Wiek rozbieżności – nowa mapa świata (recenzja książki Roberta Kagana)


Koniec ideologicznej hegemonii Zachodu

                                                                                                            Robert Kagan, Powrót historii i koniec marzeń, REBIS, Poznań 2009.

 

 

                Po 1989 roku, przez chwilę wydawało się, że obstawiliśmy dobrze. Zachód niesiony „trzecią falą demokratyzacji” ogłosił „koniec historii”. Dziś okazuje się, że zasady demokratyczne są zagrożone bardziej kiedykolwiek przedtem. Robert Kagan przekonuje, że Europejczycy i Amerykanie bezpowrotnie utracili ideologiczną hegemonię.

Autorzy raportu UNESCO z 1951 roku, z nadzieją podkreślali, że po raz pierwszy w dziejach żadna doktryna nie podaje się już za antydemokratyczną. Kolejne rewolucje w Grecji, Portugalii, Hiszpanii i Turcji zwieńczone pierestrojką oraz jesienią narodów, potwierdzały liberalno-demokratyczną tendencję naszych czasów. Demokratyczna retoryka, która zdominowała sposób oglądu ładu międzynarodowego jeszcze w czasach postanowień helsińskich i prezydentury Reagana do dziś wydawała się jedyną właściwą optyką widzenia rzeczy.

Pozimnowojenny świat początkowo był bardzo prosty. Poszczególne państwa należało opleść ściśle przylegającą siecią powiązań międzynarodowych, wzmocnić instytucje rynkowe i kontrolować pierwsze demokratyczne wybory, a narody i obywatele – zgodnie z liberalną zasadą lassie fair – „skupią się na zwiększaniu dobrobytu i wygody życia, porzucą atawistyczne namiętności, walkę o honor i sławę oraz plemienny szowinizm, które powodowały konflikty w całej historii.” Właściwie do rozwiązania pozostawała tylko jedna kwestia – problem amerykańskiej supremacji i powolne przejście do świata wielobiegunowego.

Po dwudziestu latach realizacji podobnej strategii, rzeczywistość daleka jest od liberalnej wizji początku lat 90-tych. Uniwersalne siły modernizacji okazały się zadziwiająco partykularne, a postrzegany przez ich pryzmat świat, pozostaje anachroniczny i niezrozumiały.  Amerykę, Europę i Azję dzielą dziś nie tyle odległości geograficzne, co wieki historii. To, co w Waszyngtonie i Brukseli jest uznawane za filary międzynarodowego ładu, w Pekinie, Moskwie, Phenianie i Teheranie jawi się jako opresja i upokorzenie.

Pozimnowojenny determinizm głoszący prymat geoekonomii nad geopolityką i nieodzowność demokracji, zdecydował o geopolitycznym błędzie optycznym. Lektura „Powrotu historii i końca marzeń” przekonuje że czas pozbyć się złudzeń – Rosja nie znajduje się na ścieżce konsolidacji demokracji, Chiny dowodzą, że zmiany gospodarcze nie muszą prowadzić do liberalizacji politycznej, Indie i Iran, że rozwój gospodarczy nie prowadzi do złagodzenia obyczajów, tylko zwiększenia ambicji mocarstwowych, a Japonia – że państwa nie są bezdusznymi maszynkami do liczenia pieniędzy. Tradycyjne wzorce mocarstwowe zakładające rozwój armii, wykorzystanie nacjonalizmu, rozbudowywanie poczucia dumy i stałe poszerzanie własnych stref wpływów bynajmniej nie wyszły z mody. Świat zaczyna dzielić się według nowej linii wyznaczanej przez bloki państw liberalno-demokratycznych i autokratycznych. Możemy oczywiście nadal wierzyć, że wkroczenie na ścieżkę przyspieszonego wzrostu gospodarczego z czasem – wzorem państw europejskich – wymusi liberalizację społeczną i polityczną. Ostatecznie, i Niemcy których modernizacja przypada na koniec XIX wieku faktycznie po sześćdziesięciu latach stały się państwem demokratycznym. Jak ostrzega jednak Kagan, „jedyny problem polega na tym, co stało się w międzyczasie”.

Powrót rywalizacji mocarstw i nowa dwubiegunowość dzieląca świat na demokratów i autokratów nie jest jednak jedynym czynnikiem przesądzającym o odmiennej jakości obecnego stulecia jako „wieku rozbieżności”. Dynamiczny rozwój Chin oraz – w mniejszym już stopniu – Rosji kierujących się klasycznie pojętą zasadą suwerenności znajdującą wyraz w arbitralnym stosunku do demokracji, zdaniem Kagana, dowodzi, że na światowym rynku idei pojawiła się realna alternatywa dla liberalnej-demokracji. W globalnej praktyce rozerwaniu – tak w odniesieniu do Rosji, jak i Chin – uległ związek między rozwojem gospodarczym, wzrostem pozycji na arenie międzynarodowej a procesem budowy ładu liberalno-demokratycznego. Państwa te, jako silni światowi gracze, nie tyle dostosowują się do globalnych procesów ekonomicznych – tego wszystkiego co Thomas L. Friedman barwnie określił niegdyś mianem złotego kaftanu bezpieczeństwa upodabniającego kolejne kraje do Stanów Zjednoczonych –  co sprawnie wykorzystują je dla dalszego rozwoju własnej potęgi. O tyle też działając jak magnes, otwierają nową alternatywę przed państwami takimi jak Pakistan, Iran czy Korea Północna.

Koniec historii w rzeczywistości miał miejsce jedynie po stronie zachodnich demokracji. Błąd optyki pozimnowojennej polegał na tym, że Zachód, a zwłaszcza Europejczycy, nie zauważyli że za zwycięstwem liberalizmu pod koniec XX wieku liberalne wartości i ideały stały tylko pośrednio, kluczem były motywacje, aspiracje i realne działania. Postęp nie był nieunikniony, a zwycięstwo demokracji stało się efektem wyłącznie konkretnych rozstrzygnięć i „wygranych bitew”.

Tracąc obecnie monopol na zdolność do kształtowania ładu międzynarodowego Zachód musi tym bliżej i bardziej zdecydowanie współdziałać. Dziś perspektywa świata wielobiegunowego winna nas niepokoić, utrata statusu jedynego supermocarstwa przez USA byłaby postępem jedynie z punktu widzenia Pekinu, Teheranu i Moskwy. Kagan domaga się nowego „koncertu demokracji” i zastrzega że „przyszły porządek międzynarodowy zostanie ukształtowany przez tych, którzy mają moc i zbiorową wolę, by go ukształtować.”

Formułowane w „Powrocie historii i końcu marzeń” wnioski pozornie mogą wydać się rozczarowujące. Strategii obranej przez Zachód po 1989 roku nie należy zmieniać. Nadal rzeczą zasadniczą jest włączenie możliwie wielu niestabilnych państw do rynkowej przestrzeni zglobalizowanego świata, nadal pierwsze skrzypce w postulowanym „koncercie demokracji” przypadają Stanom Zjednoczonym. Daleko idącej korekcie musi natomiast ulec taktyka działania – kluczem pozostaje przyjęcie do wiadomości, że siły rynkowe nie są jedynym ani ostatecznym gwarantem demokracji, a pozostawione same sobie mogą zostać wykorzystane do oporu przeciw zachodniej wizji modernizacji.  

Wzorem „Potęgi i raju”, siła „Powrotu historii i końca marzeń” nie wynika z wzbogacenia dyskusji nad współczesnym stanem świata o wiele nowych elementów. Pozycja przywołuje na myśl m.in. „Pękanie granic” R. Coopera, czy „Dżihad kontra McŚwiat” B. Brabera, traktować ją należy bardziej jako podsumowanie niż otwarcie nowej przestrzeni sporu. Domeną Kagana nie jest przecież szczegółowa analiza faktograficzna, ale nazywanie i w prostym, dalekim od poprawności politycznej języku puentowanie toczących się dyskusji. Przyzwyczajeni do stylu „Potęgi i raju” nie będą zawiedzeni, tu jednak pojawia się pewne ryzyko związane z kaganowskim sposobem prowadzenia narracji. Warto podkreślić, że do dziś „Potęga i raj” częściej przytaczana jest celem wskazania różnic dzielących Europę od Staninów Zjednoczonych (słynne „Amerykanie są z Marska, a Europejczycy z Wenus”) niż, zgodnie z przesłaniem pozycji, jako argument na rzecz konieczność dalszego zacieśnienia współpracy między oboma kontynentami dla ich własnego, zbiorowego bezpieczeństwa.

 „Powrót historii i koniec marzeń” można łatwo odczytać jako zapowiedź kolejnego cywilizacyjnego kataklizmu. Katastrofizm będzie jednak przesadnie prostym odwróceniem znaków wartości w stosunku do roku 1989. Istotniejsze wydaje się to, że za sprawą Chin i Rosji – wzrostu ich rangi, siły gospodarczej i militarnej – autokracje zyskały nie tylko silny punkt oparcia, ale i alternatywę dla dotychczasowej ścieżki modernizacji wyznaczanej przez zachodnie demokracje. Świat, czy nam się to podoba czy nie, ponownie stał się przestrzenią ścierania się rozbieżnych koncepcji bezpieczeństwa, rozwoju i sprawiedliwości.

Wyświetl PDF