Jakie nauki płyną dla Polski z czeskiego Przewodnictwa w Radzie UE?


Tekst powstał w ramach projektu “Sympozium: Unia Europejska, euro i ekonomiczny kryzys: wspólne interesy Polski i Czech w kontekście polskiej prezydencji w UE”, wspartego przez Forum Czesko-Polskie, a organizowanego przez Centrum pro studium demokracie a kultury z Brna (www.cdk.cz, www.revuepolitika.cz) przy współpracy Ośrodka Myśli Politycznej.

 

Po Słowenii, Czechach i Wegrzech, Polska będzie czwartym krajem tzw. wschodniego rozszerzenia, który przez pół roku, w świetle reflektorów, będzie sprawować Prezydencję w Radzie UE. Chociaż w siedem lat po przyjęciu największej w historii integracji grupy nowych członków, atrakcyjność tego rodzaju premierowych wystąpień znacząco zmalała, to istnieją dobre powody by sądzić, że polska Prezydencja może i powinna być interesująca, również w kontekście czeskiej polityki, dla której Prezydencja była z wielu względów gorzkim doświadczeniem.

 

Czechy i Polska: daleka bliskość

 

Wolny ciąg skojarzeń na temat „Prezydencja czeska a polska“ mógłby nas poprowadzić – przynajmniej na początku – w kierunku poszukiwania podobieństw między dwoma państwami, płynących z porównania ich możliwości i osiągnięć. Budowanie tego typu paralel byłoby jednak na siłę. Chociaż Polskę uważa się za blisko związaną z Czechami, to chodzi o dalekie pokrewieństwo, pokrewieństwo, które Republika Czeska i jej politycy najczęściej sobie wmawiają. Pozycja Polski w UE, jej polityka europejska, a także możliwości, jakie niesie dla niej Prezydencja, zdecydowanie różnią się od pozycji Czech. Z mocarstwowego punktu widzenia Polska jest pierwszym i jedynym zawodnikiem wagi ciężkiej wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej. To czyni wyjątkowym pozycję, jaką zajmuje w regionie. Polscy politycy zdecydowanie forsowali interesy narodowe już po wejściu swojego kraju do UE. Olbrzymia przewaga Polski spoczywa również w tym, że nie traktuje integracji europejskiej i jej obecnej postaci jako pozłacanego idola. Bruksela nie jest Rzymem współczesności. Polskie stanowisko wobec integracji europejskiej jest również w miarę spójne i samoświadome, czego nie można powiedzieć o czeskiej polityce. W stosunku do pierwszego półrocza 2009  dość istotnej zmianie (dzięki Traktatowi Lizbońskiemu) uległ również charakter samej Prezydencji: nie kieruje już ona Radą Europejską (ale tylko Radą UE) i nie występuje jako rzecznik polityki zagranicznej UE. Suma sumarum, równie dobrze jak Prezydencją czeską, Polacy mogą inspirować się Słowenią i Węgrami. Wartość porównań z tymi krajami będzie, w świetle przedstawionych faktów, w przybliżeniu taka sama. Nie ma sensu udawać, że książęcych rad może udzielać Polsce właśnie i tylko Republika Czeska. Z drugiej strony, odrzucenie karkołomnego porównywania dla samego porównywania nie oznacza, żeby doświadczenie czeskiej (ale też np. słoweńskiej) Prezydencji nie mogło być dla Polski użyteczne. Jest dokładnie odwrotnie. Właśnie czeskie Przewodnictwo było bowiem w szeregu aspektów papierkiem lakmusowym mówiącym wiele o obecnie panującej w UE atmosferze.

 

Jaka będzie polska Prezydencja?

 

Wzmianka o Czechach i Słowenii nie była przypadkowa. Różne było (czy może: różnie było postrzegane) podejście tych państw do Przewodnictwa. Słowenia podporządkowała absolutnie wszystko budowaniu dobrego obrazu kraju i spełnianiu oczekiwań, jakie łączą z Przewodnictwem przedstawiciele dużej części europejskich elit. Bezkonfliktowość, bezstronność, ugodowość – to tylko niektóre terminy, których na przykład Komisja Europejska albo posłowie Parlamentu Europejskiego używają, bądź które słyszą w kontekście Prezydencji Rady UE. Słoweńska Prezydencja nie miała więc praktycznie żadnych wyraźniejszych priorytetów, od czasu do czasu dawała się przyćmić przez niecierpliwie przestępujących z nogi na nogę Francuzów, i poza UE była praktycznie niezauważalna. Usiłowanie o zdobycie glejtu „wzorowego ucznia“ czy „wzorowego Europejczyka“ było miejscami aż komiczne. Z drugiej strony: dla premierowych Prezydencji taka umiarkowana postawa jest typowa. Od tego stylu pierwszej Prezydencji nie odbiegała ani Finlandia w 1999, ani na przykład Szwecja dwa lata później. Faktem jednak jest, że Słowenii udało się doprowadzić tę „grę na pewniaka“ do doskonałości, i to zarówno w administracyjnym, jak i politycznym wymiarze sprawowania jej mandatu.

            Modelem przeciwstawnym wobec tego, który można określić jako „socjalizacyjny“, jest racjonalne sprawowanie Przewodnictwa, kiedy dane państwo nie robi tego, czego się od niego oczekuje, ale to, co uważa za korzystne. Prezydencja czeska nie była czystym zastosowaniem tego modelu. Zatrzymała się, co typowe dla Czech, w pół drogi. W administracji „grała na pewniaka“, w sferze politycznej wielokrotnie zbliżała się (czy też może zbliżały ją do tego okoliczności) do postawy racjonalistycznej, od czasu do czasu pozwalając sobie na wyrażenie własnej opinii. Przykładem może być liberalizujący etos premiera Mirka  Topolánka, kóry określił amerykańskie pompowanie pieniędzy w gospodarkę jako „drogę do piekła“. Trzeba jednak również dodać, że podejście czeskiego rządu nie osiągnęło specjalnego sukcesu, i jeśli rząd chciał bezproblemowej i pozytywnie przyjętej Prezydencji, również w sferze politycznej powinien udać się śladami Słowenii.

            Zważywszy na tradycję polskiej polityki europejskiej, która nigdy nie zwracała specjalnie uwagi na to, co się o niej myśli w Paryżu i Berlinie, Polska będzie najpewniej zbliżać się do racjonalistycznego modelu sprawowania Prezydencji. Polska powinna sobie w tym przypadku uświadomić, że choć jest krajem znacznie bardziej poważanym niż Czechy, musí być przygotowana na to, że przy konsekwentnej realizacji modelu racjonalistycznego spotka ją kilka gorzkich niespodzianek. Również w Prezydencji znajdują bowiem zastosowanie skrzydlate słowa „quod licet Iovi, non licet bovi“. Mówiąc inaczej, racjonalistyczna Francja nie jest tym samym, co racjonalistyczna Polska.

 

Wnioski z czeskiego kryzysu

 

Łacińskie przysłowie dotyczy nie tylko stylu sprawowania Przewodnictwa, ale również jego (i nie tylko) ogólnej recepcji. Nie jest ważne, jakie są fakty, ale to, jak są prezentowane, a przede wszystkim: przez kogo. Przesądy, potoczna opinia o państwie sprawującym Prezydencję i wyrobione dużo wczesniej oceny, mają ogromne znaczenie. Media, które we współczesnej polityce odgrywają coraz większą rolę, są konserwatywne i szczególnie w dziedzinach, w których laik z trudem się orientuje (Przewodnictwo, ze swoim labiryntem funkcji, pracą za kulisami i często niedostrzegalnymi rezultatami jest tu znakomitym przykładem), opierają się na stereotypach i kliszach. Opinie medialne, które towarzyszyły czeskiej Prezydencji, były tego dobrym przykładem. Oprócz krytyki obiektywnych błędów Republiki Czeskiej, jakimi było np. niezdecydowanie na początku konfliktu w Gazie, w większości komentarzy pojawiały się elementy, które nie miały nic wspólnego z Przewodnictwem i z jego sprawowaniem. Przykładem mogą być zdjęcia Mirka Topolánka z jego pobytu w willi włoskiego premiera Berlusconiego w maju 2008, które ujawnił hiszpański dziennik  El País w czerwcu 2009 i które w całkowicie nieadekwatny sposób nadały koloryt ocenie czeskiego Przewodnictwa. Kolejnym przykładem medialnych uproszczeń i stereotypów był sposób, w jaki traktowano osobę czeskiego prezydenta, Wacława Klausa. Domniemany czy rzeczywisty eurosceptyk, Wacław Klaus był uważany przez dziennikarzy i komentatorów za jedno z największych zagrożeń czeskiej Prezydencji. Skutkiem tej stronniczości było na przykład wulgarne uproszczenie lutowego wystąpienia Klausa w Parlamencie Europejskim. Wystąpienie zostało zinterpretowane jako „porównanie integracji europejskiej do dyktatury komunistycznej“. Tymczasem Klaus powiedział w swoim wystapieniu tylko tyle, że w PE nie istnieje klasyczny podział posłów na rządzących i opozycyjnych, oraz że w PE (i, co za tym idzie, w UE) uważa się za niedopuszczalne rozważanie alternatywnych wizji integracji europejskiej. Postrzeganie – i znów, nie tylko medialne – czeskiej Prezydencji ujawniło olbrzymią powierzchowność i hipokryzję współczesnej kultury politycznej w UE. Politolog z Brna, Petr Fiala, wskazał w swoim tekście „Jaka nie powinna być polityka“ na niepożądane zjawiska, które mają wpływ na współczesną politykę pod koniec drugiej dekady XXI wieku. Chociaż tekst Fialy był poświęcony przede wszystkim sytuacji wewnątrzpolitycznej Czech, jego podstawowe tezy można bez problemu zastosować również do zjawisk dzisiejszej polityki europejskiej – polityka jako zabawa czy polityka jako dziennikarstwo, ewentualnie polityka jako działanie, w którym kompromis jest wyraźnie ceniony jako wartość, bez względu na jego treść. Wszystkie te czynniki istotnie wpłynęły na recepcję i ocenę nie tylko czeskiego, ale również szwedzkiego i francuskiego Przewodnictwa, które razem z Czechami tworzyły trio Prezydencji. Jest smutnym faktem, że powierzchowne i kliszowe postrzeganie, które dominuje w dziesiejszym wartościowaniu polityki, media narzuciły również ekspertom. Znaczącym przykładem może być uwaga francuskiej analityk Elvire Fabry, która wytknęła Szwecji, że jej Przewodnictwo w roku 2009 nie było odpowiednio sprawne marketingowo, komunikacyjnie proaktywne i nie przedstawiało europejskiej opinii publicznej wystarczającej ilości pojęć-kluczy.

            Wniosek, jaki płynie stąd dla polskiej Prezydencji jest taki, że UE (czy też państwa członkowskie starej UE i ich opinia publiczna) nie zmierzyła się dotąd z roszerzeniem o państwa środkowo- i wschodnioeuropejskie. Podważanie czeskiego Przewodnictwa, któremu często towarzyszyły irracjonalne argumenty i wyolbrzymianie każdego błędu, można w znacznej mierze uznać za kolejną formę wyrażania przez zachodnioeuropejskie elity wątpliwości, co do kompatybilności starych i nowych państw członkowskich. Z czysto praktycznego punktu widzenia, te wątpliwości są zrozumiałe. Zwiększenie liczby państw członkowskich pogłębiło rozdźwięk interesów i sprawiło, że osiągnięcie konsensusu stało się cięższe i trudniejsze. Jest też bezspornym faktem, że nowe państwa przyniosły UE nowe (często kontrowersyjne) poglądy i interesy, z którymi trzeba się liczyć. Co więcej, z psychologicznego punktu widzenia krajom takim, jak np Francja, bardzo ciężko jest respektować polityczne przywództwo kraju, który uważany jest za mniej rozwinięty i mniej „europejski“ niż dane mocarstwo. Skutkiem tego jest fakt, że kryteria, według których (nie tylko) wpływowe media europejskie oceniają nowe państwa członkowskie, są inne od tych, które stosują do państw starej UE, ewentualnie tych krajów, które wpisują się w unijny mainstream i nie próbują go naruszać.

            Z drugiej strony, nawet kiedy europejskie media nie krzywdziły czeskiego Przewodnictwa, obecna była krytyka jego wymiaru wewnątrzpolitycznego, zwłaszcza marcowego upadku rządu Mirka Topolánka i następującej tragicznej bezradności czeskich polityków. Tubylczy politycy zupełnie przeoczyli fakt, że Przewodnictwo trudno jest postrzegać w kategoriach partyjnych i wykorzystywać je w walkach wewnątrzpartyjnych. Partnerzy z innych krajów czlonkowskich i przedstawiciele instytucji UE rozumieją Prezydencję przede wszystkim jako służbę integracji europejskiej, która jest nadrzędna wobec lokalnych wojenek. Partiom opozycyjnym w krajach zachodniej Europy, działającym w ramach grup politycznych w PE czy w partiach politycznych na poziomie europejskim, byłoby trudno wyjaśniać swoim partnerom z innych krajów członkowskich, dlaczego ich aktywność zmierzała do destabilizacji administratywy Prezydencji i, w przenośni, rozwoju integracji. Ten motyw widoczny jest szczególnie w przypadku grup politycznych w PE i europartii, które podpisują się pod ideą pogłębiania integracji. Poza tym, oprócz nacisków „braterskich i siostrzanych“ partii, zakopanie wewnątrzpolitycznego topora wojennego na czas Prezydencji jest logiczne również dlatego, że porażka Prezydencji (dla której dobrą podstawą jest chaotyczne odwołanie rządu) postrzegana jest nie jako porażka tego konkretnego rządu, ale samego państwa członkowskiego. Przez pryzmat porażki jest następnie postrzegana cała reprezentacja polityczna, nie wyłączając buntującej się opozycji, która w czeskim przypadku nawet nie chciała przejąć władzy.

            Nauka płynąca z konsekwencji uwikłania Przewodnictwa w politykę wewnętrzną jest być może najistotniejsza dla Polski. W trakcie polskiej Prezydencji będzie bowiem kulminować kampania przedwyborcza i odbędą się wybory parlamentarne. Podczas gdy sama zmiana rządu nie musí być katastrofą, transformacja Prezydencji w przedwyborczy worek do boksowania byłaby nią bez dwóch zdań. Polska nie może oczekiwać od mediów podobnej wyrozumiałości jak Belgia, w której całą Prezydencję w drugiej połowie 2010 r. sprawował zdymisjonowany rząd. Na odwrót, polityka wewnętrzna Polski i jej przełożenie na Prezydencję będzie bardzo pilnie obserwowane przez wpływowe zachodnioeuropejskie media.

 

Cenne polskie doświadczenie

 

Chociaż pytaniem pozostaje, kiedy (i czy w ogóle kiedykolwiek) Czechy znowu obejmą Przewodnictwo Rady UE, polskie Przewodnictwo może być korzystne również dla naszych polityków i intelektualistów. Prezydencja nie ogranicza się bowiem w praktyce do okresu sześciu miesięcy, ale jest procesem, który zawiera w sobie również kilkuletni okres przygotowań i formułowania agendy, który tylko znajduje wyraz w ciągu tych sześciu miesięcy.

            Przede wszystkim bezspornym jest, że zakończona sukcesem Prezydencja leży w istotnym interesie narodowym każdego państwa członkowskiego, a nie tylko konkretnej administracji. Z wytworzonego w ten sposób w UE pozytywnego obrazu kraju, może przez następne lata czerpać korzyści dowolnie złożony rząd, choć na krótką metę korzystają z niego przede wszystkim partie aktualnie rządzące. W polskim przypadku nie będzie chodziło tylko o budowanie image'u Polski w UE, ale również o pozycję czy postrzeganie całego regionu środkowej Europy. Choćby tylko z tego powodu, przebieg polskiego Przewodnictwa jest dla Czech istotny.

            Oprócz tego, że Polska jest w UE jedynym zawodnikiem wagi ciężkiej ze środkowej Europy, jest również pierwszym krajem o takiej pozycji, który reprezentuje model racjonalistyczny i który będzie przewodniczył Radzie UE w warunkach postlizbońskich. Interesujące będzie obserwowanie, jak polskie Przewodnictwo będzie komunikować się z innymi podmiotami instytucjonalnymi w UE i jak będzie funkcjonować jego współpraca w trio z Danią i Cyprem. Znaczenie Polski predysponuje ją bowiem do pełnienia roli nieformalnego lidera w trio Przewodnictwa.

            Inspiracji mogła by również dostarczyć obserwacja, jak o Prezydencji myśli się z wewnętrznej perspektywy polskiej – i to zarówno perspektywy polityków, jak i analityków. W przypadku Czech bowiem Przewodnictwo podlegało nie tylko bezwzględnej krytyce zewnętrznej, ale również wewnętrznej. Było wręcz zadziwiające, jak czescy dziennikarze i analitycy wyczekiwali na każdy najmniejszy błąd swojej administracji. Trzeba dodać, że takie podejście dominuje w czeskim dyskursie intelektualnym o UE. Republika Czeska i jej polityka są na przykład besztana przez intelektualistów za każdą próbę przeforsowania czegoś takiego, jak interes narodowy (czy w ogóle za próbę sformułowania takiego interesu). Zdolność bycia dobrym państwem członkowskim czy bycia dobrym Europejczykiem staje się  normą, która ma wartość sama w sobie, a każde protestowanie przeciwko większości czy przeciwko najgłośniejszym poglądom (najczęściej są to synonimy), jest postrzegane jako przejaw politycznej niedojrzałości, eurosceptycyzmu, czy za niedostatek „europeizacji“. Polska refleksja nad polityką europejską, od której można oczekiwać większej pewności siebie i wiary w siebie, mogła by być potencjalną inspiracją również dla Czech oraz, w jak najszerszym znaczeniu, ich stosunku do członkostwa w UE.

Autor jest adiunktem w katedrze stosunków międzynarodowych i studiów europejskich Wydziału Studiów Społecznych na Uniwersytecie Masaryka w Brnie.

 

Tłum. Stanisław Ruczaj

Wyświetl PDF