Zdzisław Krasnodębski
Genealogia idei postępu
Rozdział książki Upadek idei postępu, OMP
2009
Myślenie w kategoriach
postępu oznacza, że dzieje, historia, nie są rozumiane jako zwykłe następstwo
zdarzeń, ani też jako wieczny powrót tego samego, lecz jako całościowy,
linearny, ciągły proces, skierowany ku pewnemu, choćby nawet ostatecznie
nieosiągalnemu, celowi – proces, w którym zachodzi jakaś zasadnicza, dodatnio
oceniana przemiana. Jeśli istota świata i natura człowieka pozostawałyby
zupełnie niezmienne, historia byłaby co najwyżej opowiadaniem o jednostkowych
losach, których ontologiczne ramy byłyby zawsze takie same. Tylko wówczas, gdy
przyjmiemy, iż taka zmiana może zachodzić, dzieje mogą być rozumiane jako
postęp czy też rozwój – co najczęściej jest tylko bardziej zawoalowanym
określeniem tego samego. W takim ujęciu przyszłość nie jest kontynuacją
przeszłości, lecz ma być od niej jakościowo różna. Przeszłe doświadczenia stają
się mniej istotne niż oczekiwana przyszłość.
Takie
rozumienie historii nie jest oczywiście jedynym możliwym i nie wszystkie
kultury je znają. Dlatego przed filozofami i historykami stanęło pytanie, kiedy
i dlaczego się pojawiło? Jakie pełniło funkcje?
1. Duchowe źródła
Niektórzy z nich twierdzą, iż
ów sposób myślenia o historii pojawił się tylko w jednej kulturze i w
szczególnej jej epoce. Jeśli im wierzyć, jedną ze swoistych cech nowożytnej
kultury europejskiej jest właśnie to, iż w niej zadano pytanie o sens historii,
o jej wewnętrzny telos, że zaczęto myśleć o niej jako o procesie
postępu. Ani klasyczna kultura starożytności, ani kultury orientalne nie znały
tego pytania. Jest to pytanie charakterystyczne dla kultury Zachodu. I pojawia
się tylko w pewnym momencie rozwoju tej kultury – na przełomie wieku
siedemnastego i osiemnastego, w dobie Oświecenia.
Jak wszyscy
wiedzą, kultura europejska wyrasta z dwóch źródeł – z tradycji greckiej oraz
tradycji chrześcijańskiej, z Aten i Jerozolimy. Te dwie tradycje są w niej
stale obecne w pewnego rodzaju chwiejnym kompromisie, który czasami przeradza
się w jawny konflikt. Stanowią one jej duchowe podłoże i określają jej
zasadnicze treści. Ale nacisk położony na historię jako jedną z cech
charakterystycznych tej kultury wywodzi się tylko z jednego z tych źródeł, nie
z Grecji, lecz z tradycji chrześcijańskiej. Myśl grecka nie znała historii w
naszym sensie, nie istniała w niej historia jako jedność, lecz wiele historii,
które składały się z rozmaitych wydarzeń, ale nie układały się w żadną
sensowną, zamkniętą całość. Żeby mogła się pojawić idea postępu, musiały zostać
spełnione dwa warunki. Po pierwsze, sfera historii sama musiała stać się jednym
z centralnych przedmiotów zainteresowania człowieka, po drugie, historia,
dzieje musiały stać się jednością, jedną historią, jednymi dziejami, a nie różnymi
historiami. Takie nowe rozumienie historii pojawiło się dzięki chrześcijaństwu
– jak twierdził w swoich pracach nad tym problemem, przede wszystkim w
klasycznej już książce Weltgeschichte und Heilgeschehen, Karl
Löwith. Powiada on, iż: „Pytanie o pochodzenie naszego historycznego myślenia i
historycznej świadomości nie może […] odnosić się w równej mierze do
chrześcijaństwa i antyku, a nawet w ogóle do tego ostatniego, gdyż nauka grecka
nie myślała ani o opanowywaniu przyrody i kosmosu za pomocą matematyczno-fizykalnej
nauki przyrodniczej, ani o dającym się filozoficznie uchwycić spełnieniu
procesu dziejowego. Jedno się z drugim wiąże, gdyż nowożytność w tym większym
stopniu tworzy historię, im bardziej zaprzęga opanowanie przyrody w służbę
celów historycznych, sądząc, iż jest tylko kwestią czasu, kiedy postępy nauk
przyrodniczych umożliwią nam opanowanie świata historii”.
Na pewno
jednak tak ostre przeciwstawienie tradycji greckiej i tradycji chrześcijańskiej
jest dość wątpliwe, skoro nie można pominąć faktu, iż teoretyczne nastawienie
do rzeczywistości, które stało się podstawą nowożytnej nauki, pojawiło się już
w Grecji. To przecież właśnie tam „odkryto rozum” – a bez jego postępu nie
byłoby postępu w ogóle. Rozwój nauk przyrodniczych i dokonująca się pod ich
wpływem przemiana obrazu przyrody przyczyniły się w wielkiej mierze do położenia
nacisku na dzieje, do powstania idei postępu. Tak twierdzili, na przykład,
Husserl i Heidegger, choć zgoła odmiennie ów rozwój racjonalności naukowej
oceniali. A więc w pewnym sensie pośrednio również tradycja grecka przyczyniła
się, jeśli już nie do powstania filozofii historii, to do stworzenia faktu
postępu nauki i techniki.
Jednak
dopiero chrześcijaństwo zmieniło zasadniczo stosunek człowieka do historii.
Idea wcielenia i oczekiwanie powtórnego przyjścia Pana sprawiły, że pojawia się
linearne rozumienie czasu – czasu, w którym odbywa się wędrówka człowieka do
Boga. W ten sposób czas, a co za tym idzie
historia, został niebywale dowartościowany. Czas nie jest jedynie czymś, od
czego trzeba uciec, co trzeba przezwyciężyć, by dotrzeć do prawdziwego bytu,
lecz w nim musi rozgrywać się historia ludzka, mająca religijne znaczenie.
Dlatego też
ważne stało się także utrwalanie minionych zdarzeń. W świecie chrześcijańskim powstaje
ścisły związek między spisywaniem historii a oddawaniem czci Bogu poprzez
liturgię. Przytoczmy słowa Georges’a Duby, znakomitego historyka francuskiego,
który tak charakteryzuje sens średniowiecznej historiografii: „Między funkcją
modlitewną, wielbieniem Boskiej chwały przez liturgiczny obrządek, tworzeniem
historycznego dzieła, istniał bardzo ścisły związek: jeżeli jest prawdą, iż Bóg
poprzez wyjątkowe czyny ludzkie przejawia swą wolę, ukazuje swą wszechpotęgę i
rzuca ostrzeżenia, czyż nie jest rolą Jego sług gromadzić z uwagą wszystkie te
znaki, porządkować je w czasie, oblekać w słowa – po to, by dyskurs ten,
fragmentaryczny, nieciągły, enigmatyczny mógł zostać w przyszłości
skomentowany, opisany, rozszyfrowany w świetle swej własnej kontynuacji i
posłużyć mędrcom za materię do rozmyślań. Znajdą oni w nim zachętę, przykłady,
pożyteczne wskazówki, ażeby skierować na właściwą drogę chrześcijański lud i
poprowadzić go do zbawienia. Od czasów Adama ludzkość kroczy w niepewności,
potyka się, błądzi. Historia śledzi te meandry, wahania, powroty na prosty
szlak. Jest to nieprzerwany ruch. Przyjście Jezusa nie zmieniło jego kierunku,
zaznaczyło jedynie głęboką cezurę, zmieniającą barwy czasu, przynosząc kolor
nadziei. Odtąd postęp dokonuje się pośród rozlicznych zasadzek, podobny
długiemu marszowi przez Morze Czerwone, zagrożonemu widmem Szatana-Faraona.
Zmierza on prosto do wieczności, ku temu ostatecznemu punktowi, ku triumfalnemu
powrotowi Chrystusa, paruzji, zmartwychwstania zmarłych, ku dniu, w którym wszyscy
aktorzy ludzkiej historii staną u kresu wszechczasów przed sądem prawdy. Dopóki
nie otworzą się niebiosa, dopóki odwieczne światło nie rozbłyśnie nad ostatnim
aktem widzialnego świata – dopóki historia nie osiągnie swego kresu – dopóty
ludzie nie będą w stanie właściwie ocenić przeszłości. Jednakże dzięki
refleksji nad czynami przodków mogą przygotować się na koniec świata, zbliżyć
się do doskonałości”.
W
chrześcijańskiej wizji historii zawarta jest więc idea kroczenia naprzód ku
pewnemu celowi, choć jest to cel, który leży już poza historią. A
historiografia i dzieje mają też od razu znaczenie etyczne, poznanie
przeszłości pomaga w osiągnięciu doskonałości etycznej, zdarzenia historyczne
rozpatrywane są ze względu na swój sens etyczny, mają go zaś dzięki temu, iż
historia jest wpisana w dzieje zbawienia. Zarazem żywa jest świadomość
ograniczenia ludzkich zdolności poznawczych. Prawdziwy sens przeszłości, a
także wartość etyczna czynów ludzi objawi się dopiero na końcu dziejów.
Można
zasadnie twierdzić, iż chrześcijańska teologia utorowała drogę idei postępu,
ponieważ pojawiła się w niej koncepcja jedności ludzkiej historii, nieobecna w
filozofii greckiej.
Jednakże choć nowożytna filozofia historii, będąca w swej pierwotnej postaci
teorią postępu, wypływa z inspiracji chrześcijańskiej, stanowi zarazem
odstępstwo od niej, radykalne przekształcenie, wręcz przeinaczenie jej sensu. W
chrześcijaństwie dzieje czerpały swój sens z transcendentnych źródeł, mimo iż
objawienie i wcielenie były historycznymi wydarzeniami. W filozofii historii
ponadhistoryczny cel historii został sprowadzony do wnętrza samej historii.
Teologia została uhistoryczniona.
Aby idea
postępu mogła powstać, trzeba było wyeliminować ideę Opatrzności. Postęp musi
być dziełem człowieka – dopiero w czasach nowoczesnych powstaje takie ujęcie
dziejów, dzięki któremu mogą być one rozumiane jako coś, czego autorem jest sam
człowiek, coś, co on sam „tworzy”.
Rolę Boga jako czynnika jedności rozwoju historycznego przejmuje gatunek ludzki. Aby to stało się możliwe, należało
odrzucić ideę grzechu pierworodnego, która była jedną z przeszkód
uniemożliwiających pojawienie się idei postępu. Myśl o istnieniu grzechu
pierworodnego wykluczała ideę postępu moralnego ludzkości, stawiając
nieprzekraczalną barierę jej samodoskonaleniu,
tak jak idea sądu ostatecznego sprawiała, iż przyszłość dziejowa nie była
nieskończona. Dopiero odejście od tych wyobrażeń umożliwia rozumienie
przyszłości jako nieskończonego, otwartego horyzontu, strukturalnie odmiennego
od przeszłości.
Filozofia
historii pojawia się zatem jako specyficznie europejski fenomen dopiero w
osiemnastym stuleciu, w miarę procesu sekularyzacji, odchodzenia od tradycji
chrześcijańskiej. Także pojęcie postępu ukuto dopiero pod koniec tego stulecia.
Greccy historycy zgłębiali i opowiadali historie, które
koncentrowały się wokół jakiegoś wielkiego wydarzenia politycznego; Ojcowie
Kościoła rozwinęli na podstawie żydowskiego proroctwa i chrześcijańskiej
eschatologii teologię dziejów, która kierowała się ponadhistorycznym procesem
stworzenia, wcielenia, sądu ostatecznego i zbawienia; nowoczesny człowiek wymyślił
filozofię dziejów, sekularyzując teologiczne zasady w sensie postępu,
zmierzania do ich spełnienia i stosując je do stale wzrastającej liczby
informacji empirycznych, które podają w wątpliwość zarówno jedność historii
świata, jak jej postęp.
Postęp zauważono najpierw w
dziedzinie nauki i wiedzy. Był to fakt, na który się powoływano jako na coś
ewidentnego. Lecz oczywiście na rozwoju samej wiedzy nie można było poprzestać.
Aby dojść do idei postępu powszechnego, odbywającego się we wszystkich
dziedzinach życia, postępu nie tylko nauki, lecz człowieka w ogóle, należało
założyć, iż rozwój poznawczy prowadzi także do rozwoju moralnego człowieka.
Trzeba było rozszerzyć ideę postępu na etykę. Stało się to możliwe tylko dzięki
założeniu, iż źródłem zła jest niewiedza, ignorancja i przesądy ludzi. Dlatego też idea postępu zawsze
wiązała się z przekonaniem, iż prawdziwa etyka opiera się na rozumie. Zarazem
miała służyć ona do krytyki zastanych, tradycyjnych poglądów etycznych. Poprawa
moralna człowieka miała polegać na odrzuceniu utartych przekonań, zdemaskowaniu
ich jako przesądów. Największymi wrogami postępu ludzkości były wojny, ludzkie
namiętności i pasje, ale też religia i tradycja.
Trzeba było
także przyjąć, że charakter ludzi można odpowiednio ukształtować przez zmianę
prawa i instytucji społecznych.
Od początku z oświeceniową wersją idei postępu łączył się również pomysł
„inżynierii społecznej”, przeorganizowania całego społeczeństwa zgodnie z rozumowymi
postulatami. Albowiem kiedy zło i cierpienie przestały być konsekwencją grzechu
i karą Bożą, pozostały dwa ich możliwe źródła – wroga natura oraz inni ludzie –
i otworzyła się nadzieja na ich przezwyciężenie w historii. Jak pisze Löwith,
który wiele uwagi poświęcił temu problemowi, kultura Zachodu na owo pytanie o
cierpienie udzieliła dwóch różnych odpowiedzi – odpowiedziała mianowicie mitem
Prometeusza oraz wiarą w Ukrzyżowanego. Jednakże: „Ani pogaństwo, ani
chrześcijaństwo nie popadły w nowoczesną iluzję, że historia stanowi rozwój w
sensie postępu, który rozwiązuje problem zła i cierpienia przez ich stopniową
eliminację”.
Wroga natura to zarówno ta, która nas otacza, jak i ta, która jest w nas,
zarówno żywioł, jak i choroba i śmierć. Zło naturalne miało zostać pokonane – a
przynajmniej złagodzone – przez rozwój techniki. I tak do pewnego stopnia
rzeczywiście się stało. Natomiast zło społeczne mogło być usunięte jedynie
przez zmianę społecznego i politycznego sposobu współżycia ludzi ze sobą, a
więc – ostatecznie – przez przemianę moralną człowieka, wymuszoną lub
dobrowolną. Przez długi czas sądzono, że jeden i drugi proces są jednym i tym
samym. Jest to więc nowa próba odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia, nowa
swoista teodycea – w postaci utopii politycznej.
Podsumowując
trzeba więc powiedzieć, iż historia, dzieje, nabierają absolutnego znaczenia,
gdyż nowoczesna świadomość historyczna wyzwala się z barier stawianych jej
przez klasyczną kosmologię i chrześcijańską teologię. „Wiara w absolutną wagę [Relevanz]
historii […] pojawia się wskutek wyzwolenia nowoczesnej świadomości
historycznej z jej pierwotnego ograniczenia przez klasyczną kosmologię i
chrześcijańską teologię”.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dziewiętnastego stulecia
idea postępu stała się powszechnym artykułem wiary, stała się częścią
ogólnego światopoglądu wykształconych ludzi.
Zarazem zatraciła swe religijne podstawy. Świadomość działania z boskiego
nakazu przemieniła się w nieokreślone poczucie obowiązku, oczekiwanie, że
nadejdzie królestwo Boże – w nadzieję na wyzwolenie w przyszłym królestwie
rozumu.
Z tą
etyczną karierą historii łączy się przemiana stosunku do przyrody. Historia
mogła uzyskać swoje znaczenie tylko dzięki deprecjacji natury. „Dzisiejszy
człowiek nie żyje w kręgu przyrody, lecz egzystuje w horyzoncie historii”. W miarę jak natura stawała się
coraz bardziej pozbawionym sensu przedmiotem poznania nauk przyrodniczych,
wprawdzie sferą ładu, lecz niemającego nic z etycznego sensu, problem sensu
stawał się wyłącznie problemem historii. W filozofii nowożytnej można zauważyć
stałą tendencję do subiektywizacji i historyzacji świata. Od czasów Kartezjusza i Vico
rozwija się, nieistniejące w myśli chrześcijańskiej, przeciwstawienie
niezrozumiałej i bezsensownej natury zrozumiałemu światu sensu i ducha, światu
społecznemu i historycznemu. Kartezjusz oddzielił sferę przyrody od sfery
myśli. Historia nie była i nie mogła być według niego przedmiotem poznania
naukowego. Vico dokonał niejako odwrócenia tej tezy, stawiając w centrum uwagi
historię i stwierdzając, iż to właśnie ona jest bardziej przejrzysta dla rozumu
ludzkiego niż przyroda. Dzieje – a więc również tworzący je człowiek –
okazywały się jedynym źródłem sensu, jedynym miejscem, gdzie można go było
odnaleźć. Można powiedzieć, używając pojęcia, które wprowadził do filozofii i
socjologii Max Weber, iż właśnie rozwój racjonalności celowej przyczynia się
początkowo do rozwoju teleologicznego ujęcia historii.
Jednocześnie
rozwija się nowa koncepcja podmiotu ludzkiego, nowoczesnego, racjonalnego i
autonomicznego ego. A ta subiektywizacja szła tak daleko, że również
źródłem sensu historii był ostatecznie wyizolowany podmiot ludzki. Zarówno w
filozofii greckiej, jak i chrześcijaństwie istniała jedność człowieka i
przyrody. Występowała jednak między nimi ta różnica, że w chrześcijaństwie
uniwersum staje się historyczne, a i człowiek rozumiany jest jako ukoronowanie
stworzenia. Potem następuje przewrót kopernikański i darwinowski – człowiek
traci swoje uprzywilejowane miejsce w świecie. Ale to właśnie daje asumpt do
tworzenia teorii postępu – postęp ma mu niejako to centralne miejsce
przywrócić. Degradacja człowieka, usunięcie go z centrum świata, prowadzi –
rzecz wydawałaby się absurdalna – do nowego, radykalniejszego antropocentryzmu.
Gwoli
rzetelności musimy jednak zaznaczyć, iż taki opis źródeł idei postępu, w
którym, tak jak tutaj, przyjmuje się, iż jest on rezultatem odejścia w
epoce nowoczesnej od chrześcijaństwa, nie jest bezsporny i był dość gwałtownie
kwestionowany. Naturalnie różne poglądy na temat genezy idei postępu wynikają z
różnego stosunku do niej samej.
Pierwszym
pytaniem, wokół którego toczył się spór, było to, czy rzeczywiście idea postępu
występuje tylko w czasach nowożytnych – jak twierdził Bury w swej uznanej za
klasyczną i cytowanej przeze mnie książce The Idea of Progress. An Inquiry
into its Growth and Origin (wydanej po raz pierwszy w 1920 roku), a także
Löwith, na którego również się powoływałem. Natomiast Robert Nisbet, który jest
odmiennego zdania, powiada, iż w świetle nowszych badań nad myślą klasyczną i średniowieczną,
teza, iż idea postępu pojawiła się dopiero w nowożytności, nie da się utrzymać:
„Nie znam większego nieporozumienia niż twierdzenie, że Grecy nie mieli
wyobrażenia odległej przeszłości i przyszłości, powolnej, stopniowej i
kumulatywnej zmiany w czasie”.
Uważa on, że idea postępu jest równie stara, jak cywilizacja Zachodu.
Druga
kontrowersyjna sprawa to motywy, jakie doprowadziły do jej powstania w
nowożytności. Bury sądził, iż jest ona pozytywną reakcją na rozwój nauki i
techniki. Potem pojawił się przedstawiony tutaj pogląd, iż jest ona negatywnym
rezultatem sekularyzacji. Wiara w postęp to – powiadano – „bastardzi potomek optymistycznej antropologii i eschatologii
chrześcijańskiej”.
Tego twierdzenia, choć nie zawsze wyrażanego w tak dosadnej formie, broniło
wielu wybitnych autorów i przez jakiś czas był to pogląd dominujący. Nie tylko ich autorytet skłania
mnie do jego przyjęcia, lecz także fakt, iż nawet jego krytycy przyznają, że „w
pełni” idea postępu rozwinęła się w siedemnastym i osiemnastym wieku. Nie ulega
też chyba wątpliwości, że dopiero w czasach nowoczesnych pojawiła się ona w tym
kształcie, o jaki mi chodzi – i że w tej postaci nie jest zgodna z duchem
chrześcijaństwa.
2. Społeczny kontekst powstania idei
postępu
Można na genezę idei postępu
spojrzeć z nieco innej perspektywy. Mianowicie zapytać o jej źródła społeczne,
o kontekst społeczny, jaki ją wytworzył, o jej pierwotne znaczenie polityczne.
Jedna perspektywa nie wyklucza oczywiście drugiej. W tej pierwszej pokazuje się
pewną linię rozwojową, wewnętrzne losy pewnego zespołu pojęć i idei, w drugiej
perspektywie pytamy o motywy społeczne, które napędzały tę ewolucję. Pytamy o
to, co skłaniało ludzi do takiej właśnie kontynuacji i interpretacji tradycji.
Filozofia
historii, a więc również idea postępu, od początku miała charakter polityczny.
Okres wojen religijnych w Europie zakończył się powstaniem w siedemnastym wieku
absolutnego państwa i akceptacją rozdźwięku między moralnością a polityką. Aby
uniknąć walki wszystkich przeciw wszystkim, państwo – suweren – zostało
wyniesione ponad walczące partie, przestało być stroną w konflikcie poglądów,
etosów i wierzeń religijnych, a stało się arbitrem nie związanym żadnymi
regułami, bo je ustanawiającym. Z walki nie dających się pogodzić przekonań i
wymogów sumień wyciągnięto wniosek, iż ważniejsze od nich jest samo przeżycie.
A przeżycie miało zagwarantować państwo. Wszystko to znalazło, jak wiemy, swój
doskonały wyraz w filozofii politycznej Hobbesa.
W ten
sposób ugruntowana została również wyższość polityki nad moralnością. Od
alternatywy: zło czy dobro, ważniejsza okazała się alternatywa: pokój czy
wojna. Myślenie w kategoriach moralnych zostało podporządkowane myśleniu w
kategoriach politycznych. Obywatele byli wprawdzie wolni w sferze prywatnej,
lecz pozbawieni możliwości ponoszenia odpowiedzialności politycznej. Sprawa ich
przekonań była ich własną sprawą, lecz ich zewnętrzne czyny podlegać miały
wymogom życia państwowego, a nie moralnych przekonań. Suweren zaś przestał
podlegać moralnym standardom, zarazem jednak w nim skupiała się wszelka odpowiedzialność.
W miarę
upływu czasu doprowadza to do radykalnego dualizmu moralności i polityki –
społeczeństwa obywatelskiego i państwa. Idea postępu powstaje jako reakcja na
tę sytuację. Albowiem w osiemnastym wieku rozdział między polityką a
moralnością jest nie do utrzymania i obraca się przeciwko absolutnemu państwu,
które go dokonało, gwarantując przeżycie. Teraz wytacza się mu za to moralny proces:
Dokonane niegdyś przez państwo rozdzielenie moralności i polityki
zwraca się przeciwko niemu samemu, musi ono zezwolić na moralny proces przeciw
sobie, wytoczony mu za to osiągnięcie, dzięki któremu została ukonstytuowana
przestrzeń, w której można było przeżyć.
Idea postępu wyłania się w
politycznej walce „społeczeństwa” z absolutną „władzą”, zarazem maskuje
polityczny charakter tej walki, wyrażając ją w kategoriach moralnych i historiozoficznych. Polityka zaczyna więc być mierzona
moralnymi standardami – następuje odwrócenie hierarchii. I tu cytat z Reinharta
Kosellcka, na którym głównie się w tym opisie opieram:
Polityczna tajemnica Oświecenia polegała na tym, że
wszystkie jego pojęcia […] były polityczne tylko w sposób niejawny. Na
politycznej anonimowości rozumu, moralności, natury itd. zasadzała się jego
polityczna swoistość i skuteczność. Bycie niepolitycznym to jego politicum.
I z punktu widzenia wymogów moralnych polityka okazuje
się sferą całkowicie amoralną i irracjonalną. Krytyka jest więc – musi być –
totalna. Chodzi o to, żeby związać suwerena regułami moralnymi. Władza
wprawdzie zostaje w rękach księcia, ale nie książę rozstrzyga już o tym, co
jest słuszne, a co nie. W konsekwencji jednak owo dążenie do moralizacji
polityki powoduje skutek odwrotny – całkowitą polityzację świata duchowego.
Wszystko to zaostrza kryzys i czyni walkę polityczną tym bardziej bezwzględną,
co znajduje swoje apogeum w terrorze rewolucji francuskiej.
Filozofia
dziejów, myślenie w kategoriach postępu umożliwiało przerzucenie pomostu między
postulatami moralności a rzeczywistością polityczną. Gwarantowała ona zwycięstwo,
obiecywała zniesienie w przyszłości różnicy między polityką a moralnością,
państwem a społeczeństwem, przenosiła odpowiedzialność z tych, którzy
podejmowali działania polityczne, na historię, a tym samym przesłaniała
polityczną naturę konfliktu.
Taką rolę
pełniła idea postępu także później. Użytek taki jest w niej niejako zaprogramowany,
choć faktycznie realizował się tylko w niektórych, skrajnych wersjach. Życie
społeczne nie polega, jak wiadomo, wyłącznie na sile i przymusie, lecz przede
wszystkim na wzajemnych zobowiązaniach i na wzajemnej lojalności, mającej
moralny charakter. Dlatego też przed tymi, którzy chcieli dokonać przemiany
stosunków społecznych, a nie na przykład tylko zmiany panującego lub rządzącej
ekipy, zawsze stawał problem konfliktu między płynącymi z życia społecznego
nakazami moralnymi a dążeniem do zmiany. Kiedy przewrót społeczny, kiedy
dążenie do rewolucji są usprawiedliwione? Na to pytanie można udzielić dwóch
prostych odpowiedzi – że mianowicie pogwałcenie istniejącego ładu społecznego
nigdy nie jest uzasadnione albo, że jest zawsze uzasadnione. Żadna z tych
skrajnych odpowiedzi nie może zadowolić. Pierwsza wyklucza możliwość
jakiejkolwiek radykalnej zmiany i odbiera prawo do buntu nawet tym, którzy żyją
w tyranii lub ustroju totalitarnym. Druga odpowiedź możliwa jest tylko wówczas,
gdy istniejącemu porządkowi odbiera się jakikolwiek sens etyczny, gdy
uważa się go za całkowicie skorumpowany. Czujemy jednak, iż czasami
negacja istniejącego porządku jest uzasadniona, kiedy indziej zaś nie. Jakie uzasadnienie
jest tutaj możliwe? Trudno o lepsze niż to, jakiego dostarcza koncepcja
postępu. Jeśli nasze działanie ma przynieść w przyszłości stałą i widoczną
poprawę losu ludzkiego, czy powinniśmy się oglądać na obowiązujące teraz normy,
na zobowiązania, które mamy wobec innych ludzi jako członkowie społeczeństwa i różnych
składających się na niego grup, wspólnot i społeczności? W imię moralności wyższej
jesteśmy zwolnieni z tej, która obecnie obowiązuje, nawet jeśli całkiem nie
negujemy jej wartości. Im większe obietnice, tym większe ofiary można
zaakceptować. Tę funkcję legitymizacji rewolucji – a potem również
postrewolucyjnego ustroju – idea postępu pełniła aż nazbyt często. Pojęcie
postępu miało więc zawsze również funkcje polityczne i moralne. Dlatego też jednym z głównych
problemów, jakie tutaj będziemy poruszać, jest problem związku polityki i
moralności.
Jest to
jeden z powodów, dla których zajmuję się tutaj przede wszystkim tradycją
niemiecką. Trzeba bowiem zauważyć, iż swoistością niemieckiej filozofii
politycznej, a więc także idei postępu, od początku było to, że rozumiała ona
postęp w sensie etycznym. We Francji teoria postępu była związana przede
wszystkim z poglądami na etykę przejętymi od Locke’a, łącznie z jego
sensualizmem.
Różnica filozofii niemieckiej w stosunku do Francuzów polega przede wszystkim
na odrzuceniu prostego eudajmonizmu. Celem historii nie miało być osiągnięcie
możliwie największego szczęścia dla jak największej liczby ludzi, lecz realizacja
moralności. Należy to przypisać wpływowi Kanta, w każdym razie tendencja ta od
niego się zaczyna. Tym dziwniejsze jest, że potem – w dziewiętnastym wieku –
Niemcy zostali uznani za naród kierujący się polityką siły i stawiający rację
stanu ponad wszelkie zobowiązania etyczne. To przejście od etycznej
historiozofii do amoralnej doktryny i praktyki politycznej jest jednym z
interesujących mnie problemów. Pytam tutaj o związek absolutnej moralności z
ideą postępu. Chcę pokazać, że myślenie w kategoriach absolutnej moralności,
myślenie o historii jako procesie postępu, który jest przede wszystkim postępem
moralnym, choć na pozór samo w sobie dodatnio nacechowane moralnie, prowadziło
do konsekwencji niezgodnych z „humanistycznymi” intencjami je motywującymi. Nie
tylko społeczny darwinizm, nie tylko „machia-velizm” i etyczny sceptycyzm wiodą
do niebezpiecznych rezultatów. Dlatego też losy idei etycznego postępu w
filozofii niemieckiej mają znaczenie ogólne. To przecież z tej myśli narodziły
się dwa kierunki ideologiczne, które decydująco wpłynęły na wiek dwudziesty –
mam na myśli marksizm oraz narodowy socjalizm.
Wagę myśli niemieckiej dla kierunku rozwoju politycznego podkreślano bardzo
mocno w dziewiętnastym wieku. Mógłbym powołać się na znaną opinię myśliciela,
którego cytaty tak długo czyniły w polskiej filozofii i socjologii zbytecznymi
wszelkie argumenty, iż teraz zapomniano, że czasami miał on do powiedzenia
również rzeczy słuszne i ciekawe: „W polityce naród niemiecki dokonywał w myśli
tego, czego inne narody dokonywały w czynie. Niemcy były ich teoretycznym
sumieniem”.
3. Dzisiejsze zwątpienie
Idea postępu wpłynęła
decydująco na bieg europejskiej historii w ostatnich trzech stuleciach. W tym
sensie zdeterminowała los każdego z nas. „Ani angielska, ani francuska, ani
rosyjska rewolucja nie zdarzyłyby się bez wiary w postęp” – twierdzi słusznie
Karl Löwith.
A Robert Nisbet powiada: „Co najmniej od początku wieku dziewiętnastego aż do
paru ostatnich dekad wiara w postęp ludzkości, z cywilizacją zachodnią jako
awangardą, była ukrytą uniwersalną religią po obu stronach Atlantyku”. Ba, twierdzi nawet, iż „Żadna inna
poszczególna idea nie była bardziej istotna ani chyba nawet równie istotna, jak
idea postępu w cywilizacji Zachodu od prawie trzech tysiącleci”.
Problem
postępu jest więc w tym znaczeniu kluczowy dla zrozumienia swoistości
nowoczesnej kultury europejskiej. Bez wątpienia wiara weń wywarła wielki wpływ
również na nasze stulecie. A jak jest dzisiaj? Czy i w jakim sensie można mówić
o upadku tej idei? Oto pytanie, które będzie przewijać się w tej książce.
Jak już
wspomniałem we Wstępie, nie można przecież po prostu twierdzić, iż idea postępu
zniknęła całkowicie z naszej świadomości. Owszem, nasz stosunek do niej stał
się bardziej ambiwalentny i ostrożny. Z jednej strony, skłonni jesteśmy uważać
ją za naiwną, jej optymizm wydaje nam się zupełnie nieuzasadniony w
świetle doświadczenia, zwłaszcza wtedy, gdy idea ta zostaje wyrażona w
niezawoalowanej, bezpośredniej formie. Z drugiej jednak strony, nie jesteśmy w
stanie do końca z niej zrezygnować, nie myśleć o postępie, wtedy gdy myślimy o
polityce i życiu społecznym, o życiu nas samych. Nawet ci, którzy krytykują
postęp techniczny, nie chcą zrezygnować z korzyści, jakie przyniósł. Tak więc
pewna forma wiary w postęp – także postęp społeczny i moralny – jest
nadal cechą współczesnej mentalności.
Myśl, że coś jest postępowe, a coś przeżytkiem, jak również
powiązane z nim pozytywne i negatywne terminy – zacofany, prymitywny itd. – są
nie tylko szeroko używane, ale też mają rozsądne, konkretne znaczenie – w ich
tle tkwi obraz ludzkości przechodzącej przez […] rozmaite stadia, w których
występują prawa i odpowiednia organizacja polityczna, zależne od stopnia
„rozwoju” danej jednostki lub populacji. Ludzie wierzą, jak w rzecz zrozumiałą,
jak w oczywistą sprawę, iż to, że jest się piśmiennym, czystym, myślącym w
kategoriach technicznych, monogamicznym (być może), poddanym politycznym
ograniczeniom (być może), ale zorganizowanym,
oraz jeszcze parę innych cech, to cechy „postępowe” i dlatego dobre.
Wierzą też, że ich przeciwieństwa są wyrazem zacofania i dlatego są złe, że
ludzkość jako taka przechodzi od cech złych i świadczących o zacofaniu do cech
postępowych i dobrych, a miejsce, jakie dana osoba lub naród zajmuje na tej
drabinie Jakubowej, jest ważnym – być może jedynym – czynnikiem determinującym
ich status, a może nawet i ich prawa.
Idea postępu pozostaje też
wbudowana w wiele wpływowych teorii socjologicznych i politycznych. Naturalnie
wszyscy wiedzą, iż filozofia dziejów nie jest już możliwa w dawnej postaci. Dziś nikt już wprawdzie nie pokusi
się o uprawianie jej w tym sensie, w jakim robiono to w osiemnastym i
dziewiętnastym stuleciu, ale jej pytania powracają w nowej socjologicznej
formie. Socjologia podejmująca ten problem odnawia również ideę postępu.
Z drugiej
jednak strony nie ulega chyba wątpliwości, iż wiara w postęp zachwiała się.
Nisbet mówi o „dramatycznej erozji wszystkich fundamentalnych, intelektualnych
i duchowych przesłanek, na których idea postępu opierała się w ciągu swej
długiej historii”.
Jeśli
początkowo patrzono na proces powiększania się możliwości świadomego
interweniowania w bieg rzeczy jako na proces postępu, emancypacji człowieka,
jego wyzwolenia spod władzy przyrody i innych ludzi, to w dwudziestym wieku, a
nawet już wcześniej, u schyłku wieku dziewiętnastego, zaczynają przeważać tony
mniej lub bardziej pesymistyczne. Nawet wąsko rozumiany postęp techniczny
ujawnił swe ograniczenia, zyski w dużym stopniu równoważone są przez straty.
Rozwijające się dzisiaj ruchy ekologiczne są politycznym wyrazem tego
przekonania.
Także
naiwna wiara w automatyczne wyzwolenie społeczne, jakie miał przynieść rozwój
nauki i techniki, została zachwiana. Nawet wśród tych, którzy pierwotnie
należeli, by tak rzec, do „partii postępu”, pojawiły się pesymistyczne postawy.
I tak Adorno i Horkheimer w Dialektyce oświecenia wykazywali, że wzrost
panowania nad przyrodą prowadzi nie tyle do zniesienia panowania człowieka nad
człowiekiem, ile do większego zniewolenia. Nie odrzucali oni wszak ideału,
wskazując jedynie na trudności jego urzeczywistnienia. Inni byli w tej sprawie
o wiele bardziej radykalni, kwestionując sam cel. Zaczęto zwracać uwagę na
granice możliwości kontroli, na sfery życia, w których kontrola taka okazuje
się niemożliwa, na ograniczenie możliwości emancypacji, na to, że niemożliwa
jest całkowita autonomia.
Jeśli myślenie w
kategoriach uniwersalnej, teleologicznej historii rzeczywiście należało do
najistotniejszych cech nowoczesnej mentalności, to odejście od nich (nawet
niezbyt konsekwentne) świadczyłoby o głębokiej przemianie. Gdyby rzeczywiście
okazało się, że odrzucamy dziś wiarę w postęp, to byłby to jeden z bardziej
znaczących symptomów, że znajdujemy się już w innej epoce duchowej.