Kto nie czyta, niech nie rządzi

omp

5 czerwca 2014

Patrząc na stosunek do czytania książek w narodzie polskim i zakładając, że klasa polityczna z niego się wywodzi (bo się wywodzi) i stanowi, może niedokładne, ale jednak, jego odbicie, wygląda na to, że coraz więcej w tejże klasie będzie jednostek nic nieczytających regularnie, poza partyjnymi przekazami dnia i paskami na dole ekranów telewizorów, gdy oglądają programy “informacyjne”. To zasadnicza odmiana w porównaniu do 25-lecia, jakie minęło od wyborów 1989 r.

Co by bowiem nie mówić o politykach wywodzących się z szeroko rozumianej solidarności i innych środowisk antykomunistycznych (czy przynajmniej antypeerelowskich), to jednak wśród nich (relatywnie) wielu było/jest całkiem a nawet bardzo oczytanych, sporo dobrze znających polski kanon literatury i myśli politycznej, mających za sobą lekturę Burke’a, Hayeka, Smitha (no i Marksa, godzi się zauważyć) itd. Owszem, nie zawsze oczytanie przekłada się na polityczną sprawność (prostej zależności w każdym razie tu nie ma), jeszcze mniej wpływa na kondycję moralną czy duchową. Niemniej jeszcze gorzej, gdy politycy tego treningu intelektualnego są pozbawieni a od rodzimych tradycji intelektualnych – i wartościowej klasyki obcej – skutecznie odcięci swą niechęcią do sięgania po nie. Gdy nie znają literatury pięknej, gdy nudzi ich historia, gdy gardzą filozofią…

Intuicja podparta obserwacją podpowiada, że im młodsza generacja polityków, tym większe w tym względzie są braki. Tak to już jednak jest, gdy modnymi nowinkami z “reformatorskiego” piekła rodem rozwala się do końca system edukacyjny (ten nigdy nie był dobry w ostatnich dziesięcioleciach, ale teraz pod wieloma względami sięga dna), i niszczy – długo jednak obowiązującą, często na przekór systemu – wykładnię tego, co powinno być istotne w rozwoju człowieka: wiedza zdobywana i myślenie kształcone w znacznej mierze poprzez czytanie książek.

Dodać do tego wszech ogłupiającą trywializację życia politycznego poprzez podporządkowanie go dumnym z siebie marketingowcom i innym specom od dobrego wyglądu, “wrzutek”, krótkich ‘przekazów’ i innych tego typu “przymiotów” nowoczesnej polityki – a wychodzi z tego, że oczytanie nie dość, że się do niczego nie przydaje, to jeszcze stanowi niekiedy poważną przeszkodę by ktoś dobrze “sprzedał” się zgodnie z obecnymi regułami gry politycznej. Niektórzy sądzą, że to uwolnienie się od balastu przeszłości i nadmiernej intelektualizacji polityki wyjdzie wszystkim na dobre. Nie podzielamy tej opinii. Sądzimy, że może być dokładnie odwrotnie.

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.