a) ks. II, r. I-II, ss. 109-114
Kilka słów
o władzy naczelnej
Człowiek, jako istota naraz moralna i zepsuta, sprawiedliwa
w pojęciach, przewrotna w swej woli, potrzebuje koniecznie ręki,
która by nim rządziła; inaczej, byłby naraz i towarzyskim i
nietowarzyskim, a społeczeństwo ludzkie stałoby się zarazem
tyle potrzebnym, ile i niemożebnym do zawiązania. Widzimy w
sądach bezwzględną potrzebę nieograniczonej władzy, bo człowiek
powinien być zupełnie tak rządzonym, jak bywa sądzonym, a to
głównie dlatego, iż gdzie nie ma wyroku, tam jest ciągła
walka.
Pod
tym względem, równie jak pod wieloma innymi, człowiek nic by
lepszego nie wymyślił, ani zdołał sobie wyobrazić, jak to co
dziś istnieje, to jest tej potęgi, która kieruje ludźmi wedle
ogólnych prawideł, zastosowanych nie do pewnych ludzi, i do
pewnych okoliczności, ale dających się stosować do wszystkich
epok, do wszystkich ludzi, i we wszystkich przypadkach.
Człowiek, który z przeczucia niemal wrodzonego, pojmuje rząd
głównych zasad, o ile one osobistej jego woli nie uciskają,
przystaje na nie, a stąd sprawia tak zawiązanie się społeczeństwa,
jak postawienie Najwyższej władzy, możliwymi.
Wypadki, w których by władza pomyliła się w wymiarze sprawiedliwości,
są niezawodnie rzadsze, od dobrodziejstw, jakie zaprowadza.
Widzimy również, że i wyroki sądownictwa stronnicze są nieskończenie
rzadszymi, od orzeczeń ugruntowanych na prawie. Gdyby się rzecz
miała inaczej, to wymiar sprawiedliwości byłby równie niemożliwym,
jak władza.
Najrozwiązlejszy Monarcha, nie zabrania ścigać w sądach publicznego
zgorszenia, a gdy sam stoi ponad wszelkimi sądami, przeto chociażby
on w domowym życiu mniej budujące dawał przykłady, to przecież
prawa powszechne niemniej bywają zawsze wykonywane.
Skoro człowiek z praw konieczności żyć w społeczeństwie i
rządzonym być musi, w nim przeto wola jego wcale nie wpływa
na ustanowienie rządu. Jeżeli bowiem ludom nie służy prawo wyboru,
co do przyjęcia lub odrzucenia dwóch konieczności to jest życia
towarzyskiego i władzy, ale ta ostatnia wypływa z samej natury
zasad dla człowieka przepisanych, a zatem władający narodami,
nie istniejąc laski lub woli ludu, ale w moc przeważnych
zasad urządzających społeczeństwo.
Pytano często czy król był postanowiony dla narodu, czy naród
dla króla. Pytanie to nie nastręcza pola do szerokich uwag,
bo obydwa te przypuszczenia są fałszywe oddzielnie, a prawdziwe
w połączeniu. Naród dla króla, król dla narodu; a obie strony
postanowione dlatego, ażeby istniała władza i przez nią społeczność.
W zegarku wielka sprężyna nie zrobiona jest dla wahadła,
ani też wahadło dla sprężyny: ale każde w szczególności jedno
dla drugiego, a oboje razem dla oznaczenia godziny.
Nie masz władzy bez narodu, nie masz narodu bez władcy. Naród
więcej winien władzy, jak władza narodowi; bo naród zawdzięcza
mu byt towarzyski i wszystko dobre, które zeń wypływa, kiedy
tymczasem monarcha przy władzy ma w korzyści tylko czcze blaski,
które nie wpływają na jego osobiste szczęście a nawet czasem
stają mu się ciężarem. (...)
Nikt zapewne nie ma zamiaru doradzać Europie tak krótkiego
i jasnego publicznego prawa, jakie Azją i Afryką rządzi, ale
ponieważ wszyscy w Europie ciągle obawiają się władzy, spierają
o nią, walczą przeciwko niej, albo ją zmieniają; ponieważ z
powodu naszej pychy, nieznośnym nam się wydaje rząd despotyczny,
przeto najważniejszym zagadnieniem Europejskim, jest rozstrzygnięcie
pytania: Jakby bez obalenia władzy, ograniczyć potęgę?
Odpowiedziano w krótkich słowach: Trzeba praw zasadniczych,
trzeba konstytucji. Ależ kto postanowi te prawa zasadnicze,
i kto je każe wykonywać? Ciało albo osoba, które by miały prawo
postanowić te zasady, byłyby tym samym władzą potężniejszą od
samejże panującej władzy i to do tego stopnia, że sam akt postanowienia
takich praw, stałby się zarazem aktem detronizacji panującego.
Jeżeli prawo konstytucyjne jest koncesją panującego, nowa zajdzie
trudność, bo cóż przeszkodzi, aby tej konstytucyi jeden z następców
nie zgwałcił? Prawo oporu, musi służyć albo jednej osobie, albo
ciału, inaczej nie można go wykonywać, tylko przez rokosz, który
jest zgubnym lekarstwem, i nad inne złe okropniejszym. [...]
Dogmat katolicki, jak to każdemu wiadomo, potępia bez żadnego
wyjątku wszelki rodzaj rokoszu, a na obronę tego dogmatu, doktorowie
kościoła przytaczają nader wiele słusznych filozoficznych i
politycznych dowodów.
Protestantyzm przeciwnie wychodzący z wszechwładztwa ludowego
jako dogmatu który przeniósł z religii do polityki, widzi w
systemacie uległości największe poniżenie człowieka. [...]
Najzapaleńsi popieracze prawa oporu władzy zgadzają się (bo
któżby mógł o tym powątpiewać), że tylko jedna tyrania może
opór usprawiedliwić. Ale cóż nazwiemy tyranią? Czyliż jeden
czyn choćby okrutny, może nosić tę nazwę? Jeżeli zaś ich trzeba
więcej od jednego, to jakaż liczba będzie oznaczona, i jakiego
rodzaju mają być te czyny? Jakaż władza w Państwie ma prawo
orzec, że chwila stawienia oporu nadeszła? Jeżeli ten trybunał
istniał przed ustanowieniem władzy, to już był jej częścią i
walcząc przeciw drugiej swej połowie, niszczył ją: jeżeli ten
trybunał nie istniał pierwej, jakiż to inny trybunał ma go postanowić?
Możnaż wreszcie korzystać z prawa jakkolwiek słusznego i
jakkolwiek niezaprzeczonego, nie rozważywszy wprzódy niedogodności
jakie za sobą prowadzi? Historia uczy nas, że rewolucje rozpoczęte
przez najmędrszych ludzi, zawsze kończyli szaleńcy; że ich twórcy
padają zawsze ofiarą, i że usiłowania ludu, ażeby stworzyć,
albo podnieść wolność, kończą się prawie zawsze na kajdanach.
Ze wszech stron same otaczają nas tylko przepaści. [...]
Nigdy nie zaprzeczałem, aby władza samowładna pod jakąkolwiek
formą istniejącą nie pociągała za sobą wielkich niedogodności:
owszem otwarcie je uznaję, i nie myślę wcale uniewinniać: mówię
tylko że zawsze człowiek stoi między dwiema otchłaniami.
b) ks. II, r. III, ss. 114-117
Dawne wyobrażenia o tej ważnej kwestii
Nie jest w mocy człowieka stworzyć prawo, które by nie cierpiało
żadnego wyjątku. Niemożebność w tym względzie wypływa i ze słabości
ludzkiej, która nie potrafi wszystkiego przewidzieć, i z samej
natury ziemskich rzeczy, z których jedne zmieniają się do tego
stopnia, iż własnym pędem wychodzą poza obręb prawa, a drugie
ustawione rzędem wedle mało odznaczających się odcieni, nie
stanowią jednego właściwego rodzaju i nie mogą też być objęte
jedną właściwą nazwą bez pomylenia się co do rozmaitych odcieni
barwy, która je odznacza.
Stąd to wypływa w każdym prawodawstwie konieczność władzy
zwalniającej, wszędzie bowiem, gdzie nie ma wyjątku od prawa,
prawo bywa pogwałconym.
Aleć każde pogwałcenie prawa jest niebezpiecznym, albo często
i śmiertelnym ciosem prawu zadanym. Kiedy przeciwnie zwolnienie
wzmacnia je, bo się nie można niczego po nim domagać, bez oddania
wprzód prawu należnego hołdu, i bez przyznania, że w sobie samym
nie ma się siły przeciw prawu.
Prawo nakazujące posłuszeństwo dla władców jest prawem powszechnym,
tak jak wszystkie inne zasadnicze prawa; bo w ogólności jest
prawem słusznym, i w każdym narodzie koniecznym; a tylko wtenczas
mogłoby się wydawać zbytecznym, gdyby Neron zasiadał na tronie.
Dlaczegóżby więc (twierdzą niektórzy) nie było w tym razie
wyjątku od prawa ogólnego, wyjątku opartego na nieprzewidzianych
okolicznościach? Odpowiadajmy: że lepiej jest działać ze znajomością
sprawy i w imieniu władzy, jak rzucać się na tyrana ze ślepą
gwałtownością, noszącą wszelkie zewnętrzne znamiona zbrodni?
Ale
do kogóż udać się po to zwolnienie prawa? Otóż, kiedy przyznaliśmy,
iż władza jest dla nas rzeczą świętą i wypływem Boskiej potęgi,
kiedy ją zawsze narody stawiały pod tarczą religii, i kiedy
chrześcijanizm wziął ją pod swoją szczególną opiekę, nakazując
nam widzieć w osobie władcy reprezentanta i obraz samego Boga,
łatwo zatem było wnioskować nam, iż do uwolnienia od przysięgi
na wierność, żadna inna władza nie ma prawa jeno ta, która będąc
podniesiona do wyższej duchowej potęgi, i będąc władzą jedyną
na ziemi, której szczytne Bóg powierzył przywileje, stanowiąc
część objawienia Bożego, ma też ku temu wyłączne prawo. Jeżeli
bezwarunkowa przysięga na wierność, narażać może ludzi na wszelkie
zgrozy despotyzmu, a opór bez wytkniętych zasad, prowadzi za
sobą wszystkie niebezpieczeństwa bezrządu, zwolnienie od tej
przysięgi, orzeczone przez władzę duchowną, mogło w istocie
bardzo stosownie przedstawiać się myśli ludzkiej, jako jedyny
sposób powstrzymania władzy świeckiej, bez obalania jej godności
i zasady na której spoczywa.
Błędnie by sądził, kto by mniemał,
że uwalnianie od przysięgi stawałoby w tym razie w sprzeczności
z boskiem pochodzeniem władzy. Sprzeczności tej nie byłoby,
tym bardziej, że przypuszczając, iż władza uwalniająca od prawa
z Boga pochodzi, nic wówczas nie przeszkadza, iżby z pewnych
względów, w okolicznościach nadzwyczajnych, inna władza nie
miała jej być podrzędną.
c) ks. II, r. IV, ss. 118-119
Jeżeliby jednak koniecznie na tym
zależało, aby kłaść prawne ograniczenia najwyższej w narodzie
władzy, to wnosiłbym usilnie i życzę z całego serca, ażeby sprawy
ludzkości powierzone były Papieżowi.
Obrońcy prawa oporu zbyt często grzeszyli
przeciw dobrej wierze w rozbiorze tej ważnej kwestii. W istocie
nie chodzi o to aby wiedzieć, czy wolno się opierać,
ale o to, kiedy i w jaki sposób. Założenie to jest zupełnie
praktyczne, a tak postanowione, sprawiedliwym już strachem przejmuje.
Ale jeżeli prawo oporu zmieniłoby się w prawo przeszkody
i zamiast stać się przywilejem poddanych, należało do potęgi
innego rodzaju, to niedogodność nie byłaby już ta sama, bo w
takim razie do myśli oporu nie łączyłaby się już grzeszna myśl
buntu, ani szkodliwy zamiar pogwałcenia zasady władzy
Co większa: prawo oporu powierzone
głowie znanej i ze świątobliwości i bezstronności, mogłoby
być poddane regułom i wykonywane z całą roztropnością, i całą
oględnością jakie są przyzwoite i potrzebne. Gdy tymczasem w
oporze wewnętrznym wykonywać go mogą tylko poddam tłumnie;
słowem, lud bezmyślny i namiętny, a tym samym na drodze rokoszu
i buntowniczego nieporządku. I na tym nie koniec: ueto
Papieskie mogłoby być użyte przeciw wszystkim władcom, zgodziłoby
się ze wszystkiemi konstytucjami i ze wszystkiemi usposobieniami
narodów.
e) ks. II, r. IX, ss. 153-154
Należy zresztą wyjść z zasady ogólnej i niezaprzeczonej:
Że każdy rząd ustalony i trwający od dawna, bez zaprzeczenia
jest dobrym.
Tylko prawa powszechne są wieczne. Wszystko inne odmienia
się - i nigdy wiek jeden nie jest drugiemu podobny. Żadnej nie
ulega wątpliwości, że człowiek zawsze będzie rządzonym, ale
coraz to odmiennym sposobem. Inne obyczaje, inne wiadomości,
inne wyobrażenia, wywołać muszą koniecznie inne prawa. Imiona
także w tym względzie jak wiele innych zawodzą, bo raz mają
wyrażać podobieństwo rzeczy współczesnych, nie wyrażając ich
różnicy, drugi raz oznaczać rzeczy, które czas odmienił, zostawiając
też same nazwy. Wyraz monarchia, na przykład może wyobrażać
dwa rządy, albo współczesne, albo oddalone wiekiem od siebie,
mniej więcej różne, choć pod tą samą nazwą, tak, że nigdy nie
będzie można w jednym pochwalić tego wszystkiego, co w drugim
słusznie się pochwala. [...]
Takim więc niezaprzeczonym, przez wszystkie pomniki dziejowe
potwierdzonym faktem, jest: że Papieże w średnich wiekach,
i ostatnimi jeszcze czasy, wywierali ogromną potęgę na doczesnych
władców: że ich sądzili, wyklinali w kilku ważnych wypadkach,
i że nawet często ogłaszali poddanych monarszych za wolnych
od złożonej w ich ręce na wierność przysięgi.
Mówiący o despotyzmie i rządzie absolutnym rzadko
kiedy znają znaczenie tych wyrazów. Nie masz rządu, któryby
mógł wszystko. Na mocy prawa Bożego jest zawsze obok każdego
wszechwładcy jakaś siła służąca mu za wędzidło. Czy to prawo,
czy obyczaj, czy sumienie, czy tiara, czy sztylet: dość, że
ta siła miarkująca władzę, jest zawsze.
Biada monarchom, którzy by wszystko mogli: dla ich i dla
naszego szczęścia, rzeczywista wszechwładność jest niepodobieństwem.
Powaga
Papieska była władzą wybraną i postanowioną w wiekach średnich
dla zrównoważenia władzy świeckiej i uczynienia jej znośniejszą
dla ludu. I to jeszcze jest tylko jednym z powszechnych praw
świata, których nie chcemy rozważać, a które jednak są niezaprzeczone,
bo widoczne.
|