W większości
publikacji dotyczących liberalizmu polskiego ich autorzy zwracają
uwagę na niedorozwój tegoż nurtu polskiej myśli politycznej, co
częstokroć wynika z nad wyraz pobieżnej analizy tego zjawiska. Gdyby
przyjąć kryteria i wyznaczniki właściwe liberalizmowi zachodnioeuropejskiego
istotnie spotkanie z polskim liberalizmem musi wieść do rozczarowania
i nostalgii. Aby nie być gołosłownym, proszę spróbować przeanalizować
polski liberalizm przez pryzmat umowy społecznej. I cóż? Okaże się
polscy myśliciele okazują się całkowicie tę kwestię w swej refleksji
pomijać, a nawet tak jak w wypadku liberałów galicyjskich, przyjmować
wobec umowy stanowisko negatywne i zdecydowanie krytyczne. Czy zatem
w historii polskich doktryn brak miejsca dla "liberalizmu integralnego"?
Refleksja
nad liberalizmem, a zwłaszcza o liberalizmem polskim musi zawierać,
o czym częstokroć się zapomina, badanie kontekstów poza politycznych
wśród których szczególne miejsce zajmuje literatura. Sprowadzenie
liberalizmu wyłącznie do kwestii politycznych i ekonomicznych (leseferyzmu)
musi prowadzić do zubożenia namysłu nad tym problemem, a w efekcie
do niemożności stanu współczesnego liberalizmu oraz tak zwanej liberalnej
demokracji. W swym referacie będę starał się wykazać bliskie związki
literatury z myślą polityczną, a zwłaszcza zaznaczyć wspólne uwarunkowania
dla powieści i doktryn tworzonych w dwóch różnych klimatach politycznych
i intelektualnych. Klimacie Galicji i Kongresówki.
* * *
Wpływ romantyzmu
na polską myśl liberalną drugiej połowy dziewiętnastego wieku jest
trudny do przecenienia. Zwłaszcza jeśli swój wzrok zwrócimy ku Królestwu
Galicji i Lodomerii, ku tworzącym tu i działającym demoliberałom,
w ich to właśnie szeregach szczególnym mirem cieszył się Juliusz
Słowacki. Jego twórczość była w okresie po powstaniu styczniowym
miernikiem radykalizmu - bardziej umiarkowani preferowali A.Mickiewicza,
konserwatyści zaś zapatrzeni byli w "Nieboską komedię" Z.Krasińskiego.
Kim byli miłośnicy Słowackiego, a zarazem liberałowie?
Za
moment właściwego ukształtowania się ugrupowanie liberalnego
uważa się założenie w 1882 w Krakowie dziennika "Reforma".
Jesienią 1882 zmienił on
nazwę na "Nowa Reforma". Wśród
bliskich współpracowników Romanowicza i założycieli "Nowej
Reformy" wymienić należy: Mieczysława Pawlikowskiego, Adama Asnyka,
Michała Konopińskiego. Wspólne wydawanie dziennika pozwoliło na
polaryzację poglądów grona redakcyjnego i skupianie wokół
niego coraz to większej grupy zwolenników politycznych. W
ciągu następnych
lat w orbitę wpływów "Nowej Reformy" i Tadeusza Romanowicza wejdą tacy
politycy jak: Ferdynand Weigel, Tadeusz Rutowski, Stanisław Szczepanowski, Otto Hausner, Ludwik
Wolski, Jan Rotter, Teofil Merunowicz,
August Sokołowski,
dr Karol Lewakowski, Vaihinger, Konstanty
Srokowski, Adam Doboszyński. Warto wspomnieć również o członkach
i współpracownikach redakcji wśród,
których odnaleźć możemy nazwiska
min: Gabrieli Zapolskiej, Piotra Chmielowski, Adama
Grzymały - Siedleckiego. W bliskich kontaktach z "Nową Reformą"
byli także Michał Bałucki i Stanisław
Wyspiański (kandydował w wyborach do Rady Krakowa z listy demokratycznej).
Dla
liberałów wartościami nadrzędnymi
były: wolność jednostki-obywatela
oraz wolność narodu. Cały
gmach doktryny ekonomicznej i
politycznej został wzniesiony
na tym właśnie fundamencie. Wolność
narodu była to
wartość, dla której wielu z grona skupionego
wokół "Nowej Reformy" poświęciło dużą część życia
biorąc udział w powstaniu styczniowym,
odsiadując wieloletnie wyroki w więzieniach austriackich i rosyjskich,
spędzając długie lata na zsyłce w głębi Syberii. Dla tej kategorii ludzi,
która nie była w stanie,
mimo wielu cierpień,
wyrzec się swych młodzieńczych ideałów, propagowanie
przez stańczyków haseł z Teki
było policzkiem wymierzonym nie tylko im samym, ale wielu bezimiennym poległym w
powstaniach narodowych. Nie można było uznać
utraty niepodległości jako wyniku grzechu anarchii - bo jak pisał A.Sokołowski, Polska upadła wtedy, gdy zaczynała stawać się
silną. Trudno było również liberałom
uwierzyć w tezę
wskazującą na Opatrzność jako czynnik sprawczy rozbiorów.
Historiozofię
stańczyków interpretowali jako parawan dla szerzenia
konformizmu i lojalizmu
wobec zaborców. Jako próbę udzielenia sobie publicznego rozgrzeszenia
z bliskiej współpracy z rządem austriackim, z czerpania wysokich dywidend
z zajmowanych stanowisk.
Celem
zasadniczym dla liberałów
było odzyskanie niepodległości państwowej i ta teza miała
być dla nich
fundamentalną. Niepodległość była, wg liberałów celem, do którego
zawsze należy dążyć i zawsze się do niego przyznawać,
choćby nas
najrozsądniej na pozór
wyglądającymi doktrynami próbowano
odwieść od tego... Owszem, dyskusji mogły podlegać środki prowadzące
do niej. Nie wykluczali drogi walki zbrojnej, uznawali jednak
za najbardziej
właściwą w swych czasach drogę pokojową - wymuszanie na zaborcy drogą presji i nacisków
coraz szerszej autonomii i niezależności politycznej.
Nie
do pomyślenia
w ich mniemaniu było kultywowanie tradycji narodowych z zanegowaniem możliwości
odzyskania niepodległości
i trwałego wiązania
się z dworem habsburskim. Naród,
według nich, o
tyle jest narodem, o ile
w jego świadomości istnieje
i żywą jest idea niepodległości - bez tego naród traci swą odrębność,
zatraca się w obcym dla niego żywiole narodowym.
Wolność
narodu była, wg liberałów, najlepszą
rękojmią wolności jednostkowej, bo tylko
wtedy rozwój obywatela nie mógł napotykać na sztuczne
bariery tworzone przez obcego
prawodawcę, częstokroć nie rozumiejącego
mentalności narodowej.
Tylko wtedy rozwój
ekonomiczny narodu nie jest podporządkowany celom leżącym poza
nim samym, a doskonalenie duchowe nie jest narażone na prądy "kosmopolityczne".
* * *
Jednym
z promotorów idei skupienia "sił postępu" był Sewer Maciejowski. Działał w tym kierunku nie tylko na niwie organizacyjnej
lecz również publicystycznej i literackiej. Jego powieści miały
w istocie rzeczy pełnić rolę inspirującą - kreślił w nich sylwetki
postaci mających spełnić rolę wzorców osobowych dla przyszłych działaczy
społecznych i politycznych. Jedną z powieści, w której Sewer w sposób
jasny i klarowny opisał postać "szczerego demokraty" i liberała
były Słowa a czyny. Sewer
rozpoczął pisać te powieść w 1887 r., a opublikowana została w 1889
r. w warszawskim "Bluszczu".
Głównym bohaterem opowieści Sewera
jest Karol Radwan stary szlachcic,
lecz młody człowiek, sierota, wychowany w Warszawie przez stryja,
po ukończeniu uniwersytetu odziedziczył po nim dobrą wioskę i osiadł,
sam nie wiedząc, jak to się stało, w Galicji. W tej tak krótkiej nocie odnaleźć można kilka
cennych wskazówek, wśród których na plan pierwszy wysuwa się kwestia
szlachectwa. Karol jest po prostu szlachcicem, co w rzeczywistości
galicyjskiej nie stanowiło bynajmniej ujmy. Dlaczego o tym wzmianukuję
- bowiem jeśli na chwilę przeniesiemy się do Kongresówki, to okaże
się w tym samym czasie posiadanie z dziada-pradziada nobilitacji
wcale nie ułatwiało postaci jej marszu do powieściowych ról pozytywnych,
a zwłaszcza pierwszoplanowych. Wszyscy pamiętamy perypetie Wokulskiego
związane z jego dążeniem do awansu. Chociaż wylegitymowanie się ze szlachectwa nie było
rzeczą trudną. W maju roku zeszłego Wokulski wziął się do tej sprawy,
(...), że już w grudniu miał dyplom. Z majątkiem było znacznie trudniej,
w tym przecie dopomógł mu los. Dla narracji galicyjskiej sprawą niejako drugorzędną
był zarówno dyplom jak i majątek. O wiele cenniejszą kwestią wymagającą
rozpatrzenia była analiza bieżących stosunków politycznych niźli
śledzenie drogi parweniusza na salony. Owszem w Galicji istniały
dwa światy, lecz kryterium podziału nie była nobilitacja ale sposób
myślenia i działania.
Karol Radwan był trzydziestoletnim mężczyzna
szczupłej budowy, lecz dobrze wygimnastykowany. (...). Na śniadawej
twarzy okolonej złotawym zarostem, widać było nieustanną pracę myśli
i walkę namiętności. Bladoniebieskie jego oczy, czoło szerokie,
przedzielone na dwie połowy tajemniczą kreską, usta wydatne i prosty
duży nos..., wszystko to przedstawiało dziwną mieszaninę marzycielstwa,
zapału i energii. Włosy blond, rozrzucone w artystycznym
nieładzie. Lubił mówić i rozprawiać, gdy mu się do tego sposobność
nadarzyła.
Dla Bolesława Prusa wygląd jego bohatera
odgrywał równie istotną rolę, lecz z jakże inną postacią mamy do
czynienia. Wokulski do przystojnych, czy pięknych nie należał, wręcz
przeciwnie. W ocenie Izabeli Wokulski miał wygląd gbura, zaś panny Florentyny elegancki on nie był, ale
robił wrażenie, na co Izabela dodaje: Pnia
z czerwonymi rękoma. Posąg tryumfującego gladiatora. (...). Twarz
surowa, nawet dzika, (ale piękna). Jak możemy z łatwością zauważyć tak ważne walory
liberała jak sprawność fizyczna (nabyta poprzez trening, bieganie,
grę w piłkę) dla środowiska Kongresówki były nieistotne.
Galicyjski
liberał przywiązywał wielką wagę do miejsca w którym mieszkał. Dom, umeblowanie całe, otoczenie miały cechę
przede wszystkim szyku warszawskiego. Sprzęty, książki, dzienniki...
- przypominały żywo Królestwo, Warszawę, nawet Paryż, lecz nic z
Wiednia... Dla Prusa ważnym było jak mieszkali, ci którzy
otaczali Wokulskiego - sam zaś Wokulski domostwa swego nie posiadał.
Jeśli już to miał miejsce, w którym mógł przenocować.
Obydwaj
bohaterowie tak Radwan, jak i Wokulski nie mogli uznać się za ludzi
szczęśliwych. Jednakowoż jakże diametralnie różnymi były powody.
Sewer ustami Radwana stwierdzał:
"Nie było szczęścia w domu, bo nie było w ojczyźnie"
(A.Mickiewicz, Konrad Wallenrod) tłumaczy mnie stary wajedolta...
Lecz u nas w Galicji mówi się i myśli się o zwężonej ojczyźnie,
zaściankowej, drzemiącej pod płaszczem Habsburgów. Gdyby się przynajmniej
tuczyła. Lecz drzemie biedaczka na głodno i chłodno. Wokulski zaś był istotą nieszczęśliwie zakochany.
Szukał ucieczki, a to na dalekich Bałkanach, a to snując plany związane
z ewentualnym oddaniem się karierze naukowo-badawczej.
Istotne w objaśnieniu
postaw dwóch bohaterów jest rodzaj lektury jaką się otaczali. Kontakt
Wokulskiego z literaturą praktycznie rzecz biorąc nie wykroczył
poza lekturę szkolną (gimnazjalną). Domyślać się jedynie możemy, że wieku dojrzałym
sięgał po literaturę naukową na co wskazywała bliska współpraca
doktorem Schumanem. Poddany C.K. Austro-Węgier chętniej sięgał po
książkę i jak się wydaje czynił to na co dzień. Na jego biurku leżały:
"Prawda" obok "Przeglądu Tygodniowego", "Ateneum" obok "Kuriera
Lwowskiego", ilustracje warszawskie i gazety rolnicze. Francuska
literatura reprezentowana przez Zolę, Maupassanta, polska przez
Orzeszkową, Jeża, Prusa.... świat zupełnie nieznany Adamowi (arystokracie). W Galicji arystokrata mógł nie czytać, natomiast
w Kongresówce repertuar Radwana wyczerpywany był zainteresowaniami
Izabeli Łęckiej, która siedząc w swym gabinecie czytała min. najnowszą
powieść Zoli Une page d'amour,
u której na stoliku leżał Szekspir,
Dante, album europejskich znakomitości, tudzież kilka pism.
Człowiek postępu w Galicji sięgał po literaturę
symbolizującą w Kongresówce warstwę arystokracji. Dla człowieka
postępu w Kongesówce wyznacznikiem była lektura z zakresu nauk ścisłych
w tym również socjologii w wydaniu Darwina oraz historii w interpretacji
T.Bucle'a. Zatem dobór lektury był wynikiem jej utylitarnej warstwy.
Tym bardziej
musi zastanawiać, że Wokulski tak mocno tkwiący w klimacie nauk
pozytywnych motywowany był w swych działaniach nieszczęśliwą miłością.
Natomiast ten, który zaczytywał się najnowszej literaturze europejskiej
sprawy prywatne traktował jako całkowicie drugorzędne. Dla Radwana
bowiem czynnikiem generującym jego działalność były jego prywatne
ambicje. Jak stwierdzał: bez tej przyprawy nic, albo bardzo mało dzieje się rzeczy na świecie. Gdyby,
przepraszam, pański ojciec
[tu zwrócił się do majętnego arystokraty Adama - przyp.
W.B.] nie miał ambicji, pan nie byłbyś dziedzicem milionowego majątku. Co do
mnie, dziękuję Bogu że ją mam. Gdybym nie miał, niezawodnie zostałbym
niedołęgą, mazgajem, może półidiotą. Dla Wokulskiego prywatne ambicje to pozyskać
sobie przychylność ukochanej kobiety, a w chwilach słabości wynikających
z odtrącenia udzielenia wsparcia przypadkowo napotkanym osobom,
wśród których odnaleźć możemy ludzi ubogich, ale niekiedy również
szalonych swym geniuszem.
Dla Radwana realizować swe ambicje
oznaczało rzucenie się w wir działalności gospodarczej i społecznej.
Moim obowiązkiem - jak mówił - jest podnosić
kulturę i bogactwo kraju....W czynnościach naszych myśl o obowiązku
i kraju uszlachetnia nas. Największy egoista, robiąc wszystko li
tylko dla siebie, mimo to częścią, czasem połową, dzieli się z krajem
i społeczeństwem, a nie ma tej przyjemności, jaką daje właśnie owa
świadomość. Proste codzienne indywidualne czynności miały
wedle niego proste przełożenie na dobrobyt ogółu, czy tego chcemy,
czy nie pozostawiamy po sobie trwały ślad. Oczywiście ideałem byłoby,
gdyby wszyscy, tak jak on rozumieli poczucie obowiązku. On bowiem
posiadał odziedziczony kawał
ziemi jeszcze nie podniesiony do tego stopnia w kulturze, aby można
było odpoczywać. Na dowód błota, które powinny i muszą być zmienione
w łąki. A zatem praca. Jakże odmiennie traktuje sprawę
codziennej krzątaniny Wokulski.
Nad wyraz zaskakującym jest jego stosunek do szarej pracy
kupca, szczególnie widać to w porównaniu dzieła którego on dokonał
(handlując bronią zdobył wieli kapitał) z pracą kilku pokoleń Minclów:
Sam jeden przez pół roku zarobiłem
dziesięć razy więcej, aniżeli dwa pokolenia Minclów przez pół wieku.
(...). Wolę obawiać się bankructwa i śmierci, aniżeli wdzięczyć
się do tych, którzy kupią u mnie parasol, albo padać do nóg tym,
którzy w moim sklepie raczą zaopatrywać się waterklozety. Mimo tak negatywnego stosunku do bogacenia
się (który jest mimo wszystko może
zaskakiwać bo raczej bliższe powinno być arystokracji rodowej)
Wokulski na co dzień jest mimo wszystko człowiekiem biznesu. Ma
wiele wątpliwości, poszukuje nowych dróg - jednakwoż ciągle trudni
się kupiectwem.
W psychice
warszawskiego pozytywisty tkwiło silne uprzedzenie wobec szlachty
polskiej, która dlań stanowił nic innego, jak warstwę pasożytniczą.
Wśród jego paryskich refleksji pojawia się i taka myśl - Szczególny
kraj, w którym od tak dawna mieszkają obok siebie dwa całkiem różne
narody: arystokracja i pospólstwo. Jeden mówi, że jest szlachetną
rośliną, która ma prawo ssać glinę i mierzwę, a ten drugi albo przytakuje
dzikim pretensjom, albo nie ma siły zaprotestować przeciw krzywdzie.
(...) Tak silnie wierzono w powagę rodu, że nawet synowie rzemieślników
i handlarzy albo kupowali herby, albo podszywali się pod
jakieś zubożałe rody szlacheckie. (...) nawet ja, głupiec,
wydałem kilkaset rubli na kupno szlacheckiego patentu....
Odmiennie na problematykę stratyfikacji
społeczeństwa spogląda Karol, dla którego sprzeczności zwykle wzajemnie się dopełniają, składając się na jaką taką
całość. Tam gdzie nie ma sprzeczności, nie ma kontrastu, nie ma
światła i cieni... A harmonia???
Jestem zwolennikiem muzyki przyszłości. Pozorne sprzeczności,
zlewając się razem, dają prawdziwą harmonię. Radwan analizując funkcjonowanie społeczeństwa
przez pryzmat jego struktury chce widzieć nie pojedyncze osoby,
czy wzajemnie zwalczające się warstwy społeczne, lecz wspólnotę-zbiorowość
w obrębie której każda grupa społeczna ma ważną do spełnienia funkcję.
System stanowy jest dla niego tą strukturą, która w końcu wieku
XIX ulega poważnej transformacji. Generalne funkcje pojedynczych
ludzi nie są wedle niego wynikiem przynależności "klasowej" lecz
są generowane przymiotami osobistymi.
Radwan jest optymistą aczkolwiek
z Wokulskim wydaje się go łączyć ogólna refleksja nad wiekiem XIX.
Alboż ja wiem? Tam gdzie lecą ludzie, ludzkość,
ziemia, świat cały - w nieskończoność. Osobiście zaś lecę w dwudziesty
wiek. Dziewiętnasty dusi mnie, dławi, zabija... Jest to wiek Bismarcka
i stańczyków, lokai i żołnierzy, konwenansu i zużytych komunałów,
rycerzy zbawienia i rycerzy pracy, hipokryzji i gwałtu.
Optymizm Radwana bierze się zapewne
całkowicie odmiennych warunków politycznych panujących w Galicji.
System konstytucyjny zaprowadzony w roku 1867 gwarantował autonomie
prowincji polskiej w ramach dualistycznej monarchii Austro-Węgierskiej.
Funkcjonowanie Sejmu Krajowego musiało wieść do wykształcenia się
ugrupowań politycznych o charakterze parlamentarnym, a te z kolei
w końcu wieku XIX były w stanie prezentować w sposób nad wyraz precyzyjny
konkretne programy polityczne. Nie dziwi zatem fakt, iż dla Radwana
metodą w której upatruje naprawy panujących stosunków krajowych
jest wizja, w której: Dwa
stronnictwa staną otwarcie przeciw sobie, wyrodzi się walka, a z
niej wytworzy się postęp. Dawniej walka z niedołęstwem, tak wspaniale
udrapowanym, była prawie niepodbieństwem. Spaliśmy wszyscy. Nie
ma niezdrowszej okolicy, nad stojące wody wśród pogodnego dnia,
upału i promieni słońca.. Walka organizuje siły, zdobywa wiedzę
swej działalności, odnajduje cel. Nareszcie wszystko jest lepsze
od stojącej wody, zmieniającej żyzny grunt w bagno.
Dla Wokulskiego drogą poprawy sytuacji
będzie: Na nędzę i ubóstwo Wokulski widział jedną receptę: A jest przecie proste lekarstwo: praca obowiązkowa
- słusznie wynagradzana. Ona jedna może wzmocnić lepsze indywidua,
a bez krzyku wytępić złe....
Na jaki sposób miało się dokonać Wokulski niestety nie odpowiada
zbyt precyzyjnie. Proponuje jedynie,
że jest to dość po obywatelsku dostarczyć konsumentom tańszego towaru
i złamać monopol fabrykantów, którzy zresztą tyle mają z nami wspólnego,
że wyzyskują naszych konsumentów i robotników.
Tym bardziej w takim kontekście musi zadziwiać, że Wokulski za swymi
pozytywistycznymi patronami wypowiada słowa, które szczególnie poraziły
romantyka Rzeckiego: Sprawiedliwym
jest to, że silni mnożą się i rosną, a słabi giną. Inaczej świat
stałby się domem inwalidów, co dopiero byłoby niesprawiedliwością.
Radwan jest optymistą bowiem może liczyć
na wsparcie ze strony swych przyjaciół i sympatyków, bowiem ludzie otaczający go mają wielki jeden przymiot:
gorącą wiarę w zasady, które głoszą i za które zawsze i wszędzie
walczyć potrafią.
Wokulski nie ma przyjaciół, poza
może matkującym mu Rzeckim. Wśród grona ludzi akceptujących jego
działania społeczne odnajdujemy z kolei tych, którymi on wyraźnie
pogardza [sprawa powołania spółki firmowanej przez arystokratów,
lecz zawiadywanej przez Wokulskiego].
Z kolei dla Radwana układy z arystokracją
są nie tylko możliwe ale konieczne.
Łączę się ze stańczykami
dla oczyszczenia atmosfery, dla przywrócenia normalnego stanu...
Do walki staną dwa obozy. Stosunki się unormują, czyż dziś można
mówić o jakiejkolwiek pracy wobec powagi, popularności obywatelskich
zasług i "kochajmy się". Należy się zbudzić , choćby burzą
i piorunami.
Zasadniczą, jak się wydaje, różnicą
pomiędzy pozytywistą Radwanem, a Wokulskim jest kościec ideowy.
Radwan mimo, że uznawany przez część środowisk konserwatywnych za
kosmopolitę, bezwyznaniowca i przyjaciela Żydów był w istocie rzeczy
człowiekiem głęboko zakorzenionym w tradycji narodowej,
przyznającym się od katolicyzmu. Wbrew ówczesnej tradycji
zachodnioeuropejskiej naród/lud był dlań wspólnotą powstałą w mrokach
historii. Posiadany przez Radwana skonkretyzowany system wartości
pozwalał mu każdorazowo dokonywać wyborów z żelazną konsekwencją.
Zmienność Wokulskiego to zachowanie
chorągiewki na zmiennym wietrze wobec pewnych wskazań żyrokompasu
Radwana. Charakterystycznym w tym względzie jest ambiwalentny stosunek
Wokulskiego do Kościoła. Do kościoła chodził rzadko. Był raz na
ślubie, a potem na pogrzebie swej żony. Spoglądając na gmach kościoła
myślał: Co to jest za ogromny gmach, który zamiast
kominów ma wieże, w którym nikt nie mieszka, tylko śpią prochy dawno
zmarłych? Na co ta strata miejsca i murów, komu dniem i nocą pali
się światło, w jakim celu schodzą się tłumy ludzi? Pytania stawiane przez Wokulskiego były stawiane
w duchu filozofii pozytywistycznej. Odpowiedzi brzmiały równie jednoznacznie.
Religia była tworem zezwalającym na łatwiejsze znoszenie nędzy i
cierpienia. Zatem wzgląd czysto utylitarny. W duchu pozytywistycznym
zawierała się także jego refleksja nad miejscem minionych pokoleń
w życiu teraźniejszym - nigdy
nie przychodziło mu do głowy, ażeby zmarli potrzebowali czegoś więcej
nad grudę ziemi.
* * *
Czy stosunek Wokulskiego pozytywisty jest szczególnym przypadkiem
dla środowisk pozytywistów warszawskich. W mojej opinii jest odzwierciedleniem
ogólnego klimatu tegoż zaboru - zwłaszcza jeśli za wyznacznik myśli
liberalnej końca XIX wieku tej części ziem polskich przyjąć myśl
społeczną i polityczną Aleksandra Świętochowskiego.
Aleksander Świętochowski (1849 - 1938)
filozof, publicysta, polityk, działacz
społeczny, uznawany jest za najwybitniejszego przedstawiciela
pozytywizmu polskiego. Był człowiekiem niepospolitym,
podobnie jak jego
twórczość z zakresu
myśli politycznej, którą bardzo trudno zakwalifikować, czy przyporządkować
jednemu tylko nurtowi politycznemu. Sam z resztą miał z tym problemy, zastanawiając się jak określić
nurt, który reprezentował wraz
ze swymi współpracownikami - pisał Albo
ja wiem, jak ich
właściwie nazwać: postępowcy,
pozytywiści, liberałowie.
Najbardziej charakterystycznym rysem
filozofii Świętochowskiego
była idea wolności
słowa, rozumiana
jako swoboda głoszenia swych poglądów naukowych i politycznych.
Był w tej mierze wiernym uczniem i naśladowcą J.S.Milla - Gdyby nawet 9 999 999 ludzi powzięło jakąś jednomyślną uchwałę, która
by się sprzeciwiała tylko jednemu mojemu przekonaniu, nie narzucając
go nikomu, nie wahałbym się jednocześnie we własnym imieniu przeciwko niej zaprotestować.
Moc, z jaką Świętochowski, wielokrotnie
podkreślał znaczenie wolności
słowa, nie wynikała tylko z faktu istnienia cenzury rosyjskiej
- tę można było pokonać. O wiele poważniejsze zagrożenia dla wolności
słowa widział Świętochowski w samych Polakach,
w ich elitach intelektualnych i opacznie przez nie rozumianej
"tradycji". Tradycji hamującej
postęp. Walczył z pojmowaniem historii narodu
polskiego jako tabu.
Dla niego historia była ciągiem wydarzeń, które należy szczegółowo
badać, odrzucając wszelkie
emocje sprowadzające badacza na manowce.
Proponując chłodną ocenę faktów historycznych,
nie negował potrzeby krzewienia uczuć patriotycznych, ale nie uważał za stosowne
rozbudzanie ich ponad miarę, ponieważ mogło to grozić wybuchem
powstania. Krytykował
konserwatystów za zbyt głęboki tradycjonalizm. Proponował zajęcie stanowiska pośredniego, bo jak pisał Pieszczoty
z tradycją, o ile nie zdradzają nadmiaru czułostkowości, są zapewne
bardzo pięknym przywiązaniem rodzinnym (...) ale nie dość odwiedzać
cmentarze i święcić wieczne Zaduszki, trzeba nadto spłacać długi
życia, ryć pługiem zapuszczone odłogi, uprawiać na nowo zaorane
pole... Należało odrzucić zbędny balast, aby móc
rywalizować z innymi narodami.
Obok
wolności słowa drugie niejako
miejsce w systemie Świętochowskiego, zajmowała wolność wyznania. Był konsekwentnym
głosicielem tej idei w
efekcie czego zyskał sobie miano nie tylko liberała,
ale i libertyna (takim mianem ochrzciła go prasa konserwatywna).
Stosunek Świętochowskiego wobec Kościoła i kleru wyznaczany był przez jego głęboki
agnostycyzm. Zwolennikowi filozofii
Woltera trudno było
zaakceptować antyliberalizm Kościoła katolickiego, wspieranie systemów ustrojowych,
które były zaprzeczeniem idei francuskiej Deklaracji praw człowieka
Świętochowski uznawał Kościół za
naturalnego i jednego
z głównych przeciwników postępu.
Ważną cechą wiążącą Świętochowskiego z XIX liberalizmem była jego
koncepcja etyki, którą
oparł na przemyśleniach
J.S.Milla, H.Spencera
i A.Comta. Tak
jak oni, uznawał normy moralne
za wytwór życia społecznego
człowieka. Prawa moralne powstają z utrwalonych
norm społecznie zjednoczonej i uporządkowanej
ludzkiej woli. Ich rodowód (...) przedstawia się w szeregu następujących przemian: z popędów woli rodzą
się czyny, z czynów ich normy
(obyczaje), z norm ich formuły - moralne prawa. Na moralność
składają się dwa
typy norm - zakazy i nakazy,
nakazy Świętochowski wywodził z instynktów
tj. z dążności do zaspokojenia
potrzeb, a także realizacji interesów partykularnych wykraczających
poza potrzeby fizjologiczne. Jeśli zaś chodzi o zakazy, to
były one wynikiem
doświadczenia jednostki,
jakiego człowiek doznawał w momencie starcia się jej interesów
z preferencjami społeczności, która górowała nad innymi
podmiotami posiadaniem środków przymusu.
Ten rodzaj doświadczenia dostarczał
osobnikowi najpełniejszej wiedzy na temat granic wolności. W efekcie
- zestrychowanie,
ubezwłasnowolnienie i w całkowanie
jednostek w mocno zwarte grupy musiało,(...), pociągnąć za sobą zanik
oryginalnych indywidualności, o ile one objawić się mogły.
Dla
Świętochowskiego etyka indywidualna jest tworem czasów "najnowszych",
jest skutkiem wiekowego oddziaływania na kulturę
europejską idei liberalnych. Dzięki nim jednostka stała się "odrębnym tworem", a kiedy
to się stało, musiała również posiąść swój własny kodeks - bo
tylko dzięki niemu
mogła stać się autonomiczną pod
względem moralnym. Świętochowski w tej mierze całkowicie
zgadzał się z Westermarck'iem - Moje sądy moralne są moimi własnymi
sądami; wypływają one z
mojej świadomości moralnej, orzekają o postępowaniu innych ludzi nie z
ich punktu widzenia, lecz z mojego,
nie w odniesieniu do ich mniemań o słuszności i niesłuszności, lecz w odniesieniu do moich.
(...). Nie mamy żadnego
powodu skarżyć się na to, że są ludzie, którzy buntują się przeciwko ustalonym
prawom moralności; raczej żałować należy, że tych buntowników jest tak mało i że skutkiem tego stare
reguły zmieniają się tak wolno.
Dzięki takiemu pojmowaniu moralności, człowiek jest nieporównanie
mniej duchowo "zmechanizowany",
przestaje być wyłącznie częścią i zamienia się
w suwerenną całość. Bunt, zachowania nonkonformistyczne, czyny
fizyczne i intelektualne nie
mieszczące się w
zastanym systemie wartości, wykraczające poza dotychczasowy stan wiedzy - taki
typ i tylko taki typ zachowania
może zrodzić
postęp. Postęp wiodący
całe społeczeństwa do wyższego stanu rozwoju.
Wskazanie na społeczne i historyczne
pochodzenie norm moralnych, odrzucenie istnienia moralności
ponadczasowej, było jednocześnie
zanegowaniem uprawnienia [legitymacji] Kościoła jako głównego czynnika
inspirującego twórców prawa pozytywnego. Religia, jako steoretyzowana fikcja, sama przez się nie zawiera źródeł
moralności, które kryją się wyłącznie w życiu, ale jest
jednym z najbardziej utrwalających ją środków. Skoro powstanie i
wytrzyma próbę praktyczną jakiś nakaz lub zakaz, wchodzi w skład
przykazań boskich i
tradycji świętych,
staje się dogmatem.
* * *
Myśl
społeczna i polityczna Świętochowskiego znajduje swoje tło w atmosferze
powieści B.Prusa. Podobne ujmowanie i nad wyraz krytyczne stanowisko wobec zastanego systemu wartości, a w konsekwencji
wkroczenie na drogę "nowoczesnego sposobu" rozumienia etyki; jednoznaczny
stosunek do religii i Kościoła.
Wszystko to było przeniesieniem "nowinek" zachodnioeuropejskich
na grunt polityczny nie pozwalający na ich bezpośrednią praktykę.
Równość, wolność słowa stały się paradoksalnie narzędziem walki
nie z zaborcą lecz z tradycyjnymi polskimi wspólnotami - szlachtą
i Kościołem, były wreszcie instrumentem zdyskontowania "tradycji
romantycznej".
Z odmienną
sytuacją mieliśmy do czynienia w Galicji, gdzie romantyk Słowacki
cieszył się wielkim mirem, gdzie tak politycy liberalni, jak i powieściopisarze
z taką samą swadą wyśmiewali wady mieszczaństwa, co szlachty. To
właśnie w Galicji odnaleziono sposób pogodzenia bycia katolikiem,
"szczerym demokratom" i liberałem jednocześnie. W uprawianej, a
nie wyabstrahowanej polityce liczono się z realiami. To one dyktowały
odpowiedzi na pytania dotyczące prawnych rozstrzygnięć związanych
z wolnością i równością. O bliskich związkach literatury ze światem
społecznym i politycznym świadczy powieść Sewera p.t.: Nafta
("Kurier Warszawski", 1893), która jest w dużej mierze wierną
relacją z życia, działalności i klęski St.Szczepanowskiego.
Reasumując - obok celu wspomnianego we
wstępie, a dotyczącego wskazania bliskich powinowactw pomiędzy "fikcją"
literacką a myślą polityczną, chciałem w swym referacie zachęcić
Szanownych Państwa do sięgnięcia po powieść, opowiadanie - tylko
bowiem dzięki takowej lekturze uzupełniającej zrozumienie czasów
minionych może być doskonalsze, a ich obraz pełniejszy.