Piotr Musiewicz
Ronald Reagan a Jan Paweł II. Kontekst ideowy i polityczny współpracy prezydenta i papieża Tekst z pracy zbiorowej Ronald Reagan. Nowa odsłona w 100-lecie urodzin, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2011. Tom pod redakcją Piotra Musiewicza
W dziedzictwie, jakie pozostawił po sobie Ronald Reagan, istotne miejsce zajmuje jego wpływ na relacje Stanów Zjednoczonych z Watykanem. Relacje te, jak zobaczymy, układały się od XVIII wieku bardzo różnie, odznaczając się dużą niestabilnością; w erze Reagana natomiast miał miejsce pewnego rodzaju przełom, otwierający oficjalne stosunki dyplomatyczne między Waszyngtonem a Watykanem. Dążenie prezydenta do udrożnienia tego kanału dyplomatycznego okazało się korespondować z otwartością Jan Pawła II na współpracę z wyznawcami światopoglądów innych niż katolicki. Poniżej prześledzimy historyczny zarys relacji Stanów Zjednoczonych z Państwem Kościelnym – a następnie Watykanem, ich uwarunkowania polityczne, społeczne, ideowe i osobiste, a wreszcie – okoliczności nawiązania stosunków dyplomatycznych i konsekwencje współpracy Reagana z Janem Pawłem II.
Zarys stosunków Stanów Zjednoczonych i Stolicy Apostolskiej do czasów Reagana Stany Zjednoczone nawiązały z Państwem Kościelnym (konkretnie z Piusem VI) stosunki, określane przez Thomasa P. Melady’ego „konsularnymi”, w 1784 roku, choć de facto była to decyzja o otwarciu portów papieskich dla statków amerykańskich[1]. Pierwszy konsul ze strony Stanów Zjednoczonych – John B. Sartori – pojawił się w Rzymie, ówczesnej stolicy Państwa Kościelnego, trzynaście lat później, a pierwszy wysłannik papieski – książę Ferdinando Lucchesi – zagościł w Ameryce dopiero w roku 1826. W 1848 roku z inicjatywy prezydenta Jamesa Polka (1845–1849) otwarto w Rzymie stałą placówkę konsularną; pierwszym charge d’affaires został Jacob L. Martin. Konsulowie amerykańscy nie stworzyli jednak długiej tradycji swej obecności w Rzymie – szóstym i ostatnim był Rufus King, odwołany ze stanowiska w roku 1867[2]. King został oddelegowany z Rzymu na skutek przyjęcia przez Kongres ustawy wprowadzającej zakaz utrzymywania stałej placówki dyplomatycznej przy Państwie Kościelnym, a ściślej mówiąc – zakaz jej finansowania. Przyjęcie tej ustawy, łączone z oszczędnościami finansowymi, związane było w dużej mierze z antykatolicką kulturą polityczną oraz społeczną, o której będzie mowa w dalszej części tego artykułu. Wycofano więc amerykańskie konsularne przedstawicielstwo dyplomatyczne z Rzymu; co jednak ciekawe, po aneksji Rzymu (1870) i innych części Państwa Kościelnego przez jednoczące się Włochy Amerykanie, mimo nacisków rządu włoskiego, nie odwołali rezydującego w Stanach Zjednoczonych przedstawiciela Stolicy Apostolskiej – Louisa Binsse’a. Ta swoista nić dyplomatyczna zerwana została dopiero po śmierci Binsse’a w 1895 roku[3]. Za pontyfikatu Leona XIII (1878–1903) podjęto próbę ustanowienia w Stanach Zjednoczonych delegatury apostolskiej, jednak ostatecznie stałe przedstawicielstwo Stolicy Apostolskiej ukonstytuowano nie przy państwie amerykańskim, ale przy amerykańskim Kościele. Był to i tak pewien sukces dla papieża, dzięki któremu mógł on nawiązać nieco bliższy – choć pośredni – kontakt z odległymi pod względem geograficznym, a czasem i kulturowym, amerykańskimi biskupami. Dwie wojny światowe zbliżyły do siebie przywódców Stolicy Apostolskiej i Stanów Zjednoczonych. W 1919 roku Woodrow Wilson (1913–1921) jako pierwszy w historii prezydent USA odwiedził papieża – Benedykta XV – będącego wciąż „więźniem Watykanu”. Wydaje się, że wygłoszony rok wcześniej program pokojowy, zwany czternastoma punktami Wilsona, nawiązywał w pewnej mierze do wystosowanego podczas wojny orędzia Benedykta XV, stanowiącego apel o pokój. Wilson był zresztą jedynym szefem państwa, który na ten apel w jakiś sposób odpowiedział (informując papieża o braku możliwości zaprowadzenia pokoju w czasie toczącej się wojny). Generalnie w obliczu I wojny światowej zarysowały się podobne pod pewnym względem role, albo przynajmniej dążenia, prezydenta Stanów Zjednoczonych i papieża, które można sprowadzić do troski o pokój na świecie. Wilson podejmował w tym celu określone środki polityczne, przyczyniając się między innymi do założenia Ligi Narodów, papież zaś używał środków moralnych, zachęcając w encyklice Pacem, Dei Manus Pulcherrimum z 1920 roku do pojednania między narodami oraz do ustanowienia „związku narodów” dla zachowania pokoju[4]. Dalsze zbliżenie nastąpiło w wyniku II wojny światowej. W 1939 roku Amerykanie wysłali do Watykanu swego przedstawiciela – Myrona C. Taylora; wciąż jednak nie był on oficjalnym reprezentantem Stanów Zjednoczonych w randze dyplomaty, a jedynie osobistym przedstawicielem prezydenta Franklina D. Roosevelta (1933–1945) przy papieżu[5]. Decyzja ta budziła sprzeciw ówczesnego Senatu amerykańskiego, wskazującego na jej niezgodność z amerykańskim prawem, tego rodzaju nominacja nie podlegała jednakże weryfikacji z jego strony. W praktyce Taylora postrzegano jako oficjalnego ambasadora USA. Pozostał on w Watykanie 10 lat i przyczynił się między innymi do informowania administracji watykańskiej o powojennym zagrożeniu ze strony Związku Sowieckiego[6]. Po wojnie wzmógł się sprzeciw Kongresu wobec prezydenckiego przedstawicielstwa przy Watykanie. Za czasów Harry’ego Trumana (1945–1953) obiekcje ze strony senatorów (z Thomasem Connallym[7] na czele) wobec utrzymywania relacji z Watykanem, rozumianym jako Kościół katolicki, spowodowały, że prezydent zaniechał próby nawiązania pełnych stosunków dyplomatycznych i wycofał się z pomysłu nominacji generała Marka Clarka na ambasadora, nie poddając jego kandydatury pod weryfikację Kongresu. Z podobnego powodu następca Trumana, Dwight Eisenhower (1953–1961), nie wysłał już nawet do Watykanu osobistego przedstawiciela. Niemniej jednak sam osobiście odwiedził papieża Jana XXIII w 1959 roku i od tego czasu każdy prezydent USA składał papieżowi co najmniej jedną wizytę w czasie swojej kadencji. Wysyłanie osobistych przedstawicieli prezydentów Stanów Zjednoczonych do Watykanu wznowiono dopiero za czasów Richarda Nixona (1969–1974); co ciekawe, nie uczynił tego pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych prezydent katolik, John Fitzgerald Kennedy (1961–1963)[8]. Do przełomu w relacjach amerykańsko-watykańskich doszło w roku 1984, kiedy to pod wpływem prezydenta Ronalda Reagana Kongres uchylił ustawę z 1867 roku i nawiązanie pełnoprawnych stosunków dyplomatycznych oraz finansowanie placówki dyplomatycznej stały się możliwe. Ostatni osobisty przedstawiciel prezydenta USA przy Watykanie – przyjaciel Reagana William A. Wilson – stał się pierwszym ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy formalnie uznanej za państwo Stolicy Apostolskiej, a dotychczasowy delegat apostolski arcybiskup Pio Laghi został pierwszym w historii nuncjuszem apostolskim (wówczas właściwie prononcjuszem – jakkolwiek był on odpowiednikiem ambasadora) w Stanach Zjednoczonych. Przy znoszeniu krępującej relacje amerykańsko-watykańskie ustawy (w listopadzie 1983 roku) Kongres miał już zupełnie inne nastawienie do papieża i katolicyzmu niż w 1952 roku, gdy przeciw nim protestował. Tym razem obyło się zasadniczo bez kontestacji polityki prezydenta, jeśli nie liczyć kilku nieudanych prób zakwestionowania posunięcia Kongresu w amerykańskim sądzie przez środowiska protestanckie oraz kazań słyszanych tu i ówdzie z ust radykalnych pastorów[9]. Jak to się stało, że w nastawieniu amerykańskiego Kongresu zaszła tak znacząca zmiana, jeśli chodzi o papieża i Watykan?
Historyczny antykatolicyzm z Stanach Zjednoczonych Nawiązanie relacji dyplomatycznych Stanów Zjednoczonych z Watykanem, które nastąpiło w dużej mierze dzięki osobistej relacji Jana Pawła II i Ronalda Reagana, byłoby niemożliwe, gdyby nie ich konkretne przekonania i postawy, między innymi w stosunku do przedstawicieli innych tradycji chrześcijańskich. Specyfika poglądów religijnych Reagana i Jana Pawła II w tej materii zarysuje się wyraźnie poprzez ukazanie jej w kontekście historycznym. Trwająca właściwie przez dwa wieki niechęć przywódców Stanów Zjednoczonych do nawiązania pełnych stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską wynikała w dużej mierze ze stanowiska, jakie kościoły protestanckie (z których wywodziła się większość amerykańskich prezydentów, a także gros kongresmanów i senatorów) zajmowały wobec Kościoła katolickiego. Ich nastawienie z kolei ma swój prapoczątek co najmniej w pismach i poglądach Marcina Lutra (1483–1546), który najpierw wystąpił przeciwko praktyce sprzedaży odpustów panującej w Kościele katolickim, a następnie odmówił mu statusu Kościoła biblijnego i władzę papieską uznał za nieważną, używając niejednokrotnie przy krytyce głowy Kościoła i jego doktryny mocnych, niekulturalnych określeń[10]. Szesnastowieczni protestanci, a także ich następcy, kontestowali zarówno ziemski aspekt władzy papieskiej[11], jak i przekonanie, że biskupowi Rzymu jako następcy świętego Piotra należy się zwierzchność nad Kościołem chrześcijańskim. Krytykowano też między innymi naukę o wartości dobrych uczynków dla chrześcijanina, jak również opieranie nauki Kościoła katolickiego jednocześnie na Piśmie Świętym i na Tradycji, którą protestanci uznali za wytwór czysto ludzki, zamazujący przesłanie Ewangelii[12]. Odmienność dogmatyczna i doktrynalna protestantyzmu przyczyniała się w praktyce najpierw do rozbudzenia, a następnie do utrzymywania niechęci protestantyzmu i protestantów do katolicyzmu i katolików. Stany Zjednoczone Ameryki, choć budowane na przekonaniu o wolności religijnej, nie były od tego wolne – większość przybywających do Nowego Świata pozostawała wszak protestantami. Przybysze wywodzili się w dużej mierze z Anglii, gdzie sentyment „antypapistowski” wpisywał się w oficjalny nurt polityki od XVI do XIX wieku, pozostając żywy w świadomości Anglików jeszcze w pierwszej połowie wieku XX. Dotyczył on dwóch dominujących grup religijno-społecznych: anglikanów (z wyjątkiem stronnictwa High Church) oraz purytanów i innych tak zwanych dysydentów. Purytanie, którzy najliczniej przybywali do Nowego Świata (tworzący przykładowo Mayflower Compact w 1620 roku), wywodzący się od Jana Kalwina (1509–1564) i Johna Knoxa (ok. 1514–1572), nie byli bardziej tolerancyjni wobec katolicyzmu niż luteranie. Gdy zdobyli na krótko władzę w Anglii w wyniku rewolucji (1648–1660), rozkaz uzupełniający do instrumentu rządzenia Olivera Cromwella wykluczał explicite tolerancję wobec katolików[13]. Jedną z przyczyn ich migracji do Ameryki było właśnie rozczarowanie Kościołem anglikańskim, który w niewystarczający sposób zerwał z ideami „papistowskimi”[14]. Wielu z tych ludzi poszukiwało miejsca, gdzie mogliby założyć społeczności wolne od Kościoła hierarchicznego, wyznające prawdziwe – w ich rozumieniu – chrześcijaństwo biblijne. Silny dystans do katolicyzmu widać w XVIII wieku w ideach popularnych w poszczególnych stanach i w konstytucjach tych stanów, zmierzających do ustanowienia oficjalnego panowania protestantyzmu, a niekiedy je wprost wprowadzających – co równało się wykluczeniu katolików z życia publicznego[15]. Niechęć ta redukowana była w pewnym stopniu przez konstytucję federalną, zakazującą wprowadzania testów religijnych dla objęcia urzędu publicznego, oraz przez I poprawkę do Konstytucji, która obok podkreślenia wolności wyznania, przypominała o zakazie wyróżniania jakiejkolwiek religii – a więc zakazywała wprowadzania religii stanowej i gwarantowała dostęp do życia publicznego również katolikom[16]. Mimo to historycy podkreślają, że „chociaż konstytucja amerykańska przyznała Kościołowi katolickiemu prawo swobodnego rozwoju, nie mogła zmienić faktu, że w społeczeństwie amerykańskim głęboko tkwiły brytyjskie uprzedzenia wobec »papizmu«”[17]. Wydaje się, że przekonanie o kluczowej roli, jaką w Ameryce odegrali i mają odgrywać – mówiąc językiem współczesnym – WASP (White Anglo-Saxon Protestant), było szczególnie silne w wieku XIX i w części wieku XX. Antykatolicyzm na gruncie amerykańskim widoczny był także w działalności wielu dziewiętnastowiecznych stowarzyszeń, wprost sprzeciwiających się napływowi katolików do Stanów Zjednoczonych oraz ich obecności w życiu społecznym, politycznym i kulturowym Ameryki. Mowa tu o takich grupach jak Partia Rodowitych Amerykanów czy Partia Nic Niewiedzących. Nie brakowało także wybuchających skandali i nagonek społecznych, kiedy protestanci łatwo dawali się podburzyć plotce o uwięzieniu kogoś przez katolickich księży albo pogłoskom o porywaniu niemowląt przez zakonnice. Jednym z przykładów może być wtargnięcie tłumu w 1834 roku do klasztoru urszulanek w Charlestone w poszukiwaniu rzekomego cmentarza niemowląt. Podejrzewano też zakony i parafie o przetrzymywanie broni i – zupełnie jak w Anglii w wiekach XVII i XVIII – przygotowywanie powstania zbrojnego. W Filadelfii w 1844 roku doszło z tego powodu do otwartych walk ulicznych, w których rzeczywiście użyto broni, w tym armat[18].
Zanikanie antykatolicyzmu w Ameryce Istotne symptomy zmiany myślenia o katolikach pojawiły się w amerykańskiej kulturze społeczno-politycznej i intelektualnej w drugiej połowie XX wieku. Jednym z ich przejawów jest całkiem spore – przynajmniej w środowiskach akademickich – znaczenie dzieł amerykańskich politologów, którzy przekonują o wartości katolicyzmu jako części tradycji USA, opartej wszak na wartościach chrześcijańskich. Rosnące wpływy komunizmu z jednej strony, a liberalizmu z drugiej sprzyjały rozpoznaniu wkładu katolików w obronę amerykańskiej tradycji i wolności. W życiu intelektualnym Ameryki liczące się miejsce zajęli myśliciele i publicyści katoliccy lub sprzyjający katolicyzmowi, wśród których znalazły się takie postacie jak William Buckley (1925–2008) – założyciel periodyku „National Review”, Russell Kirk (1918–1994) – autor między innymi klasycznej dziś pozycji konserwatyzmu Conservative Mind, Frederick Wilhelmsen (1923–1996) przywracający w myśleniu politycznym tradycję świętego Tomasza z Akwinu, jezuita John Courtney Murray (1904–1967), mający wkład w soborowe ujęcie relacji państwo-Kościół i kwestii wolności religijnej, Richard Neuhaus (1936–2009) – założyciel miesięcznika „First Things”, który z pastora luterańskiego stał się księdzem katolickim, czy też Brytyjczyk Malcolm Muggeridge (1903–1990) – słynny dziennikarz i rektor Uniwersytetu w Edynburgu, który został katolikiem w wieku 79 lat[19]. Wreszcie, katolikiem był też jeden z najbardziej cenionych współcześnie przez Amerykanów prezydentów Stanów Zjednoczonych – John Fitzgerald Kennedy (1961–1963). Katolicyzm w drugiej połowie XX wieku przestał być amerykańską „religią ludową”, a zaczął się przekształcać w ideały części inteligencji[20]. W efekcie ze strony protestanckiej nastąpiło złagodzenie mocno krytycznej postawy wobec katolików, jaka dotychczas dominowała. Z drugiej strony ewoluowało również nastawienie katolickie wobec protestantów. Ustalone na soborze trydenckim (1545–1563) elementy doktryny katolickiej nie zgadzały się z postulatami protestantów; można nawet odnieść wrażenie, że obie tradycje kształtowały swe doktryny w dużej mierze w opozycji do siebie. Pogłębiało to i tak przecież silną w XVI wieku wzajemną niechęć[21]. Stanowisko katolickie wobec protestantyzmu poszło w kierunku uznania jego wyznawców, jako niepoddających się pod zwierzchność papieża i nieutrzymujących w ten sposób łączności ze wspólnotą Kościoła katolickiego, za „heretyków”[22]. Nauczanie Kościoła w wiekach XVI–XX w mniej lub bardziej wyrazisty sposób dawało temu wyraz. Potwierdzała je jeszcze – choć w bardziej łagodnej formie, bez użycia wprost tego określenia wobec chrześcijan niekatolików – encyklika Piusa XI z 1928 roku Mortalium animos[23]. Wydaje się, że była ona jednak ostatnim z przejawów nauczania nakazującego katolikom wyraźny dystans wobec innych chrześcijan[24], właściwie zakazującego zebrań i publicznych spotkań z nimi. Trzeba też zaznaczyć, że amerykański katolicyzm różnił się w swym charakterze od europejskiego – wydaje się, że mimo wszystko, po pierwotnym okresie izolacji społeczności katolickich, amerykański katolicyzm przejawiał większą niż w Europie skłonność do współpracy z innymi wyznaniami, między innymi dlatego, że katolicy w USA zawsze stanowili mniejszość. Biskupi amerykańscy, z uwagi na oddalenie od Rzymu i odmienność kulturową Ameryki (wzrastającą wielokulturowość), niekiedy łatwiej przyswajali elementy liberalizmu i republikanizmu, ostro piętnowane w XIX wieku w Starym Świecie. Wyrazem tego była słynna anegdota o papieżu Piusie IX, do którego przybył pewnego razu pewien człowiek domagający się jakichś niezwykłych łask. Pius IX odpowiedział mu: „Niestety, nie mogę panu tego obiecać, proszę jednak, niech pan się z tym zwróci do jakiegoś biskupa amerykańskiego”[25]. Do zapowiedzi mającej nastąpić w latach sześćdziesiątych reformy Kościoła katolickiego należały działalność i idee francuskiego księdza Paula Couturiera (1881–1953), który dostrzegał potrzebę zmiany nastawienia katolików wobec prawosławnych i protestantów i odejścia w tym celu od zaleceń Piusa XI. Couturier nazwał swoje podejście „duchowym ekumenizmem”, a istota tego podejścia została przyjęta przez Sobór Watykański II[26]. Zapisano ją w rewolucyjnym Dekrecie o ekumenizmie, który wprowadzał nowe standardy traktowania prawosławnych i protestantów. Uznano w nim bowiem, że choć ostatecznie zjednoczenie chrześcijan dokonać się może jedynie pod egidą następcy świętego Piotra, to odpowiedzialność za reformację, za rozłam w Kościele, spoczywa po obu stronach – tak protestanckiej, jak i katolickiej. Chrześcijan innych niż katolicy nie nazwano już w dekrecie „odszczepieńcami”, lecz „braćmi odłączonymi”. Sugerując możliwość ich zbawienia, zalecono katolikom już nie zdystansowanie się, lecz troskę o nich; polecono uznać ich „dobra chrześcijańskie” oraz zaprzestać używania wobec nich niesprawiedliwych słów; wskazano także na pewną formę wspólnoty łączącą wszystkich chrześcijan i podkreślono, że „o odnowienie jedności troszczyć się ma cały Kościół, zarówno wierni, jak i ich pasterze”[27]. Inny soborowy dokument, którego celem w praktyce również było zmniejszenie niechęci katolicyzmu wobec protestantyzmu to Konstytucja o liturgii świętej, w której zezwolono na wprowadzenie w liturgii katolickiej niektórych rozwiązań stosowanych od XVI wieku przez protestantów, będących istotną kością niezgody między tymi wyznaniami[28]. Zgoda na używanie przez katolików Biblii w językach ojczystych, a nawet zachęta do tego, zmniejszały w jakimś stopniu częste dotąd na tym tle konflikty w społecznościach i w szkołach amerykańskich[29]. Postawę dialogu z innymi Kościołowi pogłębiał po soborze Jan Paweł II, dając temu wyraz w encyklice Ut unum sint z 1995 roku. Przypominał w niej między innymi tę prawdę, którą żył już od lat, którą wyraził już jego poprzednik Jan XXIII i która była widoczna w jego spotkaniach z Ronaldem Reaganem: „o wiele mocniejsze jest to, co nas łączy, niż to, co nas dzieli”[30]. Spotkania katolików z wiernymi innych odłamów chrześcijaństwa papież uznał już nie za zagrożenie, lecz za szansę budowania większej jedności, zalecając nawet wspólne zgromadzenia modlitewne[31]. Odwołując się do myśli personalistycznej, podkreślił wartość dialogu ekumenicznego, rozumianego nie tylko jako wymiana myśli, lecz także jako „wymiana darów” i „wspólne szukanie prawdy”. Nazwał także działania ekumeniczne „imperatywem chrześcijańskiego sumienia”[32] i ostatecznie uprawomocnił stosowanie nazewnictwa „inni chrześcijanie” wobec wierzących niekatolików[33]. W 40. punkcie encykliki Jan Paweł II wskazał, że jednym z celów ekumenizmu jest współpraca praktyczna chrześcijan na wielu płaszczyznach: „duszpasterskiej, kulturowej, społecznej, a także w dawaniu świadectwa orędziu ewangelicznemu”[34]. Encyklikę pisał w pełnej świadomości wartości, jaką ma współpraca między chrześcijanami różnych denominacji, mając osobiste doświadczenie owoców takiej współpracy. Osobiście niejednokrotnie ją podejmował również na płaszczyźnie społeczno-politycznej, czego wymownym przykładem była jego kooperacja z Ronaldem Reaganem.
Uwarunkowania społeczne i polityczne zbliżenia Watykanu i Waszyngtonu O jednym z czynników politycznych sprzyjającym przełamywaniu niechęci lub dystansu wobec Watykanu już wspomniano – stały się nim wojny światowe. Przedtem jednak drogę ku zbliżeniu Ameryki i Kościoła katolickiego torowała także sytuacja społeczna w XIX i XX stuleciu. W XIX wieku, na skutek masowej imigracji najpierw Irlandczyków i Niemców, a w drugiej połowie wieku także Włochów i Polaków, wyznawcy katolicyzmu stawali się coraz bardziej liczącą się mniejszością religijno-kulturową. Chociaż nie do końca jeszcze asymilowali się z ludnością amerykańskich miast, a początkowo imigracja umacniała wręcz ich izolację, to obecność katolików w Ameryce była coraz bardziej widoczna, zwłaszcza na północno0wschodnim wybrzeżu[35]. Nie można też zapominać o przedbrytyjskiej kolonizacji Ameryki, dokonywanej wszak przez katolików – Hiszpanów i Francuzów[36]. Do tego dochodzi jeszcze włączenie terenów Meksyku, zamieszkałych w dużej mierze przez katolików: w 1848 roku częścią USA stały się tereny Kalifornii, Nowego Meksyku, Arizony, Nevady i Utah, a w roku 1853 kolejne części byłej kolonii hiszpańskiej[37]. Stany Zjednoczone jako pierwszy kraj, który konsekwentnie wprowadził „eksperyment demokratyczny”, musiały z czasem zacząć się liczyć ze światopoglądem swoich obywateli. Nie sposób też nie wspomnieć o ruchach prokatolickich wewnątrz Kościoła anglikańskiego, w widoczny sposób obecnego w Ameryce. Wpływy te docierały do Stanów Zjednoczonych z Wielkiej Brytanii, gdzie w latach czterdziestych XIX wieku doszło do największego od czasów reformacji przebudzenia katolickiego. Wobec przybierającego na sile liberalizmu teologicznego oraz erastianizmu grupa anglikańskich duchownych i uczonych, pod przewodnictwem Johna Keble’a oraz Johna Henry’ego Newmana, podjęła poszukiwanie apostolskich i ortodoksyjnych korzeni Kościoła angielskiego. Był to tak zwany ruch oksfordzki, który doprowadził do zaskakujących dla swoich inicjatorów odkryć. Newman w 1845 roku stwierdził, że najczystszą ortodoksję i właściwy rozwój Tradycji zachował Kościół nie anglikański, lecz katolicki, do którego też dołączył, pociągając ze sobą w XIX wieku tysiące anglikańskich kapłanów i świeckich. Część przywódców ruchu pozostała jednak w kościele narodowym, starając się reformować jego doktrynę oraz liturgię na modłę katolicką. W ten sposób powstały stowarzyszenia i bractwa, których członków zwano – od akcentu na wartość liturgii – rytualistami. Dotarły one również do Stanów Zjednoczonych i w latach siedemdziesiątych XIX wieku funkcjonowały już w Nowym Jorku na tyle prężnie, że obchodziły, początkowo w ukryciu, celebracje rocznicy swego założenia[38]. Ruch prokatolicki w Kościele anglikańskim, wzbudzający początkowo opór ze strony środowisk protestanckich, na dłuższą metę przyczynił się jednak do asymilacji katolików, tak w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych. Innym ważnym czynnikiem wpływającym na stan relacji Waszyngtonu z Watykanem był dwudziestowieczny komunizm. Ekspansywna postawa Związku Sowieckiego, nastawionego wojowniczo zarówno do Kościoła katolickiego czy kościołów protestanckich, jak i do kapitalistycznej, opartej na wolnościach indywidualnych Ameryki, mocno oddziałała na postawę prezydentów USA, kongresmanów i papieży. Otwarcie deklarowana przez przywódców bolszewickich wojna z religią godziła nie tylko w kościoły chrześcijańskie, ale i w pierwsze, najcenniejsze mimo wszystko prawo Stanów Zjednoczonych Ameryki – wolność wyznania. Poza tym wiele sowieckich idei i podejmowanych działań miało na celu wywrócenie zachodniego porządku kapitalistycznego i liberalnego. Naturalną konsekwencją aktywności wspólnego nieprzyjaciela musiało być zbliżenie dotychczas zdystansowanych „graczy” na scenie międzynarodowej – tych, których dotąd, jak się zdawało, dzieliły głębokie różnice zdań co do fundamentalnych spraw światopoglądowych. Wspólna wyznawana wartość tak samo – przynajmniej do pewnego stopnia – rozumianej wolności i godności osoby ludzkiej pociągała za sobą mobilizację sił i poszukiwanie sojuszników do obrony owej zagrożonej wartości. W obliczu zagrożenia wolności Amerykanów, jakie miało miejsce w czasie zimnej wojny ze strony komunistów (czy to z zewnątrz – w Związku Sowieckim, czy wewnątrz USA) malały uprzedzenia wobec katolicyzmu. Amerykańscy prezydenci, politycy i zwykli obywatele powoli zaczynali zdawać sobie sprawę z potencjału i możliwego wpływu Kościoła katolickiego w Europie, także w krajach satelickich Związku Sowieckiego. Optyka konfrontacyjna wobec Kościoła ustępowała na rzecz spojrzenia kooperacyjnego. Jednym z tych, którzy dostrzegli możliwości współpracy i zareagowali na nie był Ronald Reagan.
Osobiste doświadczenia i spotkanie Reagana z Janem Pawłem II W pełnym nawiązaniu relacji dyplomatycznych między Waszyngtonem a Watykanem i w ich współpracy największy udział miały osobiste kontakty Reagana i Jana Pawła II oraz przekonania, jakie żywili obaj przywódcy. Jan Paweł II, jak wspomniano, w duchu personalizmu kontynuował i pogłębiał otwartość katolików na wyznawców odmiennych przekonań. Wynikało to między innymi z osobistych doświadczeń: zetknięcia się w młodości z osobami ugruntowanymi w różnych światopoglądach. Znana jest długoletnia przyjaźń Karola Wojtyły z Jerzym Klugerem oraz jego kontakty z innymi przedstawicielami wyznania mojżeszowego i udzielana im pomoc (niewątpliwie wpłynęło to, obok doświadczeń wojny i okupacji komunistycznej, na ukształtowanie się poglądu przyszłego papieża na kwestię godności człowieka). Natomiast co się tyczy młodego Reagana, pewnego rodzaju heterogeniczność światopoglądowa wpisana była w samo serce jego rodziny: jego matka, Nelle Reagan, pozostawała zaangażowaną protestantką (z nurtu Disciples of Christ – „uczniów Chrystusa”), podczas gdy ojciec Jack był katolikiem pochodzenia irlandzkiego. Za sprawą zaangażowania charytatywnego Nelle w domu przyszłego prezydenta nierzadko gościli potrzebujący pomocy przedstawiciele mniejszości etnicznych. Pod wpływem atmosfery w domu rodzinnym Ronald nie miał więc trudności z poszanowaniem i docenieniem wyznawców katolicyzmu. Wyraźnie widoczne stało się to w jego późniejszych relacjach osobistych: żaden prezydent USA nie miał dotychczas tak wielu doradców katolików. Zaliczali się do nich między innymi: Richard V. Allen – pierwszy doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, William J. Casey – dyrektor CIA, Vernon Walters – ambasador USA przy ONZ, Tony Dolan – sekretarz piszący przemówienia czy też Bill Clark – drugi doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, pozostający najbliższym towarzyszem prezydenta w Białym Domu (również najbliższym towarzyszem w jego modlitwach), kontestowany jednakże przez część środowiska Reagana, między innymi przez jego żonę[39]. Wiele wskazuje na to, że mianowanie Clarka przewodniczącym amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego w styczniu 1982 roku stworzyło atmosferę sprzyjającą zacieśnianiu więzi papieża z prezydentem, jakkolwiek jeszcze istotniejszym czynnikiem wydaje się osobiste podejście obu przywódców do kwestii wolności i godności człowieka oraz do komunizmu, który stanowił zaprzeczenie tych wartości. Dla Reagana, jak i dla większości Amerykanów, zasadniczą wolnością pozostawała swoboda wyznania; szczególnie ubolewał nad jej gwałceniem w krajach obozu sowieckiego. Zdarzało się, że osobiście interweniował w tej sprawie u sowieckich oficjałów, jak na przykład w 1983 roku, kiedy w czasie rozmowy z ambasadorem Dobryninem domagał się zagwarantowania grupie rosyjskich zielonoświątkowców prawa do bezpiecznego opuszczenia ambasady amerykańskiej w Moskwie, gdzie ukrywali się przed zagrażającymi im komunistycznymi władzami, oraz prawa do opuszczenia Związku Sowieckiego[40]. Reagan uważnie obserwował, jak gwałcono w Polsce cenne dla niego prawa człowieka, dostrzegając w naszym kraju wyjątkowo silną – jak na blok sowiecki – pozycję Kościoła i wiążąc z nią pewne nadzieje w zakresie wyswobodzenia Europy Wschodniej spod wpływu komunistów. Wiedział też o rosnącej w siłę Solidarności, dlatego z największym zaniepokojeniem przyjął informacje o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Dnia 14 grudnia 1981 roku zatelefonował do Jana Pawła II, informując go o swoich sympatiach dla Polaków i mówiąc o inspiracji, jaką według niego stanowiła dla Amerykanów papieska pielgrzymka do ojczyzny w 1979 roku, w czasie której Polacy zamanifestowali przywiązanie do wartości religijnych i wiarę w Boga. Nie był to tylko zabieg kurtuazyjny. Pielgrzymka ta rzeczywiście musiała zrobić na Reaganie duże wrażenie; sam był bardzo religijny i dostrzegał dużą wartość chrześcijańskiej pobożności, również na płaszczyźnie politycznej i społecznej. Tym chętniej wyraził w rozmowie z papieżem nadzieję na osobiste z nim spotkanie[41]. Nie był to pierwszy kontakt Reagana z Janem Pawłem II: w dniu 13 maja 1981 roku, w dzień zamachu na placu świętego Piotra, Reagan wysłał do papieża list zapewniający o tym, że jest wstrząśnięty tym wydarzeniem i osobiście zanosi modlitwy w intencji postrzelonego[42]. Od początku kadencji prezydenckiej widać było, że Reagan nastawiony jest na zbliżenie z papieżem. Pod koniec 1981 roku napisał jeszcze do Jana Pawła II dwa listy, w których zastanawiał się, czy ten mógłby wpłynąć na odwołanie w Polsce stanu wojennego poprzez interwencję u komunistycznych oficjałów i poprzez oddziaływanie polskiego Kościoła. Podkreślał także, że leży mu na sercu sprawa aresztowanych członków Solidarności, których uwolnienia – podobnie jak rosyjskich chrześcijan – szczerze pragnął. Reagan był przekonany, że odwołanie stanu wojennego i wypuszczenie represjonowanych przyczyniłoby się do podtrzymania nadziei „na wolność Polski”[43]. Odpowiedź Jana Pawła II przyszła do Białego Domu 4 stycznia 1982 roku, w pierwszym dniu pracy na stanowisku doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego oddanego papieżowi Billa Clarka – list zaadresowany był do niego. Jan Paweł II popierał w liście naciski administracji Reagana na komunistyczny rząd w Polsce – naciski mające na celu zniesienie stanu wojennego (które wyrażały się zwłaszcza poprzez sankcje gospodarcze) – oraz zapewniał o podejmowanych naciskach moralnych, mających stanowić uzupełnienie tych prezydenckich, gospodarczo-politycznych. Papież zastrzegał jednak, że nie mógł „publicznie wyrazić swego poparcia w sposób tak otwarty, jak byśmy sobie tego życzyli”[44]. Wobec zacieśniającej się więzi oraz wyraźnej wspólnoty idei przywódców USA i Kościoła katolickiego ich spotkanie było jedynie kwestią czasu. I rzeczywiście, w czerwcu 1982 roku, w czasie stosunkowo krótkiej podróży po Europie, Reagan zawitał do Stolicy Apostolskiej, gdzie 7 czerwca, w Bibliotece Watykańskiej doszło do jego pierwszego bezpośredniego spotkania z papieżem Polakiem. Z relacji kardynała Pio Laghiego oraz informacji zebranych przez Paula Kengora wynika, że Reagan i Jan Paweł II odwoływali się w rozmowie do wspólnych im doświadczeń. Wspomnieli więc o zamachach na ich życie – oba miały miejsce w 1981 roku (na Reagana 30 marca, na papieża 13 maja) – i o tym, że obaj je przeżyli. Prezydent, a za nim i papież, przypisali ten fakt cudownej interwencji Opatrzności, która ocaliła ich obu z uwagi na pewną misję, powierzoną im do wykonania. Wydaje się, że misją tą, przynajmniej w aspekcie politycznym, mogło być uwolnienie Europy i Rosji od komunizmu, który w radykalny sposób sprzeciwiał się chrześcijańskiej wizji człowieka stworzonego przez Boga. Mimo pewnej różnicy wyznania, rdzeń politycznych, moralnych, a właściwie także i religijnych poglądów pozostawał więc identyczny u Reagana i u Jana Pawła II. Obaj byli przekonani, że ateistyczny komunizm musi upaść i że należy dołożyć szczególnych starań, aby tak się stało. Były to niezwykle śmiałe deklaracje jak na rok 1982, w którym niewielu polityków i myślicieli rozważało na poważnie ewentualność upadku Związku Sowieckiego. Środkiem prowadzącym do upadku komunizmu miało być wsparcie opozycyjnej Solidarności, w której Reagan z Janem Pawłem II dostrzegali siłę mogącą zainicjować rozpad bloku socjalistycznego. Carl Bernstein, piszący dla magazynu „Time”, określił wspólnotę ich przekonań i mających zapaść na spotkaniu decyzji mianem „świętego sojuszu” (The Holy Alliance). Oto bowiem przywódca USA i przywódca Kościoła, których nie łączyły dotąd nawet formalne relacje dyplomatyczne, postanawiają nawiązać współpracę w zakresie wzajemnego informowania się o podejmowanych przez siebie krokach w zakresie zwalczania komunizmu, szczególnie w Polsce. Reagan ma w tym celu użyć swojej administracji i struktury państwowej, a papież – wspólnoty Kościoła, apelów do wiernych, nacisków moralnych. I choć artykuł Bernsteina wydaje się być pisany w górnolotnym, publicystycznym stylu, przy użyciu dość egzaltowanych słów, zawierał chyba co najmniej ziarno prawdy. Papieża i Reagana rzeczywiście łączyło pragnienie uwolnienia Polski i Europy spod ateistycznego, duszącego wolność systemu totalitarnego; rozmawiali o tym na spotkaniu i zdecydowali się wspierać Solidarność, przewidując, do czego może prowadzić ten wsparty ideałami religijnymi ruch społeczny[45]. Wydaje się, że ich współpraca nie była sformalizowana, lecz polegała na osobistej relacji oraz na wspólnocie idei i celów. W tym spotkaniu katolika z protestantem zaakcentowano – by nawiązać do słów Jana Pawła II z późniejszej encykliki Ut unum sint – to, co łączy, i podjęto w istotnej mierze współpracę w aspekcie politycznym. Polegała ona między innymi na konsultacjach strony amerykańskiej z Watykanem przed podjęciem konkretnych kroków w Polsce (dotyczących na przykład sankcji gospodarczych) oraz dostarczania Watykanowi przez wywiad amerykański szczegółowych zdjęć satelitarnych sowieckich gułagów i rakiet, informacji przychwyconych pocztą elektroniczną oraz analiz sytuacji w bloku socjalistycznym. W ten sposób papież otrzymywał nawet informacje o militaryzmie chińskim i o jądrowych planach Pakistanu[46]. Część z nich przekazywana mu była osobiście przez współpracowników Reagana, nie tylko katolickich: Williama Caseya, Vernona Waltersa oraz ówczesnego wiceprezydenta George’a H. W. Busha. Wobec tak ożywionych relacji Reagana i jego administracji z Janem Pawłem, nawiązanie stosunków dyplomatycznych USA z Watykanem wydawało się formalnością. Dokonano go oficjalnie 10 stycznia 1984 roku, a poprzedzono je zniesieniem w listopadzie 1983 roku. przez Kongres ustawy z 1867 roku zakazującej utrzymywania relacji dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Nawiązanie stosunków dyplomatycznych, których celem miało być zapewnienie pokoju na świecie, Reagan miał okazję podkreślić 2 maja 1984 roku – w czasie kolejnego spotkania prezydenta z papieżem, do którego doszło w Fairbanks na Alasce. Znamienne, że dla Jana Pawła II wyprawa na Alaskę stanowiła wstęp do pierwszej pielgrzymki na Daleki Wschód (Korea, Papua Nowa Gwinea, Wyspy Salomona, Tajlandia), dla Reagana zaś – etap powrotu z zakończonej właśnie wizyty w Chinach. Przeżyte przez obu przywódców zamachy wcale nie zniechęciły ich do dalekich podróży zagranicznych – zdaje się, że wręcz przeciwnie. Na dzień przed spotkaniem Reagan powiedział gubernatorowi Alaski, że żywi do Jana Pawła II, jako duchowego przywódcy, „niezwykły szacunek oraz oddanie”[47]. W przemówieniu powitalnym do papieża prezydent podkreślił na pierwszym miejscu wkład Jana Pawła II w pracę na rzecz poszanowania godności człowieka na świecie i zapewnił o tym, że podobne cele przyświecają Amerykanom. Następnie, wpadając w ton biskupa czy kaznodziei, Reagan podkreślił wartość modlitwy o wzajemną miłość narodów i powiedział: „Żadni politycy i armie na świecie nie są w stanie osiągnąć tego, co uczynić mogą proste modlitwy dobrych ludzi”[48]. Wydawałoby się, że oświadczenie takie prędzej padłoby z ust papieża niż prezydenta – ukazuje to jednak pewną wspólnotę łączącą przywódców na płaszczyźnie duchowej. Reagan bowiem rzeczywiście wzywał Amerykanów do modlitwy, dbając o coroczne proklamowanie narodowego dnia modlitwy. Nie była to w Stanach Zjednoczonych praktyka nowa; na mocy ustawy z 1952 roku każdy prezydent zobowiązany jest do ogłoszenia któregoś dnia w roku narodowym dniem modlitwy. Reagan, oprócz gorliwości w wypełnianiu tej praktyki, doprowadził jednak do uszczegółowienia prawa, skłaniając Kongres w roku 1988 – mimo licznych sprzeciwów – do przyjęcia ustawy konkretyzującej, że owym dniem ma być pierwszy czwartek maja każdego roku[49]. Oficjalny komunikat skierowany do prasy po spotkaniu głosił, że Jan Paweł II przyjął propozycję Ronalda Reagana dotyczącą wysłania do Watykanu amerykańskiej misji, mającej na celu podjęcie wspólnych wysiłków na rzecz budowania pokoju oraz przeciwdziałania klęskom głodu i chorób na świecie[50]. W czerwcu 1987 roku, w czasie drugich odwiedzin w Watykanie, Reagan wyraził nadzieję na rychłą wolność Polski i wszelkich ciemiężonych przez komunizm narodów, wiążąc ją z duchową siłą modlitwy i zapewniając papieża o wsparciu modlitewnym w jego pielgrzymkach – wsparciu ze strony narodu amerykańskiego[51]. We wrześniu tego samego roku – w roku 200. jubileuszu uchwalenia amerykańskiej konstytucji – Reagan po raz kolejny przywitał Jana Pawła II w Stanach Zjednoczonych, tym razem na lotnisku w Miami. Witając przybysza, prezydent przypomniał ich spotkanie w Watykanie sprzed pięciu lat, podkreślił zasługi Jana Pawła II w niesieniu orędzia miłości do co najmniej 68 krajów, a także zaznaczył wartość wolności dla Amerykanów; zacytował też słowa katolickiego apologety Jacquesa Maritaina, chwalącego dobre intuicje amerykańskich Ojców Założycieli, a na koniec przyznał papieżowi „moralne przywództwo”, wskazując, że na Florydzie, jak i w całej Ameryce, witają go nie tylko katolicy, ale i protestanci różnych denominacji, a nawet żydzi i muzułmanie oraz ludzie „bez określonej wiary”; podkreślił wreszcie świętość Jana Pawła II, która na skutek „nadprzyrodzonej solidarności” pomaga tak bardzo „utrudzonemu światu”[52]. Większa część korespondencji Jana Pawła II z Reaganem i jego administracją pozostaje utajniona. Badając jednak odtajnione dokumenty, niektórzy (Carl Bernstein i Marco Politi – autorzy biografii Jana Pawła II) wskazują na rzeczywiste długofalowe oddziaływanie – na siebie nawzajem i na blok komunistyczny – prezydenta USA i papieża, jak również na szczególność ich relacji. Biografowie ci dostrzegają, że w latach następujących po pierwszym spotkaniu Reagana z Janem Pawłem II (aż do 1991 roku) Watykan nie wyraził publicznie żadnej krytyki postępowania Stanów Zjednoczonych. Jan Paweł II zalecał wręcz biskupom amerykańskim, aby powstrzymali się od kontestowania reaganomiki i amerykańskiego planu rozbudowy arsenału militarnego. Papież miał nawet spalić raport Watykańskiej Akademii Nauk krytykujący program Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI), osobiście zapoznając się w 1982 roku z opisem przedsięwzięcia przesłanym mu przez Reagana[53]. Prezydent w swoich przemówieniach otwarcie przyznawał, że dyskutuje z papieżem o relacjach sowiecko-amerykańskich, choć nie podawał szczegółów ich współpracy[54]. Dwa lata po tym, jak Reagan wyraził u Jana Pawła II nadzieję na uwolnienie ciemiężonych narodów spod jarzma komunizmu, a zarazem dwa lata po tym, jak skierował swój apel do przywódcy Związku Sowieckiego – „Panie Gorbaczow, rozwal pan ten mur!” – upadł mur berliński. Coraz więcej wskazuje na to, że współpraca Reagana z Janem Pawłem II w sposób istotny bądź wręcz kluczowy przyczyniła się do tego, co zamierzyli: do upadku komunizmu w Polsce i w Europie.
[1] Thomas Patrick Melady (ur. 1927) był ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy Watykanie w latach 1989–1993 (a więc z nominacji George’a H.W. Busha). Ustawę o stosunkach konsularnych (An Act Concerning Consuls and Vice Consuls) przyjęły Stany Zjednoczone w 1792 roku. [2] Zob. T. P. Melady, United States-Vatican Diplomatic Relations: The Past and The Future, „The Ambassadors Review” 2001, wiosna; publikacja dostępna na stronie Rady Ambasadorów Ameryki (Council of American Ambassadors): http://www.americanambassadors.org/index.cfm?fuseaction=publications.article&articleid=44 [3] Ibidem. Pozbawienie Państwa Kościelnego terytorium komplikowało sprawę utrzymania stosunków konsularnych; po aneksji Rzymu Stany Zjednoczone nie zdobyły się na uznanie szczególnej, ponadterytorialnej roli papieża. [4] Benedykt XV, Pacem, Dei Manus Pulcherrimum, 13. [5] Wydaje się, że Roosevelt dążył do nawiązania pełnych stosunków dyplomatycznych z Watykanem; zob. T. P. Melady, op.cit.. [6] Ibidem. [7] Thomas Connally (1877–1963) przewodniczył Komisji Spraw Zagranicznych Senatu (Senate Foreign Relations Commitee). [8] Zob. opracowanie Katolickiej Agencji Informacyjnej: http://info.wiara.pl/doc/173259.WatykanUSA-Zaciesnienie-stosunkow (04.01.2011) oraz „Catholic Almanac” 2009, s. 270–271. [9] T. P. Melady, op.cit. [10] By zacytować tylko łagodniejsze ze słów krytyki zawartych w dziele Von der babylonischen Gefangenschaft der Kirche (O niewoli babilońskiej Kościoła) z 1520 roku – Luter nazywał Kościół katolicki „tyranem, który zniewala ludzi różnymi błędnymi naukami” (zob. I. Walz Bayney, The Age of Luther: The Spirit of Renaissance-Humanism and the Reformation, New York 1957, s. 165–168). Mocniejsze określenia cytuje J. Maritain, Trzej reformatorzy, tłum. ks. K. Michalski, Warszawa–Ząbki 2005, s. 66. [11] Ziemski aspekt władzy papieskiej akcentowany był w średniowieczu szczególnie przez hierokratów, wyraźnie przypisujących papieżowi zwierzchność nad władcami świeckimi z racji wyższości prawa Bożego nad ludzkim. Tezy takie wysuwali między innymi Jan z Salisbury (ok. 1120–1180) oraz uczeń świętego Tomasza z Akwinu – Idzi Rzymianin (ok. 1243–1316) – zob. J. Canning, A History of Medieval Political Thought, 300-1450, New York 1996, s. 114 oraz P. Musiewicz, Król – kapłan? Przejawy i uzasadnienia erastianizmu Henryka VIII, „Politeja” nr 12. [12] W kwestii uczynków Marcin Luter pisał: „Dlatego pierwszą troską każdego chrześcijanina powinno być, aby porzuciwszy wszelką myśl o uczynkach, jedynie wiarę coraz bardziej w sobie utwierdzał i przez nią wzrastał w poznaniu nie z uczynków (...) sama wiara bez uczynków usprawiedliwia, uwalnia i zbawia” (M. Luter, O wolności chrześcijańskiej, tłum. W. Niemczyk, Warszawa 1991, s. 9–10). W kwestii Pisma Świętego: „Jedyna rzecz jest potrzebna do życia, sprawiedliwości i wolności chrześcijańskiej – nieskażone Słowo Boże, Ewangelia Chrystusowa (...). Uznajemy tedy za rzecz pewną i ugruntowaną, że dusza może obejść się bez wszystkiego, z wyjątkiem Słowa Bożego, bez którego nic nie jest w stanie jej pomóc” (ibidem, s. 6). [13] „Ludzie (...) nie mogą być poddawani karom ani powstrzymywani od wyznawania swojej wiary, ale będą chronieni od zagrożeń i przymusu, chyba że stanowiliby oni zagrożenie dla wolności obywatelskiej innych lub zakłócaliby porządek publiczny; wolność ta nie rozciąga się na [wyznawanie] papiestwa i episkopalizmu” – zob. Selection of Cromwell's proclamation of 1655, [w:] Documents Illustrative of English Church History, red. H. Gee, W. J. Hardy, New York 1896, s. 584. [Tam gdzie nie zaznaczono inaczej, tłumaczenie z j. angielskiego P. Musiewicz – red.]. [14] P. Jenkins, Historia Stanów Zjednoczonych, tłum. A. Oksiuta, Kraków 2009, s. 15. [15] Protestantyzm jako religię stanową wprowadziły przykładowo New Hampshire (1776) oraz Południowa Karolina (1778). Oznaczało to, że aby objąć urząd publiczny, należało w tych stanach być wyznawcą protestantyzmu. Jednocześnie zadeklarowano wszakże wolność sumienia. Zob. Ch. Miles Snow, Religious Liberty in America, New York 1914, s. 213–218. [16] Zob. artykuł VI Konstytucji USA oraz I poprawka (First Amendment); http://www.usconstitution.net/const.html [17] L. J. Rogier, G. de Bertier de Savigny, J. Hajjar, Historia Kościoła, t. 4, tłum. T. Szafrański, Warszawa 1987, s. 243. [18] P. Jenkins, op.cit., s. 114–115. [19] Zob. A. Bryk, Źródła intelektualne rewolucji konserwatywnej Ronalda Reagana, [w:] Ronald Reagan a wyzwania epoki, red. A. Bryk, A. Kapiszewski, Kraków 2005, s. 187–189, 199–200. [20] W wieku XIX katolikami byli przede wszystkim imigranci irlandzcy, polscy, niemieccy i włoscy, którzy „znajdowali się na samym dole drabiny społecznej” (L. J. Rogier, G. de Bertier de Savigny, J. Hajjar, op.cit., s. 244). [21] Zob. P. Hocken, Kościół, który nadchodzi, tłum. A. Sionek, Katowice 2009, s. 80. [22] Ibidem, s. 79. [23] Czytamy w niej: „Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest dla wszystkich widoczny i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił. Mistyczna Oblubienica Chrystusa przez całe wieki pozostała bez zmazy i nigdy też zmazy doznać nie może” (tekst za: „Ateneum Kapłańskie” 1929, t. 21, s. 67–68). [24] Choć w encyklice niekatolików tak jeszcze nie nazywano, Pius XI używał na określenie chrześcijan niebędących katolikami terminu „odszczepieńcy”. [25] L. J. Rogier, G. de Bertier de Savigny, J. Hajjar, op.cit., s. 245 oraz R. Aubert et al., Historia Kościoła, t. 5, tłum. T. Szafrański, Warszawa 1985, s. 206. [26] Zob. P. Hocken, op.cit., s. 81–83. [27] Dekret o Ekumenizmie (DE), 3–5. [28] Chodzi tu zwłaszcza o możliwość stosowania w liturgii języka ojczystego, większy nacisk na czytanie i komentowanie Biblii, możliwość przystępowania wiernych do Wieczerzy Pańskiej pod dwiema postaciami oraz przywrócenie większego udziału świeckich w celebracji (zob. Konstytucja o liturgii świętej, 50–56). [29] Katolicy nieraz protestowali przeciwko używaniu w szkołach protestanckich przekładów Biblii, sami podporządkowując się zakazowi indywidualnej lektury Pisma Świętego. Prowadziło to do tworzenia katolickich szkół, wyobcowanych z reszty protestanckiego społeczeństwa. Zob. L. J. Rogier, G. de Bertier de Savigny, J. Hajjar, op.cit., s. 251. [30] Jan Paweł II, Ut Unum Sint, 20. [31] Ibidem, 22–23. [32] Ibidem, 28, 33. [33] Ibidem, 42. [34] Ibidem, 40. [35] L. J. Rogier, G. de Bertier de Savigny, J. Hajjar, Historia Kościoła, t. 5, s. 244. [36] P. Jenkins, op.cit., s. 15. [37] Ibidem, s. 128–129. [38] W. Walsh, The Secret History of The Oxford Movement, London 1899, s. 208–210. [39] Zob. P. Kengor, Ronald Reagan. Duchowa biografia, tłum. P. Musiewicz, Kraków 2011, s. 264, a także N. Reagan, Moja kolej, tłum. B. Korzon, Katowice 1991, s. 246. [40] P. Kengor, Ronald Reagan. Duchowa biografia, s. 352–354. [41] R. Reagan, Excerpts From a Telephone Conversation With Pope John Paul II About the Situation in Poland, December 14, 1981 (The Public Papers of President Ronald W. Reagan), Ronald Reagan Presidential Library (Speeches); to i kolejne cytowane dalej przemówienia opublikowano na stronie internetowej Biblioteki Ronalda Reagana http://www.reagan.utexas.edu/archives/ (01.02.11). [42] P. Kengor, Ronald Reagan i obalenie komunizmu. Zbliżenie na Polskę, tłum. B. Gadomska, Warszawa 2007, s. 156. [43] Ibidem, s. 118–119. [44] Treść tego listu prezentowana jest na podstawie notatki Billa Clarka przedstawionej Reaganowi, którą przytacza Paul Kengor – ibidem, s. 136. [45] P. Kengor, Ronald Reagan i obalenie komunizmu, op.cit., s. 156–164, idem, Ronald Reagan. Duchowa biografia, op.cit., s. 265-268 oraz P. Schweizer, Wojna Reagana, tłum. P. Amsterdamski, Warszawa 2004, s. 200–201. Opublikowany tekst audiencji u Jana Pawła II – zob. R. Reagan, Moja wizja Ameryki, red. P. Toboła-Pertkiewicz i M. J. Chodakiewicz, tłum. P. Włodarski, B. Walczyna, R. Tymiński, P. Toboła-Pertkiewicz, Warszawa 2004, s. 122–137. [46] P. Schweizer, op.cit., s. 194–195. [47] R. Reagan, Remarks at a Luncheon With Community Leaders in Fairbanks, Alaska, May 1, 1984; Biblioteka Ronalda Reagana. [48] Idem, Remarks at the Welcoming Ceremony for Pope John Paul II in Fairbanks, Alaska, May 2, 1984; Biblioteka Ronalda Reagana. [49] Zob. publikacja organizacji odpowiedzialnej za przygotowanie narodowego dnia modlitwy – National Day of Prayer Task Force: http://nationaldayofprayer.org/about/history/ (01.02.11). [50] Zob. Statement by Principal Deputy Press Secretary Speakes on the President's Meeting With Pope John Paul II, May 2, 1984; Biblioteka Ronalda Reagana. [51] R. Reagan, Remarks Following Discussions With Pope John Paul II in Vatican City June 6, 1987; Biblioteka Ronalda Reagana. [52] Idem, Remarks at the Welcoming Ceremony for Pope John Paul II in Miami, Florida September 10, 1987; Biblioteka Ronalda Reagana. [53] P. Kengor, Ronald Reagan. Duchowa biografia, op.cit., s. 268. [54] R. Reagan, Remarks Following Discussions With Pope John Paul II in Miami, Florida, September 10, 1987; Biblioteka Ronalda Reagana. |