Klasycy francuskiej myśli politycznej
Joseph Marie de Maistre/Joseph Marie de Maistre - O Papieżu w stosunkach jego ze świecką władzą


a) ks. II, r. I-II, ss. 109-114

 

Kilka słów o władzy naczelnej

 

Człowiek, jako istota naraz moralna i zepsuta, sprawiedliwa w pojęciach, przewrotna w swej woli, potrzebuje koniecznie ręki, która by nim rządziła; inaczej, byłby naraz i towarzyskim i nietowarzyskim, a społeczeństwo ludzkie stałoby się zarazem tyle potrzebnym, ile i niemożebnym do zawiązania. Widzimy w sądach bezwzględną potrzebę nieograniczonej władzy, bo człowiek powinien być zupełnie tak rządzonym, jak bywa sądzonym, a to głównie dlatego, iż gdzie nie ma wyroku, tam jest ciągła walka.

Pod tym względem, równie jak pod wieloma innymi, człowiek nic by lepszego nie wymyślił, ani zdołał sobie wyobrazić, jak to co dziś istnieje, to jest tej potęgi, która kieruje ludźmi wedle ogólnych prawideł, zastosowanych nie do pewnych ludzi, i do pewnych okoliczności, ale dających się stosować do wszystkich epok, do wszystkich ludzi, i we wszystkich przypadkach.

Człowiek, który z przeczucia niemal wrodzonego, pojmuje rząd głównych zasad, o ile one osobistej jego woli nie uciskają, przystaje na nie, a stąd sprawia tak zawiązanie się społeczeństwa, jak postawienie Najwyższej władzy, możliwymi.

Wypadki, w których by władza pomyliła się w wymiarze sprawiedliwości, są niezawodnie rzadsze, od dobrodziejstw, jakie zaprowadza. Widzimy również, że i wyroki sądownictwa stronnicze są nieskończenie rzadszymi, od orzeczeń ugruntowanych na prawie. Gdyby się rzecz miała inaczej, to wymiar sprawiedliwości byłby równie niemożliwym, jak władza.

Najrozwiązlejszy Monarcha, nie zabrania ścigać w sądach publicznego zgorszenia, a gdy sam stoi ponad wszelkimi sądami, przeto chociażby on w domowym życiu mniej budujące dawał przykłady, to przecież prawa powszechne niemniej bywają zawsze wykonywane.

Skoro człowiek z praw konieczności żyć w społeczeństwie i rządzonym być musi, w nim przeto wola jego wcale nie wpływa na ustanowienie rządu. Jeżeli bowiem ludom nie służy prawo wyboru, co do przyjęcia lub odrzucenia dwóch konieczności to jest życia towarzyskiego i władzy, ale ta ostatnia wypływa z samej natury zasad dla człowieka przepisanych, a zatem władający narodami, nie istniejąc laski lub woli ludu, ale w moc przeważnych zasad urządzających społeczeństwo.

Pytano często czy król był postanowiony dla narodu, czy naród dla króla. Pytanie to nie nastręcza pola do szerokich uwag, bo obydwa te przypuszczenia są fałszywe oddzielnie, a prawdziwe w połączeniu. Naród dla króla, król dla narodu; a obie strony postanowione dlatego, ażeby istniała władza i przez nią społeczność.

W zegarku wielka sprężyna nie zrobiona jest dla wahadła, ani też wahadło dla sprężyny: ale każde w szczególności jedno dla drugiego, a oboje razem dla oznaczenia godziny.

Nie masz władzy bez narodu, nie masz narodu bez władcy. Naród więcej winien władzy, jak władza narodowi; bo naród zawdzięcza mu byt towarzyski i wszystko dobre, które zeń wypływa, kiedy tymczasem monarcha przy władzy ma w korzyści tylko czcze blaski, które nie wpływają na jego osobiste szczęście a nawet czasem stają mu się ciężarem. (...)

Nikt zapewne nie ma zamiaru doradzać Europie tak krótkiego i jasnego publicznego prawa, jakie Azją i Afryką rządzi, ale ponieważ wszyscy w Europie ciągle obawiają się władzy, spierają o nią, walczą przeciwko niej, albo ją zmieniają; ponieważ z powodu naszej pychy, nieznośnym nam się wydaje rząd despotyczny, przeto najważniejszym zagadnieniem Europejskim, jest rozstrzygnięcie pytania: Jakby bez obalenia władzy, ograniczyć potęgę? Odpowiedziano w krótkich słowach: Trzeba praw zasadniczych, trzeba konstytucji. Ależ kto postanowi te prawa zasadnicze, i kto je każe wykonywać? Ciało albo osoba, które by miały prawo postanowić te zasady, byłyby tym samym władzą potężniejszą od samejże panującej władzy i to do tego stopnia, że sam akt postanowienia takich praw, stałby się zarazem aktem detronizacji panującego. Jeżeli prawo konstytucyjne jest koncesją panującego, nowa zajdzie trudność, bo cóż przeszkodzi, aby tej konstytucyi jeden z następców nie zgwałcił? Prawo oporu, musi służyć albo jednej osobie, albo ciału, inaczej nie można go wykonywać, tylko przez rokosz, który jest zgubnym lekarstwem, i nad inne złe okropniejszym. [...]

Dogmat katolicki, jak to każdemu wiadomo, potępia bez żadnego wyjątku wszelki rodzaj rokoszu, a na obronę tego dogmatu, doktorowie kościoła przytaczają nader wiele słusznych filozoficznych i politycznych dowodów.

Protestantyzm przeciwnie wychodzący z wszechwładztwa ludowego jako dogmatu który przeniósł z religii do polityki, widzi w systemacie uległości największe poniżenie człowieka. [...]

Najzapaleńsi popieracze prawa oporu władzy zgadzają się (bo któżby mógł o tym powątpiewać), że tylko jedna tyrania może opór usprawiedliwić. Ale cóż nazwiemy tyranią? Czyliż jeden czyn choćby okrutny, może nosić tę nazwę? Jeżeli zaś ich trzeba więcej od jednego, to jakaż liczba będzie oznaczona, i jakiego rodzaju mają być te czyny? Jakaż władza w Państwie ma prawo orzec, że chwila stawienia oporu nadeszła? Jeżeli ten trybunał istniał przed ustanowieniem władzy, to już był jej częścią i walcząc przeciw drugiej swej połowie, niszczył ją: jeżeli ten trybunał nie istniał pierwej, jakiż to inny trybunał ma go postanowić?

Możnaż wreszcie korzystać z prawa jakkolwiek słusznego i jakkolwiek niezaprzeczonego, nie rozważywszy wprzódy niedogodności jakie za sobą prowadzi? Historia uczy nas, że rewolucje rozpoczęte przez najmędrszych ludzi, zawsze kończyli szaleńcy; że ich twórcy padają zawsze ofiarą, i że usiłowania ludu, ażeby stworzyć, albo podnieść wolność, kończą się prawie zawsze na kajdanach. Ze wszech stron same otaczają nas tylko przepaści. [...]

Nigdy nie zaprzeczałem, aby władza samowładna pod jakąkolwiek formą istniejącą nie pociągała za sobą wielkich niedogodności: owszem otwarcie je uznaję, i nie myślę wcale uniewinniać: mówię tylko że zawsze człowiek stoi między dwiema otchłaniami.

 

b) ks. II, r. III, ss. 114-117

Dawne wyobrażenia o tej ważnej kwestii

Nie jest w mocy człowieka stworzyć prawo, które by nie cierpiało żadnego wyjątku. Niemożebność w tym względzie wypływa i ze słabości ludzkiej, która nie potrafi wszystkiego przewidzieć, i z samej natury ziemskich rzeczy, z których jedne zmieniają się do tego stopnia, iż własnym pędem wychodzą poza obręb prawa, a drugie ustawione rzędem wedle mało odznaczających się odcieni, nie stanowią jednego właściwego rodzaju i nie mogą też być objęte jedną właściwą nazwą bez pomylenia się co do rozmaitych odcieni barwy, która je odznacza.

Stąd to wypływa w każdym prawodawstwie konieczność władzy zwalniającej, wszędzie bowiem, gdzie nie ma wyjątku od prawa, prawo bywa pogwałconym.

Aleć każde pogwałcenie prawa jest niebezpiecznym, albo często i śmiertelnym ciosem prawu zadanym. Kiedy przeciwnie zwolnienie wzmacnia je, bo się nie można niczego po nim domagać, bez oddania wprzód prawu należnego hołdu, i bez przyznania, że w sobie samym nie ma się siły przeciw prawu.

Prawo nakazujące posłuszeństwo dla władców jest prawem powszechnym, tak jak wszystkie inne zasadnicze prawa; bo w ogólności jest prawem słusznym, i w każdym narodzie koniecznym; a tylko wtenczas mogłoby się wydawać zbytecznym, gdyby Neron zasiadał na tronie.

Dlaczegóżby więc (twierdzą niektórzy) nie było w tym razie wyjątku od prawa ogólnego, wyjątku opartego na nieprzewidzianych okolicznościach? Odpowiadajmy: że lepiej jest działać ze znajomością sprawy i w imieniu władzy, jak rzucać się na tyrana ze ślepą gwałtownością, noszącą wszelkie zewnętrzne znamiona zbrodni?

Ale do kogóż udać się po to zwolnienie prawa? Otóż, kiedy przyznaliśmy, iż władza jest dla nas rzeczą świętą i wypływem Boskiej potęgi, kiedy ją zawsze narody stawiały pod tarczą religii, i kiedy chrześcijanizm wziął ją pod swoją szczególną opiekę, nakazując nam widzieć w osobie władcy reprezentanta i obraz samego Boga, łatwo zatem było wnioskować nam, iż do uwolnienia od przysięgi na wierność, żadna inna władza nie ma prawa jeno ta, która będąc podniesiona do wyższej duchowej potęgi, i będąc władzą jedyną na ziemi, której szczytne Bóg powierzył przywileje, stanowiąc część objawienia Bożego, ma też ku temu wyłączne prawo. Jeżeli bezwarunkowa przysięga na wierność, narażać może ludzi na wszelkie zgrozy despotyzmu, a opór bez wytkniętych zasad, prowadzi za sobą wszystkie niebezpieczeństwa bezrządu, zwolnienie od tej przysięgi, orzeczone przez władzę duchowną, mogło w istocie bardzo stosownie przedstawiać się myśli ludzkiej, jako jedyny sposób powstrzymania władzy świeckiej, bez obalania jej godności i zasady na której spoczywa.

Błędnie by sądził, kto by mniemał, że uwalnianie od przysięgi stawałoby w tym razie w sprzeczności z boskiem pochodzeniem władzy. Sprzeczności tej nie byłoby, tym bardziej, że przypuszczając, iż władza uwalniająca od prawa z Boga pochodzi, nic wówczas nie przeszkadza, iżby z pewnych względów, w okolicznościach nadzwyczajnych, inna władza nie miała jej być podrzędną.

 

c) ks. II, r. IV, ss. 118-119

Jeżeliby jednak koniecznie na tym zależało, aby kłaść prawne ograniczenia najwyższej w narodzie władzy, to wnosiłbym usilnie i życzę z całego serca, ażeby sprawy ludzkości powierzone były Papieżowi.

Obrońcy prawa oporu zbyt często grzeszyli przeciw dobrej wierze w rozbiorze tej ważnej kwestii. W istocie nie chodzi o to aby wiedzieć, czy wolno się opierać, ale o to, kiedy i w jaki sposób. Założenie to jest zupełnie praktyczne, a tak postanowione, sprawiedliwym już strachem przejmuje. Ale jeżeli prawo oporu zmieniłoby się w prawo przeszkody i zamiast stać się przywilejem poddanych, należało do potęgi innego rodzaju, to niedogodność nie byłaby już ta sama, bo w takim razie do myśli oporu nie łączyłaby się już grzeszna myśl buntu, ani szkodliwy zamiar pogwałcenia zasady władzy

[1].

Co większa: prawo oporu powierzone głowie znanej i ze świątobliwości i bezstronności, mogłoby być poddane regułom i wykonywane z całą roztropnością, i całą oględnością jakie są przyzwoite i potrzebne. Gdy tymczasem w oporze wewnętrznym wykonywać go mogą tylko poddam tłumnie; słowem, lud bezmyślny i namiętny, a tym samym na drodze rokoszu i buntowniczego nieporządku. I na tym nie koniec: ueto Papieskie mogłoby być użyte przeciw wszystkim władcom, zgodziłoby się ze wszystkiemi konstytucjami i ze wszystkiemi usposobieniami narodów.

 

e) ks. II, r. IX, ss. 153-154

Należy zresztą wyjść z zasady ogólnej i niezaprzeczonej: Że każdy rząd ustalony i trwający od dawna, bez zaprzeczenia jest dobrym.

Tylko prawa powszechne są wieczne. Wszystko inne odmienia się - i nigdy wiek jeden nie jest drugiemu podobny. Żadnej nie ulega wątpliwości, że człowiek zawsze będzie rządzonym, ale coraz to odmiennym sposobem. Inne obyczaje, inne wiadomości, inne wyobrażenia, wywołać muszą koniecznie inne prawa. Imiona także w tym względzie jak wiele innych zawodzą, bo raz mają wyrażać podobieństwo rzeczy współczesnych, nie wyrażając ich różnicy, drugi raz oznaczać rzeczy, które czas odmienił, zostawiając też same nazwy. Wyraz monarchia, na przykład może wyobrażać dwa rządy, albo współczesne, albo oddalone wiekiem od siebie, mniej więcej różne, choć pod tą samą nazwą, tak, że nigdy nie będzie można w jednym pochwalić tego wszystkiego, co w drugim słusznie się pochwala. [...]

Takim więc niezaprzeczonym, przez wszystkie pomniki dziejowe potwierdzonym faktem, jest: że Papieże w średnich wiekach, i ostatnimi jeszcze czasy, wywierali ogromną potęgę na doczesnych władców: że ich sądzili, wyklinali w kilku ważnych wypadkach, i że nawet często ogłaszali poddanych monarszych za wolnych od złożonej w ich ręce na wierność przysięgi.

Mówiący o despotyzmie i rządzie absolutnym rzadko kiedy znają znaczenie tych wyrazów. Nie masz rządu, któryby mógł wszystko. Na mocy prawa Bożego jest zawsze obok każdego wszechwładcy jakaś siła służąca mu za wędzidło. Czy to prawo, czy obyczaj, czy sumienie, czy tiara, czy sztylet: dość, że ta siła miarkująca władzę, jest zawsze.

Biada monarchom, którzy by wszystko mogli: dla ich i dla naszego szczęścia, rzeczywista wszechwładność jest niepodobieństwem.

Powaga Papieska była władzą wybraną i postanowioną w wiekach średnich dla zrównoważenia władzy świeckiej i uczynienia jej znośniejszą dla ludu. I to jeszcze jest tylko jednym z powszechnych praw świata, których nie chcemy rozważać, a które jednak są niezaprzeczone, bo widoczne.


[1] Złożenie z tronu absolutne i bezpowrotne doczesnego monarchy, wypadek nadzwyczaj rzadki w obecnym nawet przypuszczeniu, równie nie byłby rewolucją, lecz byłby tym samym co i naturalny skon króla.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/