Patriotyzm, w takim sensie, w
jakim zadomowił się we współczesnej polszczyźnie, oznacza zarówno postawę
społeczno-polityczną, jak i pewien rodzaj ideologii, w obrębie której występuje
poczucie więzi społecznej, związanej z przywiązaniem do własnej ojczyzny i
własnego narodu. Punktem odniesienia dla definicji tego pojęcia, w której
zwraca się uwagę na to, że nie oznacza on postawy skrajnej i wiąże się z
szacunkiem także dla innych narodów,
wydaje się potoczne rozumienie nacjonalizmu właśnie jako przejawu pojmowania
więzi w sposób skrajny, kojarzony z szowinizmem.
Jakkolwiek o tak zdecydowanym przeciwstawieniu sobie obu pojęć (inaczej niż na
przykład w języku angielskim)
zadecydowała w znacznym stopniu temperatura walk toczonych między wielkimi
obozami politycznymi, w tym w szczególności pojawienie się na politycznej
scenie Narodowej Demokracji – poszukiwanie w jej enuncjacjach przejawów
skrajnego pojmowania więzi narodowej nie jest czynnością tak prostą, jak
mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Dotyczy to nie tylko
wczesnej, „mgławicowej” (żeby użyć sformulowania prof. Romana Wapińskiego) fazy
rozwoju ideologii obozu narodowego, ale także jej fazy dojrzałej, niejako
skodyfikowanej w Myślach nowoczesnego Polaka Romana Dmowskiego. Warto tu
tytułem ilustracji posłużyć się obszernym cytatem, znakomicie wprowadzającym w
istotę sprawy. „Idea narodowa w ścisłym tego słowa znaczeniu i ruchy narodowe –
pisał Dmowski w 1903 r. – są [...] zjawiskiem bardzo świeżym w dziejach Europy.
Interes narodu nie tak dawno zjawia się w polityce na miejsce interesu
dynastii, hierarchii świeckiej lub duchownej i t.d. Jest to skutkiem
nieuchronnym demokratyzacji ustroju politycznego i demokratyzacji kultury czyli
rozszerzenia jej na wszystkie warstwy społeczeństwa. W miarę, jak źródło
organizacji prawno-państwowej przenosi się od panującego do narodu, rządzącego
się przez swych przedstawicieli, w miarę, jak pod wpływem postępu oświaty
wszyscy członkowie społeczeństwa stają się uczestnikami kulturalno-narodowego
życia, jak pod wpływem postępu ekonomiczno-społecznego wzmacnia się spójność i
wzajemne uzależnienie od siebie warstw i jednostek, składających naród, cały
interes publiczny ześrodkowuje się na narodzie, na tej samoistnej organizacji
społecznej, będącej źródłem instytucji politycznych i cywilizacyjnych, twórcą
form życia, od których zależy materialny i moralny dobrobyt jednostki. Stąd
patriotyzm, na który dawniej składało się z jednej strony napół fizjologiczne
przywiązanie do ziemi, do danych warunków przyrodzonych, z drugiej zaś wierność
królowi i przywiązanie do danej organizacji państwowej, w swej formie
nowoczesnej coraz bardziej staje się wyłącznie przywiązaniem do swego
społeczeństwa, do jego kultury, do jego ducha, do jego tradycji, zespoleniem
się z jego interesami, bez względu na jedność lub rozdział polityczny, a nawet
na terytorium”.
Rzecz jasna, wiedząc, że
słowa te wyszły spod pióra przywódcy obozu nacjonalistycznego, łatwo przychodzi
wykazać obecną w nich tendencję do podkreślania znaczenia narodowej więzi, jako
nowoczesnej formy świadomości zbiorowej, przeciwstawianej dawnemu, „na wpół
fizjologicznemu”, przywiązaniu do ziemi, dynastii, organizacji państwowej.
Zastanawiam się jednak, czy wynik tej analizy byłby taki sam, gdyby abstrahować
od autorstwa, a ważyć jedynie słowa. Analizując je, trudno wskazać w nich
elementy wykraczające poza liberalne standardy tamtej epoki. Nie ma w nich
przede wszystkim absolutyzowania narodowej więzi. Jej pojawienie się, wedle
wywodu Dmowskiego, nie wynikało z natury rzeczy, określonej obiektywnym
istnieniem zbiorowości, zdeterminowanej rasowo czy nawet historycznie.
Przeciwnie – zostało przedstawione jako rezultat przemian struktury społecznej
i pochodnych od niej przemian świadomości – w dodatku takich, które wiążą się z
postępami procesów modernizacyjnych na wzór zachodni. Dmowski akcentuje
znaczenie postępu oświaty, poprawy poziomu życia, wzrostu ruchliwości
społecznej, przede wszystkim jednak istnienia (lub nie) struktur politycznych
umożliwiających rządzonym wywieranie wpływu na losy państwa. To, czy państwo
może zostać uznane za własne, determinuje stosunek do niego - w takiej mierze,
w jakiej jego mieszkańcy mogą się z nim identyfikować, winni się poczuwać (lub
nie) do odpowiedzialności wobec niego.
Cały ten wywód w równej mierze był
komentarzem do relacji między obywatelem a państwem w idealizowanej wówczas
przez Dmowskiego Wielkiej Brytanii,
ilustrując jego pogląd na temat pożądanego (idealnego) modelu stosunków w tym
względzie, co odnosił się do szczególnego przypadku polskiego. W warunkach
narodowej niewoli, kiedy państwo było cudze, adresatem aktywności społecznej w
tym większym stopniu powinna być sama, pozbawiona państwa społeczność - naród.
Tę aktywność widziano w
kategoriach obowiązku, uzasadnianego różnie, początkowo najczęściej poprzez próby
wykazania, że stosunek człowieka do macierzystej zbiorowości jest miarą
osiągniętej dojrzałości emocjonalnej i moralnej. Na takiej samej zasadzie,
która każe podtrzymywać rodzinne więzi także wtedy, kiedy człowiek osiągnął
samodzielność i nie wymaga już stałej troski i opieki, powinien on również
dostrzec i zrozumieć, że wiele z tego, co w życiu osiągnął, łącznie z jego
własną formacją intelektualną i duchową, zawdzięcza otaczającemu go
społeczeństwu, wraz z całym właściwym mu zasobem idei i dążeń. Skoro korzystał,
powinien także dawać coś w zamian, wnosząc do ogólnego zasobu wkład własny.
Dostrzeganie przez jednostkę tego rodzaju zależności wraz z wynikającymi z nich
zobowiązaniami jest miarą jej moralnej kultury – lub braku takowej, bo i to się
przecież zdarzało i nadal zdarza. Zgodnie z sarkastyczną uwagą Dmowskiego:
„Pewien stopień inteligencji pozwala człowiekowi zrozumieć, w jakiej mierze
duchowe bogactwo narodu jest podstawą rozwoju jednostki, jak wiele zatem każdy
korzysta z narodowego dobra, odpowiednia zaś dojrzałość moralna zmusza go do
uznania faktu, że korzystając z tych dóbr, a nie dając nic w zamian lub dając
za mało, jest się na łasce swego społeczeństwa, jak żebrak w dobroczynnym
przytułku”.
Za oczywiste
uznać można, że prócz poczucia przyzwoitości i obowiązku, na motywacje ludzkie
wpływać winna również więź emocjonalna. Jej rolę uważano za kluczową, chociaż
problemy związane z tym, w jakiej postaci ma się ona przejawiać i jak dalece
wpływać na zdolność krytycznej oceny własnej zbiorowości – w znacznej mierze
zależały od osobistych preferencji poszczególnych postaci. W opinii Zygmunta
Wasilewskiego w stosunku do własnego narodu nie powinno być miejsca na dystans
emocjonalny: „wyobraźmy sobie – pisał - „racjonalistę”, który patrząc na miłość
dziecka, martwiłby się, że [...] dziecko jest głupie i matkę „ubóstwia”,
podczas gdy obiektywnie biorąc, to pospolita kobieta. Cóż łatwiejszego dla
racjonalisty – szydził - niż drwić z megalomanii kochanka, który w zwykłej
dziewczynie znajduje „skarb”, mówi do niej „aniele” i t.p.; jakże głupi jest
chłopiec ze wsi, który w mieście bogatym kolegom swoim opowiada o swoim domu
niestworzone rzeczy, jako o raju; albo ten dorosły człowiek, który utrzymuje
uparcie, że najpiękniejszym miastem w Polsce jest Włocławek, w którym on się
kształcił!”.
Dmowski w swoich poglądach nie szedł tak daleko. Przede wszystkim nie uważał,
by patriotyzm wyłączał krytykę zbiorowości; w Myślach
nowoczesnego Polaka krytyka współczesnych cech społeczeństwa polskiego
zajmuje wiele miejsca. Jeśli nawet później, już po wojnie, Dmowski skłonny był
oceniać rodaków łagodniej, to też nie rozgrzeszał ich z wszystkiego: krytykując
na przykład za kulturę prawną czy kulturę pracy.
Wyraźniejsza
ewolucja poglądów zaznaczyła się u niego w innej dziedzinie. Pisząc Myśli…
hołdował jeszcze indywidualistycznemu poglądowi, że stosunek do zbiorowości
stanowi kwestię osobistego wyboru, aby nieco
później w dość spektakularnej formie zmienić w tej materii zdanie i zacząć
akcentować znaczenie sfery emocjonalnej. Za podstawę patriotyzmu uznał wówczas
(1905 r.) „niezależny
od woli jednostki związek moralny z narodem, związek sprawiający, że jednostka
zrośnięta przez pokolenia ze swym narodem, w pewnej, szerokiej sferze czynów
nie ma wolnej woli, ale musi być posłuszna woli zbiorowej narodu, wszystkich
jego pokoleń, wyrażającej się w odziedziczonych instynktach. Instynkty te,
silniejsze nad wszelkie rozumowania i panujące częstokroć nad osobistym
instynktem samozachowawczym, gdy nie są znieprawione lub wyrwane z korzeniem,
zmuszają człowieka do działania nie tylko wbrew dekalogowi, ale wbrew sobie
samemu, bo do oddania życia, do poświęcenia droższych od niego rzeczy, gdy idzie
o dobro narodowej całości".
Drastyczność tej opinii, często
przywoływanej w charakterze ilustracji symptomu narastania w poglądach całego
środowiska tendencji skrajnych, wyrażała się przede wszystkim w absolutyzowaniu
narodowej więzi - dodatkowo zaś wzmacniała jej wymowę bojowa retoryka, właściwa
całemu artykułowi, zatytułowanemu Podstawy polityki polskiej i uznanemu
przez autora za bardzo ważny. Był on dołączany do późniejszych kolejnych wydań Myśli
nowoczesnego Polaka. W szczególności sprzeciw czytelnika współczesnego
budzić może słowo „instynkt”, jakkolwiek w tym kontekście, w którym występuje,
nie oznacza ono wiele więcej niż konstatacja, że odczuwanie więzi z
historyczną, ponadpokoleniową wspólnotą ma charakter emocjonalny, a nie wynika
ze świadomego wyboru. Trudno traktować ją jako rewelacyjną, nie tylko z
perspektywy ruchu nacjonalistycznego - w istocie bowiem każda więź
społeczna ma charakter raczej emocjonalny, niż wyspekulowany. To oczywiście nie
znaczy, by człowiek nie próbował swoich wyborów racjonalizować, ale czyni to ex
post, już po podjęciu decyzji. Jakkolwiek w Podstawach polityki polskiej,
inaczej niż w Myślach nowoczesnego Polaka, w analizie relacji
między zbiorowością a jednostką brak akcentów, podkreślających znaczenie etosu
„godnościowego”, mamy tu do czynienia raczej z przeoczeniem autora, niż
zasadniczą zmianą stanowiska – Dmowski uważał bowiem przez całe swoje życie, że
Polska należy do zachodniego kręgu cywilizacyjnego, którego szczególną cechą
jest to, że skupia ludzi wolnych.
Pogląd ten, zgodny z dominującym
wątkiem tradycji narodowej, był podzielany przez całe środowisko. Nie biorąc go
pod uwagę, na ogół skłonni jesteśmy przypisywać poszczególnym enuncjacjom o
wiele bardziej skrajną wymowę. Dotyczy to w szczególności rozmaitych opinii na
temat celowości dyscyplinowania społeczności narodowej, na ogół uzasadnianych
szczególnymi warunkami, w obrębie których funkcjonować musi naród polski (przed
rokiem 1918 przede wszystkim brakiem państwa), niekiedy wszakże wypowiadanych w
kontekście sugerującym bardziej ogólne znaczenie. Wypowiadano je w różnych
okolicznościach na wszystkich szczeblach propagandowego oddziaływania
środowiska, w tym rzecz jasna wagę szczególną miały enuncjacje ścisłego
kierownictwa ruchu. Wypowiadano je w różnych okolicznościach, nieraz w ogniu
walki politycznej, stąd jeśli nawet przyjąć, że wszystkie odzwierciedlały
sposób myślenia, to z pewnością nie wszystkie wyrażały zasadniczy pogląd –
taki, który rzutowałby na stanowisko całego środowiska w sprawach ustrojowych.
W przypadku Dmowskiego pogląd o potrzebie dyscyplinowania społeczności
narodowej
nie kłócił się przed rokiem 1918 z przekonaniem, że właściwą formą
organizowania się opinii publicznej jest system dwupartyjny na wzór angielski;
o wiele bardziej antyliberalnie od niego nastawiony Zygmunt Balicki ideał
„obywatela-żołnierza”
łączył z sympatią dla demokracji szwajcarskiej;
natomiast ostatni spośród trójki najwybitniejszych założycieli ruchu, Jan
Ludwik Popławski, w ogóle nie akceptował zmilitaryzowanej mentalności. „My -
pisał - nie boimy się swobody sądów, nie krępujemy różnicy zdań, a nawet
sposobów działania praktycznego w sprawach politycznych i społecznych; nie
tylko tolerujemy rozmaitość przekonań i poglądów, ale po prostu nie chcemy
wytwarzać stronnictwa zbyt jednolitego”.
Popławski zmarł w 1908 r., ale wyrażane przezeń obiekcje zachowały żywotność.
Także później, również w zmienionych warunkach międzywojennego dwudziestolecia,
endecja nie wytworzyła „zbyt jednolitego” stronnictwa. Zachowała wielonurtowy
charakter, co stanowiło pewien problem dla skrajnie nastawionych, uformowanych
już w zmienionym klimacie politycznym, młodych działaczy. Jeśli chcieli
pozostać w ruchu, musieli się przyzwyczaić do istnienia wewnętrznego
pluralizmu.
Traktując jako zjawisko normalne
różnice poglądów w obrębie społeczności, nie uważano, by mogły one rzutować na
stosunek do potrzeb narodu jako całości. Tu obowiązywała zasada: „Right or
wrong – my country!” „Głębokie poczucie wspólności z narodem, z jego interesami
i dążeniami, nie zależy od tego, czy ojczyzna w danej swej fazie rozwojowej i w
danym położeniu podoba nam się, czyśmy z niej zadowoleni, ale zdolne jest ono
objawiać się z równą siłą we wszelkich warunkach, zarówno względem wolnej
ojczyzny, jak względem będącej w niewoli, czy gdy trzeba, żeby jej bronić, czy
żeby w jej imieniu napadać”.
Jednoznaczną wymowę sugestii, zapisanej we wstępnej części Myśli
nowoczesnego Polaka, osłabiały rozsiane w różnych miejscach książki,
wyrażane w różnej formie zastrzeżenia. Taki charakter miały uszczypliwe uwagi,
kierowane pod adresem „kanalii pedagogicznych”, wypróbowujących na ukraińskich
dzieciach metody praktykowane w szkole rosyjskiej oraz pruskiej, a także kpiny
z publicystów rosyjskich (oraz piszącej w podobnym duchu części cenzurowanej
prasy warszawskiej), wyrażających satysfakcję z powodu rzezi osadników
niemieckich podczas powstania tubylczej ludności w jednej z niemieckich
kolonii. „Jutro – ironizował Dmowski – będą pisali triumfalne artykuły wstępne,
gdy się pociąg wykolei koło Frankfurtu lub most w Kolonii załamie”. Zygmunt Balicki tego
rodzaju obiekcje zamknął w zwięzłym stwierdzeniu, iż: „Podniesiony do wysokości
etycznego sztandaru naród nie staje się przez to celem zdolnym wszystkie środki
uświęcić”.
Warto mieć na uwadze tę myśl – także dlatego, że wypowiedziała ją postać, której
poglądy w obrębie środowiska najbliższe były formule nacjonalizmu integralnego.
Zasadnicze pytanie, które
należy postawić podsumowując refleksje na temat modelu patriotyzmu zawartego w
doktrynie środowiska, dotyczy tego, w jakiej mierze model ów zawierał elementy
nowe – to jest takie, które wykraczałyby poza wcześniejsze wyobrażenia na temat
stosunku jednostki do zbiorowości narodowej, a także różniące się od stanowiska
w tej materii innych środowisk. Tam, gdzie pojawiały się zasadniczej natury
rozbieżności dotyczące hierarchii celów politycznych (jak w przypadku
konserwatywnych ugodowców, środowisk liberalnych – owych „półpolaków” by
sięgnąć do drastycznego języka politycznej konfrontacji – wreszcie socjalistów
barwy „międzynarodowej”), różnice były oczywiście zasadnicze. W pozostałych
jednak wypadkach obraz się komplikuje o tyle, że rzeczywiste różnice -
pomijając niuanse propagandowego obrazu
- trudno wskazać.
Dotyczy
to w szczególności środowisk wchodzących z endecją w przededniu Wielkiej Wojny
w tzw. spór orientacyjny (przede wszystkim postaci oraz ugrupowań związanych z
Piłsudskim). W latach trzydziestych okazję do wyrazistego zaznaczenia różnic
stworzył forsowany przez obóz rządzący program „wychowania państwowego”.
Uroczyście obchodzony przez państwo jubileusz okrągłej,
setnej rocznicy powstania listopadowego, ożywił polemiki wokół oceny romantyzmu
politycznego, w tym polskich dziewiętnastowiecznych powstań
narodowych, a także rzeczywistego wpływu czynu legionowego na zmianę sytuacji
międzynarodowej, która umożliwiła odzyskanie niepodległości. W tym względzie
stanowisko obozu rządzącego, występującego w roli spadkobiercy środowisk
podejmujących walkę zbrojną w czasach niewoli, sprowadzało się do apoteozy tego
rodzaju działalności, przedstawianej konsekwentnie jako jedyna możliwa do
zaakceptowania. Uwikłanie sporów historycznych w bieżący spór polityczny,
którego temperaturę określiło w decydującym stopniu dokonujące się równolegle
zaostrzanie się kursu politycznego, miało daleko idące konsekwencje dla
możliwości prowadzenia merytorycznej dyskusji nad powstaniami, de facto
blokując ją - z czym wiązało się także narzucenie przez obóz
rządzący swojego stanowiska systemowi edukacyjnemu.
Po latach Wojciech Wasiutyński pisał o kulcie
„kolorowego ułana” jako destrukcyjnym składniku polskiego patriotyzmu -
szkodliwym, gdyż zabijającym umiejętność myślenia. Jakkolwiek swoją opinię
formułował pod wrażeniem przebiegu oraz skutków II wojny światowej, była ona
refleksem dawniejszych sporów. Ogólnie rzecz biorąc, heroistycznej wizji
dziejów, zdominowanych przez działalność bohaterów oraz walkę zbrojną, obóz
narodowy starał się przeciwstawić „zdroworozsądkowe” stanowisko, akcentując
znaczenie poczynań odległych od politycznej sfery, ale istotnych w perspektywie
długofalowej. Współcześnie wzorzec tego rodzaju działań wyznaczała tocząca się
„walka o polski kramik” i wyrastające w niej nowe pokolenie Polaków: obrotnych,
znających wartość pieniądza, skutecznie przystosowujących się do zmieniających
się warunków życia. W ocenie irredentystycznej przeszłości środowisko
prezentowało o wiele bardziej jednoznaczne stanowisko, niż na przykład przed
rokiem 1914, generalnie kwestionując racjonalność decyzji nie uwzględniających
położenia międzynarodowego ani stosunku sił, a w swoich skutkach niweczących
(jak w przypadku obu powstań dziewiętnastowiecznych) owoce wcześniejszych prac
nad utrzymaniem kruchego stanu posiadania.
Skrajną postać nadał tej krytyce Jędrzej Giertych w wydanej w roku 1936 (i
skonfiskowanej przez cenzurę) książce – kojarząc pozbawione szans poczynania
spiskowców z podszeptami sił Polsce wrogich: masonerii oraz Żydów, umiejętnie
żerujących na występującej u nas w nadmiarze głupocie i braku wyobraźni.
Poglądy zaprezentowane w Tragizmie losów Polski nie mogły być uważane za
reprezentatywne dla opinii środowiska: abstrahując od głosów krytycznych
historyków zawodowych związanych z obozem narodowym,
swoją wymowę miały krytyczne opinie także w obrębie środowisk wywodzących się z
młodej endecji.
Była ona przecież wyrazem szerszej prawidłowości: produktem zacietrzewienia, a
także swego rodzaju lustrzanym odbiciem nie mniej bezmyślnej apoteozy
irredenty, uprawianej przez państwo.
Najtrudniej
zmierzyć wpływ owych konfrontacji na postawy szerszego elektoratu politycznego
obozu narodowego, w tym młodzieży. Nie popełni się jednak wielkiego błędu,
jeśli zaryzykuje się twierdzenie, że był on niewielki lub zgoła żaden. Młodzież
narodowa wzięła masowy udział z bronią w
ręku i w Powstaniu Warszawskim, i w próbach kontynuowania oporu przeciw
narzuconej władzy po ostatniej wojnie - wpisując się w ten sposób w jeden z
najbardziej tragicznych nurtów polskiej historii. Krytyka irredenty nie przyniosła skutków w
postaci nasilenia się tendencji do kwestionowania sensu podejmowania walki w
sytuacji beznadziejnej. Mimo znacznego zaawansowania stanu i dużej już wiedzy o
działalności obozu narodowego, nie potrafimy wyjaśnić przyczyn takiego stanu
rzeczy – nie można wszakże wykluczyć i takiej
ewentualności, że ujawniane w toku walk politycznych różnice nie sięgały tak
głęboko, jakby wskazywała utrzymana w konfrontacyjnej konwencji retoryka
wystąpień.
Tę samą uwagę odnieść można także
do bardziej zasadniczego – z perspektywy międzywojennego dwudziestolecia –
dylematu, wyrażającego się w przeciwstawieniu pojęć „państwa” i „narodu”. W
powszechnym przekonaniu spór „państwo czy naród” był przejawem starcia dwóch
przeciwstawnych filozofii politycznych: po jednej stronie politycznej barykady
stanąć mieli rzecznicy państwa obywatelskiego, po drugiej narodowego. Istotnie,
jeśli wziąć pod uwagę propagandowe enuncjacje, trudno wątpić, ze skala
rozbieżności miała charakter zasadniczy. Problem wygląda jednak nieco inaczej,
jeśli przedmiotem analizy uczynić nie deklaracje, ale konkretne posunięcia
polityczne. Tu już nie chodzi tylko o to, że spektakularna porażka rzeczników
„narodowej” polityki w maju 1926 roku nie zmieniła w sposób zasadniczy stanowiska
państwa na odcinku polityki wobec mniejszości. Równie istotne wydają się
symptomy prowadzenia przez obóz narodowy działań dyktowanych logiką asymilacji
państwowej, a nie narodowej. W swoim czasie zwrócił na to uwagę Andrzej
Chojnowski,
analizując stanowisko elit politycznych wobec ustaw językowych w 1924 r.;
całkiem zaś niedawno przypomniał Mieczysław Sobczak, zestawiając informacje na
temat rokowań czołowych postaci z kierownictwa Związku Ludowo-Narodowego z
przedstawicielami Koła Żydowskiego. Uważna lektura publicystyki środowiska
mogłaby zresztą wskazać na charakterystyczne akcenty, dowodzące jeśli nie
łagodzenia nacjonalizmu, to przynajmniej skłonności do operowania kategorią
narodu państwowego, a nie pojmowanego w kategoriach kulturowych. Zaznaczały się
one dość silnie w twórczości Stanisława Grabskiego, który również podjął
bardziej zasadniczej natury polemikę z hasłem „Polski dla Polaków”,
przeciwstawiając mu własne: „Polacy dla Polski”. Nie był on wszakże wyjątkiem,
dokonany zaś przez niego wybór – inaczej, niż po latach sam sugerował - nie
wiązał się z pogłębiającym się rozbratem z macierzystym środowiskiem. Kategorią
narodu państwowego operował przede wszystkim sam Dmowski - przemawiając
publicznie, czynił to w sposób odległy od retoryki „Polski dla Polaków” – a odnosi się to także do
innych bliskich mu działaczy, np. Joachima Bartoszewicza, później prezesa
Stronnictwa Narodowego.
Wiele czynników złożyło się na to,
że tego rodzaju, umiarkowane w swojej wymowie enuncjacje, nie określiły
retoryki publicznych wystąpień środowiska, nadto w miarę upływu czasu
zaznaczały się one coraz słabiej. Utrzymujący się po konfrontacji czasów
Wielkiej Wojny oraz walk o granice klimat narodowościowej polaryzacji sprzyjał
usztywnianiu postaw i akcentowaniu znaczenia więzi etnicznej; w tym samym też
kierunku oddziaływał nacisk politycznego elektoratu, dla którego różnice
językowe stanowiły wymierny, bo zrozumiały, wyraz narodowej odrębności. Na to
nakładały się oczekiwania, że w odrodzonym państwie język polski osiągnie
status podobny do tego, jaki miał język niemiecki w państwie pruskim, czy
rosyjski w państwie carów. Czynnikiem decydującym była jednak zaostrzająca się
walka polityczna wraz z nasilającą się tendencją do ideologizowania sporu; po
przewrocie majowym zaś związana także ze zmianą charakteru państwa i ogólnym
pogłębianiem się podziałów oraz dystansów związanych ze sprawowaniem władzy. O ile przed 1926 roku,
wobec wielonurtowego charakteru rywalizujących obozów, linia dzieląca
entuzjastów „narodu” z jednej strony, a „państwa” z drugiej, zarysowana zresztą
dość słabo, rozciągała się niejako w poprzek każdego z wielkich obozów; to po
przewrocie i zaznaczyła się ona silniej, i w większym niż wcześniej stopniu
zaczęła pokrywać z podziałem na obóz narodowy i obóz rządzący. Z jedną tylko
poprawką: że podział ten przedstawiał się w miarę klarownie jedynie na odcinku
wypowiadanych publicznie opinii na temat polityki narodowościowej. Równolegle
jednak spór „naród” – „państwo” dotyczył także modelu władzy, sprawowanej bądź
przez czynnik społeczny („naród” wedle rozumienia tego pojęcia zawartego w
konstytucji marcowej), bądź suwerennie określającą potrzeby państwa grupę
rządzącą. W miarę, jak powiększał się krąg przeciwników reżimu, rósł także krąg
obrońców „narodu”, akcentujących walory obywatelskiej inicjatywy – także wśród
środowisk programowo dystansujących się od nacjonalizmu. Trwało to wszakże do czasu,
kiedy to mocniej zaznaczyły się skutki impasu, wywołanego trwałym odsunięciem
stronnictw od wpływu na władzę. Taka sytuacja w sposób naturalny generowała
skłonność do silnie zideologizowanego postrzegania rzeczywistości. W warunkach
zaostrzającego się kursu politycznego od umiejętności utrzymania wyrazistego
wizerunku, z czym się wiązało operowanie czytelnymi, łatwo rozpoznawalnymi
hasłami, zależało utrzymanie wpływu na elektorat polityczny - a co za tym idzie
przetrwanie.
Uwikłanie
sporu „państwo” – „naród” w walkę o władzę toczoną przez głównych aktorów
politycznej sceny, wywarło zasadniczy wpływ na jego kształt, dynamikę, a także
przesądziło o stanowisku zajmowanym przez poszczególne środowiska i postacie.
Rywalizacja, walka, z natury rzeczy sprzyja ideowej polaryzacji, pociągając za
sobą i zaostrzanie stanowiska, i próby jego powiązania określoną filozofią polityczną,
koniecznie odmienną od tej, którą reprezentuje rywal – bez względu na to, że
poczynania praktyczne, tam gdzie można je porównywać, niekoniecznie aż tak
bardzo różnią się od siebie. Dotyczy to także ewolucji postulowanego modelu
wychowawczego. Poglądy uznanego w początkach lat dwudziestych autorytetu endeckiego
w dziedzinie wychowania młodzieży, Lucjana Zarzeckiego, na temat potrzeby
wychowania „godnego” obywatela, publicystyczne sprzeciwy wobec dominującego w
szkołach drylu wychowawczego, wyrabiającego posłuszeństwo ze szkodą dla rozwoju
osobowości, protesty wobec rozpowszechnionej w rodzinach praktyki karania
dzieci biciem -
wszystkie te przejawy zainteresowania liberalnymi koncepcjami wychowawczymi
mogły funkcjonować w korzystnym dla siebie klimacie związanym z ewolucją
środowiska w kierunku liberalnym. Przebiegała ona powoli, z wyraźnymi oporami,
po czym ostatecznie załamała się. Przesądziły o tym wszakże nie tyle czynniki
natury wewnętrznej, związane bądź ze szczególnymi cechami nacjonalizmu jako doktryny,
bądź upodobaniami poszczególnych działaczy – ale zasadnicza zmiana warunków
działania politycznego, spowodowana przewrotem majowym i jego konsekwencjami.
Rezultatem był spektakularny odwrót środowiska od „liberalizmu” nie tylko w
sferze werbalnej, ale także w dziedzinie kreowanych wzorców osobowych.
Posługując się językiem ówczesnej publicystyki politycznej, bardziej cenna od
„wytrawności gęby” stała się „dzielność”, kojarzona nie tylko z determinacją i
odwagą, ale także sprawnością fizyczną – konieczną w sytuacji, w której
rywalizacja i walka coraz częściej przybierały charakter bezpośrednich starć.
Ożywiło to w obrębie środowiska pragnienie wypracowania własnego wariantu typu
„żołnierskiego” – nie odbiegającego w istotnym stopniu od podobnych fascynacji
w obrębie obozu rządzącego.