Dlaczego teologia polityczna? Co to takiego? Już sama
nazwa pisma może wywołać niepokój i konsternację. Czy nie jest to niebezpieczna
próba łączenia religii z polityką, spraw społecznych z ostatecznymi,
Kościoła z życiem wspólnoty politycznej, władzy duchowej i świeckiej,
różnych modeli legitymizacji, reprezentacji, hierarchii i autorytetu,
różnych definicji wspólnoty i jej celów, odmiennych modeli racjonalności?
Cóż na to odpowiemy? Otóż jak najbardziej! Właśnie taką niebezpieczną
i pasjonującą próbę chcielibyśmy podjąć na łamach naszego pisma. Zamiast
rozdzielać to, co w rzeczywistości ściśle ze sobą powiązane, chcemy
pójść tropem wzajemnych inspiracji i zależności, śledzić ich wielowiekową
historię i rozmaitość form, a przede wszystkim spojrzeć na sprawy polityczne
z perspektywy spraw ostatecznych. Oczywiście nie po to, by polityzować
religię lub klerykalizować politykę - lecz po to, by lepiej zrozumieć
to, co polityczne. Słuszny szacunek wobec autonomii obu sfer nie oznacza,
że trzeba je widzieć oczami tuwimowskich mieszczan
(że koń, że dom, że religia, że polityka, że tramwaj). Wierzymy,
że bez takiego wysiłku niepodobna uprawiać poważnej refleksji nad sprawami
wspólnoty, że bez teologii politycznej nie jest możliwa zasługująca
na swoje miano filozofia polityczna.
Jak
dobrze wiadomo w Polsce łatwo uchodzić za nowatora.
Nie zmienia to faktu, że teologia polityczna nie jest dziedziną,
która narodzi się wraz z pierwszym numerem tego pisma. Choć nieobecna
na naszych uniwersytetach, na świecie stanowi żywą część refleksji nad
polityką i religią. Zdefiniowana po raz pierwszy przez stoików
(choć nie przez nich wymyślona) i stale obecna w refleksji wielkich
myślicieli politycznych, w ubiegłym wieku znalazła znakomitych przedstawicieli
w osobach choćby Maritaina, Voegelina czy Schmitta. Jej nieobecność w Polsce dobrze tłumaczy polityczny
monopol marksizmu, czy szerzej tradycji postoświecenowej,
występujących w roli zazdrosnej religii państwowej mocno wspartej na
swym świeckim ramieniu. Trzeba zresztą powiedzieć, że nie była to nieobecność
zupełna. Wielu uczonych uprawiało teologię polityczną nie tyle nawet
bezwiednie, a więc jak pan Jourdain, który
nie wiedział, że mówi prozą, ile raczej udając pana Jourdain
przed szczęśliwie niezbyt rozgarniętymi cenzorami. Twórczość ta dotyczyła
nie tylko badań z obszaru historii idei, ale również refleksji zaangażowanej
filozoficznie. Czy trzeba przypominać, że z jednego z tych nurtów wyrósł
Karol Wojtyła - być może najważniejszy, a z pewnością najbardziej
wpływowy teolog polityki naszej doby.
Pośród wielu możliwych sposobów uprawiania teologii
politycznej zainteresowania nasze kierują się raczej w stronę opisu
rzeczywistości niż historii doktryn. Jest to rzeczywistość, na której
odczytać można ślady prowadzące do stwórczego fiat, gdzie gołym
okiem widać poznawcze, ontyczne i społeczne skutki upadku i zepsucia
natury oraz pełne blasku owoce inkarnacji Logosu i Odkupienia. W "Teologii
Politycznej" nie zabraknie miejsca dla refleksji uprawianej w duchu
historii idei - ale zaznaczyć trzeba, to nie
ona kształtować będzie profil pisma. Jeśli bowiem dziedzina ta wydaje
nam się godna uwagi to dlatego, że zakładamy, iż wzajemne inspiracje
i zależności sfery politycznej i religijnej nie wynikają tylko z przypadkowych,
historycznych zbiegów okoliczności - że pierwiastek religijny nie jest
tylko niekonieczną okolicznością ludzkiego bytu. Chcemy zobaczyć sprawy
społeczne z perspektywy religii dlatego, że
interesuje nas człowiek będący zarazem homo politicus
i homo religiosus - jeden i ten sam
człowiek w swoich najbardziej podstawowych wymiarach, doświadczeniach
i potrzebach. Integralność obu dziedzin wyrasta z założenia o integralności
człowieka. Parafrazując Arystotelesa powiedzieć można, że człowiek zdolny
do całkowitej samotności i gruntownie
areligijny może być tylko albo zwierzęciem albo bogiem.
Trudno przecenić wartości eksplikatywne takiego spojrzenia
na rzeczywistość. Wymiar religijny zawsze znajduje odzwierciedlenie
w rzeczywistości społecznej. Bywa tu reprezentowany bądź parodiowany
- ale nie może być nieobecny. Tym, co uderza w badaniach teologów
polityki jest ogromna świeżość tego rodzaju spojrzenia. Dla zmęczonych
jałowością analiz współczesnych nauk społecznych to oddech czystego
powietrza. Widać to zwłaszcza w Polsce gdzie nieobecność refleksji teologicznej
uczyniła całkowicie niezrozumiałymi ogromne obszary tradycji i współczesności.
Jak bez solidnej formacji teologicznej można zrozumieć Reja czy Kochanowskiego,
Mickiewicza, Norwida czy Miłosza? W jaki sposób nie uwzględniając perspektywy
religijnej wspólnoty można zrozumieć doświadczenie pierwszej Solidarności,
realia stanu wojennego, okrągły stół i wiele naszych dzisiejszych kłopotów?
Znaną papieską uwagę, że Polski nie można zrozumieć bez Chrystusa, uznać
należy nie tylko za ważną wskazówkę duchową, ale zasadną dyrektywę metodologiczną
dla każdego, kto chce zrozumieć życie naszego kraju i kontynentu.
|