Wstęp
Mija dziesięć lat od zapoczątkowania intensywnych przemian
uwalniających gospodarkę Polski od niesprawności centralnego planowania,
sztywności zbiurokratyzowanych przedsiębiorstw państwowych i źle
ukształtowanej struktury gospodarczej. Dziesięć lat to za mało,
aby ukształtowały się dojrzałe i stabilne formy rynkowej, efektywnej
i otwartej na świat gospodarki. Dziesięć lat to jednak wystarczająco
długo, aby spróbować odpowiedzieć na pytanie czy obserwowane przemiany
gospodarcze wiodą Polską ku systemowi gospodarczemu, który satysfakcjonować
będzie odpowiedzialnych za stan państwa i społeczeństwa Polaków.
W eseju tym podejmę próbę skrótowej analizy przemian gospodarczych
w Polsce z punktu widzenia czterech zasadniczych kryteriów:
-stopnia realizacji zasad wolności gospodarczej (uwolnienia
rynku);
-efektywności powstających struktur gospodarczych;
-otwartości i zewnętrznej konkurencyjności polskiej gospodarki,
oraz
-jakości etycznej życia gospodarczego.
Ze względu na rozmiary tekstu analiza będzie miała charakter
skrótowy, a szczegółowe dowodzenie wielu z formułowanych tez będzie
musiało poczekać na monograficzne opracowanie.
Tworzenie
prawno-instytucjonalnych podstaw gospodarki rynkowej
Gospodarki rynkowe powstały w wyniku długiego procesu przemian
instytucji, mentalności i technologii. Analizując rozwinięte gospodarki
współczesna teoria ekonomii potrafi wskazać wiele czynników, których
obecność jest niezbędna dla funkcjonowania gospodarki rynkowej.
Wiadomo, że konieczne jest istnienie dobrze określonych praw własności.
Wiemy, że niezbędna jest ochrona własności prywatnej przed rabunkiem
i zakusami państwa do konfiskaty owoców prywatnego trudu. Rozumiemy
też, że obecność państwa jest niezbędna dla zapewnienia dóbr publicznych
i, że państwo powinno mieć prawo do ściągania danin w ilości niezbędnej
do zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa osobistego
i publicznego swoich obywateli. Gospodarka rynkowa wymaga dobrych
ram (regulacji) prawnych. Regulacje prawne zaś powinny określać
bodźce do wydajnego gospodarowania i ograniczać tendencje do pasożytowania
i "jeżdżenia na gapę".
Uogólnienia teorii powinny przekładać się na praktykę polityki
przemian gospodarczych. W jawnych deklaracjach nikt nie kwestionuje
znaczenia praw własności. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej
wyklucza możliwość wywłaszczania, kolejne rządy zaś deklarują
chęć uporządkowania stosunków własnościowych poprzez prywatyzację
i zwrot własności.
Gorzej jest jednak z praktykę. Wprawdzie
w końcu 1997 roku sektor prywatny wytwarzał 62% dochodu narodowego
Polski, czyli podwoił swój udział w porównaniu z 1989 rokiem,
lecz stało się tak bardziej dzięki oddolnemu ruchowi przedsiębiorczości,
niż dzięki skuteczności prowadzonej przez państwo prywatyzacji.
Istotnie, bilans prywatyzacji jest raczej skromny: w końcu 1996
roku w rękach państwa wciąż znajdowało się 3847 przedsiębiorstw
-nieznacznie mniej niż połowa z 8441 przedsiębiorstw państwowych
istniejących w końcu 1990 roku. Obraz jest jeszcze bardziej ciemny
jeśli dodamy, że bezpośrednio sprzedano zaledwie około 200 firm,
około 1100 oddano w dzierżawę głównie zespołom pracowniczym, 512
przekazano do nieudanego programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych,
a pozostałe zlikwidowano sprzedając co wartościowsze składniki
majątku prywatnym nabywcom.
W kontekście czeskich i rosyjskich
doświadczeń z programami powszechnego uwłaszczenia utrzymywać
można, że ta prywatyzacyjna powolność jest rodzajem niespodziewanego
daru, jaki polityczne kłótnie wokół prywatyzacji przyniosły Polsce.
Byłoby tak, gdyby utrzymanie państwowej kontroli nad przedsiębiorstwami
było jasnym politycznym wyborem, za którym podążyły działania
poprawiające właścicielski nadzór państwa i zmniejszające tendencje
menedżerów do wykorzystywania majątku dla własnych celów. Nic
takiego jednak nie miało miejsca: nieokreśloność losów przedsiębiorstw
państwowych przekształca je, zgodnie z oczekiwaniami dobrze ugruntowanymi
w teorii gier, w arenę walki redystrybucyjnej. Chociaż teoria
i praktyka wielu krajów dobitnie dowodzą, że przedsiębiorstwa
prywatne są bardziej efektywne niż przedsiębiorstwa państwowe,
nie oznacza to, że przedsiębiorstwa państwowe muszą przynosić
straty. Fakt, że w końcu 1998 roku ponad połowa funkcjonujących
przedsiębiorstw państwowych była "pod kreską" stanowi
oskarżenie pod adresem polskiej klasy politycznej.
W przeszłości w wielu krajach, w
tym w międzywojennej Polsce, Włoszech okresu lat 1944-65 i Korei
Południowej, wobec słabości własnej prywatnych przedsiębiorców,
administracja państwowa potrafiła wypełnić funkcję promotora rozwoju
gospodarczego. Przeniknięci ideą służby publicznej menedżerowie
przedsiębiorstw państwowych zdolni byli realizować wielkie i złożone
zadania gospodarcze. W Polsce lat 1990-tych trudno znaleźć przykłady
menedżerów przenikniętych duchem służby rozwojowi własnego kraju,
a tam, gdzie jak w przypadku rzeszowskiego Zelmeru, wydawało się,
że pojawił się taki budujący przykład, okazało się, że państwowy
zarządca jest równie sprawny w przejmowaniu zakładu, co w technicznym
udoskonalaniu jego produktów. Także dobór ludzi do i funkcjonowanie
przedstawicieli publicznych w radach nadzorczych pokazuje dramatyczne
spłaszczenie motywów działania i ich dominującą orientację na
osiąganie korzyści własnej.
Jeśli na około 200 przypadków bezpośredniej
prywatyzacji przedsiębiorstw, sprzedaż polskiemu prywatnemu kapitałowi
stanowi znikomy ułamek, oznacza to, że akumulacja kapitału i doświadczenia
wśród polskich przedsiębiorców nie pozwala im przejmować większych
państwowych zakładów. Być może więc istniało uzasadnienie dla
przejściowego pozostawienia ich w rękach państwa w oczekiwaniu
na dojrzewanie rodzimego kapitału.
Oczywiście gospodarczy spadek po
PRL-u, to w znacznej mierze masa upadłościowa. Jednakże obowiązkiem
państwa było i jest jej jak najlepsze wykorzystanie. Niedbały
stosunek do własności publicznej owocuje przyspieszeniem jej rozkładu
lub uzyskiwaniem niskiej ceny w przypadku jej sprzedaży.
Na tle słabego sektora państwowego,
imponujący wydaje się rozkwit przedsiębiorstw prywatnych. W ciągu
10 lat powstało prawie 2 miliony nowych przedsiębiorstw i chociaż
jedna trzecia spośród nich istnieje tylko w rejestrze przedsiębiorstw
nie prowadząc praktycznej działalności gospodarczej, to liczbowa
dynamika przedsiębiorczości nie ma sobie równej w tej części Europy.
Jednakże gospodarcza inicjatywa Polaków
koncentruje się głównie na handlu detalicznym i, nie wymagających
wielkich nakładów kapitałowych, usługach. Takie są naturalne koleje
rozwoju przedsiębiorczości, przedsiębiorcy muszą gdzieś zarobić
pierwsze pieniądze i zdobyć doświadczenia niezbędne do realizacji
bardziej złożonych projektów. Uczenie się działalności w szerszej
skali wymaga czasu. Do tej pory nieliczne są przypadki polskich
przedsiębiorstw, które zostały stworzone w ostatniej dekadzie
i osiągnęły rozmiary i sprawność umożliwiającą im konkurowanie
w skali międzynarodowej.
Wydaje się, że po dziesięciu latach
transformacji polska gospodarka ma dualną strukturą: z jednej
strony istnieje w niej rozległy sektor organicznie powstałych
małych prywatnych przedsiębiorstw, z drugiej zaś sektor dużych
przedsiębiorstw, które bądź są własnością zagraniczną korporacji,
bądź wciąż pozostają w rękach państwach. Sytuacją taką trudno
uznać za zadowalającą. Oznacza ona bowiem, że istnieją obok siebie
dwie względnie izolowane gospodarki. W przyszłości niezbędne będzie
działanie na rzecz wzmocnienia powiązań kooperacyjnych pomiędzy
dużymi i małymi przedsiębiorstwami, gdyż tylko w ten sposób możliwe
jest przyspieszenie rozpowszechniania się nowych metod produkcji
i innowacji technologicznych.
Z upływem czasu okazuje się jak wielkie
znaczenie dla gospodarki ma jakość prawa i sprawność jego egzekwowania.
Po osiągnięciu względnej stabilności makroekonomicznej (tj. spadku
inflacji poniżej 10%, ograniczeniu deficytu budżetowego poniżej
3% i osiągnięciu przewidywalności zmian kursu walutowego), o sprawności
gospodarki rynkowej zaczyna decydować jakość regulacji prawnych.
Poprzez regulacje prawne osiąga się
zabezpieczenie interesów wielu stron zainteresowanych wynikami
działalności przedsiębiorstwa. Regulacje dotyczące sprawozdawczości
finansowej umożliwiają wgląd w działalność przedsiębiorstwa dostawcom
kapitału: nie uczestniczącym w zarządzaniu udziałowcom, bankom
i funduszom inwestycyjnym. Regulacje dotyczące bankructwa służą
minimalizacji strat wynikających z ewentualnego oszukańczego bankructwa.
Regulacje dotyczące zastawu ułatwiają dostęp do kredytu bankowego.
Wyliczanie prawnych uwarunkowań funkcjonowania rynkowych przedsiębiorstw
można by jeszcze długo kontynuować.
Przypomnieć trzeba, że w 1989 roku
nie istniało prawo adekwatne dla wymagań gospodarki rynkowej.
Nieodzowne okazało się oparcie o wciąż aktualny Kodeks Handlowy
z 1934 roku. Ta ramowa regulacji form działalności gospodarczej
uzupełniona została o bardziej szczegółowe regulacje takie jak
np. Ordynację Podatkową, nowy Kodeks Celny, Ustawę o Zastawie
Rejestrowym i Rejestrze Zastawów, Ustawę o Zamówieniach Publicznych,
Prawo Bankowe, Ustawę o Funduszach Inwestycyjnych, Ustawę o Publicznym
Obrocie Papierami Wartościowymi i gruntowną nowelizację pochodzącego
z 1974 roku Kodeksu Pracy.
Można powiedzieć, że po dziesięciu
latach przeobrażeń w Polsce istnieją wszystkie niezbędne narzędzia
prawne służące nowoczesnej gospodarce: od prawnego zabezpieczenia
kredytu bankowego do operacji pozyskiwania kapitału przez publiczną
emisję akcji.
Jednakże nie wszystkie wprowadzone
regulacje są poprawne w szczegółach. I tak np. Kodeks Pracy pełen
jest socjalizującym rozwiązań, a ustawa o podatku dochodowym przedsiębiorstw
nakłada odpowiedzialność majątkiem osobistym za podatkowe zobowiązania
wspólników spółki z ograniczoną odpowiedzialnością przecząc istocie
tej formy prowadzenia działalności gospodarczej.
Jeszcze gorzej jest z egzekwowalnością
prawa. Dochodzenie wierzytelności na drodze sądowej trwa długo
i często jest nieskuteczne, a niski stopień wykrywalności przestępstw
zwiększa koszty działalności gospodarczej (koszty transakcyjne).
Słabość prawa nie jest jednak kompensowana
przez samoregulacyjne normy powstające w środowisku przedsiębiorców.
Przykładem słabości norm kupieckiej uczciwości są problemy z funkcjonowaniem
kredytu kupieckiego, czyli uzyskiwaniem towarów z opóźnioną zapłatą.
Przedsiębiorcy uskarżają się na częste znaczne opóźnienia z regulowaniem
należności. Niedostatek etycznej regulacji wypełniony być może
przez proponowane przez rząd zaliczanie wartości nieuregulowanego
kredytu kupieckiego do podlegającego opodatkowaniu przychodu przedsiębiorstwa.
Powtórzmy: ogromna jest gospodarcza
waga regulacji prawnych. W latach 1990-tych mogliśmy doświadczyć
tego bezpośrednio min., na przykładzie skutków decyzji Trybunału
Konstytucyjnego w odniesieniu do zasad indeksacji świadczeń emerytalnych.
Pośrednie gospodarcze skutki regulacji prawnych odczuwamy codziennie
w postaci pieniężnych i niepieniężnych kosztów wypełniania norm
prawnych. Na kwestie kosztów regulacji prawnych powinniśmy zwracać
uwagę podczas trwających negocjacji warunków przystąpienia Polski
do Unii Europejskiej. Tak zwany dorobek prawny UE, czyli acquis
communautaire to ponad 80 tysięcy regulacji. Unia Europejska wydaje
co roku od 6 do 7 tysięcy regulacji prawnych. Polscy negocjatorzy
są naciskani, aby Polska osiągnęła wysoką zgodność z prawem UE
jeszcze przed formalnym przystąpieniem do tego ugrupowania. Z
ust przedstawicieli UE Polska dowiaduje się, że w tzw. okresie
przedakcesyjnym nie można kwestionować sensowności wielu unijnych
regulacji, choć przecież wiadomo, że wiele krajów (np. Wielka
Brytania lub Dania) włączyła do swego prawa nie więcej niż 70%
norm unijnych, pomimo ponad 25 letniej przynależności do UE.
Prawo współtworzy fundamenty gospodarki
rynkowej. Państwo poprzez swoją politykę i rodzaj obecności w
gospodarce może te fundamenty naruszać.
W Polsce z trudem toruje sobie drogę
właściwe rozumienie roli państwa w gospodarce rynkowej. Dzieje
się tak nie tylko wskutek wad polskich elit politycznych, ale
i pod naciskiem presji poszczególnych grup społecznych domagających
się doraźnych interwencji państwa.
Jako przykład wypaczeń roli państwa
posłużyć może kwestia pomocy państwa dla przedsiębiorstw. Państwa
całego świata od Stanów Zjednoczonych po Japonię przeznaczają
spore sumy na wspieranie własnych przedsiębiorstw. W skali całej
Unii Europejskiej na pomoc taką przeznacza się 2,2% łącznego dochodu
krajów członkowskich (podobny co do udziału w PKB jest też poziom
pomocy państwa w Polsce). Istotne jest jak ta pomoc jest rozdysponowywana:
Czy trafia do przedsiębiorstw na warunkach ogólnych, czy też jest
udzielana selektywnie pod wpływem politycznej presji? Czy przeznaczana
jest dla przedsiębiorstw działających w dziedzinach wzrostowych,
czy też przejmowana jest przez schyłkowe, skazane na likwidację
sektory gospodarki. W UE 12% środków przeznaczone jest dla sektorów
dotkniętych strukturalnym kryzysem, w Polsce na te cele wydaje
się 83,7% nakładów. W wielu krajach europejskich do sektorów nowoczesnych
technologii trafia 1/3 środków wydzielonych na pomoc państwa.
W Polsce na wsparcie dla stosowania nowoczesnych technologii przeznacza
się mniej niż 5% pomocy państwa.
W uwagach tych celowo pomijam kwestię
poziomu obciążenia podatkowego polskich przedsiębiorstw. I ekonomiści
i politycy zgadzają się, że łączny poziom podatków dochodowych,
pośrednich i składek na ubezpieczenia społeczne, osłabia siły
wzrostowe polskiej gospodarki. Równie ważne jak stopień fiskalizmu
jest jednak to co w zamian za opłacane podatki otrzymują przedsiębiorcy
i szerzej polscy obywatele. W normalnych warunkach można oczekiwać,
że wyższe podatki zaowocują lepszym stanem dróg, czystszym środowiskiem
naturalnym, wyższym bezpieczeństwem publicznym czy lepszym wykształceniem
obywateli. Jeśli natomiast wysokie podatki nie służą osiąganiu
takich celów publicznych, to postrzegane są jako jałowa danina,
przed którą należy się bronić.
Czynniki
wzrostu makro-efektywność polskiej gospodarki
Według ortodoksyjnego podejścia ekonomii neoklasycznej system
wolnych od zewnętrznej ingerencji wymian rynkowych zawsze prowadzi
do efektywnej alokacji istniejących zasobów. W takim ujęciu gospodarka
jest efektywna niezależnie od tego czy podstawą gospodarowania
jest nieurodzajna ziemia i półanalfabeci czy też technologicznie
zaawansowany majątek trwały i specjaliści od programowania neuronowego.
Takie ujęcie jest zdecydowanie za wąskie. Efektywność w
innym ujęciu to nie tylko zdolność do wykorzystywania istniejących
tu i teraz zasobów, ale i do powiększania tych zasobów. Efektywność
może więc tkwić także w strukturach gospodarczych (nazwijmy ją
makro-efektywnością), a jej stymulatorem może być polityka państwa.
Zapoczątkowane przez Simona Kuznetsa studia nad związkiem
między poziomem rozwoju gospodarczego a strukturą gospodarki wskazują
na silny związek pomiędzy poziomem rozwoju gospodarczego a względnym
udziałem zatrudnienia w rolnictwie, przemyśle i usługach. Wiadomo,
że rozwój gospodarczy wiązał się początkowo ze spadkiem znaczenia
zatrudnienia w rolnictwie na rzecz zatrudnienia w przemyśle, a
później zatrudnienia w przemyśle na rzecz zatrudnienia w sferze
usług.
Gospodarka zatrudniająca 27% siły roboczej w rolnictwie,
które w dodatku wytwarza zaledwie 7% dochodu narodowego, jest
skazana na makro-nieefektywność. Co prawda w Polsce od początku
lat 1990-tych rośnie zatrudnienie w usługach. Jednakże zmiana
ta jest związana ze spadkiem zatrudnienia w przemyśle, niezmieniona
natomiast pozostaje liczba zatrudnionych w rolnictwie.
Przeprowadzenie przekształceń polskiego rolnictwa jest warunkiem
niezbędnym wzrostu makro-efektywności polskiej gospodarki. Zmiana
ta będzie jednak niesłychanie trudna do przeprowadzenia z co najmniej
dwóch powodów:
Po pierwsze, przekształcenia zachodnioeuropejskiego rolnictwa
miały miejsce w okresie ekspansji przemysłu. Opuszczający wieś
trafiali do pracy w zakładach produkcyjnych. Wątpliwe jest, aby
polscy rolnicy znaleźli zatrudnienie w przemyśle; trudno jest
wyobrazić sobie, aby łatwo przyszło przekwalifikowanie ich do
zawodów związanych z usługami.
Po drugie, współcześnie gospodarki charakteryzują się wzrostem
gospodarczym bez wzrostu zatrudnienia. W literaturze przedmiotu
pojęcie "jobless growth" pojawia się nie jako synonim
stagnacji, lecz źródło problemów socjalnych wynikających z wewnętrznych
napięć wywołanych przez to zjawisko.
Zdolność do rozwiązania napięć związanych z przekształceniami
rolnictwa i wsi staje się główną barierą rozwoju gospodarczego
Polski.
Szybkość zmian poprawiających strukturę polskiej gospodarki
i jej makro-efektywność w dużej mierze zależy od poziomu nakładów
inwestycyjnych. Po załamaniu początku lat 1990-tych stopa inwestycji
zaczęła szybko rosnąć. Jednakże jej obecny poziom (około 20%)
nie może być uznany za wystarczający dla zbudowania podstaw długotrwałego
rozwoju Polski. Dla osiągnięcia tego celu potrzebna jest stopa
inwestycji równa co najmniej 30%. Co więcej, nawet obecna niewysoka
stopa inwestycji przewyższa poziom krajowej stopy oszczędności.
Inwestycje w znacznym stopniu są finansowane przez zagraniczne
pożyczki. Sytuacja taka zagraża makroekonomicznej stabilności
polskiej gospodarki. Dla dobra Polski potrzebna jest znaczna i
wieloletnia mobilizacja krajowych oszczędności.
Innym wskaźnikiem pro-efektywnościowego potencjału kraju
jest wielkość wydatków na badania i rozwój (R+D) oraz ilość patentów
rejestrowanych za granicą (głównie w krajach UE i USA) przez polskie
przedsiębiorstwa.
Wprawdzie można utrzymywać, że dla krajów zapóźnionych w
rozwoju gospodarczym taniej jest korzystać z udoskonaleń technologicznych
dokonywanych w krajach wysoko rozwiniętych płacąc za to opłaty
licencyjne niż ponosić samemu znaczne nakłady na D+R. Jednakże
polityka taka skazuje na długie pozostawanie w grupie krajów zapóźnionych.
Te kraje, które (jak np. Izrael czy Tajwan) dołączyły do grupy
technologicznych innowatorów, nie szczędziły (głównie publicznych)
środków na R+D.
Niski poziom wysiłku w dziedzinie badań stosowanych jest
odzwierciedlany przez nikłą liczbę rejestracji patentów przez
polskie podmioty. W latach 1990-tych liczba rejestracji patentów
w Stanach Zjednoczonych nie przekraczała rocznie 10 - trzydziestokrotnie
mniej niż w przypadku Izraela i znacznie mniej niż w przypadku
Irlandii.
Zdolność do tworzenie i przyswajania sobie wynalazków zależy
od poziomu wykształcenia społeczeństwa. Najbardziej rozczarowującym
z mitów peerelowskiej propagandy okazał się mit, że socjalizm
zostawił odrodzone Rzeczypospolitej liczną i dobrze wykształconą
siłę roboczą. Porównania międzynarodowe pokazują, że Polska z
7% udziałem osób z wyższym wykształceniem znajduje się w końcu
stawki państw europejskich. Wprawdzie w latach 1990-tych nastąpił
czterokrotny wzrost liczby studentów, jednakże w opinii wielu
obserwatorów to rynkowe (gdyż wynikające ze wzrostu liczby osób
płacących za studia) umasowienie szkolnictwa na poziomie wyższym
wiąże się niedostateczną dbałością o jakość kształcenia.
Analiza przekształceń w strukturze gospodarczej Polski,
tendencji w zakresie skłonności do inwestowania i oszczędzania,
zmian w wydatkach na badania i rozwój oraz przekształceń systemu
edukacji pokazują jak wiele pozostaje do zrobienia, aby stworzyć
warunki do szybkiego, stabilnego i długookresowego rozwoju Polski.
Likwidacja barier dla wzrostu efektywności polskiej gospodarki
powinna stać się przedmiotem działań rządów, istnienie tych barier
nie powinno być przemilczane.
Dylematy
otwierania polskiej gospodarki
Dla ekonomisty nie ulega wątpliwości, że globalna integracja
gospodarcza przynosi korzyści w postaci szybszego tempa rozwoju
gospodarczego. Otwartość rynków wynikająca z owej globalnej integracji
gospodarczej pozwala wielu krajom na specjalizację w działalności,
w której dysponują one komparatywnymi przewagami.
Globalna korzyść nie musi jednak ani być równo dzielona,
ani też chronić przez lokalnymi stratami. Osiągnięcie korzyści
z globalnej integracji gospodarczej zależy od szeregu dodatkowych
czynników, w tym od symetryczności otwarcia gospodarek i od uprzednio
zajmowanego miejsca w strukturze światowej gospodarki.
Dobrze jest, że polscy politycy rozumieją, że gospodarcza
integracja Polski w europejskimi i globalnymi rynkami przynosić
musi korzyści wystarczająco szerokiej rzeszy Polaków. Niestety,
nie zawsze są oni w stanie kształtować warunki integracji w sposób
korzystny dla Polski. W takich przypadkach trzeba jednak ustrzegać
się propagandowego zamieniania porażki w zwycięstwo.
Niewątpliwym sukcesem gospodarczych przemian w Polsce okazało
się odwrócenie kierunków polskiej wymiany z zagranicą. O ile w
1990 roku 2/3 polskiego eksportu i importu wiązało nas z krajami
RWPG, to w 1998 roku prawie 70% polskiego handlu zagranicznego
to wymiana z krajami UE. Ekonomiczne korzenie zależności od krajów
po-sowieckich zostały wyrwane.
Spadek znaczenia wymiany handlowej z Rosją nie jest jednak
sytuacją jednoznacznie korzystną. W dalszym ciągu z kierunku wschodniego
pochodzi 70% przerabianej w Polsce ropy naftowej. Ponadto, przed
rosyjskim kryzysem z lata 1998 roku, rynki wschodnie były odbiorcami
znaczącej ilości polskich produktów spożywczych, mebli, obuwia
i odzieży. Finansowy kryzys rosyjski przyniósł poważne (szacowane
na 2% PKB) straty polskim producentom. Destabilizacja wewnętrzna
Rosji może skutkować kryzysem na polskim rynku paliwowym.
Lata 1990-te są latami szybkiego wzrostu otwartości polskiej
gospodarki. W tym okresie polski eksport wzrósł dwukrotnie w ujęcie
realnym. Tej pozytywnej zmianie towarzyszył jednak jeszcze szybszy
(gdyż trzykrotny) wzrost importu, który doprowadził do powstania
deficytu w bilansie handlowym wynoszącego w 1998 roku 13,667 miliarda
dolarów, czyli około 45% wartości rocznych wpływów z eksportu.
Z gospodarczego punktu widzenia istotna jest nie tylko wielkość
deficytu, lecz struktura importowanych dóbr i sposób jego finansowania.
Mogłoby się wydawać, że sytuacja, w której ponad połowa importu
to dobra inwestycyjne i służące do produkcji półprodukty, oznacza,
że deficyt ma charakter przejściowy, a importowane dobra zaowocują
poprawą jakości produkcji i uatrakcyjnieniem oferty eksportowej.
Tak jednak być nie musi: większość z podejmowanych w Polsce inwestycji
rozwija produkcję na krajowy rynek, tak też zorientowane jest
gros bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Pamiętać ponadto
trzeba, że eksport, jak dowodzą analizy nurtu "strategicznej
polityki handlowej" (strategic trade policy), jest
istotnym czynnikiem wykorzystywania korzyści skali w produkcji,
a tym samym uzyskiwania przewag konkurencyjnych.
Groźne dla naszego kraju jest przechodzenie deficytu handlowego
w deficyt obrotów bieżących, który może wywołać kryzys finansowy
i gwałtowną dewaluację złotówki.
Jest pewną ironią, że sytuacja Polski w zakresie wymiany
handlowej z zagranicą stała się przeciwieństwem zapowiadanego
przez kolejne rządy rozwoju gospodarczego ciągnionego przez eksport
(export led growth). Przypomnieć też należy, że międzynarodowe
instytucje finansowe, ograniczając wielkość pomocy dla krajów
rozwijających się, w tym i Polski, zalecały, żeby bezzwrotną (i
czasem źle spożytkowaną) pomoc zastąpiły korzyści uzyskiwane dzięki
wymianie handlowej (słynny slogan: trade, not aid). Koniecznym
warunkiem uzyskiwania tych korzyści jest zrównoważenie wzajemnych
obrotów, a warunek ten dotyczy także krajów Unii Europejskiej,
które w obrotach handlowych z Polską odnotowują stałą i wielką
nadwyżkę.
Konieczność pobudzenia wewnętrznych źródeł wzrostu jest
szczególnie widoczna, gdy analizujemy wielkość i strukturę bezpośrednich
inwestycji zagranicznych. Lektura prasy gospodarczej może wywołać
wrażenie, że bezpośrednie inwestycje zagraniczne są zjawiskiem
determinującym losy polskiej gospodarki. Przypomnieć więc trzeba,
że do końca 1998 roku łączna wielkość tych inwestycji wyniosła
30 miliardów dolarów. Napływ związanych z nimi środków dewizowych
mógłby zrównoważyć nieco więcej niż dwa lata deficytu handlowego
na poziomie roku 1998. Patrząc z merkantylistycznego punktu widzenia
powiedzieć można, że w dwa lata wypłacamy zagranicy tyle środków,
ile pozyskaliśmy w ciągu dziewięciu lat.
Ponadto, bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce rzadko
polegają na budowie nowych zakładów (tzw. green field investments),
częściej napływają w związku z prowadzoną w Polsce prywatyzacją
państwowych zakładów. Jeśli więc powiążemy dwa fakty: po pierwsze
to, że w przedsiębiorstwach o dominującej zagranicznej własności
pracuje już co szósty pracownik zatrudniony poza rolnictwem oraz
to, że wiele nowoczesnych i dochodowych dziedzin polskiej gospodarki
(np. finanse, ubezpieczenia, chemia gospodarcza) jest zdominowanych
przez zagraniczne koncerny, to upraszczając nieco można powiedzieć,
że kontrola nad znacznymi obszarami polskiej gospodarki oddana
została za zaledwie 30 miliardów dolarów. Można utrzymywać, że
obecnie polityka inwestycyjna korporacji ponadnarodowych sprzyja
Polsce, gdyż zważywszy na koszty pracy oczekiwać można przesunięć
działalności produkcyjnej do Polski. Jednakże sytuacja taka nie
będzie trwać wiecznie i zależność od "luźno przemieszczającego
się kapitału" (footlose capital) może kiedyś przynieść
wiele negatywnych skutków.
W opracowaniach poświęconych zagadnieniom globalnej integracji
gospodarczej wskazuje się jak trudno jest pogodzić integrację
gospodarczą z suwerennością poszczególnych krajów i zdolnością
do pokierowania swoim rozwojem gospodarczym. Istnieją liczne przykłady
pokazujące, że również polscy politycy gospodarczy muszą się liczyć
z presją czynników zewnętrznych. Nie idzie przy tym tylko o zmiany
kursu złotego, lecz różnorodne zewnętrzne ograniczenia nakładane
zarówno przez sytuację na rynkach finansowych, koniunkturę gospodarczą
w Europie, jak i liczne wielostronne zobowiązania przyjęte przez
Polskę min. wobec UE, OECD i WTO. Czasami ograniczenia te są Polski
korzystne zmniejszając skłonność polityków do ustanawiania regulacji
pod wpływem nacisków rozmaitych lobbies; niekiedy jednak
są w oczywisty sposób niekorzystne, a zawsze ograniczają autonomię
działania władz naszego kraju.
Etyka
działań i struktur gospodarczych
Każda zmiana gospodarcza może być oceniana
zarówno z punktu widzenia skutków dla efektywności gospodarki,
jak i z punktu widzenia konsekwencji w zakresie podziału dóbr
(dystrybucji). Wprawdzie są tacy, którzy utrzymują, że ekonomiści
nie powinni wypowiadać się o stronie dystrybucyjnej gospodarki
zostawiając to zagadnienie praktykom polityki, lecz taki punkt
widzenia należy uznać za niesłuszny. Jest on niesłuszny głównie
dlatego, że struktura podziału dóbr rodzi konsekwencje dla efektywności
gospodarki. Społeczeństwa po-socjalistyczne przywykły dostrzegać
jedną stronę tej zależności: fakt, iż administracyjnie egzekwowany
egalitaryzm prowadzi do horrendalnej gospodarczej nieefektywności.
Jednakże istnieje też druga strona zależności, na którą wskazują
badania prowadzone na szerokiej grupie krajów rozwijających się.
Jak pokazuje World Development Report 1996 przygotowany przez
Bank Światowy skrajne nierówności społeczne działają hamująco
na rozwój gospodarczy.
Określenie granic społecznie dopuszczalnej
i ekonomicznie użytecznej nierówności społecznej jest kwestią
politycznej praktyki. Nie powinny być jednak lekceważone głosy,
że w Polsce pojawiają się grupy społeczne trwale pozbawione szans
życiowych.
Znacznie etyki w gospodarce nie ogranicza
się tylko do kwestii podziału wytworzonych dóbr i dopuszczalności
wielkich różnic majątkowych. Przestrzeganie zasad etycznego działania
stanowi cenny element kapitału społecznego, czyli więzi zaufania
do osób i instytucji, z którymi kontaktujemy się w życiu społecznym
i gospodarczym. Społeczeństwo zdemoralizowane jest społeczeństwem
gospodarczo nieefektywnym, gdyż jego gospodarka jest sparaliżowana
przez wysokie koszty upewnienia się co do intencji partnerów gospodarczych,
a strażnikiem umów w takim społeczeństwie stają się zorganizowane
grupy przestępcze.
Ocena jakości etycznej polskiego życia
gospodarczego jest zarówno sprawą faktów, jak i percepcji. Jeśli
idzie o fakty, to obserwator skazany jest na anegdotyczne relacje
prasowe dotyczące źródeł pochodzenia pieniędzy, sposobów osiągania
bogactwa i relacji między przedsiębiorcami a elitami politycznymi.
Brak systematycznych badań skłania do ostrożności w uogólnianiu
pojedynczych obserwacji. W powszechnym odbiorze istnieją jednak
poważne znaki zapytania co do pochodzenia bogactwa wielu majętnych
obywateli Polski.
Można oczywiście głosić pogląd, że nie
jest ważne pochodzenia pieniądza: to czy jest "brudny",
czy też nie. Najważniejsze, żeby był inwestowany lub wydawany
w naszym kraju przyczyniając się do jego rozwoju. W takim duchu
zmierzały wielokrotnie ponawiane propozycje przeprowadzenia tzw.
amnestii podatkowej czy niestosowania się do formułowanych przez
OECD reguł kontroli środków na kontach bankowych.
Nawet jeśli głosy takie wynikają z przekonania
o braku możliwości efektywnej kontroli "brudnego" pieniądza,
to uznać je należy za szkodliwe osłabianie zasad etycznych, które
powinny obowiązywać także w sferze gospodarki.
Wcześniej wskazywałem, na przykładzie
kredytu kupieckiego, na słabość etycznej samoregulacji gospodarki.
Słabość norm etycznych widoczna jest także w zachowaniach części
polskich elit politycznych, które często tolerują zachowania być
może nie łamiące prawa, lecz niewątpliwie naruszające zasady etyczne
czy wywołujące konflikty interesów.
Trudno mieć nadzieje, że w polskim życiu
gospodarczym spontanicznie odbuduje się przestrzeganie zasad etycznych.
Raport Transparency International 1999 pokazuje, że wzrasta
korupcja w polskim życiu publicznym. Obawiać więc można się tzw.
efektu grzęzawiska, czyli pogłębiania się i rozszerzania nieetycznych
praktyk.
Zakończenie
W całym eseju umyślnie unikałem przymiotników
dookreślających gospodarkę rynkową. Określenia takie jak "społeczna
gospodarka rynkowa" czy "kapitalizm ludowy" są
na ogół mylące: każda gospodarka jest społeczna, gdyż gospodarowanie
i transakcje rynkowe służą zaspokajaniu potrzeb członków społeczeństwa;
wiele gospodarek rynkowych ma "charakter ludowy", gdyż
wytwarza korzyści rozlewające się na szerokie warstwy społeczeństwa.
W miejsce uogólniających określeń zaproponowałem
spojrzenie na przemiany gospodarcze z punktu widzenia tworzenia
i przestrzegania zasad wolnego rynku, jakości struktur gospodarczych,
stopnia i warunków gospodarczego otwarcia na świat oraz przestrzegania
w życiu gospodarczym uniwersalnych norm etycznych.
Z pewnością wydłużyć można liczbę wymiarów,
które są warte analizy. Jednakże sądzę, że zwrócenie uwagi na
te właśnie cztery kwestie jest uzasadnione ich wagą dla szans
Polski na zmniejszenie dystansu dzielącego nasz kraj od gospodarczo
rozwiniętych krajów.
Uważam ponadto, że zadaniem praktycznie
zorientowanych analiz jest zwracanie uwagi na problemy i wyzwania.
Niewątpliwie bardziej optymistyczne są oceny wyników przemian
gospodarczych Polski, gdy odnosimy je do rozkładu gospodarki Polski
końca lat 1980-tych, czy też wyników gospodarczych państw po-sowieckich.
Jednakże zbyt łatwo jest już pisać takie laurki. Na przemiany
gospodarcze Polski powinniśmy patrzeć z punktu widzenia ambicji
naszego państwa i oczekiwań samych Polaków.
|