Archeologowie i spadkobiercy. Dziedzictwo a zdolność definiowania i realizowania polskiej racji stanu


Lecz iż korona polska nie przyrodzonem prawem na Waszą Królewską Miłość przyszła, nie podbiłeś nas mocą ani mieczem… wybralichmy cię sobie za Pana nie inszym sposobem, jedno iżbyś wolnym ludziom panował, a nie inaczej, jeno wedle prawa a swobód naszych.

Kasztelan poznański Andrzej Górka do króla Zygmunta Augusta, Sejm 1548 rok[1].

 

Refleksja[2] nad tym, jak poszczególne modele władzy, jak odmienne ustrojowe rozwiązania przekładają się na realizację najważniejszych interesów narodu i państwa, jest niezmiernie istotne w dzisiejszej Polsce, a więc po dwudziestu latach doświadczeń w ramach wolnego państwa. Są takie modele sprawowania władzy, które bardziej niż inne sprzyjają wykorzystaniu potencjału państwa oraz realizacji postawionych celów. Jaki model ustroju w polskim przypadku przyczynia się najlepiej do realizacji racji stanu? Jaki model państwa najlepiej zabezpiecza jego fundamentalne interesy, konieczne dla przetrwania i rozwoju?

Na te pytania nie da się odpowiedzieć korzystając jedynie z bieżącej wiedzy, konieczne jest bowiem nie tylko całościowe przemyślenie ostatnich dwudziestu lat, ale także sięgnięcie do głębszych pokładów polskiego dziedzictwa, po to, by zastanowić się, jaki ustrój polityczny, jakie państwo jest optymalne dla polskiej wspólnoty politycznej.

Tak postawione zagadnienie zmusza do namysłu nad inspirującą rolą przeszłości zarówno tej najbliższej, jak i tej bardziej odległej. Takiej refleksji musimy się podjąć, i to mimo pęknięć lub wyrw istniejących w rozwoju naszej państwowości. Mamy bowiem do czynienia z dość specjalnym przypadkiem państwa, którego ewolucyjny rozwój był kilkakrotnie brutalnie przerywany. Spróbujmy się więc zastanowić, czy są jakieś wspólne elementy wypływające z różnorodnych doświadczeń – związanych z tak odmiennymi epokami, w jakich istniały Pierwsza, Druga i Trzecia Rzeczpospolita – które mogłyby inspirować współcześnie. Nad tymi wspólnymi elementami warto zastanowić się, mimo że szczególnie w najnowszej historii mamy co najmniej kilka ważnych cezur oznaczających rewolucyjne zmiany, a wręcz zerwanie ciągłości.

Z całą pewnością takim kataklizmem była II wojna światowa i hekatomba polskich elit, a także zagłada wielu dóbr kultury, powodująca, że dziś bardziej niż kontynuatorami dziedzictwa jesteśmy archeologami wynajdującymi raz po raz fragmenty skarbów, które oglądamy lub odczytujemy, często nie będąc w stanie uchwycić szerszego kontekstu, zrozumieć środowiska, w którym te skarby zostały wytworzone. Cieszymy się z cudownego odkrycia i ocalenia, ale owe wybitne dzieła literackie, artystyczne czy architekturę odczytujemy w sposób ułomny. Dzieła te nie przemawiają już do nas tak, jak do naszych przodków, utraciliśmy bowiem wiele kodów kulturowych, wiele symboli. Jesteśmy jak archeolodzy cieszący się ze znamienitego odkrycia, ale nie potrafimy odtworzyć całości, na przykład nie potrafimy pamfletu politycznego odczytać w kontekście niezwykle rozwiniętej kultury obywatelskiej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, odwiedzając Wawel lub Zamek Królewski nie pamiętamy, że miejsca te, będąc miejscem obrad trzech sejmujących stanów, są jednocześnie symbolem ustroju mieszanego. Znamy fakty z przeszłości, wiemy o wielu heroicznych działaniach naszych przodków, ale ich rozumienia Rzeczy Wspólnej, ich rozumienia wolności, ich rozumienia idei ważniejszych od życia – nie jesteśmy już w stanie pojąć.

Jednocześnie intuicyjnie czujemy, że bez znajomości naszego dziedzictwa, bez odczytania tych skarbów, nie będziemy w stanie zrozumieć samych siebie i odbudować poczucia godności, które stanowi punkt wyjścia do wszelkich śmielszych przedsięwzięć. Mówienie zaś o skutecznym realizowaniu racji stanu suwerennego państwa należy z całą pewnością do najbardziej śmiałych i ambitnych przedsięwzięć.

Warto zadać sobie pytanie: w imię czego współcześni polscy emigranci – wyjeżdżający z wciąż jeszcze ubogiego kraju leżącego na peryferiach – mają chcieć do niego wracać? W imię czego mają chcieć pozostać Polakami? Niedawno uczestniczyłem w konferencji, w której profesor zajmujący się badaniem polskiej emigracji podkreślał fakt, że Polacy na emigracji często nie chcą być Polakami. Jeżeli ta obserwacja okazałaby się prawdziwa, byłoby to jedno z najcięższych oskarżeń wobec 20 lat Trzeciej Rzeczypospolitej. Jeśli bowiem wyjeżdżający Polacy nie tylko nie chcą wracać do kraju w bliższej czy dalszej perspektywie, ale jeszcze dodatkowo nie widzą w polskości niczego wartościowego, to oznacza, że pod względem wychowawczym minione dwudziestolecie należy uznać za stracone. A przecież stwierdzenie, że Polacy nie chcą być dłużej Polakami nie dziwi nas już współcześnie, stało się niemal potoczną mądrością – czy raczej głupotą; tak bardzo przyzwyczailiśmy się do kojarzenia Polaków i polskości z samymi negatywnymi cechami.

Jeśli zerwanie ciągłości jest tak pełne, czy w takim razie jesteśmy skazani na państwo, którego elity polityczne, dziennikarskie, a nawet nauczycielskie nie są w stanie myśleć w bardziej długofalowy sposób? Teraźniejszość staje się najważniejszym punktem odniesienia. Brak zakorzenienia, brak świadomości historycznej powoduje także zanik myślenia o dalszej przyszłości, uwiąd myślenia w szerszych kategoriach, a szczególnie w kategorii wspólnoty politycznej. Jest wreszcie przyczyną zaniku poczucia odpowiedzialności za dobro wspólne, jakim jest nasze państwo.

Przypomnijmy sobie słynne słowa Monteskiusza, które powinni sobie przyswoić wszyscy politycy:

Prawo na ogół jest to rozum ludzki, ile że włada wszystkimi ludami ziemi; prawa zaś polityczne i cywilne każdego narodu winny być jedynie szczególnymi wypadkami, w których objawia się ten rozum ludzki.

Powinny być tak swoiste dla narodu, dla którego je stworzono, iż rzadki to traf, aby prawa jednego narodu mogły się nadać drugiemu.

Trzeba, aby odpowiadały naturze i zasadzie rządu istniejącego lub mającego powstać, czy że go tworzą – jako prawa polityczne – czy że utrzymują – jako prawa cywilne.

Powinny być dostrojone do fizycznych warunków kraju; do klimatu zimnego, skwarnego lub umiarkowanego; do właściwości gruntu, do położenia, wielkości kraju; do rodzaju życia ludów rolniczych, myśliwskich lub pasterskich. Powinny się naginać do stopnia wolności, jaką dany ustrój może znieść; do religii mieszkańców, do ich skłonności, bogactw, liczby; do ich handlu, obyczajów, nawyków[3].

Mimo tych znanych słów klasyka myśli liberalnej, w Polsce na konferencjach politologicznych wciąż można usłyszeć o trwającym (już dwadzieścia lat!) procesie transformacji… A więc prowadzi się rozważania nad polityką przekształcania, a nie budowania państwa opartego na rodzimych tradycjach i obyczajach.

Stąd właśnie bierze się słuszna obserwacja, że zachowujemy się i prowadzimy politykę na miarę małego narodu, o krótkiej wspólnej przeszłości, narodu, który nie ma tradycji państwowych. Nowe narody charakteryzują się najczęściej neoficką gorliwością w obronie własnej tożsamości. Nie jest to jednak przypadek współczesnej Polski, w której Polacy z ulgą wkroczyli do sfery postnarodowej i postpolitycznej, a mocno im w tym pomogli przedstawiciele świata akademickiego, artystycznego, dziennikarskiego i politycznego, stawiając przed Polakami mało ambitne cele transformacyjne. Stało się tak, ponieważ polskie elity charakteryzuje świadomość małego narodu bez znaczącego dziedzictwa i dorobku państwowego.

Tę małość, brak mocniejszego zakorzenienia, brak świadomości wielkości własnej przeszłości, brak wiedzy o znaczeniu naszego dziedzictwa widać szczególnie wtedy, gdy inspiracja przychodzi z zewnątrz, szczególnie z krajów zachodnich. Dopiero gdy Amerykanie wskażą na znaczenie Wawrzyńca Goślickiego, zaczynamy się nim zajmować i uświadamiamy sobie, że jego dzieło, którego liczne ślady obecne są nie tylko w amerykańskiej debacie politycznej, ale także w Hamlecie Szekspira[4], zostało przetłumaczone i wydane w całości po polsku dopiero kilka lat temu[5]. Albo gdy Quinton Skinner wraz z innymi anglosaskimi akademikami odkrywa, że o republikańskich tradycjach nie sposób mówić z pominięciem doświadczenia Rzeczypospolitej, zaczynamy chętniej studiować polskich pisarzy złotego wieku. Jesteśmy archeologami, którzy zaczynają wierzyć w znaczenie własnej przeszłości dopiero pod wpływem wskazówek innych. Nasza wiedza, a raczej zrozumienie stworzonych przez naszych przodków instytucji i zasad, które okazały się tak niezwykłe i inspirujące, jest przerażająco małe. Tak małe, że nie jesteśmy często dziś w stanie pojąć, jakim cudem kultura stworzona w Rzeczypospolitej XV i XVI wieku miała tak ogromny zasięg i taką siłę oddziaływania.

Jeśli nasza świadomość jest tak uboga, jeśli ciągłość została tak mocno nadszarpnięta, to musimy sobie zadać pytanie: czy wszystko stracone? Czy nasza godność, wiara we własne siły i ambicja odeszły wraz z pokoleniem heroicznego boju z dwoma totalitaryzmami z pierwszej połowy XX wieku?

Sytuacja jest niezwykle trudna, gdyż idee stanowią kluczowy element w budowie instytucji, w wyznaczaniu celów zarówno przez jednostki, jak i większe zbiorowości. Ale z całą pewnością nie wszystko jest stracone! Przecież Anglicy nie byli żeglarzami, jak twierdzą znawcy dziejów Anglii; to literackie wizje wszczepiły w nich chęć poznawania świata, odkrywania i zdobywania nowych lądów, wreszcie chęć niesienia misji cywilizacyjnej i tworzenia imperium. Z kolei Żydzi rzadko w przeszłości miewali opinię wybitnych żołnierzy, a dziś mają jedną z najlepszych armii świata, jeden z najlepszych wywiadów, jedno z najsprawniejszych państw…

Karen Armstrong podkreśla ponadczasowe znaczenie mitów:

Potrzebujemy mitów, które pomogą nam utożsamić się z bliźnimi, nie tylko tymi, którzy należą do naszego etnicznego, narodowego czy ideologicznego plemienia. Potrzebujemy mitów pomagających nam uświadomić sobie wagę współczucia, które w naszym pragmatycznym świecie nie zawsze uważane jest za dostatecznie produktywne i efektywne. Potrzebujemy mitologii pomocnej nam w wyrobieniu sobie postawy duchowej, tak byśmy potrafili patrzeć poza nasze doraźne wymagania i żyć wartością transcendentną, przełamującą nasz wsobny egoizm[6].

Tak więc pewien rodzaj mitów politycznych jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania wspólnoty politycznej. Bez mitów nie jest w stanie zaistnieć żadna wspólnota. Symbole, wspólne punkty odniesienia, umiejętność patrzenia na siebie zarówno z punktu widzenia swoich mocnych, jak i słabych stron stanowią niezbędny element równowagi, pozwalającej na właściwą ocenę siebie i swojej wspólnoty oraz na stawianie właściwych zadań. A przecież Polacy nie muszą sięgać do legend, wystarczy, że sięgną do faktów z bliższej i dalszej przeszłości!

Nowa idea, nowa doktryna jest nam dziś niezbędna – doktryna budowania wolnościowego i sprawiedliwego państwa, w którym idei wolności towarzyszy głęboka duchowość, w którym pogodzimy wrażliwość religijną z nowoczesnością. Po 1989 r. stanęło przed nami zadanie stworzenia państwa, w którym będziemy się dobrze czuli, w którym polubimy siebie, a wkrótce potem zaczniemy być lubiani przez innych. Mamy zadanie stworzenia nowego wcielenia Rzeczy pospolitej, Rzeczy wspólnej, w którym odrodzi się poczucie obywatelstwa, oparte na szacunku dla drugiego obywatela oraz na współodpowiedzialności za losy rodziny, wspólnoty lokalnej, państwa. Musimy znów nauczyć się życzliwiej patrzyć na naszych rodaków i podjąć się wraz z nimi zadania budowy państwa, którego fundament będą stanowiły tak ważne dla naszych przodków idee wolności, równości i tolerancji. Warunkiem nieprzekraczalnym na tej drodze powinna być lojalność wobec wspólnej sprawy, wobec Rzeczypospolitej. Tylko taka Rzeczpospolita może wydobyć ukryte pokłady energii, tylko taka Rzeczpospolita może stanowić ważny wkład w ramach integracji europejskiej.

Czy jednak nasze anarchiczne skłonności i liczne wady nie staną się przeszkodą? Czy nie dopiszemy kolejnego rozdziału do Dziejów głupoty w Polsce, albo do Tendencji samobójczych narodu polskiego[7]?

Aby dokonać rzeczy wielkich – a taką rzeczą jest stworzenie sprawnego, wolnościowego i sprawiedliwego państwa – państwa, które stanie się realnym podmiotem europejskich stosunków międzynarodowych – musimy wyzbyć się bagażu negatywnych stereotypów, będących nie tylko zbytnim uproszczeniem, ale często także nieprawdziwych. Ze stereotypem polskiej anarchii przekonująco rozprawił się Paweł Jasienica w książce Polska anarchia[8], a Przemysław Żurawski vel Grajewski wskazał na imponujący federacyjny dorobek wieloreligijnej, wielojęzycznej i wieloetnicznej Rze­czypospolitej i porównał go z wiekowym istnieniem kilkuset niemieckich państewek, które ostatecznie zostały zjednoczone za pomocą „żelaza i krwi”[9], a nie za pomocą unii „wolnych z wolnymi, równych z równymi”. Musimy więc na nowo przemyśleć własną przeszłość i skoncentrować się na tych jej elementach, które lepiej pomogą nam zrozumieć siebie, nasze tęsknoty, nasze cechy. I pomogą do tych naszych cech dostosować ustrój polityczny.

Michał Bobrzyński w XIX wieku najmocniej wyartykułował tezę, z którą zgodziło się wielu jego następców. Bobrzyński dowodził, że brak silnego rządu, albo mówiąc inaczej – brak takiego modelu sprawowania władzy, który byłby w stanie w całości wykorzystać potencjał państwa albo nawet zwielokrotnić siłę państwa, był przyczyną upadku Rzeczypospolitej[10]. Po Bobrzyńskim znalazło się wiele osób, które w braku silnej, scentralizowanej, absolutnej władzy dopatrywały się przyczyn katastrofy końca XVIII wieku. Według nich brak absolutyzmu odcisnął swoje negatywne piętno na polskim społeczeństwie w licznych sferach jego życia: nim tłumaczyli brak porządku, chaos architektoniczny, nieumiejętność wytrwałego dążenia do celu, niezdolność do budowania efektywnych instytucji itd.

Paradoksalnie, jestem skłonny zgodzić się częściowo z tą tezą. A mianowicie, brak absolutyzmu rzeczywiście stanowi jedną z cech, które warto brać pod uwagę, próbując zrozumieć polską wrażliwość i polską wizję świata. Sprzeciw przed wzmocnieniem władzy królewskiej był oporem przed utratą wolności rozumianej na sposób republikański, to znaczy zarówno wolności indywidualnej (przykładowo: nie można nikogo uwięzić bez wyroku sądowego), jak i wolności rozumianej jako wzięcie na siebie współodpowiedzialności za losy Rzeczy Wspólnej. Jednakże w fakcie, że nie było w Polsce absolutyzmu za wyjątkiem panowania monarchii zaborczych, należy dziś doszukiwać się pozytywów. Moim zdaniem nie tylko nie warto tego potępiać, ale wprost przeciwnie – trzeba szukać w tym fakcie ożywczej inspiracji.

Czy w dzisiejszym modelu sprawowania władzy możemy znaleźć jakąś inspirację polskimi przeszłymi doświadczeniami? Wydaje się, że nie – tak wiele razy zrywana była ciągłość, a metod sejmikowania, działania Sejmów Walnych czy zasad funkcjonowania Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie rozumieją współcześni, nawet wykształceni Polacy. Podobnie rzecz ma się z II Rzeczpospolitą, nie mówiąc o Polsce Ludowej, która z każdym miesiącem staje się coraz bardziej odległą epoką. Ale przecież już II Rzeczpospolita dokonała kilku symbolicznych zerwań w porównaniu z Pierwszą. I nie chodzi tu tylko o fakt, że odradzające się państwo polskie od I Rzeczpospolitej dzieliła cała epoka naznaczona procesami industrializacyjnymi, sekularyzacyjnymi i narodowotwórczymi. Chodzi o to, że w wielu przypadkach bardziej korzystano z francuskich czy austriackich rozwiązań.

A jednak moim zdaniem musimy odwołać się do przeszłych modeli! Współczesna polskość, a nie tylko współczesne państwo polskie, musi nawiązać do polskich tradycji państwowych. Tylko wówczas uda się zestroić coś, co w przeszłości było nazywane „charakterem narodowym” z ustrojem państwa, z jego instytucjami. Tylko wówczas ustrój polityczny będzie najbardziej efektywny.

Odwołanie do polskich doświadczeń ustrojowych jest konieczne z dwóch jeszcze powodów. Po pierwsze, potrzebujemy pozytywnych wzorców – musimy uwierzyć, że potrafimy zbudować sprawne państwo, że możemy mieć sprawną administrację, możemy dobro państwa stawiać ponad partykularne interesy. Taka legitymizacja państwa jest koniecznie potrzebna nam – obywatelom, ale także elitom – administracyjnym, dyplomatycznym, nauczycielskim, dziennikarskim. Po drugie, znajomość przeszłych rozwiązań i doświadczeń, zarówno tych dalszych, jak i tych bliższych, jest niezbędna, gdyż nasze prawa i nasz ustrój muszą być dostosowane do naszego klimatu, naszych obyczajów, tradycji, wielkości – zgodnie z tym, co pisał Monteskiusz.

Jednakże do jakich szczególnie tradycji i rozwiązań ustrojowych możemy się współcześnie odwołać? Moim zdaniem po pierwsze do koncepcji ustroju mieszanego, wszak i dzisiejszy polski ustrój jest niezwykle złożony, a nasza współczesna demokracja wymaga uszlachetnienia choćby za pomocą elementów arystokratycznych (z greckiego aristos – wybitny, najlepszy) oraz monarchicznych. Warto podkreślić, że polska tradycja ustrojowa jest tradycją modelu mieszanego, mającego swoje mocne zakorzenienie w pismach starożytnych, w praktyce republikańskiego Rzymu, w praktyce I Rzeczpospolitej. Powrót do idei ustroju mieszanego oznaczałby w polskich realiach wzmocnienie władzy wykonawczej (na przykład prezydenckiej), wzmocnienie Senatu – jako elementu arystokratycznego z przemodelowaniem sposobu wybierania lub mianowania senatorów, a także wzmocnienie świadomości obywatelskiej i identyfikacji obywateli z własnym państwem. Po drugie więc warto odwołać się do rozbudowanej kultury obywatelskiej, która w XVI stuleciu nie miała sobie równej w Europie. W tym kontekście trzeba na nowo przemyśleć i prześledzić dzieje Ruchu Egzekucyjnego – obywatelskiego ruchu na rzecz reform, na rzecz naprawy państwa. Jest to oczywiście ambitny program, ale wychodzi on z założenia, że wcale niekoniecznie ustrój skupiający władzę w jednym ręku (jednej osoby lub jednej instytucji) jest najlepszy i najbardziej skuteczny.

Po trzecie, powinniśmy przy budowie współczesnego państwa skorzystać z kreatywnej siły wolności. Wolność powinna więc być trzecią zasadą, ale wolność rozumiana na sposób republikański. Zdecentralizowany, wolnościowy ustrój wcale nie musi okazać się mniej efektywny od absolutnych czy autorytarnych (nie mówiąc o totalitarnych) konkurentów. Moim zdaniem polskie tradycje republikańskie – polskie zainteresowanie sprawami politycznymi – mogą stanowić ważny oręż w budowie kultury obywatelskiej. We współczesnym państwie, przy założeniu sprawnego funkcjonowania dyplomacji, administracji, większe efekty może uzyskać państwo wolnych obywateli, państwo, w którym każdy obywatel jest świadomy fundamentalnych interesów państwa i każdy realizuje jakiś wycinek racji stanu.

Po czwarte, biorąc pod uwagę doświadczenia II Rzeczypospolitej powinniśmy nawiązać do pojęcia służby – obecnej w administracji, w korpusie dyplomatycznym, wywiadzie, w wojsku oraz do pojmowania patriotyzmu, którym w okresie międzywojennym przesiąknięte było wychowanie i edukacja.

Po piąte, współczesna odrodzona Rzeczpospolita powinna nawiązywać do idei solidarności. Solidarność powinna stanowić kluczową więź spajającą wolnych obywateli współpracujących ze sobą i współtworzących wspólnotę polityczną czyli Rzecz Wspólną. Zaczerpnięta z najnowszej historii Polski idea solidarności powinna nawiązywać do rozpowszechnionych w Rzeczpospolitej Obojga Narodów idei braterstwa oraz równości wszystkich obywateli. Równości wobec prawa, ale i równości w godności oraz we wzięciu na siebie współodpowiedzialności za losy państwa.

Wreszcie po szóste, powinniśmy przyjąć do wiadomości, że jesteśmy prawdziwymi spadkobiercami, że dziedziczymy ważną tradycję państwową, w której zawarte są wskazówki
i intuicje na temat tego, jakiego państwa Polacy potrzebują. W jakim państwie Polacy będą się najlepiej czuli, jakie państwo najpełniej pozwoli Polakom rozwinąć własne zdolności, jakie państwo będzie najbardziej efektywne, jakie państwo w największym stopniu będzie realizowało polskie interesy oraz polską wizję świata. Jakie państwo w polskich warunkach będzie najbardziej efektywne, będzie najlepszym instrumentem realizacji racji stanu.

Przestańmy więc zachowywać się niczym wnuczek bez pamięci, który z niedowierzaniem przyjmuje informacje, że jego przodkowie pozostawili mu ogromny spadek – zarówno materialny, jak i duchowy. Przestańmy być archeologami, koncentrującymi się na poszczególnych fragmentach, które uda się wykopać z przeszłości, a stańmy się prawdziwymi spadkobiercami, świadomymi wagi przekazanego nam dziedzictwa…

 

Tekst ukazał się w pracy zbiorowej Władza w polskiej tradycji politycznej (OMP, Kraków 2010)



[1]     Cyt. za A. Sucheni-Grabowska, Przeobrażenia ustrojowe od Kazimierza Wielkiego do Henryka Walezego, [w:] A. Sucheni-Grabowska, A. Dybkowska, Tradycje polityczne dawnej Polski, Warszawa 1993, s. 41.

[2]     Artykuł powstał w wyniku udziału w projekcie współfinansowanym przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, dzięki któremu mogłem odwiedzić oprócz angielskich bibliotek tak ważne emigracyjne instytucje jak Polski Uniwersytet na Obczyźnie (PUNO) czy Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny (POSK) w Londynie.

[3]     Monteskiusz, O duchu praw, przeł. Tadeusz Boy-Żeleński, Kęty 1997, s. 17.

[4]     T. Bałuk-Ulewiczowa, Obecność traktatu Goślickiego w szekspirowskich „Hamletach”, [w:] O senatorze doskonałym studia. Prace upamiętniające postać i twórczość Wawrzyńca Goślickiego, red. A. Stępkowski, Kancelaria Senatu, Warszawa 2009.

[5]     A. Stępkowski, Obecność „De optimo senatore” za granicą, [w:] O senatorze doskonałym studia…, dz. cyt., s. 158.

[6]     K. Armstrong, Krótka historia mitu, przeł. I. Kania, Kraków 2005, s. 129.

[7]     Por. Aleksander i Adolf Bocheńscy, Tendencje samobójcze narodu polskiego, Lwów 1925; Aleksander Bocheński, Dzieje głupoty
w Polsce
, Warszawa 1947.

[8]     P. Jasienica, Polska anarchia, Warszawa 2008.

[9]     Por. analizy Juliana Klaczki dotyczące polityki Bismarcka;
J. Klaczko, Dwóch kanclerzy i inne studia dyplomatyczne, Kraków 2009.

[10]    M. Bobrzyński, Zasady i kompromisy. Wybór pism, red.
W. Bernacki, Kraków 2001.



Arkady Rzegocki - Politolog, wykłada na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek zarządu Ośrodka Myśli Politycznej, redaktor naczelny pisma Klubu Jagiellońskiego „Pressje”. Opublikował m.in. "Racja stanu a polska tradycja myślenia o polityce" (2008), "Wolność i sumienie" (2004). Redaktor wyborów pism T. B. Macaulaya ("O makiawelizmie, rewolucjach i postępie", 1999), Stanisława Tarnowskiego ("Z doświadczeń i rozmyślań", 2000), Juliana Klaczki ("Dwaj kanclerze", 2009) i lorda Actona ("W stronę wolności", 2006), a także prac zbiorowych "Państwo jako wyzwanie" (2000) i "Narody i historia" (2000), współautor kilku wydanych przez OMP książek, m.in. "Rzeczpospolita 1989-2009. Zwykłe państwo Polaków?" (2009), "Władza w polskiej tradycji politycznej. Idee i praktyka" (2010).

Wyświetl PDF