Od 1943 r., gdy powstawały komórki aparatu
bezpieczeństwa przy Gwardii Ludowej, a następnie Wydział Informacji przy wojsku
Berlinga, gdy podejmowano decyzję, że trzonem przyszłej bezpieki będą
funkcjonariusze wykształceni
w szkole NKWD w Kujbyszewie, nie było wątpliwości co do zadań, jakie stoją
przed tą formacją. Aparat bezpieczeństwa miał być “zbrojnym ramieniem partii”,
“mieczem rewolucji” – zdyscyplinowanym narzędziem służącym najpierw zdobyciu, a
następnie utrzymaniu władzy przez komunistyczną mniejszość.
Urząd, a po 1956 roku Służba Bezpieczeństwa pełniły
funkcje usługowe względem Polskiej Partii Robotniczej, a później Polskiej
Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR). W chwilach politycznych przełomów, gdy
społeczeństwo otwarcie buntowało się przeciwko wszechobecnemu terrorowi,
reprezentowanemu przez funkcjonariuszy UB-SB, członkowie władz PZPR celowo
dystansowali się od serwilistycznego względem siebie aparatu. Po raz pierwszy
manewr ten zastosowano w czasie “odwilży” 1956 roku. To wówczas nagłośniono
tezę o “wyrośnięciu” aparatu bezpieczeństwa ponad aparat partyjny.
To kłamliwe twierdzenie miało zdjąć z komunistów
ciężar odpowiedzialności za represjonowanie społeczeństwa. Jako rzekomy dowód
na jego prawdziwość ukazywano efekty wewnątrzpartyjnej czystki, której ofiarą
padł między innymi Władysław Gomułka. W oficjalnych komunikatach pomijano fakt,
że również
w tym przypadku bezpieka ściśle wykonywała zalecenia partyjnej wierchuszki.
Również i dziś teza ta jest powtarzana – aby uchronić od odpowiedzialności za
komunistyczne zbrodnie osoby kierujące partią w schyłkowym okresie PRL.
Wojciech Jaruzelski – I sekretarz KC PZPR czy
Mieczysław Rakowski – premier rządu w końcu lat 80., udając zdumienie faktem,
że bezpieka np. inwigilowała Kościół – powtarzają jedynie mechanizm stosowany
już wcześniej, np. przez Edwarda Ochaba. Tymczasem to partyjni przywódcy
wyznaczali cele działania SB
i to oni ponoszą odpowiedzialność za ich kierunek. Na ich biurka spływały
raporty i informacje syntetycznie przedstawiające efekty działań wykonywanych
przez SB na wyraźne zlecenie politycznego kierownictwa.
Oczywiście kolejni szefowie bezpieki wskazywali I
sekretarzom obszary, które ich zdaniem stanowiły największe zagrożenie dla
sprawujących władzę w Polsce Ludowej, ale to nie do nich należały ostateczne
decyzje. Hierarchiczność państwa totalitarnego sprawiała, że to partia była na
szczycie piramidy władzy.
Informacja ponad wszystko
Komunizm trwał dzięki ludziom partii. Zastanawiając
się nad zagadnieniem agentury, czyli szpicli ukrytych wśród opozycjonistów, nie
dostrzegamy, że PRL tworzyli jawnie działający zdrajcy polskiej sprawy.
Werbowania członków PZPR na tajnych współpracowników SB zabraniały przepisy,
ale to nie oznacza, że nie byli oni użyteczni dla aparatu represji. Zakładano
bowiem, że obowiązkiem każdego członka PZPR jest udzielanie pomocy organom
“bezpieczeństwa”.
Nie było zatem potrzeby pozyskiwania kogoś, kto i tak,
zapytany, udzielał informacji. Z perspektywy SB formalny charakter współpracy
był kwestią wtórną – podstawową sprawą było to, aby materiały niezbędne do
pracy operacyjnej znalazły się na biurku prowadzącego rozpracowanie
funkcjonariusza.
Obowiązujące przepisy łamano wprost – werbując
członków PZPR – lub też je obchodzono, uzyskując od partyjnych donosy, jednak nie werbując ich jako tajnych
współpracowników, a utrzymując mniej sformalizowany kontakt operacyjny.
Warto raz jeszcze podkreślić, że uzyskanie informacji było ważniejsze od
przestrzegania formalnych wymogów. Dlatego np. werbowani nie zawsze pisali
zobowiązanie współpracy. Od tego wymogu odstępowano wówczas, gdy sądzono, że
może to odstraszyć werbowanego lub zniechęcić go do resortu.
Pokój wynajmę…
Specyficznym rodzajem tajnego współpracownika był
właściciel lokalu kontaktowego (LK). Służba Bezpieczeństwa potrzebowała
zakonspirowanych pomieszczeń po to, aby organizować w nich spotkania, które z
różnych względów nie mogły się odbywać
w budynkach resortu lub w miejscach publicznych. Najczęściej
w lokalach kontaktowych spotykano się z agenturą. Pomieszczenie takie musiało
sprzyjać konspiracji – obecność pojawiających się tam osób nie mogła wzbudzać
podejrzeń, np. sąsiadów. Werbunek właściciela LK podlegał tym samym rygorom,
jak w przypadku każdego innego tajnego współpracownika – winien być zatem
celowy (a więc dokonywany dla osiągnięcia konkretnej korzyści operacyjnej), a
osoba werbowana musiała świadomie zgodzić się na współpracę.
Przykładem procedury werbunkowej mogą być działania
starszego referenta Sekcji 2 Wydziału II Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego w Krakowie ppor. Jerzego Wołkowicza. W styczniu 1952 roku w
raporcie o zatwierdzenie kandydata na werbunek pisał: Kandydat zostanie
zawerbowany na podstawie uczuć patriotycznych, gdyż jest aktywnym członkiem
PZPR, piastuje funkcję II-go Sekretarza POP przy Izbie Adwokackiej, [jest
osobą] o wysokim poziomie politycznym. Warunki materialne kandydata są
bardzo dobre, i tym samym w/w odmówiłby przyjęcia jakiegokolwiek wynagrodzenia
i czułby się obrażony.
Kilka dni później Wołkowicz meldował: W czasie
werbunku kandydat zachowywał się spokojnie, wykazując pełne zrozumienie i
przywiązanie polityczne do obecnej rzeczywistości, oświadczając że jest
człowiekiem, któremu jest droga linia Partii, która prowadzi masy pracujące do
Socjalizmu oraz precyzował: werbunek przebiegał od godz. 11.30 do godz.
12.40.
…obowiązek obywatelski…
Zwerbowanym był krakowski adwokat Maurycy Wiener,
członek PPR, a później PZPR. Werbunek przeprowadzono “na uczuciach
patriotycznych”, czyli Wiener dobrowolnie zgodził się na współpracę z UB.
Lokalowi nadano kryptonim “Janina”. W późniejszych latach został on przejęty
przez Wydział IV. Jak uzasadniał w sierpniu 1955 roku funkcjonariusz tego
wydziału chor. Kazimierz Prasil, lokal o ile chodzi o względy konspiracyjne
to odpowiada takowym, właściciel lokalu chętnie wypożycza go dla celów
operacyjnych […] w lokalu tym można odbywać spotkania z większą ilością
agentury bez obawy dekonspiracji, gdyż właściciel jest adwokatem i posiada cały
szereg klientów.
Rok później precyzowano: spotkania w tym lokalu
odbywano ze siecią wywodzącą się ze środowiska inteligencji, gdyż został do
tego celu zawerbowany. Zaznaczono zarazem, że właściciel lokalu jest
pozytywnie ustosunkowany do organów B[ezpie-czeństwa] P[ublicznego] i
swoją współpracę traktuje jako obowiązek obywatelski.
Choć we własnoręcznie spisanym zobowiązaniu do
współpracy Wiener stwierdził: Współpraca moja z organami BP będzie polegać
na wypożyczaniu mieszkania – nie ograniczyła się ona do użyczania kancelarii.
Wiener pod ps. “Janina” (przejętym od kryptonimu, jaki nadano lokalowi)
udzielał funkcjonariuszowi SB Janowi Knapczykowi informacji o środowisku
adwokackim, Towarzystwie Żydów w Krakowie (w którego władzach zasiadał) oraz
charakteryzował znane sobie osoby. Sporządzał także notatki i opracowania
dotyczące krakowskiej adwokatury. Ze swoim oficerem prowadzącym spotykał się w
krakowskich kawiarniach
i restauracjach: “Europejska”, “Fatima”, “Florianka”, “Literacka”, “Kopciuszek”, “Noworolski”, “Sportowa”,
“Wierzynek”, “Zamkowa”.
…gotów wykonać każde zadanie…
W listopadzie 1960 roku Knapczyk raportował, że Wiener
dla nas jest gotów wykonać każde zadanie czy inne świadczenia. Dodawał
przy tym, że dotychczas wynagradzano właściciela upominkami co pewien okres
czasu, natomiast gospodyni płacono w zależności od częstości spotkań od 200 do
300 zł miesięcznie za sprzątanie i mycie naczyń po kawie.
W 1966 roku w związku z sytuacją rodzinną,
komplikującą wykorzystanie LK i grożącą dekonspiracją, funkcjonariusze SB
zdecydowali zakończyć trwającą 15 lat współpracę, ale jednocześnie Knapczyk
zaznaczył: Z właścicielem podtrzymać kontakt służbowy – gdyż ma ciekawe
kontakty w środowisku prawniczym. W obowiązującej wówczas instrukcji o
pracy operacyjnej zaznaczono, że zadania służby bezpieczeństwa na pewnych
odcinkach dyktują konieczność utrzymywania kontaktów
z tymi, którzy z racji zajmowanego stanowiska zawodowego posiadają w zasadzie
obowiązek meldowania o przejawach działalności przestępczej, jakie zdarzyłyby
się na odcinku ich pracy.
Dopiero wydarzenia 1968 roku sprawiły, że Wiener
przestał być wykorzystywany operacyjnie, a zaczęto zbierać na niego materiały.
Jeszcze w październiku 1970 r. starszy inspektor Wydziału III kpt. Ludwik
Kurach pisał: Zajmuje postawę proizraelską, reprezentuje dwulojalność.
Zmiana priorytetów w polityce międzynarodowej prowadzonej przez ZSRS wpłynęła
na zmianę polityki wewnętrznej w PRL, a efektem tego była inwigilacja członka
PZPR dotychczas uznawanego za lojalnego wobec systemu i zapewniającego
wartościowe donosy.
LK “Magister”
Również inny znany krakowski adwokat i członek PZPR
został zwerbowany w charakterze właściciela lokalu kontaktowego.
W 1958 roku funkcjonariusze Inspektoratu Departamentu I SB
w Krakowie pozyskali w charakterze “punktu adresowego” Kazimierza Buchałę. Na
jego adres przychodziła konspiracyjna korespondencja wywiadu SB. Jak podkreślał
w sierpniu 1961 roku starszy oficer operacyjny Wydziału III kpt. Faltus, w
1959 r. zrezygnowano z wymienionego ze względów nieodpowiadających w dalszym
ciągu Departamentowi I MSW.
Faltus pragnął jednak nawiązać kontakt z Buchałą –
wówczas asystentem na Wydziale Prawa UJ, aby go wykorzystać do rozpracowania
prof. Adama Vetulaniego – w tym czasie kierownika Katedry Historii Państwa i
Prawa Polskiego na tym samym wydziale. Działania funkcjonariusza SB były zgodne
z obowiązującą od lipca 1960 r. “Instrukcją o podstawowych środkach i formach
pracy operacyjnej SB”. Zapisano w niej, że w pewnych wypadkach natrafimy na
ludzi, którzy dawniej związani byli ściślejszą współpracą ze Służbą
Bezpieczeństwa. O ile mamy o nich dobrą opinię, należy wykorzystać ich
możliwości.
Faltus spotkał się z Buchałą po raz pierwszy 31 sierpnia
1961 roku Już wówczas przyszły dziekan Wydziału Prawa scharakteryzował swych
kolegów, dzieląc pracowników wydziału na “grupę katolicką” oraz “grupę
materialistów”. Faltus po spotkaniu zanotował: Ponieważ w rozmowie wykazał
się chętny do przekazywania wiadomych mu okoliczności zaproponowałem mu czy
mógłby nam udzielić pomocy w rozeznaniu tego środowiska,
w którym przebywa a widzi, że osoby te postępują niewłaściwie. Wyraził swe
chęci i w większym stopniu jak do tej pory zwróci na nie uwagę. Uzgodniono, że
po jakimś czasie przedzwonimy do niego i umówi się kolejne spotkanie, na co
wyraził zgodę.
Bliski przyjaciel
W lutym 1962 roku Buchałę przejął od Faltusa kpt.
Józef Mielecki. Klasyfikowany w dokumentacji operacyjnej jako b. t.w. (były
tajny współpracownik) Buchała udzielał informacji na temat “grupy katolików” z
Wydziału Prawa UJ. Wykorzystywano je w prowadzonej od 1959 roku sprawie krypt.
“Wenecja” – wymierzonej przeciwko krakowskim uczonym, których SB podejrzewała o
kontakty z emigracyjnym Polskim Stronnictwem Ludowym i prof. Stanisławem Kotem.
Od maja 1962 r. “Magister” przekazywał również
Mieleckiemu informacje o środowisku adwokackim. Mielecki podkreślał lojalność
donosiciela wobec SB pisząc, że pytany o jednego z aplikantów źródło
“Magister” oświadczył, że ob. Dyka Zbigniew to jego bliski przyjaciel i może go
dokładnie scharakteryzować.
W przypadku Buchały formalizacja współpracy nie była potrzebna – Mielecki i bez
tego uzyskiwał od niego niezbędne do działań operacyjnych informacje.
Łączność “Magistra” z Mieleckim z różnym natężeniem
spotkań utrzymywała się z pewnością do marca 1971 roku. W związku ze zmianami w
języku operacyjnym SB od 1967 roku w dokumentach operacyjnych klasyfikowano go
jako pomoc obywatelską (po), od 1969 r. jako kontakt poufny (k.p.), a od 1970
roku jako kontakt operacyjny (k.o.). Pisano już zatem o spotkaniach nie
z b. t.w. “Magister”, ale z po, k.p., a później k.o. “KB”.
Od końca lat 60. ówczesny dziekan Rady Adwokackiej w
Krakowie przekazywał informacje dotyczące głównie krakowskich adwokatów. Według
notatki służbowej z października 1968 roku na przedstawionej mu liście literą
“Ż” oznaczał adwokatów pochodzenia żydowskiego. Z końcem 1969 roku udzielał SB
pomocy w dostaniu się do pomieszczeń Zespołu Adwokackiego nr 4 – co wiązało się
z prowadzoną inwigilacją adwokata Kazimierza Ostrowskiego.
Jest oczywistością, że nazwiska tajnych
współpracowników, którzy dotąd uchodzili za działaczy opozycji, wzbudzają
medialne zainteresowanie. Jednocześnie jednak nie można zapominać, że to działacze
partyjni tworzyli komunistyczną dyktaturę i w rozmaity sposób byli
wykorzystywani dla wzmocnienia systemu – także w roli jawnych lub tajnych
konfidentów.
Tekst ukazał się w książce Polska konfidencka
(Kraków 2006) w serii Instytutu Pamięci Narodowej i Ośrodka Myśli Politycznej
„Z archiwów bezpieki – nieznane karty PRL”.
Pierwodruk: F. Musiał, Zaufani towarzysze,
“Dziennik Polski”, 29 VII 2005.
Filip Musiał
ur. 1976, dr, politolog, historyk, pracuje w
Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie, sekretarz redakcji “Zeszytów
Historycznych WiN-u”, członek Ośrodka Myśli Politycznej. Autor książek: Skazani
na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie 1946-1955; Polityka
czy sprawiedliwość? Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie (1946-1955). Współautor
książek: Kościół zraniony. Sprawa księdza Lelity i proces kurii krakowskiej;
Komunizm w Polsce; Twarze krakowskiej bezpieki. Obsada stanowisk
kierowniczych Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Krakowie.
Informator personalny.