Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Adamowi Krzyżanowskiemu
Adam Krzyżanowski - Dwie pamiętne rewolucje, francuska i rosyjska, liberalna i despotyczna. (1789 i 1917)

Strona poświęcona Adamowi Krzyżanowskiemu
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 5175 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Czwarty rozdział książki Raj doczesny komunistów.

29. Stały schemat rewolucji

30. Rewolucja krótka i długa

31. Cztery ostatnie fazy permanentnej rewolucji rosyjskiej

32. Nazwa: "rosyjska" rewolucja wzgardzona przez jej twórców

33. Bolszewicy mienią się komunistami

34. Fałszerze własnych pism i przemówień - Przymus kłamstwa i obłudy - Samokrytyka

35. Prawdomówność rewolucyjna

36. Fetysz statystyczny

37. Wielkość obu rewolucji

38. Styl rewolucjonistów francuskich i rosyjskich

39. Kronos pożera własne dzieci: rosyjska rewolucja synem marnotrawnym francuskiej

40. Religia i moralność rewolucjonistów jednych i drugich

41. Makiawelizm Makiawellego umiarkowany i uczciwy w porównaniu z bolszewickim

42. Trawestacja bolszewicka ideału postępu rewolucjonistów francuskich

43. Lista grzechów: Bolszewicki żargon polityczny

44. Francuzi improwizowali, Rosjanie z góry planowali rewolucję - Francuzi głosili rewolucję chwilową, Rosjanie permanentną - Francuscy rewolucjoniści ludzcy w porównaniu z rosyjskimi

45. Terror i tortury w przebiegu obu rewolucji

46. Bolszewickie procesy polityczne

47. Rewolucjoniści francuscy patriotami, rosyjscy defetystami

48. Etapy liberalny, demokratyczny, komunistyczny obu rewolucji

49. Francuska deklaracja praw człowieka, rosyjska praw ludu

50. Zwycięstwo idei rewolucji francuskiej, klęska idei rewolucji rosyjskiej - Zwycięstwo rewolucjonistów rosyjskich, klęska francuskich - Napoleon i Stalin.

29.

Nazywam rewolucją w pełnym tego słowa znaczeniu wojnę domową, w ciągu której zachodzą wielkie i nagłe zmiany osobowe i ustrojowe. Parweniusze krytym sztychem, gwałtem i podstępnie odbierają władzę jej dotychczasowym dzierżycielom. Ujmują w swe ręce ster rządu. Przeprowadzają zasadnicze zmiany w ustroju politycznym i społecznym państwa, którym zawładnęli.

Rewolucjoniści uważają się za kapłanów sprawiedliwości, powołanych do naprawy krzywd, wynikających z rządzenia i wyrokowania na zasadzie sprawiedliwości tylko formalnej, ograniczonej do wykonywania ustaw. Gwoli obalenia tej praworządności nie wahają się składać szczodrze krwawych ofiar ludzkich na ołtarzach sprawiedliwości materialnej. Są święcie przeświadczeni, że rewolucja, którą podejmują będzie ostatnią i ostateczną rewolucją, otwierającą ludzkości na oścież wrota do raju tu na ziemi. Silni tą wiarą, przypisują sobie wyłączne prawo do wszczęcia rewolucji, a odsądzają innych od tego prawa. Rewolucjonista jest śmiertelnym wrogiem kontrrewolucjonisty, który chce mu odebrać władzę jego własnymi metodami. Rewolucjoniści są równie skrajni w ustalaniu celów, jak w doborze środków ich osiągnięcia. Chcą ziścić szlachetne, idealistyczne utopie straszliwie realistycznymi środkami.

Typowe rewolucje krystalizują się wokół stałego schematu. Zaczynają się wzniośle. Kończą się żałośnie. Ich heroldowie zapowiadają nastanie ery wolności i pacyfizmu. Obiecują bezpowrotne wygaśnięcie wojen domowych i międzynarodowych. Wyzwalają lud spod władzy królów i kapitalistów. Rzucają hasło: śmierć tyranom. Wykonują tę część programu, poczym okazują się, że rewolucja jest kolejnością dwóch wojen bratobójczych:

"Das eben ist der Fluch der bösen Tat,

Dass sie fortzeugend immer Böses muss gebären".

Złamanie solidarności narodowej w toku początkowej wojny domowej staje się w dalszym rozwoju wypadków jeszcze jedną wojną bratobójczą: rewolucjoniści wytracają jedni drugich. Miast zapowiadanego pacyfizmu narasta w odwiecznym łańcuchu wojen domowych i międzynarodowych, wzajemnie zazębiających się nowe ognisko. Jedynowładztwo dyktatora rodzi się z krwi ofiar, składanych na ołtarzu rewolucji. Ażeby utrzymać się przy władzy, osłodzić ludowi sławę i łupem utratę wolności, dyktator wszczyna międzynarodowe wojny zaborcze, które kończą się katastrofą.

30.

Pisarze francuscy nazywają siedemdziesięciopięciolecie od śmierci Ludwika XIV w r. 1714 do zdobycia Bastylii przez zbuntowanych Paryżan wiekiem oświecenia, w ciągu którego pleniły się i dojrzewały ideologiczne, polityczne i ekonomiczne zarzewia wielkiej rewolucji. Jej początek ustalają na 14-go lipca 1789 r., koniec na 9-go listopada 1799 r., w którym to dniu gen. Napoleon Bonaparte przywrócił praworządność i ustrój monarchiczny, przyjmując tytuł pierwszego konsula, a wkrótce potem cesarza.

Nie na długo stłumił rewolucyjne porywy. W ciągu zeszłego wieku na ulicach Paryża dwukrotnie załopotał w wietrze czerwony sztandar Jakobinów ponad głowami zbuntowanego ludu. Marks udzielił swego poparcia i błogosławieństwa obu przedsięwzięciom. W r. 1848 rewolucjoniści wiedli do szturmu robotników. To samo powtórzyło się w r. 1871 za paryskiej komuny. Odtąd stolica Francji przestała być ogniskiem rewolucji europejskiej. Czerwony sztandar zatknięty w r. 1792 w Paryżu ujęli w swe ręce Rosjanie wbrew radom Marksa. Nad Newą gościł dłużej niż nad Sekwana. Zapoczątkowali rewolucję permanentną i stale niepraworządną, z tego powodu zgubną.

Rewolucja francuska i proces wymordowania w jej toku jednych rewolucjonistów przez drugich trwały krótko. Napoleon nie brał udziału w tej akcji. Z chwilą, gdy uskuteczniał zamach stanu wszyscy wybitni przywódcy rewolucji francuskiej już nie żyli. Zginęli śmiercią gwałtowną w walkach staczanych między sobą. Rosyjscy rewolucjoniści żyli i rządzili znacznie dłużej. Odłam bolszewicki rewolucjonistów rosyjskich w r. 1917 zwyciężył. Lenin zabijaj eserów, szczędził mienszewików. Z jego panowania nie doszło do krwawych walk między bolszewikami. Wymordowanie jednych bolszewików przez drugich przypada mniej więcej na dwudziestolecie objęcia przez nich władzy. Dopiero wówczas Stalin zgładził część starej gwardii bolszewickiej, osiwiałych w bojach towarzyszy broni i przyjaciół, których posłuszeństwa i lojalności przestał być pewien. Wytracił starych bolszewików z wyjątkiem kilku, odgrywających podrzędną rolę w partii. Nie oszczędził tych, którzy za granicą znaleźli schronienie. Mściwa ręka Stalina dosięgła Trockiego w Meksyku w r. 1940.

Petersburg stał się widownią opanowania władzy przez bolszewików w toku kilkudniowych walk ulicznych w pierwszych dniach listopada 1917 r. wedle kalendarza juliańskiego, przyjętego na Zachodzie. W Rosji obowiązywał wówczas wschodni kalendarz gregoriański, wobec czego nazywano te dnie ostatnimi dniami października. Bolszewicy zaraz po opanowaniu władzy zaprowadzili kalendarz juliański. Rokrocznie święcą uroczyście rocznicę swego zwycięstwa w dniu określanym zgodnie z kalendarzem juliańskim, przypadającym na 7-go listopada. Jednak nazywają swą rewolucję rewolucją październikową.

Carat upadł. Skończyła się rewolucja, skierowana przeciw caratowi. Zaczęła się skierowana przeciw jego bolszewickim spadkobiercom. Bolszewicy odziedziczyli władzę wraz z nieodłączną od niej walką o jej zachowanie z tymi, którzy pragną ją ująć we własne ręce. Nazywają rewolucjonistów, którzy chcą ich wysadzić z siodła, kontrrewolucjonistami, a siebie nadal rewolucjonistami. Obstawanie przy tej terminologii nie jest li tylko historyczną reminiscencją. Bolszewicy rządzą tymi metodami, którymi zwyciężyli: konspiracyjnie, skrycie, niepraworządnie, radykalniej niż władcy państw innych. Tępią rewolucję w Rosji. Niecą płomień buntu przeciw władzy państwowej poza jej granicami. W Rosji zapobiegają gwałtem i podstępem wybuchowi walki klas, propagowanej przez nich przed objęciem władzy. Podsycają walkę klas w krajach, które zamierzają podbić.

Odmienny czas trwania obu rewolucji zadecydował o ich skutkach. Naród francuski rychło pozbawił władzy i życia ludzi, rządzących metodami rewolucyjnymi. Ukarał śmiercią spiskowców, którzy chcieli nawrócić do tych metod celem narzucenia Francji komunizmu. Dzięki temu zdrowe ziarna posiewu rewolucyjnego przytłumiły plewy, rozwinęły się i wywarły dodatni wpływ na tok wypadków w zeszłym stuleciu. To, co było zgubne w rewolucyjnych metodach rządzenia, odżyło w Rosji. Naród rosyjski nie potrafił zawczasu oddzielić ziaren od plew, odtrącić bolszewików z chwilą, gdy spełnili swe zadanie, zapobiec utrwaleniu się rewolucyjnych metod rządzenia. Nadmierna długość ich stosowania wywołała jak najzgubniejsze następstwa. Przybliży się nastanie raju na ziemi, gdy rewolucje krótkie przestaną być zarzewiem długich. Skutki leków zależą od ich dawkowania.

31.

Rewolucja rosyjska weszła w nową fazę w r. 1903 z chwilą wyłonienia się spośród rewolucjonistów rosyjskich, walczących pod sztandarem socjalizmu, grupy bolszewickiej. Lata 1903-1917 stanowią okres zdobywania władzy przez bolszewików. Zwycięstwo inauguruje okres wyzyskiwania zdobyczy. Bolszewicy od chwili objęcia rządów sprawują je stale monopartyjnie, to znaczy z wykluczeniem od władzy wszystkich innych stronnictw. Także członkowie stronnictw socjalistycznych niebolszewickich zostali usunięci od rządów. Wyróżniam trzy fazy sprawowania rządów przez bolszewików.

W latach 1917-1927 bolszewicy porastają w pierze kosztem zerwania z przykazaniami Marksa. To dziesięciolecie jest okresem Lenina, NEP-u i Kominternu. Lenin zmarł z początku 1924 r. Jego dyrektywy ostały się jeszcze w ciągu trzech lat następnych. Wedle Marksa rewolucja komunistyczna w Rosji miała dojść do skutku dopiero po poprzednim rewolucyjnym urzeczywistnieniu ustroju burżuazyjnego, liberalno-demokratycznego. Pomysł bolszewicki przejścia od razu do rewolucji komunistycznej był sprzeczny z zaleceniami mistrza. Bolszewicy Lenina byli grupą intelektualistów, zawodowych rewolucjonistów, po zdobyciu władzy grupą urzędniczą. Marks pragnął objęcia rządów przez robotników. Lenin początkowo podjął próbę częściowego wykonania testamentu mistrza. Oddał upaństwowione fabryki w zarząd komitetom, wybranym przez robotników spośród swego grona. Chaos, anarchia, spadek produkcji, niedobory przejawiły się w wyniku tego zarządzenia. Lenin scentralizował zarząd fabryk w ręku urzędników państwowych. Marks, przeciwnik ustroju demokratycznego, uważał demokrację w łonie partii komunistycznej za jedynie godziwy sposób jej funkcjonowania. Usiłowania Lenina stosowania demokracji wewnątrz partii spaliły na panewce. Wódz bolszewików od razu wyrzekł się komunizmu agrarnego. Zyskał chłopów drogą nadania im ziemi odebranej wielkim właścicielom gruntów oraz umocnienia prawa dowolnego rozporządzenia ziemią i jej owocami, przysługującego właścicielom (NEP). Polityka zagraniczna bolszewików w tym dziesięcioleciu streszczała się w zabiegach otoczenia Rosji wieńcem państw rządzonych przez komunistów, sprzymierzonych z Rosją bolszewicką i uznających autorytet jej przywódców. Komintern staje się organem wykonawczym tego projektu. Wówczas bolszewicy nie rozporządzali siłą zbrojną, wystarczającą do podejmowania podbojów. Zadowalali się wysyłaniem zagranicę agitatorów i złota, ażeby tym sposobem zyskiwać wyznawców komunizmu. Doprowadzili do wybuchu rewolt komunistycznych na Węgrzech, w Bawarii, w Prusach. Te porywy po początkowych sukcesach kończyły się rychło niepowodzeniami. Pierwsze próby narzucenia Chinom ustroju bolszewickiego także zawiodły. Porzucenie wysługiwania się Moskwy przez Czang-Kai-Sheka w r. 1927 zamyka pierwszy okres międzynarodowej ekspansji bolszewickiej, inspirowanej i kierowanej przez Komintern.

Na następnych lat dwanaście (1927-1939) przypada rozrost dyktatury Stalina, despotyzmu totalnego pod szyldem "budowy socjalizmu w jednym kraju", narzucenie chłopom gospodarstwa kołchozowego, stworzenie wielkich fabryk sprzętu wojennego. Bolszewicy, uzbroiwszy należycie Rosję, przystępują począwszy od r. 1939 do uskutecznienia wielkich podbojów.

32.

Francuzi rewolucję 1789 roku już w chwili jej urodzin ochrzcili mianem rewolucji francuskiej. Nie zmieniali tej nazwy w dalszym toku wypadków. Ta nazwa upowszechniła się w innych krajach i utrwaliła po dzień dzisiejszy. Nie pojawiła się żadna inna. Francuzi nie wypierali się ojczyzny. Rosjanie postąpili inaczej. Ludność, zamieszkała w granicach państwa rosyjskiego i krajów podbitych, nazywa rewolucję roku 1917 zgodnie z nakazem władz: "październikową rewolucją socjalistyczną". Nie nazywa jej rosyjską. Zachód odrzucił terminologię, obowiązującą w Rosji. Mówi i pisze: rewolucja rosyjska. Zaistniała dwojaka nomenklatura.

Twórcy przewrotu rosyjskiego wyparli się jego rosyjskiego rodowodu rozmyślnie. Chcieli możliwie jak najjaskrawiej uwydatnić, że zerwali stuprocentowo z całą przeszkodą, że ich polityka będzie całkowitym zaprzeczeniem polityki Rosji carskiej, zastąpieniem caratu poczynaniami zgoła odmiennymi. Łatwo zmieniać nazwy. Niepodobna przekształcić duszy narodu, urobionej wiekowym przeżywaniem wspólnej doli i niedoli, ukształtowanej w związku z losami państwa, w ramach którego naród się rozrastał przez setki lat. Niepodobna zerwać za jednym pociągnięciem pióra z geograficznymi warunkami rozwoju państwa i narodu, tak silnie oddziaływującymi na historyczny przebieg wypadków. Zachód dojrzał w poczynaniach Rosji porewolucyjnej duży współczynnik postanowień, wywodzących się z warunków geograficznych i historycznych, wśród których nowym panom wypadło działać. Bolszewicy chcąc nie chcąc, stali się w pewnej mierze kontynuatorami przeszłości i dawnych tradycji. Właśnie dlatego Zachód nazywa rewolucję roku 1917 wbrew terminologii wynalezionej i rozpowszechnianej przez jej rodziców rewolucją rosyjską. Uważam tę terminologię, uwydatniającą pierwiastek rosyjskości w rewolucji, za trafne odzwierciedlenie rzeczywistego toku wydarzeń. Bolszewicy dostosowali nazwę rewolucji do zmienionych nazw państwa i narodu. Nieporęcznie im było nazywać rewolucję przez nich podjętą rewolucją rosyjską, boć przecie wykreślili ze swego pierwotnego słownictwa państwo rosyjskie i naród rosyjski. Przestali nazywać Rosję państwo, w którym się urodzili i którym zawładnęli. Przechrzcili je na "Sojusz Socjalistycznych Republik Radzieckich" (S.S.R.R.). Jedyną pozostałością przeszłości jest nazywanie największej i najludniejszej z tych republik radzieckich, której stolica Moskwa jest zarazem stolicą państwa, radziecką republiką rosyjską. Polacy mówią i piszą: "Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich". Bolszewicy nazywają często swój S.S.R.R. "krajem Rad" - reminiscencja historyczna, przypomnienie zarania rewolucji, tych chwil, w ciągu których rady żołnierzy, chłopów i robotników, opanowane przez bolszewickich agitatorów, wyniosły ich w górę. Bolszewicy nie stanęli w pół drogi. Zmienili także nazwę narodu. Przezwali Rosjan i narody podbite "ludźmi radzieckimi". Ta nomenklatura nie ma posmaku reminiscencji historycznej. Jej wymowa, wysoce aktualna, jest potwierdzeniem programu, wytkniętego w nazwie: "Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich", manifestacją jego rzekomej międzynarodowości.

Rewolucjoniści francuscy byli w porównaniu z rosyjskimi ludźmi ciasnych, narodowych horyzontów i małych ambicji. W chwili wybuchu rewolucji zadawalali się programem zmiany ustroju rodzimego. Rewolucjoniści rosyjscy od zarania swej działalności wytknęli sobie cele dalej sięgające. Zrewolucjonizowanie rosyjskiej ojczyzny w ich rozumieniu miało być tylko odskocznią do przeprowadzenia rewolucji poza jej granicami. Od razu rozwinęli sztandar stacji wszechświatowej. Wieścili urbi et orbi, że chcą podciągnąć pod jeden strychulec wszystkie narody, ujednostajnić przemocą ustrój wszystkich państw, złączyć je pod swą egidą w związek republik socjalistycznych, rządzonych na zasadach despotycznej, totalnej dyktatury, wyrywającej z korzeniem zdobycze liberalne i demokratyczne, o których ziszczenie śmierć ponieśli rewolucjoniści francuscy. Nie nazwali swej rewolucji rosyjską, ażeby nie płoszyć innych narodów widmem nacjonalistycznego, carskiego imperializmu, ażeby w szacie międzynarodowości przemycić neoimperalizm rosyjski. Z biegiem lat megalomania rosyjskich rewolucjonistów wypuściła nowe pędy. Stalin złożył jej w ofierze nie tylko swą gruzińską narodowość, ale także swój bolszewicki rodowód.

33.

Marks w roku 1848 określił swe ugrupowanie partyjne jako komunistyczne. Chciał je terminologicznie wyodrębnić spośród innych stronnictw socjalistycznych, łudzących się nadzieją pokojowego, praworządnego ziszczenia ideałów socjalistycznych. Nazwał swój bojowy, krwawy, rewolucyjny socjalizm komunizmem. W marcu 1918 r. bolszewicy także nazwali się komunistami z tych samych powodów, które były miarodajne dla Marksa.

Przyjęli nazwę: "Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików)". W skrócie "WKP(b)", Wszechzwiązkowa, bo obejmująca wszystkie republiki radzieckie, bolszewicka z tytułu swego rodowodu historycznego. Na zjeździe rosyjskiej socjaldemokracji w Londynie w r. 1903 nastąpił rozłam. Poszło, jak zwykle, o różnice taktyczne. Lenin i jemu najbliżsi przemawiali w toku dyskusji nad art. 1 projektowanego statutu za bardziej zwartą organizacją partyjną. Uzyskali większość, bolszynstwo po rosyjsku. Stąd utarło się socjalistów rewolucyjnych spod znaku Lenina, leninowców, określać mianem bolszewików. Ich przeciwników, pobitych na zjeździe londyńskim i w dalszym toku wypadków, nazywano mienszewikami, członkami mniejszości. Termin "rewolucja bolszewicka" wskrzesza w umysłach rosyjskich wspomnienie rozstrzygającej roli, odegranej w przebiegu rewolucji przez wodza bolszewików Lenina.

Inde irae. Właśnie dlatego raził Stalina, który w chwili przewrotu w listopadzie 1917 r. nie jaśniał światłem gwiazdy pierwszej wielkości na firmamencie bolszewickim. Czeladnik mistrzowi, dziedzic spadkobiercy pozazdrościł laurów. Stalin umacniał swą, wówczas jeszcze słabą pozycję okadzaniem mistrza. Celuje w sztuce dobierania właściwej chwili działania. Dziś uznał, że nadszedł czas przyćmienia aureoli, opromieniającej pamięć wodza bolszewików. Megalomania jego nie zna granic. Nie ustaje w zabiegach o swe wywyższenie. Stosuje metodę najekonomiczniejszą pięcia się w górę: pomniejsza współzawodników. Nie wystarczyło mu poniżanie rosyjskiej przeszłości, zgładzenie cara i jego rodziny, wytracenie bolszewickich druhów. Postanowił z kart historii wymazać pamięć o nich. Proskrybował sławny przydomek grupy rewolucjonistów, do której sam należał. Kazał wykreślić słowo: bolszewik z rosyjskiego języka, ścigać śmiałków, którzy jego używaniem przypominać by się ośmielili, że zwycięstwo rewolucji sprawiło grono bolszewików, a nie on sam. Stalin pragnie utopić słowo bolszewik w morzu niepamięci, bo budzi w jego sumieniu widmo pomordowanych współpracowników.

Dziewiętnasty zjazd Partii obradował na Kremlu w październiku 1952 r. Jak zwykle cała opozycja siedziała w więzieniu, a zwolennicy rządu na sali "obrad". Wszyscy uczestnicy zjazdu bez wyjątku i bez zastrzeżeń przytakiwali rządowi. Wszystkie uchwały zapadały jednomyślnie. Zjazd wyklął słowo "bolszewik". Usunął je z nazwy partii. Odtąd jej urzędowa nazwa opiewa: "Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego". Wnioskodawca Chruszczow uzasadniał zmianę nazwy tym, że określenie "bolszewik" stanowi zbędny pleonazm, gdyż bolszewik i komunista to to samo. Jedno i drugie oznacza prawowiernego marksistę. Prawdą jest, że po zwycięstwie Stalina utożsamianie tych trzech pojęć stanowi przymusowo szerzoną i wyznawaną doktrynę w Rosji. Prawdą jest również, że w latach, gdy dyskusja wewnątrz partii była jeszcze dozwolona, Trocki i jego adherenci słusznie zarzucali Stalinowi odstępstwo od komunizmu w rozumieniu Marksa. Siebie ogłaszali jedynie prawowiernymi marksistami. Rewolucja rosyjska wbrew uchwale Partii będzie nadal nazywaną bolszewicką, gdyż określanie jej mianem bolszewickiej ujawnia przeinaczenie komunizmu Marksa przez rosyjskich rewolucjonistów.

34.

Ustrój praworządny i liberalny, funkcjonujący zgodnie z ustawami ochrony prawa obywateli; ogranicza możliwości nadużywania władzy na ich szkodę. Despotyczny i niepraworządny nie kładzie żadnej tamy samowoli tych, których wszechwładzę gruntuje. Kusi i zachęca do jej nadużywania. Nie powściąga megalomanii, zacietrzewienia, sadyzmu, okrucieństwa, przewrotności, tych wszystkich popędów, którym tak łatwo ulegają uposażeni w bezkresną pełnię władzy. Sternicy praworządnej nazwy państwowej mogą pofolgować skłonności stosowania niegodziwych środków osiągania sprawiedliwych celów tylko w ramach ustaw. Niepraworządni despoci mogą rządzić w myśl zasady: cel uświęca środki, nie oglądając się na ten hamulec. Ustrój praworządny i liberalny zapewnia jawność rządzenia, wolność krytyki i nauczania, wolność prasy. Dopuszcza cenzurowanie przez urzędników słowa mówionego, pisanego, i drukowanego w określonych, ciasnych granicach. Niepraworządni despoci rządzą tajnie. Tłumią wszelką krytykę. I tym sposobem dbają o otworzenie na oścież drzwi dla swej zbrodniczej działalności w chwilach, gdy ich zdaniem, zajdzie po temu potrzeba. Tę metodę rządzenia wybrali i doprowadzili do doskonałości władcy Rosji bolszewickiej.

Jedni despoci z biegiem lat zmniejszają ucisk poddanych. Lenin wstąpił na tę drogę. Stalin należał do kategorii despotów, zdolnych tylko do ciągłego powiększania swej władzy. Porzucił politykę odwrotu, zainaugurowaną przez Lenina. Zaciskał coraz bardziej pęta. Bolszewicy przywdziali pancerz despotyzmu. Okryli się tarczą mroku i cenzury. Zapewniwszy sobie możliwość popełniania nadużyć wykorzystywali i wykorzystują ją aż do dna.

Ustalenie prawdziwej treści doktryny, szerzonej przez rewolucjonistów francuskich i dziejów rewolucji przez nich podjętej jest łatwiejsze, niż zobrazowanie programu i czynów bolszewickich. Francuscy rewolucjoniści nigdy nie zdołali ujarzmić opozycji, skrępować wolności prasy i krytyki w tym stopniu, co rosyjscy. Nigdy nie rządzili tak tajnie jak rosyjscy. Nie mieli ani możności, ani zamiaru fałszowania tekstów i faktów w rozmiarach, praktykowanych przez bolszewików. Inni władali podobnymi chwytami chwilowo w wypadkach wyjątkowych konieczności. Bolszewicy stale tumanili i oszukiwali ludzi tą metodą. Często fałszowali własne wypowiedzi. Inni zazwyczaj ograniczali się do fałszowania cudzych.

Władze rosyjskie za panowania Lenina, później Stalina dowolnie zmieniały teksty pism i wypowiedzi osób, sprawujących władzę, literatów, publicystów i uczonych, zmarłych i żywych. Podawały informacje o faktycznym stanie rzeczy notorycznie fałszywe. Ogłaszały twierdzenia oczywiście sprzeczne, o ile uważały podobne postępowanie za pożyteczne. Mogły uprawiać politykę tego pokroju bez jawnego sprzeciwu we własnym kraju, ponieważ zmonopolizowały w swym ręku całokształt informowania swych poddanych. Państwo w Rosji bolszewickiej było jedynym wydawcą druków, książek, broszur, dzienników i innych publikacji periodycznych. Szkoły, teatry, radio, nawet kazalnice, wszelkie zgromadzenia były kontrolowane przez rząd. Demaskowanie rządu nawet w formie szeptanej propagandy, podawanych z ust do ust epigramatów i docinków, było surowo karane. Zagranica początkowo przeceniała wiarygodność publikacji bolszewickich. Zachód dopiero z czasem zrozumiał, co się święci. Drogo zapłacił za swą lekkomyślność i łatwowierność.

Bolszewicy fałszowali teksty, nie pytając o zgodę autorów. Często wbrew ich sprzeciwom. Fałszowali per omissionem, interpolacjami, obu metodami. Nie ograniczali się do wykreślania słów, zdań, a nawet całych ustępów. Urzędnicy, sprawujący kontrolę prasy i wydawnictw pisali i drukowali swe wymysły pod nazwiskiem ich rzekomych autorów. Nieraz przekręcali sens. Zdarzało się, że w duchu wprost przeciwnym intencjom autorów. Uzupełniając teksty własnymi wtrętami (interpolacjami), pochwalali to, co autor chciał naganić; ganili to, co chciał pochwalić. Wydawcy dzieł Lenina stwierdzili posługiwanie się obu metodami przy sposobności ich ogłaszania.

Bolszewickie wydawnictwa są drukowane w tekście prawdziwym lub sfałszowanym, ale zawsze w uznanym przez władze za pożyteczny i pożądany w chwili ich publikowania. Gdy władze nadzorujące dochodzą do przekonania, że brzmienie opublikowane stało się szkodliwe, wydawnictwo zostaje wycofane z bibliotek, wypożyczalni, księgarń. Jeśli władze sądzą, że nowe wydanie jest wskazane, pojawia się w brzmieniu dostosowanym do nowej polityki władz. Przytaczanie ustępów z dawnych wydań, usuniętych lub zmienionych w nowych, jest zakazane. Odpowiednio do tej metody postępowania zezwolenia na druk, udzielane przez cenzurę, opiewają na krótki przeciąg czasu. Nie wyzyskane w tym okresie tracą ważność. Władze liczą się z tym, że wiatr szybko się zmienia, że teksty prawomyślne mogą z dnia na dzień stać się niecenzuralnymi.

W pogoni za doraźnymi korzyściami, niebaczni na ich dalsze skutki władcy Rosji bolszewickiej karzą prawdomówność, wprowadzając przymus kłamstwa i obłudy w formie samokrytyki (samoopliewania). Wymyślają jeszcze jedną metodę wprowadzania w błąd czytelników i słuchaczy co do prawdziwych zamiarów mówców i pisarzy. Władze zmuszają ich do jawnej spowiedzi publicznej. Szczycą się zastąpieniem fałszywej, burżuazyjnej wolności krytyki samokrytyką, wyrażającą prawdziwą wolność krytyki. Każą przyznawać się do grzechów popełnionych słowem i piórem, żałować za grzechy, obiecywać poprawę i w jej dowód ogłaszać teksty sprostowane zgodnie z intencjami władz, aczkolwiek często autorzy ani nie zmienili zapatrywań, ani nie doszli do przekonania, że błędnie stwierdzali fakty. Kto zna kanony demokracji bolszewickiej, tego nie zdziwi nałożenie upokarzającego jarzma samokrytyki na tłum pospolitych poddanych, a równoczesne wyjęcie spod jarzma uprzywilejowanego zastępu panujących ze Stalinem na czele, którego nieomylność stawia go poza nawias błędu i samokrytyki.

Instytut Marksa - Engelsa - Lenina przy K.C.W.K.P.(b) w Moskwie wydaje wymienionych trzech klasyków bolszewizmu, oraz piętnastotomowe pisma zbiorowe Stalina po rosyjsku i w tłumaczeniach na obce języki. W r. 1950 na mocy uchwały K.C. Polskiej Partii Komunistycznej w Warszawie zaczęło wychodzić zbiorowe polskie wydanie dzieł Lenina, przetłumaczone z wydania rosyjskiego, dokonanego przez ów Instytut, który wydał także trzy poprzednie wydania. Niepodpisana przedmowa jest także tłumaczona z IV wydania rosyjskiego. Pierwszy ustęp przedmowy powiadamia o przyczynach podjęcia IV wydania. Nie wspomina ani słowem o wyczerpaniu poprzednich, jeno powołuje uchwałę K.C.W.K.P.(b), stwierdzającą potrzebę IV wydania, ponieważ w II i III wydaniu "tekst leninowski w pewnych miejscach został zniekształcony przez opuszczenia i odchylenia" (sic) od źródeł pierwotnych, a nadto dodatki, przypisy i komentarze zawierają grube błędy. Nie zostały uwidocznione ani poprawki, uskutecznione w IV wydaniu, ani sprostowane błędy. Można by odnaleźć zmienione ustępy i stwierdzić, co zostało opuszczone, sięgając do I i III wydania. Ich wycofanie z obiegu świadczy o chęci zatarcia śladów. W przedmowie brak stwierdzenia, że opuszczenia i odchylenia były przypadkowymi. Nie ma wzmianki, że dotyczyły drobiazgów. Gdyby zachodziły jedna lub obie z tych dwóch ewentualności K.C.W.K.P.(b) nie powziąłby przytoczonej uchwały, nie kazałby jej ogłaszać.

Sfałszowane jest niewątpliwie IV wydanie, a nie poprzednie. Stalin zmienił politykę Lenina. Równocześnie umacniał swą pozycję eskontowaniem jego powszechnie uznawanego autorytetu. Głosił, że jest kontynuatorem Lenina. Ukrywał sprzeczność nakazem zmiany jego pism w duchu ich uzgodnienia ze swą polityką. Głupcy wierzyli, sprytni udawali, że wierzą. Niewierni, zbyt gadatliwi Tomasze zasilili kadry zesłańców, uprzemysławiających Rosję w obozach pracy przymusowej.

"Historia WKP(b). Krótki kurs" (Wydawnictwo Literatury w językach obcych. Moskwa 1945, str. 393 na użytek podbitej w tym roku Polski. Dalsze wydania polskie ukazywały się w Warszawie), tuba zwycięzców, jedna z najbardziej upowszechnionych publikacji bolszewickich, wydawnictwo, jak głosi karta tytułowa, wychodzące pod redakcją Komisji K.C.W.K.(b), zaaprobowane przez K.C.W.K.P.(b) jest urzędowym, innych nie ma - podręcznikiem szkolnym, zawierającym obraz wypadków, malowany pędzlem prawdy i fałszu, taki, którego wtłaczanie w mózgi uczniów uzdalnia ich, zdaniem władz, do posłusznego spełnienia obowiązków obywatelskich. Pod tym kątem widzenia liczne kolejne wydania "Historii" były kilkakrotnie zmieniane także w odniesieniu do zasadniczych zagadnień. Redaktorzy dostosowywali tekst do "generalnej linii Partii", obowiązującej w chwili redagowania nowego wydania. Dbali także o to, ażeby w miarę rozwoju wypadków wyolbrzymiać i usprawiedliwiać zwycięzców, poniżać i potępiać pobitych. Wedle pierwszych wydań zgodnie z prawdą kierownictwo partii i rządu w przełomowych latach 1917-1920 spoczywało w ręku Lenina i Trockiego. Udział Stalina był skromny. W następnych wydaniach rola Stalina olbrzymieje, przyczynek Trockiego do zwycięstwa kurczy się, a nawet wychodzi na to, że zwycięstwo zostało osiągnięte pomimo błędów i podstępnych knowań Trockiego. Natomiast aureola Stalina lśni coraz to jaśniejszym światłem.

"Historia" początkowo była ogłaszana bezimiennie. Później pojawiła się wiadomość, że rozdział o materializmie dialektycznym i historycznym Stalin napisał. Ostatnio została wydrukowana jako XV tom dzieł zbiorowych Stalina.

Prawdopodobnie rosyjskie afery rządzące uznały za wskazane przypisywaniem całego dzieła Stalinowi podnieść autorytet "Historii" i wzmocnić dyktatorskie stanowisko Stalina rozpuszczaniem wieści o jego wszechogarniającym wysiłku w służbie publicznej. Gdyby to było prawdą, wynikłoby stąd, że sam Stalin popełnił pean na swą cześć i apologię swych czynów. Istna niedźwiedzia przysługa. Kto wie jednak, czy Stalin, pozbawiony poczucia śmieszności, sam sobie nie wyrządził niedźwiedziej przysługi, nakazując sobie przypisywać autorstwo.

35.

Przymus kłamstwa i obłudy, pieczołowicie hodowany w ogrodach samokrytyki, wycisnął swe piętno na rewolucyjnej prawdomówności bolszewickiej. W bolszewickich pracach statystycznych pojawiają się jej osobliwe okazy. Nie do pozazdroszczenia jest dola statystyków. Są karani za ogłaszanie cyfr prawdziwych, jak i fałszywych. Mówi i pisze się: rewolucyjna praworządność. Nie utarło się wyrażenie: rewolucyjna prawdomówność. A szkoda, bo charakteryzowanie bolszewickiej prawdomówności jako rewolucyjnej, kojarząc ją z bolszewicką praworządnością, ułatwia wykrycie jednolitości obu pojęć i działań bolszewickich. Ustawom w stosunku do aktów administracyjnych i wyroków sądowych przysługuje pierwszeństwo w państwach praworządnych. W Rosji bolszewickiej prym wiodą akty administracyjne. W państwach praworządnych postanowienia urzędników (akty administracyjne) i wyroki sędziów w poszczególnych wypadkach są stosowaniem ustaw, zawierających ogólne reguły postępowania, są z ustawami zgodne. Inaczej w Rosji bolszewickiej. Tam nie ma różnicy między aktami administracyjnymi i wyrokami sądowymi, które na skutek zawisłości sędziów od władz administracyjnych i ich dowolnej usuwalności są także aktami administracyjnymi. Rosja bolszewicka jest rządzona aktami administracyjnymi urzędników i sędziów, którzy stosują ustawy tylko pomocnicze (instrumentalnie), tylko jako ułatwienie wydawania aktów administracyjnych. Wedle rewolucyjnej bolszewickiej praworządności władze oraz sądy zobowiązane są do przestrzegania ustaw, ale także do postępowania wbrew ustawom, jeżeli władze wyższe nakażą lub, jeżeli urzędnicy i sędziwe na podstawie własnego rozeznania nabiorą przekonania, że w danym wypadku postępowanie wbrew ustawom, a nie ich stosowanie czyni zadość dobru publicznemu.

W Rosji bolszewickiej urzędnicy i sędziowie w każdym poszczególnym wypadku wydania przez nich postanowienia w sprawach im powierzonych mają obowiązek stosowania ustaw, a równocześnie badania ich zgodności z dobrem publicznym. Zaniedbanie obowiązku może być karane, jeżeli władze wymierzenie kary uznają za pożądane. Zgodnie z tą wytyczną urzędnicy i sędziwe mogą być ukarani za przestrzeganie ustaw w wypadkach, w których powinni byli zauważyć szkodliwość tego postępowania. Mogą być także karani za nieprzestrzeganie ustaw, a mianowicie wtedy, gdy ich nieprzestrzeganie zostanie uznane za szkodliwe przez władze wyższe.

Jota w jotę tak samo pojmowany jest obowiązek prawdomówności. Urzędnicy i sędziowie mogą być ukarani za podanie do wiadomości prawdziwego stanu rzeczy w wypadkach, w których sfałszowanie rzeczywistości powinno było zaistnieć, a także za szerzenie tych kłamstw, które w poszczególnym wypadku uznane zostaną za szkodliwe. Zdarzało się jedno i drugie.

W roku 1933 rosyjski urząd statystyczny ogłosił prawdziwe wyniki powszechnego spisu ludności. Naczelnicy urzędu zostali ukarani - sprawiedliwie wedle doktryny bolszewickiej - za nieopublikowanie wyników sfałszowanych (ut infra). W tym wypadku urzędnicy narazili się podawaniem cyfr za niskich wbrew zasadzie wyolbrzymiania sukcesów. Stale są rozpowszechniane cyfry znacznie wyższe od rzeczywistych, ażeby działalność rządu ukazać w jak najkorzystniejszym świetle. Jednak razu pewnego tak wypadło, że praktyka ta została zdemaskowana i naganiona ze samego szczytu piramidy władz bolszewickich.

Oddaję głos świadkowi koronnemu. "Towarzysz" Stalin do towarzyszy kołchoźników, kolega do kolegów, a nie dyktator do podwładnych, w liście wydrukowanym w "Prawdzie" z 3 kwietnia 1930 r., ponownie uwiecznionym w "Zagadnieniach leninizmu" pisze o kolektywizacji rolnictwa, o przejściu do gospodarki kołchozowej. Wypomina wyolbrzymianie sukcesów cyframi przesadzonymi. Przełamanie oporu chłopów było trudne. Wypełnianie arkuszy statystycznych kusząco łatwe. Urzędnicy, aby przypodobać się rządowi, podawali ilości stworzonych kołchozów wyższe od rzeczywiście założonych. W tym wypadku chybili. Stalin prawdziwość ich cyfr kwestionuje. " Do ostatnich czasów uwaga pracowników kołchozowych skupiona była na pogoni za wysokimi cyframi kolektywizacji, przy czym ludzie nie chcieli dostrzec różnicy między rzeczywistą kolektywizacją, a kolektywizacją papierową. Obecnie to upajanie się cyframi należy odrzucić precz. Miesiąc temu obliczano, że w obwodach zbożowych mamy przeszło 60% kolektywizacji. Teraz jest rzeczą jasną, że, jeśli brać pod uwagę rzeczywiste i choćby jako tako trwałe kołchozy, to cyfra ta była wyraźnie przesadzona" (Zagad. Leninizmu, str. 320 i 316).

36.

Stalin przestrzegał przed "upajaniem się cyframi", przed podawaniem fałszywych informacji. Nie omieszkał, gdy mu to dogadzało używać tego chwytu. Poszedł tą drogą w obronie swej polityki kołchozowej i przy innych sposobnościach. Nie świecił przykładem. Jego ostrzeżenie okazało się bezskuteczne. Statystyczne samochwalstwo krzewiło się coraz bujniej na niwie ojczystej i w krajach podbitych, których ludność tłumaczeniami przekuwano na kopyto bolszewickie. Autorzy tych elukubracji, zaślepieni megalomanią nie dostrzegali, że ośmieszają siebie i rodaków.

W Warszawie w r. 1949 pojawił się zbiór prac, tłumaczonych z rosyjskiego: "Finanse ZSRR 1917-1947". Autor ostatniej z rozpraw w tym tomie zawartych, J. Żłobin pisze: "ZSRR jest jedynym krajem, który jest w stanie podać dokładny obraz bilansu płatniczego" (str. 355). Podaje na stronie 353 cyfrowe zestawienie w milionach rubli i w dziesiętnych tej sumy głównych pozycji bilansów płatniczych z oznaczeniem jedynie rezultatów obrotu (sald). Jedną z owych głównych pozycji, cyfrowo dokładnie wyszczególnioną, stanowi obrót przemytniczy, którego saldo obejmuje różnicę między wartością nielegalnie przywiezionych i wywiezionych towarów. Wynika stąd, że urzędy statystyczne znały adresy wszystkich przemytników, posyłały im kwestionariusze, otrzymywały je z powrotem, uczciwie i dokładnie wypełnione przez adresatów. J. Żłobin świętą ma rację. Tej sztuki statystycy żadnego innego kraju ani nie dokazują, ani nawet nie próbują dokazać. Śmią kwestionować cyfry bolszewickie. "Sług sów kapitalizmu" stać tylko na "oszczerstwa" pod adresem Rosji.

Zdumiewają swą naiwnością zarówno podawanie informacji o przemycie, jak niemniej przemilczanie innych wiadomości, gdzie indziej uwidacznianych w wydawnictwach statystycznych. Bolszewickie statystyki nie wykazują ilości ani samobójstw, ani chorych umysłowo. Bolszewicy głoszą, że ludność pod ich rządami szczęśliwa i zrównoważona, ani nie popełnia samobójstw, ani nie choruje umysłowo. W Rosji bolszewickiej istotnie wiara wielu zaślepia i uszczęśliwia.

Przywódcy społeczności bolszewickiej nie upajają się cyframi. Są w pełni świadomi ich fałszu. Dobrze wiedzą, co się święci. Spekulują na siłę dowodową, przypisywaną cyfrom przez masy. Fetysz statystyczny zastępuje wśród mas brak zdolności rozumowania i krytycyzmu, uniemożliwiającego im rozróżnienie cyfr prawdziwych i fałszywych. Argumenty rozumowe są niedostępne masom. Wydaje im się, że prawdy można dowieść wyliczaniem faktów. Uwiedzieni ścisłością arytmetyczną cyfry uważają każdą za fakt bezsporny, za oczywisty dowód prawdy. Wierzą sloganowi: "Fakty są uparte". Przywódcom przekonywanie mas cyframi ułatwia zakaz ich krytykowania. Usta mieszkańców Rosji i krajów podbitych są zamknięte na siedem pieczęci. Za granicą rosyjskie urzędy bezpieczeństwa nie są wszechmocne. Bolszewicy nie podejmują beznadziejnego trudu obrony prawdziwości kwestionowanych cyfr. Obelga ich odpowiedzią. Twierdzą bez podania motywów, że zagraniczni pisarze rzucają oszczerstwa.

Bolszewicy skrzętnie wystrzegali się argumentacji rozumowej. Zastąpili ją skuteczniejszymi specyfikami" 1) powoływaniem autorytetów, cytowaniem Marksa, Lenina, ostatnio Stalina, 2) powodzią cyfr statystycznych, 3) ciągłym powtarzaniem w kółko jednych i tych samych haseł, 4) stworzeniem im właściwego żargonu agitacji politycznej.

37.

Rewolucje francuska i rosyjska żyją w pamięci ludzkiej jako wielkie rewolucje. Obie, w wyższym stopniu rosyjska, skierowały bieg dziejów na tory różne od dotychczasowych, częściowo wprost przeciwne przedrewolucyjnemu rozwojowi wydarzeń. W toku jednej i drugiej warstwy, poprzednio sprawujące władzę, utraciły ją. Ludzie nowi, nieraz pochodzący z warstw dawniej wykluczonych od rządów, jęli władzę w swe ręce. Obyczaje, instytucje, ustawy, rozdział majątków i dochodów uległy podstawowym przeobrażeniom, bez mała apokaliptycznym za rewolucji rosyjskiej.

Obie rewolucje były odskocznią wypadków, zmieniających międzynarodowy układ sił. Rewolucja francuska nie wywołała przełomowego wywyższenia się jednych państw kosztem drugich. Zachwiała w małym stopniu pierwszeństwem Europy na kuli ziemskiej. Następstwa rewolucji rosyjskiej zmieniły międzynarodowy układ sił o wiele radykalniej. Po wybuchu rewolucji francuskiej wielkie europejskie państwa monarchiczne - Francja od r. 1792 aż do ogłoszenia się Napoleona cesarzem była jedyną wielką republiką w Europie - stworzyły koalicję, która w ciągu kilkunastoletniej wojny zwyciężyła Francję i przywróciła we Francji panowanie przedrewolucyjnej dynastii. Wojna nie była ani totalną, ani zakończoną bezwarunkową kapitulacją (unconditional surrender) zwyciężonych. Francja nie przestała być wielkim mocarstwem. Żadne z państw sprzymierzonych przeciwko Francji nie osiągnęło stanowczej przewagi w stosunku do innych sprzymierzeńców. Sukcesy wszystkich sprzymierzeńców były mniej więcej równe. Natomiast zwycięstwo koalicji, skierowanej przeciw Niemcom Hitlera, skończyło się pełnym zwycięstwem tylko części sprzymierzonych. Sukcesy innych były połowiczne. Anglia i Francja nie zdołały zapobiec odrodzeniu się potęgi Niemiec, pobitych w r. 1918. Dopuściły do odbudowania armii niemieckiej przez Hitlera. Gdy Hitler wszczął wojnę, musiały, ażeby uniknąć przegranej ubiegać się o pomoc Stanów Zjednoczonych i czerwonej Moskwy. Zwyciężyły kosztem uszczerbku swego stanowiska mocarstwowego. Owoce wspólnego zwycięstwa przypadły w wyższej mierze w udziale euroazjatyckiej Moskwie i zamorskim Stanom Zjednoczonym. Rewolucyjna Rosja zwyciężyła. Europa przegrała. Kolonializm rosyjski wygrał, europejski przegrał.

Od dawna ludzie dalekowzroczni przewidywali, że prymat polityczny świata przejdzie w ręce Stanów Zjednoczonych. Już w r. 1776 nie byle kto, jeno Adam Smith w zakończeniu "Bogactwa Narodów", tylokrotnie wydawanego, tłumaczonego i komentowanego, rozważał ponowne połączenie się Anglosasów, rozdzielonych zerwaniem Stanów z macierzą, tym razem pod egidą Stanów Zjednoczonych. Nikomu jednak nie śniło się, że Stany Zjednoczone będą walczyć o prymat polityczny świata z eurazjatycką czerwoną Moskwą. Doszło do podziału świata na sferę rosyjską i amerykańską. Waszyngton i Moskwa wyrosły nagle na współzawodniczące ze sobą stolice świata. Państwa europejskie, tak ważkie przez długi przeciąg lat, zostały zepchnięte na drugi plan.

Rosyjscy rewolucjoniści w wyższym stopniu wstrząsnęli podwalinami religii, moralności i prawa. Zapędy rewolucjonistów francuskich zdechrystionizowania świata nie były tak radykalne, jak poczynania rosyjskie. Na ogół biorąc spaliły na panewce. Bolszewicka walka z chrześcijaństwem okazała się skuteczniejszą.

Przewroty francuski i rosyjski sięgnęły poza kopce graniczne rodzimej gleby. Promieniowały na zewnątrz. Ideały liberalne i parlamentarne rewolucji francuskiej wycisnęły swe piętno na losach całej Europy kontynentalnej. Przykład Francji przyczynił się do oderwania Ameryki Południowej i Centralnej od macierzy hiszpańskiej i do ukształtowania ustrojów politycznych państw, które objęły spadek po hiszpańskim imperium kolonialnym. Rewolucja rosyjska dała asumpt do rozrostu bolszewickiego komunizmu także poza granicami Rosji euroazjatyckiej, w Chinach, Europie środkowej i południowej. Skuteczne posłużenie się metodą rewolucyjną zdobywania władzy zachęciło wrogów bolszewizmu do jej stosowania. Rewolucje faszystowskie, włoska i niemiecka, były naśladownictwem wzoru rosyjskiego, a zarazem reakcją obronną przeciw bolszewizmowi.

38.

Propaganda uprawiana przez rewolucjonistów rosyjskich pod pewnymi względami przewyższała propagandę rewolucjonistów francuskich. Skądinąd pozostała w tyle. Rewolucjoniści rosyjscy narzucali swoje wierzenia, swój program, swoje nakazy i zakazy terrorem dłużej trwającym, bardziej dławiącym opozycję. Oddali na usługę swej propagandy sprawniejszą policję. Francuzi górali oryginalnością koncepcji. Byli wynalazcami naśladowanymi dość nieudolnie przez Rosjan. Przewyższali ich o całe niebo polotem literackim i artystycznym, poziomem intelektualnym i moralnym. Pisma ojców rewolucji francuskiej, Turgota i fizjokratów, Diderota i encyklopedystów, Monteskiusza, Woltera, Roussa, mówców okresu rewolucyjnego, Mirabeau, Dantona, Robespierre`a znachodzić się będą w ręku dużej ilości czytelników jeszcze wtedy, gdy tylko szczupła garstka historyków i erudytów sięgać będzie do półek bibliotecznych po utwory Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, choć przewrót wywołany przez komunistów rosyjskich ugodził głębiej w strukturę społeczeństwa, zmienił radykalniej ustrój współżycia ludzkiego, niż rewolucja francuska.

Wyższe walory literackie i artystyczne rękojmią długowieczności utworów francuskich. W Europie XVIII wieku nikt nie dorównał Francuzom w sztuce władania piórem. Pisali zajmująco, wytwornie, a zarazem dobitnie, obrazowo, a jednak ściśle i jasno. Swej chęci wzniesienia w górę serc i umysłów dawali wyraz, pisząc wzniośle. Żywa wyobraźnia, wszechstronność myśli, uczuć i zainteresowań uskrzydlała i urozmaicała ich sposób wyrażania się. Pełno w ich utworach reminiscencji klasycznych. Lektura klasyków łacińskich i greckich stanowiła źródło ich ogólnego wykształcenia. Nie przystępowali do rozwiązania wielkich zagadnień politycznych i moralnych pod ciasnym kątem widzenia specjalistów. Nie gubili się w szczegółach. Nie nudzili ani erudycją, ani ciągłymi powtarzaniami. Urozmaicali swój styl pięknie dobranymi antytezami, metaforami i analogiami. Umieli wzruszać i przekonywać, uczyć i bawić.

Dbali o styl. Pieczołowicie piłowali słowa, zdania i okresy. Nie szczędzili trudu w przeciwieństwie do rewolucjonistów rosyjskich, którzy zaniedbywali oszlifowanie stylistyczne swych pism i przemówień. Rewolucjoniści rosyjscy podobnie jak francuscy pragnęli wznosić w górę serca i umysły bliźnich. Stać ich było tylko na trywialne wyrażenie swych dobrych chęci. Nie zaznali dobrodziejstw ogólnego wykształcenia klasycznego. Nużyli ludzi, ceniących kunszt mówienia i pisania, przeładowaniem wywodów cyframi statystycznymi, cytatami autorytetów, powtarzaniami. Uważali piękny styl za czynnik, umniejszający siłę ich propagandy. Rozumieli, że masy są bardziej wrażliwe na autorytety niż argumenty, że łatwo je pozyskać ciągłym powtarzaniem jaskrawych haseł, jednych i tych samych, wypowiadanych w tej samej formie, właśnie dlatego łatwo wbijających się w pamięć. Wybrali tę drogę z uszczerbkiem walorów stylistycznych z korzyścią dla siebie.

Specjalny żargon polityczny rewolucjonistów rosyjskich z pewnością nie przysparzał uroku stylistycznego ich wypowiedziom. Propagandowo opłacił się. Bolszewicy uprawiali propagandę obłudną i podstępną. Stworzyli w celu ukrycia istoty rzeczy, podsuwania fałszywych pojęć i wyobrażeń osobliwy żargon. Zebrali z posiewu plony, których się spodziewali. Francuscy rewolucjoniści, przemawiający do inteligentniejszego społeczeństwa, mniej łatwowiernego, bardziej krytycznego byliby zaszkodzili swej sprawie, posługując się żargonem podobnym do bolszewickiego. Rewolucjoniści francuscy - to dżentelmeni w porównaniu z rosyjskimi. Saint-Just, przemawiając w Konwencie w kwietniu 1774 r. kreślił obraz usposobienia i postępowania, którym odznaczać się powinien rewolucjonista, godny tego zaszczytnego miana. Rewolucjonista jest człowiekiem honoru, wzorem prawdomówności, wrogiem kłamstwa. Uważa brutalne wysławianie się (la grossiérté) za oznakę oszukaństwa i wyrzutów sumienia, ukrywające fałsz w powodzi słów pełnych oburzenia. Naśladuje Rzymian, a nie Tatarów1/. Czyżby przeczuwał pojawienie się bolszewickich rewolucjonistów?

Styl komunistów rosyjskich odzwierciedla właściwości ich charakteru, które, udzielając się czytelnikom i słuchaczom, przyczyniły się do powodzenia agitacji przez nich zainscenizowanej. Niepohamowana wola do czynu tętni w doborze i powiązaniu słów. Jej kolosalne napięcie płynie z monomanii ludzi, grających uporczywie bez końca wyłącznie na jednej strunie, na ciągłym podżeganiu do walki klas. Fanatyzm i nienawiść wyciskają swe piętno na stylu pism komunistycznych. Ich autorzy dają upust tym namiętnościom w brutalnej inwektywie, w gwałtownym, pospolitym wymyślaniu, w rzucaniu stosu obelg i potwarzy na przeciwników, którym w czambuł odmawiają wszelkiej dobrej wiary i uczciwości. Pozbawieni fantazji piszą bez polotu, mocno, ale rozwlekle, jednostajnie, nudno. Cała plejada wybitnych mówców była okrasą rewolucji francuskiej. Na firmamencie rosyjskiej nie rozbłysnął ani jeden prawdziwy talent oratorski. Jej działacze literacko i stylistycznie pozostali w tyle poza przywódcami rewolucji francuskiej, a także poza współczesnymi pisarzami i mówcami Zachodu. Nie byli artystami słowa ani pisanego, ani mówionego. Dokonali wielkich czynów mimo złego stylu.

39.

Cywilizacja grecka i rzymska, wywodząca się z niej Europy chrześcijańskiej wykwitły na fundamencie własności prywatnej. W szczególności obszerna sfera działalności gospodarczej była organizowana przez prywatnych właścicieli, w tym względzie mało uzależnionych od państwa. Rewolucja francuska, o ile chodzi o zagadnienie własności prywatnej, ogólnie rzecz biorąc, podobnie jak i poprzednie rewolucje, nie wyłamała się z wiekowego toru. Wprawdzie wiele majątków przeszło z rąk jednych do drugich. Atoli zasada własności prywatnej wyszła wzmocniona z zamętu. Wzrosła liczba właścicieli. Zostały zniesione feudalne i cechowe ograniczenia swobody rozporządzania majątkami, w wyniku czego rozwój wypadków w wieku XIX kształtował się pod znakiem daleko posuniętego liberalizmu gospodarczego. Rozdział polityki i gospodarstwa pogłębił się. Z tym stanem rzeczy bolszewicy jak najradykalniej zerwali. Zjednoczyli gospodarstwo i politykę' a raczej upolitycznili gospodarstwo. Grecja i Rzym starożytny, Europa chrześcijańska nie zaznały ani razu podobnego rozdęcia własności państwowej kosztem prywatnej. Despotyzm, narzucony narodowi rosyjskiemu przez jego wybawicieli z ucisku carskiego, sam przez się nie jest nowością. Zdumiewający jest jego zasięg. Równie totalnego despotyzmu chyba nie było w dziejach. Totalizm tego ustroju ugruntowany był w upaństwowieniu działalności gospodarczej poddanych, na skutek czego cały ich byt fizyczny i duchowy został zakuty w jarzmo zarządzeń, wydawanych przez naczelników władz państwowych.

Rewolucja francuska walnie przyczyniła się do pchnięcia wypadków w to łożysko. Wprawdzie upowszechniła i wzmocniła własność prywatną, jednak równocześnie podkopała ją, proklamując zrównanie polityczne ludzi przez nadanie wszystkich tych samych uprawnień obywatelskich, a w szczególności prawa głosowania w wyborach do parlamentów. Nastała era powszechnego głosowania. Dawniej właściciele wielkich majątków wprost lub za pośrednictwem swych przedstawicieli sprawowali rządy. W ustrojach opartych na powszechnym głosowaniu większość wyborców stanowią właściciele drobnych majątków. Ich wybrańcy opowiedzieli się za programem mniej lub więcej socjalistycznym. Poprzednio, gdy znaczny był udział wielkiej własności rolnej w całym majątku społecznym, rewolucjoniści i reformatorzy zadawalali się parcelowaniem wielkich majątków. Tak postąpili rewolucjoniści francuscy. W zeszłym wieku punkt ciężkości przeniósł się na rzecz przemysłu fabrycznego. Fabryk ani kopalń nie sposób dzielić. Padło socjalistyczne hasło upaństwowienia wielkich majątków. Powszechne głosowanie stanowiło przesłankę upaństwowienia. Rewolucjoniści francuscy, rzucając demokratyczne hasło obdarzenia wszystkich prawem głosu, posiali ziarna, z których wyrosło zagrożenie całego dzieła przez nich dokonanego. Demokracja liberalna stworzyła warunki, faworyzujące dążenia socjalistyczne kosztem liberalizmu.

Rewolucja francuska zachwiała wiekowym ładem i porządkiem prawnym współżycia ludzkiego. Zachwiała tronami, tradycyjnymi wierzeniami i przykazaniami. Stała się podścieliskiem rewolucji rosyjskiej. Sama sobie wykopała grób. Rewolucjoniści rosyjscy unicestwili całkowicie demokrację liberalną, zdobycz rewolucji francuskiej w krajach, którymi zawładnęli. Podkopują ją w innych. Raz jeszcze Kronos pożarł swe dzieci.

Po dziś dzień żyjemy skarbami czarodziejskiej wyobraźni starożytnych Greków. Ziomkowie Homera rzeczywistość uosabiali. Nadawali miano bóstw pojęciom, które tak wnikliwie i trafnie wysnuli z oglądu i kształtowania rzeczywistości. Czcili Kronosa, jako boga czasu, którego nieubłagany, niczym nie hamowany, upływ jest wiecznym kołowrotem stwarzania i zagłady, urodzin i śmierci. Ciągle powstają nowe wydarzenia, ażeby prędzej czy później, ale nieodbicie ulec unicestwieniu, z którego wyłania się odrodzenie zgasłej przeszłości, także przejściowe, bo skazane znowu wyrokiem nieodmiennego przeznaczenia na zagładę, ponownie brzemienną procesem odradzania się. I tak dalej w kółko. Grecy pojmowali rozwój wypadków jako odwracalny i cykliczny, a nie jako prostolinijny, jednokierunkowy. Dostrzegali w rozwoju wypadków proces falujący, zygzakowaty, na przemian postępowy i wsteczny bez wyraźnej przewagi jednego z tych kierunków. W tym rozumieniu mawiali obrazowo, że Kronos pożera swe dzieci. Zdaniem mędrców starożytnych przebieg dziejów ludzkich, w szczególności zmienność ustrojów politycznych, wyradzanie się każdego z nich po początkowej fazie świetności, doprowadzając do jego upadku, świadczy przekonywująco o cykliczności rozwoju. Zgodnie z istotnymi, trwałymi właściwościami psychicznymi natury ludzkiej, jednowładztwo wyłania z siebie ustrój arystokratyczny, którego spadkobiercą demokracja, torująca drogę nawrotowi do jedynowładztwa. Ludzkość nie doskonali się ani intelektualnie, ani moralnie, skutkiem czego nie ma postępu w sztuce rządzenia. Ludzie nie nauczyli się, ani nie nauczą się kunsztu powierzania rządów jednostkom najlepiej uzdolnionym do spełniania tego zadania. Starożytność nie zdobyła się na znaczne i szybkie postępy w naukach przyrodniczych i technicznych. Ta okoliczność podtrzymywała mędrców starożytnych w przeświadczeniu o cykliczności rozwoju.

Nadzieja przełamania tej konieczności rewolucjonistom francuskim przysparzała wigoru, dodawała otuchy wytrwania w wysiłkach. Rewolucjoniści francuscy, megalomani wielkiego serca, ludzie szczytnych, dalekosiężnych ambicji, zdolni i pracowici, ufni w swe siły pochlebiali sobie, że wydrą Kronosowi jego ofiary, że zapewnią ludzkości jednokierunkowy rozwój na torze, na który ją pchnęli, że jej zapewnią nastanie odtąd ery nieprzerwanego bogacenia się duchowego i materialnego. Wierzyli w nieodwracalność rozwoju przez nich zapoczątkowanego, zalecanego i popieranego. Podzielały ich nadzieja i wierzenia liczne zastępy ludzi im współczesnych oraz ich spadkobierców duchowych, solidaryzujących się z nimi, ufnie oczekujących zapowiedzianego ziszczenia się ideałów francuskich rewolucjonistów.

Francuzi nazwali wiek XVIII, wiek stopniowego dojrzewania w umysłach i aspiracjach oraz uskutecznienia sławnej rewolucji epoką oświecenia, le siecle des lumieres, dosłownie stuleciem świateł. Mieli na myśli rozniecenie świateł rozumu, oświecenie stąd spływające na ludzi i ich działania. Dawniej ludzkość przeżywała na przemian okresy przypływu i odpływu racjonalizmu. Teraz wreszcie nastaje czas ostatecznego zwycięstwa rozumu, trwałego owładnięcia rozumem nieprzemyślanych, w jego karby nie ujętych, instynktownych popędów i namiętności. Brak trafnego zastanawiania się nad skutkami swych poczynań przestanie wieść na bezdroża. Odtąd ludzkość nieprzerwanie będzie się stawała coraz bardziej wyzwoloną z przesądów, które ją unieszczęśliwiały i poniżały, szczególnie dotkliwie w epokach irracjonalizmu. Ciągłe doskonalenie się w sferze rozumu wywoła ciągły postęp nauki. Ludzie XVIII wieku, protoplaści, twórcy, poplecznicy rewolucji i ich potomkowie duchowi stulecia następnego obiecywali sobie złote góry po upowszechnieniu się umiejętności czytania i pisania, niezawodnie torującej drogę ich zdaniem, racjonalizacji działań ludzkich i postępowi nauki. Wierzyli w dobroczynne skutki uporania się z analfabetyzmem. Przewidywali bez cienia wątpliwości ciągłość naukowego bogacenia się ludzkości, bo pewni byli, że już nigdy i nigdzie nie dojdzie do ograniczania wolności nauki, uważanej przez nich za niezbędny warunek jej doskonalenia.

Budowali rojenia świetnej przyszłości na fundamencie niezaznanego ani w starożytności, ani w średnich wiekach znacznego i szybkiego doskonalenia nauk matematyczno-przyrodniczych i ich technicznego zastosowania w produkcji dóbr materialnych, przejawiającego się z żywiołową siłą mniej więcej od XVII wieku, którego dalsze, bezkresne trwanie uznali za niezawodne. Byli także silnie przeświadczeni o koniecznym, dodatnim promieniowaniu udoskonaleń, osiągniętych w tej sferze poczynań ludzkich, na rozwój humanistyki, polityki, zarówno teorii, jak sztuki rządzenia i moralności. Wykluczali możliwość postępu matematyki, przyrodoznawstwa i techniki, nie wywołującego całkowitego duchowego i materialnego wzbogacenia się ludzkości. Nie mieściło się w ramach ich rozumowań przypuszczenia, jak im się wydawało, zgoła paradoksalne, nastania czasów, w ciągu których ludzkość przeżywać będzie równocześnie rozkwit wiedzy matematyczno-przyrodniczej i techniczny, a zarazem upadek wiedzy humanistycznej, zwyrodnienie polityczne i obyczajowe na znacznych połaciach globu ziemskiego.

Optymistyczna ocena moralnej przyszłości rodzaju ludzkiego zrodziła się z tych rozważań. Wzrastające pokojowe współżycie ludzi uczyni zbędnym system rządzenia wedle swobodnego uznania władz, dzięki czemu ustali się raz na zawsze zasada praworządności, zabezpieczona podziałem władz, wyrokowaniem przez sędziów nieusuwalnych, niezawisłych od władz administracyjnych, strzegących nieuszczuplania przez władze praw ustawami przyznanych obywatelom.

Uznano krwawe walki, sprzeczne z postulowanym pacyfizmem za nierozumny sposób rozstrzygania rozbieżności interesów. Zakładając kształtowanie się stosunków między ludźmi, coraz bardziej zgodne z wymogami rozumu, dochodzono do wniosku, że nadszedł czas stopniowego, ale ciągłego zmierzchu wojen międzynarodowych i domowych. Przewidywano nastanie okresu praworządności w stosunkach międzynarodowych, upodabniających się coraz bardziej do pokojowości wewnątrz państw. Wróżono upowszechnianie się umownego załatwiania sporów międzynarodowych, a w wypadkach niemożności uzgodnienia stanowisk ufano, że państwa coraz częściej będą poddawać spory umownie nie załatwione orzecznictwu sądów polubownych, bez uciekania się do starć orężnych. W tym stanie rzeczy wojny staną się zjawiskiem zanikającym. O ile jeszcze wybuchną po wyczerpaniu wszystkich środków pokojowych załatwienia sporu, będą się toczyć coraz zgodniej z humanitarnymi wymogami prawa międzynarodowego. W żadnym wypadku nie odżyją dawne, okrutne obyczaje wojen religijnych i totalnych, wciągających całą ludność państw wojujących w swą śmiercionośną orbitę. Pacyfikacja międzynarodowa wywrze łagodzący wpływ na rozwój tarć wewnątrz państw. Walki klas coraz rzadziej będą się wyładowywać rewolucjami. Wojny międzynarodowe i domowe przeważnie zazębiają się wzajemnie. Wojny międzynarodowe są przyczynami i skutkami domowych, wojny domowe przyczynami i skutkami międzynarodowych. Łączny zanik obu uszczupli potrzebę wydawania przez państwa zarządzeń przymusowych, poniżających godność człowieczeństwa. Utrwali się i rozszerzy bardziej liberalny porządek rzeczy. Zakres działania państwa będzie się kurczył. Wzrośnie zasięg dobrowolności we współżyciu ludzi, dzięki czemu nastąpi dalsze umoralnienie ludzkości. Zanik wojen i rewolucji umożliwi uzdrowienie finansów publicznych i stabilizację walut, co z pewnością także przyczyni się do poprawy, złączonej węzłem wzajemnego uwarunkowania, moralności publicznej i prywatnej.

Ideały, w imię których Francuzi wszczęli wielką rewolucję, choć pozbawione akcentów religijnych, pokrewne chrześcijańskim, były pomyślane i propagowane jako drogowskazy ogólnoludzkie, jako przykazania powszechne, czyli katolickie. Ich apostołowie i wyznawcy przeciwstawiali się moralności partykularnej, uprzywilejowaniu zarówno narodów, jak klas wybranych rzekomo ku przodowaniu innym. Bronili zjednoczenia się duchowego i kulturalnego całej ludzkości na płaszczyźnie wspólnych ideałów politycznych i moralnych liberalizmu, praworządności, podziału władz, demokracji, wyrażającej się w formie rządów większości posłów do parlamentu, wybranych oczywiście swobodnie na zasadzie powszechnego głosowania.

Tych tęsknot i nadziei ziszczania się we wcale znacznej mierze stanowi istotny wątek dziejów zeszłego wieku. Bieżące stulecie zadało kłam zapowiedziom nieprzerwanego trwania procesu, do którego wdrożenia pokolenia, działające w atmosferze rewolucji francuskiej, walnie się przyczyniły. Nastąpiło załamanie procesu. Raz jeszcze ludzkość doświadczyła, że fortuna kołem się toczy, że wzloty wzwyż są nadal co pewien czas przeplatane nawrotami wstecznymi. Odżyły zmory przeszłości. Ludzie zeszłego wieku pogrzebali je na wieki pod rydwanem postępu. Zmartwychwstały dziwnie rychło.

Z okresu zrastania się ludzkości, widocznie słabo zakorzenionego w sercach i umysłach, wystrzelił nagle radykalny rozłam na dwa wrogie obozy. Ludzkość zeszłego wieku była bardziej jednolita duchowo i materialnie, niż ludzkość bieżącego stulecia. Zdawano sobie sprawę z niebezpieczeństw rozdarcia świata. Stworzono Ligę Narodów po pierwszej wojnie światowej, po drugiej Organizację Narodów Zjednoczonych. Obie próby zawiodły. Wbrew usiłowaniom, których były wyrazem, przeciwieństwa pogłębiły się. Rewolucja rosyjska zburzyła dzieło zeszłego wieku tak dalece, iż z niej wyłonione dwa wrogie obozy przestały się rozumieć i współczuć. Zachód pozostał mniej więcej wierny natchnieniom rewolucji francuskiej. Wschód, który na ogół rzecz biorąc, kroczył w zeszłym wieku pokrewną drogą, przerzucił się do wprost przeciwnej ostateczności. Odżyła przeszłość. Rewolucjoniści rosyjscy zainaugurowali w kręgu swej komunistycznej kultury powrót do irracjonalizmu, do ograniczania wolności nauki. Pod ich rządami nastała epoka upadku nauki. Upowszechniana przez nich umiejętność czytania i pisania, ujęciem w karby cenzury zmonopolizowana na ich korzyść, stała się narzędziem ogłupiania, upodlania i zubożania poddanych, środkiem reklamowania ich despotyzmu.

Nawrócili do formy rządu potępianej przez Zachód. Potrafili narzucić despotyzm skrajniejszy niż wszystkie poprzednie despotyzmy, bardziej totalny, wszechogarniający całokształt działalności duchowej i materialnej poddanych. Rewolucjoniści rosyjscy pogłębili przepaść między rządzącymi i rządzonymi, zastrzegając pełnię władzy szczupłej garstce wysokich urzędników cywilnych, policyjnych i wojskowych, nikomu nie odpowiedzialnych, przez nikogo nie kontrolowanych.

Despoci komunistyczni sprawują władzę wedle starej zasady: "wszystko dla ludu bez ludu!" Czują się nieomylni, lud nie rozumie swego dobra, ale oni je rozumieją. Stąd wywodzą prawo i obowiązek narzucania ludowi ustroju, ziszczającego dobro ludu, pozbawienia w tym celu ludu wszelkiego współudziału w rządzie, nawet prawa wyrażania zdania o postanowieniach władz, których nie jest w stanie ani pojąć, ani ocenić. W tym ustroju poddanym nie przysługują żadne prawa, w zamian za co władcy szczodrze obciążają ich obowiązkami.

Despoci komunistyczni przywrócili w zmienionej formie ustrój stanowy, zniesiony przez rewolucję francuską. Jej przywódcy opowiedzieli się za rządami parlamentarnymi, za wybieraniem posłów do parlamentów przez ogół obywateli. Popierali system powszechnego głosowania. Rozszerzyli koło osób współdziałających w rządzeniu państwem. Znieśli przywileje polityczne szlachty i kleru. Stworzyli ustrój, sprzyjający rozrostowi liczebnemu stanu średniego. Komuniści zorganizowali swe państwo arystokratycznie. Władzę sobie zastrzegli. Proklamowali uprzywilejowanie członków partii komunistycznej w stosunku do bezpartyjnych proletariatu wobec burżuazji, robotników wobec chłopów. Za ich rządów stan średni znikł. Otwarła się przepaść między uprzywilejowaną garstką wysokich urzędników, a szarym tłumem poddanych. Lenin, rozpatrując w e. 1920 "praktykę urzeczywistnienia dyktatury", pisał, że Rosją rządzi dziesięcioosobowa oligarchia, zasiadająca w politbiuro i orgbiuro Komitetu Centralnego Partii ("Dziecięca choroba lewicowości w komunizmie", Warszawa 1945, str. 34 i 32). Z chwilą unicestwienia Partii przez Stalina wpływ oligarchii wzrósł.

Wraz z objęciem władzy w Rosji przez wyznawców komunizmu pojawia się na widowni dziejowej państwo niepraworządne, którego władze stosują w szerokim zakresie zasadę swobodnego orzecznictwa prawem nieskrępowanego, zorganizowane według systemu jedności, a nie podziału władz, odmawiające poddanym dochodzenia sprawiedliwości przed trybunałem niezawisłych sędziów. Średniowieczne procesy czarownic odżyły jako procesy polityczne w państwie stworzonym i kierowanym przez rosyjskich rewolucjonistów wraz z wymuszonym torturami przyznawaniem się oskarżonych do zbrodni, których nie popełnili.

Władcy Rosji nie zadowolili się potęgowaniem walki klas wewnątrz państwa. Stale dokładali starań o jej wzmożenie poza granicami Rosji wbrew zobowiązaniom jej poniechania. Pogłębiali przeciwieństwa i walki międzynarodowe szerzeniem na całym świecie komunizmu, którym obiecywali uszczęśliwić ludzkość drogą coraz to bezwzględniejszej walki klas, połączonym z rozszerzeniem granic państwa rosyjskiego. Przyłożyli rękę do nadania wojnom bieżącego stulecia znamion wojen totalnych, które optymiści zeszłego wieku uważali za ostatecznie pogrzebany przeżytek.

Rewolucja francuska wydawała się bolszewikom małą rewolucją w porównaniu z ich własną. Widzieli w rewolucji francuskiej ledwo zalążek pełnej rewolucji, tylko krok wstępny na drodze postępu. Obiecywali dokończyć dzieło rewolucji francuskiej, ziścić prawdziwą rewolucję, otworzyć na oścież wrota istotnego postępu. Nie wątpili w swe kwalifikacje po temu. Czyż oni jedni nie posiadają bezbłędnej nauki i filozofii, czyż im wyłącznie nie przysługuje uprzywilejowana moralność?! Stąd wniosek, że potrafią po zniszczeniu wszystkich religii i państw dotychczasowych powołać do życia wszechświatowy ustrój komunistyczny, który udoskonali duszę i charakter całej ludzkości.

40.

Zarówno rewolucjoniści francuscy, jak rosyjscy uważali wierzenia religijne i organizacje kościelne za podpory ustrojów politycznych, które chcieli znieść. Solidarności państwa i kościoła przeciwstawili atak na obie pozycje. Przywódcy rewolucji francuskiej usiłowali upowszechnić nową religię. Podkopywali chrześcijaństwo propagandą deizmu streszczającego się w uznaniu istnienia niematerialnych bytów duchowych, Boga osobistego, nieśmiertelności duszy i wolnej woli. Francuskie zgromadzenie konstytucyjne uchwaliło między 20 a 26 sierpnia 1789 r. "deklarację praw człowieka i obywatela". Ustęp końcowy przedmowy deklaracji opiewa. "Zgromadzenie Konstytucyjne uchwala w obecności i pod opieką Istoty Najwyższej, co następuje". Uchwała nie zapadła jednomyślnie. Ateistyczna opozycja w trzy lata później postanowiła zastąpić oddawanie czci Bogu kultem Rozumu, uwydatniając racjonalistyczne podłoże rewolucji. Urządziła obchód ku czci bogini Rozumu. Na jej ołtarzu stanęła jako uosobienie nowego bóstwa urocza aktorka i odbierała hołdy wiernych, darzących ją oklaskami. Ateiści skupiali się koło osoby Heberta. Robespierre uznał działalność Hebertystów za szkodliwą. Na posiedzeniu Konwentu 7-go maja 1794 r. przedstawił "sprawozdanie o stosunku idei moralnych i religijnych do zasad republikańskich". Piętnował bezbożnictwo (ateizm) Hebertystów. Na jego wniosek Konwent tego samego dnia uchwalił dekret, orzekający: "Naród francuski uznaje istnienie Istoty Najwyższej i nieśmiertelności duszy". Wkrótce odbyła się uroczystość publiczna na cześć Istoty Najwyższej, inscenizowana przez malarza Davida. Hebertyści zostali skazani i straceni za zdradę stanu. Zapadały także i były wykonywane wyroki śmierci za ateizm.

Raził wielu rewolucjonistów, przekonanych, że era chrześcijańska dobiegła końca z chwilą rozpoczęcia przez nich działalności, obowiązujący kalendarz, oparty na liczeniu lat od urodzenia Chrystusa. W r. 1792 22 września Konwent zniósł monarchię. Francja stała się republiką. Rząd wprowadził kalendarz republikański w roku następnym. Dzień 22 września 1792 roku został uznany za początek nowej ery. Próby stworzenia religii i kalendarza okazały się efemerydą. W kilka lat później Papież w Paryżu celebrował podczas koronacji Napoleona. Francja zawarła konkordat z Kościołem katolickim. Kalendarz chrześcijański został przywrócony 1 stycznia 1906 r.

Bolszewicy uważali więź religijną za ujemny współczynnik rozwoju. Zamierzali zniweczyć istniejące religie bez zastąpienia ich nową. Nową stworzyli mimowiednie. Odrzucali wszelki byt duchowy, samoistny, oderwany od materii. Szerzyli bezbożnictwo. Pod koniec drugiej wojny światowej w pogoni za pobitymi Niemcami ciągnęły na Zachód wojska rosyjskie. Padali żołnierze w walkach. Grzebano zwłoki pospiesznie przy drogach, którymi wojska ciągnęły. Zdobi je gwiazda pięcioramienna, bolszewicka (także syjońska - pięcioksiąg Mojżesza). Znak krzyża - godło cmentarzy chrześcijańskich, świeci nieobecnością. Urzędnicy w Rosji, przydybani na wykonywaniu praktyk religijnych chrześcijańskich byli usuwani jako podejrzani o nielojalność wobec rządu.

Słowo religia jest wieloznaczna. Wielu nazywa religiami wierzenia, zakładające byty duchowe, samoistne, niematerialne, istniejące poza pod zmysły podpadającą przyrodą, właśnie dlatego nadprzyrodzone, nadnaturalne, ludziom objawione. Bolszewicy są wyznawcami tej definicji, a zarazem materialistami zaprzeczającymi istnieniu bytów duchowych, Boga i nieśmiertelności duszy. Koniecznym następstwem tych dwóch stwierdzeń głoszenie przez bolszewików, że wszelka religia jest im obca. Oczywiście nadprzyrodzona i objawiona, ale czy wszelka? Doktryna bolszewicka jest religią bez Boga, nie mniej jednak religią, ponieważ tkwi w niej pierwiastek soteriologiczny (zbawiciel po grecku), znamię wspólne religii nadprzyrodzonych i bolszewizmu. Oba systemy są soteriologiami, wskazywaniem metod zbawienia ludzi, ich ostatecznego i pełnego uszczęśliwienia. Wyznawcy religii nadprzyrodzonych oczekują zbawienia pośmiertnego. Bolszewicy rezygnują ze zbawienia ludzi w życiu pozagrobowym. Obiecują doczesny raj na ziemi. W tym znaczeniu tworzą nową religię. Dowodem ich dogmatyczna postawa psychiczna, pozbawiona krytycyzmu naukowego. S...ą pewni bezwzględnie nieistnienia bytów duchowych, czego przecie rozumowo udowodnić nie można. Uważają swoją doktrynę za niewątpliwą prawdę absolutną. Okazują gwałtowny brak wyrozumiałości nawet wobec drobnych odchyleń dogmatycznych. Brak im humoru. Wyżywają się w masowych manifestacjach uczuciowych. Wytworzyli rytuał swych obrzędów i masówek. Są entuzjastami, którzy nienawidzą, to znaczy są fanatycznymi wyznawcami swych wierzeń.

Zrywając z chrześcijańską religią zerwali także z chrześcijańską moralnością. Głoszą nienawiść, a nie miłość bliźniego. Rzucają posiew moralności dla nich dogodnej, niepowściągającej jej adeptów skrupułami sumienia, pomniejszającej brzemię odpowiedzialności. Budzą ślepą wiarę w deterministyczne kształtowanie się kolei życia ludzkiego. Poniżają człowieka, odmawiając mu wolnej woli, swobody wyboru między nasuwającymi się ewentualnościami. Utwierdzając swych wyznawców w przeświadczeniu o konieczności wydarzeń, zwalniają ich od odpowiedzialności za to, co czynią. Defetyzm moralny krzewią, uzależniając wszystko od nieuniknionej, koniecznej walki klas, dowodząc, że tokiem wypadków rządzą bezimienne, nieuchwytne masy, a nie poszczególne określone jednostki, dowodząc, że instytucja własności prywatnej jest źródłem wszystkiego złego, że zło odpadnie z chwilą zastąpienia jej przez własność publiczną. Nauczyciele moralności chrześcijańskiej żądają od wiernych wysiłku duchowego, panowania nad sobą samym, ujarzmienia własnych namiętności i popędów. Bolszewicy, mniej wymagający, zalecają leki ponętniejsze. Propagują panowanie jednych nad drugimi.

Ujarzmienie burżuazji przez proletariat rozwiąże także zadanie moralnego udoskonalenia człowieka, a dla przyspieszenia tego procesu należy uprzywilejować roszczących sobie prawo do miana przedstawicieli proletariatu, upośledzić przeciwników. Bolszewicy wieścili moralność podwójną, kryjącą w swych fałdach pychę wywyższenia się, która strąciła Lucyfera do piekła, moralność usprawiedliwiania samolubnych poczynań dobrymi chęciami, o których wieści nasze polskie przysłowie, że nimi piekło murowane.

41.

Ludzie, sprawujący władzę są narażeni na pokusy, wypływające z samego faktu jej sprawowania. Troska zachowania posiadanej władzy staje się często, aż nadto często rozstrzygającą wytyczną ich działalności. Mało tego. Przeważnie są zdania, że najpewniejszym sposobem zachowania władzy jest jej rozdęcie przez poddanie coraz większego odcinka działalności ludzi, którymi rządzą, pod swe wpływy i przez podboje. Sprawującym władzę trudno zdobyć się na umiar w jej wyzyskaniu. W ich uczuciach i umysłach ambicja w połączeniu z troską o zachowanie i pomnożenie władzy spychają na plan dalszy obowiązek dbałości o dobro publiczne, a wysuwają naprzód ogół działań sprzyjających utwierdzeniu władzy. Jej dzierżyciele kierują się wymogami dobra publicznego, o ile staraniami o dobro publiczne mogą się przysłużyć ambicji rządzenia. Ta postawa psychiczna czyni dzierżycieli władzy podatnymi do postępowania w myśl zasady" cel uświęca środki, stanowiącej wszędzie i zawsze, jak już Makiawelli zauważył, istotny współczynnik sztuki rządzenia ludźmi.

Wszelka polityka jest moralnością partykularną, a nie powszechną, po części makiawelistyczną. Zależnie od czego w mniejszej, czy w większej mierze? Możność nadużycia władzy, a zatem jej nadużywanie jest małe w państwach liberalnych, jest małe wtedy, gdy ustrój i obyczaj publiczny zmuszają rządzących do ujawniania swych poczynań. Politycy, działający w pełnym świetle wolnej dyskusji i prasy, w świetle debat parlamentarnych, narażeni na publiczną krytyką swego postępowania nie mogą, choćby chcieli, powodować się chęcią zachowania i mnożenia swej władzy w stopniu dostępnym despotom, rządzącym całkowicie w mrokach tajemnicy urzędowej, nierozświetlonej żadnym promykiem wolnej dyskusji, opancerzonym puklerzem cenzury, nieprzenikliwym dla strzał krytyki. Zapobiega nadużyciom władzy praworządność, ograniczenie jej zasięgu, system podziału władz. Możność nadużycia władzy, a wraz z nią dokonywanie nadużyć rośnie w odwrotnych warunkach. Władza demoralizuje rządzących i rządzonych w najwyższym stopniu w państwach despotyzmu totalnego, bo ten ustrój stwarza najwięcej sposobności po temu. Bolszewicy zdobyli rekord nadużycia władzy, chyba niedościgły w historii, ponieważ zasięgiem swego despotycznego totalizmu prześcignęli poprzednie wyczyny stosowania tych metod rządzenia. Bliższe wniknięcie w politykę bolszewicką dostarcza przekonywujących dowodów słuszności tezy, wedle której demoralizujący wpływ władzy na rządzących i na rządzonych przejawia się najjaskrawiej w wypadkach skupienia despotycznej i totalnej władzy w ręku nieodpowiedzialnych dyktatorów.

Protoplaści duchowi rewolucji francuskiej i jej działacze uczynili, że naczelnym zadaniem osób, sprawujących władzę w państwie jest moralne udoskonalenie obywateli. Zgodnie z tą zasadą głosili praworządne przykazanie osiągania godziwych celów godziwymi środkami. Robespierre, który ciągle wzorem swego mistrza, Jana Jakuba Rousseau prawił o cnocie, który Francję chciał przekształcić w "republikę cnoty", odżegnywał się wielokrotnie od nauk Makiawellego, wyrozumiałego sędziego polityków oskarżanych o uświęcanie godziwości celów niegodziwości środków. Rewolucjoniści rosyjscy uważali za swe główne zadanie narzucenie ludzkości komunizmu, samo przez się wystarczająco zabezpieczające jej moralne udoskonalenie. Rewolucja, a nie nauczanie cnoty było ośrodkiem ich zainteresowań. Ograniczali się do piętnowania obłudnych, burżuazyjnych deklamacji o cnocie. Inspiratorzy i sprawcy rewolucji rosyjskiej na długo przed jej wybuchem opowiedzieli się wyraźnie za makiawelizmem.

Bolszewicy, prym wiodący w tym względzie, czuli się powołanymi do zbawienia ludzkości. Ufni w siebie, skromnością nie grzeszący, silni jednostronnością i subiektywizmem, wyprani z wszelkich skrupułów, hamujących wolę do czynu, z wszechstronności i obiektywizmu, wsłuchani jedynie w głos sumienia komunistycznego, odmawiali uznania jakimkolwiek ogólnie obowiązującym przykazaniom moralnym. Zdaniem bolszewików przysługuje im - im wyłącznie - prawo, a nawet ciąży na nich obowiązek dążenia do osiągnięcia celu wszelkimi środkami, zgodnymi z nakazami oraz zakazami prawa i moralności, niemniej także środkami, sprzecznymi z przepisami prawa i moralności, o ile ich zastosowanie będzie przez nich uznane za właściwy sposób dojścia do celu. Celem - zdobycie i utrzymanie przez nich władzy w Rosji, celem godziwym, ze wszech miar moralnie uzasadnionym, usprawiedliwiającym w pełni stosowanie także niegodziwych środków jego osiągnięcia, ponieważ ziszczenie tego celu stanowi jedyny, ale niezawodny środek zburzenia na całym świecie ustroju kapitalistycznego, stwarzającego przywileje na korzyść garstki kapitalistów, krzywdzącego liczne rzesze proletariuszy i zbudowania na gruzach kapitalizmu wszechświatowego ustroju komunistycznego, zapewniającego niewątpliwie wszystkim ludziom sprawiedliwość, pokój, bogactwo, zniweczenie zła i wszelkich dolegliwości, szczęście w życiu doczesnym, nieoszukującego ludzi obietnicami szczęścia w życiu wiecznym. Osnową ich doktryny podporządkowanie rozgraniczenia prawdy i fałszu, zła i dobra, piękna i szpetności naczelnemu rozróżnieniu pożytku i szkodliwości dla realizacji celów. Wedle bolszewików to, co pożyteczne dla nich jest zarazem prawdą, dobrem i pięknem, a to, co kłodą na ich drodze, jest fałszem, złem i szpetnym. Bolszewicy szczycą się jawnie tym ujęciem zagadnienia.

Ich makiawelizm jest radykalniejszy, mniej subtelny i skrupulatny, niż makiawelizm twórcy tego systemu moralności politycznej. Makiawelli uznawał za objaw moralnie ujemny nieprzebieranie w środkach osiągnięcia celu, powszechnie, jego zdaniem, stosowane w walkach o zdobycie i zachowanie władzy, bez względu na to, jakim celem, moralnie dodatnim czy ujemnym, współzawodnicy usprawiedliwiają niegodziwość środków. Prze trybunał sumienia nie pozywał sprawców tego przestępstwa, ponieważ ludzie byli i będą pod tym względem niepoprawni. Nie chciał wygłaszać kazań, których bezowocności był pewien. Jednak apelował do dobrze zrozumianego własnego interesu polityków, skorych do nieprzebierania w środkach uzyskania sukcesów. Przestrzegał, że nadużywanie tej metody wiedzie do skutków wręcz przeciwnych zamierzeniom. Dowodził, że zdobywanie władzy środkami niegodziwymi jest bardziej uzasadnione i mniej ryzykowne, niż posługiwanie się tą metodą wtedy, gdy chodzi o utrzymanie władzy w swym ręku. Ubolewając nad stosowaniem w sporach politycznych zasady: "cel uświęca środki" pocieszał się spostrzeżeniem, że w sferze prywatnej nawet ci sami, którzy tak mało okazują skrupulatności w swych poczynaniach politycznych, postępują bardziej zgodnie z przykazaniami sumienia.

Bolszewicy nie krępują się ograniczeniami, wytyczonymi przez florenckiego teoretyka sztuki rządzenia. Doktryna moralna bolszewicka zakłada, że wszystkie ułomności obyczajowe, a więc także usprawiedliwianie godziwości celów niegodziwością środków są wynikiem ustroju kapitalistycznego, że zatem znikną w chwili zastąpienia kapitalizmu komunizmem. Uważają ustrój komunistyczny za jedyny, ale niezawodny sposób całkowitego moralnego uzdrowienia ludzkości. Szkoda czasu i atłasu na wszelkie inne wysiłki. Zgodnie z tym poglądem bolszewicy, głosząc dopuszczalność osiągania celów niegodziwymi środkami, w przeciwieństwie do Makiawellego nie wyrazili zapatrywania, że podobne postępowanie jest jednak zjawiskiem w zasadzie moralnie ujemnym. Pominęli także Makiawellego rozróżnienie metod zdobywania i zachowywania władzy. W jednym i w drugim wypadku uznawali stosowanie niegodziwych środków za równie uzasadnione. Opowiedzieli się za moralnością podwójną, sprzeczną z postulatem powszechności norm etycznych, ale zupełnie odmienną od skonstruowanej przez Makiawellego. Ich rozróżnienie dwóch moralności wywodzi się z przykazania: "obowiązkiem to, co mają robić inni". Osiąganie przez nich niegodziwymi środkami godziwych celów jest ze wszech miar chwalebne, ponieważ stosują tę zasadę w służbie odmiany komunizmu przez ich zalecanego, stanowiącej jedynie sprawiedliwy ustrój współżycia ludzkiego. Złe i karygodne jest postępowanie podobne przeciwników, krzywdzących proletariat gwoli zachowania swych przywilejów. Obowiązkiem przeciwników jest dążyć do celu wyłącznie godziwymi środkami. Bolszewicy zastrzegają sobie monopol odmiennego postępowania.

W Rosji bolszewickiej Makiawellego spostrzeżenie o poprawniejszej obyczajowości, przestrzeganej w sferze prywatnej, nie znalazło potwierdzenia. Zabrakło warunków po temu. Państwo ograniczając niepomiernie własność prywatną, przejmując w swój zarząd niemal całokształt gospodarczej działalności społeczeństwa - o tej ewentualności nie było mowy wtedy, gdy Makiawelli pisał - upolityczniło sferę prywatną także moralnie. W Rosji uświęcanie środków godziwością celów jest szeroko rozpowszechnione także w życiu prywatnym.

Zachodzi jeszcze jedna różnica między moralnością Makiawellego i bolszewicką. Racjonalista Makiawelli zalecał przestrzeganie umiaru. Fanatyczni bolszewicy wyrażali wprost przeciwnie zapatrywania. Nawoływali do radykalizmu. Postępowali zgodnie z tym drogowskazem. Stosunkowo długo ich radykalizm popłacał. W końcu stał się źródłem klęski, jednocząc przeciw nim tych, którym zagrażał.

Bolszewicy zwyciężyli pod sztandarem doktryny celowej, a zatem obmyślanej, sformułowanej i rozpowszechnianej jako środek osiągnięcia celu, jako narzędzie działania, skutkiem czego cel przesądził o treści doktryny. Stanowił jej zupełnie wystarczające uzasadnienie. Doktryna bolszewicka zgodnie ze swym przeznaczeniem była ściśle dostosowana do celu. Sprawność w działaniu - oto naczelne kryterium, a zarazem ostateczny sprawdzian doktryny bolszewickiej, podobnie jak każdej innej doktryny celowej. Bolszewicy ziścili w swych wierzeniach logikę serca. Nie krępowali się logiką rozumu. Nie dbali o stworzenie systemu racjonalnie przemyślanego, o zgodność wniosków z założeniami, o unikanie sprzeczności, o prawdziwość faktów przez nich przytaczanych. Głosili doktryny wprost sprzeczne. Kazali wiernym wierzyć w rzeczywistość urojoną, zgoła odmienną od prawdziwej, o ile byli zdania, że takie, a nie inne sformułowanie okaże się skutecznym sposobem osiągnięcia upragnionego celu.

W 1912 r. poczęli wydawać w ówczesnym Petersburgu pismo codzienne "Prawda". Lenin i Stalin należeli do grona założycieli i redaktorów gazety, która wychodziła przez lat z górą czterdzieści, jako oficjalny organ partii komunistów bolszewików. Wybór tytułu pisma świadczy jak najlepiej o ich talencie wprowadzania w błąd czytelników dla dobra sprawy. Bolszewicy zgodnie z zamierzeniami podawali w "Prawdzie" informacje, zdolne przyczynić się do zdobycia i zachowania przez nich władzy bez względu na to, czy uważali je za prawdziwe, czy za fałszywe. Jednak równocześnie powodowali się trafnym wyczuciem, iż odda im usługi wzbudzenie wśród czytelników wiary w ich przedmiotową i absolutną, a nie celową prawdomówność i że wybór właśnie tego tytułu właściwym sposobem wszczepienia w masy owej wiary. Zapewne żadne inne pismo na świecie nie szerzyło tyle kłamstw i fałszów, co "Prawda" bolszewicka.

Przeciwnicy bolszewików wystąpili z krytyką ich prawdomówności. Oskarżeni nie pozostali dłużnymi odpowiedzi. Bronili się argumentem identycznym z wytoczonym w sądzie przez złodzieja, który wobec udowodnienia mu winy ponad wszelką wątpliwość krzyknął: "pan prokurator także kradnie", zapominając, że to twierdzenie, choćby prawdziwe, nie umniejsza jego winy, jeno ją przygważdża. Na dobitek, wysuwając ten argument uznali za korzystne zaprzeczyć sobie samym. Pisali i opowiadali o istnieniu wyłącznie prawd celowych, rzekomo jedynie dostępnych naszemu poznaniu. Jego to ograniczoność w tym względzie zmusza wszystkich do posługiwania się li tylko prawdami celowymi. Zapewniali równocześnie, że oni jedni są w posiadaniu prawdy istotnej, prawdziwej niezależnie od przysparzania korzyści lub szkody, prawdziwej absolutnie.

Na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz przy innych sposobnościach bolszewicy nieraz występowali jako krytycy przeinaczania prawdy i niepraworządności swych przeciwników. Domagali się zapewnienia jak najszerszych praw obywatelskich mieszkańcom państw innych. Piorunowali przeciwko ograniczaniu wolności dyskusji i zgromadzeń, działalności stronnictw, a zwłaszcza stronnictwa komunistycznego, wyjazdu lub przyjazdu działaczy politycznych, popierających Rosję. Nie negując zasadniczej słuszności stanowiska, zajętego przez bolszewików, zaczepieni wyrażali zdziwienie, że oskarżyciele nie świecą przykładem. Wykazywali, że ograniczenia rosyjskie są bardziej krępujące i mniej uzasadnione. Wypominali władcom Rosji sprzeczność między postępowaniem wobec własnych poddanych, a postulatami wyrażanymi pod adresem innych rządów. Zakładali moralność powszechną ci, co wytykali sprzeczność bolszewikom. Wyciągali słuszny wniosek ze swego założenia, ale niezdolny przebić pancerza podwójnej moralności, którym uzbroili się rosyjscy komuniści. Korzyści przynosił im despotyzm w Rosji i w krajach od nich zależnych oraz liberalizm państw innych, ułatwiający zagranicznym komunistom wywołanie rewolucji u nich w kraju i poddanie ich ojczyzny bolszewickim rządom rosyjskich komunistów. Polityka utwierdzania despotyzmu w Rosji i popierania liberalizmu poza jej granicami, szczelnie zamkniętymi dla dopływu świeżego powietrza z zagranicy, była jednolicie, konsekwentnie obmyślanym systemem ziszczenia pod egidą Rosji wszechświatowego bolszewizmu, którego wodzowie przybrali tytuł komunistów.

Bolszewicy uznali za stosowne legalizować swoje częste mijanie się z prawdą powoływaniem się na dobro sprawy, której służą. Przebieg wypadków stwierdza niewątpliwie, że ich metoda postępowania okazała się w ostatecznym wyniku korzystnym sposobem zdobycia i długiego utrzymania się przy władzy, choć przynosiła im obok korzyści także szkody. Opowiadając o celowości swych "prawd", narażali się na posądzanie o rozmyślne szerzenie kłamstw i fałszów nawet wtedy, gdy mówili prawdę, bo podejrzewano, że zawsze, a co najmniej niemal zawsze, kłamią. Gwoli przeciwdziałania szkodliwym następstwom owej bolszewickiej prawdomówności wystawili sobie patent wyłącznego posiadania i obwieszczania prawdy przedmiotowej, popadając w oczywistą sprzeczność z twierdzeniem także przez nich wypowiadanym, że wszystkie prawdy ludzkie są celowe. Doskonały makiawelista postępuje tak, jak Fryderyk Wielki, który zaczął od wydrukowania rozprawy, zawierającej potępienie makiawelizmu, a zaraz potem stosował go w swych poczynaniach politycznych. Dlaczego bolszewicy, zamiast pójść tą drogą, woleli zająć stanowisko sprzeczne samo w sobie, oczywiście nonsensowne? Widocznie przypuszczali, że korzyści wybrania tej drogi przeważą szkody. Nie pomylili się. Ich podejście do sprawy okazało się przez dłuższy czas popłatne. Nie zawiedli się, spekulując na łatwowierność bezkrytycznych szerokich mas i na atrakcyjność obietnic, których nie szczędzili, zaistnienia raju na ziemi wtedy, gdy zwyciężą. Masy okazały się wrażliwe na złudne miraże przyszłości, a niezdolne dostrzec nonsensów i kłamliwości propagandy bolszewickiej.

'Bolszewicy wieścili doktrynę nie tylko prawdy celowej, ale także celowej słowności: dotrzymywanie przyrzeczeń jest wskazane, o ile przynosi korzyść. Jeśli grozi stratami, zobowiązanemu wolno, a nawet winien uchylić się od wykonania umowy. Szereg państw, powołując się na oświadczenia tej treści przywódców bolszewickich, sprawujących władzę w Rosji, przez długie lata był głuchym na ich nawoływania o uznanie rosyjskiego rządu bolszewickiego i o nawiązanie z nim stosunków dyplomatycznych. Państwa te odmawiały wezwaniom o wysłanie posłów do Moskwy, wychodząc z założenia, że nie godzi się darzyć uznaniem rząd, którego przedstawiciele otwarcie lekceważą obowiązek zachowywania dobrej wiary w stosunkach między ludźmi, prawdomówności, dotrzymywania przyrzeczeń, stanowiący podwalinę wszelkiej moralności zarówno publicznej, jak prywatnej oraz z założenia, że zawieranie jakichkolwiek porozumień i umów z rządem bolszewickim jest bezcelowe. Po co rokować, jeśli jedna ze stron z góry poddaje w wątpliwość wypełnienie przyjętych przez nią zobowiązań?

Z początkiem r. 1933 Hitler objął władzę w Niemczech. Z końcem tego roku Niemcy wystąpiły z Ligi Narodów i poczęły sposobić się do krwawego rewanżu. Francuscy mężowie stanu puścili się w pogoń za sprzymierzeńcami, którzy by im dopomogli w walce z Niemcami. Nie byli wybredni w wyborze sprzymierzeńców. Herriot, Barthou pielgrzymowali do Moskwy. W roku następnym wprowadzili Rosję bolszewicką do Ligi Narodów. Wszystkie państwa głosowały za przyjęciem Rosji do Ligi Narodów z wyjątkiem Szwajcarii, Holandii, Portugalii. Te trzy państwa nie utrzymywały wówczas stosunków dyplomatycznych z Rosją sowiecką i najdłużej na tym stanowisku wytrwały. Ich przedstawiciele, wierni zasadom moralności chrześcijańskiej oświadczyli, że społeczność międzynarodowa może skutecznie spełnić swe zadanie tylko wtedy, jeśli jej wszyscy członkowie będą się poczuwali do obowiązku przestrzegania dobrej wiary we wzajemnych stosunkach, prawdomówności i dotrzymywania przyrzeczeń. W grudniu r. 1939 Rosja została wykluczona z Ligi Narodów jako winna agresji na Finlandię. Stany Zjednoczone dopiero w r. 1933 uznały Rosję bolszewicką. Nie utrzymywały z nią stosunków przez poprzednich 16 lat jej istnienia. Zmieniły stanowisko pod wpływem obaw, zrodzonych na skutek wzmożonej zaborczości japońskiej. W pięć lat po pobiciu razem z Rosją Niemiec Hitlera i Japonii rząd Stanów publicznie stwierdził niedotrzymywanie przyrzeczeń przez Rosję i rzucił hasło osądzania Rosji wyłącznie na podstawie czynów z wykluczeniem brania pod uwagę słów i podpisów na dokumentach układów międzynarodowych, składanych przez jej przedstawicieli. Minister spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych publicznie stwierdził, że Rosja Stalina złamała więcej umów międzynarodowych, niż Niemcy Hitlera.

Na złodzieju czapka gore. Bolszewiccy gieroje w przystępach szczerości zastrzegali sobie wyłączne prawo agresji. Odmawiali je innym. Gdy im było poręczniej występować w roli niewiniątek, wyrzekali się uroczyście wszelkiej agresji, w dowód czego bez zająknienia podpisywali liczne umowy o nieagresji, które dotrzymywali tak długo, póki ta, a nie inna polityka ich interesom odpowiadała. Celem umocnienia tych międzynarodowych układów wypracowywali definicję agresji, mającą zapobiec usprawiedliwianiu agresji elastycznym interpretowaniem tego pojęcia przez wyrzekających się agresji. Zawarli osobną umowę międzynarodową w Londynie w lipcu 1933 r., której przedmiotem było przyjęcie przez podpisujących tę umowę uzgodnionego między nimi określenia pojęcia napaści jednego państwa na drugie. Najazdy bolszewickie na państwa, wobec których zobowiązali się do niepodejmowania agresji podpadały pod ich definicję agresji - żadna pociecha dla ofiar napaści. Ostatnio na posiedzeniach O.N.Z. bolszewicy wystąpili z wnioskiem zawarcia ponownego umowy w sprawie określenia pojęcia napaści. O.N.Z. nie uchwaliła ich wniosku. Farbowane lisy nie znalazły odbiorców. Ustawy o ochronie pokoju i karygodności propagandy wojennej ogłoszone w Rosji i w krajach jej podległych na przełomie lat 1951 i 1952 także nie wzbudziły wiary w bolszewicką pokojowość. Rosyjski przymus wyznawania pacyfizmu i uczestniczenia w propagandzie pacyfistycznej wzmógł obawy, że Rosja żywi zamiar użycia przymusu w stosunku do państw innych. Ludziom nieobałamuconym frazeologią rosyjską trudno było uwierzyć, że państwo bolszewickie tak wojennie nastawione wobec własnych poddanych, podniecające do walki klas, winne niejednej agresji, od chwili ogłoszenia ustawy o ochronie pokoju ni stąd, ni zowąd przedzierzgnie się w anioła pokojowości międzynarodowej.

Ustrój państwa bolszewickiego zgodnie z założeniami i celami systemu jest totalny, wszechogarniający całą działalność poddanych. Bolszewicy rozciągnęli swoje pojmowanie prawdomówności i słowności na naukę, literaturę i sztukę. Z podporządkowaniem swoim celom formułowania i głoszenia wszelkiej prawdy wynika podporządkowanie ich celom nauki. Ludzie zachodniej cywilizacji, zamieszkali w krajach wolnej nauki, nieupolitycznionej, samoistnej w stosunku do polityki, uważają, że służą nauce tylko ci, którzy usilnie dążą do wykrycia przedmiotowej prawdy bez względu na jakiekolwiek korzyści lub straty, które by stąd dla kogokolwiek wyniknąć mogły. Inaczej w państwie bolszewickim. Tam naukowcy są zmuszeni do wykrywania i obwieszczania "prawd", zdolnych oddać usługi w procesie realizacji bolszewickich celów. Cenzorowie ustanowieni przez władze polityczne dbają o to, ażeby uczeni drukowali, wypowiadali z katedr uniwersyteckich i głośników radiowych tylko prawdy uznawane za pożyteczne przez władze, prawdy bolszewickie. W te same karby ujęto liter turę i sztukę. Ta akcja została przybrana w szatę realizmu i formalizmu. Dozwolona, pożyteczna w rozumieniu władz, literatura i sztuka została nazwana w żargonie bolszewickim realistyczną. Wszelka inna, formalna, to znaczy szkodliwa w oczach władz jest gorliwie tępiona.

Bolszewicki makiawelizm wycisnął signum indelebile na bolszewickiej teorii postępu.

42.

Rewolucjoniści francuscy wierzyli w dogmat dobroci pierwotnej natury ludzkiej. Z tego założenia apriorystycznego, niepopartego żadnymi dowodami, wysnuli wniosek, że można ludzkość udoskonalić trwale i znacznie. Perfektybiliści (perfectus po łacnie, po polsku doskonały), wierzący w postęp ludzkości, w nastanie ery powszechnej wolności i równości, powszechnego braterstwa, byli politykami, a zarazem moralistami. Uzależniali udoskonalenie jednostek i ich współżycia od równoczesnego, pomyślnego spełnienia dwóch zadań, z których każde stanowi niezbędny warunek ziszczenia drugiego. Domagali się zreformowania ustroju politycznego. Wysławiali postulat podjęcia przez uczestników społeczności ludzkich wysiłków dźwignięcia wzwyż ich działalności intelektualnej i postępowania moralnego. Spodziewali się nadejścia ery doskonałego współżycia ludzi jako nagrody za trud opanowania i wyrzeczenia się złych skłonności. Odrzucali dwie ostateczności: teorię tych, którzy zrezygnowali z beznadziejnej ich zdaniem walki o naprawę Rzeczypospolitej, a ograniczali się do propagowania ideału udoskonalenia moralnego jednostek. Odrzucali także pogląd, wedle którego reformy polityczne same przez się doprowadzić mogą do udoskonalenia jednostek i ich współżycia bez równoczesnego wysiłku intelektualnego i moralnego z ich strony.

Ojcowie duchowi rewolucji francuskiej oraz wykonawcy ich programu w dwóch pierwszych latach rewolucji chcieli osiągnąć liberalne cele liberalnymi środkami. Unikali maksymalizmu w ustalaniu zarówno celów, jak niemniej środków ich osiągnięcia. Stan doskonały wyobrażali sobie jako ograniczenie przymusu państwowego do rozmiarów niezbędnie potrzebnych gwoli zabezpieczenia pokojowego współżycia ludzi. Nie byli anarchistami, wierzącymi w możliwość zaistnienia ustroju bezpaństwowego, eliminującego wszelki przymus w pożyciu ludzkim. Wyobrażali sobie przyszłość przez siebie upragnioną jako stopniowy, ciągły proces rozluźniania więzów krępujących jednostkę, doprowadzający tym sposobem zdolności jednostek do pełnego rozkwitu. Pomysł wszechmocy despotycznego państwa, ziszczającej zniesienie państwa, gdyby im był znany, wywołałby wśród nich tylko uśmiech politowania nad tak bezdenną aberracją rozumu ludzkiego. Chcieli upowszechnić własność prywatną środków konsumpcji (majątków użytkowych), jak niemniej środków produkcji (kapitałów, majątków wytwórczych). Ograniczenie własności prywatnej, a tym bardziej jej zniesienie uważali za zamach na wolność jednostek.

Rosyjscy rewolucjoniści, śladem Marksa mono.... polityki [maszynopis nieczytelny - przyp. red.] i walki o władzę, a nie moraliści byli podobnie jak francuscy perfektybilistami pragnącymi postępu, wyznawcami wiary w jego możliwość, a nawet poszli o krok dalej. Wierzyli w konieczność postępu wbrew rewolucjonistom francuskim, kształtującym swe ideały na fundamencie wolnej woli, a nie determinizmu dziejowego. Zapatrywali się na istotę natury ludzkiej równie dogmatycznie, apriorycznie bez poparcia swego stanowiska jakimikolwiek dowodami, jak ich francuscy protoplaści. Jednak ujmowali istotę natury ludzkiej całkiem odmiennie. Nie wierzyli we wrodzoną dobroć człowieka. Nie wierzyli także w ułomność natury ludzkiej. Poniżali godność człowieczeństwa odmawianiem człowiekowi wolnej woli i zdolności stanowienia o sobie. Wysuwali dogmat o zależności postępowania i obyczajów od postępów techniki. Wystarczało im stwierdzenie, że człowiek posiada zdolność uskuteczniania wynalazków i ich stosowania. Stąd wyprowadzali całokształt postępowania i obyczajów.

Nie godził się ich maksymalizm z liberalizmem francuskich rewolucjonistów. Popadli w rojenia utopistyczne. Opowiedzieli się za liberalizmem najskrajniejszym, za anarchią, za zniesieniem przymusu wykonywanego przez państwo i wszelkiego innego. Wydawało im się pożądane i możliwe współżycie ludzi bez wyłonienia spośród nich jakiegokolwiek rządu. Nie poskąpili odpowiedzi na pytanie, jak dojść do realizacji tego ideału? Francuzi wyrażają łatwość przeskakiwania z jednej ostateczności w drugą przysłowiem: ostateczności stykają się ze sobą. W duszy rosyjskiej zetknęły się ze sobą anarchia i despotyzm. Dzieje Rosji od zarania bytu państwowego są serią despotyzmów rożnego natężenia, przeplataną wybuchami anarchii. Ten się w pewnej mierze tłumaczy, że rosyjscy rewolucjoniści uznali totalny despotyzm, znoszący własność prywatną kapitałów, poszerzający zasięg działalności państwa aż do całkowitego unicestwienia swobody jednostek, za właściwą drogę urzeczywistnienia anarchistycznego ideału. Nie żądali od ludzi żmudnego wysiłku moralnego. W zastosowaniu udoskonaleń technicznych dojrzeli akompaniament despotyzmu, wystarczający w połączeniu z nim do udoskonalenia ludzkości. Widoczny w tej koncepcji upadek ducha ludzkiego, którego nie stali się winni francuscy rewolucjoniści, uznali za rękojmię postępu. Naiwny pomysł budowania postępu na zastąpieniu pobudek moralnych zastosowaniem ulepszeń technicznych świadczy o spospolitowaniu do cna zagadnienia postępu przez rewolucjonistów rosyjskich.

Lenin od zarania swej działalności porażony zupełną ślepotą moralną, gdy objął władzę, mawiał, że socjalizm to "dyktatura proletariatu plus elektryfikacja". Mniemał, że jego dyktatura jest ziszczeniem pierwszej połowy zadania i że po zelektryfikowaniu kraju dzieło socjalistycznego uszczęśliwienia ludzkości będzie dokonane. Nie przychodziło mu na myśl, że ludzie biją się nie tylko o bogactwa, ale także o rozkosz władania bliźnimi, o honory, o kobiety. Sobelsohn z Tarnowa, pseudonim Radek, uczeń Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1903-1905, wielka figura w szczupłym gronie wodzów bolszewizmu, mniej twardego charakteru, ale inteligentniejszy niż Lenin, na boku natrząsał się z mistrza. Trawestował jego slogan. Szeptał: "socjalizm, to dyktatura Lenina plus mistyfikacja". Mało czołobitne sarkazmy Radka korciły obraźliwego Stalina, zazdroszczącego mu jego błyskotliwego dowcipu. Radek w r. 1936 został skazany na 10 lat więzienia za spiskowanie przeciw dyktatorowi, poczym słuch o nim zaginął.

Francuscy pisarze polityczni XVIII wieku rozpatrywali obszernie teorię postępu. Bolszewicy okazują dużą wstrzemięźliwość w dociekaniu istotnych znamion postępu, a zarazem wielką gorliwość i zręczność w propagandowym użytkowaniu popularności tego hasła. Postępują zgodnie z metodą stale stosowaną w podobnych sytuacjach. Wiedzą, że ludzie łączą akcent sublimujący ze słowem postęp, a pejoratywny z wyrażeniem reakcja. Postępowość jest wartościowana dodatnio, reakcyjność ujemnie. W tym spostrzeżeniu bolszewicy odkryli klucz do rozwiązania zagadnienia. Przyznali sobie wyłącznie rangę postępowej ludzkości. Swych przeciwników ochrzcili w czambuł mianem reakcjonistów. Terminologia bolszewicka łączy tylko to jedno znaczenie ze słowami postęp i reakcja. Z końcem sierpnia 1939 roku Stalin i Hitler zawarli układ o jeszcze jeden podział ziem polskich. Przed zawarciem układu literatura, prasa, radio w Rosji przepełnione były obelgami pod adresem reakcyjnych rządów Hitlera. Z chwilą podpisania umowy ustały zarzuty reakcyjności. Poczęto nawet dopatrywać się pewnych oznak postępu w Niemczech. Taki był ton wypowiedzi radzieckich aż do połowy 1941 roku, do dnia zaatakowania Rosji przez Niemcy. Odtąd literatura, prasa, radio w Rosji ze zdwojoną gwałtownością atakuje reakcyjność niemiecką. W roku 1949 powstaje "Ludowa" republika wschodnio-niemiecka. Natychmiast Niemcy w niej zamieszkali zostali zaawansowani do rangi uczestników postępowej ludzkości. Mieszkańcy Niemiec Zachodnich, sprzymierzeni z Anglosasami i Francją, zostali zaznaczeni piętnem ciurów obozu reakcyjnego.

43.

W Goethego Fauście szatan Mefisto udziela porad studentowi, zapisującemu się na uniwersytet"

"Im Ganzen - haltet euch an Worte!

Dann geht ihr durch die sichere Pforte

Zum Tempel der Gewissheit ein,"

a gdy uczniak zarzuca, że przecie słowu musi odpowiadać pojęcie, Mefisto uspokaja:

"Denn eben wo Begriffe fahlen,

Da stellt ein Wort zur rechten Zeit sich ein".

Bolszewicy zastosowali rady Mefista.

Spośród czterech wymienionych bolszewickich sposobów zastępowania argumentacji rozumowej żargon przez nich ukuty zasługuje na baczną uwagę jako wzór zyskiwania serc zawracaniem głowy. Artystami słowa nie byli, ale magię słów rozumieli. Umieli wyzyskać ich magiczny wpływ. Gierkami terminologicznymi oduczali myśleć, ażeby łatwiej rządzić. Potrafili ozłocić swe podstępy akcentem pozornej szczerości, wykrzesanym z głębin ich fanatyzmu.

W bolszewickim słownictwie politycznym przeciwstawność postępu i reakcji pokrywa się z antytezami"

przyjaciele i wrodzy ludu,

narody miłujące pokój i imperialistyczni agresorzy (vulgo podżegacze wojenni)

internacjonaliści i kosmopolici,

komuniści i faszyści

proletariusze i burżuje (vulgo kapitaliści)

bolszewicy i mienszewicy.

Słowa "postęp" oraz wypisane po lewej stronie tego zestawienia są synonimami, oznaczającymi solidaryzowanie się przymusowe, rzadziej dobrowolne z bolszewicką Rosją. Synonimami są także słowa "reakcja" oraz wypisane po prawej stronie tego zestawienia. Wszystkie nie wyrażają nic innego jeno nieprzyjazny stosunek do bolszewickiej Rosji.

Zwolennicy międzynarodowej współpracy pod egidą Rosji to cnotliwi internacjonaliści. Grzeszni kosmopolici pragną zjednoczenia narodów pod egidą Stanów Zjednoczonych. Jugosławia Tita była krajem komunizmu (wedle terminologii bolszewickiej, recte kapitalizmu państwowego) aż do roku 1948. Wtedy Tito zerwał przymierze z Rosją i wszedł w porozumienie z Zachodem. Od tej chwili Jugosławia, choć nie zmieniła swego ustroju, została zdegradowana do rządu krajów burżuazyjnych, rządzonych przez faszystowskich zbrodniarzy. Oczywiście Tito twierdzi, że tylko on jeden jest prawdziwym komunistą, że przejrzał chytrego Stalina, który powodowany skrajnym nacjonalizmem i despotyzmem, umyślnie fałszując istotny stan rzeczy, podszywa się pod hasło komunizmu, ażeby oszukiwać lud.

W słownictwie bolszewickim przeciwstawienie postępu i reakcji stanowi wyłącznie jeden z arkanów propagandy. Bolszewickie pojęcia łączone z tymi dwoma słowami, zawierają li tylko treść celową. Bolszewicy wykluczają z zakresu tych pojęć jakiekolwiek przedmiotowo prawdziwe odtworzenia rzeczywistości. Zupełnie tak samo rozumieją przeciwstawienie materii i formy. Z używaniem tych dwóch słów nie łączą żadnej określonej treści ani teorio-poznawczej, ani metafizycznej. Ich przeciwstawienie materii i formy jest jedynie propagandą. Afiszują się wyznawcami materializmu, a stąd wszystko, co im w danej chwili dogadza, określają mianem zjawisk materialnych, to, co im szkodzi nazywają zjawiskiem formalnym. Akcent sublimujący wiążą z materializmem, pejoratywny z formalizmem. Przeciwstawiają materialnym (proletariackim) doktrynom naukowym, płodom literackim i artystycznym, formalną (burżuazyjną) naukę, literaturę i sztukę. Zioną oburzeniem na formułowanie nauki o dziedziczności, w którego zanadrzu tkwią konsekwencje, uzasadniające ujemną ocenę ich polityki i agitacji. Tej "formalnej" genetyki nie wolno uczyć. Istnieje przymus wykładania genetyki "materialnej", bardziej politycznej, niż biologicznej. Poeci otrzymują zamówienia "społeczne" na pisanie wierszydeł, wychwalających rewolucję. Władze tej literaturze przyznają rangę literatury materialistycznej w przeciwstawieniu do potępionej literatury formalnej, obejmującej utwory nie tylko przeciwne ich polityce, ale także politycznie neutralne. Nie wolno być w Rosji neutralnym. Przylepianie etykiet materialistycznych lub formalistycznych jest próbą ukrycia w przebraniu naukowym całkowitej tendencyjności tego przeciwstawienia, próbą nadania mu pozorów obiektywizmu.

Używanie słów rzekomo w znaczeniu powszechnie przyjętym przy równoczesnym przypisywaniu im pojęć odmiennych, często wprost przeciwnych stanowi chwyt propagandowy, najczęściej stosowany. Zmiana nomenklatury nie wyczerpuje procederu. Bolszewicy nazywają buki dębami. Zmieniają za jednym zamachem nazwę i naturę buków. Powiadają, że łączą ze słowem dąb pojęcie ogólnie przyjęte, po wtóre, że buk jest istotnie dębem, a nie bukiem. To nie zapamiętałość rewolucjonistów, palących żądzą przewracania wszystkiego do góry nogami. "Jest metoda w tym szaleństwie", pociągnięcie na szachownicy politycznej ze wszech miar wyrachowane. Bolszewicy wyzyskują starannie i umiejętnie olbrzymią siłę sugestywną słów takich, jak rewolucja, postęp, praworządność, wolność. Wiedzą, że są wartościowaniem sublimującym, magnesem, ciągnącym masy w orbitę ich władztwa. Podsuwają pod nie treść sprzeczną z wyobrażeniami i nadziejami, które masy z nimi wiążą. Spodziewają się, że masy nierychło połapią się w ich grze. Lubują się w słowach o znaczeniu nieokreślonym, właśnie dlatego nadającym się do wzbudzania pojęć, sprzecznych z rzeczywistością. Nie krępują ich ani etymologia, ani logika. Oto kilka kwiatków, uszczkniętych na niwie ich słownictwa.

Rewolucja i przymiotniki urobione od tego słowa stanowiły walny oręż bolszewickiej agitacji. Po zagarnięciu władzy rewolucyjnymi sposobami działania bolszewicy, podobnie jak inni parweniusze polityczni, stali się konserwatystami, dbałymi o zachowanie w swym ręku zdobytej władzy i oportunistami, dostosowującymi do tego celu swą działalność podporządkowującymi temu celowi wykonanie programu, na zasadzie którego zwyciężyli. Przyznawaniem się do zmienionej postawy nie kompromitowali się. Przybierali nadal pozę, nieubłaganej, rewolucyjnej, najskrajniejszej lewicowości. Im więcej czynili kompromisów, tym częściej i zapalczywiej gardłowali o swej bezkompromisowości, tym gorliwiej piętnowali przeciwników mianem oportunistów. Pozostawali rewolucjonistami w tym znaczeniu, że władali niepraworządnie, despotycznie, dynamicznie, zmieniając co chwila swe poczynania. Przestali nimi być w zrozumieniu opozycji niepraworządnie zdobywającej władzę. Ta opozycja nie wygasła w Rosji po obaleniu caratu. Stanęła do walki przeciw nowym panom. Bolszewicy tłumili ją, ale uznali, że nie wypada im przyznawać się do odwrotu z jakiejkolwiek pozycji rewolucyjnej. Poszukali ratunku w terminologii. Nazwali przeciwników kontrrewolucjonistami, a ich prześladowanie działalnością rewolucyjną.

Głośno wyklinali oportunizm i kompromis, jego narzędzie, a cichaczem przemycili zwrot ku oportunizmowi pod nazwą "generalnej linii partii", wyrażającej lawirowanie między prawicowym i lewicowym odchyleniem od wskazań rządu. Zarzut oportunizmu, szukania drogi pośredniej między skrajnymi rozwiązaniami, szczególnie ich bolał, bo stanowił przypieczętowanie odstępstwa od dawnej rewolucyjnej bezwzględności. Reagowali terminologicznie. Twierdzili, że są nadal stronnictwem najbardziej lewicowym w Rosji i poza jej granicami. Przyznawali się do oportunizmu w doborze środków osiągnięcia celu, ale zapewniali, że ich cele są niedościgłą kwintesencją wszelkiej rewolucyjności. Zarzucali przeciwnikom, że są oportunistami w ustalaniu i środków i celów działania, doktrynerami "lewicowości". Słowa doktryner nie używali w znaczeniu powszechnie przyjętym. W ich słowniku oznaczało człowieka odmiennego zdania. Lenin w r. 1920 a więc po zwycięstwie w osobnej obszernej rozprawie: "Dziecięca choroba `lewicowości` w Komunizmie" wystąpił z gwałtowną polemiką przeciwko komunistom, którzy śmieli sobie zastrzegać z ujmą dla niego zaszczytny tytuł największych lewicowców. W przebiegu wypadków realizacja środków osiągnięcia celu wyprzedza i zniekształca cele. Wywód Lenina o uprawnieniu oportunizmu w doborze środków wyłuskany z obsłonek terminologicznych jest w gruncie rzeczy obroną oportunizmu w ogóle.

Obstawanie przy systemie rządzenia na zasadzie swobodnego uznawania, stanowiącego przeciwieństwo praworządności nazwali rewolucyjną praworządnością. Powiadali o niej, że ziszcza dobro proletariatu, utożsamianego przez nich z masami. Powiadali, że proletariat sprawuje władzę i dba o zaspokojenie swych aspiracji. W rzeczywistości zastrzegali władzę sobie w charakterze urzędników, zajmujących naczelne stanowisko w administracji państwowej. Olimp biurokracji ukryli pod firmą proletariatu i kazali ludowi wierzyć w tę maskaradę. Rządy na grzbiecie proletariatu zaawansowali do rangi rządów dla dobra proletariatu. Narzucili krajom podbitym swą rewolucyjną praworządność. Kazali ją nazwać w Czechach "Czerwonym Prawem", w Polsce "Praworządnością Ludową" (artykuł 48 Konstytucji z r. 1952).

Słowo większość, określające fakt cyfrowo uchwytny, stało się odpowiednikiem pojęcia mistycznego w słownictwie i propagandzie bolszewickiej. Większości cyfrowe, stwierdzane w państwach kapitalistycznych przy sposobności wyborów i w parlamentach, bolszewicy nazywają pozornymi większościami, uzyskanymi na skutek presji finansowej kapitalistów. Głoszą, że prawdziwe większości narodów w państwach kapitalistycznych tęsknią do ustroju komunistycznego, wzorowanego na rosyjskim. Wiedzą o tym na pewno, choć owych prawdziwych większości nikt nigdy nie liczył. Swoje jednomyślności podają za bezsporny, prawdziwy wyraz przekonań każdego głosującego. Nazywają je ustrojem prawdziwie demokratycznym.

Demokracja etymologicznie i w rozumieniu powszechnie przyjętym oznacza rządy ludu. Bolszewicy nazwali wykluczenie ludu od rządzenia demokracją, wolnością odmówienie ludowi praw obywatelskich. Pozbawienie poddanych prawa wybierania posłów do ciał ustawodawczych, tworzenia stronnictw, radzenia w sprawach publicznych - figuruje w słownictwie bolszewickim jako dokonywanie wyborów; łączenie się w Partii, poparcie ustroju na radach. Wybieranie logicznie i etymologicznie oznacza wolność wyboru między dwoma co najmniej ewentualnościami. W Rosji i w krajach przez nią podbitych rząd powołuje posłów. Nadaje temu procederowi pozory wyborów. Ustanawia faktycznie przymus zgłaszania jednej listy i głosowania na tę listę, a opozycję osadza w więzieniu. Pojęcie stronnictwa podobnie jak wyborów uwarunkowane jest wolnością wybierania co najmniej między dwoma ewentualnościami. Zakłada istnienie dwóch lub więcej stronnictw. Łączą się w stronnictwach ci, którzy chcą stronić od innych, innym się przeciwstawić. Zakaz tworzenia stronnictw poza stronnictwem rządowym nie jest niczym innym jeno zakazem łączenia się w jakikolwiek stronnictwa, przekształceniem stronnictwa rządowego w organ administracji państwowej. Partia bolszewików po zdobyciu władzy przestała być stronnictwem na skutek stania się monopartią, czyli jednym stronnictwem w państwie. Stała się urzędem państwowym. - Radzić mogą tylko ci, którym przysługuje wolność dawania rad. Bolszewicy ją znieśli, a dla niepoznaki nazwali swój ustrój radzieckim. Odbywają się pokazy "parlamentarne". Posłowie "obradują". Natchnienie rządu zastępuje wolność dawania rad. Wypełnia treść przemówień i uchwał. Słowa: obrazy, wybory, stronnictwa, parlament, uchwały, ciała ustawodawcze wyrażają jedną i tę samą treść. Są pokrywą despotyzmu. Ich pokazy parlamentarne są równie fikcyjne, jak ich okazowe procesy polityczne.

Znieśli wolność dawania rad podobnie jak znieśli wolność krytyki. Twierdzą, że istnieje w ich państwie pod nazwą samokrytyki. Tym słowem określają przymus upokarzającej, publicznej spowiedzi z grzechów stwierdzonych przez władze, wymierzające tę karę, spełniające równocześnie funkcje oskarżycielskie i sędziowskie we własnej sprawie na urągowisko z elementarnych zasad sprawiedliwości. Ich samokrytyka kryje w sobie starodawny, mało czcigodny obyczaj rosyjski samoopljewania.

Stalin w r. 1931 odebrał robotnikom wolność przesiedlania się. Wprowadził przymus wykonywania pracy na stanowisku zajętym dobrowolnie lub przymusowo, zakaz porzucania pracy. Wołał: "czas zlikwidować płynność siły roboczej". Sprytnie powiedziane "Zagadnienia leninizmu" str. 336.> Bolszewicy często posługują się słowami: likwidacja, likwidować. Łowią ryby w mętnej wodzie ich nieokreślonej treści. Potęgują ją nadawaniem im wieloznaczności. Stalin przemycił pod ich dymną zasłoną ograniczenie wolności przesiedlania się robotników. Gdy chodzi o zatajenie wymiaru kary, wówczas słowo likwidować pokrywa jej wszystkie rodzaje. Oznacza uśmiercenie, uwięzienie, roboty przymusowe, obniżkę płac, konfiskatę majątku. Oznacza także zakaz wymieniania nazwiska osoby wybitnej.

Za bolszewików rosyjski rządowy aparat policyjny rozrósł się ilościowo i udoskonalił. Równocześnie bolszewicy rozpowiadali o zniesieniu przez nich rządów policyjnych. Argumentowali terminologicznie. Wykreślili słowo policja ze swego słownika. Nazwy urzędów spełniających funkcje policyjne często zmieniali. Ciągłym przemalowywaniem szyldów pragnęli wzbudzić wiarę w rzekomo dokonane przez nich zniesienie rządów policyjnych. Chłopów wprzęgli w jarzmo kołchozów w trzynastym roku swego panowania. Zakładali po wsiach staje maszynowo-traktorowe, ażeby traktorami uprawiać chłopskie, w wielkie kołchozowe pola scalone obszary. Przymusowo uszczęśliwiani chłopi chyłkiem uszkadzali traktory i czynili je niezdatnymi do użytku. Rząd przydzielił oddziały uzbrojonej policji dla ochrony traktorów. Nazwał je "wydziałami politycznymi stacji maszynowo-traktorowych". Przeczy nadal, jakoby policja stanowiła alfę i omegę polityki bolszewickiej.

Bolszewicy zastąpili kapitalizm prywatny państwowym, a nazwali ten system socjalizmem. Byli bardziej makiawelistami niż marksistami, a przedstawiali swój makiawelizm [...] w kostiumie terminologicznym materialistycznej dialektyki Marksa. Reklamowali ujarzmienie narodów podbitych mianem przyznawania im prawa samostanowienia o sobie. Panowanie narodu rosyjskiego przemycali pod firmą wynalezionej przez nich narodowości "radzieckiej", której fikcyjna nadrzędność oznaczała faktyczną nadrzędność narodowości rosyjskiej. Nazywali wszystkich swych podwładnych ludźmi "radzieckimi". Narzucali im porozumiewanie się w języku rosyjskim. Wywyższenie do rangi ludzi "radzieckich" kryło w sobie przymusową dwujęzyczność i pozbawianie odrębnej świadomości narodowej.

Wyszedł z użycia termin: "władza radziecka", usilnie rozpowszechniany przez Lenina et consortes po zwycięstwie. Chodzi o wywołanie w umysłach jak najwięcej zamętu w żenującej sprawie wykonywania przez Lenina władzy despotycznej. Rozprawiano długo i szeroko o dyktaturze proletariatu. Nazywano także ustrój rosyjski dyktaturą Partii. Lenin często wywodził, że władzę najwyższą sprawują rady. Ukrywał prawdę w falach mętnej, wieloznacznej terminologii, ażeby nie stawać w poprzek tęsknotom liberalnym i demokratycznym swych poddanych.

Zachłanna wszechmoc urzędników państwa bolszewickiego objęła także literacką i artystyczną twórczość poddanych. W systemie kapitalizmu państwowego urzędom państwowym przysługuje monopol ogłaszania drukiem. Ludzie prywatni są mało zasobni, państwo finansowo silne, jest niemal wyłącznym nabywcą utworów artystycznych wszelkiego rodzaju. Literaci, dziennikarze, uczeni, aktorzy i artyści pracują na zamówienie urzędników. Bolszewicy uważali za kompromitujące popisywanie się tym stanem rzeczy. Taili zbiurokratyzowanie twórczości duchowej terminologicznym zaciemnieniem rzeczywistości. Tumanili ludzi opowiadaniem, że literaci, dziennikarze, artyści, uczeni, pracują na zamówienie "społeczne". Odpowiedzialność urzędników roztapiali w odpowiedzialności nieuchwytnej zbiorowości.

Swoją zaborczość bolszewicy nazywali pacyfizmem; opór napadniętych imperialistyczną agresją. I w tym wypadku pozostali wierni ogólnym regułom swej propagandy. Rozróżniali wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Do sprawiedliwych zaliczali wszystkie bez wyjątku podejmowane przez Lenina i Stalina. Za niesprawiedliwe uznali w czambuł wszystkie Rosji carskiej i innych państw burżuazyjnych. Odrzucali rozróżnianie zaczepnych i obronnych. Rosja bolszewicka we wrześniu 1939 r. naszła zbrojnie Polskę, w grudniu tego samego roku Finlandię. Prasa donosiła o imperialistycznej agresji, popełnionej przez napadniętych, stawiających zbrojny opór bolszewikom pragnącym bezinteresownie wyzwolić ich spod jarzma kapitalistów, obdarzyć postępowym ustrojem bolszewickim i uszczęśliwić poddaniem panowaniu bolszewickiemu. Tą samą terminologią posłużyła się propaganda bolszewicka, wybielając wdrożenie przez Rosję w r. 1946 blokady Berlina, przełamanej dostawami powietrznymi Anglosasów, usprawiedliwiając w r. 1950 atak północnych Koreańczyków na południowych. Oskarżała Anglosasów i Koreańczyków południowych o imperialistyczną agresję.

Teza, o której piszę, została podana do wiadomości zagranicy. W Paryżu w r. 1947 ukazało się tłumaczenie francuskie trzytomowego dzieła historyków rosyjskich, redagowanego przez Potiemkina zatytułowanego: "Historia dyplomacji". Rozdział końcowy ostatniego tomu, obejmującego dwudziestolecie 1919-1939 zawiera charakterystykę moralności polityki zagranicznej państw burżuazyjnych w przeciwstawieniu do postępowania proletariackiej Rosji. Potiemkin stawia na równi dyplomację faszystowskich Niemiec i Włoch oraz dyplomację Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych i wszystkich innych państw burżuazyjnych. Zarzuca politykom burżuazyjnym obłudę, podstęp, fałsz, makiawelizm i uprawianie tymi metodami imperialistycznej agresji. Nie bawi się w stopniowanie swych sądów i ocen. Podciąga pod jeden strychulec politykę Hitlera i Mussoliniego, Roosevelta i Churchilla. Podobnie, przesadnie symplistycznie i generalizująco przedstawia działalność bolszewickich władców. Polityka Lenina i Stalina była, jest i będzie zawsze i wszędzie prostolinijna, szczera i stale pacyfistyczna. Treść książki obala tę karykaturę rzeczywistości. Redaktor naczelny sprzeczności między wnioskami a treścią książki nie dojrzał albo nie chciał dojrzeć. Zamiast w tę sprawę wglądnąć ograniczył się do powtórzenia poglądów wypowiedzianych przez Stalina na zjeździe Partii w przeddzień sprzymierzenia się z Hitlerem, w przeddzień napaści na Polskę i Finlandię.

Zamiłowanie bolszewików do przenośni wojennych odsłania kulisy ich pacyfizmu. Posługiwali się nimi nawet wtedy, gdy składali śluby pokojowości. Powiadali, że "nieubłaganie, bezkompromisowo walczą o pokój". Zwoływali liczne międzynarodowe i narodowe zjazdy "bojowników o pokój". Nazywali swą propagandę pokoju staczaniem "bitwy o pokój z imperialistycznymi agresorami". W walce o pokój prym wiedzie "ZSRR: brygada szturmowa ludzkości" - tytuł broszury wydanej po polsku w Warszawie w r. 1952 już po ogłoszeniu dochodzeń amerykańskich w sprawie Katynia. Partia komunistyczna stale figuruje pod mianem "awangardy proletariatu". Starania o powiększenie produkcji także upowszechniali w formie przenośni wojennych. Wygrywali bitwy o urodzaj". Ogłaszali artykuły pod tytułem: "Komuniści w awangardzie walki o węgiel". Napis artykułów reklamujących upaństwawianie przemysłu i handlu opiewał: "bitwa o przemysł", "bitwa o handel".

Wewnątrz Rosji i krajów podbitych przez Rosję nikt nie kwestionował ani tez, ani faktów rozpowszechnianych przez bolszewickich propagandzistów. Zagranica nie od razu, ale przecie z czasem przejrzała i poczęła odzywać się krytycznie. Propagandziści bolszewiccy rzadko podejmowali merytoryczną dyskusję. Trudność znalezienia wyrozumowanej odpowiedzi i obrony prawdziwości powoływanych przez nich faktów, notorycznie fałszywych, kryli za zasłoną dymną swej specyficznej terminologii. Wszelkie wyrażanie odmiennego zdania kwalifikowali jako "oszczerstwo", i na tym koniec. Przybierali wyniosłą pozę osób, których godności ubliżałoby odpowiadanie na oszczerstwa.

Ministrowie spraw zagranicznych Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych przesyłali rosyjskiemu koledze noty, w których wyrażali się krytycznie o poczynaniach i wypowiedziach rosyjskiego rządu. Kolega rosyjski w odpowiedzi donosił, że ich noty zawierają "oszczerstwa". Podobne wypadki zachodziły często podczas obrad Organizacji Narodów Zjednoczonych (OZN). Rząd rosyjski podawał do wiadomości w swej prasie i w prawie krajów podbitych, że zagranica ciska "oszczerstwa". Pilnie wystrzegał się drukowania i podawania przez radio autentycznego i pełnego tekstu "oszczerstw". Co najwyżej ogłaszał odpowiednio spreparowane skróty. Publikował swoje noty i przemówienia swoich delegatów, ale zamilczał lub przeinaczał wypowiedzi drugiej strony. Zatajał argumenty krytyków. Odsłaniał swoją impotencję dawania merytorycznych odpowiedzi. Sądził nie bez powodu, że zatajanie przeważy niekorzyści demonstrowania słabości.

Bolszewicy szerzyli jad swej propagandy, strzelając zza płotu cenzury. Znieśli słowo cenzura, wywołujące ujemne reakcje słuchacza i czytelnika. Przezwali swoją cenzurę urzędem kontroli prasy, wydawnictw i informacji. Swój monopol demagogii chronili nakładaniem srogich kar na winnych szeptanej propagandy. Szczególnie dotkliwe kary spadały na przyłapanych i oskarżonych o nazywanie ich czerwonymi faszystami lub o zgrozo - czerwoną burżuazją. Rewolucja terminologiczna okazała się bumerangiem australijskich tubylców. Jej pociski zawracały i trafiały w strzelców.

Warto upamiętnić jeszcze kilka z wielu bolszewickich trucizn etymologicznych. Zwiększenie nasilenia terroru lansowali w formie wezwań do wzmożenia czujności rewolucyjnej. Likwidowanie syjonistów oznaczało pogromy Żydów. Nazywali: państwa podbite demokracjami ludowymi lub państwami zaprzyjaźnionymi, wychowawców inżynierami dusz; ucisk robotników przez przedłużanie czasu pracy, zniżki płac, ograniczenie praw związków zawodowych, zakazy strajków - rewolucyjnym stylem pracy albo bolszewicką dyscypliną pracy, a także rytmicznym tokiem produkcji, zniżki płac rzeczywistych w formie podwyżki cen, przewyższającej równocześnie podniesienie płac pieniężnych (nominalnych) - regulacją cen i podwyżką płac. Swój despotyzm awansowali do godności "państwa nowego typu". Określali inflację mianem dochodu emisyjnego. Łowili ryby w mętnej wodzie.

44.

Francuscy reformatorzy XVIII wieku dbali w pierwszym rzędzie o udoskonalenie własnych rodaków i własnego państwa. Nie pragnęli naprawiać ustrojów Anglii i Stanów Zjednoczonych, boć przecie na nich się wzorowali. Pochlebiali sobie, że staną się przykładem dla innych krajów Europy kontynentalnej, jednak horyzont międzynarodowy odgrywał drugorzędną rolę w ich rozważaniach i aspiracjach. Zwolennicy reform liberalnych i demokratycznych walczyli i ich urzeczywistnienie w ramach francuskiej racji stanu. Dostrzegali krzywdy, które się zagnieździły pod skrzydłami krytykowanego przez nich ustroju i układu sił politycznych oraz szkodliwy wpływ tego stanu rzeczy na mocarstwowe stanowisko ojczyzny. Wysuwali program naprawy nie tylko dlatego, że wady ustroju raziły ich poczucie sprawiedliwości, ale także dlatego, że osłabiały potęgę Francji. Powodowali się motywami humanitarnymi i patriotycznymi, w ich rozumieniu całkowicie harmonizującymi. Patriotami nazywano już w połowie XVIII wieku reformatorów. W latach rewolucji powszechnie posługiwano się tą nazwą. "Ojczyzna w niebezpieczeństwie" - oto ówczesny okrzyk bojowy rewolucjonistów. Arystokratami przezywano przeciwników stronnictwa patriotycznego. Patrioci liczyli na własne siły w walce, którą podjęli. Nie spekulowali na wyzyskanie klęski ojczyzny w wojnie z sąsiadami przez przekształcenie wojny międzynarodowej w wojnę domową.

Działacze, którzy formułowali i szerzyli program reform byli pokojowo usposobieni. Nie powstała im w głowie myśl szerzenia mieczem swej wiary. Nie głosili ani walki klas, ani walki narodów. Ich patriotyzm nie wyradzał się w apoteozę podbojów. Francuska Konstytuanta w r. 1791 powzięła uroczystą uchwałę o wyrzeczeniu się przez Francję zagrożenia niepodległości państw innych. Dopiero później, gdy doszło do wojny domowej i do poparcia rojalistów przez zagranicę, nowi władcy Francji poczęli uprawiać politykę agresywną otoczenia Francji wieńcem zaprzyjaźnionych małych republik, dostosowujących swój ustrój do liberalnych i demokratycznych zasad rewolucji francuskiej. Z końcem roku 1793 nastaje era eksportu rewolucji. Wtedy Konwent uchwalił dwa dekrety, zawierające apel do narodów uciśnionych, obietnicę ich wyzwolenia i zapowiedź, że zwycięskie armie rewolucyjnej Francji będą znosić przywileje stanowe. Rosyjscy rewolucjoniści budowali na odmiennych założeniach. Od początku stawiali sobie za cel wywołanie międzynarodowej rewolucji. Eksport rewolucji stanowił oczywisty i istotny składnik tej doktryny.

Ojcowie duchowi rewolucji francuskiej w obronie postulatów demokratycznych argumentowali sprawiedliwością, a także powoływali motyw mocarstwowy związania ściślejszego tym sposobem z bytem i potęgą państwa szerokich mas ludności. Niektórzy spośród nich rozwijali teorię suwerenności ludu. Dowodzili, że władza pochodzi od ludu. Zadawalali się wyciąganiem stąd wniosku o potrzebie racjonalnego ograniczenia władzy monarchy bez wysuwania postulatu zniesienia monarchii. Wstrzemięźliwość w wysuwaniu radykalnych konsekwencji z doktryny suwerenności pochodziła z przekonania o ich szkodliwości, w mniejszej mierze z obawy podpadnięcia w konflikt z władzą. Maksymalizm nie stał u kolebki nastrojów, które doprowadziły do wybuchu rewolucji. Przegrał w jej toku.

Reformatorzy propagowali przewrót ustroju politycznego Francji, wzorowany na ówczesnej Konstytucji angielskiej, mocą której Anglia była i jest po dziś dzień monarchią dziedziczną. Monteskiusz zapoznał rodaków z myślami przewodnimi Konstytucji angielskiej. Dawał do zrozumienia, że uważa za pożądany przewrót, ograniczający francuski absolutyzm królewski nie, jak dotychczas, przywilejami ówczesnych stanowych i z biurokratów złożonych, parlamentów, jeno postanowieniami, zbliżonymi do angielskich, a więc bez naruszenia zasady, że głową państwa jest dziedziczny monarcha. Ogłoszenie w r. 1776 liberalnej i demokratycznej republiki w Stanach Zjednoczonych stało się podnietą do bardziej natarczywych żądań reform liberalnych i demokratycznych. Nie przyczyniło się znacząco do rozrostu republikanizmu. Po ogłoszeniu w r. 1789 deklaracji praw człowieka pomysł zastąpienia monarchii republiką zaczął rozrastać się w hasło ważące na szali wypadków, a zwyciężył dopiero w trzecim roku rewolucji. Myśliciele polityczni Francji chcieli poddanych władzy państwowej wydźwignąć do rangi wolnych obywateli. Uważali za najgorszą formę rządu despotyzm, nazywany często tyranią wedle popularnej terminologii starożytnych Greków i Rzymian. Despotów potępiali, bo degradują poddanych do rzędu niewolników. Rządzą dowolnie wedle swego kaprysu, a nie wedle norm ustawowych, rządzą terrorem, uciskają poddanych nadmiernymi podatkami. Fizjokraci oświadczali się za despotyzmem legalnym i oświeconym światłem rozumu, zgodnym z prawami natury. Większość reformatorów, poparta przez znacznie przeważający odłam opinii publicznej nie zarzucała monarchom francuskim potępienia godnego despotyzmu, odżegnywała się od ideałów fizjokratycznych, zadawalała się wysuwaniem projektu ograniczeń władzy królewskiej w duchu zapewnienia warstwom, dotychczas biernym, udziału w rządzie. Domagała się praworządności, mocą której zarówno rządzący, jak rządzeni podlegaliby przepisom ustaw. Odrzucała uprzywilejowanie, wyrażone w formule: "princeps legibus solutus est", zwalniającej monarchę od przestrzegania ustaw. W podziale równoważących się władz ustawodawczych, wykonawczych i sądowych, zalecanych przez Monteskiusza, widziano rękojmię zliberalizowania państwa i społeczeństwa. Trafnie argumentowano, że ten ustrój skutecznie zapobiega absolutyzmowi i uszczupleniu praw obywatelskich konstytucją poręczonych. Reformatorzy byli demokratami, dążącymi do poszerzenia udziału ludu w rządach państwem. Podobały im się uprawnienia angielskiego parlamentu, wybieranego przez uprawnionych do głosowania większością głosów i podejmującego uchwały większością głosów. Rządy większości uważali za istotne znamię praworządnego ustroju demokratycznego, o który walczyli. Przemawiali za uchyleniem organizacji stanowej społeczeństwa, za zniesieniem przywilejów politycznych i podatkowych szlachty i duchowieństwa, za zwiększeniem wpływu stanu trzeciego (przemysłowców, rękodzielników, kupców, bankierów) na bieg spraw publicznych, za poprawą doli włościan. Wielki przemysł fabryczny dopiero się rodził. Robotników fabrycznych było mało. Zagadnienia ich udziału w rządzie oraz poprawy ich bytu jeszcze nie stanęły na porządku dziennym. Demokraci XVIII wieku, opowiadając się za zwiększeniem koła uczestników w rządzeniu państwem przeważnie przez r. 1789 nie wysnuwali radykalnego postulatu głosowania ogółu obywateli przy wyborach do ciał ustawodawczych. Nie trafiało im do przekonania zapatrywanie, że tylko bene nati et possesionati posiadają kwalifikacje do rządzenia państwem. Chcieli uszczuplić przywileje urodzenia i majątku, jednak uważali za powołanych do rządów tylko ludzi wykształconych i finansowo niezależnych. Napawała ich obawami o przyszłość perspektywa dojścia do władzy ludzi pozbawionych wykształcenia i finansowej niezależności. Demokracja ludowa, otwierająca na oścież wrota tej perspektywie, nie była po ich myśli. Udział kobiet w życiu publicznym uchodził powszechnie za chimerę, o której nawet dyskutować nie warto. Twórcy konstytucji monarchicznej z r. 1791 obdarzyli Francję parlamentem z wyborów atoli przyznawali prawo głosowania tylko szczupłemu gronu warstw wyższych. Dopiero w dwa lata później, w pierwszej republikańskiej konstytucji z r. 1793 pojawia się zasada powszechnego głosowania.

Postulaty liberalne były ośrodkiem projektowanych reform. Liberalizm programu skłaniał jego adherentów ku zapatrywaniu, że powinni dążyć do pokojowego ziszczenia swych zamierzeń, boć przecie wzniecenie w tym celu wojny domowej może łacno okazać się unicestwieniem wytkniętego celu. Wiedzieli, że z podłoża rewolucji wyrastają w sprzyjających warunkach drzewa wolności w drugiej turze, w pierwszej dyktatury ambitnych polityków i generałów.

Zwolennicy zmian ustroju politycznego, zamieszkali w angielskich koloniach na wschodnim wybrzeżu Ameryki północnej wszczęli około r. 1770 agitację za przyznaniem im przez angielską macierz większego samorządu. Spotkali się z odmową. Doszło do utworzenia republiki Stanów Zjednoczonych w toku wojny domowej. Ani oderwanie się od macierzy, ani utworzenie republiki nie było z góry planowane. Podobnie rozwinęły się wypadki we Francji. Adwokaci reform spodziewali się agitację pokojową rząd i stany uprzywilejowane skłonić do ustępstw. Przed r. 1789 odzywały się coraz liczniej, częściej, natarczywiej głosy reformatorów w formie książek, broszur, pamfletów, artykułów dziennikarskich, w formie dyskusji w salonach literackich i politycznych, w towarzystwach naukowych, w lożach masońskich, w stowarzyszeniach wymiany myśli (sociétés de pensée), w klubach patriotów. Jednak adwokaci reform byli przeciwni wywoływaniu wojny domowej. Rozprawiali dużo o celach swej działalności, mało o środkach ziszczenia planów. Zapatrzeni w strategię walki, którą wypowiedzieli istniejącemu ustrojowi, zlekceważyli taktykę. Mało się nią zajmowali, bo uważali drogę pokojową za rozumiejącą się samo przez się jako jedynie prawem dozwoloną. Pozostawali w zgodzie z przepisami ustawy i swego sumienia kosztem niekonsekwencji.

Wielu z nich w chwilach napięcia zapału reformatorskiego przyznawało ludowi nieograniczoną władzę zwierzchnią. Mówiło i pisało o suwerenności ludu, wyciągając stąd wniosek, że władza konkretnie sprawowana pochodzi od ludu. Ci sami ludzie niemal jednym tchem nauczali o nadrzędności praw naturalnych w stosunku do pozytywnych, o obowiązku państwa zabezpieczenia podwładnym naturalnych praw obywatelskich. Szerzyli nauki sprzeczne. Z przyznania ludowi władzy zwierzchniej wynika prawo ludu nadania i odebrania poddanym ich praw obywatelskich. Krępowanie władzy prawem natury jest równoznaczne z pozbawieniem ludu władzy zwierzchniej. Prawda, że doktryny były sprzeczne. Atoli uprawnienia rewolucji tkwiło w zanadrzu obu zasad. Jeśli ludowi przysługuje władza zwierzchnia, trudno mu odmówić prawa jej zbrojnej obrony w wypadku pogwałcenia zwierzchności ludu przez jego pełnomocników, sprawujących władzę z jego nadania. Podobny dylemat stawia przyznanie poddanym naturalnych praw obywateli. Cóż innego może je zabezpieczyć przed ich pogwałceniem przez władców, jeśli nie rewolucyjne prawo zbrojnej samoobrony?

Francuscy reformatorzy ustroju politycznego wzdragali się przed rokiem 1789 wyciągać rewolucyjne wnioski z rewolucyjnych premis. Wieścili nastanie ery braterstwa stanów i klas. Potępiali rewolucję jako wyraz i zarzewie walki klas. Przymykali oczy na ewentualność chwycenia za broń w razie niedopisania wysiłków pokojowych, bo uważali za swe zadanie apelować do dobrych, a nie do złych instynktów natury ludzkiej, bo uważali ten sposób rozwiązywania konfliktów ani za racjonalny, ani za humanitarny, za sprzeczny z wymogami rozumu i skłonnościami serca, za niepatriotyczny defetyzm, który snadnie sprowadzić może interwencję zagranicy na korzyść jednej z walczących stron w zamiarze ujarzmienia ojczyzny osłabionej wojną domową.

Nastroje opozycyjne i reformatorskie Francji ówczesnej nie wyraziły się powstaniem specjalnej kategorii ludzi, których głównym [celem było] organizowanie przyszłej rewolucji, a źródłem utrzymania pobory, wypłacane z kasy partyjnej, o ile nie dopisują inne źródła utrzymania. Podział pracy w społeczeństwie jeszcze nie doszedł do poziomu, na którym rodzą i żywią się spece rewolucji. Zawodowi rewolucjoniści nie gotowali zamachów na panujących, na wysokich dygnitarzy państwowych, na kapitalistów. Nie wywoływali ani strajków, ani demonstracji masowych. Ludowe odruchy opozycyjne zdarzały się rzadko i wybuchały spontanicznie. Wprawdzie mimo tego doszło do wojny domowej, a w jej następstwie do interwencji zbrojnej zagranicy i wyłonienia się z chaosu dyktatury, jednak przebieg rewolucji francuskiej był odmienny od rozwoju wydarzeń w Rosji w znacznej mierze z powodu tego, że rewolucja francuska była improwizowana, a nie planowana z góry.

W r. 1792 krwawa rewolucja wkracza na arenę w akompaniamencie wszystkich innych znamion rewolucji. Ludzie nowi, homines novi mawiali Rzymianie, parweniusze terminologii francuskiej, zwyciężają. Obalają dotychczasowy porządek prawny. Stają się przywłaszczycielami władzy, uzurpatorami gwałtem pozbawiającymi władzy jej dotychczasowych prawowitych dzierżycieli, przemocą obejmującymi spadek po nich. Dawną praworządność zastępują poczynaniami mniej lub więcej dyktatorskimi, podział władz ich koncentracją, wielość partii monopartią, od nich zależną, głosującą jednomyślnie wedle dyrektyw uzurpatorów. We Francji absolutyzm królewski był ograniczony dziedzicznością i stałością wielu urzędów. Ludzie, których fale rewolucji wyniosły w górę, stworzyli nowy aparat urzędniczy, całkowicie od nich zależny, złożony z urzędników mianowanych, czasowych, dowolnie przez nich powoływanych i usuwanych. Uzurpatorzy ograniczają wolność sumienia, dyskusji, pracy. Mnożą kadry i zakres działania policji. W toku wadzenia się o władzę wytrącają się nawzajem.

Z początkiem roku 1793 akcje rządu republikańskiego stały nisko. Monarchiści sabotowali działalność rządu, a nawet chwytali za broń. Niepowodzenia, których doznawały armie republikańskie na granicach państwa w wojnie z mocarstwami sprzymierzonymi przeciw Francji, zapowiadającymi przywrócenie przez nich monarchii dodawały im otuchy. Na skutek wrzenia, zamętu i licznych trudności, wywoływanych pogrążeniem kraju w odmęt wojen międzynarodowych i domowych rząd republikański odroczył wejście w życie pierwszej konstytucji republikańskiej, uchwalonej przez Konwent w r. 1793 do czasów spokojniejszych. Posyłał coraz to nowe oddziały na front zewnętrzny. Występował coraz ostrzej przeciw wrogom wewnętrznym. Ażeby skutecznie rozwiązać te dwa zadania przekształcił ustrój polityczny w faktyczną dyktaturę. Wymuszał posłuch terrorem. Z trybuny Konwentu poseł Barré de salut publique) wołał: "Należy terror postawić na porządku dziennym" (Il faut mettre la terreur á l`ordre du jour). Kilkuosobowy Komitet zbawienia publicznego, wyłoniony z Konwentu wykonywał władzę dyktatorską. Nazwa Komitetu wyrażała dobitnie motyw i myśl przewodnią jego działalności. Członkowie Komitetu porzucili legalne metody rządzenia gwoli ratowania ojczyzny, republiki i zdobyczy rewolucji. W łonie Komitetu Maksymilian Robespierre - nieprzekupny mówili z podziwem współcześni - wysunął się na czoło wraz z dwoma wiernymi wyznawcami i współpracownikami: Saint - Justem i Couthonem. Powiadano, że Francją rządzi Robespierre - tyran Robespierre szeptali po kątach opozycjoniści. Inni mówili o sprawowaniu władzy najwyższej przez triumwirat, do którego zaliczano trzech ostatnio wymienionych członków Komitetu.

W Konwencie zwalczali politykę i osobę Robespierre`a "fakcje" - dziś mówimy frakcje - Żyrondystów i Dantonistów. Robespierre przeprowadził morderczą czystkę. Saint Just, Benjaminek i Apollo Konwentu, najmłodszy i najpiękniejszy w tym gronie, podobnie jak jego mistrz, tak dalece zaabsorbowany namiętnością polityczną, iż stał się nieczułym na wdzięki niewiast, które go adorowały, gorliwy apologeta terroru przedłożył Konwentowi wnioski Komitetu o wydanie w ręce Trybunału Rewolucyjnego żyrondystów (*.VII.1793) i Dantonistów (31.III.1794). Z końcem października 1793 Żyrondyści ponieśli śmierć. Na kilka dni przedtem Saint - Just imieniem Komitetu przedłożył sprawozdanie, zawierające umotywowany projekt dekretu, uchwalony przez Konwent o ogłoszeniu rządu rządem rewolucyjnym aż do zawarcia pokoju - nie dłużej. Charakter rewolucyjny i terrorystyczny rządu począł maleć, zanim doszło do zawarcia pokoju, zaraz po zwycięstwie, odniesionym przez wojska rewolucjonistów pod Fleurus w czerwcu 1794 r. Saint - Just w swoim sprawozdaniu groził: "Wolność musi zwyciężyć choćby za najwyższą cenę... Nie można spodziewać się pomyślności, póki ostatni przeciwnik wolności oddycha... Należy karać nie tylko zdrajców, ale także obojętnych... Prawa są rewolucyjne, ale ich wykonawcy nie są rewolucjonistami..." etc. przez szereg stron na tę samą nutę.

Zapadła uchwały o nazwaniu rządu rządem rewolucyjnym. Robespierre zajął się określeniem treści tej nazwy. Przedłożył Konwentowi imieniem Komitetu trzy sprawozdania o podstawach ustroju rządu rewolucyjnego. Ostatnie z nich, powołane poprzednio, zawierało projekt dekretu, uchwalonego przez Konwent, o ustanowieniu kultu Istoty Najwyższej. Drugie z rzędu z 5-go lutego 1794 r. ustalało "zasady moralności politycznej, które powinny być drogowskazem działalności Konwentu". Poprzednio Robespierre ciągle powtarzał, że cnoty obywatelskie rządzących i rządzonych są jedyną pewną rękojmią należytego wywiązania się państwa ze swych zadań. Obecnie ogranicza swą tezę. Powinna być miarodajną podstawą rządu ludowego (gouvernement populaire) w latach pokoju. W latach rewolucji "rząd ludowy stosuje despotyzm wolności przeciw tyranii". Wówczas podstawą i "motorem rządu równocześnie cnota i terror, cnota, bez której terror jest zgubny, terror, bez którego cnota jest bezsilna... Czyż siła ma być jedynie ochroną zbrodni, czyż pioruna przeznaczeniem nie jest godzić w głowy dumnych?"

Pogorszenie się sytuacji skłoniło Konwent z początkiem r. 1793 do stworzenia "nadzwyczajnego Trybunału Rewolucyjnego". Trybunał począł działać w marcu 179 r. Konwent 10-go września tego roku uchwalił "ustawę o podejrzanych", mocą której zobowiązał Trybunał do uznania podejrzeń za dowód popełnienia przestępstwa. W wykonaniu uchwały o ogłoszeniu rządu rządem rewolucyjnym wydał dekret z 29 października tego samego roku o skróceniu postępowania przed Trybunałem Rewolucyjnym z natychmiastową mocą obowiązującą, zastosowany do toczącego się właśnie, a zdaniem Jakobinów, zbytnio się przeciągającego procesu przeciwko Żyrondystom. Robespierre`a ten dekret nie zadowolił. Zaproponował imieniem Komitetu, a Konwent postanowił 5 grudnia tego samego roku wezwać Komitet do przedstawienia projektu zmiany ustawy o Trybunale Rewolucyjnym w duchu dalszego uproszczenia i przyspieszenia prac Trybunału. Przewlekłości dotychczasowej procedury przypisywał, że zbyt wiele osób przebywa długo w więzieniu, zanim stanie przed obliczem sędziów Trybunału.

W dwa dni po święcie ku czci Istoty Najwyższej 10 czerwca 1794 r. Konwent uchwalił dekret, zwany "ustawą czerwcową" (la loi du prairial), przedstawiony z ramienia Komitetu przez Couthona, o reorganizacji Trybunału Rewolucyjnego. Rozszerzył jego kompetencję. Trybunał jest "powołany do sądzenia nieprzyjaciół ludu". Określił przestępstwo "nieprzyjaźni ludu" tak elastycznie, iż nie położył żadnej tamy nadużywania tego oskarżenia. Orzekł w dodatku obowiązek każdego donoszenia władzy z chwilą, gdy o fakcie popełnienia tego przestępstwa poweźmie wiadomość. Skrócił przewód sądowy. Uchylił śledztwo wstępne. Odebrał oskarżonym prawo przeciwstawienia argumentom oskarżyciela publicznego wywodów swych obrońców. Udział adwokatów w procesie odpadł. Kazał sędziom wyrokować "wedle sumienia, oświeconego miłością ojczyzny" (w Rosji bolszewickiej "wedle sumienia rewolucyjnego"). Nazwał podejrzenia dowodami "moralnymi". Zwolnił Trybunał od przesłuchiwania świadków, jeśli uzna przedłożone dowody moralne za wystarczające, wobec czego faktycznie odpadły wszystkie dowody rzeczowe. Trybunał albo zwalnia od winy, albo orzeka karę śmierci. Tertium non datur. Ułaskawienie skazanych nie istniało. Ustawa czerwcowa weszła w życie w dniu jej uchwalenia. Od razu wzmogła ilość skazanych i straconych. Ten los stał się wkrótce udziałem jej promotorów.

Ustawa czerwcowa spędzała sen z powiek posłów do Konwentu. Nikt nie był pewien, czy z woli Robepierre`a nie stanie jutro przed obliczem sędziów Trybunatu Rewolucyjnego. Wczorajsi wrogowie stawali się przyjaciółmi. Robezpierre w poczuciu nadciągającej burzy postanowił atak uprzedzić. Na posiedzeniu Konwentu z 26 lipca tego samego roku zaklinał się, że nie jest i nie pragnie być dyktatorem, a tym bardziej tyranem. Atoli w ustępie końcowym swego przemówienia żądał uskutecznienia dalszej czystki w gronie posłów do Konwentu. Przegraną mówcy zwiastowało odroczenie obrad do dnia następnego. Wieczorem Robespierre powtórzył swe przemówienie w Klubie Jakobinów. Następnego dnia Saint - Just w Konwencie zabrał głos w obronie mistrza. Posłowie zaraz po wypowiedzeniu pierwszych zdań zakrzyczeli mówcę i natychmiast przez aklamację przekazali Robespierre`a i wspólników Trybunałowi Rewolucyjnemu. W ciągu 24 godzin zapadł wyrok skazujący. Triumwirzy - Robespierre, Saint - Just, Couthon, którzy tylu ludzi winnych i niewinnych wydali w ręce kata, zostali zgilotynowani. W pierwszych miesiącach nasilenia terroru 31 maja 1793 r. proletariat przedmiejski wtargnął na salę obraz Konwentu. Zastraszył swą groźną postawą posłów zasiadających w centrum. Zmusił ich do głosowania z lewicą przeciw prawicy. Konwent przyjął wniosek mniejszości lewicowej o wydanie Żyrondystów w ręce Trybunału Rewolucyjnego. W czternaście miesięcy później, z końcem lipca 1794 r. lud przedmieść nie dobijał się do drzwi Konwentu. Nie wziął w obronę jakobińskiej lewicy. Naród przejrzał. Zwyciężyły zdrowy rozsądek i uczucie ludzkości. Narodowi obrzydły nadużywanie terroru i niepraworządny despotyzm, anarchia, jak wówczas mówiono. Ze słowem anarchia łączono pojęcie bezprawia, a nie bezrządu. Wówczas myślenie polityczne nie upadło tak nisko jak obecnie. Nikt nie głosił, nikt nie uważał za wykonalny program współżycia ludzi bez jakiegokolwiek rządu. Maksymaliści i utopiście jeszcze nie doszli do głosu. Natomiast rozumiano, że istniały i istnieją ustroje niepraworządności, bezprawia, rządzenia aktami administracyjnymi, wypływającymi z dowolnych postanowień urzędników i sędziów, z ich swobodnego uznania, nie powziętych w wykonywaniu ustaw. Utożsamiano niepraworządny despotyzm z anarchią, z bezprawiem. Naród francuski porzucił bezdroża anarchii, lekceważenia ustaw, przeceniania terroru.

Nastały czasy reakcji i rzeczywistego, a nie papierowego postępu. Wybitniejsi z pośród pracy i lewicy Konwentu, spośród Żyrondystów i Dantonistów ponieśli śmierć. Ocaleli przeważnie posłowie ostrożni, mniej prononsowani, bardziej kompromisowi, zasiadający w centrum, na środkowych ławach sali obrad. Zaraz po straceniu Robespierre`a posłowie, którzy uniknęli śmierci, ale nie więzienia, wielu z nich to sympatycy Żyrondy, zasiedli z powrotem w Konwencie. Grono posłów zbliżonych do Jakobinów, zostało osądzone w więzieniu. Barrére, członek Komitetu zbawienia publicznego, który domagał się ongiś postawienia terroru na porządku dziennym w ostatniej chwili przyłączył się do wrogów Robespierre`a. Uniknął kary śmierci. Został wygnany. Po kilku latach powrócił i, jak pisze w swych pamiętnikach, uzyskał od Napoleona płatne zlecenie uprawiania szpiegostwa politycznego. Kara śmierci przestała być jedynym sposobem załatwiania porachunków z przeciwnikami politycznymi. Najskrajniejszy z Jakobinów został ukarany pośmiertnie przez zawiedziony lud.

Marat, Lenin rewolucji francuskiej, podpisywał się: "Marat, przyjaciel ludu". Zaraz po wybuchu rewolucji począł wydawać pismo codzienne pod tym tytułem. Był pierwszym, który już z początkiem r. 1790 wystąpił publicznie z żądaniem powołania dyktatora tymczasowego i ucięcia zawczasu pięciuset głów, ażeby uniknąć większego rozlewu krwi. Domagał się dyktatury ludowej. Był pierwszym, który wieścił wojnę biednych z bogatymi. Lud, który zrzuci jarzmo przywilejów stanowych szlachty, powołany jest także do zrzucenia jarzma bogactwa. Agitował za powszechnym głosowaniem. Żyrondyści zarzucili mu, że toruje drogę dyktaturze Robepierre`a. W lipcu 1793 r. Karolina Corady zasztyletowała Marata za podburzanie do pogromu Żyrondystów. Pod wrażeniem tego zdarzenia Jakobini zainscenizowali kult Marata. Uwieczniali jego postać w rzeźbie i na płótnie. David, nadworny malarz terrorystów, a z czasem Napoleona, przekazał potomności sławny wizerunek Marata. Śmierć Robespierre`a, wykonawcy jego programu, Stalina rewolucji francuskiej, nie od razu rzuciła cień na sławę Marata. We wrześniu 1794 roku pochowano uroczyście zwłoki Marata w Panteonie, w grobowcu narodowym Wielkości Francji. Aliści już po kilku miesiącach, w lutym następnego roku wybuchły w Paryżu antyjakobińskie rozruchy. Lud wywlókł z Panteonu i zbezcześcił zwłoki Marata. Porozbijał jego popiersia. Na szczęście obraz Davida ocalał.

Konwent zniósł ustawę czerwcową. Komitet zbawienia publicznego i Trybunał Rewolucyjny poczęły funkcjonować w zmienionym składzie osobowym i zakresie działania. Prezes Trybunału został stracony razem z Robespierre`m. W sześć dni później Konwent kazał zaaresztować Antoniego Quentin, Fouquiera de Tinville, który pełnił funkcję prokuratora Trybunału od chwili jego powstania w marcu 1793 roku, a więc przez przeciąg szesnastu miesięcy. Oskarżał królowę, Karolinę Corday, sławnego chemika Lavoisiera, wielu członków Konwentu, szereg wybitnych osobistości. W toku procesu Żyrondystów i Dantonistów zwracał się pisemnie - listy są publikowane - do Komitetu Zbawienia publicznego o przyspieszenie procedury sądowej. Z początkiem 1795 roku odbył się proces dawnych funkcjonariuszy Trybunału Rewolucyjnego. Fouquier i część sędziów zginęła na szafocie. Zwrot na prawo został przypieczętowany uchwaleniem w r. 1795 nowej konstytucji. Francja szybko otrząsnęła się z szału rewolucyjnego. W ciągu niespełna dwóch lat minęło wielkie nasilenie terroru. Marat, Robespierre, Fouquier - Lenin, Stalin, Wyszyński rewolucji francuskiej ponieśli śmierć. Dyrektoriat objął rządy. Przegrali ludzie skrajni. Zwyciężyli zwolennicy drogi pośredniej, szermierze liberalizmu. Cywilizacja we Francji została uratowana. Francja nie stoczyła się w przepaść długoletniego, niepraworządnego, barbarzyńskiego despotyzmu. Napoleon utrwalił pójście po liberalnej linii pośredniej. Zachował centralizację państwa, ulepszoną organizację wojskową i inne zdobycze rewolucji. Utrwalił porządek, ład i praworządność. Podczas rewolucji finanse, waluta, kredyt państwa ucierpiały. Napoleon uzdrowił te podwaliny bytu państwa i społeczeństwa bez obarczania ludności nadmiernymi podatkami.

Rewolucjoniści rosyjscy nawiązali do końcowego okresu zwyrodnienia rewolucji francuskiej. Wykreślili ze swego programu jej dwie poprzednie fazy, liberalną i demokratyczną. Potępili zamiar przeprowadzenia praworządnie i pokojowo reform, bez wojny domowej, bez wzniecenia walki klas. Dotrzymali zapowiedzi, że zaczną od tego, na czym rewolucjoniści francuscy mimowolnie skończyli, od niepraworządnej, despotycznej dyktatury i terroru. Ich terror był bardziej systematyczny i precyzyjny, bardziej okrutny, mniej ludzki, niż stosowany przez rewolucjonistów francuskich. Niska jakość towarów bolszewickich stała się przysłowiowa. Kunsztem siania postrachu władali mistrzowsko. W posługiwaniu się tą metodą rządzenia prześcignęli wszystkich. Dowodem jej pierworządnej jakości długotrwałe sukcesy przez nich osiągnięte. Robespierre i jego zwolennicy przegrali wkrótce po wstąpieniu na drogę despotyzmu i terroru.

Przebieg wypadków w Rosji był odmienny od tego, co się działo we Francji. Kilka okoliczności złożyło się na wywołanie różnic. Psychiczne właściwości obu narodów ukształtowały się odmiennie częściowo pod wpływem różnego toku ich dziejów. Silny udział żywiołu żydowskiego w poczęciu i w pierwszych latach rosyjskich rządów rewolucyjnych zaważył na szali wypadków. Dokonanie przewrotu w Rosji metodami rewolucyjnymi, było poprzedzone długim okresem planowania ich użycia i przygotowania wybuchu rewolucji przez zawodowych rewolucjonistów. Ani jedno, ani drugie nie zachodziło we Francji.

Skłonność do przesady w myśleniu i działaniu, maksymalizm polegający na uporczywym dążeniu do pójścia jak najdalej w raz obranym kierunku, niezdolność zatrzymania się w pół drogi, choćby takie postanowienie było ze wszech miar wskazane, znamionuje często postępowanie Rosjan. Umiar i zdrowy rozsądek, niechęć do fanatyzmu silniej wpływają na tok wypadków we Francji, niż w Rosji. Stąd w znacznej mierze bierze początek większy radykalizm, programów oraz metod ich ziszczania rewolucjonistów rosyjskich i rosyjskiej rewolucji. W Rosji niepraworządny despotyzm, niezdolny do zaistnienia i trwania bez siania postrachu stanowi narodową, tradycyjną formę rządu. Występuje od dawien dawna, zależnie od okoliczności z mniejszym lub większym natężeniem. Ustrój liberalny i praworządny jest obcy Rosjanom. Nie pragną tego, czego nie znają. Mongolscy i tatarscy chanowie i carowie, ich następcy na czele z Iwanem IV, którego strwożeni poddani Groźnym nazwali, nauczyli naród "cierpliwości cierpieć" (Gorkij). Lenin i Stalin znali duszę swego narodu. Wiedzieli, że despotyzm i terror popłacają, że w Rosji sianie postrachu jest pewniejszym sposobem utrzymywania się przy władzy, niż pozyskiwanie zaufania i miłości poddanych. Stalin wiedział, że dobry polityk stosuje, a zarazem tai, a nawet wypiera się tego drogowskazu rządzenia. Polecił swym poetom nadwornym pisać i ogłaszać wiersze, opiewające ukochanego Stalina. - Znaczny udział żywiołu żydowskiego przyczynił się do zradykalizowania rewolucji rosyjskiej. Ludy wschodnie, Żydzi i Rosjanie łatwo ulegają popędom maksymalistycznym. Wielu spośród Żydów ukazuje skłonność do fanatyzmu. Ci właśnie przylgnęli do rosyjskich rewolucjonistów i dolali oliwy do ognia.

Wybuch rewolucji rosyjskiej doszedł do skutku w atmosferze nastrojów, urabianych długoletnią agitacją rewolucyjną w wielu krajach zachodnio-europejskich, w atmosferze licznych ruchawek rewolucyjnych mniej lub więcej zaawansowanych, poronionych lub w pewnej mierze zwycięskich. Ciągłe, tolerowane przez liberalne władze, nawoływania do wojny domowej, jej gorliwe, bezustanne usprawiedliwianie, uporczywe, często powtarzane dowodzenia jej konieczności, ciągłe rozważania na temat, jakie są najsprawniejsze metody pomyślnego dokonywania rewolucji wpłynęły osłabiająco na argumenty, uczucia, skrupuły sumienia, powstrzymujące od poczynań tego pokroju. Dziwnym sposobem mówiono i pisano z coraz większym oburzeniem o niegodziwości wojen międzynarodowych. Piętnowano surowo agitację ich zwolenników, ale zapoznawano, czy też przymykano oczy na wzajemną współzależność wojen międzynarodowych i domowych. Opinia publiczna, przedtem zgodnie kwalifikująca bardziej ujemnie wojny domowe, w zeszłym wieku odwróciła tę skalę wartości. Poczęła coraz pobłażliwiej osądzać wojny domowe, coraz słabiej opinia i władza reagowały przeciw ich reklamowaniu. Sądy przestępców politycznych często łagodnie karały, a sądy przysięgłych nieraz ich uniewinniały. Ten sam motyw przyczyniał się do szczodrego udzielania azylu przestępcom politycznym. Intelektualny i moralny deficyt owładnął korzeniami cywilizacji europejskiej, podkopywał ład i porządek publiczny, ułatwiał destrukcyjną, nihilistyczną robotę rewolucjonistów rosyjskich, czynnych w łączności i oparciu o agitację, zamachy i powstania rewolucjonistów w innych krajach europejskich.

W jednym z carskich procesów politycznych oskarżony, zapytany przez sędziego o zawód, zeznał: "Rewolucja moim zawodem". Rosyjska rewolucja była istotnie dziełem szczupłego grona osób, specjalizujących się już od lat młodzieńczych w nielegalnej, podziemnej działalności spiskowej, w podsycaniu każdej opozycji, w podburzaniu do demonstracji anty-rządowych, do wszelkich sabotaży, do strajków i bojkotów, w urządzaniu zamachów. Ci ludzie latami całymi żyli w klimacie podziemnych spisków, w ciągłej walce z władzami. Nie przebierali w doborze środków działania. Byli ścigani i tropieni, więzieni, skazywani na zesłanie, na śmierć. Odwzajemniali się okłamywaniem i oszukiwaniem władz, rabowaniem mienia państwowego. Władze nieraz z powodzeniem osadzały w ich gronie swoich szpiegów i prowokatorów, występujących w masce rewolucjonistów. Ci znowu płacili pięknem za nadobne. Rewolucjonistom udawało się czasem wkręcić swe wtyczki do rządowych biur policyjnych. Posługiwanie się wtyczkami wywierało wpływ szczególnie demoralizujący. Rewolucjoniści zabijali urzędników wyższych i niższych. Zabijali nieraz podstępnie donosicieli, którzy wślizgnęli się do ich kółek. Nie zawsze na zasadzie wyroków sądów partyjnych. Wytworzyli w swym gronie, wtedy, gdy walczyli podziemnie, tę instytucję, wyrokującą oczywiście wedle sumienia rewolucyjnego, a nie litery prawa.

Kłusownicy zaawansowali na leśniczych. Na nowych stanowiskach nie nabrali nowych manier. Zasiedli na fotelach ministerialnych i krzesłach urzędniczych. Nie porzucili dawnych chwytów. Rządzili swą Rosją tymi metodami, którymi obalili carską: Konspiracyjnie, skrycie. Obradowali nadal tajnie. Nie ogłaszali protokołów z posiedzeń politbiura. Działali nadal kłamliwie i podstępnie, mściwie i okrutnie. Metodę rządzenia, której byli ofiarami, udoskonalili i spotęgowali, Francja nie zaznała tej klęski.

We Francji terror był krótkotrwałą gorączką rewolucyjną, a nie długofalową polityką. Psychologiczne tło obu zjawisk, zewnętrznie do siebie podobnych, kryło treść odmienną. Terror rewolucji francuskiej ujawnił się jako gwałtowny odruch ludzi rządzących i ich popleczników, podrażnionych niebezpieczeństwem poniesienia klęski w walce z najeźdźcami, wspomaganymi przez odłam narodu przeciwny reformom przez nich wprowadzanym w życie. Francuzi działali ab irato. Gdy gniew opadł, żal ich ogarnął. Szybko wytrzeźwieli. Sprawców terroru ukarali. Działali w chwilowym uniesieniu. Rosjanie pod wpływem trwałego, systematycznego wyrachowania. "Zimny drań" powiada rosyjski lud o czekiście nawet o tym, który był za młodu płomiennym rewolucjonistą. Francuzi nigdy, nawet w czasie największego nasilenia terroru, nie poniżyli się do tego poziomu zakłamania, na którym bolszewicy budowali swą propagandę. Masowe, skrytobójcze morderstwa bezbronnych więźniów, których ich oprawcy najbezczelniej w świecie w żywe oczy się wypierali, nie zdarzyły się we Francji. Żaden Katyń nie plami pamięci rewolucjonistów francuskich.

Francuzi nie zapewniali specjalnych przywilejów funkcjonariuszom policji, powoływanym do wykonywania terroru. Rewolucjoniści francuscy uchwalili deklarację praw, znoszącą barbarzyńskie, nieludzkie zasady dawnego prawa i procesu karnego. Rosyjscy je przywrócili. Wydali ustawę o odpowiedzialności rodzin za przestępstwa jednego z ich członków, popełnione bez ich współudziału. Francuscy takiej ustawy nie wydali. Uchwalili zniesienie tortur. Czyny były zgodne ze słowami. Nie nawrócili do stosowania tortur nawet w latach terroru. Do składania zeznań oskarżonych ani nie zmuszali torturami, ani nie skłaniali obietnicami często niedotrzymywanymi. Do wymuszania samoopljewania nie poniżyli się.

Robespierre w ostatniej swej mowie domagał się zjednoczenia Komitetów zbawienia publicznego i bezpieczeństwa generalnego. Dyktatura Komitetu zbawienia publicznego była ograniczona istnieniem obok niego, także z Konwentu wyłonionego, Komitetu bezpieczeństwa generalnego, który sprawował bliżej nieokreślone funkcje policyjne. W ustroju bolszewickim zaistniał tylko jeden naczelny organ siania postrachu. Czeka, była urzędem wszechzwiązkowym, obejmującym zasięgiem swej władzy bezpośrednie wszystkie republiki sowieckie, a za pośrednictwem miejscowych urzędów bezpieczeństwa wszystkie kraje podbite. Na ich obszarze rządziła nieoficjalnie. Czeka podlegała wprost Leninowi, później Stalinowi. Kontrolowana tylko przez dyktatora, kontrolowała wszystkich innych. Czeka, najbardziej autonomiczna władza w państwie, rozporządzała własnym wojskiem i własnymi dochodami. Czekiści odpowiadali za popełnione przestępstwa wyłącznie przed tajnym sądem czeki. Stanowili najbardziej uprzywilejowaną, najlepiej płatną warstwę biurokracji. W polskiej gwarze ludowej utarło się nazywanie urzędu bezpieczeństwa bezpieką w znaczeniu pozbawiania poddanych przez władze wszelkiej opieki. Lud trafił w sedno, dając w tej nazwie wyraz przekonaniu - jakże uzasadnionemu! - iż pod butem bezpieki nikt nie był pewny dnia ani godziny, nikt nie był chroniony przed samowolą i nadużyciami władz. We Francji nadzwyczajne władze wyłonione z Konwentu albo powołane przez Konwent wyrokowały wedle sumienia. Inne postępowały praworządnie. W Rosji od chwili powstania rządów bolszewickich każda władza administracyjna i sądowa orzeka wedle praworządności rewolucyjnej.

Władcy Rosji bolszewickiej przyznali sobie przywilej rządzenia na zasadzie niczym nieskrępowanego swobodnego uznania. Korzystając z tego uprawnienia, przywrócili staroświecką, ostatnio powszechnie, także w Rosji carskiej, potępioną i zniesioną odpowiedzialność zbiorową grupy, przede wszystkim rodziny za przestępstwa jej członków. Dyplomaci i inni urzędnicy wysyłani przez rząd bolszewicki za granicę w misjach politycznych i ekonomicznych, wezwani do powrotu często odmawiali posłuchu. Rząd, żeby przeciwdziałać temu masowemu zjawisku, począł delegować zagranicę tylko urzędników żonatych i dzietnych z zastrzeżeniem pozostawienia rodzin w kraju. Rodziny wyjeżdżających delegatów stawały się zakładnikami karanymi, gdy delegaci odmawiali powrotu. Doszło nawet do wydania osobnego przepisu ustawowego o odpowiedzialności zbiorowej w pewnej kategorii wypadków. Wojskowy kodeks karny orzekał karalność za dezercję dezertera i jego rodziny, zamieszkałej z nim po jednym dachem, niezależnie od udziału jej członków w popełnieniu tego przestępstwa. Oczywiście to odsłonięcie oblicza w odniesieniu do tej kategorii wypadków nie oznaczało, jak świadczy przykład co dopiero przytoczony, niestosowania odpowiedzialności zbiorowej w innych wypadkach.

W społeczeństwach cywilizowanych, których uczestnicy powodują się argumentami rozumowymi i humanitarnymi, utarło się przeświadczenie, że przyznanie się w toku śledztwa i na rozprawie sądowej do popełnienia karygodnego czynu lub zaniechania ma małą wartość dowodową. Procedura kryminalna społeczeństw cywilizowanych oparta jest na zasadzie, że obowiązkiem władz śledczych jest przedłożenie sądowi przedmiotowych i rzeczowych dowodów winy oskarżonych, jako zeznać wiarygodnych, nieuprzedzonych świadków, dokumentów niewątpliwie autentycznych, narzędzi zbrodni. Oskarżonym przysługuje prawo odmówienia w toku śledztwa i na rozprawie sądowej odpowiedzi na pytania, jeśli, ich zdaniem, odpowiedź mogłaby przynieść im szkodę. Władze policyjne i śledcze są zobowiązane przypomnieć podejrzanym i oskarżonym ich prawo odmówienia odpowiedzi. Wprost przeciwna jest procedura kryminalna społeczeństw o przewadze popędów irracjonalnych, pokornie znoszących jarzmo despotów, skłonnych do okrucieństwa. Tam wciąż jeszcze pokutuje przesąd, że przyznanie się oskarżonego do popełnienia przestępstwa stanowi najpewniejszy dowód winy. W średniowieczu powtarzano: "confessio est regina probationum". Wśród mas mało cywilizowanych wyrok oparty na przyznaniu się oskarżonego uchodzi za szczególnie sprawiedliwy. Ta podstawa opinii publicznej sprzyja stosowaniu w śledztwie groźby użycia tortur w potrójnym celu. Chodzi o zmuszenie ofiary do zeznania, że popełniła przestępstwo lub, że miała zamiar je popełnić, do samopljewania oraz do wydania wspólników. W razie bezskuteczności groźby następowało jej wykonanie. W Chinach po dziś dzień tortura jest orzekana jako kara dodatkowa, rzadziej, jako wyłączna. Rozpowszechniony był zwyczaj skazywania zdrajców stanu na karę śmierci, połączoną z zadawaniem męczarń, nieraz długotrwałych. Wynikiem stosowania tortur w śledztwie było i jest nieraz przyznawanie się oskarżonych do czynów niepopełnionych, oraz wskazywanie przez nich wspólników, którzy nimi nie byli. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak częste były i są wypadki wymuszenia całkowicie lub częściowo fałszywych zeznań. Pewne, że oskarżeni niejednokrotnie obciążali ludzi całkiem niewinnych, których nazwiska torturowanemu podpowiadali urzędnicy indagujący ofiarę oraz pewne, że oskarżeni niejednokrotnie zeznawali okoliczności oczywiście sfingowane. Kobiety, pomawiane o czary, przyznawały się do stosunków płciowych z diabłami, podając wygląd, strój diabła, miejsce, czas i sposób popełniania czynu, a łatwowierne masy były święcie przekonane o prawdziwości ich zeznań.

Bolszewicy udoskonalili metody torturowania, posługując się najnowszymi zdobyczami wiedzy. Wykształcili specjalistów w sztuce zadawania męczarń. Stosowali z pomyślnym skutkiem, właśnie dlatego często, torturę światła i bezsenności. Nie szczędzili kosztów na oświetlanie jak najsilniejszymi żarówkami dzień i noc pokoju, w którym przebywał torturowany. Truli swe ofiary środkami osłabiającymi odporność psychiczną, wolę i świadomość. Oskarżeni wpadali w stan jak gdyby zahipnotyzowania. Nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co czynią, przyznawali się pod wpływem skopalaminy, fenedriny, benzedriny, actedronu. Te trucizny można zadawać bez wiedzy ofiar. Rozpowszechniony jest pogląd, że bolszewicy zdołali wymusić tymi chwytami zeznania osób, zajmujących wysokie stanowiska, którzy powinni byli zdobyć się na odwagę zdarcia maski z twarzy swym prześladowcom w toku publicznej jawnej rozprawy sądowej. - Bolszewicy skazywali na śmierć, ogłaszali o wykonaniu wyroku i darowali życie uśmierconym na papierze. Jednym z celów tej procedury było zapewnić sobie możność stawienia przed oczy takiego nieboszczyka oskarżonemu, którego sędzia śledczy słaniał do zeznań obietnicą niewykonania wyroku śmierci, ażeby tym naocznym argumentem wzbudzić w oskarżonym wiarę, że obietnica będzie dotrzymana. Wymuszano nieraz przyznania obietnicą oszczędzania rodziny.

Francja XVIII wieku była krajem nie ze wszech miar cywilizowanym. Procedura kryminalna przewidywała stosowanie tortur w ich podwójnym charakterze jako środka wymuszenia zeznań i jako kary. Szczytną kartą w dziejach rewolucji francuskiej jest ustawa z 9 października 1789 roku, od razu i stale ściśle przestrzegana, znosząca dopuszczalność stosowania tortur jednych i drugich. Ta zasada obowiązuje po dziś dzień we Francji i w wielu innych krajach. Władze Rosji bolszewickiej, o ile mi wiadomo, nie zadawały męczarń jako kary. Stosowały je jednak na wielką skalę w śledztwie. Bolszewickie jawne procesy polityczne, były nawrotem do średniowiecznych metod sądzenia czarownic. Ten tok rozwoju bolszewicy nazywali postępem.

46.

W Rosji bolszewickiej i w krajach podbitych zdarzały się często starannie wyreżyserowane pokazowe procesy polityczne, istne widowiska teatralne, na zakończenie których urzędnicy zwani sędziami wydawali wyroki zgodne z poleceniami władz administracyjnych, sformułowanymi już przed rozpoczęciem przewodu sądowego. Ofiary tej "sprawiedliwości ludowej" pieczołowicie dobierano. Śledztwa ciągnęły się latami. Przed jawny sąd stawiano tylko ofiary odpowiednio spreparowane w śledztwie, o których wiedziano, że złożą zeznania, zdaniem rządu, wzmacniające jego stanowisko. Odmawiających przyznania się do win niepopełnionych, czekiści skrycie mordowali albo nadal więzili. Wytaczano procesy przeciwnikom politycznym w myśl oddziaływania na wyobraźnię i na uczucia tłumu rosyjskiego, skwapliwie uczęszczającego na widowiska sądowe, gorliwie rozczytującego się w sprawozdaniach prasowych z procesów politycznych, żądnego wrażeń jaskrawych i brutalnych, dostosowanych do jego poziomu umysłowego, radującego się poniżaniem osobistości jeszcze wczoraj zajmujących czołowe stanowiska w hierarchii państwowej, i bałwochwalczym wywyższaniem w ten sposób autorytetu dyktatora. Jak każdy despotyzm tak i rosyjski ostatniej doby żył i trwał wyplenianiem wszystkich autorytetów w społeczeństwie na korzyść jedynego autorytetu despoty. To właśnie było funkcją rosyjskich procesów politycznych.

Dla osiągnięcia tego celu nie wystarczało zmusić torturami oskarżonych do przyznawania prawdziwości oskarżeń. Trzeba było ich pozbawić czci osobistej. Należało poniżyć ich w oczach tłumu, zmuszając torturami do drogiego duszy rosyjskiej, uświęconego tradycją nihilistycznego samoopljewania. Rosjanie, gdy ich nie unosi megalomania, snadnie popadają w przeciwną ostateczność. Roiło się w Rosji od osobników małej inteligencji, pozbawionych kośćca moralnego, przeżartych poczuciem niższości, skłonnych do pogardzenia światem, sobą samym i odczuwania wzgardy dla stanu gardzenia sobą samym. Byli to ludzie, którzy zatruwali sobie i bliźnim życie, nie myśląc o niczym innym jeno o tym, by "contemnee mundum, contemnere se ipsum, contemnere so contemni", których przykazaniem "naplewat" na wszystko i na wszystkich z włączeniem siebie samych. Na tle rozpowszechnionego, wątłego poczucia godność osobistej staje się zrozumiałym, że rosyjscy sędziowie śledczy i prokuratorzy wyciskali z oskarżonych, prócz przyznania się do zarzucanych przestępstw, stwierdzenie (a nuże jakiś wróg Rosji wyraziłby tak zdrożne podejrzenie), iż w śledztwie nie byli torturowani, poczym oskarżony musiał wyznać, że zgrzeszył przeciw ludowi pracującemu (!), wyrazić żal i skruchę, prosić o przebaczenie i złożyć zapewnienie, iż uważa wyrok skazujący, choćby na karę śmierci za sprawiedliwy i słuszny. Radek był jednym z nielicznych oskarżonych, który ratował jak mógł w danych warunkach, swą godność ludzką. Po odczytaniu aktu oskarżenia zapytany, czy potwierdza oskarżenie odciął się słowami: "Przyznaję się do popełnienia wszystkich przestępstw wymienionych i niewymienionych w akcie oskarżenia", a na pytanie smutnej pamięci prokuratora Wyszyńskiego, czy był torturowany w śledztwie, odrzekł: "To nie sędzia śledczy mnie, ale ja jego torturowałem, odmawiając uporczywie przez kilka miesięcy przyznania się do winy".

W ciągu jawnego procesu, wytoczonego Radkowi, do niedawna chlubie partii, dziennikarze zagraniczni zasiadali wśród publiczności. Ich depesze były cenzurowane. Jednak władze rosyjskie uznały, iż niepolitycznie byłoby kreślić je nadmiernie, dzięki czemu kompromitujące złośliwości "tej małpy" Radka zostały opublikowane w New Yorku ("Time") i gdzie indziej, ale zamilczane w rosyjskiej prasie i w tamtejszych audycjach radiowych.

Proces Radka i wspólników był drugim z kolei wielkim procesem politycznym, wytoczonym przez Stalina starej gwardii bolszewickiej. Prawdopodobnie stara gwardia, wyrosła w spiskowaniu, tą bronią z nim walczyła. Dyktator ani chciał ani mógł całkowicie ukryć ten motyw procesu. Nie chciał jednak wywoływać wrażenia wyłączności tego motywu. Postanowił upiec przy tym ogniu, aż dwie inne pieczenie. Zanosiło się na wojnę z Niemcami i z Japonią. Nacjonalista Stalin kazał obwinionym przyznać się do prowadzenia układów z przedstawicielami tych dwóch państw, ażeby wywołać oburzenie patriotów przeciw zdrajcom. Oskarżeni zeznali, że prowadzili rokowania za pośrednictwem Trockiego, z którym spotkał się ich wysłannik w oznaczonym miejscu i czasie. Wkrótce po zapadnięciu wyroku, zeznanie okazało się fikcją. Czeka w tym wypadku pokpiła sprawę. Trocki udowodnił niezbicie, że wówczas przebywał gdzie indziej. Równie nieprzekonywująco wypadły zeznania o sabotaż gospodarczy, Ba, skutek narzucenia chłopom gospodarowania kołchozowego, sytuacja aprowizacyjna pogorszyła się. Zaopatrzenie ludności w inne artykuły było także wysoce niezadowalające. Kolejnictwo funkcjonowało jak najgorzej. Stalin postanowił zwalić winę na oskarżonych. Kazał im przyznać się do całego szeregu aktów sabotażu. Zeznali, iż w ciągu ostatnich dwóch lat spowodowali trzy tysiące pięćset (!) wykolejeń pociągów i innych uszkodzeń kolejowych. Czekiści, prowadzący dochodzenia i prokurator Wyszyński, najwidoczniej przesolili, jak na zachodnie podniebienie.

Żył wówczas w Paryżu Nawachine, były dyrektor tamtejszej filii sowieckiego Gosbanku, który po ustąpieniu ze swego stanowiska nie powrócił do Rosji. Z końcem stycznia 1937 r. miał wygłosić odczyt publiczny o toczącym się właśnie procesie Radka i wspólników. Rankiem tego dnia, na który odczyt był zapowiedziany, podczas codziennego spaceru w Bois de Bulogne został zastrzelony. Sprawca zdołał zbiec. Prasa paryska doniosła, że był wysłannikiem czeki.

Zeznania wymuszone torturami były właściwie jedynym środkiem dowodowym, przedstawianym sądowi w procesach politycznych. Na Zachodzie sędziowie wyrokują niemal wyłącznie na podstawie dowodów przedmiotowych i rzeczowych, a zeznania oskarżonych, dopuszczone o tyle, o ile chcą je złożyć, stanową dowód tylko posiłkowy. Na Zachodzie ważnym środkiem dowodowym są zeznania świadków wiarygodnych. W Rosji i w krajach demokracji ludowej niemal wyłącznym dopełnieniem wyznań oskarżonych jest jeden rodzaj dowodów przedmiotowych, a mianowicie zeznanie świadków niewiarygodnych. Są nimi świadkowie, doprowadzeni z więzienia, których zeznania są wymuszone groźbą stosowania tortury, a często wykonaniem tej groźby, którzy po złożeniu zeznań są z powrotem odprowadzani do więzienia. Zdarza się przedkładanie sądowi dokumentów, których autentyczność prawie zawsze budzi poważne zastrzeżenia. Wymieniane w akcie oskarżenia przedmioty i dokumenty, znalezione u obwinionych bywały często podrzucane przez policję. Dowody przedmiotowe są w Rosji i w krajach demokracji ludowej podrzędnym członem postępowania dowodowego. Ich siła dowodowa jest prawie zawsze minimalna.

Obrońcom nie wolno grać tym atutem. Są dopuszczeni celem upozorowania sprawiedliwości i ludzkości postępowania dowodowego. Zmuszeni są wbrew swemu sumieniu odgrywać rolę nieszczerą i upokarzającą. Muszą potakiwać wywodom prokuratora. Nie wolno im kwestionować winy oskarżonego. Ograniczeni są do powoływania okoliczności łagodzących. Gdyby postąpili inaczej, czeka zlikwidowałaby ich potajemnie. Faktycznie oskarżeni pozbawieni są możności korzystania z pomocy obrońców.

Szczególnym kwiatkiem procedury sądowej rosyjskiej jest zawieranie układów z oskarżonymi o przyznanie się do niepopełnionych czynów i zaniedbań praktykowane zwłaszcza w pokazowych procesach o sabotaż gospodarzy. W pewnym mieście istnieje fabryka, której zarząd spoczywa w ręku wysoko wykwalifikowanego dyrektora, uczciwie i gorliwie spełniającego swe funkcje. Fabryka prosperuje pomyślnie. Wykonuje plan produkcji z nadwyżką. Nagle - zjawisko częste w tym planowanym chaosie - zawodzą dostawy surowców, opału, smarów do naoliwienia maszyn. Konserwacja i reperacja maszyn utyka. Aprowizacja robotników gwałtownie pogarsza się. Produkcja katastrofalnie spada. Trzeba ratować autorytet władz. Czeka osadza dyrektora w więzieniu. Prokurator na rozprawie oskarża o sabotaż gospodarczy. Dyrektor przyznaj się do przestępstw wymienionych w akcie oskarżenia i zostaje zasądzony na dożywotnie więzienie przy akompaniamencie obelżywych okrzyków potępienia tłumu, rozagitowanego przez zgodny chór aparatu partyjnego, prasy, radia. Władze wywożą zasądzonego do odległej miejscowości, gdzie wkrótce obejmuje równorzędne lub nawet wyższe stanowisko w służbie rządowej. W pewnych wypadkach władze spełniają przyrzeczenia dane oskarżonym w zamian za przyznanie się do zarzucanych przestępstw. Nie dotrzymują przyrzeczeń, o ile ten drugi sposób załatwienia sprawy uważają za korzystniejszy.

Urzędy bezpieczeństwa w Rosji i w krajach podbitych liczyły się z tym, że w razie jawnego sądzenia każdego aresztowanego, doszłyby do ujawnienia prawdziwej cyfry uwięzionych, liczyły się także z tym, że zaznania więźniów mogłyby wypaść nie po ich myśli. Bezpieki przeważnie działały potajemnie bez przekazywania spraw sądom. W tych tak licznych wypadkach nawet pozory praworządności nie były przestrzegane. Bezpieki były nader wstrzemięźliwe w udzielaniu wiadomości o faktach uwięzienia, o ich przyczynach i dalszych losach aresztowanych. Więzień w Rosji, to najczęściej człowiek, który wpadł jak kamień w wodę, który zaginął bez wieści na zawsze lub na tak długo, póki władzom nie spodobało się uchylić rąbek tajemnicy. Losy aresztowanych bywały różne. Zdarzało się, że człowiek uwięziony przesiadywał w areszcie krócej lub dłużej i został wypuszczony bez przesłuchania, bez powiadomienia o powodach ani uwięzienia, ani zwolnienia. Konstytucja rosyjska orzeka, iż praca jest obowiązkiem każdego. Czeki, może w wykonaniu tego przepisu konstytucji, aresztowały ludzi nie dość powolnych rządowi i zsyłały ich w odległe części Rosji na roboty przymusowe dożywotnie lub na czas krótszy, zależnie od czego, trudno dociec. Zdarzało się, że czeki przeprowadzały w swoim zakresie działania tajne postępowania, jak gdyby sądowe. Jedni czekiści wymuszali torturami zeznania. Drudzy sądzili i wyrokowali wedle sumienia rewolucyjnego. Trzecia grupa w wykonaniu wyroku w podziemiach czeki skrytobójczo mordowała uwięzionych strzałami w nasadę czaszki z tyłu.

Władze rosyjskie pilnie strzegły tajemnic swych lochów więzionych. Zabraniały mówić i pisać o tym, co się działo w więzieniach. Ponowne przymknięcie groziło każdej chwili zwolnionym więźniom, jeśli by doszło do wiadomości czeki, iż wbrew przyrzeczonej milkliwości ważyli się mówić lub pisać o swych przeżyciach więziennych. Czeka na terenie Rosji zapobiegała skutecznie niedyskrecji więźniów i własnego personelu, ofiar i katów. Dozorcom i czekistom nie dozwalano porzucać służby. Byli z nią dożywotnio sprzęgnięci. Ograniczano ich wolność osobistą, ażeby zapobiec wyciągnięciu przez nich na światło dzienne haniebnych tajemnic ich urzędowania. W tym systemie rządzenia niewolnicy poganiali niewolnikami. Zadawanie męczarń w toku śledztwa stawało się męczarnią dla wielu z pośród czekistów. Zagłuszali sumienie nadużywaniem morfiny. Szerzyły się wśród nich choroby nerwowe, a nawet umysłowe. Kara Boża dosięgała ich już w życiu doczesnym.

Akcja zakonspirowania konspiracyjnej działalności czeki została uwieńczona powodzeniem od początku ograniczonym i malejącym w miarę upływu lat. Szczególnie trudno było zapobiec ujawnieniu kompromitujących faktów na terenie zagranicznym. Nawet zamordowanie Trockiego w Meksyku w r. 1940 niewiele pomogło. Wśród ofiar czeki znalazł się drobny ułamek ludzi dzielnych, którzy w sprzyjających okolicznościach zdołali zbiec za granicę i ogłosić swoje przeżycia. Pojawiło się przeszło sto książek i broszur tej treści. Szczególny rozgłos uzyskało obszerne dzieło Krawczenki "Wybrałem wolność". Wymowny tytuł, przysparzający powodzenie książce, dał asumpt do nazywania wszystkich zbiegów z państwa ucisku ludźmi, którzy wybrali wolność. Książka Krawczenki, wydana po raz pierwszy w r. 1948 w Stanach Zjednoczonych po angielsku, została przetłumaczona i publikowana w kilku językach, także po francusku. Komuniści francuscy wydrukowali w Paryżu artykuły, zarzucające Krawczence oszczercze zobrazowanie postępowania czeki. Krawczenko zaskarżył komunistów. Sądy paryskie zawyrokowały we wszystkich instancjach, że przeprowadził dowód prawdy i skazały niefortunnych obrońców Rosji bolszewickiej na opublikowanie ich kosztem całego tekstu wyroku w wielu gazetach. Nie zapomniano o zamordowaniu Trockiego. Policja strzeże Krawczenkę przed zemstą komunistów, jak dotąd skutecznie. We Francji i w Anglii odbyło się kilka podobnych procesów w ostatnich dwóch latach. Wszystkie wypadły na korzyść oskarżycieli bolszewickich metod rządzenia. W Paryżu wygrał proces socjalista Rousset autor książki o bolszewickich obozach koncentracyjnych, który zaskarżył komunistów francuskich o oszczerstwo. Polscy działacze polityczni na Zachodzie podali skargę o zniesławienie na Renaud de Jounevela, autora książki "Międzynarodówka zdrajców" wydanej w r. 1948 po francusku i w polskim tłumaczeniu przez rząd warszawski, skierowanej przeciw emigrantom z krajów w r. 1945 podbitych oraz na Andrzeja Wurmsera, autora przedmowy do tej książki, którego władze warszawskie fetowały w Warszawie, wyrażając mu wdzięczność za ich obronę we Francji. Obaj oskarżeni zostali w Paryżu skazani w r. 1952. Gen. Anders uzyskał w Londynie w tym samym roku skazanie redaktorów komunistycznego pisma Daily Worker na wysoką karę pieniężną jemu przyznaną przez sąd.

Wielu czmychało z bolszewickiego raju. Mało kto szukał tam wybawienia z dolegliwości zaznawanych gdzie indziej. Krawczenko na poparcie swego oskarżenia powołał świadków. Zeznawała pani Neuman. Jej mąż był posłem do parlamentu niemieckiego z ramienia stronnictwa socjalistycznego. Gdy Hitler zaraz po zdobyciu władzy począł aresztować wybitniejszych socjalistów, małżeństwo Neuman schroniło się w pobliskiej Rosji, z deszczu pod rynnę. Wjechali do Rosji legalnie. Wkrótce czekiści ich uwięzili. Zlikwidowali posła Neumana. Żonę zesłali do obozu koncentracyjnego. Minęło lat parę. Nadszedł sierpień 1939 roku. Stalin i Hitler zawarli układ o rozbiór Polski. Ułożyli się także o wzajemne wydanie zbiegów politycznych. Pani Neuman powędrowała z rosyjskiego do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Hitler przegrał wojnę. Pani Neuman doznała szczęścia w nieszczęściu. Została oswobodzona przez wojska amerykańskie, a nie przez rosyjskie. Ogłosiła wspomnienia o swym pobycie w obozach koncentracyjnych dwóch państw totalnych. Wielu rewolucjonistów rosyjskich szukało i znalazło bezpieczną przystań za granicą. Kraje wolności przyznawały uchodźcom z Rosji carskiej szczodrze prawo azylu politycznego, nie pytając o ich przynależność partyjną. Pozwalały im kontynuować działalność rewolucyjną. Bolszewicy gdy stali się panami Rosji, udzielali ochrony uchodźcom politycznym tylko bez zastrzeżeń posłusznym. Nie koniec na tym. Wysyłali siepaczy za granicę, ażeby tam mordować zbiegów, którzy zdołali się wyrwać z ich więzień i zawarli układ o wymianę zbiegów z państwem na nich się wzorującym. W niecałe dwa lata później Rosja łącznie z państwami zachodnimi wiodła bój z Niemcami. Gdy wojna miała się ku końcowi, bolszewicy podjęli próbę narzucenia swym nowym sprzymierzeńcom porozumienia podobnego do układu niemiecko-rosyjskiego o wymianę zbiegów politycznych. Żądali od nich wydania obywateli rosyjskich, zwiezionych przez Niemców do obozów pracy przymusowej i jeńców, którzy podczas zajmowania zachodnich obszarów niemieckich wpadli w ręce prących naprzód wojsk amerykańskich, angielskich i francuskich bez względu na to, czy godzą się na powrót do Rosji. Chcieli przeprowadzić zasadę przymusowego powrotu. Amerykanie w Jałcie (styczeń 1945 r.) poczynili ustępstwa. Wkrótce je cofnęli. Rosja w r. 1952 podczas wojny koreańskiej próbowała narzucić Amerykanom wyrażenie zgody na przymusową repatriację jeńców. Władcy Rosji bolszewickiej także i w tej sferze działalności pozostali wierni polityce przymusu i nie dawania przystępu do siebie liberalnemu humanitaryzmowi.

W Rosji i w krajach podbitych sądownictwo wojskowe było sprawowane albo jawnie, albo tajnie. Istniały obok tajnych sądów czeki tajne sądy wojskowe. Marszałek Tuhaczewski, naczelny wódz rosyjski w wojnie z Polską w r. 1920, oskarżony o spisek przeciw Stalinowi w porozumieniu z Niemcami, został rozstrzelany w r. 1936 na mocy tajnego postępowania i wyroku sądu wojskowego. Ówczesny generał, późniejszy marszałek Rokossowski był więziony przez pewien czas jako podejrzany o uczestnictwo w tym spisku.

System kar znamionuje także całkowite uzależnienie od swobodnego uznania władz. Ustawodawstwo rosyjskie było bardziej zmienne, niż rzeczywistość. Ustawodawstwo o karze śmierci ulegało częstym zmianom. Wykonywanie nie zmieniało się. Od czasu do czasu pojawiało się w dzienniku ustaw postanowienie, orzekające zniesienie kary śmierci. Wkrótce drukowano nowe, wprowadzające ją z powrotem. W pierwszym z tych dwóch wypadków naiwni profesorowie na Zachodzie, nie znający Rosji, ogłaszali artykuły, pełne zachwytów i hołdów, składanych na ołtarzu rosyjskiego humanitaryzmu. Nie wiedzieli ci profesorowie i inni publicyści tego autoramentu, iż w rzeczywistości zniesienie kary śmierci oznaczało li tylko zaprzestanie wydawania przez sądy wyroków śmierci. Ustawa taka nie miała żadnego wpływu na postępowanie czeki. Ten urząd w dalszym ciągu ferował i wykonywał wyroki śmierci. Ustawowe znoszenie co pewien czas kary śmierci było w znacznej mierze pozorne także z powodu dowolności w wykonywaniu wyroków, uwarunkowanej niewydawaniem zwłok osób, na których wykonano wyrok śmierci, w celu zatajenia liczby skrytobójczych morderstw czeki. Chybiałoby celu wydawanie zwłok skazańców sądowych, a nie wydawanie zwłok osób, pozbawionych życia przez czekę. Wówczas skrytobójstwa wbrew zamierzeniom władz przestałyby być skrytobójstwami, a więc przyjęto obyczaj niewydawania w ogóle zwłok. Anglosasi mawiali, że w Rosji nie obowiązuje ani Habeas corpus (Wolno uwięzić obywatela tylko z zachowaniem przepisów ustawy), ani Habeas cadaver, bo zwłok rodzinie nie wydawano. W tych warunkach zdarzało się, że skazani sądownie na więzienie byli mordowani skrycie przez czekę. Zdarzało się także, że skazywano ludzi na śmierć, ogłaszano o wykonaniu wyroku w oznaczonym miejscu i czasie mimo niewykonania wyroku. Władze zależnie od swego swobodnego uznania albo wykonywały go później, albo nie wykonywały go wcale, albo skazanego przetrzymywały dożywotnio, albo zwalniały go wcześniej zgodnie z naczelną zasadą bezterminowości uwięzienia. Czasokres przetrzymywania skazanych na więzienie w areszcie lub w obozach pracy przymusowej także nie pokrywał się z treścią orzeczenia. Władze dowolnie skracały lub przedłużały ten termin. Faktycznie każde uwięzienie było bezterminowe niezależnie od treści jawnego lub tajnego wyroku w razie jego wydawania, tym bardziej w wypadkach przetrzymywania ludzi w więzieniach lub w obozach pracy bez wyroku.

W Rosji bolszewickiej zaistniały rodzaje kar, nieznane ani w Rosji carskiej ani na Zachodzie. Urzędy zakwaterowania dowolnie rozporządzały wszystkimi mieszkaniami. Rząd masowo w szybkim tempie ściągał ludność ze wsi do miast, mnożąc zastępy robotników i studentów. Budował fabryki i biura. Zaniedbywał budowę i remonty domów mieszkalnych. Uniemożliwiał ich budowę z inicjatywy prywatnej. Osiedlał przybyszów ze wsi przez zagęszczanie mieszkań. Osadzał ich w mieszkaniach, zdaniem urzędników nie dość gęsto zaludnionych. Protegowani przez rząd byli zwalniani od zagęszczania mieszkań. Tym bardziej byli obciążeni nie dość powolni rządowi. Zagęszczanie mieszkań stało się dotkliwą karą, choć nie wymienioną w rzędzie kar przewidzianych ustawami. - Chłosta także nie była wymieniona jako kara w ustawach. Policja stosowała ją często, dowolnie i nieraz okrutnie.

Do rodzaju kar nieznanych na Zachodzie, nieobjętych ustawami rosyjskimi i krajów demokracji ludowej, mimo tego stosowanych, należało odmawianie zamówień społecznych i pozbawianie czci. Wobec zubożenia warstw bogatych i średnio zamożnych, a zmonopolizowania w ręku państwa wszelkich wydawnictw, ludzie pióra, poeci, literaci, dziennikarze, artyści malarze, rzeźbiarze, muzycy, aktorzy byli skazani niemal wyłącznie na "zamówienia społeczne", dokonywane i płacone przez urzędy państwowe. Byli nagradzani udzielaniem lub karami odmawianiem zamówień społecznych. - Ludzie na świeczniku strącano z piedestału przez zamieszczanie ich nazwisk w dziennikach, czasopismach, książkach, audycjach radiowych - jeszcze jedna forma likwidowania wierzgających przeciw ościeniowi i wywyższania dyktatora.

Rząd rosyjski napawał strachem ludność przez pozbawianie czci nie dość prawomyślnych. Stosował przymus nie tylko samoopljewania, ale także i potakiwania. Zmuszano naukowców i literatów do upokarzającego odwoływania wbrew ich sumieniu zapatrywań, dawniej przez nich wyrażonych, a ostatnio przez władze zaliczonych do potępienia godnych. Kazano im ogłaszać, że dawniej popełniali burżuazyjne błędy, a obecnie głoszą proletariackie prawdy. Zmuszano ich do publicznego określania tego postępowania rządu za ziszczanie prawdziwej wolności nauki. Poniewierano godnością i sumieniem ludzi, ażeby szerzyć bałwochwalczą cześć despoty i przesądy, sprzyjające jego utrzymywaniu się przy władzy. Chytrze, obłudnie, krytym sztychem Stalin umacniał swe stanowisko i mnożył zakres swej władzy. Postanowił w r. 1934 rozwiązać stowarzyszenie byłych więźniów politycznych i katorżników, do którego należało wielu przeciwników jego metod rządzenia.

Wprost z otwartą przyłbicą nie rozwiązał stowarzyszenia. Groźbą interwencji czeki i tortur zmusił swych towarzyszy partyjnych do powzięcia uchwały o rozwiązaniu stowarzyszenia, które wcielało i podtrzymywało pamięć szlachetnych, młodzieńczych porywów niejednego z nich. Przeszczepił te metody do Polski. Poniżał Polaków do swego poziomu moralnego.

Procesy polityczne ujawniły prawdziwe oblicze bolszewickich wielmożów. Stalin, poparty przez wielką rzeszę młodego narybku partyjnego, zawdzięczającego jemu swe posady, wygrywający czekę przeciw swym wrogom postawił przed sąd niemal całą starą gwardię Lenina. Zwyciężył niecnymi metodami. Władał nimi sprawniej i zgrabniej niż oskarżeni. Wart pałac Paca i Pac pałaca. Zwycięzcy oskarżyciele zasłużyli na potępienie, jeśli ich postępowanie będziemy oceniać miernikami moralności chrześcijańskiej. Wyjdą obronną ręką, jeśli do ich postępków przyłożymy miarę przykazań, uznawanych i stosowanych przez oskarżonych. Procesy polityczne potwierdziły pogląd, osądzający ujemnie poziom moralny rosyjskiej warstwy rządzącej oraz jej system sprawowania władzy, prawdziwy niezależnie od tego, czy uznamy zeznania oskarżonych za wymuszone czy za zgodne z rzeczywistością, bo przecież jedne i drugie zasługują na potępienie. Bolszewicy stworzyli ustrój, wykluczający jawną i praworządną opozycję. Nic dziwnego, że zrodził opozycję działającą metodami, tak odmiennymi od przyjętych w ustrojach liberalnych.

Mickiewicz, wykładając literaturę słowiańską na uniwersytecie paryskim (11841/2 r.), porównywał moralność polskich i rosyjskich rewolucjonistów: "Wszyscy" (dekabryści) "zgadzali się na to, że trzeba obalić rząd, a nawet wymordować rodzinę carską. Na zebraniach śpiewano pieśni okrutne, których nie mógłbym tu przytoczyć, pieśni naznaczone piętnem fińskim i mongolskim, budzące odrazę w spiskowcach polskich, którzy znajdowali się wówczas wśród Rosjan. A przecież Polacy wiele już ucierpieli od rządu rosyjskiego, niemniej jednak ton tych pieśni raził ich ucho (Wydanie sejmowe, str. 442). Zapewne Mickiewicz miał na myśli pieśń dekabrysty Rylejewa o kowalu, niosącym trzy noże: jeden na bojarów, drugi na popów, trzeci na cara.

Tom pierwszy "Wspomnień" socjologa marksisty, Ludwika Krzywickiego został ogłoszony w Warszawie w r. 1947. Ich autor także porównuje moralność polskich i rosyjskich rewolucjonistów. Rewolucjoniści polscy odznaczają się poczuciem honoru. Dbają o honor trzymania języka za zębami. Na śledztwie nie sypali wspólników, nie zaczynali śpiewać. Nie szli na drogę "czystoserdecznych" spowiedzi, tak zwykłych w dziejach rosyjskiego ruchu rewolucyjnego. Po r. 1947 cenzura w Warszawie została obostrzona. Tom pierwszy "Wspomnień" szybko się rozprzedał. Został wycofany z bibliotek. Władze nie zezwoliły na druk ani nowego wydania tomu pierwszego, ani dalszych tomów, przedłożonych w rękopisie cenzurze. Wymowę spowiedzi Bakunina i innych rewolucjonistów zeszłego wieku Kucharzewski przedstawił wyczerpująco w swej wielotomowej historii rewolucji rosyjskiej. Dostojewski mistrzowsko wyświetlił mroczne tajniki jej psychologii.

Procesy polityczne potwierdziły Dostojewskiego charakterystykę "biesów". Rosyjski pisarz dojrzał szatański pierwiastek w duszy rosyjskich rewolucjonistów, który go napawał lękiem o przyszłość ojczystej Rosji. Pocieszał się nadzieją, że głęboko religijny lud rosyjski przezwycięży truciznę. W tej myśli jako motto powieści "Biesy" (1872) wydrukował słowa Pisma św.: "Wyszli czarci od człowieka i weszli w wieprze" (Łuk. 8, 32). Podobnie, jak owe wieprze opętane szałem rzuciły się w wody jeziora i potonęły, tak samo potoną sprawcy bezbożnej, ateistycznej rewolucji. W "Biesach" przedstawił ich jako ludzi niezrównoważonych, nie uznających żadnych ani więzów moralnych, ani autorytetów, pozbawionych rozumienia i poczucia godności osobistej, których postępowanie jest zaprzeczeniem honoru, gardzących ludźmi, nie wyłączając siebie samych, mimo tego marzących o uzdrowieniu ludzkości, a więc porywających się z motyką na słońce, przyznających sobie "prawo do bezecności" szerzących zgniliznę moralną przez rozpowiadanie, że "wszystko wolno". Głęboko wniknął w tajniki ich duszy. Nawet fałszywe przyznanie się do winy zobrazował w "Biesach".

Rewolucjoniści rosyjscy wbrew życzeniom i przepowiedniom Dostojewskiego zwyciężyli. Powstaje pytanie, jak wytłumaczyć, że odnieśli sukcesy mimo mankamentów, odmalowanych w tak czarnych barwach przez Dostojewskiego, ujawnionych w toku procesów bolszewickich. Spróbuję odpowiedzieć później na to pytanie. - Jeszcze słów kilka o losach spuścizny literackiej Dostojewskiego. Bolszewicy początkowo, powodowani chęcią legitymowania swych uzurpowanych rządów wobec opinii publicznej, wywyższyli Dostojewskiego na stanowisko prekursora rewolucji. Wydawali jego pisma, chętnie czytane, w licznych wydaniach. Łunaczarski, Lenina komisarz (minister) oświecenia i kultury, piał hymny na jego cześć. Przed kilku laty rząd bolszewicki, już silnie osadzony w siodle, doszedł do przekonania, że może sobie pozwolić na więcej szczerości, że nadszedł czas dania wyrazu niewątpliwie trafniejszemu ujęciu myśli i tendencji Dostojewskiego. Nie był przecie jeno oskarżycielem nadchodzącej rewolucji. Mściwy Stalin kazał zlikwidować pamięć Dostojewskiego. Nie wolno jego nazwiska wspominać ani w gazetach ani w audycjach radiowych i szkołach. Pisma jego zostały wycofane z obiegu. Zakazano bibliotekom i wypożyczalniom dawać je do rąk czytelników. Zaniechano drukowania nowych wydań mimo popytu ze strony publiczności. Równocześnie zachód w poszukiwaniu światła, zdolnego rozjaśnić przebieg rewolucji rosyjskiej coraz częściej sięga do spuścizny duchowej Dostojewskiego.

47.

Francuscy rewolucjoniści swą nazwę patriotów przypieczętowali czynami. Żywili nadzieję zreformowania ustroju Francji własnymi siłami, a nie kosztem jej klęski. W rozgrywce z rządem opornym wobec ich zabiegów nie liczyli na przeprowadzenie swego programu w chwili, gdy rząd osłabnie na skutek przegrania wojny międzynarodowej. Rosyjscy uważali pobicie Rosji za pożądane, a nawet przyczyniali się do klęski ojczyzny.

We Francji w czasie pierwszej wielkiej wojny światowej bieżącego stulecia rozpowszechniło się nazywanie defetyzmem polityki zdradzania lub osłabiania sprawy narodowej. Grzegorz Aleksiński, poseł do Dumy z ramienia bolszewików po wybuchu tej wojny zerwał z nimi z powodu popierania przez nich wrogów Rosji. W Paryżu w r. 1915 ogłosił książkę: "La guerre et la Russie". Utworzył słowa defetyzm i defetysta na wzór rosyjskich wyrazów porażeństwo i porażeniec, używanych przez bolszewików, opowiadających się za porażeniem Rosji. W styczniu 190 r. wybuchła wojna rosyjsko-japońska. W urzędowej "Historii W.K.P.(b)" czytamy na str. 60 "Mienszewicy staczali się" (wówczas) "na stanowisko oboronczestwa, czyli obrony ojczyzny, cara, obszarników i kapitalistów. Lenin i bolszewicy uważali klęskę rządu carskiego za pożyteczną". To samo stanowisko zajęli w ciągu wojny światowej i wszczętej w r. 1914. Przed wybuchem wojny stronnictwa socjalistycznego w Niemczech i we Francji opowiadały się za międzynarodową solidarnością warstwy robotniczej. Towarzysze wykrzykiwali: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". Kwestionowali obowiązek brania udziału w wojnie. Przodowali w demonstracjach pacyfistycznych. Przy sposobności debat budżetowych ich przedstawiciele w parlamentach głosowali przeciwko podwyższaniu kredytów wojskowych. Przeciwstawiali się podwyższaniu kontyngentu rekruta i przedłużaniu czasu służby wojskowej. Gdy wojna wybuchła, posłowie socjalistyczni niemieccy i francuscy przeszli z platformy międzynarodowej na narodową. Poparli swe rządy, znajdujące się w stanie wojny między sobą. Głosowali za kredytami wojennymi. Lenin, który schronił się do neutralnej Szwajcarii, zawrzał oburzeniem. Tworzył socjalistyczną frondę międzynarodową, trzecią międzynarodówkę, skupiającą socjalistów, głoszących obowiązek przeciwstawiania się wszelkimi sposobami wojnie. Wzywał socjalistów w każdym kraju do rewolucji przeciwko własnej ojczyźnie "do przekształcenia wojny imperialistycznej w wojnę domową. Piętnował mianem zdrajców socjalizmu i sprawy robotniczej tych socjalistów, którzy agitowali za zachowaniem pokoju społecznego w czasie wojny. Przezywał ich pogardliwie socjal-patriotami". Historia W.K.P.(b) podaje, że bolszewicy wówczas "popierali tworzenie nielegalnych organizacji rewolucyjnych w armii, bratanie się żołnierzy na froncie, rewolucyjne wystąpienia robotników i chłopów przeciw wojnie, przekształcające je w powstanie przeciwko własnemu rządowi imperialistycznemu" (str. 181).

Bolszewicy po zdobyciu władzy karali defetystów. Uprawiali politykę niepodcinania gałęzi, na której się siedzi. Jak wszyscy dochodzący do władzy, tak, czy siak, lewem czy prawem zdobyli wraz z nią rację stanu państwa, zadanie zachowania i mnożenia jego potęgi. Także ich rewolucja, podobnie jak poprzednie, skończyła się na przeobrażeniu apostołów wolności w niewolników racji stanu państwa.

48.

Obie rewolucje, francuska i rosyjska radykalizowały się stopniowo. Umiarkowane początkowe formy wywoływały sprzeciw obrońców istniejącego stanu rzeczy, poszkodowanych reformami. Ich zwolennicy, przeciwstawiali się usiłowaniom obalenia lub uszczuplenia dzieła przez nich dokonanego. W toku sporu zwyciężali ludzie skorzy do przelicytowania żywiołów umiarkowanych wystawianiem postulatów skrajnych, silniej przemawiających do wyobraźni i uczuć. Rozwój obu rewolucji, wiodący od programu równouprawnienia politycznego do żądań gospodarczego zrównania, dokonał się w trzech analogicznych etapach. Zarówno we Francji, jak w Rosji po zmianach ustroju w duchu liberalnym następuje okres reform demokratycznych, poczym z ich zarzewia wybucha płomień rewolucji socjalistycznej. Ostatecznie we Francji zwyciężył liberalizm, a w Rosji ustaliła się despotyczna forma rządu. Deklaracje praw, francuska i rosyjska odzwierciedlają zasadnicze wytyczne programowe rewolucjonistów jednych i drugich.

Światłością optymizmu opromieniona wiara w dodatnie wartości intelektualne i moralne człowieczeństwa natchnieniem "deklaracji praw człowieka i obywatela", uchwalonej w sierpniu roku 1769 przez francuskie zgromadzenie narodowe. Ze słów tego politycznego katechizmu wszechludzkiego tryska zapał zrehabilitowania poniewieranej godności ludzkiej. Autorzy deklaracji w kilku zdaniach inwokacji wstępnej dają wyraz przekonaniu, że uroczyste ogłoszenie "niezaprzeczalnych" praw człowieka i obywatela przyczyni się do "uszczęśliwienia wszystkich". Zakładają, że każdemu przysługują "święte, niepozbywalne", nie ulegające przedawnieniu prawa naturalne (droita), których nie wolno się zrzec, zgodne z rozumną naturą ludzką, które rozum wskazuje jako sprawiedliwe i pożyteczne. "Ludzie rodzą się i pozostają nadal wolnymi i równymi w swych prawach" (art. 1). Każdy z tytułu urodzenia ma prawo żądać od państwa przestrzegania praw naturalnych w ustawach (lois) i w wykonaniu ustaw. Zadaniem ustawodawcy jest podporządkowanie ustawodawstwa prawom naturalnym. Ustawy powinny być tylko rozwinięciem praw naturalnych.

Autorzy deklaracji francuskiej wyliczają cztery prawa naturalne w następującej kolejności: wolność, własność, bezpieczeństwo i prawo oporu. Umieścili wolność na pierwszym miejscu gwoli uwydatnienia jej kluczowego znaczenia w ustroju państwa. Obmyślili rękojmię wolności. Celem ukrócenia nadużyć życie publiczne winno być jawne, czemu służy orzeczona w deklaracji wolność dyskusji i krytyki ustnej, pisanej i drukowanej (wolność prasy). Praworządność, obowiązująca wszystkich urzędników i sędziów do wydawania postanowień w ramach ustawowych, a nie na zasadzie ich swobodnego uznania chroni wolność obywateli. Przysługuje im jako dalsza rękojmia wolności możność odwołania się do niezawisłych, bo nieusuwalnych sędziów. Deklaracja chroni wolność, orzekając zasadę podziału władz, ograniczającego monopolistyczne zakusy władzy wykonawczej w stosunku do ustawodawczej i sędziowskiej. Wreszcie deklaracja wzniosła jeszcze jeden szaniec obronny, chroniący jednostkę przed żarłocznością państwa, przyznając jej wolność sumienia.

Poręczenie bezpieczeństwa, zawarte w deklaracji, jest konsekwencją praworządności, a zatem streszcza się w przepisach, wykluczających dowolność postępowania władz. Obywateli wolno uwięzić tylko w wypadkach ustawą przewidzianych z zachowaniem formalności ustawowych. Czyny i zaniechania są karygodne tylko wtedy, gdy karygodność była ustawowo orzeczona przed czasem ich zajścia. Obowiązuje domniemanie niewinności. Z poręczeniem praworządności i bezpieczeństwa łączy się obowiązek władz przestrzegania tajemnicy korespondencji prywatnej i nietykalności mieszkania. Te postanowienia wraz z przyznaniem wolności sumienia stwarzają sferę życia prywatnego jednostki, chroniącą przed upolitycznieniem przez państwo.

Literatura polityczna przed r. 1789, nastrojona pacyfistycznie, wspomina tylko całkiem wyjątkowo o prawie poddanych stawiania oporu w razie niepraworządnego postępowania władz. Deklaracja praw wymienia prawo oporu jako jedno z czterech praw naturalnych (art. 2), jednak art. 7 zawiera daleko sięgające ograniczenia prawa oporu. - Równość nie jest wyszczególniona jako prawo naturalne, atoli deklaracja orzeka równouprawnienie polityczne i równomierność opodatkowania. - Deklaracja praw pomyślana jako ustęp pierwszy przyszłej konstytucji została włączona na pierwszym miejscu do liberalnej i monarchicznej konstytucji z r. 1791.

W dwa lata później władza przeszła w ręce Konwentu, który zniósł monarchię, ogłosił Francję Republiką i uchwalił konstytucję z r. 1795, także poprzedzoną deklaracją praw. Jakże odmienną od poprzedniej. Konwent wolność poniżył; równość podwyższył. Paryżanie mawiali wówczas: po rewolucji wolności przyszła kolej na rewolucję równości. W inwokacji wstępnej do deklaracji praw jej autorzy powołali się na chęć przyczynienia się zredagowaniem i ogłoszeniem deklaracji do "uszczęśliwienia wszystkich" - oczywiście w życiu doczesnym, choć tego wyraźnie nie wypowiedzieli. W cztery lata później idea uszczęśliwienia ludzi poprzez przeprowadzenie reform politycznych poczyniła znaczne postępy. Została wyrażona w art. 1 nowej deklaracji: "Szczęście ogółu" (le bonheur commum) "celem społeczeństwa", poczym następuje wyliczenie czterech praw naturalnych. Są prawa i naturalnymi: równość, wolność, bezpieczeństwo, własność. Przybyła równość, wyszczególniona na pierwszym miejscu. Wolność została z pierwszego miejsca zdegradowana na drugie, własność z drugiego na czwarte. Odpadło prawo oporu, poprzednio wyliczone w rzędzie praw naturalnych. Mimo tego deklaracja z r. 1793 dźwignęła prawo oporu wzwyż, uznając je za nieulegającą dyskusji konsekwencję praw naturalnych - stanowisko logicznie poprawne. Odzwierciedla wzrastające natężenie prądu rewolucyjnego orzeczenie w art. 35 konstytucji, że "w wypadku naruszenia przez rząd praw ludu powstanie jest najświętszym prawem, najkonieczniejszym obowiązkiem". Czasy rewolucyjne są okresem wzmacniania, a nawet dyktatorskiej wszechmocy władzy wykonawczej. Nie sprzyjają podziałowi władz, ostoi liberalizmu i praw jednostki, poręczonej deklaracją z r. 1789. Dowodem szczerości deklaracji i Konstytucji z r. 1793, że nie ma w nich wzmianki o podziale władz. Przybył "obowiązek społeczeństwa zapewnienia utrzymania pozbawionym środków do życia".

Francuzi w r. 1795 nadali sobie konstytucję bardziej umiarkowaną i powierzyli rządy Dyrektoriatowi pięcioosobowemu (1795-1799). Opozycja lewicowa domagała się powrotu do konstytucji z r. 1793. Postanowiła zadość uczynić obowiązkowi wystąpienia z bronią w ręku przeciwko rządowi, naruszającemu prawa ludu, który został proklamowany w art. 35 zniesionej konstytucji, po wtóre narzucić silny ustrój socjalistyczny. Opozycja lewicowa zwalczała dyrektoriat w imię rewolucyjnego socjalizmu. Przewodził jej Gracchus Rabeuf. Rewolucjoniści francuscy w odróżnieniu od rosyjskich zdobywali władzę, nie przesiadując przedtem w więzieniach Babeuf był wyjątkiem. Kilkakrotnie uwięziony na krótki czas za przestępstwa polityczne, został w r. 1793 skazany za fałszowanie dokumentów w celach zarobkowych na 20 lat ciężkiego więzienia. Przyznał się do winy. Współczesna komunistka francuska w jego życiorysie, przetłumaczonym na język polski, pisze, że "dopuścił się pewnej niedbałości (Lépine, "Babeuf", Warszawa 1950, str. 174 et passim) Z więzienia został wkrótce zwolniony z powodu wznowienia procesu i rozpoczął ożywioną działalność rewolucyjną. Stosując ówczesną modę nawiązywania do tradycji starożytnego Rzymu republikańskiego, a zrywania z chrześcijaństwem porzucił imię chrzestne i przyjął jako imię nazwisko dwóch braci, rzymskich trybunów ludu, szermierzy reformy agrarnej. Grakchowie byli wybranymi trybunami ludu. Babeuf sam siebie mianował trybunem. Wydawał pismo, które zatytułował: "Trybuna Ludu", jako że z łam pisma zwracał się do czytelników w charakterze trybuna, rzecznika praw ludu wedle rzymskiej terminologii. Tytuł utkwił w ludzkiej pamięci, ale przekręcony. Mickiewicz redagował wydawaną po francusku "Trybunę Ludów". W Warszawie komuniści wydawali pismo codzienne "Trybuna Ludu". Tytuł oznaczał, że łamy stoją otworem dla tych, którzy z tej trybuny pragną przemówić w obronie interesów narodowych (Mickiewicz), czy też klasowych (Warszawa).

Wtedy, gdy Babeuf działał, wypadki nawet sensacyjne szybko następowały jedne po drugich. W dwa lata po ścięciu "tyrana" Ludwika XVI Paryżanie zapomnieli o nim, ale nie przestawali pomstować na tyranów. Babeuf ciskał pioruny na tyrana, Robespierre`a. Zarzucał mu powolność w urzeczywistnianiu równości. Kandydował na dyktatora, ażeby naprawić zło, wyrządzone przez Robespierre`a. Przemawiał w imieniu biednych proletariuszy. Nie znał słów: walka klas, materialistyczna historiozofia. Nie przeciwstawiał burżuazji i proletariatu. Operował jednak tymi pojęciami. Pogoń za dochodami i majątkami uważał za główną sprężynę działań ludzkich. We własności prywatnej widział przyczynę wszystkiego złego. Walkę klas wyrażał w terminologii starożytnych Rzymian. W nr 34 "Trybuna Ludu" z 7/XI 1795 r. redaktor w artykule wstępnym pyta i odpowiada: "Nie ukrywajmy ścisłej prawdy. Czym jest rewolucja w ogóle, a francuska w szczególności - wojną jawną patrycjuszów z plebejuszami, bogatych z biednymi, odwieczną, istniejącą przed jej wypowiedzeniem". Z tym stanem rzeczy trzeba raz przecie skończyć. Pewnym sposobem po temu ziszczenie równości. Babuwiści, powtarzający wielokrotnie, że pragną równości rzeczywistej, to fantaści nie z tego świata. Widzą taką rzeczywistość, jakiej sobie życzą, a nie taką, jaką ona jest. Uzasadniali przecie swój naczelny postulat tym, że "wszyscy ludzie mają równe potrzeby i równe zdolności" (sic). Żądanie równości stanowiło centralny punkt programu Babeufa i towarzyszy. O wolności wspominają tylko półgębkiem. Spisek, który uknuli celem obalenia dyrektoriatu przeszedł do historii pod nazwą: "spisku równych", lub spisku Babeufa. Jego uczestnicy domagali się równości "rzeczywistej", utożsamianej przez nich z równością ekonomiczną, uznaną za pewny sposób uszczęśliwienia wszystkich. Wydało im się, że ludzie, (gdy będą mieli równe dochody i majątki, staną się szczęśliwymi i zadowolonymi/ o sanita simplicatas!) Pojmowali szczęście stadnie, a nie osobiście. Jak świadczy "manifest równych", streszczający ich doktrynę, rozprawiali o sposobach osiągnięcia "szczęścia wspólnego, wspólnego dobra".

W toku rewolucji Francuzi ogłosili najpierw deklarację praw liberalną, potem demokratyczną, wreszcie "manifest równych", pierwszy manifest komunistyczny. Drugi pióra Marksa, napisany po niemiecku "manifest partii komunistycznej", pojawił się w roku 1848. Trzeci Lenina, nazwany "deklaracją praw ludu pracującego i wyzyskiwanego" rozgorzał wielkim płomieniem na horyzoncie dziejowym w r. 1918. Babuwiści nie wynaleźli słów komunizm, komunistyczny. Znali pojęcia, które obecnie tymi słowy wyrażamy. Posługiwali się terminologią wielce zbliżoną, gdy pisali: "celem naszym dobro wspólne albo wspólność dóbr, le bonheur commun, cu la comunité des biens". Ich ideałem wspólność pracy i wspólność używania dóbr, stołówki i przymus pracy, uzasadniany nałożeniem przez naturę obowiązku pracy na człowieka. Lenin dekretując przymus pracy porzucił okrywanie się listkiem figowym natury. Autorzy manifestu równych zapowiadają utworzenie republiki równych. Grożą, że się przed niczym nie cofną. Są gotowi zniszczyć cały dobytek przeszłości (faire table rrase) "Niech zginą wszystkie kunszty i sztuki piękna, byleby nastała republika równych". Podszyty nihilistycznym pędem niszczenia, manifest równych okazał się w znacznej mierze zapowiedzią tego, co część ludzkości ostatnio przeżywała.

Francja zawczasu zdobyła się na skuteczną reakcję przeciw komunistom w oparciu o armię. Rewolucjoniści francuscy doszli do władzy, gdy Ludwik XVI dał się skłonić do cofnięcia wojsk regularnych, stacjonowanych pod Paryżem, komenderowanych przez wiernych królowi generałów, doradzających zbrojną interwencję. Rewolucja skończyła się, gdy członkowie rządzącego dyrektoriatu, rozumiejący, że coraz to większa przewaga lewicowości w przebiegu rewolucji wynikała ze wzrastającego nacisku, wywieranego przez proletariat paryski, zasilający szeregi milicji obywatelskiej, podsunęli pod Paryż "armię wewnętrzną", dowodzoną przez generała Napoleona Bonaparte. Dyrektoriat stworzył skuteczną przeciwwagę milicji obywatelskiej. Babuwiści, parafrazując nazwę: "Komitet zbawienia publicznego", utworzyli "tajny dyrektoriat zbawienia publicznego". Członek jawnego dyrektoriatu, minister wojny Lazar Carnot, który przeprowadził ustawę o powszechnym obowiązku służby wojskowej, stąd nazwany "organizatorem zwycięstwa", zarządził zaaresztowanie spiskowców w maju 1796 r. W rok później Babeufa i kilku innych uczestników spisku stracono. Pozostali, skazani na kary więzienne, wkrótce zostali uwolnieni na zasadzie amnestii.

Komunizm, poczęty z rewolucji francuskiej, padł przedwczesny, zmarł zaraz po urodzeniu. Poczęty z rosyjskiej wyrósł na potwora. W Rosji podobnie jak we Francji zaczęło się przygrywką liberalną i przejściem od absolutyzmu do monarchii konstytucyjnej. W styczniu 1904 r. wybuchła wojna rosyjsko-japońska. Na przełomie roku 1904 i 1905 szerzyły się rozruchy rewolucyjne w miastach i na wsi. W październiku 1905 r. car uroczystym orędziem zapowiedział nadanie konstytucji i zwołanie dumy (parlamentu). Rząd opanował sytuację. Podniecenie rewolucyjne w swej najostrzejszej formie wygasło. Nastąpił okres dwunastoletni pozornego uspokojenia. Przegrana wojna międzynarodowa stała się ponownie pożywką wojny domowej. Wstrząs dwóch rewolucji przypadł na rok 1917. Kilkudniowa rewolucja lutowa doprowadziła do detronizacji dynastii i zgłoszenia republiki parlamentarnej. Rząd niemiecki, choć monarchiczny, ułatwił Leninowi i gronu jego najbliższych towarzyszy partyjnych przejazd z Szwajcarii przez Niemcy do Rosji w nadziei, że Lenin dojdzie do władzy, oderwie Rosję od sprzymierzeńców i zawrze z Niemcami pokój odrębny na warunkach, podyktowanych przez Niemców, którego car nie chciał podpisać. Rachuby niemieckie sprawdziły się. Lenin po wielu latach pobytu w bezpiecznym schronie szwajcarskim powrócił do Rosji i podjął, z góry przez bolszewików zapowiedzianą, walkę o rewolucyjne obalenie demokratycznego rządu rosyjskiego, powołanego do życia w dniach rewolucji lutowej. Rosja była pierwszą demokracją spośród wielu unicestwionych przez bolszewików. Francuska burżuazja bardziej świadoma niebezpieczeństwa i bardziej bojowa, niż rosyjska zdobyła się w walce z komunizmem, godzącym w własność prywatną, na energiczniejszą obronę swych interesów. Współdziałała z wojskiem, zdając sobie sprawę z tego, że bez ścisłego oparcia się o wojsko nie zdoła wygrać. Minister wojny Carnot nie zawiódł w chwili krytycznej. Demokratyczna Rosja nie zdołała powołać na kluczowe stanowiska ministra wojny osobistości równie wybitnej. Jej minister wojny, Kiereński bardziej próżny, niż ambitny, małostkowy i zazdrosny, mocny w słowie, słaby w czynach, bolszewików uwięził, ale zaniedbał skazać na śmierć tych, którzy w podobnych sytuacjach nigdy nie cofali się przed rozlewem krwi. W walce z bolszewikami odwołał się o pomoc do wojska. Francuzi dla zgniecenia komunizmu uczynili to samo, ale potrafili podporządkować się generałowi, żądnemu nagrody na swój wkład w zwycięstwo. Oddali ster rządu w właściwej chwili Napoleonowi. Kiereński, zaślepiony zazdrością o władzę, postąpił inaczej. Nie dostrzegł, że bez wojska nie zdoła trwale utrzymać w szachu bolszewików. Gdy Korniłow, dowodzący siłami zbrojnymi, popierającymi rząd Kiereńskiego sięgał po władzę, Kiereński, by się przy niej utrzymać, teraz zwrócił się o pomoc do bolszewików, których uwięził, za wywołanie przeciw niemu powstania w lipcu. Wypuścił ich z więzienia. Z ich pomocą udaremnił wojskowy zamach stanu, poczym bolszewicy ponownie powstali przeciw niemu, zdobyli władzę i zmusili go do ucieczki.

49.

Rewolucja francuska weszła na scenę dziejową strojna w pióropusz praw człowieka i obywatela. Rosyjska jawiła się w masce "deklaracji praw ludu pracującego i wyzyskiwanego" ze stycznia 1918 r. (uzupełnionej postanowieniami konstytucji z lipca tego samego roku). Tytuł deklaracji francuskiej odpowiada treści. Tytuł rosyjskiej narzędziem ukrycia treści. Rosyjska jest w rzeczywistości deklaracją panowania garstki zwycięskich rewolucjonistów nad dziesiątkami milionów niewolników. Tytuł: deklaracja praw jest jaskrawo sprzeczny z treścią, ponieważ deklaracja proklamuje dyktaturę, nieograniczoną nawet cieniem praworządności, wobec czego przyznawanie praw ma tylko uchwytny sens w założeniu, że chodzi o ukrycie prawdy. Celowość propagandowa tkwi także w pojęciu ludu pracującego i wyzyskiwanego. Ustawodawca przyznawać skutecznie prawa może tylko określonym jednostkom - deklaracja francuska przyznaje je wszystkim - lub określonej grupie osób. Temu warunkowi ustawodawca rosyjski nie uczynił zadość, orzekając o prawach ludu pracującego i wyzyskiwanego, albowiem przynależności do tej kategorii osób nie ustalił. W konkretnym przebiegu wypadków wychodzi na to, że przynależność władza określa wedle tego, co jej w danej chwili wydaje się najgodniejszym dla niej.

Rewolucjoniści francuscy w ogniu zapamiętałej walki, ograniczając drakońskimi zarządzeniami wolność obywateli, wspominali o konieczności dyktatorskich poczynań w okresie rewolucji, ale ani na chwilę na myśl im nie przyszło występować z programem dyktatury jako stałej metody rządzenia. Ci spośród nich, którzy nie umieli zatrzymać się zawczasu na śliskiej drodze terroru i dyktatury, ponieśli śmierć. Nie doszło do utrwalenia się dyktatury niepraworządnej, nieograniczonej, nie odpowiedzialnej. Inaczej w Rosji. Tamtejsi rewolucjoniści głosili i ziścili najskrajniejszą formę dyktatury. Narzucili dyktaturę "proletariatu" - jeszcze jeden frazes w służbie urabiania opinii publicznej, obwieszczony w deklaracji i w konstytucji. Chodzi o uzasadnienie dyktatury argumentem, że jest wykonywana w interesie proletariatu, równocześnie usuwając dyskretnie w cień niedyskretne pytanie, kto ją wykonuje? Przynależność do proletariatu jest równie nieokreślona i dowolna jak przynależność do ludu pracującego i wyzyskiwanego. Mętny frazes wywołał chaos i nieporozumienia w administracji państwowej. Już w r. 1920 biuro polityczne partii komunistycznej, jej organ naczelny, wyjaśniło, że "dyktatura proletariatu to dyktatura uświadomionych odłamów klasy robotniczej, zgrupowanych w partii komunistycznej". Początkowo była mowa o rządach proletariatu fabrycznego, robotniczego i proletariatu, obejmującego drobnych rolników.. Chłopi małorolni odpadli. Wysunęli się naprzód inteligenci, rewolucjoniści zawodowi, biurokraci, partyjni i państwowi. Z biegiem czasu rosyjska komunistyczna partia liczyła w swym gronie coraz mniej robotników, a coraz więcej owej inteligencji, niekoniecznie inteligentnej. Właściwie biuro polityczne wyjaśniło, że ono sprawuje dyktaturę.

W przeciwstawieniu do deklaracji praw i konstytucji demokratycznych ani rosyjska deklaracja praw, ani konstytucja nie dają odpowiedzi na pytanie, skąd się wywodzi władza tych, którzy ją sprawują? Rosyjscy rewolucjoniści nie dali odpowiedzi, nie chcąc manifestować antydemokratycznej istoty swego systemu i nieodpowiedzialności dyktatora, wynikającej z odrzucenia zasady suwerenności narodu. Francuska deklaracja z r. 1789 orzeka: "Naród źródłem pierwotnym wszelkiej suwerenności, żadna zbiorowość, ani żadna jednostka nie może" (legalnie) "sprawować władzy, nie wywodzącej się z woli narodu" (art. III). Trojaki jest sens tego postanowienia. W państwie, w pełni demokratycznie rządzonym, wszyscy członkowie narodu mają prawo bezpośrednie (plebiscyt, referendum) lub pośrednie przez wybranych posłów brać udział w sprawowaniu władzy. Ci, którzy ją sprawują, są pełnomocnikami narodu, zobowiązanymi do zdawania sprawy ze swych czynności i odpowiedzialnymi przed swym mocodawcą. Władza powinna być sprawowana w interesie ogółu. Żadna z tych trzech konsekwencji zasady suwerenności narodu nie była urzeczywistniona w ustroju bolszewickim, czego wyrazem pominięcie tej zasady w konstytucji. Natomiast znajdujemy w niej postanowienie, że władza jest sprawowana w interesie robotników i drobnych rolników. Zróżniczkowanie prawne poddanych świadczy o pomijaniu interesów ogółu. Francuska deklaracja głosi, że ludzie są wolni i równi w obliczu prawa. Wedle rosyjskiej dopiero bolszewicy zapewnili ludziom wolność prawdziwą. O równości głucho w rosyjskiej deklaracji. Rosyjscy rewolucjoniści odmawiają poddanym równouprawnienia. Rządzi dyktator z udziałem biurokracji. Robotnicy są uprzywilejowani w stosunku do chłopów.

Zasłony dymne kryją w swych czeluściach rosyjską dyktaturę. Ustawodawca orzeka dyktaturę proletariatu, to znowu partii. Wieloosobowość głowy państwa jest także sposobem zaciemniania istotnego stanu rzeczy. Nominalnie naczelnym organem państwa jest prezydium Rady Najwyższej Z.S.R.R. Obca konstytucji rosyjskiej jest instytucja prezydenta tej dziwnej republiki. Ilustracją faktycznego stanu rzeczy jest ceremoniał wedle którego, we wszystkich oficjalnych uroczystościach na pierwszym miejscu zasiada Stalin "Genek", generalny sekretarz partii, przez długi szereg lat nie sprawujący żadnego urzędu państwowego. Natomiast prezes owego Prezydium siedzi niemal na szarym końcu, co autor tych słów miał sposobność naocznie stwierdzić. Organizacja władz partyjnych również odzwierciedla chęć ukrycia rzeczywistości. Na czele rosyjskiej partii komunistycznej stało kilkuosobowe biuro polityczne (politbiuro). Nie istniał urząd prezesa tej korporacji. Jej członkowie zadawalali się wybieraniem generalnego sekretarza. Dyktatura tytułowano gensekiem albo towarzyszem.

Konstytucje rosyjskie potwierdzają oparcie ustroju na zasadzie niepraworządnej, nieodpowiedzialnej, nieograniczonej dyktatury, w najwyższym stopniu centralistycznej i totalnej, rozporządzającej dowolnie wedle swego swobodnego uznania życiem, wolnością, czcią i mieniem poddanych. W konstytucji Związku Sowieckiego z r. 1923 jest mowa w art. 43 o działalności Sądu Najwyższego, obejmującej obszar wszystkich republik związkowych. Jego zadaniem zapewnić na całym tym obszarze przestrzeganie "praworządności rewolucyjnej".

Art. 14 konstytucji republiki rosyjskiej, głównej części Związku republik radzieckich, stanowi także potwierdzenie tej naczelnej maksymy ustroju politycznego bolszewickiego: "Kierując się interesami klasy robotniczej R.S.F.R.R. pozbawia poszczególne osoby i poszczególne grupy osób praw, których mogliby użyć ku szkodzie rewolucji socjalistycznej". Nowi władcy Rosji wierzyli w istnienie antagonizmu interesów klasowych, powodującego walkę klas. Chcąc dogodzić robotnikom, postanowili gnębić burżujów, wyzyskujących robotników. Stąd niektórzy komentatorzy konstytucji wyciągnęli wniosek, że art. 14 oznacza wyjęcie burżuazji spod prawa. Niewątpliwie wyraża zamiary jak najbardziej nieprzyjazne wobec burżuazji. Jednak ich określenie jako wyjęcie burżuazji spod prawa nie jest ścisłe. Nie można nikogo wyjąć spod prawa, gdy wszyscy spod prawa są wyjęci, gdy władze dowolnie rozporządzają życiem, wolnością, czcią i mieniem każdego. Art. 14 wyraża tylko chęć wykorzystania na razie dyktatorskich przywilejów władzy przeciwko burżuazji. Ponieważ jest zastosowaniem ogólnej zasady wszechmocy władzy, przeto stanowi groźbę, zwróconą przeciwko każdej opozycji, także robotniczej, co jasno okazuje brak dokładnego ustalenia, kto czego jest pozbawiony.

Nikt na świecie nie posiadł takiego ogromu władzy jak Stalin. Zmonopolizowanie własności niemal ogółu majątków w ręku państwa stanowi niebywałe spotęgowanie dyktatury rosyjskiej. Nadaje jej znamię totalnej dyktatury. Państwo rosyjskie, rządzone przez carów, posiadało duży majątek nieruchomy i ruchomy. O wiele większy był w posiadaniu prywatnym. Deklaracja praw francuska orzeka dopuszczalność wywłaszczenia w wypadkach oczywistej konieczności za sprawiedliwym odszkodowaniem, płatnym z góry. Deklaracja i konstytucja rosyjska zapowiada ogólne wywłaszczenie bez odszkodowania, a więc konfiskatę majątków. "Znosi się prywatne prawo własności na ziemię". Niemal wszystkie nieruchomości prywatne przeszły w ręce państwa, także znaczna część kamienic w mieście. Deklaracja praw orzeka konfiskatę środków produkcji i transportu. Wszystkie większe przedsiębiorstwa prywatne przeszły w ręce państwa. Tak daleko posunięte zmonopolizowanie majątków przez państwo w łączności z postanowieniami o cenzurze umożliwiło zmonopolizowanie propagandy, ograniczanie wolności myślenia i systematyczne ukrywanie prawdy. Zazwyczaj mówi i pisze się, że rząd despotyczny w przeciwieństwie do liberalnego pozbawia poddanych wolności udzielania sobie wzajemnie swych myśli, że jednak myśl jest wolna, ponieważ rząd nie może sięgać w głąb myśli nieuzewnętrznionych. Podobne postawienie sprawy nie oddaje ściśle rzeczywistości. Zakaz udzielania sobie nawzajem słowem, pismem i drukiem myśli, sprzecznych z polityką rządu, ogranicza wolność i rozmach myślenia, albowiem podcina możliwości ożywiania i kształcenia myśli drogą ich wzajemnej wymiany. Bolszewicka polityka ogłupiania i poniżania człowieka sięga w głąb jego uczuć i myśli. Przeinacza je w pewnej mierze. Reakcje, które wywołuje, nie stanowią odtrutki wystarczającej do unieszkodliwienia trucizny. Nowoczesna technika (radio, kino etc.), którą rząd zmonopolizował na swój wyłączny użytek, ułatwia mu szerzenie zgubnej propagandy.

Powszechnie znane jest wrogie nastawienie bolszewickiego komunizmu do religii nadprzyrodzonych. Mimo tego autorzy rosyjskich konstytucji obiecują poddanym wolność sumienia i to nie byle jaką, jeno "prawdziwą", czego rękojmią wolność propagandy religijnej i antyreligijnej. Tę obłudę nawet bolszewicki rząd rosyjski, tak skory do przywdziewania tej maski, uznał za przesadną. Późniejsze teksty konstytucyjne poręczają tylko "wolność propagandy antyreligijnej", której dobrowolność jest często pozorna.

Władcy Rosji przeczą ograniczaniu przez nich wolności dyskusji, wolności mówienia, nauczania, wykładania, ogłaszania drukiem swych opinii. W deklaracji praw ludu pracującego i wyzyskiwanego chwalą się, że oni dopiero obdarzyli wszystkich "pracujących" (nie wszystkich poddanych) "prawdziwą wolnością dyskusji, albowiem oddali w ręce klasy robotniczej i ubogich włościan wszystkie techniczne i materialne środki do wydawania gazet i książek". Oni zapewnili pracującym rzeczywistą "wolność zgromadzania się, swobodnego urządzania zebrań, pochodów, wieców, albowiem oddali do rozporządzenia klasy robotniczej i ubogich włościan lokale, nadające się do urządzania zebrań ludowych wraz z urządzeniem, oświetleniem i opałem". Ani lud pracujący, ani klasy nie mogą zawiadywać, nie mogą rozporządzać drukarniami i lokalami. Twórcy przewrotu bolszewickiego wszystkie udogodnienia, wymienione w deklaracji, przekazali swoim urzędnikom. Samowola wszechwładnej biurokracji stała się istotną treścią "rzeczywistych" wolności bolszewickich.

Deklaracja rosyjska w zamian za odmówienie poddanym praw, nakłada na nich obowiązki. Zaraz po ustępach, w których mowa o "rzeczywistych" wonnościach, zapewnionych masom pracującym wymieniony jest przepis, ustanawiający powszechny obowiązek pracy, co w ustroju dyktatorskim nie oznacza niczego innego, jeno przymus pracy na warunkach jednostronnie ustanowionych przez rząd, a w szczególności w miejscu wskazanym przez władze. Konstytucja związkowa zawiera postanowienie, iż ustawodawstwo o przesiedlaniu ludności należy do kompetencji Związku. Rząd rosyjski przyznaje sobie prawo do masowego, przymusowego przesiedlania swej ludności. Nie ma odwołania od orzeczeń tej treści. Przesiedlanie, o którym mowa, nie stanowi kary za przestępstwo. Jest zarządzeniem władz, powziętym dla dobra państwa.

Francuska deklaracja praw przyznaje obywatelom prawa naturalne, nadrzędne w stosunku do proklamowanych przez państwowe władze. Stąd jej autorzy wywodzą prawo do oporu w razie naruszenia praw naturalnych przez państwo. Bolszewicy odrzucili jedno i drugie. Stanowią prawa dla poddanych, a nie dla obywateli. Słowo "obywatel" nie wchodzi w skład ich terminologii. Deklaracja bolszewicka streszcza się w odmówieniu poddanym zarówno wolności i równości, jak niemniej prawa oporu. Wystrzegali się dawania broni do ręki kontrrewolucjonistom.

50.

Francuscy rewolucjoniści rychło utracili życie i władzę. Odnieśli pośmiertne zwycięstwo. Ustrój liberalny, który był ich programem, ostał się po dziś dzień we Francji. Pod wpływem ich impulsu ogarnął szereg innych krajów. Odwrotny był przebieg wypadków w Rosji. Tam rewolucjoniści długo żyli i rządzili. Przetrwali kosztem zaprzepaszczenia ideału socjalistycznego, w imię którego doszli do władzy.

Wielu mniema, że jedni i drudzy przegrali, że jednowładztwo Napoleona we Francji, Stalina w Rosji stało się grobem rewolucji. Podwójnie błądzą rzecznicy tego zapatrywania. Niesłusznie poniżają Napoleona, niesprawiedliwie wywyższają Stalina. Po wtóre, nie jest prawdą, że rządy Napoleona stały się pogromem idei, wypisanych na sztandarze rewolucji francuskiej. Odosobniony, komunistyczny posiew Babeufa, który nie dojrzał, nie stanowił ani myśli przewodniej, ani zawiązku rewolucji francuskiej. Jej działaczy ożywiało pragnienie nadania Francji ustroju praworządnego, liberalnego i humanitarnego. Spełnili swe zamierzenia. Napoleon nie tylko, że nie obalił zasadniczego zrębu ich osiągnięć, ale je utrwalił. Przywrócił ład i porządek prawny. Nie rządził okrucieństwem. Umocnił i chronił własność prywatną. Władał zgodnie z ideałami politycznymi fizjokratów w duchu oświeconego, praworządnego, a zarazem liberalnego absolutyzmu.

Francuscy rewolucjoniści znieśli prawnie fundowane przywileje stanu pierwszego i drugiego, szlachty i duchowieństwa. Otworzyli drogę do wpływów i znaczenia stanowi trzeciemu, mieszczańskiej burżuazji, przemysłowcom, rzemieślnikom, kupcom, bankierom. Jednak wzmocnionego stanowiska politycznego burżuazji postanowieniami prawnymi o charakterze stanowym nie obwarowali. Dochowali wierności proklamowanemu przez nich równouprawnieniu politycznemu ogółu obywateli. Napoleon nie naruszył tej zdobyczy rewolucji.

Stalin rządził okrutnie i despotycznie. Ideały socjalistyczne rewolucji, z której wyrosły jego osobiste sukcesy skrytobójczo unicestwiał. W porównaniu z zachowaniem się Napoleona jakże niecne i antypatyczne było postępowanie Stalina!

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,302422 sekund(y)