Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Antoni Z.Kamiński - Od komunizmu do...
.: Data publikacji 24-Lip-2005 :: Odsłon: 4075 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

1. Od czego? - O zasadności i użyteczności paradygmatu totalitarnego w badaniu ustroju komunistycznego

Zaproponowany temat zawiera w sobie ideę przejścia od jednego stanu społeczeństwa do drugiego. Termin stan stwarza tu szereg problemów, z których najważniejszy jest ten, że życie społeczne jest ciągłym procesem zmiany. Zawsze jednak występują na poziomie podstaw porządku społecznego stałe elementy, które powodują, że możemy mówić o swoistej tożsamości tego porządku, pomimo że w jego ramach zachodzą ciągłe zmiany wywoływane tak przez presje zewnętrzne, jak i wewnętrzne.

Co więcej. mimo że nie ma na ziemi dwu społeczeństw identycznych pod względem ustrojowym, to posiadamy kryteria pozwalające nam klasyfikować ustroje w nich panujące. Możemy więc stworzyć model demokracji konstytucyjnej zaliczając do tej klasy jedne przypadki, a odrzucając inne. Każdy z przypadków zaliczonych do tej klasy ulega stale zmianom; istotnym dla nas momentem będzie taka zmiana, która spowoduje utratę przezeń cech pozwalających zaliczyć go do klasy demokracji konstytucyjnych, czyli zamiana jego tożsamości.

Wstęp ten jest istotny dla podjęcia kwestii tożsamości komunizmu. W ostatnich czasach odnowiła się debata na temat tego, czy system komunistyczny był - i ewentualnie w jakim okresie - totalitarny. Uczestnicy tej debaty, a przynajmniej ci kwestionujący adekwatność pojęcia totalitaryzm, uważają poglądy Hanny Arendt, Carla Friedricha, Zbigniewa Brzezińskiego i innych autorów używających to pojęcie, za odpowiadające, co najwyżej okresowi stalinowskiemu, lub maoistowskiemu w Chinach.

Przypomnę, że system totalitarny miały cechować, według Carla Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego:

1.      oficjalna ideologia obejmująca przwie wszystkie ważne apekty ludzkiej egzystencji, którą każdy musi zaakceptować;

2.      pełnia władzy politycznej w rękach jednej partii politycznej, kierowanej przez "dyktatora", ściśle splecionej z organizacją rządu;

3.      system terrorystycznej kontroli policyjnej;

4.      technicznie uwarunkowana, niemal pełna kontrola nad środkami masowego przekazu;

5.      podobnie, niemal pełna kontrola nad środkami prowadzenia walki;

6.      centralnie kontrolowana i zarządzana gospodarka.

Nie trudno zauważyć, że ten "totalitarny" system władzy rozluźniał się w miarę trwania socjalizmu. Niektórzy wyciągają z tego wniosek, że przestał być on w istocie totalitarny. A skoro w Polsce pierwszym sekretarzem został w 1981 roku generał, to mieliśmy tam do czynienia - według nich - z przejściem do ustroju autorytarnego, bardziej podobnego do latynoamerykańskej dyktatury wojskowej, niż do wczesnego komunizmu.

Zwróćmy uwagę, że wszystkie wyżej wskazane cechy totalitaryzmu przetrwały w krajach komunistycznych aż do samego końca. Miały te kraje oficjalną ideologię, były rządzone przez monopartie na czele z pierwszymi sekretarzami, którzy pełnili w nich rolę szczególną, policja zachowała znaczny stopień (terrorystycznej) arbitralności, prawie do końca zagłuszano tam zagraniczne programy radiowe i utrzymywano cenzurę, a także istniało centralne planowanie i własność państwowa w gospodarce. Spadła tylko skuteczność realizacji funkcji kontrolnych.

Pojawia się pytanie, co mamy na myśli, kiedy formułujemy zespół cech ustroju totalitarnego: czy jest on czymś w rodzaju definicji klasycznej, czy raczej typem idealnym, w znaczeniu weberowskim, lub - co w zasadzie na jedno wychodzi - wyabstrahowanym modelem heurystycznym? Jeżeli w grę wchodzi pierwsza z tych opcji, to osłabienie cech syndromu totalitarnego może stanowić podstawę zakwestionowania decyzji o zaliczeniu danego przypadku do tej klasy ustrojowej. Lecz nie jest tak, gdy posługujemy się typem idealnym, lub modelem.

Max Weber, na przykład, traktował komunizm jako należący do zakresu władzy charyzmatycznej i trafnie przewidział istotne aspekty dalszego ciągu wydarzeń, wychodząc z założenia, że każda władza charyzmatyczna musi wejść w stadium rutynizacji, co dalej prowadzi ją ku rozkładowi. "Neotradycjonalizacja" charyzmy jest więc pewnym etapem w rozwoju "gatunkowym" tego sposobu organizacji władzy, a nie zasadniczą zmianą tożsamości.[1]

Podobnie rzecz się ma z modelem wolnokonkurencyjnego rynku w teorii ekonomicznej. Coś bliskiego temu modelowi występowało tylko w Wielkiej Brytanii przez co najwyżej kilka dziesięcioleci w wieku dziewiętnastym. Nikt sensowny nie wyciągnie z tego wniosku, że współcześnie nie istnieje gospodarka rynkowa, lub że model wolnej konkurencji jest całkowicie bezużyteczny dla zrozumienia rzeczywistości, bo nie ma gospodarek, które spełniały by wszystkie jego postulaty.

Z powyższego wynika dopuszczalność traktowania komunizmu, od początku do końca, jako zmieniającego się w czasie projektu władzy totalitarnej. Lecz decyzja ta nic nam to nie mówi o heurystycznej przydatności podejścia.

Zwolennicy komunizmu widzieli w monopolu władzy szansę na rewolucyjne zmiecenie starego porządku i realizację społecznego postępu. Dla jego przeciwników komunistyczny totalitaryzm jest unowocześnionym przypadkiem samej rodziny ustrojów, co starożytne despotie. Oba, pozornie sprzeczne ze sobą poglądy, godzi uwaga Astolpha de Custine'a, że despotyzm i rewolucja spotykają się w arbitralności władzy i gwałtowności metod.[2]

Na czym polega despotyzm, którego komunizm jest wersją? Na to pytanie, w sposób krótki i całkowicie zadowalający odpowiedział Monteskiusz w dwuzdaniowym rozdziale tej kwestii poświęconym: "Kiedy dzicy w Luizianie chcą mieć owoc, ścinają drzewo przy samej ziemi i zrywają owoc. Oto rząd despotyczny."[3] Znaczy to, że w despotyźmie władza nie napotyka na żadne ograniczenia poza tymi, które wynikają z ograniczeń naturalnych, jak - w przypadku powyższej metafory - dostępność drzew owocowych. Dzikusi bezmyślnie niszczą swoje otoczenie i trwa to tak długo, aż otoczenie nie zniszczy ich.

Na takich przesłankach opierała się hipoteza wysnuta wiosną 1938 roku, w charkowskim więzieniu KGB przez Aleksandra Weissberga-Cybulskiego i jego towarzyszy niedoli. Opierając się na informacjach więźniów, których przywożono tam z innych obszarów ZSRR, doszli oni do wniosku, że przy tym postępie zasięgu aresztowań, pod koniec zimy 1939 roku cała populacja tego kraju powinna składać się wyłącznie z więźniów i ich strażników. Ponieważ, jak stwierdzili, żadne państwo nie może w takich warunkach przetrwać (ograniczenie naturalne), to Czystka musi być przerwana na kilka miesięcy wcześnie.[4] Co też się sprawdziło.

Przy braku instytucjonalnych ograniczeń jakakolwiek analiza nakładów i korzyści, a wraz z nią racjonalność ekonomiczna, jest nieosiągalna. Jak spostrzegł prof. Zbigniew Wierzbicki, na jednym z zebrań warszawskiego PTS w 1978 roku, naturalną granicą rozwoju systemu komunistycznego jest totalne wyniszczenie środowiska naturalnego, a wraz z nim biologiczne zniszczenie człowieka.[5] O tym jak trafna była ta uwaga przekonuje przykład wielu regionów byłego ZSRR. Narzędzia totalitarnej władzy traciły na ostrości, lecz nie wynika stąd, by komunizm przybrał na racjonalności i zdolności do zaspokojenia ludzkich potrzeb, ani w ZSRR, ani w Polsce gen. Jaruzelskiego.

To Monteskiuszowskie podejście zastosowali, zapewne nie całkiem świadomi źródła inspiracji, także inni badacze. Zbigniew Brzeziński, w mało znanym artykule opublikowanym w 1960 roku rozróżnił trzy rodzaje ograniczeń, którym może podlegać władza polityczna: (1) ograniczenia bezpośrednie (Nihil Novi, Magna Carta, amerykańska Karta Praw, gwarancje konstytucyjne, itp.); (2) ograniczenia pośrednie narzucone przez pluralistyczny charakter współczesnych, złożonych społeczeństw, których funkcjonowanie wymaga przystosowania i kompromisu jako podstawy rządów; (3) ograniczenia naturalne - czynniki geograficzne i klimatyczne, tradycja, związki krwi i struktura rodziny. Wedle Brzezińskiego, Rosja carska nigdy nie zaakceptowała ograniczeń pierwszego rodzaju, wchodziła w konflikt z drugim, lecz nigdy nie tykała trzeciego. Sowieci, z drugiej strony, nie tylko negowali drugi rodzaj ograniczeń, lecz także rzucali wyzwanie trzeciemu i to nie tylko w okresie stalinowskim.[6]

Krytykom totalitarnego paradygmatu należy w tym momencie przypomnieć, iż to jeszcze za Edwarda Gierka podjęto decyzję suszenia słynnych bagien nadbiebrzańskich, a w ZSRR jeszcze w latach osiemdziesiątych toczyła się ostra walka polityczna, której przedmiotem była decyzja o odwróceniu biegu rzek syberyjskich.

Inną, z pewnością nieświadomą wariacją, wokół tego tematu, jest znana teoria funkcjonowania gospodarki komunistycznej, którą sformułował ekonomista węgierski Janos Kornai.[7] W największym skrócie, Kornai rozróżnił między gospodarkami ograniczonymi przez popyt i ograniczonymi przez podaż. Do pierwszej grupy należą gospodarki rynkowe, dla których zagrożeniem jest nadprodukcja. Przekleństwem gospodarki planowej, która reprezentuje drugi typ, jest widmo niedoborów, którego praprzyczyną jest "miękkie finansowanie" w dziedzinie budżetu państwa. Ale "miękkie finansowanie", to nic innego jak właśnie brak instytucjonalnych ograniczeń swobody decyzji rządzących. W tych okolicznościach, najważniejszym ograniczeniem działań podmiotów gospodarczych staje się czynnik naturalny - niedobór.

Gospodarka komunistyczna rozwijała się początkowo szybko, bo nie musiała się liczyć z ograniczeniami, a ograniczenia naturalne nie dały o sobie od razu znać, przynajmniej w sposób stały. Kiedy jednak ujawniły się one z całą mocą, komunizm musiał się załamać, a jedyną drogą uratowania społeczeństwa przed katastrofą była taka przebudowa ustroju, która by polegała na wbudowaniu w strukturę organizacji życia społecznego skutecznych ograniczeń instytucjonalnych. A to oznacza system demokracji konstytucyjnej.

2. Przez co? - krytyczny problem przywództwa

Przejście ustrojowe, zwane też często transformacją, zakłada całkowitą zmianę struktur instytucjonalnych. W odróżnieniu bowiem od autorytarnych reżimów Ameryki Łacińskiej, komunizm jest świadomym, opartym na spójnej podstawie doktrynalnej, konsekwentnie wdrożonym projektem ustrojowym. Projekt ten miał za podstawę logiczną negację liberalnej demokracji: kolektywizm zastąpił indywidualizm; planowanie - rynek; własność państwowa - własność prywatną; monopartyjność - wielopartyjność; arbitralność - rządy prawa; bezwzględne podporządkowanie się woli partii i jej ideologii - swobody obywatelskie i wolność przekonań; odgórna budowa ładu polityczno-gospodarczego - oddolne poszukiwanie porozumienia i mobilizacji wpływów, itp. W każdym więc istotnym punkcie komunizm był zaprzeczeniem liberalnej demokracji.

Co więcej, kluczowym aspektem wdrażania ładu komunistycznego była konsekwentna - fizyczna, materialna i kulturalna - likwidacja elit. Chodzi tu nie tylko o elity narodowe, lecz także o elity lokalne, tj. o warstwę ludzi pełniącą funkcje przywódcze na wszystkich szczeblach organizacji państwa - o ogólnie szanowanych obywateli. Jak to wielokrotnie zauważano, taka warstwa społeczna, która ceni wartości publiczne oraz gotowa jest działać i poświęcać się na rzecz społeczności, do której należy, tworzy się przez pokolenia. Stanowi ona ważny zasób narodowy. Komunizm, walcząc o pełnię kontroli nad społeczeństwem, musiał się jej pozbyć. Czynnikiem w sposób oczywisty temu sprzyjającym było wywłaszczenie. W Polsce, na dodatek, sprzyjała temu eksterminacyjna polityka obu okupantów i ogromne przemieszczenia ludnościowe związane ze zmianą granic.

Podkreślam te problemy, albowiem wychodząc z komunizmu, wszystkie kraje Europy Wschodniej i Środkowo-Wschodniej napotkały na deficyt przywództwa. Istotą przywództwa jest służba na rzecz szerszej społeczności polegająca na wyznaczaniu celów i środków ich realizacji oraz mobilizacja społeczeństwa i jego zasobów wokół tak określonych misji.

Właśnie zapewnienie przywództwa jest najważniejszą społeczną funkcją polityki, zaś bez poczucia służby nie ma przywództwa. Zdaniem Maxa Webera:

Grzech przeciw świętemu duchowi jego zawodu zaczyna się w momencie, gdy to dążenie do władzy staje się nierzeczowe, gdy staje się przedmiotem czysto osobistego samoupojenia zamiast występować wyłącznie w służbie "sprawy". Albowiem w dziedzinie polityki ostatecznie istnieją tylko dwa rodzaje grzechów śmiertelnych: nierzeczowość i - często, lecz nie zawsze z nią identyczny - brak odpowiedzialności... Jego nierzeczowość sprawia, że gotów jest dążyć do spektakularnych pozorów władzy zamiast do władzy rzeczywistej, jego brak odpowiedzialności zaś - że rozkoszuje się tylko władzą jako taką, bez względu na stanowiące jej treść cele. Bo chociaż - albo raczej - dlatego właśnie, że władza jest nieuniknionym środkiem, a dążenie do władzy jedną z sił napędowych wszelkiej polityki, nie ma bardziej zgubnego zniekształcenia siły politycznej niż parweniuszowskie chełpienie się władzą i próżne samouwielbienie w poczuciu władzy, w ogóle wszelka adoracja władzy jako takiej.[8]

Ten cytat ujmuje podstawowe cechy deficytu przywództwa w warunkach postkomunistycznych: brak poczucia służby publicznej i odpowiedzialności wobec społeczeństwa za swoje postępowanie oraz nierzeczowość, której przejawem jest słabość myślenia strategicznego.

Nie zmienia to faktu, że w dziele przebudowy ustrojowej ostatnich dziesięciu lat Polska odniosła pewne znaczące sukcesy. Jest to szczególnie widoczne, kiedy porównać ją z wschodnimi sąsiadami. Osiągnęliśmy dość wysokie tempo wzrostu gospodarczego i przeszliśmy bez większych wstrząsów szereg zmian ekip rządzących. Wdrażamy też cztery reformy o kluczowym znaczeniu dla przyszłości Polski: reformę struktury państwa, ubezpieczeń społecznych, ochrony zdrowia, i oświaty. Jak zatem uznać, że występuje w Polsce brak przywództwa?

Wystarczy jednak przyjrzeć się tym reformom, z których każda jest Polsce niezbędna, sposobowi ich przygotowania i wdrożenia, by dostrzec pełnię amatorszczyzny. Nie zostały jasno określone ich cele, ani przymyślana strategia ich realizacji; nie oceniono też trafnie potrzebnych środków. Spowodowało to, że osiągnięte wokół reform kompromisy polityczne dotyczyły ich podstawowych założeń. I tak, choć istniała zgoda, co do tego, że nalepszym rozwiązaniem dla kraju byłoby osiem województw, to rządowej propozycji było ich dwanaście, a w ustawie Sejmowej jest ich szesnaście; podobnie, zamiast około dwustu powiatów - mamy ich trzysta osiemdziesiąt. Istotą reformy miała być decentralizacja i dekoncentracja władzy, co miało odciążyć rząd i umożliwić redukcję zatrudnienia. Tymczasem, zatrudnienie w administracji centralnej stale wzrasta, osiągnięty stopień decentralizacji jest znacznie mniejszy od założonego, a zaprojektowane narzędzia publicznej kontroli nad funkcjonowaniem samorządów są wysoce niedostateczne.

Przykładów tego rodzaju można podać wiele z każdej dziedziny. Prace nad konstytucją trwały lat osiem, a uzyskany "produkt" pozostawia wiele do życzenia. Struktura płac w sferze budżetowej nosi wyraźny ślad komunistycznej przeszłości i rozmija się całkowicie ze zdrowym rozsądkiem: porównajmy, dla przykładu, pensje nauczycieli, pielęgniarek i lekarzy z pensjami zarządców zbankrutowanych spółek węglowych, dygnitarzy samorządowych, czy kierownictwa publicznej telewizji i radia. Przy braku ogólnych zasad, każda z grup zawodowych forsuje swoje interesy nie licząc się ze strategicznym interesem społeczeńtwa. Jak zauważają autorzy raportu Transparency International, w warunkach korupcji systemowej, a z takową mamy w Polsce do czynienia, ostatecznym skutkiem reformy może być "...zreformowany, lecz jeszcze bardziej sprawnie skorumpowany system."[9] Podobne ostrzeżenie można znaleźć w Raporcie Banku Światowego, "...zbliżenie państwa do społeczeństwa będzie tylko wtedy owocne, kiedystanie się częścią szerszej strategii poprawy instytucjonalnej wydolności państwa".[10] Te i inne ostrzeżenia autorzy reform zupełnie pominęli.

Nie zmienia to faktu, że rząd koalicji AWS i UW podjął ryzyko reform, czego nawet nie spróbowała oportunistyczna koalicja SLD z PSL. Trzeba też wspomnieć, że wbrew głoszonym wszem i wobec pretensjom do miana lojalnej opozycji, SLD - by zwiększyć swą popularność wśród elektoratu - aktywnie psuje wdrażane obecnie reformy. Twierdzę jednak, że nie przychodziłoby to tak łatwo, gdyby koalicja AWS/UW była w zdolna do wyłonienia z siebie polityków, mogących skutecznie pełnić funkcje przywódcze. Twierdzę też, że najważniejszą przeszkodą ku temu jest proporcjonalna ordynacja wyborcza - największa zakała organizacji życia politycznego Trzeciej Rzeczpospolitej.

Głównym motywem rządzącym zachowaniem większości polityków jest zwiększenie swego stanu posiadania poprzez wejście do rad nadzorczych, nawiązanie korzystnych znajomości w kręgach biznesu, a często poprzez zwykłą korupcję. Nie ma bodaj dziedziny, w której by ten prywatny punkt widzenia nie był bardziej rażący, niż w obecnej debacie o ordynacji wyborczej. I problem nawet nie w tym motywie, lecz w braku systemowych ograniczeń dla jego przejawów, tj. w wadach urządzeń ustrojowych.

Przeciwwagą dla zdemoralizowanej klasy politycznej mogłaby być bezstronna, profesjonalna, zdyscyplinowana administracja państwa oraz sprawny i niezawisły aparat sądowniczy. Niestety, obie te podstawowe dla nowoczesnego państwa dziedziny zostały - podobnie jak wszystkie inne - w znacznej mierze zniszczone przez półwiecze komunizmu. Ale komunizm nie jest jedyną przyczyną tego stanu rzeczy. Drugą, nie mniej ważną, jest zlekceważenie potrzeby sprawnej administracji dla jakości rządzenia. Kolejne rządy pokomunistyczne obsadzały stanowiska w administracji swoimi działaczami, zastępując kryteria merytoryczne w polityce personalnej nepotyzmem i klientelizmem.

Przyjęcie ordynacji proporcjonalnej w wyborach do samorządów oraz zezwolenie politykom szczebla krajowego na ubieganie się o mandaty i urzędy samorządowe, skutecznie niszczą podstawy kultury samorządowej, które tworzyły się po reformie 1990 roku. Jest to jeden jeszcze przejaw podporządkowania polityki państwa kryterium interesu partyjnego.

Wniosek, jaki w obliczu tych faktów nasuwa się jest smutny: główną chorobą polskiego życia politycznego jest miernota, brak zdolności do wyjścia poza najbardziej doraźne, prywatne sprawy. Struktura instytucji politycznych powoduje, że partyjni politycy nie muszą przejmować się opinią publiczną. Nie zreformowana przez lata administracja publiczna również nie ogranicza ich swobody w realizacji partykularnych celów. W tych warunkach, musi spadać - i spada - szacunek dla instytucji państwa.

3. Dokąd? - społeczeństwo obywatelskie jako szansa dla Polski

Rozwiązania problemu przyszłości Polski nie powinno się szukać w środowisku partii politycznych i ich działaczy, bo tam sprawa jest w znacznej mierze przegrana. Dowiódł tego sposób przygotowania przez polityków reformy administracji, ostatnie wybory do samorządów, tworzenie i obrona przez nich agencji i funduszów, których główną funkcją jest kierowanie środków publicznych do partyjnych kieszeni, skłonność do wchodzenia w sytuacje konfliktu interesu, a nawet ich podatność na zwykłe przekupstwo. Rozwiązaniem na dłuższą metę najskuteczniejszym jest umacnianie społeczeństwa obywatelskiego, niezależnych organizacji i stowarzyszeń monitorujących działanie systemu władzy państwowej i mobilizujących opinię publiczną. Silne społeczeństwo obywatelskie będzie w stanie wymusić zmianę polityki, bądź zmianę polityków.

Problem, przed którym stoimy jest następujący: czy można, w warunkach demokratycznych, zbudować sprawny i skuteczny system instytucji państwowych bez silnego społeczeństwa obywatelskiego? Intuicyjnie można przyjąć, iż jest to możliwe, lecz trudne, bowiem wymaga światłej, ożywionej duchem obywatelskim elity politycznej.

Słabość społeczeństwa obywatelskiego u początków przemian postkomunistycznych była oczywista. Niestety, zabrakło także tego zasobu jakim Polska dysponowała w dwudziestoleciu: klasą ludzi o silnym, społecznym zaangażowaniu, którzy potrafili - w pewnym przynajmniej stopniu - narzucić kierunek polityczny nowemu państwu polskiemu.

W tych warunkach, mimo pewnej stabilności politycznej i względnie wysokiego wzrostu gospodarczego, jaki osiągnęliśmy w czasie ostatniego dziesięciolecia, państwo polskie jest koślawe. Poprzez prywatyzację, nastąpiła ogromna redystrybucja majątku państwa, której cele ekonomiczne były względnie jasne, lecz przy braku świadomości potrzeby stworzenia odpowiednich narzędzi administracyjnych i chęci uwzględnienia społecznych aspektów przedsięwzięcia, proces ten musiał przyjąć formy korupcyjne. Na dodatek, pozbawiono się przez rozwiązanie Zarządu V MSW, którego funkcja polegała na walce z przestępczością gospodarczą, narzędzia kontroli nad tym procesem. Władza polityczna i administracja stała się łupem partii politycznych, które - choć słabo osadzone w społeczeństwie, potrafiły opanować aparat władzy i podporządkować go swym partykularnym interesom.

W ten sposób stworzyliśmy słabe państwo, o niskiej zdolności do zdefiniowania i realizacji strategicznych interesów społeczeństwa. Efektem tego jest dezintegracja społeczeństwa, które dzieli się na grupy interesów sektorowych i zawodowych, walcząc o ich realizację bez względu na interesy innych i interes ogólny kraju.

Strategia dla Polski musi więc uwzględnić dwa kierunki działania. Jeden to wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego. Drugi, to umocnienie państwa.

Opcję dotyczącą pierwszego kierunku trafnie wyraził Robert Putnam:

Akcje społecznego kapitału, takie jak zaufanie, normy i sieci stowarzyszeń zwykle są samo wzmacniające i kumulują się. Dodatnie sprzężenia zwrotne prowadzą do równowagi społecznej, dla której typowy jest wysoki poziom współpracy, zaufania, odwzajemniania, obywatelskiego zaangażowania i wspólnego dobrobytu. Te cechy określają wspólnotę obywatelską. I odwrotnie - niedostatek tych cech we wspólnocie nieobywatelskiej jest także samo wzmacniający się. Wyłamywanie się, nieufność, wymigiwanie się, wyzysk, izolacja, nieład i stagnacja nawzajem się stymulują... (podkr. AZK)

Wskazuje to na

...możliwość istnienia ca najmniej dwóch wyraźnych typów równowagi, do których osiągnięcia zmierzają wszystkie społeczeństwa stojące w obliczu problemów zbiorowego działania..., natomiast równowaga raz osiągnięta ma tendencję do samo wzmacniania się.[11]

Nie zamierzam tu szczegółowo zastanawiać się nad tym, który z tych typów równowagi - obywatelski, czy antyobywatelski - zdobyły przewagę w Polsce i w jakich środowiskach. Wydaje się, że Polska stoi na rozdrożu i ruch w każdym z tych kierunków jest możliwy. Uważam jednak , iż obecny stan rzeczy, przede wszystkim w polityce, sprzyja przewadze kierunku antyobywatelskiego.

Zagadnieniem bardziej nawet skomplikowanym jest umocnienie państwa w warunkach, kiedy jest to sprzeczne z interesem partii politycznych, które je między siebie "rozparcelowały". Wymaga to (1) zmiany ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na większościową, tj. okręgi jednomandatowe; (2) umocnienie administracji państwowej w relacji do władzy ustawodawczej i poddanie jej ostrej kontroli merytorycznej; umocnienie władzy sądowniczej; umocnienie rządu, jako instytucji formującej podstawowe kierunki polityki państwa. Umocnienie jakiejkolwiek instytucji nie jest możliwe bez stworzenia odpowiednich mechanizmów rozliczania jej przedstawicieli z ich działalności, a więc bez odpowiedzialności. Chociaż wszystkie te reformy działają przeciw partykularnym interesom partii politycznych, to nie oznacza to, by były one niemożliwe - zdarzają się w historii okresy, kiedy ludzie wznoszą się ponad interesy prywatne.

Powyższe uwagi wydają się potwierdzać od dawna głoszoną przez różnych autorów tezę, w tym także niżej podpisanego, że obecnie najpoważniejsze zagrożenia dla Polski mają źródła wewnętrzne, a nie zewnętrzne. Tragedia zacznie się, kiedy osłabione państwo polskie znajdzie się wobec poważnych zagrożeń zewnętrznych.

 



[1] Polityka jako zawód i powołanie. Kraków: Fund. im. Stefana Batorego i "Znak", 1998, ss. 106-107. Rozwinięcie tego wątku można znaleźć w znanym artykule Kena Jowitta "Soviet Neotraditionalisn: The Political Corruption of a Leninist Regime". Soviet Studies, 35 (3), July 1983. A także w A.Z.Kamiński An Institutional Theory of Communist Regimes. Design, Function, and Breakdown, San Francisco: ICS Press, 1992, ss 141-156.

[2] Astolph de Custine, Empire of the Czar: A Journay Through Eternal Russia, New York: Doubleday, 1989, s. 534.

[3] O duchu praw, Kęty: Wyd. "Antyk", 1997, s.58.

[4] Opis ten znaleźć można w Wielkiej Czystce Weissberga, wydanej w 1958 roku przez paryską "Kulturę".

[5] Jako uczestnik tego zebrania przytaczam ten fakt z pamięci.

[6] "The Patterns of Autocracy". W: The Transformations of Russian Society, pod red. C.E. Blacka. Cambridge Mass.: Harvard University Press, 1960.

[7] Niedobór w gospodarce, Warszawa: PWE, 1985.

[8] Op.cit., s.97.

[9] Rzetelność życia publicznego. Metody zapobiegania korupcji, Jeremy Pope (opr.), Warszawa: Wyd. ISP i Transparency International-Polska, 1999, s.98.

[10] World Development Report. The State in a Changing World. Wydane dla Banku Światowego przez Oxford University Press, 1997, s.111.

[11] Demokracja w działaniu. Kraków: "Znak" i Fund. im. St. Batorego, 1994.

.: Powrót do działu Polityka polska :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,252921 sekund(y)