W: Dziesięciolecie Przeglądu Wszechpolskiego
Sprawa stosunku prawno-politycznego Królestwa do
państwa rosyjskiego nie była dotychczas u nas prawie wcale zasadniczo
rozważaną, ani jako kwestia teoretyczna, ani jako kwestia polityki realnej.
Dosyć powiedzieć, że w piśmiennictwie naszym niema ani jednej poważnej pracy,
tej sprawie poświęconej, bądź to naukowej, bądź publicystycznej.
O istocie stosunku prawno-politycznego Królestwa do
Rosji pisali niejednokrotnie cudzoziemcy: Niemcy, Francuzi, Anglicy, wreszcie
Rosjanie, znawcy prawa międzynarodowego i państwowego lub nawet mężowie stanu.
Polacy tylko ubocznie tę sprawę poruszali i to niemal wyłącznie z
historycznego, nie zaś z politycznego lub prawnego punktu widzenia. Mamy całą
literaturę kwestii polskiej w państwie rosyjskim, złożoną z artykułów, broszur,
dzieł wszelkiego rodzaju, nie wyłączając nawet fantazji prozą i wierszem. Ale
brak w niej, zwłaszcza w ostatnich czasach prac, które by stronę
prawno-polityczną tej kwestii uwzględniały. Jedyny bodaj wyjątek stanowi wydana
w r. 1904 niewielka broszurka p. Stefana Zembrzuskiego pt. „Rosja i Królestwo
Polskie", która wprawdzie ma charakter historyczny, rozpatruje bowiem
stosunek Królestwa do Rosji w epoce od 1815 do 1830 r., ale prawną zasadę tego
stosunku wyjaśnia na podstawie sumiennie zebranego i doskonale skomentowanego
materiału.
Nasza myśl polityczna i nasza działalność
polityczna w innym zupełnie biegły i rozwijały się kierunku. Jeżeli dla swych
teoretycznych czy praktycznych postulatów szukały uzasadnienia historycznego,
to po nie sięgały nie do postanowień Kongresu wiedeńskiego, które stosunek
prawno-polityczny Królestwa do państwa rosyjskiego zasadniczo określają, ale do
tradycji niepodległej Rzeczypospolitej, tradycji uświęcającej i jakby
legalizującej prawo przyrodzone narodu do samodzielnego bytu. Łatwo byłoby
wykazać, dlaczego nasza polityka narodowa taką być musiała, obecnie zaznaczymy
tylko, że nawet w tych wypadkach, kiedy się sprzeniewierzała swej zasadzie
przewodniej, zbaczała od swej linii, kiedy szukała dla siebie podstawy legalnej
i dążyła do kompromisu z państwem rosyjskim, pragnęła uregulować swój stosunek
do niego, to i wtedy nic mogła się opierać na gruncie prawnym. Uzasadniała więc
konieczność kompromisu względami interesu wspólnego Polaków i państwa,
kombinacjami polityki zagranicznej, sentymentami słowiańskimi itp. Odwoływała
się do rozumu stanu, do sprawiedliwości, do łaski, czasem nawet do gróźb, ale
bodaj nigdy nie odwoływała się do prawa, tym bardziej do formalnych aktów
prawnych.
Jedynie w krótkim okresie od r. 1815 do 1830 sprawa
stosunku naszego do Rosji opierała się na gruncie prawno-politycznym,
stworzonym przez postanowienia Kongresu wiedeńskiego i konstytucję, nadaną
Królestwu w r. 1815. Głównym zadaniem polityki narodowej w tym okresie była
obrona tej konstytucji przeciw samowoli cesarzy rosyjskich i zarazem królów
polskich. Ta samowola w dwóch zaznaczała się kierunkach: w dążeniu do
ograniczenia praw i swobód obywatelskich mieszkańców Królestwa i do zmiany
stosunku kraju do państwa rosyjskiego. I obrona więc w tych dwóch kierunkach
musiała być prowadzona.
Po powstaniu listopadowym konstytucja z r. 1815
przestaje istnieć. Mikołaj I wydał wprawdzie Statut Organiczny z r. 1832,
normujący stosunek Królestwa na innej zasadzie, ale ten statut nigdy całkowicie
nie wszedł w życie. Stosunek Królestwa do Rosji Statut Organiczny tak określa:
"Królestwo Polskie przyłączone jest na zawsze do Cesarstwa Rosyjskiego i
stanowi jego cześć nierozdzielną”. W rzeczywistości atoli Królestwo zachowało
częściowo ustrój niejako autonomiczny, zachowało pewną, dosyć znaczną odrębność
administracyjną, finansową, a nawet ustawodawczą, o ile o tej ostatniej może
być mowa w państwie, gdzie jedynym źródłem prawa jest nieograniczona wola
samowładnego monarchy.
Ta wola stała się odtąd jedynym regulatorem
stosunku Królestwa do państwa rosyjskiego. Sprawa tego stosunku, jego
zachowania i normowania, straciła, można powiedzieć, grunt realny. Przestała
być zadaniem politycznym od chwili, gdy jej przeciwstawiono bezwzględną zasadę sic
volo sic jubeo władzy monarszej. Obrona legalna a tym bardziej walka o
prawo była niemożliwą przy istnieniu systemu, który nie tylko każdy protest,
ale każdy objaw samodzielności obywatelskiej uważał za przestępstwo polityczne,
prześladował i surowo karał.
Nasza polityka narodowa odtąd polegać musiała na
walce z przemocą bezwzględną, samowolną, nie liczącą się z żadnym prawem.
Polityce przemocy można było przeciwstawić tylko politykę rewolucyjną, dążącą
do odzyskania niepodległości za pomocą walki zbrojnej. Do innej polityki, nawet
do ugodowej nie było warunków. Można było jedynie walczyć z przemocą lub
cierpliwie ją znosić i nawet przystosowywać się do jej wymagań. Ale to drugie
nie było wcale polityką. Myśl o jakimś kompromisie, o jakiejś ugodzie była w
oczach rządu samowładnego takim samem zuchwalstwem, jak myśl o proteście, lub
walce legalnej o autonomię Królestwa, o prawa narodowe Polaków.
Jeżeli musimy walczyć — tak rozumowano i logicznie
rozumowano — z przemocą obcych rządów, to walczyć powinniśmy nie o te okruchy
praw narodowych i samodzielności politycznej, które nam Kongres wiedeński
przyznał, ale o niepodległość naszej ojczyzny. Bo w ówczesnych warunkach odzyskanie
niepodległości było równie możliwym, czy też równie niemożliwym, jak odzyskanie
autonomii Królestwa.
Kiedy w Prusach i Austrii po r. 1848 stosunki
wewnętrzne się zmieniły i oba te państwa otrzymały ustrój konstytucyjny, w
polityce polskiej i w Galicji, i zwłaszcza w Poznańskiem zaznaczać się zaczyna
dosyć wyraźnie dążenie do uregulowania stosunku prawno-politycznego tych
prowincji polskich do państw zaborczych na zasadzie możliwie szerokiej
autonomii. To dążenie, skombinowane zrazu z ogólno-narodową polityką
rewolucyjną, stawiającą sobie za cel odzyskanie niepodległości, różnym podlega
ewolucjom w obu zaborach, to się rozwija, to słabnie i nawet zamiera, i znów
się odradza w zależności od zmiany warunków wewnętrznych w państwach, do
których te ziemie polskie należą. W zaborze pruskim traci rację istnienia wobec
centralistycznej i germanizacyjnej polityki Prus, przetrwało tam wszakże do
ostatnich niemal czasów w postaci przeżytku politycznego, wyrażającego się w
protestach posłów polskich i w powoływaniu się ich na postanowienia Kongresu
wiedeńskiego. W Galicji natomiast, od chwili gdy Austria stała się rzeczywiście
państwem konstytucyjnym, sprawa unormowania stosunku prawno-politycznego tego
kraju polskiego do państwa staje się głównym zadaniem polityki narodowej.
Natomiast w zaborze rosyjskim nie mogło zaznaczone
wyżej dążenie wyrazić się realnie w polityce polskiej. Ani system rządzenia w
państwie rosyjskim, ani system polityki rosyjskiej w Polsce od Mikołaja I do
ostatnich czasów nie uległy zasadniczej zmianie. W państwie despotycznym, gdzie
stosunek nie tylko podbitej, ale i panującej ludności do rządu nie opiera się
na prawie, nie może być mowy i o uregulowaniu prawnym stosunku politycznego
części tego państwa do całości.
Przywrócenie autonomicznej odrębności Królestwa
było możliwym albo w drodze interwencji mocarstw, na uchwałach Kongresu
wiedeńskiego podpisanych, albo w drodze zgody dobrowolnej rządu rosyjskiego, a
raczej decydującego w tym względzie czynnika — cara.
Możliwością pierwszej alternatywy łudzono się przez
czas jakiś po r. 1831 w zachowawczych kołach emigracji. Rzecz jasna, że wobec
ówczesnego stosunku Prus i Austrii do Rosji zaprotestować mogły tylko mocarstwa
zachodnie, Anglia i Francja. Protesty czysto formalne, nie poparte żadną akcją
dyplomatyczną, żadną demonstracją, nie wywarły wcale wrażenia. Wprawdzie i w
kraju, i na emigracji pokładano nadal do r. 1863 nadzieje na interwencję
mocarstw zachodnich, zwłaszcza zaś Francji napoleońskiej, ale te nadziejo
łączono już z planami odbudowania niepodległej Polski nie zaś przywrócenia
autonomii Królestwa, w tym mniej więcej zakresie, jaki miała przed r. 1830.
Wytrwale o tym myślał bodaj jeden wówczas tylko
człowiek w Polsce, margrabia Aleksander Wielopolski, myślał z właściwym jego
charakterowi zaciętym uporem. Ale i on, dopóki panował Mikołaj I, musiał
rozumieć, że wyjednanie zgody cara na tę restytucję utraconych praw jest taką
samą mrzonką polityczną, jak liczenie na interwencję mocarstw zachodnich.
Wojna krymska rozwiała, raczej powinna była rozwiać
ostatnie na interwencję Anglii i Francji nadzieje. Jedynym objawem życzliwości
Francji była poufnie udzielona pełnomocnikowi rosyjskiemu na Kongresie paryskim
rada przywrócenia Polakom odebranych im po r. 1830 praw narodowych. Żadnych
atoli formalnych zobowiązań ze strony rządu rosyjskiego nie żądano, a nawet,
szczędząc jego drażliwość, zachowano ścisłą w tej sprawie tajemnicę.
Natomiast śmierć Mikołaja i wstąpienie na tron
rosyjski Aleksandra II, który uchodził za zwolennika reform liberalnych,
obudziło w pewnej mierze uzasadnioną nadzieję, że zmiana stosunków wewnętrznych
w państwie rosyjskim musi wpłynąć na zmianę polityki rządu wobec Polaków.
Ogromna większość politycznie myślącego (należałoby
właściwie powiedzieć — myślącego o polityce) społeczeństwa polskiego stała w
stosunku do Rosji na stanowisku nieprzejednanym. Żywioły społecznie
zachowawcze, politycznie umiarkowane, przeciwne były wprawdzie bezpośrednim
przygotowaniom do walki zbrojnej, w planach na przyszłość liczyły raczej na
komplikacje międzynarodowe, na interwencję europejską; w teraźniejszości
skłonne były do korzystania ze zmian w polityce rządu rosyjskiego, do
wyzyskiwania udzielanych narodowi koncesji, ale zasadniczo stały na stanowisku
nieprzejednanym, którego najwierniejszym wyrazem są, nie wiemy czy autentyczne,
doskonale atoli odpowiadające poglądom i przekonaniom tych żywiołów, słowa
Andrzeja Zamojskiego. Zapytany mianowicie, co Rosja powinna zrobić, żeby
zjednać sobie Polaków, szorstko i szczerze odpowiedział: „Alles vous en"!
Ta zaś otwarta propozycja, która przy odpowiednim jej skomentowaniu, godzić
się mogła z zasadą odrębności prawno-politycznej Królestwa w związku jego z
Rosją, oznaczała wówczas ustąpienie Rosji nie tylko z Królestwa, ale i z krajów
zabranych, z Litwy i Rusi.
Taki był nastrój ówczesny żywiołów umiarkowanych; o
nastroju żywiołów skrajnych, usposobionych rewolucyjnie, niema chyba potrzeby
mówić. Po za tymi dwoma odłamami jednej w gruncie rzeczy opinii politycznej
były jeszcze nieliczne zresztą żywioły lojalne, nie mające w społeczeństwie
żadnego znaczenia, nie reprezentujące zresztą żadnych przekonań.
Pomimo to w takiej właśnie chwili, przy takim
nastroju opinii postawiony został po raz pierwszy i jedyny w ciągu lat 75-ciu
program unormowania stosunku Królestwa do Rosji w drodze dobrowolnego
porozumienia się rządu rosyjskiego z narodem polskim.
W istocie swej ten program, postawiony przez
Aleksandra Wielopolskiego, dążył do przywrócenia tego stosunku
prawnopolitycznego, jaki ustanowił Kongres wiedeński i jaki istniał do r. 1830.
Czy Wielopolski zmierzał do przywrócenia z czasem status quo z przed r.
1830 w całej pełni, z sejmem i osobnym wojskiem — trudno na to pytanie
stanowczo odpowiedzieć. Na razie, jako polityk realny, starał się możliwie
rozszerzyć zakres odrębności prawno-politycznej Królestwa za pomocą częściowej
zmiany stosunków i niewątpliwie dużo pod tym względem dokonał. A nawet udało mu
się pozyskać zgodę rządu na zasadnicze reformy w zakresie administracji,
samorządu miejscowego, szkolnictwa itd.
Odzyskanie samodzielności prawno-politycznej
Królestwa — jak wspomnieliśmy — mogło nastąpić albo wskutek interwencji
mocarstw, na Kongresie wiedeńskim podpisanych, albo wskutek przekonania cara,
że restytucja bodaj częściowa stosunku, istniejącego przed rokiem 1830 jest z
tych lub owych względów dla Rosji pożądaną. Wielopolski, przeświadczony, że
zarówno interwencja, jak walka legalna o utracone prawa jest niemożliwą, długo
czekał na sposobność zwrócenia się do cara, ale gdy się jej doczekał, wystąpił
od razu z gotowym programem.
Zdawało się, że warunki układają się bardzo
pomyślnie dla urzeczywistnienia tego programu. Aleksander II był bądź co bądź
indywidualnością dosyć wybitną. W młodości ulegał wpływom liberalnym, po
wstąpieniu na tron nosił się z planami reform, które miały odrodzić Rosję. Za
życia ojca odsunięty od bezpośredniego udziału w sprawach państwa, wyrobił
sobie pewne przekonania, co się monarchom rzadko zdarza. Wzorował się zresztą
nie na ojcu, ale na stryju Aleksandrze w pierwszych latach panowania.
Zamierzone na szeroką skalę reformy miały przede
wszystkim na celu dopuszczenie społeczeństwa do czynnego udziału w życiu
publicznym. Udział ten miał na razie zakres bardzo skromny, ale w dalszych
planach stało znaczne jego rozszerzenie. Reforma ogólna stosunków wewnętrznych
w państwie nic mogła też pominąć sprawy uregulowania stosunku ziem polskich do
tego państwa.
W społeczeństwie rosyjskim panował nastrój
podniosły, który się udzielał i sferom rządzącym. Wierzono, że zaczyna się dla
Rosji nowa epoka rozkwitu, odrodzenia. W kołach liberalnych sprawa polska była
nawet dosyć popularną.
Usposobienie samego cara, dążności jego
najbliższego otoczenia, nastrój społeczeństwa rosyjskiego, wreszcie kombinacje
dyplomatyczne sprzyjały kierunkowi pojednawczemu polityki rządu rosyjskiego w
Polsce. Już wówczas bowiem i w Petersburgu, i w Paryżu zjawiała się myśl
sojuszu rosyjsko francuskiego, a koniecznym jego warunkiem musiało być
zaspokojenie w pewnej mierze aspiracji Polaków.
Jednocześnie społeczeństwo polskie, gdy system
rządzenia znacznie złagodniał, chociaż zasadniczo się nie zmienił, zaznaczać
zaczęło swą żywotność narodową nie tylko w ciasnych szrankach legalnej
działalności zbiorowej, ale i w protestach politycznych, przybierających
charakter coraz bardziej burzliwy, pociągających coraz szersze masy. Te
protesty, przeważnie w formie manifestacji zbiorowych, wykazywały rządowi
niebezpieczeństwo, jakiem grozi Rosji sprawa polska, przypominały konieczność
jak najrychlejszego jej unormowania.
W tym stanie rzeczy dosyć łatwo zgodzono się na
program Wielopolskiego, nie zwracając bodaj uwagi na konieczną jego
konsekwencję — przywrócenia w możliwie pełnym zakresie stosunku istniejącego
pomiędzy Królestwem Polskim a cesarstwem rosyjskim do r. 1830. Do urzeczywistnienia
tej konsekwencji Wielopolski wytrwale i systematycznie dążył, biorąc za normę
stosunku Statut Organiczny z r. 1832, nie zaś konstytucję z r. 1815, w
ówczesnych bowiem warunkach o przywróceniu jej nie mogło być mowy.
Jakoż istotnie w ciągu krótkich swoich rządów
Wielopolski znacznie rozszerzył uszczuplony przez Mikołaja I zakres
samodzielności autonomicznej Królestwa. W sprawie odrębności prawno-politycznej
Królestwa był on nieprzejednanym, walczył o nią z rządem rosyjskim z właściwym
mu uporem. Stojąc na gruncie prawnym, odłączał sprawę Królestwa od sprawy
polskiej na Litwie i Rusi, w słusznym zresztą przekonaniu, że uregulowanie
stosunku Królestwa do państwa musi z konieczności pociągnąć za sobą zmiany
doniosłe w położeniu narodowym Polaków w Krajach Zabranych.
Istniało wszakże głębokie nieporozumienie pomiędzy
Petersburgiem a margrabią w pojmowaniu jego programu. Wielopolski był
przekonany, że zarówno konieczność historyczna, jak interes narodu polskiego
wymaga pojednania się z Rosją. Ale to pojednanie może nastąpić jedynie pod
warunkiem zapewnienia narodowi polskiemu koniecznej samodzielności prawno-politycznej,
która daje się pogodzić z interesem prawdziwym państwa rosyjskiego. Jemu
chodziło przede wszystkim o trwałość tego stosunku, w którym widział jedyną
nadzieję lepszej przyszłości swego narodu.
W Petersburgu zaś traktowano program Wielopolskiego
jedynie jako trafną kombinację polityczną, pożądaną w danej chwili, bo
uwalniającą rząd od kłopotów, jakie mu sprawa polska zarówno w polityce
wewnętrznej jak zewnętrznej przyczyniała, i zadawalającą, jeżeli się tak
wyrazić można, ambicje liberalne Aleksandra II.
Wielopolski nie umiał i nie mógł przekonać
rosyjskich mężów stanu, że uregulowanie na zasadzie odrębności
prawnopolitycznej stosunku ziem polskich do Rosji jest dla niej pożądanym i
również koniecznym. Nie mógł przekonać, bo i z rosyjskiego, i z polskiego
punktu widzenia ta kombinacja nie była bynajmniej jedyną, jak się
Wielopolskiemu wydawało w wyłącznym, niemal fanatycznym przejęciu się ideą
polityczną, która powstała w jego głowie, jako wynik długoletnich rozmyślań i
walk duchowych. I nie przekonałby ich nawet, gdyby puścił był wodze swej, tak
bezwzględnie powściąganej fantazji, gdyby im ukazał w dalszej perspektywie
plany, które już Czartoryski podsuwał Aleksandrowi I, plany, które z naszej
strony przedstawiają się w postaci zjednoczenia wszystkich ziem polskich w
związku z Rosją, a z rosyjskiej — w postaci korzystnych dla potęgi państwa
nabytków terytorialnych, z widokami dalszego ich w kierunku zachodnim
rozszerzania.
Bo polityka rosyjska, chociaż i w tę stronę w
pożądliwych fantazjach zaborczych wzrok czasem zapuszcza, inne miała wtedy i
później, ważniejsze i pilniejsze interesy i zadania. W inną stronę pchała ją
tradycja państwowa i inne w ogóle, powodzeniem dotychczasowym uświęcone,
zalecała jej metody działania. W historii Rosji stałem i wyraźnym jest dążenie
do centralizacji państwowej i unifikacji narodowej. W tym duchu idzie świadoma
myśl państwowa i bezwiedne instynkty narodu, idzie interes rządzącej w Rosji
klasy urzędniczej.
I gdyby nawet udało się było Wielopolskiemu
opanować ruch narodowy i program swój przeprowadzić, stosunek Królestwa do
państwa rosyjskiego nie utrwaliłby się bynajmniej. Nawet przywrócenie w całej
pełni takiego stosunku, jaki postanowienia Kongresu wiedeńskiego i konstytucja
z r. 1815 normują, nie uchroniłoby Królestwa od zamachów późniejszych na jego
samodzielność, a żywiołu polskiego na Litwie i Rusi od zamachów na jego
narodowość, jak nie uchroniło przed r. 1830. Bo nie uchroniły przecie podobne
gwarancje Finlandii i prowincji nadbałtyckich od stosowania w tych krajach
polityki rusyfikacyjnej, od bezwzględnego burzenia ich odrębności. Logika
dziejów, właściwości ustroju państwa rosyjskiego kierują politykę jego wobec
narodów podbitych na tę drogę, z której Rosją nie zejdzie, dopóki jej siła
faktów do tego nie zmusi.
Program Wielopolskiego odrzuciło społeczeństwo
polskie. Nie zsolidaryzowały się z jego myślą przewodnią te nawet umiarkowane i
przeciwne ruchowi zbrojnemu żywioły, które oceniały doniosłość polityczną
rozszerzenia autonomii kraju. Nie wchodzi zresztą w zakres tej pracy
wyjaśnianie szczegółowe tych różnorodnych czynników, które w ówczesnych
warunkach spowodować musiały niepopularność programu. Polityka narodowa polska
poszła drogą, którą po r. 1830 wybrała, i nastąpiła katastrofa 1863 r.
Rezultatem katastrofy było nie tylko obalenie programu Wielopolskiego, ale i
tej odrębności Królestwa, której zakres zdążył on podczas krótkich swoich
rządów znacznie rozszerzyć.
Zaczął się okres, trwający do dziś dnia, burzenia
autonomii Królestwa, tępienia nie tylko resztek odrębności politycznej, ale i
odrębności narodowej. Nie będziemy charakteryzowali polityki rosyjskiej i
systemu rządzenia krajem w tym okresie, bo niejednokrotnie, dokładniej i
obszerniej, a zwłaszcza dosadniej, niż byśmy to dziś zrobić mogli, istotę tej
polityki i jej skutki określano. Ze ślepą zawziętością, z barbarzyńską żądzą
niszczenia znoszono te nawet odrębne urządzenia Królestwa, które doskonale potrzebom
państwa odpowiadały. Z tępieniem odrębności Królestwa, z rujnowaniem dorobku
naszej pracy politycznej i kulturalnej, syzyfową zaiste pracą, w ciągle
zmieniających się i tak trudnych warunkach gromadzonego — szło równolegle
wprowadzanie urządzeń i zarządzeń nowych, według wzoru rosyjskiego, nie
przystosowanych do warunków naszego życia, nie odpowiadających ani jego typowi,
ani poziomowi. Nie tylko niszczono warunki, w których życie narodu najlepiej
rozwijać się mogło, ale przemocą wtłaczano to życie w warunki inne, które jego
rozwój powstrzymywały lub wypaczały.
Ten system polityki rosyjskiej w ciągu lat 40 nie
uległ żadnej zmianie. Zmieniali się cesarze na tronie rosyjskim i wielkorządcy
na Zamku w Warszawie, ale w systemie nie się zasadniczo nie zmieniało. Były
tylko krótkie przerwy w potęgowaniu systemu, rytmiczne wypadki lub podnoszenia
się energii jego wykonywania. Dopiero wprawdzie w ostatnim dwudziestoleciu
rozwinął się ten system w całej pełni, ale już w pierwszych czasach po
powstaniu, w działalności zwłaszcza Komitetu Urządzającego, w pomysłach
Milutina i Czerkaskiego, widzimy wszystkie znamienne jogo rysy. Linio główne
polityki rusyfikacji i „objedinienija" od razu zostały nakreślone,
tylko przeprowadzenie ich wymagało dłuższego czasu.
Ten fakt, że system obecnej polityki rosyjskiej w
Polsce bezpośrednio po stłumieniu powstania 1863 r. był w swej istocie, w swych
głównych zarysach już gotowy i że go od razu stosować zaczęto i stosowano do
ostatniej chwili z bezwzględnością i systematycznością, tak niewłaściwą
charakterowi rosyjskiemu — ten fakt dużo mówi. A mówi mianowicie, że po stronie
rosyjskiej nie widziano wcale konieczności oparcia stosunku narodu polskiego do
Rosji na uznaniu jego narodowej odrębności i samodzielności prawno-politycznej Królestwa.
To, co dla Wielopolskiego było jedyną możliwą normą tego stosunku, jedyną
rękojmią jego trwałości, w Petersburgu uważano tylko za próbę zażegnania
niebezpiecznego i niepożądanego dla państwa zatargu. Próba się nie udała, więc
program Wielopolskiego przekreślono i powrócono do dawnego systemu polityki
rosyjskiej, do jej tradycji i rutyny. Tylko ten dawny system zmieniono, a
raczej rozwinięto, dano mu podkład narodowy. Bo od czasów Mikołaja I przybył do
samodzierżawia i prawosławia, czy rozrósł się tylko trzeci filar państwowości
rosyjskiej „narodnost”. Stan zaś społeczeństwa polskiego po katastrofie
1863 r. pozwalał bezwzględnie ten system stosować i zadania jego rozszerzać.
II.
W grudniu 1863 r., kiedy już było pewnym ostateczne
stłumienie zbrojnego ruchu, Mikołaj Milutin powołany został do Petersburga dla
wygotowania projektów możliwie najściślejszego zjednoczenia Królestwa z Rosją.
Już w styczniu roku następnego utworzony został w Petersburgu przy boku cara „Komitet
do spraw Królestwa Polskiego”, ze szczególnym ze względu na swą nazwę zadaniem
obmyślenia takiego systemu zarządu krajem, żeby odrębnych od rosyjskich spraw
Królestwa Polskiego nie było wcale. Do pomocy mu stanął w Warszawie „Komitet
urządzający”, znów ze specjalnym zadaniem zdezorganizowania przede wszystkim
autonomii Królestwa. W dwa lata później zwinięto sekretariat stanu Królestwa
Polskiego, w r. 1867 zniesiono Radę Stanu Królestwa, następnie Radę
administracyjną i w ukazie carskim zapowiedziano zniesienie wszystkich władz
centralnych krajowych i przekazanie ich czynności organom centralnym,
ogólno-państwowym. Jakoż niebawem z 4 komisji rządowych (ministeriów) zniesiono
najprzód komisję oświecenia, zamieniono Szkolę Główną na uniwersytet rosyjski,
w r. 1872 zastosowano do gimnazjów ustawę rosyjską. W marcu 1868 zniesiono
komisję spraw wewnętrznych, w 1869 komisję skarbu, a raczej zastępujący ją od
dwóch lat tj. od chwili skasowania odrębnego budżetu Królestwa — tymczasowy
zarząd skarbowy. Najdłużej, bo. do r. 1877 utrzymała się komisja
sprawiedliwości, bo rząd obawiał się wprowadzenia do Królestwa ogólno-rosyjskiej
organizacji sądowej, uważanej za zbyt liberalną. Jednocześnie zwinięto
istniejące w Warszawie IX i X departamenty Senatu. Zaprowadzono nie tylko
organizację ale i ogólną rosyjską procedurę sądową.
W tym samym okresie czasu zorganizowano ściśle
według wzoru rosyjskiego wszystkie władze niższe, z wyjątkiem jedynie
administracji powiatowej i gubernialnej, której wobec skomplikowanych zadań i
wyjątkowego położenia kraju nie można było dostosować do zbyt prostego typu
rosyjskiego. Ma się rozumieć, posady lepiej płatne, a z biegiem czasu i
najniższe starano się obsadzić wyłącznie Rosjanami we wszystkich gałęziach
służby publicznej. W r. 1865 wydano ustawę o duchowieństwie świeckim, poddającą
je surowej kontroli i samowoli administracji, skasowano klasztory a sprawy
wyznań obcych,, do których zaliczono i panujące w kraju rzymsko-katolickie,
przekazano departamentowi wyznań obcych w Petersburgu. W kilka lat później
przeprowadzono, wiadomo jakimi środkami, „dobrowolne połączenie unitów” z
prawosławiem. Robota burzycielska szła tak szybko, że już w r. 1871 można było
zwinąć Komitet Urządzający, a w r. 1876 — Kancelarię cesarską do spraw
Królestwa Polskiego, tylko Komitet do spraw tegoż Królestwa przetrwał kilka lat
dłużej, do r. 1881.
W r. 1876 po przeprowadzeniu organizacji sądowej
dzieło „zjednoczenia” Królestwa z Rosją zostało dokonane. Pozostały tylko
resztki odrębnych urządzeń, do czasu tolerowane. Już w r. 1874 można było
znieść godność namiestnika i naczelny zarząd kraju objął generał-gubernator.
Nawet nazwę Królestwa Polskiego usiłowano odtąd zastępować nazwą „Kraju
Nadwiślańskiego”.
Zaczęło się teraz utrwalanie dzieła przez wytężoną
rusyfikację. Usunięty z urzędów, sądów, szkół i w ogóle z życia publicznego
język polski zaczęto tępić i prześladować nawet w sferze życia prywatnego. Po
rusyfikacji władz rządowych przyszła kolej na instytucje prywatne, ale mające
charakter publiczny, wreszcie na nie mające nawet tego charakteru, jak różne
towarzystwa przemysłowe, handlowe, dobroczynne itd. Po zburzeniu resztek
odrębności prawno-politycznej, nastąpiło zniesienie odrębności administracji,
wreszcie niszczenie odrębności narodowej nawet w jej czysto zewnętrznych
objawach. Nie dla scharakteryzowania polityki rosyjskiej i rosyjskiego systemu
rządzenia w Królestwie, bo to nie jest naszym zadaniem, przytoczyliśmy powyższe
fakty w pobieżnym wyliczeniu. Ten suchy wykaz nie daje pojęcia o warunkach, w
jakich się burzenie samodzielności Królestwa i jednoczenia go z Rosją odbywało.
A trzeba uprzytomnić sobie te warunki, tę atmosferę bezprawia i przemocy, która
nad krajem ciążyła, tę taktykę pastwienia się i znęcania, straszenia i
znieprawiania, żeby zrozumieć należycie bierność, z jaką społeczeństwo polskie
znosiło bez oporu, nawet bez protestu obdzieranie go z praw i systematyczne
unicestwianie jego indywidualności narodowej.
Oszołomione po pogromie 1863 r., obezwładnione
grozą srożącego się nad nim terroru, pozbawione najlepszych sił, zgnębione materialnie
w tej zwłaszcza warstwie, która głównie reprezentowała myśl narodową, tradycję
i rutynę życia publicznego — społeczeństwo polskie w zaborze rosyjskim wpadło w
zupełną bierność i bezmyślność polityczną. To nie jest bynajmniej przesada:
każdy kto sięga pamięcią w czasy, które nastały bezpośrednio po powstaniu,
przyzna nam słuszność. Zupełna apatia ogarnęła najlepsze właśnie w
społeczeństwie żywioły, które po pogromie ocalały. Gorsze przystosowywały się
do warunków, ale te żadnej myśli politycznej nie miały. Ten zanik myśli
politycznej był zresztą objawem koniecznym, chociaż dziś wydaje się wielu tak
nienaturalnym, niemal potwornym.
Polityka, dążąca do zdobycia niepodległości za
pomocą zbrojnego powstania, doprowadziła do strasznego pogromu, pomimo wysiłków,
zapału, energii, poświęcenia. Nadzieje na interwencję obcą zawiodły. Zemsta
zwycięskiego wroga ciężyła nad krajem spustoszonym, zrujnowanym, wyczerpanym z
sił. Taki fakt, jak uwłaszczenie włościan, którego doniosłość dla przyszłości
narodu dziś oceniamy, wydawał się wówczas zabiciem wszelkich na tę przyszłość
nadziei. „Chłop, przez rząd uwłaszczony, słuchający ślepo komisarza i
naczelnika powiatu, to, niestety, finis Poloniae, bo tego chłopa nawet
Kościuszko, gdyby zmartwychwstał, do walki za wolność nie poruszy”. Oto jak
myśleli ludzie współcześni i nie pierwsi lepsi.
Nie tylko niemożliwość walki zbrojnej stawała się
coraz oczywistszą, ale i złudność nadziei na interwencję Europy. W r. 1867
nastąpił pogrom Austrii przez Prusy, w r. 1870 pogrom Francji. Zmieniły się
zupełnie stosunki międzynarodowe a zmieniły na niekorzyść naszą.
Przeżytki poprzedniej epoki pocieszały się
wspomnieniami, łudziły nadziejami, na Napoleona, a potem na Austrię, nawet na
Bismarcka. Ludzie poważni i trzeźwi żadnej nadziei nic mieli. Ale i żadnej
myśli politycznej.
Tej polityki, która po r. 1830 doprowadziła do r.
1863 nie można było prowadzić. Ale nie można było wrócić i do tej, którą
zalecał program Wielopolskiego. Nawet polityka biernego wyczekiwania, która
właściwie nie jest żadną polityką, a która odpowiadała powszechnemu
przygnębieniu i apatii, przybierała jakiś charakter rozpaczliwy, beznadziejny.
Bo cios po ciosie spadał i druzgotał wszystkie instytucje publiczne, z którymi
społeczeństwo się zżyło, które w znacznej mierze były wytworem jego ducha,
niszczył dorobek polityczny i kulturalny narodu. Nie można porównywać tej epoki
z epoką po r. 1830. "Wówczas zabrano społeczeństwu samodzielność
polityczną, teraz je obdzierano z resztek samodzielności narodowej. Wówczas
pozostawała nadzieja, podsycana wspomnieniami przegranej wprawdzie ostatecznie,
ale opromienionej wielu świetnymi tryumfami, bohaterskiej walki, ożywiana
echami powszechnego w Europie wrzenia. Teraz były tylko wspomnienia strasznej,
rozpacz tylko budzącej klęski i żadne echa nie budziły nadziei.
Przez lat kilkanaście po r. 1863 społeczeństwo
polskie nie tylko żadnej polityki nie miało ale i żadnej myśli politycznej,
zarówno w starszym, jak w młodszym pokoleniu, w tym, które żyło i działało
przed r. 1863, i w tym, które młodzieńczymi, ale już orientującymi się w
zjawiskach życia oczami patrzyło na katastrofę, odczuwało i zaczynało rozumieć
jej skutki. To ówczesne młode pokolenie wydało cały szereg ludzi wybitnych,
niezwykle nawet uzdolnionych, którzy zasłynęli w literaturze, w nauce i wielu
innych dziedzinach pracy umysłowej lub działalności praktycznej. Otóż między
tymi ludźmi niema ani jednego z głową polityczną, chociaż są tacy którzy mają
temperament polityczny, a nawet wybitne zdolności publicystyczne. Pochodzi to
stąd, że wychowali się i dojrzeli w epoce zupełnej politycznej bezmyślności.
Niwa myśli i pracy politycznej tak długo leżała
odłogiem, że wyjałowiała zupełnie i porastać ją zaczęły szkodliwe chwasty.
Literatura polityczna tej epoki, o ile o niej może być mowa, składa się
przeważnie z okazów patologicznych, jak głośna broszura radcy stanu
Krzywickiego lub rozmaite majaczenia słowianofilskie.
Kiedy dorastać zaczęło pokolenie, o którym
powiedziano, że miało już nerwy wypoczęte, miało mięśnie prężące się do czynu,
pokolenie, dla którego rok 1863 był tylko barwnym wspomnieniem lat dziecinnych,
które wyrastało już w tym stanie rzeczy, jaki po powstaniu zapanował, to
pokolenie, gdy budzić się w nim zaczęła ciekawość do spraw publicznych,
znalazło się w strasznym zaiste położeniu. Tych myśli politycznych, które się w
jego głowach wytwarzać zaczęły, nie było o co oprzeć, nie było u kogo zasięgnąć
rady, ani wskazań. Pozwolę tu sobie przytoczyć wspomnienie osobiste. Gdy około
trzydzieści lut temu, jako młodziutki, pierwszoroczny student prawa, nie mogąc
znaleźć odpowiedzi na żywo zajmujące mię pytania: co robić należy, jaką
polityki; powinno społeczeństwo polskie prowadzić? — zwróciłem się z prośbą o
radę do bardzo mi życzliwego, członka b. Rady Stanu Królestwa, człowieka
niewątpliwie wybitnego, otrzymałem taką odpowiedź: „Mój chłopcze! Myślcie wy
młodzi sami, a chociaż wymyślicie jaką niedorzeczność, to będzie ona mądrzejsza
od tego, co my wam powiemy. Ja jestem ślepy, bo nie widzę żadnej drogi dla
narodu, ja jestem głupi, bo nie mogę sobie wymyśleć żadnej nadziei”. Machnął
ręką i odwrócił się, żeby ukryć łzy, które mu w oczach stanęły.
Ten wyznał szczerze, co myśleli inni powołani do
udzielania narodowi wskazań politycznych, którzy milczeli.
Mówi się teraz w niektórych pismach o ludziach,
którzy jakoby „w ciągu lat 40 nie pracowali naprężno”, nawracając społeczeństwo
do programu Wielopolskiego, wpajając w nie przekonanie, „że z Warszawy można
się upominać jedynie o prawa narodowe Królestwa i że te prawa nie mogą sięgać po
za zakres rozległej autonomii”.
To są po prostu drwiny z ludzi, którzy pamiętają
ówczesny nastrój społeczeństwa. Było ono tak sterroryzowane i, co gorsza, tak
zgnębione i upadłe na duchu, że nie tylko nie śmiało upominać się o cokolwiek,
ale po prostu lękało się nawet myśleć o tym, jaki los je czeka, do jakiego
rezultatu polityka rządu rosyjskiego prowadzi. Z radością wrócono by do tego
stanu rzeczy, jaki istniał za rządów Wielopolskiego, a nawet do tego jaki
istniał za Paskiewicza. Marzono chyba o tym, żeby rząd zaprzestał
burzycielskiej roboty, pofolgował w ucisku, żeby dał odetchnąć społeczeństwu,
ale nie o jakichś prawach, zwłaszcza o takich, które by „sięgały po za zakres
rozległej autonomii Królestwa”.
Gdzież byli ci wyznawcy programu Wielopolskiego, co
robili, żeby zapobiec burzeniu tego wszystkiego, co Wielopolski stworzył lub
odbudował? Przecie dziś jest faktem wiadomym, że wykonawcy polityki rządu w
Królestwie szli samowolnie dalej, niż ten rząd zamierzał, że my sami
wyrzekaliśmy się praw, których nam nawet nie odbierano. Tak było w samorządzie
gminnym, w sądownictwie, w szkolnictwie. Społeczeństwo w osłupieniu patrzyło,
jak jo obdzierano z praw i instytucji narodowych, i nie tylko nie
przeciwdziałało tej robocie, ale samo ją nieraz ułatwiało.
I kogo trzeba było przekonywać o potrzebie miarkowania
dążeń narodowych. Czy starsze pokolenie, znękano, pogrążone w apatii, w sennym
marazmie, czy młode, które wtedy tworzyło i głosiło program pracy organicznej,
będący zaprzeczeniem wszelkich aspiracji politycznych, czy najmłodszych, wśród
których budząca się myśl polityczna, reakcja patriotyczna w takiej oto wyraziła
się formie, że najbardziej uświadomieni, bo przedstawiciele pierwszych kółek
tajnych na uniwersytecie, zamówili w r. 1877 nabożeństwo żałobne za duszę
zmarłego w tym czasie Wielopolskiego w naiwnym przekonaniu, że manifestują tom
wystąpienia swoje uczuciu
narodowo wobec rządu rosyjskiego i społeczeństwa polskiego.
Dopiero później dorobiono do programu pracy
organicznej glosę, wyjaśniającą, że w zalecanej w nim „pracy u podstaw” tkwiła
jakoby mądra i patriotyczna myśl przygotowania powolnego przez oświatę i
dobrobyt sił w narodzie do działalności politycznej. I dopiero później znaleźli
się rzekomi epigonowie Wielopolskiego, którzy zresztą dlatego jedynie musieli
przekonywać społeczeństwo do jego programu, że wzięli z tego programu to
wszystko, co stanowiło jego ujemną stronę, co było niepotrzebnym lub nawet
szkodliwym dodatkiem, co wynikało z indywidualnych poglądów margrabiego, z
właściwości tego niepospolitego ale jednostronnego umysłu, z wad tego silnego
ale tak niesympatycznego charakteru. Pominęli natomiast istotę programu,
mianowicie oparcie stosunku Polaków do państwa rosyjskiego na uznaniu
samodzielności prawno-politycznej Królestwa, pominęli i to, co było duszą
programu i co w oczach naszych wiele win i błędów Wielopolskiego odkupuje —
mocne poczucie indywidualności narodowej polskiej. Nie Wielopolski, mąż stanu,
naczelnik rządu cywilnego Królestwa, ale zrozpaczony i rozczarowany rozbitek
epoki 1830 r., pogrążony w samotnych rozmyślaniach w Chrobrzu doktryner
polityczny, szarpany wątpliwościami i uczuciem zemsty autor „listu szlachcica
polskiego do Metternicha” — jest dla nich mistrzem i wzorem. Od niego wzięli
sentymentalny i nie mający dziś wartości politycznej frazes o «pojednaniu się»
Polaków z Rosją, wyrzekanie się wszelkiej myśli o niepodległości, wreszcie
lekceważenie opinii i uczuć narodowych.
To wszystko zjawiło się później. Przez kilkanaście
lat po powstaniu nie polityka kierowała postępowaniem społeczeństwa, ale
instynkt zachowawczy, zazwyczaj nawet nieuświadomiony. Ten instynkt kazał
cierpliwie czekać i pracować, byle przetrwać, zalecał zamknąć się społeczeństwu
w swej odrębności a nawet wyłączności narodowej.
Kraj tymczasem wskutek pomyślnego zbiegu
okoliczności i swego położenia geograficznego zaczął się po r. 1870 rozwijać
ekonomicznie, wyrastał wielki przemysł, zjawiły się koniunktury korzystne dla
rolnictwa, ożywił się handel. Rozwój ekonomiczny z konieczności wywołać musiał
zajęcie się sprawami społecznymi a poniekąd i politycznymi. Ożywiony ruch
narodowy w zaborze pruskim, wywołany walką kulturalną, odrodzenie życia
narodowego w Galicji oddziaływały również na społeczeństwo polskie w zaborze
rosyjskim, dodawały otuchy i nadziei.
Jednocześnie ucisk polityczny na czas jakiś zwolniał,
w Rosji zaś w ostatnich latach panowania Aleksandra II ujawnił się wyraźny ruch
opozycyjny i nawet rewolucyjny, a w sferach rządowych zarysowało się dążenie w
kierunku liberalnym. Wreszcie wojna turecka poruszyła uczucia i umysły w
Polsce, po tej zaś wojnie tak się ułożyły stosunki międzypaństwowe i takie
powstały kombinacje polityczne, że sprawa polska pozyskiwała w nich pewne
znaczenie, przynajmniej przestała być quantié négligeable.
Wtedy dopiero zjawił się pewien ruch polityczny,
zrazu czysto teoretyczny, że tak powiem «papierowy». Ukazywać się zaczęły różne
programy i „wskazania polityczne”, bardzo zresztą ogólnikowe, w formie
artykułów, broszur, nawet książek. Zaczęła się wymiana myśli politycznych w
społeczeństwie.
Tymczasem dorastało i z każdym rokiem zwiększało
się liczebnie to pokolenie, którego skłonności umysłowe i temperament parły je
do zajmowania się sprawami politycznymi. Już około r. 1875 tworzą się na
uniwersytecie warszawskim tajne kółka, których uczestnicy zaznajamiają się najprzód
z literaturą polityczną, zwłaszcza patriotyczna polską. Wśród tej młodzieży,
rwącej się do działalności realnej, wytwarza się dążenie do zajęcia się ludem,
zwłaszcza wiejskim, do szerzenia w tej warstwie oświaty i uświadomienia
narodowego.
W takiej chwili występuje na widownię ruch
socjalistyczny, importowany do nas raczej ze Wchodu, niż z Zachodu. Pociąga on
młodzież, bo daje ujście jej dążeniu do czynnej pracy politycznej. Oprócz wielu
ujemnych, ma tę dodatnią stronę, że nie tyle bezpośrednio, swoich wyznawców,
ile pośrednio, społeczeństwo samo zmusza do zajmowania się zagadnieniami i
sprawami polityki narodowej.
Po krótkiej chwili wytchnienia danej społeczeństwu
polskiemu, zaczyna się znowu okres wzmożonej już rusyfikacji. Polityka rosyjska
przybiera wyraźnie charakter eksterminacyjny, otwarcie dąży do zabicia
indywidualności narodowej. Ale już społeczeństwo było inne, zdolne do reakcji,
jeżeli nie czynnej jeszcze, to duchowej. W organizmie narodowym dokonała się
już przemiana materii, wytworzyły się w nim żywioły, w których budzi się myśl
polityczna. Wobec grozy położenia już nie instynkt zachowawczy, ale myśl
świadoma szuka dróg ratunku. Nawet ów instynkt przybiera postać polityczną,
tzw. programu biernego oporu. Powstanie trójprzymierza i zaostrzenie się
stosunku Austrii i Niemiec do Rosji rozwija w szerokich warstwach austrofilstwo
na tle nadziei, że wielka wojna zmieni położenie polityczne ziem polskich.
W tym kierunku szły zwłaszcza żywioły, które
później poszły za programem polityki ugodowej z rządem rosyjskim. Do tej
polityki nie było warunków wobec zdecydowanie wrogiej postawy rządu. Młodzież
pociągają prądy rewolucyjno-socjalistyczne.
Ale coraz
silniej odzywa się w społeczeństwie poczucie, że musimy sami się ratować, że
musimy liczyć na własne siły. To jest skutek przyrostu tych sił.
W takiej chwili powstaje „Liga Narodowa” (właściwie
„Liga Polska”) z programem ogólnym polityki czynnej, walki codziennej, której
przyświeca ideał narodowej niepodległości. Koło niej powoli skupiać się
zaczynają żywioły, które później wytworzyły kierunek demokratyczno - narodowy.
Te żywioły już w społeczeństwie istnieją, ale nie skupione i nieuświadomione.
Raczej instynktownie niż świadomie, szukając źródła siły narodowej,
społeczeństwo inteligentne zwraca się do ludu. Beletrystyka, dziennikarstwo,
nawet nauka coraz częściej i żywiej zajmuje się ludem. Temu ruchowi trzeba dać
tylko myśl polityczną.
Prawdziwie politycznych programów nie tworzy się z
głowy. One powinny być tylko sformułowaniem i uświadomieniem istniejących już
dążeń i interesów.
Liga Narodowa nie poszła zwykłym torem organizacji
spiskowych, starających się skupiać w imię swych haseł jak najliczniejsze siły
dla osiągnięcia konkretnego celu. Takiego konkretnego celu Liga nie miała, bo
ani bezpośrednio ani pośrednio nie dążyła do wywołania zbrojnego ruchu.
Przybrała od razu charakter polityczno-wychowawczy. Zadaniem jej pierwotnym
było uświadamianie polityczne i organizowanie do pracy narodowej warstw
inteligentnych i budzenie poczucia patriotycznego wśród ludu. Ta działalność
rozwijała się powoli ale stale, chociaż przez dłuższy czas rola Ligi i jej
programu politycznego nie bardzo była widoczną w życiu. Program wszakże Ligi,
nie pisany, ale wcielany w pracę realną, stał się punktem orientacyjnym, koło
którego skupiać się zaczęła myśl polityczna narodu. Nie było jeszcze
zorganizowanego stronnictwa, ale był już bardzo wyraźny w społeczeństwie
kierunek demokratyczno-narodowy — i w metodzie politycznego myślenia, i w
metodzie działania.
Teraz nadszedł czas sformułowania programu Ligi i
rozszerzenia zakresu jej zadań. I program, i zadania polityki realnej rozwijały
się równolegle z życiem, przystosowywały do jego wymagań, do zmieniających się
warunków.
Zmiana monarchy na tronie rosyjskim obudziła
nieśmiałe nadzieje w społeczeństwie polskim na możliwość zmiany systemu
rządzenia. Jak zwykle w podobnych wypadkach bywa, nastąpiło istotnie pewne
zwolnienie w polityce bezwzględnego ucisku. Wtedy zaznaczył się w
społeczeństwie polskim kierunek ugodowy, który istniał w stanie potencjalnym,
ale w dotychczasowych warunkach nie mógł wystąpić. Inspiratorami jego i
właściwymi twórcami byli zrosyjszczeni duchowo Polacy, którzy nie mieli nigdy
poczucia narodowego lub je zatracili.
Ale opowiedziały się przy nim różnorodne żywioły, przede
wszystkim te, duchowo słabe, które w siłę własnego narodu nie wierzą, a które
zdążyły się już rozczarować w swoich nadziejach na Austrię. Następnie program
ugodowy znalazł wielu zwolenników w tych grupach ludności, które ze względu na
swe interesy osobiste lub klasowe szukać muszą jakiegoś modus vivendi z
władzami rosyjskimi, z rządem.
Ta polityka nie miała nic wspólnego z programem
autonomicznym Wielopolskiego, była raczej jego negacją. Sprawy stosunku Polaków
do państwa rosyjskiego nie stawiała wcale na gruncie prawno-politycznym. Nie
powoływała się na prawo lecz odwoływała się do łaski. Jeżeli, jak ktoś słusznie
określił, program Wielopolskiego był kapitulacją wobec wroga, a więc bądź co
bądź umową obie strony obowiązującą, to program ugodowców był zdaniem się na
laskę i niełaskę, połączonym z upokarzającą prośbą o litość. Tkwiącemu w
programie Wielopolskiego poczuciu państwowości polskiej, której surogatem miała
być zupełna samodzielność prawno-polityczna Królestwa, program ugodowców
przeciwstawiał: równouprawnienie Polaków z Rosjanami, a więc rozciągnięcie na
Królestwo praw i urządzeń rosyjskich, „wejście Polaków do środka państwa”,
czyli innymi słowy całkowite zespolenie polityczne.
Ale i na takich warunkach rząd rosyjski nie chciał
«ugody», gdy się zwłaszcza przekonał, że w społeczeństwie polskim ugodowcy nie
mają silnego oparcia, że nie mogą przeciwdziałać skutecznie stronnictwom
narodowym i rewolucyjnym, opierającym się na ludności wiejskiej i robotniczej i
na przeważnej części inteligencji.
W walce z polityką ugodową i pokrewnymi jej
prądami, oraz ze znieprawieniem umysłowym i moralnym, jakie ta polityka szerzy,
kierunek demokratyczno-narodowy nie tylko wyjaśnił się i pogłębił, ale i
rozszerzył znacznie zakres swego oddziaływania.
Nadszedł czas sformułowania polityki realnej
stronnictwa demokratyczno-narodowego w zaborze rosyjskim.
Licząc się z warunkami istniejącymi, co nie oznacza
wcale godzenia się na nie, trzeba było zarówno stanowczo wystąpić nie tylko
przeciw polityce ugodowej, jak i przeciw polityce rewolucyjnej, pośrednio lub
bezpośrednio zmierzającej do wywołania zbrojnego powstania. Bo niemożliwość
powodzenia zbrojnego ruchu była i jest aż nadto oczywistą nie tylko ze względów
militarnych ale i ze względów politycznych, mianowicie układu stosunków
międzypaństwowych. Pozostawała więc jedyna droga, jedyna polityka — walki z
rządem rosyjskim o prawa narodowe, prowadzonej zarówno środkami i sposobami
legalnymi, jak nielegalnymi, o ile stosowanie ich okaże się koniecznym. Ta
walka oprócz bezpośredniego celu — wywalczania od rządu rosyjskiego ustępstw,
rozszerzających zakres naszych praw narodowych, miała również ważny cel
pośredni — organizowanie społeczeństwa i zaprawianie go, zwłaszcza warstw
ludowych do zbiorowego działania politycznego. Uświadomienie i wciągnięcie do
walki o prawa narodowe ludu dało stronnictwu demokratyczno narodowemu siłę
realną, z którą rząd rosyjski liczyć się musi.
Uznając, że jedynie niezależność państwowa jest tą
formą bytu politycznego, która zapewnia narodowi swobodny i wszechstronny
rozwój sił jego, ale licząc się zarazem z warunkami realnymi i z koniecznością
nadania jednolitego charakteru walce o prawa narodowe, która łatwo przejść
mogła w bezładną partyzantkę polityczną, już w pierwszym programie stronnictwa
zaznaczono dążenie do samodzielności prawno politycznej Królestwa i
zabezpieczenia żywiołowi polskiemu w Krajach Zabranych praw narodowych,
odpowiadającego jego sile liczebnej, kulturalnej i społecznej i jego roli
historycznej.
To dążenie w drugim wydaniu programu, gdy zadania
naszego stronnictwa rozszerzyły się i skomplikowały, znajduje się już w postaci
sformułowanego postulatu.
Wydawać się mogło kilka lat temu, że i ten cel
bliższy nie jest bynajmniej realnym. Wypadki atoli ostatniego roku przekonały,
że urzeczywistnienie tego celu nawet w bliskiej przyszłości nie jest
niemożliwym. Z koniecznością nadania pewnej autonomii Królestwu godzić się już
dziś zaczyna opinia rosyjska nie tylko w kolach opozycyjnych, i nie zasada już
jest sporną, ale zakres jej zastosowania. Z drugiej strony wobec wzrostu
anarchii w państwie rosyjskim, i opór ze strony rządu prawdopodobnie nie będzie
zbyt silny, o ile nasze społeczeństwo zdobędzie się na stanowczą i solidarną
politykę w tej sprawie.
Odróżnienie w postulatach naszych Królestwa od
Krajów Zabranych na pozór wydawać się może sprzecznym z ogólnopolskim
charakterem stronnictwa, z głoszoną przez nie zasadą jedności narodowej i praw
historycznych.
Różne atoli względy i to nie tylko taktyczne, ale i
zasadnicze przemawiają za tym odróżnieniem. A więc najprzód nie tylko rząd
rosyjski, ale i opinia rosyjska stanowczo oddzielają sprawę Królestwa od sprawy
Krajów Zabranych, które, bez żadnej zresztą zasady, uważają za „odwiecznie
rosyjskie”, i opierają swe roszczenia do nich na prawach historycznych. Z tym
względem bądź co bądź należy się liczyć, żądanie bowiem połączenia z Królestwem
w jedną autonomiczną całość prowincji litewsko-ruskich spotkałoby się obecnie z
jednomyślnym i zaciętym oporem ze strony narodu rosyjskiego.
Powtóre Królestwo jest krajem niemal czysto
polskim, w Krajach Zabranych zaś żywioł polski w znacznej znajduje się
mniejszości. Jego kultura, jego siła społeczna dają nam pewną naturalną
przewagę nad innymi żywiołami narodowymi, które wszakże mają niezaprzeczone
prawo do rozwijania swej indywidualności. Z tych powodów nawet w niezależnym
państwie polskim musiałyby mieć pewną odrębność prawnopolityczną. I do takiej
odrębności muszą dążyć również w państwie rosyjskim. Gdy ją zdobędą, gdy żywioł
polski utrwali się sam i wzmocni, a wzmocnić się musi gdy zniesione zostaną
zakazy i sztuczne ograniczenia, zmieni się i określenie stosunku tych prowincji
do Królestwa.
Pozostaje jeszcze niemniej ważny wzgląd prawny. Dla
nas jedynym kryterium w sprawie naszego stosunku do państwa rosyjskiego jest
nasz interes narodowy. Ale Rosji ten interes nic nie obchodzi, ona ma swój
interes własny, sprzeczny z naszym. Musimy więc postawić sprawę na gruncie
prawnym. Wiemy doskonale, że prawo jest tylko sankcją siły. Ale i to wiedzieć
powinniśmy, co już dawno Rousseau powiedział, że le plus fort n'est jamais
assez fort s'il ne transforme pas sa force en droit. Nie jesteśmy silni w
stosunku do Rosji, tym bardziej więc swojej sile musimy nadać formę prawa.
Żądanie autonomii Królestwa to żądanie rewindykacji stosunku naszego do
państwa, którego rząd rosyjski nie miał prawa zmieniać. Prawnie Królestwo nie
należy do Rosji. Zostało ono w r. 1815 połączonym
z państwem rosyjskim, kiedy prowincje litewsko-ruskie zostały do niego przyłączone. Prawda, że to przyłączenie
nastąpiło trzykrotnie drogą gwałtu i przemocy, że my nie uznajemy
przedawnienia, które by ten zabór uświęciło. Ale z rosyjskiego punktu widzenia
ten zabór jest legalnym, boć ostatecznie wszystkie państwa w podobny sposób
powiększały swoje terytoria.
Podówczas gdy Królestwo ma formalną podstawę prawną
żądania autonomii, prowincje litewsko ruskie muszą motywować to żądanie
względami przyrodzonymi: odrębnością składu plemiennego ludności, odrębnością
stosunków społecznych i gospodarczych itd.
Podstawą prawną i historyczną stosunku Królestwa do
państwa rosyjskiego są postanowienia Kongresu wiedeńskiego zawarte w akcie,
zamykającym ten kongres. Jak wiadomo, uczestnicy kongresu nie zgodzili się na
pretensje Rosji do Księstwa Warszawskiego, która chciała je uważać za prowincje
zdobytą. Zezwolili tylko na połączenie Księstwa z Rosją, jako państwa
oddzielnego, co wyraźnie zaznacza § 1 aktu:
„Księstwo Warszawskie z wyjątkiem tych prowincji i
obwodów (W. Ks. Poznańskie i Kraków), o których postanowiono inaczej, w
artykułach następnych, jest połączone
z cesarstwem Rosyjskim. Będzie z nim złączone nierozerwalnie przez swą
konstytucję, aby być w posiadaniu J. C. Mości, jego spadkobierców i następców
na wieczne czasy. J. C. M. zachowuje sobie prawo dania temu państwu, mającemu odrębną administrację,
rozprzestrzenienia wewnętrznego, jakie będzie uważał za stosowne. Przyjmie on
wraz z innymi tytułami swoimi tytuł króla polskiego” itd.
„Polacy, poddani Prus, Austrii i Rosji, otrzymają
reprezentację i instytucje narodowe, stosownie do sposobu egzystencji
politycznej, jaki każdy z rządów, do których oni należą, uzna za pożyteczny i
stosowny”.
Ten drugi ustęp jest źródłem wszystkich mylnych lub
tendencyjnie naciąganych zdań o stosunku prawno - politycznym Królestwa do
Rosji. Na podstawie jego dyplomaci i prawnicy rosyjscy, jak Martens i Korkunow,
dowodzą, że cesarz rosyjski nadając Królestwu reprezentację i instytucje
narodowe, «jakie uzna za stosowne», mógł tę warunkową obietnicę cofnąć,
konstytucję znieść i ustrój prawno-polityczny kraju zmienić. Konkunow zaznacza
nawet rzekomą sprzeczność między drugim ustępem a pierwszym, w którym jest
mowa, że Królestwo „jest połączone z Rosją przez konstytucję, aby być w posiadaniu
J. C. M. i jego następców”, z czego wynikałoby, że konstytucja jest warunkiem sine
qua non władzy cesarza rosyjskiego w tym kraju.
Tymczasem ten drugi ustęp, na którym Polacy w
Poznańskiem opierają swoje prawo do odrębnych instytucji narodowych, dotyczy
nie Królestwa, ale prowincji polskich, należących do Rosji, tj. Litwy i Rusi.
Kongres wiedeński, odrzuciwszy pretensje Rosji,
orzeka następnie połączenie z nią części Ks. Warszawskiego, czyli dzisiejszego
Królestwa, jako oddzielnego państwa (Etat). Warunkiem panowania cesarza
rosyjskiego nad tym krajem jest nadanie mu konstytucji i zachowanie odrębnej
administracji. Wyrażenie i w akcie kongresu, i w art. I konstytucji, że
Królestwo na zawsze ma być połączone
z Rosją, świadczy wyraźnie, że chodzi tu o unię dwóch państw równouprawnionych.
Świadczy o tym i art. III Konstytucji, głoszący o dziedziczności tronu
polskiego w dynastii świadczy postanowienie o osobnej regencji, fakt, że
Królestwo nie brało udziału w wojnach, prowadzonych przez Rosję itd.
Słowem jest to stosunek unii realnej, mniej nawet
ścisły, niż ten, jaki łączył do ostatniej chwili Szwecję z Norwegią, to też
niektórzy pisarze mówią nawet o unii osobistej, polegającej jedynie na
wspólności monarchy.
Nie jest to stosunek jednostronnego nadania, które
można odebrać lub dwustronnej umowy, którą jedna strona może zerwać. Królestwo
zostało połączone z Rosją na mocy postanowienia Kongresu, którego kompetencję
Rosja uznała, na warunkach, które przyjęła. Stosunek ma sankcję prawa
międzynarodowego, nie zaś państwowego rosyjskiego. My możemy nie uznawać tego
stosunku, bo nas o zgodę nie pytano, ale zerwanie go przez nas w r. 1830 nie
uwalniało wcale Rosji od jej formalnych zobowiązań. Tak rozumiały tę rzecz
państwa, które przeciw pozbawieniu Królestwa konstytucji i zmianom w
administracji kraju protestowały.
Czy postanowienia Kongresu wiedeńskiego i artykuły
zasadnicze Konstytucji 1815 r. mają wartość polityczną? Niewątpliwie mają i
chociaż jest to wartość idealna, jak wszelkich aktów mających sankcję prawa
międzynarodowego lub państwowego a pozbawionych egzekutywy. Właściwie i te
rozporządzenia cesarskie lub nawet ustawy, przez Radę państwa w Wiedniu
uchwalane, które samorząd Galicji określają, mogłyby być faktycznie cofnięte i
nic byśmy na to nie poradzili, gdybyśmy nie mieli siły do stawiania oporu. Ale
państwo, zwłaszcza państwo prawne musi się liczyć z aktami i ustawami,
określającymi jego stosunek do poddanych lub do podległych mu narodów: Rosja
nie jest wprawdzie państwem prawnym, ale o uregulowaniu stosunku Królestwa do
niej mówi się w przypuszczeniu, że takim państwem zostanie.
Artykuły preszburskie, Sankcja pragmatyczna itp.
akty, na których Węgrzy i Czesi opierają swoje prawa do samodzielności
politycznej w monarchii habsburskiej, są dawniejszej daty, niż konstytucja 1815
r. i postanowienie Kongresu wiedeńskiego, i przez dłuższy czas rząd austriacki
nie liczył się wcale a i dziś w pewnej mierze tylko się liczy z tymi aktami. A
jednak ci praktyczni i nawet, jak Węgrzy, żywiący daleko sięgające aspiracje
politycy nie lekceważą bynajmniej tej przestarzałej ale nie przedawnionej
podstawy prawnej swoich żądań narodowych. Finlandia powołuje się na swoją
konstytucję z r. 1809, która także przez dłuższy czas była zawieszoną
faktycznie, a następnie została zmienioną.
A teraz drugie pytanie: czy powoływanie się na
postanowienia Kongresu wiedeńskiego i artykuły zasadnicze Konstytucji 1815 r.
jest dla nas możliwym ze względów nie tyle politycznych, ile moralnych i
uczuciowych. Przecie Kongres właściwie uświęcił w imieniu Europy czwarty
rozbiór Polski, przecie Konstytucja 1815 orzeka połączenie na zawsze Królestwa
z Rosją.
Co się tyczy Kongresu, to uznał on tylko fakt
dokonany rozbioru Polski, ale bynajmniej go nie uświęcił. Utworzenie Królestwa
i Rzeczypospolitej krakowskiej, postanowienie, pozostawione zresztą uznaniu
monarchów, że Polacy poddani Rosji, Prus i Austrii, otrzymają reprezentacje i
instytucje narodowe prawo dane Polakom korzystania ze środków komunikacji,
swobodnej wymiany płodów rolnictwa i przemysłu na całej przestrzeni dawnej
Rzeczypospolitej — wszystko to świadczy, że większość mocarstw, biorących
udział w Kongresie rozumiała potworność podziału jednego narodu i pozbawienia
go samodzielności politycznej i chciała choć w części to naprawić.
Ale nie o to właściwie chodzi. Nasze prawo do
samodzielnego bytu nie potrzebuje żadnej sankcji. Jego podstawą i zarazem
sankcją jest nasza wola. Ale jeżeli w imię interesu narodowego liczymy się z
warunkami chwili, jeżeli ograniczamy naszą wolę zakresem możliwości, to
powinniśmy wyzyskiwać to wszystko, co nam osiągnięcie zamierzonego celu może
ułatwić. W obronie własnej, w sprawach prywatnych powołujemy się przecie
wszyscy na ustawy, których niesprawiedliwość uznajemy — jeżeli one nas bronią.
Sądownictwo rosyjskie w kraju polskim to chyba summa iniuria. A przecie
uciekamy się do tych sądów i do praw rosyjskich w obronie swego życia, czci lub
mienia.
Jeżeli jest to godziwym i moralnym w sprawach
osobistych, to tym bardziej w obronie praw i interesów narodowych Każdy środek
powinien być tu wyzyskany, żadnego zaniedbać nie wolno.
My wcale nie uzasadniamy prawa do niezależnego
bytu, ani nawet do samodzielności postanowieniami Kongresu lub zasadami
konstytucji 1815 r.; ale one dają naszym żądaniom pewną podstawę legalną, a to
jest ze względów taktycznych bardzo ważnym. Nie mniej ważnym jest i to, że
wszelkie akty lub ustawy, bez względu na ich prawomocność, dają dążeniom
politycznym kształt określony, ujmują je w pewne normy. Program naszej polityki
narodowej w zaborze rosyjskim musi być dynamicznym, my się w dążeniach i
żądaniach swoich nie ograniczamy metą, po za którą przejść nie można, nie
mówimy — dotąd a nie dalej, tyle tylko chcemy, a więcej nam nie potrzeba. Na
tej drodze, po której pójdziemy usque ad finem, są wszakże etapy, są
cele, do których na razie zmierzamy. Gdy się mówi że takim celem jest możliwie
szeroka, lub możliwie polna autonomia czy samodzielność Królestwa, to takie
wyrażenie nic właściwe nie tłumaczy. Ale gdy powiemy: „stosunek
prawnopolityczny Królestwa do Rosji, w myśl postanowień Kongresu wiedeńskiego i
Konstytucji 1815 r.” — to cel naszych dążeń i żądań jest wyraźny, jasny,
określony. Mając zaś taki cel, łatwo ocenić możemy właściwości i skuteczność
każdego poszczególnego środka lub sposobu działania. To znaczy bardzo dużo w
polityce, która zaczyna wchodzić na grunt czynów realnych. Musimy zaś wiedzieć
nie tylko czego żądamy, ale czym nasze żądania uzasadniamy. Nie możemy ich
uzasadniać wobec strony przeciwnej naszym interesem. Bo — żeby swój interes
narzucić trzeba mieć wielką siłę, którą gdybyśmy mieli, odebralibyśmy po prostu
własną mocą, „co nam obca przemoc wzięła”. Ale nie możemy również uzasadniać
naszych żądań i interesem państwa lub narodu rosyjskiego, i zbieżnością jego
interesu z naszym. To byłoby nieszczerym, a więc bezskutecznym i ubliżającym
dla nas. Więc pozostaje nam — uzasadniać dążenia nasze prawem, takim, jakie
jest i z jakiego możemy korzystać.
Jan L. Popławski.
|