Polska
nie radzi sobie z Rosją. I to od kilku wieków. Nasza moralna i cywilizacyjna
wyższość służy nam zazwyczaj jako pocieszenie w obliczu wszechogarniającej
słabości wobec wielkiego i potężnego sąsiada-kuzyna. Dzisiaj, kiedy Polska jest
częścią Zachodu bardziej, niż kiedykolwiek przedtem w dziejach, próbujemy
czasem sugerować naszym zachodnim protektorom, że możemy im posłużyć jako
tłumacz i przewodnik po sprawach i „duszy” rosyjskiej. Jest to jednak, jak
dotąd, raczej nieco rozpaczliwa próba nadania jakiegoś aktualnego sensu naszemu
historycznemu doświadczeniu, zgromadzonemu wszak w ogromnych bólach. Sensowność
takiego stanowiska wzmacnia zazwyczaj przywołanie przykładów głupich lub
służalczych intelektualistów zachodnich, naiwnych sowietologów lub
rozmiłowanych w klasycznej rosyjskiej powieści pięknoduchów. Szczycimy się tym,
że Polska wydała jednych z najlepszych znawców Rosji – Jana Kucharzewskiego czy
Richarda Pipesa. Jednak niezależnie od tego to należy zauważyć, że współczesne
polskie rozumienie Rosji wciąż tkwi w mocno perspektywicznych analogiach
historycznych, odzwierciedlając pojęciowe deficyty, które ujawniane są przez
nasze własne myślenie o sobie.
Szczególnie dotkliwy brak – właściwy edukacji większości polskich historyków,
spośród których rekrutują się rodzimi rosjoznawcy – ujawnia się w nieobecności
globalnej perspektywy myślenia.
I. MYŚLOWA REKONSTRUKCJA CAŁOŚCI
Trzeba zatem – jak często powtarza prof.
Staniszkis – dokonać myślowej rekonstrukcji całości, jeśli pragnie się
zrozumieć dzisiejszą Rosję. Po pierwsze zatem należy zrekonstruować scenę
spektaklu. Scenę tę opisuje dziś najpełniej język międzynarodowej ekonomii
politycznej.
Oznacza to, mniej więcej, że w opisie tym zasadniczą rolę odgrywać będą
porządki międzynarodowe [international regimes], wytwarzane przez
wzajemne oddziaływanie na siebie czynników politycznych (np. sprawiedliwość,
bezpieczeństwo) i gospodarczych (np. dobrobyt, efektywność). Po drugie, należy
wyliczyć kluczowych aktorów uczestniczących w tym globalnym spektaklu, w którym
uczestniczy Polska jako członek Unii Europejskiej, a w którym główną rolę
odgrywa Rosja.
Pierwszym graczem są oczywiście USA – wciąż
jedyny aktor całkowicie globalny, tzn. mający interesy w i wiedzę o każdym
zakątku świata. Można obecnie zidentyfikować kilka zasadniczych zmian w pozycji
Stanów Zjednoczonych, prowadzących po 11/9 wojnę z terrorem. Przede wszystkim,
już bardzo dawno – jeżeli w ogóle kiedykolwiek - wizerunek USA, kluczowy dla
tego, co określa się pojęciem miękkiej władzy [soft power],
nie był tak zły. Pozycję USA nadszarpnęła, kształtowana przez ideologię
neokonserwatywną,
unilateraleralna polityka oparta na aktywnym szerzeniu demokracji liberalnej,
obalaniu tyranii, tzw. budowaniu narodów [nation buliding] oraz
tymczasowych sojuszach z mniej niebezpiecznymi reżimami autorytarnymi. Jak
ogłosił w swojej ostatniej książce Francis Fukuyama, seryjny autor przełomowych
esejów, neokonserwatyzm się skończył.
Oczywiście główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest wojna z Irakiem oraz
konsekwencje nieudanej odbudowy tego państwa w nowym kształcie. Dochodzi zatem
do sytuacji w której Richard Haass, szef Council for Foreign Relations,
ogłasza przejście Ameryki do defensywy na Bliskim Wschodzie i oddanie pola
Rosji.
Podobnie trzech politologów amerykańskich argumentowało ostatnio za całkowitym
wycofaniem sił lądowych z Bliskiego Wschodu i pozostawieniem tam jedynie sił
morskich i powietrznych, ponieważ w obecnej sytuacji większą korzyść przyniesie
USA odbudowa miękkiej władzy, która – jak wierzą – tą drogą nastąpi.
Inną ważną zmianą, jaka nastąpiła w USA niedawno i w dużej mierze z powodu
kłopotów w Iraku jest koniec, 12 lat po tzw. Gingrich revolution,
republikańskiej dominacji w Kongresie. Obecnie toczą się w prasie amerykańskiej
spory, czy oznacza to jakąś zasadniczą zmianę na amerykańskiej scenie
politycznej w perspektywie wyborów prezydenckich w 2008 r. Kolejną istotną
sprawą, wpływającą nieuchronnie na amerykańskie poczynania jest stan gospodarki
USA: gigantyczna i wciąż rosnąca nierównowaga budżetowa, fatalny bilans
handlowy oraz załamanie na rynku nieruchomości, mocno podważające zdolności
popytowe amerykańskich konsumentów.
Drugim kluczowym graczem jest Unia Europejska,
pogrążona w kryzysie konstytucyjnym i zmierzająca prawdopodobnie do
poakcesyjnego kryzysu decyzyjnego. Zasadniczym problemem Unii jest niejasne
określenie jej celu i logorea terminologiczna, wielka ociężałość w działaniu,
czasochłonność procedur oraz brak odważnych kroków w kierunku ustanowienia
korzystnych dla wszystkich reguł.
Wygląda na to, że UE popadła w klasyczny dylemat działania kolektywnego: to, co
jest korzystne dla wszystkich, jest nieracjonalne z perspektywy jednostkowej.
Nikomu nie opłaca się poświęcić interesu narodowego dla wspólnego dobra.
Klasyczna odpowiedź Mancura Olsona brzmi: to powinien narzucić regulator.
Jednak Komisja Europejska – co widać na przykładzie ostatnich jej propozycji w
zakresie polityki energetycznej, które powstrzymują się przed stworzeniem
jednego regulatora - wydaje się wciąż być zakładnikiem kilku najsilniejszych
państw narodowych, tj. Niemiec i Francji i boi się wykorzystywać swoje
najsilniejsze prerogatywy.
Trzecim aktorem, którego trzeba brać dziś pod
uwagę rekonstruując właściwą dla Polski perspektywę patrzenia na Rosję są
Chiny. Jak pokazał jakiś czas temu Joshua C. Ramo, Państwo Środka dokonuje od
kilkudziesięciu lat transformacji, w wyniku której ma się ono stać „największa
asymetryczną superpotęgą jaką kiedykolwiek widział świat, narodem opierającym
się w mniejszym stopniu, niż jakikolwiek [inny] wcześniej na tradycyjnych
narzędziach projekcji władzy i zamiast tego prowadzącym [inne narody] poprzez
elektryczną moc swojego przykładu i przytłaczający wpływ swojego rozmiaru.
[...] Chiny wytyczają ścieżkę dla innych narodów, które próbują odkryć nie
tylko to, jak rozwinąć swoje kraje, ale także jak wpasować się w porządek
międzynarodowy w sposób, który pozwala im być prawdziwie niezależnym, chronić
ich sposób życia i polityczne wybory w świecie z jednym potężnym centrum
grawitacji [tj. USA – przyp. JFS].” Ramo
nazywa tę nową „fizykę władzy i rozwoju” Konsensusem Pekińskim. Jest to
oczywiście analogia do osławionego Konsensusu Waszyngtońskiego – programu
odbudowy gospodarek i społeczeństw Ameryki Południowej z końca lat 80.,
cechującego się „podejściem typu Waszynton-wie-najlepiej’ i będącego „symbolem
amerykańskiej arogancji epoki końca historii”. Nowe podejście rozwojowe Chin,
oparte na „pragnieniu godziwego/sprawiedliwego [eqitable], pokojowego
wzrostu o wysokiej jakości”, stawia tradycyjne „waszyngtońskie” idee
prywatyzacji i wolnego handlu na głowie. Ten
nowatorski projekt rozwojowy, wydaje się przy tym kluczowy dla zrozumienia
tego, co dzieje się obecnie także w Rosji, bowiem Rosja próbuje – jak się
wydaje – powielać na swój sposób ten model modernizacji, jednak z dość
wątpliwymi skutkami. (Obok Chin, krajem, z którym liczą się dziś Rosja, UE i
USA są oczywiście Indie.)
Pozostałe pionki na szachownicy globalnej
polityki okołorosyjskiej mają już charakter bardziej lokalny, choć ich rola w
rozumieniu naszej sytuacji jest niezmiernie istotna. Po czwarte zatem jest to
post-sowiecka Azja Centralna, a szczególnie takie kraje, jak Kazachstan i
Turkmenistan. Oba posiadają olbrzymie zasoby surowców energetycznych, a
jednocześnie próbują skonsolidować swoją chwiejną wciąż państwowość,
wykorzystując bogactwa naturalne do jej utwierdzenia i modernizacji społecznej.
Są one obecnie obiektem bardzo silnej, i w najbliższej przyszłości narastającej
zapewne, rywalizacji między starymi i nowymi potęgami globalnymi, tzn. USA i UE
z jednej strony, Rosji z drugiej, oraz Chin i Indii z trzeciej. Przywódcy obu
państw środkowoazjatyckich próbują – jak dotąd dość sprawnie – równoważyć
wpływy poszczególnych mocarstw i kiedy tylko mogą sobie na to pozwolić, starają
się maksymalnie uniezależnić od wpływu władców Kremla. Jeśli zaś taki wpływ
jest nieunikniony, cena za którą jest on znoszony, jest dla Moskwy coraz
wyższa. Najlepszym przykładem niech będą tu ostatnie – kilkudziesięcioprocentowe
- podwyżki cen, za jakie Gazprom kupuje gaz w Kazachstanie i Turkmenistanie.
Po piąte, obszarem o fundamentalnym znaczeniu dla
porządków światowych jest Bliski Wschód. Tutaj krzyżują się interesy wszystkich
globalnych potęg. Ostatnie kilkanaście miesięcy pokazuje, że miejsce Stanów
Zjednoczonych, jako reżysera i patrona tego obszaru, zajmuje coraz wyraźniej
Rosja.
Dotyczy to przede wszystkim kluczowego państwa w regionie, jakim jest Iran.
Rosja, grając na nosie USA, dostarcza technologii dla irańskiego programu
nuklearnego, a jednocześnie do granic absurdu osłabiła niedawną rezolucję Rady
Bezpieczeństwa ONZ, nakładającą na sankcje na Iran. Innym, bardzo
spektakularnym, przykładem rosnącej siły Rosji w tym regionie jest prośba o
mediację w sprawie konfliktu wokół międzynarodowego trybunału, mającego zbadać
zabójstwo premiera Raffika Taririego, z jaką zwrócił się do władz w Moskwie,
premier Libanu Fuad Siniora. Jest to spektakularne upokorzenie zwłaszcza dla
prezydenta Busha (ale i dla UE), który był patronem niedawnej „cedrowej
rewolucji”, która wyniosła Siniorę do władzy i doprowadziła do wyprowadzenia
wojsk syryjskich z Libanu.
Szczególnie silne stosunki tradycyjnie łączą Rosję właśnie
z Syria, która zaopatruje się w Rosji przede wszystkim w broń potrzebną dla
zrównoważenia potęgi głównego sojusznika USA w regionie, czyli Izraela. Syria
obecnie stoi w obliczu wyczerpania się zasobów ropy naftowej i prezydent Assad
liczy na znaczne inwestycje firm rosyjskich, które pozwoliłyby mu zrównoważyć
spadek poziomu życia Syryjczyków, bez konieczności liberalizacji zetatyzowanej
gospodarki.
Rosjanie z kolei liczą na to, że uda im się w Tarsie zbudować bazę morską,
która zastąpić mogłaby niepewną lokalizację krymską.
Szósty obszar, który znajduje się już w bezpośrednim
zainteresowaniu Polski, a jest kluczowy – jak twierdzą niektórzy – dla samego
przetrwania Rosji,
stanowi Kaukaz, a szczególnie Gruzja i Azerbejdżan. Kraje te starają się
maksymalnie uniezależnić od swojego niedawnego hegemona.
Leżą przy tym na trasie transportu kluczowych dla Europy surowców
energetycznych z Azji Centralnej (jeśli gazociąg miałby biec po dnie Morza
Kaspijskiego), zaś sam Azerbejdżan dysponuje bardzo dużymi złożami Shah Deniz
(i łączącym je z Turcją nowym rurociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan), których
eksploatacja – choć z dziwnymi problemami –
właśnie się rozpoczyna. Gruzja, kraj demokratyczny i przechodzący bardzo
dynamiczny proces reform, ale
mający poważne problemy z integralnością terytorialną, wydaje się być niemal
oczywistym kolejnym kandydatem do członkostwa w NATO, a w dalszej przyszłości w
UE. Tu zasadniczą sprawą jest uregulowanie statusu Abchazji i Południowej
Osetii, bez którego państwo wciąż narażone będzie na ostre konflikty z Rosją.
Azerbejdżan, który co prawda jest państwem demokratycznym co najwyżej w sposób
kwalifikowany, również stara się zbliżyć do Unii Europejskiej, utrzymuje także
bliskie i intensywne kontakty z Izraelem, będąc jego głównym dostarczycielem
ropy.
Pozostają jeszcze dwa, niebywale istotne z
polskiego punktu widzenia kraje w basenie Morza Czarnego, mianowicie Turcja i
Ukraina. Oba te państwa położone są w kluczowych dla transportu ropy i gazu
obszarach, oba są krajami zbliżającymi się do dobrych standardów demokracji
liberalnej, oba cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem USA, oba posiadają
wyraźny „potencjał akcesyjności” i oba spotykają się z chłodną reakcją UE,
która faktycznie w obecnym stanie ich wejścia mogłaby nie przetrwać. Jednak
należy pamiętać, że jeżeli w dłuższej perspektywie zdolność absorbcyjna UE nie
uaktualni się ponownie lub ich nie obejmie, to zarówno Ukraina jak i Turcja
wejdą najprawdopodobniej w silniejsze związki z Rosją. W wypadku Ukrainy te
związki – zwłaszcza gospodarcze - są obecnie i tak bardzo silne, a za gwaranta
ich utrzymania, choć raczej nie zacieśniania, uznaje się w Moskwie premiera
Janukowycza. Co
istotne w ostatnich dniach, po długiej batalii z obozem prezydenckim,
zakończonej zmianą konstytucji, uzyskał on niemal całkowity wpływ na politykę
państwa, pozbawiając takowego prezydenta Juszczenkę.
Ukraina podobna jest obecnie do Rosji w tym, że jej gospodarka zdominowana jest
przez duże lobbies, stojące za kluczowymi partiami i politykami
(Juszczenko – kapitał rosyjski, Tymoszenko – sektor energetyczny, Janukowycz –
kapitał wschodnioukraiński), ale jednocześnie – w przeciwieństwie do Rosji - panuje
tam autentyczna wolność słowa i przywiązanie do demokratycznej polityki, co
pozostanie najprawdopodobniej trwałym dziedzictwem „pomarańczowej rewolucji”.
W wypadku Turcji, zagrożenie wejściem w orbitę
rosyjską nie wydaje się dziś prawdopodobne, jednak należy zauważyć bardzo silne
i przyjazne sygnały zachęcające do zacieśnienia kontaktów płynące ze strony
Moskwy. Nasilają się one tym bardziej, im częściej (potencjalni) przywódcy
starych krajów unijnych – tacy jak Nicolas Sarkozy – studzą tureckie nadzieje
na członkostwo w UE. Nie jest zatem przypadkiem, że wymiana gospodarcza między
oboma krajami wzrosła w ostatnich dwóch latach o ponad 100%. Turcja jest Rosji
potrzebna przede wszystkim ze względu na swoje położenie, umożliwiające
prowadzenie rurociągów w obręb Morza Śródziemnego (np. rurociąg „Niebieski
potok”) oraz jako regulator ruchu w cieśninie bosforskiej (wywóz ropy z Rosji).
Turcję i Rosją łączy również kulturowo imperialna przeszłość, niepewność co do
europejskiej tożsamości oraz silny nacisk na jedność narodową.
Tak zarysowana scena aktorów globalnych i
lokalnych, wytwarza wielowymiarową matrycę interesów, rozgrywanych w ramach
różnych sojuszy o zmiennej geometrii. Porządki międzynarodowe, w których te
interesy się artykułują, są jednocześnie kanałami realizacji polskiej polityki
wobec Rosji.
II. ZROZUMIEĆ ROSJĘ
A. Gospodarka: prywatne, czy
państwowe?
Porządek post-zimnowojenny to okres 1991-2001, czas między
rozpadem Związku Radzieckiego a atakiem na World Trade Center. Dla zwycięskiego
Zachodu była to epoka końca historii, rewolucji informatycznej i niczym niemal
nieograniczonej potęgi Stanów Zjednoczonych. Świat Zimnej Wojny to czas
bipolarnej geopolityki, w której dwie symetryczne potęgi i zorganizowane wokół
nich bloki militarne stoją naprzeciwko siebie, wzajemnie się szachując. Jednak
gospodarczo sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Wydaje się, że zaproponowany
przez Immanuela Wallersteina opis systemu światowego wg. kategorii centrum,
półperyferii i peryferii pozwala zrozumieć, że mimo militarnego
współzawodnictwa blok sowiecki był gospodarczym satelitą świata zachodniego. W
efekcie rewolucji militarnej -
zmiany technologicznej i następującej po niej adaptacji społeczno-gospodarczej,
wynikającej z konieczności/możliwości jej sfinansowania - Związek Sowiecki nie
potrafił utrzymać równowagi potencjałów wojskowych, a próba jego częściowej i
kontrolowanej modernizacji społeczno-gospodarczej doprowadziła do wewnętrznego
kolapsu.
Zachód przyzwyczaił się dość szybko do niemocy Rosji,
rządzonej przez „pijanego prezydenta” Borysa Jelcyna, i uznał, że może sobie
pozwolić na komunikowanie jej swojej woli i wprowadzanie na jej terenie
gospodarki i demokracji liberalnej. Lata 90. były zatem dla Rosji okresem
wielkich upokorzeń politycznych, ale jednocześnie szybkiej modernizacji tej
części gospodarki, która – choć niezbyt legalnie – została szybko
sprywatyzowana. Chodzi tu przede wszystkim o przedsiębiorstwa naftowe (Jukos,
Sibnieft, Łukoil, TNK-BP, Surgutnieftgaz) czy wielkie kombinaty metalurgiczne
(Severstal, Norilskij Nikiel, Magnitogorski i Novolipiecki Kombinat Hutniczy).
Jak pisze Leon Aron „właściwą alternatywą była kontynuacja własności przemysłu
naftowego sprawowanej de facto przez biurokratów lub ich przekazanie
często odrażającym [unsavory] lecz energicznym przedsiębiorcom, gotowym
zaryzykować miliony dolarów [...], które <<pożyczyli>> państwu w
1995 r. w zamian za udziały w głównych przedsiębiorstwach państwowych.”
Anatolij Czubais mówił wówczas komunistycznym deputowanym w Dumie: „Nie okrada
się siebie samego”. Miał rację. W latach 1999-2004 produkcja prywatnego sektora
gospodarki rosyjskiej wzrosła o 47%, a z $41,4 mld ponownie zainwestowane
zostało aż 88%, czyli $36,4 mld.
Jednak słabe otoczenie instytucjonalne rosyjskiej gospodarki, jej duża
zależność od zachodnich kredytów i słaba moneta, doprowadziły do skumulowanego
szoku 1998 r. Kryzys doprowadził wszak do rozbicia patologicznej struktury
„krzyżowej własności” oligarchii finansowej, czerpiącej zyski z łączenia
ryzykownych operacji na spekulacyjnym rynku globalnym (porządek akumulacji,
zasilanej państwowymi akcjami) i barterowych wymian na lokalnych rynkach
zorganizowanych (porządek alokacji, zasilanej subsydiami państwowymi). Kryzys
wywołała niezdolność państwa do trwałego oddzielenia tych dwóch obszarów.
Po przekazaniu władzy Władimirowi Putinowi, rozpoczęła się
stopniowa transformacja polityczno-gospodarcza. Powoli, krok po kroku, państwo
– które dotąd systematycznie traciło zdolność kontroli nad samym sobą -
odzyskiwało sterowność, przywracało zdolność egzekucji prawa [law
enforcement], rozpoczęło zbieranie podatków (słynny podatek linowy) oraz
tworzenie otoczenia instytucjonalnego sprzyjającemu mniej spekulacji
(metawymianie), a bardziej wytwarzaniu (wymianie materialnej). Po rozpoczęciu
wojny w Iraku, efektywne i nowocześnie zarządzane prywatne firmy surowcowe,
zaczęły osiągać niebotyczne zyski, podobny efekt miał wzrost zapotrzebowania na
metale, wywołany gwałtownym przyspieszeniem Chin i Indii. Wartość rosyjskiej
giełdy (RTS), napędzana atrakcyjnymi tzw. pierwszymi emisjami akcji (IPO),
zaczęła dynamicznie rosnąć, więc kapitalizacja rynku pierwotnego wynosiła w
ostatnim kwartale 2006 r. $966,017,051,031 (ok. 15 firm ma kapitalizację
powyżej $10 mld, w tym Gazprom – ok. $250 mld). Największy rosyjski bank,
Sbierbank (w 60% będący własnością Rosyjskiego Banku Narodowego) jest obecnie
28 największym bankiem świata (wartym ok. $55 mld).
Jeśli spojrzeć tylko na obecne wskaźniki gospodarcze,
Rosja jest krajem kwitnącym. Rosyjski wzrost gospodarczy w XXI w. oscylował w
obrębie przedziału 4-8%, rosnące zyski przedsiębiorstw i oszczędności ludności,
sprawiły, że rozpoczął się boom kredytowy, a malejące zyski z taniejącej ropy
są obecnie równoważone popytem wewnętrznym, napędzanym rosnącą konsumpcją. Duże
wydatki sprawiły jednak, że inflacja w Rosji maleje bardzo powoli i utrzymuje
się nadal na stosunkowo wysokim poziomie ok. 10%. Wskutek tego realne stopy
procentowe (czyli nominalne stopy procentowe minus inflacja) na lokatach
bankowych, mimo trendu wzrostowego, nadal pozostają ujemne. Rubel jednakże
systematycznie umacnia się w stosunku do dolara (w ostatnich 2 latach realna
stopa wymiany wzrosła ok. 20%) i wzrost PKB mierzony w dolarach wynosiłby w tym
roku ok. 30% (PKB per capita Rosji wynosi obecnie ok. $5000; dla
porównania PKB per capita Polski to ok. $7500).
Państwo rosyjskie drastycznie zredukowało zadłużenie zagraniczne do poziomu
5-6% PKB, a jednocześnie stworzony został tzw. fundusz stabilizacyjny
(wynoszący obecnie blisko $100 mld), na którym gromadzone są dochody państwa ze
sprzedaży surowców. Dopływ zagranicznego kapitału do gospodarki rosyjskiej
wyniósł w 2006 ok. $25 mld, nadwyżka handlowa wyniosła zaś ok. $150 mld,
jednocześnie jednak obywatele rosyjscy trzymają w zagranicznych bankach ok.
$280 mld, co świadczy o poziomie zaufania do rodzimego systemu finansowego.
Ta ostatnia informacja pokazuje, że olbrzymi kapitał
wytransferowany z Rosji w latach 90. przez rosyjskich obywateli nie chce do
niej powrócić (zadomowił się w londyńskim City, w Londynie mieszka ok. 250 000
bardzo zamożnych Rosjan). Co więcej, rekord został pobity w 1-szym kwartale
2006, kiedy to z Rosji wypłynęło $45mld rosyjskich kapitałów.
W dłuższej perspektywie sytuacja gospodarki również nie wygląda optymistycznie.
Bank Światowy ostrzegł Rosję, że malejące ceny ropy mogą w krótkim czasie
zamienić nadwyżkę handlową w deficyt, co
doprowadzi do podwyżki realnych stóp procentowych (obecnie banki prywatne nie
pożyczają z banku narodowego, ponieważ mają nadmiar kapitału pochodzącego z
zysków w handlu surowcami), a to z kolei doprowadzi do podrożenia kredytu, a w
konsekwencji do zmniejszenia inwestycji i popytu wewnętrznego. Sytuacja normalnego
(bo opartego na czynnikach rynkowych) reżimu monetarnego stworzy jednak wówczas
zachętę do systematycznego podnoszenia efektywności pracy.
Jeśli wzrost wydajności nie nastąpi, to po wstąpieniu Rosji do WTO, rosyjskie
przedsiębiorstwa (chronione obecnie cłami) będą niezdolne do konkurowania z
firmami zagranicznymi.
Jednak wzrost konkurencyjności wymaga dość radykalnych posunięć
liberalizujących gospodarkę, do których rząd się nie kwapi, tym bardziej przed
wyborami prezydenckimi w 2008 r. Tymczasem tendencje, zwłaszcza w segmencie
energetycznym, są raczej odwrotne – od kilku lat rola państwa szybko rośnie.
Te posunięcia koncentracyjne – rozpoczęte słynną rozprawą
z Jukosem – mogą w najbliższym czasie przynieść katastrofalne skutki. Jeśli
bowiem nie nastąpią wielkie inwestycje w potencjał wydobywczy i przesyłowy
deficyt gazowy Federacji Rosyjskiej w 2010 może sięgnąć 126 bcm (mld m3),
podczas gdy cały eksport do państw Unii Europejskiej wynosi obecnie ok. 150
bcm. Sytuacja jest mocno paradoksalna ponieważ Rosja posiada największe
potwierdzone rezerwy gazowe na świecie, sięgające 47 tcm (bln cm3).
Głównym winowajcą tej niepokojącej sytuacji jest państwowy, sowiecki moloch
Gazprom, mający dominującą pozycję wśród producentów gazu w Rosji i monopol na
jego przesył. Istnieje kilka przyczyn takiego stanu. Po pierwsze, gigantyczne
złoże w regionie Nadim Pur Taz (NPT) wyczerpuje się. Po drugie, Gazprom od
wielu lat nie otworzył żadnego wielkiego złoża (np. Jamał, Stokman), za
wyjątkiem złoża Zapolarnoje, które czasowo zrównoważyło spadek wydobycia z NPT.
Rosja ratuje się importem taniego gazu z Azji Centralnej, jednak kosztuje ją to
coraz więcej, a każda nowa droga transportu może ją doprowadzić na skraj
katastrofy.
Gazprom nie inwestował od wielu lat, a obecnie może mieć z
tym bardzo duże problemy. Jest bowiem (a.) mocno zadłużony (zakup Sibnieftu,
paliwowego koncernu Romana Abramowicza, kosztował go $38 mld), a każda wyraźna
nadwyżka finansowa jest pożerana przez bardzo wysokie koszty operacyjne firmy.
Z kolei (b.) rosyjski system finansowy nie jest w stanie unieść ciężaru
finansowania inwestycji przygotowujących złoża do wydobycia (np. $70 mld
potrzebnych na pełne otwarcie złoża Jamał i podobne kwoty przy złożu Stokman).
Przy czym jest to właściwie jedyny możliwy sposób finansowania, ponieważ Kreml
nie dopuszcza możliwości dalszej sprzedaży państwowych udziałów w Gazpromie, a
z kolei banki zachodnie udzieliły firmie już znacznych kredytów. Rosjanie będą
zapewne chcieli wykorzystać zawarcie w tym roku serii długoterminowych
kontraktów gazowych z takimi potentatami jak niemieckie VNG, E.ON Ruhrgas,
austriacki OMV, włoski ENI, francuski Gaz de France, czy bułgarski Bulgargas i
użyć ich jako zabezpieczeń pod kredyty.
Jednak ma to poniekąd charakter błędnego koła, ponieważ właśnie te kontrakty są
zagrożone przez brak rosyjskich inwestycji w wydobycie. Ponadto (c.) Gazprom
prowadzi obecnie bardzo agresywną politykę przejęć udziałów w firmach
zagranicznych i infrastrukturze eksportowej, co pochłania znaczne środki. Rząd
rosyjski zapowiada co prawda, od czasu do czasu (po czym zmienia zdanie), że
dopuści zagranicznych inwestorów do swoich złóż (Rosjanom bardzo brakuje też
nowych technologii), jednak przy tak niepewnej postawie władz i wobec zupełnie
zależnego od nich wymiaru sprawiedliwości, nawet taki gigant jak BP nie
zainwestowałby kilkudziesięciu mld dolarów.
Deficyt gazowy w Rosji pogłębia także, typowo sowiecka w
swojej perwersyjności, decyzja o wielkiej gazyfikacji Rosji. Do 2012 r. Gazprom
chce położyć 12 tyś. km rur, by objąć siecią 60% kraju. Projekt ten, kosztujący
$1,3 mld, zwiększy zapotrzebowanie na gaz o ok. 9 bcm. Kolejnym powodem
ograniczenia dostępności gazu z Rosji jest używanie gazu do napędzania kompresorów
tłoczących gaz w rurociągach, co powoduje, iście rosyjskie w swym rozmachu,
straty, szacowane przez Międzynarodową Agencję Energetyczną (IEA) na ok. 42 bcm
rocznie. Straty generuje również tragiczny stan infrastruktury przesyłowej –
58% rur ma już ponad 20 lat i generują ubytki rzędu 9-12%.
Podobna sytuacja ma miejsce w sektorze ropy naftowej.
Tutaj jednak blokady dotyczą głównie państwowego monopolu przesyłowego -
Transnieftu. Dzisiaj na 7 mln baryłek ropy wydobywanej na dzień (b/d), jedynie
4 miliony mogą być przetransportowane przez system rurociągów. Przewiduje się,
że w 2007 roku produkcja ropy na eksport przekroczy zdolności transportowe
Transnieftu o 220-294 mln baryłek rocznie. Przyczyną tego faktu jest rozziew
między rosnącymi zdolnościami wydobywczymi efektywnych przedsiębiorstw
prywatnych, a stałym potencjałem transportowym firmy państwowej.
W odpowiedzi na ten problem, w latach 2002-2003 konsorcjum największych
prywatnych firm naftowych zaproponowało Kremlowi wybudowanie (w całości z
własnych funduszy) pierwszego prywatnego rurociągu z Zachodniej Syberii do
Murmańska. Rząd jednak nie wyraził zgody, a niedawno Duma uchwaliła prawo,
które ostatecznie zabrania tego typu przedsięwzięć.
Transnieft zaangażował się przy tym w przedsięwzięcie o bardzo wątpliwej
opłacalności, jakim jest 2500 km rurociąg Taiszer-Nahodka (ze Wschodniej
Syberii nad Pacyfik). Rura jest źle zaplanowana, przebiega przez chronioną
tajgę i 500m od jeziora Bajkał, największego zbiornika słodkiej wody na
Syberii. Co więcej jego prawno-ekonomiczna strona jest równie „niedopracowana”:
złoże, z którego ma odbywać się wydobycie należy wciąż do Jukosu. Ale przede
wszystkim nie oszacowano potencjału złóż i okazuje się, że nie ma na Wschodniej
Syberii wystarczającej ilości ropy potrzebnej do wypełnienie rurociągu.
W niemal całkowicie sprywatyzowanym sektorze naftowym
można od 2003 zaobserwować odtwarzanie własności państwowej (w 2003 firmy
państwowe wydobywały 15% ropy, gdy w 2006 zbliżyły się już do 50%).
Państwowy koncern naftowy Rosnieft snuje plany dorównania takim gigantom jak
ExxonMobil, czy BP.
Należy oczekiwać, że jeśli nie uda się powiększyć produkcji metodami
ekonomicznymi, władze sięgną po metody „sądowo-administracyjne”. Mamy zatem do
czynienia z sytuacją w której państwowe koncerny energetyczne przejmują,
najczęściej na zasadzie wymuszenia poprzez instrumentalne użycie prawa
podatkowego lub ekologicznego, aktywa prywatnych (rodzimych i zagranicznych)
spółek energetycznych i w ten sposób powiększają potencjał wydobywczy. Jest to
jednak wzrost czysto ekstensywny i nie powiększa on – a nawet zmniejsza –
rosyjskiego potencjału wydobywczego.
Cała ta sytuacja prowadzi do wniosku, że – wbrew
roztaczanej przez Kreml wizji Rosji, jako gwaranta bezpieczeństwa
energetycznego – należy oczekiwać raczej czegoś przeciwnego: wzrostu niestabilności
energetycznej. Po pierwsze, „sektor energetyczny zbudowany na bazie
skorumpowanych, nieprzejrzystych i zdominowanych przez państwo monopoli,
niszczenie udanych przedsięwzięć prywatnych i zamykanie drzwi zagranicznym
inwestorom prowadzi do stagnacji i upadku. Po drugie, używanie energii jako
narzędzia polityki zagranicznej prowadzi do stworzenia niebezpiecznego
otoczenia globalnego, [zatem] energia powinna być traktowana jedynie jako zasób
ekonomiczny, a nie polityczny. Po trzecie, władze rosyjskie, mając obsesję na
punkcie możliwości, jakie dają im gigantyczne zyski z eksportu ropy i gazu,
odchodzą od bolesnych, ale koniecznych reform strukturalnych, co grozi Rosji
utratą zdolności współzawodniczenia w globalnej polityce.”
Ma zatem rację Leon Aron, kiedy pisze: „Najbardziej kłopotliwymi dziedzinami są
transport, opodatkowanie, konsumpcja wewnętrzna, inwestycje, a zwłaszcza
własność. Koniec końców, wszystkie te kwestie powiązane są ze zmianą
ideologiczną w polityce ekonomicznej na przestrzeni ostatnich 4 lat i w ten
sposób jest raczej mało prawdopodobne, że zostaną efektywnie rozwiązane do
czasu, kiedy kraj zmieni swój kierunek polityczny.”
Sytuację pogarsza jeszcze nawrót starej rosyjskiej
choroby, gigantycznej korupcji. Ilość przepisów rośnie, ich jakość jest
fatalna, co sprawia wrażenie, jakby było to działanie zamierzone. Kwoty
wydawane przez Rosjan na łapówki osiągają wielkość rocznych wydatków
budżetowych, a już naprawdę przerażające jest to, że akceptacja dla
łapówkarstwa i utożsamienie go z zaradnością wzrasta od 2003 r., mimo
radykalnego wzrostu zamożności. Eksperci Banku Światowego nie potrafili
wytłumaczyć tego faktu. Tymczasem wydaje się, że przyczyny tego fenomenu ukryte
są gdzieś w sprawie Jukosu. Prawdopodobnie od momentu, kiedy na oczach całego
świata państwo z rozmysłem zniszczyło najbogatszego obywatela, Rosja ponownie
stała się krajem rosnącej urzędniczej samowoli. Korupcja w Rosji nie jest
jednak tylko problemem redukującym się do ekonomicznej kwestii pobierania
kosztownej renty, jest ona bowiem tradycyjnie istotnym elementem systemu władzy
(i obyczaju oczywiście), co kieruje nas definitywnie ku kwestiom politycznym.
B. Polityka zagraniczna jako
polityka globalna
Rosja nie jest już krajem zachodnim. Dmitrij Trenin w
swoim eseju ”Russia Leaves the West” ogłosił koniec pewnego paradygmatu
myślenia o miejscu Rosji w świecie. „Do niedawna Rosja postrzegała się jako
Pluton zachodniego systemu słonecznego, bardzo daleko od centrum, ale nadal
jako fundamentalną jego część. Teraz jednak opuściła orbitę zupełnie: przywódcy
rosyjscy zrezygnowali z [prób] stania się częścią Zachodu i zaczęli budować
swój własny system Moskwo-centryczny. Nowe podejście Kremla do polityki
zagranicznej zakłada, że jako duże państwo Rosja po prostu nie posiada przyjaciół;
żadna wielka potęga nie chce silnej Rosji, która byłaby potężnym konkurentem, a
wielu chce Rosji słabej, którą mogliby oni wyzyskiwać i manipulować. W związku
z tym Rosja ma wybór między akceptacją podległości a ponownym utwierdzeniem
swojego statusu jako wielkiej potęgi, zajmując należne jej miejsce w świecie
raczej u boku USA i Chin, niż szukając towarzystwa Brazylii czy Indii. Stany
Zjednoczone i Europa mogą protestować ile chcą przeciw tej zmianie w polityce
zagranicznej Rosji, jednak niczego to [już] nie zmieni. [...] Stary paradygmat
przepadł i czas zacząć szukać nowego.”
W latach 90. Rosji oferowano dołączenie do
liberalnego Zachodu, jednak nikt nie umiał sobie tego wyobrazić w praktyce.
Pozostawała nadzieja, że stopniowo, z pomocą swoich zachodnich patronów,
przekształci się ona sama w demokratyczną wspólnotę polityczną i rynkową
gospodarkę. Jednak taka oferta była dla Moskwy nie do zaakceptowania. Chciała
ona rozważyć dołączenie do Zachodu pod warunkiem, że zaoferowano by jej coś w
rodzaju współprzewodniczenia temu klubowi. Rosyjscy przywódcy nie byli chętni
podążać za wskazówkami z Waszyngtonu i Brukseli, ani zaakceptować te same
reguły, co dawni wasale.
Po 9/11 Putin zaproponował Białemu Domowi układ. Rosja
była gotowa zaakceptować globalne przywództwo USA w zamian za uznanie przez nie
jej roli, jako ważnego sojusznika, któremu powierzono [endowed]
specjalną odpowiedzialnością za przestrzeń po-sowiecką. Oferta czyniona była na
wyrost, z pozycji aktualnej słabości i Waszyngton odrzucił ją. Westpolitik
otrzymała jednak drugą szansę, kiedy Kreml w reakcji na amerykańską arogancję
dołączył do europejskiej „koalicji niechętnych” [coalition of the unwillings”],
tworząc oś Moskwa-Berlin-Paryż, co wynikało z nadziei wejścia do świata
zachodniego przez drzwi europejskie. Jednak i tu spotkało Rosję niepowodzenie.
W międzyczasie dawne terytorium imperialne dołączyło do Zachodu lub bardzo się
do niego zbliżyło i w jego oczach, Rosja nie należała już do tej samej grupy,
co kraje takie jak Polska, czy nawet Ukraina. Rosję zaczęto kojarzyć z Chinami
i rzeczywiście oba państwa nawiązały bliższą współpracę.
Opuściwszy orbitę Zachodu, Rosja zaczęła kreować swój
własny system słoneczny, traktując priorytetowo dawne republiki sowieckie,
próbując pogłębiać współpracę w ramach WNP w nadziei na uzyskanie dostępu do
lukratywnych aktywów. Wynika to również z przekonania, że „centrum polityki
międzynarodowej stale przesuwa się do Azji. [...] W Azji widać jasny ruch w
kierunku stworzenia regionalnego centrum gospodarczego – miękkiego bloku
integracyjnego zdolnego stać się potężnym centrum siły gospodarczej w ciągu
dekady.”.
Rosja podziwia Chiny za postęp jakiego dokonały w ostatnich dekadach i zapewne
chciałaby je naśladować. Uważa się też, że Chiny podzielają rosyjską niechęć do
ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju i chcą wielobiegunowego świata. Rosja
jednakże bardzo słabo zna wewnętrzne Chiny, stąd możliwe są stwierdzenia, że
„[Indie i] Chiny pozostają nadal względnie słabo rozwiniętymi krajami z
wielkimi masami ludzi żyjącymi w nędzy.”
Jednak obok podziwu, Chiny budzą w Rosji obawę.
Z kolei w Indiach widzi się przeciwwagę dla działań i wpływów chińskich.
Poza tą sferą, Rosja dostrzega w świecie wciąż jeszcze
potężną, choć osłabioną przez utratę miękkiej władzy, Amerykę oraz Unię
Europejską, w której widzi się potencjał odejścia od bliskiego sojuszu z USA
(„Choć USA i Europa są wciąż częścią jednej politycznej, gospodarczej i
kulturowej cywilizacji, to różnice między nimi są dziś zbyt duże, by można je
przezwyciężyć”). Unia jest w jej oczach tworem mocno zajętym swoimi problemami,
które próbuje w sposób irytujący kompensować w relacjach z Rosją („Kosztem
Rosji, Unia próbuje sprawić wrażenie, że posiada wspólną politykę zagraniczną i
że jest ona efektywna.” – stąd wymuszanie arbitrażu w tzw. „zamrożonych
konfliktach”, np. w Abhazji, czy Naddniestrzu). Jednak to, co wywołuje w Rosji
prawdziwe lekceważenie, to fakt, że „w świecie, gdzie czynnik militarny nabiera
ponownie dużego znaczenia, UE buduje <<post-wojenne siły zbrojne>>
[...] niezdolne do prowadzenia wojny.” Inną, tym razem budzącą politowanie
cechą UE jest jej jałowe rozdeliberowanie: „Unia Europejska może spędzić
następne cztery lub pięć lat debatując nad swoją przyszłością i marnując cenny
czas potrzebny do reform.” Wniosek stąd płynie taki, że „Stary Świat, choć
wciąż kulturowo atrakcyjny, jest coraz gorszej dostosowany do przyszłej
polityki globalnej i że utracił on już dynamikę gospodarczą.”
Choć nie wyklucza to „wybiórczej integracji w tych dziedzinach, które przynieść
mogą realną wartość dodaną obu stronom, jak i stworzenia długoterminowego
instrumentu dla budowania ich gospodarczej i geopolitycznej wspólnoty.”
Jak zaś Rosja postrzega ową przyszłą politykę globalna?
Jest to geopolityka naftowa. „Geopolityka naftowa weszła w nową erę – erę walki
o kontrolę pól naftowych i dróg transportu ropy. Uwidacznia się to najbardziej
w polityce USA.” W
wypadku Rosji przybiera ona postać cn. dwóch priorytetów: (1) konkretnych
kroków zmierzających wyraźnego ożywienia gospodarczej i politycznej współpracy
ze światowymi liderami, jakimi są Chiny i Indie oraz (2) utrzymania kursu na
polityczno-kulturowe zbliżenie z Europą. Rosja posiada przy tym pokaźne
instrumentarium dla forsowania swoich interesów: (a.) relatywnie szybko
rozwijającą się gospodarkę, (b.) bogate zasoby mineralne i energetyczne, (c.)
broń atomową, (d.) znaczące siły ogólnego przeznaczenia, (e.) członkostwo w
Radzie Bezpieczeństwa ONZ, G8 i Szanghajskiej Organizacji Współpracy, (f.)
korzystne położenie geopolityczne i (g.) bezpośrednie granice z krajami, które
są źródłami terroryzmu. Ta
lista atutów sporo mówi o sposobie myślenia i postrzegania Rosjan przez samych
siebie.
Obecnie Rosja czyni energiczne wysiłki, by do powyższej
listy dodać jeszcze jeden, mianowicie pozytywny wizerunek i miękką władzę.
Po klęsce, jaką dla Rosji była ‘pomarańczowa rewolucja’, uznano, że jej
polityka cierpi na ideologiczną pustotę. Jak tłumaczył to Konstantin Kozaczew,
przewodniczący komitetu spraw zagranicznych Dumy, „Rosja nie umie wyjaśnić celu
swojej obecności w świecie postsowieckim”. W tym celu Władysław Surkow,
zastępca szefa administracji prezydenckiej, stworzył pojęcie „suwerennej
demokracji”, która ma być rdzeniem rosyjskiej „idei narodowej”. Pojęcie to jest
rozmyślnie rozmyte, zawiera jednak dwa wyraźne elementy. Po pierwsze,
suwerenność oznacza brak wpływu/ingerencji ze strony Zachodu. Czyli ma to być
zaprzeczenie gruzińskiej i ukraińskiej rewolucji. Po drugie, Rosja posiada swój
własny zespół wartości. Są one demokratyczne, ale jednak wynikają z unikalnego
doświadczenia historycznego i różnią się od tego, co nazywa się demokracją na
Zachodzie. Jak ujął to Siergiej Iwanow: „Skoro może być demokracja zachodnia,
to powinna też być demokracja wschodnia.”. Ta ideologia skierowana jest przede
wszystkim do wewnątrz. Ma być narzędziem uzasadnienia postępującej
centralizacji politycznej, ale w demokratycznym ‘zaśpiewem’ oraz sposobem na
podważenie uniwersalności zachodniej demokracji i praw człowieka. Jednak ma ona
także wyraźny aspekt zewnętrzny, polegający na rozciągnięciu tym razem
suwerenności na post-sowieckich sąsiadów Rosji. W tym celu Rosja intensywnie
buduje olbrzymią ilość przeróżnych organizacji pozarządowych w byłych
republikach sowieckich, która wygląda jak sieć, ale jest wewnętrznie
zhierarchizowana, tak by stanowić gigantyczną maszynę ‘public relations’.
Celem Władimira Putina zawsze było uzyskanie największej
możliwej swobody działania dla Rosji poprzez umieszczenie kraju ponad
międzynarodową rywalizacją. Aby osiągnąć tą zdolność manewrową, odmówił
wiązania sobie rąk uprzednio istotnymi ideami, takimi jak „demokracja liberalna”,
„prawa człowieka”, czy „zachodnia cywilizacja”, na rzecz działania
bezpośredniego. Putin „wymienił zatem odrobinę wolności na obietnicę
stabilności, dobrobytu i chwały narodowej. [...] Choć cena na końcu może okazać
się zbyt wysoka.”
Widać zatem wyraźnie, że Rosja przestając być krajem
zachodnim, nie chce przestać być europejska. Nie chce także być azjatycka, bo
nie będąc pro-zachodnia, na pewno nie chce być anty-zachodnia. „Zachód musi
dzisiaj wyciszyć się i wziąć Rosję taką, jaka jest: poważny gracz zewnętrzny,
który ani nie jest wiecznym wrogiem, ani automatycznym przyjacielem. Przywódcy
zachodni powinni pozbyć się wreszcie przekonania, że wygłaszając kazania o
wartościach można je zasiać. Rosja będzie się nadal zmieniać, ale w swoim
własnym tempie. Kluczowymi napędami tej zmiany muszą być rozwój kapitalizmu w
domu i otwartość na świat zewnętrzny.”
C. Władza i społeczeństwo:
Gazprom-state i prze-sterowana demokracja
Faktyczna doktryna państwowa Rosji brzmi
następująco: „Co jest dobre dla państwa, jest też z konieczności dobre dla
kraju, a wzmacnianie państwa jest głównym zadaniem społeczeństwa.”
Zatem to funkcjonariusz publiczny – uosabiający oświecenie, uczciwość i ducha
publicznego – uważany jest dziś w kręgach władzy za dalece bardziej efektywny
podmiot postępu, niźli wolna prasa (pełna sensacji i szukająca zysku), wyborca
(tak niewyedukowany), sędzia (łapówkarz), czy – broń Boże – prywatny
przedsiębiorca.
Po siedmiu latach rządów Władimira Putina Rosja
przeszła pełen cykl politycznej ewolucji. Po kulawej demokracji liberalnej
epoki Jelcyna nie ma już śladu. To, co powstało na jej miejsce jest specyficzną
mieszanką państwa prerogatywnego – autorytaryzmu z ograniczonymi rządami prawa
– i pozorów demokracji. Nikołaj Pietrow zaproponował na określenie tej hybrydy
termin prze-sterowana demokracja [overmenaged democracy].
System ewoluował bowiem od chaotycznej proto-demokracji, przez demokrację
sterowaną, aż do obecnego stanu. Niemal wszystkie tradycyjne instytucje
demokratyczne zostały przekształcone do tego stopnia, że pozostała po nich
zaledwie forma. Wprowadzono obok nich pewne surogaty mechanizmów
demokratycznych, np. biuro zażaleń publicznych, program dialogu, tajne badania
opinii publicznej, czy oparcie się na masowej partii władzy. Niemal wszystkie
te instytucje mają swoje pierwowzory w Związku Sowieckim, a to co różni obecną
Rosje od tamtych czasów, to przede wszystkim brak ideologicznej legitymizacji
władzy. Zaś to, co trwa w Rosji właściwie od zawsze to silne, para-militarne,
mobilizujące państwo dominujące nad dużo słabszym i właściwie nie
skonsolidowanym społeczeństwem.
Być może zamiast terminu „społeczeństwo”, bardziej trafne
byłoby mówienie o „ludzie”, o którym Machiavelli mówił w Księciu, że jedynym
jego pragnieniem jest nie być ciemiężonym. Jeśli społeczeństwo kapitalistyczne
zakłada dwie rzeczy: (a.) obywateli zdolnych do znoszenia ciągłych antagonizmów
i niepewności zawartych w swobodnej rywalizacji politycznej i wolnorynkowym
współzawodnictwie oraz (b.) wiarą we własną zdolność do poradzenia sobie z i
ograniczenia takich kolizji interesów i poglądów, to obecne społeczeństwo
posiada takie zdolności w niewielkim zakresie. Inną
sprawą jest fakt, że jedyny wybór jaki został przed nim postawiony, to wybór
między prymitywnym, skorumpowanym kapitalizmem, a państwową kontrolą gospodarki
i polityki. Wydaje się, że obecny stan jest efektem próby ominięcia obu tych
nieprzyjemnych alternatyw.
Demokracja prze-sterowana ma trzy filary: wybory, partie
polityczne i federalizm. Ostatnie reformy systemu wyborczego stworzyły dość
kuriozalny system: (1.) komisje wyborcze zostały zorganizowane w wertykalny
łańcuch nakazowy, (2.) sądy są sterowane, (3.) używa się na dużą skalę służb
bezpieczeństwa [law-enforcement agencies] przeciwko oponentom politycznym,
(4.) wprowadzono systemu prezydenckich wysłanników i politycznych biur
publicznych zażaleń, (5.) dokonano zmian w prawie o partiach i prawie
wyborczym, tj. zniesienia minimalnego progu frekwencji koniecznej dla ważności
wyborów; ograniczeń w rejestrowaniu partii politycznych, ustanawiających np.
progi finansowe; wprowadzono możliwość administracyjnej likwidacji partii,
zakaz kreowania „negatywnego wizerunku” politycznych oponentów i zniesiono
wybory gubernatorów prowincji i miast na rzecz ich mianowania.
Partie polityczne w Rosji nie uczestniczą w żadnym realnym
podejmowaniu decyzji i są platformami wyborczymi w pełni zależnymi od Kremla i
jednocześnie grupami lobbyngowymi. Władze korzystają z nowego prawa likwidując
partie ich zdaniem niepotrzebne. Obecny model opiera się na istnieniu jednej
masowej partii władzy i kilku małych partii pomocniczych kontrolowanych przez
rząd. Partia rządząca – Jedna Rosja – jest właściwie związkiem zawodowym
biurokratów państwowych, mechanizmem, który przekazuje impulsy z najwyższych
poziomów na same doły tak, by zapewnić pełną lojalność urzędników wobec Kremla.
Z kolei system federalny właściwie został zlikwidowany poprzez wysoką zależność
regionów od budżetu centralnego i likwidację wyborów na gubernatorów. Federalny
system finansowy działa odwrotnie, niż w założeniu: te zadania, których nie
jest w stanie lub nie chce wykonać władza centralna są przekazywane na niższe
szczeble władzy, a pieniądze na nie przeznaczone zazwyczaj przychodzą za późno
lub w zbyt małej ilości. Regionalne budżety z kolei nie mają dostatecznych
źródeł dochodu, pozwalających pokryć koszty zadań, a z drugiej strony
gospodarują posiadanymi funduszami bardzo nieefektywnie.
Jeśli chodzi o media, to władza kontroluje media
elektroniczne poprzez ich właścicieli oraz dobrze skoordynowane zespoły
lojalnych i bardzo zdolnych menadżerów i ich nieformalnych nadzorców na Kremlu.
Dziennikarze zatem budują pozytywny wizerunek prezydenta relacjonując tylko
takie informacje, jakich życzyłby sobie Kreml. Rynek prasy, co ciekawe, nie
jest właściwie nadzorowany. W prasie rosyjskiej ukazują się bardzo krytyczne
artykuły nt. rządu, który jednak nie zwraca zazwyczaj na nie uwagi. Przyczyna
tego jest taka, że podczas gdy TV dociera do prawie 140 mln Rosjan, to gazety
codzienne osiągają nakład max. 100 000 egzemplarzy i rozchodzą się głównie w
Moskwie. Nie dziwi zatem, że swoją gazetę (Kommiersant) posiada tak
znienawidzony przez Kreml człowiek, jak Boris Bierezowski. Sytuacja ta mimo
wszystko nie zawsze działa na korzyść władzy. Minister gospodarki Gruzji, Kakha
Bendukidze, powiedział w wywiadzie dla Kommiersanta, że sankcje przeciw Gruzji
były źle wycelowane, dlatego, że w Rosji nie ma normalnego obiegu informacji i
dane dostarczane władzy przez administrację, dyplomację i służby specjalne
najzwyczajniej w świecie nie wystarczają do stworzenia sobie całościowego
obrazu rzeczywistości.
Jeśli za Andriejem Riabowem spojrzymy na Rosję od strony
relacji państwo-gospodarka-społeczeństwo, to bardzo użytecznym narzędziem
okazuje się być kategoria państwa naftowego [petrol state].
Podstawowa teza Riabowa brzmi: gospodarka państwa naftowego jest w stanie
zapewnić średni europejski poziom życia co najwyżej ok. 40, 50 milionom Rosjan,
czyli 1/3 społeczeństwa. Gospodarka paliwowa jest sektorem gospodarki
rosyjskiej obrosłym dziedzinami pomocniczymi, który utrzymuje w dobrobycie ową
1/3 obywateli, podczas gdy reszta społeczeństwa żyje w qusi-tradycyjnych
strukturach gospodarczych, reprodukujących konserwatywne (tj. zachowawcze),
paternalistyczne postawy społeczne. Najlepszym sposobem utrzymania władzy przez
ową uprzywilejowaną klasę społeczną jest ograniczenie konkurencji tam, gdzie
tylko jest to możliwe. Utrwala to konserwatywne postawy społeczne i prowadzi do
automatycznego represjonowania myślenia innowacyjnego w większej części
społeczeństwa. Społeczeństwo rosyjskie nie przeszło rewolucji wartości i nie
uzgodniło kompromisu, co do celów transformacji. Z tego powodu obie te grupy
odmiennie postrzegają i wartościują rosyjską rzeczywistość.
Zasadniczym celem rządzącej elity było zintegrować się z
globalną elitą dzięki statusowi, jaki płynął z uczestnictwa w gospodarce
paliwowej. Ta przestrzeń gospodarcza jest jednocześnie przestrzenią polityczną,
która pozwala kontrolować i koncentrować olbrzymie środki materialne, kierowane
następnie w formie redystrybucji do tej części społeczeństwa, która na
reformach Jelcyna straciła. Ten system dotacji społecznych jest podstawowym
źródłem legitymizacji paliwowej elity politycznej. Wraz ze wzrostem dochodów z
eksportu paliw, rząd i grupy okołorządowe, rozszerzały swoje poparcie,
obejmując opieką już nie tylko np. emerytów, ale różne inne paternalistycznie
myślące grupy społeczne. Szczególnie istotne jest to, że w takich warunkach nie
może się wytworzyć klasa średnia. Co więcej, klasa rządząca utrudnia powstanie
tego typu struktury społecznej, jako potencjalnej konkurencji i zagrożenia.
Oczywiście ten model społeczeństwa nie jest w Rosji niczym
specjalnie nowym, ale dzięki potencjałowi surowcowemu kraju i dobrej
koniunkturze globalnej pozwala on wzmocnić tradycyjne paternalistyczne
tendencje w rosyjskim społeczeństwie. Konsekwentnie, cele działań elity
rządzącej nie są celami narodowymi, lecz raczej celami korporacyjnymi,
realizowanym przez rząd. Reformy zatem nie zmierzają w kierunku modernizacji
społecznej, ponieważ ona jest zagrożeniem, lecz raczej do optymalizacji systemu
uformowanego u zarania kadencji Władimira Putina. Nie istnieje, żaden
ekonomiczny powód, dla którego należy powstrzymywać powstawanie klasy średniej,
czy liberalizację gospodarki, lecz z politycznego punktu widzenia jest to
konieczne dla zachowania kontroli. W ten sposób w nowej formie powraca stara
komunistyczna zasada bezpieczeństwa władzy.
Obecna tendencja do nacjonalizacji przedsiębiorstw prywatnych jest z tej
perspektywy jedynie inną formą prywatyzacji. Odwracając nieco logikę zdania
Anatolija Czubaisa: „Nie okrada się samego siebie”, można powiedzieć, że
państwo nie okradnie samego siebie. A państwo rosyjskie jest instrumentem w ręku
klasy je samo posiadającej. By wyrazić problem symbolicznie – Rosja to Gazprom-state.
Zatem zwięźle rzecz ujmując: Rosja jest rządzona przez
ludzi, którzy ją posiadają. Ta rządząca elita składa się zasadniczo z ludzi
wyprutych z ideologii – nihilistów: byłych i obecnych pracowników służb
specjalnych, finansistów, urzędników, technokratów, wojskowych i ludzi mafii.
Stąd Rosyjska polityka jest arogancka, wyzuta z wartości i ideałów,
instrumentalizująca wszystko. Prowadzą ją ludzie, którzy nauczyli się być
cyniczni u schyłku komunizmu i w latach 90. Są to typowi komsomolscy
postkomunityczni technokraci. Jak mówił Dmitri Trienin na konferencji w American
Enterprise Institure: “Russia’s business overwhelmingly business”. Rosja jest jednym z najmniej ideologicznych krajów na świecie, ale
interesy panują w niej absolutnie. Parafrazując klasyczne amerykańskie
zawołanie, można powiedzieć, że najwyższa warstwa społeczna Rosji wyznaje
zasadę: In capital we trust.
Geopolityka uprawiane przez tych polityków nosi wszystkie znamiona brutalnego
biznesu. Przekaz jaki płynie z Moskwy brzmi: „Nie ma, żadnych specjalnych
relacji z nikim. Koniec subsydiów. Każdy, kto może stać się zagrożeniem
zostanie zniszczony. Nie ma w tym nic osobistego.”
Dlatego polskie narzekania na złe traktowanie ze strony Rosji staje
się zupełnie jałowe, kiedy dokonuje pełnych patosu odwołań do przeszłości.
Ludzi Putina drażni Polska, ponieważ po pierwsze, Rosja nie rozmawia z takimi
małymi krajami, a po drugie, Polska – z tej nihilistycznej perspektywy - miesza
czysty biznes z emocjami i wartościami.
ROSJA I CHINY: KOMU SIĘ UDA?
Chiński model transformacji – tzw. Konsensus
Pekiński - oparty jest na trzech zasadach. Po
pierwsze, należy rozwijać supernowoczesne technologie, które pozwolą zmieniać rzeczywistość
zanim jeszcze zmiana wytworzy problemy. Wielki skok techniczny, nie jest oparty
na zasadzie równej alokacji, lecz raczej koncentracji. Wiedza i technologie są
wielką okazją do rozwiązania wielkich chińskich problemów i przekształcenia
słabości w siłę. Wiedzę się importuje stamtąd gdzie jest na najwyższym
poziomie, a zawrotne tempo zmian ma odpowiadać zawrotnemu tempu globalizacji.
Po drugie, ponieważ nie da się kontrolować chaosu z góry, potrzebne są nowe
narzędzia kontroli. Należy dokonać manipulacji kontekstem tak, by sprzeczności
dopełniły się. Zatem model, w którym umieścimy wielkie sprzeczności chińskiego
społeczeństwa będzie całościowym modelem, w którym nie PKB per capita,
ale jakość życia będzie kategorią organizującą. To podejście podkreśla
konieczność posiadania umiejętności zarządzania chaosem. Po trzecie, Konsensus
Pekiński zawiera teorię samo-przyczynowości, która podkreśla umiejętność
używania mechanizmu dźwigni do powstrzymywania mocarstw, które chcą ingerować w
suwerenny rozwój; umiejętność stosowania środków asymetrycznych, zamiast
kosztownego budowania symetrycznych arsenałów; innymi słowy, umiejętność
czynienia przewagi wroga bezsensowną.
Jeżeli teraz zestawimy to z domniemaną imitacją
tego modelu w Rosji, widać jak na dłoni, z jak zupełnie innymi sytuacjami mamy
do czynienia. Rosja nie inwestuje w naukę – Rosja właściwie inwestuje tylko w
środki prowadzenia rywalizacji energetycznej, ponieważ tak właśnie zdefiniowała
przyszłe globalne współzawodnictwo. Posługuje się raczej środkiem dokładnie
przeciwnym, niż inwestycja w naukę – mianowicie wydobywaniem surowców
naturalnych. Jeśli Rosja jest skłonna używać surowców do szantażowania i
wymuszania większych opłat, to rozwiązaniem jest trzeci punkt chińskiej
doktryny – uczynienie jej przewagi bezsensowną (np. dywersyfikacja
energetyczna) lub zastosowanie dzwigni, czyli zmuszenie jej, by pokonał ją
własny ciężar (np. odpowiednie rozegranie rosyjskiego deficytu gazowego, tak by
Rosjanie sami zwrócili się z prośbą o pomoc).
Drugi punkt, mówiący o manipulowaniu kontekstem
tak by uczynić chaos sensownym, co umożliwi jego kontrolę i realizację celu
jakim jest jakość życia, trwałość rozwoju i jego równość, pokazuje wyraźnie, że
Rosja zmierza dokładnie w przeciwnym kierunku. Utrwala się patologiczną
strukturę społeczną i model gospodarczy dla realizacji celów nie związanych z
interesem całości. Reguły, które w Rosji obowiązują nie mają w sobie nic z fairness,
czego przykładem jest stosunek oligarchii do klasy średniej.
I wreszcie trzeci punkt, Rosja niejako z natury
swojej geografii posiada pewną niesymetryczną przewagę nad resztą świta,
mianowicie surowce. Jednak konfrontacyjność i zachłanność z jaką ją
wykorzystuje powoduje, że trudno tu mówić o odstraszaniu i ochronie swojej
autonomii. Rosja, co widać po polityce inwestycyjnej Gazpromu, ma nadal
tradycyjną kompulsywną potrzebę ekspansji, kosztem rozwoju wewnętrznego. To
sprawia, że ponownie podważa – i tak już kruche - podstawy swojego dobrobytu.
Na koniec bardzo krótka uwaga o Polsce. Z powyższego opisu
wynika moim zdaniem nie tylko całkowita bezsilność Polski w relacjach z Rosją.
Ale także dalece posunięta słabość dużo większego, niż Polska organizmu
politycznego, tzn. UE. Jak słusznie zauważył Alan Riley, potencjalne
konsekwencje znaczącego deficytu gazu będą prawdopodobnie szczególnie ciężkie
dla Rosji, państw Centralnej i Wschodniej Europy oraz Niemiec.
Jedynym sposobem, by zapewnić Polsce i UE bezpieczne i przyjazne stosunki z
Rosją jest, po pierwsze przeniesienie decyzji ws. dostaw surowców
energetycznych na taki szczebel decyzyjny, który zapewni, z jednej strony,
dostrzeżenie, a z drugiej, wymuszenie interesu wspólnotowego, czyli do Komisji
Europejskiej. Po drugie, w wypadku Polski jako członka Unii Europejskiej, działanie
nakierowane na cele a nie środki - czyli, nieprzywiązywanie się do
partykularnych koncepcji w sytuacji, gdy kolektywne działanie może przynieść
nie mniejszy pożytek (gazociąg Nabucco zamiast utopijnego projektu
norweskiego) oraz wykorzystanie wspólnotowych instytucji i kanałów
komunikacyjnych do kształtowania polityki europejskiej u podstaw, a nie na
końcu procesu decyzyjnego (co pozwoliłoby być może zawczasu wyjaśnić
Niemcom ryzykowność i partykularną perspektywę projektu Gazociągu Północnego)
Autor jest członkiem redakcji dwumiesięcznika Arcana i doktorantem w Instytucie Filozofii UJ.
|