(W dziesięciolecie śmierci Mirosława Dzielskiego)
Pytanie o romantyzm
w wypadku Mirosława Dzielskiego może się wydawać zupełnie nie na
miejscu. Dzielski jest bowiem znany przede wszystkim
jako prekursor idei wolnorynkowych w Polsce, jako obrońca i propagator
liberalizmu gospodarczego już poczynając od połowy lat 70., jako
założyciel pierwszych zrzeszeń drobnych przedsiębiorców jeszcze
w okresie schyłkowego komunizmu. Inni identyfikują go jako opozycyjnego
ugodowca, który proponował komunistycznej władzy rozwiązanie w postaci
dalszego władania politycznego za cenę ustępstw w dziedzinie swobód
ekonomicznych. Dzielski jako liberał wpisuje się więc na pozór w
tradycję oświeceniową, a jako działacz - w pozytywistyczną. Gdzie
tu miejsce na romantyzm?
Romantyzm mniemany
i romantyzm rzetelny
A jednak wielu
zgodzi się na określenie Dzielskiego mianem "romantyka", choć mało
kto rzetelnie to miano zrozumie. Dzielski, w wiecznym pośpiechu
przemierzający ulice Krakowa - ale tylko po to, aby natknąwszy się
na wdzięcznego słuchacza podzielić się z nim nowymi pomysłami albo
starymi, lepiej oszlifowanymi, lub też wrażeniami z ostatnich lektur
- zdawał się być "romantykiem" czy "idealistą" w takim sensie, w
jakim potocznie acz nietrafnie określamy tymi słowami ludzi szczerze
oddanych ideom, przejętych nimi, żyjących nade wszystko w świecie
myśli, dla których świat otaczający ma znaczenie o tyle, o ile wyraźnie potwierdza ich teoretyczne rozstrzygnięcia lub - co pospolitsze
- brutalnie im zaprzecza. Zwłaszcza jeśli głoszone idee wydają się
szczególnie nieprzystające do świata codziennego doświadczenia, jeśli podejrzewamy, że są wyrazem marzeń raczej niż analiz - wówczas
pobłażliwe nazwanie ich orędownika "romantykiem" wydaje się kwalifikować
tak nazwanego do grona nieszkodliwych fantastów, znajdujących się
na przeciwnym biegunie wobec twardych i
trzeźwych "realistów".
Niemało bliższych
i dalszych znajomych tak właśnie traktowało Mirka Dzielskiego. W
czasach, kiedy powstawał KOR i napięcie polityczne w kraju osiągało
wysoki pułap - on rozważał naturę wiary Sokratesa; kiedy w niepokoju
i nadziei oczekiwano pierwszej wizyty Papieża w Polsce - on tłumaczył,
kim są liberałowie i po co komunistom potrzebne są parki narodowe;
kiedy Solidarność zwierała szeregi w skutek konfrontacji roku 80.
i w kraju narastały rewolucyjne emocje - on pisał dla Komisji Robotniczej
Hutników program inicjatyw spółdzielczych; kiedy w kręgach podziemnej
Solidarności dyskutowano o możliwościach strajku powszechnego -
on formułował ideę Towarzystw Przemysłowych. Zdaniem krytyków -
szkodził, bowiem nie żądał demokratyzacji systemu a domagał się
niemożliwych i nie wiadomo komu (poza Kisielem) potrzebnych swobód
gospodarczych. Inni widzieli w nim niewinnego miłośnika nierealnych
i w jakimś sensie niepoważnych idei wolnorynkowych. Ludzie siedzą
w więzieniach, ukrywają się, demonstrują, a on nam prawi o liberalizmie
i kapitalizmie, albo o duchowym odrodzeniu. W kołach opozycyjnych
lat 80., myślenie i pisanie z punktu widzenia taktyki związku
Solidarność, mające na celu przede wszystkim osłabianie
władzy i pozbawianie jej wszelkiej legitymizacji było tak przeważające,
że jeśli cokolwiek innego w tych kręgach się rodziło, wydawało się
jeśli nie szkodnictwem to dziwactwem - ot, Dzielski, taki fantasta,
Donkiszot kapitalizmu, romantyk dla kupczyków czyli, jak wówczas
mówiono, "prywaciarzy".
Lecz przecież
nie o tak potocznie, płytko i fałszywie pojmowany "romantyzm" chcemy
pytać! Nie to jest interesujące. Poważne pytanie o romantyzm Dzielskiego
brzmi: czy jego myśl odnosiła się jakoś do wielkiej, "wysokiej"
romantycznej tradycji, do romantycznej metody? Czy z niej korzystała,
czy odrzucała ją, czy też po prostu ignorowała? Pytanie to jest ważne
w związku z dzisiejszymi dyskusjami o romantyzmie i jego znaczeniu
dla polskiej tożsamości, a także w związku z tezą o rzekomym ostatecznym
zaniku romantycznego wzorca towarzyszącym schyłkowi warstwy inteligenckiej.
Przede wszystkim istotne jest jednak dla zrozumienia samego Dzielskiego, miejsca, jakie zajął w dziejach idei w Polsce,
roli, jaką jego myśl odegrała i nadal będzie odgrywać.
Niewiele osób
- choć trzeba przyznać, że grono to systematycznie rosło - zadawało
sobie trud uważnego wysłuchania Dzielskiego, towarzyszenia jego
myśli spójnie rozwijającej się od głębokich
warstw metafizycznych, teoriopoznawczych, antropologicznych
i aksjologicznych do poziomu politycznego - w szerokim sensie tego
słowa. Ci, którzy to uczynili, znaleźli się zwykle pod wpływem tej
myśli i ośmielę się powiedzieć - od razu stawiając tezę - że dla
ich ucha romantyczne wątki idei Dzielskiego miały swój szczególny
urok, nawet jeśli nikt bodaj - z samym autorem na czele - nie zwrócił
na ich romantyczny charakter uwagi. Sam Dzielski bowiem - jeśli
odnosił się wprost do romantyzmu - to krytycznie; utożsamiał go
z niedobrymi pozostałościami kultury szlacheckiej, z polską skłonnością
do nierozumnej irredenty i z niewłaściwie jego zdaniem skierowanymi
dążnościami niepodległościowymi. Tę krytykę wypowiadał w swoich
szkicach futurologiczno-geopolitycznych, dziś mających już (miejmy
nadzieję) znaczenie czysto historyczne, bowiem kilkanaście lat dzielących
nas od ich powstania dokonało szczęśliwej dla nas falsyfikacji stawianych
tam hipotez co do biegu przyszłych wydarzeń w ówczesnym ZSSR.
Gdzież tedy szukać
romantycznych wątków u Dzielskiego? I skąd się one biorą?
Odrodzenie
ducha, duchowa rewolucja
Najwłaściwszym
jak sądzę miejscem dla ich prześledzenia jest obszerny tekst, którego
sam tytuł daje wyraźny trop: "Odrodzenie ducha - budowa wolności".
Napisany w 1982 r., w okresie trwania stanu wojennego, jest może
najważniejszym podsumowaniem dotychczasowej drogi ideowej Dzielskiego,
którą późniejsze jego pisma konkretyzowały i uzupełniały (w szczególności
o wątek pracy), i która biegła dalej wedle wyznaczonego wcześniej
kierunku.
Już sam tytuł
tego rozważania filozoficzno-politycznego
mógłby pochodzić od romantycznego jakiego autora, zgodnie z powszechną
zasadą romantyczną, że to tylko w rzeczywistości twórczo i trwale
ujawnić się może, co posiada duchowe zakorzenienie, co uprzednio
poprzez "pracę ducha" zostało przerobione i przygotowane. Poprzez odrodzenie
ducha - zwane także przez Dzielskiego "duchową rewolucją" rozumie
on odrodzenie religijne: "na naszych oczach odbywają się narodziny
nowej ery i nowej postaci chrześcijaństwa, które podobnie jak przed
tysiącleciami, w praktycznej pracy ducha odnajduje swój nadprzyrodzony
sens". Ta praktyczna praca ducha to działanie idące za głosem imperatywu
dobra i prawdy, a więc aktywność ufundowana na apelu sumienia i
na kumulacji doświadczenia etycznego, pozwalającego na rozwój jednostki
i na osiąganie coraz lepszego rozeznania i coraz pełniejszej wolności
"metafizycznej". Imperatyw prawdy natomiast każe nam zmierzać po
kolejnych stopniach poznania drogą nieustannego kwestionowania każdego
kolejnego obrazu świata i poszukiwania doskonalszego, zaś w rzeczywistości
życia zbiorowego wzywa nas, by ze szczególną energią odrzucić fałszywe
racjonalizacje ideologii i pokusy konstruktywizmu. Posłuszeństwo
imperatywowi prawdy pozwala tedy dokonać najbardziej podstawowego
i najistotniejszego w kontekście religii i ideologii rozróżnienia: na to, co jest przedmiotem wiedzy i co jest
przedmiotem wiary. Dzięki temu instynkt metafizyczny nie ulega ideologicznemu
zwichrowaniu i nie poszukuje fałszywego, ideologicznego zaspokojenia
w rzeczywistości materialnej. Dążenie do prawdy - ostatecznie nieuchwytnej,
bowiem po kantowsku ukrytej w rzeczy samej w sobie - jest więc wymogiem
etycznym i ma etyczny oraz religijny sens. "Są dwa rodzaje poznania
: pozorne, które nie niesie z sobą praktycznych konsekwencji i rzeczywiste,
które tak głęboko w duszę człowieka zapada, że nie jest on w stanie
żyć dłużej, nie wyciągając z tego poznania wniosków. Tylko ten drugi
rodzaj poznania jest poznaniem naprawdę, bo gwarantuje duchowy rozwój
człowieka poznającego" - powiada Dzielski.
Temat rewolucji
duchowej był wielkim tematem romantyzmu. Romantyzm, który zrodził
się w cieniu rewolucji francuskiej, żywił do niej wysoce ambiwalentny
stosunek, o czym dobrze wiemy z "Nie-Boskiej komedii". Widząc całe
zło rewolucji historycznej romantycy zapragnęli najpierw rewolucji
duchowej. Rewolucja duchowa, duchowa przemiana odbywa się w sercach
jednostek. Gustaw przemienia się w Konrada, Kordian z opanowanego egzystencjalną nudą młodzieńca
w rycerza sprawy narodowej, hrabia Henryk z poety w wodza itd. "Z perspektywy ducha nie ma zwycięzców
ani zwyciężonych - są jedynie przemienieni i nie przemienieni, chyba
że przez zwycięstwo rozumiałoby się zwycięstwo jednej części tego
samego ludzkiego serca nad inną" - pisze Dzielski. Czyż w tych słowach
nie wyraża się tęsknota i dążenie do Norwidowej "Polski przemienionych
kołodziejów" czy też do Słowackiego zjadaczy chleba przerobionych
w anioły?
Jednostki i
wspólnoty
Dokonując się w sercach pojedynczych ludzi rewolucja duchowa jest
zarazem dziełem wspólnot. Mogą nimi być zakony (Zmartwychwstańcy),
sekty (Koło Sprawy Bożej ), falanstery czy inne grupy wewnętrznego
doskonalenia, których romantyzm wydał wiele. Wspólnoty te stanowią
znaki, zapowiedzi przemiany powszechnej. Podobnie Dzielski: jak
prawdziwy romantyk postrzega w rzeczywistości ważne znaki, niejako
prorocze, mające charakter wspólnotowy lub kierujące swe przesłanie
do wspólnoty. Są to nade wszystko: list biskupów polskich do niemieckich zawierający
słowa wybaczenia i prośby o wybaczenie, ruch "Swiatło Życie", KOR,
Solidarność i wreszcie kierujące się do narodu nauczanie Jana Pawła
II. Dzielski fascynuje się także brytyjskim ruchem "Przezbrojenia
Moralnego" (Moral Re-Armament) łączącym cele polityczne z duchowym
doskonaleniem jego członków. Sam marzył o powołaniu "Ruchu Rycerzy
Prawdy", który nie miałby bynajmniej charakteru politycznego, nie
byłby wymierzony przeciw komukolwiek, starałby się jedynie realizować
w codziennym życiu sołżenicynowską zasadę nie uczestniczenia w kłamstwie.
"Nie można wyobrazić sobie potężniejszego ciosu w ideologię niż
sukces społeczny tego rodzaju ruchu. Byłby to cios potężny właśnie
dlatego, że nie byłby to cios przez polemikę, którą jak wiadomo
ideologia się syci. Byłby to cios, jaki wymierzyć można jedynie
realizując w życiu codziennym ideały chrześcijaństwa" - pisał. Rewolucja
duchowa jest więc dziełem wspólnotowym, rozwijającym się w czasie,
które ma na celu "uniepotrzebnienie" rewolucji materialnej, będącej
zawsze krwawym przewrotem o charakterze głęboko destrukcyjnym. "Aby
jednak taką krwawą rewolucję powstrzymać, musi Kościół wspomagać
stale i niezmordowanie chrześcijańską rewolucję ducha" - pisze Dzielski.
Kościół ma do
odegrania funkcje niezwykle ważną jako wspólnota i jako depozytariusz
religii, nie znaczy to jednak, że chrześcijaństwo i wiara ogranicza
się do Kościoła. Pojęcie "chrześcijanin" Dzielski rozumie zarazem
szeroko i wąsko. Chrześcijaninem bowiem jest każdy, kto w praktycznym
postępowaniu konsekwentnie dąży do prawdy i dobra, "każdy Polak,
niezależnie od tego, czy jest wierzącym katolikiem, judaistą, protestantem, buddystą czy nawet ateistą"
- i to jest pojęcie szerokie. Zarazem jednak etyczny ateista jest
bardziej religijny od nieetycznego wierzącego - i w tym sensie rozumienie
pojęcia "chrześcijanin" jest wąskie, aby nim być nie wystarczy bowiem
deklaracja wiary i uczestnictwo w obrzędach. Analogiczne jest rozumienie
religii i Kościoła przez romantyków. Religia może spełniać się w
Kościele i w głoszonej przezeń ortodoksji. Jeśli jednak Kościół
nie staje na wysokości zadania i czynnie, "praktycznie" nie potwierdza
głoszonej przez się wiary, jeśli ginie w nim duch prorocki - życie
prawdziwie religijne wychodzi poza Kościół. Nie był prorokiem papież
przedstawiony w Kordianie; nie był prorokiem Pius IX, którego Mickiewicz
upominał i na którego głos podnosił podczas pamiętnej audiencji
w 1848 r.
Etyczny fundament
poznania
Ten niesłychanie
silny nacisk położony na praktyczny czyli etyczny fundament religii
a także wszelkiego poznania jest - jak się do
tego Dzielski często przyznaje - rodem z Kanta, niekiedy jednak
bardziej przypomina filozofa , który większy znacznie wpływ wywarł
na romantyków, tj. Fichtego. W eseju Nauka
w poszukiwaniu sensu pisze Dzielski słowa, które - mutatis mutandis
- mogłyby wyjść spod pióra Johanna Gottlieba: "Przeciwieństwem intelektualnego
realizmu materialistów jest realizm zbudowany na fundamentach praktycznych,
na przykład moralnych. Ten pierwszy realizm zmuszony jest abstrahować
(jeśli jest konsekwentny) od najistotniejszych duchowych potrzeb
człowieka, ten drugi - wątpiąc w intelekt - czyni z duchowych potrzeb
człowieka swój punkt wyjścia. Ten drugi realizm to religia. Wiążąc wartości
z bytem czyni religia intelektualno-zmysłową drogę poznania - drogą
fałszywą. Do bytu, który jest źródłem wartości, docierać bowiem można jedynie realizującym te wartości
czynem". Wbrew pozorom nie ma w tych słowach intencji degradowania
nauki, przeciwnie: jeśli jest ona oparta na rozumieniu prawdy nie
klasycznym (jako zgodności sądów z rzeczywistością) lecz wartościującym:
jako imperatywu działania, wówczas nosi znamiona prawdziwej wielkości.
Pomimo, że nauka jest tylko "cmentarzyskiem konstrukcji intelektu,
śmietniskiem łusek, które spadły z oczu człowieka", a o bycie niczego
nam nie mówi. U polskich romantyków - zwłaszcza może u Słowackiego,
jak o tym przekonująco pisała Maria Cieśla-Korytowska, poznanie
ma znaczenie zasadnicze i walor etyczny. Jest to co prawda poznanie
o charakterze gnostycznym, ale nastawione jest na przeniknięcie
niezbadanych i nieprzeniknionych tajemnic świata - i również jest
moralnym obowiązkiem. Można by też zapytać, czy biografia Mickiewicza
nie mówi nam, że poeta ze swego dramatycznego sceptycyzmu i pesymizmu
poznawczego znajduje wyjście w czynie "rozpoznającym" poprzez dobro,
na jego rzecz porzucając słowo? Może o tym myślał Mickiewicz pisząc,
że "trudniej dzień dobrze przeżyć niż napisać księgę"?
Filozofia czynu
Te praktyczne
w Kantowskim rozumieniu przesłanki i sens wszelkiego poznania są
wyrazem filozofii czynu Dzielskiego,
która wydaje się mieć z romantycznym pojmowaniem czynu niemało wspólnego.
Bohater czynu Dzielskiego jest człowiekiem wiary: "wiara bowiem
nie polega na przeświadczeniach, ale jest egzystencjalną zasadą
naszych czynów". Wciąż jednak chodzi o tę samą wiarę, której istotę
stanowi otwarcie na głos imperatywu dobra i prawdy czy też sokratejska
droga Erosa. Godny tego
miana czyn jest więc czynem etycznym, jest czynem, w którym urzeczywistnia
się najwyższe i najtrudniejsze wezwanie chrześcijaństwa do miłości
nieprzyjaciół. Stąd nieustanny nacisk na walkę z komunizmem jako
walkę z ideologią, z kłamstwem - nie zaś z ludźmi, którym należy
okazać miłosierdzie. Obszar, w którym winna spełniać się działalność
polityczna, leży więc "między buntem przeciwko zniewoleniu a obowiązkiem
miłości do naszych nieprzyjaciół". I dalej pisze Dzielski o najtrudniejszym
zadaniu poznawczym naszych czasów, które musimy podjąć, to jest
o poznaniu "strażników ideologii. Ale poznać to znaczy obdarzyć
miłością". Niemałej odwagi trzeba było, żeby wobec panujących nastrojów
głosić taką tezę w 1982 r. Poddanie
się "rewolucyjnym złudzeniom", określa Dzielski mianem błędu nie
intelektualnego (choć takich nie brakowało), lecz moralnego. Korzeń
zjawisk, czynów społecznie
ważnych i twórczych wyrasta z duchowej noosfery. Czyż nie są to
wszystko intuicje, wokół których krążyła myśl romantyczna? Nienawiść
nieprzyjaciół, "pieśń szatańska", jaką śpiewa Konrad w celi, są
wstępem do jego opętania. Prawdziwa siła spoczywa w czystym sercu
księdza Piotra. Kordian ostatecznie rezygnuje z carobójstwa. "Sens
czynu Kordiana ma być właśnie moralny; to heroiczny, ofiarny protest
kształtuje pełnego człowieka i ratuje godność narodu. Dlatego carobójstwo
nie zostanie dokonane, zaś klęska patriotycznego spiskowca nie będzie
klęską jego egzystencji" - pisze Maria Janion. Wallenrod, Konrad,
Kordian, Irydion, Hrabia Henryk - to wszystko bohaterowie, których
czyn z powodu niedostatku moralnego natężenia ku dobru jest jakby
zwichnięty i w kluczowym momencie prowadzi do samozaprzeczenia,
do znicestwienia bohatera ; ten wszelako może otrzymać szansę ratunku,
jeśli wejdzie na właściwą drogę czynu. Dramaty romantyczne są jak
gdyby artystycznymi dowodami nie wprost na tę chrześcijańską filozofię
czynu, czynu w służbie prawdziwych wartości, którą Dzielski głosi
bezpośrednio i z której wyciąga dyrektywy polityczne. Dzielski,
rzec by można zatem, podejmuje romantyczną filozofię czynu w miejscu,
w którym romantycy ją kończą.
Czyn, do którego
nawołuje Dzielski bywa czynem heroicznym. Heroiczne są pewne postacie
ateizmu, odrzucenie pseudowartości, wystawienie się na "heroiczną
samotność". Taki ateizm może otworzyć drogę do religii. Z drugiej
strony papież jest "herosem ducha... najpotężniejszym i najdostojniejszym".
"Kościołowi...potrzebny był człowiek, którego wiara nie lękałaby
się żadnej próby, który byłby prosty, otwarty, ufny, dobry ale jednocześnie
groźny i przebiegły..." - czyż to nie ideał "pozytywnego" bohatera
romantycznego? (Przypomnijmy: "polski romantyk na papieskim tronie"
mówi o Janie Pawle II Czesław Miłosz.) "Droga Erosa", czy wsłuchiwanie
się w swego dajmoniona wymaga nieraz heroizmu, bowiem naprzeciw
stoją potężne "namiętności", którym jakże łatwo dać się owładnąć.
Ta wizja duchowego heroizmu, heroizmu czynu i postawy moralnej,
którą czerpie Dzielski z Sokratesa i Kanta, jest bardzo romantyczna.
Jednak, w przeciwieństwie do romantycznego nie jest to heroizm elitarny.
Jednym z zadań, jakie Dzielski sobie stawiał, było pokazanie, że
każdy z nas może, gdy chce, gdy zrozumie, być na swą miarę "herosem
ducha": pomnażać istnienie, żyć w prawdzie i czynnie praktykować miłość nieprzyjaciół.
Na przykład zakładając Towarzystwo Przemysłowe.
Wyciągając polityczne
wnioski ze swej filozofii Dzielski łączył w niej duchową oraz intelektualną
bezkompromisowość, wręcz radykalizm, do którego wzywał, z umiarem
w programie działania. "Chrześcijański radykał - pisał - walczy
wprawdzie z ludźmi, których uważa za przeciwników swojej sprawy,
ale walczy nie w celu zniszczenia, lecz dla ich przemienienia".
Chrześcijański radykał nie może iść zatem na żaden kompromis z ideologią
komunistyczną, natomiast winien być gotowy do najrozmaitszych kompromisów
politycznych. Jeżeli hołduje wartościom życiowym, jest "zapalonym
hodowcą motyli, a tym bardziej związkowcem, spółdzielcą czy rolnikiem"
- to oczywiście jest praktycznym antykomunistą. Ale skuteczny i odporny na działanie systemu będzie tylko
wtedy, jeśli w imię wartości wyższych niż życiowe będzie umiał -
w momencie próby - "zrezygnować ze swych motyli, ogrodów itp.",
nie pójdzie na moralny kompromis i nie podda się ideologicznemu
kłamstwu. Tylko taki radykał będzie równocześnie człowiekiem prawdziwie
wolnym. Spośród romantyków takie rozumienie radykalizmu bliższe
byłoby Norwidowi, którego "wielki człowiek" zwycięża "bez
włóczni w ręku i bez tarczy" czy nawet Mickiewiczowi niż Słowackiemu,
tęskniącemu za "wielkim czynem", który Boga ubłaga, tego Boga, co
"lubi huczny lot olbrzymich ptaków".
Wolność i wspólnota
Problem
wolności - ów podstawowy problem i romantyków i liberałów, jest
oczywiście też podstawowym problemem dla Dzielskiego, ku któremu
wiodą w sposób konieczny jego rozważania. Wolność jest warunkiem
człowieka jako jednostki etycznej i zarazem najważniejszym
celem działania. Taką wolność określa Dzielski za Hayekiem
mianem "metafizycznej". "Wolność w znaczeniu metafizycznym polega na
tym, że ktoś, kto taką wolność posiada, może wybierać pomiędzy głosem
naturalnych skłonności, na które składają się różnego rodzaju pożądania,
strach itp. a głosem sumienia czy imperatywem prawdy". W istocie
każdy człowiek taką wolność posiada, ale nie każdy z niej korzysta;
nie korzysta z niej ten, co "zdradził swe sumienie". I to jest pierwsza
wolność i podstawowa; a po wtóre jest wolność jako brak przymusu,
wolność negatywna. "Chrześcijańscy radykałowie uważają za swój podstawowy
obowiązek pomaganie ludziom w korzystaniu z wolności metafizycznej,
a w drugiej kolejności wspomaganie wszelkich objawów życia poszerzających
wolność jako brak przymusu". Rację ma Miłowit Kuniński pisząc, że
Dzielski podjął karkołomną na pozór próbę zniesienia opozycji między
wolnością pozytywną ("metafizyczną") a wolnością negatywną. Staje
się to możliwe dzięki temu, że metafizyczna wolność nie ma charakteru
tylko wewnętrznego, lecz interpersonalny, bowiem to sumienie otwiera
człowieka na innych i tworzy etyczną podstawę dla więzi społecznych,
a więc poprzez "wspomaganie wszelkich obszarów życia" otwierających przestrzeń wolności negatywnej. Można by pójść jeszcze dalej i zapytać,
czy temu przezwyciężeniu sprzeczności pomiędzy wolnością "pozytywną"
i "negatywną" nie towarzyszy u Dzielskiego przezwyciężenie sprzeczności
pomiędzy wspólnotą polityczną kontraktualną (liberalną) a wspólnotą
wolicjonalną (romantyczną)? Marcin Król upatruje w tych dwóch różnych
wizjach wspólnoty podstawowych i nie do pogodzenia różnic pomiędzy
liberalną i romantyczną strukturą myślenia. Otóż wydaje się, że
wspólnoty, które Dzielskiego inspirują i fascynują, mają charakter
"wolicjonalny", bowiem ożywia je nie chęć zagwarantowania i zabezpieczenia
wygodnego współistnienia, lecz wspólny cel, przede wszystkim cel
etyczny, realizujący się drogą polityczną, religijną lub ekonomiczną:
KOR, ruch Swiatło-Życie, Solidarność, Towarzystwo Przemysłowe. Postęp
wolności będący postępem indywidualizacji dokonuje się we wspólnocie
i poprzez wspólnotę. A jak jest z narodem? Jaką wspólnotą jest naród?
Pewne
wskazówki można odnaleźć w wielokrotnie przez Dzielskiego powtarzanym
klasycznym rozróżnieniu pomiędzy demokracją a wolnością. Wolność
jest celem organizacji życia zbiorowego; demokracja tylko jego -
może i najdoskonalszą z wypraktykowanych - formułą. Ale że walczymy
w pierwszym rzędzie o osiągnięcie celu a nie o wdrożenie formuły,
dążyć należy najpierw do wolności - do rozmaitych form wolności,
bowiem wolność (negatywna) jest wieloraka i podzielna - a do demokracji
dążyć trzeba dopiero w drugiej kolejności. Zwłaszcza, że walka o
demokrację, zagrażając egzystencjalnym interesom komunistów niosła
w sobie, zdaniem Dzielskiego, niebezpieczny ładunek rewolucyjny.
Jednakże można mieć podejrzenie, że
poza tym politycznym uzasadnieniem niebezpieczeństwa związanego
ze stawianiem demokracji na pierwszym miejscu kryła się pewna niechęć
do wspólnoty opartej właśnie wyłącznie na zasadzie kontraktualnej,
przy założeniu, że demokracja ma taki właśnie, kontraktowo-proceduralny
przede wszystkim charakter. Dzielski z całym entuzjazmem przejął
od Hayeka pojęcie społecznego kosmosu, wyzwolonego z okowów konstruktywizmu.
Sądzę, że interpretował ów kosmos i ład spontaniczny, który w jego
obrębie powstaje, w duchu swej meliorystycznej antropologii, w której
ludzie, choć ułomni z natury, jednak dążą do doskonałości kumulując
doświadczenie etyczne, postępując po ścieżce dobra i prawdy, z jakiej
- im dłużej się nią wędruje, tym trudniej jest zstąpić. W skład
tego wolnego kosmosu wchodzą jednostki ożywione z jednej strony
dobrą wolą a z drugiej znajdujące się pod wpływem łaski. A "w ostatecznej
instancji" dobro, ku któremu kieruje się wola, i źródło łaski jest
jedno. Stąd też - domniemywać
można - w wizji społecznego kosmosu, w wizji zatem wspólnoty narodowej,
był u Dzielskiego podskórnie obecny pierwiastek wolicjonalny, romantyczny.
Oczywiście potrzebne są formuły, narzędzia wolności, takie jak demokracja,
by trzymać w karbach namiętności indywidualne i zbiorowe. Ale zawsze
trzeba pamiętać o różnicy pomiędzy wolnością a jej narzędziami czy
instytucjonalnymi zabezpieczeniami, których niemało dostarczyć może
również system niedemokratyczny, jeśli szanuje prawo i wyrzeknie
się konstruktywistycznych uroszczeń.
Prekursor
Wskazując
na romantyczne wątki u Dzielskiego nie miałem zamiaru odmawiać mu
miała liberała, zwłaszcza, że sam się takim zawsze mienił a był
człowiekiem zbyt dobrze wykształconym i o zbyt jasnym umyśle, żeby
się mylić co do własnej tożsamości. Jerzy Szacki twierdzi, że próba
związania liberalizmu z chrześcijaństwem, dokonana przez autora
Odrodzenia ducha...
"była godną uwagi kreacją ideologiczną, albowiem...był
to liberalizm nie okrojony, tzn starajacy się zachować wszystkie
istotne składniki europejskiej spuścizny liberalnej". Dzielski
oczywiście był liberałem ekonomicznym i politycznym (choć niekiedy
jego poglądy wydają się zbliżać do komunitarianizmu) na co wskazuje
m.in. jego wizja państwa minimum, postępu, gospodarki i znaczenia
wolności gospodarczych dla wolności politycznych, wizja publicznej
roli Kościoła, jego orientacja na świat społeczny (choć nie mniej
na duchowy) itd.itp. Natomiast choć akceptował wiele zasadniczych
filozoficznych wątków libaralizmu, nie był liberałem filozoficznym
czy raczej światopoglądowym w takim sensie , jaki znajdujemy np.
u Rorty'ego czy Baumana, wedle których samo posiadanie mocnych poglądów,
nieskłonność do relatywizacji jest już potencjalnym zagrożeniem
dla wolności. Jak Dzielski rozwiązywałby dylematy polityczne płynące
ze ścierania się idei na forum publicznym, tego się możemy dosyć
łatwo domyślać: wzywałby do chrześcijańskiego radykalizmu, dla którego
maksymalne zrozumienie cudzych racji oraz interesów jest oczywistą
konsekwencją miłości bliźniego, także przeciwnika, podobnie jak
jej wynikiem są polityczne kompromisy.
Romantyzm
nie cierpiał mieszczaństwa, kupiectwa, społeczeństwa opartego na
pieniądzu i wszelkich form "burżujstwa", tworząc zarazem ogromne
zasoby estetyczne, ideowe oraz ideologiczne dla dziewiętnastowiecznej
klasy średniej.
Dzielski,
jak wprost głosił, "kochał kapitalizm" i wśród rodzącej się polskiej
klasy średniej zdobył grono wiernych wyznawców, lecz niewielkie.
Dlaczego? Zapewne jeszcze jeden rys romantyczny przesłania Dzielskiego
jest tu przyczyną: był on nie tylko myślicielem bardzo oryginalnym
i mającym rzadką łatwość nie poddawania się intelektualnym przesądom
i modom swego czasu, lecz także prekursorskim, co - mimo jasności
wywodów - nie ułatwiało ich zrozumienia i przyswojenia. Dzielski
nie był bynajmniej historykiem idei, interesowało go to, jak jest,
jak się rzeczy mają, a to, co kto i kiedy o tym sądził tylko o tyle,
o ile własną jego drogę poznawczą mogło oświetlić. A jednak rozpoczął
- poniekąd na marginesie swego właściwego dążenia - realizację pewnego
marzenia historyków idei oraz tych, którzy widzą w ideach jeden
z zasadniczych motorów rozwoju historycznego.
Marcin
Król w swym niezmiernie inspirującym choć nieco rozwichrzonym eseju
Romantyzm - piekło i niebo Polaków twierdzi,
że Polacy nie mają w istocie innej tradycji niż romantyczna, która
dla polskiej tożsamości ma fundamentalne znaczenie. Z tą radykalną
tezą jestem gotów się zgodzić
z taką oto poprawką, że wątki żywych tradycji przedromantycznych
są nam najczęściej dane jako zapośredniczone przez romantyzm, co
dotyczy zarówno sarmatyzmu (np.Rzewuski) jak i Oświecenia (Fredro).
A wszystko, co poromantyczne, musiało się wobec romantyzmu określić.
Dziś, na zakręcie historycznym
i cywilizacyjnym pojawia się problem "by połączyć niezbywalne dla
polskiej tożsamości elementy (tj.
romantyczne) z jedynymi wzorami, jakie są nam dostępne, czyli
ze wzorami wypracowanymi w zachodnich demokracjach... Teoretycznie
wygląda to na przedsięwzięcie
wręcz karkołomne - adaptować polski romantyzm do wolnego rynku"
- pisze Król. Otóż twierdzę, że to, co Król teraz postuluje, Dzielski
w dużej mierze przed kilkunastu laty dokonał - choć zapewne sobie
tego dokonania sam nie uświadamiał: adoptował polski romantyzm do
wolnego rynku we właściwy sobie, prekursorski sposób, to znaczy
zanim jeszcze wolny rynek do Polski
zawitał. Dzielski kochał wolność i w wolnym rynku widział
jej podstawową formę. Pragnąc wprowadzenia wolnego rynku jako formy
wolności instynktownie odwołał się do idei romantycznych czy też
tych, z których romantyzm, zwłaszcza w polskim wydaniu, obficie
czerpał. Albo inaczej mówiąc zajął się problemami wolności, jednostki
i zbiorowości, czynu moralnego i czynu skutecznego, rewolucji społecznej
i duchowej przemiany, ducha i duszy, woli i łaski, władz poznawczych
człowieka i granic poznania - tymi samymi, które były wielkimi problemami
myśli romantycznej. Podsumowując swe rozważania o metodzie poznawczej
romantyzmu Król pisze, że dla romantyków rzeczywistość ducha jest
rzeczywistością pierwszą, tylko w niej jest możliwe dążenie do prawdy
- która jednak zawsze pozostaje w jakimś stopniu zakryta. Poznawanie
prawdy ma charakter twórczy, jest bowiem tworzeniem form świata
duchowego możliwie bliskich prawdy, będących objawieniami rozmaitych
przejawów ludzkiej wolnej woli.
Dostęp do świata duchowego musi być zapośredniczony przez
konkret, przez porozumienie z drugim człowiekiem - we wspólnym domniemaniu
prawdy i we wspólnym tworzeniu nowych dzieł i odczytywaniu dzieł
historycznych należących do świata kultury czy cywilizacji, m.in.
w sensie organizacji życia zbiorowego. A więc przez pracę. "Jednostka
dzięki pracy umieszcza historyczne realizacje duchowe w wiecznym
świecie duchowym" - pisze Król o romantyzmie. Dzielski połączeniu
duchowego i cywilizacyjnego wymiaru pracy poświęcił Kilka
uwag o obyczaju złej pracy w Polsce, z których wyczytać można
podobny wniosek i gdzie ponadto znajduje się krytyka konsumeryzmu,
z jaką zgodziłby się każdy antyburżuazyjny romantyk. Król powiada:
"Dla romantyka zadaniem najważniejszym jest dotarcie do świata duchowego...z
tej dopiero perspektywy rozważeniu podlegają sprawy życia publicznego.
Dopiero z punktu widzenia świata duchowego liberalizm, demokracja
liberalna okazują się cenną techniką rozwiązywania konfliktów społecznych
i organizowania życia publicznego, ale tylko techniką..." Te słowa
jak i powyższe streszczenie
rozważań Króla o romantycznej metodzie poznawczej mogłyby się z
powodzeniem stosować do filozofii społecznej Dzielskiego.
Dzielski
na szeroką popularność liczyć nie mógł nie tylko dlatego, że mało
kto był gotów dostrzec ciągłość pomiędzy jego teoretycznymi rozważaniami
a stricte polityczną i ekonomiczną działalnością i publicystyką.
Także dlatego, że jako "romantyk" pozostał nierozpoznany: w dobie
panowania dość powierzchownej, by nie rzec sentymentalnej, "grottgerowskiej"
sztampy romantycznej (kajdany, znaki męczeństwa, pomniki, sztandary,
liczne obiekty prezentowane na niezależnych wystawach plastycznych),
niezwykle funkcjonalnej wobec panujących nastrojów i zaspokajającej
masowe potrzeby, on odwoływał się do samego jądra filozoficznej
problematyki romantyzmu, pozostając całkowicie obojętnym wobec romantycznego
muzeum masowej wyobraźni. Wątek mesjanistyczny, który pozostał w
masowym odbiorze jednym z podstawowych wyznaczników romantyzmu,
jeśli w ogóle pojawia się u Dzielskiego to w antyromantycznej zgoła
postaci: oto dziejową misją Polski jest skuteczna transmisja na
wschód cywilizacji łacińskiej, mogącej przezwyciężyć marksistowsko-sowiecki
nihilistyczny konstruktywizm. Warunkiem spełnienia tej
cywilizacyjnej misji jest ofiara z bezpośrednich polskich
dążeń niepodległościowych, a nawet więcej: zgoda na rosyjską hegemonię
w przyszłości mogącej być przedmiotem sensownego przewidywania.
Z tego wątku do dziś aktualna pozostała waga polityki wschodniej
dla Polski i obowiązek wysiłków mających na celu poszerzanie granic
"Zachodu" ( w sensie cywilizacyjnym) ku wschodowi. A co do reszty pozostaje mieć nadzieję, że Dzielski
tym razem nie miał racji.
Można
więc w moim przekonaniu umieścić Dzielskiego w nurcie "wysokiej"
polskiej tradycji romantycznej, którą twórczo i oryginalnie podejmował
na nowo. Jest to jednym więcej dowodem na prawdę i żywotność zarówno
romantycznych intuicji jak i intuicji autora Odrodzenia
ducha... I spory kawałek tego "karkołomnego
przedsięwzięcia", jakim jest powiązanie wizji nowoczesnego
społeczeństwa z tym co najlepsze, prawdziwe, żywotne i wciąż inspirujące
w polskiej tradycji, to jest z romantyzmem, zostało w jego niedokończonym
dziele nie tyle postulowane, co właśnie dokonane.
W
tym miejscu, jak zwykle pod koniec, pojawiają się trzy ważne pytania,
którym należałoby poświęcić uwagę - tu jednak mogę je tylko zasygnalizować.
Dzielski wpłynął na spore grono osób, ale nie znalazł bezpośrednich
kontynuatorów swej myśli: dlaczego? Może dlatego, że jego filozofia
została niejako zastąpiona mniej radykalną (to znaczy m.in. mniej
akceptującą z liberalizmu) myślą starającą się pogodzić liberalizm
z chrześcijaństwem w duchu takim, w jakim czyni to o. Maciej Zięba,
Michael Novak czy Richard Neuhaus: Jerzy Szacki powiedziałby, że
jest to łączenie liberalnego projektu ekonomicznego i politycznego z filozofią konserwatywną.
Drugie
pytanie, które postawił mi Jarosław Gowin brzmi: czy inspiracje
romantyczne, czy trwałość romantyzmu miały jakikolwiek wpływ na
charakter przemian wolnorynkowych w Polsce - czy raczej wywodziły
się z przedsiębiorczości typu chłopskiego i drobnomieszczańskiego,
którym udało się przetrwać komunizm? Odpowiedź, jaką można zaryzykować
brzmi: zapewne pośród bezpośrednich uczestników transformującej
się gospodarki przeważała inspiracja praktyczno-życiowa, natomiast
ducha sui generis romantycznego można się doszukiwać w ideowym otoczeniu
tych przemian, w inteligenckiej perspektywie na zmiany rynkowe,
włączając w to samowiedzę grona czołowych polityków z kręgu Solidarności.
To wsród nich raczej krążył duch Wokulskiego czy Rzeckiego - naszych
archetypowych romantycznych przedsiębiorców - niż wśród rzeczywistych
kapitanów wielkiego czy drobnego przemysłu rodzącej się III Rzeczypospolitej.
Trzecie
pytanie, luźno związane z tytułowym wątkiem, a jednak trudne do
pominięcia, brzmi: gdzie dziś politycznie sytuowałby się Dzielski?
Jak ewoluowałaby jego filozofia, myśl społeczna i działanie publiczne
w III Rzeczpospolitej? Aby nie być posądzonym o chęć zawłaszczania
Dzielskiego na rzecz bliższej mi orientacji politycznej - na to
pytanie nie będę próbował odpowiedzieć, zamykając je metodologiczną
sugestią: sądzę, że znacznie łatwiej byłoby orzec, gdzie Dzielski
nie mógłby się znaleźć; jaki żywioł polityczny, intelektualny i
moralny byłby mu zdecydowanie obcy.
*
Dzielski,
jak prawdziwy romantyk, umarł młodo i nie doczekał czasów, o których
snuł swoje śmiałe, "racjonalne proroctwa". Na koniec przytoczmy
jedno z nich, zamykające esej Duch
nadchodzącego czasu z roku 1984 i spójrzmy na nie z głęboką
uwagą z perspektywy tego czasu, który już nadszedł. "Są w psychice Polaków żyjących
od lat w okowach niewoli mateczniki mroczne i złe. Miałem już możność
zetknięcia się z siłami, które w nich rosną i o których boję się
szerzej wspominać. Są to
siły nieujawnione, zwykle nieświadome siebie. Z pewnością wystąpią
one na arenę dziejową, gdy nastanie burza. I głównie z obawy przed
tymi siłami wylęgłymi z ciemności wolałbym, aby burza nie nadeszła,
aby historia toczyła się powoli, ewolucyjnie.
Czy
mamy możliwość bronienia się przed tymi siłami, których prawie nie
znamy? Może i tak. I chyba jedyny sposób obrony należy widzieć w
walce o to, co Kościół nazywa cywilizacją miłości. Jeśli nie zapomnimy,
że chrześcijaninowi nie wolno nienawidzić, że nie wolno mu poddawać
się zwątpieniu ani bierności, że powinien być krytyczny przede wszystkim
względem siebie. Jeśli będziemy rozumieć, że katolicyzm to nie sztandar
wiodący wiernych do walki z wrogiem, ale przeciwnie - nakaz moralny
każący dostrzegać w nim człowieka. Jeśli odwrócimy oczy od ciemności
i zwrócimy je ku światłu, wówczas wyciągające się jeszcze za nami
z jądra ciemności oślizgłe macki już nas nie dosięgną. I niezależnie
od tego, jak potoczy się historia i która strona wygra, będziemy wolni. Będziemy wolni wszyscy."
Burza
nie nadeszła. Jesteśmy wolni. Pozostaje wciąż pytać, jak to czynił
Mirek - czy w pełni, to jest czy dobrze z wolności naszej korzystamy?
wrzesień
1999 r.
Teksty
cytowane:
Maria
Cieśla-Korytowska, O Mickiewiczu
i Słowackim, Kraków 1999.
Mirosław
Dzielski, Odrodzenie ducha
- budowa wolności. Pisma zebrane, Kraków 1995.
Maria
Janion, Maria Żmigrodzka, Romantyczne
tematy egzystencji, w: Znak 463, grudzień 1993.
Marcin
Król, Romantyzm. Piekło i
niebo Polaków, Warszawa 1998
Miłowit
Kuniński, Etyczne i religijne
podstawy liberalizmu Mirosława Dzielskiego, w: M.Dzielski, op.cit.
Jerzy
Szacki, Liberalizm po komunizmie,
Kraków 1994.