Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Janusz Ekes - Polska – Rosja – Europa
.: Data publikacji 21-Kwi-2010 :: Odsłon: 1263 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Janusz Ekes

Polska – Rosja – Europa*

Wzajemne stosunki Polski i Rosji, zawsze brzemienne dla obu stron, mają też zawsze znaczenie szersze. Jest tak niezależnie od tego, które z obu państw – w kolejnych odsłonach ich wielowiekowej historii – znajduje się w kondycji lepszej. Banalnym byłoby stwierdzenie, że stosunkom tym towarzyszy po obu stronach i dziś pewien resentyment, ujawniający się przy okazjach o różnej skali znaczenia. Choćby sprawa instalacji na terytorium Polski elementów tarczy rakietowej, mająca przede wszystkim sens globalny, i w Polsce i w Rosji odbierana jest jako akt kwitujący brak ich wzajemnego zaufania. Chyba poniekąd ‘polski kompleks’ obciąża w jakimś stopniu stosunek Moskwy do katolicyzmu i Watykanu. Okazji wyrazu resentymentu dostarcza też sprawa ‘rury bałtyckiej’. Także głośna ‘afera mięsna’ stała się pretekstem do aktów dowodzących jego siły. Acz uznać wypada, że w konkursie deklaracji werbalnych, strona polska raczej nie przoduje, choć po doświadczeniu lat 1939-1989 miałaby tu do powiedzenia więcej. Nie znaczy to, by resentyment po stronie polskiej był słabszy, niż po rosyjskiej. Nie zmniejszają go gesty dyplomacji rosyjskiej, jakby szukające związku z paradą dyplomatyczną, co upomniała Polskę, by ‘siedziała cicho’, wykonaną niedawno przez szermierza z jej drużyny własnej, bo z Unii Europejskiej. W grze tych resentymentów swe miejsce zajmuje dokonany przez Rosjan wybór daty narodowego święta, upamiętniający rocznicę ewakuacji Moskwy przez Polaków, stacjonujących tam w wyniku działań militarnych, w latach 1610-1612.

Polski historyk nie może uczyć Rosjan, w którą z rocznic ich wielowiekowej historii mają obchodzić narodowe święto. Sobie zachowuje myśl, że w porównaniu z ewakuacją skromnej armijki polskiej z Moskwy bardziej widowiskowy był odwrót wielkiej armii europejskiej, dowodzonej przez cesarza Francuzów. Ale politolog widzi zniuansowanie delikatności dyplomacji rosyjskiej, pietyzm dla wrażliwości francuskiej i  lekceważenie polskiej. Nie zadowala go słuszny zapewne sąd, że to bynajmniej nie wola okazania lekceważenia Polsce stanowiła główny powód wyboru. Symbolika wybranej rocznicy jednak ożywia widmo geopolitycznej opozycji Polski i Rosji, w wyobraźni tak Rosjan jak Polaków. Politolog nie może pomijać symboli, świadomy roli jaką w polityce realnej one odgrywają. Ale nie może egzorcyzmować widm, niekiedy czających się za nimi. Rola egzorcysty przypada tu historykowi. Ten podejmuje się jej, bo łączy go z politologiem pewność, iż ‘fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki’, ktokolwiek pierwszy pewność tę wyraził. Tym chętniej czyni to, im dalsze od realiów są stereotypy – nie tylko zresztą polskie, czy rosyjskie – sugerujące tu trafność symboliki.

*

         To myśl rosyjska podjęła pierwszą próbę rewizji stereotypu ujmującego ewakuację Kremla przez Polaków u schyłku roku 1612. Próbę taką przedstawił Aleksander Sałtykow, w eseju Dwie Rosje, wydanym w latach międzywojennych, w Monachium. Przeciwstawił się on tezie, zgodnie z którą ewakuacja ta – obok zbieżnego w czasie powołania na tron moskiewski Michała Romanowa – zamyka dramatyczny okres dziejów Rosji, zwany ‘Wielką Smutą’, a otwiera epokę wzrostu jej potęgi pod rządami dynastii Romanowów, zdetronizowanej w tragicznym roku 1917. Zdaniem Sałtykowa, ‘Wielka Smuta’ skończyła się nie w roku 1613, a w 1610 i wyborem na tron moskiewski nie Michała Romanowa, a królewicza polskiego, Władysława Wazy. Wybór ów był skutkiem ugody, którą – rozbiwszy armię cara Wasyla IV Szujskiego – hetman Stanisław Żółkiewski zawarł z elitą rosyjską. Rządy, w imieniu małoletniego i nie koronowanego cara Władysława sprawowane przez współautorów ugody, chwalił rosyjski pisarz za odbudowę kraju z ruiny będącej skutkiem panowań minionych, i za reintegrację terytorium państwa przez armię polską, która zniosła ‘bolszewickie carstwo Tuszyńców’. Tak nazwał Sałtykow aluzyjnie obóz drugiego cara, Dymitra Samozwańca, gdzie nie brakło i awanturników polskich, ostro potępionych przez polską opinię, a gdzie, jak i w obozie cara Wasyla, rej wiedli członkowie ‘opryczniny’ – formalnie rozwiązanej, złowrogiej służby policyjnej. Gdy Sałtykow pytał, dlaczego w Rosji nikt nie wie „o carze Władysławie, za którego modliła się Cerkiew, z którego wizerunkiem bito rosyjską monetę i w imieniu którego wykonywano sprawiedliwość, a którego panowanie ocaliło Rosję”, to było to pytanie retoryczne. Retoryczne byłoby też pytanie o źródła podobnego niedostatku na gruncie historiografii polskiej.

         Świadomość Polaków wprawdzie odnotowuje fakt okupacji Kremla przez ich przodków, wiążąc to zdarzenie z osobą króla, który i dziś spogląda na nich z wysokości Kolumny, na Placu Zamkowym w Warszawie. Rodzima przecież wizja całokształtu stosunków z Rosją blokuje dostęp do świadomości faktom, o których pisał Sałtykow. Blokadę i tu stwarza stereotyp, ujęty porzekadłem o naturze poniekąd politologicznej, orzekającym, iż „jak świat światem, nie będzie Moskal Polakowi bratem”. Wsparta doświadczeniem historii, pielęgnacja moskiewskiego ‘aksjomatu’ utrudnia przyjęcie przytoczonych faktów Polakom, choć szczycimy się chętnie tradycją walk za wolność ‘waszą i naszą’. Daje tu o sobie znać lęk przed stawianym nam często zarzutem braku politycznego realizmu. Zgoda na rewizję sensu okupacji Moskwy przez Polaków w latach 1610-1612 mogłaby trącić przyznaniem się do kolejnego, historycznego głupstwa. Skoro zaś zdobi Polaków zwyczajowa nieufność do własnego rządu, to łatwo im rząd obarczać winą za to, w czym widzą ‘historyczne błędy’. Stąd historycy oskarżają Zygmunta III o ‘błąd’ jakim miałby być brak jego zgody na carską koronację Władysława. Rozwiązałaby ona ich zdaniem problem rosyjski, trwale wiążąc Rosję z Polską. Za ‘błąd’ uznają też oni niewykorzystanie wcześniejszej okazji podboju Rosji, za króla Stefana. Acz tu historiografia obarcza odpowiedzialnością za ‘błąd’ nie króla, pogromcę Iwana Groźnego, a warcholstwo opinii publicznej, która uniemożliwiła trzecią wyprawę rządowi – dość wyjątkowo tym razem uznanemu za światły i roztropny.

         Tymczasem nieuprzedzona ‘moskiewskim aksjomatem’ analiza realiów już inauguracji pierwszej odsłony historii stosunków Polski i Rosji uprawnia jeszcze dalej idącą rewizję stereotypu obalonego przez rosyjskiego pisarza. Nawet gdy nie wiedzie ona do wniosku, że to właśnie Polska urodziła Rosję, to uzasadnia myśl, że przy kolebce jej narodzin była monarchia Jagiellonów kimś ważniejszym, niż nadspodziewanie dobrą i troskliwą wróżką. Pogląd ten nasuwają okoliczności w jakich, w drugiej połowie XV wieku, do owych narodzin doszło. Istotne są zwłaszcza dwa fakty. Pierwszy, to opozycja jaka dzieliła wtedy obie połowy Kontynentu: jedną, złożoną z Europy Zachodniej i Środkowej (od Atlantyku po bałtyckie ujście Dźwiny i czarnomorskie Dniepru), i drugą, tożsamą z Europą Wschodnią (od Dźwiny i Dniepru po Ural). Fakt drugi, to sytuacja monarchii Jagiellonów jako tego składnika połowy zachodniej Kontynentu, który do jego wschodniej połowy przylegał bezpośrednio. Oba fakty determinowały warunki, w jakich polityka polska realizowała swój cel nadrzędny. Celem była rewindykacja miejsca w układzie potęg europejskich, na przełomie I i II tysiąclecia zagospodarowanego przez twórców Państwa – Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Miejsce to – w latach 1138-1295 uszczuplone znacznie – nie zostało dotąd odzyskane, mimo osiągnięć takich jak odnowa Korony Polskiej w latach 1295-1320 i inkorporacja Wielkiego Księstwa Litewskiego na mocy Unii z roku 1385. Na drodze stały te same potęgi, co korzystając z osłabienia Polski w XII i XIII wieku wyparły ją z jej bałtyckich domen – rozciągniętych od Rugii po Gdańsk – i odcięły od morza, stwarzając magistralne dla niej zagrożenie. Potęgami tymi były Pierwsza Rzesza i Zakon Niemiecki w Prusach. Drugi czynnik hamujący realizację nadrzędnego celu Polski, to odpowiedzialność przyjęta przez nią na Wschodzie, z chwilą wspomnianej Unii. Zasoby Wielkiego Księstwa Litewskiego zwiększały potencjał do działań na zachodzie jedynie przy gwarancji bezpieczeństwa na całej granicy wschodniej. Gwarancji takiej nie było, stąd trzeba było ją stworzyć.

Nie dawało jej bezpośrednie tu sąsiedztwo obu potęg, których zaplecza sięgały w głąb Azji, które hołdowały idei władztwa globalnego i których ekspansja od wieków kierowała się na zachód. Jedna z nich to mongolska Złota Horda, druga – tureckie Imperium Osmanów. Granicząca z monarchią jagiellońską na omal całej jej wschodniej granicy, Złota Horda – której inwazja w latach 1223-1240 sięgnęła aż wnętrza Europy Środkowej – nadal władała księstwami Rusi Wschodniej, położonymi na wschód od rubieży rozpołowiającej Kontynent. Imperium Osmańskie – sąsiadujące poprzez Morze Czarne – kontynuowało swą ekspansję Morzem Śródziemnym ku Italii i przez Bałkany ku Europie Środkowej. O ówczesnym stosunku sił Zachodu i Wschodu przekonują dwie klęski. Pierwszą, w roku 1396 europejskiej armii złożonej z Węgrów, Czechów, Niemców, Polaków, Francuzów i Hiszpanów, którą wiódł król Węgier Zygmunt Luksemburski, zadał nad Dunajem sułtan turecki Bajazet I. Drugą, w roku 1399, pod wodzą wielkiego księcia litewskiego Witolda ponieśli Litwini i Polacy nad rzeką Worsklą, pobici przez emira Edygeja, od 1395 roku rządzącego Złotą Hordą z ramienia chana Tamerlana. O wzajemnym stosunku sił obu wschodnich potęg mówi wynik ich starcia w roku 1402, kiedy to niedawno zwycięskiego nad Dunajem Bajazeta I, pod Ankarą pobił Tamerlan. Obrazuje to zagrożenie bezpieczeństwa nie tylko własnego, ciążące na polityce polskiej na Wschodzie, a stąd i ograniczenie jej mobilności zachodniej. Zagrożenie wschodnie – zwiększane przez Zakon (który swą drugą obok Prus prowincją nadbałtycką, Inflantami, dotykał skrawka rubieży wschodniej), nie mogło być równoważone układami z Turcją (nacierającą na sprzymierzone z Polską Węgry). Niewiele dała inspirowana przez Polskę dywersja Tatarów Krymskich, którzy oderwali się od Złotej Hordy, skoro Krym znalazł rychło inspirację dodatkową w Stambule. W takim położeniu polityka polska dokonała aktu, który swobodę ruchów Złotej Hordy ograniczać miał dodatkowo, rewolucjonizując sytuację całej ubezwłasnowolnionej przez nią Rusi Wschodniej.

Była nim delimitacja granicy Wielkiego Księstwa Litewskiego z jednym z wielu wschodnio-ruskich księstw – Wielkim Księstwem Moskiewskim – w roku 1447. Delimitacja ta ostatecznie zamykała ekspansję wschodnią Litwy, która – jeszcze przed Unią z 1385 roku – wyrwała Złotej Hordzie te księstwa Zachodniej Rusi, których w roku 1340 nie inkorporował do Korony Polskiej król Kazimierz Wielki. Delimitacja z 1447 roku – równoznaczna z wyrzeczeniem się przez jagiellońską monarchię roszczeń do Moskwy – zmieniała pozycję moskiewskiego dynasty w stosunkach z mongolską zwierzchniczką. Otóż właśnie jej zagrożenie emancypacją Moskwy, miało być dodatkowym czynnikiem bezpieczeństwa na wschodzie, jaki niezbędny był polityce polskiej do realizacji jej zadań zachodnich.

Akt z roku 1447 , sprzyjając księciu Moskwy sprzyjał temu ze wschodnio-ruskich wasalów Złotej Hordy, który choć przez nią faworyzowany, już w kilku pokoleniach dał pewne dowody nieposłuszeństwa, za które karcony był boleśnie. Powściągało to jeszcze na początku wieku XVI w Moskwie myśl o emancypacji, skoro ówczesny wielki książę napominał w swym testamencie następcę, by płacił należny Hordzie haracz (prawem ściągania haraczu ‘z całej Rusi’, Złota Horda uprzywilejowała Moskwę). Znając sytuację Moskwy, król Kazimierz ją wzmacniał. Wolę dotrzymania traktatu z roku 1447 okazał, gdy odmówił Nowogrodowi inkorporacji do swego państwa, co pozwoliło go zająć Iwanowi III. Wspólnie z papieżem Sykstusem IV doprowadził do ożenku księcia Iwana z Zoe Paleolog, dziedziczką tradycji walki Bizancjum z Turcją i zbliżenia prawosławia do Rzymu. Tym sposobem polityka polska dawała istotne impulsy procesowi suwerenizacji całego terytorium Europy Wschodniej pod egidą Moskwy. Procesowi więc, w którym krystalizować się mogły realia bliższe realiom państwa, w porównaniu z realiami poszatkowania tegoż terytorium na dzielnice, z których jedynie wola mongolskiego najeźdźcy wyróżniała Moskwę. Tendencję rozwojową Rosji, w tych okolicznościach krystalizującą się, determinował więc i jej strategiczny priorytet wschodni, i stały punkt oparcia jaki od zachodu zagwarantowała jej Polska.

Jednak promująca tę tendencję polityka polska, już wtedy nie jako jedyna inspirowała rodzącą się politykę rosyjską. Już wtedy sięgnął do Moskwy wpływ obu zachodnich współzawodników Polski, tu szukających sił ograniczających jej mobilność na zachodzie. Mobilność ta właśnie w drugiej połowie XV wieku, obok rewindykacji Pomorza Gdańskiego i hołdu Prus Zakonnych, dała dynastyczny alians z Czechami i Węgrami, którzy na swe trony uprosili syna króla Kazimierza, Władysława. Toteż z północnego odcinka frontu zachodniego polskiej polityki szukał w Moskwie szczęścia Zakon Niemiecki, a z południowego kierowali do niej dyplomację Rzeszy Habsburgowie, zazdrośni o Czechy i Węgry. W decydujących latach około pięćdziesięciu, nie była to akcja skuteczna. Swój pierwszy rezultat osiągnęła pod koniec XV wieku, przy walnym udziale inspiracji Moskwy przez Turcję, choć ze Złotą Hordą skłóconą w Azji, ale w Europie – z Jagiellonami. Z objęciem w roku 1490 przez króla Władysława władzy na Węgrzech polityka polska wróciła na południe jej zachodniego frontu, ćwierć wieku od chwili, gdy poprzedni Jagiellon na tronie węgierskim i imiennik obecnego, król Władysław Warneńczyk walcząc z tą samą Turcją poległ rycerską śmiercią pod Warną.

Dopiero wtedy obie inspiracje, niemiecka i turecka, wzięły w Moskwie górę nad polską, nie bez wpływu wewnętrznego przesilenia na Kremlu. Tu bowiem nad stronnictwem księżnej Zoe Paleolog zdobyli przewagę stronnicy synowej Iwana III, księżnej Heleny (żony jego syna z poprzedniego małżeństwa, a córki hospodara Mołdawii Stefana, od niedawna lennika Turcji). Gdy prawosławny Patriarchat w Stambule korzystał z nie bezinteresownej protekcji sułtana, to w Moskwie metropolita Zosimos protegował księżnę Helenę przeciw księżnej Zoe – rzeczniczce więzi Rosji z Zachodem, reprezentowanym przez Rzym i przez Polskę, jako główne siły antyosmańskiego frontu Europy. Ofiarą przewagi synowej nad żoną padły stosunki polsko-rosyjskie. Sojusze Moskwy, z Maksymilianem Habsburgiem, z panującym całej Skandynawii królem Janem Oldenburskim i ze zbuntowanym Zakonem Niemieckim, poprzedziły najazd Rosji na Litwę jesienią 1493 roku. Wszystko to w czasie, gdy następca króla Kazimierza, Jan Olbracht swatał swego brata – wielkiego księcia litewskiego Aleksandra – z księżniczką Heleną, córką Iwana III i Zoe, a na Węgrzech trzeci brat, Władysław, toczył dwie wojny: jedną z Turcją i drugą, z habsburskimi poplecznikami. Listy Jagiellonów dobrze oddają ich świadomość sytuacji i zasad sterujących ówczesną polityką rosyjską Polski. Jan Olbracht w liście do Aleksandra z 11 listopada 1493 roku, jednoznacznie ujął rolę Maksymiliana Habsburga: „Przeciw nam wszędzie snuje intrygi, wśród Moskali, Wołochów, Tatarów i Prusaków, abyśmy rozerwani naszymi sprawami, opuścili brata [tj. Władysława]. Co znamienne, remedium na to widział król w małżeństwie Aleksandra z księżniczką Heleną, bo „wtedy będziemy mogli najłatwiej obrócić się gdzie indziej i przetniemy nić intryg, a brata zdołamy utrzymać w królestwie [węgierskim]. Jak też się stało już na początku roku 1494, gdy Iwan III okiełznał metropolitę i synową, a Helenę wyprawił do Wilna, gdzie królewicz Aleksander ją pojął, i gdy już wkrótce militarne postępy Węgrów i Polaków ułatwiły rozejm z sułtanem, zawarty wiosną 1495 roku, na zasadach zaproponowanych przez Jagiellonów.

Wymowna jest świadomość związku łączącego wewnętrzny interes władzy w Rosji z jej dobrymi relacjami z Polską. Okazję do jej wyrazu dała klęska jaką w roku 1497 zakończyła się próba walnej rozprawy z Turcją, czego skutkiem była druga inwazja rosyjska na Litwę, prowadzona w latach 1499-1503 w prawie tej samej koalicji, co poprzednio. W styczniu 1501 roku posłowie polscy i węgierscy, nawołując Iwana III do zgody z zięciem, nie tylko przypominali mu „z dawna zachowywaną przyjaźń ... dobrej pamięci króla Kazimierza z Tobą, dobrze w Waszych przygodach sprawdzoną”, i nie tylko apelowali o gotowość „do zatrzymania i przełamania pogańskiego nieprzyjacielstwa”, ale zwracali też uwagę, że „jeśli do  zgody przyjdziecie, siły i władza wasza, was obu, ... się wzmocni”. Nie trzeba dodawać, że z kolejną ugodą Aleksandra – już króla – z Iwanem III, w roku 1503, zbiegła się ponowna dymisja stronnictwa Zosimosa.

Można mówić o pewnej logice stosunków Polski i Rosji, ustalonej w dobie inauguracji pierwszej odsłony ich historii. Kojarzyła ona polską promocję Rosji ekspandującej na wschód z zabezpieczeniem polskiej polityki zachodniej. Nie mniej widoczna jest przecież zdefiniowana już wtedy norma odstępstw od tejże logiki. A więc związek zwrotu ekspansji Rosji na zachód – przeciw Polsce – z inspiracją, płynącą zwykle i z zachodu, i ze wschodu. W ciągu dwóch pierwszych wieków nowożytnych – XVI i XVII – strona polska, mając przewagę nie do zakwestionowania, tylko raz, za króla Stefana, wykroczyła przeciw tej zrozumiałej logice. Nie obrażała jej nawet, gdy kolejnych od niej odstępstw dopuszczała się strona rosyjska. Logikę, o której mowa, rozumiał cesarz Karol V Habsburg, gdy w latach dwudziestych XVI wieku ujął ją – raczej przesadnie – w sformułowanej po rozmowie z polskim ambasadorem, alternatywie. Orzekała,  ona iż „albo Polska zwróci się przeciw Moskwie, albo stanie się największą potęgą między Moskwą a Madrytem”. Równie dobrze przecież ostatni z Jagiellonów, król Zygmunt August, pojmował logikę rosyjskich odstępstw od normy, choćby tego, którego w roku 1552 dopuścił się wnuk Iwana III Srogiego, Iwan IV Groźny, pod ciągle tą samą inspiracją, co stwierdzał list króla: „Moskiewski nigdy by się o to [ ...] kusić nie począł, gdyby nie w nadziei cesarskiej na to mu danej. Cesarz [...] na starą Maksymiliana, dziada swego, praktykę w tej mierze napadł. Aleć to ich [Habsburgów] sprawa, którzy świat wszytek w swych kleszczach mieć chcą”.

Wierność takiej logice rozgrzesza rosyjską politykę Polski z kolejnych jej ‘błędów’. Tych zwłaszcza, co miałyby polegać na nie wykorzystaniu kolejnych okazji opanowania Rosji: czy to drogą ożenku Iwana Groźnego z siostrą króla Zygmunta Augusta, czy w związku z interwencją w latach 1609-12. Zarzutom podlega tu dyplomacja polska, za twarde warunki, stawiane rosyjskiej. Twardość warunków jednak z założenia zapobiegać miała nieuniknionym kosztom unii zawartej na warunkach dla rządu Rosji miękkich, to jest wzrostowi polskiego zaangażowania na wschodzie. Stąd interwencja w Rosji w latach 1609-12 miała tylko odbudować wschodni element kontynentalnej infrastruktury polskiej polityki zachodniej, którego rozkład za wschodnią granicą Rzeczypospolitej wywoływał próżnię: w latach 1605-9 pilnie zagospodarowywaną przez rywalki Polski, Szwecję i Turcję, związane z jej zachodnimi współzawodnikami. Wierności logice dowiodły i dwie następne kampanie zbrojne z pierwszej połowy XVII wieku. Pierwszą – proklamowaną jako wyprawa ‘cara’ Władysława po rosyjską koronę i w roku 1618 doprowadzoną pod sam Kreml – wywołało nadmierne zbliżenie cara Michała do Szwecji, a kończył układ, który zbliżenie to czynił fikcją, acz rezerwował carski tytuł polskiemu królewiczowi. Zwycięstwo w drugiej kampanii, którą – w analogicznie ewoluującej sytuacji – Władysław IV odprawił już jako król, kwitował układ z 1634 roku: kasujący terytorialne roszczenia Rosji, zaś rezygnacją króla z carskiego tytułu zadatkujący gotowość cara do wspólnego z Polską frontu wobec Szwecji i Turcji. Nie inaczej miały się sprawy w drugiej połowie stulecia, gdy car Aleksy – zachęcony z Londynu przez Cromwella i ze Sztokholmu przez Karola X Gustawa – wydał Polsce w roku 1654 wojnę, trwającą z krótką przerwą następnych lat trzynaście, kiedy to Polska musiała odpierać jednocześnie szwedzki ‘potop’ (1655-1660), chwalony przez pobożnego dyktatora angielskiego jako akt „strącający róg ze łba katolickiej bestii”. Jeśli zaś zwycięstwa polskie w kończących wojnę z Rosją kampaniach z lat 1660-1, 1663-4 i 1665-6 znalazły tylko niepełne odbicie w traktacie z roku 1667, to i tu przyczyna tkwiła w osiągnięciu zgody co do wspólnego frontu przeciw Turcji, już rychło sięgającej zbrojnie po Kamieniec Podolski, a wkrótce i Wiedeń.

Logika, o której mowa, obowiązywała i w wieku następnym, gdy z dwóch powodów przewaga sił od Polski przeszła do Rosji. Jednym z nich był kryzys państwa, od drugiej połowy wojennego wieku XVII ciągnący się przez wiek XVIII, aż po katastrofę rozbiorów. Drugim była inspiracja jaką stwarzał koncert potęg zachodnich, gdzie głos Polski nie był już słyszalny, a gdzie batutę, z biegiem wieku XVIII coraz mocniej trzymał Londyn. ‘Równowaga kontynentalna’ – pojęta jako klincz potęg lądowych dający Londynowi prymat w ekspansji zamorskiej – w realiach Europy XVI i XVII wieku była nieosiągalna. Środkowoeuropejski prymat Polski i jej polityka, każdemu z zachodnich sąsiadów uniemożliwiały zamknięcie ‘wszytkiego świata’ w jego ‘kleszczach’. Stąd od początku XVIII wieku, to Anglia skutecznie wprowadzała Rosję do polityki środkowoeuropejskiej i patronowała jej związkowi z innym swym lokalnym sprzymierzeńcem – Prusami, od 1658 roku zwolnionymi z zależności lennej od Polski i będącymi głównym czynnikiem rozpadu środkowoeuropejskiej konstrukcji. To również dlatego jesienią 1791 roku Anglicy alarmowali Rosjan wizją katastrofalnych dla Rosji skutków politycznej reformy wprowadzanej w Polsce, jaka dla Katarzyny II stać się miała podstawą decyzji przesądzającej wykonalność II rozbioru. O akcie więc, który dopełniony rychło ostatnim, III rozbiorem, uczynił podzielone terytorium Polski spoiwem symbiozy Prus i Rosji. Symbiozy, bez której ogólnoniemiecka kariera pierwszych, a środkowoeuropejska drugiej, nie byłyby możliwe, a której siłę regulowała Anglia, by obie kariery kierowały się przeciw jej własnym rywalom,  a  utrzymywały w granicach jej globalnego celu.

Logikę normy dobrze pojmował rosyjski kanclerz Aleksander Bezborodko, przeciwny wspomnianym decyzjom carycy Katarzyny. Przez cały wiek XIX dała ona o sobie znać barierą mobilności, jaką Rosji stawiał układ kontynentalny. W swoisty  sposób władza logiki ujawniła się na początku roku 1917, w przededniu rewolucji, w rozkazie Mikołaja II do armii, odrzucającym niemiecką ofertę rozmów o pokoju, które miałyby zakończyć I wojną światową. Odsuwał on je do chwili osiągnięcia obu wojennych celów Rosji: „opanowania Konstantynopola i Cieśnin [Czarnomorskich], oraz stworzenia wolnej Polski ze wszystkich jej ziem obecnie rozdzielonych”. Co jasne, do władz Rosji komunistycznej, ani przed II wojną światową, ani po niej, logika ta nie miała przystępu. Stąd w obu okresach ich politykę projektowała logika odstępstw od omawianej normy,  jak w XIX wieku utrzymująca ‘rosyjskiego kolosa’ na ‘glinianych nogach’. W pierwszym – logika symbiozy z Niemcami, wpierw weimarskimi potem hitlerowskimi, z finałem w 1941 roku. W drugim – logika mirażu imperium sowieckiego jako po USA ‘drugiego bieguna’ w globalnym modelu dwubiegunowym, mirażu tak kosztownego dla samej Rosji, a rozwianego tak niemal spontanicznie.

Fakty rewidujące stereotyp stosunków Polski i Rosji rewidują też dwa inne aksjomaty. Aksjomat, co z mityczną ‘ekspansją wschodnią’ Polski wiąże ideę jej ‘misji europeizacji Wschodu’. I aksjomat, który ‘okcydentalizację Rosji’ przedstawia jako wynik jej ekspansji na Zachód, definiując zarazem ‘rosyjską swoistość’. Nieuprzedzony stereotypami przegląd realiów historycznych nie tylko skłania do odrzucenia obu aksjomatów. Pozwala także w realiach tych odnaleźć władzę logiki analogicznej do ujawnionej w historii stosunków politycznych. Pozwala też dostrzec skutki odstępstw jakie i tej logice nie zostały oszczędzone. Przegląd realiów ujawnia więc ścisły związek aktów okcydentalizujących Rosję realnie, ze stanem jej dobrego sąsiedztwa z Polską, oraz zbieżność aktów orientalizujących Rosję z aktami kierującymi ją przeciw Polsce.

         Już forma więzi politycznej, której krystalizację ułatwiła Rosji w wieku XV polityka polska, generowała ‘państwo narodowe’, więc specyficznie zachodnie. Taki też był standard formę tę stylizujący w okresach dobrego sąsiedztwa. Tak było w pierwszym trzynastoleciu rządów Iwana IV, przez historiografię rosyjską zwanym szczęśliwym. To wtedy, w warunkach pokoju, a chwilami współpracy z Polską, zbieżnie z ekspansją na wschód, która Rosji dała Astrachań i Kazań, car Iwan – jeszcze nie Groźny – kładł podwaliny państwa konstytucyjnego. Taką bowiem była promulgacja Sudiebnika, pierwszego w Rosji pisanego kodeksu praw, (wzorowanego na Sudiebniku króla Kazimierza, nadanym Litwie w wieku poprzednim).Takim też było ustanowienie pierwszej rosyjskiej instytucji parlamentarnej, Soboru Ziemskiego. Jego zaś zniesienie właśnie z chwilą, gdy Iwan – już Groźny – zwracał się przeciw Polsce, potwierdzało zależność cofającą proces konstytucjonalizacji rosyjskiego państwa, a promującą tendencję do ‘samodzierżawia’. Nieprzypadkowo do definicji tytulatury carów Rosji doszło w chwili akcesji Moskwy do wrogiego Polsce systemu, w końcu XV wieku. To wtedy po raz pierwszy w historii, właśnie metropolita Zosimos użył tytułu ‘cara Całej Rusi i Samodzierżcy’, którym wkrótce zaszczycony został małoletni syn Heleny Mołdawianki, Dymitr, a nie jego dziadek Iwan III, wtedy faktycznie odsunięty od władzy.

Oba zawarte w tytule terminy były jednoznaczne. Pierwszy, wzorem mongolskiej legitymacji haraczu z ‘całej Rusi’, determinował roszczenie Moskwy do Rusi Zachodniej, która wchodziła do monarchii Jagiellonów, a tym samym i ekspansję na zachód. Drugi – wzięty z bizantyńskiej greki politycznej (autokrator), a definiujący absolutną władzę cesarzy Wschodu – trafił do Moskwy jednak nie z Konstantynopola, ale z Suczawy, siedziby ojca księżnej Heleny, też mieniącego się autokratorem. Fakt, że pierwszego w dziejach ‘cara-samodzierżcę Całej Rusi’ usunął jego dziadek powruciwszy do władzy, nie zmieniał faktu brzemiennego. Ta bezpośrednio antypolska tytulatura, determinując rosyjską ekspansję zachodnią i podnosząc absolutyzm władzy do rangi doktryny, stapiała się z ukształtowaną na gruncie rosyjskiej Cerkwi, ideą ‘Moskwy – Trzeciego Rzymu’, programowo wrogą łacinie i Zachodowi, co wszystko razem stwarzało ów również dla samych Rosjan kłopotliwy, amalgamat cywilizacyjnej swoistości.

Rafinacji tego amalgamatu towarzyszyły kolejne akty rosyjskiej ekspansji zachodniej. I tak choćby ‘opryczninę’, ów symbol krwawego terroru policyjnego, ustanowił Iwan Groźny z chwilą zwrotu przeciw Polsce (1562), a zniósł formalnie, gdy król Zygmunt August zmusił go do rozejmu. Pierwszy uwieńczony realnym sukcesem akt ekspansji na zachód (skierowany nie przeciw Polsce, a Szwecji) jakim było uzyskanie za Piotra I dostępu Rosji do Bałtyku (1720), o tyle wiązał się z okcydentalizującymi ją reformami, o ile instytucje wprowadzone przez cara można uznać za zgodne z duchem europejskiego konstytucjonalizmu.  Takimi zaś nie były wzorce zaczerpnięte z najbardziej skażonej absolutyzmem peryferii świata niemieckiego. Równie iluzoryczna była okcydentalizacja Rosji, dokonana w drugiej połowie XVIII wieku przez ‘Semiramidę Północy’, Katarzynę II – decydującą uczestniczkę wszystkich trzech rozbiorów Polski. Nie zmieniała ona istoty samodzierżawia, swą swoistością tak wyróżniającego Rosję spośród pozostałych potęg Europy już XIX wieku, których układ, bazujący na niebycie Polski, bez właśnie takiej Rosji był nie do pomyślenia. Stąd też i ówczesny model równowagi kontynentalnej blokował również konstytucjonalizację imperium. Zniesienie samodzierżawia zwróciłoby głos ujarzmionym Polakom, zmuszając do jego wysłuchania rząd Rosji konstytucyjnej. To zaś zmniejszałoby ciężar kotwicy, jaką ‘sprawa polska’ unieruchamiała politykę rosyjską w środkowoeuropejskim trio z Prusami i Austrią. Intymna jedność obu spraw – realnej okcydentalizacji Rosji poprzez konstytucjonalizację jej ustroju i jej ugody z Polską – znalazła też wyraz w ostatnim rozdziale historii carskiego imperium. Była nim wzajemność w jakiej w latach 1905-1914 ewoluowały – tak w chwilach progresji jak regresu – głębokie reformy ustrojowe, oraz polsko-rosyjskie zbliżenie. Równie wymownie zbiegły się oba procesy z modelunkiem nowego układu sił przed I wojną światową i w jej trakcie. A więc układu, co decydował o opowiedzeniu się i wytrwaniu Rosji po stronie Ententy w starciu, na które Anglia zdecydowała się w obliczu sytuacji, jaką pod egidą Prus stwarzał na Kontynencie niemiecki blok Państw Centralnych.

*

         Rewizja stereotypu prezentującego stosunki Polski i Rosji nie wydaje się dziś aktem jedynie intelektualnej rozrywki dla tych – tak Rosjan jak Polaków – których wyobraźnię gorszy naiwność rodzimych, choćby lokalnie najbardziej ‘poprawnych politycznie’, mitologii. Wagę doświadczenia zawartego w fakcie historycznym aktualizuje sama istota narastających u progu XXI wieku napięć globalnych – istota wszak już zdefiniowana jako ‘starcie cywilizacji’. Oczywisty związek sprawy ‘tożsamości politycznej’ ze sprawą ‘tożsamości cywilizacyjnej’ obiektywizuje sens i ułatwia prognozę skutków tych wszystkich subiektywnych decyzji, jakie i dziś składają się na proces kształtujący obydwie tożsamości, także w obliczu wyzwań globalnych. Dotyczy to również tych decyzji, które kształtując stosunki  Polski i Rosji czynią to w zgodzie z obiema ich historycznymi logikami – polityczną i cywilizacyjną – lub w niezgodzie z nimi. Co oczywiste, myślimy o decyzjach podejmowanych nie tylko na samej grzędzie, na której siedzą obie Sąsiadki, lecz i w całym europejskim siole globalnej wioski.

 

 

 



* Artykuł oupblikowany po raz pierwszy w: Pressje Teka XIII, Kraków 2008.

 

.: Powrót do działu Polityka polska :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,115694 sekund(y)