Wojciech Jakóbik
Tajwan - punkt równowagi? Wyspa nazwana w przez Portugalczyków XVI wieku Ilha Formosa (Piękna wyspa), znana obecnie jako Tajwan, przez setki lat przechodziła z rąk do rąk mocarstw przepychających się o prymat w regionie Południowo-Wschodniej Azji. Dziś również jest obiektem niesnasek czołowych potęg współczesnego świata – Chin i Stanów Zjednoczonych.
Piękna wyspa na granicy wolnego świata
Separatyści z wyspy znajdującej się w pobliżu południowych brzegów kontynentalnych Chin, nigdy nie uznali legalności rządu Mao Tse Tunga. Do czasu uznania władz w Pekinie przez Waszyngton, USA traktowały Republikę Chińską stworzoną na Tajwanie przez Czang Kaj Szeka, jako oficjalną reprezentację polityczną narodu chińskiego. Dopiero prezydentura Richarda Nixona forsująca ocieplenie stosunków z chińskim obozem komunistycznym, doprowadziła do zerwania stosunków dyplomatycznych z Tajwanem przez Stany Zjednoczone w 1979 roku. Od tego czasu relacje między stronami opierają się na przyjętym przez kongres USA Taiwan’s Relations Act. Układ ten reguluje w sposób nieformalny pozycję Stanów wobec wyspy oraz m.in. możliwość sprzedaży broni. Autorytarny ustrój kraju stopniowo zmieniał się w ograniczoną demokrację, jaka panuje na wyspie obecnie. Dwie główne partie – Koumintang i Demokratyczna Partia Postępowa różnią się w swym podejściu do komunistycznych Chin, zgadzając się jednocześnie w kwestii proamerykańskiej polityki zagranicznej. Niezależność wyspy od Pekinu jest nieustannie warunkowana nieubieganiem się przez Tajpej o status niepodległego państwa. Chiny kontynentalne przyjęły w 2005 roku ustawę antyrecesyjną sankcjonującą użycie siły w wypadku, gdyby Tajwan zaczął dążyć formalnie do zadeklarowania niepodległości. Zmiana układu sił w regionie może zachwiać istnieniem Pięknej Wyspy.
Tajwan - klucz do zmiany status quo
Wspierany militarnie przez Stany Zjednoczone Tajwan jest obecnie w stanie odeprzeć atak konwencjonalny ze strony komunistycznych Chin. Amerykańskie grupy bojowe U.S. Navy bazując na możliwościach lotniskowców pozwalały do tej pory kontrolować sytuację na tzw. ,,bliskich morzach’’ (Morze Chińskie, Żółte i Południowe) oblewających brzegi kontynentalnych Chin. Dzięki temu Tajwan mógł sobie pozwolić na lata rozwoju konkurencyjnej gospodarki i względnie stabilne rządy w Tajpej, które mogły też zmienić swój charakter na bardziej demokratyczny. Sytuacja uległa jednak zmianie w obliczu postępującej modernizacji chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Nowy pocisk DF-21D przeznaczony do zwalczania lotniskowców wywołał burzliwą dyskusję w USA, której uczestnicy spierali się, czy wobec istnienia takiej broni dominacja USA na morzach otaczających Chiny jest jeszcze aktualna. Także zmiany ilościowe i jakościowe w flocie nawodnej i podwodnej Pekinu spędzają sen z powiek specjalistom z Waszyngtonu[1]. Należy do tego dodać nieskrępowany żadnym układem ograniczającym rozwój potencjału nuklearnego Chin, którego rozmiaru Chińczycy nie chcą podać, odrzucając wszelkie propozycje konsultacji międzyrządowych słane zza Pacyfiku. Niekwestionowany wzrost aktywności politycznej Chin na arenie międzynarodowej również może świadczyć o rosnącym apetycie geopolitycznym komunistów. Okazją do pierwszej poważnej próby sił może być kwestia Tajwanu i to tam narastające między USA a Chinami napięcie znajdzie uziemienie, bądź rozsadzi geopolityczny porządek. Doktryna morska Chin, opisywana przez studentów amerykańskiego Naval War College Toshi Yoshiharę i Jamesa Holmesa w pracy ,,Czerwona gwiazda nad Pacyfikiem’’, postuluje dążenie do prymatu chińskiej marynarki w regionie. Zakłada ona rozszerzenie kontroli na obszar ,,bliskich mórz’’. W dalszej kolejności supremacja Chińczyków miałaby się rozszerzać poza łańcuch najbliższych wysp, na morza ,,dalekie’’ (far seas)[2]. By było to jednak możliwe, Pekin musi usunąć strategiczną przeszkodę, w postaci niepokornej wyspy naszpikowanej amerykańską technologią i sprzętem. Strategia anti-access standardowo przywoływana przez ekspertów z USA zakłada rozwijanie potencjału militarnego wypychającego amerykańskie wojsko z Cieśniny Tajwańskiej. Zdaniem Yoshihary i Holmesa, których tezy lansuje m.in. Dan Blumenthal z American Enterprise Institute, apetyt chiński jest zdecydowanie większy. Wielki Generał Jiang Shiliang, którego przywołuje Blumenthal w swoim artykule na ten temat, w jednej ze swoich prac stwierdził, że ,,dla siły morskiej jest kluczowe, by posiadała absolutną kontrolę nad strategicznymi przesmykami służącymi do transferu witalnych dóbr’’. Jeśli, co prawdopodobne, optyka Jianga zdominuje chińską myśl wojskową, możemy spodziewać się konkretnych posunięć Pekinu. Pierwszym krokiem do realizacji tak ambitnego celu musi być neutralizacja sił amerykańskich na Tajwanie, a co za tym idzie odzyskanie wyspy. Jak sygnalizują jednak specjaliści w rozmowach z dziennikarzami The Washington Times, wzrastająca asertywność Chin może się zwrócić przeciwko nim, ponieważ może doprowadzić do wpychania zagrożonych nią państw w ramiona Stanów Zjednoczonych. Matthew Pennington wskazuje, że komunistyczny Wietnam, dawniej antyamerykański, już teraz uściśla wiezi militarne z USA.
Kapitulacja albo rywalizacja
Eksperci różnią się w opiniach na temat tego, jak Stany Zjednoczone powinny prowadzić swoją politykę względem Tajwanu w obliczu wzrostu aktywności Chin. Zbuntowana wyspa jest jednak punktem o tak wielkim znaczeniu strategicznym, że wszelkie ustępstwa ze będą prowadzić do kapitulacji w tej sprawie, a obrona status quo będzie się nieuchronnie wiązać z postępującą rywalizacją. Obrońcy spolegliwej polityki względem Pekinu, wzorem administracji Nixona, wskazują, że konflikt nie jest nieunikniony, a wciąganie Chin w struktury międzynarodowe ograniczy ich możliwości do agresywnej projekcji siły. Na łamach Foreign Policy profesor Uniwersytetu George’a Washingtona Charles Glaser przedstawia[3] argumenty mające obalić tezę, o nieuchronności starcia między USA a Chinami. Zdaniem Glasera Pacyfik jest naturalną przeszkodą wykluczającą konwencjonalny atak na wielką skalę skierowany przez jedną potęgę, przeciwko drugiej. Tak, jak wielki potencjał militarny USA mający środek ciężkości po zachodniej stronie Oceanu Pacyficznego nie zagrażał do tej pory Chinom, tak samo rozrastająca się potęga Chin, nie zagrozi w sposób poważny Stanom Zjednoczonym (profesor zapomina chyba o bazach USA otaczających Państwo Środka). Zdaniem naukowca taki stan rzeczy łagodzi mechanizm dylematu bezpieczeństwa w tym przypadku. Uzupełnieniem byłaby według niego solidna gwarancja odstraszania Chin w ramach zobowiązań sojuszniczych z Japonią i Koreą Północną. Te czynniki wystarczyłyby do ustabilizowania sytuacji z uwzględnieniem wzrostu siły Chin, ale łączyłyby się zdaniem naukowca z koniecznością ustępstw w kwestii Tajwanu. Według Charlesa Glasera kryzys wokół Tajwanu mógłby łatwo przerodzić się w wojnę atomową. Nawet w wypadku, gdyby Tajpej złamało ustalenia z Waszyngtonem i jednostronnie ogłosiło niepodległość, co wiązałoby się ze stanowczą reakcją Pekinu, USA musiałyby zmierzyć się z presją obrony wolnego społeczeństwa tajwańskiego przed agresją totalitarnych Chin. Wycofanie wsparcia Stanów Zjednoczonych dla Tajwanu usunęłoby zdaniem naukowca najważniejszy punkt sporu amerykańsko-chińskiego. Na krytykę, zakładającą, że to ustępstwo jedynie połechtałoby ambicje Chińczyków, profesor zbywa stwierdzeniem, że Chiny mają ograniczone cele i oddanie pod ich wpływ Tajwanu zaspokoiłoby ich ambicje. Profesor snuje wizję stopniowego osłabiania więzi między USA a wyspiarzami przy jednoczesnym wzmacnianiu gwarancji dla sojuszników, takich jak Japonia, czy Korea Południowa. Glaser twierdzi, że zbliżenie polityczne pomiędzy Pekinem a Tajpej daje pole do tego typu manewru Waszyngtonowi. Michael Mazza z American Enterprise Institute twierdzi[4], że niewiarygodnie szybka rozbudowa systemów pocisków wzdłuż Cieśniny Tajwańskiej w oczywisty sposób przeczy takiej tezie. Według specjalisty podstawowy błąd w amerykańskiej polityce polega na tym, że USA nie określiły się po czyjej stronie stoją w dyspucie między Tajwanem, a Chinami. Ustępstwa dyplomacji Obamy względem Chin, dają przesłanki sojusznikom Stanów w regionie Południowo-Wschodniej Azji, do podjęcia wyścigu zbrojeń na własną rękę, co może nieuchronnie prowadzić do wzrostu napięcia i ryzyka wybuchu konfliktu. Mazza zastanawia się również nad rozwojem sytuacji po ewentualnej aneksji Tajwanu przez komunistyczne Chiny. Jego zdaniem anektowana wyspa zagrozi południowej flance Japonii. Dodając do tego możliwe zagrożenie ze strony Korei Północnej i kontynentalnych Chin, powstaje geopolityczny zacisk okrążający od wschodu wyspy japońskie. W tak trudnej sytuacji geopolitycznej Stanom będzie dużo trudniej podtrzymać gwarancje bezpieczeństwa dla japońskiego sojusznika, a sama Japonia będzie skazana na wejście do wyścigu zbrojeń w celu samodzielnego zabezpieczenia się. Według specjalisty AEI kontrola Chin nad Tajwanem pozwoli Armii Ludowo-Wyzwoleńczej roztoczyć kontrolę nad cieśniną Luzon, co zagwarantowałoby swobodny dostęp do Morza Filipińskiego dla chińskiej floty. Ostatni raz, takie możliwości uzyskało Cesarstwo Japońskie w 1941 roku, tworząc realne zagrożenie dla wysp Guam i Hawajów. Obrona istnienia wolnej wyspy może wymusić starcie, oddanie jej w ręce komunistów może je odłożyć, ale nie usunąć możliwość jego wystąpienia. Niezależnie od tego, która strona dyskusji na ten temat ma rację, rozwój sytuacji wokół sporu o Tajwan będzie decydujący dla przyszłości relacji chińsko-amerykańskich.
Kość niezgody Przyszłość pokaże, czy dojdzie do aneksji Tajwanu i czy stanie się ona początkiem marszu Chin na drodze do prymatu w regionie. Amerykańska polityka względem buntowniczej wyspy może ten proces zatrzymać, spowolnić, bądź przyspieszyć. Jednoznaczna odpowiedź na pytanie o los Tajwanu, a razem z nim przyszłość w relacjach Państwa Środka z Ameryką, leży w rozwiązaniu sporu o to, czy potęgi świata potrafią poskromić swój apetyt i podzielić się z partnerami, czy rośnie on w miarę jedzenia i nic nie może go powstrzymać. [1] Matthew Pennington, China challenges U.S. edge in Asia-Pacific, 9.03.2011 [2] Dan Blumenthal, Asian tide, www.aei.org (3.03.2011) [3] Charles Glaser, Will China’s rise lead to war? Why realism does not mean pessimism, Foreign Affairs nr 2/2011, ss. 80-90. [4] Michael Mazza, Why Taiwan matters, www.aei.org (8.03.2011) |