Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Bogdan Szlachta - Myśl polityczna polskich konserwatystów - u podstaw konserwatywnego stylu myślenia
.: Data publikacji 31-Sie-2005 :: Odsłon: 8060 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Drugi rozdział opublikowanej w 2000 roku w serii Biblioteka Myśli Politycznej pracy Bogdana Szlachty Konserwatyści polscy wobec ustroju politycznego do 1939 r.

Szkicowany we wstępie do pracy "antyteoretyczny" styl konserwatywnego myślenia, wykluczał możność projektowania wizji ustroju doskonałego w oparciu o zasady formułowane przez ludzki rozum wyzuty z zakorzenienia w porządku przedmiotowym, niezależnie od tego, czy był to rozum jedynowładcy, elity, większości parlamentu, czy "ludu" [1] . Stale, i to jest stwierdzenie kluczowe dla zachowawców, przed "rozumem" znajdowali oni rzeczywistość, w której racjonalne byty podejmują aktywność; żądali "powrotu do obiektywności" i eksponowali potrzebę uwzględnienia wymagań normatywnych na niej opartych, odkrywanych przez rozum przyrodzony; obiektywności, na którą nie baczyli - korzystając z popularnego w nowożytności "dogmatycznego" sposobu myślenia - "polityczni demagogowie", epatujący pozbawionymi takich odniesień hasłami, a mimo to ponawiający pod adresem konserwatystów zarzut "relatywizmu politycznego lub ustrojowego". Ci jednak oddalali zarzut stosunkowo łatwo, przywołując zwykle dwie racje. Pierwsza miała walor filozoficzny, dotykała założeń metafizycznych, epistemicznych i etycznych, których zaniechanie utrudnia, jeśli nie uniemożliwia, zrozumienie powodów przedkładania przez nich refleksji nad prawem i jego fundamentem nad analizę instytucji politycznych, stawiania prawa nad sferą walki politycznej i dziedziną konsensu decydującego o kształcie ustroju politycznego. Głosząc postulat rządów prawa, sobie właściwe koncepcje społeczeństwa i państwa, uprawnień grupowych i jednostkowych, stawiali oni granice krytycznemu relatywizmowi nie tyle w istotnie różnorodnym porządku instytucjonalnym, co w fundującym go porządku etyczno-prawnym. Problematyki ustrojowej nie wyczerpywała ich zdaniem relacja między organami władzy, ustalana przez jedynowładcę lub konsens politycznych elit, nawet wzbogacona określeniem uprawnień i wolności jednostek czynionych źródłem umocowania organów władzy państwa.

Wedle opinii konserwatystów, skądinąd różnie uzasadnianej, punktem wyjścia refleksji nad kształtem powinnego ustroju politycznego miał być namysł nad fundamentem normatywnym, na którym opiera się władza i nadbudowane są różne formy instytucjonalne. Ład, w którym pozostają wszelkie wspólnoty, także o walorze politycznym, uzasadnia bowiem ich zdaniem władzę i dostarcza uzasadnienia jej piastunom. Jego zasady, jednakowo wiążące piastuna władzy i poddanych, nie mogły być aktem woli jakkolwiek określanego suwerena, bo tkwią na poziomie przedświadomym, jak "przed-sądy" Burke'a, niesione przez przyzwyczajenia, określające treść "poczucia prawnego" członków wspólnoty [2] , niekiedy wręcz wiązane z "instynktami" [3] . O ile pierwsza racja, eksponująca ład, była kojarzona przez zachowawców z "zasadą suwerenności prawa", racja druga uwzględniała już nie tylko kwestię władzy przedmiotowej, stanowiącej element ładu i w nim znajdującej granice, ale także problem jej piastuna, którym w niektórych ujęciach nie był król ani prezydent, parlament ani lud, ale państwo, identyfikowane przez wielu konserwatystów z porządkiem prawnym, zwykle oddawane jako swoista osoba-podmiot zwierzchnictwa, wieńcząca organiczne społeczeństwo i sama mająca organiczny wymiar, wpisana atoli w ład znający wiele osobowych bytów.

1. Przesłanki filozoficzne

Jakie były przesłanki konserwatywnej metody myślenia, o której wspominał Jaworski [4] , stosunki i prawa wyższe wyznaczające warunki życia, konieczne do konserwowania [5] , wcześniejsze od państwa, określające sens jego istnienia, uznawane za stałe, fundamentalne i nietykalne przez konserwatorów [6] ? Pierwsza z nich sięga poziomu metafizycznego i określa świat nie jako mechanizm odwiecznie trwający lub stworzony przez nieczynną po akcie stwórczym Istotę Najwyższą, ani materialny zespół przedmiotów poddanych prawom fizykalnym, lecz jako dzieło aktywnego osobowego Boga, pozostawiającego człowiekowi możność wyboru w "ogólnie zakreślonych granicach ładu stworzenia" nie pod sankcją kary, lecz rozstroju jego natury. W ujęciu konserwatystów świat nie jest zatem projektem człowieka i nie zamyka się w obrębie jego świadomości; jest skomplikowanym złożeniem rozmaitych, hierachicznie uporządkowanych bytów celowościowo zorientowanych, w którym każda istota winna odnaleźć miejsce. Już na tym poziomie odnajdziemy krytykę opcji absolutyzujących wolność człowieka i jego zdolność twórczego działania albo "Historię", której "duch" wcielać się miał w biurokratyczne państwo lub jedną z klas społecznych, uzasadniających omnipotencję jedynowładcy, ludu lub ciała złożonego z jego przedstawicieli, zagrażających ładowi wyprzedzającemu ludzką świadomość, projektujących bliżej lub dalej idącą jego przemianę w imię dyktatu ludzkiego rozumu lub miar użyteczności [7] , ujmujących świat jako mechanizm, natomiast społeczeństwo jako wytwór człowieka lub proste zbiorowisko indywiduów [8] ; opcji czyniących etykę, będącą punktem oparcia prawa, dziedziną mieszczącą się w "granicach ludzkiego rozumu", jakby poza tym, co określa świadomość człowieka nie istniała żadna rzeczywistość [9] , albo jakby "sprawy polityczne" determinowały "sprawy społeczne, narodowe i gospodarcze", wbrew hierarchii J. Popiela [10] honorowanej przez większość zachowawców [11] . Krytykowane opcje znajdowały oparcie w optymistycznych wizjach doby oświecenia, eksponujących intelektualne i moralne zdolności człowieka, i w próbach niemieckich idealistów, szukających dlań szerszych odniesień, w koncepcjach politycznych radykałów o nastawieniu indywidualistycznym i argumentach apologetów "absolutyzmu monarchy lub reprezentacji". Względem każdego adresata przywoływano ogląd hierarchicznie uporządkowanego universum, osadzając w nim, tchnący duchem refleksji średniowiecznej, pogląd o znaczeniu tego, co jest między jednostką i państwem, co z jednej strony określa tożsamość indywiduów, z drugiej nie pozwala identyfikować imperium i dominium, władzy i uprawnień właściciela rzeczy, znoszącego wszelkie granice władania przez uznanie piastuna władzy za dysponenta nie tylko osób, ale i dóbr poddanych-obywateli [12] .

Druga przesłanka myślenia konserwatywnego ma walor epistemiczny; ujęta negatywnie głosi, że intelektualnie niedoskonały człowiek (także władca) nie dysponuje narzędziami poznania pewnego, zwłaszcza w zmiennym obszarze politycznym nie jest zdolny dokonać w pełni adekwatnych aktów poznawczych i formułować norm o walorze bezwzględnie wiążącym [13] . Poznawcza ułomność człowieka miała znaczenie w planie politycznym, dyktowała bowiem nie tylko "polityczny sceptycyzm", ale także uzasadniała trwanie zweryfikowanych przez czas, zadawnionych instytucji, choć z tej samej racji nie zakazywała ich korygowania. Antykonstruktywizm, zwrócony przeciw dokrynerstwu, dotykał w pierwszym rzędzie liberalnej koncepcji społeczeństwa jako tworu świadomych jednostek i związanemu z nią kultowi autonomicznego rozumu człowieka, krytycznego wobec tradycyjnych rozwiązań [14] , zdolnego atoli w uporządkowany sposób korzystać z posiadanej sfery prywatności chronionej przez uprawnienia przyrodzone, nawet wtedy, gdy brak prawa sankcjonowanego przez władzę; w drugiej kolejności kierował się przeciw nurtom socjalistycznym, akcentującym świadomość lub "posłannictwo dziejowe" grupy lub klasy, i demokratycznym, wywodzącym uprawnienie do władania nie z woli każdej równie uprawnionej jednostki, ale z dominacji liczby [15] . W ujęciu pozytywnym przesłanka ta wskazywała, że sądy warunkujące decyzje polityczne winny być zakorzenione w akumulowanej przez pokolenia mądrości praktycznej wspólnoty, zdobywającej doświadczenie w niejednoznacznych, nieraz błędnych wyborach dokonywanych przez omylnych, niepewnych racji ludzi, wzrastających w "organicznych", kształtujących się ewolucyjnie grupach, w których każdy z nich odnajdował identyczność, zdobywając podstawowe informacje o świecie, rządzącym nim ładzie i regułach zachowań w różnych sferach [16] . Idei "przyzwyczajania" jednostki nie tylko do "przykazań", ale i do tradycyjnych wzorców zachowań preferowanych przez wspólnotę, towarzyszyła przy tym koncepcja wychowania publicznego, uwzględniająca rolę autorytetów wyróżniających się nie tyle wykształceniem lub wysokim poziomem popularności, co kontynuacją tożsamości wspólnotowej, reprezentujących fundamentalną spójnię z przeszłością, także tą najdawniejszą, i łączność z kulturą wspólnoty, która w przypadku polskim miała charakter katolicki i określała treść relacji uniwersalne-wspólnotowe-jednostkowe [17] .

Z przesłankami metafizyczno-epistemicznymi korespondowała kolejna, którą nazwiemy "etyczno-prawną". Ustalała ona fundament powinności człowieka, warunkujący akty rozumu wyznaczającego woli (także "woli prawnej") zakres uprawnionych zachowań. Przesłanka ta warunkowała tworzenie i realizację programów pracy organicznej w obszarze wyznaczanym przez prawo państwa rozbiorowego, niekiedy uznawane za niesprawiedliwe, zawsze za konieczne dla kształtowania pożądanych zachowań, umożliwiające wychowywanie do życia publicznego tych, którzy samodzielnie nie są w stanie rozpoznać tradycyjnych wzorców, znaczeń i instytucji. Sięgając do klasycznych lub chrześcijańskich sposobów myślenia konserwatyści głosili nadto, że człowiek zasadniczo władny jest rozpoznać cel, ku któremu zmierza i określający jego wybory przedmiotowy ład, ustalić normy powinnego działania albo odwołać się w tej mierze do Objawienia, zinterioryzować je, nigdy nie będąc ostatecznym źródłem powinności ani uprawnień w nich określonych. Teza ta miała wielkie znaczenie: jej zapoznanie uniemożliwia zrozumienie stanowiska zachowawców wobec tak istotnych kwestii, jak wychowanie publiczne, paternalizm lub patriarchalizm, obrona języka i tradycji narodowych, cel prawodawstwa i funkcje władzy, rola ciał pośredniczących, wreszcie tzw. prawa i wolności człowieka i obywatela oraz forma rządu. Jej pominięcie uniemożliwia wgląd w "głębszą strukturę" konserwatywnego rozumowania i sprawia, że analizowana myśl staje się jeśli nie jałowa, to co najmniej płytka, wyrażana w określonej sytuacji dla spełnienia bieżącego celu walki politycznej (niekiedy wyłącznie w interesie "określonych klas społecznych"). Wydaje się bowiem, że ustalenia dokonane w jej obrębie, dotyczące wyboru autorytetów epistemicznych (Kościół, władca, "naturalne wspólnoty" rodzinne, lokalne, narodowe lub państwowe z ich tradycjami, wzorcami obyczajowymi i polityczno-prawnymi) oraz ich roli w dziele obrony i utwierdzania chrześcijańskiego charakteru kultury polskiej, miały decydujące znaczenie dla konserwatystów. To one określały treść ich stanowiska na poziomach "płytszych", wyznaczały lub miały wyznaczać fundament normatywnego kontekstu roztropnych decyzji jednostek lub grup (także partii politycznych) w życiu publicznym i dostarczać kryteriów oceny działań władzy, również obcej, rozbiorowej. One nakazywały uwzględniać hierarchicznie uporządkowaną rzeczywistość, w której to, co polityczne, nie mogło być pierwsze, podobnie jak to, co ludzkie, jako wpisane w kontekst wyznaczany przez ład metafizyczny, niesprzeczne z nim prawidła kultury danej wspólnoty, a nawet zasady porządku społecznego [18] . Żaden akt polityczny, w szczególności podejmowany przez prawodawcę, nie mógł znosić ograniczającego i wyprzedzającego go ładu normatywnego ani nicować życia społecznego, wieńczonego - a nie tworzonego - przez organizm rządowy, o ile państwo miało się opierać na "siłach prawdziwych i żywotnych", nie kierując społecznością sztucznie, a priori, za pośrednictwem mechanizmu rządowego; o ile miało gwarantować trwanie równowagi sił społecznych w działaniu wolnym, ograniczonym prawem, warunkującej spełnianie przez wspólnotę we właściwym ruchu najwyższego celu państwa: wolności w porządku [19] .

Uznając, że umysł ludzki nie jest w stanie projektować ustroju realizującego ów cel, konserwatysta sięgał najczęściej do filozoficznego tradycjonalizmu: przyjmując, że indywidualnemu rozumowi nie jest dostępne w pełni adekwatne poznanie metafizyczne, religijne, moralne i polityczne, osiągalne jako prawdopodobne tylko dzięki świadectwom ujawnianym przez tradycję, język lub "ducha narodu", wymagał od członków wspólnoty szacunku dla "dawnych" obyczajów, szczególnie odnosząc się do tych, którzy nie posiadali własnego państwa. Gwałtowne zmiany zachodzące w sferze ukształtowanej w trakcie rozwoju historycznego budziły jego największą obawę zwłaszcza, gdy były dokonywane przez władców obcego państwa. Nastawienie to różniło go jednak od właściwego tym tradycjonalistom, którzy - akcentując wagę wspomnianych źródeł - negowali możność zrealizowania w historii ludzkiej stanu doskonalszego niż uprzedni; konserwatysta przeczył bowiem "archaistom" lub "reakcjonistom", znajdującym w historii moment spełnienia objawionego, doskonałego ładu politycznego, negującym wszelkie zmiany ów ład naruszające i postulującym utrwalanie lub, w sytuacji deprecjacji, odpomnienie ładu mentalnego i instytucjonalnego mimo odmiennej sytuacji historyczno-politycznej. Wbrew archaiście, zwracał uwagę na konieczność przechowania podstawowych elementów ładu umożliwiającego spełnienie wolności w porządku, dopuszczając jednak reformy instytucjonalne, choć nie te, które pragnąłby dokonać wykorzeniony z tradycyjnych odniesień i zasad go warunkujących autonomiczny rozum władcy, będącego "politycznym konstruktywistą". W "politycznym sceptycyzmie", nakazującym weryfikować projekty przez odwołanie do tradycji, posuwał się tedy dalej niż archaista: ostatni znajdował podstawę pewności w objawionym ładzie, wiążąc go z odkrywanym w przeszłości powinnym kształtem instytucjonalnym [20] . Stopień tej pewności był dla konserwatysty problematyczny: w jego przekonaniu ład, nie kazuistyczny i nie określający doskonałej formy rządu, pozostawia miejsce dla elementów wzbogacających doświadczenia pokoleń, pozwalających uniknąć, a nawet naprawić błędy przez nie popełnione; ład miał bowiem walor dynamiczny, kształtował się ewolucyjnie, nie będąc projektem człowieka, ale procesem, w którym kolejne pokolenia akumulują "mądrość praktyczną" nie przecząc prawom oznaczonym przez Boga albo prawom natury [21] .

Znaczenie nadawane przez tradycjonalistów usprawiedliwonemu przez czas, będący narzędziem w rękach Boga, "zadawnionemu" ładowi decydowało o roli i sposobie ujmowania historii. Dla każdego tradycjonalisty teraźniejszość nie była początkiem przyszłości, ale raczej podsumowaniem przeszłości. I w tym jednak przypadku stanowisko archaisty odbiegało od opcji konserwatysty: o ile pierwszemu historia wskazywała godny odtworzenia wzorzec instytucjonalny, konserwatystów uczyła jedynie pokory, dowodząc miałkości absolutnych idei i "racjonalnych" projektów urządzenia świata, konieczności posiłkowania się sprawdzonymi wzorcami, nie sfalsyfikowanymi przez czas [22] . Ci, którzy pragnęli odtwarzać dawny ład, konserwować dla konserwowania tylko, konserwować wszystko, co jest i co było dla prostej tylko zasadniczej konsekwencji, którzy grzęznąc w jednej wyłącznej myśli popadali w bałwochwalstwo bezrozumnego przedmiotu, nie zasługiwali na miano konserwatystów, lecz stacjonariuszy, pozostalców albo zagrzęźlaków [23] , zdolnych - na podobieństwo radykałów - głosić spełnienie w historii ludzkości ideału ustrojowego [24] . "Antydogmatyzm" wymagał ostrożności także w tym względzie, ostrzegał z jednej strony przed próbami poszukiwania doskonałych rozwiązań, narzucanych przez władcę lub odtwarzanych mimo odmienionej rzeczywistości, z drugiej zaś petryfikowania stanu społecznego w kształcie nie zmienionym. Nakazywał natomiast stosować metodę historycznego rachunku sumienia i korzystać z doświadczeń dziejowych do oceny obecnych zjawisk polityczno-społecznych [25] , dostosowywać formę polityczną, uniemożliwiającą działania przeczące ładowi, do istniejącego stanu społeczeństwa w wymiarze strukturalnym i kulturowym.

2. Organiczna wizja społeczeństwa (i państwa)

Konsekwencje przyjmowanych przez konserwatystów założeń filozoficznych ujawniały się nie tylko w tradycjonalizmie, nieufnym wobec danych ludzkiego rozumu, osobliwie w zakresie jego roszczeń do projektowania powinnego ładu politycznego, ale także w organicznej koncepcji społeczeństwa [26] . Koncepcja ta miała dwa wymiary znane już Gołuchowskiemu. Jeden z nich wskazywał, że egzystencja każdej wspólnoty, zwłaszcza jednak narodu, wymaga uwzględniania dziedzictwa pokoleń minionych i perspektywy generacji przyszłych we wszystkich przedsięwzięciach prywatnych czy publicznych, skoro o wielkości narodu decydować ma zacieśnianie przez dane pokolenie węzła łączącego z przeszłością i przyszłością [27] . Oglądany z tego punktu widzenia naród stawał się żywym, rozwijającym się organizmem, łączącym kolejne generacje posiłkujące się podobnymi wzorcami, którego identyczności nie mogło niweczyć swymi aktami dane pokolenie, powołane do przechowania i wzbogacania wspólnotowej mądrości. Ten moment organicyzmu, korespondujący z zapoznanym sposobem myślenia o aktach człowieka lub pokolenia nie jako oderwanych "całościach", ale ciągu działań prowadzących do pewnego celu, miał decydujące znaczenie dla problematyki ustrojowej: z jednej strony dla powinnego kierunku działania ustawodawcy, z drugiej dla negacji "partyjnictwa" i określenia zasady dobra wspólnego jako dobra wspólnoty, nie będącego zbiorem dóbr poszczególnych jednostek lub grup. Ostatni element był o tyle ważny, że konserwatyści kojarzyli go z tendencjami mechanistycznymi znajdowanymi w projektach liberalnych oraz z paradoksami Rousseau, bliskiego wielu Polakom, tak zwolennikom, jak i przeciwnikom reform schyłku I Rzeczypospolitej, przyjmującego przesłanki indywidualistyczne, by wykazać kolektywną naturę zwierzchnika politycznego, kwestionującego teleologiczną orientację wspólnoty i formalny charakter ustroju, przekonanego, że człowiek jest z natury szlachetny, że nie było grzechu pierworodnego ani Odkupienia, że to, co pomaga do wiązania się w społeczeństwo: rząd, literatura, nauka, sztuki, wszystko jest złem i psuje człowieka, należy do "zniewalającej cywilizacji". Wedle zachowawcy liberałowie i demokraci żądali nie tylko wyzwolenia z cywilizacji, ale i wyzwolenia ze społeczeństwa, uznania, że wszyscy są pełnoletni, bez rodziców, bez tradycji, bez obowiązków, że nie ma ludzi, ale tylko cyfry, albo raczej znaki algebraiczne, jak "szlacheckie kreski" w I Rzeczypospolitej. Owo wyzwolenie było absurdalne dla kogoś, kto trwał w przekonaniu, że człowiek jest ułomny intelektualnie i moralnie, że we wspólnotach zakorzenienia znajdują tożsamość jednostki nie wyposażane w autonomię moralną jako zdolność kreowania norm własnych, ale interioryzujące wyprzedzające je normy podawane przez te wspólnoty. Dlatego konserwatysta odrzucał sugestię Rousseau, jakoby "autonomiczne jednostki" zdolne były powołać do życia społeczeństwo jakby po raz pierwszy schodziły się ze sobą, jakoby ich twór mógł być społeczeństwem doskonałym, zasadzonym na czystym rozumie, w którym - wobec odrzucenia sztucznych naleciałości - wszyscy są równi, a wobec zniesienia nieprawych zależności i związków nałożonych przemocą lub dziedzicznym przesądem wszyscy są też wolni [28] . Protestując głosił, że organizm społeczny nie jest homogeniczny, jest natomiast wielokształtnym jednokształtem, składającym się z plemiennych, gminnych, prowincjonalnych i stołecznych ogniw; ów jednokształt mógł zasadnie uchodzić za organizm etyczny, rozwijający się wewnątrz ze swobodnym udziałem woli jego względnie niezależnych członków [29] , nie będących cyframi ani znakami algebraicznymi, lecz elementami, których tożsamość kształtują rodzice, tradycje i obowiązki; organizm, którego swoistość winien był uwzględniać każdy, także obcy, rząd.

Wspominana przez Gołuchowskiego "naturalność" rozwoju złożonego organizmu społecznego wyjaśniana była zazwyczaj w duchu filozofii klasycznej. Mecherzyński głosił, że społeczność każda kwitnie i wzrasta według wzrostu krzewiących się w niej sił i żywiołów przyrodzonych, bo jak kwiat i liść żyjącej rośliny musi spoczywać na swoim pniu żywotnym, z korzenia swej żywotności ciągnąć soki życiem płynące i życie z życia rozwijać [30] . Popiel podnosił, że jak drzewo rozrasta się z pnia jednego, a wytwarza gałęzie, liście, kwiat i owoc, z których każdy ma swoją indywidualność, a wszystko łączy się w pniu swoim, tak społeczny ustrój jest wielorakością w jedności. Nic się tam rozpaść nie może, bo jak soki żywotne krążą po naczyniach drzewa, tak prawo moralne napełnia, ożywia i utrzymuje żywotność społecznego organizmu: każda jednostka z duszą indywidualną, obdarzona wolnością, musi być uszanowana, poddaje wolną swoja wolę nie jakiemuś fatum, ale prawu miłości, które ukochała. A prawo to miłości jest tak święte i naturze ludzkiej konieczne, że je musi potęga władzy uszanować i człowiek, chociaż gwałcony, do niego odwołać się może. Mimo, że w zastosowaniu politycznym wykształcają się różne formy wedle żywiołów składowych czasu, oświaty, geograficznego i etnograficznego położenia, to i w jedynowładztwie, i w równowadze sił społecznych, prawo miłości musi być szanowane, bo jedynie w takim pojęciu albo raczej uznaniu, godność i wolność człowieka jest uratowana. Panowanie siły niemożebne, chyba chwilowe i to kiedy społeczność jaka upadła moralnie. Wskazywali oni jednak, że przeciwko temu ujęciu zwróciła się nauka, która po oświeceniu owładnęła katedry, a następnie świat polityczny, przecząca, by prawo Boskie drogą przyrodzoną kształtować miało społeczność z jej warunkami bytu, by państwo miało być jego instytucją i dopełnieniem "warunków bytu społeczności", mająca państwo za postulat rozumu, za najwyższy ideał ludzkości, który winien zająć miejsce Boga, stając się - jak On uprzednio - wszechwładnym [31] . Nauka ta powodowała monarchami oświeconymi i zwolennikami partii rewolucyjno-liberalnej albo demokratyczno-absolutnej, zagrażających organiczności społeczeństwa oglądanej przez Gołuchowskiego w innym jeszcze aspekcie, można by rzec strukturalnym. Twierdził on, że taka natura wspólnoty wyklucza dowolną zmianę położenia części składowych, bo pojedyncze części zajmują w niej pewne szeregi podług pewnych prawideł po sobie się szykujące, w pewnych stosunkach podległości zostające, a każda z części wspiera inne tak, że wszystkie pozostają w harmonijnym łączeniu i nadają całości życie [32] . W "wielkim duchowym organizmie" wszystkie części są tedy dla siebie i dla inych, i wszystkie razem tak są zrośnięte z sobą, że stanowią tylko jedną nierozłączną całość [33] , w której nie ma równości, a jest wiele różnic, będących istotnym warunkiem istnienia całego organizmu. Nie ma też nieograniczonej wolności, lecz nieprzerwany łańcuch podległości i zawisłości jednych od drugich, a wszystkich razem od całości i całości od pojedynczych części [34] .

Konserwatyści formułowali organiczną koncepcję społeczeństwa stając w obronie pewnej całości, mającej ich zdaniem własną tożsamość i wyposażonej w prawo do istnienia wedle przeważającej opinii przez Boga za pośrednictwem stworzonej przez Niego natury. Przeciwstawiali ją propozycjom ujmującym społeczeństwo jako projekt władzy albo jako zbiór jednostek, powołujących je do istnienia po to, by zaspokajała partykularne cele indywiduów, grup lub warstw. Oba podejścia były w ich mniemaniu błędne, bo prowadziły do nieuprawnionej atomizacji: to, które eksponowało "kreacjonizm" władzy gubiło wymiar społeczny, traktując każdą jednostkę jako podobną innym i znosząc tradycyjną hierarchię; to, które podkreślało indywidualizm wykluczało możność należytego ufundowania władzy sprawowanej względem wspólnoty jako całości, a nie poszczególnych jednostek na nią się składających. Oba podejścia rodziły groźbę identyfikowania państwa z jedynowładcą lub zbiorowiskiem jednostek dysponujących, jak jednoosobowy suweren, nieograniczoną władzą cedowaną na ciało przedstawicielskie, pretendujące do roli "nowego suwerena" [35] . Organicyzm i atomizm, teorie "dzielące świat naukowy", stanowiły zdaniem Popiela podstawę antagonizmów politycznych dzielących konserwatystów i wyznawców innych kierunków politycznych: liberalizmu, demokratyzmu oraz zrodzonego z nich socjalizmu. Organicyzm, oparty na wynikach badań natury człowieka, potwierdzony przez historię, uznający koniecznie jedną myśl i potęgę duchową początkującą, z której wysnuwają się prawa moralnego i fizycznego świata; i błędny atomizm, oparty na dowolnym przypuszczeniu, któremu historia zaprzeczyła, uznający materię kształtującą się bezwiednie, głoszony np. przez Spinozę i Hobbesa, znajdujący idealistyczny wyraz w heglizmie, realistyczny zaś w darwinizmie. Organicyzm, uznający wyższe prawo moralne, którego inne prawa są rozwinięciem i zastosowaniem; i atomizm, mający prawo za postulat rozumu indywidualnego pod sankcją większości, tj. siły [36] . Organicyzm, traktujący społeczeństwo jako prius przed jednostką, zakładający, że człon społeczeństwa nie stawia pytania skąd ono powstaje, skoro sam ze społeczeństwa pochodzi; i atomizm, leżący u podstaw tych wszystkich, którzy wychodząc ze swego ja postrzegają wspólnotę jako sumę jednostek, a próbując wskazać więź ją spajającą dochodzą do koncepcji kontraktu socjalnego, pojmowanego jako fakt historyczny lub twór logiczny, albo głoszą kult siły (machiawelizmu) [37] . Organicyzm, który wymaga uwzględniania nie przywilejów jakiejś grupy lub warstwy społecznej, lecz pozycji warstwy przodkującej narodu jako rządu naturalnego zwłaszcza w latach niewoli [38] , i atomizm skłaniający do traktowania wszystkich warstw i jednostek w jednakowy sposób, uzdalniający wyznawców do postulowania powszechnego i równego prawa wyborczego. Organicyzm, dla którego pojedyncza społeczność nie jest zbiorem ludzi osiadłych na przestrzeni określonej pewnymi granicami, ale ogółem moralnym zjednoczonym przez wyobrażenia i pojęcia cechujące jego istotę [39] ; i atomizm, dla którego społeczność, także państwo, jest tylko politycznym stowarzyszeniem, zbiorem grup zabiegających o spełnienie swych egoistycznych potrzeb, nie uznających, że może istnieć wspólność żywych i zmarłych pokoleń, związek w złożeniu swym nierozwiązalny i powszechny narodowy pospół (universitas), który nie ginie przez śmierć swych uczestników, a nawet po oderwaniu krain własnych od macierzystego pnia, żyje i bytuje w duchu publicznym obywateli w dziejach, sumienie pospólne stanowiących [40] . Organicyzm wreszcie, podkreślający konieczność zachowywania solidarności społecznej, i atomizm, uzasadniający radykalizm polityczny, wyznaczający charakter programów i działań masowych ugrupowań nieodmiennie epatujących bezwzględnymi, skrajnie egoistycznymi formułami, stworzonymi dla celów licytacji wyborczej, podsycających sprzeciw wobec rzeczywistości, ukazujących wyborcom sztuczne fantomy idealnych stosunków, negujących naturalny rozwój, osiągających jednak tylko efemeryczne zdobycze, dające może chwilową korzyść pewnym jednostkom lub szczupłym grupom, ale okupione zbyt wielkimi stratami ogółu i hamujące przez to dotkliwie prawdziwy postęp kulturalny i materialny społeczeństwa [41] .

Obrona organicyzmu przed potężniejącym wpływem atomistycznego stylu myślenia wiodła najczęściej do stwierdzenia, że poszczególnym narodom Bóg przydał osobowość, wykluczając w ten sposób możność ich ujmowania jako konglomeratu autonomicznych części, wiążących się z sobą przez świadome akty zastępujące twórczość Stwórcy. Wedle konserwatysty organiczność "osobowej" wspólnoty narodowej, którą nawet Polacy żyjący pod zaborami mieli w zasadniczym kształcie przekazać kolejnym pokoleniom, wymaga nie tylko zabiegów około jej fizycznego trwania, ale także pilnowania i strzeżenia przekazanego przez przeszłość skarbu tradycji wszelakich, jakie pozostały, pojęcia się w ciągłości i konsekwencji życia narodowego z przeszłością, w końcu odziedziczenia przez każde pokolenie cnót z obowiązkiem doskonalenia ich, a grzechów z obowiązkiem ekspiacji. Wymaganie to warunkowało w pierwszej kolejności przemyślenia dotyczące tożsamości "osoby", w drugiej dopiero jej powinnej formy ustrojowej, umożliwiającej zharmonizowanie wolności i porządku, stającej się czynnikiem ładu i sprawiedliwości społecznej, których istnieniem kwitną, których upadkiem niszczeją narody. Nie forma rządu, ani nawet skład społeczny były czynnikami najistotniejszymi; taki walor miała wymagana przez Opatrzność harmonia między "formą" i "składem", bo - jak pisał Szujski - jeżeli będą w zgodzie, każda forma rządu będzie dobrą i każdy układ społeczny dobrym, ten ostatni jednak (ale nie pierwszy) o tyle, o ile będzie sprawiedliwy i uwzględni dobro całej wspólnoty, a nie tylko interes którejś z warstw [42] . Akcentowanie prymatu dobra wspólnoty względem interesu poszczególnych części wiodło nawet do zanegowania perspektywy ujmującej towarzystwo, czyli zogółowanie abstrakcyjne klas społecznych i zespoleń, z punktu widzenia interesów wyłączających się wzajemnie, przekraczających w ludzkiej doniosłości zarówno "organiczną osobowość" wspólnoty-narody, jak i państwo lub państwa, w których owa wspólnota trwała. Perspektywa ta zmuszała do zakwestionowania tezy, że poskromienie wędzidłem wspólnego prawa i ładu społecznego waśni, klasowych rozterek i walki stanów możliwe jest jedynie tam, gdzie władza świadoma celu swego istnienia, utrzymania sfornego ładu, zdolna jest nagiąć do niego społeczność polityczną, a tym samym nadać jej znamiona jednego ciała i ducha [43] . Jeśli autorzy tego rodzaju sądów sięgali do tradycji tomistycznej, uzupełniając je uwagami, iż rząd nie jest prawym nie tylko jeżeli złym sposobem do władzy przyszedł, ale i gdy nie używa władzy na dobre, na obronę, opiekę, uszczęśliwienie swoich poddanych [44] , mogli skłonić do namysłu nieuprzedzonych. Jednak dla większości odbiorców, zwłaszcza politycznych przeciwników konserwatystów, gdy nie było własnego państwa, podobne sądy stawały się racją zarzutu o apostazję, bezwarunkową zgodę na oddanie się władzy obcej, zdolnej wymóc "sforny ład" we własnym interesie, dowolnie go konstruując wbrew "interesowi Polaków".

Zachowawca świadom treści organicznej koncepcji społeczeństwa i następstw jej głoszenia w rzeczywistości coraz bardziej zdominowanej "atomistycznym stylem myślenia", tworzący dla narodu posiadającego własne państwo, mógł już pisać, że tylko w nim można odnaleźć warunki spełnienia interesu narodu, tak samo jak każdego człowieka, który streszcza się w potrzebie zapewnienia sobie bytu na przyszłość, z osiągnięciem najwyższego stopnia szczęścia, jakie na tym świecie może być człowiekowi dostępne [45] . Jednak w nowej rzeczywistości wciąż formułował zastrzeżenie, iż "Rzeczpospolita Polska" jest nazwą państwa, a nie formy ustrojowej, mianem ciała politycznego, a nie jego powinnej formy, historycznym tytułem państwa polskiego, który przez kilka wieków nadawał mu pewien specyficzny, właściwy tylko Polsce charakter, a nie uzasadnieniem ustroju parlamentarno-demokratycznego. Było ono o tyle ważne, że w okresie międzywojennym przywódcy partii masowych przekonywali, że jednostka jest samodzielnym bytem, będącym celem samym w sobie, że państwo jest sumą takich jednostek, a nie całością, której jednostka jest mikroskopijną częścią, a jej działania funkcjami całości [46] . Czynili tak pragnąc umocnić demokratyczny absolutyzm, w którym przymus sięga aż do zupełnego ujarzmienia i skrępowania jednostki na rzecz państwa pod każdym względem, materialnym i moralnym, w którym dąży się do całkowitego zmechanizowania jednostki, odebrania jej wszystkiego, co stanowić może wartość życia: własności, rodziny, indywidualności i możności rozwoju w jakimkolwiek kierunku, "pierwiastków i zasad moralnych", nawet wszelkich uczuć i upodobań, by zastąpić je beznadziejnym, kolektywnym trybem egzystencji na rzecz całości. Zwolennicy radykalnej demokracji, eksponujący "suwerenność ludu", oddający pełnię władzy stronnictwom reprezentującym, choćby pozornie, fikcyjny lud, niszczyli indywidualność i niezależność, zmierzali do społecznego i kulturowego równania jednostek wedle wzorców najniższych, sprowadzali etatyzm, przewyższający w swej formie i skutkach ujemnych biurokratyzm państw rządzonych absolutnie, a nawet - mimo oporu rzeczywistości - wciąż powiększali biurokratyzm kosztem państwa i społeczeństwa [47] .

"Absolutyzm demokratyczny" i "radykalna demokracja parlamentarna" stały się przedmiotem krytycznego namysłu konserwatystów lat dwudziestych. Były one cechami ustroju spełniającego atomistyczny styl myślenia, zapewniającego dominację interesownych stronnictw, mających się za atomy zapominające o wzajemnej zależności, koncentrujących się na walce o władzę, postrzegających wyborców jako nabywców ich programów, a nie członków wspólnoty, dla dobra której winny działać. Tymczasem dla konserwatystów społeczeństwo nie było mechaniczną sumą potencjalnych wyborców [48] , a zasada większości, fatalna dla doktrynerskich konstytucji demokratycznych, nie była formą, w której mogłoby przetrwać organiczne społeczeństwo. Przyczyna ich sprzeciwu nie miała charakteru politycznego: wiązała się i z ogólnym wezwaniem do szacunku dla organiczności społeczeństwa, i z postulatem zachowania jego różnorodności, zagrożonej przez realizację formuły volonté générale, opierającej się na zasadzie większości mającej podstawę indywidualistyczną, ale zdążającej do usuwania gwałtem lub w inny sposób inaczej myślących dla osiągnięcia już nie większości tylko, ale jednomyślności, i uczynienia wspólnoty zbiorowiskiem jednakowo myślących [49] .

Kojarząc "zdobywanie szczęścia" z możnością zaspokajania wszystkich potrzeb pod względem fizycznym i umysłowym przez człowieka w prawidłowym rozwoju w kierunku gospodarczym, kulturalnym i społecznym, dokonującym się w państwie równoważącym porządek i wolność, konserwatyści międzywojenni zakładali jednak niekiedy, że winny go zapewniać nie tylko wspólnoty naturalne lub tradycyjne, ale także organizacje zbiorowe, łączące syndykaty pracobiorców z syndykatami pracodawców [50] . Tego rodzaju organizacje miały zabudowywać przestrzeń między jednostką i władzą, wypełnianą przez zachowawców pokoleń poprzednich naturalnymi lub tradycyjnymi wspólnotami, jak rodzina, Kościół lub społeczność lokalna. Mimo tego uzupełnienia podstawowy kierunek nie uległ zmianie: nadal dostrzegali zasadniczą problematyczność zamysłu liberałów, dla których przestrzeń tę wypełniać miały jedynie stowarzyszenia powoływane przez jednostki w szczególnych celach, i projektu demokratów naśladujących Rousseau, opieranego na założeniu, iż wszelkie ciała pośredniczące utrudniają identyfikację woli indywiduów z wolą powszechną. Bez zmian pozostawał także cel, dla którego podejmowano ową "zabudowę": wyznaczała go z jednej strony potrzeba wskazania wspólnot, w których jednostka zyskiwała tożsamość, jakże istotna dla zachowawców doby rozbiorów, z drugiej, znacznie ważniejsza w okresie międzywojennym, konieczność ustalenia pomostu między jednostką i państwem, gwarantująca jednostce obronę przed ewentualną opresją państwa i gwarantująca państwu hamowanie anarchistycznych zapędów jednostek. Z uwarunkowań tych zdawali sobie sprawę i monarchiści, którzy - podnosząc konieczność utrzymania własności i gospodarki prywatnej, zachowanie zróżniczkowanego stanu posiadania - żądali porzucenia kosmopolitycznego hiperkapitalizmu i etatystycznej niwelacji przez budowanie zawodowego, czyli korporacyjnego ustroju państwa [51] , i liczni zachowawcy odwołujący się do papieskiego nauczania zawartego w encyklice Quadrogesimo anno z 1931 r. Ale uwarunkowania te uwzględniali także ci, którzy nie godzili się na takie uzupełnienie wskazując, jak Peretiatkowicz, że ustrój korporacyjny funkcjonuje sprawnie jedynie tam, gdzie jest bardzo silna władza państwowa, gdzie jest dyktatura, która narzuca bezapelacyjnie swoje decyzje przy ciągłych sporach pomiędzy pracodawcami i pracownikami, pomiędzy reprezentantami kapitału i reprezentantami pracy. Korporacjonizm nie dawał, ich zdaniem, odpowiedzi na to zasadnicze pytanie, w czyim ręku ma się znajdować władza państwowa, w jaki sposób ma być tworzona ta wszechpotężna władza kierownicza i kontrolująca życie gospodarcze? Sugerował natomiast zasadnicze przesunięcie w hierarchii ustalonej przez J. Popiela, pragnąc oprzeć władzę polityczną jedynie na interesach materialnych pewnych zawodów [52] , przechodząc mimo daleko istotniejszych "spraw społecznych i narodowych".

Zdaniem wielu krytyków konserwatywnych kierunek ten wzmacniał proces "partykularyzacji" czy "atomizacji" społeczeństwa, skoro wskazując możliwość abstrahowania od więzi rodzinnych, wyznaniowych i narodowych wymagał wzmacniania podziałów wedle kryteriów gospodarczych tylko po to, by osłabić znaczenie kryteriów politycznych. Kierunek ten, oglądany z perspektywy zachowawcy przeczył wizji społeczeństwa organicznego, nie będącego zbiorem poszczególnych indywiduów, ale całością połączoną więziami organicznymi, a nie mechanicznymi, nie sumą jednakowych jednostek, równych elementów, ale wspólnotą złożoną z części, z których każda ma swoją rolę w całości, i grup mieszczących w sobie różnie funkcjonujące jednostki. Konserwatysta operował stałymi i trwałymi ideami, uznanymi za realne byty, patrząc na państwo, społeczeństwo, grupę jako na całości podobne instytucjom w prawie, będące odrębnymi stosunkami, których centrum nie jest jednostka [53] . Podkreślając walor solidaryzmu, któremu niekiedy nadawano konstytucyjny walor [54] , eksponując potrzebę wypracowania norm wzbraniających wszelką walkę społeczną i wyodrębnianie grup społecznych w celach takiej walki, znoszących możność wyróżniania grup, zrzeszeń lub jednostek pozostających pod szczególną opieką prawa i zapobiegających tworzeniu wspólnot warstwowych, stanowych czy klasowych [55] , zaznaczano, że warunkami podstawowymi każdego rzetelnego postępu ład, spokój i bezpieczeństwo, które zapewnia siła dobrych praw, opartych na słuszności [56] .

Państwo, w którym przejawiała się aktywność organicznej wspólnoty, nie było już ujmowane jako "osoba", przypominająca organizm fizyczny; nie było też organizmem duchowo-moralnym, posiadającym własną "wolę ogólną" w pewnej mierze niezależną od woli poszczególnych jej członków, jednostek jak u Rousseau lub niezależnych od państwa korporacji jak u Gierkego. Państwo nie było też wolnym od kontekstu normatywnego tworem idealnym, mającym "prawny charakter" anonimowym bytem wyposażonym w polityczną władzę (imperium), tajemniczą wolę zbiorową i nieomal mistyczną osobowość zbiorową, odrębne od woli i osobowości jednostek. Chociaż jego prawo nie miało być zależne od błądzącej i zmiennej woli ludzi z krwi i kości [57] , przecież nie miało też odzwierciedlać żadnego wyższego projektu ani "abstrakcyjnej woli", lecz winno być ustalane wedle reguł użyteczności przy zachowaniu miar słuszności, ewentualnie wymagań etyki absolutnej i bytu państwa (racji stanu). Koncepcja "woli powszechnej" budziła sprzeciw jako zakorzeniona w ideologii demokratycznej, usprawiedliwiającej identyfikację państwa z aktualnie żyjącym pokoleniem; niosła ona propozycję zasadniczo odmienną od tej, której bronił Jaworski, a przed nim Oczapowski i Kasparek, a która odnosiła się do państwa jako swoistej osoby prawnej. Odmienność polegała na tym, że o ile dla demokratów państwo stawało się identyczne z "realnym" zbiorem jednostek, dla wspomnianych zachowawców było ono tworem idealnym ujętym myślowo, porządkiem prawnym, którego istnienie wymagało aktywności prawotwórczej także wtedy, gdy ciało przedstawicielskie "realnego" zbioru jednostek nie było w stanie lub nie chciało działać. Spoglądając z tej perspektywy zachowawca mógł odrzucać projekt demokratyczny: rzecz dotyczyła bowiem, i jako taka znajdowała się w centrum jego namysłu nad kwestią władzy, związku łączącego społeczeństwo organiczne z państwem jako idealną całością, będącą nośnikiem przedmiotowej władzy politycznej, a w pewnych ujęciach również władzy w sensie podmiotowym. Dotyczyła państwa jako idealnej całości albo zwieńczenia ciała politycznego, w którym decydującą rolę grają wspólnoty pośredniczące, kształtujące "poczucie prawne" swych członków [58] .

Przeniesienie rozważań z "organicznego społeczeństwa" na państwo sprawiło, że konserwatyści międzywojenni coraz częściej podejmowali namysł nad jego kształtem instytucjonalnym. Nie oznacza to jednak, iżby zapoznawa zasadę określającą właściwy im styl politycznego myślenia i tracili z oczu konieczność wskazania rozwiązań, zapewniających nie tylko respekt dla tradycji i religii, ale także trwanie normatywnego kontekstu państwa. Nawet bowiem u tych spośród nich, którzy mieli państwo za "osobę" o "własnej woli" zachowywały wagę wezwania o zaniechanie przez organy wyrażające tę wolę arbitralności i sięganie do dziedzictwa wspólnoty niesprzecznego z zasadami ładu przedmiotowego wolę tę wyprzedzającego [59] . Państwo, którego "organiczność" korespondować miała z "organicznością" społeczeństwa, różniące się zasadniczo od państwa liberała, bo nie będące "złem koniecznym", zapewniać miało respekt dla norm niesprzecznych z owym ładem nie krępując naturalnej wolności jednostki; tylko takie państwo mogło się stać rzeczywistą wspólnotą polityczną, uwzględniającą "czynnik władczy" powołany do realizacji jej dobra, a nie "interesu" jego dysponentów, wzmacniającą poczucie wspólnego dobra u wszystkich odindywidualizowanych i uspołecznionych obywateli również dzięki działaniom piastunów władzy dbających o zachowanie ich "wspólnotowej tożsamości" [60] .

Także zachowawcy działający w okresie między wojnami podejmowali tedy namysł nad podstawami konserwatywnego stylu myślenia, generalnie akceptując ustalenia poprzedników, atoli różnicując stanowiska daleko bardziej niż oni. Możliwość uczestniczenia w debatach na temat kształtu ustroju i wpływania na decyzje podejmowane w tej mierze zwłaszcza po zamachu majowym utrudniała porozumienie między nimi nie tylko z powodu sięgania do różnych tradycji i doświadczeń, ale także wkroczenia w obszar właściwy myśli nowożytnej, różny od tego, w którym poruszali się konserwatyści odwołujący się do refleksji klasycznej. Jednak, mimo braku obcego narodowo adresata postulatów, ich wspólnym przeświadczeniem pozostawało to, które brzmiało w wypowiedzi Jaworskiego, uznanego przez wielu współczesnych (i licznych badaczy) za autora "antydemokratycznego projektu" przyznającego pełnię władzy głowie państwa: nie ma szczęścia bez wolności, ale wolności nie ma bez prawa, prawo zaś będące przymusem, wtedy nie będzie tej wolności zaprzeczeniem, jeżeli będzie pojmowane jako jej kontrola i tylko kontrola, nigdy zaś projekt [61] . Wypowiedź ta zawiera nie tylko tezę o pozapolitycznym celu istnienia ludzkiego i konieczności istnienia państwa; sugeruje także, iż prawo nie musi przeczyć wolności, że - o ile jego treść odpowiada wzorcom akceptowanym przez jednostki aspirujące do "uporządkowanej wolności" - może wspomagać wybory wolne, choć nie dowolne. Podpowiada, zgodnie ze stylem rozumowania konserwatystów doby rozbiorów, że prawo nie narzuca treści wyborów, a tylko kontroluje, czy są one niesprzeczne z powinnymi wzorcami postępowania, wynikającymi - w ujęciu Jaworskiego - z "zasad moralności Chrystusowej", ostatecznym kryterium prawodawstwa z racji chrześcijańskiego charakteru wspólnoty, dla której jest stanowione [62] . Choć Jaworski zbliżał się do stanowiska normatywistycznego, to znajdował miejsce na etykę absolutną o chrześcijańskiej treści, nie wywodząc z religii objawionej wszystkich zadań państwa, nie kształtując państwa na jej modłę, ani nie dążąc do tworzenia państwa w państwie; podnosił, że obywatele państwa muszą mieć świadomość, że to, co ich utrzymuje w związku, nie jest tylko przymusem (...), że owo niewyrażalne, nie dające się skodyfikować spoidło (...) nie może być wykluczonym, a nawet w konstytucjach państw pomieścić należy stosowną normę prawną, w myśl której żadną normą prawną owo rzeczywiste spoidło nie może być wykluczonym. Gdy spoidłem tym jest miłość, a chrześcijaństwo jest miłością, należało wprowadzić do konstytucji normę, zgodnie z którą Prezydent Rzeczypospolitej kierować się ma przy wykonywaniu swej władzy moralnością chrześcijańską, i że w tym nie może być żadną normą ograniczony [63] . Prawo, którego reguły oceniane będą z takiej normatywnej perspektywy, chronić miało jednostki i utwierdzać wspólnotę, w niczym nie przypominającą tej, którą projektowali bolszewicy [64] lub faszyści, różną jednak także od liberalnego stowarzyszenia, w którym jednostka jest początkiem i końcem, ideałem zaś Faustowski człowiek, który rozbił mury średniowiecznego miasta i idzie w nieskończoność [65] .

Epistemiczna i etyczna ułomność człowieka, stwierdzana przez zachowawców każdego kraju i czasu, kojarzona była przez polskich konserwatystów z szerszym planem metafizycznym różnym od tego, który wprowadzali myśliciele niemieccy i niektórzy francuscy. Chociaż pojawiali się wśród nich autorzy odwołujący się w pewnej mierze do filozofii Hegla lub de Maistre'a, do rozwiązań myślicieli związanych z Akcją Francuską, nie oni nadawali ton ich refleksji. Przekonuje o tym nie tylko sprzeciw większości z nich wobec prób przeszczepiania na polski grunt założeń charakterystycznych dla koncepcji Hallera i nacjonalistycznych stanowisk francuskich, które częściej kojarzono z rodzimą odmianą myśli narodowej niż z konserwatyzmem, ale i żywotność debat dotyczących relacji między tym, co uniwersalne, a nieodmiennie wiązane z chrześcijaństwem, i tym, co narodowe, a niesprzeczne z chrześcijaństwem, choćby wyrażającym się w aktualnym, a nie tylko przyszłym, panowaniu "zasad moralności Chrystusowej"; zasad, których respektowanie nie miało być wymuszane na jednostkach, dobrowolnie honorujących je w życiu codziennym i działalności publicznej z racji posiadanej chrześcijańskiej tożsamości, zdolnej harmonizować porządek i wolność. Przy zerwaniu ciągłości ewolucyjnego rozwoju polskiego systemu prawnego, w dobie Sejmu Wielkiego wracającego - zdaniem większości zachowawców - do zasadniczo chrześcijańskiego nurtu, te zasady wyznaczały również kryteria oceny ładu prawnego własnego państwa, odzyskanego po ponad wiekowej niewoli. Świadomi, że martwymi są wszelkie gwarancje przeciwko nadużyciom władzy, za którymi nie stoi idea gwarancje te ożywiająca, wytryskująca z tradycji i kultury narodu, działająca nie przymusem fizycznym lub materialnym, lecz sprawująca straż nad duszą każdego człowieka i zmuszająca go do odpowiedniego postępowania, której nie należało tworzyć na nowo, lecz odnaleźć zupełnie jasno w naszych dziejach, bo była nią katolickość, w niej znajdowali rozwiązanie problemu harmonii porządku i wolności przy uwzględnieniu fundamentalnej ułomności człowieka. Katolickość, która "nie działa przymusem", ale sprawuje straż nad duszą każdego człowieka, w tym - przynajmniej postulatywnie - prawodawców, związanych nią mocniej niż formułami przez siebie stanowionymi [66] , umożliwiała formułowanie rozmaitych koncepcji ustroju politycznego i nie podawała żadnej jako powinnej. Katolickość wskazywała idee lub poglądy na cele życiowe jednostki oraz narodu, do którego jednostka ta należy [67] , nie wymuszając ich respektowania [68] , bo ujawniały się one na poziomie "przed-sądów" jako "poczucia prawne", tworzące zjawiska sui generis o charakterze prawnym, bez względu na to, czy jednostki je przeżywające nazywają to prawem, czy też moralnością [69] .



[1] Tytułem przykładu przytoczmy tezę M. Zdziechowskiego, że idea demokratyczna spoczęła dziś na fikcji, że większość ma za sobą nie tylko siłę, ale i rozum, że posiada mądrość, a zatem także i prawo stanowienia o wszystkim. Fikcja ta zrodziła głosowanie powszechne (Konserwatyzm a demokracja, "Słowo", 15 VII 1926).

[2] A. Peretiatkowicz, dyskutując założenia prądu modernistycznego w filozofii prawa, wskazywał, że prawo tworzy poczucie prawne, odgrywając zarazem rolę krytyczną (Ustawa i sędzia. Problem społecznej wykładni ustaw, w: tegoż, Studia prawnicze, Poznań 1938, s. 113-115). Zagadnienia te miały niebagatelne znaczenie w refleksji konserwatystów doby zaborów, zwracających uwagę na sprzeczność między "uniformistycznymi" dążeniami władców państw rozbiorowych i "poczuciem prawnym" Polaków, podejmujących trud jego wzmacniania wśród rodaków i wykorzeniania radykalnych idei.

[3] W. Kosiakiewicz, zestawiając katolicyzm i konserwatyzm, wskazywał, że o ile pierwszy należy do sfery kultury, bo cały jest uświadomieniem, drugi nie jest doktryną, lecz zespołem naturalnych instynktów. Ileż w konserwatyzmie instynktów. Własność jest instynktem człowieka. I popęd do rodzinnego życia jest instynktem. I gromadne, towarzyskie życie ludzi jest instynktem. I tworzenie się klas, mających solidarne interesy, i tworzenie się władzy, walczącej z chaosem społecznym, ze zbrodniczymi porywami ludzkiego zwierzęcia - to instynkty. I język, narzędzie porozumienia się ludzi, jest instynktem; wszystkie one wymagają uświadomienia, będącego warunkiem przeprowadzenia konserwatyzmu z dziedziny natury do dziedziny kultury (Katolicyzm a konserwatyzm, Warszawa 1914, s. 14 i 19).

[4] W.L. Jaworski, R. Dmowski o konserwatystach, Kraków 1914, s. 1.

[5] L. Górski, O konserwatorstwie w Polsce, "Przegląd Poznański", XVII (1853), s. 9.

[6] A.Z. Helcel, Aforyzmy o prawdziwym i fałszywym konserwatyzmie, /w:/ H. Lisicki, Antoni Zygmunt Helcel, t. II, Lwów 1882, s. 34.

[7] W związku z tym zagadnieniem pozostawał pewien brak w wystąpieniach polskich konserwatystów, którzy w tym względzie różnili się od niektórych zachowawców zachodnich, mniej krytycznie oceniających romantyczny kult bohaterów i rolę jednostki. Zagadnienie to stało się przedmiotem sporu dopiero w latach trzydziestych XX w., gdy A. Listowski podniósł, że hołdowanie przez konserwatystów "myśleniu ewolucyjnemu", uznającemu rewolucje społeczne za zboczenia z drogi normalnego rozwoju, nie dostrzega złożoności i spontaniczności rzeczywistości, przeciwstawiał się ich ograniczeniu do poznawania świata, skoro świat i życie jest tym, co wytwarza się wciąż i przez nas samych, a wytwarzanie to tworzenie, a tworzenie opiera się w pierwszym rzędzie na pierwiastku woli. Myśł ewolucyjna, podnosił, nie podkreślała (przecież} pierwiastka woli w budowaniu świata i życia (...). Nie dominował i ów pierwiastek w kryteriach myślenia konserwatywnego u nas, dominował natomiast w myśleniu rewolucyjnym - tam istniał i rozwijał się "mit bohaterski". Jest zasadniczym złudzeniem, że postawa zachowawcza, powiedzmy wyraźniej reakcyjna, złączona jest ślubem nierozerwalnym z myśleniem ewolucyjnym (...). Zachowawca (...) może myśleć rewolucyjnie i pozostać zachowawcą - chodzi tylko o to, aby myślał kategoriami jakościowymi, a nie ilościowymi (Ewolucyjnie, czy rewolucyjnie, /w:/ A. Listowski, K. Grzybowski, Dwa głosy o konserwatyzmie i rewolucji, Kraków 1933, s. 6-7).

[8] Jaworski stwierdzał w związku z tym, że zasadniczym problemem, który rozwiązać musi prawo konstytucyjne (w dobie "przesilenia parlamentaryzmu" - B.Sz.) jest zastąpienie zasady większości inną zasadą, przy nie naruszaniu warunków osiągnięcia przez każdego obywatela równego z innymi prawnego położenia. W idealnej sytuacji dałoby się ten stan sprowadzić z jednej strony przez zaniechanie atomizacji społeczeństwa, której wyrazem jest powszechne i równe prawo głosowania, a więc przez zorganizowanie społeczeństwa np. w korporacje, z drugiej zaś strony przez takie wzajemne ustosunkowanie tych korporacji, aby sprawy miały szanse załatwienia w drodze kompromisu (Notatki, Kraków 1929, s. 170-171).

[9] Sens wyrażanego w tym względzie sprzeciwu konserwatystów, rzadko dostrzeganego przez współczesnych krytyków państwa i pozytywistycznych lub normatywistycznych filozofów prawa, wyjaśniał J. Bobrzyński w pracy Sprzeczności idei demokratycznej (Warszawa 1929), wiążąc problem zniesienia ładu przedmiotowego z dominacją demokracji, nie tyle jako ustroju realizującego powszechne prawa wyborcze, ale i "wypowiadającego walkę" wszelkiemu autorytetowi nadprzyrodzonemu, zastępowanego etyką materialistycznie pojętą, zależną w gruncie rzeczy od "woli ludu". Demokracja uczyniła naród i państwo najwyższym stróżem i regulatorem norm moralnych, a w życiu indywidualnym zastąpiła wszelkie wyższe pierwiastki swobodnym uznaniem rozumu. Podnosił wreszcie, że dzieje stronnictw demokratycznych, bez żadnego wyjątku, wykazują niezbicie zupełne w gruncie rzeczy podporządkowanie haseł religijnych i moralnych potrzebom chwilowej taktyki, a politykowanie w dzisiejszym tego słowa znaczeniu jest niczym innym, jak tylko nieproduktywnym dobijaniem się o władzę za wszelką cenę i jako takie niepodzielnym wynalazkiem demokracji (s. 53). I w końcu: Oficjalnie zastąpiono wyższy autorytet - nie tylko boski, ale nawet ten, który wypływa z obiektywnie ujętych praw społecznych, emocjonalnym autorytetem "woli ludu", to jest przede wszystkim najciemniejszych, cywilizacyjnie najbardziej zacofanych warstw społecznych (...); na żonglowaniu najprymitywniejszymi apetytami i na drażnieniu pośledniejszych, zwierzęcych instynktów ogółu, oparła demokracja cały swój gmach moralności, etyki i taktyki (tamże, s. 54).

[10] Podejmując tę kwestię w polemice z endecją, J. Popiel wskazywał, że jest i będzie zawsze jeden tylko sprawiedliwy i słuszny porządek, według którego rzeczy ogółu w wadze mieć i cenić należy. Pewnie, że pierwszymi są w cenie rzeczy Boże, (bo) bez religii charakteru narodowego nie ma, jak historia i samo myślenie wskazuje, a sam charakter narodowy to już niemałej wagi rzecz i jego brak smutny nad wyraz. Gdy idzie jednak o sprawy ludzkie, publiczne, są one natury czworakiej: społeczne, narodowe, ekonomiczne i polityczne, a te ostatnie bierzemy w sensie greckim urządzeń wewnętrznych, polityki wewnętrznej, nie stosunków wojennych lub pokojowych z ościennymi. I w tym tylko jedynie porządku, jak je wyliczyliśmy, rzeczy te ważyć i cenić należy; inaczej wysiłki zawiodą, ofiary będą daremne, plany się nie wykonają, albo inny, niż spodziewany, przyniosą skutek (O właściwym porządku spraw ogółu i o tych, którzy go mięszają, "Przegląd Polski", t. 161. 1906, s. 529). Zdaniem Popiela Narodowa Demokracja, jak zdaniem wielu konserwatystów krajowych pokoleń poprzednich radykalni demokraci i emigracyjne ugrupowania mieniące się zachowawczymi, nie honorowała tego porządku, a nawet go odwracała, stawiając na pierwszym miejscu "sprawy polityczne". Demokracja - oto cel dla endeków, jak niepodległość dla działaczy emigracyjnych. Czy ona naród wzmocni, czy osłabi, czy przyrodzone i historyczne prawa za jej pomocą się odzyszcze czy zatraci, czy głosowanie czteroprzymiotnikowe dodatnio lub ujemnie wpłynie, czy środki dojścia do demokratycznego rządu nie uszkodzą ekonomicznie narodu - to pytania podrzędne; demokracja - to rzecz główna (tamże, s. 532-533). Tymczasem każde społeczeństwo stoi na tym, co słusznie nazwano przykazaniami czci, a są one: cześć dla Boga, dla ojca, dla życia, dla kobiety, dla własności i dla siebie samego (...). Bez jakiego takiego pilnowania tych przykazań, że tak powiem społecznych - a co do siebie czczę je głównie jako Boże - ni harmonii, ni siły w społeczeństwie, a więc i w narodzie, być nie może (tamże, s.530). Endecy godzili się na zakwestionowanie przykazań, nie baczyli na nic ponad to, żeby naród szedł torem nowożytnej demokracji i żeby rozdzielić Kościół od państwa. Wszak nic wyższego na świecie, nic świętszego nad demokrację (...). Stare mrzonki o poszanowaniu rodziców, starszych i przełożonych, o świętości własności, o kardynalnym znaczeniu wiary w teorii i praktyce, o potrzebie bogactwa narodowego - bywajcie zdrowe na zawsze (tamże, s. 533).

[11] Warto zauważyć, że w okresie międzywojennym w niektórych środowiskach konserwatywnych, zwłaszcza w grupie skupionej wokół "Naszej Przyszłości", coraz wyraźniej wysuwała się na plan pierwszy "sprawa gospodarcza" nie tylko kosztem "politycznej", ale także "społecznej" i "narodowej", kluczowych dla zachowawców doby zaborów (zob. choćby M. Szarski, Konserwatyzm gospodarczy, "Przegląd Współczesny", nr 70, 1928, s. 224 i n., a przede wszystkim T. Dzieduszycki, U podstaw usprawnienia pracy i państwowości naszej, Toruń 1925, s. 105-108). Współczesny badacz W. Mich uznaje nawet "produktywizm" za drugi po religii najistotniejszy aspekt konserwatyzmu (Myśl polityczna polskiego ruchu konserwatywnego, Lublin 1994, s. 29 i n.).

[12] Stwierdzając, że katolickość naszej kultury narodowej decyduje o jej zachodnim charakterze, odwracając nas zdecydowanie od kultury Wschodu, zdominowanej przez "światopogląd bizantyński", autorzy Polskiej idei imperialnej w "katolickości" znajdowali źródło orientacji nie dopuszczającej przeciwstawności interesów jednostki i społeczeństwa, narodu i państwa, czy też w końcu państwa i ludzkości. Jedynie nauka katolicka, nie respektowana przez liberałów i socjalistów, stawiała bezkompromisowo rozwój osobowości ludzkiej na czele wszystkich celów ludzkich, określała najwyższe prawo jednostki do rozwoju swej osobowości w sposób harmonizujący to prawo z celami wszelkiego rodzaju zbiorowości ludzkich, obojętne czy to będzie rodzina, naród, państwo, czy też w końcu ludzkość cała; rozwiązywała wszelkie sprzeczności uznając w człowieku istotę nieśmiertelną, stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, której celem jest stałe dążenie do doskonałości, wskazując tym samym najdoskonalszy z punktu widzenia społecznego typ człowieka, który sprawując jakąkolwiek władzę posiada wewnętrzne hamulce przeciwko jej nadużywaniu; podlegając zaś władzy nie ścierpi obojętnie jej nadużyć (Polska idea imperialna, Warszawa 1938, s. 11).

[13] Zob. szerzej B. Szlachta, Ład-Kościół-Naród, Kraków 1996, zwłaszcza s. 65-79.

[14] Krytyka rozumowa - pisał L. Dębicki - nie jest czynnikiem twórczym, wiedzie niekiedy do doktrynerstwa; logiką gardzą politycy i mężowie stanu, bo życie jest składowe i ruchliwe i nie da się podciągnąć pod niezłomną konsekwencję. Co innego stałość zasad, niezmienność celu, godziwość środków, która chroni od oportunizmu (Portrety i sylwetki z dziewiętnastego stulecia, seria II, t. II, Kraków 1907, s. 259).

[15] P. Popiel, List do X. Jerzego Lubomirskiego, w: Pisma Pawła Popiela, t. I, Kraków 1892, s. 67.

[16] Również ta teza uzasadniała możność włączania do akumulowanego dziedzictwa wspólnotowego rozwiązań nowych, nie znoszących spontanicznie wykształconego ładu. Polscy zachowawcy podzielali uwagę Burke'a, iż umiarkowana reforma jest trwała i mieści w sobie zasadę wzrostu, że ilekroć ulepszać pragniemy, winniśmy pole dla naszych ulepszeń zostawić. Winniśmy rozejrzeć się i zobaczyć, czego dokonaliśmy. Następnie możemy z ufnością działać dalej, czynimy to bowiem roztropnie (Speech on presenting to the House of Commons a Plan for the better security of the Independence of Parliament and the Economic Reformation of the Civil and other Establishments, w: tegoż, The Works, t. II, Boston 1839, s. 164; zob. szerzej R.R. Ludwikowski, Konserwatyzm Królestwa Polskiego w okresie międzypowstaniowym (z rozważań nad ideologią i polityką), Kraków 1976, s. 28-32 i 67-72).

[17] Nawet autorzy Polskiej idei imperialnej pisali: Katolicki światopogląd wyłącza sprzeczność celów jednostki i społeczeństwa, ponieważ nakazuje w każdej kolizji stawiać wyżej cele społeczne, poczynając od rodziny, a na ludzkości skończywszy; jako taki jest on sprzeczny nie tylko z wszelkim egoizmem prywatnym, ale i z egoizmem narodowym, i przyznając narodowi prawo do własnego państwa nie uznaje rozszerzania własnej państwowości kosztem obcych narodów; przeciwnie, pojmuje własną państwowość jako narzędzie narodowe w podnoszeniu nie tylko bytu własnego, ale i bytu całej ludzkości (wyd. cyt., s. 12).

[18] Ten element rozumowania łączy konserwatystów z nurtem liberalnym, reprezentowanym przez francuskich "doktrynerów" (zob. m.in. L. Siedentop, Two Liberal Traditions, /w:/ A. Ryan (red.), The Idea of Freedom. Essays in Honour of Isaiah Berlin, Oxford 1979, i hasła B. Szlachty "Doktrynerzy" i Guizot /w:/ M. Jaskólski (red.), Słownik historii doktryn politycznych, t. II, Warszawa 1999).

[19] P.Popiel, List do X. Jerzego Lubomirskiego, wyd. cyt., s. 67.

[20] Przeciw tego rodzaju myśleniu protestowali m.in. J. Milewski (Mowa posła Józefa Milewskiego wypowiedziana w Sejmie dnia 23 listopada 1905 r., "Przegląd Polski", t. 159. 1906, s. 111) i K. Grzybowski (Wiara w ewolucję jest potrzebna rewolucjonistom, /w:/ A. Listowski, K. Grzybowski, Dwa głosy..., wyd. cyt., s. 9, 12-13 i 10).

[21] P. Popiel, Do Stanisława Koźmiana, w: Pisma..., t. I, wyd. cyt., s. 135. Zgodnie z tymi prawami, wywodził, siły, którymi Bóg ludzkość obdarzył, wykształcają władzę, społeczeństwo, całą hierarchię rodziny i narodu; nic tu nie ma sztucznego, nic dowolnego, tylko szanując godność człowieka i chcąc go zrobić odpowiedzialnym, a zatem ułatwić mu zasługę, Opatrzność obdarzyła go wolnością, nie tak, aby mu było wolno dobrze albo źle czynić, ale aby miał wolność wyboru i dobrze czynił z przekonania, a z zasługą (tamże). Wbrew archaiście, konserwatysta mniemał, że ład nie został raz na zawsze dany, ale ujawnia się w konkretnych formach w postaci zmieniających się powoli, charakterystycznych dla wspólnoty zwyczajów i obyczajów, wzorców zachowań i manier, preferencji prawnych, etycznych i estetycznych, powodujących działaniami członków wspólnoty na poziomie wyprzedzających świadome eksplikacje "przed-sądów". Zob. uwagi Cecila Hugha na temat "naturalnego konserwatyzmu", jako "wrodzonej skłonności ludzkiego umysłu" (Konserwatyzm, Warszawa 1915, s. 2 i n.).

[22] Zob. uwagi M. Jaskólskiego, który - polemizując z rozpowszechnionym określeniem konserwatyzmu K. Mannheima - wskazał, że jest on nie tylko "uświadomionym tradycjonalizmem" lub "postawą" zwolennika trwania stanu istniejącego, ale także uzasadnieniem tendencji wiodących w kierunku restauracji tego, co godne odnowienia (Tradycjonalizm polski XIX wieku. Rozważania wokół pojęcia i źródeł, "Studia Nauk Politycznych", nr 5/1988, s. 9). Zob. również, tytułem przykładu, analizę stanowiska M. Zdziechowskiego (J. Skoczyński, Pesymizm filozoficzny Mariana Zdziechowskiego, Wrocław 1983, s. 83 i n.).

[23] A.Z. Helcel, Aforyzmy o prawdziwym i fałszywym konserwatyzmie, wyd. cyt., s. 34.

[24] Na instrumentalizację tradycji przez konserwatystę, dokonującego jej selekcji wedle kryteriów czerpanych z bieżącej rzeczywistości, a nie z przeszłości, zwracają uwagę M. Jaskólski (Kaduceus polski. Myśl polityczna konserwatystów krakowskich 1866-1934, Warszawa-Kraków 1990, s. 24), W. Mich, Myśl polityczna..., wyd. cyt., s. 9 i n., i T. Kizwalter, "Nowatorstwo i rutyny". Społeczeństwo polskie zaboru rosyjskiego wobec modernizacji (1840-1863), Warszawa 1990, s. 157-158.

[25] J. Bobrzyński, Program i zadania krakowskiej szkoły konserwatywnej, wyd. cyt., s. 5.

[26] Polscy konserwatyści uczyli się organicznego myślenia całościami najczęściej od św. Tomasza z Akwinu. Jaworski pisał np., że nieznajomość jego filozofii odbija się na jednostronności myślenia; kto przeszedł szkołę S. Tomasza nauczył się przeciwstawiać atomistycznemu, indywidualistycznemu myśleniu - myślenie inne, nazwijmy je uniwersalistycznym; w owym uniwersalistycznym myśleniu S. Tomasza znajdziemy rozwiązanie problemu demokracji, dziedziczności itp. Jednak pamiętać należy, że S. Tomasz "rozwiązuje problemy", gdy nowożytna nauka może tylko "stwierdzać fakty" (Notatki, Kraków 1929, s. 16-17; zob. nadto s. 123 i n. rozważania poświęcone cechom nowożytnej Europy: atomizacji, mechanizacji i - znajdującej apogeum w bolszewickiej Rosji - racjonalizacji).

[27] J. Gołuchowski, Kwestja włościańska w Polsce podług właściwych swoich pierwiastków przed sąd opinji publicznej wytoczona i poprzedzona projektem, w jaki sposób chłopom w Polsce, a nawet w Rosji dopomóc można do nabycia własności gruntowej bez nadwerężenia zasad porządku publicznego, Lipsk 1849, s. 375. Zob. szerzej R.R. Ludwikowski, Główne nurty polskiej myśli politycznej 1815-1890, Warszawa 1982, s. 100-102.

[28] W. Kalinka, Jan Jakób Rousseau i jego wpływ w Polsce, "Przegląd Polski" t. 79, nr 235, 1886, s. 4-5.

[29] J.B. Oczapowski, Władza i układ Państwa, zarysy Polityki i porównawczego Prawa Konstytucyjnego, Kraków 1875, s. 99. W opinii niektórych grup zachowawców Konstytucja 3 Maja zmierzała w takim kierunku nie posługując się francuskimi hasłami wolności i równości, które we własnej ojczyźnie były zwiastunami socjalnej burzy i anarchicznego rozstroju, nie rozproszyła całego społeczeństwa na atomy, lecz zespoliła mieszczaństwo w organa samorządne, a reprezentantów ich stanu przyjęła na powrót w podwoje sejmowe, otaczając zarazem lud rolniczy czyli włościan opieka rządu krajowego, nie idąc jednak śladem doktrynerskich reformatorów oświeconych w rodzaju Józefa II (A. Rembowski, Nasze poglądy polityczne w roku 1818 (Konstytucya, Monarchizm, Sejm, Opozycya), w: Pisma, t. I, Warszawa 1901, s. 79-81).

[30] K. Mecherzyński, Filozoficzne pojęcie historyi literatury ojczystej, "Kwartalnik Naukowy", t. II (1836), s. 111.

[31] Do Stanisława Koźmiana, wyd. cyt., s. 136. Nauka ta, pisał dalej Popiel, z matematyczną ścisłością prowadzi do zakwestionowania osobistości Boga i człowieka, nadając państwu atrybuty Pierwszego i podporządkowując mu w całej pełni drugiego; z równą "ścisłością" podporządkowuje ewolucję organicznego społeczeństwa wymaganiom rozumu, który nie uwzględnia już prawa miłości, traci świadomość celu wykraczającego poza porządek państwowy i usiłuje projektować to, co nie może być konstruowane przy użyciu jego kategorii (tamże, s. 137).

[32] J. Gołuchowski, Kwestja włościańska..., wyd. cyt., s. 622.

[33] Tamże, s. 675.

[34] Tamże, s. 622. Nie dość, że Gołuchowski potwierdzał tezę o kontekstualności pojęć "absolutyzowanych" przez politycznych radykałów, to kierował krytykę przeciw szlacheckiej anarchii przedrozbiorowej i późniejszej "spiskomanii", zgadzając się na potępienie klęski samobójczego szarpania się i ćwiartowania na sztuki polityczne i socjalne. Ten element jego refleksji bliski był szczególnie członkom "krakowskiego grona", ukazującym następstwa przyjęcia "wyłączności" stanowej lub warstwowej, a tym samym unicestwienia jedności wspólnoty (zob. zwłaszcza A.Z. Helcel, Zadania konserwatywnego dziennika, /w:/ H. Lisicki, Antoni Zygmunt Helcel, Lwów 1882, t. II, s. 29; P. Popiel, Antoni Zygmunt Helcel, /w:/ Pisma..., t. II, wyd. cyt., s. 7 i 16-17; J. Bobrzyński, Program i zadania krakowskiej szkoły konserwatywnej, wyd. cyt., s. 7, oraz L. Gembarzewski, Monarchja Narodowa jako hasło XX-go wieku, Warszawa 1934, s. 38).

[35] Ks. K. Michalski, O rozwoju religijno-filozoficznym W.L. Jaworskiego, /w:/ Wł. L. Jaworskiego życie i działalność, Kraków 1931, s. 107.

[36] P. Popiel, Antoni Zygmunt Helcel, wyd. cyt., s. 6-16. Zachowawcy akcentowali zwykle znaczenie, jakie dla dominacji atomizmu miał oświeceniowy racjonalizm. Peretiatkowicz, zauważając, że wytworzył on atomistyczne pojmowanie społeczeństwa, które poczęto uważać za wynik układu, umowy, że prowadził ku koncepcji, w myśl której jednostka zobowiązuje się pewne czyny wykonywać, innych zaniechać ze względu na wymagania życia społecznego i tylko w granicach konieczności społecznej. Wewnętrzna sfera życia indywidualnego pozostaje nietkniętą, tu jednostka panuje niepodzielnie, wszelkie wkroczenie w tę dziedzinę jest pogwałceniem jej prawa przyrodzonego, naturalnego. Najważniejsze, że wynikiem tego indywidualizmu, przenikającego całe XVIII i XIX stulecie, jest zasadniczy rozdział pomiędzy prawem, a moralnością, z których pierwsze opiera się na zasadzie koegzystencji, jako podstawy, decydującego kryterium zjawisk prawnych, nakazując postępować tak, ażeby wolność jednostki połączyć z wolnością każdego i wszystkich. Ponieważ dla prawa pobudki postępowania są obojętne, przeto jest prawo ze stanowiska moralnego zupełnie indyferentne (Jellinek jako filozof prawa, w: Studia prawnicze, Poznań 1938, s. 185).

[37] W.L. Jaworski, Projekt konstytucji, Kraków 1928, s. 13-14. Gdy idzie o problem identyfikacji "bytu", którego dotyczyła konserwatywna koncepcja organiczna, istotne wydaje się spostrzeżenie M. Jaskólskiego o stopniowym przenoszeniu akcentu w wypowiedziach zachowawców z narodu na społeczeństwo wielonarodowe, poddane jednemu porządkowi prawnemu państwa polskiego (Kaduceus polski..., wyd. cyt., s. 145).

[38] J. Szujski, Dwie odpowiedzi: "Dziennikowi Poznańskiemu" na recenzję broszury "Kilka prawd z dziejów naszych. P. Flor. Ziemiałkowskiemu na "List otwarty", za: tegoż, O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki, red. H. Michalak, Warszawa 1991, s. 214. "Warstwa przodkująca" miała być zbiorem tych wszystkich w dojrzałym wieku obywateli, którzy w sprawie ojczystej mają lub mieć powinni pewną ustaloną opinię, którym stanowisko, wykształcenie, majątek bez względu na rodowość pewien wpływ w społeczeństwie zapewnia (tamże, s. 215).

[39] K. Mecherzyński, art. cyt., s. 113.

[40] J.B. Oczapowski, dz. cyt., s. 57.

[41] J. Bobrzyński, Kiereńszczyzna oraz Konserwatyzm w Polsce, /w:/ Na drodze walki. Z dziejów odrodzenia myśli konserwatywnej w Polsce, Warszawa 1928, s. 49 i 99. Zdaniem Bobrzyńskiego polityczny i społeczny radykalizm stronnictw, ujawniający się w postaci zaciekłego i bezkrytycznego indywidualizmu, przypominającego szlachecki, noszącego obecnie "piętno demokratyczne", paraliżowała wydatniejszy rozwój państwa pod każdym względem (Sprzeczności idei demokratycznej, wyd. cyt., s. 19). Zob. nadto interesujące uwagi R.R. Ludwikowskiego na temat pojmowania przez konserwatystów postępu i równości, podejmowanych przez nich prób rozwiązania kwestii włościańskiej i ich ostrzeżeń przez socjalistycznym zagrożeniem w: Konserwatyzm Królestwa Polskiego w okresie międzypowstaniowym (Z rozważań nad ideologią i polityką), Warszawa 1976, s. 28-47.

[42] J. Szujski, Kilka prawd z dziejów naszych. Ku rozważeniu w chwili obecnej, za: O fałszywej historii..., wyd. cyt., s. 190-192. Ceniona przez konserwatystów Konstytucja 3 Maja miała być dziełem szlachty działającej nie dla własnego interesu, ale powodowanej chęcią podniesienia niższych klas społeczeństwa, obudzenia tym sposobem wśród nich przywiązania do nowego porządku, dziełem mającym ocalić egzystencję polityczną Rzeczypospolitej. Ustawa rządowa była zatem nie tylko krokiem w kierunku zrównoważenia władz, ale i rozwoju organicznej budowy społeczeństwa (A. Rembowski, Nasze poglądy polityczne w roku 1818..., wyd. cyt., s. 77).

[43] J.B. Oczapowski, dz. cyt., s. 55-56.

[44] S. Tarnowski, Pisarze polityczni XVI wieku, t. I, Kraków 1886, s. 4.

[45] J. Tarnowski, Projekt nowej ustawy konstytucyjnej (z komentarzem), Warszawa 1928, s. 11. Konserwatyści zgrupowani wokół "Naszej Przyszłości" podkreślali jednak, że dobrobyt państwa jest sumą i wynikiem dobrobytu obywateli, dodając, że skoro ogólny kierunek doktryny demokratycznej, propagujący tezę dobrobytu państwowego i społecznego drogą utrudnienia indywidualnego zarobku i kapitalizacji, okazał się błędny i wydał rezultaty wprost przeciwne swym założeniom, konieczne jest zadeklarowanie w konstytucji zasad zdrowej gospodarki, a w szczególności prawa uczciwego zarobku (Projekt konstytucji, "Nasza Przyszłość", t. XXIV, 1932, s. 55-56).

[46] W.L. Jaworski, Notatki, wyd. cyt., s. 31.

[47] J. Bobrzyński, Sprzeczności idei..., wyd. cyt., s. 25-27. Wbrew krytykom konserwatyści nie uznawali, by realizacja "praw państwa", deklarowanych w Konstytucji kwietniowej, mniej konkretnych i dlatego rodzących niebezpieczeństwo większych nadużyć, prowadzić mogła do zniewolenia, skoro jej autorzy odrzucili teorie i ustroje niewoli społecznej czy państwowej zrodzone z doktryny socjalistycznej (Uproszczony ustrój państwa polskiego. Projekt przyjęty przez Komisję porozumiewawczą Związku Polskiej Myśli Państwowej i Stronnictwa Narodowych Monarchistów, "Nasza Przyszłość", Warszawa I.1939, s. 8). Skądinąd zauważmy, że J. Bobrzyński za główne hasło krakowskiej szkoły konserwatywnej uznał wyzwolenie jednostki z niewoli obecnego nadmiernego etatyzmu, będącego również dziełem niesumiennej, zachłannej demagogii, wnioskując, że rola państwa powinna ograniczyć się do niezbędnego regulowania stosunków między obywatelami, nadto do popierania i ochrony ich interesów i do zewnętrznej obrony państwa, ale nic więcej. Hasłem nowoczesnego konserwatyzmu jest wolność, pisał, a stąd jednym z najważniejszych jego zadań nieugięta walka z socjalizacją, etatyzmem i biurokratyzmem. Konserwatyzm powinien wziąć na siebie realną obronę warstw niższych przeciw ujarzmiającym i poniżającym ją socjalnie i materialnie zakusom demagogii i tym hasłem pociągnąć za sobą warstwy ludowe, rozwijając w nich zarazem szczerze patriotyczne i religijne pierwiastki ideowe, których usiłują je pozbawić nie przebierające w środkach stronnictwa i doktryny radykalne (Program i zadania krakowskiej szkoły konserwatywnej, wyd. cyt., s. 15).

[48] W.L. Jaworski, Myśli o ustroju państwowym, Kraków 1928, s. 4-5.

[49] W.L. Jaworski, Projekt konstytucji, wyd. cyt., s. 21.

[50] J. Tarnowski, dz. cyt., s. 12.

[51] Monarchja Narodowa..., wyd. cyt., s. 11.

[52] Kryzys parlamentaryzmu i Konstytucja Polska z 1935 r., /w:/ Studia prawnicze, wyd. cyt., s. 135. Zob. także E. Sapieha, Konstytucja racji stanu, Warszawa 1930, s. 90.

[53] W.L. Jaworski, Notatki, wyd. cyt., zwłaszcza s. 138 i n., Projekt Konstytucji, wyd. cyt., s. 13-16, a zwłaszcza Projekt Kodeksu agrarnego, Warszawa 1928, s. 11-17, gdzie autor mówi o potrzebie tworzenia "przedsiębiorstw rolnych", będących nie czymś zmysłowym, ale tworem myślowym ujmującym działalność w pewną całość, albo ogółem pewnego rodzaju stosunków, które myśl ludzka wycina z życia i kształtuje w pewną całość; analogicznie: społeczeństwo nie jest sumą ludzi, ale tworem myślowym, ujmującym pewnego rodzaju żywe, znajdujące się w ruchu i zmianie stosunki ludzkie (zob. I. Czuma, Podstawy romantyzmu prawniczego Wł.L. Jaworskiego, "Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", r. X, 1930, s. 40* i n.).

[54] Projekt konstytucji wypracowany przez grupę zachowawców skupionych wokół J. Bobrzyńskiego głosił m.in. konieczność określenia konstytucją zasadniczego społecznego ustroju państwa (opartego na zasadzie solidaryzmu społecznego), a tym samym wykluczenia wszelkich innych dążeń ustrojowo-społecznych, których wpływ może działać destruktywnie, na przykład dążeń o charakterze "liberalno-atomistycznym". Jedynie oparcie ustroju społecznego na wspomnianej zasadzie miało dać Polsce wyraźne oblicze, zgodne z zasadami religii katolickiej i humanitaryzmu i wykluczyć wszelką doktrynę walki klasowej, rozsadzającą i osłabiającą państwo i społeczeństwo ("Nasza Przyszłość", wyd. cyt., s. 53-55).

[55] Uproszczony ustrój Państwa Polskiego, "Nasza Przyszłość", LXVII, 1939, art. 5 i 6, s. 9. Monarchista Dzierzgowski wręcz twierdził, że istnienie stronnictw politycznych rozbija żywotne siły narodu na obozy, które muszą wewnątrz państwa prowadzić między sobą walkę już z tytułu swego istnienia (Demokracja a monarchja, Warszawa 1925, s. 14). W niektórych ujęciach obronę państwa uzupełniał taki wywód: Państwo cywilizowane, oparte na silnych zasadach prawa i logiki, nie może - dla bezkrytycznego zadośćuczynienia doktrynerskim hasłom demagogii - tolerować czy nawet legalizować stronnictw i innych organizacji o programie zasadniczo antypaństwowym. Jest to panująca dzisiaj anomalia, pozostałość demagogiczna z okresu walk demokracji o władzę, którą wszelkie, naprawdę gruntowne i logiczne dzieło naprawy państwowego ustroju stanowczo powinno usunąć (Projekt konstytucji, "Nasza Przyszłość", wyd. cyt., s. 54).

[56] J. Tarnowski, dz. cyt., s. 12.

[57] H. Kelsen, O istocie i wartości demokracji, Warszawa b.r.w., s. 17-18. Zob. A. Peretiatkowicz, Teoria prawa i państwa H. Kelsena, w: Studia prawnicze, wyd. cyt., s. 24-25.

[58] Zob. nadto odmienne zapatrywanie wyrażone w Mowie posła prof. W. Makowskiego na posiedzeniu Sejmu 22 stycznia 1929 r., /w:/ Na drodze do reformy konstytucji, Warszawa 1929, s. 35. Zauważmy, że próba uzgodnienia koncepcji społeczeństwa organicznego, które działa przez niezależne od rządu ciała pośredniczące, prowadziła niekiedy w innym kierunku niż wskazany przez Makowskiego, skoro u zdeklarowanego zachowawcy, także związanego z BBWR, A. Piaseckiego łączyła się z koniecznością wyznaczenia każdemu przez państwo (rząd?) określonych zadań w życiu zbiorowym, osłabiana tezą (wygłaszaną łącznie z poprzednią), że owo "wyznaczanie" ma umożliwić ludziom stawanie się coraz bardziej ludźmi, a nie upodabnianie się do maszyny lub przekształcanie narodu w kopiec termitów (Reforma konstytucji w Polsce. Odczyt wygłoszony 23 czerwca 1934 r. w paryskiej "Academie des Sciences Morales et Politiques", "Przegląd Współczesny", t. L, 1934, nr 147-148, s. 219).

[59] Mimo wyśmiewań Gumplowicza, pisał Starzyński broniąc stanowiska konserwatystów, musi się przyjąć organiczność zespolenia społeczeństwa, bo jest ona miarą do ocenienia stanowiska jednostki w państwie, nadto zasadą i myślą przewodnią określenia celów państwowych. Ta organiczność zespolenia jest obok osobowości prawnej państwa jedną z najważniejszych cech pojęcia państwa (...). Istotą organiczności jest, że działanie poszczególnych cząstek stoi do siebie i do całości w stosunku wzajemnej przyczynowości. Działanie każdej jednostki zależne jest od żywotności całości, a całość cierpi na tym, jak cząstka traci żywotność. Takim organizmem jest społeczeństwo, a skoro państwo jest prawną, najwyższą formą społeczeństwa, to wynika stąd, że ono ma naturę organiczną (Ogólne i austryackie..., wyd. cyt., s. 8-9).

[60] Posiedzenie Komisji Konstytucyjnej Senatu z dnia 11 grudnia 1934. Referat senatora Wojciecha Rostworowskiego, "Nowe Państwo", t. III, z. 4(12), 1935, s. 58-59.

[61] W.L. Jaworski, Sądów i sędziów nam potrzeba, "Dziennik Poznański", 18 IX 1929. Różni nas od faszyzmu wszystko, pisał Jaworski, bo faszyzm nie rozwiązuje kwestii, ale je rozcina. Konsolidację społeczeństwa rozumie i przeprowadza w ten sposób, że wszystkich, którzy nie są faszystami wyrzuca poza społeczeństwo, po prostu pozbawia ich praw (...). W tym tkwi zasadnicze podobieństwo faszyzmu z bolszewizmem. I tutaj trzeba rzecz postawić jasno: chcemy silnego rządu, chcemy organizacji i dyscypliny, ale potępiamy automatyzm, nie chcemy z człowieka zrobić maszyny. Nacjonalizmu faszystowskiego nie możemy podzielić. Nie możemy wynaradawiać mniejszości narodowych, jak to czynią faszyści. Faszyzm nie jest religijnym. Nie trzeba się łudzić: pakt i konkordat ze Stolicą Świętą jest wynikiem potrzeb politycznych, ale nie potrzeby duszy. Mussolini wyraźnie obwieścił, że bogiem faszyzmu jest naród. Polaków natomiast istotą jest religijność. Cała nasza kultura, o ile jest nasza własna, opiera się na religii. Faszyzm wreszcie jest imperializmem (...). Nasz polski imperializm nie potrzebuje premii na mnożenie się, ale zależnym jest od wysokości naszej kultury, od wynalezienia formy współżycia z mniejszościami narodowymi i od tego, aby Kościół Rzymski szedł w swej akcji wschodniej w porozumieniu i zgodzie z Państwem Polskim (Czy mamy stać się faszystami?, "Dziennik Poznański", 23 IV1929).

[62] Spoglądając z punktu widzenia państwa jako osobowej całości, współczesny Jaworskiemu J. Tarnowski twierdził, że warunkiem "szczęścia jednostki i narodu" są dobre prawa, przyjmując jednak za kryterium nie "zasady moralności Chrystusowej", ale miarę człowieka, wyznaczaną przez ład stworzenia (dz. cyt., s. 11).

[63] Notatki, wyd. cyt., s. 31 i 159-160.

[64] Ideał wspólności bolszewickiej, państwem nie można jej nazwać, polega na zautomatyzowaniu jednostek, przypominających ul pszczół, mrowisko lub gniazdo bobrów, pisał Jaworski (Projekt konstytucji, wyd. cyt., s. 185).

[65] "Indywidualistyczny liberalizm", będący przeciwstawieniem ideału bolszewickiego, miał za cel ekspansję sił, wyżycie się, państwowy indywidualistyczny imperializm, za istotę "wolność" w gospodarstwie i w prawie. Śmiertelny błąd tego poglądu na świat tkwił w jego istocie, a nie w następstwach jego praktycznej dominacji: pozbawiał bowiem człowieka stałego oparcia, zawieszał go w powietrzu, szukał w człowieku i tylko w nim tego, czego stanowczo nie posiada (Projekt konstytucji, wyd. cyt., s. 185-186).

[66] Konserwatyści podkreślali, że w "demokracji parlamentarnej" jedynymi normami wiążącymi uczestników gry politycznej są formuły prawa stanowionego, określające reguły walki, bo walka ta toczy się (w niej) nieustannie, bo władza każdej chwili może być zdobytą. Partyjnictwo przesyca wówczas całą działalność państwową, opanowuje administrację, przenika do wymiaru sprawiedliwości, a przez prasę zatruwa nawet stosunki prywatne obywateli między sobą, demagogia zaś wypełnia całe życie publiczne obłudą, kłamstwem oraz najróżniejszymi fikcjami, zabijając w ogłupionych masach wszelkie poczucie rzeczywistości (A. Chrząszczewski, Od sejmowładztwa do dyktatury. Studjum polityczno-porównawcze, Warszawa 1930, s. 82-83).

[67] Zespół "Polityki", Polska idea imperialna, wyd. cyt., s. 9-10.

[68] Państwowy przymus prawny - pisał Peretiatkowicz - jest jedynie wzmocnieniem pozapaństwowych gwarancji, lecz sam byłby niewystarczający dla utrzymania porządku prawnego. W ten sposób nie przymus prawny, tylko gwarancja, której podrodzaj stanowi przymus, jest istotną cechą pojęcia prawa (Jellinek jako filozof prawa, w: Studia prawnicze, wyd. cyt., s. 195).

[69] A. Peretiatkowicz, Ustawa i sędzia..., wyd. cyt., s. 117. Pytania, czy takie ujęcie, naszym zdaniem dominujące w wypowiedziach konserwatystów, uzasadnia tezę, iż jednym z kluczowych elementów ich doktryny pozostawał "katolicki integryzm", niepodobna rozstrzygnąć. Dyskusyjna jest jednak teza W. Micha, jakoby konserwatyzm był formą światopoglądu chrześcijańskiego i z tego powodu każda istotna kwestia miała dla konserwatysty swój aspekt religijny, a nawet, że konserwatyści traktują katolicyzm zarówno jako religię, jak i jako ideologię. Pomijając konieczność wyjaśnienia w dyskusji z tak kategorycznymi stwierdzeniami problemów definicyjnych dotyczących zarówno "integryzmu", jak i "ideologii" zaznaczmy, że teza tegoż autora, iż katolicyzm ma według nich (konserwatystów - B.Sz.) dwa wymiary: nie tylko wskazuje drogę do zbawienia, ale także jest podstawą ładu społecznego, nie może być traktowane jako równoznaczne z poprzednim, jakoby był on dla zachowawców religią i ideologią zarazem; katolicyzm, jak postaramy się wskazać w kolejnym rozdziale, służył nie tyle jako podstawa wskazań pozytywnych w zakresie ustroju politycznego, co jako źródło wskazań negatywnych, kreślących granice, a nie wyznaczających projekty, jak sugeruje wspomniany autor pisząc, że dla konserwatystów to Bóg zadecydował o kształcie instytucji społecznych (Myśl polityczna..., wyd. cyt., s. 17).

.: Powrót do działu Studia nad polską myślą polityczną :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,072096 sekund(y)