Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Mirosław Dzielski - Odrodzenie ducha - budowa wolności
.: Data publikacji 16-Wrz-2005 :: Odsłon: 1960 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Wybrane fragmenty pochodzą z: Odrodzenie ducha - budowa wolności, bezdebitowe Wydawnictwo Consensus: Warszawa 1982, s. 1-5, 10-14 i 32-33.

 

Faktyczna delegalizacja "Solidarności" i cały splot wydarzeń związanych z ogłoszeniem przez WRON stanu wojennego stworzyły w całym kraju sytuację, w której współistnienie władzy
i społeczeństwa stało się naprawdę trudne. Władza i społeczeństwo stoją dziś naprzeciw siebie jako dwie otwarcie wrogie i wyraźniej niż kiedykolwiek dotąd odczuwające swą własną identyczność i wzajemną odrębność siły. Mamy więc z jednej strony kadry zawodowych wojskowych, milicję, służbę bezpieczeństwa, aparat partyjny, administracyjny, wyższe kadry menedżerskie;
z drugiej rozproszoną, ale organizującą się ponownie w podziemiu "Solidarność", Kościół i inne pomniejsze legalnie lub nielegalnie działające stowarzyszenia czy organizacje, jak na przykład w pierwszym przypadku Związek Literatów, w drugim KPN. Po tej drugiej stronie należy zapisać również ponownie znajdującą się w stanie rozproszenia i atomizacji zasadniczą substancję społeczną - miliony szeregowych tak zwanych szarych obywateli. Obywatele ci posiadają obecnie dojrzalszą niż przed dwoma laty świadomość społeczną i dlatego zdolni są do szybszego niż wówczas przełamywania własnej atomizacji i włączania się w konkretne działania społeczne, gdy takowe będą możliwe. Zapisując tę substancję po stronie sił społecznych należy wszelako uczynić zastrzeżenie, że ze względu na swoje niedookreślenie, na pewną, rzec by można, magmowatość zrozumiałą po latach ideologicznego prania mózgów i totalitarnego społecznego młyna, substancja ta stanowi biologiczny rezerwuar nie tylko dla sił zorganizowanego społeczeństwa, ale i dla władzy - przynajmniej potencjalnie.

Modele rzeczywistości społecznej

Próba innej niż przez wyliczenie definicji obu obozów jest zapewne skazana na niepowodzenie. Żywy kosmos społeczny jest zbyt skomplikowany, aby tego rodzaju ambicji można było zadośćuczynić. Jeśli jednak definicje takie traktować nie jako wyczerpujące ujęcie zagadnienia, ale jako propozycje modeli, które pozwolą na pogłębienie rozumienia sytuacji bez pretensji do ogarnięcia w jednym, czy nawet w wielu modelach jej całości, warto tego rodzaju modele konstruować. Posiadają one bowiem pewną wspólną z metaforami cechę. Podobnie jak dobrą metaforę można eksploatować, budując za jej pomocą dalsze obrazy, tak
z dobrego modelu można wydobyć ciekawe nieraz wnioski, bacząc oczywiście na ich zgodność z rozumem i doświadczeniem.

Zamierzam wspomnieć o czterech modelach będących rzutami magmowatego i rozmytego obrazu rzeczywistości, jaki jawi się przed naszymi oczami, na cztery różne siatki pojęciowe. Będą to: model klasowy, model kastowy, model ideologiczny i model dwunarodowy. Szerzej zajmę się jednak jedynie dwoma ostatnimi: ideologicznym i dwunarodowym. Posiadają one większy - jak sądzę - związek z rzeczywistością i dlatego są bardziej przydatne dla pragmatycznych celów, jakie sobie stawiam.

Umysły ukategoryzowane po marksistowsku najchętniej posługują się modelem klasowym, utożsamiając go przy tym -
z charakterystyczną dla marksistów teoriopoznawczą naiwnością - z rzeczywistością społeczną. Mówiło się więc w kręgach dawnej marksizującej opozycji demokratycznej o tym, że komunizm wytworzył własną klasę właścicieli środków produkcji, później pisano o właścicielach środków przymusu. Sądzę, że model ten jest po pierwsze - jak wszystkie produkty intelektualne marksizmu - raczej zwodniczy, to znaczy, że odrywa myślenie od rzeczywistości, po drugie, że jest do sytuacji kraju w tak zwanym "obozie socjalistycznym" nieodpowiedni, po trzecie wreszcie, że jest całkowicie już dziś jałowy i wyeksploatowany.

Drugi model, którym czasem posługujemy się myśląc o sytuacji społeczno-politycznej naszego kraju, to model kastowy. Wedle niego komuniści stanowiliby odrębną od reszty społeczeństwa kastę o własnych obyczajach, niedostępną dla innych obywateli. Być może model taki nadawałby się do opisu państwa światowego, w którym komunizm ostatecznie zwyciężył i które nie posiada wrogów zewnętrznych. Dziś jednak państwo takie może być jedynie przedmiotem marzeń ideologów. Dziś komunizm jest nadal w fazie wypełniania swej misji (co, jak sądzą znawcy, przynależy do jego natury) i jako taki, jako walczący, musi stale czerpać świeże biologiczne siły ze społeczeństw, na których pasożytuje. Dlatego, jeżeli już ktoś musi mówić o kastach, powinien pamiętać o tym, iż po pierwsze komunistyczne kasty nie są zamknięte, zaś po drugie, że wypełniając swoją światową i społeczną misję muszą propagować ideologię, czego prawdziwa kasta czynić nie zechciałaby. Społeczeństwo kastowe powstaje w wyniku setki lat trwającej ewolucji przerywanej wojnami domowymi, najazdami obcych plemion, narodów itp. 37 lat historii PRL to za mało do ukształtowania się kast. Zresztą, generalnie rzecz ujmując, społeczeństwo realnego socjalizmu nie ma nigdzie w świecie więcej niż siedemdziesiąt lat. Z tego powodu trudno jest mówić o kastach - nawet w ZSRR.

Trzeci model to model ideologiczny. Wielu teoretyków utożsamia go z rzeczywistością. Jest to model tak powszechnie znany, iż muszę prosić czytelnika o wybaczenie przypominając niektóre jego aspekty. Wedle tego modelu w państwie komunistycznym istnieje tak zwana nadrzeczywistość. Jest to sfera pojęć ideologicznych, które na ramionach rewolucji marksistowsko-leninowskiej zostały uniesione "w niebiosa" i tam spetryfikowane. Jest to sfera idei kategoryzujących myślenie ludzi żyjących pod słońcem komunizmu. Idee te są wprawdzie oderwane od społecznego konkretu i bytują w sferze abstrakcji, spełniają jednak w państwie komunistycznym społeczną i zgoła konkretną funkcję. W państwie komunistycznym deklaracja wiary w te idee jest warunkiem kariery, żonglerka tymi ideami stanowi istotę nauk społecznych, a faszerowanie nimi umysłów młodzieży - fundament edukacji. Może najważniejszą cechą komunistycznego wyznania wiary jest przeświadczenie, że pojęcia ideologiczne nadają się do opisu całej społecznej rzeczywistości i do wyznaczenia ostatecznych celów ewolucji społeczeństwa.

Tymczasem od dawna wiadomo, że dobra zbiorowego, sprawiedliwości społecznej czy praworządności socjalistycznej itp. nie da się nawet zdefiniować. Można natomiast z całą pewnością powiedzieć, że w imię tych mętnych idei państwo, które powstało dla ich realizacji, zwiększa nieustannie swoją potęgę, bezlitośnie uciskając obywateli i uniemożliwiając realizację zwykłego dobra, zwykłej sprawiedliwości, zwykłej praworządności itp. Ludzi sprawujących w państwie komunistycznym władzę w imię ideologii, a także tych, którzy im w sprawowaniu władzy pomagają, czerpiąc z tego tytułu korzyści, nazywa się zwykle strażnikami ideologii. Aby ta armia strażników mogła sprawnie funkcjonować, część z nich przynajmniej musi w ideologię wierzyć. Są wprawdzie pisarze polityczni, którzy sądzą, że może funkcjonować sprawnie tak zwana ideologia zimna, to znaczy taka, w imię której można - nie wierząc w nią - sprawować władzę. W moim przekonaniu taki pogląd jest błędny. Nie można utrzymać państwa bez grupy ludzi, którzy święcie wierzą w to, co jest tego państwa zasadą: w pieniądz, gdy zasadą są pieniądze, w majestat królewski, gdy zasadą jest majestat, w Boga, gdy wolność jest zasadą. Państwo totalitarne, w którym ideologia wystygła, musi - jeśli ideologii zostanie przeciwstawiona inna gorąca wiara - ewoluować w kierunku innej formacji ustrojowej albo zginąć
w krwawym rewolucyjnym wybuchu.

Jest banałem stwierdzenie, że tą inną wiarą jest wiara w Boga. Marks twierdził, że religia jest abstrakcją "uniesioną przez człowieka w niebiosa" i "oderwaną od swego ziemskiego podłoża",
a jednocześnie spełniającą w ziemskiej rzeczywistości zgoła konkretne społeczno-polityczne zadania. Marks głosił, że abstrakcja ta nie posiada swojego przedmiotu - to znaczy realnie istniejącego bytu nadprzyrodzonego - i że służy jedynie nikczemnemu wyzyskowi proletariatu przez burżuazję i inne warstwy posiadające. Religia - to było jego znane powiedzenie - jest opium dla ludu. Jej zadanie to lud ogłupiać, odwracać jego uwagę od niedoli doczesnej, mamić oszukańczą nadzieją na pozadoczesną przyszłość. To, co Marks o religii pisze, odnosi się zupełnie nieźle, ale -
o ironio - nie do religii, ale właśnie do ideologii, którą krzewił. To właśnie ideologia jest matecznikiem złudzeń, w imię których zapędza się ludzi do niewolniczej pracy. To właśnie ideologia stawia człowiekowi zbiorowemu "pozaziemskie" cele, odwołując się do rzekomo doskonałej teorii całej rzeczywistości. Podstawowym błędem poznawczym myślenia ideologicznego jest pomieszanie porządku wiary z porządkiem wiedzy. Ludzie opętani przez ideologię wierzą, że wiedzą, jak należy urządzić świat, aby stał się dla ludzkości rajem. Aby ten raj przybliżyć, gotowi są posłużyć się w stosunku do innych ludzi siłą, działając wbrew ich woli i wbrew ich woli karmiąc ich własnymi mrzonkami.

Inaczej ma się rzecz z religią. Religia nie stawia człowiekowi zbiorowemu żadnych zadań. Nie rości sobie pretensji do objawiania jakiejkolwiek w ogóle, a tym bardziej ostatecznej teorii ziemskiej rzeczywistości. Nie proponuje żadnej metody realizacji raju na ziemi. Przedmiotem religii jest rzeczywistość nadprzyrodzona, która nie może być przedmiotem wiedzy, a jedynie przedmiotem wiary. Oddzielając przedmiot wiary od przedmiotu wiedzy, pozwala religia na zaspokojenie metafizycznych potrzeb człowieka, stanowiąc równocześnie ochronę przed degeneracją tych potrzeb polegającą na błędnym ulokowaniu instynktu metafizycznego
w materialnej rzeczywistości, co charakteryzuje właśnie postawę ideologiczną. Innymi słowy religia postuluje porządek wartości nie z tego świata i proponuje osobie ludzkiej na ich tkance budować drogę do Królestwa Niebieskiego. Ideologia przeciwnie - postuluje możliwość zbudowania raju w granicach porządku przyrodzonego, którego jedyną tkanką są materia i siła, czyli bierność i przemoc.

Dzięki oddzieleniu porządku nadprzyrodzonego od porządku przyrodzonego pozwala religia na - nie obciążone balastem pojęć religijnych - badanie porządku siły. Badanie to ma swój dodatkowy napęd w imperatywach dobra i prawdy, które nie pochodząc ze świata przedmiotowego, są motorycznymi siłami poznania. Dlatego jedynie w społeczeństwach prawdziwie religijnych możliwy jest rozwój nauki. Ale nie tylko nauka w społeczeństwach religijnych się rozwija. Rozwijają się tam ogólniej postawy poznawcze, których motorami są - jak już pisałem - sumienie i potrzeba prawdy. W takich właśnie społeczeństwach możliwe staje się dostrzeżenie ludzkiej niedoli i stopniowe ulepszanie ludzkiego życia w tych wąskich granicach, w jakich jest to na ziemi możliwe.

Wprowadzenie opozycji: ideologia-religia, wydać się może wielu "niewierzącym" przeciwnikom ideologii niewłaściwe. Dla nich potrzeba kilku słów wyjaśnienia. Gdy przeciwstawiałem religię ideologii, myślałem nie tylko o pseudoreligijnym rodowodzie ideologii. Myślałem również o religii i ideologii w ich obecnym rozumieniu. Ale myślałem o religii żywej i o ideologii żywej. Duch religijny ożywiający społeczeństwo jest duchem dobra
i prawdy. To, co w nim istotne, sprowadza się w gruncie rzeczy do postaw wyrażanych praktycznie, postaw wobec świata i wobec ludzi. Każdy człowiek, który szuka prawdy i dąży do dobra, czyli kieruje się w swoim postępowaniu potrzebą poznania prawdy
i stara się czynić dobro, jest faktycznie, a nie teoretycznie ożywiony duchem religijnym - niezależnie od własnych wyobrażeń na swój temat. Wiara bowiem nie polega na przeświadczeniach, ale jest egzystencjalną zasadą naszych czynów. Nie da się dociec, kto ma rację - ludzie wierzący czy ateiści. To znaczy nie da się tego zagadnienia rozwiązać w drodze intelektualnych spekulacji. Jednak kwestię tę musi każdy człowiek rozwiązywać praktycznie, ponieważ żyje, żyjąc, działa, a działając, nieustannie dokonuje wyborów. Te wybory są wyborami wiary. Jeśli wierzy w dobro, będzie go szukać niezależnie od poglądów, które posiada. Jeśli wierzy w mamonę, władzę i inne podobne bożki, nie zmieni tej wiary najlepsza nawet religijna edukacja ani codzienne modły
w kościele. Ten człowiek nie wierzy w Boga. Można tu dać przykłady nie tylko pojedynczych osób, ale całych nieledwie narodów opuszczonych przez ducha dobra i prawdy. Mam tu na myśli narody wyznające różnego rodzaju gnostyckie pseudoreligie, których przedstawiciele wierzą, że posiadają teorie całej ziemskiej i ponadziemskiej rzeczywistości; a tym samym przypisują sobie zdolność do "naukowego" przedstawiania zadań i przyszłości ludzkości w niebie i na ziemi. Mam tu na myśli również narody żyjące w warunkach, w których religia uległa degeneracji. W tego rodzaju społecznościach ateizm jest często jedyną możliwą formą wyrażania postawy prawdziwie religijnej i prawdziwie poznawczej.

Jak wiadomo, istnieje głębokie pokrewieństwo między gnostyczną pseudoreligią a ideologią polegające na pomyleniu porządku przyrodzonego z nadprzyrodzonym, a co za tym idzie - na koncepcji czynienia dobra za pomocą siły. Równie głębokie jest pokrewieństwo między religią rozumianą praktycznie, tzn. nakazującą jako podstawę duchowego rozwoju dążenie do dobra i do prawdy, a ateizmem na tych samych fundamentach opartym. Jeżeli bowiem duchowy rozwój człowieka jest przede wszystkim praktyczny, to poglądy metafizyczne mają w sprawach ducha drugorzędny charakter. Ateizm na fundamencie dobra i prawdy jest w takim ujęciu jedynie intelektualną tarczą człowieka uduchowionego, ale pozbawionego jasnych pojęć religijnych z powodu bytowania pod zdradliwym niebem idei ideologicznych lub pogańskich. Jest odrzuceniem szczudeł pseudowartości na rzecz heroicznej samotności. Przed takim ateizmem otwarte jest niebo idei istotnie religijnych i istotnie religijna nadzieja. Ateizm na fundamencie dobra i prawdy powstaje wtedy, gdy ideologicznie lub pseudoreligijnie ukategoryzowany umysł wyrywa się ze swojej pojęciowej niewoli. Jeśli umysłowi takiemu dostarczyć kategorii istotnie religijnych, które pozwolą mu jego duchowe potrzeby nazwać i opisać, przyjmie on religijną nadzieję jako sens własnej drogi. Od tej pory będzie ona w nim stale obecna.

To prawda, że u wielu ludzi nadzieja ta jest niewielka. Nie wolno jednak mierzyć religijności jednostek i społeczeństw jedynie natężeniem ich religijnej nadziei. Gdyby taka była miara ducha, gdyby taka była istota religii, wówczas najmakabryczniejsze monstra stałyby się bogami, a wielu ludziom zacnym i sprawiedliwym odebrana byłaby możliwość zbawienia. Na szczęście jest inaczej. Miernikiem religijności społeczeństwa, sprawdzianem mocy jego ducha jest obecność w jego świadomości, a przede wszystkim w jego praktycznym działaniu, dobra i prawdy. Ich obecność oznacza wrażliwość poznawczą, zdolność dostrzeżenia niedoli konkretnego, nieabstrakcyjnego człowieka, zdolność przyjmowania do wiadomości faktów. W społeczeństwie, w którym budzi się wiara, gaśnie fałszywy blask idei ideologicznych. Bledną one nawet w oczach samych strażników, aż wreszcie każdy nieledwie dostrzec w nich potrafi nicość, która zawsze była ich wynalazcą i materiałem.[…]

Musimy teraz […] przedstawić czwarty i ostatni już model - model dwunarodowy. Muszę w tym miejscu zrobić istotne zastrzeżenie. Traktuję model dwunarodowy jako konstrukcję intelektualną dość słabo przystającą do rzeczywistości. Sądzę jednak, że niektóre aspekty tego modelu są pouczające i że w obecnym dynamicznym okresie historii, w którym trudno jest z tego, co się w naszym kraju dzieje, cokolwiek zrozumieć, model ten jest nie gorszą - jeśli nie lepszą - projekcją rzeczywistości niż model ideologiczny.

Jeśli przez naród rozumieć pewną wspólnotę interesów etnicznych, wyobrażeń, kultury, obyczajów itp., żyjącą na określonym terytorium i zakorzenioną w określonej tradycji, można traktować Polaków identyfikujących się z państwem, a więc milicję, partię, aparat bezpieczeństwa, aparat administracyjny i menedżerski, wojskowe kadry oficerskie i podoficerskie, aparat stronnictw sojuszniczych PZPR itd. - jako odrębny naród. Stanowisko takie wydać się może absurdalne, nie jest jednak w naszej historii niezwykłe. Przed rokiem 1939 wielu przeciwników sanacji uważało, że na terenie Polski żyją dwa narody: jeden, którego wyobraźnia, interesy, lojalność itp. każą mu się identyfikować z państwem - był to w uproszczeniu rzecz ujmując naród skupiający się wokół aparatu państwa - i drugi, definiujący się w opozycji do sanacyjnego państwa. To dopiero była przesada! Co prawda - dzięki tej przesadzie można było to i owo z rzeczywistości międzywojennej zrozumieć. […]

Spory wpływ na narodową wyobraźnię polskich komunistów miało oddalenie się - poza horyzont jednostkowej pamięci - czasów międzywojennych. Stały się one dla nich mityczną krainą,
w której poszukiwać dla siebie zaczęli wyimaginowanych korzeni. Gdyby nie wojna polsko-bolszewicka i niezmiennie złe stosunki między Polską międzywojenną a Rosją Radziecką wyobraźnia komunistów osiedliłaby się na tym lubym terenie już dawno. Jednak, jak na tak niekorzystne układy, postęp jest i tak niezły. Podobno Jaruzelski wyobraża sobie, że jest dzisiejszym Piłsudskim, a pomniejsi funkcjonariusze wojskowo-policyjni studiują pamiętniki sanacyjnych dygnitarzy, szukając w nich bratnich odczuć i uzasadnienia dla własnych rządów obecnie. Utożsamianie się z międzywojenną biurokracją poprawia im samopoczucie moralne, co rzeczywiście jest im potrzebne. Oczywiście taki stan rzeczy nie może podobać się przywódcom radzieckim
z nieboszczykiem Susłowem na czele. Rosjanie woleliby z pewnością, aby władze w Warszawie nie kombinowały za wiele
w tych swoich paliackich łepetynach. Rosjanie pragną, jak się wydaje, powrotu do rządów ideologii w naszym kraju. Jak się miał wyrazić przed samą śmiercią Susłow, nie można rządzić bagnetami, należy przywrócić siłę i autorytet partii. Oznacza to, że najważniejsze radzieckie władze partyjne pragnęłyby powrotu naszego kraju do takiego stanu, w którym sytuację opisywałby model ideologiczny, sytuacji, w której Polska w gruncie rzeczy jeszcze nigdy nie była. Tak myślą radzieccy przywódcy. Czy ich opinię podziela radziecki zespół wojskowo-policyjny, który i tam wydaje się mieć coraz większe znaczenie - nie wiadomo.

Przywrócenie rządów ideologii byłoby jednak w Polsce zadaniem niezwykle trudnym. Rewolucja, podczas której władza utraciła monopol informowania siebie i innych, dostarczyła do polskich głów takiej ilości autentycznej wiedzy o rzeczywistości, że trudno będzie odrobić te straty w ciągu jednego pokolenia. Rewolucja rozbiła partię, pozostawiając nie zmienionymi wojsko, milicję i bezpieczeństwo. Z partii odeszli ludzie, którzy liczyć mogli na realizację haseł, które głosiła ideologia, a przynajmniej wmawiać w siebie, że na realizację tych haseł liczą. Doszli oni do wniosku, że ich socjalistyczne ideały nie mają z ideologią nic wspólnego. Zostali ideologowie i ludzie, których struktura psychiczna i moralna każe im zawsze opowiadać się po stronie państwa, niezależnie od funkcji, jaką siła tego państwa spełnia. Bez ideowych socjalistów partia nie może funkcjonować. Ideologia nie może obejść się bez pasożytowania na szczerym idealizmie
i wprowadzonej w błąd dobrej woli. Tak rozpoczęła się era bezpośredniej dominacji aparatu bezpieczeństwa, wojska i milicji. Organa te są nastawione ideologicznie. Są sługami siły, jej społeczną personifikacją. W związku z klęską ideologii coraz większą rolę we władzach zaczynają odgrywać ludzie, których myślenie odarte jest z mrzonek ideologicznych - oznaczać to może ewolucję w kierunku nieideologicznego modelu autorytarnego państwa.

Oczywiście milicja, służba bezpieczeństwa i wojsko potrzebują i poszukują legitymacji swojej władzy. Chwilowo zachłystują się czystą siłą, ale to się zmieni. Jeśli nie zdobędą innej legitymacji,
z pewnością na powrót sięgną po uzasadnienie ideologiczne. Zwolennicy modelu ideologicznego sądzą nawet, że jest to pewne, tym bardziej, że generał Jaruzelski wydaje się mieć poważne w tym kierunku skłonności. Jednak trudno jest tego rodzaju pewność podzielać. Nie wiadomo, jak będzie rozwijać się sytuacja
w Polsce i nie wiadomo, co uczynią następcy Breżniewa. Wiara
w mechaniczny powrót ideologii oznacza przekonanie o tożsamości modelu ideologicznego z rzeczywistością, przekonanie mające u swego podłoża materialistyczną koncepcję rzeczywistości. Tymczasem rzeczywistość jest rzeczywistością samą w sobie,
z której zjawiskami jedynie stykają nas nauki społeczne. Jako rzeczywistość sama w sobie wykracza ona poza wszelkie o niej wyobrażenia, a przede wszystkim otwarta jest na przestrzeń wiary. W tej przestrzeni należy rozpatrywać motywy wielu czynów ludzkich. Nie wszystkie one mogą być przedmio­towo pojęte, to znaczy nie wszystkie mogą być wytłumaczone w ramach porządku namiętności, naturalnych skłonności itp. Otwarcie metafizyczne człowieka, poszerzenie jego wymiarów poza przestrzeń,
w której jest on tylko czynnym lub biernym przedmiotem działania siły, zawarte jest w koncepcji ludzkiej godności7. Człowiek godny to człowiek, który potrafi odmówić podporządkowania się sile czy to płynącej z władzy, czy to z innego, chociażby społecznego źródła, gdy tak każe mu głos sumienia. Takie przeciwstawienie się sile jest realizacją ludzkiej wolności. Postulat takiej wolności jest jedną z dwóch podstaw, na jakich opiera się chrześcijańska koncepcja ducha, drugą podstawą jest łaska. Czasy,
w których Bóg budzi sumienia z uśpienia, są czasami pracy ducha. Gdy takie czasy nadchodzą, wszystkie naukowe wyliczenia dotyczące zachowania się społeczeństw tracą swoją prognostyczną ważność. Zachowanie społeczeństw wyznaczane jest przez tak wiele czynników, że jak wiadomo, niemożliwe jest naukowe przewidywanie przyszłości, nawet jeśli założyć, że w świecie nie działa żaden czynnik duchowy. Jeśli jednak wierzyć w jego działanie, wówczas można spodziewać się wielkich, przekraczających wyobrażenia wydarzeń.

Wierzę, że wynik walki z totalitaryzmem zależy od dwóch czynników: po pierwsze, od ingerencji czynnika nadprzyrodzonego, którego wyrazem jest łaska, po drugie - od natężenia naszej skierowanej ku dobru woli. Nauka Kościoła głosi, że samotna, pozbawiona wsparcia nieba wola nie zda się na nic. Jednak znaki wskazują, że wsparcie nieba nadeszło. Od nas zależy, jak je wykorzystamy. Stoi przed nami problem właściwego odczytania naszych powinności, odróżnienia tego, co jest pracą ducha, od tego, co taką pracą być się tylko wydaje, odróżnienie praktycznego obowiązku od żądz, marzeń i namiętności. Jest to zadanie poznawcze. Obok tego poznawczego zadania stoi przed nami inne, nie mniej ważne - zadanie wytrwałości, zadanie obudzenia w sobie woli mocy. Musimy zdobyć się na wysiłek sprzeciwienia się czynem krążącej po świecie opinii o Polakach jako o narodzie zapalającym się jedynie słomianym ogniem.

Jeśli trafnie odczytamy znaki i powinności, jeśli postępować będziemy po wytyczonej drodze stanowczo i nieugięcie, z całą pewnością wygramy bitwę z nieprzyjacielem, który będzie usiłował ponownie zawiesić sztandar ideologii na basztach swojego ponurego zamczyska. Nie mamy armat, ale w tej bitwie decydować będzie inny, niematerialny oręż.

Ale powróćmy do rozważania modelu dwunarodowego. Stan wojenny przyniósł dalszy postęp w kierunku narodowej izolacji ludzi władzy od reszty społeczeństwa. Po odejściu ideowych socjalistów pozostali w partii jedynie ludzie, dla których siła jest przedmiotem kultu, a co najmniej podziwu. Są to ludzie zapatrzeni jak w monstrancję w blask radzieckiej potęgi, swoista kasta żołnierzy imperium. W odruchu sprzeciwu wobec delegalizacji "Solidarności" społeczeństwo zaczęło traktować ich jak armię okupacyjną. Coraz częściej zaczęły się pojawiać symbole walki
z okresu okupacji niemieckiej, co wskazywało, że wyobraźnia społeczna w coraz wyższym stopniu traktuje rzeczników imperium jak element wrogi etnicznie. Jeśli więc nawet nasza obecna władza nie jest odrębnym narodem - posiada wiele cech narodu in statu nascendi. Jest oczywiste, że model dwunarodowy nie jest modelem stabilnym. Jeśli więc opisuje obecną sytuację lepiej niż ideologiczny, jest to jedynie dowodem na wyjątkową płynność tej sytuacji. Będzie się ona nadal zmieniać. Jestem przekonany, że kierunek tych zmian również od nas zależy.

Odejście socjalistów z partii stworzyło w niej nową sytuację. Utraciła ona swój jednorodny socjalistyczny charakter. Obecnie
o przynależności do partii, czy szerzej - o przynależności do aparatu władzy - nie decydują poglądy, ale wyłącznie interes grupowy. Są tam obecnie ludzie o liberalnych poglądach na gospodarkę - przeciwnicy ideologii i zwolennicy autorytarnej władzy opartej na sile zespołu wojskowo-milicyjnego, są też ideologowie. Przeciwko społeczeństwu polskiemu wystąpili wspólnie, ponieważ kierowali się wspólnym interesem narodowym. Ludzie ci zaczynają się kłócić, dopiero gdy jako całość czują się bezpieczni. Uważam, że podział między nimi jest niezwykle ważny dla przyszłości naszego kraju. Jeśli zwyciężą ideologowie, będzie to powrót do rządów nadrzeczywistości. Jeśli wygrają przeciwnicy ideologii, będzie to początek ewolucji w kierunku wolności. Podział na ideologów i ich przeciwników jest podziałem na otwartych i zakłamanych zwolenników kultu siły. Ideologowie czczą siłę, mieszając jej porządek z porządkiem wartości. Ich przeciwnicy po prostu w żadne wartości nie wierzą. Są cynikami, którzy lubiąc zresztą z reguły świat (w przeciwień­stwie do ideologów), postanowili się w nim jak najlepiej urządzić. Cynicy uważają moralność za naiwność, ale do ideologii czują zdrowe obrzydzenie. Jeśli nie zagraża to zbytnio ich interesom, mogą postępować uczciwie. Można powiedzieć, że posiadają sumienie, ale wątłe i niezwykle roztropne. Podstawowym hasłem cyników jest realizm. Realizm ich usprawiedliwia i zapewnia im komfort psychiczny. Zwykle krytykuje się cyników za ich postawę i stawia niżej od ideologów pod względem moralnym. Jest to wielki
i posiadający niemałe społeczne znaczenie błąd. Polega on na pomyleniu ideowości z moralnością. Ze społecz­nego punktu widzenia są cynicy niezwykle potrzebni, głównie dlatego, że nie myślą pojęciami ideologicznej nadrzeczywistości. Cynicy nie widzą żadnego dla siebie zagrożenia w religii. Przeciwnie ideologowie - widzą w religii nadrzeczywistość konkurencyjną do nieba własnych idei, są przeciwnikami poznania, myślą o rzeczywistości wedle pseudoreligijnych stereotypów.

Niezrozumienie tych spraw leży u podstaw poważnych błędów, jakie popełnialiśmy i jakie gotowi jesteśmy popełniać nadal. Należy odróżnić ocenę moralną od oceny politycznej. Można nie pochwalać cyników (wszak trudno ich pochwalać), ale równocześnie poprzeć ich przeciw ideologom dla przeciwstawienia się zasadniczemu niebezpieczeństwu. Trzeba poprzeć cyników nie dla ich zadań, ale z powodów politycznych. Nie da się bowiem pokonać jednocześnie ideologii i rządzącego obecnie Polską uzbrojonego narodu "Spartiatów". Byłoby to możliwe jedynie w tym przypadku, gdyby "Heloci" posiadali siłę zbrojną wystarczającą do przegnania z kraju jego wewnętrznych i zewnętrznych zdobywców. Takiej siły nie posiadamy. Dlatego powinniśmy zadowolić się innym celem. Powinniśmy starać się przemienić "Spartiatów" - nawrócić ich na naszą wiarę chrześcijańską.

Dobrze rozumiem, że dla kogoś, kto pamięta przewinienia władzy w Polsce, takie zadanie może wydawać się mało realne,
a może nawet zabawne. Myślę, że muszę tę sprawę trochę bliżej przedstawić. Oczywiście nawrócenie "Sparty" nie oznacza bynajmniej tego, że poszczególni jej obywatele staną się bogobojnymi katolikami spędzającymi wieczory w kościele i rozpamiętującymi własne grzechy dla przyszłej poprawy. To nie o to chodzi. Nawrócenie "Sparty" polegać będzie na odrzuceniu przez nią ideologii. Odrzucenie ideologicznego ukategoryzowania umysłu oznaczać będzie otwarcie na wartości chrześcijańskie wspólne teraz dla obu zantagonizowanych narodów. Oznaczać będzie początek procesu przemian, którego skutki leżą poza widocznym dziś horyzontem politycznym. Nawrócenie "Spartiatów" oznacza odsunięcie od władzy ideologów. I znów może ktoś uważać, że tego rodzaju pomysł jest politycznie naiwny. W aparacie władzy stale ścierają się przeciwne stronnictwa, wynikiem tych starć jest zwykle sukces bezbarwnego i niewiele nadziei rokującego centrum. To prawda. Ale starcia przebiegają w określonej sytuacji społeczno-politycznej, wobec określonego stanu psychiki społeczeństwa. Od rozwoju tej sytuacji, od zmian w tej psychice zależy temat i kierunek walki o władzę. To, co dziś wydaje się niemożliwe, może stać się zupełnie prawdopodobne jutro. Warunkiem jest nieustępliwość w walce przeciwko ideologicznemu zniewoleniu. […]

Zauważyłem ostatnio z przyjemnością, że w "Sparcie" zaczyna się nasilać aktywność samopoznawcza, że podejmowane są próby sformułowania myśli państwowej nie opartej na ideologii. Próby te podejmowane są przez ludzi od lat oddanych reżimowi, którzy jednak dotychczas wegetowali raczej na jego peryferiach intelektualnych. Wydaje się, że ich kariery związane są ze stanem wojennym. Największą zaletą tego stanu jest obnażenie prawdy rządów mniejszości wbrew woli większości, obnażenie z taką siłą, że dla kogoś, kto nie jest szaleńcem, niemożliwe staje się dalsze ideologiczne samounicestwianie się. Dlatego z partii odeszli ideowi socjaliści. Nie byli w stanie dłużej się oszukiwać, zrozumieli, że pragną istnieć i że istnieć mogą jedynie poza partią. Po odejściu socjalistów z partii ton intelektualny zaczęli w niej nadawać ludzie wprawdzie szczerze władzy oddani, ale o formacji skrajnie prawicowej, jak na przykład Górnicki czy Koźniewski w Warszawie, a Łagowski w Krakowie. Nie mogę pojąć oburzenia moralnego, jakie otacza działalność intelektualną tych ludzi. Ci intelektualiści chcą przecież umożliwić naszemu wrogowi istnienie. Niechże im się więc szczęści w poszukiwaniu nieideologicznego uzasadnienia władzy "Spartiatów" w PRL. Gdy władza nie posiadająca mandatu ludu, zamiast dzięki ideologicznej legitymacji pod ten mandat się podszywać, szuka własnego uzasadnienia w myśli skrajnie prawicowej, należy jej tylko przyklasnąć. Dąży bowiem do samopoznania. Gdy Koźniewski do spółki z Łagowskim zdołają przekonać "Spartiatów", że dzięki generałowi ratują Polskę przed komunizmem, będzie to nowe uzasadnienie władzy, które otworzy przed naszym krajem drogę pokojowej ewolucji. Rozumiem doskonale, że niesłychane krętactwo i asekuranctwo naszej "nowej prawicy" może normalnego człowieka zdrowo zdenerwować. Powinien on jednak wtedy zażyć relanium i pomyśleć o tej prawicy rodowodzie i o jej obecnej sytuacji. To jasne, że Koźniewski czy Górnicki kręcą. Ale czymże jest to ich krętactwo w porównaniu z intelektualną odwagą, jaką wykazali, występując przeciwko najpotężniejszemu diabłu, jaki kiedykolwiek osiedlił się w sferze międzyludzkiej - przeciwko ideologowi. Dlatego zamiast otaczać ich wyłącznie pogardą, należy raczej sympatyzować z nimi w ciężkiej walce, jaka ich z pewnością czeka. Musimy dobrze zrozumieć, że zasługa tych intelektualistów polega nie na tym, że w ideologię nie wierzą, ale na tym, że przeciwko niej jawnie występują. Tylko jawne bowiem i masowe wystąpienia przeciwko ideologii mogą odebrać władzę w naszym kraju ideologicznej nadrzeczywistości. Jak już jednak pisałem, w sprawie ideologii nie wystarczy zwycięstwo pod Warszawą. Trwałość takiego zwycięstwa liczy się, jak wiemy, na dwadzieścia lat. Nam potrzeba zwycięstwa na dalekiej Ukrainie, na Litwie, w Rosji. I zgodnie z zasadami naszego chrześcijańskiego radykalizmu potrzeba nam zwycięstwa nie nad Rosjanami, a tym bardziej nie nad Litwinami czy Ukraińcami, ale nad strukturą, która nas wszystkich zniewala. I nie ma to być zwycięstwo Polaków, ale triumf chrześcijaństwa, braterstwa i miłości nad ideologią, wojną, rewolucją i nienawiścią. Dopiero taki triumf chrześcijaństwa w skali całego imperium otworzy bramy wolności również nad Wisłą. W tej walce każdy byt jest naszym sojusznikiem. Dlatego "nowa prawica", chociaż niewierna imperatywowi dobra, jest naszym sojusznikiem ze względu na swój stosunek do innej wartości chrześcijańskiej - do prawdy. Jej intelektualna odwaga jest pierwszym płomykiem jej istnienia. Należy życzyć sobie, aby to istnienie stało się początkiem istnienia "Sparty". "Sparta" musi bowiem zacząć istnieć, aby potrzebę istnienia "Helotów" zrozumieć i zaakceptować8.

.: Powrót do działu Antykomunizm w polskiej myśli politycznej :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,071741 sekund(y)