Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Adamowi Krzyżanowskiemu
Adam Krzyżanowski - Rządy Marszałka Piłsudskiego

Strona poświęcona Adamowi Krzyżanowskiemu
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 3758 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.


(fragmenty, praca wydana w 1927 r.)

ROZDZIAŁ PIERWSZY
POLITYCZNE SKUTKI SPADKU ZŁOTEGO
Komendant Józef Piłsudski już w czasie wojny, w latach 1914-1918, władał niepodzielnie sercem i uczuciami wielkiej liczby Polaków. Rada Regencyjna orędziem z 11 listopada 1918 r. przekazała pełnię władzy nieograniczonej "Brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu", który obowiązki "Naczelnika Państwa" sprawował bez przerwy aż do 14 grudnia 1922 r. Tego dnia złożył władzę w ręce nowo obranego Prezydenta Rzeczpospolitej, ś. p. Gabriela Narutowicza. Zarówno ś. p. Narutowicz, jak niemniej p. Stanisław Wojciechowski byli kandydatami, których wybór na prezydenta Marszałek popierał. Prezydent Wojciechowski z końcem grudnia 1922 r. za aprobatą Marszałka zatwierdził gabinet urzędniczy pod przewodnictwem ówczesnego szefa sztabu generalnego, Władysława Sikorskiego, powołany do rządów 16 grudnia 1922 r. przez Marszałka Sejmu, p. Rataja, pełniącego zastępczo funkcje prezydenta Rzeczypospolitej z powodu zamordowania ś. p. Narutowicza. Marszałek Piłsudski objął obowiązki szefa sztabu.
Około l maja 1923 r. dochodzi do skutku "pakt lanckoroński" między prawicą a ludowcami - wobec czego podaje się do dymisji gabinet urzędniczy generała Sikorskiego, a z końcem maja obejmuje rządy "centropraw". Powstaje gabinet parlamentarny, a stanowisko premiera obejmuje p. Witos - po raz drugi w dziejach Polski. Marszałek Piłsudski pozostawia wolne pole do popisu nowym władcom. Ustępuje z wojska.
Usuwa się w cień w latach prezydowania w Radzie ministrów pp. Witosa i Władysława Grabskiego. W dniu 13 listopada 1925 r. p. Władysław Grabski, ówczesny prezydent Rady ministrów i minister skarbu, wniósł podanie o dymisję. Z ta chwila Marszałek Piłsudski poczyna ponownie odgrywać pierwszorzędną rolę w przebiegu wydarzeń.
Chcąc wyczerpać temat, musiałbym się cofnąć wstecz, do początków działania Marszałka, a niemal wyczerpująco zobrazować całokształt dziejów odrodzonego państwa polskiego. Zakreśliłem znacznie skromniejsze rozmiary mej rozprawie. Mam zamiar ograniczyć się do próby wyjaśnienia ostatniego konfliktu Marszałka z Sejmem, konfliktu, który skończył się objęciem władzy przez Marszałka w roku 1926, przy czym chodzi mi przede wszystkim o rolę sejmu w tym zatargu. Przedmiotem mych uwag będą ogólne warunki rozwoju zdarzeń, a w jak najmniejszym tylko stopniu osobisty w nich udział Marszałka. Nasuwa się od razu pytanie, czy stawiając w ten sposób problem, nie pominąłem czynnika rozstrzygającego? Także tego pytania nie mam zamiaru rozpatrywać w toku mych uwag.
Rzecz, którą obecnie ogłaszam, uważam za dalszy ciąg Pauperyzacji Polski współczesnej, drukowanej po raz pierwszy w 1925 r. w zeszytach czerwcowym, lipcowym i sierpniowym Przeglądu Współczesnego, która to rozprawa w jesieni tego roku pojawiła się jako odbitka z Przegląda Współczesnego, a w styczniu 1926 r. wyszła w nowym, rozszerzonym wydaniu. Objąłem w tej pracy mym opowiadaniem stan rzeczy po koniec 1925 r. Obecnie zajmę się głównie dwudziestoma następnymi miesiącami. W rozprawie p. t. Pauperyzacja Polski i w innych moich publikacjach dowodziłem, że fatalna gospodarka skarbowa pociągnęła za sobą inflację, a potem spadek wartości marki i złotego. Próbowano wytłumaczyć spadek wartości marki i złotego innymi przyczynami, a zwłaszcza stanem bilansu handlowego i spekulacją. Zwalczałem te błędne i szkodliwe teorie. Tok wydarzeń oraz wywody przeciwników umocniły mnie w poglądzie, że gospodarka skarbowa państwa była jedyna istotną przyczyną spadku wartości marki i złotego i - tą drogą - zarazem przyczyna ujemnego kształtowania się bilansu handlowego. Broszura, którą obecnie ogłaszam, opiera się na tym założeniu, a jest zarazem pomyślana jako dalsze uzasadnienie i rozwinięcie tego poglądu.
W rozprawie o "pauperyzacji" pisałem o ekonomicznych skutkach gospodarki skarbowej rządu i sejmu. Dziś mam zamiar rozpatrywać polityczne następstwa naszych błędów finansowych. Wadliwa gospodarka skarbowa doprowadziła do zniżki złotego w drugiej połowie 1925 r., a spadek złotego wywołał przewrót polityczny - oto temat moich wywodów.
Odzywały się nieraz głosy, przypisujące przewrót polityczny tajemniczym wpływom masonów, w przejrzystym zamiarze ukrycia odpowiedzialności za przebieg wydarzeń. Ten, komu naprawdę zależy na zrozumieniu przebiegu wydarzeń, nie ma powodu uciekać się do mistycznych "wyjaśnień". Wystarczy rozpatrywać podłoże finansowe, a wówczas związek wewnętrzny przebiegu wydarzeń staje się całkiem oczywistym.
Szukanie klucza zagadki w gospodarce skarbowej nie jest niczym dziwnym, wynika z istoty rzeczy. Stan skarbu jest przede wszystkim wyrazem interesów państwa jako całości. Państwo żadnego ze swych zadań nie może spełniać należycie, jeśli nie rozporządza odpowiednimi środkami, umożliwiającymi pokrycie wydatków, złączonych przecież z każdą akcją podejmowaną przez państwo. Żadna działalność państwa nie jest bezpłatna. Każda jest uwarunkowana dostarczeniem funduszy przez ministra skarbu. Wszyscy ministrowie są właściwie ministrami wydatkowania dochodów, dostarczonych im przez ministra skarbu. Powodzenie każdego wysiłku państwowego jest - gdy brać pod uwagę nieco dłuższe czasokresy - zależne od zasobności skarbu. Finansowych niedomagań niepodobna na dłuższą metę zastąpić korzystną sprawnością innych działów administracji państwowej. Korzystna sprawność innych działów administracji jest zjawiskiem krótkotrwałym w państwie finansowo lekkomyślnie zarządzanym. Natomiast, jeśli skarb jest zasobny, wówczas łatwo naprawić niedomagania w innych działach administracji państwowej.
W broszurze Pauperyzacja Polski pisałem o ekonomicznych skutkach spadku marki i złotego. Nadmieniłem jednak w rozdziale wstępnym, że inflacja pociągnęła za sobą boleśniejsze od ekonomicznego zubożenie moralne. Widoczne rozprężenie etyczne określiłem po części jako następstwo złej gospodarki skarbowej, a nie wyłącznie jako przejaw wrodzonego Polakom niskiego poziomu moralnego. Marszałek w pierwszej swej enuncjacji po przewrocie nie uzasadniał go ani finansowo, ani ekonomicznie, ani politycznie. Widział w nim jedynie przeciwstawienie się moralne tokowi wypadków: "nie może być w państwie, gdy nie chce ono iść ku zgubie, za wiele nieprawości".
Przeciwnicy nazwali z przekąsem nowy stan rzeczy rządem sanacji moralnej. Po zeszłorocznych wydarzeniach majowych nastąpiła, po części dzięki przewrotowi, widoczna (nie przesądzam, czy trwała) poprawa stosunków finansowych i ekonomicznych, wyrażająca się przede wszystkim w stabilizacji waluty. Jestem przekonany, że wahania waluty mają ujemny wpływ moralny, a jej stabilizacja wpływ dodatni, przez co oczywiście nie chcę powiedzieć, że moralność jest wyłącznie odbiciem procesów finansowo - ekonomicznych. Wiadomo przecież, że inflacja i jej leczenie jest uwarunkowane w poważnym stopniu charakterem społeczeństwa, a więc jego moralnymi właściwościami. Nowy rząd, stabilizując walutę, przyczynił się z pewnością w pewnej mierze do uzdrowienia atmosfery moralnej. Zresztą sam fakt przewrotu był przejawem sprawiedliwości dziejowej, bo usunął od władzy ludzi odpowiedzialnych za spadek złotego.
Będę pisał: "przewrót majowy", a nie "rewolucja majowa". Wydarzenia majowe były oczywiście rewolucją formalną, bo przecież były aktem samopomocy, reforma ustroju politycznego, podjęta środkami ustawowo zabronionymi. Rewolucja może być równocześnie formalną i materialną, albo tylko jedną z nich. Rewolucją materialną, w przeciwstawieniu do ewolucji, nazywam zmiany nagłe i znaczne. Na pierwszy rzut oka wypadki majowe są zmianą daleko sięgającą i nagłą. Z pewnością są czymś więcej niż stopniową ewolucją, albowiem doszło nie tylko do zmiany gabinetu, która początkowo była pierwszym bezpośrednim celem podjętej akcji, ale nadto do usunięcia Prezydenta, do rewizji Konstytucji, do przekształcenia dotychczasowego stosunku sejmu do rządu, słowem, do zmiany ustroju politycznego.
Atoli nie należy zapominać, że polityka Marszałka po przewrocie jest kompromisowa i wyczekująca, dzięki czemu sejm wkrótce odzyskał część swych wpływów, nie odrzucił, ale przecież ścieśnił znacznie projektowaną przez rząd rewizję Konstytucji. Po wtóre, wypadki nie rozwijały się tak szybko, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Już 14 listopada 1925 r. Marszałek skutecznie przeciwstawił się istniejącemu układowi sił politycznych.
Rewolucją nazywam zmiany wielce radykalne, przewrotem zmiany mniej daleko sięgające, pośrednie rozmiarami i znaczeniem w porównaniu z rewolucyjnymi i ewolucyjnymi. Będę więc pisał "przewrót", a nie "rewolucja", nie przywiązując zresztą do tej kwestii większego znaczenia.
Natomiast będę się starał silnie uwydatnić, że przewrót stał się początkiem nowego okresu w dziejach odrodzonej państwowości polskiej. W czasie od listopada 1918 do maja 1926 Polska przeżywa okres wypaczenia parlamentaryzmu, złej gospodarki skarbowej, a niebezpieczeństwo popadnięcia w anarchię lub w bolszewizm wisi w powietrzu. W maju 1926 nastąpiło ograniczenie parlamentaryzmu, gospodarka skarbowa zerwała ostatecznie z klątwą inflacji, wzmocnienie władzy wykonawczej zmniejszyło niebezpieczeństwo anarchii i bolszewizmu.
W części pierwszej mej broszury podejmuję próbę zobrazowania dziejów pierwszego okresu odrodzonej Polski; okres następny jest przedmiotem części drugiej. Wyświetlenie związku procesów politycznych i finansowych jest głównym celem mej pracy.

ROZDZIAŁ DRUGI
KONSTYTUCJA I WALUTA
Od listopada 1918 do lutego 1919 r. Marszałek Piłsudski, ówczesny Naczelnik Państwa, łączył w swej osobie pełnię władzy wykonawczej i ustawodawczej. Na zasadzie powszechnego, tajnego, równego, bezpośredniego i proporcjonalnego prawa głosowania, przyznanego mężczyznom i kobietom, kazał przeprowadzić wybory do Sejmu ustawodawczego (1919 - 1922), który nadać miał Polsce konstytucje. Sejm "ustawodawczy" (powinien nazywać się konstytucyjnym, lub konstytuantą) był parlamentem jednoizbowym. Nie istniał senat współdziałający w ustawodawstwie. Sejm, którego posłowie byli wybrani postępowo i demokratycznie, zawiódł oczekiwania jego twórcy. Marszałek w lutym 1919 r. złożył swa władzę w ręce sejmu. Sejm wprawdzie wybrał go jednomyślnie Naczelnikiem Państwa, ale równocześnie umniejszył niepomiernie jego władzę. Już w tekście t. z w. Małej Konstytucji (20 lutego 1919 r.) Sejm ustawodawczy zastrzegł, że będzie wydawał ustawy, ogłaszane w Dzienniku Ustaw, z podpisem marszałka sejmu i ministrów, a więc bez podpisu Naczelnika Państwa. Całkowita Konstytucja z 17 marca 1921 r., ogłoszona bez podpisu Marszałka w Dzienniku Ustaw, utrzymała w mocy ograniczenie praw głowy państwa. Gdy nowy sejm, wybrany w listopadzie na zasadzie tej Konstytucji, w grudniu 1922 łącznie z senatem chciał wybrać prezydentem ustępującego Naczelnika Państwa, Marszałek odmówił przyjęcia wyboru, co uzasadniał zbyt szczupłym zakresem działania, wyznaczonym prezydentowi Rzeczpospolitej. Nie chciał być prezydentem malowanym. To samo powtórzył, gdy 31 maja 1926 r. tenże sam, sejm łącznie z senatem wybrał go większością głosów prezydentem Rzeczypospolitej. W liście, w którym zrzekł się wyboru, przypomniał jednomyślność wyboru z lutego 1919 r. i określił ją jako nieszczerą. Jest to wyraźna aluzja do równoczesnego okrojenia władzy naczelnika państwa przez Konstytuantę.
Te przepisy Konstytucji za prezydentury p. Wojciechowskiego (1922-1926) zaważyły na szali wypadków, natomiast inne zasadnicze postanowienia Konstytucji nie weszły w życie, ponieważ żadne ze stronnictw sejmowych nie było ożywione jej duchem. Przeszły do porządku dziennego nad opozycją Marszałka przeciw Konstytucji, choć nie przywiązywały do niej wagi.
Sejm uchwalił Konstytucję marcową na zasadzie wniosków Komisji w tym celu wybranej, - Komisji, która trudne, ale zaszczytne obowiązki sprawozdawcy powierzyła posłowi, profesorowi wydziału prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, p. Edwardowi Dubanowiczowi. Prawica stanowiła większość sejmu. Jeden z jej członków został wybrany sprawozdawcą.
P. Dubanowicz ogłosił z początkiem 1926 r., tuż przed przewrotem majowym, rozprawę Rewizja Konstytucji (Poznań 1926, str. 79). Jego zdaniem "Konstytucja posiada poważne niedomagania i braki", atoli uważa, że dobrze zrobił sejm, odrzucając wniosek ś. p. posła Perla o zadowolenie się na razie uchwaleniem tymczasowej Konstytucji, mającej obejmować "niezbędne minimum ustaw głównych". Nie podzielam tego poglądu p. Sprawozdawcy Sejmu ustawodawczego. Przeważna część głównych postanowień Konstytucji jest właściwie programem zakrojonym ponad siły społeczeństwa, dotąd nieziszczonym, co przecież jest sprzeczne z zasadą praworządności. Zadowolenie się tymczasową Konstytucją byłoby prawdopodobnie oszczędziło nam wielu rozczarowań.
Nie jest rzeczą niewytłumaczalną, że Konstytucja nie weszła w życie. To przecież żadne ze stronnictw sejmowych nie było silnie przeświadczone ani o słuszności, ani o pożyteczności zasad w Konstytucji wyrażonych. P. Dubanowicz, świadek klasyczny, w broszurze przed chwilą przytoczonej stwierdza wyraźnie, że większość izby głosowała za ograniczeniem władzy prezydenta Rzeczpospolitej, choć była przekonana o szkodliwości tego postanowienia. Postąpiła wbrew swemu przeświadczeniu, ponieważ liczyła się z możliwością wyboru prezydentem Marszałka Piłsudskiego i chciała umniejszyć władzę tego Prezydenta, a nie władzę prezydenta w ogóle.
Posłuchajmy wyznań p. Dubanowicza: "Mimo iż prawo veta podobnie jak i prawo rozwiązywania sejmu (przez prezydenta) znajdowało się niemal we wszystkich projektach naszej Konstytucji, odpadało ono przy ostatecznym głosowaniu w plenum izby z powodu braku większości. Niebezpieczeństwo nadużycia władzy w razie, gdyby ona znalazła się w ręku człowieka, do którego zasad państwowych, umiaru i poczucia prawa niepodobna było mieć zaufania, obawa przed wstrząśnieniami wewnętrznymi, które musiałyby towarzyszyć nadużyciu tych praw w okresie tworzenia się i ustalenia państwa - przezwyciężyły poczucie potrzeby tych nieodzownych w normalnych warunkach atrybucji władzy wykonawczej państwa" (/. c. str. 37).
Lewica zajęła zupełnie identyczne stanowisko tuż po przewrocie majowym. Marszałek, usuwając własną wolą gabinet p. Witosa, popierany przez większość sejmu, zadał silny cios parlamentaryzmowi, uświęconemu konstytucją. Lewica nie połączyła się z prawicą w obronie parlamentaryzmu i Konstytucji. Przeciwnie. Opowiedziała się bez zastrzeżeń za Marszałkiem. Czyż stąd nie wynika niezbicie, że przywiązywała dużą wagę do usunięcia p. Witosa, ale małą do parlamentaryzmu i Konstytucji?
Przeglądając karty naszych dziejów widzimy jasno, że prawica była niechętna Marszałkowi, a lewica p. Witosowi, ale nie bije z tych kart ani zrozumienie, ani umiłowanie Konstytucji, ani niezłomna wola poświęcenia czegokolwiek w walce o nią. Oba stronnictwa - ambo meliores - były również zgodne w popieraniu antykonstytucyjnej gospodarki skarbowej, co ostatecznie przeważyło szalę wypadków.
Marszałek Piłsudski krytycznie oceniał polski ustrój polityczny, skodyfikowany w Konstytucji, już od chwili jego narodzin. Gdy objął władze, przeprowadził rewizję Konstytucji i zmienił ustrój polityczny. Rewizja Konstytucji ugodziła w zasadniczą treść każdej konstytucji i każdego ustroju politycznego, zmieniła bowiem dotychczasowy stosunek władzy ustawodawczej do wykonawczej, sejmu do rządu. Zmiany ustroju politycznego, przeprowadzone przez rząd zrodzony z przewrotu, nie ograniczają się do rewizji Konstytucji. Chcąc zrozumieć wypadki i ocenić ich znaczenie, należy podjąć próbę określenia istoty ustroju politycznego, urzeczywistnionego w Polsce przed przewrotem, należy nie ograniczać się do poznania tekstów Konstytucji, trzeba zorientować się w ich faktycznym funkcjonowaniu. Jedno nie pokrywa się z drugim. Badanie tylko jednego z tych dwóch zjawisk wyklucza zrozumienie rzeczywistości.
Zacznę od rozważania pytania, które państwa posiadają konstytucje? Tuż przed wybuchem wielkiej wojny wszystkie niemal państwa europejskie i wiele państw pozaeuropejskich miały spisane w dziennikach ustaw konstytucje i ustrój polityczny, wzorowany na ustroju angielskim. Zachodziła jednak między Anglią a państwami, które na niej się wzorowały, ta zasadnicza różnica, że Anglia nie miała konstytucji spisanej. Zadowalała się prawem zwyczajowym, zapisanym niezatartymi głoskami w umysłach i sercach obywateli, przestrzeganym ściśle od wieków, okupionym ofiarami mienia, w mniejszym stopniu krwi, nie wciągniętym po dziś dzień do żadnego Dziennika ustaw. Anglia rządziła się konstytucjonalizmem, była wierna duchowi swej zwyczajowej konstytucji. Politycy i prawnicy innych państw ujęli owe zasady i metody rządzenia w paragrafy ustaw, przy czym rządy jednych państw przestrzegały ducha i litery prawa, a inne uchwalały konstytucję w charakterze frazesu czy programu zgoła nieobowiązującego. Do tej ostatniej kategorii zaliczam społeczeństwa, które nie chciały ponieść ofiar finansowych, niezbędnych dla wprowadzenia w życie zasad konstytucji.
Cóż jest ich treścią? Nazywamy państwem konstytucyjnym państwo, które rządzi się zgodnie z postulatami praworządności, wolności i demokracji, urzeczywistnionymi przede wszystkim przez ścisłe przestrzeganie zasady podziału władz, - państwo, którego ludność wybiera parlament, współdziałający w ustawodawstwie. Parlament jest koniecznym składnikiem konstytucji. Natomiast ustrój polityczny konstytucyjny może, ale nie musi, być zgodny z postulatami parlamentaryzmu.
Uroczysta inwokacja, poprzedzająca polską Konstytucję (także wydrukowana w Dzienniku Ustaw), wyraża, jako obowiązujące, zasady praworządności i wolności. Pierwszy ustęp art. 2. zawiera naczelną zasadę demokracji: "Władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej należy do narodu". Drugi ustęp art. 2. formułuje postulat rozdziału władz: "Organami narodu w zakresie ustawodawstwa są Sejm i Senat, w zakresie władzy wykonawczej - Prezydent Rzeczypospolitej łącznie z odpowiedzialnymi ministrami, w zakresie wymiaru sprawiedliwości - niezawisłe sądy".
Ten artykuł, jak wiele innych zawartych w naszej Konstytucji, ma znaczenie programowe. Stwierdza, że zdaniem twórców Konstytucji byłoby wskazanym oprzeć ustrój państwa na ścisłym rozdziale władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowej. Poplecznicy hasła podziału władz oczywiście nie dążą do bezwzględnego, niewykonalnego rozdziału trzech władz. Ich celem jest zbliżenie się do tego ideału w granicach uzasadnionych pożytecznością jego urzeczywistnienia. Przez pożądany rozdział władzy ustawodawczej i wykonawczej rozumie się zwykle, że parlamentowi przysługuje prawo uchwalania ogólnych zasad, miarodajnych dla rządów w państwie i dla sądownictwa, czyli ustaw, z zastrzeżeniem ich zatwierdzenia przez głowę państwa, a nadto przysługuje parlamentowi prawo uchwalania budżetu, zawierające w sobie kontrolę administracji, z wykluczeniem wszelkiego dalszego wtrącania się parlamentu i jego poszczególnych członków do toku administracji.
Dlaczego uważa się podział władz za pożądany? Przyznaję słuszność zapatrywaniu, że nie ograniczenie praw prezydenta, czy senatu, na korzyść izby niższej, lecz ścisłe przeprowadzenie tego podziału władz stanowi najbardziej niezawodną rękojmię wolności. Połączenie w jednym ręku zbyt wielu atrybucji władzy ułatwia jej nadużycie. Podział władzy jest zarazem jej ograniczeniem, nieszkodliwym dla niezbędnej jednolitości władzy, jeżeli jej podział jest rozumnie stosowany.
Twórcy polskiej Konstytucji z 17 marca 1921 roku chcieli obdarzyć nas nie tylko idealnym podziałem władz i parlamentem, ale nadto parlamentaryzmem. Istnienie parlamentu stwierdzamy wtedy, gdy lud wybiera przedstawicieli, współdziałających w wydawaniu ustaw. Sam fakt istnienia parlamentu, choćby wybieranego na zasadzie powszechnego głosowania, nie przesądza jeszcze o tym, czy parlamentaryzm stanowi istotną treść ustroju państwowego? Odpowiedź na to pytanie można próbować zawrzeć w przepisach konstytucji. Te drogę wybrali twórcy polskiej Konstytucji. Zapomnieli jednak o tym, że rozstrzygające znaczenie ma faktyczny udział parlamentu w życiu politycznym. Utarło się nazywać parlamentaryzmem ustrój o wyraźnej przewadze izby niższej, uwidoczniającej się głównie tym, że faktycznie większość izby niższej, czyli sejmu, wyznacza osoby, które panujący lub prezydent Rzeczypospolitej mianuje ministrami.
Angielska izba gmin w XVIII w. była instytucją plutokratyczna, albowiem posłowie byli wybierani przez szczupłe grono osób, należących do warstw posiadających, a nie na zasadzie powszechnego głosowania. Mimo tego już wówczas ustrój angielski odpowiadał w wysokim stopniu ideałowi parlamentaryzmu. Król powoływał na prezydenta ministrów posła lub lorda, którego większość członków izby niższej wybrała swym przywódcą (leader), i mianował ministrami posłów lub lordów przynależnych do większości, a wskazanych przez prezydenta ministrów, stale identycznego z przywódcą większości izby niższej. Urzędnik, nie zasiadający w jednej z dwóch izb, nie mógł być ministrem. Gabinety urzędnicze były i są zupełnie nieznane ojczyźnie parlamentaryzmu. Cesarstwo niemieckie zrodziło się 1871 r. w Wersalu. Konstytucja cesarstwa postanowiła, że ustawy wymagają zgody sejmu, którego członków lud wybiera na zasadzie powszechnego głosowania (kobiety wówczas nie głosowały). Istniał parlament, i to wybierany na zasadzie powszechnego głosowania, ale nie było parlamentaryzmu, bo cesarz powoływał ministrów z poza grona posłów, mało licząc się z życzeniami sejmu. Ten stan rzeczy uległ zmianie dopiero po przegraniu wielkiej wojny. Oczywiście, że także w Rosji powołanie Dumy w 1905 r. nie pociągnęło za sobą przejścia do parlamentaryzmu.
Nasz Sejm ustawodawczy obdarzył Polskę konstytucją ultra-parlamentarną, wedle której miał w Polsce zapanować nie tylko zachodnio -europejski parlamentaryzm, ale coś doskonalszego: absolutyzm parlamentarny, rodzaj samowładztwa sejmu ("sejmowładztwa"), polegającego na uszczupleniu praw senatu i prezydenta. Najpierw słów kilka na temat ustroju politycznego, spisanego w Konstytucji, a potem odpowiem na pytanie, czy ów ustrój wszedł w życie, czy też pozostał martwą literą,- na pytanie, jaki właściwie ustrój i z jakim skutkiem funkcjonował?
Sławny ust. drugi art. 58. stwierdza w formie negatywnej zamiar zapewnienia sejmowi, a nie senatowi, przeważającego wpływu na obsadzanie foteli ministerialnych. Wedle niego "Rada ministrów i każdy minister z osobna ustępują na żądanie sejmu". Nie brak w Konstytucji marcowej szeregu innych przepisów, ograniczających współudział w rządzeniu państwem prezydenta i senatu na korzyść sejmu. Dość przypomnieć ograniczenie prawa prezydenta rozwiązywania sejmu, zawarte w art. 26, które, praktycznie rzecz biorąc, pozbawia prezydenta możności wykonania tego prawa. Godzi się także zaznaczyć w tym krótkim rzucie oka na istotę ustroju politycznego skodyfikowanego w Konstytucji marcowej, że jej twórcy mieli zamiar pozbawić prezydenta prawa veta wobec ustaw, uchwalonych przez sejm i senat, czemu dali wyraz w mglistym przepisie art. 44: "prezydent podpisuje ustawy", - nie określili jednak, w jakim terminie prezydent ma podpisać projekty ustaw, i co się ma stać na wypadek, jeżeli ich nie podpisze. W tym stanie rzeczy uzasadniony jest pogląd, że prezydentowi przysługuje prawo veta. Atoli brak wyraźnego przyznania tego prawa w Konstytucji osłabia stanowisko prezydenta, a to tym bardziej, że przecież sejm może nadużyć art. 42. Konstytucji i uznać nie podpisanie w ciągu trzech miesięcy za niewykonywanie urzędu, uzasadniające usunięcie prezydenta.
Zazwyczaj uważa się, nie bez powodu, parlament i parlamentaryzm za wyraz dążeń liberalnych społeczeństwa. Poddani państwa stają się jego obywatelami z chwilą kiedy ich posłowie maja wpływ na uchwalanie ustaw, kontrolują ich wykonanie, współdziałają w obsadzaniu naczelnych stanowisk; albowiem przymus staje się mniej dotkliwym, moralnie bardziej uzasadnionym, gdy jest podporządkowaniem się władcom powołanym do rządów w większej lub mniejszej mierze na zasadzie swobodnego wyboru ze strony podporządkowanych ich władzy, a nie władcom, którzy przemocą narzucają się społeczeństwu. Parlamentaryzm jest przejawem aspiracji wolnościowych. Polska konstytucja jest wybitnie parlamentarna. Uroczysta inwokacja, streszczająca aspiracje twórców Konstytucji, stanowiąca wstęp do niej i wydrukowana w Dzienniku Ustaw, zapewnia, że utwierdzenie zasady wolności jest jednym z celów Konstytucji. Czyżby z tego wynikało, że nasz ustrój polityczny jest istotnie liberalny i że jesteśmy narodem przejętym ideałami liberalnymi?
Dopatrywanie się w Konstytucji odbicia nastrojów liberalnych społeczeństwa jest zastanawiające, ponieważ powszechnie znanym jest fakt wielkiej przewagi antyliberalnych, czyli etatystycznych, dążności w życiu gospodarczym i w polityce ekonomicznej. Gospodarka państwa jest obciążona niedoborami licznych, nierentownych przedsiębiorstw, podatki bywają chętnie wybierane w formie monopoli, protekcja celna i wszelaka reglamentacja. gospodarki prywatnej są na porządku dziennym. Ciągle i słusznie mówi i pisze się o bezskuteczności walki z etatyzmem. Właśnie dlatego trudno uważać naszą Konstytucje za wyraz prawdziwie liberalnego nastroju społeczeństwa.
Konstytucja nasza jest raczej wypływem chęci równoważenia nadmiaru etatyzmu gospodarczego nadmiarem liberalizmu politycznego. Zamiar to zgoła nieopatrzny, niepomny, że najużyteczniejszą cnotą jest umiarkowanie. Wadliwości wszelkiego ustroju politycznego mszczą się oczywiście tym snadniej, im obszerniejszy jest zakres działania państwa. Z drugiej strony wybujały etatyzm jest szczególnie szkodliwy wtedy, gdy jest narzędziem ustroju politycznego nie opartego na mocnych fundamentach. Nadmiar parlamentaryzmu potęguje ujemne właściwości etatyzmu, a zarazem zbyt wielki udział państwa w życiu ekonomicznym utrudnia pomyślne rozwiązanie zagadnień politycznych.
Przykład, o którym jeszcze będzie mowa: Państwo liberalne nie ma banków państwowych. Państwo etastyczne ma banki państwowe, a wówczas zachodzą dwie ewentualności: albo dyrekcja będzie dawała pożyczki ekonomiczne, z punktu widzenia ich gospodarczej racji bytu, albo polityczne, np. wpływowym posłom, nazywane w polskiej terminologii polityczno-ekonomicznej pożyczkami "kurytarzowymi", jako że terenem ich za-
ciągania bywają podobno niekiedy kurytarze sejmowe (zwracam uwagę, że pożyczki t. zw. "parszywe" oznaczają w naszej terminologii całkiem co innego).
Olbrzymie sukcesy angielskiego liberalizmu z pewnością pochodzą w znacznej mierze stąd, że był równocześnie liberalizmem politycznym i ekonomicznym. Polska w zaraniu swej odrodzonej państwowości podjęła się trudnego zadania, by pogodzić liberalizm konstytucyjny z etatyzmem gospodarczym.
Liberalizm angielski polegał na ograniczeniu działalności państwowej gospodarczej, a zatem na stworzeniu rozdziału, wykluczającego spory miedzy państwem a społeczeństwem w sferze ekonomicznej, atoli równocześnie angielskie społeczeństwo chętnie identyfikowało się z państwem na terenie ściśle politycznym. W Polsce chciano neutralizować nadmierną rolę państwa w życiu gospodarczym przez zapewnienie sejmowi, jako przedstawicielowi społeczeństwa, możliwie najszerszego współudziału nie tylko w ustawodawstwie, ale także w rządzie, skutkiem czego doprowadzono mimo woli do chronicznego zatargu między sejmem a rządem, poniekąd także między społeczeństwem a państwem. Ten stan rzeczy, zupełnie obcy liberalizmowi zachodnio - europejskiemu, który chciano naśladować, stał się charakterystycznym znamieniem polskich stosunków, zarówno politycznych jako też ekonomicznych.
W rzeczywistości umyślne podkopanie władzy prezydenta w naszej Konstytucji zawiera w sobie więcej zapędów anarchicznych, niż liberalnych. Polski przewrót polityczny w maju 1926 r. potwierdził starą prawdę, że nadmiar wolności doprowadza snadnie do leczenia choroby metodami antyliberalnymi. Parlamentaryzm Konstytucji nie wszedł w życie, atoli zawarte w nim pierwiastki anarchiczne zdołały bujnie rozplenić się i zachwaścić nasze życie polityczne.
Parlamentaryzm nie wszedł w życie mimo ultra-parlamentarnej Konstytucji, bo przecież gabinety parlamentarne, złożone wyłącznie lub przeważnie z posłów, stanowią raczej wyjątek w naszym życiu politycznym. Regułą są gabinety urzędnicze, których członkowie nie zasiadają ani w sejmie, ani w senacie. Jest to szczegół wielce charakterystyczny, że ministrem spraw zagranicznych, a zarazem szefem gabinetu koalicyjnego, złożonego z posłów, przynależnych do stronnictw sejmowych, a utworzonego w listopadzie 1925 r., został minister spraw zagranicznych w poprzednim gabinecie, hr. Aleksander Skrzyński, aczkolwiek nie należał do grona ani posłów ani senatorów. Także ten gabinet nie był czysto parlamentarnym, choć w charakterze gabinetu parlamentarnego objął spadek po gabinecie urzędniczym p. Władysława Grabskiego.
Gabinety urzędnicze mogą być różnego pokroju. Stopień zależności od parlamentu jest znamieniem rozstrzygającym. Możliwy jest wypadek, że zaufanie naczelnika państwa, panującego lub prezydenta, wystarcza ministrom do utrzymania się przy władzy (Niemcy cesarskie). Inaczej przedstawia się sprawa, gdy parlament ma dość siły, ażeby ewentualnie, w razie sporu, zmusić radę ministrów lub poszczególnych jej członków do ustąpienia. Wówczas przedłużenie żywota gabinetu ministerialnego, powołanego do władzy przez naczelnika państwa w charakterze gabinetu urzędniczego z pośród osób nie należących do ciał ustawodawczych, zależy od tego, czy gabinet gotów jest zapłacić odpowiednią cenę większości sejmowej. Gabinet taki musi ustępstwami wobec parlamentu okupywać jego poparcie. Ten typ gabinetów urzędniczych dobrze był znany przed wojną w Austrii. Zdaje mi się, że określenie go mianem gabinetu pól - parlamentarnego wcale trafnie oddaje istotę rzeczy. Rządy gabinetów pół - parlamentarnych stały się w Polsce regułą.
Posłowie mogą żądać różnego rodzaju ustępstw za to, że zaniechają korzystania z art. 58. Konstytucji. Ich żądania mogą być albo bardzo zasadnicze, albo czysto osobiste, pożyteczne lub szkodliwe. W Polsce potoczyły się wypadki po linii wyrażającej stan rzeczy wprost sprzeczny z zasadą podziału władz, wypowiedzianą w już przytoczonym drugim ustępie art. 2. Konstytucji, zastrzegającym sejmowi władzę ustawodawczą, a zabraniającym posłom wtrącania się do administracji.
Niestety, w Polsce nie doszło do przestrzegania art. 2. Konstytucji. Sejm niejednokrotnie pod naciskiem stosunków - powstałych najczęściej z jego własnej winy i wobec których nie umiał się bronić - przekazywał część swej władzy ustawodawczej prezydentowi, względnie Radzie ministrów, w trojakiej formie.
Po pierwsze, w sposób jawny i bezpośredni, uchwalając t. zw. pełnomocnictwo czyli delegacje władzy ustawodawczej, które w pewnych granicach może nie są sprzeczne z literą Konstytucji, ale niewątpliwie nie harmonizują z właściwą istotą parlamentaryzmu.
Po wtóre, do końca 1923 r., w latach inflacji markowej, sejm praktykował tajną, że tak powiem, delegację władzy ustawodawczej na rzecz Rady ministrów. Nie wykonywał swych praw budżetowych. Rada Ministrów wnosiła budżet do sejmu, a sejm, zajęty innymi sprawami, nie załatwiał go. Ponieważ trudno sobie wyobrazić, żeby maszyna państwowa mogła stanąć, żeby, ni stąd ni zowąd, urzędnicy, dostawcy, wierzyciele państwowi nie otrzymali pieniędzy i z kolei rzeczy stali się sami niewypłacalnymi, przeto Rada ministrów nadawała
moc obowiązującą budżetowi, i na tej podstawie rządziła. Do tej samej kategorii wypadków należy w tym samym czasie ciągle praktykowane przyzwalanie przez sejm ex post na powiększenie emisji pieniędzy. Ministrowie samowolnie przekraczali dozwoloną granicę emisji, aczkolwiek Konstytucja uzależniała zarządzenia tej treści od zgody sejmu, po czym występowali w sejmie z wnioskiem o powiększenie emisji. Sejm ministrów nie usuwał i wnioski uchwalał.
Po trzecie, sejm niejednokrotnie uchwalał ustawy, zawierające postanowienia, mocą których sejm przyznawał ministrom prawo uchylania wedle ich swobodnego uznania postanowień ustawowych w niniejszym lub szerszym zakresie. Klauzule tej treści w polskich ustawach podatkowych są na porządku dziennym. Ustawa orzeka, że wymienione w niej osoby mają płacić taki a taki podatek w terminie ustawą określonym. Ta sama ustawa równocześnie orzeka, że minister skarbu może wedle swego uznania odroczyć terminy poszczególnym osobom opodatkowanym, a nawet obniżyć ich podatek. Także i w tej formie sejm niejednokrotnie ceduje cześć swej władzy rządowi.
Postanowienia podobnej treści zawierają stale nasze ustawy budżetowe. Wspomniałem przed chwilą, że w latach inflacji markowej de facto Rada ministrów, a nie sejm, ustanawiała budżet. Później doszło do tego, iż sejm zaczął wykonywać swe prawa budżetowe, a więc uchwalać ustawy budżetowe, atoli w tychże samych ustawach budżetowych znaczną część swych praw budżetowych przelewał na rząd. Z powodu zbyt niskich zapasów kasowych wytworzyła się w Polsce instytucja budżetów miesięcznych. Art. 5. obowiązującej obecnie ustawy budżetowej utrzymuje ją nadal. Minister skarbu na zasadzie rocznego budżetu ustala dnia 15-go każdego miesiąca, co w następnym miesiącu ma być wydane przez każdą z władz państwowych, czyli - mówiąc utartą terminologią techniki budżetowej - otwiera miesięczne kredyty. Minister, odraczając z miesiąca na miesiąc wciągniecie wydatków, zawartych w uchwalonym budżecie, do budżetu miesięcznego, może ich całkiem nie uskutecznić, nie popadając w nielegalność. Minister w praktyce życia odracza głównie te wydatki, do których nie jest zobowiązany ani umownie, ani ustawami niebudżetowymi, wtedy, gdy stan zapasów kasowych jest niski. Art. 5. pozwala ministrowi nie uskuteczniać wydatków, przewidzianych w budżecie, a art. 9. pozwala mu wydawać na cele nieprzewidziane w budżecie, upoważnia go bowiem do lokowania w bankach zbędnych chwilowo zapasów kasowych. O fatalnym wpływie tego artykułu i tych lokat na gospodarkę skarbową będzie jeszcze mowa.
Prawa budżetowe sejmu ścieśnia także ta okoliczność, że nasz budżet jest niezupełny. Art. 4. Konstytucji powiada, że "ustawa państwowa ustala corocznie budżet państwa", a więc nie mówi o ustalaniu wszystkich dochodów i wydatków. Celem tego artykułu jest zapewnić dobrą gospodarkę skarbową i pełną kontrolę budżetową sejmu. Oba cele są osiągalne tylko w razie wstawiania do budżetu wszystkich dochodów i wydatków. Nasza gospodarka skarbowa zna powołane do życia osobnymi ustawami fundusze specjalne, uposażone w podatki celowe, których wyniki nie figurują ani w budżecie państwa ani w budżecie samorządów, choć są administrowane przez państwo (fundusz rozbudowy miast - dodatek do podatku od lokali, fundusz kwaterunkowy, także w ten sposób dotowany, fundusz szkolnictwa rzemieślniczego, dodatek do opłat patentowych; razem około 20 milionów podatków ukrytych).
Te szczegóły składają się na obraz gospodarki skarbowej, mało parlamentarnej, właśnie pod tym względem bardzo różnej od przedwojennej, choć Konstytucja przekazuje uchwalanie budżetu sejmowi. Wykazałem także, że i w ustawodawstwie nie wchodzącym ani w zakres budżetu, ani finansów, rola sejmu jest skromna.
Posłowie w zamian za ustępstwa na terenie ustawodawczym zapewnili sobie rekompensatę w sferze administracji. Współdziałali w wykonywaniu ustaw. Stało się prawem zwyczajowym, że posłowie osobiście i listownie zwracali się nie tylko do ministrów, ale także do wyższych i niższych urzędników, często skutecznie, o wydanie takich a nie innych zarządzeń w poszczególnych konkretnych wypadkach. Sejm w ustawie przyznał ministrowi prawo odraczania zapłaty podatku, a posłowie rozpoczynali wędrówki po biurach ministerialnych, aby, w zamian za głosowanie w izbie, wyprosić, a raczej wymusić odroczenie, dla swych protegowanych. Jest to postępowanie określane w prawie karnym mianem szantażu. Akta Administracyjne władz, stanowiące wykonanie ogólnych reguł, zawartych w ustawach, dochodziły do skutku przy współudziale, a nieraz pod presją posłów. Rząd znosił te nadużycia, aby uniknąć przesilenia ministerialnego. Wytworzył się stan rzeczy polegający na przekroczeniu kompetencji przez obie strony, albowiem , i wydawanie ustaw i równocześnie ich wykonywanie stało się atrybutem zarówno rządu jak sejmu.
Gwoli poparcia twierdzenia o wtrącaniu się posłów do administracji państwowej niech mi wolno będzie przytoczyć spostrzeżenia p. posła Daszyńskiego, oparte na naocznej znajomości rzeczy: "Przy każdym telefonie sejmowym siedzą równocześnie dziesiątki posłów, telefonujących do wszelkich możliwych i niemożliwych biur i urzędów. Tysiące razy zachodzą posłowie do biur ministrów, wojewodów, starostów i do wszelkich urzędników, aby "interweniować"! Co to znaczy? To znaczy, że popierają swoim wpływem, swoimi informacjami, swoimi argumentami sprawy tysięcy i tysięcy prywatnych ludzi, którzy ich o to proszą".
A przecież art. 20.Konstytucji opiewa: "Posłowie są przedstawicielami całego narodu i nie są krępowani żadnymi instrukcjami wyborców. Posłowie składają na ręce marszałka wobec izby następujące ślubowanie: "Ślubuję uroczyście, jako poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, wedle najlepszego mego rozumienia i zgodnie z sumieniem, rzetelnie pracować wyłącznie dla dobra państwa polskiego, jako całości". Art. 20. uzupełnia i bliżej określa program ustroju politycznego, zalecany w art. 2. Zabrania wyraźnie interwencji w sprawach partykularnych wyborców. - Oba artykuły pozostały martwą literą.
Utarło się u nas mówić i pisać, że istotą naszego ustroju politycznego było "sejmowładztwo" czyli absolutyzm parlamentarny w znaczeniu poprzednio określonym. Jest to niewątpliwie prawdą, o ile chodzi o treść Konstytucji. Jeśli natomiast pytać będziemy o ustrój, który faktycznie wszedł w życie, wówczas bardziej odpowiada rzeczywistości stwierdzenie, że osnową naszego życia politycznego jest nieprzestrzeganie podziału władzy ustawodawczej i wykonawczej, nakazanego art. 2. i 20. Konstytucji.
Mniemam, że to określenie jest pożyteczne, bo niejedno wyjaśnia. Usuwa sprzeczność miedzy liberalizmem politycznym a etatyzmem gospodarczym, podkreśla bowiem, że najważniejszy wyraz dążeń liberalnych Konstytucji był i jest pobożnym życzeniem. Po wtóre, określenie istoty naszego ustroju państwowego, które uważam za trafne, ma jeszcze i tę zaletę, że odzwierciedla całokształt toku wypadków, od 1918 r. począwszy aż do chwili dzisiejszej. Ci, co powiadają, że Konstytucja obdarzyła nas "sejmowładztwem", oczywiście równocześnie są zdania, że przewrót w maju 1926 r. był końcem absolutyzmu parlamentarnego. Właściwie skończyła się wówczas era gabinetów mniej lub więcej parlamentarnych, ale nie zaczęła się epoka ścisłego podziału władzy ustawodawczej i wykonawczej (ut infra).
Zwrócenie uwagi na to, że istotą naszego ustroju politycznego jest nieprzestrzeganie nakazanego Konstytucją rozdziału władz, rzuca także światło na dwa zasadnicze znamiona naszego życia politycznego. Po pierwsze, na jego od dawna i głęboko zakorzenioną niepraworządność in capite et in membris, na niepraworządne rozstrzyganie spraw podstawowych, a - co za tym idzie - drobiazgów życia codziennego. Po wtóre, na ciągłe lekceważenie kompetencji u dołu, a zwłaszcza u góry. W Polsce ciągle wszyscy radzą nad wszystkim, a nikomu na myśl nie przyjdzie zapytać, kto właściwie wedle obowiązujących ustaw i przepisów jest powołany do zabierania głosu i rozstrzygania. Na dobitek lekceważenie kompetencji formalnych nie powiększa sumy kompetencji materialnej naszej administracji. Tą drogą siły fachowe nie dochodzą do należytego wpływu na tok spraw państwowych.
W Polsce rządziły zazwyczaj liczne, przeważnie krótkotrwałe gabinety pół-parlamentarne. Głównym skutkiem tego stanu rzeczy było zatarcie odpowiedzialności za postanowienia władz. Nie trzeba chyba dowodzić, że źle się dzieje w państwie, w którym niewiadomo komu przypisać zasługę, czy winę za czyny władz. Istotą i walną zaletą parlamentaryzmu jest utożsamienie rządu i większości sejmowej. Wszyscy posłowie przynależni do większości, z łona której wyszedł gabinet, odpowiadają wobec swych wyborców za każde zarządzenie ministrów. To znaczy, że posłowie nie wypierają się rządu wobec wyborców, że więc zostają ponownie wybrani, jeżeli większość wyborców zadowolona jest z rządu, a tracą mandat na rzecz opozycyjnych kandydatów w przeciwnym wypadku. Właśnie dlatego nie ma mowy o tym, żeby społeczeństwo ostro przeciwstawiało się państwu w krajach naprawdę parlamentarnie rządzonych. W Polsce, dzięki systemowi gabinetów półparlamentarnych, wytworzył się przeciwny stan rzeczy. Posłowie występują wobec ministrów jako rzecznicy interesów swych wyborców, ale nie bronią wobec wyborców zarządzeń władz. Powołują się na to, że nie oni rozstrzygali o mianowaniu ministrów, a więc nie odpowiadają za nich. Rząd natomiast zasłania się wobec krytyki presją poselską, koniecznością okupywania się ustępstwami wobec posłów, ażeby uniknąć ciągłych przesileń. Wszyscy wiemy, że za spadek złotego sejm wini p. Grabskiego, a p. Grabski sejm.
Wyrażenie "sfery gospodarcze" jest dobrze znanym składnikiem naszej terminologii polityczno-ekonomicznej, a zarazem przejawem przeciwstawienia społeczeństwa i państwa oraz jego szkodliwych skutków. "Sfery gospodarcze" - to przemysłowcy, kupcy, bankierzy, więksi i średni rolnicy, kapitaliści, pozostający w stałej walce z warstwą robotniczo - urzędniczą, która drogą przeciwstawienia społeczeństwa a państwa staje się przedstawicielem państwa. Po prostu wypaczenie naszego ustroju politycznego pod naporem inflacji zaostrza walkę klas z oczywistą szkodą państwa.
Zacieranie odpowiedzialności było jednym z wielkich arkanów sztuki rządzenia przed przewrotem. Wspomniany art. 5. ustawy budżetowej wybitnie ułatwia osiągniecie tego celu. Mowa, która w maju 1925 r. wygłosił ówczesny generalny referent budżetu p. Zdziechowski, rzuca całe snopy światła na stosunek sejmu do rządu i sejmu do wyborców. Sprawozdawca przyznał, że budżet jest za wielki, ale bronił siebie i sejmu przypomnieniem rządowi, że przecież może wydać mniej niż budżet nakazuje, korzystając z instytucji budżetów miesięcznych. - Cóż to znaczy? Wyborcom mówi się głośno: "My, posłowie, kazaliśmy rządowi wydać dwa miliardy", a rządowi mówi się po cichu: "Rób co możesz, ażeby wydać mniej". Ta niemęska, dwuznaczna polityka nie ratuje ani Konstytucji, ani skarbu, albowiem minister skarbu, narażony na żądania wyborców, którzy nie bez powodu uważają, że im sejm przyrzekł wydanie dwóch miliardów, oraz na żądania innych ministrów, którzy także powołują się na uchwały sejmu, ulega w tej walce.
Gabinety urzędnicze pół-parlamentarne są w swej istocie niebezpieczne dla finansów państwa. Okupują przedłużenie swego bytu nadmiernymi wydatkami, uskutecznianymi pod presją posłów, nieodpowiedzialnych za wydatki przed wyborcami, aczkolwiek rząd jest właściwie przeciwny rozdęciu wydatków. Rząd taki jest oczywiście rządem słabym, na równi z sejmem i państwem.
Gabinety urzędnicze tego typu zazwyczaj pogarszają finanse państwa. Istnieje również zależność odwrotna tych dwóch zjawisk: Zła gospodarka skarbowa w Polsce kształtowała ustrój polityczny w kierunku gabinetów pół-parlamentarnych. Stosunki, wytworzone przez inflację, do której sejm dopuścił, niejednokrotnie zmuszały go do tolerowania gabinetów pół-parlamentarnych i cło przyznawania im jawnych i ukrytych pełnomocnictw ustawodawczych, okupywanych przez rząd zgodą na interwencje poselskie.
Małżeństwo formy i materii, spojone wieczyście, z wykluczeniem jakiegokolwiek rozwodu - oto stosunek konstytucji do gospodarki skarbowej. Angielski konstytucjonalizm był w znacznej mierze - nie twierdzę, że wyłącznie - wykwitem praworządnego, liberalnego, demokratycznego zawiadywania skarbem państwowym; przez szereg stuleci Anglia jest tym państwem w Europie, które najrzadziej i w najmniejszym stopniu nakładało na ludność najgorszy z podatków, ukryty podstępnie w pomniejszaniu wartości pieniądza. Naiwne byłoby przypuszczenie, że nie ma związku między tym faktem, a powstaniem w Anglii niepisanej konstytucji i parlamentaryzmu, który stał się wzorem wszędzie naśladowanym, ale nie wszędzie z powodzeniem. Przyczyny niepowodzeń były zazwyczaj natury finansowej. Nasza Konstytuanta, uchwalając zapisując w Dzienniku ustaw wielkie hasła praworządności, wolności i demokracji, równocześnie uprawiała i popierała politykę skarbową inflacyjną, czyli niepraworządną, antyliberalną a nawet antydemokratyczną. Metoda rządzenia, pełna wewnętrznych a zasadniczych sprzeczności, musiała doprowadzić do ujemnych wyników, zarówno konstytucyjno-politycznych, jak niemniej finansowych. Ta metoda rządzenia nie zawierała w sobie trafnego rozróżnienia spraw ważnych od drugorzędnych, na czym opiera się rozumne uszeregowanie zagadnień w czasie. Trudno umieć zacząć od załatwiania spraw wielkich, jeżeli się nie potrafi odróżnić ich od drobnych. W tym wypadku rada: il fant sérier les questions nie trafia na grunt podatny.
Do niedawna, podnosząc pensje urzędników, zapominano zastanowić się nad tym, czy ich zwyżka, przyczyniając się do spadku waluty, nie wywoła skutku wręcz przeciwnego. Do niedawna rząd pod naciskiem opinii publicznej uskuteczniał wcale znaczne wydatki inwestycyjne, poprzednio nie zabezpieczywszy należycie waluty. Wbrew teorii i doświadczeniu historycznemu przypuszczano w Polsce, że można bezkarnie inwestować w czasach silnych wahań walutowych. Nasz sejm ustawodawczy nie zauważył, że chcąc stworzyć podwaliny praworządności, wolności i demokracji, należy przede wszystkim spieszyć się z uporządkowaniem gospodarki skarbowej, a nie naglić spisywania szumnego programu, zwanego u nas Konstytucją.
Przed wojną rozpiętość wahań politycznych i ekonomicznych była mniejsza. Zmiany były ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Ustrój polityczny przekształcał się stopniowo, bez nagłych przeskoków z jednej ostateczności do drugiej, wprost przeciwnej, w krótkich okresach czasu. Waluta była stała, a ceny oraz płace spadały lub wzrastały, ale zawsze w rozmiarach stosunkowo nieznacznych. Przecież ludzie wprowadzili walutę stałą właśnie w tym celu, ażeby wyrównać w pewnej mierze ceny i płace, rozumiejąc dobrze, że to jest jedyny sposób zwiększenia zysków i dobrobytu.
W ostatnich latach, w związku ze spadkiem waluty wywołanym inflacją, Polska przeżywa bardzo silne wahania cen i płac, wyrażonych w złocie. Mało które z państw europejskich przeżywa wahania równie silne. W państwach neutralnych i zwycięskich są one znacznie słabsze. Polska wielkością wahań najbardziej zbliżona jest do Rosji sowieckiej. W 1923 r. Polska była zapewne najtańszym krajem w Europie, a już w połowie 1924 r. zdążyła zająć miejsce kraju najdroższego (nie biorąc pod uwagę Rosji). Ten stan rzeczy trwał mniej więcej rok. Z początkiem 1926 r. Polska jest ponownie najtańszym krajem w Europie... Analogicznie do cen wahały się płace. Polska przeżywała istne rewolucje cen i płac. W tym samym czasie polski ustrój polityczny podlegał równie gwałtownym wstrząsom.
Porównując rozwój wypadków w Anglii i w Polsce, widzimy wyraźnie, że stała waluta ustala nie tylko ceny i płace, a więc całokształt życia gospodarczego, ale nadto stabilizuje w pewnej mierze i ustrój polityczny, a równocześnie ewolucyjność zmian ustroju politycznego wyciska swe stabilizujące piętno na rozwoju życia gospodarczego. Natomiast silnym wahaniom waluty odpowiadają gwałtowne przewroty polityczne. Byłoby dziwnym, gdyby było inaczej. Inny przebieg wypadków byłby sprzeczny z podstawowym prawem socjologicznym współzależności zjawisk.
Konstytucja polska w swych zasadniczych postanowieniach pozostała martwą literą z powodu złej gospodarki skarbowej rządu i sejmu, która doprowadziła do wytworzenia się ustroju politycznego, spychającego państwo w przepaść anarchii, umożliwiającego i zmuszającego do leczenia jej przewrotem.
Anarchia wisiała w powietrzu z początkiem listopada 1925 r. Gabinety w państwach parlamentarnie rządzonych padają na posiedzeniach sejmu. Naczelnik Państwa usuwa ministrów, jeśli władza jego rozstrzyga o przebiegu wypadków. P. Grabski podał się do dymisji pod naciskiem opinii publicznej, mimo poparcia, użyczonego mu przez sejm i Prezydenta (por. rozdz. IV).
Wypaczenie polskiego parlamentaryzmu objawiło się jaskrawo w tym, że sejm w listopadzie 1925 r. popadł w walkę z opinią publiczną. Sejmy są na to, ażeby dawać wyraz opinii wyborców. W państwach politycznie pomyślnie się rozwijających sejmy i opinia publiczna tworzą jedność. W Polsce poszły wprost przeciwną drogą. Marszałek przechylił szalę na korzyść zapatrywań, krystalizujących się w opinii publicznej. Dzieciństwem byłoby przypuszczać, że dokonał przewrotu, zbrojny jedynie w poparcie oficerów. Przewrót byłby nie do pomyślenia, gdyby opinia publiczna nie odwróciła się od Prezydenta, sejmu i dotychczasowego rządu z powodu błędów przez nich popełnionych. Tym sposobem opinia publiczna stała się samodzielnym, Konstytucją nieprzewidzianym współczynnikiem naszego życia politycznego.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,165206 sekund(y)