I.
Starając się odpowiedzieć na zadany mi przez organizatorów
temat, staję przed niemałym, choć dość oczywistym kłopotem. Kogo
bowiem mam prawo nazwać twórcą krakowskim? Kogoś urodzonego w Krakowie?
Kogoś, kto mieszkał w Krakowie? W jego okolicy? Jak długo? Lat kilka,
czy całe życie? A może chodzi o pisarzy współpracujących z prasą
krakowską? Lub podejmujących w swych dziełach temat Krakowa?
Gdy zebrać razem te kryteria lista "krakowskich
twórców literatury pięknej" z lat Polski międzywojennej będzie
imponująca. Podaję w porządku alfabetycznym: Jerzy Braun, Jan Brzękowski,
Leon Chwistek, Kazimierz Czachowski, Tytus Czyżewski, Marian Czuchnowski,
Adam Doboszyński (polityk, ale i autor powieści Słowo
ciężarne), Ignacy Fik, Kornel Filipowicz, Józef Aleksander Gałuszka,
Mieczysław Jastrun, Stefan Kołaczkowski, Karol Ludwik Koniński,
Leon Kruczkowski, Tadeusz Kudliński, Jalu Kurek, Stanisław Młodożeniec,
Marian Niżyński, Zygmunt Nowakowski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska,
Tadeusz Peiper, Lech Piwowar, Adam Polewka, Ksawery Pruszyński,
Karol Hubert Rostworowski, Michał Rusinek, Wanda Wasilewska, Kazimierz
Wyka; Witold Zechenter...
A gdyby wziąć pod uwagę kryterium "biurokratyczne",
wtedy dodać by trzeba m.in. Witkacego, Jana Wiktora czy Rafała Malczewskiego,
zarejestrowanych w krakowskim oddziale ZZLP.
Biorąc pod uwagę przeznaczony mi czas, w obliczu takiego
bogactwa nazwisk, pozostaje wybór w jakiejś mierze arbitralny, dyskusyjny.
Nie sposób omówić tu postaw wszystkich krakowskich pisarzy, najlepiej
zatrzymać się przy najbardziej znanych i zarazem charakterystycznych.
No i oczywiście podejmujących sygnalizowaną w tytule odczytu tematykę.
Z tym ostatnim wiąże się mój drugi kłopot. Mowa tu
będzie o pisarzach, twórcach literatury pięknej, która niechętnie,
zwłaszcza gdy jest ambitna i wybitna, mówi wprost o takich kwestiach
jak "problemy społeczne i polityczne", zostawiając ten
temat raczej politykom i publicystom, albo mówi o nich nie wprost,
za pomocą wieloznacznego języka sztuki. Z drugiej strony trzeba
pamiętać, iż trudno zrozumieć literaturę II RP bez odniesienia jej
do ówczesnego kontekstu społecznego i politycznego, o czym stale
przypomina m.in. Czesław Miłosz. Sytuacja, w jakiej znajdowało się
państwo polskie i Europa w latach 1918-39, zmuszała pisarzy do angażowania
się w bieżącą walkę polityczną, czy wypowiadania się w kwestiach
społecznych właśnie. Pośrednio lub wprost - w wierszach, powieściach,
dramatach, albo w artykułach publicystycznych czy nawet poprzez
działanie w partiach politycznych. Tak było w przypadku Karola H u b e r t a
R o s t w o r o w s k i e g o, który od I wojny był związany
z Ligą Narodową, odgrywał znaczącą rolę w Obozie Wielkiej Polski,
a potem w Stronnictwie Narodowym i z ramienia tego ugrupowania był
radnym w Radzie Miejskiej Krakowa w latach 1934-37. Inny z wymienionych
tu pisarzy, I g n a c y F i k, został w 1924 roku aresztowany na kilka
miesięcy za próbę stworzenia radykalnie lewicowej organizacji Związek
Pionierów. Nie inne były losy Mariana Czuchowskiego, kilkakrotnie
aresztowanego za działalność w radykalnym ruchu chłopskim i robotniczym.
Na polityczne postawy pisarzy krakowskich w najsilniejszym
stopniu wpływał oczywiście sam fakt powstania i istnienia niepodległego
państwa polskiego, a dalej wydarzenia na skalę europejską, jak rewolucja
bolszewicka, wielki kryzys ekonomiczny, czy dojście Hitlera do władzy.
Z wydarzeń krajowych wymienić trzeba zamach majowy oraz - zwłaszcza
- sprawę brzeską. Nie można też zapominać o głośnych faktach z życia
Krakowa. Myślę tu zwłaszcza o robotniczych manifestacjach z listopada
1923 roku, które zakończyły się ofiarami po stronie demonstrantów
i - jeszcze większymi - po stronie wojska polskiego. Te ostatnie
wydarzenie było świadectwem fermentu rewolucyjnego początku lat
20.
Jego artystyczną manifestacją była z kolei działalność
aktywnych w Krakowie grup awangardowych. Najpierw futurystów: T
y t u s a C z y ż e w s k
i e g o, S t a n i s ł a w a M ł o d o ż e ń c a i B r u
n o n a J a s i e ń s k i
e g o. (Ten ostatni studiował od 1918 roku w Krakowie i mieszkał
tu do roku 1925.)
Krakowski futuryzm miał początkowo zabarwienie ludyczno-anarchiczne.
Czyżewski i Młodożeniec nie komentowali wprost sytuacji politycznej
w kraju. Jeżeli to pośrednio, poprzez gesty burzycielskie, kontrkulturowe,
a w których dopatrzyć się można optymizmu i witalizmu. Inaczej było
w przypadku Jasieńskiego, którego radykalizm artystyczny łączył
się z radykalizmem politycznym, a mówiąc wprost bolszewizmem. W
wydanym w 1922 roku w Krakowie poemacie Pieśń
o głodzie, dedykowanym "robotnikom warszawy i łodzi",
Jasieński, niewątpliwie urzeczony rewolucją rosyjską, dał krytyczny
obraz nowego państwa polskiego i snuł wizję proletariackiej rewolty:
z życiem
rozgranym pod ręce na świata szerokie trakty
wyszliśmy
rano, śpiewając z płahtą koloru flamingo.
paszcz wytoczonych
mitraliez suhe rymiczne antrakty
w krtań zabijemy
z powrotem kulą wyplutą z braunińga.
kto nam,
kto nam teraz drogę zgrodzi samym?
wszystko
zmiażdżymy butami piękni, ogromni i ludzdzcy.
miejsca!
gromada idźe. proletariacki samum!
czapkami
drogę wymościł taneczny krok rewolucji.
Inaczej sprawa się miała w przypadku awangardy krakowskiej,
skupionej wokół wydawanego w Krakowie przez Tadeusza Peipera w latach
1922-27 (z przerwami) pisma "Zwrotnica", a potem "Liniaa"
(1931-33). Peiper, a także Jalu Kurek i studiujący na UJ Julian
Przyboś byli sympatykami dość ogólnikowo rozumianego socjalizmu.
W powstaniu niepodległego państwa polskiego widzieli szansę na cywilizacyjne
przyspieszenie kraju, jego modernizację. Dlatego początkowo w ich
wierszach znajdziemy wezwania do cywilizacyjnego aktywizmu i do
uczestnictwa w budowie kraju. Peiper w takich wierszach jak Powojenne wezwanie formułował coś w rodzaju
neopozytywistycznego i antyromantycznego programu pracy organicznej.
Pisał w jednym z wierszy:
Świat krwią
zmył twarz.
Oczy przetarł
cmentarzem, czołgi złożył w szufladzie.
dzisiaj biały
działa brusiarz;
ostrzy dłoń
świata i na cegłach kładzie,
aby oczy
nie szukały ojczyzny na nożu czy zębie;
nowe słowa
lśnią na niebie, brzuchate gołębie.
Niech się
ramiona, kaplice w mięsie, otworzą
i niechaj
tka się w nich modlitwa ciężarowych koni.
Była niegdyś
od morza do morza,
dziś musi
być od dłoni do dłoni.
Podobnie, a nawet "państwowotwórczo", zachował
się Jalu Kurek w głośnych Śpiewach
o Rzeczyspospolitej (1929). W przedmowie do tego zbioru wierszy
wzywał swych kolegów do opiewania budującego się państwa polskiego:
Musicie przecież wykołysać w wierszach nie tylko tę
Rzeczpospolitą, którą wyssaliście z mlekiem matki. Jeszcze są mosty,
fabryki, pola, koleje, lasy i rzeki.[...] Śpiewajcie o Rzeczypospolitej!
[...] Rzeczpospolita czeka na wasze usta.
Przykładem miały być wiersze samego Kurka, wiersze
zaangażowane, jak choćby Apel
lotniczy, przestrzegający przed możliwym zagrożeniem kraju i
wzywający do rozbudowy lotnictwa:
Nie weźmie
nas Liga Narodów w obronę,
nie Paneuropy
wyzwoleńczy gest,
gdy spadnie
nam na głowy straszliwym cyklonem
zatruty,
ognisty chrzest,
albo napisana na 10-lecie niepodległej Polski Pieśń o Ojczyźnie, w której poeta pisał:
Za mało było
orlich lotów!
Za mało krwi
było dla niej!
Praca jest
naszą modlitwą!
Praca jest
miłowaniem!
Ręce złóż!
Jak przed
bitwą.
Jak przed
skonaniem.
Gotów!
Przeżegnaj
się i mów:
- Spoceni
w pracy pięścią rozwalmy chaos!
Módlmy się
o nową rzeczy kolej.
O chleb,
o zdrowie, o oczy niebieskie jak chabry.
Lecz wszystko,
co było dotąd - za mało!
Chcemy mieć
więcej okrętów i fabryk!
Za mało mostów!
Stwórzmy nowe rzeki!
Ten obywatelski i cywilizacyjny aktywizm oraz optymizm
awangardy krakowskiej zmienił się radykalnie w okolicach roku 1930
w związku ze wspomnianą sprawa brzeską. Sprawa brzeska jest tu szczególnie
ważna, bo wiąże się z nią utrata złudzeń awangardzistów, co do demokratycznego
i lewicowego charakteru rządów pomajowych. Na to nakładał się pogłębiający
się wówczas kryzys ekonomiczny, który deprecjonował optymistyczną
wiarę awangardy krakowskiej co do możliwości cywilizacyjnej modernizacji
kraju. Peiper i Kurek nie tylko, że częściej zaczynają opisywać
współczesną Polskę, ale też w ich utworach zaczyna dominować krytycyzm.
II Rzeczpospolita jawi się w nich jako kraj niepokojów społecznych,
biedy, samobójstwa, strajków, policyjnego terroru. W skonfiskowanym
przez cenzurę poemacie Peipera Na przykład główny bohater, Antoni, student socjalista, przeżywa rozterki
jak bronić sprawy robotniczej: drogą rewolucji czy legalnej opozycji.
W jego rozmyślaniach powraca niczym refren obraz więźniów politycznych
w Brześciu, których los staje się jakby metaforą ówczesnej Polski:
Trotuar przedmieść;
cementowych tafli
Wąski, wąziutki
pasek, po bokach cementu
Odłamki kamienne;
dobrze, czego ceną?
Dlaczego,
dlaczego, niech to On ustali;
Dla czego? Lub kto inny; ale bez wykrętów;
Parkan z
drzewa farbą pobielony ścienną;
Balickiego
żelazem. Liebermana - dranie!
Za mordę
całą Polskę, już łykają ślinkę,
I to się
nazywa kraj brać na plecy [...]
Podobnie
opisywał II RP po 1930 roku Kurek. W słynnej, nagrodzonej nb. sponsorowaną
przez rząd Nagrodą Młodych, powieści Grypa
szaleje w Naprawie, ukazał nędzę podhalańskiej wsi oraz zagubienie
ówczesnego młodego pokolenia inteligencji, pokolenia ludzi "zbędnych".
Także w poemacie Usta na pomoc
Polska międzywojenna to kraj biedy, kłamstwa i smutku. Kurek, inaczej
niż Peiper, oczekiwał, że ówczesne konflikty społeczne rozwiąże
rewolucja:
Uwierz, że
jest nam coraz goręcej.
Że w nas
się pali jakieś miasto wielkie jak Polska
i wież Mariackich
przeszywa nas igła.
Nikt z was
nie może wiedzieć, tylko ty i my,
że Polska
z nas wynikła,
że z nami
jest sprzysiężona
i musi wrócić
do nas.
[...]
Noc wytacza
swą żałość,
słania się,
dzika, zdmuchuje krzyk z palców.
Wy: rośniecie
w oczach, przerastacie kraj.
Ale spienione
grzywy dni nadchodzą.
Wschodzi
prostaczków gniew nad ziemią orną.
uderzy was
Polska pracy.
Podobne głosy były w latach 30. bardzo częste wśród radykalizujących
się w stronę komunizmu pisarzy lewicujących. Spośród twórców związanych
z Krakowem wymienić tu można Wandę Wasilewską, Mariana Czuchnowskiego,
Ignacego Fika, czy Leona Kruczkowskiego. Ich publicystyka, beletrystyka
i poezja przynosiła skrajnie ciemny obraz ówczesnej Polski, jako
kraju rozdzieranego konfliktami klasowymi, zagrożonego od wewnątrz
przez rodzimy nacjonalizm i faszyzm, i stojącego w przeddzień rewolucji
proletariackiej. W tym sensie niepodległość Polski niczego nie zmieniła,
o czym przekonywała Wasilewska w powieści Ojczyzna. Los biedoty wiejskiej jest tu
taki sam przed i po 1918 roku, zmienia się tylko kolor munduru prześladowców.
Podobna była w gruncie rzeczy wymowa głośnego w swoim czasie Kordiana i chama Kruczkowskiego, który
demaskował tradycję romantyczną ukazując "klasowe" oblicze
powstania listopadowego i tworzącego jego mit Kordiana
Słowackiego. Z kolei w powieści Oblicze
dnia Wasilewska opisała pełne upokorzeń i cierpień życie proletariatu
miejskiego. Główny bohater, murarz Anatol, samodzielnie uświadamia
sobie, że jedyną nadzieją dla niego i mu podobnych jest udział w
Sprawie (komunistycznej). II RP to z jego perspektywy ogromne więzienie,
w którym nadzorcami są policjant, ksiądz i nauczyciel:
Wszędzie skuty jest człowiek tym samym jarzmem. Misternie zazębia się
ogniwo o ogniwo, pęta nieodwołalnie. Przygniata ku ziemi, by nawet
nie spojrzały oczy w szeroki przestwór. Obmyślane jest wszystko
do najdrobniejszych szczegółów, odmierzony krok człowieka-niewolnika.
Podają sobie nad ciemnym miastem przyjazną rękę wysokie kominy fabryczne
i wysokie wieże kościołów. Biegnie im w pomoc prawo, przepis, paragraf.
Szerokim cieniem kładą się na życie. Na życie pracującego człowieka.
Zaciska sam sobie na gardle niewidzący człowiek. Pielęgnuje, umacnia
kraty swojego więzienia.
Tak jest jednak do czasu - bo na końcu Oblicza dnia ukazana jest zwycięska rewolucja proletariatu, która
jest zaczątkiem budowy "świata wolnych ludzi".
Z
kolei Kruczkowskiego w powieści Sidła
ukazał proces degrengolady bezrobotnego urzędnika, który ostatecznie
staje się zwolennikiem nacjonalistycznego redaktora Wielemskiego,
wzorowanego na Stanisławie Piaseckim, redaktorze "Prosto z
mostu". Kruczkowski zaciekle zwalczał to pismo i młodych nacjonalistów,
widząc w nich największe niebezpieczeństwo dla Polski, niebezpieczeństwo
jej "faszyzacji". Nadzieję na zmianę widział w "socjalistycznym
humanizmie", bo, jak pisał,:
Rzeczywistość kapitalistyczna na każdym kroku znieważa
je i gnębi najdotkliwiej; rozglądam się po naszym świecie i widzę
życie dławione codziennie, zgięte przy ziemi [...].
Wreszcie Marian Czuchnowski, który poczynając od wydanego
w 1932 roku tomiku wierszy Reportera
róż eksponował w swych wierszach oraz powieściach (Pieniądz) przede wszystkim ostry, przypominający stan wojenny antagonizm
klasowy rozdzierający zycie społeczne i polityczne II RP. I tutaj
pisarz z nadzieją czekał a nawet wzywał do rewolucji, walki ze znienawidzonym
rządem, i tutaj II RP to państwo policyjne, kraj, "gdzie skrzypi
nocami trzask szubienic".
Nade dniem
pukali do bramy. Co w niebieskich płaszczach.
Ulica była
chłodem ubielona. Pusta.
Blado błysnęło
kilka suchych strzałów:
Siny spirytus
ciemności, urywany ogień. potem czyjeś długo zamykali usta.
Nędzne, podli,
otwierali ręce
Z białego
powoju,
Za szybami
mętnymi przy okiennych paszczach.
Do okien,
zbrodniarze, podeszli jak szczury,
Węsząc kwaśny
smak nocy w każdej murów wnęce
[...]
Wtedy niebo
naświeciło pstro.
Pocisków
spazmatyczny skok.
Miasto zdobywali
ogniem. Z hangarów miotano błysk.
Szary blok
ulic drgnął. Pędem uciekali...
Głód, czerwony
rzeźnik rewolucji, zwycięskie rano, jak nabój podpalił/
Ciszej! Ulica
mówi! dalej. - Prosto w pysk!
(Z Reportera
róż)
Ta zapowiadana i oczekiwana przez awangardę, a potem lewicę
rewolucja, stanowiąca jej zdaniem panaceum na ówczesne konflikty
społeczne i polityczne, budziła
antrewolucyjną reakcję
wśród innych pisarzy krakowskich. Na pierwszym miejscu
wymienić tu trzeba Karola Huberta Rostworowskiego. Ten ostatni był
co najmniej od 1914 roku członkiem Ligi Narodowej, wyznając nacjonalizm
silnie zabarwiony katolicyzmem i konserwatyzmem. Od początku lat
20. Rostworowski redagował dwa ważne dla krakowskiej elity intelektualnej
pisma: "Głos Narodu" i "Trybunę Narodu". W drukowanej
na ich łamach publicystyce oraz w licznych odczytach zdecydowanie
przeciwstawiał się idei rewolucji, bronił hierarchicznego ustroju
społecznego, opartego na sprawiedliwości i kierowanego przez silny
rząd, zwalczał demokrację, liberalizm, socjalizm i anarchię. Był
zaniepokojony rozwojem sytuacji w niepodległej Polsce. Wyrazem jego
rozczarowania były artykuły (np. Obecne
położenie Polski, "Głos Narodu" 1921, nr 19), ale
też głośny wiersz Cyt!..., drukowany w "Myśli Narodowej" (1926), gdzie nawiązując
m.in. do Wyzwolenia Wyspiańskiego
pisał:
Wyrobnik?
- kosa? Dziewka bosa?
Serce? Myśli?
- Pałka! Kij!
I tupot i
wrzaski: "jedz i pij"
I tupot i
wrzaski: "rabuj! Bierz!"
Sarkastyczny wizerunek społeczeństwa polskiego początku
lat 20., zagubionego, skłóconego, zgorzkniałego, w którym kwitnie
korupcja i spekulacja, pisarz dał w dramacie Zmartwychwstanie. Jest to panorama szeroka i przygnębiająca, ukazująca
zamęt ideologiczny i polityczny w nowo odzyskanej ojczyźnie. W to
pozbawione perspektyw społeczeństwo wkracza Wieszcz, a właściwie
ożywiony pomnik Mickiewicza z krakowskiego rynku i wygłasza wiele
moralizatorskich pouczeń, które mają dopomóc narodowi w uświadomieniu
błędów i odnalezieniu właściwej drogi na przyszłość. Równocześnie
Rostworowski ustami Przywódcy, polemizuje z mesjanistycznymi wizjami
Polski:
Widzę naszą
potęgę, choć ciemno, głęboko...
Choć leży
przywalona śmietnikiem prywaty [...]
Dość zachwyceń!
Dość marzeń! Żyć! Żyć pospolicie,
Przeciętnie
jak przeciętny lud przeżywa życie
Błogosławione
w swoim własnym domu!
[...] Musimy
dom budować!
Rostworowski krytykował jednak coraz silniej politykę
Piłsudskiego. Po krwawych starciach robotników z wojskiem w listopadzie
1923 roku opublikował głośny List
do p. marszałka Józefa Piłsudskiego ("Głos Narodu"
6 XI) domagając się, aby były Naczelnik, którego do tej pory popierał,
publicznie oświadczył, że "z anarchią nigdy nic nie miał wspólnego
i że krwi na posterunku ginących polskich żołnierzy nigdy nie był
winien". Po wydarzeniach krakowskich i tym bezskutecznym apelu
stał się zdecydowanym przeciwnikiem Piłsudskiego i zacieśnił swoje
związki z endecją. Od tego też czasu widmo bolszewickiego przewrotu
w Polsce stało się dlań realne, a antykomunizm począł kształtować
jego poglądy polityczno-społeczne.
Swym antyrewolucyjnym przekonaniom Rostworowski
dał z kolei wyraz w ekspresjonistycznych, nb. nie przedrukowywanych
po 1945 roku, dramatach Miłosierdzie
(1923), Antychryst (1925)
i Czerwony marsz (1936).
Akcja Miłosierdzia
toczyła się w nieokreślonej przestrzeni i czasie. Scenariusz rewolucji
ma u Rostworowskiego wiele wspólnego z Nie-Boską
komedią: rewolucja pokazana jest tu jako sprawa piekielna i
bezsensowna, a równocześnie jakoś nieuchronna, bo "w walce
świat się toczy, pary znikają i powstają, wnet zapadają się, bo
ślisko, bo krwi dużo, krew wszędzie". Jej głównym aktorem jest
motłoch o "mętnym umyśle", który pragnie, by "jednostką
było zero", jest okrutny, chciwy, irracjonalny, podatny na
manipulację. Stojący na czele rewolucji Włóczęga mówi:
W zamian
założę
Królestwo
Boże,
gdzie wszystko
może,
kto wali
w pysk!
Ofiarą rewolucji stają nie tylko Bogacz i Kaznodzieja,
ale przede wszystkim - Miłosierdzie. Rewolucja jest więc wydarzeniem
przypominającym zbrodnię Judasza, efektem odrzucenia przez ludzi
Chrystusa. Ideologii rewolucji, rewolucyjnym rządom pięści, Rostworowski
przeciwstawił więc władzę serca, Chrystusowy nakaz miłości i miłosierdzia,
świadom jego trudności, a nawet utopijności. W zakończeniu sztuka
powraca do punktu wyjścia, a Reżyser mówi do publiczności: "da
capo al fine".
Z kolei w Czerwonym
marszu (wyd. 1936) Rostworowski w syntetycznym skrócie pokazał
rewolucję francuską. Pokazał ją właściwie jako gigantyczną, szaloną
("wszak rewolucja to szał"), bluźnierczą ("czerwona
msza") egzekucję, wykonywaną na oczach ogłupiałego tłumu. Rezultatem
tego wszystko jest nie tylko zbrodnia na jednostkach, ale też na
wolności, a więc... tyrania. Jak mówi jedna z najważniejszych postaci
dramatu, Koryfeusz:
Wyduszę
ręką, rozdepcę nogą
Arystokratów, bogaczy,
I tych, co myślą, nawet myśleć mogą
Niżeli ja - inaczej!
[...]
Ohyda?
- Zbrodnia? - Puste słowa!
Kto chce żyć w słońcu, musi rzucać cień
Kto chce żyć w słońcu, musi spojrzeć w oczy
Zbrodni, nim zbrodnię wykona.
I tutaj pisarz dał wyraz pesymistycznemu przekonaniu
o niezmienności natury ludzkiej, świata, o braku postępu w historii
i o złudnych nadziejach człowieka związanych z rewolucją, która
w zakończeniu nazwana jest komedią. Pojawiała się tu też teza, iż
rewolucję robi chwiejna i niezdecydowane "góra": "naród
swój poniża nie tylko tyran, kat, ale i trzcina, co się chwieje
przez szereg długich lat." Tym samym dramat miał być ostrzeżeniem,
kierowanym do współczesnych elit, potępieniem ich oportunizmu i
sybarytyzmu, które wiodą ku katastrofie. Jak wyznawał sam Rostworowski
"Między arystokracją sprzed 1789 a dzisiejszą burżuazją widzę
analogie". Dodajmy, że w odczycie z roku 1937 Romantyzm
w obliczu współczesności ostrzegał:
Rewolucję robi się nie tłumami, ale szczupłym gronem doskonale zorganizowanych,
zgranych i zdecydowanych na wszystko ideowców - że zasadniczo bierne
tłumy porywa się tylko odwaga i siłą - że tak zwany prosty człowiek
gardzi ustępliwością, chwiejnością i tchórzostwem. ("Rocznik
Polskiej Akademii Literatury" 1937)
W rzeczywistości współczesnej Polski osadzona była
natomiast akcja Antychrysta,
dramatu, który powstał pod wpływem wydarzeń 6 listopada 1923. Dramat
rozgrywał się w bliżej nieokreślonym mieście fabrycznym i przedstawiał
próbę rewolucyjnego przewrotu komunistycznego. Stojący na czele
rewolty Żydzi, właściciel restauracji Lejba Bienensztock i jego
syn student Lazar, szantażują lokaja Józefa Kopcia, który ma wysadzić
w powietrze dom swego pana - przemysłowca.
Kierujący rewolucją Żydzi, traktują ją jako środek
do zdobycia panowania, mszcząc się za upokorzenia i manipulując
na rozmaite sposoby uzależnionymi i sfrustrowanymi Polakami. Rewolucja
jest tu przy tym zamachem nie tylko na dobra materialne, ale przede
wszystkim na narodową i religijną tożsamość Polaków, na ich duszę.
W Antychryście
padają wielokrotnie cytowane słowa, które wypowiada do doktora
Grynszpana, zasymilowanego Żyda-polskiego patrioty, Jaśnie Pan:
Bo nie ugody,
gdzie w jednym
kraju żyją dwa żywe narody.
Pragnień
nie odejmiesz, ziemi im nie dodasz -
jeden musi
ustąpić! - gość albo gospodarz!
Rostworowski stał na stanowisku, że ustąpić winien
"gość", czyli Żydzi, co później powtarzał w wypowiedziach
publicystycznych, m.in. w głośnym odczycie z 1925 roku Polskość
polskiej literatury, czy w wywiadzie Nadchodzą
barbarzyńcy ogłoszonym na łamach "Pionu" (1934, nr
20).
We wspomnianym Antychryście
powracały też inne wątki: przekonanie, że zwycięstwo rewolucji
oznacza rządy motłochu (Pan rozbijając na kawałki drogocenny wazon
mówi: "Polska cała będzie w rękach motłochu - o - tak wyglądała"),
krytyka postawy elit społecznych, których wady reprezentuje Panicz,
lekkoduch i utracjusz, wiara w lud polski i jego siłę moralną. W
melodramatycznym zakończeniu targany wyrzutami sumienia Józef, pod
wpływem perswazji żony (to ona mówi "Antychryst po ulicy hula!
Antychryst!"), ginie rzucając bombę w tłum rewolucjonistów.
Rostworowski daleki był jednak od idealizowania ówczesnych stosunków
społecznych. W arcydziele, jakim był dramat Niespodzianka
i jej kolejnych częściach, pokazał tragiczne skutki nędzy, w
jakiej pogrążona była ówczesna wieś.
Rostworowski pozostawał w opozycji do końca życia
w opozycji wobec sanacji, czego spektakularnym dowodem było wystąpienie
z Polskiej Akademii Literatury na znak protestu przeciw jej lekceważeniu
oskarżeń o plagiat reżimowego pisarza, Wincentego Rzymowskiego.
W kręgu szeroko rozumianej ideologii narodowej i konserwatywnej
rozwijała się też twórczość innego krakowskiego pisarza, K a r o l a
L u d w i k a K o n
i ń s k i e g o (1891-1943), wybitnego krytyka literackiego,
autora interesujących nowel oraz pisanych w czasie wojny znakomitych
dzienników intelektualnych: Ex labyryntho, Nox atra, Uwag 1940-42,
a także bardzo ciekawej, niestety rozproszonej publicystyki politycznej,
z której spora część ukazywał się we wspomnianym "Głosie Narodu"
i "Trybunie Narodu"
Tak jak Rostworowski Koniński bał się
rewolucji, obawiał się przejęcia steru władzy przez Rewolucję. Jak
pisze badacz jego twórczości, Bronisław Mamoń, był białym, choć
białych nie kochał, podobnie jak Witkacy. Wyznawał w jednym z listów:
Jestem
biały i takim zostanę - ale - ale zrozumiałem sytuację tego Henryka
z Okopów Świętej Trójcy - który jest Biały i Białych nie zdradzi,
całe swe życie ma z białym światem zrośnięte (...) z całego serca
pragnie zwycięstwa Białych, ale ostatecznie nie zachwyca się Białymi.
Spojrzenie Konińskiego na Polskę i w ogóle cywilizację
współczesną było zresztą dotknięte piętnem pesymizmu. Przyszłość
Europy jawiła mu się w postaci wielkiego kryzysu, katastrofy. Tak
jak np. Bierdiajew głosił przy tym, że odrodzenie świata może przyjść
tylko od chrześcijaństwa poprzez wprowadzenie w stosunki ludzkie
więzi religijnej i przepojenie życia społecznego duchem religijnym.
Wspomniany Mamoń dzielił publicystykę Konińskiego
na dwa okresy. W pierwszym, zamykającym się w latach 1926-35, pisarz
pozostawał w kręgu endecji, w drugim, a więc w latach 1937-39, zbliżył
się do chadeckiego Frontu Morges. W obu jednak przypadkach Koniński
krytykował obóz rządzący ówczesną Polską, a więc sanację. W 1928
roku na zjeździe literatów w Wilnie jako jedyny protestował przeciw
wysłaniu hołdowniczej depeszy do Marszałka. Oskarżał on sanację
przede wszystkim o obniżenie moralności politycznej na skutek dzielenia
społeczeństwa wedle stosunku do osoby, a nie według stosunku do
myśli. Uważał, że sztandary osób powinny być zastąpione przez sztandary
myśli. Dla ludzi sprawujących władzę rzecz najważniejsza to program,
świadomość kierunku dążeń, celów. W tekście Pytania
o elitę pisał, iż "[...]
żeby porządnie chcieć, trzeba naprzód porządnie myśleć, ale żeby
chcieć myśleć, trzeba naprzód czegoś naprawdę chcieć." Program
polityczny sanacji sprowadzał się zamiast tego - jak twierdził -
do doskonalenia techniki rządzenia, powierzania całego aparatu administracyjnego
swoim ludziom. Dla jednych - posady, synekury, awanse, splendory,
koncesje, a dla drugich - groźby, napaści, przeniesienia, redukcje.
Wedle Konińskiego sanacja nie potrafiła i nie chciała
objąć całości życia narodowego, zaabsorbowana nadmiernie interesami
i rozgrywkami personalnymi. Wedle jego nomenklatury ludzie sanacji
nie byli więc "władcami", ale "najezdnikami",
bo:
Władca [bowiem] sprawuje władzę po to, aby społeczeństwo
wychować do samorządu, najezdnik nie liczy się z przyszłością, on
gotów wyjałowić psychikę zbiorowości z tych wszystkich instynktów,
które społeczeństwu dają prężność duchową, duchową odporność i samotrzymanie
się.
Zamach majowy Koniński oceniał jako zbrodnię: przelano
krew, której nie mogły jego zdaniem usprawiedliwić żadne racje państwowe.
Na wieść o znęcaniu się na więźniami politycznymi zamkniętymi w
twierdzy brzeskiej w roku 1930 pisał:
Kwestia brzeska będzie musiała być wolą jednej części
społeczeństwa utrzymana długi czas na powierzchni świadomości społecznej
- wbrew oporom nie tylko zainteresowanych w zlikwidowaniu jej, lecz
i uniżonej, wygodnej opinii publicznej. Kwestia brzeska będzie musiała o b r a s t a ć w m y ś
l, tak ażeby pozostać świeżą i znaczącą coś więcej niż konkretny
fakt, który się znudzi przeciętnemu czytelnikowi gazet - będzie
musiała nabrać sensu walki pewnych m y ś l i z
pewnym s y s t e m e m; należyte, sprawiedliwe jej załatwienie będzie
musiało otwierać przed szeroką opinią jakieś nowe, ogólniejsze,
pożądane perspektywy. Bez takiego n a p i ę c i a
m y ś l o w e g o
nie dotrzyma napięcie woli - wszystko wsiąknie w bibułę, w dobroduszne
zapomnienie rodzimego wygodnictwa. (Motywy myślowe oburzenia, "Głos Narodu"
1931, nr 9)
Po roku 1933 Koniński
zarzucał dodatkowo sanacji, że kokietuje Hitlera, nie doceniając
niebezpieczeństwa niemieckiego, a trzeba wiedzieć, iż właśnie Niemcy
Koniński zgodnie z tradycyjną polityką endecką uważał za największego
wroga Polski (Majaki Studnickiego, "Myśl Narodowa"
1935, nr 18,19, 20)
Stosunek wobec Niemiec i III Rzeszy decydował
też o ewolucji postawy Konińskiego wobec polskich narodowców. Uważał
się nie bez racji za ucznia Dmowskiego, Balickiego i Popławskiego.
Równocześnie w chwili, gdy w obozie narodowym zaczęły brać górę
nurty radykalne, takie jak powstały w 1934 ONR, zaczął się wobec
endecji coraz bardziej odsuwać ze stanowiska afirmującego przechodząc
do walki, początkowo maskowanej, później jawnej. Najbardziej raził
go coraz gwałtowniejszy, zabarwiony rasizmem antysemityzm endeków,
choć sam Koniński daleki był od filosemityzmu. Jeszcze przez pierwsze
pięciolecie lat trzydziestych uważa, że "antysemityzm racjonalny"
stanowi zdrową reakcję narodową na niebezpieczeństwo żydowskie.
"Skoro jest żydostwo jako grupa i zjawisko socjologiczne, to
potrzebna jest kontr-grupa i kontr-zjawisko - antysemityzm",
pisał w krakowskiej "Gazecie Literackiej" (1933, nr 10).
Wzywał wówczas do moralnego i gospodarczego systemu obrony, potrzeby
ugrupowań gospodarczych i zawodowych, niezależnych od Żydów. Kiedy
"Nowy Dziennik" zarzucił mu, że nie różni się niczym od
"rodzimego typu ideologicznych żydożerców", odpowiadał,
że jest przeciwko destrukcji i rozbijaniu porządku państwowego.
Pisał:
Żydzi się
skarżą na antysemityzm, ale któż go wywołał, jak nie oni sami, od
wieków odgrodziwszy się od reszty świata? Co w chrześcijaństwie
jest pobudką fanatyzmu, to odziedziczone po żydostwie. ("Gazeta
Literacka" 1934, nr 5)
Gwałtowność wystąpień
antyżydowskich w drugiej połowie lat 30. oraz dojście Hitlera do
władzy w Niemczech kazało mu jednak krytycznie spojrzeć na antysemityzm
endecki. Uwaga społeczeństwa, twierdził wówczas, skierowana zostaje
na Żydów zamiast na Niemców. Widział w tym zakamuflowaną formę dywersji
obcej, by rozbroić moralnie naród polski, oskarżał też endecję,
że zeszła do poziomu barbarzyństwa, tym bardziej godnego potępienia,
że usprawiedliwianego etyką chrześcijańską. Dlatego w jednym z numerów "Zwrotu"
atakował antysemityzm Adolfa Nowaczyńskiego, dlatego wyznawał w
liście do Turowicza z lipca 1939 roku:
Oto wyrodek, patologiczna Chimera, z którą
dziś należy walczyć; bo ten faszyzm jest niebezpieczniejszy dla
znaku krzyża niż otwarty ateizm czy liberalizm. [...] ostatecznie
w epoce, kiedy najświętszych haseł, godeł i imion używa się do akcji
najordynarniej pogromowej - już wolę humanitaryzm, choćby tandetny,
niż faryzejstwo i pogromowy .
We wrześniu 1938 roku pisarz wstąpił do
Stronnictwa Pracy, opozycyjnego ugrupowania politycznego utworzonego
przez Władysława Sikorskiego, Wojciecha Korfantego i Karola Popiela.
Późną jesienią 1936 Koniński nawiązuje współpracę z tygodnikiem
"Odnowa", a potem z tygodnikiem "Zwrot" i dziennikiem
"Polonia", pismami pozostającymi w zasięgu promieniowania
myśli opozycyjnego Frontu Morges. Koniński ogłasza tam artykuły
na tematy wolności, demokracji, religii, rasizmu, groźby niemieckiej,
solidarności słowiańskiej i ideologii hitleryzmu. Po Anschlussie
Austrii, zagarnięciu Czech zdawał sobie sprawę, że Polska liczyć
może już tylko na siebie; upominał się więc o dozbrojenie moralne
narodu. Dozbrojenie to równa się wychowywaniu obywateli z charakterem.
Dziś, jutro, pojutrze, może przez długie
lata, jeżeli nie wieki, straszliwie tu potrzebni będą ludzie typu
Reytana, czujący całą grozę rzeczywistości, nieustępliwi w obronie
praw, swobód; gotowi nastawiać się za sprawy nawet symboliczne,
które się innym będą wydawały utopijne i stracone. (Reytan,
"Zwrot" 1938, nr 42)
Podkreślmy raz jeszcze, że za najważniejsze
zagadnienie polityki zagranicznej międzynarodowej Koniński uważał
zagadnienie niemieckie. Polska lat międzywojennych była z jego perspektywy
twierdzą zagrożoną z zewnątrz przede wszystkim przez totalizm sowiecki
i - zwłaszcza - niemiecki. Wielokrotnie zastanawiał się, jaka powinna
być Polska, by skutecznie mogła, bronić się przed parciem Niemców
na wschód. Dlatego wysuwał koncepcję federacji państw słowiańskich,
bloku B. P, A. (Balticus - Pontus - Adria), do którego weszłyby
na zasadzie unii personalnej także Węgry i Austria. Racje polityczne
Europy a także Polski przemawiałyby za restytucją monarchii i oddzieleniem
Austrii od Niemiec.
Z upadkiem Austrii rozpadł się ten dach dla słabszych narodów - potrzeby
którego w r. 1848 dowodził Palacky - dach, który chronił przed ulewą
i burzą - od dwu czarnych stron. [...] Polityka polska dziejowo
ambitna,. powinna była zająć się przede wszystkim i głównie - dla
naszego własnego bezpieczeństwa - odbudową tego schronu, którego
zabrakło, odbudową na nowych podstawach, z fundamentem właśnie polskim.
Stawiając na system najściślejszych sojuszów,
paktów Koniński odrzucał za to ideę europejskiego narodu wysuniętą
przez Juliena Bendę. Marzenia o zjednoczonej Europie wydawały się
mu piękne ale i bardzo nierealistyczne, a nawet groźne wtedy, gdy
zakładały niwelację narodów. Droga do Europy wieść miała jego zdaniem
nie poprzez ich destrukcję, ale poprzez bloki, federacje, sojusze
państw wyznaczone wspólną linią obrony, sąsiedzkiego współżycia.
Koniński bronił racji istnienia narodu, podkreślając, że nie ma
wyrzeczenia się narodowego bez nadpsucia się już nie jakiejś specjalnie
narodowej, ale ogólnoludzkiej moralności. (Idea
narodu europejskiego, "Gazeta Literacka" 1934, nr
4) Ideę jednej Europy Bendy zastępował Koniński więc ideą "Europy
ojczyzn".
Z
istniejących form ustrojowych największym sentymentem darzył początkowo
monarchię, potem demokrację. Demokracja oznaczała dlań państwo
prawne, państwo, które roztacza dookoła człowieka krąg swobody,
bezpieczeństwa i godności. (Humanizm, godność, demokracja, "Zwrot"
1937, nr 17).
Wspomniana wcześniej
"Gazeta Literacka", z która współpracował Koniński była
redagowana przez J e r z e go B r a u n a (1901-1975).
Jak Koniński i Rostworowski,
Braun był zdecydowanym antykomunistą i w komunizmie widział jedno
z zagrożeń dla Polski i świata. Jako 19-latek walczył jako ochotnik
w wojnie polsko-bolszewickiej. Pod koniec lat 30. Braun współprzewodniczył
Agencji Antymasońskiej, zaś w czasie II wojny był prezesem chrześcijańskiej
Unii, jednej z najważniejszych i największych organizacji konspiracyjnych
Polski podziemnej. Żołnierz Powstania Warszawskiego, w marcu 1945
r. stanął na czele Rady Jedności Narodowej; a od czerwca tego roku
pełnił funkcję - ostatniego - Delegata Rządu RP na Kraj.
Braun był płodnym poetą, prozaikiem, dramatopisarzem,
krytykiem teatralnym i literackim, filozofem, teologiem. Nie można
też zapomnieć o Braunie-redaktorze, wypowiadającym się jako twórca
tak istotnych dla literatury polskiej minionego stulecia pism jak
wspomniana "Gazeta Literacka", ale tez "Zet",
"Kultura Jutra" czy - po II wojnie - "Tygodnik Warszawski".
Braun - jak napisał o nim w pośmiertnym wspomnieniu
Józef Łobodowski - było ostatnim m e s j a n i s t ą w polskiej
kulturze XX wieku.
Skąd brał się ów mesjanizm Brauna? Przede wszystkim
ze zdecydowanie krytycznej obserwacji współczesnej Polski i Zachodu.
Nie bez kozery określał swój czas mianem
g i n ą c e j e r y,
ginącej, gdyż coraz bardziej pogrążającej się w anarchii i chaosie.
Pisał:
[...] nielitościwy los kazał nam żyć w epoce, która
wre i kipi, jak jeden wielki garniec z wrzącą wodą; w epoce mnóstwa
prawd, z których żadna nie jest prawdziwą, to jest taką, na którą
by się wszyscy mogli zgodzić. Że wokoło nas panuje chaos sprzecznych
poglądów, że ludzie biorą się za łby o różne hasła, idee, fikcje,
z których żadna nie mas dostatecznego rozumowego ugruntowania. Jedni
wołają, że wszystko jest względne i irracjonalne - czyli nazywając
rzeczy po imieniu - bezsensowne. Drudzy chcieliby ugnieść ludzkość
jak wosk podług swej doktryny, a opornych zastrzelić. Albo zamknąć
w dożywotnich więzieniach. Inni jeszcze obiecują uszczęśliwić ją
przez zniszczenie wszelkich praw, wszelkiej religii, wszelkiej moralności
i wszelkiej władzy...[...] Wszędzie rzuca się w oczy anarchia, chaos
i walka sprzecznych poglądów, która nigdy w dziejach nie była tak
zażarta, jak właśnie w epoce współczesnej.
Wiek XX postawił jego zdaniem to wszystko na głowie i zboczył
na ślepy tor cywilizacji materialnej. Braun skrupulatnie i przenikliwie
wyliczał jej grzechy: ubóstwienie techniki, orgia maszyn, automatyzacja
życia i pracy, ciężki przemysł, kapitalizm, bezrobocie, obsesja
rewolucji socjalnych, sowietyzm, faszyzm, amerykanizm, standard.
Pogański wiek XX postawił więc na "materię" kosztem "ducha",
"fizykę" kosztem "metafizyki".
Braun, co było zasadniczą może i najciekawszą częścią jego
krytyki nowoczesności, uparcie przy tym powtarzał, że współczesna
"noc barbarzyństwa" jest w dużej mierze spowodowana kryzysem
myśli, a ściślej filozofii, co zresztą tłumaczyło i jego zwrot ku
filozofii począwszy od lat 30. i filozoficzny, specjalistyczny,
bardzo kłopotliwy zresztą dla laików, język jego pisarstwa. Podkreślając
rolę filozofii jako "najwłaściwszego środka poszukiwania prawdy,
autorytetu i celu" Braun jednocześnie pisał o autokompromitacji
filozofii współczesnej.
Miało to zdaniem Brauna jak najbardziej niefilozoficzne,
czytaj: polityczne i społeczne, konsekwencje. Przede wszystkim prowadziło
do powszechnej ucieczki od rozumu, kariery najrozmaitszych irracjonalizmów,
wzrostu nastrojów mistycznych wzmagających poczucie zagubienia i
zamętu wśród współczesnych, wreszcie atomizacji myśli, prowadzącej
do tego, że
[...] ludzie zatracili prawie zupełnie zdolność do
syntezy. Względność jakichkolwiek kryteriów wywołuje w umysłach
stan niepokoju i fermentu. Sądzę, że podobny niepokój odczuwają
szczury przed ucieczką z tonącego okrętu.
Tym też pisarz tłumaczył tak groźną i zarazem symptomatyczną
dla rewolucyjnego stanu, w jakim znalazła się II RP i cały Zachód,
niezwykłą karierę komunizmu i faszyzmu.
Wskazując na chaotyczny, irracjonalny, "bezrozumny"
charakter "ginącej ery", Braun sądził też, iż ucieczka
od rozumu to przede wszystkim efekt ucieczki od człowieka
pełnego, człowieka osoby, którego współczesna cywilizacja materialistyczna,
głosami swych ideologów z prawa i z lewa, zdegradowała do roli zautomatyzowanego
homo economicus albo zdehumanizowanego
robota.
Braun dostrzegał szansę na odwrócenie obłąkanego pędu
współczesnej cywilizacji ku zagładzie w rechrystianizacji Europy.
Kryzys mógł zdaniem Brauna zostać przezwyciężony tylko poprzez n
a w r ó c e n i e s i ę współczesnej
cywilizacji, wskazanie jej właściwego, czytaj: duchowego, absolutnego,
uniwersalnego celu, czyli takiej wizji kultury, w której "[....]
wartością najwyższą będzie nie używanie bogactw, ani wygoda i estetyzm,
ani nawet , jak w kulturze komunistycznego
produkcjonizmu, lecz twórcza aktywność w budowie nowego świata i
życia pełnią władz duchowych." Aby tak się stało należało oprzeć
się na chrześcijaństwie, rozszerzyć etykę chrześcijańską na całą
dziedzinę życia zbiorowego, słowem dążyć do "humanizmu chrześcijańskiego",
wychodzącego z założenia, iż "Idea Kościoła Bożego może być
realizowana stopniowo już tu na ziemi przez budowę ładu społeczno-politycznego,
będącego chrystianizmem urzeczywistnionym w organizacji życia zbiorowego."
Warunkiem zasadniczym realizacji owej wizji cywilizacyjnej
była zdaniem Brauna wypracowanie "nowej" filozofii chrześcijańskiej,
takiej, która umiałaby pojednać dramatyczną i tak zabójczą dla współczesnej
cywilizacji antynomię techniki i metafizyki, nauki i religii, rozumu
i wiary. Apelując o ufilozoficznienie, czytaj: intelektualizację
chrześcijaństwa, Braun zwracał uwagę swoich współczesnych ku mesjanizmowi
polskich romantyków, zwłaszcza ku dziełom Józefa Marii Hoene-Wrońskiego.
Szczególne położenie Polski w centrum geograficznym
Europy w punkcie krzyżowania się dwu przeciwstawnych sobie światów
ideowych, brak idei na Zachodzie i Wschodzie, wreszcie fakt, że
Polska "[...] posiada niezrealizowane dotąd koncepcje historyczne
i idee, które dawniej przedwczesne, [a które] stają się aktualne
w dobie współczesnej. Bo ludzkość i Bóg - to były zawsze piony orientacyjne
jej filozofii i jej sztuki.", wszystko to kazało Braunowi pisać
o szczególnej misji Polski w XX-wiecznej Europie. "Bóg - powtarzał
Braun za Słowackim - chce Polski: aby czyniła Wysokość między Wysokościami,
do której dążą w ideałach inne narody." Jak to uczynić? "Trzeba
przestawić całkiem zwrotnicę - odpowiadał Braun - Zbawi świat ten
naród i państwo, które pierwsze odważą się, pośród rozpanoszonego
laicyzmu i wyschnięcia wiary nawet w Kościele katolickim uznać de
iure Boga [...]. Polska pierwsza zbuduje ustrój oparty na uznaniu
Boga. Bo tylko w Polsce chrystianizm nie jest martwą literą dla
wielkiej liczby ludzi." Taka Polska stanie się ośrodkiem imperium,
unii, jaką stworzy z narodami zamieszkującymi obszar między Bałtykiem,
Adriatykiem i Morzem Czarnym. Taka Polska przyniesie odrodzenie
światu... Bliski tu był Braun myśleniu Konińskiego.
Warto podkreślić, że na przemyśleniach autora Kultury jutra zaważyły jego osobiste doświadczenia,
te wynikłe z obserwacji tego, co działo się w międzywojennej Polsce
i Europie, ale też chyba z zetknięcia się z wojną roku 1920 r.,
z którego Braun wyniósł nie tylko bolesną wiedzę, czym jest bolszewizm,
ale też czym może być współczesna wojna i czemu może służyć nowoczesna
technika. To doświadczenie tłumaczy też chyba po części pacyfizm
Brauna, który expressis verbis manifestował się w jego
młodzieńczych wierszach, ale który odnajdziemy i w jego późniejszych
inicjatywach, tak politycznych, jak filozoficznych, inicjatywach
nawołujących do pogodzenia zabójczych antynomii nowoczesnej cywilizacji,
które pchały współczesnych do najdzikszych mordów.
Echa tych koncepcji znajdziemy w poezji Brauna, w
jego dramatach i prozie. Poetycką wizję "ginącej ery"
dał np. w wierszu Do Europy z tomu Oceaniada (1922)
Zgrzybiały
ląd Europy, to drgające próchno
trzęsione
starczą febrą, kaszlące krwią czarną,
niech Ocean
zaleje, cyklony niech zdmuchną
i do smoczych
wnętrzności rekiny zagarną.
W tym tunelu
bezeceństw, w tej studni zalewu
gdzie robactwo
termitów nerwowo się kręci,
czarna larwa
zgnilizny trucizną wyziewu
wszystkie
krzyki sumienia wyżera z pamięci.
[...]
Drżyj Europo!!!
Już idzie
zagłada hucząca!
Mur spieniony
się toczy jak tajfun daleki!
Z kolei w zapomnianej powieści Cień Parakleta (1932) ukazał na przykładzie losów głównego bohatera,
Wiktora, ucznia gimnazjum, potem studenta i poety, wreszcie filozofa,
dojrzewanie swoich rówieśników na tle wydarzeń poprzedzających zamach
majowy 1926 i pierwszych lat rządów sanacji. Wiktor ewoluuje od
komunizmu, przez zabarwiony mistycznie katolicyzm, do - jak pisze
Brodzka - "apologii zupełnej samowystarczalności każdej indywidualnej
jaźni, która mając klucz do prawdy absolutnej - w systemie mesjanistycznym
- powinna tylko realizować jego program, co w rezultacie przyniesie
odrodzenie ludzkości."
W przemyśleniach bohatera Cienia Parakleta, w jego rozmowach z rówieśnikami powraca motyw "męki
pokolenia rozpiętego na krzyżu dwu sprzecznych idei". Jeden
z bohaterów powieści powie: "jesteśmy ohydnym pokoleniem, zgangrenowanym,
zdrewniałym do szpiku kości. Wstyd mi gdy patrzę na te obchody narodowe,
na chorągiewki trzeciomajowe. Tfu! trzeba nie mieć czoła, żeby urządzać
poranki na cześć powstańców z 31 i 63-go roku, nie mając nic, co
byśmy mogli im przeciwstawić."
Równocześnie współczesna Polska jawi się w powieści
Brauna jako kraj pogrążony w marazmie, pozbawiony idei. Piotr, jeden
z bohaterów utworu Brauna, mówi: "Oczyścić stęchłe powietrze.
Wskazać kierunek idei. Poruszyć społeczeństwo o zmurszałych móżdżkach,
którym nie chce się myśleć nad niczym, absolutnie nad niczym, nawet
nad własnym losem." Zgadza się z nim Wiktor: "Nie mamy
idei! [...] Jeżeli jest marazm, to dlatego, że żaden motor nie porusza
serc, ani mózgów. Idea wyzwolenia straciła aktualność, jesteśmy
przecież wolni."
Receptą na to nie jest rewolucja bolszewicka. Początkowa
fascynacja komunizmem ustępuje odrazie. Piotr podkreśla:
Przeklinam ład, który wyrasta z takiej rzezi. Lepiej,
żeby nie było tego jutra.[...] ja socjalizm traktuję jako wielki
ruch dziejowy, rozsadzający ramy nawet takich schematów choćby nie
wiem jak dobrze opracowanych. Socjalizm jako pochód świata pracy.
I jako dobre prawa dla wszystkich. Sprawiedliwość, absolutna i pod
każdym względem. Ale bez rzeki krwi, bez skracania o głowę...
Na końcu Wiktor wierzy, iż:
Tylko w Polsce i przez
Polskę może się zacząć nowy okres w dziejach świata.[...] może jeszcze
raz Polska na straży absolutnych prawd,
którym zagraża skłębiony odmęt zagłady i które będą złotym kluczem
otwierającym bramę nowej Europy.
W tym przekonaniu, jak wspominałem, Braun będzie się
umacniać w latach 30.
Program Brauna zakładał, że odrodzenie Polsce przyniesie
mesjanizm i swoisty personalizm. Podobnie jeśli chodzi o personalizm
myślał S t e f a n K o ł a c z k o w s k i (1887-1940), profesor
Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitny historyk literatury, krytyk
literackiego, a w latach 30. publicysta, gwałtownie krytykujący
rząd. Kołaczkowski czynił to przede wszystkim na łamach redagowanego
przez siebie w latach 1934-38 kwartalnika "Marchołt".
Kołaczkowski bardzo pesymistycznie oceniał sytuację,
w jakiej znalazła się wówczas II Rzeczpospolita. Pisał o kryzysie,
którego przyczyn szukał w degeneracji elit sanacyjnych oraz - przede
wszystkim - w rozwoju współczesnej cywilizacji, który, jak sądził,
zabija indywidualność, degraduje osobowość. Kołaczkowski twierdził,
iż:
Rozkład w kulturze europejskiej jest faktem, walą
się gruzy, a spod nich wydobywa się mnóstwo pędów, wśród których
nieraz trudno odróżnić przyszłe zboża od zabójczych chwastów. Nie
masz innej rzeczy, która by nadawała cel i sens ożywczym ruchom,
która by scalała i spajała prócz ideologii. Doświadczenia komunizmu
czy hitleryzmu wskazują, że mechanicznie narzucić można pod komendę
jakiś system na czas jakiś, ale nie może to dać budowy trwałej [...].
Pisał też o przeroście intelektualizmu, a dalej kulcie
techniki, materializmie, utylitaryzmie, formalizmie, scjentyzmie
współczesnej kultury i będącym tego skutkiem zaniku duchowości i
ucieczki od wartości. Pisał, że "Wartość wewnętrzna, wartość
moralna stały się czymś drugorzędnym wobec zdolności do czegoś.
Wartość człowieka utożsamiano ekskluzywnie ze sprawnością techniczną,
pożytkiem, talentem",
i dodawał:
"[...] kult nauki i jednostronny intelektualizm w naszym wychowaniu
przyczynił się i przyczynia do niechęci względem wartościowania,
lub do nieśmiałości i nieporadności w tej dziedzinie. Stąd zobojętnienie
na świat wartości i uchylanie się od ocen występujące pod różnymi
maskami, a najczęściej w formie obłudnie pojmowanego obiektywizmu.
Analogiczne były jego zdaniem skutki działania współczesnego
państwa. Ostrzegał, że:
Niwelacja osobowości pod presją
ciężkich warunków gospodarczych, mechanizacji pracy, biurokratyzmu,
przymusu państwowego, zubożenia życia duchowego i umysłowego stanowi
grunt podatny dla wszelkiej presji z zewnątrz.
Krytykował wreszcie kształt polskiej demokracji:
Demokratyzacja, której jesteśmy świadkami, odbywa się: 1) pod dominującym
wpływem snobizmu dla wszystkiego, co jest wytworem mieszczaństwa,
2) pod wpływem datującym się czasów jednostronnego pojmowania kultury
jako przyswajania wiedzy i sprawności technicznej bez troski o wykształcenie
w pełnym tego słowa znaczeniu; 3 )w czasach hegemonii bądź co bądź
materializmu; 4) głownie przy jedynej pomocy szkół, które pełnej
wychowawczej roli odgrywać nie mogą [...]; 5) w czasach, kiedy selekcja
[...] jest oparta na fałszywych lub niedostatecznych kryteriach
i w ogóle szwankuje; 6) a prawdziwa elita znowu wskutek tejże źle
zorganizowanej selekcji [...] jest upośledzona na korzyść pseudo-elity.
Uwagi Kołaczkowskiego dotyczył w dużym
stopniu II RP. Krytykował to, iż wszystkie kluczowe stanowiska w
życiu społecznym i kulturalnym zostały owładnięte przez ludzi obozu
sanacyjnego i że tym samym nastąpiła degeneracja elit rządzących
Polską. Demaskował ciasnotę umysłową, korupcję, klikę, niewspółmierne
zarobki elit, atmosferę zastoju w państwie, biurokrację, snobizm
i doktrynerstwo, "niedorozwój osobowości", zanik życia
duchowego, skarlenie osobowości wynikające z ustroju i jednostronnego
wychowania, rozrost polityki, symplicyzm administracyjny, złą selekcję
elit, rząd oparty na strukturze mafii i sitwy, werbalizm, centralizację
państwa, rozrost roli Warszawy, myślenie mafijne i praktyki tromtadrackie. Widział w tym wszystkim ,,objaw dekadencji i
rozkładu wśród inteligencji". "Nie ma porywającej idei
bez człowieka, bez wielkiego charakteru", alarmował i dodawał:
Kryzys naszej kultury wymaga samodzielnego
myślenia i wartościowania, przenikliwego i bystrego orientowania
się w chaosie. Potrzeba ciągłej, samodzielnej selekcji między odpadkami
starych form a zaczynami twórczymi. Przeszkodą największą w wydobyciu
się z tego chaosu jest brak inicjatywy, schematyzacja, bezpłodne,
odwodzące od najpilniejszych zadań szkolarstwo, ubóstwianie techniki
i formalizmu.
Krytykując "kostniejącą i zdekadenciałą elitę",
Kołaczkowski pisał zarazem o potrzebie "uziemienia elit".
Obok jednak akcentów krytycznych w publicystykę Kołaczkowskiego
wpisany był bowiem bardzo wyraźny program naprawy Rzeczypospolitej.
Swego rodzaju programem był już sam tytuł "Marchołta",
kwartalnika redagowanego przez Kołaczkowskiego. Wyjaśniając ten
tytuł pisał on:
Pragnąc wzmagać odporne siły osobowości w walce z
przytłaczającą ją mechanizacją, hegemonią intelektualizmu, paczeniem
instynktów w ciasnocie życia mieszczańskiego i niewolniczym poddawaniu
się naśladownictwu, obraliśmy za symbol taki "wizerunek człowieka",
który wyobraża pełnię człowieczeństwa.
Marchołt Kasprowicza ze wszystkich
mitów człowieka jest pod tym względem najbardziej ludzki i najdoskonalszy,
że oba żywioły, ziemi i nieba, sprzągł w sobie w jednako potężnej
mierze. Z ziemi rodem jest Marchołt, walczący o triumf ducha i wie,
że tu na ziemi rękojmią dobra, obroną świętości musi być także i
siłą - dlatego tak gardzi chwiejnością.
Kołaczkowski sądził bowiem, iż Polskę
ocali zwrot ku pełnemu człowiekowi, a więc - personalizm. Motywacja
tego personalizmu była podwójna - z jednej strony był on przeciwstawieniem
się , cząstkowej i pozytywistycznej wiedzy
o człowieku, z drugiej - opozycją wobec totalizmu podporządkowującego
jednostkę państwu. Skutkiem miało być stworzenie kultury, która
przeniesie "punkt ciężkości ku wewnątrz, ku osobowości człowieka,
pojmuje ją immanentnie
jako żywą treść, jako zdolność osobowego w niej udziału."
W interesie państwa być powinno, aby wydobywać ze
wszystkich warstw społecznych inteligencję, a więc - w rozumieniu
Kołaczkowskiego - ludzi o ukształtowanej i kształtującej osobowości.
Jak bowiem pisał:
Inteligencji nie wyodrębnia faktycznie sposób zarabiania, tak samo jak
nie wyodrębnia jej ubiór, lecz zdolność do życia duchowego, do brania
bezinteresownego udziału w tworzeniu i rozumieniu wartości duchowych.
Tylko taka elita zdolna jest kierować narodem, tylko
ona może przezwyciężyć niebezpieczeństwo partyjnictwa, klikowości,
i tacy też tylko ludzie mogą mieć "wizję kultury narodu jako
całości organicznej".
Przekonany o degradującej człowieka roli miasta, krytyczny
wobec mieszczaństwa i burżuazji, Kołaczkowski wiele nadziei wiązał
z ludem. Jego "nacjonalizm ludowy", wywodzący się od Jana
Ludwika Popławskiego, brał się z przekonania, że tam kultura oparta
"[...] na bezpośrednim wyczuciu wartości", "wyrastającej
z własnego podłoża wobec megalomanii kultury ze stemplem, międzynarodową
maską."
Stąd brała się szczególna Kołaczkowskiego troska o
reformę wychowania uniwersyteckiego oraz o tworzenie uniwersytetów
ludowych. Stąd też jego przekonanie o potrzebie odwojowania słowa
"nacjonalizm". Pisał:
Wśród ludzi zaliczających się do nowoczesnych [...]
niesmak albo wręcz podejrzenie o pokątne ku
partii ND budzi posługiwanie się słowem narodowy i narodowość. Najchętniej
używa się słowa łącząc go z imperializmem, nietolerancją.[...]
Przez wstydliwość też uznaje dotąd wielu pisarzy i literatów sam
pomysł za rodzaj wymysłu,
zagrażającego myśli nowoczesnej. [...] czynią to z pogwałceniem
oczywistych prawd - jak gdyby sam postulat kultury narodowej nie
był najskuteczniejszym środkiem przeniesienia punktu ciężkości,
celu dążeń w te sfery, gdzie uduchawiają się uczucia narodowe [...].
I dodawał:
czemuż wciąż przedstawiać fałszywie dążenia do pielęgnowania swej narodowości
jako szowinizm, imperializm, utożsamiać z krzykactwem, megalomanią,
z ekskulzywizmem czy endectwem?"[...] Prawdy przemilczane się
mszczą - mówił Nietzsche. Jeśli się nie chce pobudzać i wywoływać
histerii nacjonalistycznej w stylu Hitlera, nie trzeba dławić instynktów!
Jak widać Kołaczkowski był krytyczny wobec endecji.
Równocześnie dzielił z nią przekonanie o potrzebie emigracji Żydów
z Polski. Twierdził, że:
Tylko niepodległe państwo żydowskie jest honorowym
rozwiązaniem kolizji dla nich i dla nas. I ten cel musi być jasno
postawiony zarówno na forum międzynarodowym jak i w naszym programie
i na nim oprzeć można dopiero wszystko.[...] Nie represjami zażegna
się te sprawy - tylko odwagą, szczerością - wielkim programem.
W latach 30. do głosu dochodzi też nowe pokolenie
pisarzy krakowskich. Jednym z nich był K
a z i m i e r z W y ka (1911-1975),
uczeń Kołaczkowskiego, który w swej eseistyce także postulował swego
rodzaju personalistyczną rewolucję. Tak jak to było w przypadku
jego mistrza i Wykę niepokoiła go wreszcie ucieczka człowieka współczesnego
od swego "ja" pod skrzydła zbiorowości, zwłaszcza państwa.
Pesymistycznie prognozował:
[...] przekonany jestem, że idą czasy wielkiego skrępowania
i ograniczenia człowieka, że idą czasy, w których myśl indywidualna
i swobodna będzie zbytkiem niedozwolonym, a prawem będzie nagięcie
się, przystosowanie do narzuconej wszystkim idei. (Przemówienie
programowe)
Powoływał się głównie na swoich francuskich
rówieśników (głośny szkic o Prądach
duchowych wśród młodzieży francuskiej drukowany w 1932 roku
na łamach "Marchołta"), takich jak Daniel-Rops, Maulnier,
Aron, Mounier. Wyka bardzo pesymistycznie pisał o perspektywach
swych rówieśników w II RP. Mowa tu o tzw. pokoleniu roku 1910, które
dojrzewało intelektualnie w Polsce międzywojennej, bardzo często
będąc jej surowym oskarżycielem. Przypomnijmy: Miłosz, Andrzejewski,
Wasiutyński, Mosdorf, Zagórski, Bobkowski, bracia Bocheńscy, Giedroyc,
Łobodowski, Fryde, Miciński... W eseju Perspektywy młodości Wyka pisał m.in.:
Wkracza z wolna w życie dziwne pokolenie. Zbyt młode,
by brało udział we wszystkim, co stworzyło obecny porządek rzeczy.
Zbyt młode, by mieć mogło świadomość dumną, że z prężności jego
siły i myśli narodziła się i umacnia współczesność polska. Dziećmi
przechodziło wojnę, jeśli ją pamięta, to z odjazdów ojców, z przymusowych
ewakuacji, z melasy wojennej, z biednych choinek, z kawałkami buraka
miast cukierków. Przez mgłę zna ,
o ile w dziecięcy świat wdarł się ona w jakiś sposób. Dorastało
wśród szybkiego zgiełku budującej się młodej państwowości, pierwsze
pokolenie, powiecie - szczęśliwe.
[...] Narastało w oczach naszych i narasta państwo,
coraz bardziej wchodzi w konkretność i w wielką sztukę kompromisu
życiowego i oportunizmu. lecz jednocześnie dokonuje się rzecz, której
nie dostrzegają ludzie zajęci budową, lecz co widzą ci, którzy w
budowie ciągle jeszcze przyglądają się tylko. Dokonuje się wielka
likwidacja ideałów.
Wyka marazm panujący jego zdaniem w II RP zderzał z dynamizmem
rosyjskim i niemieckim, wskazywał, że jego pokolenie stało się główną
ofiarą bezrobocia ("Uczono i uczy się, że człowiek żyje, by
pracował.[...] Czyż była jednak epoka, ażeby praca byłą równie niepotrzebna
i nieważna?"), równocześnie swym rówieśnikom surowo wytykał
brak śmiałości, odwagi cywilnej, oportunizm, przeciętność, zrywanie
intelektualnych więzi z Zachodem, zwłaszcza z Francją.
Także Ksawery
Pruszyński był sugestywnym wyrazicielem duchowych niepokojów
owej generacji, aspirującym do roli jej mentora, przewodnika, czasem
sędziego. Pisał:
Sami z obecnego pokolenia pochodząc mamy o jego wartości,
niestety, dość pesymistyczne pojęcie. Jest w nim wielu oportunistów
i wielu demagogów, i wielu karierowiczów, l i t e r a t ów gotowych sprzedawać swój pozerski radykalizm
[...]. Czy to widziane przez pryzmat Wspólnego
pokoju Uniłowskiego, czy to widziane przez procesy ONR-u, pokolenie
to wspaniałym nie jest. Wyrosło z powojny, w społeczeństwie biednym,
bez możności znalezienia zajęcia, bez wielkich charakterów, bez
wielkiej idei, z minimum sumiennej, własnej pracy poznawczej.
Najlepszy może opis sytuacji swojego pokolenia dał
Pruszyński w reportażu Mój
kolega gra na banjo, w którym opisał swoje spotkanie na krakowskiej
ulicy wiosną 1935 roku z trzema ulicznymi orkiestrami:
[...] we wszystkich trzech poznałem akademików, dawnych krakowskich kolegów.
W mieście najstarszego uniwersytetu w Polsce chodzi rozśpiewanych
pięć takich orkiestr. Są to orkiestry magistrów i dyplomantów. Grają
w nich pospolite akademickie, miłe wałkonie. Gra w nich student,
którego prace na seminarium profesora Kutrzeby, jednego z najbardziej
wymagających naukowców, zyskiwały najwyższe pochwały. Ten chłopak,
będąc na uniwersytecie, napisał dwie rozprawy, z których każda mogłaby
być doktorską. Doktorem nie jest, bo to kosztuje czterysta złotych.[...]
Mój kolega chodzi po ulicy i gra na banjo.
Najważniejsza i chyba najciekawsze przygoda z Krakowem
rozpoczęła się dla Pruszyńskiego w roku 1927, kiedy po ukończeniu
gimnazjum jezuickiego w Chyrowie, zaczął studiować prawo na Uniwersytecie
Jagiellońskim. W tym czasie zrodził się w nim nie tyle naukowiec,
ile polityk oraz publicysta, który - jak chce wielu historyków -
wprowadził publicystykę do literatury. Na Uniwersytecie Pruszyński
wstąpił do organizacji "Myśl Mocarstwowa", w której krakowskim
oddziale pełnił funkcje kierownicze. Drukował też swe pierwsze artykuły
w związanych z "Myślą" pismach: "Dniu Akademickim"
oraz "Civitas Academica". Za przedmiot studiów Pruszyński
wybrał niemieckie prawo średniowiecza i jego wykładowcę, Stanisława
Estreichera. W 1929 roku Pruszyński został zastępcą asystenta u
Estreichera. To Estreicher umieścił Pruszyńskiego w redakcji krakowskiego
"Czasu", gdzie ten ostatni został korektorem, wkrótce
autorem przeglądów prasy zagranicznej, by wreszcie w 1930 roku zadebiutować
cyklem reportaży z Węgier, dwa lata później zaś opublikować - zapowiadane
przez samego Estreichera - prorocze reportaże z Gdańska, które miały
się złożyć na debiutancką książkę Pruszyńskiego Sarajewo
1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193?.
Trzeba pamiętać, że Estreicher należał do czołowych
postaci, aczkolwiek nieortodoksyjnie, krakowskiego konserwatyzmu,
tzw. neostańczyków, kontynuujących myśl polityczną stańczyków. O
wpływie i samego Estreichera i stańczyków na młodego Pruszyńskiego
mówią zgodnie wszyscy badacze, różniąc się oceną jak długo i jak
głęboko ów wpływ sięgał. Historycy do dziś spierają się, czy - jak
chcieli Łojek i Mackiewicz, a do pewnego stopnia Roszko- dzięki
Estreicherowi, synowi stańczyków "cały kapitał poglądów stańczyków
został Pruszyńskiemu wpojony metodycznie na całe życie i pisarz
stał się ich duchowym wnukiem", czy też, jak chcieli inni,
kierowany "czujnym i postępowym empiryzmem" (Wyka) ewoluował
w stronę lewicy.
Tym niemniej do stale powtarzanych w latach 30. tez
Pruszyńskiego należało przekonanie, iż Polska należy do Zachodu,
stąd wszelkimi siłami musi bronić się przed groźbą wchłonięcia przez
wschód, czyli Rosję. Broniąc "Wiadomości Literackich"
przed krytyką Bocheńskiego zauważał:
Ze stanowiska katolickiego uważałbym nawet najbardziej
laicki Zachód za lepszy dla naszego kulturalnego świata magnes niż
Wschód. Każda kulturalnie wielka epoka w historii naszego kraju
to była epoka silniejszego ciążenia ku Zachodowi. Na odwrót, każda
epoka, gdyśmy wchodzili w orbitę kulturalną wschodniej cywilizacji,
odbijała się na naszym kraju i jego postępie cywilizacyjnym najfatalniej.
(W obronie "Wiadomości
Literackich", "Bunt Młodych",1934)
Przyjmował więc Pruszyński zasadnicze tezy krakowskich
konserwatystów, że przyczyną upadku Rzeczypospolitej była wewnętrzna
anarchia, brak silnej władzy, zaś najbardziej odrażającym dowodem
były czasy saskie. Epoce saskiej przeciwstawiał wizję Polski jagiellońskiej,
Polski mocarstwowej i imperialnej. Składając zaś hołd Bobrzyńskiemu
w "Słowie" Mackiewicza pisał o autorze Zarysu...:
"Na miejsce tez Lelewela, że Polska była oazą
wolności i dlatego zmieciona została, na miejsce romantycznej apoteozy
kontynuującej tak wspaniale samochwalstwo szlachty polskiej, postawiono
prawdę. Lelewel, patriarcha lewicy polskiej, pisał: Polska upadła,
bo była wzorem wolności. Odpowiedziano: Polska upadła, bo była krajem
upadku i anarchii. Polskę podnieść może tylko uleczenie społeczeństwa
z wad, tylko ustrój silnej władzy. To nie było takie proste mówić
wtedy: ‘silna władza’. Dziś silna władza to Piłsudski. Wtedy silna
władza to był Metternich - Dziś silna władza to Stalin, Mussolini,
Hitler, pułkownik La Rocque, to siły naprzód idące."
Tłumaczyło to podziw Pruszyńskiego dla marszałka Piłsudskiego.
W reportażu ze spotkania z Marszałkiem W Belwederze pisał:
My młodzież akademicka, my "mocarstwowocy",
gotowi na każde wezwanie, potrzebę, rozkaz. Że pójdziemy, gdzie
nas poprowadzisz i gdzie nam każesz, czynem stwierdzimy naszą miłość,
panie Marszałku.
Pruszyński widział też w Piłsudskim kogoś, kto ocalił
Polskę przed komunistycznym Wschodem:
Być może na 5 minut przed dwunastą przybył wówczas do Warszawy ten człowiek,
który jeden jedyny był w stanie osadzić w miejscu powolne nasze
staczanie się w ów, który z Rosją pochłonął i Ukrainę i Białoruś
i Gruzję.[...] powrót Piłsudskiego faktem, na którym się zatrzymała
u nas ofensywa komunistyczna [...].
Tym niemniej po śmierci Piłsudskiego krytykował ewolucję
sanacji w kierunku totalistycznym. W artykule System Piłsudskiego bez Piłsudskiego wskazywał, że "Polska ma
jeszcze trzecią drogę do wyboru, drogę uciążliwą, niełatwą, nie
pozbawioną ryzyka. Powrotu do umiarkowanej demokracji."
Pruszyński wspierał program "Myśli Mocarstwowej".
W jego myśl zadaniem polityków winno być przekształcenie Polski
w mocarstwo. Drogą ku temu blok z państwami bałtyckimi i Rumunią,
zerwanie z nacjonalizmem w stosunkach wewnątrzpaństwowych, wciągnięcie
Ukraińców oraz Białorusinów do współpracy, solidarystyczna przebudowa
gospodarcza. Stałym motywem w jego publicystyce było poparcie dla
polityki porozumienia polsko-ukraińskiego. Pisząc o zamordowanym
przez ukraińskich nacjonalistów Hołówce zauważał:
Próbował i szukał dróg do zgody polsko-ukraińskiej. Dla niego - jak dla
Sienkiewcza - była to zawsze walka pobratymcza, fenomen powtarzający
się co parę wieków krwawym zarzewiem hajdamaczyzny i gasnący za
każdym razem, przynosząc szkody nam - Polsce i Ukrainie, korzyść
im - Berlinowi i Moskwie. Obecnie znowu, jak za czasów Jaremy, "nienawiść
wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą". Na wprost siebie
stanęły d w a f r o n ty.
nacjonaliści obu narodów - u bardziej prymitywnego, rzecz jasna,
bardziej jaskrawy - uformowali kordon nienawiści rozgraniczający,
nie dający wiedzieć nawet
o sobie dwom narodom" (50)
Osobno Pruszyński traktował sprawę żydowską. Komentując
fakt, że wśród sądzonych za komunizm przeważają Żydzi pisał:
Na ławach procesów komunistycznych zasiadają dwa typy Żydów. Zasiadają
nędzarze z getta. [...] Zasiadają synkowie bogaczy. Jest tylko pozorny
kontrast między tymi dwoma typami ludzi. Są tylko pozorne różnice.
naprawdę są to ludzie, którzy wspólną drogą doszli do komunizmu.
Są to dwie warstwy wyrzucone poza obręb getta. jednych wyrzuciła
nędza, siła wyrzucającą drugich było bogactwo.
Konstatując klęskę asymilacji, Pruszyński sądził,
że jedynym rozwiązaniem sprawy żydowskiej jest syjonizm, a dalej
stworzenie państwa Izrael i emigracja doń polskich Żydów. Dlatego
też krytykował antysemityzm endecki, który jego zdaniem radykalizował
Żydów i pchał ich w stronę komunizmu (Przytyk
i stragan). Krytykował też narodowością politykę sanacji na
Kresach, niepokoił go nacjonalistyczny radykalizm młodzieży i proletariatu
(Żółci ludzie z Łodzi, Ślubowanie).
Obawiał się komunizowania inteligencji polskiej, które - jak oceniał
- dokonywało się pod szyldem sanacji. Równie zdecydowanie zwalczał
pisarzy (w tym wspomnianego już Czuchnowskiego i Kruczkowskiego)
za ich prokomunistyczne sympatie, których kulminacją był udział
w inspirowanym przez komunistów Kongresie Pracowników Kultury we
Lwowie w roku 1936. Pruszyński obawiał się "hiszpanizacji"
Polski i zwycięstwa komunistów.
Polska - pisał - jest tym krajem, który - w razie światowego przewrotu
bolszewickiego - wyszedłby [...] najgorzej [...]. Komunista polski
wie, że plany III Międzynarodówki przewidują okrojenie przyszłej
Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej o niemal połowę terytorium
i o Wilno, i o Polesie i o Wołyń, i o Małopolskę Wschodnią i o Pomorze
i o Śląsk." [92]
Dlatego choć początkowo ostrzegał Polaków przed polityką
Niemiec, poparł Hitlera w 1933 roku. Jego dojście do władzy interpretował
w kategoriach starcia komunistów z antykomunistami i dodawał:
Im dłużej ta walka trwa, tym dla nas lepiej, ale jej
finału możemy sobie życzyć tylko jednego: zwycięstwa Adolfa Hitlera.
Może dodamy: pyrrusowego zwycięstwa. Republika Rad w Berlinie oznacza
tylko jedno: Finis Poloniae. [105]
Potem wspierał politykę porozumienia z III Rzeszą.
Pisał w artykule Inaczej niż
90 procent prasy polskiej:
[...] zwycięstwo Hitlera w Niemczech, jego dojście do władzy [...] uważamy
z punktu widzenia Polski za fakt pomyślny.
Oczywiście wydarzenia kolejnych lat kazały mu zmienić
to przekonanie.
Totalizm niemiecki nie pociągał pisarzy krakowski
- tu byli zgodni. Inna rzecz była z rosyjskim - ten fascynował komunistów.
Warto w tym kontekście wspomnieć o komedii Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
Baba dziwo (1938, wystawiona 1939), będącej
dość nietypowym w jej zasadniczo apolitycznej twórczości pamfletem
na totalizm w wydaniu nacjonalistycznym i w tym sensie odnoszącym
się do niemieckich czy włoskich faszyzmów, ale i rosyjskiego bolszewizmu.
Akcja dramatu Pawlikowskiej toczy się jednak w stolicy fantastycznego
kraju europejskiego, Prawii, na czele którego stoi Valida, kobieta-dyktator,
terroryzująca społeczeństwo, a zwłaszcza kobiety nakazem zwiększonej
reprodukcji w imię narodowej potęgi i w imię tego celu kontrolującej
życie prywatne obywateli. W groteskowej, okrutnej Validzie i jej
totalistycznych zapędach Pawlikowska odkrywa, jakby za pomocą Freuda,
kompleks niższości, a przy okazji ośmiesza totalistyczną frazeologię,
demaskuje oportunistyczne mechanizmy stojące u źródeł dyktatury.
Podsumowanie:
1. Kraków literacki był Krakowem opozycyjnym, antysanacyjnym.
Przeważała w nim pesymistyczna ocena sytuacji II RP, często na tle
katastroficznie widzianej sytuacji współczesnej Europy czy nawet
świata. Obóz lewicy, rewolucyjny, nierzadko prosowiecki, pokładał
nadzieje w rewolucji i komunizmie. Pisarze bliscy prawicy konserwatywnej,
mimo swej opozycyjności byli antyrewolucyjni, pokładający nadzieje
na zmianę sytuacji w rewolucji duchowej, rewolucji oznaczającej
realizację wartości chrześcijańskich w życiu społecznym i politycznym,
czy humanistycznych, jak chcieli personaliści tacy jak Kołaczkowski
czy Wyka. Łączył za to literacki Kraków antynacjonalizm, a raczej
niechęć wobec endecji. Rostworowski, Koniński, w pewnym stopniu
Braun, potem Doboszyński czy Bielatowicz, byli tu wyjątkami.
2. Omawiane tu poglądy miały swe rozmaite konsekwencje.
Wanda Wasilewska i Leon Kruczkowski stali się podporami rządów komunistycznych
w Polsce po 1945 roku. Stefan Kołaczkowski został aresztowany w
1939 przez hitlerowców. Zesłany do obozu koncentracyjnego, zmarł
wkrótce po uwolnieniu w 1940 roku. Jerzy Braun redagował opozycyjny
wobec władz PRL "Tygodnik Warszawski". Aresztowany w 1948
roku, spędził w więzieniu 8 lat (stracił tam na skutek tortur oko).
W 1965 wyemigrował do Włoszech, gdzie zmarł w roku 1975.
Literatura
cytowana:
Literatura
polska 1918-1975. Tom I 1918-1932,
Warszawa 1975.
A. Zawada, Dwudziestolecie
literackie, Wrocław 1995.
T. Bielecki, Karol
Hubert Rostworowski. Zarys idei społeczno-politycznych, Warszawa
1938
Tadeusz Dworak, Karol
Hubert Rostworowski. Ludzie Narodowej Demokracji, Warszawa 1996.
J. Popiel, Wstęp
[do:] K.H. Rostworowski, Wybór
dramatów, Wrocław 1991.
B. Mamoń, Karol
Ludwik Koniński, Kraków 1970.
Kazimierz Wyka, Stara szuflada i inne szkice z lat 1932-1939,
Kraków 2000.
J. Braun, Kultura
jutra, czyli Nowe Oświecenie, Warszawa 2001.
Obraz literatury
polskiej. Literayura polska w okresie międzywojennym, t. III i IV, zespół redakcyjny I. Maciejewska, J.
Trznadel, M. Pokrasenowa, Kraków 1993.
J. Kurek, Śpiewy
o Rzeczypospolitej, Kraków 1932.
J. Kurek, Mój
Kraków, Kraków 1963.
W. P. Szymański, "Marchołt" i profesor [w:] tenże, Od metafory do heroizmu. Z dziejó czasopism literackich w dwudziestoleciu
międzywojennym, Kraków 1967.
J. Musiał, "Marchołt"
(1934-1938). Antologia tekstów, Kraków 2002.
Cyganeria
i polityka. Wspomnienia krakowskie 1919-1939, Warszawa 1964.
T. Kudliński, Starość
nie radość, Kraków 1992.
Cz. Miłosz, Wyprawa
w Dwudziestolecie, Kraków 1998.
B. Mamoń, Historia jednego listu, "Gazeta Wyborcza"
2-3.02.2002.
Autor
tekstu pracuje w Instytucie Polonistyki UJ. Artykuł powstał w ramach
programu Ośrodka Myśli Politycznej Krakowskie
tradycje intelektualne.
|