NATO i polska geopolityka


Od wybuchu kryzysu globalnego w 2008 r. w USA dominują nastroje przygnębienia, związane nie tylko z bieżącymi kłopotami gospodarczymi, ale przede wszystkim z poczuciem schyłku amerykańskiego przywództwa w świecie. Nastroje te nie są nowe. Faktycznie debata o schyłku amerykańskiej hegemonii toczy się od końca lat 80. XX wieku. Rewolucja geopolityczna, jaka dokonała się w wyniku rozpadu bloku sowieckiego i Związku Radzieckiego, została przez niektórych powitana jako wielkie zwycięstwo Stanów Zjednoczonych. Inni wskazywali jednak, że skutkiem implozji rosyjskiego imperium jest zjednoczenie Niemiec i Europy oraz wzrost potęgi Chin. Choć kolejne administracje amerykańskie od George’a Busha ojca próbowały nawiązać z Moskwą strategiczne partnerstwo, to za każdym razem okazywało się, że nowa Rosja jest jednocześnie zbyt słaba i zbyt nieobliczalna, aby stać się stabilnym partnerem dla amerykańskiej polityki w Europie i na świecie.

Dlatego kolejni prezydenci USA poszukiwali innych partnerów i konstrukcji geopolitycznych, które pozwoliłyby odbudować równowagę na obrzeżach Eurazji, a zwłaszcza w Europie. W szczególności rząd Billa Clintona postawił na partnerstwo z Niemcami i Unią Europejską, którego spoiwem było rozszerzenie NATO na Polskę, Czechy i Węgry. Proces rozszerzania NATO ustabilizował Europę i przyczynił się do odbudowy amerykańskiego przywództwa. Jednak po wydarzeniach 11 września 2001 r., a zwłaszcza w początkach amerykańskiej interwencji w Iraku, większość krajów Europy Zachodniej odmówiła poparcia dla amerykańskiej polityki. W wyniku konfliktu irackiego przekonanie o niezmierzonej przewadze militarnej USA uległo podważeniu, zaś amerykańskie przywództwo w świecie stało się przedmiotem powszechnej krytyki.

W sytuacji, kiedy kryzys amerykańskiej tzw. „miękkiej potęgi” (soft power) w świecie zbiegł się z kryzysem finansowym i gospodarczym, Stany Zjednoczone podjęły próbę całościowej przebudowy swoich relacji ze światem, m.in. poprzez politykę zagraniczną nowego prezydenta Baracka Obamy. Obama podjął ambitną próbę równoczesnej naprawy stosunków z Unią Europejską, Rosją, Chinami i światem muzułmańskim. Choć nowy prezydent dla zachęty otrzymał pokojową nagrodę Nobla, to już po roku urzędowania widać, że globalna polityka jego rządu, w zderzeniu z interesami innych wielkich mocarstw, znalazła się w impasie. Dotyczy to relacji z Chinami, Rosją i Iranem. W tej sytuacji otwiera się szansa na to, aby głównym globalnym partnerem USA stała się znów Europa. Świadczyć o tym mogą próby ożywienia NATO.

Nieoczekiwany wzrost znaczenia Europy i NATO w polityce USA może oznaczać dla Polski szansę powrotu do polityki, która przyniosła nam w ostatnich dekadach największe geopolityczne sukcesy. Jak twierdzą psycholodzy, ludzie nie uczą się na błędach, ale na sukcesach. O błędach starają się jak najszybciej zapomnieć, a przypominanie sukcesów jest najlepszym sposobem, aby je powtarzać.

Geopolityka Polski

Przez ostatnich pięć wieków geopolityka była głównym wyznacznikiem wzlotów i upadków Polski. Podczas gdy w złotym wieku XVI Polska była wielkim europejskim mocarstwem, to od początku wieku XVIII niemal do końca XX pozostawała protektoratem, częścią imperiów zaborczych lub strefą wpływów sąsiednich państw, z których najważniejsza był Rosja. W okresach tryumfów I Rzeczpospolita była partnerem najsilniejszych mocarstw morskich w tworzeniu i podtrzymywaniu równowagi sił na wschodnich peryferiach Europy. Ponieważ dla ówczesnych potęg morskich najważniejsze było uniemożliwienie zjednoczenia sił południowej i środkowej Europy z Rosją, Polska była istotna jako część tzw. bariery wschodniej. Dla Rzeczypospolitej oznaczało to rozszerzanie swojej strefy wpływów nad Bałtykiem i na Rusi. Zmiana układu geopolitycznego w Europie na początku XVIII wieku zbiegła się z klęskami Rzeczypospolitej. Przez niemal 300 lat w Europie dominował nowy system równowagi sił, którego najważniejszym filarem była polityczna i wojskowa obecność Rosji w środku kontynentu. W XVIII wieku oznaczało to podział Ukrainy i protektorat Rosji nad Polską, w XIX wieku podział Polski, zaś w XX wieku podział Niemiec i sowiecki protektorat nad Europą Wschodnią. O ile dla brytyjskiego przywództwa na morzach i oceanach świata Rosja była niezbędna jako gwarant równowagi sił w Europie, to dla amerykańskiego przywództwa nad światem od 1945 r. ZSRR stał się najważniejszym czynnikiem równowagi sił w całej Eurazji.

Rozpad sowieckiego imperium w Europie Wschodniej, a następnie rozpad ZSRR, który dla rosyjskiego mocarstwa oznaczał cofnięcie granic do czasów sprzed panowania Piotra I, również dla innych najważniejszych ośrodków potęgi w świecie oznaczał geopolityczną rewolucję. Najistotniejsze i największe zmiany zaszły w Europie. Zamiast jej podziału i równowagi sił między Europą Zachodnią, zjednoczoną z USA w ramach NATO a Europą Wschodnią, podporządkowaną Rosji w ramach tzw. Układu Warszawskiego, w Europie powstała próżnia sił. Rosja nie miała już mocy, aby panować nad Europą Wschodnią, a Stany Zjednoczone nie chciały się tu angażować. Wycofanie się Rosji z Europy pozwoliło Polsce odzyskać niepodległość, a Niemcom zjednoczyć się. W tym samym dniu, w którym prezydenci Federacji Rosyjskiej, Ukrainy i Białorusi w Puszczy Białowieskiej rozwiązali Związek Radziecki, w Maastricht powołano Unię Europejską. Jednak zachodnia Europa okazała się za słaba, żeby zapewnić stabilizację całej Europie. Najwyraźniej ujawniło się to w byłej Jugosławii. Podczas gdy Francja popierała Serbię, Niemcy jako pierwsze uznały niepodległość Chorwacji i Słowenii. Stany Zjednoczone za administracji George’a Busha ojca nie angażowały się, oświadczając, że konflikt w byłej Jugosławii jest sprawą Europy. Z kolei Rosja coraz wyraźniej popierała Serbię. W rezultacie próżni sił w Europie Wschodniej, konflikt w byłej Jugosławii trwał  z przerwami niemal dekadę. Coraz częściej wskazywano, jakie nieszczęścia mogłyby spotkać Europę, gdyby Jugosławia stała się modelem dla całej tzw. strefy rozrzedzonego bezpieczeństwa, która w tym czasie rozciągała się od Odry aż po granice Federacji Rosyjskiej.

Wbrew temu, co się dzisiaj pisze, ani w Polsce, ani tym bardziej w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych nie było wtedy zgody co do sposobu, w jaki należałoby przezwyciężyć ówczesny kryzys geopolityczny w Europie i kryzys amerykańskiego przywództwa w świecie. Wielu uważało, że skoro Układ Warszawski się rozpadł, to niepotrzebny jest również Sojusz Północnoatlantycki. Nie było też tak, że kraje zachodnie chciały podporządkować sobie Polskę i włączyć ją do NATO i Unii Europejskiej. Przeciwnie, wielu na Zachodzie nie chciało brać odpowiedzialności za stabilizację Europy Wschodniej. Niewielu dopuszczało kraje naszego regionu do stołu, przy którym podejmowano decyzje.

Również w Polsce pogląd, że rozszerzenie NATO na wschód byłoby najlepszym rozwiązaniem problemów geopolitycznych Europy początkowo pozostawał marginalny. Przykładowo, rząd Tadeusza Mazowieckiego uważał, że utrzymanie w Polsce wojsk sowieckich może być gwarantem naszej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Połowa Polaków uważała, iż Polska powinna stać się państwem neutralnym. Podobnie sądziła też lewica. Z kolei liberałowie Jana Krzysztofa Bieleckiego i Donalda Tuska twierdzili, że najkrótsza droga Polski do Europy wiedzie przez Niemcy. Jedynie Porozumienie Centrum i NSZZ „Solidarność”, kierowane przez braci Kaczyńskich, głosiły pogląd, że wojska sowieckie należy z Polski jak najszybciej wycofać, a Polska powinna wstąpić do NATO. Obóz Lecha Wałęsy w „wojnie na górze” uważał, że Polska może wzmocnić swoją pozycję zarówno wobec Rosji, jak i Niemiec, tylko poprzez oparcie się na sojuszu z jedynym pozostałym supermocarstwem, czyli Stanami Zjednoczonymi. Okazało się, że najlepszym sposobem na stworzenie takiego strategicznego partnerstwa jest rozszerzenie NATO na wschód. Wejście do NATO stało się po raz pierwszy programem polskiego rządu głównie dzięki determinacji premiera Jana Olszewskiego.

Państwa zachodnie, które początkowo stawiały na współpracę z Rosją, szybko się do niej zniechęciły. Demokratyczna Rosja okazała się słaba i nieprzewidywalna. Konflikt między prezydentem Borysem Jelcynem a wiceprezydentem Ruckojem i popierającym go parlamentem został rozstrzygnięty przy pomocy ostrzału budynku parlamentu przez czołgi. Pierwsza wojna z Czeczenią w latach 1994-1995 pokazała słabość militarną i polityczną Rosji, która jednocześnie popierała agresywną politykę Serbii na Bałkanach. W tej sytuacji rządzący w Niemczech chadecy zaczęli przejmować i wspierać polski program rozszerzenia NATO na wschód. Kiedy prezydent Borys Jelcyn, najpierw podczas wizyty w Warszawie, oświadczył, że Rosja zgadza się na wejście Polski do NATO, a następnie w specjalnym liście do przywódców wielkich mocarstw wyraził swój sprzeciw –amerykańska administracja Billa Clintona została zmuszona do reakcji. Choć początkowo wśród demokratycznej administracji dominowała frakcja ‘najpierw Rosja’ (Russia First), z czasem coraz większe wpływy zaczęli zdobywać zwolennicy środkowoeuropejskiego programu rozszerzenia NATO. Kompromisowym rozwiązaniem miał być projekt „Partnerstwo dla Pokoju”. Choć początkowo pomyślane jako sposób na odwleczenie rozszerzenia, „Partnerstwo dla Pokoju” stało się polską drogą do NATO. Opóźnienie rozszerzenia zostało źle przyjęte nie tylko przez polską opinię publiczną, ale też przez Polonię w USA, która w tej sprawie zjednoczyła się i zmobilizowała jak nigdy wcześniej i nigdy później. Nacisk tzw. mniejszości etnicznych na demokratyczną administrację stał się oczywisty, kiedy amerykańscy demokraci ponieśli klęskę w wyborach do Kongresu w połowie pierwszej kadencji Billa Clintona, m.in. z powodu włączenia przez republikańską opozycję sprawy rozszerzenia NATO do programu wyborczego „Kontrakt z Ameryką”.

Jednak kalkulacje wyborcze nie były jedynym powodem, dla którego demokratyczna administracja Billa Clintona ostatecznie w latach 1997-1999 z sukcesem przeprowadziła rozszerzenie NATO o Polskę, Czechy i Węgry. Decydująca dla amerykańskiego myślenia geopolitycznego była potrzeba odnowienia sojuszu z Europą, a zwłaszcza z Niemcami. Niemcom zaś zależało, aby przy pomocy Amerykanów ustabilizować bezpośrednie otoczenie zjednoczonych Niemiec. Jak pokazał przykład Chorwacji i Słowenii, Niemcy nie były jeszcze dostatecznie silne i nie miały legitymacji, aby skutecznie ustabilizować otoczenie Unii Europejskiej. Rozszerzenie amerykańskiego parasola bezpieczeństwa nad Europą Środkową poprzez zaproszenie Polski, Czech i Węgier nie tylko stabilizowało całą Europę, ale też wzmacniało pozycję Niemiec jako centrum powiększającej się Unii Europejskiej. W tym czasie Unia rozbudowała się o Szwecję, Finlandię i Austrię, które wcześniej ze względu na Rosję były neutralne i nie należały do EWG. Wprowadzono też wspólną walutę, euro. Dla Amerykanów rozszerzenie NATO oznaczało, że wpływy USA w Europie uzyskują w Polsce nową kotwicę. Jednocześnie Amerykanie liczyli na to, że wymuszone przez rozszerzenie NATO przyjęcie Polski, Czech i Węgier do Unii Europejskiej zwiąże siły i ambicje niemieckie oraz zniechęci je do współzawodniczenia ze Stanami Zjednoczonymi, analogicznie jak to miało miejsce po amerykańskiej zgodzie na włączenie b. NRD do RFN i NATO.

Choć kraje zachodnie przedstawiały otwarcie drzwi do NATO dla trzech krajów Europy Środkowej jako rozszerzenie strefy stabilizacji, demokracji i bezpieczeństwa, Rosja postrzegała powiększenie Sojuszu jako próbę utrwalenia niekorzystnych dla niej zmian geopolitycznych w Europie. Dlatego Moskwa wspierała agresywną politykę Serbii wobec albańskiej większości w Kosowie. Fale uchodźców, jaką spowodowały czystki etniczne dokonywane przez reżim Slobodana Miloszewicza w Kosowie, zmusiły NATO do interwencji już dwa tygodnie po oficjalnym powiększeniu Sojuszu o Polskę, Czechy i Węgry 12 marca 1999 r. Wojna o Kosowo była ściśle związana z rozszerzeniem NATO także dlatego, że podczas gdy Zachód przekonywał, iż powiększenie Sojuszu oznacza pokój, to Serbia z poparciem Rosji szerzyła propagandę, że jest to wojna przeciwko prawosławiu. Choć propaganda ta przyczyniła się do spadku poparcia społecznego dla NATO na Ukrainie, to jednak decydujące dla sukcesu operacji powietrznej i misji stabilizacyjnej w Kosowie okazało się stanowisko prawosławnej Rumunii i Ukrainy. Kiedy kampania niszczenia przez precyzyjne bomby NATO infrastruktury Serbii zmusiła Jelcyna i Miloszewicza do ustępstw i stało się jasne, że w Kosowie rozlokowane będą siły międzynarodowe, rosyjscy komandosi z Bośni przez Serbię zajęli lotnisko w stolicy Kosowa, Prisztinie. Rosyjskie wojska nie uprzedziły jednak sił NATO w Kosowie, ponieważ Rumunia i – na krótko – Ukraina zablokowały przestrzeń powietrzną swoich krajów, uniemożliwiając w ten sposób Rosji wysłanie posiłków. Już wcześniej Rosja znalazła się w izolacji, nie uczestnicząc, jako jedyne obok Serbii i Białorusi państwo byłego ZSRR i bloku wschodniego, w jubileuszowym kwietniowym szczycie NATO w Waszyngtonie. W rezultacie konfliktu o Kosowo w latach 1999-2007, najpierw do NATO, a następnie do Unii Europejskiej przyjęte zostały również kraje bałtyckie oraz Rumunia, Bułgaria i inne kraje bałkańskie. W ten sposób szara strefa między obszarem NATO i UE a Rosją została w Europie zredukowana do Białorusi, Ukrainy, Mołdawii i krajów Kaukazu.

Rozszerzenie NATO mogło mieć wpływ na inne części świata. W latach 1997-1998, czyli między decyzją o otwarciu drzwi, podjętą w 1997 roku w Madrycie, a faktycznym powiększeniem, kryzys gospodarczy ogarnął niemal wszystkie części świata, oprócz rozszerzającego się NATO, czyli Ameryki Północnej, Europy Zachodniej oraz Polski, Czech i Węgier. Zapaść gospodarczą przeżywała wtedy Rosja, Brazylia i kraje Azji Wschodniej z jednym, choć najważniejszym wyjątkiem Chin. Szczególnie dotkliwie ówczesny kryzys gospodarczy dotknął Japonię, której gospodarka w zasadzie nie odzyskała wigoru do dziś. Choć w następnej dekadzie obserwowano z kolei sukcesy Brazylii, Rosji, Indii i Chin, czyli tzw. BRIC, to już nikt nie twierdził, że oznacza to upadek świata atlantyckiego. Podczas gdy jeszcze na przełomie lat 80. i 90. mówiło się, że przyszłe centrum świata przenosi się nad Pacyfik, gdzie Stany Zjednoczone będą współpracować z Japonią, to od rozszerzenia NATO hasła końca ery Atlantyku i początku ery Pacyfiku pojawiały się rzadziej.

Spoiwo transatlantyckiego partnerstwa czy bariera wschodnia?

W 2001 roku, podczas ostatniej debaty w Sejmie na temat polityki zagranicznej przed powrotem SLD do władzy, rządząca AWS przedstawiła dokonania solidarnościowej polityki zagranicznej. Podkreślono wtedy, że po raz pierwszy od trzech wieków istnienie suwerennej i silnej Polski leży w interesie wielkich mocarstw oraz stabilności i pokoju w Europie. Stwierdzono też, że solidarnościowa polityka Polski powinna służyć równocześnie jedności europejskiej i zacieśnianiu więzi między Europą i Ameryką. Polska jest najbezpieczniejsza kiedy Europa pozostaje w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. W szczególności zwrócono uwagę na fakt, że Polska nie może być wasalem ani Stanów Zjednoczonych, ani Niemiec. Gdyby stała się wasalem USA, to zagrożone byłyby interesy Niemiec. Jeśli zaś wybrałaby Niemcy jako swego patrona, to zagrożone byłyby interesy USA. Dlatego też w imię interesów własnych i pokoju światowego Polska musi być suwerenna i tak, jak w procesie rozszerzania NATO – służyć jako spoiwo Europy i Ameryki. Już wtedy przestrzegano, że typowe dla lewicy poszukiwanie patrona może zaszkodzić solidarnościowej i atlantyckiej polityce Polski. Niestety, przewidywania te potwierdziły się zwłaszcza w latach 2001-2005.

Głównym wyzwaniem dla polityki zagranicznej RP w pierwszej dekadzie XXI wieku były rozbieżności między USA i UE oraz marginalizacja NATO. Kiedy po ataku terrorystycznym na USA 11 września 2001 r. Sojusz Północnoatlantycki na mocy art. 5 traktatu waszyngtońskiego uchwalił, że w solidarności z Ameryką znajduje się w stanie wojny, administracja prezydenta George’a Busha syna zlekceważyła ten gest. Donald Rumsfeld, sekretarz obrony USA stwierdził, że Stany Zjednoczone nie będą budować koalicji chętnych, ale koalicję użytecznych. A wobec konieczności szybkiego dostarczenia broni do oddziałów z północy Afganistanu, które pomogły USA obalić reżim talibów, najbardziej użyteczna okazała się Rosja. Z kolei kiedy w 2003 r. USA zdecydowały się na interwencję w Iraku, Niemcy i Francja stworzyły z Rosją tzw. oś pokoju. Podpisanie przez Leszka Millera tzw. „listu ośmiu”, popierającego iracką politykę USA sprawiło, że stosunki polsko-niemieckie i polsko-francuskie znalazły się w kryzysie. Prezydent Francji Jacques Chirac oświadczył, że Polska straciła okazję aby siedzieć cicho, a kanclerz Niemiec Gerhard Schröder zainicjował z Władimirem Putinem projekt gazociągu Nord Stream, w którym po utracie władzy znalazł zatrudnienie. Choć były takie kraje jak Dania, która pod wodzą Andersa Fogh Rasmussena poparła politykę USA bez antagonizowania Niemiec i Francji, Europa podzieliła się na starą i nową. Nowa Europa w wizji Rumsfelda miała odgrywać rolę bariery wschodniej, która w interesie USA uniemożliwia sojusz Unii Europejskiej z Rosją przeciwko Stanom Zjednoczonym. Polska leżąca między Niemcami a Rosją miała być częścią tej nowej bariery wschodniej.

Już od początku lat 90. Stany Zjednoczone zdawały sobie sprawę, że sama Polska jest za słaba, aby zastąpić Rosję w roli jednego z głównych czynników równowagi sił w Europie. Od początku transformacji USA wspierały polskie inicjatywy integracyjne w regionie, takie jak Grupa Wyszehradzka czy pojednanie z Ukrainą. Szansą na znaczące wzmocnienie proamerykańskiego bloku w Europie Środkowo-Wschodniej była pomarańczowa rewolucja na Ukrainie w 2004 r. Kluczową rolę w negocjacjach, które doprowadziły do jej zwycięstwa, odegrał prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski, działający zarówno jako reprezentant UE, jak i USA. Hillary Clinton i Richard Holbrooke, choć w opozycji, wzywali nawet, aby przyjąć „pomarańczowe miasteczko do NATO”.

W następnych latach, mimo bardziej proamerykańskiej polityki kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicholasa Sarkozy’ego, NATO nie odgrywało jednak większej roli. Szansą na przełom był szczyt Sojuszu w Bukareszcie, w kwietniu 2008 r., gdzie w wyniku zabiegów prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i Rumunii Traiana Basescu, NATO obiecało członkostwo Ukrainie i Gruzji. Jednak zgoda Amerykanów na zablokowanie przez Niemcy przyznania tym krajom MAP (konkretyzacja zbliżenia do Sojuszu) stało się dla Rosji sygnałem, że maleje determinacja najważniejszych krajów NATO na rzecz rozszerzenia. Przeciwko rosyjskiej interwencji w Gruzji w sierpniu 2008 r. protestowali przywódcy Polski, Ukrainy i krajów bałtyckich oraz Unii Europejskiej, ale już nie prezydent USA Bush, który bawił na olimpiadzie w Pekinie. W rezultacie proces rozszerzania NATO na wschód, który przez poprzednie dekady stabilizował Europę, został wstrzymany.

NATO reaktywacja?

Powrót demokratów do władzy w USA pod wodzą prezydenta Baracka Obamy stał się okazją do całkowitej przebudowy amerykańskiej polityki zagranicznej. Kryzys finansowy i gospodarczy dla większości wyborców miał być dowodem na to, że Ameryka jest za słaba, aby prowadzić jednostronną politykę wbrew większości innych mocarstw. Zamiast jak Bush opierać się na twardej sile (hard power), Obama miał odzyskać pole poprzez powrót do przywództwa ideologicznego i miękkiej siły (soft power), której przedwczesnym symbolem stała się pokojowa nagroda Nobla. W szczególności Stany Zjednoczone miały odejść od polityki bariery wschodniej na rzecz porozumienia z Rosją i Europą Zachodnią. Stosunki z Rosją miały zostać poddane „resetowi”.

Na początku kadencji Obamy, podobnie jak w przypadku administracji Billa Clintona, przewagę uzyskała opcja Russia First, która zakłada, że odbudowa partnerskich relacji z Moskwą pozwoli na wzmocnienie pozycji USA w relacjach z Europą Zachodnią, Iranem i Chinami. Nowością była próba podejścia dwutorowego do Rosji. Podczas wizyty w Moskwie, Obama krytykował premiera Putina, który według niego „jedną nogą tkwi jeszcze w czasach zimnej wojny” i wychwalał prezydenta Miedwiediewa, który miał być symbolem nowoczesności i otwarcia na współpracę z Zachodem. W zamian za rezygnację Waszyngtonu z projektu rozmieszczenia wyrzutni i radarów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, Moskwa miała przyłączyć się do amerykańskiej polityki sankcji wobec Iranu. Koszty polityki nowego otwarcia Obamy miały ponieść kraje niedawnej bariery wschodniej, które nagle okazały się współwinne pogorszeniu się relacji amerykańskich z Rosją i Europą Zachodnią za Busha. Amerykański establishment podjął decyzję o odwróceniu sojuszy tym łatwiej, że decyzje polskiego rządu o wycofaniu się z Iraku, zbliżeniu z Niemcami i Rosją oraz przedłużaniu negocjacji, a potem ratyfikacji umów o tarczy sugerowały, iż sama Polska chce zrezygnować z udziału w barierze wschodniej.

Jesienią 2009 roku okazało się jednak, że polityka ustępstw wobec Europy Zachodniej, Rosji i Iranu daje efekt odwrotny od zamierzonego. Europa Zachodnia nie tylko nie wsparła wysiłków amerykańskiego budżetu, aby ożywić gospodarkę światową, ale przyjęła pozycję pasażera na gapę, wykorzystującego amerykańskie inwestycje dla zwiększenia eksportu do USA. W Rosji okazało się, że mimo wsparcia prezydenta Obamy, pozycja Miedwiediewa jest bardzo słaba, a Putin nie ma zamiaru odwzajemniać ustępstw Obamy i wycofać rosyjskiego wsparcia dla agresywnej polityki Iranu. Irański rząd Ahmedineżada nie tylko skorzystał z rosyjskich rad jak stłumić w zarodku próbę kolorowej rewolucji, ale otwarcie zmierza do uzyskania statusu de facto mocarstwa atomowego. Nawet jeśli Rosja zdecyduje się poprzeć amerykańską politykę sankcji wobec Iranu, to zawsze zablokować ją mogą w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i w „realu” Chiny. Uzyskanie przez Iran statusu mocarstwa jądrowego może podważyć równowagę sił na Bliskim Wschodzie i amerykańskie wpływy w tym regionie. Nie można wykluczyć, że Izrael podejmie próbę zbombardowania irańskich instalacji nuklearnych, tak jak to zrobił kiedyś w przypadku Syrii. W odpowiedzi Iran może zablokować cieśninę Ormuz, co spowodowałoby wciągnięcie USA do konfliktu, wzrost cen ropy i przedłużenie globalnej recesji. Co więcej, zaangażowanie USA, lub nawet tylko jego sojuszników w działania przeciwko Iranowi, który Rosja uważa za swojego stronnika, może zostać odebrane w Moskwie jako przyzwolenie na to, aby również ona sięgnęła po opcję militarną wobec problemów, jakie mogą wyniknąć w „jej strefie wpływów” w Europie Wschodniej i na Kaukazie. Nie można wtedy wykluczyć prób „zmiany reżimu” w Gruzji, w Mołdawii czy na Białorusi.

Wobec tych wyzwań najlepszą odpowiedzią USA może się okazać reaktywacja NATO. Symbolem próby odnowienia transatlantyckiego partnerstwa był powrót Francji do struktur wojskowych Sojuszu po czterdziestu latach i wybór popieranego jednocześnie przez USA, Wielką Brytanię, Francję i Niemcy Andersa Fogh Rasmussena na sekretarza generalnego NATO. Podczas gdy poprzednia administracja w obawie o spoistość Sojuszu wstrzymywała się, Obama zdecydował o rozpoczęciu prac nad nową Koncepcją Strategiczną NATO. W deklaracji ze szczytu w Kehl i Strasburgu w kwietniu 2009 r., na którym podjęto powyższe decyzje, mówi się, że poprzez przygotowanie planów i ćwiczenia NATO ma być lepiej przygotowane do reagowania na potencjalne zagrożenia zarówno wobec terytorium Sojuszu, jak i na jego peryferiach. Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego przystąpiła do uaktualnienia planów obrony Polski. Jak donoszą media, po pięciu latach blokowania przez Niemcy, Sojusz rozpoczął prace nad przygotowaniem planów obrony krajów bałtyckich. W 2010 r. administracja Obamy podjęła decyzję o rozmieszczeniu elementów nowej tarczy antyrakietowej w Rumunii i Bułgarii oraz baterii rakiet Patriot w Polsce w Morągu, sześćdziesiąt kilometrów od granicy obwodu królewieckiego Federacji Rosyjskiej.

Stabilizacja europejskiego sąsiedztwa

Twórcy koncepcji rozszerzenia NATO już w 1992 r. podkreślali, że nie chodzi tylko o otwarcie drzwi do Sojuszu dla kilku krajów, ale że polityka ta ma promieniować i zwiększać oddziaływanie europejskiego rdzenia bezpieczeństwa jak najdalej na wschód. Postępowanie to odniosło tak wielki sukces, że jak zauważają Amerykanie, obszar „Partnerstwa dla Pokoju” jest dziś mniejszy od samego Sojuszu, a wszyscy „dobrzy kandydaci” zostali już przyjęci. Jak wskazują inni, rozszerzenie NATO o Ukrainę i Gruzję zostało zablokowane na szczycie w Bukareszcie przez Niemcy i Francję nie tylko ze względu na sprzeciw Rosji, ale też z powodu obaw, że mogłoby to zmusić Unię Europejską do przyjęcia np. Ukrainy. We Francji uważa się, że Unia Europejska nie uniosłaby takiego ciężaru, a Niemcy dodatkowo obawiają się, że w takiej nowej Unii nadmiernie wzrosłoby znaczenie Polski.

Z drugiej strony wstrzymanie procesu rozszerzenia grozi tym, że na obszarze Europy Wschodniej i Kaukazu odmrożone zostaną stare konflikty – tak jak to się stało w przypadku Osetii Południowej i Abchazji w 2008 roku. Choć Rosja z Turcją próbują obecnie rozwiązać armeńsko-azerbejdżański konflikt w Górskim Karabachu, to równie prawdopodobny jest scenariusz jego odnowienia. Wzrost wpływów Rumunii po zwycięstwie proeuropejskiej koalicji w Mołdawii może sprowokować Naddniestrze do ogłoszenia niepodległości wzorem Osetii Południowej i Abchazji. Największym zagrożeniem jest jednak nieprzewidywalność Rosji, która w obliczu kryzysu gospodarczego i frustracji z powodu utraty swojego supermocarstwowego statusu może, wzorem republiki weimarskiej, w ciągu kilku lat przekształcić się ze słabego państwa w agresywne mocarstwo. Jeśli Ukraina nie zostanie zwasalizowana, to Moskwa, aby przedłużyć obecność swojej floty w Sewastopolu po 2017 r., może inspirować ogłoszenie niepodległości przez Krym. Ewentualne przekształcenie Europy Wschodniej i Kaukazu w Bałkany XXI wieku zagrażać może bezpieczeństwu i pomyślności całej Unii Europejskiej.

Wobec tych potencjalnych zagrożeń również administracja Obamy może być zmuszona do odwrotu od myślenia w kategoriach Północ-Południe i powrotu do myślenia w kategoriach atlantyckich i osi Wschód-Zachód. Choć prezydent Obama odwołał swój udział w najbliższym szczycie USA-UE, to Stany Zjednoczone nadal zabiegają o poparcie Europy. A po doświadczeniach ostatniego pół roku, w USA zaczęto też znów zwracać uwagę na nowe kraje członkowskie Sojuszu jako kraje graniczne. Obecna administracja wini politykę Busha za to, że UE zwalczała NATO. Uważa, że dzięki nowemu otwarciu jest szansa na współpracę NATO-UE. Zaś osłabienie poparcia społecznego dla demokratów przed wyborami do kongresu w połowie pierwszej kadencji Obamy może stwarzać podobną sytuację jak w przypadku administracji Billa Clintona, który uzyskał reelekcję dzięki poparciu tzw. mniejszości etnicznych po zmianie stanowiska w sprawie rozszerzenia NATO.

Pogłębiające się przekonanie, że należy przy pomocy konkretnych działań potwierdzić i wzmocnić gwarancje bezpieczeństwa dla nowych krajów NATO otwiera przed Polską szansę na wysunięcie nowej propozycji na rzecz bezpieczeństwa europejskiego. Ta nowa koncepcja nie może mieć na uwadze tylko bezpieczeństwa Polski, ale powinna służyć rozszerzaniu atlantyckiej strefy stabilizacji na wschód przy pomocy innych instrumentów, niż członkostwo w NATO. Tak jak stworzone w 1997 r. Rady NATO-Rosja i NATO-Ukraina, nowa koncepcja Sojuszu powinna być skierowana równolegle do Rosji oraz do Ukrainy. Powinna ona również pogłębiać solidarność europejską i atlantycką. Podczas gdy rozszerzenie NATO kładło nacisk na zabiegi dyplomatyczne, to nowa koncepcja zaangażowania Sojuszu na wschodzie Europy może wiązać się z koniecznością szybkiego przerzutu wojsk dla potrzeby stabilizowania obszarów zagrożonych odmrożeniem konfliktów. Sojusznikami Polski na rzecz stabilizacji europejskiego sąsiedztwa jako nowej misji NATO będzie prawdopodobnie Rumunia i być może, po wyborach, Wielka Brytania. Decydujące znaczenie będzie miało jednak uzyskanie poparcia ze strony Stanów Zjednoczonych i Niemiec.

Jak podjęte prawie dwadzieścia lat temu prace nad rozszerzeniem NATO przyczyniły się do odwrócenia wielowiekowego geopolitycznego fatum nad Polską, tak stworzenie nowej koncepcji Sojuszu jako stabilizatora „Bałkanów XXI wieku” może przyczynić się nie tylko do wzmocnienia solidarności atlantyckiej, ale przez stabilizację szarej strefy między krajami granicznymi a Rosją – utrwalić i wzmocnić zjednoczoną Europę. Po raz kolejny parasol bezpieczeństwa NATO może przyczynić się do rozszerzenia Unii Europejskiej. Przyjęcie Ukrainy, Mołdawii a nawet Białorusi do Unii leży bowiem nie tylko w interesie tych społeczeństw, ale też w interesie Polski. Stabilizacja Europy Wschodniej przy pomocy NATO uniemożliwi podporządkowanie Ukrainy Rosji
i odtworzenie rosyjskiego imperium, które przez trzy wieki blokowało zjednoczenie Europy. Włączenie ziem wchodzących w skład dawnej Rzeczypospolitej do rzeczypospolitej europejskiej wzmocni zarówno Polskę, jak i długofalowo – Unię Europejską. To zadanie i wyzwanie dla naszego pokolenia sformułował współtwórca zjednoczenia Europy, Jan Paweł II, w haśle „od Unii Lubelskiej do Europejskiej”.

 

Tekst z książki Rzeczpospolita na arenie międzynarodowej. Idee i praktyczne dylematy polityki zagranicznej (Kraków-Warszawa 2010), pracy zbiorowej pod redakcją Jacka Kloczkowskiego i Tomasza Żukowskiego, zawierającej artykuły rozwijające tezy wystąpień z cyklu konferencji eksperckich, organizowanych przez Ośrodek Myśli Politycznej dla Kancelarii Prezydenta RP w latach 2008-2009.

 

Wyświetl PDF