Złe i dobre strony polskiego mesjanizmu


Jacek Salij OP - Złe i dobre strony polskiego mesjanizmu

1. Sądzę, że należy rozróżnić zjawiska jedynie ocierające się o mesjanizm od mesjanizmu w sensie ścisłym. Osobiście nie węszyłbym na przykład postawy mesjanistycznej w przeświadczeniu, że poszczególne narody mogą mieć odrębne zadania do wypełnienia we wspólnocie narodów i że wobec tego warto się zastanawiać nad tym, jakie zadanie powinien podjąć i realizować mój naród

Z dwóch powodów nie wyrzucałbym tego rodzaju przeświadczeń na śmietnik myśli bezsensownej i szkodliwej. Po pierwsze, jest jednak faktem, że inaczej wzbogacili naszą cywilizację Grecy, inaczej Rzymianie, a jeszcze inaczej Hebrajczycy. Grekom zawdzięczamy filozofię, Rzymianom prawo, Hebrajczykom zaś desakralizację tego co nie święte i w konsekwencji możliwość rozpoznania Tego, który sam tylko jest Święty.

Skoro zaś tak realne i tak różne zadania spełniały narody w czasach historycznych, nie należy wykluczać tego, że również narody współczesne mają sobie tylko właściwe możliwości wzbogacania wspólnoty narodów. Z tego właśnie powodu Zygmunt Krasiński uważał, że rozbiory Polski wyrządziły krzywdę nie tylko naszemu narodowi, ale również całej wspólnocie narodów, gdyż pozbawiły ją jednego z wzajemnie wzbogacających się członków:

 

Słuchaj! W dźwięków tych wszechzgodzie

Brak jednego dziś imienia!

Patrz, w tych świateł wszechpogodzie

Brak jednego dziś promienia!

(Przedświt, w.157-160).

Sensowności i pożytku zastanawiania się nad tym, czy mój naród ma jakieś szczególne zadanie do wypełnienia - jeśli tylko staramy się myśleć o tym w sposób szlachetny, tzn. bez wywyższania się, a nawet bez porównywania się z innymi narodami, a zarazem w duchu sprawiedliwości i szacunku dla innych narodów - broniłbym jeszcze z jednego powodu. Z pewnością, jest wiele życzeniowości w takim myśleniu. Jednakże tego rodzaju myślenie życzeniowe ma szansę przyczyniać się do tego, ażeby życzenia przynajmniej częściowo zmieniały się w rzeczywistość.

Osobiście sądzę, że byłoby niesprawiedliwością stygmatyzować negatywnie te wszystkie polskie wypowiedzi, w których głoszono, że szczególnym zadaniem Polaków jest postawa "za wolność naszą i waszą" albo wiara w możliwość duchowego zwycięstwa nawet w sytuacji klęski militarnej i politycznej.

Trudno zarazem zaprzeczyć, że ten rodzaj myślenia budował również - ufam, że tylko ubocznie - obraz Polski jako pawia narodów, wynoszącego się bezzasadnie ponad innych i przypisującego sobie to, co było realne tylko w marzeniach. Wojciech Dzieduszycki lękał się ponadto, że przeidealizowany, a nieprzemyślany obraz samych siebie może nas popychać do tego, żeby "być don Kiszotem narodów, gotowym dla cudzej sprawy, źle rozpatrzonej, swoje narażać zdrowie"[1].

omyłki lub megalomania w rozpoznawaniu zadania, jakie mój naród ma do spełnienia we wspólnocie narodów, zawsze zatruwają atmosferę duchową stosunków między różnymi narodami. Stanowią jednak prawdziwą katastrofę, kiedy dotyczą narodów wielkich i silnych. Przypomnijmy, jaką rolę odgrywała ideologia narodowa w zbójeckich poczynaniach Rosji czy Niemiec.

Jednakże abusus non tollit usum. Wyrzucenie wszelkiego myślenia o własnej specyfice narodowej na śmietnik jest niekoniecznie najsłuszniejszą reakcją na nadużycia związane z tym myśleniem. Wystarczy sobie uświadomić, do jakiego stopnia rozumna tradycja niemiecka na temat zadań, jakie Niemcy mają do spełnienia w Europie, przyczyniła się do zbudowania powojennego ładu zarówno w samych Niemczech, jak w relacjach Niemców z sąsiadami.

Szczególnym powołaniem Niemiec - te myśli pojawiły się zwłaszcza wśród krytyków polityki Bismarcka - jest budowanie zgodnej wspólnoty wzajemnie respektujących się krajów i narodów. Tymczasem Bismarck zniszczył ideę federacji niemieckiej i doprowadził do tego, że jeden partykularyzm zdominował i niemal pochłonął pozostałe partykularyzmy[2]. Ta krytyka bismarckowskiego imperializmu z pewnością miała swój udział w tym, że Niemcy po II wojnie światowej mają ustrój federacyjny, a zapewne wywarła też jakiś swój wpływ na powstanie Wspólnoty Europejskiej.

Najpoważniejszym, jak sądzę, zarzutem przeciwko samemu nawet stawianiu pytania o specyficzne zadanie, jakie mój naród ma lub może mieć we wspólnocie narodów, jest niepokój, że ten rodzaj zainteresowań może prowadzić do nacjonalizmu, a istniejący już nacjonalizm wzmacniać. Ale przecież nie fakt, że istnieją narody, prowadzi do nacjonalizmu, tylko znamienne wypaczenie, jakie się dokonało w nowożytnym rozumieniu idei narodu. Wypaczenie wzięło się prawdopodobnie stąd, że awerroistyczna idea duszy całej ludzkości, idea wynikająca ze zwątpienia w indywidualną nieśmiertelność, znalazła w nowożytnej Europie ujście w irracjonalnych przeświadczeniach o duszy narodu. To dopiero na tej drodze pojawiły się nacjonalizmy, które łączą pogardę dla indywidualnych praw ludzkich z pogardą dla sprawiedliwości w stosunkach międzynarodowych[3].

Tu jednak jeszcze raz powiem: Abusus non tollit usum, nadużycie nie kompromituje tego, co jest nadużywane. Barbarzyństwa antypersonalistycznych nacjonalizmów powinny raczej mobilizować do odsłaniania prawdziwie ludzkich wymiarów tego, że w milionach ludzi da się stwierdzić coś takiego, co można nazwać zakorzenieniem narodowym, oraz że wspólnoty języka, historii i kultury mają - jak to określał H. Bergson - swoją "ideomotoryczność", tzn. "pobudzają do działania ze względu na przyszłość (...), wyrażają jakąś wspólnotową nadzieję[4].

 

2. Jednoznaczny mesjanizm cechuje te ideologie, które własnemu narodowi przypisują takie zadania, że stawia to go absolutnie ponad wszystkimi narodami. Na gruncie polskim dotyczy to zwłaszcza zapoczątkowanej Widzeniem Księdza Piotra z Dziadów części trzeciej oraz Księgami narodu polskiego tezy, jakoby nasz naród został wybrany do misji Chrystusa narodów i jakoby jego cierpienia miały znaczenie odkupicielskie dla całej ludzkości.

Należy odróżnić te mesjanistyczne rojenia od prób poszukiwania sensu krzywd i cierpień własnego narodu w świetle męki Chrystusa. Wezwanie, ażeby cierpienia, których nie da się uniknąć, starać się przyjmować na wzór ukrzyżowanego Chrystusa, jest, rzecz jasna, ideą najściślej ewangeliczną - i niewątpliwie było dla wielu Polaków źródłem siły i nadziei w szczególnie trudnych momentach naszej ojczystej historii.

Od razu przypomnijmy, że zarówno mesjanistyczna idea Chrystusa narodów, jak ewangeliczne wezwanie do dźwigania krzyża razem z Chrystusem, łatwo ześlizgiwały się w postawę leniwego i etnocentrycznego cierpiętnictwa, tak bezlitośnie krytykowaną na przykład przez Stanisława Wyspiańskiego.

Tutaj trudno mi się powstrzymać przed przytoczeniem ostrej uwagi przeciwko tej postawie, jaką Tadeusz Miciński umieścił w swoim Księdzu Fauście: "Nie łżeć, wziąć innych i siebie za munsztuk pod pysk. Nie łżeć, że jesteśmy wyższą rasą niż Niemcy, Rosjanie, etc. Nie łżeć, że musimy spoczywać na Golgocie, a nie zacząć od wzięcia miotły i zamiecenia swego podwórza - wymiecenia głupot, egoizmów i - straszno rzec - łajdactw polskich... Medice, cura teipsum. Potem zbawiać będziemy innych".

Wróćmy do idei Chrystusa narodów. Nie dopatrywałbym się tej idei w zwyczajnych stwierdzeniach, że jakieś trudne polskie sytuacje narodowe przyniosły korzyść jakimś innym narodom. Kiedy Juliusz Słowacki nazywa Polskę Winkelriedem narodów - przypomnę, że rycerz ten skierował na siebie oszczepy wymierzone przeciwko innym - wypowiadał językiem poetyckim tezę (nieważne, słuszną czy nie), że wywołaniem powstania listopadowego ocaliliśmy rewolucję belgijską i w ten sposób przyczyniliśmy się do poszerzenia europejskich obszarów wolności.

Mesjanizm idei Chrystusa narodów polega na przypisywaniu Polsce misji odkupicielskiej równie doniosłej, albo nawet i ważniejszej od tej, jaką wypełnił Chrystus. W swojej najbardziej skrajnej postaci idea ta została sformułowana w Księgach narodu polskiego:

"Bo naród polski nie umarł, ciało jego leży w grobie, a dusza jego zstąpiła z ziemi, to jest z życia publicznego, do otchłani, to jest do życia domowego ludów cierpiących niewolę w kraju i za krajem, aby widzieć cierpienia ich.

A trzeciego dnia dusza wróci do ciała, i naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli. (...)

A jako za zmartwychwstaniem Chrystusa ustały na ziemi całej ofiary krwawe, tak za zmartwychwstaniem narodu polskiego ustaną w chrześcijaństwie wojny".

Trudno się dziwić, że wielu chrześcijan widziało w tej idei bluźnierczą relatywizację misji Chrystusa. Z tego stanowiska krytykował tę ideę np. arcybiskup Feliński, a jego krytyka jest tym więcej interesująca, że sformułowana została w duchu wielkiego szacunku dla Mickiewicza jako naszego narodowego wieszcza:

"Porównując boski pierwowzór do, urojonego w wyobraźni wieszcza, ziemskiego jego wizerunku, przejrzałem jasno, że jakkolwiek naród mój stał się ofiarą okrutnego bezprawia, nie poszedł jednak na męczeństwo ani dobrowolnie, ani bez grzechu, jak nasz Odkupiciel i wstępujący w Jego ślady męczennicy; że uwzględniając winy i błędy narodowe, słuszniej jest nazwać Polskę opłakującą grzechy swe Magdaleną, niźli Chrystusem narodów. Odrzuciwszy przeto z poglądów umiłowanego wieszcza mego ten błąd zbyt boleśnie zranionego serca, tym mocniej ugruntowałem się w prawdziwe chrześcijańskich jego zasadach"[5].

Zastrzeżenia wyrażane ze strony katolickiej ortodoksji wobec idei Chrystusa narodów sprowadzały się więc do protestów przeciwko naruszeniu prawdy chrystocentryzmu, a konkretnie przeciwko uzurpowaniu dla Polski roli odkupicielskiej na wzór Chrystusa. Na ogół nie zauważano, że również sam Chrystus został w tej idei zmitologizowany na obraz i podobieństwo tych oczekiwań mesjańskich, które w Ewangeliach zostały jednoznacznie odrzucone. W idei Chrystusa narodów przemilcza się prawdę boskości samego Chrystusa, zaś odkupicielskie skutki Jego ofiary przedstawia się w zasadzie tylko w horyzoncie doczesnym. Mówiąc inaczej, samą podstawą odniesienia dla idei Chrystusa narodów nie jest Chrystus prawdziwy, tylko jakiś Jego falsyfikat. Prof. Zofia Stefanowska nazywa to trafnie sekularyzacją koncepcji Chrystusa[6].

Może warto jeszcze tylko odnotować, że prof. Kleiner podjął próbę zinterpretowania idei Chrystusa narodów w harmonii z prawdą chrystocentryzmu. Jego zdaniem - odnosi się to przynajmniej do myśli Zygmunta Krasińskiego - uchrystusowienie Polski jest tylko etapem w drodze do pełnego uchrystusowienia całej ludzkości[7]. W tym Kleiner ma rację, że swojej nadziei eschatologicznej Krasiński ponad wszelką wątpliwość nie redukuje do oczekiwania na joachimicką epokę Ducha Świętego[8], chociaż w nadejście tej epoki jednoznacznie wierzy. Poeta stara się połączyć wiarę w jakiegoś ducha narodu, który musi zapracować na swoją nieśmiertelność[9], z wiarą w wezwanie poszczególnych ludzi do życia wiecznego, które jest transcendentne w stosunku do wspomnianej epoki Ducha Świętego, przewidywanej jeszcze w czasie historycznym.

 

3. Niewątpliwie, wiele złego da się powiedzieć na temat mesjanizmu politycznego: że jest to myśl irracjonalna, sprzyjająca kształtowaniu się postaw nacjonalistycznych, podsycająca fałszywe nadzieje, pobudzająca do megalomanii i leniwego cierpiętnictwa.

Zarazem nie da się zaprzeczyć, że wielu Polaków umiało nie zauważać tego, co w idei mesjanistycznej zatrute, i czerpało z niej nadzieję nawet wbrew nadziei, autentyczny patriotyzm szczerze otwarty na innych, siłę do znoszenia klęsk i samą nawet wiarę w sens pielęgnowania swojej polskości.

Chciałbym przypomnieć jedną, dziś raczej zapomnianą próbę stworzenia mesjanizmu oczyszczonego z jakichkolwiek trucizn. Jej autor, Wojciech Dzieduszycki, miał intencję wydestylować z mesjanizmu polskiego wyłącznie to, co w nim dobre i szlachetne. Przewidywał Dzieduszycki - na szczęście, historia potoczyła się wbrew jego przewidywaniom, za to zgodnie z jego pragnieniami - że Polacy długo jeszcze, przez całe pokolenia, będą pozbawieni własnego państwa. Toteż chciał zaproponować program narodowej pracy duchowej, społecznej i materialnej na rzecz odzyskania wolności - i ten program nazwał "mesjanizmem polskim"[10].

Trzeba przyznać, że tak oczyszczona idea mesjanizmu jedynie z trudem mieści się w potocznym rozumieniu tego słowa. Wystarczy wczytać się w deklarację jej autora, że w formułowaniu propozycji mesjanistycznej nie należy ani na jotę odchodzić od pełnej zgodności z wiarą katolicką. Pragnie on przedstawić "myśl, w istocie swojej nie różną od nauk mesjanizmu polskiego. Nie masz w niej ani przyrównania Polski do Chrystusa, ani oczekiwania cudu, ani nadziei rychłego zmartwychwstania ojczyzny, sprowadzonego nagłym dzisiejszych państw upadkiem, ani kultu napoleońskiego, ani kacerskiej przymieszki i mistycyzmu, przeciwstawiającego katolicyzmowi nowe jakieś polskie objawienie. Ale jest przekonanie, że zadaniem Polski wprowadzić do dziejów moralność polityczną i społeczną - że to narodu naszego opatrznem [opatrznościowym] powołaniem"[11].

Nie wierzył Dzieduszycki w skuteczność nadziei na odzyskanie wolności poprzez czyn zbrojny, natomiast przed wiązaniem się z radykalizmem społecznym - zarówno anarchistycznym, jak socjalistycznym - gorąco przestrzegał[12].

Mesjanizm jego sprowadza się do żarliwej wiary w konieczność odrzucenia w naszym życiu społecznym wszelkiej krzywdy i wszelkiego podstępu, jak też jakiejkolwiek pogardy czy nienawiści dla obcych, złączonej z równie żarliwą wiarą w sens wielkiego wysiłku społecznego na rzecz gospodarczego i cywilizacyjnego podniesienia warstw niższych, wzmocnienia rodziny oraz budowania w społeczeństwie jak najgęstszych i jak najowocniejszych więzi wzajemnych. Rzecz jasna, wszystkie te wzniosłe pouczenia przeplecione są uwagami o konieczności dobrowolnego podjęcia ofiar i poświęceń.

Dzieduszycki obficie korzysta z tradycyjnej retoryki mesjanistycznej: "...powołaniem Polski jest orędownictwo moralności w życiu międzynarodowym i społecznym, wprowadzenie tej moralności w czyn, wprowadzenie zasad chrześcijańskich do dziejów. (...) Chcąc żyć, chcąc ostatecznie zwyciężyć i w dziejach znaczyć, musimy się poprawić, a nie zatruwać nienawistnymi uczuciami i czynami, które takie uczucia zrodzić muszą. Wszak naszym powołaniem jest chrześcijaństwo wprowadzić do polityki, a jakżebyśmy to zadanie spełnić mogli, stawszy się sami mściwymi poganami? (...) Nam Polakom należy się w dziejach pracować, aby przykazanie: , obowiązywało narody i stany tak samo, jak obowiązuje ludzi"[13].

Dla współczesnego ucha program Dzieduszyckiego brzmi raczej naiwnie i utopijnie. Świadczy to o naszym realizmie, czy może raczej o naszej dekadencji? Prawdopodobnie jedną z zasług polskiej myśli mesjanistycznej było to, że właśnie takimi pouczeniami całkiem niemało ludzi naprawdę się przejmowało i starało się wcielać je w życie.

 

Tekst został wygłoszony w czasie zorganizowanej przez krakowski Ośrodek Myśli Politycznej konferencji "Narody i historia. W stronę nowej Europy Środkowej i Wschodniej" (Kraków, 29-29 maja 1999 r.). Stanowiła ona część obchodów Roku Juliusza Słowackiego. Ukazał się też w pracy zbiorowej Narody i historia, pod red. A. Rzegockiego.



[1] Wojciech Dzieduszycki, Messyanizm polski a prawda dziejów, Kraków 1901 s.141.

[2] Por. Marian Zdziechowski, Antyromantyzm i antygermanizm. W: tenże, W obliczu końca, Warszawa-Ząbki 1999 s.153-167.

[3] Por. Mieczysław A. Krąpiec, O ludzką politykę!, Katowice 1993 s.12-13.

[4] Józef Tischner, Naród i jego prawa. W: Oświecenie dzisiaj. Rozmowy w Castel Gandolfo, red. Krzysztof Michalski, Kraków 1999 s.107.

[5] Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki, t.1 Lwów 1911 s.204.

[6] "Po to, żeby los i rola Chrystusa mogły być figurą losu i roli narodu polskiego, postać Chrystusa trzeba było ukazać w wymiarze historii świeckiej, pomijając to wszystko, co nie mogło wypełnić się w losie i roli Polski. Przedstawienie w Księgach narodu eschatologicznego cyklu upadku i odkupienia człowieka, wysunięcie na plan pierwszy boskiej misji Chrystusa przesunęłoby kryteria wartości. Jeśli nadrzędnym celem wyzwolenia ludzkości miało być wyzwolenie narodów, a zwłaszcza narodu polskiego, nie zaś zbawienie człowieka, to celowi temu trzeba było podporządkować nawet eschatologię chrześcijańską. Tak - w planie całego utworu - tłumaczy się sekularyzacja koncepcji Chrystusa" (Zofia Stefanowska, Historia i profecja. Studium o "Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego" Adama Mickiewicza, Warszawa 1962 s.47).

[7] Juliusz Kleiner, Mesyanizm narodowy w systemie Krasińskiego, Lwów 1912 s.18-29.

[8] Elementarne wiadomości na temat źródeł myśli mesjanistycznej, por. Andrzej Walicki, Filozofia a mesjanizm. Studia z dziejów filozofii i myśli społeczno-religijnej romantyzmu polskiego, Warszawa 1970 s.9-31.

[9] Zygmunt Krasiński, O stanowisku Polski z Bożych i ludzkich względów. W: tenże, Pisma, Tom VII, Kraków-Warszawa 1912 s.96-106.

[10] Wojciech Dzieduszycki, Messyanizm polski a prawda dziejów, Kraków 1901.

[11] Dz.cyt., s.128.

[12] Dz.cyt., s.137-139.

[13] Dz.cyt., s.139-142.

Wyświetl PDF