Leopold Caro - Materializm dziejowy jako jednak z podstaw marksizmu


Wybrane fragmenty pochodzą z artykułu Materializm dziejowy jako jednak z podstaw marksizmu, opublikowanego w "Przeglądzie Współczesnym", t. VI, nr 16 (sierpień) 1923, s. 178-182 i 193-197.

Całą historię pojmuje Marks jako walkę klas, wywołaną pobudkami ekonomicznymi. Wszelka ideologia jest według niego iluzoryczną i ma znaczenie tylko symptomatyczne. Engels w książce polemicznej przeciw Dühringowi, wydanej w r. 1878 (...) wywodzi zgodnie z marksem, że ostatnie przyczyny wszystkich zmian społecznych i politycznych pochodzą nie z głów ludzkich, nie z filozofii, ale ze stosunków produkcji i wymiany w danej epoce. Poczucie niesprawiedliwości danych urządzeń to tylko dowód, że w metodach produkcji zaszły zmiany a źródła usunięcia krzywd tkwią również w zmienionych już stosunkach produkcji.

Wskutek sporu, czy momenty ideologiczne są realną nadbudową czy tylko formą, przebraniem, akcesoriami, Engels zabrał głos jeszcze kilka razy. I tak przyznaje w liście z r. 1890, że czynniki gospodarcze nie są jedynymi, stanowią jednak podstawę i decydują w ostatniej instancji; polityczne formy walki klasowej i skutki jej, jako to: konstytucja, formy prawne, teorie polityczne, prawne i filozoficzne, poglądy religijne itd., to wszystko stanowi nadbudowę, wszakże realną i współdecydującą, acz "przeważnie" tylko o formie walk. W liście z r. 1893 twierdzi Engels, że działacz-myśliciel przyjmuje fałszywe pobudki działania, nie istniejące w rzeczywistości. Prawdziwe więc pobudki, jego zdaniem, zaczerpnięte być mogą tylko ze świata gospodarczego, fałszywe z ideologii. Ale skąd Engels wie, że te ostatnie wbrew świadomości działacza są fałszywymi a pierwsze prawdziwymi? W liście z r. 1894 Engels stara się rozszerzyć podstawę ekonomiczną przez doliczenie do niej warunków geograficznych i rasowych. Teoria nadbudowy, wzajemnego oddziaływania jej na fundamenty, określenie ekonomicznych podstaw jako ostatniej instancji powtarzają się i tutaj.

Nareszcie Kautsky rozszerza jeszcze bardziej zakres podstaw gospodarczych, zaliczając do nich i rozwój techniki, tj. następstwo wynalazków i odkryć, czyli dzieł umysłu ludzkiego, służących częściowo celom gospodarczym, a więc dzieł nie tylko formalnie lecz wedle swej istoty czerpiących źródło swe w duchu ludzkim, a skierowanych częściowo ku celom ideologicznym, a bynajmniej nie gospodarczym. Przytoczę tu dla przykładu postępy w astronomii, w chemii i w matematyce. Jak widzimy, coraz więcej nauk przenoszą uczniowie Marksa z formalnej li tylko nadbudowy w dziedzinę gospodarczych fundamentów społeczeństwa.

Sumując te wszystkie poglądy otrzymujemy jako rezultat tezę: stosunki produkcyjne, wraz ze stosunkami obrotu i zamiany, stanowią podstawę i źródło wszystkich wypadków dziejowych. Idee, choć mogą być bezpośrednimi ich przyczynami, stanowią tylko refleks każdorazowego ustroju gospodarczego danego społeczeństwa w pewnej epoce, wskutek czego nie dążenia do większej sprawiedliwości ustroju społecznego, ale walki klasowe, jako wynik zjawisk ekonomicznych, torują drogę etapom historii. Niewyjaśnioną pozostaje przy podobnym ujęciu kwestia, dlaczego, mimo identycznych warunków gospodarki kapitalistycznej w różnych państwach, uwydatniają się w nich bardzo znaczne różnice narodowe i kulturalne i odmienne losy dziejowe. Sądzi Marks, że łatwiej człowiekowi zbadać historię ludzkości, niż treść nauk przyrodniczych, ponieważ pierwszą ludzie sami stworzyli, a przyroda powstała bez ich udziału. Choć powtarza to zdanie za Janem Baptystą Vico, niemniej przeto jest w błędzie, skoro sam człowiek jest częścią przyrody i to ogromnie skomplikowaną i niezupełnie dotąd zbadaną. Stosunki produkcyjne rozstrzygać mają w ostatniej instancji; ale wszak stosunki te, to nie siły; stają się siłami dopiero wówczas, gdy idee o stosunkach, nie stosunki same oddziałają na wolę ludzką.

Przy takim pojmowaniu historii jasnym jest, że nie ma tu zgoła miejsca dla wybitnych jednostek, a niewiele go zostaje dla wolności woli. Wszak marks mówi w krytyce ekonomii politycznej, wydanej w r. 1859, że stosunki produkcyjne są niezależne od woli ludzkiej. dzieje stają się więc walką mas między sobą, popychanych przeciw sobie deterministyczną koniecznością. Tak jest pomimo twierdzenia Engelsa, że socjalizm wyzwoli ludzkość z państwa konieczności i wprowadzi ją do państwa wolności. Wszak stosunki produkcyjne mają być niezależne od woli ludzkiej, a prawa gospodarcze są rzekomo prawami przyrody, działającymi ze spiżową koniecznością, jednostka zaś nie jest odpowiedzialną za stosunki, których jest wytworem. Życie rodzinne ogranicza się u Engelsa do funkcji płciowych. Nie ma miejsca dla statyki tj. dla stosunków ustalonych skutkiem pracy przeszłości, jest tylko ciągły ruch, jednostronne uwzględnienie dynamiki stosunków społecznych. Wyjątkowo uwzględnia Marks i statykę w słowach wypowiedzianych: "ludzie tworzą historię nie z własnej woli, ale wskutek okoliczności, które zastali i które im przekazała przeszłość. Tradycja wszystkich pokoleń zmarłych cięży jak zmora na mózgach żyjących"(...).

W rozumowaniu powstaje luka, skoro bowiem przed zdobyciem żywności musiała być praca, a przed pracą, jak sam Marks zaznacza, jej teleologiczne postanowienie, pierwiastek ideowy wysuwa się logicznie przed gospodarczy. Ciągłe rozszerzanie zakresu podłoża gospodarczego sprzeczne jest z dotychczas ustalonymi pojęciami i właściwym znaczeniem wyrazów.

Poza tym rozpoczęło się sprawdzanie teorii na podstawie faktów. Uczucia religijne, etyka, twórczość artystyczna i naukowa nie mają bynajmniej, a już zgoła nigdy nie miały i nie mają wyłącznego źródła w stosunkach gospodarczych. Nasza świadomość mówi nam, że płyną one ze źródeł zgoła odmiennych. Odpowiada wprawdzie Engels, że świadomość indywidualna jest iluzją i pochodzi z błędnych zgoła wyobrażeń, a prawdziwą jest tylko świadomość kolektywna. A jednak indywidualna świadomość jest jedynym źródłem, za pośrednictwem którego dowiadujemy się tak o czynnikach gospodarczych jak i o innych. Innego źródła nie ma i sam materializm dziejowy, stanowiący rzekomo pewną, bo "naukową"zdobycz marksizmu.

W rozprawie o Feuerbachu tłumaczy nam Engels, dlaczego świadomość indywidualna wprowadza nas w błąd co do pobudek naszego działania. Jest ono wywołane bądź rozwagą bądź namiętnością Ale pobudki te faktycznie mają znaczenie podrzędne. Rezultat czynu bądź nie był wcale przez ludzi zamierzony, bądź też wynik ostateczny daleki bywa od ich intencji. Wydaje się więc, jak gdyby rządził dziejami przypadek, tymczasem w głębi działają stałe, choć ukryte prawa. Znaleźć je dopiero można, badając motywy wielkich mas, całych narodów. Te motywy w istocie zawsze były gospodarcze, a bodaj w wieku XIX wyraziły się walką klasową między burżuazją a proletariatem, walką mającą przede wszystkim gospodarcze tło i pobudki. Wcześniej wypowiada tę samą myśl manifest komunistyczny, twierdząc, że przeciwieństwa klasowe są w naszej epoce uproszczone, całe bowiem społeczeństwo rozpada się na dwa wielkie wrogie obozy, na dwie klasy nieprzyjaciół: burżuazję i proletariat. Atoli nasuwa się wątpliwość, czy formułka ta jest prawdziwa. Wszak dzisiaj wre walka na tle gospodarczym i to bardzo gwałtowna także między wsią a miastem, między robotnikiem kwalifikowanym a niekwalifikowanym, między kapitałem ruchomym a nieruchomym, między bankami a wielkim przemysłem, między kartelami a średnimi wytwórcami. A poza tym walka za i przeciw biurokracji, za i przeciw militaryzmowi, za i przeciw pewnym poglądom religijnym. każda z tych walk skupia ludzi różnych warstw społecznych, rozdziela członków tej samej warstwy. Obraz całości nie jest bynajmniej tak prosty, jak go przedstawił nam Marks. Nie dość na tym, między burżuazją a proletariatem ujawnia się niespodziewana zgoła solidarność na tle narodowym. Mieliśmy jej wspaniałe przykłady po obu stronach frontu w czasie ostatniej wojny. Gdzież tu podział się fundament gospodarczy, "ostatnia instancja"z nadbudową ideologiczną? I czy historię nadal nazywać będziemy li tylko historią walk klasowych, co zresztą nawet Kautsky ograniczył twierdzeniem, że kołem popędowym historii jest walka klas tylko wśród pewnych warunków społecznych, a więc bynajmniej nie zawsze.

Teoria walki klas pomija i walkę między poszczególnymi narodami, budzącą najgłębsze instynkty, krzeszącą największą żądzę czynu jako doniosły czynnik historii. Walki na tle różnic religijnych, które dały powód nie tylko do wielkiej ilości wojen, ale i do zmiany granic, tworzenia się nowych form kultury stają się w tym oświetleniu zjawiskami niezrozumiałymi. Powstanie i cudowne rozszerzenie chrześcijaństwa tłumaczy Marksizm walką obudzonego proletariatu, nie wyjaśnia atoli dlaczego bogaci i możni przyjęli i skwapliwie rozszerzali religię, ujmującą się za uciemiężonymi i biednymi i zaliczającą prawie do niemożliwości wejście bogatych do Królestwa niebieskiego.

Żywiołowa nienawiść i pogarda dla ras uważanych za niższe, albo choćby tylko za zbyt odrębne, aby zbliżenie do nich nie hańbiło, jest powodem walki nawet tam, gdzie szanse zwycięstwa są małe, a interes gospodarczy wymagałby zaprzestania walki i ułożenia pokojowego modus vivendi. Nienawiść, żal, żądza zemsty przemaga. Mordowanie Rosjan autochtonów przez żydowskich komisarzy bolszewickich połączone było z gospodarczą szkodą dla państwa i grozi gospodarczymi represjami żydom w przyszłości. Na dnie tego działania najgłębszą pobudką jest prawdopodobnie chęć zemsty. [...] Postępowanie to tu i tam jest gospodarczo szkodliwe i wiedzą o tym ci, którzy tak postępują. A jednak decydują o ich postępkach momenty zgoła nie gospodarczej natury. [...]

Historia jest nie tylko walką klas między sobą, ale i walką w interesie ludzkości, prowadzoną przez wielkich ludzi przeciw idei klasowości. Siły idealne, biorące udział w tej drugiej walce nie dadzą się zgoła wytłumaczyć w razie przyjęcia jedynie czynników wskazanych przez materializm ekonomiczny. Poza tym przypuszczenie Engelsa, że proletariacka moralność przyszłości, "walcząca o równe prawa i równe obowiązki dla wszystkich bez różnicy płci i pochodzenia"kiedyś zapanuje powszechnie jako zawierająca najwięcej czynników o cechach trwałości, pozostaje w sprzeczności z wyraźną jego tezą o możliwości li tylko moralności klasowej - zwłaszcza że klasy nie przestaną istnieć nawet wówczas, gdyby proletariat objął zapowiedzianą dyktaturę albo (przynajmniej na tle różnic wiedzy, zdolności, zdrowia) nie przestaną się i w przyszłości wytwarzać różnice między ludźmi. Engels niczym nie uzasadnia przypuszczenia, że po zapanowaniu kolektywizmu nastąpić musi tak gruntowna zmiana natury ludzkiej, że ona mimo pozostania nadal owych różnic zdoła wznieść się nagle do moralności ponadklasowej, która dotąd była dla ogółu rzekomo nieprzystępną.

Materializm dziejowy przyjmuje zwycięstwo przyszłe socjalizmu, nie jako konieczności etycznej, ale technicznej tj. koniecznego następstwa nieuchronnej jakoby katastrofy kapitalistycznego sposobu produkcji. Marks patrzył jednak zaledwie na pierwsze etapy niedoświadczonego jeszcze wówczas, młodocianego kapitalizmu, nie przewidział więc, że tenże potrafi w kartelach i trustach uregulować produkcję i dostosować się do potrzeb targu, że bynajmniej nie kroczy ku katastrofie, chyba żeby ją sprowadziła zbrojna rewolucja proletariatu. Przy każdym ustroju technicznym istnieć może zarówno panowanie kapitalizmu, jak i socjalizmu. Siły produkcyjne same prze się nie są ani środkami ujarzmienia ani wolności. Zmiana techniki gospodarczej sama przez się nie może prowadzić do uchylenia władztwa klasowego. Mogłoby ono nastąpić tylko jako rezultat zmienionych poglądów etycznych, a nie jako następstwa jakiegokolwiek postępu techniczno-ekonomicznego.

teoria materialistycznego pojmowania dziejów nie uznaje sądów wartościowych, wprowadzona w błąd przez dialektykę Heglowską poczytuje wszelką rzeczywistość za logicznie usprawiedliwioną A jednak w krytyce ustroju kapitalistycznego tan sam Marks, spodziewający się zmiany nie po wewnętrznym przewrocie, ale po technicznym postępie, najostrzejszymi słowami piętnuje wyzysk przedsiębiorców angielskich, wydając tym samym sąd wartościowy ze stanowiska etyki, którą wszak usuwał od wszelkiego wpływu w dziedzinie stosunków gospodarczych.

W przyszłości, gdy nie będzie już klas, twierdzi Marks, ustanie pobudka socjalno-gospodarczych walk, zniknie dzisiejszy fundament dziejowy, nie będzie rewolucji, będzie tylko ewolucja. W zamierzchłej przeszłości walki rasowe odgrywały, zdaniem Engelsa, obok walk klasowych poważną rolę. Tej okoliczności należy przypisać dowolne zgoła zaliczenie także i rasy przez niego do czynników fundamentalno-gospodarczych. Wprawdzie panujące idee epoki są po większej części ideami klas panujących, jak się wyraża manifest komunistyczny, niemniej przeto życie duchowe ludzkości emancypuje się coraz więcej od ekonomicznych interesów klasowych. W miarę, jak różne klasy społeczne dzielą się pracą, co jest cechą nieodłączną cywilizacji, dzielą się i panowaniem. W ten sposób przewaga zdolności intelektualnych i fizycznych może zapewnić udział we władzy mimo braku przewagi gospodarczej. Potrzeby duchowe są faktycznie równie pierwotnymi i samoistnymi pobudkami ludzkiego działania, jak materialne. I tylko pod tym warunkiem mógłby rozważny obserwator uwierzyć, że w przyszłym państwie kolektywistycznym, jeżeli ono przyjdzie do skutku, potrzeby duchowe ludzkości zyskają wbrew teorii, na chwilę obecną ułożonej, samoistne znaczenie, o ile zarazem przyjmiemy uznanie owych potrzeb i pobudek działania także w przeszłości i w chwili obecnej, przyroda bowiem i życie społeczne nie znają skoków, tylko stały i stateczny rozwój.

Erazm Majewski w dziele pt. Kapitał twierdzi, że nie praca jest źródłem bogactwa, ale dusza. Natura zwierzęca człowieka przeobraża się pod wpływem mowy w człowieczość, a warunkiem człowieczości jest istnienie społeczeństwa; innymi słowy dusza ludzka idzie z narodu (...). Nie może jej być poza społeczeństwem, jest ona bowiem zjawiskiem ściśle społecznym. Rozkaz jednostki za pośrednictwem mowy pobudza do zgodnego działania setki i tysiące ludzi i w ten sposób dusza jednego człowieka, nie poprzestając na posługiwaniu się siłami własnego ciała, wywołuje olbrzymie działanie tych wszystkich, którzy ulegli rozkazowi. Rozkaz przy tym uwielokrotnia skutki tej pracy przez wynalezienie i stosowanie narzędzi, wykonujących największą część pracy i uzupełniających siły ciał ludzkich. Narzędzia te albo przedłużają oraz różnicują poszczególne organy ludzkie (młoty, obcęgi, dłuto, nóż, pędzel, łyżwy, samochody, okręty), albo usubtelniają nasze zmysły (lupa, luneta, drobnowidz, ciepłomierz, mikrofon, odczynniki chemiczne), albo niesłychanie potęgują ograniczone własności fizyczne materii żywej (tygle do topienia metali, piece hutnicze, naczynia przechowujące kwasy i żrące substancje, materie wybuchowe i broń palna, płyty fotograficzne). Człowiek może przy tym narzędziami tymi się posługiwać dowolnie, a potem je odłożyć tzn. zaniechać dowolnie posługiwania się nimi. Bogactwo i jego różnorodność jest więc dziełem duszy, a praca fizyczna w małym tylko stopniu przyczynia się do jego powstania. I o wielkości narodu decyduje nie ilość jego członków, ale wielkość kapitału duchowego, czynnego w narodzie. W duszy ludzkiej trzy są czynniki, tworzące bogactwo: myśl, wola i czucie. Tylko przez pożądanie coraz wyższej doskonałości, nieodłączne od wysiłku duchowego i cierpienia, cywilizacja dąży do rozwoju a bogactwo ogólne wzrasta. Wszelka równość materialna, ujęta w hamulce nieprzekraczalne prawa, grzebiąc główną podnietę twórczości, pogrzebałaby i bogactwo.

Poza tym nie praca jest źródłem wartości przedmiotowej, ale specjalne cechy twórcze wykonujących pracę jednostek ludzkich. Gdy potrzebnym jest nam jakiś przedmiot, nie obchodzi nas bynajmniej, ile w nim się mieści pracy, ale człowiek, który oddał się wytwarzaniu tych właśnie przedmiotów, których nam potrzeba. Wartość przedmiotowa jest zwykle większą od ceny, a niezależną od ilości pracy włożonej w dany wytwór. Wartością przedmiotową jest właściwie sam przedmiot ujmowany jako towar. W pojęciu pracy mieści się obok czynnika niezmiennej wielkości tj. pracy fizycznej, i czynność duszy, różna u każdej jednostki i powodująca rozmaitą jakość pracy. Wartość przedmiotowa towaru nie wyraża się bynajmniej w ilości pracy wyłożonej przez wytwórcę, ale w pracy oszczędzonej nabywcy. Ta praca oszczędzona stanowi całą rzeczywistą wartość towaru.

Przyrost bogactwa płynie z podziału pracy i zamiany, a nie z pracy fizycznej. Im więcej sił przyrody duch nasz zaprzęgnie do pracy, tym bardziej staje się ona twórczą, tym większy jej wynik materialny, tym więcej tworzy wartości (...). Praca sił przyrody wzrasta w miarę rozwoju cywilizacji, trud fizyczny jednostek odpowiednio się zmniejsza. Zarówno człowiek jak i maszyna, póki nie współdziałają gospodarczo, nie znaczą nic, albo jak człowiek sam, bardzo mało. Dopiero połączenie obojga daje rezultat gospodarczy. I w handlu nie pieniądze same rodzą nowe pieniądze, ale dopiero kupiec jako siła duchowa wraz z pieniędzmi, które umożliwiają mu kupno towarów, ich wysyłkę i sprzedaż. W całym życiu gospodarczym idea jest pierwiastkiem twórczym, ale nie może działać, gdy jest pozbawiona materii. I materia bez idei jest bezwładną. Dopiero gdy nastąpi połączenie, w bezwładną materię wstępuje życie (...). Wartość czynnego kapitału duchowego jest bez porównania większą od jego ceny. Bardzo znaczna ilość kapitału duchowego pracuje nawet bezpłatnie. Przypuszczano mylnie, że pierwiastek duchowy odgrywa jednakowo czynną rolę w każdej pracy ludzkiej i dlatego go po prostu pomijano. W błąd ten popadł przede wszystkim Marks. Jednak kapitał duchowy w rozmaitych gałęziach produkcji jest różny. Główna siła twórcza narodu przechowuje się w bardzo nielicznej ilości dusz, stanowiących jego kwiat i szczyty. Ludzie ci są przy tym stale i najwięcej upośledzeni, nigdy bowiem nie otrzymują ceny, która by odpowiadała ich wartości. To, z czego szeroki ogół korzysta, zawdzięcza on przeważnie potędze duchowej wyżyn narodu i tak będzie zawsze. Nie sfery więcej posiadające wywłaszczają sfery ubogie, ale dzieje się odwrotnie. [...]

dzieje ludzkości stają się u Marksa ekonomiczną historią nadwartości. Jest to fałszem, jak tego dowiodły przytoczone już argumenty, fałszem niebezpiecznym i groźnym, jak tego dowodzi karykaturalne wcielenie myśli marksowskiej w ustroju sowieckim, myśli, która sama była bardzo jednostronnym odbiciem dziejów we wklęsłym zwierciadle twórcy tej teorii. Usiłuje się ją ratować, zapewniając, że na jej dnie tkwiły nieświadome, acz zaprzeczone najsilniej przez samego Marksa pobudki etyczne. Skoro atoli nie chodzi tu o subiektywną ocenę jej autora, ale o to, co sam powiedział a czemu zaprzeczył, wypada oprzeć się na materiale przez prace jego dostarczonym, i w imię prawdy naukowej to tylko wziąć pod uwagę i na tej zasadzie ferować sąd.

Wówczas zaś wyrok o teorii materializmu dziejowego nie może być wątpliwy. Zabrakło jej miłości prawdy, uwzględniającej i fakty dla własnych uprzedzeń niedogodne, zabrakło szlachetnego i optymistycznego idealizmu, zabrakło zrozumienia i czci dla rzeczy transcedentalnych. Twierdzeniom teorii materializmu dziejowego nauka zadała kłam [1] .



[1] W innym tekście, zatytułowanym Solidaryzm. Jego zasady, dzieje i zastosowania, tenże autor uzupełnił przywołany wywód ogólniejszymi uwagami: Liberalizm ekonomiczny nie zadaje sobie pytania, jak należy urządzić stosunki gospodarcze i społeczne, czyli jaki ma być porządek społeczny, aby wszyscy ludzie czuli się naprawdę wolnymi. Dla niego jedynym godnym wysiłku celem jest jak najszersza i niczym nie skrępowana swoboda, rozumie się dla tych tylko jednostek, które swobody tej używać, a w danym razie nadużywać są w stanie; reszta poprzestać może i winna na teoretycznym jeno do niej uprawnieniu. Zupełne uruchomienie wszelkiej własności, wolność lichwy i giełdy, nieograniczona podzielność ziemi i nieograniczona wolność jej obdłużania, stanowiły smutne zdobycze tej szkoły, ku której mimo owych doświadczeń, naprawianych potem w blisko półwiekowym trudzie ustawodawczym, zwrócili się po wojnie światowej na nowo zniecierpliwieni nieudolną gospodarką przymusową państw wojujących, spodziewając się po powrocie haseł liberalnych zmiany na lepsze. Powrót ten jednak pobudził groźny opór socjalizmu, który doszedłszy do niebywałej przedtem potęgi, na swój sposób etykę wyłączył poza nawias. Urodzony niewątpliwie z pobudek etycznych, wyszydzony za to przez Marksa mianem utopijnego, socjalizm w ujęciu Marksa stworzył teoretyczną podstawę swych poglądów filozoficznych i gospodarczych w teorii materializmu dziejowego, a jako cel wytknął sobie dyktaturę proletariatu. Hasło to, podobnie jak liberalizm, pamięta tylko o interesie własnej warstwy. Nie demokracja i równouprawnienie, ale panowanie jednej warstwy, dotychczas upośledzonej i pozbawionej praw, to jego istota. Żądanie dyktatury proletariatu, a więc oddania władzy pewnym ludziom tylko dlatego, że do proletariatu należą, jest objawem powszechnego kultu niekompetencji, cechującego nasze czasy, ale poza tym powierzenie rządów w państwie najmniej do tego przygotowanym, wydaje je faktycznie w ręce niepowołanych przywódców z innych warstw, co zmniejsza nielogiczność pomysłu, ale narzuca społeczeństwu na kierowników osobistości pod względem etycznym najmniej pożądane. Ekonomiści liberalni i marksiści rozumieją wybornie, że potrzeba im pewnego punktu oparcia. Upatrują go w "prawach ekonomicznych". Z chwilą, gdy to oparcie okazuje się złudnym, ich konkluzje zawisają w powietrzu. Twierdzą przy tym, że wniknie w kwestię tego, co być powinno, nie należy do ekonomiki społecznej i że nauka ta, podobnie jak nauki przyrodnicze, rejestrować ma jedynie, co jest, badać przyczyny i skutki zjawisk. Marks w szczególności nie uznaje sądów wartościujących, tj. właśnie oceny faktów gospodarczych ze stanowiska tego, co być powinno. Wprowadzony w błąd przez dialektykę Heglowską, poczytuje wszelką rzeczywistość za logicznie usprawiedliwioną. A jednak w krytyce ustroju kapitalistycznego ten sam Marks najostrzejszymi słowami piętnował wyzysk przedsiębiorców angielskich, wydając tym samym sąd wartościujący ze stanowiska etyki, którą wszak usuwał od wszelkiego wpływu w dziedzinie stosunków gospodarczych. [Tymczasem] cała polityka ekonomiczna, tj. część praktyczna ekonomiki społecznej polega na badaniu dobrych czy złych skutków tego lub owego urządzenia lub ustawy, opiera więc swe wnioski nie tylko na poznaniu, ale i na działaniu, oceniając je tak wedle używanych środków, jak i wedle osiągniętych rezultatów. Ale i teoretyczna ekonomika nie może się obejść bez teleologii, tj. sądów wartościujących. [...] Kwestia celu w gospodarstwie nie może więc być pominięta. Celem tym zaś nie może być nic innego, jak tylko dobro publiczne. Wobec tego za zadania gospodarstwa społecznego uznać należy pokrywanie potrzeb społeczeństwa zgodnie z dobrem publicznym. Dobro to atoli nie może być osiągnięte w drodze wyzysku jednych przez drugich, wszelka bowiem niesprawiedliwość byłaby sprzeczną z publicznym dobrem. Dla życia gospodarczego istnieją tedy tak samo obowiązki moralne, jak w życiu indywidualnym. Każdy ustrój społeczny musi się dostosować do wymogów etyki; jeżeli pozostaje z nią w sprzeczności, ulegnie niewątpliwie przekształceniu i to bądź w drodze ewolucji bądź rewolucji. Wykluczenie etyki przez Ricarda i Marksa rozpętało walkę klasową, a ideę pokoju i solidarności społecznej doprowadziło państwo do bankructwa. Ani państwo pasożytów giełdowych, dla których egoizm, spryt i wolna konkurencja są jednymi prawami, ani dyktatura proletariatu nie mają warunków trwałej egzystencji. Nie tylko silni, ale i słabi maja prawo do życia, nie tylko przebiegli, ale i prostoduszni, nie tylko ciemni, ale i oświeceni. Zwalczanie niedogodnego dla ludzi u steru będących światopoglądu w drodze materialnego rujnowania lub więzienia i zabijania inaczej myślących jest stanem rzeczy, godnym dżungli, ale nie ludzi gromadnie żyjących i pragnących tworzyć społeczeństwo (Lwów 1931, s. 99-102).

***

Leopold Caro (1864 - 1939)

Ekonomista, myśliciel polityczny i działacz społeczny. Urodził się 27 V 1864 r. we Lwowie. Studiował ekonomię oraz prawo na uniwersytecie w Lipsku. Po powrocie do rodzinnego Lwowa studiował również filozofię i obronił doktorat z zakresu prawa. Przez wiele lat był wykładowcą ekonomii na Uniwersytecie Jana Kazimierza, a w latach 1924 - 35 prowadził wykłady z zakresu ekonomii oraz nauk społecznych na Politechnice Lwowskiej. Był aktywnym członkiem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Swoje prace publikował w wielu czasopismach, współpracował z Czasopismem Prawniczym i Ekonomicznym, Przeglądem Powszechnym oraz Ateneum Kapłańskim. W 1932 r. został powołany na stanowisko wiceprzewodniczącego Rady Społecznej przy Prymasie Polski. Caro uznawany jest za prekursora solidaryzmu chrześcijańskiego na ziemiach polskich. Wielki wpływ wywarły na niego koncepcje K. Gide, T. Carlyle, L. Bourgeois i J. Ruskina, faktyczną podstawą jego systemu było jednak przede wszystkim nauczanie społeczne Kościoła. Zmarł 8 II 1939 r. we Lwowie.

Główne prace: Der Wucher, Leipzig 1893; Studia Społeczne, Kraków 1908; Socjologia, Lwów 1912; Problemy skarbowe państwa polskiego, Kraków 1919; Równomierność świadczeń w ustawodawstwie, Warszawa 1920; Ku nowej Polsce, Lwów 1923; Zasady ekonomii społecznej, Lwów 1923; Myśli Japończyka o Polsce, Lwów 1927; Solidaryzm - jego zasady dzieje i zastosowania, Lwów 1931.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/