Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Przemysław Żurawski vel Grajewski - Dynamika geopolityki
.: Data publikacji 21-Lip-2009 :: Odsłon: 3155 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Przemysław Żurawski vel Grajewski

 

(Uniwersytet Łódzki, autor wydanej przez OMP książki Polityka Unii Europejskiej wobec Rosji a interesy Polski 1991-2004)

 

Dynamizm geopolityki

(Porównanie położenia międzynarodowego II i III Rzeczypospolitej)

 

         Stan stosunków międzynarodowych na świecie i w Europie nigdy nie powinien być oglądany jak fotografia, zawsze natomiast jak film. Jego istotą jest bowiem zmienność w czasie. Twierdzenia prawdziwe, lub co najmniej godne przemyślenia w danej epoce, głoszone w innej, stają się przejawem braku orientacji w rzeczywistości. Antyturecki sojusz Jana III Sobieskiego z Moskwą w realiach osmańskiego panowania na Podolu wart był rozważenia. Sto lat później - za Stanisława Augusta Poniatowskiego - był już jedynie farsą polityczną, skwitowaną przez ulicę warszawską prześmiewczym wierszykiem („Sto tysięcy na pomnik, ja bym dwakroć łożył, gdyby Staś był skamieniał, a Jan III ożył”[1]). Podobnie koncepcje Dmowskiego, poszukującego wsparcia dla sprawy polskiej w obozie francusko-rosyjskim, wymagające uznania Niemiec za głównego wroga polskości, miały swą powagę w warunkach roku 1908[2], gdy nie wybrzmiał jeszcze w pamięci ówczesnych ludzi ból bitych dzieci wrzesińskich „za ten pacierz w polskiej mowie” i gdy na bazie antyrosyjskiej nie było możliwe zainteresowanie Paryża czy Londynu Polakami, dziś zaś – w roku 2009 – obraz świata sprzed wieku, wciąż popularny u epigonów endecji, jest jedynie dowodem uwiądu myśli koncepcyjnej tego środowiska, którego obdarzony wielkim umysłem analitycznym jego twórca, zapewne by się wstydził

Mimo przypomnianej powyżej prawdy o przemijaniu postaci tego świata, doświadczenie historyczne ma znaczenie dla bieżącego planowania politycznego, tym bardziej, iż nie wszystko przemija. Wielka Brytania wiedziona zasadą równowagi sił - balance of power - przez cały wiek XVIII i początek XIX toczyła uporczywe wojny z Francją, by złamać groźbę hegemonii Paryża na kontynencie, w pierwszej połowie XX stulecia weszła zaś w dwie wojny światowe u boku swego sąsiada z zza Kanału La Manche, by zapobiec dominacji Berlina. Zasada przeciwdziałania hegemonii kontynentalnej jednego mocarstwa była zatem trwała w polityce brytyjskiej, zmieniali się jedynie kandydaci na hegemonów. O tym przykładzie też warto więc pamiętać, gdy mówimy o naturze geopolityki.

II Rzeczpospolita trwała blisko 21 lat od 11 listopada 1918 r., gdy powracający z Magdeburga brygadier Piłsudski przejął władzę nad wojskiem z rąk Rady Regencyjnej,  do 17 września 1939 r., gdy rząd walczącej z niemieckim najazdem Rzeczypospolitej, pod wrażeniem agresji sowieckiej, przekroczył granicę z Rumunią pod Kutami. Swe istnienie zawdzięczała uchwyceniu przez naród momentu geopolitycznej koniunktury, który nie został zmarnowany, lecz poprzez pełną mobilizację sił materialnych i moralnych Polaków zaowocował niepodległością. Bez wysiłku pokolenia naszych dziadów i pradziadów, sprzyjające niepodległości Polski okoliczności międzynarodowe mogły zostać zmarnowane, nie mogły natomiast być ich wysiłkiem wytworzone. Geopolityka była zatem czynnikiem rozstrzygającym, ale nie dostatecznym. Liczniejsi od Polaków Ukraińcy nie potrafili w latach 1917-1921 wybić się na niepodległość; Białorusini, nawet poważnie nie próbowali, choć udało się to mniej licznym Litwinom, Łotyszom, Estończykom i Finom, by wspomnieć jedynie te narody, które zbrojnie musiały potwierdzać swą ówczesną wolę niezależności.

Rozpad tego układu geopolitycznego, który wydobył Rzeczpospolitą ze 123 letniej niewoli, spowodował jej powtórny upadek, mimo nie mniejszego natężenia sił własnych wystawionych ku jej obronie. Czwarty rozbiór Polski, odmiennie od trzech poprzednich, nie wywołał zatem debaty o skali win własnych jako przyczynie klęski. Można było dyskutować o jej rozmiarach, tempie i stylu, ale pomysł, iż inna organizacja wewnętrzna państwa polskiego pozwoliłaby oprzeć się równoczesnemu najazdowi III Rzeszy i ZSRR, ze względów oczywistych nie był nigdy poważnie dyskutowany. Przedstawiony powyżej ramowy skrót dziejów II Rzeczypospolitej pozwala zatem na postawienie tezy, że geopolityka (przy walnym udziale Polaków) zadecydowała tak o jej powstaniu, jak i o jej upadku (mimo heroicznej obrony). Skoro tak, to dynamiczny charakter układu sił międzynarodowych wokół Polski najlepiej zobrazowany jest właśnie powyżej przytoczonym przykładem.

III Rzeczpospolita powołana została do życia na przełomie lat 1989/1990 przez kolejne ruchy tektoniczne w geopolityce światowej. Położenie międzynarodowe Polski uległo przy tym najgłębszym zmianom w porównaniu do każdego innego państwa świata, przynajmniej w historii nowożytnej. W 1989 r. – na początku omawianego procesu, Polska formalnie graniczyła z trzema państwami: Związkiem Sowieckim, Czechosłowacją i NRD, faktycznie zaś wszystkie granice PRL w sensie politycznym i militarnym były granicami z ZSRR, do którego imperium zewnętrznego i ona sama także należała. Cztery lata później żadne z tych państw już nie istniało. W wypadku Polski oznaczało to wydobycie się spod narzuconego jej po 1944 r. systemu politycznego, zmianę nazwy państwa i pozbycie się podległości wobec Moskwy, przy jednoczesnym zachowaniu terytorium oraz zasadniczych zrębów struktur i organizacji państwowej z czasów PRL. W odniesieniu do pozostałych wymienionych bytów politycznych lata 1990-1992 przyniosły zaś definitywny kres ich istnienia. W efekcie Polska od 1993 r. nie graniczy z nikim, z kim graniczyła przed 1990 r., ma zaś siedmiu nowych sąsiadów, z których jedynie RFN istniała w formie państwa przed rokiem 1990. Zniknięcie w ciągu trzech lat wszystkich sąsiadów i zastąpienie ich nowymi jest sytuacją bez precedensu w historii jakiegokolwiek innego kraju europejskiego, pominąwszy (być może?) trudny do zbadania galimatias 300 państewek niemieckich istniejących w Rzeszy do czasów napoleońskich.

Skoro zatem dynamizm przemian relacji sił w stosunkach międzynarodowych charakteryzujący ten region Europy, w którym znajduje się Polska przemodelowuje jego mapę polityczną raz na dwa – trzy pokolenia, pytanie o różnice w położeniu geopolitycznym II i III Rzeczypospolitej jawi się jako zasadne i intelektualnie płodne. Próba odpowiedzi na nie jest zasadniczą treścią niniejszego artykułu i celem stawianym sobie przez jego autora. By cel ów osiągnąć musimy jednak odpowiedzieć także na szereg pytań szczegółowych. Interesować nas zatem będzie to jaki był dynamizm przemian położenia geopolitycznego II Rzeczypospolitej, a jaki jest on obecnie w czasach III RP. Jaki był układ sił na kontynencie europejskim i na świecie w roku 1918 i jak ewoluował on do roku 1939? Jak wyglądał oglądany w tym samym kontekście badawczym punkt startu III Rzeczypospolitej w roku 1989 jak od tego czasu zmienił się geopolityczny układ sił wokół Polski i na świecie i dokąd prowadzi nas ta ewolucja? Jakie wreszcie z wyników przeprowadzonej analizy płyną wnioski dla współczesnej nam Polski.

 

II Rzeczpospolita powstała w ogniu I wojny światowej i lokalnych wojen kontynuacyjnych. Uznając znaczenie wysiłku zbrojnego ówczesnego pokolenia Polaków, pomińmy go jednak w niniejszym tekście, jako nie należący do tematu. Interesują nas wszak geopolityczne uwarunkowania narodzin Polski Niepodległej w 1918 r. Istotą ówczesnej sytuacji międzynarodowej był zaś jednoczesny upadek trzech mocarstw rozbiorowych, z których jednak tylko jedno – Austro-Węgry zniknęło w sposób ostateczny. Dwa pozostałe przegrały I wojnę światową (choć każde w inny sposób) i przeżyły większe (Rosja) lub mniejsze (Niemcy) załamanie swej potęgi państwowej. Rosja zerwała przy tym wszystkie swoje dawne sojusze i tym samym przestała grać tradycyjnie przypisywaną jej rolę przeciwwagi dla hegemona kontynentalnego z Europy Zachodniej. To w tej właśnie roli wspierana była jako niezbędny czynnik systemu europejskiego przez Wielką Brytanię przeciw napoleońskiej Francji i przez Francję przeciw bismarckowskiej II Rzeszy Niemieckiej. Rosja bolszewicka przestała być sojusznikiem Zachodu i zawarła z Niemcami separatystyczny pokój w Brześciu Litewskim. Zwolniło to do ataku na Paryż w czerwcu 1918 r. kilkadziesiąt dywizji niemieckich dotąd związanych na froncie wschodnim i skutkowało olbrzymimi stratami, sięgającymi 2 mln zabitych i rannych po obu stronach. Francuzi nigdy tego bolszewikom nie zapomnieli.

U narodzin II Rzeczypospolitej legł więc bardzo szczególny układ geopolityczny. Osłabione klęską wojenną i rewolucją upokorzone Niemcy, pieszczące mit niepokonanej armii, zdrady polityków cywilnych, Dolchstoß i „krwawiącej granicy” na wschodzie, dyszały rządzą odwetu. Zwycięska Francja z ujemnym przyrostem naturalnym, 1,5 mln zabitych i 3 mln inwalidów wojennych z „armii jedynaków” pogrążała się w pacyfizmie, a jednocześnie pamiętała z własnych doświadczeń, jak szybko odrodziła swą mocarstwowość po klęsce 1871 r. Nie miała więc złudzeń, że potężniejsze od niej demograficznie i gospodarczo Niemcy zrobią to samo, o ile nie stworzy się mechanizmu ich pilnowania. Wymarzonym sojusznikiem Francuzów byłaby Rosja, ale ta nim być już nie chciała.

Wielka Brytania zrealizowała swój cel wojenny w dniu 11 listopada 1918 r. oraz w chwili wydania floty niemieckiej w angielskie ręce. Od tego momentu to Paryż, a nie Berlin stał się kandydatem na hegemona kontynentalnej Europy. Zasada przeciwdziałania hegemonii jednego mocarstwa kontynentalnego nakazywała zatem Londynowi dbać o to, by Francja nie osłabiła „nadmiernie” Niemiec. Sprawę komplikował jednak chaos w ogarniętej wojną domową Rosji. Zagrożone ekspansją bolszewizmu narody szukały protekcji mocarstw. Niechęć zmęczonych wojną społeczeństw zachodnich do kontynuowania wysiłku zbrojnego na jakimkolwiek kierunku skutkowała symbolicznym jedynie zaangażowaniem się ententy w interwencję w wojnie domowej na obszarze jej dawnego sojusznika. Zostało to zresztą wymuszone konkurencją niemiecką. Śmiertelnie zagrożeni w swym istnieniu Ukraińcy i Finowie skorzystali bowiem ze zbrojnej pomocy Rzeszy, która przez rok udzielała im skutecznego, choć oczywiście nie bezinteresownego wsparcia przeciw armiom Lenina i Trockiego. Klęska wojenna Niemiec przerzuciła to zadanie na barki zwycięskich Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych. W tej sytuacji Polska znalazła się w samym centrum współzawodnictwa w swoistym konkursie o tytuł najsilniejszego filaru ładu wersalskiego na Wschodzie. Uczestniczyły w owym współzawodnictwie cztery państwa – „biała” Rosja – w charakterze faworyta, Rzeczpospolita jako second best solution, Czechosłowacja jako ostoja cywilizacji mieszczańskiej ery belle epoque i najsłabszy ze startujących – Ukraina. Faworyt został pokonany przez głównego burzyciela porządku w tej części świata – bolszewicką Rosję, Czechosłowacja mogła być przeciwwagą dla Austrii i Węgier, ale nie dla Rosji i Niemiec, Ukraina poległa w walce z obiema Rosjami, Polską, Rumunią i własną anarchią wewnętrzną i na placu boju ostała się Rzeczpospolita, wsparta przez Francję, która z braku lepszej opcji uznała Warszawę za sojusznika zastępczego (aliant de replacement) – tzn. ersatz Rosji nie chcącej wystąpić w zaplanowanej dla niej roli strategicznego partnera Republiki Francuskiej w dziele pilnowania Rzeszy. Słabość pokonanych Niemiec i Rosji oraz przychylność Francji, poszukującej przeciwwagi dla rewizjonizmu niemieckiego i budującej cordon sanitarie, oddzielający od siebie dwa antywersalskie mocarstwa ówczesnej Europy, wypromowała więc Polskę, której ambicje terytorialne tak co do Gdańska, Śląska, Warmii i Mazur, jak i co do Galicji Wschodniej i ziem zabużańskich ograniczała z kolei Wielka Brytania, starająca się pomniejszyć potęgę francuskiego systemu sojuszy budowanego w oparciu o Polskę i tzw. Małą Ententę[3] w Europie Środkowej i umacniającego niepożądaną przez Londyn hegemonię Paryża na kontynencie.

Te zasadnicze uwarunkowania geopolityczne narodzin II Rzeczypospolitej komplikowane były dodatkowo sporami z Litwą o Wileńszczyznę, Ukrainą o Galicję Wschodnią i Wołyń, Czechosłowacją o Śląsk Cieszyński i walką o granice z Niemcami i Rosją. O ile jednak spór z Berlinem dotyczył przesunięć terytorialnych i nie kryła się za nim żadna głębsza myśl strategiczna z wyjątkiem istotnego dla gospodarki uzyskania dostępu do morza i kontroli śląskiego przemysłu, o tyle walka z Rosją miała charakter wielkiej gry o przemodelowanie natury geopolitycznego otoczenia Polski.

Kalkulacja priorytetów, na których należało skupić wysiłek polityczny i militarny Polaków w chwili kształtowania się nowego porządku europejskiego w latach 1918-1921, opierała się na konstatacji faktu, iż osłabienie naszych obu wielkich sąsiadów musi być z natury rzeczy przejściowe oraz, iż istnienie Rzeczypospolitej między Rzeszą Niemiecką a imperium rosyjskim jest czekaniem na egzekucję. Niemcy są przy tym państwem jednolitym etnicznie i nie ma w nich potencjału odśrodkowego, pozwalającego na zmianę tej sytuacji. Polska posiadając zatem granicę etniczną z Niemcami, musi graniczyć z nimi także politycznie. Na kierunku wschodnim sytuacja jednak wyglądała odmiennie. Polskie terytorium etniczne w żadnym swym fragmencie nie graniczyło wówczas z etnicznym terytorium rosyjskim. Płynął stąd prosty wniosek, że nie istnieje przymus posiadania granicy politycznej z Rosją, o ile uda się od imperium rosyjskiego oderwać nierosyjskie narody położone na wschód od naszych granic. Skoro zatem życie między „dwoma kamieniami młyńskimi” – Niemcami i Rosją jest niemożliwe, należy przynajmniej jeden z nich rozbić, czy - jak określił to Józef Piłsudski - „rozpruć wzdłuż szwów narodowościowych”. Jedynym możliwym kierunkiem przeprowadzenia takiej operacji był kierunek wschodni i stąd to właśnie na nim skoncentrował się wysiłek Polski, skutkujący wsparciem dla Łotwy w wyzwoleniu Dyneburga (Daugavpils) oraz układem z Ukraińską Republiką Ludową i wojną 1920 r.

Starcie z bolszewikami zakończyło się sukcesem wojskowym, ale klęską polityczną. Celu, dla którego w kwietniu 1920 r. podjęto ofensywę na Kijów, Rzeczpospolita bowiem nie osiągnęła. Prometejska idea oddzielenia się od Rosji łańcuchem sprzymierzonych z Polską państw narodowych, którego rdzeniem miała być niepodległa Ukraina, z braku sił własnych i sojuszniczych, nie została wprowadzona w życie. Wysiłek zbrojny Polaków ocalił niepodległość na czas koniunktury, która ją zrodziła, nie wystarczył jednak do jej utrwalenia poprzez zmianę geopolitycznego otoczenia Rzeczypospolitej, tkwiącej w kleszczach między wrogimi jej mocarstwami. Ukraińcy pozostali jedynym wielkim narodem europejskim, który po I wojnie światowej podjął zbrojną próbę wybicia się na niepodległość, i któremu się to nie udało. W efekcie, zamiast stać się filarem ładu wersalskiego, dołączyli do grona jego burzycieli[4]. W tych warunkach karta ukraińska znacznie skuteczniej wykorzystywana była w kolejnych latach przez Moskwę i Berlin przeciw Polsce, niż przez Warszawę przeciw rosyjskiemu imperializmowi.

Cechą charakterystyczną ówczesnego położenia geopolitycznego Polski była jego nietrwałość. Wynikała ona z generalnej niestabilności kontynentu europejskiego ukształtowanego w znacznej mierze pod wpływem wilsonowskich idei samostanowienia narodów. USA swym autorytetem i potęgą firmowały i wprowadzały te idee w życie w Starym Świecie w trakcie obrad Paryskiej Konferencji Pokojowej w 1919 r., ale nie chciały przyjąć odpowiedzialności politycznej, ani wojskowej za ich utrzymanie. Wycofanie się Stanów Zjednoczonych z Europy po I wojnie światowej i trwający do 1941 r. ich izolacjonizm były więc, obok rewizjonizmu pokonanych Niemiec, ZSRR i Węgier oraz zwycięskich, ale pieszczących mit vittoria mutilata (kalekiego zwycięstwa), Włoch, jednym z zasadniczych czynników destabilizacji ładu wersalskiego, którego głównym filarem na Wschodzie, jak pamiętamy, stała się Polska. Jej położenie międzynarodowe nie miało trwałych zabezpieczeń zewnętrznych. Siłą rzeczy opierało się więc na Wojsku Polskim, które w praktyce było jedynym gwarantem istnienia państwa. System zbiorowego bezpieczeństwa w postaci Ligi Narodów, którym długi czas entuzjazmowano się w Europie, a który apogeum swego triumfu święcił w 1925 r. w związku z pacyfikacją incydentu zbrojnego między Grecją a Bułgarią pod Demir Kepu[5], w Polsce nigdy nie budził nadmiernej ufności. Agresje - japońska w Mandżurii (1931) i włoska w Abisynii (1935) - negatywnie zweryfikowały złudzenia tych, którzy je mieli.

Podejmowane przez Warszawę próby „stanięcia na własnych nogach” – tzn. zbudowania regionalnego sojuszu środkowoeuropejskiego, czego ucieleśnieniem koncepcyjnym była idea Międzymorza, rozbiły się o nieprzezwyciężalne przeszkody mentalne, kształtujące sytuację geopolityczną w regionie. Sprzymierzona z Polską Rumunia była śmiertelnie skłócona o Banat i Siedmiogród z zaprzyjaźnionymi z Warszawą Węgrami, a połączona sojuszem z wrogą Rzeczypospolitej Czechosłowacją, której klasa polityczna uznawała, że jakiekolwiek zbliżenie Pragi z Warszawą będzie skutkowało wciągnięciem tej pierwszej w „nieistniejący” konflikt z Niemcami (Czesi z sobie tylko znanych powodów uważali, że Niemcy sudeccy, są w istocie Austriakami, a zatem nie ma przedmiotu sporu między Czechosłowacją a Rzeszą i sprzymierzenie się z Polską mogłoby ich wciągnąć w niepotrzebny spór z Berlinem) i co gorsza z bratnią – słowiańską Rosją, z którą „ziemianie polscy nie potrafią się porozumieć z uwagi na swe arystokratyczne przesądy”, ale z którą doskonale dogadują się mieszczańsko-plebejscy Czesi. Galimatias pogłębiał spór polsko-czechosłowacki o Zaolzie, czechosłowacko-węgierski o południową Słowację i Ruś Zakarpacką, rumuńsko-jugosłowiański o Banat i jugosłowiańsko-węgierski o Baczkę-Wojwodinę. Na północy sytuacja miała się niewiele lepiej. Polska miała dobre lub doskonałe stosunki z Finlandią, Estonią i Łotwą i żadnych z Litwą. W tej sytuacji – przy słabych tradycjach demokratycznych regionu i jego rozbuchanych nacjonalizmach, zbudowanie spójnej struktury środkowoeuropejskiej, mogącej oprzeć się ciśnieniu geopolityki wytwarzanemu przez ruchy dwóch głównych burzycieli ładu wersalskiego – Niemcy i ZSRR było niepodobieństwem.

Od roku 1922 nad Rzecząpospolitą zawisł złowrogi cień współpracy Moskwy i Berlina znany jako „duch Rapallo”. Rok 1925 przyniósł z kolei formalne zróżnicowanie poziomu bezpieczeństwa granic europejskich, podzielonych w Locarno na lepsze – zachodnie i gorsze – wschodnie. Niemcy doby Gustawa Stresemanna rozpoczęły zaś skuteczną grę dyplomatyczną o odzyskanie swej pozycji międzynarodowej, strasząc Zachód perspektywą zwrócenia się ku pogłębionej współpracy z Sowietami, gdyby im jej nie przyznano[6]. Następował powrót do koncepcji koncertu mocarstw, najsilniej sformalizowanej w 1932 r. w projekcie Paktu Czterech[7] i ucieleśnionej w niesławnej pamięci Układzie monachijskim z 1938 r. Polski jako uczestnika owego koncertu nie rozpatrywano. Do 1932 r. nie czyniono tak także w odniesieniu do ZSRR. Sytuacja uległa jednak silnemu zdynamizowaniu już rok później. Dojście Hitlera do władzy skutkowało załamaniem się funkcjonującego w latach 1925-1933 systemu bezpieczeństwa europejskiego, opieranego na pomyśle wmontowania Republiki Weimarskiej w „ulepszony” system wersalski. Po 1925 r. stał się on w istocie systemem wersalsko-locarneńskim, symbolizowanym od 1926 r. przez stałe miejsce Niemiec w Radzie Ligi Narodów. (Ówczesne znaczenie Polski wyraziło się w przyznaniu Rzeczypospolitej, w ramach rekompensaty politycznej za wzmocnienie pozycji Berlina, tzw. miejsca półstałego, pozwalającego na natychmiastową reelekcję, po upływie trzyletniej kadencji, co też i w kolejnych latach następowało)[8]. Hitlerowi to nie wystarczało. Wyprowadził więc Rzeszę z Ligi Narodów i z Genewskiej Konferencji Rozbrojeniowej[9], a jednocześnie zerwał współpracę z ZSRR. Francja nie tylko że została w ten sposób zmuszona przez Niemcy do pilnego poszukiwania nowego fundamentu stabilizacji ładu wersalskiego (skoro pomysł locarneński się załamał), ale i jednocześnie uzyskała taką wymarzoną od dawna możliwość, czy też raczej jej ułudę. W latach 1922-1933 rapallska współpraca Moskwy i Berlina wykluczała bowiem wszelkie kombinacje opierania się o ZSRR przeciw Niemcom, czy odwrotnie. Hitler to zmienił i w efekcie doprowadził do narodzin idei Paktu Wschodniego firmowanego przez francuskiego ministra spraw zagranicznych Louisa Barthou, który pragnął by ewentualne wykonanie francuskich gwarancji bezpieczeństwa wobec środkowoeuropejskich sojuszników Paryża wzięli na siebie Rosjanie. Sojusz Rzeczypospolitej z Francją ewoluował zresztą między rokiem 1921 a 1939 w kierunku jego stopniowego osłabienia – przede wszystkim z powodu francuskiej niechęci do wypełnienia przewidzianych w nim zobowiązań, które od połowy lat 1930-tych Paryż najchętniej przerzuciłby na ZSRR. Łatwo sobie wyobrazić „entuzjazm” Warszawy dla tego „oryginalnego” pomysłu[10].

Zamykanie się Francji za Linią Maginota, appeasement polityki brytyjskiej, zwrot Włoch ku Rzeszy po wojnie abisyńskiej i starcie totalitaryzmów w Hiszpanii dopełniały obrazu przemian geopolitycznych w Europie w drugiej połowie lat 1930-tych.

Czynnikiem ostatecznie kształtującym geopolityczne położenie Rzeczypospolitej była dynamika zbrojeń w regionie. Dopóki Niemcy pozostawały w okowach postanowień rozbrojeniowych Traktatu wersalskiego, RKKA była zaś robotniczo-chłopska, nie tylko z nazwy, ale i z poziomu wyszkolenia i wyposażenia, bezpieczeństwo państwa było zapewniane na poziomie co najmniej dostatecznym. Gwałtowne zbrojenia sowieckie w oparciu o stalinowską industrializację ZSRR w latach 1930-tych i odrzucenie ograniczeń traktatowych przez Niemcy w 1933 r. szybko zmieniały tę sytuację na niekorzyść Polski. Dość wspomnieć, że w 1920 r., dzięki dostawom francuskim, Polska była czwartą potęgą pancerną świata, w 1939 r. pozostało już po tym jedynie wspomnienie[11].

Całości obrazu dopełniał kształt geograficzny państwa i charakter jego granic. Na wschodzie sytuacja była w miarę korzystna. Potencjalny teatr działań wojennych rozdzielany był bagnami Polesia, wymuszając od razu podział sił agresora na dwa nie mogące dobrze ze sobą współdziałać fronty. Centra polityczne, kulturalne i przemysłowe oraz zasadnicze ludzkie zasoby mobilizacyjne i drogi kolejowe znajdowały się stosunkowo daleko od granicy – w większości poza zasięgiem ówczesnego lotnictwa sowieckiego. Na zachodzie było dokładnie na odwrót. Opanowanie Słowacji przez Niemcy dopełniło z początkiem 1939 r. strategicznego przeskrzydlenia Polski i wystawiło na uderzenia Luftwaffe najżywotniejsze centra administracyjne, zasoby i linie komunikacyjne kraju[12]. (Dodajmy od razu w tym miejscu, że owa geografia wojenna Polski uległa całkowitej odmianie po 1945 r. w wyniku przesunięcia terytorium państwa polskiego i zmiany jego granic. Obecnie to z Królewca i z Białorusi znacznie bliżej jest do Warszawy niż zza linii Odry i Nysy Łużyckiej. Postęp technologiczny w zakresie nowoczesnych środków rażenia istotnie zmienił jednak znaczenie owego czynnika w stosunku do tego, jakie posiadał on w okresie międzywojennym).

 

Zmowa niemiecko-sowiecka z 23 sierpnia 1939 r., porzucenie walczącej Polski przez jej sojuszników na mocy decyzji konferencji w Abbeville z 12 września tegoż roku i zagłada Rzeczypospolitej, dokonana przez obu agresorów do dnia 5 października, są powszechnie znane i nie ma potrzeby ich opisywania. Podkreślmy jedynie, iż zanik Polski jako czynnika militarnego w regionie spowodował niemalże natychmiastową utratę niepodległości przez kraje bałtyckie. Europa Środkowa uzyskiwała zatem niepodległość razem w latach 1917-1920 i razem ją traciła w latach 1938-1940. Razem też popadła w zależność od ZSRR w latach 1944-1948, co było bezpośrednim następstwem faktu, iż Moskwa, na mocy decyzji Hitlera o ataku na ZSRR, powróciła do swej porzuconej w 1918 r. roli niezbędnej dla Zachodu przeciwwagi dla Niemiec. Gwałtowność z jaką pozycja polityczna Rządu RP na uchodźctwie ulegała erozji, a wreszcie załamaniu była przy tym wprost proporcjonalna do skali wzrostu znaczenia Związku Sowieckiego po 22 czerwca 1941 r.

W środku największej z dotychczasowych wojen, skrwawiona i okupowana Polska podjęła jednak czyn, który być może w sposób decydujący wpłynął na układ geopolitycznych sił na kontynencie europejskim po 1945 r. Czynem tym było Powstanie Warszawskie. Politycznym skutkiem jego wybuchu było bowiem zatrzymanie się frontu sowieckiego w Europie Środkowej na blisko sześć miesięcy. Jak wyglądałaby linia podziału Niemiec, gdyby Sowieci nie dokonali owej pauzy strategicznej w swym parciu na zachód? Jak przebiegałaby rywalizacja Zachodu ze Wschodem, gdyby lwia część Niemiec znalazła się pod okupacją sowiecką, a RFN miała potencjał NRD i na odwrót NRD była wielkości RFN? Na ten temat możemy jedynie spekulować. Geopolityka zimnowojenna miałaby jednak zupełnie inne parametry i nawet, gdyby wszystko skończyło się szczęśliwie upadkiem ZSRR, to obecne Niemcy, zdominowane przez 60 milionów Ossis, wyglądałyby zupełnie inaczej i byłyby zapewne znacznie trudniejszym sąsiadem Rzeczypospolitej.

 

Zważywszy na to co napisano już powyżej, nie powinno być zaskoczeniem, iż w latach 1989-1990 Polska odzyskała niepodległość powtórnie nie samotnie, ale wraz ze wszystkimi swoimi sąsiadami. Jakie są zatem uwarunkowania owej trzeciej już niepodległości, okoliczności jej narodzin i kierunki ewolucji sytuacji geopolitycznej Rzeczypospolitej począwszy od 1989 r.? Czy istnieją jakieś analogie do okresu międzywojennego? Co jest elementem stałości, a co uległo zmianie?

         III Rzeczpospolita narodziła się w wyniku załamania się systemu sowieckiego panowania w Europie Środkowej. Polska wprawdzie istotnie się do tego przyczyniła, ale nie była głównym motorem  napędowym zmian. Zimna wojna, podobnie jak I wojna światowa, wygrana została przez Zachód wskutek wyczerpania przeciwnika, który wprawdzie tym razem nie zużywał swych zasobów na polach bitew, lecz w rywalizacji o wpływy w Trzecim Świecie i w wyścigu zbrojeń i technologii. Zużycie to było jednak jak najbardziej realne. ZSRR nie był w stanie podołać tej rywalizacji. Chętnych do obsługi systemu było coraz mniej, szczególnie w sytuacji obumierania ideologii komunistycznej, której Polacy zadali istotny cios. Zimna wojna, jako „materiałowa wojna na wyczerpanie”, nie tylko w tym jednym przypomina jednak I wojnę światową. Także natura klęski sowieckiej w swym wymiarze psychologicznym żywo przywodzi na myśl niemiecki listopad 1918 r. Armia Sowiecka nigdzie nie została pobita, obce wojsko nie stanęło stopą na żadnym fragmencie sowieckiego imperium, nastąpiła natomiast „zdrada polityków cywilnych” (Michaiła Gorbaczowa i Eduarda Szewardnadze z założeniem ich archetypu w postaci podpisującego „dyktat wersalski” Friedricha Eberta), którzy „oddali pole” i doprowadzili do załamania się państwa. Klęska sowiecka jest dla Rosjan nieprzekonująca, niczym klęska kajzerowskiej Rzeszy dla Niemców, którzy dowiedzieli się o tym, iż przegrali wojnę z gazet, dzień wcześniej piszących o wojskach niemieckich stojących głęboko w Belgii, Francji oraz nad Dźwiną i Donem. Tak jak Niemcom po 1918 r., tak i Rosjanom obecnie skuteczny rewanż wydaje się możliwy, odzyskanie sił i pozycji prawdopodobne, a niechęć zwycięzców do powstrzymania procesu odradzania się sił dawnego wroga równie widoczna jak w czasach międzywojennych widoczny był appeasement mocarstw zachodnich wobec Hitlera. W całej Europie Środkowej od Estonii po Mołdawię rozsiana jest liczna mniejszość rosyjska, wyglądająca „pomocy i opieki ze strony macierzy”, której brak tradycji demokratycznych i silny militaryzm jest jeszcze większy niż w Niemczech doby weimarskiej. To czyni z Rosji czynnik dynamizujący sytuację polityczną w Europie wschodniej i południowej. Moskwa, niczym w okresie międzywojennym, jest zatem ośrodkiem rewizjonizmu politycznego, podważającego porządek świata, wykształcony po zakończeniu zimnej wojny. Wojna z Gruzją z sierpnia 2008 r. wykazała, że podobnie jak wówczas, jest gotowa czynić to przy użyciu wszelkich dostępnych jej środków. Nakłada się na to pozbawiony jakichkolwiek hamulców rewizjonizm historyczny, egzemplifikowany przez szokujące publikacje na stronach internetowych rosyjskiego MON z 4 VI 2009 r. o odpowiedzialności Polski za rozpętanie II wojny światowej i uzasadnionej naturze żądań Hitlera, jak i usprawiedliwionym charakterze agresji sowieckiej z 17 września 1939 r[13].

Głównym narzędziem polityki zagranicznej Rosji jest eksport destabilizacji, czy to w postaci zbrojnych separatyzmów (Naddniestrze, Abchazja, Osetia Pd., Górny Karabach), czy ruchów odśrodkowych, które nie osiągnęły stadium konfliktu zbrojnego (Krym, Zakarpacie, Gagauzja, Dżawachetia), czy dyktatur i quasi-dyktatur – czyli promowanie odmiennego od zachodnioeuropejskiego modelu transformacji postkomunistycznej (Serbia Slobodana Miloševicia, Białoruś Aleksandra Łukaszenki, Słowacja Vladimira Mečiara, Ukraina Leonida Kuczmy i Wiktora Janukowycza, Mołdawia Władymira Woronina), czy wreszcie poprzez szantaż energetyczny i działania służb specjalnych z symbolicznym zabójstwem Aleksandra Litwinienki na czele. Moskwa przy tym, po krótkim okresie wahań w pierwszych kilku latach rządów Jelcyna, podobnie jak w czasach sowieckich, odmówiła wejścia w rolę sojusznika Zachodu i postanowiła walczyć o odzyskanie pozycji samodzielnego bieguna politycznego. Uchyla to dla Rzeczypospolitej groźbę nowej Jałty. Rosja jest bowiem potężniejsza od Polski i gdyby zechciała być aliantem Zachodu, czy to w walce z zagrożeniem ze strony fundamentalistycznego islamu, czy też w obawie przed dominacją potężniejących Chin, łatwo przelicytowałaby akcje polityczne Warszawy w Waszyngtonie. Skutki, w znacznej mierze werbalnego i udzielonego w kontekście rosyjskiej polityki wobec Czeczenii, poparcia Putina dla amerykańskiej wojny z terroryzmem, były tego oczywistym dowodem. Obecne kokietowanie przez Moskwę USA możliwością współdziałania Rosji i Stanów Zjednoczonych w zakresie powstrzymania rozprzestrzeniania broni jądrowej – szczególnie na kierunku północnokoreańskim i irańskim - odgrywa podobną rolę. Bez względu na to, czy jest tak z uwagi na wiarę Amerykanów w skuteczność tej drogi, czy też wskutek konieczności odegrania przez nich przed światową opinią publiczną teatru takiej ufności, niezbędnego do usprawiedliwienia ostatecznego odwołania się do użycia siły (wobec oczekiwanego fiaska kroków pokojowych), może odbić się niekorzystnie na interesach Polski. Rzeczywiste, czy pozorne zbliżenie amerykańsko-rosyjskie będzie bowiem skutkowało wyhamowaniem poparcia Waszyngtonu dla natowskich ambicji Ukrainy i Gruzji, a być może także odłożeniem w czasie realizacji projektu rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach.

Tak czy inaczej, zarówno w odniesieniu do wschodnich sąsiadów RP, jak i w relacji do jej głównego sojusznika i gwaranta bezpieczeństwa – Stanów Zjednoczonych, źródłem ruchu – popychającym ich do zmian własnej polityki zagranicznej w obszarze interesów państwa polskiego - jest Moskwa i jej ambicje. W ocenie sytuacji geopolitycznej Polski tak w okresie II, jak i III Rzeczypospolitej ZSRR/Rosję musimy uznać zatem za czynnik negatywnie dynamizujący otoczenie międzynarodowe naszego kraju.

         Drugim czynnikiem kształtującym geopolitykę współczesnej Polski jest dynamizm narodów położonych między Rzecząpospolitą a Rosją. Rok 1991 przyniósł bowiem formalną realizację idei prometejskiej, nieskutecznie promowanej przez II RP. Polskę oddzielił od Rosji pas niepodległych państw narodowych – Białorusi i Ukrainy, a imperium rosyjskie rozpadło się „wzdłuż szwów narodowościowych”, nie do końca wprawdzie, ale jednak w bardzo znacznym stopniu. Polska nie leży już zatem „między dwoma kamieniami młyńskimi” – Rosją i Niemcami, lecz między Niemcami a Ukrainą, Białorusią i Litwą. Fragment bezpośredniej granicy z Federacją Rosyjską w regionie obwodu kaliningradzkiego nie zmienia tej zasadniczej tezy. Obszar na wschód od polskich granic jest jednak obszarem dynamicznym. Losy Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Gruzji itd. nie zostały jeszcze przesądzone. Nie wiemy, czy pójdą one ostatecznie na Zachód, czy też powrócą na Wschód. Układ geopolityczny podlega zatem ciągłej ewolucji, której wynik ma dla Rzeczypospolitej fundamentalne znaczenie. Przywrócenie rosyjskiej dominacji politycznej i wojskowej nad tymi państwami oznaczałoby bowiem odtworzenie materialnej bazy rosyjskiej dominacji nad Polską i odbudowę rozbitego „kamienia młyńskiego”.

O dynamizmie sytuacji geopolitycznej na wschód od polskich granic decydują więc dwa czynniki o sprzecznych wektorach – rosyjskie ambicje imperialne i naturalne ludzkie dążenie do wolności, przejawiające się w słabszych (Białoruś i Mołdawia), czy silniejszych (Ukraina i Gruzja) ruchach narodowych na rzecz wyjścia z systemu rosyjskiej dominacji. Jest to konstatacja istotna, gdyż prowadzi do uświadomienia sobie, że czynnikiem kształtującym układ sił politycznych na tym obszarze są nie tylko rządy, ale i narody, znacznie mniej sterowalne i przewidywalne, mające naturę żywiołu, ale też i pewne stałe tendencje czy to do dominacji (jak Rosjanie nie godzący się z rezultatem zimnej wojny – niczym Niemcy po 1919 nie godzący się z porządkiem wersalskim), czy to do wybicia się na pełną niepodległość (narody zagrożone imperializmem rosyjskim). W strukturze polskiego położenia geopolitycznego istnieje zatem, niczym przed 1939 r., czynnik konserwatywny – Zachód – syty, mający poczucie bezpieczeństwa (znacznie większe niż w okresie międzywojennym) i nie życzący sobie istotnych zmian; czynnik dynamiczny w sensie pozytywnym – Polska, kraje bałtyckie, narody położone między UE a Rosją - dążący do umocnienia porządku postzimnowojennego i kontynuowania procesu rozszerzania instytucji zachodnich na Wschód (dla którego trudno znaleźć odpowiednik w Europie lat 1921-1939, a którego krótkotrwałym ówczesnym ekwiwalentem była polska polityka prometejska do momentu podpisania pokoju ryskiego) oraz czynnik dynamiczny w sensie negatywnym – Rosja dążąca do rewizji wyniku zimnej wojny.

         Siła obozu rewizjonistycznego jest jednak znacząco mniejsza niż przed wojną, a fundamenty obecnego porządku międzynarodowego, przede wszystkim z uwagi na stałą obecność USA na Starym Kontynencie, znacznie solidniejsze. Koniec zimnej wojny zredukował wprawdzie amerykańską obecność militarną po tej stronie Atlantyku, Stany Zjednoczone nie popadły jednak w izolacjonizm niczym w latach 1919-1941, lecz z różnym natężeniem pozostają najważniejszym graczem w polityce europejskiej[14].

Rosja jest osamotniona w swym rewizjonizmie. III Rzesza mogła zaś liczyć nie tylko na wspólne wraz z ZSRR burzenie nienawistnej Europy, zbudowanej przez triumfującą ententę, ale także na cierpiące na przerost ambicji Włochy i głęboko skrzywdzone Węgry, z których każde na swój sposób destabilizowało porządek wersalski. Dochodziły do tego irredenty ukraińska i chorwacka. Rosji, od czasu upadku Miloševicia brak tego typu wspólników. Jej jedyni sojusznicy – Białoruś i Armenia – są siłą konserwatywną, a nie dynamiczną. Mińsk najchętniej uniknąłby wszelkich zmian, zaś Erewań pragnie zachować korzystny dla siebie wynik wojny o Górny Karabach. Oba państwa są zatem w sensie geopolitycznym syte i nie mają ochoty pomagać Rosji w rozsadzaniu istniejącego porządku, czego widomym przejawem jest ich niechęć do oficjalnego uznania proklamowanej przez Moskwę niepodległości oderwanych od Gruzji prowincji.

 

         Zupełnie inaczej wygląda także sytuacja na Zachodzie. RFN w żadnej płaszczyźnie nie przypomina międzywojennych Niemiec. Jest wprawdzie czynnikiem dynamicznym – dążącym do zmiany zastanego systemu. Zmiana ta miałaby polegać na zrzuceniu dominacji amerykańskiej na Starym Kontynencie i wzmocnieniu pozycji własnej – jako największego państwa Unii Europejskiej. Berlinowi nie chodzi jednak o fundamentalną przebudowę stosunków międzynarodowych, ani o zyski terytorialne – jak w latach 1919-1939. Nie ma też żadnych zamiarów wojennych, a pacyfizm niemieckiej opinii publicznej jest wręcz tak daleko posunięty, że stanowi groźbę dla spoistości Sojuszu Północnoatlantyckiego.

         Najistotniejszą cechą obszaru położonego na zachód od granic Polski jest fakt jego ujęcia w struktury NATO i Unii Europejskiej. Obie te organizacje podlegają osobnej ewolucji, są jednak silną kotwicą dla polityki niemieckiej, utrudniając jej renacjonalizację. Ta ostatnia jest mimo to w toku. Do życia politycznego RFN wchodzi bowiem pokolenie, dla którego II wojna światowa nie jest już obciążeniem moralnym.

Niemcy w latach 1990-tych były bardzo pomocnym sojusznikiem Polski w jej staraniach o członkostwo w NATO i w UE. Widmo chaosu na obszarze od Władywostoku po Brześć, podsycane krwawym dramatem Jugosławii (traktowanej jako model mini-ZSRR, której rozpad rysował w wyobraźni polityków europejskich, w tym i niemieckich, wizje możliwego rozwoju wydarzeń na obszarze postsowieckim), silnie motywowało RFN do zadbania o barierę ochronną na wschód od swych granic. Pucz Janajewa (1991)[15] i rozstrzelanie parlamentu przez czołgi Jelcyna (1993)[16] były swoistym memento przypominającym, iż sprawa nie może czekać. Z mniejszym zatem dramatyzmem niż w latach 1918-1920 (nie toczyła się wojna), ale w oparciu o podobny mechanizm (obawa przed rozlewaniem się chaosu), Polska uzyskała poparcie Zachodu dla swej roli kraju frontowego, osłaniającego UE i NATO od wschodu. Berlin, w swym własnym dobrze pojętym interesie, dążył do rozciągnięcia strefy stabilności, dobrobytu i demokracji na swych najbliższych sąsiadów (Polskę, Czechy i Węgry) i cel ten osiągnął. Zmieniło to jednak układ geopolityczny wokół Rzeczypospolitej. Niemcy z adwokata spraw polskich, stały się przeciwnikiem strategicznych priorytetów Warszawy. Polska, przystępując do NATO w 1999 r. i do UE w roku 2004, wyczerpała bowiem paliwo polityczne napędzające jej współpracę z RFN. Polsko-niemiecka wspólnota interesów strategicznych ustała. Konflikty wokół wojny w Iraku i natury relacji transatlantyckich, odmienność spojrzeń Warszawy i Berlina na problem dalszego rozszerzania NATO i UE, na system decyzyjny w Radzie Unii Europejskiej („spór Nicea czy Lizbona”[17]), na politykę energetyczną oraz na pożądane miejsce Rosji w europejskiej architekturze bezpieczeństwa, są tego widomą oznaką. Dynamizm polityczny Niemiec ma przy tym zmienną amplitudę – zależną od partii dominującej w koalicji rządowej. Niemcy Helmuta Kohla, występując we wspomnianej roli adwokata interesów Europy Środkowej w tym i Polski, posiadały zdolność wchodzenia w konflikt polityczny z Rosją czy to o rozszerzenie NATO, czy też o rozwiązanie sporów postjugosłowiańskich, gdzie popierały Chorwację przeciw prorosyjskiej Serbii. RFN pozostawała przy tym jednym z filarów atlantyzmu europejskiego, co dodatkowo wzmacniało polsko-niemiecką wspólnotę interesów. Niemcy doby Gerharda Schrödera zerwały z tą polityką. Sprzymierzyły się z Francją i z Rosją w dziele redukcji skali dominacji amerykańskiej w Europie. Polityka oparta na haśle „mniej Ameryki, więcej Rosji w europejskiej strukturze bezpieczeństwa” musi zaś być w Warszawie uznawana za samobójczą.

Niemcy doby Angeli Merkel naprawiły stosunki transatlantyckie, ale nie zdołały powrócić do przymierza z Europą Środkową, nadal preferując Rosję i uznając swe cele strategiczne w bezpośrednim sąsiedztwie – tzn. w zachodnich państwach WNP - za zasadniczo osiągnięte. Polska staje zatem wobec problemu „falowania” polityki niemieckiej od skrajnego antyamerykanizmu i prorosyjskości (Schröder) do umiarkowanego proamerykanizmu i pragmatycznej – tzn. unikającej kosztów ewentualnych starć politycznych - prorosyjskości (Merkel). Nie jest to „duch Rapallo”, gdyż Niemcy nie są pariasem Europy, jakim były w 1922 r., lecz jej rdzeniem i nie szantażują Francji wizją zbliżenia z Rosją, wprost przeciwnie, mają jej wyraźne poparcie dla swej polityki wobec Moskwy często – (szczególnie w erze Jacquesa Chiraca) traktowanej w Paryżu jako instrument osłabienia wpływów USA.

Zupełnie odmienne niż 70-80 lat temu są także same relacje francusko-niemieckie. Dawny silny antagonizm zastąpiony został współpracą obu państw, działających w charakterze rdzenia Unii Europejskiej i jej głównej siły napędowej. Nie jest to współpraca bezproblemowa (Francja ma priorytety śródziemnomorskie, Niemcy zaś wschodnioeuropejskie), ale stanowi istotny składnik sytuacji geopolitycznej na naszym kontynencie. Polska nie ma obecnie wielkich możliwości gry na sprzecznościach niemiecko-francuskich, które były zasadniczą osnową polityki zagranicznej II Rzeczypospolitej na kierunku zachodnim. Mimo postępującego rozczarowania Francji postawą RFN, która nie zamierza zamieniać dominacji amerykańskiej na francuską, z Paryża do Berlina jest dziś politycznie znacznie bliżej niż z którejkolwiek z tych stolic do Warszawy. Tłumaczy to zasadniczą miałkość Trójkąta Weimarskiego, który nigdy nie stał się forum żadnego istotnego rozstrzygnięcia, i który z natury rzeczy, najsprawniejszy może być w roli „pasa transmisyjnego” decyzji francusko-niemieckich do Polski.

Wspomniane „falowanie” polityki niemieckiej powoduje okresową zmienność położenia geopolitycznego Rzeczypospolitej. Skłócone ze Stanami Zjednoczonymi Niemcy Schrödera, wychodząc z tradycyjnej roli RFN, będącej od czasów Adenauera wiernym sojusznikiem USA, podnoszą wartość Polski w oczach Waszyngtonu, awansując Warszawę do roli największego alianta USA na kontynencie europejskim. Jednocześnie jednak promują one współpracę niemiecko-rosyjską wrogą interesom naszego kraju, czego symbolem jest Gazociąg Północny. Niemcy Merkel nie współpracują z Federacją Rosyjską tak ostentacyjnie, a nawet, choć niechętnie, zdolne są do poparcia Warszawy w jej sporach z Kremlem, jak miało to miejsce w 2007 r. na szczycie UE-Rosja w Samarze, gdzie dyskutowano sprawę rosyjskiego embarga na polskie produkty rolne. Nie oznacza to jednak rezygnacji Berlina ze strategicznej współpracy z Moskwą w dziedzinie energetycznej. Jednocześnie odejście Merkel od antyamerykanizmu z czasów rządów SPD, likwiduje specjalne znaczenie Polski, jakie ten ryt polityki niemieckiej nadawał naszemu krajowi w oczach decydentów z nad Potomaku.

 

         Inaczej niż w okresie międzywojennym wygląda sytuacja w regionie Europy Środkowej. Największy z jej narodów – Ukraińcy, uzyskawszy własne państwo, stał się czynnikiem umacniania istniejącego ładu i jego rozszerzania na Wschód, a nie burzenia – jak w okresie międzywojennym. Rewizjonizm węgierski znajduje swe ujście w trosce o prawa mniejszości narodowych, a nie w programie zmiany granic państwowych, Litwa – uparcie wroga Rzeczypospolitej w okresie międzywojennym, stała się obecnie najbliższym sojusznikiem Polski. Podzielone na osobne państwa Czechy i Słowacja nie mają ambicji konkurowania z Warszawą o prymat w Europie Środkowej, ani o tytuł głównego sojusznika państwa - hegemona bezpieczeństwa europejskiego. Międzywojenny klientelizm Pragi wobec Paryża, w znacznej części motywowany wolą zdystansowania Warszawy w stopniu zbliżenia się do Francji, nie ma swego odpowiednika w relacjach w trójkącie USA-Czechy-Polska. Znacznie mniej intensywne są natomiast stosunki Rzeczypospolitej z Rumunią, co wynika z braku wspólnej granicy i z niedoceniania mniejszych partnerów w regionie przez obecną, zorientowaną na wielkie mocarstwa, polską klasę polityczną. Słabsze jest także niż przed wojną, tak w Warszawie, jak i w Bukareszcie poczucie zagrożenia rosyjskiego. W opisanej sytuacji, mimo istotnych trudności (Słowacja Mečiara i Fico, Węgry Gyurcsány’ego), projekt zbudowania współpracy w obszarze Międzymorza od Estonii po Rumunię wydaje się łatwiejszy niż w okresie międzywojennym.

 

Bezpieczeństwo narodowe III Rzeczypospolitej opiera się na fundamentach zewnętrznych. Polska współczesna, odmiennie od swej międzywojennej poprzedniczki, nie podejmuje samodzielnego wysiłku dla jego wzmocnienia, a wprost przeciwnie, od roku wyraźnie redukuje swą odpowiedzialność w tym zakresie, tnąc budżet wojskowy i rezygnując z poboru, czyli decydując się na niewielką armię interwencyjną, służącą wzmocnieniu więzi międzysojuszniczych – czyli zewnętrznych filarów bezpieczeństwa i rezygnując z liczniejszej, ale nie przydatnej do misji zagranicznych armii obronnej, zdolnej do osłony kraju. Charakterystyczne dla współczesnej Polski lekceważenie czynnika wojskowego w stosunkach międzynarodowych jest najistotniejszą różnicą w postrzeganiu geopolitycznych reguł gry pomiędzy elitami II i III RP.

Owo zewnętrzne umocowanie bezpieczeństwa narodowego współczesnej Polski powoduje, iż do jego zachwiania nie jest konieczna zmiana proporcji potencjałów wojskowych Polski i Rosji (tak jak było to konieczne w wypadku Polski, ZSRR i Niemiec w latach 1918-1939). Zanik gwarancji zewnętrznych (trwała lub czasowa, rzeczywista, czy jedynie domniemana niemożność wywiązania się USA/NATO ze swych zobowiązań sojuszniczych) natychmiast doprowadziłby do destabilizacji położenia międzynarodowego III RP. Ponieważ główny gwarant – Stany Zjednoczone jest supermocarstwem o interesach i zobowiązaniach globalnych, położenie geopolityczne Polski nabrało znacznie szerszych –światowych ram. Konflikt japońsko-chiński w Mandżurii nie był w stanie zachwiać położeniem międzynarodowym II Rzeczypospolitej. Ewentualna wojna jądrowa USA z Koreą Pn. lub z Iranem, czy starcie z Chinami, wiążąc siły amerykańskie w odległym regionie świata, osłabiłyby natomiast wiarygodność gwarancji Waszyngtonu i rodziły w Rosji pokusę przetestowania ich rzeczywistego znaczenia, co mogłoby wieść do podważenia fundamentów bezpieczeństwa III Rzeczypospolitej. Unia Europejska w zakresie twardego bezpieczeństwa żywo przypomina zaś międzywojenną Ligę Narodów i nie byłaby w stanie zastąpić USA w roli głównego stabilizatora regionu.

Składnikiem geopolitycznego położenia kraju jest także jego wyobrażona przez innych pozycja na politycznej mapie świata. W tym zakresie porównanie pozycji II i III Rzeczypospolitej nie jest łatwe. Z jednej strony trudno sobie dziś wyobrazić, aby Polska z sukcesem starała się o miejsce półstałe w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w wypadku uzyskania w niej stałego członkostwa przez Niemcy, tak jak miało to miejsce w odniesieniu do Rady Ligi Narodów w roku 1926, o czym wyżej wspomniano. Czy jednak jest to dobry miernik prestiżu państwa? Czy wskazanie na udział Wojska Polskiego w misjach w Iraku i w Afganistanie z wydzieleniem własnej strefy stabilizacyjnej nie jest kontrargumentem wobec tezy o niższości pozycji międzynarodowej III RP w stosunku do jej międzywojennej poprzedniczki? W oczach polskiej opinii publicznej z całą pewnością nie. I w tym wypadku skłonny byłbym przyznać jej rację. Liga Narodów w połowie lat 1920-tych cieszyła się wysokim prestiżem – była u szczytu swej potęgi i ówczesne, choćby i częściowe uznanie polskich racji było odzwierciedleniem wysokiej pozycji międzynarodowej państwa polskiego. Demonstrowane przez współczesną Polskę wojskowe zdolności ekspedycyjne nie są osiągnięciem tej samej miary.

Tak Polska międzywojenna, jak i współczesna musiała/musi walczyć o uznanie swej pozycji międzynarodowej. Od roku 1709 – od bitwy pod Połtawą, Europa przywykła bowiem do sytuacji, w której między Niemcami a Rosją nie ma liczącego się ośrodka woli politycznej. Jego istnienie, tak w latach 1918-1939, jak i po 1989 z trudnością przebija się do świadomości klas rządzących i opinii publicznej naszego kontynentu. III Rzeczpospolita poddana przez 13 lat procesowi przystępowania do Unii Europejskiej, którego istotą było dostosowywanie się do reguł tworzonych bez udziału Warszawy, dopiero od pięciu lat ma okazję potwierdzania swej pełnej podmiotowości międzynarodowej, co też czyni z większym (w latach 2005-2007) lub mniejszym (po 2007 r.) natężeniem. Sukces oręża polskiego z 1920 r. dał w tej dziedzinie zdecydowaną przewagę II Rzeczypospolitej, która, czy to lubiana, czy też nie, uznawana była jednak za liczący się czynnik siły na kontynencie europejskim. Współczesna Polska nie zdołała osiągnąć tego statusu.

 

Porównanie położenia geopolitycznego II i III Rzeczypospolitej prowadzi zatem do szeregu istotnych wniosków. Można je uszeregować w następujące stwierdzenia:

1.    W obu epokach położenie międzynarodowe Polski miało charakter dynamiczny, przy czym w czasach II RP pozytywny wymiar zachodzących przemian wyczerpał się w roku 1923 – tzn. po ostatecznym ukształtowaniu się granic państwa, a w aspekcie strategicznym nawet wcześniej – tzn. w chwili rozstrzygnięcia wojny z Rosją Sowiecką. Nie zdoławszy doprowadzić do rozbicia imperium rosyjskiego, II Rzeczpospolita po 1921 r. skazana była na defensywę. Oczekiwano podnoszenia się Rosji i Niemiec z klęski I wojny światowej, a zatem negatywnej dla bezpieczeństwa RP zmiany układu sił geopolitycznych. Polska występowała więc w roli konserwatora porządku wersalskiego, czyniąc od tej zasady jedyny wyjątek w latach 1938-1939, kiedy to wzięła udział w rozbijaniu Czechosłowacji, co obecnie zgodnie wszyscy historycy polscy uznają za błąd.

2.    Dzisiejszy dynamizm sytuacji międzynarodowej ma nadal (choć nie wyłącznie) wymiar pozytywny. Polska, popierając prozachodnie aspiracje Gruzji i Ukrainy, oraz demokratyzację i okcydentalizację Białorusi, sama jest ofensywnym czynnikiem dynamizującym własne otoczenie międzynarodowe. Proces ten od 1999 r. przebiega równolegle do procesu odradzania się potęgi Rosji (który zresztą może ulec załamaniu) i słabnięcia związków transatlantyckich między USA a Niemcami oraz do zaniku polsko-niemieckiej wspólnoty celów strategicznych istniejącej w latach 1990-tych. Dynamizm trzech ostatnich wymienionych procesów ma zaś dla Polski wymiar negatywny.

3.    Rola USA w Europie powoduje, że sytuacja międzynarodowa Polski jest znacznie stabilniejsza, a bezpieczeństwo bez porównania większe, niż w okresie II Rzeczypospolitej. Jest ono jednak bardziej niż przed wojną podatne na wstrząsy występujące w odległych od Polski rejonach, a to z uwagi na globalny charakter interesów i polityki Waszyngtonu, będącego głównym stabilizatorem pola bezpieczeństwa RP. Czynnikiem zwiększającym stabilność jest także wykluczenie konfliktów zbrojnych między państwami zachodnimi poprzez fakt ujęcia Europy w struktury Unii Europejskiej i NATO. Najgłębszą zmianę w tym wymiarze pomiędzy współczesnością a okresem międzywojennym symbolizuje pojednanie, a często także strategiczne partnerstwo niegdysiejszych zaciekłych wrogów – Francji i Niemiec.

4.    Czynniki negatywnie dynamizujące geopolityczne położenie Polski pozostały w sensie geograficznym te same – są nimi Rosja i Niemcy. Inna jest jednak natura wytwarzanych przez nie zagrożeń i inny rozkład proporcji szkodliwości obu sąsiadów. Negatywne aspekty polityki niemieckiej przeważają nad pozytywnymi dopiero od czasów sporu o wojnę w Iraku – tzn. od 2003 r. III RP nie grozi ze strony zachodniego sąsiada podbój, ani konflikt zbrojny. Niemiecki rewizjonizm terytorialny, będący jednym z dwóch (obok sowieckiego ekspansjonizmu) głównych problemów II Rzeczypospolitej, obecnie oficjalnie nie istnieje, a przynajmniej nie jest wyrażany przez żadne liczące się siły polityczne w RFN. Problem z Berlinem jest zatem raczej kwestią niemieckiego dążenia do marginalizacji i klientelizacji Polski oraz do redukcji amerykańskiej dominacji w Europie, do czego niekiedy (zależnie od koalicji rządzącej) instrumentalnie wykorzystywana jest Rosja. Niemcy są zatem groźne głównie jako adwokat interesów rosyjskich w UE i w NATO i czynnik do spółki z Francją redukujący wpływy amerykańskie.

5.    „Falowanie” polityki niemieckiej (jej okresowy antyamerykanizm, który – skoro jest opłacalny wyborczo, będzie zapewne narastał) powoduje zmianę wartości Polski w oczach Waszyngtonu. Antyamerykańskie Niemcy (SPD) podnoszą wartość Rzeczypospolitej jako alianta USA, ale jednocześnie, przez swą skrajną prorosyjskość, stawiają ją w trudnym położeniu w Europie; umiarkowanie atlantyckie Niemcy (CDU-CSU) redukują znaczenie Warszawy nad Potomakiem, ale i zmniejszają skalę ostentacyjności współdziałania niemiecko-rosyjskiego wbrew interesom RP.

6.    Zagrożenie rosyjskie ma bardziej tradycyjny charakter. Tylko wojskowa dominacja USA i fakt przynależności Polski do NATO chroni Warszawę przed groźbą rosyjskiego szantażu wojskowego i presji militarnej, które choć stosowane niekiedy przez Moskwę (groźba rozmieszczenia rakiet typu Iskander w Obwodzie kaliningradzkim, czy wycelowania rakiet balistycznych w terytorium RP), pozbawione są w istniejącej sytuacji powagi niezbędnej dla ich skuteczności. Poza tym wpływ Rosji na położenie geopolityczne Rzeczypospolitej (Europy Środkowej) wyraża się starą formułą, którą można sprowadzić do stwierdzenia, iż: Wartość polityczna Polski w oczach Zachodu jest odwrotnie proporcjonalna do stopnia jego satysfakcji z polityki prowadzonej przez Moskwę, co mogliśmy obserwować w latach 1917-1923 (pozytywnie), 1941-1945 (negatywnie), w sierpniu 1991 - pucz Janajewa – (pozytywnie), 2001-2003 – od zamachów z 11 IX do wojny irackiej (negatywnie), 2003-2009 od wojny irackiej, do narastania nuklearnej groźby ze strony Korei Pn. i Iranu (pozytywnie), 2009 - ?

7.    Polska nie istnieje obecnie jako liczący się czynnik militarny w Europie Wschodniej, który istotnie wpływałby na geopolitykę regionu. Jest to zasadnicza różnica w stosunku do okresu międzywojennego, kiedy to prestiż wojskowy Rzeczypospolitej chronił przed ZSRR niepodległość państw bałtyckich, a częściowo także, i to na zasadzie wzajemności, integralność terytorialną Rumunii.

8.    Spośród siedmiu sąsiadów II Rzeczypospolitej (nie licząc Wolnego Miasta Gdańska) międzywojenna Polska dobre relacje miała jedynie z trzema (Łotwą, Rumunią i Węgrami); III RP chłodne stosunki ma jedynie z dwoma (Białoruś i Rosja) z pozostałymi pozostając w relacjach przynajmniej formalnie, a na ogół także i faktycznie sojuszniczych.

 

Istnienie niepodległej Ukrainy i rola USA w świecie, a szczególnie w Europie oraz demokratyczna i pokojowa natura państwa niemieckiego, zakotwiczonego w UE i w NATO, rozstrzygają o tym, iż obecne położenie geopolityczne Polski musi być uznane za daleko bardziej korzystne od tego z lat 1918-1939. Wciąż możliwe trwałe polityczne przesunięcie Ukrainy, Białorusi, Gruzji i Mołdawii na Zachód zmieniłoby tę sytuację na jeszcze lepszą. Najbardziej przekonującym dowodem na rzecz tej tezy jest zaś fakt, iż o ile II Rzeczpospolita od momentu okrzepnięcia swych granic zmuszona była prowadzić politykę defensywną (ze wspomnianym czechosłowackim wyjątkiem), o tyle III RP jest w nieustającej ofensywie. Do roku 1993 pozbyła się zależności od ZSRR, Układu Warszawskiego, RWPG i wyprowadziła wojska rosyjskie ze swego terytorium; w roku 1999 osiągnęła członkostwo w NATO; w roku 2003, przez udział w misji irackiej wsparła jego rozszerzenie na swych bałtyckich sąsiadów i Słowację, w roku 2004 przystąpiła do UE, wychodząc z naturalnej dla okresu akcesyjnego pozycji petenta i uzyskując głos przy stole decyzyjnym w instytucjach unijnych. Od tego czasu najważniejszym celem strategicznym Polski stała, czy raczej powinna się stać, okcydentalizacja jej bezpośrednich wschodnich sąsiadów – tzn. wydobycie ich spod dominacji Moskwy i wprowadzenie do instytucji świata zachodniego. Wypełnienie tego zadania będzie ukoronowaniem budowy takiej struktury geopolitycznej pola bezpieczeństwa Rzeczypospolitej, jaka najlepiej odpowiadałaby jej interesom. Tylko sytuacja, w której Europa Środkowo-Wschodnia – tzn. Polska, kraje bałtyckie, Ukraina, Białoruś, Mołdawia i Rumunia, sprzymierzone z Gruzją, jako państwa demokratyczne, staną w zakresie bezpieczeństwa (militarnego, energetycznego, ekonomicznego, itd.) na własnych nogach, będzie mogła być uznana za stabilną. Obecny okres amerykańskiej protekcji daje nam czas na zbudowanie owego autonomicznego systemu, nie wiemy jednak jak długo będziemy mogli jeszcze z niego korzystać. Innych liczących się ośrodków siły, zdolnych do oddziaływania na nasz region w wymiarze strategicznym, nie ma. Unia Europejska może być w podejmowanych wysiłkach modernizacyjnych pomocna, ale w ocenie jej użyteczności powinniśmy pamiętać o tej prostej prawdzie, że każda skuteczna polityka wymaga zgody na ponoszenie jej kosztów. Projekt okcydentalizacji wschodniego sąsiedztwa Polski pociąga zaś za sobą nieunikniony koszt w postaci konfliktu politycznego z Rosją. Skala gotowości Francuzów, Hiszpanów, Włochów, itd. do poświęceń w imię demokratyzacji np. Białorusi, czy wsparcia Ukrainy, jest zaś mniej więcej taka, jak skala gotowości Polaków do ponoszenia kosztów stabilizowania i uzachodnienia Algierii, Maroka, Tunezji i Libii.



[1] Fraszka: Na króla z 1788. Poezja polskiego oświecenia. Antologia, pod red. Jana Kotta, Warszawa 1956, s.386. Stanisław August Poniatowski dla rozpropagowania przygotowań do wojny z Turcją u boku Rosji, która od 1787 r. walczyła z imperium osmańskim i godziła się łaskawie na przysłanie jej kontyngentu Wojska Polskiego, ufundował w Łazienkach pomnik Jana III Sobieskiego jako pogromcy Turków. Koncepcja współdziałania z Petersburgiem przeciw Stambułowi nie została zrealizowana, ale była pretekstem do aukcji wojska w dobie Sejmu Wielkiego. Szerzej patrz: E. Rostworowski, Sprawa aukcji wojska na tle sytuacji politycznej przed Sejmem Czteroletnim, Warszawa 1957, ss.293.

[2] W tymże roku Roman Dmowski opublikował swą słynną pracę Niemcy, Rosja i kwestia polska.

[3] Szerzej o relacjach II Rzeczypospolitej z owym ugrupowaniem patrz: A. Essen, Polska a Mała Ententa 1920-1934, Warszawa-Kraków 1992, ss.335.

[4] O geopolitycznych uwarunkowaniach walki Ukraińców o niepodległość w latach 1917-1923 patrz: P. Żurawski vel Grajewski, Sprawa ukraińska na Konferencji Pokojowej w Paryżu w roku 1919, Warszawa 1995, ss.128.

[5] Z racji bałkańskiego kontekstu konfliktu grecko-bułgarskiego pod Demir-Kepu, przypominającego rok 1914 r., szybkie jego spacyfikowanie przez LN zostało powszechnie, acz błędnie odczytane jako koronny dowód jej skuteczności. Szerzej patrz: K. Ahooja-Patel, The Greco-Bulgarian Dispute before the League of Nations 1925-1927. An Experiment in Peaceful Settlement, Genève 1974, ss.252. Por.: J. Barros, The League of Nations and the Great Powers: The Greek-Bulgarian Incident, 1925, “Slavic Review”, Vol. 30, No. 4 (Dec., 1971), s. 923-924.

[6] Niemcy w polityce międzynarodowej 1919 – 1939, t. I. Era Stresemanna, pod red. S. Sierpowskiego, Poznań 1992, ss.389. Por.: H. Korczyk, Przyjęcie Niemiec i Polski do Rady Ligi Narodów w 1926 roku, Wrocław 1989, s.201-235.

[7] Szerzej patrz: Z. Mazur, Pakt Czterech, Poznań 1979, ss.315.

[8] Szerzej patrz: H. Korczyk, op.cit., s. 286-334.

[9] Szerzej patrz: W. Michowicz, Genewska Konferencja Rozbrojeniowa 1932-1937 a dyplomacja polska, Łódź 1989, s.330-353.

[10] Szerzej o stosunku Polski do pomysłu Paktu Wschodniego patrz: M. Zacharias, Polska wobec zmian w układzie sił politycznych w Europie w latach 1932-1936, Wrocław 1981, s.156-178; o ewolucji sojuszu polsko-francuskiego: Henryk Bułhak, Polska-Francja z dziejów sojuszu 1922-1939, cz.I (1922-1932), Warszawa 1993, ss.320 oraz idem, Polska-Francja z dziejów sojuszu 1933-1936, Warszawa 2000, ss.178,

[11] O stanie zbrojeń europejskich w przededniu II wojny światowej patrz: M. Zgórniak, Europa w przededniu wojny. Sytuacja militarna w latach 1938-1939, Kraków 1993, ss.578.

[12] R. Szubański, Plan operacyjny „Wschód”, Łódź 1993, s.14-15.

[13] Publikacja tej treści ukazała się w Encyklopedii Wojskowej, w rubryce Historia - przeciwko kłamstwu i fałszerstwom, autorstwa płk. Siergieja N. Kowalowa z Instytutu Historii Wojennej Ministerstwa Obrony FR, o czym obszernie donosiła prasa polska. MON Rosji: Polska odpowiedzialna za II wojnę światową, „Gazeta Wyborcza”, 4 czerwca 2009 oraz J. Prus, P. Kościński, Obarczył Polskę winą za wojnę, „Rzeczpospolita”, nr 131(8337), 5 czerwca 2009, s.A11. Por.: Rosyjski historyk oskarża Polskę o wybuch II wojny, „Dziennik”, nr 131(952), 5.06.2009, s. 10.

[14] Szerzej o roli USA w polityce europejskiej po 1989 r. patrz: J. Kiwerska, Gra o Europę. Bezpieczeństwo europejskie w polityce Stanów Zjednoczonych pod koniec XX wieku, Poznań 2000, ss.462.

[15] Szerzej patrz: W. Marciniak, Rozgrabione imperium. Upadek Związku Sowieckiego i powstanie Federacji Rosyjskiej, Kraków 2001, s.147-151. Por.: A. Stelmach, Zmiana i stabilność w systemie politycznym współczesnej Rosji, Poznań 2003, s.48-52.

[16] W. Marciniak, op.cit., s.508-528.

[17] Szerzej patrz: P. Żurawski vel Grajewski, Nicejska równowaga, „Polska w Europie”, nr 1(45) 2004, s.23-41.

.: Powrót do działu Stosunki międzynarodowe :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,070266 sekund(y)