Dlaczego III RP to nie V Republika

omp

11 czerwca 2014

Polecamy niezmiennie antologię sprzed trzech lat - V Republika Francuska. Idee, konstytucja, interpretacje - http://omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=200. Nabiera ona naszym zdaniem coraz większej aktualności, może bowiem stanowić jeden z punktów odniesienia w dyskusji o kondycji III RP. Nie po to, aby inspirować się francuskimi rozwiązaniami, zwłaszcza ślepo je powielając. Niemniej zestawienie tego, jak wiele wysiłku włożyli Francuzi – niemający doświadczenia zaborów, komunizmu, więc startujący ze znacznie lepszego punktu wyjścia – w przygotowanie intelektualnych podstaw gruntownej przebudowy swego państwa dokonanej za rządów de Gaulle’a, z rachityczną debatą o tym, jak powinna wyglądać III RP, może wskazać jedną z przyczyn, dla których ta ostatnia kuleje w tak wielu aspektach.

Owszem, myśl polityczna na wysokim poziomie czy kompetentna refleksja o funkcjonowaniu państwa w różnych obszarach nie wystarczą do tego, by na solidnym fundamencie teoretycznym stworzyć świetnie sobie radzące instytucje państwowe, z kompetentną obsadą personalną, mające nad sobą światłe kierownictwo polityczne. Osiągnięcie takiego, pożądanego stanu rzeczy jest rzeczą nader skomplikowaną – czego dowodem, jak niewiele państw go osiągnęło i to zwykle nie na długo… Niemniej, gdy myśl polityczna i szeroko rozumiana refleksja o państwie jest słaba bądź lekceważona przez opinię publiczną (nade wszystko tą jej część, która jest intelektualnie i emocjonalnie zaangażowana w sprawy państwa), ów ideał zwykle staje się utopią nie do wcielenia w życie już w samym zalążku.

Próżny trud – budować sprawne państwo, gdy nie idzie z tym w parze odpowiedniej jakości praca intelektualna. I bynajmniej nie chodzi tu o wspaniałe, z rozmachem ujmujące rzeczywistość traktaty, w których zawarty byłby gotowy program działania. Wiara, że można rzeczywistość wykreować na podstawie programu intelektualnego stworzonego przez nawet najgenialniejszego myśliciela, jest tyle naiwna, co zdradzająca niepokojącą – zwłaszcza dla konserwatystów – wiarę w moce sprawcze konstruktywizmu. Akurat wskazywani tu jako pozytywny punkt odniesienia Francuzi często ulegali takim złudzeniom – z kiepskimi dla siebie w gruncie rzeczy rezultatami. Tyle że w przypadku V Republiki rzecz się miała jednak inaczej. Nie stał za nią żaden Rousseau, ani Wolter, czy nawet Monteskiusz. Za to kilkunastu bardzo przenikliwych prawników, badaczy ustroju, polityków przez kilkadziesiąt lat wykuwało intelektualne fundamenty państwa, które w praktyczną formę przekuli de Gaulle i jego ludzie.

Owa forma nie okazała się co prawda bardzo trwała. Najazd na francuskie instytucje dokonany parokrotnie przez socjalistów mocno je nadwyrężył (zresztą teraz trwa kolejna tego odsłona, której dość ma coraz więcej Francuzów), a i prawicowi następcy de Gaulle’a – nawet jeśli początkowo bardzo wierzono w ich talenty, jak w przypadku Sarkozy’ego – okazywali się niezdolni do pójścia w ślady swego wielkiego, choć kontrowersyjnego poprzednika. Po części dlatego, że uprawiali już inną politykę – skrojoną pod jej strywializowaną formę, opanowaną przez wymogi narzuconego przez jej medialne uwiązanie PR-u, marketingu politycznego i innych głupot, których potępiać nigdy nie należy przestawać. Po części również z tego powodu, że współczesne nam państwo jest znacznie bardziej skomplikowanym mechanizmem niż jeszcze parę dekad temu – samo pragnie regulować coraz więcej, ale i są wobec niego coraz większe oczekiwania – a przecież wiele złego czynią też różne niepotrzebne unijne wynalazki prawne. Niezależnie od klasy intelektualnej poszczególnych przywódców – obiektywnie trudniej jest teraz wybić się na wielkość. Sam system także jej nie preferuje – sprawność w zdobywaniu poparcia nie musi niestety oznaczać sprawności w tradycyjnie rozumianym uprawianiu polityki. Niekiedy jest wręcz przeciwnie.

III RP nie miała swego de Gaulle’a, ani też nie poprzedziła jej porządna praca intelektualna u podstaw. Trochę wytłumaczeniem są okoliczności – łatwiej było myśleć perspektywicznie w IV Republice francuskiej niż w PRL, z większą nadzieją, że coś się zmieni, a nawet z wiarą, że pewne rozwiązania wejdą w życie przed zasadniczą zmianą ustrojową. Niemniej to tylko częściowe usprawiedliwienie i tylko częściowa okoliczność łagodząca. Gdy już III RP powstała, porządna praca intelektualna została uwikłana w gnające przemiany w sferze kultury politycznej i samego sposobu uprawiania polityki. To, co jest problemem Sarkozych i innych francuskich polityków – zdominowanie polityki przez miałkość treści i formy przekazu, skrojonego na użytek banalnych metod tzw. komunikacji z wyborcami – w Polsce jest tym większym balastem – bo III RP powstała na znacznie wątlejszych fundamentach intelektualnych i wyszła ze znacznie gorszego punktu startu jeśli chodzi o instytucje państwa i jego kadry. Mimo wszystko lepiej było dziedziczyć po IV Republice niż po towarzyszach z PRL-u (którzy zresztą sami część tego dziedzictwa przejęli…). Do tego debata publiczna w III RP uwikłała się w wojenki ideologiczne, w których przewagę medialną i polityczną na długi czas osiągnęli jej twórcy i obrońcy. Ale też kontrpropozycje ich oponentów nie zawsze były należycie przemyślane. Nikt tu nie jest bez winy – choć nie są one rozłożone równomiernie.

Efekt jest taki, jaki każdy rozsądny obserwator widzi. III RP, choć znacznie lepiej sobie radząca niż PRL, daleka jest od stanu, jaki średnio ambitny człowiek mógłby uznać za zadowalający. To wciąż Francuzi mogą mieć więcej ciepłych myśli o swej V Republice. I to nie tylko dlatego, że ze swej natury bardziej niż Polacy są przekonani o wysokiej jakości państwa, które tworzą. No właśnie – może m.in. dlatego, że mają poczucie, że je tworzą, a nie tylko, że w nim żyją.

Tagi: , , , , ,

Komentarze są niedostępne.