Piłsudski i Bezdany


Fragment rozdziału pt. Narodziny pewnego zjawiska z książki Piłsudczycy wszystkich krajów, łączcie się! Studium fenomenu Komendanta

 

Przyglądając się biografii Piłsudskiego, w kontekście narodzin Komendanta, koniecznie więcej miejsca poświęcić trzeba akcji pod Bezdanami. Jej organizacja i okoliczności, tło i przebieg, skłaniają do wielu – jak postaram się niżej ukazać – ciekawych obserwacji w interesujących nas sprawach, a także dają okazję do wyciągnięcia garści przydatnych w naszych rozważaniach wniosków. Nieocenionym tutaj źródłem wciąż pozostaje książka Władysława Poboga-Malinowskiego, która powstała – należy to szczególnie podkreślić – w oparciu o materiały wytworzone przez komisję historyczną, mającą opracować dzieje akcji bezdańskiej, powołanej przez Józefa Piłsudskiego już początkiem 1909 roku, czyli raptem kilka miesięcy po wydarzeniach, które rozegrały się na Wileńszczyźnie[1]. Komisja ta m.in. zbierała relacje uczestników głośnego napadu z września 1908 roku i Pobóg dokumenty te w okresie międzywojennego dwudziestolecia miał okazję również wyzyskać. W tym miejscu warto może jeszcze słowem przypomnieć, że wydanie książki Malinowskiego w 1933 roku spotkało się z bardzo ostrą reakcją Aleksandry Piłsudskiej – także uczestniczki akcji. Publikacja ta zapoczątkowała między nią a autorem konflikt, który z każdym rokiem się pogłębiał, a na nowo wręcz wybuchł na wychodźstwie, kiedy Pobóg-Malinowski ogłosił na łamach paryskiej „Kultury” artykuł pt. Skoro nie szablą, to piórem, uznany przez Marszałkową i część piłsudczyków za obrazoburczy dla Komendanta[2]. Dodajmy ponadto, bo myślę, że zasługuje to na wybicie, iż dla grona tego – uosabianego głównie przez Tadeusza Schaetzla w Anglii oraz Michała Sokolnickiego w Turcji – stała się Piłsudska nieomal wyrocznią w kreśleniu i – co istotniejsze – w interpretowaniu dziejów biografii swego męża. Jadwiga Beckowa, korespondując z Pobogiem, gdy ten w latach 50. pracował nad Najnowszą historią polityczną Polski, ostrzegała go, że dla wielu zwolenników Komendanta dawna hierarchia, także w odniesieniu do twórczości literackiej i dziejopisarskiej, nie przestała obowiązywać i że taki Schaetzel i Sokolnicki do śmierci będą traktować Malinowskiego z piłsudczykowskiej góry, a jego pisarskie próby oceniać z pozycji „mentorów i kierowników”[3]. Teksty Piłsudskiej z kolei, na pierwszym planie z jej wspomnieniami i relacjami, w sposób wręcz kanoniczny gruntowały, a w zasadzie miały gruntować, wiedzę o Komendancie[4]. Już wówczas pamięć pani Aleksandry, jak zawoalowanym mianem określano po prostu jej rzetelność, budziła zastrzeżenia wśród wielu innych świadków historii, a dziś – konfrontując twórczość Piłsudskiej z innymi źródłami – tym bardziej można mieć wątpliwości, co do rzeczywistej wartości jej pisarskiej spuścizny. W każdym razie, w tamtym czasie, szczególnie w kręgu Instytutu Józefa Piłsudskiego w Londynie wyrastała ona na arbitra i jednocześnie strażnika pamięci o Piłsudskim i jego epoce[5]. Dla przykładu, wiele lat przed ogłoszeniem swego artykułu w „Kulturze”, w 1946 roku, Pobóg nosił się z zamiarem ponownego wydania swej pracy o Bezdanach. Tak ten pomysł komentował Wacław Jędrzejewicz:

Gdy piszę o Komendancie, pozwoli Pan, że rzucę jedną uwagę co do zamierzonego przez Pana wydania Bezdan. Jest to sprawa drażliwa: chodzi o osobę pani Marszałkowej. Wie, że miała one duże zastrzeżenia co do treści tej książki. Nie potrafię ich sprecyzować, mówiła mi najogólniej, że „Malinowski przedstawił Ziuka i nas jak bandytów”. Wiem, że Pan przed drukiem przedstawił pani Marszałkowej maszynopis do opinii, ale fakt faktem jest, że miała ona zastrzeżenia.

Ponieważ pani Marszałkowa jest już jednym z niewielu uczestników tej akcji, pozostałych przy życiu, myślę, że dobrze by było, gdyby spróbować uzgodnić z nią treść drugiego wydania[6].

Do nowego wydania książki niestety nie doszło.

            Przy okazji Bezdan, jak się zazwyczaj przyjmuje, zapętlają się co najmniej trzy wątki w życiorysie Józefa Piłsudskiego. Po pierwsze, akcja ta – na co wskazują zwykle badacze – nie tylko na płaszczyźnie symboliki zamykała etap działalności bojowej w jego biografii, otwierając przed nim nowy okres działalności, krakowsko-lwowski, budowy niezależnych kadr przyszłej armii polskiej i ostatecznego przeniesienia roboty niepodległościowej do Galicji[7]. Po wtóre, często podkreśla się również, że Piłsudski wystąpił pod Wilnem w roli przywódcy, po raz pierwszy w takim stopniu przygotowując, koordynując i bezpośrednio pod swą komendą przeprowadzając akcję bojowo-ekspropriacyjną, ryzykując przy tym swoje życie. Jego pozycji wodza pod Bezdanami na ogół się nie kwestionuje, jeśli już, to kontestując jedynie kwalifikacje Piłsudskiego do tej roli, krytykując przygotowanie i sposób dowodzenia przezeń samą akcją, jej rozmach, czy też skalę sukcesu[8]. Po trzecie wreszcie, często cytuje się list Piłsudskiego wysłany do Feliksa Perla na wypadek, gdyby przyszło mu pod Bezdanami zginąć. Wykładał on w nim swą filozofię niezgody na niewolę i „życie w wychodku”, zapowiadając zarazem ów wspomniany wyżej nowy etap walki. W pierwszym punkcie pełna zgoda. Natomiast, co do wodzowskiej (podkreślę: wodzowskiej, a nie kierowniczej) roli Piłsudskiego pod Bezdanami, to mam już pewne wątpliwości, które niżej postaram się wyjaśnić i udokumentować. Wiążę się z tym punkt trzeci – list do Perla. Wszak śmiało można go traktować również jako wielce interesujący przyczynek do problemu, którym zajmuję się w tej książce, to jest do procesu narodzin Komendanta. Mamy bowiem w nim do czynienia po raz pierwszy w aż takim wymiarze z autokreacją Piłsudskiego na Wodza. Jest to, przypomnę, rok 1908. Piłsudski pisząc Perlowi o tym, że jak dotąd uczynił już wiele, aby stworzyć w partii, a dalej w społeczeństwie, „funkcję siły fizycznej” i przewidując równocześnie jej dalszy konsekwentny rozwój, stwierdzał:

Zrobiłem już dosyć dużo w tym kierunku, ale za mało, by móc wypocząć na laurach i zająć się serio przygotowaniem bezpośrednim do walki, i teraz stawiam siebie na kartę. I jeszcze parę słów o tym. Wiesz, że jedynym wahaniem moim jest, że oto ja zginę przy ekspropriacji i ten fakt chcę wyjaśnić. Pierwsze – to sentymentalizm. Tylem ludzi na to posyłał, tylem przez to posłał na szubienicę, że w razie, jeśli zginę, to będzie naturalną dla nich, dla tych cichych bohaterów, satysfakcją moralną, że ich wódz nie gardził ich robotą, nie posyłał ich jedynie jako narzędzia na brudną robotę, zostawiając sobie czystą[9].

Piłsudski jawi się nam w tym fragmencie jako Wódz, który jednoosobowo rozkazywał swym podkomendnym, każąc im przy tym brać na swe barki takie zadania, które nieraz kończyły się dla nich w razie wpadki najsurowszymi konsekwencjami – wyrokami śmierci. Szli oni zatem za jego komendą, jak wynika z listu, niczym w regularnej armii. Ale, co trzeba odnotować, Piłsudski nie wspomniał o tym, iż istniał wcześniej Wydział Bojowy PPS, że także we Frakcji Rewolucyjnej wiele decyzji w sprawach bojowych zapadało kolegialnie, że spora część bojowców szła na „robotę” dobrowolnie, siłą własnych przekonań, a nie dlatego, że otrzymała takie polecenie z góry. Ta „góra” zresztą była postrzegana najczęściej przez nich po prostu w kategoriach grona współtowarzyszy walki, a nie przez pryzmat Wodza czy nawet sztabu wodzów. Czy wobec tego powątpiewać należy w przywódczą rolę Piłsudskiego w tym okresie? Nie, nic fałszywszego. Piłsudski z całą pewnością był przywódcą PPS i bojówki, coraz bardziej niekwestionowanym liderem tej ostatniej, lecz jednak – w porównaniu do późniejszego zjawiska Komendanta – wciąż tylko liderem. Wodzem wszelako w ogólnym pojmowaniu nie był, choć proces kształtowania się tego fenomenu trwał już w najlepsze, obejmując indywidualne przypadki – Sławka, Sosnkowskiego czy Prystora, by odwołać się do tych najgłośniejszych nazwisk. Akcja bezdańska w mym przekonaniu to udowadniała. Być może to był jeden z powodów pretensji Aleksandry Piłsudskiej do Poboga? Wszak o Bezdanach już przed nim przypominała chociażby Maria Dąbrowska, nie przedstawiając wcale w ni to lepszym, ni gorszym świetle uczestników akcji, a niżeli z czasem uczynił to Malinowski[10].

            Co w takim razie, nie tylko między wierszami, lecz niekiedy wprost, można wyczytać z książki Poboga o samej organizacji akcji, jej przebiegu i faktycznej roli Piłsudskiego? Dla lepszej przejrzystości moje spostrzeżenia ujmę w punktach.

1) Plan „dużej roboty”, którą finalnie okaże się akcja bezdańska, jako pierwszy w rozmowach z Tomaszem Arciszewskim zaproponował jeszcze przed swym aresztowaniem w listopadzie 1907 roku Józef Montwiłł-Mirecki – obaj byli członkami Wydziału Bojowego PPS.

2) Piłsudski ten pomysł podjął, a o rzeczy całej, prócz wspomnianej trójki, wiedział jeszcze Aleksander Prystor. Następnie wstępny zarys roboty ekspropriacyjnej przedstawili Piłsudskiemu Arciszewski i Montwiłł-Mirecki, z którymi on się w zasadzie zgodził, zwracając im przy tym uwagę na zalety Wileńszczyzny do przeprowadzenia takiej akcji. Piłsudski szczególnie podnosił rolę pociągów pocztowych z pieniędzmi, biegnących przez tamte tereny oraz wskazywał potrzebę wygospodarowania większej liczby ludzi, mających zostać zaangażowanych w przeprowadzenie napadu.

3) Piłsudski wyraził chęć dowodzenia całą akcją. Uważał bowiem, że przewodzić bojowcom winien człowiek, który cieszy się wśród nich w miarę największą popularnością, „a przez to mogący liczyć na tak wielką dozę bezwzględnego zaufania, jaka potrzebna jest w takiej robocie”.

4) W czasie przygotowań Piłsudski zapytywał Wydział Bojowy PPS, czy podczas akcji będzie mógł wykorzystać – najwyraźniej nie mogąc mu bezpośrednio rozkazać – konkretnych bojowców. Pytanie padło np. o Czesława Świrskiego „Adriana”. Dodawał, że „żadnych wskazówek względem wywiadów Wydział Bojowy nie dawał”.

5) W toku planowania akcji i pierwszych przygotowań do wystąpienia doszło w Krakowie do rozmowy Piłsudskiego z Władysławem Momentowiczem, podczas której ten pierwszy przekonywał „Floriana” – ostatecznie skutecznie – do wzięcia udziału w akcji. Następnie obaj panowie wspólnie opracowywali plan w sprawie dróg dojazdowych i ewakuacyjnych wokół Bezdan. Wcześniej także Tomasz Arciszewski pytał Momentowicza, czy ten zgodzi się uczestniczyć w przygotowywanej robocie. Dobrowolność udziału w akcji była więc aż nadto widoczna, a zatem mówić o jakimś procesie rozkazodawczym – niepodobna.

6) Doszło w międzyczasie do tzw. wsypy Edmunda Tarantowicza „Albina”, który w wyniku „badania” Ochrany załamał się i zaczął „sypać” (Tarantowicz został zlikwidowany w lutym 1909 roku przez bojowców Henryka Minkiewicza i Kazimierza Pużaka). Piłsudski starał się uspokoić towarzyszy tłumacząc, że do „wsypy” doszło w Zagłębiu Dąbrowskim, z którego do Wilna jest na tyle daleko, iż nic im nie grozi. Mimo perswazji Piłsudskiego jedna z kobiet – Aleksandra Hellman – poprosiła o urlop i wyjechała z Wilna. Do pozostania na miejscu zmusić jej nie można było.

Na marginesie, Czytelnik pozwoli, trzeba tu poruszyć jeszcze jedną kwestię. Torturowany Tarantowicz już końcem kwietnia 1908 roku ujawnił śledczym, że „gdzieś w Rosji” ma się odbyć „duża ekspropriacja”, której dokonać ma bojówka PPS[11]. Nadto żandarmi podczas pogoni za „Albinem” znaleźli dokumenty zgubione przez towarzyszącego mu wtedy – koniec końców szczęśliwie uciekającego – Edwarda Gibalskiego, w rubrykach których widniał wileński adres tego ostatniego. Toteż dodając dwa do dwóch łatwo mogli oni dojść do wniosku, iż planowana przez bojowców robota zostanie przeprowadzana właśnie w okolicach Wilna. Uczestnicy akcji byli zatem realnie zagrożeni rychłym zdemaskowaniem i aresztowaniami. Ochrana jednak poczęła działać ospale, wręcz niechętnie głębiej rozpracowując poznane już od „Albina”, jak też z innych źródeł powiązania konspiratorów. Zważywszy na późniejszą korelację czasową akcji bezdańskiej z przejazdem przez tamte tereny pociągu z podróżującym do Spały carem Mikołajem II na pokładzie i co za tym idzie z powinnością zwiększenia przez Ochranę – przynajmniej na papierze – środków bezpieczeństwa, których w rzeczywistości w stopniu należytym nie przedsięwzięto, dało Ryszardowi Świętkowi asumpt do przypuszczeń o celową intrygę Ochrany, o jej prowokację. Celem tych świadomych zaniechań miałoby być swoiste „pozwolenie” na akcję pod Bezdanami, której konsekwencją w razie jej powodzenia byłoby uświadomienie dworowi wagi istnienia tajnej policji i jej – wobec ciągłego zagrożenia carskiej rodziny – nie do zastąpienia roli w rosyjskim imperium. Świętek nie przypuszczał, aby tak jaskrawa indolencja Ochrany, posiadającej tak szerokie spektrum informacji dotyczących planowanej akcji, mogła być przypadkowa. Nie wykluczał on również współpracy z rosyjskimi służbami kogoś wysoko postawionego w partii bądź bojówce, czego skutkiem miałaby być późniejsza tak prędka egzekucja Tarantowicza, być może bogatego o tę wiedzę. Wersję tę ponadto miał uwiarygadniać także sam przebieg bezdańskiej ekspropriacji, która mimo błędów popełnionych przez Piłsudskiego, problemów organizacyjnych, jak też chaosu w jej wykonaniu, mimo wszystko zakończyła się sukcesem[12]. Hipoteza Świętka, przyznam, brzmi intrygująco i historyk nie może przejść obok niej obojętnie. Osłabia ją jednak, acz zupełnie nie wyklucza, analiza archiwaliów Ochrany dotyczących Piłsudskiego i jego działalności, a w nich części osobno poświęconej Bezdanom, których autor pisząc Lodową ścianę nie znał. Wynika z nich jasno, że po pierwsze wbrew temu, co twierdził Świętek, carska tajna policja podjęła pilne i zaawansowane starania o ujęcie sprawców napadu. Po wtóre, nawet w czasie, gdy Piłsudski działał już jawnie w Galicji po roku 1910, Ochrana wciąż mało o nim wiedziała i popełniała dość spektakularne wpadki inwigilując środowisko polskiej irredenty, jednocześnie bezsprzecznie mając go za numer jeden w środowisku PPS i wśród rozwijających się za kordonem organizacji paramilitarnych (terrorystycznych z perspektywy Petersburga), o czym świadczą nie tylko jej raporty, ale i kolejne listy gończe i cyrkularze słane za Piłsudskim. Po trzecie, od czasów wydarzeń z września 1908 roku, śledząc treść dokumentów Ochrany poświęconych obozowi niepodległościowemu można zaobserwować pewną i zarazem ciągłą – by zacytować Włodzimierza Suleję – „psychozę” rosyjskiej tajnej policji na temat Bezdan i potencjalnych planów zamordowania cara[13]. W maju 1913 roku w raportach Ochrany pojawiła się wiadomość o możliwej próbie dokonania zamachu na Mikołaja II, do której miało dojść – a jakże – w Bezdanach. Z akt wynikało, że carobójstwa miał dokonać oddział na czele z Walerym Sławkiem („Gustawem”). Ostrzeżenia te Ochrana brała śmiertelnie poważnie, ściśle zabezpieczając trasę przejazdu carskiego pociągu. Kilka miesięcy później, w grudniu 1913 roku, pojawiła się w źródłach Ochrany podobna informacja, tyle że teraz za organizację zamachu miał odpowiadać bezpośrednio Piłsudski[14]. Świętek ponadto nie brał pod uwagę tego, że parcie Piłsudskiego do urzeczywistnienia planów akcji bezdańskiej, pomimo aresztowania Tarantowicza i innych kłopotów organizacyjnych, oraz samodzielnego jej pokierowania, mogło się wiązać z jego planami w związku z postępującą inwigilacją i aresztowaniami bojowców jak najrychlejszego przeniesienia prac do Galicji, jak też ze zwykłymi ambicjami człowieka, który właśnie wygaszał robotę bojówki, nigdy przy tym nie stojąc na jej czele w chwili rzeczywistego boju. O błędy było tutaj nietrudno, a Piłsudski nie był od nich wolny. A zatem można więc, podsumowując ten wątek, wyciągnąć dwa zasadnicze wnioski: albo Ochrana pokpiła sprawę i skompromitowała się przy okazji akcji bezdańskiej, mając wcześniej wiedzę o rychłej możliwości dokonania „dużej ekspropriacji” przez bojowców i to najpewniej w okolicach Wilna, albo celowo – wracając do tezy Świętka – od 1908 roku aż po właściwie sam wybuch Wielkiej Wojny rozgrywała partię o własne interesy z przywódcami Rosji, starając się utrzymać permanentny stan zagrożenia w państwie i strasząc dom panujący terrorystami z Frakcji Rewolucyjnej PPS z Piłsudskim na czele. W takim razie jednak z każdym rokiem, z bezdańskim asem na czele, te karty były coraz bardziej znaczone…

Wróćmy jednak do naszej dalszej analizy samej akcji bezdańskiej.

7) W sprawie dowodzenia i przywództwa Piłsudskiego jeszcze przed samą akcją wśród mających wziąć w niej udział bojowców zdania były podzielone. Część z nich widziała w nim organizatora bojówki, który z racji swej pozycji nie powinien się bezpośrednio narażać w boju. Inni natomiast, jak można wyczytać między linijkami książki Poboga, po prostu mu nie ufali, jako temu, który jak dotąd w tego typu akcjach nie uczestniczył.

8) Bojowcy, którzy ostatecznie mieli wystąpić pod Bezdanami, spóźniali się ze swym przybyciem do Wilna, punktu dla nich przed akcją zbornego. Zniecierpliwiony Piłsudski słał więc do nich listy ponaglające, lecz nie odniosło to jednak pożądanego skutku. Aleksander Prystor w swym zeznaniu przed komisją historyczną stwierdził nawet:

Mścisław obiecał, iż za 2 tygodnie Stanisław [Arciszewski – K.K] i Justyn [Włodzimierz Hellman – K.K] przyjadą. Tymczasem czekaliśmy do nieskończoności na ich przyjazd… Listy, depesze nic nie pomagały. Mścisław musiał sam pojechać po nich [sic! – K.K].

9) Organizacja dowództwa, koniec końców, okazała się dla wielu niejasna i sam Piłsudski zdawał sobie z tego sprawę, narzekając na taki stan rzeczy. Relacjonował on komisji:

Męczyła mnie ogromnie niewyraźność stosunków dowódcowych: nie byłem wyraźnie wyznaczonym dowódcą. Wskutek tego np. nie chciałem wchodzić w rozmowy co do roli, jaką poszczególni ludzie odgrywać będą; […] Niewyraźność stosunków dowódcowych odbiła się na całej robocie, czyniąc ją mniej pewną, dla mnie szczególnie przykrą była. Oczekiwałem, że z ich strony propozycja ta wyjdzie. U nich stanęło tylko na tym, że z ich strony najpierw wywiady się dokona, wyobrażenie się wyrobi.

Odnośnie tego punktu – organizacji i przebiegu akcji – zeznawali również inni bojowcy.

Aleksander Prystor:

Nieokreśloność dowództwa odbijała się w ten sposób, że Mścisław na wszystko, proponowane przez nas, odwoływał się do decyzji Wydziału.

Władysław Momentowicz:

Mścisław był właściwie kierownikiem całej roboty, a uzależniał się od Wydziału. Nieraz to powtarzałem – on odpowiadał o wymaganiach koniecznych, formalnych, demokratycznych.

Edward Gibalski:

Wyczuć i wyrozumować można było, że Mścisław będzie dowodzić i że on rozkazuje, powiedziane to jednakże nie było i nie było przez to wyraźnych rozkazów.

Aleksander Damasty: „Naczelnikiem akcji całej był tow. Mścisław”.

Tomasz Arciszewski:

Mścisław nie pytał nas o kierownictwo. Może także dlatego nie powiedzieliśmy, że on będzie kierownikiem, że baliśmy się, że on nie będzie stosował się do naszych rad, ani słuchał naszych zastrzeżeń. Nie trzeba było tym bardziej kierownikiem go naznaczać, że sam on wszystko już jako kierownik układał i wyraźnym przecież to wszystko było; natomiast wszystkie kwestie sporne, tyczące się roboty, lepiej w ten sposób można było omawiać; […] Mowy jeszcze nie było o kierownictwie. Mścisław powiedział tylko, że weźmie udział w tej robocie… Justyn [Włodzimierz Hellman – K.K] protestował, o chorobie Mścisława mówił itp. Ja przeciwnie utrzymywałem, że taki chrzest dobrze mu zrobi.

10) O kwestii dowództwa, a w pewnym sensie wręcz jego braku, szczerze wyraził się sam Piłsudski, podając konkretny, choć na pierwszy rzut oka dość błahy, przykład:

Przy zborze: konieczność nabrania wody do 3 lampek acetylenowych – trzeba było do rowu dość daleko iść. Przy pójściu po nalewanie – nikt się nie ruszył po to – niechętne po temu głosy się odezwały, co już było zupełnie złem, poszedłem ja i Stanisław [Tomasz Arciszewski – K.K.] – przypuszczalny kierownik i zastępca – po nalewanie. Wina niewyraźnego dowództwa i wina moja, żem nie rozkazał.

11) Drogi dojazdu, wykorzystanie łodzi podczas akcji, ewakuacja, były to wszystko sprawy dyskutowane w szerszym gronie, kolegialnie, nikogo indywidualna wola nie była w tym przedmiocie narzucana.

12) Już w czasie rozpoczynania się akcji bezdańskiej przypadkowo amoniakiem poparzył się jeden z jej uczestników – Aleksander Lutze-Birk. Piłsudski zaproponował mu,  a nie wydał rozkaz, wycofanie się z akcji – ten się jednak nie zgodził, wprost bagatelizując sugestie towarzysza Mścisława.

13) Arciszewski w swych zeznaniach twierdził, że to on był bohaterem słynnej sceny z otwarciem wagonu pocztowego, w której innej wersji w głównej roli występował Piłsudski. Nie sposób raczej dzisiaj dojść prawdy i odtworzyć dokładnie całej sytuacji, lecz relację „Stanisława” warto przytoczyć:

Przy wagonie pocztowym po lewej stronie od drzwi o kilka kroków stał Mścisław i Justyn [Włodzimierz Hellman – K.K]. Zwróciłem się do Mścisława z zapytaniem, czemu nie otwarty wagon – czekali na nas. Krzyknąłem: „otwori, bombu broszu!”. Szamotanie przy klamce. Drzwi się otwarły. Wszedł Mścisław, Justyn; Franka [Edwarda Gibalskiego – K.K] i Floriana [Włodzimierza Momentowicza – K.K] jeszcze nie było.

14) I jeszcze Pobóg o ewakuacji po skończonej akcji:

W momencie tym Piłsudski obejrzał się wstecz, poza siebie i, sprawdziwszy, czy są wszyscy, wysunął się z Momentowiczem na czoło. Nie polecił jednak – przez zapomnienie – uformować ścisłego pochodu, tak, jak to w planie swym przewidywał. Odbiło się to ujemnie na porządku i dyscyplinie marszu, tym bardziej, że w lesie panowała ciemność nieprzenikniona. Ludzie wyrywali naprzód, odchodzili na boki, pociągając za sobą innych[15].

Raz jeszcze powtórzę, że nie przeczę przywódczej roli Piłsudskiego w PPS w tamtym czasie, ani jego kierowniczego stanowiska w akcji pod Bezdanami (Tarantowicz zeznał śledczym, że Piłsudski „trzyma całą organizację w rękach”[16]). Wódz, tak jak go poznamy na przykładzie Piłsudskiego w późniejszym okresie, to nie to samo, co lider, dowódca czy kierownik. Dlatego jest dla mnie oczywistym, jak starałem się to wyżej wykazać, a przypomnę, że Pobóg-Malinowski korzystał ze świadectw i relacji powstałych ledwie kilka miesięcy po wydarzeniach bezdańskich, pozycja Piłsudskiego nie miała właściwie nic wspólnego z tym czym będzie się charakteryzowało zjawisko Komendanta i kim Piłsudski stanie się w ciągu kilku najbliższych lat. W wielu aspektach wciąż pozostawał on partyjnym współtowarzyszem. Nie dowódcą nawet, wszak dyskusji z nim nie brakowało, podobnie jak kolegialnie uchwalanych decyzji. Aczkolwiek, podkreślę, proces powstawania tego zjawiska już trwał i takie osoby jak Sławek, Czesław Świrski czy Prystor miały już zupełnie inny stosunek do Piłsudskiego niż Arciszewski albo Momentowicz. Bezdany z całą pewnością, to trzeba uczciwie przyznać, proces ten przyspieszyły. Stała się zresztą w nich rzecz znamienna. Po skończonej robocie, gdy trzeba było jak najrychlej uciekać ze stacyjki, przed Piłsudskim wyrósł nagle jeden z uczestników akcji. Był to Świrski, który:

miał w pewnym momencie w Bezdanach, na pełnym ludzi peronie kolejowym, stanąć przed Piłsudskim w wojskowej postawie zasadniczej „na baczność”, zasalutować i służbowo zameldować o wykonaniu zadania[17].

Świrski, po latach, potwierdzał to zdarzenie, stwierdzając ponadto, że czuł się wówczas „pierwszym żołnierzem polskim od roku 1864”, dodając jednak równocześnie – co znamienne – iż podczas akcji był jednym z jej trzech „kierowników”[18]. Świrski niestety wpadł w ręce żandarmskie i został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na wieloletnie więzienie. W jego sprawie interweniował m.in. Konstanty Skirmunt.

Wypadek chciał – wspominał on – aby w kilka lat później, gdy pierwszy raz przybyłem do Naczelnika Państwa Polskiego, Piłsudskiego, do Belwederu, wprowadził mnie do niego adiutant Świrski, ten sam, który był skazany na śmierć i uratowany[19].

„Bez Bezdan nie byłoby Legionów”[20] – powiadał Świrski i trudno z nim polemizować, choć raczej nie chodziło mu o to, że akcja ta sfinansowała przeniesienie roboty niepodległościowej do Galicji, dając jednocześnie podwaliny pod późniejsze powstanie Związków Strzeleckich[21]. I chyba zresztą nie o taką zależność Legionów od Bezdan „Adrianowi” chodziło, ale właśnie o potraktowanie akcji bezdańskiej jako momentu inicjacyjnego prac, które w kilkanaście miesięcy później przyniosą powstanie oddziałów pod wodzą Piłsudskiego, postrzeganych z kolei konsekwentnie przez Świrskiego jako fundament nie tylko Legionów, lecz również przyszłego Wojska Polskiego.

 



[1] W. Pobóg-Malinowski, Akcja bojowa pod Bezdanami 26. IX. 1908, Warszawa 1933.

[2] Idem, Skoro nie szablą, to piórem, „Kultura” 1960, nr 5, s. 99-134; A. Piłsudska, Przestroga dla historyków, „Tydzień Polski” 1961, nr 38, s. 3. Biografia Poboga, patrz: A. Prokopiak-Lewandowska, Władysław Pobóg-Malinowski (1899-1962). Życie i dzieła, Warszawa-Bełchatów 2012. O konflikcie z Poboga z Piłsudską, por. eadem, „Instytut jednego człowieka” – Władysław Pobóg-Malinowski w okresie życia na emigracji (przyczynek do biografii), „Archiwum Emigracji” 2009, s. 91-116.

[3] Biblioteka Polska w Paryżu, Archiwum Władysława Poboga-Malinowskiego, sygn. 1963, List J. Beckowej do W. Poboga-Malinowskiego z 26/27 V 1955 roku.

[4] „Przedmiotem wielkich Jej trosk było utrwalenie rzeczywistego obrazu epoki Piłsudskiego i uchronienie go od wypaczeń. Stąd też płynął szczególnie czynny, a przy tym ciepły stosunek do Instytutu Józefa Piłsudskiego poświęconego badaniom najnowszych dziejów Polski. […] Relacje Pani Marszałkowej odtwarzają nie tylko fakty, umożliwiają one wczuć się w atmosferę, która je przenikała. Nieliczona ilością nici wiążą badacza z tym, co się działo ongiś. Przyszłym historykom umożliwiają zdobywanie poprawnej wizji przeszłości, której sami nie przeżywali”, AIJP/L, Archiwum Aleksandry Piłsudskiej, kol. 2/20, [T. Schaetzel], Przemówienie wygłoszone na Wieczorze ku czci Marszałkowej w dn. 2/XI/63, k. 70, 72.

[5] „Listy Jej własne, często obszerne, pisane aż do ostatnich chwil życia, były w ogromnej mierze poświęcone przeszłości: wraz z Jej księgą „wspomnień” wraz z licznymi przyczynkami, jakie pozostawiła, stanowić będą jedno z głównych źródeł dla historii tej epoki. W miarę jak się posuwała w latach, ogarniał Nią niepokój: czy jeszcze aby zdążymy? czy zdrowie nam pozwoli na pracę do końca? czy nie będzie przerw i czy nie pozostaną luki? Ale, obok tego niepokoju o stałość, o ciągłość, o bezpieczeństwo zachowanych materiałów, powstał w Jej wiernym sercu niepokój inny, głębszy. Czymże jest historia bez prawdy? – jest to śmieć wyrzucony na pole. W ostatnich latach i dniach przejmuje Aleksandrę Piłsudską obawa nie tylko o całość i wiarygodność źródeł, ale o ich czystość. W zatrutej atmosferze naszych dni na tułactwie zakradał się przemyt obcych i podejrzanych intencji. Trzeba było stawać w obronie czystej prawdy, i Marszałkowa Piłsudska spełniała do końca ten twardy obowiązek”, ibidem, M. Sokolnicki, Aleksandra Piłsudska – świadek i źródło historii, k. 96.

[6] W. Jędrzejewicz, W. Pobóg-Malinowski, Listy 1945-1962, opracowanie S.M. Nowinowski, R. Stobiecki, Warszawa 2016, list nr 33, s. 150. Inaczej rzecz całą tłumaczył Pobóg: „Nie wiem, czy Pan Minister wie wszystko o tej sprawie. Burza publiczna rozpętała się na jesień 1934 po wyjściu nie Bezdan, ale I tomu biografii. Powodem wystąpienia pani Marszałkowej w «Kurierze Porannym» […] «kamieniem obrazy» był kilkustronicowy ustęp o pierwszej żonie – o «pięknej pani», o której napisałem z wielkim uznaniem. Kościałkowski jako ówczesny minister spraw wewnętrznych, który – bezprawnie oczywiście – położył areszt na niewykończoną jeszcze książkę w drukarni, żądał usunięcia dwóch fragmentów – o «pięknej pani» i o tym, że Komendant brał pierwszy ślub jako ewangelik”,  ibidem, list nr 34, s. 154-155.

[7] W. Pobóg-Malinowski, Józef Piłsudski 1867-1914, posłowie P. Cichoracki, Łomianki 2015, s. 362 i nast.; A. Garlicki, Józef Piłsudski 1867-1935, Kraków 2012, s. 196-201; W. Suleja, Józef Piłsudski, Wrocław-Warszawa-Kraków 2004, s. 94-95.

[8] A. Garlicki, op. cit., s. 200-201.

[9] J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. II, s. 299-300.

[10] M. Dąbrowska, Aleksandra Piłsudska, „Kobieta Współczesna” 1928, nr 46, s. 4-6. Bogusław Miedziński tak komentował spór Piłsudskiej z Pobogiem: „W wypadku Bezdan wchodziły w grę czynniki emocjonalne. Jest zrozumiałą skłonnością natury ludzkiej sublimowanie przeżyć i wspomnień z przeszłości; wszystko w tych wspomnieniach chciałoby się widzieć jako «śliczne i romantyczne». Istotnie też, gdy chodzi o czasy konspiracji, było w nich i piękno i romantyzm – u podstaw. Piękno niebywałego poświęcenia ludzkiego, romantyzm porywania się do walki z niewspółmierną potęgą. Ale w szczegółach, w codziennej rzeczywistości między tym a innym sławnym bojem, w rutynie przygotowanej, nie wszystko mogło mieć zapach fiołków. I nie wszystko szło jak z płatka”, B. Miedziński, Łowca dokumentów, „Tydzień Polski” 1963, nr 47, s. 3.

[11] R. Świętek, Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904-1918, Kraków 1998, s. 404, przyp. 128.

[12] Ibidem, s. 402-407.

[13] W. Suleja, A. Nowak, H. Głębocki, Józefa Piłsudskiego pojedynek z imperium (1887-1917) (z nieznanych dokumentów rosyjskiej Ochrany), wybór materiałów H. Głębocki, tłumaczenie dokumentów I. Śliwińska, Kraków 2018, s. 24, 83-84.

[14] „…Oczy wiecznie płonące, wygląd ponury, ubiór niedbały…”. Józef Piłsudski w oczach rosyjskiej Ochrany 1887-1917 – rekonesans archiwalny, kwerenda, wybór i red. H. Głębocki, oprac. H. Głębocki, K. Kloc, A. Łaniewski, M. Zakrzewski, tłum. A. Sadowa [w druku].

[15] Poszczególne punkty kolejno za: W. Pobóg-Malinowski, Akcja bojowa pod Bezdanami…, s. 11, 32, 41, 45-46, przyp. 42, 49, 54, 59, 67-68, 75, 76-77, 91, 91, przyp. 61, 93, 95, przyp. 63, 115-116, 122, 134, 136, 138, przyp. 74, 150, przyp. 76, 166. W sprawie odwrotu spod Bezdan relację samego Piłsudskiego przedstawiał J. Poniatowski: „«Nie ma wyjścia, trzeba się będzie zastrzelić… Będą przecie trząść niedługo całą okolicę, a ja nie mogę i nie chcę wpaść im w ręce». Ale tak, na wszelki wypadek pytam spokojnie swego towarzysza: «No, i cóż ty myślisz?». A on rozejrzał się powoli po ciemnym niebie i otaczającym nas mroku: «Trzeba zaczekać, może się trochę rozwidni». Nie słuchałem już dalej. Olśniło mnie po prostu to jedno słowo: «zaczekać». Naturalnie że można zaczekać, po co śpieszyć z ostateczną decyzją, na którą będzie jeszcze czas. I istotnie, po kwadransie, czy chmury się rozsunęły, czy księżyc wyjrzał – odszukaliśmy właściwą drogę i ruszyli dalej bez przygód. I nieraz wspominam tę bezdańską naukę że bywają sytuacje gdy najmądrzej jest zaczekać…”, J. Poniatowski, Bezdany i Konary, „Wiadomości” (Londyn) 1951, nr 250, s. 2.

[16] R. Świętek, op. cit., s. 403.

[17] W. Sukiennicki, „Mademoiselle” Piłsudskiego, „Zeszyty Historyczne” 1963, z. 3, s. 77.

[18] Cz. Świrski, Wyjaśnienia, „Zeszyty Historyczne” 1965, z. 7, s. 223.

[19] K. Skirmunt, Moje wspomnienia 1866-1945, wstęp i oprac. E. Orlof, A. Pasternak, Rzeszów 1998, s. 43.

[20] Cz. Świrski, op. cit., s. 223.

[21] „W rzeczywistości pod Bezdanami zdobyto ponad 497 tysięcy – po odrzuceniu z tej sumy banknotów podziurawionych (przeznaczonych przez władze do wymiany) i po odliczeniu strat, jakie poniesiono przy wymianie papierów procentowych, pozostało około 300 tys. rubli. Z tego prawie wszystko pochłonęła tzw. likwidacja bojówki. Na ZWC i powstały z niego Związek Strzelecki wypadło istotnie nie więcej, jak kilkadziesiąt tysięcy”, W. Pobóg-Malinowski, Sprawozdania. „Świat w obrazach”. Cykl biograficzny. Marszałek Józef Piłsudski, „Niepodległość” 1932, t. VI, s. 156-157.



Krzysztof Kloc - Wykładowca akademicki, doktor, historyk. Interesuje się dziejami polskiej irredenty XIX/XX w., historią polskiej dyplomacji oraz historią polityczną Polski Odrodzonej ze szczególnym uwzględnieniem obozu piłsudczykowskiego i dziejów Krakowa, a także biografistyką tego okresu. Za książkę Michał Sokolnicki (1880-1967). Piłsudczyk – historyk – dyplomata laureat Konkursu im. Władysława Pobóg-Malinowskiego na najlepszy debiut historyczny roku, nagrody głównej w Konkursie Historycznym Ministra Spraw Zagranicznych na najlepszą książkę z zakresu historii polskiej dyplomacji oraz Nagrody Prezesa Rady Ministrów.

Wyświetl PDF