Zanim odpowiem
na pytanie, jaka jest moim zdaniem duchowość polska, muszę wyjaśnić,
co przez duchowość rozumiem. Duch
jest tym, co w człowieku nie podlega prawom natury, jest w stosunku
do niej suwerenne, a zatem działając w sposób wolny - samo w sobie
dokonujące wyborów i za wybory te odpowiedzialne.
Tak rozumiany duch jest oczywiście czymś różnym od psychiki,
która - jak wielokrotnie miano się już możność przekonać - wpisana
jest w porządek natury, podlega jej prawom i może stać się z tej
racji przedmiotem przyrodniczych badań.
Stare w filozofii rozróżnienie na ducha i duszę nie tylko
nie straciło w obecnych czasach ważności, ale stało się jeszcze
bardziej oczywiste wobec sukcesów nauki w przedmiotowym opisie ludzkiego
ciała i psychiki.
Wydaje mi się, że duch jest w człowieku
tym, o czym przede wszystkim mówi religia. Gdyby, jak chcą naturaliści, duch nie istniał, a człowiek posiadał
jedynie duszę, religia, a już z całą pewnością religia chrześcijańska,
straciłaby sens. Bo sens
religii wyraża się w wolnym czynie człowieka wybierającego między
wezwaniem, które mu zsyła Bóg, a biernym poddaniem się naturze.
Gdy myślę o duchowości polskiej, nie
mogę oczywiście zapomnieć o tym, że duchowość jest czymś uniwersalnym
i w istocie swojej tym samym dla wszystkich ludzi, a więc i dla
wszystkich narodów. Pytanie
o duchowość polską będzie więc dla mnie raczej pytaniem o świadomość
metafizycznej wolności i związanej z nią odpowiedzialności, a także
pytaniem o kształt, jaki praca ducha wyrzeźbiła w polskiej materii.
Świadomość wolności jest wszak niezbędna dla pracy ducha,
kształt ludzki jest tej pracy dziełem.
Sądzę, że świadomość wolności jest w Polakach silnie obecna
i że kształt polski jest piękny.
Polski kształt - to człowiek prawy, człowiek, który uporczywym
wysiłkiem woli skierowanej ku dobru, w nieustannej walce z własnymi
złymi skłonnościami nagromadził kapitał duchowy, który niełatwo
wyczerpać. Nie chcę popadać
w mitomanię i twierdzić, że Polacy, w przeciwieństwie do innych
narodów, to ludzie cnotliwi, uważam jedynie, że taki jest polski
ideał rozwiniętej duchowości.
Polacy posiadają przeświadczenie, że
życie duchowe w istocie swojej jest praktyczne. Dlatego nie mają skłonności do zawiłych spekulacji teologicznych. Ich znajomość Biblii bywa powierzchowna, ich
piśmiennictwo religijne jest sporadyczne i na ogół niesamodzielne. Bywają z tej racji posądzani o brak instynktu
metafizycznego. Nie wiem
jednak, czy słusznie. Nie
wierzą oni wprawdzie w możliwość intelektualnego poszukiwania Boga,
ale głoszą przecież konieczność czynu kierowanego religijną intuicją.
Może interesujące będzie porównanie duchowości
polskiej z całkowicie jej obcą duchowością Dostojewskiego. Osobiste zetknięcie Dostojewskiego z Polakami nastąpiło
w carskiej katordze. Dostojewski pisze o przebywających
tam Polakach z szacunkiem pomieszanym z niechęcią. Dostojewski Polaków nie rozumie
i, jak widać z jego zapisków, zrozumieć nie jest w stanie. Duchowość Dostojewskiego jest intelektualna.
Jego bohaterowie chętnie i w każdym miejscu wszczynają rozmowy
o Bogu. Są przesyceni metafizyką.
Jednak z metafizyki tej praktycznie niewiele wynika.
Nie wpływa ona na ich postępowanie.
Na przemian szlachetni i nikczemni wiecznie eksperymentują
na granicy dobra i zła, tyleż cofając się, co posuwając naprzód. Nie ma w nich tej systematyczności w poszukiwaniu Boga, która buduje
człowieka, a możliwa jest jedynie wówczas, gdy zawierzy on bardziej
intuicji etycznej niż intelektowi.
Są przepełnieni rozpaczą - rozpaczą intelektu, który w poszukiwaniu
absolutu usiłuje przekroczyć własne granice.
Ich klęski moralne są klęskami pychy.
Wydaje im się, że można próbować wznieść się myślą do Boga. Zapominają, że człowiek, jeśli wznosi się do
góry, to nie dzięki intelektualnej szamotaninie z samym sobą, lecz
w nieustannym napięciu woli przezwyciężającej naturalne i często
złe instynkty. Kiedy bohaterowie
Dostojewskiego są dobrzy, są
dobrzy nie wbrew sobie, ale tą dobrocią, której nie cenił Kant - dobrocią naturalną i
instynktowną. Dlatego święci
Dostojewskiego są na ogół głupkami,
a inteligent może być jedynie szalejącym w samotnej rozpaczy demonem.
Cenić religijność Dostojewskiego bardziej niż
religijność polską można jedynie wówczas, gdy fetyszyzuje się inteligencję,
co łacno prowadzić może do przeświadczenia, że rozszalały bies stoi
duchowo wyżej od człowieka prostego a prawego; przeświadczenia całkowicie
sprzecznego z Ewangelią.
Korzystny klimat dla rozwoju duchowości
stwarza polski indywidualizm. Indywidualizm
nie pozwala na kreowanie fałszywego podmiotu, jakim jest zbiorowość,
i tym samym umożliwia uniknięcie szeregu bałwochwalstw. W czasach ciężkich, w których religia jest
tępiona, dzięki indywidualizmowi można zachować sporą przestrzeń,
w której jest miejsce na przechowanie kaganka wiary.
Inną cechą Polaków korzystną dla rozwoju duchowości jest
odporność na wiązanie dobra z sukcesem.
Bóg zesłał nam wiele okazji do nabycia tej odporności tak
niezbędnej dla wiary.
Czy kształt polski, o którym piszę, rzeczywiście
żyje w Polakach? Sądzę,
że w wysokim stopniu tak. Postronni
świadkowie, którzy stykali się z Polakami w trudnych sytuacjach
egzystencjalnych, twierdzą, że potrafią się oni zdobyć na wyjątkowy
hart, wyjątkową odwagę i solidarność.
Czy to w niemieckich obozach jenieckich, czy to w innych
miejscach, w których wspólne cierpienie połączyło Polaków z innymi
ludźmi, nie mieliśmy powodów do wstydu.
Nie sądzę, aby całkiem współcześnie wiele
się tu zmieniło. Charakterystyczna
wydaje mi się osoba Stefana Kisielewskiego. Szczerze mówiąc, nie zawsze zachwycają mnie
płody intelektu Kisiela, uważam, że bywa w swoim
pisaniu lekkomyślny, że czasem w analizach brak mu powagi. Ale Kisiel jest poważny w sprawach
ducha. Wszystko wyszydza,
zawsze wątpi, ale ma jakiegoś dajmoniona, którego słucha. Kisiel jest takim polskim współczesnym
Sokratesem.
Pisałem, że sednem polskości i w ogóle
każdej religijności jest doświadczenie metafizycznej wolności -
wolności wyboru między wartościami naturalnymi i nadnaturalnymi. Gdy to doświadczenie nie istnieje, znika religijność. Dlatego poczucie wolności jest tą delikatną
rośliną, którą najbardziej należy pielęgnować i chronić, aby wiara
nie zamarła. Dlatego należy
przeciwstawiać się wszelkim przedmiotowym koncepcjom człowieka,
koncepcjom, w których nie ma miejsca na wolność.
Najgroźniejsze z nich to pewne doktryny społeczno-polityczne,
a także myślenie, które indukuje nauka.
Wskutek działania nauki narasta przekonanie, że człowiek
jest maszyną w pełni podlegającą prawom natury. Myślenie to zakorzeniło się tak głęboko, że
nawet ludzie usiłujący się mu przeciwstawić wpadają często nieświadomie
w jego zdradliwe tory. Tak
dzieje się na przykład u Miłosza, który walcząc z nauką,
proponuje stare zabobony na miejsce naukowych. Nauka jest jednak zbyt wielkim wyzwaniem dla ludzkości, aby można
ją było po prostu odrzucić. Wierność
prawdzie zobowiązuje nas do trzeźwego patrzenia na gruzy, które
nauka pozostawiła na tym miejscu, gdzie istniał kiedyś świat starych
religijnych wyobrażeń. Z
tego świata można będzie ocalić tylko to, co święte i trwałe.
Resztę należy odrzucić jako zbędny balast. W tej trudnej sytuacji polska religijność jest dla nas silnym oparciem.
Kultywuje ona to, co jest istotą Ewangelii - czyn człowieka
wolnego, suwerennego w stosunku do natury i poza naturą szukającego
Boga. Zaleca budowanie ducha
ludzkiego z wolności swej korzystającego poprzez czyny, które go
kreują. Takiej religii nauka
nie może zaszkodzić. Nie
daje wszak nauka recept na to, co robić, i zdatna jest jedynie do
opisu. Przestrzeń czynu wymyka się jej zachłannym
pazurom, co więcej - ona sama zostaje ogarnięta wolnym czynem uczonego
szukającego prawdy.
1978