Czesław Porębski - Osoba, gospodarka, odpowiedzialność


Koniec XIX i prawie cały wiek XX był w wielu dziedzinach epoką swoistego redukcjonizmu: całe bogactwo ludzkiego sposobu istnienia i międzyludzkich stosunków starano się sprowadzić do jakiegoś bardziej elementarnego poziomu, na którym rzekomo miało ono być dopiero w pełni zrozumiałe.

Wspólne wszystkim dziedzinom tego redukcjonizmu, który tu mamy na myśli było posługiwanie się formułą: "człowiek to nic innego jak". Tak więc psychologia twierdziła na przykład, że człowiek to nic innego jak pewien mechanizm - co prawda stworzony przez naturę - którego funkcjonowanie da się objaśnić w terminach bodźca i reakcji. Psychoanalitycy także opowiedzieli się za takim "mechanicznym" redukcjonizmem. Świadomość, podświadomość i superego - to nic innego jak pewne siły, których złożenie daje w wyniku albo sprawne działanie psychiki, albo - co znacznie częstsze - jej zachwianie objawiające się w postaci neurozy. Nie inaczej w dziedzinie polityki: i na jej terenie rzecznicy różnych ideologii poczynając od pozytywizmu Comte`a a na marksizmie kończąc sprowadzali świat ludzki do poziomu, na którym można wykryć podstawowe "prawa" rządzące poczynaniami poszczególnych ludzi i całych społeczności. Poznanie tych praw miało z kolei umożliwić skuteczne działanie reformatorskie bądź rewolucyjne. Inaczej mówiąc: dzięki zejściu na odpowiedni poziom uczony, filozof, społeczny reformator bądź rewolucjonista zyskiwał dostęp do wiedzy, która czyniła z niego "inżyniera społecznego". W ideologii komunistycznej nawet poeta jawił się jako przedstawiciel owego "social engineering": nazywano go "inżynierem dusz ludzkich".

Ów redukcjonizm dotknął także nauki medyczne i praktykę lekarską: człowiek to nic innego jak pewna ilość organów, których sprawne funkcjonowanie stanowi główny człon definiensa zdrowia fizycznego i psychicznego. Brak zdrowia jest natomiast równoznaczny z jakimś defektem któregoś z organów.

Szkicowany tu kierunek myślenia przejawił się też w odniesieniu do działalności gospodarczej człowieka. Klasyk badań historycznych nad kapitalizmem, Richard Tawney, tak charakteryzuje panującą od początków kapitalizmu wizję rzeczywistości gospodarczej: "Przyszłość należy do nowej nauki głoszącej (...), że nie istnieją żadne zasady moralne poza literą prawa. Pod wpływem ówczesnego postępu w dziedzinie matematyki i fizyki ten nowy kierunek zajmuje wobec zjawisk gospodarczych stanowisko nie karnisty usiłującego odróżnić dobro od zła, lecz uczonego, stosującego nowe metody obliczania do bezosobowych sił ekonomicznych" [1] .

Cytat ujawnia jeszcze jedną wspólną cechę wszystkich postaci owego redukcjonizmu: zapoznanie osobowego charakteru człowieka oraz przeświadczenie, iż rzeczywistość ludzka staje się zrozumiała dopiero wtedy, gdy umieścić ją w perspektywie a-moralnej czy też pozaaksjologicznej. Hasłem jest potrzeba porzucenia moralnego czy też aksjologicznego punktu widzenia: odpowiedzialne badanie rzeczywistości ludzkiej ma być wertfrei.

Kilka ostatnich dekad przyniosło odwrócenie tej redukcjonistycznej tendencji: w psychologii pojawiła się cała generacja, która przeciwstawia się depersonalizującemu i dehumanizującemu podejściu do człowieka. Orientacje tę nazwano - rzecz znamienna - psychologią humanistyczną. W dziedzinie polityki ostateczny upadek rewolucyjnej inżynierii społecznej zapoczątkowało odwołanie się do elementarnej wartości moralnej - solidarności. Na wydziałach medycznych odkryto potrzebę refleksji etycznej: pojawiła się jako przedmiot nauczania bioetyka. W końcu także w dziedzinie życia gospodarczego dla wielu stało się jasne, że w pracowniku, managerze, kliencie, kooperancie adresacie komunikatu trzeba dostrzec ludzką osobę, której nie można i nie wolno redukować do jakiejś cząstki "sił wytwórczych" czy "mechanizmu rynkowego".

Charakterystycznym i wspólnym rysem owego odwrotu jest dążenie do przywrócenia właściwego znaczenia osobie i całej perspektywie aksjologicznej. Wszędzie tam, gdzie człowiek żyje i działa konieczne okazuje się odejście od okrojonej, fragmentarycznej wizji człowieka: nie można - pod groźbą popełnienia błędów podobnych do tych, jakie w obfitości przyniósł wiek dwudziesty - traktować człowieka jako li tylko konsumenta, producenta, członka jakiegoś kolektywu, na przykład wspólnoty narodowej czy klasowej. Człowiek ze swej istoty domaga się poszanowania swej zasadniczej godności, tego, że jest wolną i kreatywną jednostką, zdolną i powołaną do ponoszenia odpowiedzialności za swój los. We wszystkich tych zjawiskach, które możemy uznać za odwrót od naszkicowanej na początku tendencji, dostrzec możemy swoistą odpowiedź na ów postulat wypływający z natury człowieka.

Nie inaczej w dziedzinie etyki gospodarczej. Postaramy się tę tezę zilustrować przypomnieniem niektórych wątków etyki biznesu, zwracających uwagę na potrzebę przywrócenia właściwego miejsca wartościom takim jak godność, wolność, odpowiedzialność.

 

I Etyka gospodarcza - oczywista sprzeczność?

Etyka gospodarcza może pochwalić się bardzo starożytnym rodowodem: jej początków można się doszukiwać w rozważaniach Platona i Arystotelesa dotyczących znaczenia działalności gospodarczej człowieka. Współczesna postać etyki gospodarczej rozwinęła się w ciągu ostatnich trzech dekad. Najbardziej znaną jej składową jest tak zwana business ethics. Ten amerykanizm tłumaczy się najczęściej jako etykę przedsiębiorczości. Owa współczesna postać etyki gospodarczej znalazła się wśród przedmiotów wykładanych na wielu uczelniach, nie tylko amerykańskich. Jej uprawianiem zajmują się wyspecjalizowane instytucje. Eksperci uprawiający etykę gospodarczą skupieni są w licznych międzynarodowych networks, których przykładem jest European Ethics Network.

Pomimo tych i podobnych faktów etyka gospodarcza bywa nadal przedmiotem zasadniczej krytyki. Podważa się jej przydatność a nawet samo istnienie: jakże może istnieć coś, co jest wewnętrznie sprzeczne, a etyka gospodarcza jest dotknięta taką sprzecznością. Inaczej mówiąc, w rzeczywistym życiu gospodarczym nie da się pogodzić względów ekonomicznych i etycznych. Te pierwsze wyznacza bowiem interes własny podmiotów gospodarujących, te drugie pojawiają się zaś dopiero wtedy, gdy realizacja interesu własnego zostaje poddana pewnym ograniczeniom.

Nie możemy się tu wdać w rozważanie argumentów wytaczanych przez krytyków. Powiedzmy więc tylko, że pomiędzy etyką a gospodarką nie tylko nie zachodzi żadna wewnętrzna, czy też jak mówią niektórzy - "praktyczna", sprzeczność, ale wręcz przeciwnie, łączy je związek istotnego uwarunkowania. To znaczy: w świecie, w którym faktycznie nie przestrzegano by pewnego minimum norm etycznych działalność gospodarcza przestałaby być możliwa. Uzupełnimy tę niemal dogmatyczną deklarację dwoma argumentami. Pierwszy będzie argumentem ex auctoritate, tyle tylko, że przywoływanym autorytetem jest Adam Smith, na którego tak chętnie powołują się rzecznicy tezy o zasadniczej sprzeczności etyki i gospodarki. Otóż właśnie Adam Smith wbrew obiegowym opiniom o jego poglądach głosił, że bez pewnych podstawowych wartości etycznych, bez poczucia sprawiedliwości, wielkoduszności, świadomości obywatelskiej funkcjonowanie wolnego rynku i jego porządkującej niewidocznej ręki nie jest możliwe. Drugim argumentem będą poniższe uwagi wskazujące na potrzebę odwoływania się w działalności gospodarczej do pojęcia odpowiedzialności - pojęcia niewątpliwie etycznego.

 

II Odpowiedzialny pracownik albo po co pracujemy?

 

Na terenie współczesnej etyki gospodarczej, podobne jak w innych dziedzinach refleksji dotyczącej spraw ludzkich, pojęciem coraz częściej przywoływanym jest pojęcie odpowiedzialności. Pojawia się ono w wielu kontekstach. Jednym z nich jest kontekst sporów dotyczących rozumienia roli, znaczenia i wartości podstawowych składników przedsiębiorstwa: pracowników, kadry zarządzającej, samej pracy. Spory te wiążą się z procesem - mogłoby się wydawać dawno już dokonanym - odchodzenia od "mechanistycznej" koncepcji przedsiębiorstwa. Wedle tej koncepcji każda firma powinna funkcjonować jak dobrze nasmarowany mechanizm: poszczególne składowe - pracownicy, warsztaty, działy powinny jak najsprawniej wykonywać zadania, które wynikają ze struktury organizacyjnej i charakteru właśnie wykonywanych zadań. Warunkiem sprawnego działania przedsiębiorstwa jest zdyscyplinowane wykonywanie przez pracowników poleceń kierowanych do nich przez przełożonych. Innym jest rozbicie wykonywanych zadań na możliwie najprostsze elementy, które pracownicy - właśnie dzięki owej prostocie - będą mogli niezawodne wykonywać. Konsekwencją takiego rozumienia przedsiębiorstwa jest skupienie odpowiedzialności za wszystko co dzieje się w przedsiębiorstwie i za wytwarzany produkt w ręku zarządzającego i pozbawienie odpowiedzialności pracowników.

Jak powiedzieliśmy, na naszych oczach dokonuje się proces odchodzenia od tego modelu przedsiębiorstwa. Pracownicy w coraz liczniejszych firmach są nie tyle trybami dobrze działającego mechanizmu, a współpracownikami, rzeczywiście współdziałającymi z innymi pracownikami i kadrą zarządzającą w każdej fazie procesu produkcyjnego, poczynając od fazy planowania, a na określeniu zadań wykonawczych kończąc. Kadra zarządzająca nie wyznacza sposobu realizacji tych zadań, pozostawiając szczegóły dotyczące podziału czynności, kolejności ich wykonywania decyzjom samych zainteresowanych pracowników. Konsekwencją takiego sposobu działania przedsiębiorstwa jest rozszerzenie kręgu odpowiedzialności: właściwie każdy pracownik staje się w jakiejś mierze odpowiedzialnym za przedsiębiorstwo. Przyjęcie tego ciężaru odpowiedzialności sprzyja przejrzystość struktury organizacyjnej przedsiębiorstwa, a także jego "przejrzystość informacyjna": dostępność informacji o sytuacji przedsiębiorstwa zagwarantowana każdemu pracownikowi.

Ten proces przejmowania odpowiedzialności przez poszczególnych pracowników a także mniejsze jednostki organizacyjne przedsiębiorstwa, które stają się niekiedy małymi, niemal samodzielnymi, przedsiębiorstwami w obrębie większego przedsiębiorstwa, zwany w literaturze francuskiej résponsabilisation ma wiele racji i powodów. Należą do nich także względy pragmatyczne. Okazuje się na wielu przykładach, że pracownicy obdarzeni zaufaniem wyrażającym się w przekazaniu im części odpowiedzialności są lepszymi pracownikami; firmy, które mają za sobą proces owej résponsabilisation są firmami rentowniejszymi. Fakt ten pozostaje w ścisłym związku z bardzo istotną inną okolicznością: pracownik "odpowiedzialny" w większym stopniu identyfikuje się z wykonywaną pracą: traci ostrość rozgraniczenie pomiędzy jego życiem w miejscu pracy i poza nim. Praca tak zorganizowana - także dzięki współdziałaniu z innymi "odpowiedzialnymi" pracownikami - staje się miejscem osobowej samorealizacji pracownika. Praca zyskuje głębszy walor etyczny.

Dlaczego zatem proces owej résponsabilisation nie jest zakończony? Spośród wielu powodów wymieńmy tylko kilka:

ˇ         Po pierwsze: odpowiedzialnej postawie życiowej w miejscu pracy przeciwstawia się cała kultura "czasu wolnego", nacechowana infantylną niekiedy nieodpowiedzialnością.

ˇ         Po drugie: przeszkodą są przyzwyczajenia wielu managerów, którzy sądzą, że mechaniczny styl zarządzania pozwala łatwiej kierować przedsiębiorstwem.

ˇ         Po trzecie: w krajach Europy Zachodniej do niedawna niemal cała kultura życia społecznego i politycznego przeciwstawiała się samej idei indywidualnej odpowiedzialności: państwo opiekuńcze miało nie tylko o wszystko dbać, ale i za wszystko odpowiadać

Podobne konsekwencje, choć wynikłe z zupełnie innych przesłanek, pociągnęły za sobą dziesięciolecia rządów monopartyjnych w krajach tak zwanego realnego socjalizmu.

Dla przezwyciężenia tych przeszkód istotne znaczenie będzie mieć refleksja filozoficzna dotycząca roli pracy - i współpracy z innymi - w osobowym rozwoju człowieka.

 

III Managerowie czyli zwiększone poczucie odpowiedzialności

 

Współczesna etyka gospodarcza ma wiele źródeł. Jednym z nich jest refleksja dotycząca etycznych swoistości położenia poszczególnych grup zawodowych zaangażowanych w działalność gospodarczą. Wyraża się ona w postaci kodeksów etyki zawodowej. Znamy najróżniejsze przykłady takich kodeksów, od kodeksu maklerów giełdowych czy kodeksu etyki zawodowej chemików, po kodeks etyczny księgarzy. Grupą zawodową, która szczególnie intensywnie i od dłuższego czasu podejmuje wysiłki zmierzające do uregulowania samoświadomości etycznej swego środowiska są managerowie, kadra zarządzająca. Zwróćmy uwagę na dwa dokumenty. Pierwszy z nich, tak zwany Davoser Manifest, pochodzi z 1973 roku i jest rezultatem prac trzeciego European Management Forum (dziś znanego jako World Economic Forum). Ten niewielki dokument zawiera ogólne sformułowanie celów, jakim ma służyć grupa zawodowa, określana jako Wirtschaftsmanagement: "Celem profesjonalnej kadry zarządzającej jest służenie klientom, udzialowcom, robotnikom i pracownikom technicznym, a także wspólnotom lokalnym, na które wpływa jej działalność oraz harmonizowanie interesów tych róznych grup" [2] .

To ogólne sformułowanie jest uszczegółowione w części oznaczonej literą B, gdzie mówi się o obowiązkach kadry zarządzającej wobec klientów, udziałowców, współpracowników i wspólnot. I tak pod B.1 czytamy:

"Kadra zarządzająca musi służyć klientowi. Musi zaspokajać jego potrzeby i dostarczać mu dóbr najwyższej jakości. Konkurencja pomiędzy przedsiębiorstwami jest metodą, którą stosuje się zwykle, by zagwarantować to, że klient uzyska dobra najwyższej jakości i będzie miał największą możliwość wyboru" [3] .

W roku 1983 Emil Brauchlin zaproponował tekst przysięgi, którą mieli składać absolwenci uniwersytetu St. Gallen podczas uroczystości wręczenia dyplomu. Dokument ten jest interesujący między innymi dlatego, że naśladuje lekarską przysięgę Hipokratesa. Oto początek tego tekstu: "Odpowiadając zawsze osobiście za wszystkie moje poczynania, pragnę: jako pracownik bądź konsultant przedsiębiorstw i innych instytucji powierzone mi zadania wykonywać ze znajomością rzeczy, lojalnie i dyskretnie; jako kolega być spolegliwym partnerem, jako przełożony wspierać zawodowy i osobisty rozwój moich współpracowników a w potrzebie służyc im radą i czynem; jako przedstawiciel przedsiębiorstwa zabiegać o jego powodzenie także w dalekiej przyszłości, a to w ten sposób, że będą osiągane właściwe rezultaty pracy, że stosunki przedsiębiorstwa z osobami inwestującymi kapitał, z pracownikami i ich organizacjami, z dostawcami i klientami będą opierać się na wzajemnym zaufaniu, a wzajemne świadczenia będą wykazywać należyte proporcje" [4] .

Te i wiele podobnych dokumentów, które powstały w ciągu ostatnich dwóch dekad świadczą o wzmożonym poczuciu odpowiedzialności kadry zarządzającej jako pewnej grupy zawodowej. Dlaczego to wzmożone poczucie odpowiedzialności znalazło między innymi taki wyraz? Managerowie od lat siedemdziesiątych zdali sobie sprawę z tego, że stanowią grupę zawodową, która z racji poziomu przygotowania zawodowego, z racji poziomu wymagań stawianych jej przez resztę społeczeństwa, z racji rozmiaru i charakteru wartości, z którymi ma do czynienia w trakcie pracy, powinna uzyskać status zbliżony do tego, jakim cieszą się tak zwani professionals - lekarze, prawnicy czy pracownicy naukowi. Dla uzyskania i ugruntowania tego statusu managerowie podjęli różnego rodzaju starania. Dążyli między innymi do stworzenia samorządowych ram organizacyjnych swego środowiska, naśladując w ten sposób dawniejszych professionals. Tworzenie zasad etyki zawodowej kadry zarządzającej służyło temu samemu celowi - potwierdzeniu "profesjonalnego" charakteru tej grupy zawodowej.

Jednakże zasady etyki zawodowej managerów wyrastały z głębszych przyczyn, nie tylko z chęci podniesienia społecznego statusu tej grupy zawodowej. Otóż gwałtowny rozwój cywilizacyjny i technologiczny sprawił, że managerowie - często jako pierwsi - stawali przed problemami I dylematami moralnymi, których przed nimi nikt nie rozważał. Kodeksy etyki zawodowej - często o wiele bardziej szczegółowe niż przytoczone dokumenty - były więc, i są, potrzebne jako narzędzie orientacji etycznej w sytuacjach nowych, w których trudno o wskazówki, ugruntowane kryteria, czy nawet samo jasne rozeznanie problemu, a to dlatego, że nikt dotąd w sytuacjach takich się nie znajdował. Problemy takie stawia, na przykład, biotechnologia czy technika elektronicznego przechowywania i opracowywania danych.

 

IV Shareholders vs. stakeholders

czyli jak daleko sięga odpowiedzialność przedsiębiorstwa

W cytowanych dokumentach zarysował się jeszcze inny powód, dla którego etyka gospodarcza, a szczególnie etyka przedsiębiorczości odwołuje się do pojęcia odpowiedzialności. Przypomnijmy: Davoser Manifest zobowiązuje managerów do tego, by służyli klientom, udziałowcom, pracownikom, wspólnotom lokalnym. A zatem managerowie deklarują swe poczucie odpowiedzialności nie tylko wobec właścicieli kapitału czy akcjonariuszy. Jak uzasadnić tak rozszerzone poczucie odpowiedzialności? Czyż udziałowcy nie mają prawa wymagać, by działający w ich imieniu managerowie troszczyli się o pomnażanie zysku i zwiększanie dywidendy? Co przemawia za uwzględnianiem interesów, na przykład, wspólnoty lokalnej czy globalnej? Czyż tego rodzaju deklaracje nie są z konieczności przejawem mało realistycznego pięknoduchostwa?

Otóż jeden ze sposobów argumentacji na rzecz owego rozszerzenia poczucia odpowiedzialności za skutki działalności gospodarczej, posuniętego tak daleko, że w zakresie odpowiedzialności managera ma się znaleźć właściwie każda osoba i każda "organizacja", jeśli tylko na jej interesy działalność przedsiębiorstwa może oddziaływać w ten czy inny sposób polega na tym, że wskazuje się na systemowy charakter przedsiębiorstwa. Podkreśla się przy tym, że system ten jest o wiele bardziej złożony niż się często przyjmuje. Składa się on nie tylko z elementów wewnętrznych: kadry zarządzającej, pracowników i właścicieli. Składnikami tego systemu są także elementy zewnętrzne, ściślej bądź luźniej związane z elementami wewnętrznymi przedsiębiorstwa. Do tych pierwszych, a więc elementów ściśle związanych z elementami wewnętrznymi przedsiębiorstwa należą przede wszystkim klienci, ale także kooperanci czy dostawcy. Do tych drugich, a więc odleglejszych elementów zewnętrznych przedsiębiorstwa należą wspólnoty różnego szczebla: wspólnota lokalna, regionalna, państwo czy wreszcie globalna wspólnota międzynarodowa. I tak, jak architekt, który całą uwagę skupiałby na wewnętrznych elementach wznoszonej budowli, pomijając całe jej bliższe i dalsze otoczenie, a więc cechy gruntu, na którym jest wznoszona, walory krajobrazu, już istniejące budowle itd., byłby kiepskim architektem, tak też kiepskim musi być manager, który nie uwzględnia zewnętrznych elementów przedsiębiorstwa.

Rzecz charakterystyczna: za przedstawionym rozszerzeniem zakresu odpowiedzialności przedsiębiorstwa opowiadają się coraz częściej przedstawiciele samej gospodarki, wśród nich najwybitniejsi przedstawiciele kadry kierowniczej. Co prawda terminologia, przy pomocy której ujmuje się istotę sporu, wywodzi się ze środowisk akademickich: mianowicie w latach sześćdziesiątych, w uniwersytecie Stanforda przez analogię do shareholder czyli "udziałowca", ukuto termin stakeholder, który oznacza każdy podmiot, którego interesy są zaangażowane (are at stake) w działalność przedsiębiorstwa. Dlatego mówi się niekiedy, że w tradycyjnym ujęciu przedsiębiorstwo dąży do maksymalizacji shareholder value. Przeciwstawna koncepcja wysuwa natomiast postulat maksymalizacji stakeholder value. Konsekwencją tego postulatu jest właśnie wskazane rozszerzenie poczucia odpowiedzialności.

 

V Nowa odpowiedzialność

 

Odpowiedzialność staje się z pewnością jednym z głównych elementów definicji położenia, w którym znalazła się obecnie gospodarka i wszyscy, którzy się nią zajmują. Sytuacja ta pod wieloma względami jest tak nowa, że dla jej określenia, zinterpretowania, zrozumienia potrzeba nowych pojęć, bądź pojęć istotnie zmodyfikowanych. Dlatego bardzo często miast mówić o odpowiedzialności tout court obserwatorzy życia gospodarczego mówią o "nowej odpowiedzialności", która ciąży na wszystkich zajmujących się działalnością gospodarczą. Oto dla przykładu niektóre z powodów skłaniających do rozważań nad "nową odpowiedzialnością" gospodarki.

Idąc za Hansem Jonasem filozofowie, na przykład Paul Ricouer, podkreślają specyficzne odwrócenie relacji człowiek - przyroda. Do niedawna człowiek był w pełni zdany na przyrodę: przyroda była mu schronieniem, człowiek niejako krył się pod jej dachem. Teraz role się odwróciły. Człowiek dzięki rozwiniętej technologii może sobie na tyle pozwolić, że to przyroda potrzebuje od niego ochrony. Człowiek, także homo oeconomicus, stał się - rzecz dotąd nieznana - odpowiedzialny za trwanie przyrody.

Postęp naukowy i techniczny wprowadził człowieka na tereny graniczne, to znaczy tereny, na których widoczne stały się granice ludzkiej natury. Na tych terenach możliwa stała się też działalność gospodarcza. Z pewnością na przykład przemysł farmaceutyczny porusza się po takich terenach. Stąd przemysłowcy muszą sobie stawiać pytanie, które do niedawna uchodziło za problem obchodzący tylko filozofów: kim jest człowiek? I muszą na to pytanie praktycznie odpowiadać, by zgodnie ze swoim poczuciem odpowiedzialności zdecydować, co wolno produkować i oferować klientowi.

Przemysł farmaceutyczny nie jest jedyną branżą, która przez swe produkty dotyka najgłębszych warstw ludzkiego bytu. Nigdy dotąd człowiek nie był w swym rozumieniu siebie tak dalece uzależniony od rynkowej oferty. Po chwili zastanowienia przyznamy z pewnością, że bylibyśmy - i to nie tylko trochę - innymi ludźmi, gdybyśmy nie używali samochodów, komputerów, nie słuchali płyt, nie korzystali z usług masowej komunikacji czy masowego przemysłu turystycznego. Operując w coraz bardziej intymnych sferach naszego życia, gospodarka niejako bierze na siebie nową odpowiedzialność za to, kim się ludzie w masowej skali masowego społeczeństwa stają.

Produkty oferowane przez współczesnego producenta stają się coraz bardziej skomplikowane, przez co potęguje się asymetria pomiędzy producentem, który wie o swoim produkcie wszystko, a nabywcą, który o tym produkcie wie bardzo mało. Wielu sądzi, że stanowi to powód dla nowej, zwiększonej, odpowiedzialności producentów.

Inny przykład: niektóre współczesne przedsiębiorstwa są prawdziwymi imperiami gospodarczymi, co sprawia, że ich znaczenie gospodarcze przerasta znaczenie niejednego kraju. Rzecz oczywista, kolosy tego rodzaju nie mogą kierować się tylko wąsko rozumianymi celami gospodarczymi. Decyzje managerów mają w ich wypadku konsekwencje obciążone wielowymiarowym znaczeniem.

Ważny powód, by mówić o "nowej odpowiedzialności" wiąże się ze zmianami społecznej świadomości: coraz częściej inwestorom, dysponującym dużym majątkiem, ale i drobnym akcjonariuszom, nie jest obojętne, czy pieniądze, które inwestują, trafiają do branż i firm spełniających kryteria etyczne czy też nie. Pojawiły się w związku z tym takie terminy jak responsible investment, ethicaly resposible investment czy socially responsible investment. Klienci firm maklerskich czy banków w coraz większej mierze opowiadają się za takimi inwestycjami. Zdaje się, że jesteśmy świadkami zakwestionowania starożytnej mądrości: pecunia non olet.



[1] R.H. Tawney, Religia a powstanie kapitalizmu, Warszawa 1963, s. 38.

[2] Cyt. wg Anhang w: H. Lenk, M. Maring (red.), Wirtschaft und Ethik, Reclam, Stuttgart 1992.

[3] Tamże.

[4] Tamże.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/