Zadanie
i zasługa narodu polega na tym, ażeby oddziałujące nań prądy cywilizacyjne
przeniknął i przetrawił, a nie ulegając im niewolniczo, wydobył
z siebie nową myśl, oryginalną treść, która by świeżą w rozwoju
ludzkości była zdobyczą i świeżym fermentem. Wobec tego, badanie
i analiza obcych pierwiastków i wpływów w historii narodu stanowi
studium wdzięczne i pouczające, zwłaszcza jeżeli się uwzględnia
wszystkie objawy i kierunki życia.
Studium
staje się tym ciekawszym, jeżeli społeczeństwo tak, jak polskie,
stało na pograniczu dwóch światów, dwóch cywilizacyjnych systemów,
jeżeli dalej czas, który się bada, jest chwilą przełomu i przejścia,
w której tak, jak w epoce odrodzenia i reformacji, te same prądy
całym zachodnio -europejskim wstrząsały społeczeństwem.
W
takiej chwili naród osiadły na szerokich niwach, któremu zatem trudniej
było skupić i naprężyć swe siły, zwłaszcza, że w swym łonie miał
różnorodne żywioły niedostatecznie zasymilowane, naród młody i mniej
wyrobiony od innych zachodnich stawał przed trudnym zadaniem, ażeby
nie utracić warunków bytu, przyswoić sobie co dobre, a odepchnąć,
co złe. Trzeba było zachować swą indywidualność i strawić to, co
płynęło z zachodu, czy to z Niemiec, ojczyzny rewolucji religijnej,
czy z Włoch, źródła odrodzenia, z tej nieprzebranej, tryskającej
tęczowymi promieniami krynicy, skąd wszystkie pełną ręką
czerpały narody, skąd początek wzięła nowoczesna cywilizacja wraz
z dodatnimi i ujemnymi objawami.
We
Włoszech już w XIII wieku, a zwłaszcza w drugiej tegoż połowie,
zachwiał się świat średniowieczny, w całym życiu widoczny przełom.
Upada dawny, a powstaje i wytwarza się nowy porządek polityczny
i nowy ustrój społeczny; handlem i przemysłem bogacą się i kwitną
piękne miasta, świetne ogniska kultury. Najpóźniej wstąpiła na widownię
jako niezależna i nie krępowana feudalnymi węzłami republika, Florencja
- niebawem duchowa stolica rozbitego politycznie narodu. Tu rodzi
się Dante. Zapowiada się wcześnie cała świetność i wszechstronność
kultury odrodzenia; były po temu znakomite warunki i zasoby, była
w narodzie treść bogata; czuć, jak życie potężnieje, jak duch ludzki
się wyzwala z form utartych w sztuce, jak ruch się wzmaga i coraz
szersze ogarnia koła.
Na
dalekich kresach zachodniej cywilizacji naród polski w tym samym
wieku XIII także się łamał i w nową wstępował fazę, ale inne to
było przesilenie! W kraju, w którym chrześcijaństwo nie wypleniło
jeszcze całkiem tradycji pogaństwa, dogorywał dopiero porządek patriarchalny
wśród terytorialnego rozbicia i zamętu. W Polsce wtedy jedynymi
ogniskami kultury były klasztory i siedziby biskupie; duchowny,
zakonny czy świecki, pasterz dusz był zarazem gospodarzem, kolonizatorem,
krzewicielem jedynym oświaty. Ale i ten jedyny przedstawiciel nauki
i gospodarstwa, po większej części obcego był jeszcze pochodzenia.
Nie dziw, że społeczeństwo mało rozwinięte i wycieńczone obroną
własnego ogniska, zagrożonego dziczą wschodnią, ulegało narzucającym
się a niebezpiecznym dla rodzimych pierwiastków wpływom sąsiedniego,
potężnego wtedy właśnie żywiołu niemieckiego i kultury niemieckiej.
W
ciągu XIV wieku polskie, społeczeństwo wielkiego dokonało dzieła
odrodzenia się politycznego i restauracji jedności państwa. Dzięki
geniuszowi Kazimierza Wielkiego, rozpoczęła się w ,,drewnianej"
jeszcze Polsce zdrowa, bo na szerokich podstawach oparta, zbawienna
a mądra praca około wytworzenia i zdobycia warunków bytu, zorganizowania
kraju rozbitego w jednolite państwo o jednym rządzie i sądzie.
Kazimierz
Wielki spokrewniony blisko z dynastią andegaweńską ulegał przez
Węgry wpływom świetnego, lubo moralną trawionego gangreną, dworu
neapolitańskiego, ale nie wieńczy poetów, bo nie ma kogo ozdobić
laurem, tylko szuka "legistów", a na wzór włoski zakłada szkołę krakowską,
aby w niej wychować i wyćwiczyć wytrawnych i uczonych kraju organizatorów.
Niebawem
młode to państwo łączy się pod presją gwałtownej potrzeby z całkiem
odmiennym pod względem politycznym i społecznym, a pogrążonym jeszcze
w pogaństwie organizmem, ażeby razem stanąć do krwawej rozprawy
z rozpanoszonym zakonem.
Nagłymi
a ważnymi sprawami i potrzebami był naród zajęty, to też daleką
jeszcze do przebycia miał drogę, zanim zdołał, nie mówię, stanąć
na tej wyżynie duchowej, co społeczeństwo włoskie, ale przynajmniej
w części sobie przyswoić owoce odrodzenia i wziąć udział w pracy
i produkcji naukowej i artystycznej. Nastąpiło to dopiero pod koniec
XV wieku, a i wtedy jeszcze potrzeba było Włocha, wygnańca
- humanisty, Florentczyka Kalimacha, aby nawiązać i utrzymać stosunki
z Włochami, a zwłaszcza z Florencją, Atenami włoskimi, będącymi
właśnie w pełni rozkwitu. Ateny a Polska! Niemały to odstęp! Ale
i inne narody także znacznie wyprzedził włoski, do którego tak wspaniała
i żywa, a tylko mgłą wieków przysłonięta przemawiała tradycja.
Jeszcze
na początku XVI wieku powiedział Włoch: Francuzi, obeznani tylko
z rycerską sztuką, nie poważają nauki, a nawet wprost nią gardzą, uważając wszystkich pisarzy za vilissimi
nomini. Zdanie to jest niezawodnie przesadnym i niesprawiedliwym,
ale w każdym razie nie najlepszą miano opinię o wykształceniu, a
może i uobyczajeniu francuskim, a z pewnością gorszą daleko o innych
narodach
Wszędzie
dopiero pod koniec XV wieku ożywia się ruch humanistyczny, i także
dopiero po dokonaniu ważnych zadań politycznych i narodowych,
po złamaniu Maurów potęgi na południu i po ukończeniu długich i
męczących francusko-angielskich zatargów. Następnie jednak narody
zachodnie, a zwłaszcza francuski i hiszpański, daleko więcej ze
strony Włoch doznawały podniety, odkąd ten piękny kraj stał się
widownią, na której gorączkową ambicją trawione potęgi z sobą się
często stykały i ścierały.
Krwawe
i dla Włoch groźne zapasy, były ważnym czynnikiem w bujnym i szybkim
rozszerzaniu się kultury włoskiej; liczne zastępy rycerstwa
przybywały do Włoch i zapoznawały się z jej dobrymi, ale też i
złymi owocami.
Polska,
oddalona od Włoch, wysyła tam tylko młodzież uzdolnioną i zamożną,
żądną wiedzy albo zabawy, tęskniącą za klasycznym krajem. Na Polskę
spada od czasu do czasu tylko rosa, podczas gdy do innych krajów
- do Francji, Hiszpanii i Niemiec ze źródła odrodzenia wciąż strumienie
płyną. Ale i Polska wcześnie może się poszczycić arcydziełami. Ciekawym
jest objawem, że już na początku, nieledwo w samym zaraniu XVI wieku,
stają na Wawelu wzniesione przez pierwszorzędnych mistrzów, Florentczyków
Franciszka Loro i Bartłomieja Berecci, najdoskonalsze nie tylko
w Polsce, ale na północy pomniki odrodzenia-Zamek królewski i Zygmuntowska
kaplica.
Z
Boną wpływy włoskie się potęgują, ale Zygmunt August, Włoch Sforza
po kądzieli, po włosku wychowany, umysł wytworny, humanista w całym
życiu, nie stworzył, bo zbyt ponure i smutne było jego życie, świetnego
dworu i głośnego ogniska kultury, tak jak to we Francji uczynił
Franciszek I. Za Batorego wzmaga się dopiero,
a po zgonie króla trwa wpływ włoski na sztukę polską, która czerpała
swe natchnienie ze źródeł w danym momencie najwybitniejszych, więc
"na początku XVI wieku we Florencji i w Sienie, ku środkowi
stulecia we Włoszech północnych, w Weronie i w Padwie; w drugiej
połowie we Florencji znowu, a pod koniec w Rzymie.
Literatura
włoska mało wpłynęła na polską. Zloty wiek literatury włoskiej,
trecento- Dante, Petrarca, Boccacio, jest w Polsce, jak się
zdaje, zupełnie nieznanym, a poeci XVI wieku, Pulci i Ariosto, bledną
przy pierwowzorach starożytnych.
Czy
literatura polityczna nowoczesna ustępowała tak samo pierwowzorom
starożytnym? Literatura ta była we Włoszech i bogatą i treściwą,
a wybitną jej cechą jest, że decydujące kierunki i zwroty w historii
nie tylko Włoch, ale całego zachodnio-europejskiego społeczeństwa,
są w niej wyraźnie zaznaczone i świetnie uwydatnione. Dante ujął
i określił pięknie średniowieczne ideały; Marsyliusz z Padwy, nieco
radykalny umysł, jest człowiekiem przejścia, który najsilniej wyraził
i zamanifestował opozycję skierowaną przeciw dawnym powagom. Machiavelli wreszcie nową już głosi polityczną
ewangelię, jak sobie poczynać wśród politycznego rozbicia i moralnego
rozprzężenia. Dante kruszył kopię w obronie wielkiej idei jedności
całego świata, wszystkich narodów, po dwóch wiekach potęgującego się wciąż rozstroju
pragnie Machiavelli już tylko swój ratować naród i z toni wydobyć.
De Monarchia i il Principe - oto dwa wymowne i wyraźne
napisy pomników dwóch światów.
Obok
tych potężnych postaci, grupuje się cały zastęp innych. Różnorodność
form politycznych we Włoszech, częste konflikty i zmiany, zaostrzały
zmysł spostrzegawczy i pobudzały wciąż do głębokich refleksji nad
objawami życia politycznego, nad różnymi formami rządu i konstytucji,
w ogóle nad warunkami równowagi wewnętrznej i bytu państwa. Silnym
nadto bodźcem do dyskusji i dialogów politycznych były pisma dokładnie
badane Arystotelesa, Platona, Cycerona i innych starożytnych polityków-teoretyków.
Polska
literatura polityczna nie jest tak głęboką, przełomy dziejowe nie
znaczą się w niej tak wyraźnie i dobitnie, stąd też nie ma może
uniwersalnego znaczenia, ale niemniej przeto odznacza się i poważną
liczbą pisarzy i obfitością treści. Tyczy się to mianowicie literatury
politycznej XVI wieku, która znakomitym jest objawem i dowodem wszechstronnego
rozbudzenia umysłów i szerokiego nieraz zrozumienia i objęcia potrzeb
i celów państwa, a zarazem nieocenionym źródłem do poznania gruntownego
postulatów, programów i poglądów, jakie społeczeństwo miało w owej
ważnej dziejów dobie, w której ważyły się losy narodu.
Dokładnemu
zbadaniu naszej literatury politycznej XVI wieku poświęcono już
bardzo poważne studia. Książka prof. Tarnowskiego, którą mam na myśli, ujmująca
wszystkich, nawet nieznanych, albo mało znanych pisarzy politycznych
w pewną, zaokrągloną i organiczną całość, stanowi niewątpliwie niezbędną
podstawę i zachętę niemałą do dalszych prac w tym kierunku, do
uzupełnienia i rozprowadzenia niektórych może mniej uwydatnionych
myśli.
Zamiarem
mym zestawić to, co posłużyć może do bliższego określenia stosunku
literatury politycznej włoskiej do polskiej w XVI wieku; pragnę
jednakże zwrócić uwagę tylko na zasadnicze i najbardziej charakterystyczne
kwestie, a mianowicie dotknąć dwóch głównych "grzechów"
narodu, o których Szujski w "Kilku Prawdach" mówi, - pogardzenia
bliźnim, uciemiężenia ludu i pogardzenia rządem, nierządu.
I
"Mniemam,
że jednym i tym samym prawem zarówno wszyscy mieszkańcy kraju mogą
i powinni się rządzić". Taką wygłosił zasadę pierwszy wielki statysta
polski, Ostroróg, w drugiej połowie XV wieku, uważając rozmaitość
i mieszaninę praw, "odmiennych dla plebeuszów, odmiennych dla
szlachty w jednym państwie, za niezgodną z rozumem". Jedno
prawo miało wszystkich obowiązywać, bez żadnej osób różnicy. Ostroróg
przemawiał za jednym prawem, pomimo, że w ubiorze pragnął
zachować pewną różnice pojedynczych stanów, pomimo troskliwej pieczy,
jaką okazał dla interesów szlachty, chcąc znieść "cechy i bractwa"
dlatego, że sprzedawały ze szkodą rolników towary za umówioną cenę.
Zasada
sprawiedliwa i mądra nie stała się jednak programową myślą całego
narodu. Przeciwnie, niebawem dał się uczuć, a następnie wciąż się
wzmagał brak równowagi społecznej i równości wobec prawa.
W
XV wieku szlachta niezamożna i upadająca coraz więcej z powodu ustawicznych
działów, daleko gorzej materialnie była postawioną od mieszczaństwa,
gorzej nawet od stanu kmiecego, siedzącego na "niepodzielnej
roli". Różnice stanowe zacierają się nawet; zdarzały się wypadki
i to nie tak rzadkie, że podupadły, zubożały szlachcic wydawał córkę
tak samo, jak w Niemczech, za kmiecia, albo do miasta za rzemieślnika,
który jej dostatni i spokojny zapewniał byt. Skąd to poszło, że stosunki te w krótkim czasie
zupełnego doznały przewrotu? Nie zbadano dostatecznie, o ile z politycznym
przełomem, z powołaniem rozradzającej się bujnie szlachty na widownię
parlamentarną, jako pierwszorzędnego czynnika politycznego, łączy się przewrót społeczny
i ekonomiczny.
Jedną z najważniejszych przyczyn zmiany ekonomicznych warunków
było odzyskanie ujścia Wisły, co od razu podniosło cenę krajowych
płodów, a zwłaszcza zboża. Handel zbożowy "stał się źródłem
potęgi, bogactw rycerstwa polskiego i był powodem, że szlachta rzuciwszy
się do wielkiej uprawy, zmusiła chłopów do pańszczyzny, mieszczanom
dobra sprzedać kazała i stała się samowładnym panem w Rzeczypospolitej". Statki naładowane zbożem, szły Wisłą do Gdańska,
a stamtąd do Anglii i Holandii, przez co na ziemian spływa dostatek.
Niesłychanie szybko budzi się też w szlachcie samowiedza i poczucie
siły; wygórowana, a ostatecznie samolubna dbałość o swe wyłącznie
interesy, z ujmą tych stanów, na dobrobyt których niedawno jeszcze
z zazdrością patrzała. Już na początku XVI wieku traci szlachcic
osiadły w mieście szlachectwo, a za czasów Zygmunta I weszły w
życie dawne ustawy, zakazujące mieszczanom posiadać dobra ziemskie
i wykluczające ich z wyższych godności kościelnych. Budziła się
"pogarda do rzemiosła i handlu, a co dawniej było tylko
nieszlacheckim, stało się nieszlachetnym". Miasta upadają, a wreszcie w r. 1565 zwycięża
stanowczo partykularna i ciasna polityka agraryjna, zasadzająca
się na tym, ażeby wzbronić kupiectwu krajowemu wywożenia towaru
za granice, a równocześnie zapewnić korzystną jedynie dla ziemian
swobodę wywozu zboża i surowca z kraju, a przywozu obcych towarów
do kraju. Fatalny ten, nieopatrzną ręką wymierzony cios, doprowadził
do niechybnej ruiny przemysł krajowy. Wcześniej jeszcze kmiecie
popadli w zależność zupełną materialną i osobistą od szlachty rosnącej
w znaczenie i bogactwa, ruchliwej, przedsiębiorczej, karczującej
lasy, uprawiającej skrzętnie pola, zwłaszcza na wschodnich kresach.
Potrzeba było znacznych sił roboczych. Wolny kmieć, który
przeszkodą i zawadą był w rozszerzaniu zagonów szlacheckich, jako
robotnik zależny i przykuty do miejsca, pożądaną, a następnie
wyzyskiwaną stanowił siłę.
Gospodarnym
i o byt, o zwiększenie majątku dbałym był szlachcic XVI wieku. Wygnany
z "najgęstszych lasów", woła Kochanowskiego Satyr: "gdzie
pojźrzę, wszędy rąbią", bolejąc nad "pieniężnymi",
którzy "do gospodarstwa wszystką myśl skłonili". Widoczny
tu zupełny zwrot w ekonomicznych stosunkach, scharakteryzowany doskonale
owym jednym słowem: pieniężni. Pieniądz staniał, przybywało wiec
gotowego grosza, a czasem i długów, co zwykle się łączy ze wzmagającym się obrotem.
Poeta mówi:
pomnię ja, przed laty,
Że w Polsce żaden nie był w pieniądze
bogaty,
a dalej:
Prawda, że złota waszy przodkowie nie
mieli.
Znikała powoli dawna prostota i skromność
życia, które stawało się wygodniejszym, a nawet poniekąd zbytkownym
i wykwintnym. Rycerstwo stawało na sejmach w sutych szatach,
zdobne w złote łańcuchy; to też, uskarżając się na znaczne ciężary,
usłyszało nieraz odpowiedź cierpką, że przecież biedy po nim nie
znać. Pięknie charakteryzuje Skarga zmianę zupełną warunków bytu:
"patrzcie, do jakich dostatków i bogactw i wczasów ta was
matka-ojczyzna przywiodła, a jako was ozłociła i nadała, iż pieniędzy
macie dosyć, dostatek żywności, szaty tak kosztowne, sług takie
gromady, koni, wozów, takie koszty, dochody pieniężne wszędzie pomnożone...
pierwej samodziałki boki nasze pokrywały, a teraz aksamity i jedwabie;
pierwej proste rydwany i rzadkie, częste siodła miasto poduszek,
a teraz złote kolebki i karety;... pierwej jedna misa wszystkim,
a teraz półmisków kilkadziesiąt. O najmilsza matko! już zbytkują
dzieci twoje". Ten zbytek, nadmiar życia, szerzył się
właśnie kosztem innych stanów, ruiną miast i niewola ludu, który
przytwierdzony do gleby, pozbawiony obrony prawnej, wyjęty z pod prawa, obowiązującego
wszystkich, upadał pogrążony w ciemnocie.
Wybujałość
niewątpliwa kastowości szlachty, tłumaczy się tym, że uważała siebie,
pomimo że nieraz nie postępowała w myśl Ostroroga: "być
zawsze w pogotowiu do obrony ojczyzny, a nawet za nią życie poświęcić", za rycerstwo, które piersią swą zasłania
kraj, a ofiarą krwi służy Rzeczypospolitej. Ta dorywcza służba miała
już starczyć za inną i więcej znaczyć od stałych obowiązków wobec
skarbu publicznego, na których polega regularne funkcjonowanie organizmu
państwowego. Przeświadczenie, że rycerstwo samo stanowi już naród
i właściwych obywateli, pociągało za sobą upośledzenie innych stanów.
"My,
którzy się prawdziwej ku Bogu wiary dzierżymy, nie wstydzimy się
mieć niewolnikami ludzi tejże wiary, co i my", odzywa
się najwybitniejszy pisarz XVI wieku, Frycz-Modrzewski, widząc "możniejszych
i bogatych górne mniemanie, nadętość i wysoką myśl". Nieufność
i gorycz wkradała się między stany. Jak "zaraza" szerzyło
się mniemanie, że "chłopska krew nigdy nie może życzliwą abo
przyjazną być szlacheckiej krwi". Szerzyły się "uszczypliwe a jadowite słowa,
które między miejskim a szlacheckim stanem, tj. między członkami
Rzeczypospolitej jakoby jednego ciała będącymi, niezgodę, waśń,
a zakrwawione serca czynią". Widocznie zakrwawione serce miał
ten, co pisał: "nie wiem, jeśli nie tak głowami kmiecemi jako
kostkami grać chcieli, śmieszki z głów kmiecych stroją". Zachwiała
się z gruntu równowaga społeczna.
Ale
nie w Polsce samej tak było. Na całym zachodzie spotykamy ten sam
objaw: w epoce odrodzenia i reformacji, w epoce postępu w dobrym
i złym, społeczne stosunki znacznemu uległy skoślawieniu. Zdawałoby
się prawie, jakoby ludzkość jako całość
się cofnęła, jakoby postęp górnych warstw, przybytek inteligencji
i świetność życia, miliony ludu w całym zachodnio - europejskim
społeczeństwie opłacały twardą dolą.
Na
zachodzie jednak, lud sam poniekąd klęskę na siebie ściągnął i
wywołał katastrofę. W Niemczech lud, chociaż prawnie zależny od
dzierżawców i do pewnych opłat stosunkowo nieznacznych zobowiązany,
jednak dostatni, uległ nieszczęsnemu prądowi rewolucyjnemu, a chcąc
uwolnić się od wszelkich obowiązków, popadł w niewolę i poddaństwo.
Wyparł się ich ten, co tchnął ducha rewolucji i namiętnie potępił
program zbuntowanych chłopów. Rewolucja religijna podkopała dobrobyt
i zwichnęła społeczne stanowisko ludu niemieckiego. Tak samo i we
Francji, pożoga wojen religijnych znacznie się przyczyniła do podkopania
dobrobytu i do zwichnięcia prawnego stanowiska zamożnego i niezależnego
ludu. W Hiszpanii wreszcie podniosły miasta i lud
rewolucję (iunta) przeciw młodemu królowi, Karolowi V, i
wywołały tym samym klęskę pod Villalar (1521), która bolesnym była
ciosem dla "comunerów", bo spowodowała ich zupełną zależność
od grandów, stanowiących podporę tronu.
Lud
polski nie stawał na widowni z myślą przewrotu i rewolucji tak,
jak w Niemczech i Hiszpanii, a zatem niczym sobie nie zraził ani
tronu, ani rycerstwa, a jednak popadł w poddaństwo. Nastąpiło to
z powodów czysto ekonomicznej natury, dlatego, że jako wolny
kmieć zawadzał, a bardzo był potrzebny jako robotnik zobowiązany
do pańszczyzny.
Włochy
składały się z licznych a różnych organizmów, tak, że równocześnie
istniały obok siebie wszystkie prawie formy politycznego bytu i
społecznego składu: absolutne rządy, teokratyczne, królewskie i
książęce, republiki w różnych odcieniach - feudalizm, oligarchia
i demokracja.
Barwna to mozaika, dowodząca niezawodnie,
jak bogatą jest natura człowieka, a zarazem jak trudno ująć ją w
pewne karby, a zapewnić trwałe warunki bytu i równowagi.
W
XV wieku zachował się jeszcze feudalizm we Włoszech, w najbliższym
sąsiedztwie Francji, w Piemoncie i na południu w Neapolitańskim
królestwie; w ogóle jednak już w XIII wieku średniowieczny ustrój
społeczeństwa stanowczo był złamany. Feudalne rycerstwo ustąpiło
z widowni wobec nowych potęg i nowych czynników. Z rozwojem miast
włoskich łączy się początek nowej epoki w historii zachodnioeuropejskiego
społeczeństwa. Humanizm, wydobywanie na jaw przez wieki zaniedbywanych,
a nawet niszczonych umyślnie skarbów i pomników klasycznych, poznawanie
dokładne literatury greckiej i łacińskiej, badanie filozofii starożytnej,
było częścią tylko, lubo ważną, tego ze wszech miar bujnego a zarazem
burzliwego życia, jakie się składało na epokę odrodzenia, było jednym
tylko czynnikiem w tym łamaniu, się całego społeczeństwa. Wskutek
zupełnej zmiany stosunków ekonomicznych i politycznych, wytwarzają
się nowe pojęcia, nic mające nic wspólnego z feudalnym,
nic wspólnego ze starożytnym ustrojem.
Epoka
odrodzenia właśnie dlatego szczególny budzi interes i szczególny
ma urok, że w niej stykają się z sobą i ścierają trzy światy,
chociaż wyraźnej świadomości tych konfliktów w owej chwili
nie było. Średniowieczny świat upada właśnie, a równocześnie
dźwiga się z gruzów i na nowo niejako staje do walki świat starożytny,
kształci umysły, ale też je olśniewa, jednając sobie ślepych
zwolenników, którzy marzyli o rekapitulacji już raz przebytej fazy
w rozwoju ludzkości, którzy, sami w życiu lub poglądach poganie,
bezwzględnie hołdowali powagom pogańskim. Według takich pojęć społeczeństwo
oczywiście tak, jak w państwach starożytnych, dzieliło się na obywateli
z pełnią praw i na upośledzonych niewolników. Zanikła myśl chrześcijańska.
Obok feudalnego i pogańskiego systemu budzą się wreszcie nowe
myśli, nie ujęte jeszcze w pewne formy, nie skrystalizowane, gorączkowe
i stąd niebezpieczne, ale mające przed sobą przyszłość.
W
miastach włoskich, w tych głównych centrach kultury, wydobywają
się na wierzch demokratyczne żywioły i demokratyczne odzywają
się aspiracje i zasady. Niższe warstwy - popolani, wstępują
na widownię jako ważny czynnik polityczny, ruchliwy i zmienny,
bardzo zmienny, ale silny i świadomy swej siły.
We
Florencji ten świeży żywioł, jędrny a zasobny w środki materialne,
dąży naprzód, a usuwając gwałtownie dawne rody, chwyta sam pod koniec
XIII wieku za ster spraw publicznych. Arystokracja rodowa ustępuje.
Urodzenie żadnych nie daje przywilejów. Codzienne prawie stykanie
się z sobą ludzi na ścieśnionej arenie politycznej, a nadto majątek
i wykształcenie, łagodziły i zacierały różnice urodzenia.
Sława
i chluba Florencji, Dante, mówi:
O pocą nostra nobilitŕ di sangue,
a w Convito szerzej rozwodzi się nad istotą szlachectwa,
twierdząc, że polega ono wyłącznie na moralnej i intelektualnej
wartości człowieka.
Petrarka
tak samo sądzi: verus nobilis non nascitur, sed fit.
W
XV wieku sekretarz papieski, a następnie kanclerz florencki, Poggio
Bracciolini, osobny poświęcił traktat sprawie szlachectwa - de
nobilitate, napisany w zwykłej formie dialogu, w którym
jeden z interlokutorów, znany i zapalony humanista-biblioman,
Niccolo de'Niccoli, radykalne, demokratyczne wygłasza i szeroko
motywuje zasady w ostrym i cierpkim tonie.
Florentczyk
nie przyznaje, aby ktokolwiek, nie wsławiwszy się niczym, dufając
tylko w cnotę swych przodków, zasługiwał na nazwę szlachcica, bo
w takim razie i dobrzy i źli w równej mierze dostępowaliby owej
godności; przecież nie ma jakiejś kuźnicy szlachectwa. Dziwnym,
skąd ta "czcza baśń" tak wybujała, bo nie czyni ludzi
ani mądrymi i uczonymi, ani sprawiedliwymi i szczęśliwymi; niczym
się też nie przyczynia do zdrowia, ani do urody, ani do cnoty. Bohaterów
czyny opiewają, mówi, zapalając się coraz więcej Niccoli, a sami
do niczego więcej niezdolni, jak do rozpamiętywania obcej chwały;
portrety przodków są tylko ozdobą pałaców, schlebiają próżniakom
i marzycielom. Patria omnibus aeque lucet - ojczyzna wszystkim
równo przyświeca taką zasadą kończy dyskurs demokrata florencki.
Tym
samym duchem tchnie rzecz Platiny: o prawdziwym szlachectwie (de
vera nobilitate), które nie jest "jakimś dziedzicznym
urzędem, odebranym w spuściźnie po przodkach", Machiavelli wyraża się z przekąsem o gentil-huomini, którzy
żyją bezczynnie z dochodów swych posiadłości bez troski i bez pracy.
We Florencji nie uznawano przywileju rodu. Zaznaczyć jednak trzeba,
że w tej negacji dziedzicznej godności i w tym, że tyle się kładzie
nacisku na osobistą zasługę i wartość, przebija się także wpływ
filozofii Stoików, uważających cnotę za najwyższe dobro, a ćwiczenie
się w niej za największy obowiązek i jedyną zasługę. Ale ważniejszym
czynnikiem jest niezaprzeczenie wybitna tendencja demokratyczna,
będąca wypływem stosunków powstałych we Florencji. Idea równości
i wolności była tam przewodnią myślą. Już w XIII wieku zakazano
niektórych czynności, niezgodnych z osobistą wolnością jednostki.
Jednakże dopiero później, i to w r. 1415, nastąpiło zupełne i
absolutne zniesienie wszelkich obowiązków, krepujących wolność
indywidualną. Jest to magna charta wolności ludu, pierwsza
w Europie, zapewniająca jednostce zupełną swobodę w rozporządzaniu
swą osobą i mieniem. W całym ustroju politycznym i społecznym Florencji
panowała zasada: patria omnibus aeque lucet, wygłoszona
przez kanclerza-humanistę, któremu naród piękny postawił pomnik
w katedrze Sta Maria del Fiore.
Obok
Florencji, Aten, stawiano często Spartę, Wenecję, potężną panią
Adriatyku, pośredniczącą między wschodem a zachodem, ważne ognisko
kultury włoskiej, ciekawy z wielu względów a dziwnie konserwatywny
organizm polityczny. Bogactwo i znaczenie Wenecji polegało głównie
na kupiectwie i handlu, Florencji więcej na przemyśle i wysyłaniu
własnych towarów na targi świata. We Florencji liczniejsze cechy
były ważną polityczną instytucją; w Wenecji przyznano wprawdzie
cechom zupełny samorząd, zupełną wolność wewnętrznej organizacji
i administracji, ale tylko dlatego, aby zniszczyć je politycznie
i usunąć całkiem z widowni publicznej. Kiedy w republice nad Arnem
demokratyczna zasada zwyciężała, powołująca wszystkich bez różnicy
stanów do udziału w rządzie, w tym samym czasie zamykano właśnie
w Wenecji wrota Wielkiej Rady przed demokratycznym żywiołem (Serrata
del gran Consiglio), w tym samym czasie organizowała się arystokracja
wenecka jako odrębne ciało; wtedy to powstała "złota księga"
szlachty. Społeczeństwo weneckie rozpadło się na szlachtę (nobili),
politycznie jedynie uprawnioną, i na lud odsunięty od życia
publicznego, ale przedział między górną a dolną warstwą nie był
zbyt rażącym ani groźnym. Do niektórych urzędów, a nawet wysokich
godności sekretarza Rady dziesięciu i kanclerza Senatu, zostawiono
przystęp i tym, którzy w "złotej księdze" zapisani nie
byli, a to dlatego, ażeby "plebeusze" nie popadli całkiem
w nieświadomość prawa publicznego i cywilnych urzędów. Ostatecznie
były to niewielkie ustępstwa, które mogły zadowolić gorączkową ambicję
jednostek wybitniejszych i zdolniejszych, ale nie były w stanie
utrzymywać w pokoju szerokiej warstwy ludu i zapewnić państwu równowagę
wewnętrzną.
Główną
podstawą i ważną przyczyną tej tyle sławionej równowagi i trwałości
niespożytej ustroju weneckiego, było to, że "wszystkim jedno
przysługiwało prawo, że nikomu nie było wolno krzywdzić człowieka,
chociażby z najniższego pochodził stanu".
Tym
umiarkowaniem, pisze Contarini w swym dziele O urzędnikach i Rzeczypospolitej
weneckiej, osiągnęła Rzeczpospolita nasza to, do czego żadna
inna ze starożytnych, skądinąd świetnych republik nie doszła, bo
od swych początków aż do tych czasów przez 1200 lat uchroniła
się nie tylko od zewnętrznego wroga, ale i wewnętrznego rozstroju.
Wenecjanin czuje tę wyższość swej ojczyzny i widzi jasno, że
stała i kwitła równym wymiarem sprawiedliwości dla wszystkich
bez różnicy, i uznaniem obywatelstwa ludu, lubo pozbawionego
praw politycznych. Gdyby szlachta, mówi, innymi członkami (membra), państwa pomiatała, wtedy lud oburzony doprowadziłby niewątpliwie
i szlachtę i Rzeczpospolitą do ruiny, ale oligarchia postępowała
umiarkowanie. To też w chwili, kiedy cała Europa, cesarz i papież,
Francja i Hiszpania, a w dodatku państwa włoskie zawistne i zazdrosne
przeciw Wenecji jednej uknuły ligę, wtedy przestraszony lud wenecki
objawił swe patriotyczne uczucie, nie skorzystał z zamieszania,
nie podniósł rewolucji, tylko siebie i swe mienie niósł na obronę
kraju. Oto, mówi Contarini z pewna dumą, widoczny dowód sprawiedliwych
rządów - evidens certe argumentum iustae dominationis!
Contariniego
dzieło było najwybitniejszym produktem literatury politycznej weneckiej,
najwięcej znanym w całej Europie, najwięcej cenionym; było powagą, na którą się
często powoływano, oraz źródłem, z którego obficie czerpano.
Contarini
jest wiernym synem oligarchicznej republiki, "nad którą nic
nie ma świetniejszego, a więcej godnego podziwu". Wenecjanin
chwali umiarkowanie oligarchii dlatego, że nie gardzi ludem
i od prawa obowiązującego wszystkich obywateli go nie odsądza, ale
zaznacza równocześnie wyraźnie i dobitnie, że interes państwa domaga
się wykluczenia niższej warstwy od udziału w życiu publicznym; uznaje
zatem, powołując się tu na Arystotelesa, różnice społeczne. Miło
było wtedy i zaszczytnie każdemu autorowi poprzeć swą argumentacją
powagę starożytnych filozofów, a zwłaszcza Arystotelesa, a mało
kto odważył się - chyba jeden Bodin w kwestii niewolników - zwrócić się wprost przeciw pogańskiemu
pojęciu społeczeństwa. Contarini zgadza się niby na to, że ludność
dzieli się na dwa rodzaje, t. j. na zacny i na ten, który Arystoteles
w Polityce nazywa niewolnikami, ale równając wszystkich
obywateli wobec prawa, zerwał tym samym ze starożytnym
ustrojem społeczeństwa. Było to zwycięstwo idei nowoczesnej nad
ciasnym humanizmem, który zrzekał się myśli samodzielnej wobec mędrców
starożytnych, uważanych za nietykalne powagi.
Dwa
więc istniały we Włoszech główne kierunki literatury politycznej:
jeden florencki, przeważnie demokratyczny, zmierzający do
zupełnego zniwelowania społeczeństwa; drugi wenecki, oligarchiczny,
uznający zasadę równości wobec prawa, a nie w życiu publicznym.
Mimo
zachodzących różnic, sprzeciwiały się oba kierunki pojęciom starożytnym
zasadniczo.
Najpopularniejszy
w Polsce i najburzliwszy zarazem pisarz polityczny, wybitny reprezentant
idei ziemiańsko-szlacheckich, z czasem zbyt wybujałych, i wymowny
tychże rzecznik, Orzechowski, powiedział: kupiec, rzemieślnik,
oracz, słudzy są w policji polskiej, a nie dziećmi. Rozprowadzając swe teorie społeczne,
według których "oracz, rzemieślnik a niewolnik, jednej ceny
ludzie i wolnymi ludźmi nie są," mówi Orzechowski, usprawiedliwiając
się niejako: "jeśli się kto z was tym obrazi, co powiem, ten niechaj Arystotelesowi,
nie mnie za to łaje." A zatem polityk nasz nie wspomina Arystotelesa
dlatego tylko, ażeby jako humanista uchylić czoła przed potężną
głową świata klasycznego, ale szedł niewolniczo za "wielkim
apostołem w pogaństwie, ni w czem od niego odstępując";
cofnął się o kilkanaście wieków, aby powołać do życia upadły
już ustrój społeczny, zrekonstruować upadła budowę pogańską. Orzechowski
w pojmowaniu stosunku Kościoła do państwa był teokratą-fantastą,
a w swej teorii społecznej, humanistą-fantastą, który wobec "apostoła"
pogaństwa tracił zdrowy sąd i jasny pogląd, humanistą w ciasnym
pojęciu i z ciasnym pojęciem, pomimo że "po łacinie pisał tak
ozdobnie, tak świetnie, z taką mocą i łatwością, jak żeby ona była
jego własnym językiem".
Orzechowski
siedemnaście lat "przesiedział, przejeździł za granicą,"
z pewnymi przerwami, najdłużej był we Włoszech, gdzie znakomitą
miał sposobność dokładnego poznania literatury włoskiej; cytuje
też kilkakrotnie historyków włoskich, jak oto sławnego kardynała
Piotra Bembo, znanego historyka Flavio Biondo, odwołuje się nawet
do osobistych stosunków z Baptystą Egnacyuszem, zaznaczając, że
będąc w Wenecji, miał tego "wielkiego oratora i historyka za
mistrza".
Egnacyusz
(1473-1553), autor dzieła "o cesarzach," i kilku mów, uczeń sławnego humanisty Angela Poliziano, był
przez długie lata profesorem literatury w Wenecji i jako taki zażywał
wielkiej sławy i wielkiego miru wśród młodzieży. Erazm z wszelkim
wyraża się uznaniem o jego erudycji, a przede wszystkim o pięknym
charakterze, powszechnie uznawanym
i poważanym, ale zarazem gani jego styl łaciński. Zasłużonego
obywatela i znakomitego nauczyciela, przyciągającego swymi wykładami
liczną młodzież, uwolniła wdzięczna republika wenecka od wszelkich
podatków.
Może
głównie ze względu na słynne wykłady "mistrza" Egnacyusza
podążył Orzechowski do Wenecji.
Dokładniej
poznał też Wenecję, jej historię i konstytucję, podziwia nawet to
"miasto sprawą swą we wszystkich rzeczach swoich chwalebne,"
sądownictwo weneckie - ale nie dla wszystkich stanów - chciałby
chętnie widzieć w Polsce, "bo nie sromota jest rzeczy potrzebnej,
której doma nie masz, od sąsiada prosić," a jednak wskazuje
"zniewolony pługiem" lud na poddaństwo i chce mieć
niewolnikami tych, "którzy grosz groszem gonią, albo
łokciem mierząc a kwartą szynkując, albo rzemiosła robiąc."
Wenecję chwalił, ale nie zdał sobie z tego sprawy, na czym polegała
jej równowaga wewnętrzna, znaczenie i potęga, a odsądzając kupca
i rękodzielnika nieledwo od czci i wiary, nie widział, jaką dźwignię,
oraz jakiem źródłem bogactwa był handel i przemysł. Złym więc chyba
uczniem był Orzechowski "mistrza" weneckiego, lub zacietrzewionym
w zbyt radykalnych zasadach, W dialogach o egzekucji czytamy jednak:
"Rzeczpospolita mało albo nic nie ogląda się na ród, tego ona
u siebie ma za godnego, który jej dobrze czyni, mnożąc cześć i
pożytek jej." Orzechowski wynosi Hozyusza i Kromera,
którzy szlachectwa swego dowodzą "nie herbem w Norymbergu rytym,
ale rozumem oświeconym i też dzielnością swą własną przed Bogiem
i przed ludźmi." Zdawałoby się prawie, że taki "dialog"
prowadzono w sławnej villa del Paradiso nad Arnem, gdzie kwiat florenckiego
zbierał się towarzystwa.
Oceniając
osobistą wartość człowieka, nie ogląda się Orzechowski widocznie
na "herb ryty," ale jego teoria polityczna polegała
zupełnie na przywileju urodzenia, na kategorycznej negacji wartości
i pożytku, a nawet godności ludzi i stanów, nie zapisanych
w złotej księdze.
Pierwszym
pisarzem w XVI wieku, który ściśle zaznacza, że szlachectwo, jako
takie, "w pojedynczych osobach
jest rzeczą szanowną," natomiast nieodpowiednią
jako czynnik polityczny, mający przewagę w państwie, był Bacon. Orzechowski, uważając szlachtę samą za naród
i jedynie uprawniony stan, do wręcz przeciwnej doszedł zasady,
zawierającej pewne dla państwa niebezpieczeństwo, które angielski
filozof i polityk jasno widział.
Obok
Orzechowskiego staje Modrzewski jako najwybitniejszy jego i wybujałości
stanowej przeciwnik, który nad rozstrojem społecznym najwięcej ubolewał
i najszerzej się o tym rozpisał. Słusznie powiedziano, że plan i pomysł dzieła: O poprawie Rzeczypospolitej,
są wyłączną myślą i własnością autora; że w literaturze humanistycznych
polityków nie ma przed Modrzewskim dzieła, które by z takim systemem
i według takiego planu traktowało kwestie konstytucji państwa. Sąd
ten o najważniejszym dziele politycznym XVI wieku utrzyma się zupełnie;
pięknym i wymownym jest ono pomnikiem treści żywotnej społeczeństwa
w XVI wieku, pomnikiem samodzielnym w swej głównej treści,
w pojęciu reformy społeczeństwa i państwa.
Modrzewski
kształcił się przeważnie w Niemczech, a we Włoszech wcale nie był;
klasyków zna znakomicie i często się też na nich powołuje, a z włoskiej
literatury politycznej cytuje samego tylko Contariniego i z niego
korzysta.
Wymowny
patron ludu i zapalony przeciwnik szlachty, "opatrznymi dumami
zarażonej," widocznie ze szczególnym rozczytywał się zamiłowaniem
mianowicie w tych ustępach dzieła weneckiego uczonego, w których
podniesiono z uznaniem umiarkowanie oligarchii weneckiej. Wraz
z Wenecjaninem, uważał Modrzewski to umiarkowanie za główną rękojmię
spokoju wewnętrznego. To też widząc, że w Polsce "obywatele
między sobą ani się pojmują, ani się znają, na ostatek, że też ani
wody, ani powietrza, ani słońca nie mają spolnego", widząc, że "tyle królów nad chudzinami,"
wyraził Modrzewski obawę, aby się ona "waśń zastarzała kiedykolwiek
ku szkodzie Rzeczypospolitej nie wywarła, zwłaszcza iż wszystek
ten ubogich ludzi naród dla wzgardy swej a niekarności, baczy to,
że jest na krzywdy wystawiony." Ustęp ten co formy i co do
wyrażonej w nim myśli, przypomina Contariniego. Czy lud polski dawał
powody do obawy, że "waśń" wywoła i rewolucję podniesie
za "niekarane krzywdy." Lud milczał, nie zdając sobie
może nawet sprawy ze swej doli; w Wenecji natomiast lud, skupiony
na jednym miejscu, tak, że zaalarmowany, w jednej chwili mógł stanąć
do walki, był rzeczywiście groźnym żywiołem. Idąc dalej za Contarinim,
który zaznacza, że Wenecjanin, zawiniwszy, na tym większą narażał
się karę, im wyższy piastował urząd, pisze Modrzewski, "jeśliżeby
jaką różność karania stanowić miano, tedyby więcej ci mieli być
karani, którzy są na wysokich urzędziech".
Ten
sam ustęp, ale całkiem dosłownie, wraz z innymi z dzieła Contariniego,
przytoczył inny pisarz XVI wieku, "protestant, sekretarz Stefana
Batorego, stanowczy i zacięty przeciwnik Skargi", Andrzej Wolan, w swym traktacie de libertate
(1572).
Wolan,
zastanawiając się nad istotą i początkiem szlachectwa, dochodzi
do konkluzji, że samo urodzenie bez pracy, bez ćwiczenia, nie wystarcza,
aby osiągnąć to, co przodków uczyniło sławnymi, pomimo że zarody
cnoty można odziedziczyć; śmieszną jest jednak, zdaniem jego, pusta
i błędna opinia tych ludzi, którzy szczycą się odziedziczonym szlachectwem.
Pomimo takiego sądu, oświadcza się Wolan za przywilejami i prerogatywami
szlachty i uznaje konieczność różnicy między rycerstwem a ludem,
ale tylko w życiu publicznym tak, jak w Wenecji. Sprawiedliwość
zaś nie uznaje "żadnej różnicy między szlachcicem a plebeuszem, między
bogatym a ubogim, tylko tą samą ściga karą wszystkich," a gdzie
jedni samowolnie uciskają drugich, tam powstają zatargi i spory,
wojny i zaburzenia, rozstrój i niezgoda, a ostatecznie nastąpi ruina.
Mądra republika wenecka doskonale to zrozumiała, piętnując, pomimo
że oligarchii dominujące w państwie powierza stanowisko, "krzywdę
wyrządzoną przez patrycjusza plebeuszowi, jako świętokradztwo
i wielką zbrodnię." Tu Wolan dosłownie przytacza cale ustępy
z Contariniego, cytując sumiennie swe źródło. Oby szlachta nasza,
dodaje autor życzenie, celowała słynnym umiarkowaniem rządów
weneckich, a nie twardym uciskiem ludu, a jak wenecka z swej
godności nic nie uroniła, pomimo że lud do wspólnego dopuściła prawa,
tak też i nasza nie upadłaby żadną miarą.
Niezupełnie
można się pisać na zdanie, że Wolan żadnej nie ma cechy wybitnej ani w
pomysłach, ani w ich przedstawieniu. Oryginalności w nim wprawdzie
mało, ale jedną przynajmniej trzeba w nim podnieść i uznać zaletę,
że ściśle, ściślej od Modrzewskiego, określa i rozróżnia wyraźnie
sferę prawa publicznego i prywatnego, zapatrując się na wzór wenecki.
Wzór
wenecki miał także na myśli i Wenecję sławił Krzysztof Warszewicki.
Autor
licznych mów i kilku pism politycznych, a zwłaszcza traktatu: de
optimo statu libertatis, był we Włoszech dwa razy, i to przez
dłuższy przeciąg czasu, najpierw na studiach w Bolonii, której,
jak sam mówi, zawdzięcza swe wykształcenie, a następnie po czterdziestu
mniej więcej latach, kilka spędził miesięcy we Włoszech, głównie
w Wenecji, gdzie, polecony przez papieża Klemensa VIII, miłego i
zaszczytnego doznał przyjęcia, a nawet w Wielkiej Radzie szumną
wygłosił mowę.
Podczas
swego tu pobytu zawiązał Warszewicki bliskie stosunki z głośnym
wtedy uczonym, "chlubą Wenecji,"
Pawłem Parutą, który niedawno znakomite swe wydal dzieło: Della
perfettione della vita politica, znane oczywiście naszemu politykowi,
skoro je miał na łaciński przetłumaczyć język, na wyraźne życzenie
samego autora. Nie uczynił tego jednak, ale za to korzysta, jak
to później się okaże, z Paruty, wprawdzie niewiele, bynajmniej nie
tak, jak Górnicki, pisząc Dworzanina. Układ głównego traktatu
de optimo statu libertatis, nie ma w gruncie rzeczy nic wspólnego
z książka Paruty, bo to, że napisany w formie dialogu, w którym
historyczne osoby prowadzą rozmowę, niczego absolutnie zdaniem naszym
nie dowodzi. Dialogi z historycznymi postaciami, są przecież zwykłą
formą; nie potrzebował jej Warszewicki, jak to mniema p. Wierzbowski,
koniecznie "pożyczać od Morusa albo Paruty." Poggio Bracciolini,
Platina, Guicciardini, Giannotti, Vida, autor mało znanej a głęboko
pomyślanej rzeczy o "godności Rzpltej", wszyscy wprowadzają historycznych ludzi na scenę
tak samo wreszcie, jak pisarze starożytni.
Warszewicki
przejął tylko niektóre poglądy Paruty, które później bliżej poznamy;
prócz tego korzysta z Contariniego, a wreszcie, jak to z wszelkim
można przypuścić prawdopodobieństwem, i z Machiavella, o czym osobno
wypadnie pomówić.
Przysposabiając
się do swej mowy, miał widocznie przed sobą Contariniego i ostatecznie
podniósł i streścił tylko o w Wielkiej Radzie, co szerzej rozprowadził
wenecki uczony. Oczywiście, trzeba było dodać sporo retorycznych
i kwiecistych zwrotów, aby podnieść całość do hymnu pochwalnego.
Wenecję uważa Warszewicki za jeden z siedmiu cudów świata, który przed zgonem koniecznie pragnął oglądać,
zwłaszcza, że Polacy szczególną dla niej mają sympatię.
Tak
samo, jak Contarini, sławi mówca następnie sprawiedliwe i umiarkowane
rządy oligarchii, równowagę wewnętrzną i zgodę polegającą na tera,
że "wszyscy zażywają równości prawa, że możni nie
pomiatają swawolnie słabymi, że jedyna tylko na świecie szlachta
wenecka używa, ale nie nadużywa wolności." I z tych
ustępów skorzystał Warszewicki, bo bardzo nadawały się do wywołania
efektu, w których pisarz wenecki kilkunastowiekowy byt swej ojczyzny
z dumą podnosi, a zarazem zaznacza lojalne a patriotyczne zachowanie
się ludu poddanego wspólnemu prawu.
Gorąco
ujął się też Warszewicki w swym głównym traktacie za ludem i ubolewa
nad tym, że żył sine foro, sine iudice, sine lege, sine rege
et religione aliquando, a przemawiał tak nie tylko ze względów
humanitarnych, ale, co charakterystyczne, więcej ze względów politycznych
i militarnych, bo przecież lud mógł i powinien dostarczyć
doskonałej piechoty, stanowiącej siłę państwa. Również gorąco przemawia bystry polityk za
miastami, które wysoko ceni jako "klejnoty," bo miastami
zawsze kwitły królestwa. - Warszewicki najczęściej ze wszystkich
polskich pisarzy odwołuje się na historię Włoch; widać też, że nie
tylko znał literaturę włoską i z niej korzystał, ale że trzeźwo
patrzał i na życie społeczeństwa, wśród którego często przebywał,
a nawet się wykształcił, bo poznał się na klejnotach i zrozumiał
doskonale, co było początkiem rozkwitu Włoch. Mając jasne pojęcie
warunków bytu i siły nowoczesnego państwa, ubolewał nad wybujałością
rycerstwa niebezpieczną i dla miast i dla ludu, a tym samym dla
całej Rzeczypospolitej; tak, jak Wolan, pragnął więc i Warszewicki
na wzór wenecki i pod wpływem weneckim
miary w postulatach i aspiracjach szlachty, oraz przywrócenia
równowagi społecznej za pomocą równości prawa.
Za
umiarkowaniem przemawiał wreszcie, chociaż ostrożnie; nie całkiem
jasno i tylko półgębkiem, ten, który, jak się później okaże, najwięcej,
a nawet niewolniczo korzystał z literatury włoskiej, który także
wybornie znał Contariniego - Górnicki.
Najczęściej
pisarze polscy wspominają Wenecję i chwałą "sprawiedliwą"
oligarchię. Tylko wenecki też kierunek literatury politycznej,
oddziaływał na polską. Tak daleko żaden z pisarzy się nie posunął,
aby domagać się w duchu demokracji florenckiej zniwelowania i zrównania
stanów i udziału w życiu publicznym. Myśl podobna musiałaby się
wydawać taką sama utopią, jak idea komunistyczno-platońska o idealnej
i zupełnej równości, idea, którą wypowiedział marzyciel Morus. Polscy
pisarze polityczni po większej części do tego tylko zmierzali, a
to rzeczywistą i gwałtowną było potrzebą, aby uchronić lud od krzywd,
od niewoli i bezprawia, a zresztą zostawić i przyznać uprzywilejowanemu
rycerstwu widownię polityczną, przyznać poselstwa i dostojeństwa,
zgodzić się tak, jak w Wenecji, na zawarcie polskiej "wielkiej
rady" - sejmu, nawet przed miastami, nawet przed stolicą.
Umiarkowana
oligarchia wenecka, rządząca się zasadą, ale nie zawsze, że "krzywda
wyrządzona ludowi jest świętokradztwem," była wzorem dla pisarzy
polskich, a Contarini, który oligarchii i konstytucji weneckiej
sławę szeroko głosił, był źródłem, z którego najwięcej czerpano.
Wzór ten jednak niebawem znacznie się popsuł. Oligarchia kupiecka,
pogrążona z czasem w samolubstwie i żądzy zysku, bezduszna i skostniała,
ponura i bezwzględna, odstąpiła jeszcze w XVI wieku od mądrej i
sprawiedliwej polityki. W teorii utrzymało się zawsze jeszcze jedno
prawo dla wszystkich, ale w rzeczywistości dążono do tego, żeby
lud wyzyskać i uciskać. Wyrazem tych aspiracji był sławny historyk
Paweł Sarpi, który w swym już na początku XVII wieku napisanym "Zdaniu,
jak rządzić Rzeczpospolitą wenecką", powiedział między innymi: jeżeli szlachcic znieważył
poddanego, wtedy wszelkimi możliwymi trzeba się starać sposobami,
aby pierwszemu przyznać rację; a na odwrót, gdyby poddany znieważył
szlachcica, to wtedy do ostateczności trzeba doprowadzić karę.
Samolubny
rozpanoszył się duch w sławionej Wenecji, ale za czasów Contariniego
tak nie było; on mógł jeszcze umiarkowaniu weneckich rządów i weneckiej
szlachty oddawać pochwały, które polscy pisarze powtarzali, chcąc
w kraju powstrzymać i pohamować prądy partykularne i do umiarkowania
doprowadzić szlachtę.
Ostatecznie
wpływ włoskiej literatury na polską w kwestii społecznej jest, jak
widzimy, niewielkim, bo przecież umiarkowany kierunek polskiej literatury
politycznej nie powstał dopiero pod wpływem włoskim, tylko
wyrobił się wśród narodu samodzielnie i na rodzimym powstał gruncie.
Samodzielnym był Modrzewski, samodzielnym Skarga, gdy "dotykał
nieszczęsnego prawa, które wszystką sprawiedliwość gubi, a przeklęctwo
na to królestwo wlewa," - prawa, którym "kmiecie, wolne
ludki Polaki i wierne chrześciany, poddane ubogie niewolnikami
czynią". Pisarze polityczni powołują się na Contariniego,
jako na powagę, w celu silnego poparcia swej argumentacji, będącej
wypływem samodzielnego rozumowania i badania niezdrowych
w kraju stosunków.
Ale
i ów drugi klasyczny prąd, który zbyt w górę wystrzelił i zbyt stanowcze,
niebezpieczne odniósł zwycięstwo, nie polega wyłącznie, na
wpływie filozofii starożytnej. Wpływ jej był znaczny, bez porównania
znaczniejszy od włoskiego, ale nie on dopiero wyrobił różnice
stanów i wyżłobił przepaść dzielącą stany. Rzeczywiste stosunki
rozstroiły już wprzód harmonię społeczną, i podkopały równowagę
wewnętrzną. Szlachta parła naprzód, tęga i ruchliwa, aby nowe, wygodne
i świetne zapewnić sobie warunki bytu. W tym silnym dążeniu objawiła
się wcześnie chęć, aby wzróść kosztem ludu i miast. Brak miary,
pewna wybujałość ducha stanowego daje się już uczuć, zanim
wpływ "policji," pojętej
w duchu pogańskim, szerokie przeniknął warstwy.
Orzechowski
był poniekąd tylko wyrazem i objawem niestety skrajnych,
ziemiańsko- szlacheckich aspiracji, ale znacznie je spotęgował
przez to, że je jasno a dobitnie wyraził i mędrca starożytności
powaga zatwierdził.
Pseudo-humanistyczne
teorie i doktryny schlebiały szlachcie, która sama chciała być
narodem i za naród cały starczyć; tym się tłumaczy popularność
Orzechowskiego, który sformułował i do programu podniósł to, o czym
każdy już był przekonanym. Większość pisarzy politycznych
XVI wieku oświadczyła się jednak przeciw wybujałym pojęciom stanowym,
ale większość pisarzy, statystów-teoretyków i moralistów była w
rzeczywistości wśród narodu mniejszością, zakrzyczaną i nie dość
silną, aby opanować potężny prąd, który państwo miał odrodzić.
II.
Zachwianie
równowagi społecznej osłabia i podkopuje podstawy, na który państwo
spoczywa, utrudnia wszechstronny rozwój narodu, ale nie prowadzi
jeszcze do ruiny, jeżeli istnieją inne ważne warunki bytu politycznego,
a przede wszystkim silny, sprężysty i czujny rząd, wyposażony dostateczną
władzą. Społeczeństwo polskie nie zdobyło w XVI wieku tego ważnego,
niezbędnego warunku i nie zdołało przeprowadzić trwałej organizacji
państwowej, pomimo że z bogatym stawało programem wszechstronnej
reformy i poprawy tego, co się zepsuło i wykoślawiło.
Zamiast
jednolite i silne, jędrne i muskularne stworzyć ciało polityczne,
rzutkie i zdolne do szybkich zwrotów i czynów na widowni dziejowej,
rozbito społeczeństwo na atomy, na indywidua, powołane w równej
mierze do bezpośredniego udziału w życiu publicznym.
Indywidualizm
wybujały, aspiracje anarchiczne, odśrodkowe, rozrywały spoistość
państwa. Rzeczywisty rząd był tylko przez pewną chwilę, gdy sejm
trwał. Podczas dwulecia między sejmami nie miało państwo "głowy,"
która by wciąż myślała, wciąż czujna i czynna. Rzeczpospolita była
na kształt machiny, która nie pracowała, ustawicznie i regularnie;
brak było sprężyn, które by ją wciąż utrzymywały w ruchu i chroniły
od zastoju i zardzewienia.
W konstytucji polskiej, uważanej
za objaw postępu i rękojmię wolności, różnorodne mieszają się z
sobą pierwiastki i pojęcia. W niej odzwierciedla się wiernie epoka
przełomu ścierających się z sobą różnych prądów i motywów.
Nie
dość było energii, aby wydobyć z tego chaosu jasną i zdrową myśl
sprężystej organizacji, która by i państwu zapewniła byt i jednostce
swobody, aby skupić i skrystalizować rozstrzelone siły narodu.
Rozprzęgała się budowa. "W Koronie tak wielkiej, w państwie
tak szerokim nie było gospodarza."
Nierząd
stąd wynikły dał się wcześnie uczuć, tak, że przerażał głębiej
myślących i więcej dbałych o dobro pospolite. Rzeczpospolita "udała
się jakąś dziwną ścieżką, prowadzącą nie tam, gdzie iść trzeba";
"chora i utrapiona, słabła wolnością przebraną i zbytnią,
z której idzie nieposłuszeństwo poddanych".
Wszystkie
prawie narody zachodnie równie ciężkie, jak Polska, a nawet cięższe
w XVI wieku przechodziły przesilenia i silniejszych doznawały wstrząśnień
i zaburzeń.
Wśród
powszechnego zamętu wskazywano często jako na wyspę szczęśliwą i
niedościgniony wzór porządku, spokoju, dobrobytu i rozkwitu, na
znaną już z swego składu społecznego wenecką republikę, "ozdobę
Włoch i przedmurze chrześcijaństwa."
W
XVI wieku uważano konstytucję wenecką za najlepszą i najtrwalszą
formę rządu, za ideał godny naśladowania tak samo, jak w XVIII
w. angielską. Podziwiano jej niewzruszoną równowagę wśród ogólnego
naprężenia i rozprzężenia. Główną przyczyną "wiecznego"
pokoju była, zdaniem wielu, piramidalna struktura. Wenecji, szczęśliwe
skombinowanie i złączenie trzech pierwiastków i form politycznego
bytu: monarchicznego, oligarchicznego i demokratycznego, reprezentowanych
w godności doży, w Senacie (Consiglio
dei Fregadi) i
w Wielkiej Radzie. W rzeczywistości jednak funkcje i prawa owych
organów nie uzupełniały sio wzajemnie; nie były to filary, które
by w równej mierze podtrzymywały i wspierały całą budowę. Władza
doży, systematycznie ograniczana i podkopywana, doszła do tego,
że czczą tylko była dekoracją, potrzebną w dniach świątecznych do
reprezentacji świetnej republiki. Wielka Rada była znów ciałem zbyt
ciężkim, aby sprężystą i samodzielną rozwijać akcję i prowadzić
jednolitą politykę. Punkt ciężkości przechylał się w inną stronę.
Ster
państwa spoczął w szczupłym gronie najzamożniejszych i najwybitniejszych
rodów. Organem ich i absolutną domeną była Rada Dziesięciu, która
z czasem groźną stała się potęgą, wkraczającą we wszystkie sfery
urzędowania, wnikającą we wszystkie dziedziny życia publicznego,
a nawet prywatnego. W sali posiedzeń Rady, w pałacu dożów, jest
fresk charakteryzujący trafnie jej znaczenie i władze: Jowisz miota
pioruny przeciw uosobieniu złego. Czujna, bezwzględna, doraźna przejmowała
Rada trwogą i winnych i niewinnych, o wszystkim wiedziała, a gotowe
zawsze i niezawodne miała w ręku pociski, bystre miała i przenikliwe
oko a potężne ramię, przed którym nikt nie uszedł.
Wenecja stała silnym, żelaznym rządem. Idea państwa tu więcej
wybujała, jak w absolutnych monarchiach zachodnich i doprowadziła
wreszcie do aberracji, do ponurej i groźnej inkwizycji. Jednostka
nikła w tym organizmie; osobiste ambicje milkły wobec wyrobionego
już systemu, prowadzonego z bezwzględną, a nawet nieraz okrutną
konsekwencją. Machina rządu miażdżyła i na proch ścierała indywidualizm.
Nie stawiano pomników nawet najwięcej zasłużonym ludziom, aby na
tym nie ucierpiała sława Rzeczypospolitej. Taką była Wenecja!
Kto
porównał Polskę, która "cierpiała przez niedozór a niedbalstwo,
przez to, że rządu nie było czasu pokoju, jakoby rządu doma nie
trzeba," z Wenecją, od razu widział rażący kontrast.
Przyczyny
nierządu i niemocy Rzeczypospolitej Polskiej występowały w porównaniu
z wenecką w jaskrawym świetle. Tych warunków i organów, które stanowiły
siłę i trwałość jednej,
w drugiej właśnie nie było. Zachodziło wprawdzie pewne, w
gruncie rzeczy jednak pozorne podobieństwo między dwoma republikami:
i w jednej i w drugiej ograniczano systematycznie władze doży i
króla, z tą jednakże wielka różnicą, że w Wenecji, po zupełnym zwichnięciu
znaczenia doży, inny wyrobił już i spotężniał organ rządu, a w Polsce
z podkopaniem godności królewskiej usuwano prawie wszelką władze.
Kto znał Wenecję, jej silny rząd, lubo twardy i absolutny, a ubolewał
nad "niedbalstwem domowym," nad tym, że "Rzeczpospolita
bardzo jest chora, bardzo nadpsowana nader łaskawym prawem,"
mógł łatwo wpaść na myśl "formowania i poprawiania Rzeczypospolitej
na podobieństwo Wenecji." Z myślą taką wystąpił Górnicki, "aby się co w pośrodek podało podobnego
do poratowania ojczyzny," a chcąc bliżej określić sposób poprawy,
"uciekł się do Contarena" znanego autora weneckiego.
Górnicki
kształcił się we Włoszech, jak większość pisarzy polskich w XVI
wieku. Rozum Włochów cenił wysoko, skoro w Rozmowie uważa
Włocha za przedstawiciela idei rządu, ładu i sprawiedliwości, za
światłego przeciwnika tego wszystkiego, co w Polsce było zepsute
i niezdrowe, skoro widocznie identyfikuje się z mądrym interlokutorem
zapalonego i w swych wolnościach zbyt rozkochanego Polaka. Tak
samo, jak Warszewieki, przytacza i Górnicki częste przykłady z historii
włoskiej, a najczęściej powołuje się na Wenecję i pragnie Rzeczpospolitą
Polską na jej wzór przekształcić, uzupełnić nowymi "urzędami,"
ważnymi instytucjami, w ogóle gruntowne, a nawet radykalne zaprowadzić
zmiany. Ulegając urokowi Wenecji, oświadczył się autor Drogi
za tym, aby "rada i posłowie w kupie siedzieli, uważając istnienie dwóch ciał na rozdwojenie
Rzeczypospolitej."
W Wenecji należała cała szlachta do jednej Wielkiej Rady.
Tak samo miało i w Polsce istnieć tylko jedno "koło z rady
a posłów zebrane," któremu znaczne przyznaje Górnicki kompetencje
rozdawania dostojeństw duchownych i świeckich, urzędów, starostw,
dzierżaw i wszystkich danin i łask, które się dawniej "z dobrodziejstwa
królewskiego wylewały". Król nie może być "elektorem"; przysługuje
mu tylko prawo mianowania czterech kandydatów, nad którymi następnie
kształtem weneckim odbywać się miało baliotowanie gałeczkami,
bo "gdzie wielkie koło tych jest, co radzą, lepiej baliotować,
niż oracje stroić".
Ważniejszą
częścią programu reformy było wprowadzenie tych urzędów, którymi
Wenecja stała tak "dawno, że żadna rzeczpospolita, żadne królestwo,
żadna monarchia, tak długiego nie miała wieku, tak, że państwu weneckiemu
można by prawie wieczność obiecywać." Tymi dwoma instytucjami
był Urząd górny i Rada Dziesięciu.
Urzędem
górnym nazywa Górnicki Małą Radę (Consiglio minore), tworzącą
wraz z dożą i trzema jeszcze innymi urzędnikami Signoryę. Ważnym
zadaniem tej Rady było między innymi przyjmowanie listów i próśb
wystosowanych do doży, i przygotowanie wniosków do Wielkiej Rady.
Otóż takim samym organem miał być Urząd górny czyli pierworadny,
któryby wciąż otaczał króla i najpierw każdą sprawę mądrze obmyślał
i ukazał niedostatki Rzeczypospolitej, "gdy król z radą i posły
zasiędzie."
Drugim
urzędem była Rada Dziesięciu. Zamiast dziesięciu mężów, chce autor
w Polsce dwunastu postanowić i nieograniczone prawie im przyznaje
kompetencje, władzę dyskrecyjną, absolutną, obejmującą wszystkie
sfery życia, nawet zupełnie prywatnego, władzę karania czynności
"nawet prawem nie zakazanych." Nowy Urząd dwunastu miał,
jak Rada Dziesięciu, o wszystkim wiedzieć, ustawicznie czuwać nad
całością państwa, dozorować urzędników, którzy by niesłusznie postępowali,
pozywać, chociażby się nikt nie skarżył, i to "z taką mocą
i grozą, iżby pozwany na czas oznaczony zaraz stanął" pod utratą
szlachectwa, bo przecież sprawiedliwa byłaby ta kara za wzgardę
prawa i zwierzchności. Wbrew wzorowi włoskiemu, ogranicza jednak
polski pisarz prerogatywy Urzędu, mniemając, "że rzecz to niebezpieczna
małej liczbie osób dać tak wielką władzę."
Rada
Dziesięciu decydowała sama, jakimi sprawami może i powinna się zająć.
Górnicki ogranicza nieco swobodę działania Dwunastu; osobne tworzy
ciało z członków obydwóch nowych urzędów a nadto doży, i tej to
nowej korporacji powierza decyzję ostateczną, "co ma zaczynać
Urząd Dwunastu, aby takowa władza nie lada jako się i nie lada
za przyczyną rozciągała." Mimo tego ograniczenia, które w pewnych
wątpliwych wypadkach krępowało Dwunastu, mieli oni szerokie i niezależne
pole działania w najważniejszych sprawach, a mianowicie w razie,
gdyby król tak, jak kiedyś doża Marino Falieri, chciał Rzeczpospolitą
"zniewolić."
Górnicki
powiedział, że Wenecja "znana z dobrego rządu, doświadczyła,
jako są potrzebne urzędy, jeden górny a drugi dziesięciu mężów";
był więc sam, jakby się zdawało, najmocniej przekonanym, że te
dwa urzędy "dzierżą grzbiet państwu temu." A jednak w
dziwną popadł niekonsekwencję. W końcu swego traktatu oświadcza
z pewną rezygnacją i za daleko posuniętą skromnością, świadczącą
chyba o braku wybitnych przekonań, że gotów "wszystko to zarzucić,"
co doradza, jeżeliby się to ludziom nie podobało. Jedno tylko pragnie
zostawić, "żeby król na jednem miejscu mieszkał z radą i z
posły, a tam żeby sejm był ustawiczny". Myśl ustawicznego, niczym nieprzerywanego
funkcjonowania organów rządowych, była zdrową i narzucała się sama
przez się, ale Górnicki błędnie zamierza ja urzeczywistnić i w
niedołężnej formie. Sejm ustawiczny był ciężką machiną, niepraktyczną,
zresztą kosztowną, bo wymagającą słusznego poboru "posłom na
strawę". Nieopatrzny reformator byłby chorą Rzeczpospolitą
o większą jeszcze przyprawił niemoc, podkopując i do reszty niszcząc
nadwątloną już godność królewską w Polsce, a nie stawiając natomiast
konsekwentnie tego organu, który Wenecji "obiecował wieczność."
Na
obronę i usprawiedliwienie Górnickiego trzeba powiedzieć, że Contarini,
z którego czerpał swe wiadomości o Wenecji, na podstawie którego
pisał Drogę, także niezupełnie jasno i wyraźnie określa
znaczenie Rady Dziesięciu; nie dość podnosi jej siłę i czujność,
jakoby nie wiedział albo nie przyznawał, że była jądrem państwa.
Odstępując od weneckiej Rady z obawą przed opozycją, jaką by w Polsce
mogła wywołać, pojmuje Górnicki, licząc się może znów z popularną
opinią publiczną, na wzór wenecki władzę króla. Majestat królewski
stawał się podobnym do godności doży, pozbawionej rzeczywistego
wpływu i znaczenia, w gruncie rzeczy prawie niepotrzebnej. Zamiast
rządu, a przynajmniej znacznego i wpływowego w nim udziału, ofiarował
Górnicki królowi jakoby z ironii dostatnie i wygodne życie, wygłaszając
przykrą i upokarzającą zasadę: "święta to niewola mieć się
dobrze, mieć wielkie dochody, dwór ozdobny". Wobec takich poglądów, powiedział Skarga zwięźle
a mądrze: "nie czyńcie malowanego króla, jako w Wenecyi, bo
weneckich rozumów nie macie i w jednem mieście nie siedzicie",
bo "korona jest królestwem... a nie miastem greckiem albo szwajcarskiem,
ani Wenecją".
Spory
o formy państwa, rozprawy o ich wartości i rodzaju, o wzajemnym
i harmonijnym uzupełnianiu się różnych organów rządu, były w XVI
wieku, w epoce przeobrażania się porządku politycznego zupełnie
naturalne i konieczne. We Włoszech różnorodność form politycznych,
wciąż się zmieniających i to w krótkich odstępach czasu, pobudzała
do żywszej niż gdzie indziej dyskusji, ale i polscy pisarze w tej
kwestii zasadniczej często zabierają głos, oświadczając się przeważnie
za rządem mieszanym, za złączeniem trzech pierwiastków - monarchicznego,
oligarchicznego i demokratycznego.
Ze
sławnych, a w Polsce najlepiej znanych włoskich polityków, podzielali
to samo zdanie Contarini i Paruta; trudno jednakże dokładnie określić,
czy i o ile od nich pod tym względem zależni są nasi politycy, ponieważ
wspólnym źródłem jednych i drugich była filozofia starożytna,
a zwłaszcza Arystoteles, który także w epoce zaczynającego się już
przełomu te same problemy roztrząsał i po swojemu rozwiązał.
Ściśle
ze sprawą rządu i państwa złączoną była dyskusja o władzy, prawach,
przymiotach, obowiązkach i zadaniu panującego, a wreszcie o życiu
dworskim. Włoska literatura i pod tym względem jest bogatą i nader
urozmaiconą; obejmuje całość życia, zacząwszy od lekkiego
i wesołego życia towarzyskiego na dworze, a skończywszy na najważniejszych
i najwięcej zawiłych problemach politycznych. Szeroką tę skalę
ilustrują znakomicie Il libro del Cortegiano Baldesara
Castiglione i Macchiavella Il Principe.
Wśród
atmosfery świetnych i ożywionych dworów włoskich powstał Cortegiano,
głośny w całym cywilizowanym społeczeństwie XVI wieku i na wszystkie
prawie tłumaczony języki. Dobrze zasłużył się Górnicki literaturze
polskiej, tłumacząc pięknym, jędrnym językiem Dworzanina. Oczywiście, obchodzą nas tu tylko ustępy
treści politycznej. Wapowski omawia w ostatniej księdze poważne
i stateczne obowiązki dworzanina wobec króla i państwa: "muzyka,,
biesiada,, taniec, gra i inne zabawy krotochwilne, są jakoby kwiatem,
to zasię nawodzenie pana ku dobremu, a odwodzenie od złego jest
prawdziwym owocem tego to dworzaństwa". Dworzanin ma więc zadanie trudne, obowiązek
ważny, aby panów, nie mających "ani pod sobą gruntu, ani w
wnątrz ujęcia," prowadzić do cnoty i sposobem delikatnym pobudzać
do umiejętnego sprawowania rządów. W oryginale mówi słowo w słowo
tak samo signor Ottaviano.
Pewną
niedogodność sprawiało słowo duchi - książęta. Górnicki przetłumaczył
je na panowie, co jednakże w zastosowaniu do panów polskich
było zupełnie nieodpowiednim.
Nad
przymiotami doradcy królewskiego zastanawia się także Warszewieki,
zaznaczając między innymi, że powinien być doświadczonym wszechstronnie
i biegłym w nauce historii, a nadto potrzeba mu długiego życia,
wieku Nestora. Tych samych warunków wymaga Paruta w swym dziele:
Della perfettione della vita politica; włoski uczony rozwodzi
się jednakże szczegółowo nad nimi, szerzej rzecz motywuje i rozprowadza. Ważniejszą była kwestia i więcej omawianą, jak
panujący wobec poddanych i z poddanymi ma postępować, jakimi w
ogóle rządzić się zasadami.
III.
,,Mądry
książę nie powinien dotrzymywać przyrzeczenia, skoro by to było
przeciwnem jego dobru"; "książę jest często zniewolony
działać wbrew wierze i miłości, wbrew ludzkim uczuciom i religii,
aby utrzymać państwo"; ze względu na ten cel "wszelkie
środki są uważane zawsze za dobre i zawsze chwalone". - Oto zasady, jakimi Książę Machiavellego ma
się rządzić, osławione, potępione dawno w teorii, a w praktyce
wciąż wykonywane. Wyrywane ze związku, w jakim je powiedziano, ponure
rzucają światło na charakter autora, jakby się zdawało, fałszywy,
obłudny i z gruntu zepsuty. A przecież są one tylko wyrazem ducha
czasu i natury włoskiej, naturalnym wynikiem zamętu i rozstroju
całego społeczeństwa, rozbicia, niedoli i niewoli Włoch. Machiavelli
uważa sam środki, jakie księciu zaleca, tylko za złe konieczne,
konieczne ze względu na nędzną naturę człowieka, samolubną
i chciwą, obłudną i niewdzięczną.
Bystry
polityk, obdarzony głębokim zmysłem spostrzegawczym i umysłem przenikliwym,
zdolnym logiczne, konsekwentne wyciągać wnioski, powiedział wreszcie
tylko i teoretycznie sformułował, co w praktyce już dawno istniało.
Rozbratu miedzy moralnością a polityką nie szukać dopiero
w il Principe na początku XVI wieku. Już przed Machiavellim
był i bujnie się krzewił machiawelizm. Trafnie powiedział Tocqueville:
l'espirit humain invente plus facilement les choses que les mots.
Rzecz już istniała, trzeba było ją nazwać. Do oznaczenia i określenia
terminu użyto nazwiska tego, który w sławnym traktacie pierwszy
wyraźnie i już z zupełną świadomością zaznaczył i rozprowadził,
że polityka etyką krepować się nie ma; że chcąc w życiu dojść do
zamierzonego celu, można, a nawet trzeba wszelkich używać środków.
Machiavelli miał jednak wzniosły cel na oku, bo zmierzał do tego,
żeby księcia swego uzbroić i przysposobić do wielkiego dzieła ratowania
ojczyzny. Z czasem jednak fizjognomia Machiavellego przybierała
inny wyraz, stawała się uosobieniem jakiejś siły demonicznej, fałszu
i intrygi, istnym wcieleniem wszystkiego złego i grzesznego, szatanem,
Mefistofelem. Machiavelli znaczyło w oczach katolików tyle, co
kacerz, Kalwin, a znów u protestantów tyle, co Jezuita, uważany
przez nich za mistrza machiavellizmu.
W
literaturze wszystkich prawie narodów zachodnich uwydatnia się polemika
o Machiavellego i machiavellizm, którą w następnych wiekach często
wznawiano, bo temat był zawsze nowy i zawsze dotykał problemu żywotnego.
Stawano do walki z rzeczywistym Machiavellim, na podstawie
krytycznego rozbioru jego dzieł, albo
często też z widmem jakimś. We Włoszech wywołał il Principe antagonistów
i krytyków, którzy dobrze wiedzieli, kim i jakim był sekretarz
florencki. Do nich należą Guicciardini i Paruta. Za Alpami wyraziste
rysy Machiavellego, charakterystyczne, nacechowane niezatartym
piętnem jego indywidualizmu, zacierają się powoli. Polemika z Machiavellim
staje się coraz więcej niekrytyczną, namiętną, bezpodstawną, miesza
się z palącą owego wieku sprawą religijną i wywołuje nie rozbiór
naukowy, tylko napaści, insynuacje i kategoryczne, bezwzględne
wyroki potępienia. Pod koniec XVI wieku widzą Possewin i Ribandeneirajuż z góry w nim "narzędzie szatana,"
nie chcą go już nawet poznać, aby nie dotknąć się "zarazy."
Za wszystko złe prawie, co się stało w XVI wieku, czynią Machiavellego
odpowiedzialnym. Henryk VIII. zrywa z Kościołem, w zbrodniczy wpada
szał, ścina głowy najbliższym, tępi katolików, a kardynał Poole,
mąż poważny, mówi, że to Machiavelli winien. We Francji rewolucja
religijna, doprowadziła do takich ponurych ekscesów, jak rzeź w
nocy św. Bartłomieja, w której giną Hugenoci, a znów mówią, że Machiavelli
winien. Gentillet czyni wyraźnie za ów gwałtowny i krwawy wybuch
roznamiętnienia religijnego "alkoran polityki" Machiavellego
odpowiedzialnym, który tak nieszczęśnie miał wpłynąć na Katarzynę
Medici, rzekomą inicjatorkę rzezi. Bezstronny historyk de Thou twierdzi także, że królowa powodowała się zdaniem
"Doktora Machiavellego."
Opinia
taka tłumaczy się w znacznej części tym, że w ogóle Włochów uważano
za przebiegłych, niesumiennych intrygantów, za podłych doradców
królów, za niskich pochlebców i niebezpiecznych dworaków. W szczególności
zażywali takiej sławy, a raczej niesławy Florentczycy najwięcej
i do gruntu przesiąkli machiawelizmem, który u nich się zrodził.
W
polskiej literaturze głucho o Machiavellim. Nikt go nie zaczepia,
nikt o nim nie mówi, a nawet nie wspomina. Czyżby wcale nie znano
najsławniejszego i najciekawszego traktatu politycznego, z którym
we Włoszech chyba często, pomimo indeksu, można się było spotkać?
Polacy
wytworzyli sobie swego Machiavellego, także Włocha, także Florentczyka
- Kalimacha. Że głośne Rady Kalimacha są pamfletem napisanym
na politykę Bony i Zygmunta I, jak to pierwszy spostrzegł prof.
Bobrzyński, nie ulega wątpliwości. Czy rzecz już tak jasna,
że bez wahania całkiem ściśle można określić termin, w którym powstała
satyra, i wskazać ludzi, którzy ją napisali albo napisać kazali,
tj. dwór Wisznicki, Kmite, albo jego otoczenie, na to decydujących i zupełnie przekonywujących
jeszcze nie ma dowodów. Nie chcemy zresztą o to się sprzeczać.
Stawiamy inne pytanie, czy na powstanie Rad nie wpłynęły
także zewnętrzne motywy. Rady Kalimacha nie mogą oczywiście
ani w przybliżeniu się równać z Machiavellego dziełem. Lokalne prawie
wyłącznie mają znaczenie; napisane rubasznie i płytko namawiają
wprost do morderstwa, do ohydnej zdrady kraju przez tajemną zmowę
z wrogiem zewnętrznym przeciw poddanym, aby "je porazić, zbić
i potruć". Byłaby to pospolita zbrodnia, a nie zaplątanie
w sieć przeciwnika za pomocą intrygi głębiej pomyślanej, wytwornej
i ukrytej. Jedna rada: statut znieś de abrogandis plebeis licuje
z zasadami demokratycznymi Florentczyka, ale tej w Księciu Machiavellego
nie ma. Maksymy infames natomiast zawierają naukę, która
w niczym się różni od zasadniczych pojęć mistrza florenckiego: wolno
łamać prawa, statuty i pakty, chociaż przysięgą
zatwierdzone. Tak "mądry książę" także powinien
postępować. W końcu wypowiedziana maksyma: ad extremum omnia
contemnendo ex ludibrio fortunae committendo, a zatem wszystko
ślepemu powierzyć losowi. Machiavelli cały ustęp poświęca fortunie
i jej znaczeniu w sprawach ludzkich. Fortuna, zdaniem jego, jest
kobietą, a kto tej względy chce pozyskać i ją opanować, ten musi
być impetuoso a nie respettivo. Tak też w życiu trzeba stać się panem fortuny
a jej nie ulegać. Machiavelli dochodzi zatem do innej konkluzji,
zupełnie odmiennej, jak rzekomy Kalimach, ale to, że w maksymach
napisanych w duchu satyrycznym, z tendencją umyślnego przekręcania
rzeczy, dotknięta ta sama kwestia, jak się zachować wobec fortuny;
że równocześnie zupełnie już machiawelistyczną dano radę, aby łamać
pakty, nasuwa myśl, że Rady są w pewnym związku z włoskim
dziełem. W ogóle ma się wrażenie, że autor Rad słyszał o
Machiavellim, że myśl napisania podobnej satyry powstała pod wpływem
głuchej wieści o głośnym il Principe, wydanym w r. 1524.
Bona może go znała, a przynajmniej mogła przez dwór jej przejść
o nim wiadomość do kraju. W każdym razie należy Rady Kalimacha
zaliczyć do literatury zachodniej, zajmującej się machiawelizmem;
są one wypływem tego samego przekonania, które i u innych panowało
narodów, że Włoch, Florentczyk, jest złym duchem królów i książąt.
Bona Sforza staje obok Katarzyny Medici.
Ze
znanych pisarzy politycznych, jeden Warszewicki wygłosił zasady
niezgodne z etyką: "nikt się nie pyta, jaką drogą, tylko jak
prędko dotarłeś do mety". Utylitaryzm jest więc decydującym czynnikiem,
tak jak u Machiavellego. W ogóle pojmuje jednak Warszewicki inaczej
zadanie, stanowisko i moralność króla; domaga się, aby nie łamał
wiary i dotrzymywał danych przyrzeczeń, aby w prywatnych czynnościach
był ludzkim, a w publicznych zachował godność. Stosunek króla do
poddanych powinien być, jak ojca do syna. W jednym wypadku
niedotrzymanie ugody jest absolutnie koniecznym i to wobec kacerzy,
wobec tych, którzy Bogu złamali wiarę. Machiavelli rozszerzył znacznie kompetencje
księcia i zupełną jemu przyznał swobodę, komu i kiedy przyrzeczenie
może złamać. Krok ten zawsze dozwolonym, jeżeli tylko jest korzystnym.
Korzyść jest jedyną miarą postępowania. W tym zawarta negacja wszelkiej
moralności, a zarazem zatwierdzenie absolutnej, niczym nie krępowanej
władzy książęcej.
Warszewicki
wie dobrze, że w Polsce wioska tyrania mniej, niż gdziekolwiek, ma racji
bytu; że natura polska nie zniosłaby tak twardego a, powiedzmy też,
upokarzającego jarzma, stawia więc wobec króla pewne etyczne postulaty.
W
Polsce mieli pisarze polityczni wyższe o królu pojęcie: "na
zwierzchnego pana należy takim się pokazować w rządzeniu żywota
swego, jakimi by chciał mieć sobie poddane," "słuszną
rzeczą jest, aby ten, który o wszystkich radzić i myśleć ma, był
nad wszystkie niższe mędrszy, ktemu też skromniejszy, powściągliwszy,
jako ten, który wszystkiemu rządzi".
Książę
mógł tylko we Włoszech rządzić tak, jak Machiavelli radzi, dlatego,
że był nowym panem, uzurpatorem, jak wszyscy włoscy książęta.
Gwałtem zdobywali tron odwagą, energią, rzutkością, ale i intrygą,
brakiem trwałych zasad, bezwzględnym przerzucaniem się z jednego
obozu do drugiego dla zysku, wedle chwilowej potrzeby, a jakimi
środkami wybili się na wierzch, takimi też musieli się trzymać.
Kondotier na tronie, rewolucjonista bez tradycji, bez przeszłości,
nie mógł być powściągliwym ani ludzkim, nie mógł być ojcem swym
poddanym.
Machiawelizm
nie miał w Polsce zwolenników ani w teorii, ani w praktyce. Prawda,
skarżą się na to i swoi
i obcy, że Polacy nie dotrzymują przyrzeczeń, ale działo się to pewno nie ze złego serca,
tylko z niedbalstwa.
Ale
Machiavelli nie miał w Polsce i przeciwników; nikt z nim nie polemizuje,
co niezawodnie tłumaczy się tym, że mało znano największego pisarza
włoskiego w XVI w., że nie miano w ogóle dokładnej znajomości
literatury włoskiej.
Doszliśmy
więc do rezultatu, że wpływ literatury włoskiej na polską jest
nieznaczny i powierzchowny. Złożyło się na to wiele przyczyn.
Oddziaływanie
duchowego prądu jednego narodu na drugi, wymaga do pewnego stopnia
przynajmniej analogicznych warunków. Tymczasem spoczywało i społeczeństwo
i państwo w Polsce na odmiennych zupełnie podstawach, jak we Włoszech.
Tu mieszczański, w Polsce ziemiański wyrobił się charakter i w końcu
zanadto wybujał, doprowadzając w obydwóch wypadkach do ekstremum,
do zachwiania harmonii czynników, na których polega zdrowie i prawidłowy
postęp każdego społeczeństwa. We Włoszech następnie najwcześniej
i najsilniej objawiła się idea nowoczesnego państwa, od razu nieco
skrzywiona; na gruzach złamanego feudalizmu i upadłych republik
powstała bowiem i znów zanadto wystrzeliła w górę absolutna
władza, która w Księciu Machiavellego poniekąd jaskrawy
znalazła wyraz. W Polsce natomiast obudziło się parlamentarne życie,
silne, lubo nie całkiem dojrzałe, i wycisnęło niezatarte piętno
na charakterze narodu. Wśród odmiennych warunków inne istniały
pojęcia; nie było punktów stycznych. W Polsce nie było więc gruntu
odpowiedniego dla wpływów literatury włoskiej. Wenecja tylko, oligarchiczna
republika, uchodziła w oczach naszych pisarzy jako wzór i ideał
państwa, Wenecja jedna utrzymała się też wśród powszechnej ruiny
republikańskiego porządku, jako republika, podczas gdy inne
upadły - Siena, Pisa, Genua, a wreszcie demokratyczna Florencja. Pewne pokrewieństwo
Wenecji z Polską torowało drogę wpływom weneckiej literatury.
Potężniejszym
był dominujący w epoce odrodzenia prąd humanistyczny, starożytny.
Z powagą Arystotelesa żaden z pisarzy nowoczesnych nie mógł się
równać. Zapominano o nich lub też uważano za zbyteczne, aby o nich
wspominać, z nich się uczyć i korzystać. Starożytne teorie znaczniejszy
wywarły wpływ na pojęcia polskie i potęgowały istniejące
już dążenie narodu, t. j. całej wielogłowej jedynie i równouprawnionej
szlachty do bezpośredniego udziału w życiu publicznym. Koroną
tych prądów i dążeń była zasada viritim, powstała w państwie
zamkniętym w obrębie ciasnych murów.
Rzymska
Rzeczpospolita upadła dlatego, że rozszerzywszy swe granice niezmiernie,
nie zerwała z ciasną formą dawnej miejskiej organizacji; szamotała
się na próżno, aby wyjść z błędnego koła. Tragicznym było, że społeczeństwo
polskie w ważnej chwili pierwszego bezkrólewia samochcąc w to błędne
zatoczyło się koło; że popadło tym samym w nieszczęsny błąd, który
już raz za sobą pociągnął kataklizm dziejowy. Starożytne idee stały
się ważnym czynnikiem w konstytucji polskiej. Włoscy pisarze polityczni
ustępowali klasycznym tak samo, jak poeci. A jednak zastanawia,
że mało znano literaturę włoską, skoro do Włoch częste odbywały
się podróże, a tym samym tyle było sposobności, aby ja poznać. Włoch
pyta Polaka: "poco owo młódź ślecie do Włoch dla tańców,
dla lutnie; nie przyniosą oni z sobą tego, coby Koronie było
zdrowe, ale tego przyniosą, czego nie umieć zdrowiej było."
Ten, kto dobrze znał Włochy, kto się tam kształcił i podobno użył
życia, Kochanowski, wyraża zdziwienie, dlaczego za granicę posyłają
syny, tak, jakoby się nie wiedziało, "które lepiej smakują
młodemu," dobre czy złe obyczaje. Podobne głosy odzywają się często. Powstaje
opozycja silna, chociaż bezowocna, przeciw podróżom włoskim. Gorączka
południa i powab życia strawiły niezawodnie i skaziły niejedne
zdrową a świeżą polską naturę. Niebezpiecznym było też dla młodego
społeczeństwa zetknięcie się z dawną przekwitającą już kulturą,
jaką była włoska w XVI wieku. Nie można powiedzieć o społeczeństwie
polskim, że tylko rzetelne z Włoch do kraju przywoziła owoce, tylko
to, "coby Koronie było zdrowe," że starała się zapoznać
z istotnymi zdobyczami i płodami ducha włoskiego. Naród polski był
wrażliwym na obce wpływy, ale najwięcej na zewnętrzne. Ciężki
zarzut spotyka Polaka ze strony Włocha: "u nas we Włoszech
jest wielka sprawiedliwość, a wzdy tym, którzy po włosku chodzą,
rząd się nasz i prawo nie podoba." Pewno nieraz okazywano
więcej pociągu i smaku do szat włoskich, jak zrozumienia istoty
życia włoskiego. Pod obcą suknią kryła się płytkość, próżność i
rubaszność jeszcze nie dość okrzesanej natury.
Dziwna
mieszanina "strojów cudzych" była poniekąd zewnętrznym
wyrazem nieustalonych i niewyrobionych przekonań. W jednej głowie
sprzeczne w gruncie rzeczy snują się myśli. Doskonałym typem jest
Orzechowski, w którym trzy łamiące się z sobą światy i prądy widocznie
występują. Patrząc na społeczeństwo, jak filozof starożytny, powinien
z tego samego punktu widzenia patrzeć na państwo, a zatem godzić
się na to, że samo w sobie ma cel i samo dla siebie tworzy pewną
całość. Orzechowski jednak ma średniowieczne pojęcie o państwie,
o stosunku tegoż do Kościoła. A wreszcie potężne poczucie indywidualności,
nie krępowanej niczym, jest objawem i znamieniem ducha nowoczesnego.
W
polskiej literaturze politycznej nie uwydatnia się tak jasno i wymownie
przełom między średniowiecznymi pojęciami a nowoczesnymi, jak we
włoskiej albo francuskiej. Żaden z naszych pisarzy nie może pod
tym względem stanąć obok Machiavellego i Bodina. Wprawdzie i Machiavelli
nie stworzył teorii i systemu polityki i daje ostatecznie swemu
księciu urywane tylko rady. Na system było jeszcze za wcześnie.
Pisano dopiero uwagi i wskazówki, jako cenny materiał do nauki o
polityce; ale w maksymach Machiavellego, lubo nie ujętych jeszcze
do systemu i napisanych z myślą bezpośredniego oddziaływania na
politykę, przebija się jednak zupełnie i występuje dobitnie
przewrót w pojęciu państwa i zadań panującego, przewrót w calem
pojmowaniu życia.
W
naszej literaturze widać jeszcze niezdecydowane pojęcia, pozbawione
jednolitego charakteru. Różne mieszają się w niej teorie i pierwiastki.
We
Włoszech, rozbitych na liczne organizmy polityczne, wśród nieustannych
przemian, zatargów i zaburzeń, skupia się i wytęża człowiek. Zasadnicze
myśli krystalizują się tu wyraźniej, do większej dochodzą świadomości
i precyzji.
Ale
i polska literatura polityczna ma swe charakterystyczne piętno.
Wybitną jej cechą jest, że bez różnicy wyznań, a nawet przekonań
w wielu innych zasadniczych kwestiach szczególny kładzie nacisk
na poczucie godności obywatelskiej i wolności indywidualnej.
Charakterystyczne
są tytuły dzieł. Wolan pisze: de libertate, Warszewicki:
de optimo statu libertatis, Górnicki: Drogę do zupełnej wolności.
Orzechowski mówi: "z przyrodzenia natura polska niczego
niewolnego przypuścić do siebie i przyjąć nie może", jędrnie wyraża dumne swe myśli: "ja Polak,
jako orzeł bez pętlic, na swej przyrodzonej pod królem swym bujam
swobodzie". Skarga odzywa się do narodu: "ta miła matka
podała nam złotą wolność, iż tyranom nie służycie, jedno bogobojnym
panom i królom, które sobie sarni obieracie," ale zarazem dodaje:
"samiście tylko sobie tyranami... ze strony matki nie masz
nic, w czym byście się żałować na nią mieli, chyba sami na się".
Gdzie
była granica między poczuciem godności i wolności, które jest ozdobą
człowieka i chlubą społeczeństwa, a między rozkiełznaniem
indywidualizmu, który gardził bliźnim i rządem, aż wreszcie doszedł
do takiego obłędu, że nierząd uważał za podstawę bytu i trwałości
państwa? "Popili się tą wolnością, dostawszy do tego trunku
hojnych czaśników."
Że
w społeczeństwie polskim w XVI wieku, w rycerstwie było poczucie
siły, dążenie do wolności i niechęć do absolutum dominium, tego
chyba za ujemny objaw nie możemy uważać. Pięknie powiedział
Skarga o złotej wolności: "cnota ma swoją miarę i wagę;
źle w niej nie doważyć, źle też i przeważyć". Niestety, przeważono słuszną miarę; nie
umiano być i poczuć się sobą, a zarazem częścią całości,
wobec której istnieją święte obowiązki. Indywidualizm zbyt wystrzelił;
a jednak ogarnia człowieka równocześnie nieokreślone uczucie trwogi
przed tym, co przyszłość w swym łonie kryje. "Byś serce moje
rozkroił, nie nalazbyś w niem nic innego, jedno to słowo: zginiemy" woła ten, co jak "orzeł bez pętlic"
bujał swobodnie. Czy to był tylko oddźwięk ponury złowrogich przeczuć
z czasu, w którym konał świat starożytny? Czy bezmyślnie powtarzano
starożytnych autorów? Społeczeństwo XVI wieku odczuwało trwogę i ból Hamleta, że the time is out
of joint. Niepokój je ogarnia i trawi, bo "sądy Boże pędzą
jako wiatry na morzu okręt a co wiedzieć, jeśli ku portowi czy ku
zginieniu."
Bronisław Dembiński (1858-1939), studiował
historię na Uniwersytecie w Berlinie i we Wrocławiu, profesor Uniwersytetów
w Krakowie i Lwowie, poseł parlamentu wiedeńskiego (1914-1918) i
sejmu RP (1919-1922), wiceminister oświaty (1918-1920). Najważniejszą
pracą Dembińskiego była książka Polska na przełomie, poświęcona
polityce polskiej doby Sejmu Czteroletniego, zwłaszcza stosunkom
z Prusami, polemiczna wobec tez Szymona Aszkenazego.
Pierwodruk prezentowanego tekstu: "Przegląd
Polski", 1887-88, III, s. 52-78, 270-288.
Szujski: Odrodzenie
i Reformacya. Kraków 1881, str. 4.
Castiglione:
II libro del Cortegiano Venezia 1559 non solamente non apprezzano
le lettere, ma le abhoriscono... Rathery: Influence
de l'Italie sur les lettres francaises. Paris 1853, str. 51.
Georg Voigt: Die Wiederbelebung des classischen Alterthums.
Berlin 1881, II, str. 250. England war in den Augen des schongeistigen
Italieners eine kimmerische Ecke der bewohnten Welt.
Maryan Sokołowski: O
wpływach włoskich na sztukę odrodzenia. Kraków 1884, str.
4.
M. Sokołowski: O wpływach,
str. 16, 17.
Zob. Riezler: Die literarischen Widersacher der Püpste
zur Zeit Ludwig des Baiern. Leipzig 1874.
... humana universitas est quoddam totum ad quasdam partes;
et est quaedam pars ad quoddam totum. Est enim
quoddam totum ad regna particularia et ad gentes; et est quaedam
pars ad totum universum... ex quo sequitur, Monarchiam necessariam mundo, ut bene sit. Dante: De Monarchia I. Cap. IX.
A. Pawiński: Jana Ostroroga
Żywot i pismo o Naprawie Rzeczypospolitej. Warszawa 1884,
str. 155.
Satyr:
Zbytek sąsiedzi! zbytek, który jako morze
Wszystko pozrze, byś mu tkał nie wiem
jako sporze.
Kazania Sejmowe, II. "O miłości ku Ojczyźnie", wydanie Turowskiego,
str. 20.
Ludwik Gonzaga ks. de Nevers
i Rhétel pisze w swej relacji: "wieśniacy są wszyscy niewolnikami
swych panów, którzy mogą ich zabić i upiec (tuer et griller) (!
?)". Biblioteka Warszawska listopad 1887, str. 180.
"Opis Rzeczypospolitej z r. 1574" Dra Finkla.
Pawiński: Jana Ostroroga
Żywot..., str. 163.
O poprawie Rzeczypospolitej...,
wyd. Turowskiego, str. 46.
Doniol Henri: Histoire des classes rurales et des leurs
progrčs dans l'égalité civile et la propieté. Paris
1867, str. 306 i nast.
Sugenheim:
Geschichte der Aufhebung der Leibeigensthaft und Hörigkeit
in Europa. Petersburg 1861 , str. 37-39.
Paradiso XVI,
l, w de Monarchia jest ustęp: constat, quod merito virtutis
nobilitantur homines: virtutis videlicet propriae vel maiorum.
Lib. II. Cap. III. Cnota przodków zatem
jest także jednym czynnikiem.
Traktat IV ed. Bibl. Cl econ. Komentowane tu między innymi wiersze:
č
gentilezza dovunque virtute
ma
non virtute ov'ella
sicome
č cielo dovunque la stella.
ma
cio non č converso.
Opera omnia, fol.; Voigt I, 329.
Zob. Pöhlmann: Die Wirtschaftspolitik der Florentiner und
das Princip der Verkehrsfreiheit. Leipzig 1878. Znakomita praca uzyskała nagrodę Jabłonowskiego.
Policya, wyd. Działyńskiego, str. 22, 23.
W Polsce zajmowano się
dużo Wenecją. - Jeden z rękopisów biblioteki hr. Tarnowskich w
Dzikowie, udzielony mi łaskawie
do przejrzenia, zawiera rzecz: Della Republica di Venetia alcune
annotationi z r. 1589. Zwięźle i jasno przedstawione tu instytucje,
urzędy, główne zasady konstytucji Wenecji, dalej miasta do niej
należące na terra ferma, milicja, dochody i rozchody, a
w końcu umieszczony spis szlachty weneckiej. O wszystkim są tu
dokładne i szczegółowe informacje, a nie brak i kilku ogólnych
uwag, sławiących Wenecję, "godną najwyższych pochwał per
i suoi buoni e regolati ordini."
Droga do zupełnej wolności,
wyd. Turowskiego. O elekcyi,
wolności, prawie i obyczajach polskich. Rozmowa Polaka z Włochem.
Warszawa 1750.
Löwenfeld: Łukasz Górnicki. Sein Leben
und seine Werke, Breslau 1884.
Sławny rozdział XXVI silne
zawiera ustępy:
Antimachiavell: Discours sur les moyens de bien gouverner
et maintenir en bonne paix un royaume... contre N. M. Florentin.
Warszewicki: De optimo statu, p. 165, "natura
Polonorum... promissi parum tenax." Ludwik Gonzaga ks.de
Nevers i Rhétel podnosi także tę samą wadę w swej relacji Zob.
Biblioteka Warszawska, listopad 1887
|