W
dawnej szlacheckiej Rzeczypospolitej wytworzyły się dwie jej śmiertelne
choroby. Jedną było niezdrowe pojmowanie wolności jako swawoli; upominał
pod tym względem swoich współczesnych Modrzewski w tych krótkich a
dobitnych słowach: "...niewola i wolność zbytnia przemierzła
jest". Druga wyrosła z jakiejś chorobliwej obawy przed dominium absolutum; upatrywano je w każdej
próbie ukrócenia swawoli, w każdym usiłowaniu zmierzającym do przywrócenia
zachwianej równowagi w ustroju najwyższych władz państwowych. Z obu
tych chorób wyrosło liberum
veto i doktryna o złotej wolności. Na tym gruncie sejm został
ze szczytów suwerenności, po którą sięgał, zepchnięty do rzędu bezsilnego
ciała, pociągając za sobą państwo nad brzeg przepaści. Gonienie za
popularnością stało się charakterystyczną cechą rządów w Polsce. A
"taki rząd popularitatis - jak biadał Skarga - musi przecie mieć
swoje króliki". Skutkiem takiego stanu rzeczy było osłabienie
rządu, zniszczenie wszelkiej jego powagi, co w związku z bezsilnością
sejmów, ze swawolą kryjącą się pod płaszczykiem obrony wolności prowadziło
do marazmu i anarchii. Reformy Sejmu Czteroletniego były wyrazem walki
przeciwko tym chorobom życia publicznego w Polsce, a Konstytucja 3
Maja ukoronowała to dzieło przez usunięcie tych wszystkich instytucji
prawno-politycznych, które wyrosły na poprzednim chorobliwym gruncie.
Tę konstytucję uważał naród w okresie porozbiorowym za testament niepodległej
Polski, padającej w chwili, gdy się zerwała do wykorzenienia złego,
do odrodzenia się w sobie. Pierwszy zaś Sejm wskrzeszonej Polski ogłosił
dzień 3-go maja Świętem Narodowym. Czy został wierny temu testamentowi?
Czy czcząc pamięć wielkiego dzieła odrodzenia z końca XVIII stulecia
i przekazując tę pamięć w tak uroczysty sposób następnym pokoleniom,
nie zboczył od jednej z głównych idei, przyświecających twórcom tej
konstytucji? Czy ustrzegł się mirażu własnego wywyższenia i własnej
miłości? A pod względem zrozumienia dla stanowiska rządu w państwie
po czyj sięgnął spadek? Twórców Konstytucji 3 Maja czy po spuściznę
doktrynerów z XVII wieku?
W swojej uchwale z 20 lutego 1919, w której,
powierzając nadal władzę Naczelnika Państwa Józefowi Piłsudskiemu,
pierwszy Sejm wskrzeszonej Polski ustalił w krótkich artykułach pewne
zasady, mające być niejako prawami zasadniczymi do czasu uchwalenia
stanowczej konstytucji, przyznał sobie władzę suwerenną. Z tego wyciągnął
też odpowiednie konsekwencje: Rząd miał być powoływany przez Naczelnika
Państwa w pełnym swoim składzie na podstawie porozumienia z Sejmem.
Odpowiedzialność rządu wobec Sejmu rozciągnięto także na Naczelnika
Państwa. Tego ostatniego usunięto zupełnie poza nawias w zakresie
władzy ustawodawczej, bo nie dano mu ani prawa inicjatywy, ani prawa
veto, nawet nie powierzono mu ogłaszania ustaw uchwalonych przez Sejm,
oddając to Marszałkowi Sejmu. Na ustawach z tego okresu próżnoby szukał
kiedyś przyszły historyk podpisu Naczelnika Państwa. Nie znajdzie
go, jak gdyby go nie było. Jeżeli się zważy, że w zakresie władzy
administracyjnej uchwała lutowa zrozbiła Naczelnika Państwa tylko
najwyższym wykonawcą uchwał Sejmu w sprawach cywilnych i wojskowych,
to dochodzi się do wniosku, że Naczelnik Państwa naprawdę został tylko
przedstawicielem Państwa, to znaczy w zwykłym biegu spraw mógł przyjmować
posłów obcych państwa, by na uroczystych audiencjach odbierać od nich
listy uwierzytelniające.
W takim stanie rzeczy Sejm stworzył sam dla
siebie olbrzymie zadanie rządzenia państwem. A stało się to w chwili,
gdy parlamentaryzm w ogóle przechodzić począł poważne przesilenie.
Już zadania parlamentów w zakresie władzy ustawodawczej przerastają
dzisiaj często jego siły. Coraz większe skomplikowanie zadań nowożytnego
państwa i rosnący z dnia na dzień ich zakres sprawiają, że główna
praca ustawodawcza przeniosła się do komisji, a odbywające się w pełnej
izbie dyskusje tylko raczej wyjątkowo wpływają na ostateczne głosowanie,
którego wynik bywa często przesądzony już z chwilą, gdy projekt załatwiono
w komisji. Mimo to jednak te sprawy pochłaniają wiele czasu parlamentom,
skutkiem czego zadania kontroli nad rządem schodzą na mniej lub więcej
popularne interpelacje, a główne z tych zadań, odnoszące się do gospodarki
państwowej, wyczerpuje się w dyskusji budżetowej, gdzie chodzi zawsze
o cele polityczne, a sprawa gospodarki państwowej jest tylko środkiem
mającej służyć tym celom. Natomiast nie słychać o podobnych dyskusjach
nad zamknięciami rachunkowymi, które jedne mogą dać dopiero rzeczywisty
obraz gospodarki państwowej. Ten ujemny stan rzeczy łagodzi na Zachodzie
doborowość sił w administracji państwowej, dzięki czemu projekty ustawowe,
opracowywane przez rząd, są pracą fachową, tudzież lepszy dobór wytrawnych
i fachowych sił w samych parlamentach. W Polsce było inaczej i stąd
pierwszy Sejm nie był w stanie podołać swym zadaniom w zakresie władzy
ustawodawczej, a cóż dopiero by móc być suwerenem w państwie! Wynikiem
było to, że w społeczeństwie nie zdobył sobie należnego poważania.
Nie przeszło to bez wpływu. Uchwalając Konstytucję
marcową Sejm nie miał już odwagi narzucić otwarcie swej suwerenności
narodowi. Toteż artykuł 2 konstytucji uznaje, że władza zwierzchnia
w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu, a tylko jego organami
są w zakresie władzy ustawodawczej Sejm i Senat, w zakresie władzy
wykonawczej Prezydent Rzeczypospolitej łącznie z odpowiedzialnymi
Ministrami, a w zakresie wymiaru sprawiedliwości niezawisłe sądy.
Pojęcie suwerenności wymaga w swoim piastunie konkretności, bo inaczej
suweren rozpływa się - biorąc rzecz z prawniczego stanowiska - w pewnej
fikcji. Tak też i w tym wypadku rzeczywistością zostają tylko wymienione
co dopiero organy suwerena. Naczelnik Państwa ma według konstytucji
prawo ogłaszania ustaw, prawo rozwiązania Sejmu za zgodą pewnej kwalifikowanej
liczby członków Senatu, nie jest za czynności urzędowe odpowiedzialny
ani parlamentarnie, ani cywilnie itp.. Sądząc po tym, można by myśleć,
że Sejm zszedł z pierwotnego swego stanowiska suwerenności, a wstąpił
na drogę utrzymania równowagi między piastunami najwyższej władzy
państwowej. Czy tak jest istotnie?
Aby na to odpowiedzieć dość zdać sobie sprawę
z następujących postanowień konstytucji: Rada Ministrów i każdy minister
z osobna muszą ustąpić na żądanie Sejmu. Do rozwiązania Sejmu potrzebuje
Prezydent Rzplitej zgody aż 3/5 ustawowej liczby członków Senatu.
Wreszcie Prezydent Rzplitej jest wybierany przez Sejm i Senat, złączone
w Zgromadzenie Narodowe. Wystarczają one, by zrozumieć, że Sejm, nie
proklamując już otwarcie swojej suwerenności, uczynił to jednak niejako
po cichu, uzależniając od siebie w zupełności rząd. Niebezpieczeństwo
takiego stanu rzeczy występuje dopiero wtedy, gdy mu się przypatrzeć
w świetle postanowień konstytucji o nietykalności poselskiej. Wyjmujemy
z nich tylko jedną kwestię. Według ustępu pierwszego artykułu 21 posłowie
"nie mogą być pociągani do odpowiedzialności za swoją działalność
w Sejmie lub poza Sejmem, wchodzącą w zakres wykonania mandatu poselskiego",
a to "ani w czasie trwania mandatu, ani po jego wygaśnięciu".
W jednym tylko wypadku może poseł odpowiadać za swą działalność zawodową,
jeżeli naruszył prawa osoby trzeciej i o ile Sejm zezwolił na pociągnięcie
go z tego powodu do odpowiedzialności. Wprowadziła więc konstytucja
bardzo ogólnikowe pojęcie działalności poselskiej w wykonywaniu mandatu
poza Sejmem. Wszak da się pod nią podciągnąć niemal każdy czyn posła,
mający charakter publiczny. Nawet podżegacz do zdrady głównej przeciw
państwu będzie tu szukać azylu i na pewno znajdzie obrońców w osobie
przyjaznych sobie interpretatorów politycznych. Te konsekwencje wystąpią
jeszcze jaskrawiej, gdy sobie uprzytomnimy, że przytrzymywanie posła
w razie schwytania na gorącym uczynku może nastąpić tylko wtedy, gdy
chodzi o pospolitą zbrodnię popełnioną nie w wykonywaniu mandatu poselskiego?
Co to znaczy? Że stworzono drugą furtkę: jeżeli się nie da pewnej
działalności o charakterze publicznym podciągnąć pod wykonywanie zawodu,
to w ostateczności może się uda nadać popełnionemu czynowi znamię
polityczne, a wówczas wolno będzie posłowi dalej rozwijać swoją działalność,
choćby ona była wymierzona nawet przeciw państwu.
Trzeba mieć odwagę tym konsekwencjom zaglądnąć
w oczy. Ten sam Sejm, który na przykład postanowieniem artykułu
72 stworzył podstawę może nawet wprost dla pozbawienia władzy
administracyjnej wszelkiego posłuchu dla jej zarządzeń, gdyż dopuścił
odwołanie się stron od karnych orzeczeń władz administracyjnych zapadłych
w drugiej instancji do właściwego sądu, ten sam Sejm posunął się w
artykule 21 do wyjęcia działalności swych członków pod pewnymi
względami spod kontroli sądów, obowiązującej zresztą wszystkich obywateli
państwa. Jest to stworzenie bezkarności, wyniesienie posłów ponad
prawo, a taki stan rzeczy rodzi zawsze swawolę.
Tak więc Sejm, mimo czci złożonej twórcom Konstytucji
3-go Maja, nie poszedł po ich linii, lecz raczej zawrócił na tę drogę,
od której chcieli oni naród odciągnąć. Można nawet zaryzykować twierdzenie,
że w świetle postanowień konstytucji o nietykalności poselskiej Sejm
nie zatrzymał się nawet już tylko na własnej suwerenności, choć tego
na początku konstytucji wyraźnie nie powiedział, ale że zlał pewne
konsekwencje płynące z suwerenności na swoich członków.
Jakież stąd płyną następstwa? Trzeba co do tego
odróżnić dwie możliwości: jedna z nich to wypadek, jeżeli Sejm zdoła
wytworzyć stałą większość i będzie miał w swym łonie talenty polityczne
i silne charaktery, ludzi oceniających zadania Sejmu i własną działalność
ze stanowiska ogólno-państwowego. W takim razie sprawa nie będzie
się przedstawiać groźnie, bo wówczas rząd, oparty o taką większość,
będzie przedstawiał tym samym odpowiednią siłę, a tego rodzaju Sejm
znajdzie środki, by ukrócić nadużywanie przepisów konstytucji o nietykalności
poselskiej. Ale - nie należy bać się tego stwierdzić - ta pierwsza
możliwość może być raczej wyjątkiem, częstszym zjawiskiem może być
raczej coś wprost odwrotnego: Sejm rozbity na liczne partie, nawzajem
się zwalczające, niezdolne do stworzenia trwalszej większości. Do
czego to prowadzi, wiadomo aż nadto dobrze z tragicznych dziejów dawnej,
szlacheckiej Rzeczypospolitej. Jest to prosta droga do bezrządu i
wszystkich jego następstw. Ustrzec państwo przed tą katastrofą może
tylko rząd. Wydać się to może na pierwszy rzut oka dziwnym i sprzecznym
z tym, cośmy poprzednio powiedzieli, charakteryzując odpowiednie postanowienia
marcowej Konstytucji. A jednak tak jest. Już trzyletnie dzieje pierwszego
Sejmu wykazały, że wielogłowy suweren, rozbity na walczące z sobą
stronnictwa, jest bezwładnym, a w tym chaosie pozornie wszechpotężnym
tak długo, dopóki nie spotka się po stronie rządu ze zdecydowaną wolą,
opartą o pewną myśl, o plan i system. Dotąd były to tylko próby, i
to próby cząstkowe i raczej dorywcze, lecz ileż rzuciły one ciekawego
światła na to zagadnienie! O zmianie konstytucji i naprawie jej błędów
należy myśleć i do niej dążyć, ale wiadomo z doświadczeń, że to droga
zwykle daleka, okrężna i żmudna. Zresztą natychmiastowa zmiana mogłaby
być z różnych względów nawet niepożądana. Toteż trzeba zdać sobie
sprawę z problemu na gruncie istniejącego obecnie stanu rzeczy. Z
tego zaś punktu widzenia na rząd spada wielka odpowiedzialność, ale
zarazem i doniosłe zadanie. Rząd w Polsce nie może być rządem biernym,
lecz musi spełniać wciąż swój główny obowiązek: mieć jasny i systematyczny
plan i dążyć konsekwentnie do jego urzeczywistnienia przez nadawanie
kierunku pracom sejmowym. Wówczas bowiem albo rozbity Sejm zdobędzie
się wreszcie na stworzenie większości, zrozumiawszy w końcu swoją
słabszą pozycję, albo w swoim rozbiciu będzie mógł co najwyżej przeszkadzać
i utrudniać, ale nie zdoła unicestwić planowego i systematycznego
wciągania siebie przez rząd w obręb spełniania zadań państwowych.
Konstytucję bowiem pisali ludzie, ale także ludzie mają nadać jej
postanowieniom treść żywotną. Chodzi tylko o to, by to byli ludzie
tęgiego charakteru, jasnej myśli, świadomi celu i kochający nade wszystko
tego jedynego suwerena, którego nosiły i przechowały w swym sercu
cztery pokolenia w latach długiej niewoli, a któremu na imię Ojczyzna!
Tylko bowiem do takich ludzi należy zwycięstwo, a ich zwycięstwo -
to przyszłość wskrzeszonej Polski.
|