolszewicy i rezygnować z analogicznych
rodzajów broni, po to, by się im tchórzliwie przypodobać. Nie na
to nie zgodzi się nigdy młoda nacjonalistyczna myśl polska, która
tego rodzaju postawę traktuje nie inaczej, jak samobójcze duchowe
samorozbrojenie, za którym nieuniknienie pójść będzie musiało rozbrojenie
się fizyczne. Tylko analfabeci polityczni i ignoranci sądzą, że
mądra i dalekosiężna polityka Moskwy (wszystko jedno - czerwonej,
czy białej), pójdzie na płyciznę jakichś pogłębionych współdziałań
polsko-sowieckich na tle obecnej ekspansji Niemiec, lub niebezpieczeństwa
ukraińskiego. Ostatnie przyciszenie akcji antypolskiej Sowietów
na Ukrainie Sowieckiej poprzedzone zostało wielkim zmobilizowaniem
wszystkich przeciwko Polsce na zasadzie... idei czerwonej Chmielniczyzny,
co w związku z obecnym pogorszeniem
się stosunków polsko-ukraińskich wytworzyło fatalną dysproporcję
w układzie polsko-sowieckim na korzyść Sowietów i na niekorzyść
Polski, która pozwala dziś Sowietom na przejściowe zalecanki
do Polski, co tylko tę dysproporcję pogłębia na naszą niekorzyść,
gdyż mobilizuje rusofilów polskich przeciwko Ukraińcom i jeszcze
bardziej przechyla szalę korzyści rosyjskich, a z drugiej strony
agentury niemieckiej wśród Ukraińców. Otóż twierdzimy, że zbytnie
gaszenie idei prometejskiej pod płaszczykiem słusznego chwilowo
odbierania jej ostrza ofensywnego, oby nie stało się niepostrzeżenie
zjawiskiem demobilizacji w dziedzinie bardzo subtelnej i niezmiernie
trudnej do zrekonstruowania w chwilach potrzeby.
Reasumując
nasze wywody podkreślamy, że uznajemy za rzecz możliwą, dopuszczalną,
a nawet korzystną:
a)
rozważanie zagadnienia aktualności lub nieaktualności zagadnienia
słusznej w swych założeniach i wielkiej, piłsudczykowskiej idei
prometejskiej,
b)
rozważamy za dopuszczalne i nawet korzystne krytykowanie strony
realizacyjno-wykonawczej tego zagadnienia,
c)
uważamy za dopuszczalne i korzystne rewizjonistyczne podejścia do
prometeizmu,
d)
ewentualne reprezentowanie poglądu, że
prometeizm nie ma nic wspólnego ze sprawą mniejszości w granicach
Rzeczypospolitej i jest zjawiskiem leżącym w obrębie polskich zainteresowań
zagranicznych.
Pod
żadnym pozorem nie możemy jednak uznać za rzecz dopuszczalną i korzystną
- zwalczanie prometeizmu w sumie, jako zjawiska, jako doktryny w
jej generalnych zarysach. Takie zwalczanie traktujemy jako nieświadome
lub świadome sprzymierzanie się z pracą agentury rosyjskiej, pacyfistycznej
itp., za zjawisko zmierzające do demobilizacji moralnej uzbrojenia
naszej siły antyrosyjskiej.
Pod
adresem błądzących, ale najlepszą wolą nacechowanych wrogów idei
prometejskiej rzucamy jedną rzecz do przemyślenia: nigdy i w żadnym
wypadku nie propagowaliśmy jakiegokolwiek skurczenia naszych ośrodków
konstruktywnej mobilizacji sił moralnie obronnych wobec Zachodu.
Praca Instytutu Bałtyckiego, Śląskiego, Związków obrony przed Niemcami,
lub akcje zmierzające do utrzymania i podtrzymania mniejszości polskiej
w Niemczech były przez nas traktowane jako niezbędne, celowe i słuszne,
pomimo bardzo pozytywnego stosunku wobec polityki dobrych stosunków
z państwem niemieckim. Wrogowie prometeizmu natomiast stosowali
i stosują metodę wręcz odmienną: atakowania wszelkich konstruktywno-ideowych
ośrodków mobilizacji antymoskiewskiej, nawet wówczas, gdy przebywając
na wschodnich kresach są przede wszystkim powołani do obrony Polski
przed Rosją. Taki p. Stefan Rozłucki w piśmie lwowskim "Wola
i Czyn" pisze: "Z tej (rosyjskiej) strony nic
nam nie grozi w żadnym wypadku,
chyba tylko wywrotowa
propaganda kominternowska. Ale z tym niebezpieczeństwem daje sobie
radę zwykła akcja policyjna...", "Państwo rosyjskie, wszystko
jedno w jakiej formie istniejące: sowieckiej, republikańskiej czy
monarchicznej, w każdym razie nie zmienione terytorialnie jest jedyną zdrową kombinacją, odpowiadającą
polskiej racji politycznej...", "Nasza wschodnia granica
jest pewna i spokojna, nikt nie ma interesu w jej naruszaniu..." [podkreślenia - W.B.]. Tak się pisuje we Lwowie
w parę miesięcy po sowieckich demonstracjach nad granicą polską w związku
ze sprawą czeską i w chwili, gdy akcja Kominternu zostaje w całości
sprzężona i zasadniczo podporządkowana Komisariatowi Wojny i Razwiduprowi,
przygotowującym tereny przygraniczne Rosji do ewentualnych działań
armii sowieckiej.
Fatalny
charakter akcji antyprometejskiej, jak to widzimy chociażby z artykułu
p. Rozłuckiego, atakującego prometeizm, jest więc nieodłączny od
demobilizacji psychicznej wobec Rosji i to nie terenów na zachodzie
położonych, co byłoby jakoś tam zrozumiałe, ale właśnie tych, na
których wojska rosyjskie działały w roku 1914-15 i w roku 1920.
Ostrzegamy więc przed akcją antyprometejską,
gdyż jest to akcja demobilizacyjna wschodniego odcinka zagadnień
obronnych polskich, nieodpowiedzialna i wykraczająca w swej formie
i treści poza granice celowości i dopuszczalności. Nie znaczy wcale, aby prowadzić to miało do jakiegokolwiek
osłabienia naszej siły obronnej i napięcia mobilizacji duchowej
wobec niebezpieczeństw od strony zachodniej. Tylko niska demagogia
będzie przypisywała akcji prometejskiej jakąś łączność z jakimikolwiek,
zresztą w Polsce nie istniejącymi, planami rozbrajania się psychicznego
wobec Niemiec. Posiadamy dwa wielkie zagadnienia obronne, falujące
w swym napięciu, zagadnienie zachodnie i zagadnienie wschodnie.
Nie możemy i nie mamy prawa rezygnować ani z jednego ani z drugiego.
My zajmujemy się i specjalizujemy się w sprawie wschodniej i dlatego
w tym miejscu podkreślamy z całym naciskiem, iż nie można dopuścić
do najmniejszej chociażby demobilizacji wobec wschodu (czego nie
należy identyfikować z jakąkolwiek zaczepną ofensywą), gdyż będzie to w swych skutkach bliższych czy dalszych pracą nad rozbrajaniem
Polski, czyli największym przestępstwem wobec państwa i narodu polskiego.