Zdzisław Najder - Wielka Ojczyzna Zbigniewa Herberta


Zdzisław Najder

 

Wielka Ojczyzna Zbigniewa Herberta

 

 

Rów, w którym płynie mętna rzeka

nazywam Wisłą. Ciężko wyznać:

na taką miłość nas skazali

taką przebodli nas ojczyzną

(„Prolog”)

 

Patriotyzm poezji Herberta nie jest sentymentalny; wręcz przeciwnie: „Substancja”, wiersz poświęcony w całości pojęciu narodu, linia za linią zdziera warstwy konwencjonalnych złudzeń. Tak więc w godzinach próby

 

giną ci

którzy kochają bardziej piękne słowa niż tłuste zapachy

ale jest ich na szczęście niewielu

 

Postawa patriotyczna nie jest też bynajmniej oczywistością. Wszyscy jesteśmy na swoje ojczyzny „skazani” – jak ten grecki młodzieniec, którego jutro znajdą

 

z otwartą piersią

zamkniętymi oczyma

i cierpkim obolem ojczyzny

pod drętwym językiem

(„Nike, która się waha”)

 

ale przecież poważne argumenty przemawiają za tym, by się od tego wyroku wymigać. Jeden – to ukazana w „Substancji” przemożna rola owej „żywej plazmy”, z której składają się ludzkie zbiorowości, to praktyczne górowanie biologii nad ideałami. Drugi – to jednakowość istotnych składników ludzkiej egzystencji:

 

wszędzie ta sama ziemia jest

naucza mądrość wszędzie człowiek

białymi łzami płacze

matki kołyszą dzieci

 

księżyc wschodzi

i biały dom buduje nam

(„Odpowiedź”)

 

Dlatego ta sama praktyczna „mądrość” podsuwa głosem chóru:

Wyrzuć pamiątki. Spal wspomnienia i w nowy życia strumień wstąp.

Jest tylko ziemia. Jedna ziemia i pory roku nad nią są.

Wojny owadów – wojny ludzi i krótka śmierć nad miodu kwiatem.

Dojrzewa zboże. Kwitną dęby. W ocean schodzą rzeki z gór.

(„Prolog”)

 

Więc po co nam pęta zobowiązań wobec ojczyzn?

Otóż w świecie poetyckim Herberta poczucie obowiązku jest konstytutywną cechą człowieka: jesteśmy w pełni ludźmi tylko jako członkowie wspólnoty; w cywilizacji europejskiej taką istotną wspólnotą jest przede wszystkim naród, choćby nawet cechy i działania tej wspólnoty budziły wśród jej członków odruchy niechęci i zwątpienia. Jednakże u Herberta poczucie obowiązku nie odnosi się ani do „ojczyzny”, ani do „narodu”, które są przecież pojęciami teoretycznymi, ale do konkretnych ludzi. Albo inaczej: do tradycji, do przeszłości ucieleśnianej przez konkretne osoby. Tak jest we wczesnym wierszu „Poległym poetom” i w późnych „Guzikach” i „Wilkach”. I nie jest to tradycja husarskich skrzydeł, „kit u czaka”, jak u Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (urodzonego ledwie dwa lata wcześniej, niż Herbert). Ani tradycja niegdysiejszych tryumfów narodu. Ani nawet tradycja kombatanctwa, z którego tak często wywodzą się postawy roszczeniowe: walczyliśmy, cierpieliśmy – więc się nam teraz NALEŻY, jako weteranom, jako narodowi. Jest to po prostu tradycja wierności. Nazywa się ją często „conradowską” – ale to nie Joseph Conrad-Korzeniowski był jej twórcą: przejął spuściznę od ojca Apollona (który zaprojektował Rząd Narodowy 1863 roku), a ten z kolei od Słowackiego, Słowacki z rycerskich podań i powstańczej pamięci.

Wierność to dla Herberta pojęcie fundamentalne – nie tylko w jego etyce, ale nawet w jego ontologii. Przypomnijmy, że to „wierność rzeczy otwiera nam oczy” („Stołek”) na złudę abstrakcji, na istnienie realnego świata przedmiotów. (Herbert, uczeń Henryka Elzenberga był także filozoficznym dziedzicem lwowskiego krajana, Kazimierza Ajdukiewicza.) A jakim to ludziom poeta chce dochować wierności? Po prostu tym, którzy sami okazali się wierni sprawom, przez niego cenionym – jak ta para kochanków z wiersza „Dwie krople”, który otwiera Strunę światła, pierwszy opublikowany tom Herberta:

 

do końca byli mężni

do końca byli wierni

do końca byli podobni

jak dwie krople

zatrzymane na skraju twarzy

 

Zasady wierności, honoru, lojalności, niepodległości, odwagi, które głosi poezja Herberta, nigdy nie występują jako abstrakcje. Zawsze pojawiają się w postaci uosobionej, konkretnej, jak Kazimierz Moczarski („Co widziałem”), Zbigniew Kuźmiak („Piosenka”), Węgrzy („Stoimy na granicy…”); czasem anonimowo lecz opisani przez sytuację („Mona Liza”); albo pod konspiracyjnymi pseudonimami – „Gryf”, „Wilk”, „Pocisk” („Prolog”), „Ciemny”, „Świt”, „Marusia”, „Grom” („Wilki”); lub wreszcie jako bohaterowie mitów: Gilgamesz, Hektor, Roland („Przesłanie pana Cogito”). Tym samym za zasadami jawią się żywi ludzie – którym poeta deklaruje wierność. Oni uosabiają ideały, oni nadają sens ogólnym pojęciom.

Patriotyzm Herberta jest wyprany z nacjonalizmu. Odrzuca uwznioślające, ale zniekształcające „patriotyczne katarakty” („Wawel”) oraz plemienną nienawiść:

 

także wspólna lektura szkolna

nie powinna stanowić przesłanki wystarczającej

aby zabić

podobnie ma się sprawa z ziemią

(wierzby piaszczysta droga łan pszenicy niebo plus pierzaste obłoki)

(„Rozważania o problemie narodu”)

 

W „Heraldycznych rozważaniach” Panu Cogito wydaje się nawet, że tarcza herbowa, na której przedtem widniał „orzeł na wielkim polu czerwonym”, jest teraz „pusta”.

Własnemu narodowi dochowuje się wierności nie dlatego, że jest od innych narodów lepszy – ale dlatego, że jest własny. Zostaliśmy nań „skazani” i w imię solidarności z tymi, którzy dla niego oddali życie, zachowujemy wobec niego twardą i pozbawioną złudzeń lojalność. Poeta wraca z pięknej i wygodnej zagranicy:

 

nie mogę żyć wśród winnic wszystko tu nie moje

drzewa są bez korzeni domy bez fundamentów deszcz szklany

 

kwiaty pachną woskiem

ale wraca bez złudzeń na „kamienne łono ojczyzny”

(„Pan Cogito – Powrót”).

 

Potrafi patrzeć na nią z perspektywy pokrzywdzonych obcych, jak ten zabity przy wypędzaniu Gross-Herzog spod Jeleniej Góry („Pan Cogito otrzymuje czasem dziwne listy”). Ale zarazem – nie ma kompleksów; jest pewien siebie, jak pewien był przed czterystu laty Jan Kochanowski. Nie drąży go niepokój o to, jak wyglądamy w oczach innych; ani do innych nie wytacza pretensji, że nie są tacy sami, jak my. Czuje się nie tylko współuczestnikiem:

 

helleńska rzymska średniowieczna

indyjska elżbietańska włoska

francuska nade wszystko chyba

trochę weimarska i wersalska

tyle dźwigamy naszych ojczyzn

na jednym grzbiecie jednej ziemi

(„Odpowiedź”)

 

ale również współgospodarzem, równouprawnionym wobec świata przez własne, dobrowolne, świadome i narażające na śmierć zakorzenienie.

Paradoksalnie to właśnie podkreślenie miejscowej polskiej przynależności i obowiązku wobec konkretnych członków narodowej wspólnoty pozwala Herbertowi na swobodne uczestnictwo w kulturze międzynarodowej. Wierność daje poczucie własnej wartości i siły. Od początku – zanim jeszcze zdołał cokolwiek przeżyć w bezpośrednim styku z zagranicą – mitologia grecka jest dla niego naturalnym modelem do rozumienia polskich losów. Czuje się jednak nie tylko jej użytkownikiem, ale i współwłaścicielem, upoważnionym do rewizji mitów: uderzające przykłady to „Przypowieść o królu Midasie”, a zwłaszcza „Apollo i Marsjasz”, pokazujący straszliwe okrucieństwo boga i męczeństwo satyra. Później polska perspektywa umożliwiła poecie poddać zasadniczej rewizji ten sposób widzenia historii, jaki narzucają zwycięzcy. Tak jest w majestatycznym i proroczym wierszu „Przemiany Liwiusza”:

 

Mój ojciec wiedział dobrze i ja także wiem

że któregoś dnia na dalekich krańcach

bez znaków niebieskich

w Panonii Sarajewie czy też w Trebizondzie

w mieście nad zimnym morzem [czytaj: w Gdańsku]

lub w dolinie Panszir

wybuchnie lokalny pożar

 

i runie imperium

 

We wszystkich tomikach Herberta znajdujemy utwory, swobodnie podejmujące motywy i tematy z całego obszaru kultury europejskiej (może warto przy okazji zauważyć, że pobyty w Ameryce, w tym jeden wielomiesięczny, znalazły echo tylko w dwu wierszach). Obok zawsze obecnych Grecji i Rzymu – od wczesnego szekspirowsko-nadreńskiego „Lasu Ardeńskiego”, poprzez bardzo liczne refleksje nad obrazami, zabytkami architektury i twórcami („Madonna z lwem”, „Gauguin koniec”, „Epizod z Saint-Benoit”, „Pan Cogito spotyka w Luwrze posążek Wielkiej Matki”, „Dawni mistrzowie”, „Beethoven”, itd.), po rozmaite motywy biblijne („Hakeldama”, „Siódmy anioł”), historyczne („Kaligula”, „Mordercy królów”, „Album Orwella”, „Mademoiselle Corday”) i filozoficzne („Tren Fortynbrasa”, „Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy”, „Kant. Ostatnie dni”). Spośród naszych wielkich romantyków nawet Słowacki nie wykazuje takiego rozmachu tematycznego. W poezji polskiej XX wieku jeden tylko Jarosław Iwaszkiewicz z równą i także suwerenną swobodą poruszał się po całym obszarze kultury europejskiej. Zacytowana wyżej wzmianka o „winnicach” jest być może aluzją do starego wiersza Iwaszkiewicza:

 

Nie dla nas winnic modry stok

I winnic wdzięk, i winnic sok

A dla nas owsa pylny łan

I karczmarz Żyd i wódki dzban

 

I dlatego zapewne ci dwaj tak różni i tak odmienne polityczne postawy przyjmujący pisarze czuli wobec siebie tyle wzajemnego uznania i szacunku. Zachowałem maszynopis Zbyszka, zaniesiony przeze mnie do redakcji „Twórczości”, na którym Jarosław napisał: „B. piękne”.

Starając się ukazać postawę Herberta wobec problematyki patriotyzmu cytowałem frazy z jego utworów zarówno wczesnych jak i najpóźniejszych – bez obawy zniekształceń, bo postawa okazuje się niezmienna i jasna. Jak pisze w jednym z ostatnich swoich utworów, „Dałem słowo”:

 

byłem bardzo młody

i rozsądek doradzał

żeby nie dawać słowa

ale czas eksplodował

nie było już przedtem

nie było już potem

w oślepiającym teraz

trzeba było wybierać

więc dałem słowo

 

I nigdy nie zerwał owego „krwawego węzła”, o którym pisał w „Rozważaniach o problemie narodu”, że będzie „ostatnim, który buntujący się potarga”.

A przecież jako człowiek uwielbiał podróże, wędrówki i włóczęgi, odmiany i nowe doświadczenia. Jako poeta nie ustawał w poszukiwaniach, pielgrzymował i tułał się po miejscach i czasach, formach, wątkach i motywach. Zastanawiał się, spierał, wątpił, sprawdzał, protestował, wahał, sprzeciwiał, zdumiewał i zachwycał. Szukał obrazów, drążył i obracał myśli. O tych poszukiwaniach pisze w późnym tomie Rovigo:

 

nie mogłem wybrać

niczego w życiu

według mojej woli

wiedzy

dobrych intencji

ani zawodu

przytułku w historii

systemu który wyjaśnia wszystko

ani także wielu innych rzeczy

dlatego wybrałem miejsca

liczne miejsca postojów

– namioty

– zajazdy na skraju drogi

– azyle dla bezdomnych

– gościnne pokoje nocowanie sub love

– klasztorne cele

– pensjonaty nad brzegiem morza

splątane drogi

pozorny brak celu

uciekające widnokręgi

(„Obłoki nad Ferrarą”)

 

Owe „liczne miejsca postojów” okazywały się znajdować od Szkocji po Grecję, z wszelkimi odmianami swojskości, stawały się ogromną, gościnnie otwartą Ojczyzną, obejmującą cały kontynent.

We wczesnym tomie Hermes, pies i gwiazda, którego tytuł jest rozwinięciem motywu wędrówki i poszukiwania, napisał:

 

Nigdy o tobie nie ośmielam się mówić

ogromne niebo mojej dzielnicy

(„Nigdy o tobie”)

ale blisko czterdzieści lat później patrzył na malarskie (jak na obrazach Ghirlandaia) niebo nad prawdziwą Ferrarą, wspaniałym, pęczniejącym od historii, średniowieczno-renesansowym miastem północnych Włoch i widział:

 

białe

podłużne

bez żagli

prawie nieruchome

suną wolno

lecz pewnie

ku nieznanym

wybrzeżom

to w nich

a nie w gwiazdach

rozstrzyga się

los

 

I tak właśnie odnajdywał swoją wizję i odpowiednie do niej słowa we własnej i wspólnej Wielkiej Dzielnicy, którą jest Europa.

 

 Tekst ukazał się w wyborze publicystyki Zdzisława Najdera Obywatelskie rozmyślania (Kraków 2009, OMP, Biblioteka Myśli Politycznej). Pierwodruk: „Rzeczpospolita”, lipiec 2005.



2009 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/