Stefan Kisielewski - Na czym polega socjalizm?


Stefan Kisielewski (1911-1991)

Publicysta, kompozytor, krytyk muzyczny, polityk. Urodził w się w rodzinie inteligenckiej o bogatych tradycjach literackich. W 1929 r. ukończył gimnazjum w Warszawie, a następnie konserwatorium muzyczne, uzupełnione studiami muzycznymi w Paryżu (1935-37). Przez 2 lata studiował filologię polską i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Zadebiutował jako krytyk muzyczny na łamach pisma "Zet", a jako publicysta polityczny w "Buncie Młodych". Uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939, okupację spędził w Warszawie, pracując jako pianista i nauczyciel muzyki oraz współdziałając z Wydziałem Kultury i Propagandy Delegatury Rządu RP na Kraj. Ranny w powstaniu warszawskim. Od 1945 r. mieszkał w Krakowie, gdzie założył i redagował "Ruch Muzyczny" (1945-49), wykładał w Wyższej Szkole Muzycznej (1945-49, zwolniony "za poglądy"), od marca 1945 aż do 1989 r. autor felietonów publikowanych w "Tygodniku Powszechnym". Zajmował się krytyką muzyczną, pisywał felietony muzyczne na łamach innych pism, a także powieści (pod pseud. Teodor Klon), komponował utwory muzyczne. Od 1961 mieszkał w Warszawie, angażując się po r. 1956 w działalność ugrupowań katolickich, piastując nawet mandat poselski w Kole Posłów Katolickich "Znak" (1957-61 i 1961-65), wraz ze S. Stommą podejmując program ugody z ZSRS, traktowanym jako imperium rosyjskie, przy uwzględnieniu jego interesów, uznaniu PRL za legalne państwo polskie, w którym należy budować sferę autonomii kulturalnej i politycznej, odrzucając ideologię marksistowską. W 1964 r. sygnował "List 34" protestujący przeciwko polityce kulturalnej państwa; za krytykę władz na zebraniu Związku Literatów w lutym 1968 r. (użył słynnego określenia dyktatura ciemniaków) został pobity przez funkcjonariuszy SB i otrzymał na 3 lata całkowity zakaz publikacji. W paryskim Instytucie Literackim ogłosił wówczas 5 powieści pod pseudonimem Tomasz Staliński i felietony w "Kulturze". Został też stałym publicystą pism drugiego obiegu od początku jego powstania w końcu lat 70. Od 1990 r., po nieporozumieniach z redakcją "Tygodnika Powszechnego", przeniósł felietony do "Wprost", rozpoczął też przyznawanie nagród swego imienia dla wybitnych polityków, publicystów, przedsiębiorców. Autor powieści: Sprzysiężenie (1947), Widziane z góry (1967), Cienie w pieczarze (1987), Wszystko inaczej (1986); wyborów felietonów i publicystyki: Polityka i sztuka (1949), Rzeczy małe (1956), Gwiazdozbiór muzyczny (1958), Grażyna Bacewicz i jej czasy (1964), 1000 razy głową w ściany (1972), Materii pomieszanie (1973), Na czym polega socjalizm? (1979), Bez cenzury (1983), Wołanie na puszczy (1987), Lata pozłacane, lata szare (1989), Abecadło Kisiela (1990), Dzienniki (1996). Oprócz tego był autorem licznych utworów muzycznych i dramatów teatralnych.

Wybrane fragmenty pochodzą z tekstu Na czym polega socjalizm? (tekst z 1979 r.), cyt. za: tegoż, Bez cenzury, bezdebitowe Wydawnictwo CDN: Warszawa 1983, s. 5, 11-13, 15-19, 22-27, 33 i 38-39.

 

Co to jest socjalizm? Dla mnie zrealizowany socjalizm marksistowski równa się (=) komunizm rosyjski. Komunizm rosyjski to marksizm, który wytrzymał próbę historii - innego na świecie nie ma. Wprowadzony został konsekwentnie, przy tym w warunkach na swój sposób laboratoryjnych, bo poprzez rewolucję, która krwawym, leninowskim, a potem stalinowskim terrorem zniszczyła wszystkie niewygodne klasy społeczne w Rosji. W Rosji,
w kraju nietypowym, przez Marksa niezbyt lubianym, ale cóż
z tego - takie są koszty historycznego ryzyka. W krajach Europy Wschodniej też wprowadzono socjalizm w sposób nietypowy,
w swego rodzaju sztucznej próżni społecznej, powstałej na skutek morderstw i zniszczeń II wojny światowej. W zrównanej z ziemią Polsce mało było fabrykantów, rzemieślników, dziedziców czy bogatych chłopów, mimo to walkę z ich resztką uznano za najważniejszą, za nakaz chwili. Bo tego żądała doktryna, czyli - wprowadzenie socjalizmu. I innego, zrealizowanego, marksistowskiego socjalizmu na świecie nie ma (nie mieszać z socjaldemokracją - to jedynie pokrewieństwo słowne), jest tylko ten, który wytrzymał próbę historii. Jeśli nam się coś nie podoba, to nie podoba nam się socjalizm. Nie żadne "wykonanie" socjalizmu, lecz sama zasada: wykonanie okazuje się wszędzie podobne, a więc przestańmy się czarować - błąd tkwi w samej zasadzie.

Jaka to zasada? Najogólniej mówiąc - potrójna: 1) Ścisłe złączenie władzy politycznej z gospodarczą: formą realizacji takiej omni-władzy jest monopartia, rządzona przez praktycznie niewybieralną oligarchię. 2) Skasowanie tradycyjnych praw ekonomii, zlikwidowanie autonomicznego, wymienialnego pieniądza i zastąpienie go zrelatywizowanym, bo ściśle zależącym od państwa bonem wewnętrznej konsumpcji. 3) Fetysz planu gospodarczego, wchłaniającego całe życie gospodarcze kraju i uniemożliwiającego zatrudnionej przez państwo "ludności" jakąkolwiek samodzielną inicjatywę produkcyjną. [...] Jest to zasada socjalizmu typu, najogólniej mówiąc, polskiego czy wschodnioeuropejskiego, to znaczy takiego, w którym władza zarówno ekonomiczna, jak i polityczna skoncentrowana została w tych samych rękach, hierarchicznie, na kształt piramidy aparatu państwowo-par-tyjnego, w którym zlikwidowano lub likwiduje się (wieś) prywatną własność środków produkcji oraz rynkowe prawo wartości i wolną grę sił gospodarczych, zastępując je centralnym planowaniem wszystkiego: wytwórczości i jej kierunków, wartości pieniądza, cen, płac, świadczeń społecznych, oświaty etc. Oczywiście warunkiem sine qua non funkcjonowania tego ustroju jest odpowiedni system polityczny: likwidacja wszelkiego legalnego pluralizmu, likwidacja klas, niezależnych grup i swobodnej gry sił politycznych, uczynienie gospodarki polityką i odwrotnie, oddanie władzy, nie odpowiedzialnej przed ogółem i niewybieralnej przezeń, w jedne ręce, w ręce ludzi ideologicznie legitymujących się słowem "socjalizm", a mających za zadanie zbudowanie od podstaw i utrzymanie całkiem nowego społeczeństwa. W myśl tej koncepcji władza polityczno-gospodarcza (nigdy za dużo podkreślania tej nieznanej na Zachodzie jednostki kompetencji) nie jest reprezentacją czy delegacją nas wszystkich, aktualnie w danym kraju żyjących ludzi, lecz jest siłą ideologicznie nadrzędną, posiadającą misję zrealizowania ustroju częstokroć jeszcze przez ogół nieprzyswojonego czy nierozumianego, ustroju przyszłości. Stąd wyposażenie tej władzy w prerogatywy ideologicznej nieomylności, otoczenie się nimbem czy legendą uzasadnionej ideologicznie wszechsiły (bez względu na to, czy się ją określi ideowo jako dyktaturę proletariatu, czy obelżywie jako kult jednostki) oraz przyznanie jej prawa do działań tajnych, hierarchicznie mafijnych. Rządzą, w teorii przynajmniej, przekonani o swej misji filozofowie pesymistyczni, świadomi słabości natury ludzkiej, natury ukształtowanej według nich przez wielowiekowe rozwarstwienie społeczne. Z tego pesymizmu wywodzi się przekonanie, że społeczeństwa socjalistycznego trzeba ciągle (jak długo?) pilnować, gdyż pozostawione samemu sobie powróci ono automatycznie do struktury klasowej i wielopoglądowej. Z tego pesymizmu wywodzi się też właśnie paradoksalna na pozór a nie pozbawiona
w istocie podstaw teza Stalina o zaostrzeniu się walki klasowej
w miarę ugruntowania się socjalizmu: teza ta wynika choćby
z obserwacji społecznego faktu, że chłop, spragniony indywidualnego władania ziemią w pierwszym roku rosyjskiej rewolucji, pozostał równie zajadłym zwolennikiem prywatnej wytwórczości w piętnastym roku tejże rewolucji, w dobie przymusowej kolektywizacji. Drobnomieszczanin nie przekonany piętnastoma latami socjalizmu to rzeczywiście wróg klasowy "zaostrzony" i wart środków specjalnych, przed którymi filozofowie ery stalinowskiej (i innych) zgoła się nie zawahali. W dodatku "zaraza" szerzy się nie tylko na wsi: mimo że teoretycznie wszyscy są zrównani, bo wszyscy wyzuci zostali z indywidualnych środków produkcji
i pracują teraz u jednego, kolektywnego, lecz scentralizowanego
i anonimowego pracodawcy, to przecież, z racji pluralizmu pełnionych funkcji (na co nie ma rady) i regionalnego czy innego pluralizmu możliwości, industrialna społeczność krajów socjalistycznych, z Rosją włącznie, wciąż ma tendencje do różnicowania się, do rozpadania się w sposób mniej lub więcej legalny na antagonizujące się w dziedzinie tak materialnej, jak i w dziedzinie dostępu do politycznych decyzji partyjne często grupy, grupki, podklasy czy środowiska. To z konieczności tolerowane rozwarstwienie nie nasuwa jednakże kierującym filozofom prostej tezy, że społeczeństwo bezklasowe jest na dalszą metę doktrynerstwem, sprzeczną z życiem utopią, w dodatku wcale moralnie nie tak powabną, jak wydawało się na papierze6. Przeciwnie, uparci filozofowie utwierdzają się tu w swej koncepcji permanentnej walki klasowej, która to teoria służy im, zwłaszcza wobec ideowej rewolucyjnej młodzieży (tej nie sposób się pozbyć w żadnym ustroju) jako argument za utrzymaniem monolitycznego i policyjnego totalizmu politycznego, choć rozwarstwienia materialnego bynajmniej to nie usuwa. [...]

Teoretykom łatwo się powiedziało, że należy uspołecznić środki produkcji, lecz nie przyszło im do głowy wyjaśnić, jak właściwie ma to być zrobione. Oczywiście - poprzez ludzi "reprezentujących lud", którzy z punktu wręcz automatycznie (bo czekać z powodu zniszczeń i powojennej nędzy nie było można) uformowali kastę zarządców państwowej produkcji, czyli managerów socjalizmu, od razu rozrastającą się i komplikującą. Nie są to jednak managerowie typu technokratycznego, lecz raczej urzędniczego, przy czym najwyżsi rangą, mający rzeczywiste prawo decyzji, wywodzą się z życia partyjno-politycznego, czyli osłoniętych dla społeczeństwa kotarą szczelnej tajemnicy, odbywających się wewnątrz rządzącej monopartii rozgrywek polityczno-personalnych. Jasną jest przy tym rzecz, że z rozgrywek tych, niezwykle skomplikowanych, niebezpiecznych i toczonych w cieniu wpływów ościennego mocarstwa, nie wychodzą zwycięzcami fachowcy od gospodarki, lecz ludzie obdarzeni najzupełniej odrębnymi walorami. Decydują uzdolnienia teoretyczne i "rewolucyjne", większa, udawana lub rzeczywista, pryncypialność ideowa: dochodzi ona zresztą do głosu w nieskończonych dyskusjach, intrygach, rozgrywkach personalnych, gdzie decydującym elementem szantażu jest zawsze czysta ideowość - kryterium to zresztą dowolne i zmienne, nikt bowiem dobrze nie wie, na czym w danym momencie, w danej fazie problemów i kłopotów praktycznych, owa najczystsza ideowość i najbardziej prawidłowa linia ma polegać. W rezultacie rządy nad państwem, a więc wobec niepojętego dla Zachodu pomieszania gospodarki z polityką, nad całą jej produkcyjną wytwórczością obejmuje zwycięska elita obrotniejszych "dialektyków", przygotowanych i zaprawionych w ogniu personalnych walk partyjnych do zupełnie czego innego, niż robić im przyszło. Wobec tego w imieniu "klasy robotniczej" czy "ludu pracującego" fabrykami, kopalniami, hutami kierują monopolistycznie ludzie nic z arkanami produkcji nie mający wspólnego, managerowie pozorni, władający rozbudowanym wszędzie aparatem partyjno-biurokratycznym: powstają centralne i absolutystyczne RZĄDY DYLETANTÓW, których arbitralnym decyzjom podporządkowane są kadry fachowców, bowiem ci na górze legitymują się ideowo jako ramię rewolucji, a to jest teraz wartość i argumentacja nadrzędna. Dyktatura ekonomiczna, wyzucie społeczeństwa z prawa ekonomicznych decyzji - oto główna forma zniewolenia stosowana w tym systemie, z niej dopiero wywodzi się, przez nią są umożliwione formy ucisku przynależące do tzw. nadbudowy, np. brak najrozmaitszych indywidualnych swobód, określanych na Zachodzie ulubionym terminem "prawa człowieka". Zachodni obserwatorzy widzą skutki mieszczące się w ich kategoriach pojmowania, nie dostrzegają przyczyny dla nich niepojętej, jaką jest centralna dyktatura ekonomiczna, sprawowana przez polityków. Wszyscy pracują u tego samego pracodawcy, całe społeczeństwo produkcyjne zamienione zostaje w jeden koncern - oto novum, którego nikt z zachodnich badaczy sowietologów nie spróbował skutecznie zgłębić.

Dylemat umieszczony w centrali gospodarczych decyzji, a podejmujący te decyzje w dużym stopniu z motywów taktyczno-politycznych, zasłaniając się częstokroć ideologią, może spowodować kataklizmy i błędy nieobliczalne, rozłożone na długie lata. Wynika to z faktu, że ma on w swym ręku wszelkie środki interwencyjno-ekonomiczne: wobec stosowania autonomicznych praw rynkowych, prawa wartości, kształtowanego w kapitalizmie automatycznie przez podaż i popyt czy zysk i stratę, on dyktuje wysokość cen i płac, on musi centralnie planować produkcję, handel, nowe inwestycje i budowę nowych zakładów pracy. Że zaś w biurokratycznie zniewolonym społeczeństwie socjalistycznym nie ma samodzielnych jednostek gospodarczych, nie ma konkurencji, niemożliwe jest indywidualne bankructwo, bardzo ważne, bo wskazujące w gospodarce rynkowej na niepotrzebność czy przestarzałość jakiegoś gatunku produkcji, więc wyposażony w absolutną decyzję planista pozbawiony jest tutaj oddolnych sygnałów, sprawdzianów i wskaźników (przychodzą one w postaci ogólnej materialnej frustracji, gdy jest już grubo za późno), nie odczuwa, choć reprezentant ludu, ani społecznego dopingu, ani społecznego resentymentu, działa w sztucznej próżni. Musi w wiele rzeczy wierzyć na słowo, bo nowe technologie nie mają być gdzie wypróbowane, a niewymienialność pieniądza (pieniądz to u nas jedynie bon wewnętrznej konsumpcji), odcinając się od międzynarodowej wymiany, uniemożliwia częstokroć nowoczesną technikę wytwórczą, której nie sprzyja również długi, z góry decydujący o zacofaniu przyszłej produkcji cykl inwestycyjny. Zaś rzeczywiści gospodarczy eksperci liczą się w tym systemie mało lub wcale jako politycznie naiwni, czyli niebezpieczni: pouczające tu może być odcięcie w swoim czasie od ekonomicznych decyzji i w rezultacie całkowite wyeliminowanie najwybitniejszych polskich, marksistowskich zresztą, ekonomistów jak Lange, Kalecki, Lipiński, Brus i inni. Tak więc, gdy w kapitalizmie decyzja produkcyjna oraz jej skutki rozkładają się między mnogość managerów, specjalistów, przedsiębiorców, bankierów, działaczy gospodarczych, technokratów, zaopatrzonych w sygnały z rynku i bojących się odpowiedzialności materialnej w postaci starty, bankructwa, dymisji, a za to obdarzonych prawem inicjatywy gospodarczej, w socjalizmie scentralizowana decyzja leży w rękach małej grupy ludzi, pozbawionych sygnałów z rynku (przychodzą one po fakcie) oraz skutecznej egzekutywy, nie ponoszących ryzyka ani odpowiedzialności: ryzyko błędnych decyzji spada na barki społeczeństwa, a wszakże błąd w dyktatorskiej i arbitralnej decyzji gospodarczej powoduje skutki zwielokrotnione i nieodwracalne. Miraż centralnego planowania przetwarza się częstokroć w biurokratyczny chaos, a winnych tego stanu rzeczy nie ma! O ich wszechrozgrzeszajacej (do czasu klęski politycznej) nieodpowiedzialności decyduje wzgląd ideologiczno-doktrynalny: że reprezentują dyktaturę proletariatu, jedyną rzekomo możliwą w czasie rewolucji formę "władzy ludu". Wielkie złudzenie - lecz jakże uporczywie trwałe! [...]

Olbrzymim obciążeniem dla życia społeczno-ekonomicznego jest w naszym systemie (wbrew teorii i przewidywaniom Marksa, Engelsa etc.) - państwo. Ponieważ wszystko jest państwowe, stworzyła się z czasem ogromna warstwa urzędniczo-biurokratyczna, wcielająca, reprezentująca to państwo, wydająca w jego imieniu nieskończoną liczbę zarządzeń, przepisów, okólników. Ma ona dziś swoje specyficzne interesy, odmienne od produkcji - wszak czynność produkcyjna, zwłaszcza przy zacofaniu technicznym jest ciężka, mało atrakcyjna, nie zawsze popłatna. Paradoksalnym zrządzeniem faktów urzędnicza warstwa rządząca jest, gdy chodzi o styl życia, inteligencka i z klasą robotniczą, tak
w teorii wywyższaną, się nie miesza. W rezultacie ustrój mieniący się robotniczym jest w swej istotności decydującej inteligenckim, bo - urzędniczym.

Skąd się wziął bezprzykładny rozrost i automatyzacja machiny państwowej? Genezy jego szukać należy w nieodłącznym od rewolucyjnej przebudowy zjawisku rewolucyjnej przemocy. Nakłanianie ludzi, zwłaszcza drobnych producentów, drobnomieszczan, mas chłopskich, do zaakceptowania form państwowego władania produkcją, i całą meandryczną, lecz uporczywą motywacją i nadbudową ideologiczną, ogromnego aparatu przymusu, kontroli, cenzury i propagandy. Ten aparat wciąż się rozrasta, rozbudowuje, komplikuje: "czujność ideologiczna" i pesymistyczna podejrzliwość rządzących obejmuje coraz więcej dziedzin (przemysł, handel, bankowość, rolnictwo, technika, transport, nauka, oświata, sztuka, propaganda), gdzie bez pilnowania i popychania mogłoby nastąpić samorzutnie "stoczenie się na pozycje burżuazyjne". Koszty machiny państwowej, machiny przymusu i kontroli pożerają całą społeczną wartość dodatkową - oto tajemnica naszego pełnego zatrudnienia. Aparat kontroli, przymusu ideologicznego oraz biurokracji manipulacyjno-administracyjnej jest ogromny - pracuje w nim mnóstwo ludzi, którzy nie potrafiliby już robić niczego innego. Dlatego właśnie nie mamy bezrobocia, które gnębi kraje kapitalistyczne, tyle że tam pracuje się w produkcji, a tu stworzono nowe prace - nieproduktywne, choć wszyscy są zajęci. Oczywiście kosztuje to kolosalnie, zwiększając ilość niewymienialnego naszego pieniądza na rynku, a nie zwiększając masy towarów do podziału, możliwych do kupienia na tymże rynku. Gigantyczny koszt machiny realizującej i podtrzymującej socjalizm obciąża społeczeństwo stałym deficytem, na papierze niewidocznym, ale materializującym się co dzień w postaci braku towarów, chronicznej niedoprodukcji niskiej publicznej stopy życiowej (tzw. konsumpcji zbiorowej, czyli urządzeń użyteczności publicznej), niewygody życia z powodu braku usług, braku nowych inwestycji usługowych i ludzi do tej dziedziny - usługi są zaniedbane i nie wliczone do dochodu narodowego, o braku ludzi dla nich decyduje jednostronny, urzędniczo-robotniczy model społeczny; wreszcie w postaci upadku rolnictwa, wobec którego machina państwowa staje bezradna, jak wobec każdej zindywidualizowanej a ograniczonej twórczości produkcyjnej.

W praktyce życiowej elementy "bazy", czyli monopolistycznej dyktatury ekonomicznej mieszają się i przenikają z elementami "nadbudowy", czyli ideologiczno-politycznymi, gdzie nader ważną rolę odgrywa działalność aparatu propagandy i cenzury (kontroli), mającego za zadanie utrwalenie w świadomości społecznej jednego poglądu na wszystko i eliminowanie jakichkolwiek poglądów odmiennych. Kuźnią i centralą wszystkich zarezerwowanych dla kierownictwa inicjatyw publicznych jest oczywiście partia i jej aparat. Połączenie władzy polityczno-propagandowej i ekonomicznej w rękach partii, ukryty, zamaskowany w swej mafijnej hierarchiczności charakter władzy partyjnej sprawia, że żaden mechanizm polityczny nie może działać automatycznie, wdrażanie wszelkich decyzji organizacyjno-gospodarczych, nawet wręcz oczywistych i narzuconych przez życie, idzie opornie, wymaga tajemniczych, odgórnych, nie znanych ogółowi machinacji politycznych - ostateczne, ujawnione decyzje spadają więc częstokroć na społeczeństwo całkiem niespodziewanie, niczym grom z czystego nieba. Stąd i niewiara ludzi w celowość i efektywność pracy, które to walory mogą zostać zniweczone i przekreślone przez nagłe odgórne decyzje. Towarzyszy przy tym życiu stały, nieznośny ucisk psychologiczny, wynikający z nieustającej interwencji partyjnej w funkcjonowanie każdej komórki społeczno-produkcyjnej, interwencji natrętnej, dezorganizującej na swój sposób naturalne codzienne funkcjonowanie - przypomina to nieustającą "rewolucję kulturalną", proponowaną przez Mao Tse-Tunga. Rządy typu mafijnego, aplikowane wszędzie (organizacja partyjna funkcjonuje niezależnie od dyrekcji i kierownictwa produkcji - poza nimi czy ponad nimi), wnoszą niepewność, intryganctwo, donosicielstwo do każdego zakładu pracy, powodując ogromne społeczne straty w postaci psychicznego zmęczenia i zobojętnienia pracowniczego ogółu. Zaś zastygły w swej rutynie i hierarchicznym skomplikowaniu, nie znany temu ogółowi odgórny aparat funkcjonuje z nieugiętą konsekwencją, niwelując automatycznie wszystko, co jeszcze oddolnie żywe: ludzie kierujący się tym aparatem, oderwani od życia i nie poinformowani, nie widzą częstokroć, jak absurdalną maszynkę w ruch puścili i nawet nie znają historycznych faz jej działania. W aparacie tym co dziesięć lub piętnaście lat następuje bowiem częściowe trzęsienie ziemi, czyli odgórna "czystka" personalna, a nowi ludzie żadną miarą nie poczuwają się do odpowiedzialności za winy poprzedników czy w ogóle do znajomości tych win. Stąd ogół starych obywateli bywa zaskakiwany nieoczekiwanymi hasłami
i inicjatywami drastycznie sprzecznymi z tym, co głoszono poprzednio: gdy np. nagle proklamuje się wielki rozwój usług rzemieślniczych, nie pamiętając jakby, że przez szereg lat usługi te
w imię walki z "drobnomieszczańskim chałupnictwem" bezlitośnie niszczono. Lecz, powtórzmy, zazwyczaj za błędy przeszłości nikt nie odpowiada (chyba globalnie obciążony po wyrzuceniu przywódca), a dziwić się nie można - nie istnieje zresztą forum, gdzie szary obywatel mógłby dać wyraz jakiemukolwiek zdziwieniu.

Centralną sprawą naszego ustroju socjalistycznego jest owa stała niedoprodukcja, chroniczny brak towarów konsumpcyjnych, niestosowanie znajdującego się na rynku asortymentu do potrzeb
i życzeń konsumenta, wreszcie skomplikowany i niesprawnie rozprowadzający produkty państwowy aparat handlu. Ten stan rzeczy wynika także z nieuniknionych błędów planowania, "prawidłowo" również wynikających z zasady centralnej, z owej odciętej od sygnałów z rynku, na wiele lat nieraz obliczonej odgórnej decyzji, o czym powiemy jeszcze dalej. Bardzo ważnym problemem jest powszechna w krajach Europy Wschodniej niska wydajność pracy. [...]

Kapitaliści, jak wiadomo, produkują bezplanowo, kierując się wilczym prawem konkurencji i zysku oraz rabunkowym opanowaniem rynku przez coraz to nowe towary. Stąd, jak to również wiadomo, pochodzą znane choroby kapitalizmu: nadprodukcja, marnotrawstwo, bezrobocie. Wobec tego my, socjaliści, będziemy produkować planowo, czyli że stworzyć trzeba plan. Plany są różne: perspektywiczny, wieloletni (pięcioletni), nawet roczny, co bywa już wycinkiem pracy np. inwestycyjnej absurdalnym, lecz co rzutuje, jak wiemy, na całą organizację tejże pracy oraz na system płac, premii i nagród. Plan jest świętością, wokół której kręci się wszystko, lecz skąd właściwie bierze się ów plan?

Tego właśnie, najważniejszego, nikt na pewno nie wie, plan bierze się w końcu, jak się zdaje, z powietrza, czyli z przypadku, choć poprzedzają go liczne dyskusje. Przedsiębiorstwa kapitalistyczne produkują częstokroć różnotorowo, niezależnie od siebie konkurują ze sobą i walczą o rynek, rezultatem bywa tylekroć przez krytyków wytykana nadprodukcja przez marnowanie nie sprzedanego towaru. Wobec tego w socjalizmie, czyli gospodarce planowej, postanowiono ustalić plany produkcyjne takie właśnie jak potrzeba: nie mniej ani więcej, tylko akurat w samo sedno potrzeb i produkcyjnych możliwości. Ale znów nasuwa się jeden mały drobiazg: jak to zrobić i kto właściwie ma to zrobić? Jak: skąd wziąć odpowiednie cyfry i dane, na czym oprzeć wskaźniki planu zarówno ilościowe, jak jakościowe? Kto ma to zrobić: czy dyrekcja przedsiębiorstw w terenie, powiązana więzami budżetu, dostaw, przydziałów, kooperacji z Centralą, czy też planiści Centrali, obdarzeni rangą nieomylności ideologicznej, która jest wszakże najważniejsza? W rezultacie powstałego chaosu, pomieszania zamierzeń, pojęć i kompetencji na placu pozostają politycy-dyletanci, plan zaś, czy to centralny, czy plan poszczególnych fabryk, staje się absurdalną wypadkową fikcji, niekompetencji, przypadków - czy też w pośpiechu połapanych fragmentarycznych cyfr, w rezultacie jest za mały lub za duży, względnie nierealny, zarówno w stosunku do popytu, jak i do możliwości produkcyjnych, warunkuje sobą częstokroć produkcję niesprzedawalną, tandetną czy przestarzałą, wskaźniki jego są abstrakcją, nic wspólnego nie mają z wymaganiami skomplikowanej praktyki.
I koło takiego oto planu kręci się całe życie produkcyjne, system organizacji pracy, płac i przydziałów, zaś błędy wychodzą na jaw dopiero znacznie później i gdzie indziej: na rynku nabywczym, gdzie brak towarów, choć koszta produkcji były znaczne, gdzie dopiero objawia się niewidoczny w budżetach i tabelach dochodu narodowego, lecz rozłożony na barki milionów ludzi, deficyt społeczny tego ustroju, bo w dążeniu do zwiększenia planu preferuje się produkty droższe. W ten sposób oderwano produkcję od bezpośrednich potrzeb człowieka, robiąc z niej cel sam w sobie (plan). Oczywiście - błędy planu, zwłaszcza wieloletniego, można jakoś skorygować, ale potrzeba na to wiele czasu, trudności ze zmianą normatywów, technologii, wskaźników czy ustaleń budżetowych są ogromne, podczas gdy w systemie rynkowym rzecz dzieje się samoczynnie, pod automatyczną presją prawa wartości. Tam płacą za towar, za produkt potrzebny ludziom, sprawdzony - tu płacą w ogóle, abstrakcyjnie, a przede wszystkim płacą na państwo, na aparat państwowy, który rozrósł się jak polip, pochłaniając i ogarniając sobą wszystkie dziedziny życia. Nie ma przeciwstawienia: socjalizm - kapitalizm, jest przeciwstawienie: gospodarka państwowa - gospodarka rynkowa (czyli w istocie, mimo swych również możliwych wynaturzeń - społeczna). Ustrój jednego, pozbawionego konkurencji producenta i centralnego planu produkcyjnego okazał się, wbrew swym założeniom, ustrojem antyhumanistycznego zamętu i zatomizowanych działań - skierował w rezultacie machinę państwa przeciw człowiekowi. Założenia nie decydują o rezultatach - oto ogólny wniosek, o którym zawsze należy pamiętać! Walka z alienacją zrodziła nową, nieuleczalną tym razem, bo nie uświadomioną alienację społeczną, alienację grupy panującej.

Tak więc złamanie rządów kapitalistycznych technokratów prowadzi w nieuniknionej jak dotąd konsekwencji do nie mniej
(a raczej bardziej) monopolistycznych rządów ekonomicznych dyletantów: monopolistycznych podwójnie, bo jak podkreślam, władza gospodarcza jest w tym systemie złączona z władzą polityczną i to nie kontrolowaną ani nie podlegającą istotnej publicznej krytyce, skoro i narzędzia krytyki są w rękach tejże władzy (prasa, radio, parlament etc.). Dyletant w centrum decyzji ekonomicznej uprawia z konieczności ową ekonomię pozorną, operującą cyframi, lecz daleką od rzeczywistości technicznej. [...]

Jak się to właściwie stało, że uwłaszczenie ludu przekształciło się w jego pełne, bo i ekonomiczne, i polityczne wywłaszczenie, dyktatura proletariatu zmieniła się w dyktaturę oligarchii, a sprawiedliwe rzekomo i regulujące wszystko centralne planowanie dało w rezultacie deficytowy zamęt i poplątanie? Symptomatyczne, że dla ideologów systemu wyrazem symbolizującym rzeczy najbardziej negatywne i szkodliwe jest żywioł. "Puścić coś na żywioł" oznacza w partyjnej gwarze zdać się na wypadki, wyrzekając się nad nimi kontroli rzeczowej i ideologicznej - jest więc to zarazem wyrzeczenie się socjalizmu, bo pesymistyczni z natury ideolodzy przekonani są, że nie kontrolowany strumień faktów musi popłynąć w kierunku antysocjalistycznym (tkwi tutaj instynktowne przekonanie o nieograniczoności, a więc nieludowości rewolucji, co jest prawdą: totalna rewolucja to idea elitarna). Ci sami działacze nie dostrzegają jednak, że w swym dążeniu do superporządku oddają społeczeństwo we władanie innego żywiołu: upokarzającego i trudzącego ponad wszelką miarę żywiołu nieładu, chaosu, zamętu dokonywanych poza wszelką kontrolą błędnych i przypadkowych decyzji gospodarczych i społecznych. W nie kontrolowanej z zasady żywiołowości produkcji i gospodarki rynkowej istnieje wszakże stały, wszechobecny element automatycznie porządkujący, eliminujący i regulujący: wielokrotnie przeze mnie przypominane prawo wartości. W socjalizmie takiego organicznego regulatora brak, bo teoria ta wisi w martwej próżni społecznej, po początkowych dokonaniach (zniszczenia wojenne, konieczność inwestowania z niczego) okazała się abstrakcją, która na dłuższą metę może być realizowana jedynie z pomocą stałego totalnego przymusu i absolutnego, czasowego i przestrzennego odcięcia socjalistycznej retorty od innego życia. W jaki sposób abstrakcja zatriumfowała nad praktyką, w jakim stopniu udało się jej trwale przekształcić życie, dlaczego nie przewidziano negatywnych, nieuchronnie rozkładowych elementów tego procesu i częstokroć do dziś się ich nie dostrzega? Oto ważkie zagadnienia, dla których materiałem i przyczynkiem miały być naszkicowane powyżej próby opisu.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/