Hasło samorealizacji w etyce i psychologii
Postulat samorealizacji, samoaktualizacji czy samospełnienia
przewija się w pismach tak wielu współczesnych moralistów, psychologów
i psychiatrów, że listę myślicieli, którzy się do niego odwołują
można by, wydaje się, dowolnie wydłużać. Oprócz Russella, Fromma,
Horneya, Maslowa, Murphy'ego, Rogersa, Kępińskiego, należałoby na
niej umieścić także Goldsteina, Allporta, Jacksona, Coghilla, von
Bertalanffy'ego, Deweya, Tillicha, Frankla i innych. Historycy zwracają
ponadto uwagę, że i dawniejsi filozofowie formułowali zalecenia
podobne do postulatu samorealizacji.
Zwykle wymienia się tu Arystotelesa, cytowana jest Etyka Spinozy, a także pisma Nietzschego. Zresztą wielu spośród wymienionych
myślicieli współczesnych powołuje się na tych i innych swoich poprzedników.
Fromm uważa, jak wiadomo, że etyka humanistyczna, której jest rzecznikiem,
ma za sobą tradycję dwóch tysiącleci. Dopatruje się on poglądów
podobnych do swoich nie tylko u Artstotelesa i Spinozy, lecz również
w pismach biblijnych proroków i w nauce mistrzów Zen. Russell twierdzi,
że wierności sobie domaga się od człowieka przykład Sokratesa, a
także Ewangelia. Rogers i Tillich przypominają, że to Kierkegaard
wzywał: "bądź sobą". Horney oprócz Kierkegaarda cytuje
fragmenty tekstów nauczycieli Zen-Buddyzmu.
Fakty te nasuwają przypuszczenie, że w poglądach
myślicieli stawiających przed ludźmi jako naczelne zadanie realizowania
siebie tkwi, być może wspólny rdzeń, który należałoby odsłonić.
Próby wydobycia tego rdzenia były też niejednokrotnie podejmowane.
I tak Frick, autor książki poświęconej "psychologii humanistycznej",
zestawia podstawowe twierdzenia przedstawicieli tej orientacji.
Oto niektóre z nich:
ˇ
Każdemu organizmowi
ludzkiemu właściwa jest specyficzna natura, na którą składają się
jego potrzeby oraz tendencje rozwojowe. Pełny rozwój jest możliwy
pod warunkiem zaspokojenia potrzeb i respektowania tendencji rozwojowych.
ˇ
Każdy organizm
jest obdarzony pędem do samoaktualizacji, polegającej na badaniu
i rozszerzaniu danych naturalnie możliwości. W toku osobniczego
rozwoju samoaktualizacja, samookreślenie staje się głównym zadaniem
życiowym człowieka.
ˇ
Samoaktualizacja
winna prowadzić do przekształcania organizmu w spojną, zintegrowaną,
wolną od wewnętrznych konfliktów całość, zdolną do przyjmowania
coraz nowych bodźców, do rozwoju i samoodnowy.
ˇ
Podstawowe tendencje
tkwiące w każdym człowieku mają pozytywna naturę. Dążenia negatywne
pojawiają się wtedy, gdy potrzeby związane z podstawowymi tendencjami
organizmu nie są zaspokajane.
ˇ
Nieskrępowany rozwój
jednostki doprowadza ją do zaakceptowania naturalnego systemu wartości,
który staje się dla niej głównym czynnikiem integracyjnym.
ˇ
Wspólna wszystkim
ludziom część tych naturalnych systemów wartości dostarcza uniwersalnego
kryterium zdrowia psychicznego.
ˇ
Istnieje zasadnicza
różnica pomiędzy motywami, którymi kieruje się człowiek zdrowy psychicznie,
a motywami osobowości chorej.
ˇ
Zdrowa psychicznie
osobowość odznacza się poczuciem niezupełności, będącym wyrazem
stałej zdolności rozwoju.
ˇ
Rozwój człowieka
jest ściśle uzależniony od środowiska.
ˇ
Człowiek zdrowy
psychicznie zachowuje jednak pomimo owej zależności własną suwerenność.
ˇ
Głównym celem zdrowej
psychicznie osobowości jest aktualizacja i najpełniejsze rozwinięcie
własnych możliwości.
ˇ
Pełna świadomość
samego siebie jest podstawowym warunkiem rozwoju. Tylko przez coraz
żywsze uświadamianie sobie własnej osobowości i jej potencji może
człowiek skutecznie wywierać wpływ na swój rozwój.
McGill
- autor dzieła The Idea of
Happiness stwierdza, że autorzy odwołujący się do hasła samorealizacji
akceptują zgodnie następujące tezy:
ˇ
Skoro cnota i naturalny
proces samospełnienia są tym samym, przeciwstawianie pragnień i
cnoty jest bezpodstawne.
ˇ
Jeśli egoizm właściwie
pojęty oznacza takie rozszerzenie własnego ja, w wyniku którego
człowiek zaczyna uwzględniać interesy innych ludzi, to i przeciwstawianie
egoizmu altruizmowi staje się w części bezpodstawne.
ˇ
Ponieważ osiągnięcia
naukowe i artystyczne stanowią kulminację naturalnego procesu samospełnienia,
przeto osiągnięcia tego rodzaju mają wartość moralną.
ˇ
Choć przyjemność
nie jest ani głównym celem, ani miara wartości różnych czynów, to
jednak przyjemność towarzyszy wypełnianiu gatunkowych funkcji człowieka
i realizowaniu jego indywidualnych zdolności.
Zestawienia
te zdają się trafnie ujmować niektóre zbieżności poglądów głoszonych
przez rzeczników hasła samorealizacji. Zarysowuje się w ten sposób
pewien ideał osobowości dojrzałej, zdrowej psychicznie, szczęśliwej.
Omawiani autorzy podkreślają szczególnie kilka cech tego ideału.
Otóż człowiek zbliżający się - dzięki zaspokajaniu podstawowych
potrzeb swego organizmu i respektowaniu jego głównych tendencji
rozwojowych - do samospełnienia odznaczałby się przede wszystkim
pozytywnym stosunkiem do samego siebie. Obce mu będzie poczucie
winy, wstydu, pogardy dla własnej osoby. Będzie on raczej świadomy
swej godności, będzie i sobie okazywał szacunek. Ten pozytywny stosunek
do swojego ja rozciągnie on na swe kontakty z innymi ludźmi. Darząc
siebie uczuciem, będzie kochał innych, będzie, jak mówił Russell,
zdolny do okazywania uniwersalnej sympatii. Fromm, Kępinski i inni
autorzy uznają w przykazaniu: "kochaj bliźniego jak siebie
samego", oba elementy za równie ważne, a drugi z nich uznają
nawet za wymóg bardziej pierwotny.
Człowiek
bliski ideału będzie osobowością zintegrowaną, nie rozdartą wewnętrznie.
Wszystkie jego podstawowe dążenia, potrzeby i tendencje układać
się będą w harmonijną całość. Będzie on jednostką w pełni świadomą
siebie, swych możliwości i zdolności. Jego psychika nie będzie skrywać
kompleksów, urazów, których wybuchu musiałby się obawiać. Uwolni
go to od lęku. Spokojny wewnętrznie, zrównoważony i pełen pogody,
będzie skupiał uwagę nie na własnym ja, lecz na świecie zewnętrznym.
Jego postawa będzie zaprzeczeniem egocentryzmu. Będzie się odznaczał
poczuciem odpowiedzialności za siebie i innych. Poczucie to nie
pozwoli mu na obojętny czy wrogi stosunek do otoczenia. Świat zewnętrzny
będzie dlań nie obcą siłą, a terenem pozytywnej działalności. Będzie
on jednostką w wysokim stopniu uspołecznioną. W swym postępowaniu
będzie nieskrępowany. Cechować go będzie spontaniczność, chęć życia,
gotowość do przyjmowania nowych bodźców i zmian. Będzie, jak mówi
Horney, człowiekiem szczerym. Jego stosunek do życia będzie zaprzeczeniem
ascetyzmu. Zaspokojony w swych podstawowych potrzebach i pragnieniach
- bez czego samorealizacja i rozwój osobowości nie jest możliwy
- uczyni swe życie szczęśliwym. Dzięki temu wszystkiemu osiągnie
on najwyższy rodzaj szczęścia, twórcze przeżywanie własnej egzystencji.
Jest to zarazem jedyny rodzaj szczęścia prawdziwie godny człowieka.
From powiada nawet: szczęście to produktywność. Nic więc dziwnego,
że omawiani autorzy, gdy chcieli podać realne przykłady jednostek
osiągających samorealizację, wskazywali na twórców nauki, sztuki,
literatury, muzyki. Oni to mają uosabiać ideał, który stanie się
powszechniej dostępny, gdy zostaną usunięte przeszkody uniemożliwiające
tak wielu ludziom współczesnym realizowanie siebie. Russell pisał
na przykład, że szczęście dostępne uczonym jest zapowiedzią przyszłego
szczęścia całej ludzkości. Często też stawiał jako wzór ludzi naprawdę
szczęśliwych poetów, malarzy, kompozytorów.
Reprezentanci
etyki samorealizacji zdają się być zgodni nie tylko wtedy, gdy kreślą
ideał osobowości zdrowej i szczęśliwej. Wspólne im wszystkim jest
także przekonanie, że większość ludzi współczesnych daleko odbiega
od tego ideału. Z ich pism wyłania się wizerunek człowieka zachwianego
w swej równowadze psychicznej, neurotycznej osobowości, która ma
być typowa dla czasów obecnych. Odznacza się ona pewnymi cechami,
które są jakby zaprzeczeniem przymiotów harmonijnie rozwiniętej
jednostki twórczej. Omawiani autorzy podkreślają między innymi powszechność
takich zjawisk, jak egocentryzm, znudzenie, poczucie winy i grzeszności,
lęk, poczucie bezradności, wyobcowania, swoista infantylizacja,
strach przed śmiercią, poczucie zmarnowania życia. Typowe dla nerwicowej
osobowości naszych czasów mają być także poszukiwania sukcesu, rozrost
ambicji i aspiracji, żądza władzy, zazdrość, agresywność. Autorzy
ci twierdzą też zgodnie, że źródeł tych negatywnych zjawisk nie
można szukać tylko w poszczególnych jednostkach, gdyż tkwią one
głębiej, w całokształcie życia społecznego, w warunkach stworzonych
przez nowoczesną technikę i cywilizację. Fromm twierdzi na przykład,
że nie można uzdrowić jednostek, jeśli stosunki społeczne, produkcyjne,
polityczne pozostaną tym, czym są: wrogą, obca siłą, niszczącą indywidualność.
By uzdrowić jednostki, trzeba uzdrowić społeczeństwo, bo jest ono
chore. Podobne zdanie wyraża Kępiński: dopóki świat społeczny -
tak istotny dla jednostkowego rozwoju - pozostanie światem obcym,
wyalienowanym, "zwariowanym", dopóki ze względu na wysoki
"współczynnik lepkości" będzie on stawiał dążeniom samorealizacyjnym
poszczególnych jednostek tak znaczy opór, dopóty znerwicowanie i
wszystkie zjawiska mu towarzyszące pozostaną złem nieusuwalnym.
Również Russell był przekonany, że społeczeństwa współczesne wymagają
"przebudowy", jeśli większa liczba ludzi ma być zdolna
do respektowania własnej "zasady rozwoju". Dlatego właśnie
starał się on łączyć swój program etyczny z programem politycznym,
zdradzającym sympatię dla swoiście pojmowanego socjalizmu.
Zastrzeżenia metodologiczne
W
literaturze zgłaszano wiele zastrzeżeń w stosunku do rozmaitych
wersji postulatu samorealizacji. Przedstawię je tu za J. Sową. Najistotniejsze
z nich polega na zakwestionowaniu owej jednomyślności różnych reprezentantów
etyki samorealizacji, o której była mowa. Jednomyślność ta ma być
pozorna, zaś pozór ten powstaje w rezultacie operowania nie jednym,
a co najmniej kilkoma pojęciami samorealizacji, różniącymi się między
sobą stopniem konkretności. Ogólne pojęcie samorealizacji jest pojęciem
formalnym, nie wyposażonym w żadną konkretną treść. Obok niego stosuje
się też pojęcia samorealizacji mniej lub bardziej treściowo dookreślone.
Poszczególnym
pojęciom odpowiadają różne wersje postulatu samorealizacji. Według
pierwszej, samorealizacja ma polegać na aktualizowaniu jakichkolwiek
potencji tkwiących w jednostce. Często twierdzi się, że jednostka
winna realizować wszystkie swe talenty, zdolności i zadatki, tak
jak gdyby istotnie nie czyniło się różnicy pomiędzy owymi potencjami.
Podkreśla się wtedy, że człowiek powinien być tym, kim być może,
że powinien dążyć do maksymalnej autentyczności, niezależności,
suwerenności. Nie rozstrzyga się natomiast, jak bliżej będzie wyglądał
stosunek człowieka osiągającego tak rozumianą samorealizację do
siebie i do innych ludzi. Wydaje się, że samorealizację tak pojętą
można pogodzić z najróżniejszymi, może nawet dowolnymi stanowiskami
moralnymi. I chyba tylko na gruncie tego formalnego pojęcia samorealizacji
możliwe jest łączenie ze sobą tak różnych skądinąd myślicieli, jak
Kierkegaard, Maslow, Nietzsche, Tillich, Russell, From.
Zwykle jednak na to pierwsze, czysto formalne,
pojęcie samorealizacji nakładają się w argumentacji wspomnianych
autorów pojęcia samorealizacji wyposażone w bogatszą treść. Okazuje
się wtedy, że samorealizacja jest aktualizacją nie jakichkolwiek
potencji, lecz tylko potencji "naturalnych", "zdrowych",
składających się na prawdziwą "naturę ludzką". Fromm na
przykład sporządza całą listę naturalnych potrzeb ludzkich, takich
jak potrzeba łączności z innymi ludźmi, potrzeba transcendencji,
potrzeba zakorzenienia czy orientacji i stwierdza, że zaspokajanie
tylko tych potrzeb ma prowadzić do samospełnienia. Podobnie postępuje
też Maslow. Widać zatem, że etyka samorealizacji odwołuje się do
dobrze znanej "natury ludzkiej" i stanowi doktrynę jakby
zindywidualizowanego prawa natury. Pojawiają się w związku z tym
znane trudności. Jak bowiem pisze Alf Ross, "prawo natury stoi
do dyspozycji każdego. Nie ma takiej ideologii, której by nie można
było obronić, apelując do prawa natury".
I podobnie nie ma chyba programu etycznego, którego
by nie można rozwijać na podstawie postulatu samorealizacji. Łatwo
bowiem znaleźć uzasadnienie dla dowolnego programu przez powołanie
się na wymogi gatunkowej i indywidualnej natury człowieka, skoro
pojęcie natury, jakim się w takich wypadkach operuje, nie jest stworzone
na uzasadnionej podstawie. Pojęcie natury jest wyznaczane przez
zbiór zaakceptowanych postulatów ustalających na bazie własnej hierarchii
wartości ideał osobowości zdrowej czy szczęśliwej. Stąd też gdy
spośród ogółu ludzkich potencji wybiera się potencje zdrowe, odpowiadające
czy to indywidualnej, czy też gatunkowej istocie człowieka, wówczas
prędzej czy później okazuje się, że ta selekcja następuje ze względu
na już jakoś dany ideał zdrowia czy szczęścia. Z tego powodu, choć
wszyscy wymienieni tutaj autorzy powołują się ciągle na tę samą
naturę ludzką, to jednak ich wypowiedzi bardziej konkretne zaczynają
wykazywać różnice. Mówiąc o tym, które potencje są zdrowe czy naturalne,
mają oni bowiem na oku różne wyobrażenia na temat tego, czym jest
zdrowie, dojrzała osobowość czy szczęście. Dlatego nieco inaczej
przedstawia się zestawienie podstawowych ludzkich potrzeb u Fromma,
Maslowa, Russella lub Murphy'ego.
Różnice te jeszcze się pogłębiają, gdy omawiani
autorzy bliżej konkretyzują pojęcie "prawdziwej samorealizacji",
gdy nie poprzestają na postulowaniu właściwości treściowo pustych,
takich jak autentyczność, niezależność, pozostawanie zawsze sobą,
gdy także nie ograniczają się do nieco konkretniejszych, ale wciąż
jeszcze niezupełnie konkretnych stwierdzeń, takich jak to, że człowiek
osiągający samorealizację będzie się odznaczał pozytywnym stosunkiem
do świata, spontanicznością lub poczuciem odpowiedzialności itd.,
lecz gdy precyzują, jak ta spontaniczność czy odpowiedzialność ma
się manifestować. Wówczas wychodzi na jaw, że ich jednomyślność
istotnie jest pozorna. "Prawdziwa samorealizacja" znaczy
dla Fromma co innego niż dla Horney czy Murphy'ego, inne znaczenie
przypisuje jej Russell, inne Tillich, inne Nietzsche, jeszcze inne
Arystoteles, i jest to zrozumiałe, gdyż inna jest hierarchia przyjmowanych
przez nich wartości, rozstrzygająca o tym, co najpierw rozumieją
przez naturę ludzką, a co następnie przez prawdziwą samorealizację.
"Dla Fromma człowiek zdrowy jest wzorem kosmopolitycznego intelektualisty,
emigranta, tęskniącego do wspólnoty społecznej opartej na uniwersalistycznych
więzach miłości, do przezwyciężania poczucia wyobcowania, dla Horney
zaś - wzorem pozbawionego ryzykownych ideałów i niecodziennych aspiracji
członka współczesnych organizacji demokratycznych, dobrego funkcjonariusza". Inaczej niż Fromm,
który jak widać, za szczególnie istotne w naturze człowieka uznaje
pewne potrzeby emocjonalne, Murphy w swej koncepcji trzeciej natury
ludzkiej wysuwa na czoło potrzebę zrozumienia. Stąd też w opisie
osobowości dojrzałej, bliskiej samorealizacji, Murphy silniej niż
Fromm akcentuje aktywność intelektualną. Według autora Human
Potentialities zaspokojenie potrzeby zrozumienia jest warunkiem
koniecznym dla osiągnięcia także pewnych satysfakcji i stanów emocjonalnych
nazywanych przezeń świadomością kosmiczną.
Można też przypuszczać, że w pojęciu prawdziwej
samorealizacji Russella i Nietzschego niewiele wspólnych elementów
udałoby się odnaleźć. Russell odwoływał się do poglądów Nietzschego
tylko wtedy, gdy pragnął wskazać przykład doktryny całkowicie mu
obcej. W sporze, który na stronach History
of Western Philosophy każe on wieść Nietzschemu i Buddzie, sam
staje po stronie Buddy: "Nie lubię Nietzschego, ponieważ cieszy
go kontemplacja bólu, ponieważ zarozumiałość czyni on cnotą, ponieważ
ludźmi najbardziej podziwianymi przezeń są zdobywcy, zawdzięczający
swą chwałę biegłości w uśmiercaniu ludzi".
Podobnie też, choć zarówno człowiek "wielkoduszny" - ideał
Arystotelesa i mędrzec będący ideałem Russella maja się odznaczać
pozytywnym stosunkiem do samego siebie, to zdaniem Russella, ten
pozytywny stosunek do siebie ma się wyrażać w czymś zgoła odmiennym
od arystotelesowskiej "słusznej dumy". Ideał człowieka
wielkodusznego, słusznie dumnego, wydaje się Russellowi bliższy
Nietzschemu niż tradycji stoicko-chrześcijańskiej, za którą on sam
się opowiada.
Jak widać, mimo, że wszyscy wymienieni myśliciele
żądają od człowieka realizowania siebie, że pojmują oni zdrowe ludzkie
potencje jako biologicznie dane, zakorzenione w gatunkowej istocie
człowieka, że wszyscy uznają pełnię rozwoju osobowości, zdrowie,
szczęście, za rezultat zaspokajania hierarchicznie uszeregowanych
potrzeb ludzkiego organizmu, to jednak w opisie stadium końcowego
tego rozwoju - osobowości zdrowej, szczęśliwej, dojrzałej, myśliciele
ci wykazują daleko idącą różnicę zdań. Powoływanie się na biologię,
biologicznie wyznaczoną naturę człowieka, nie chroni przed błędnym
kołem w definiowaniu zdrowia czy prawdziwej samorealizacji: "zdrowiem
może być tylko zdrowa aktualizacja zdrowych tylko potencji".
Aby wyjść z tego błędnego koła, trzeba explicite
wyjawić, co się przez zdrowie rozumie, czyli ujawnić akceptowane
wartości i ich hierarchie, a te w przypadku poszczególnych autorów
okazują się różne. Stąd inaczej rozumieją prawdziwą samorealizację
Fromm, Horney, Russell, Murphy, itd.
Podobnie jak pojęcie samorealizacji również inne
pojęcia stosowane przez cytowanych autorów są raz mniej, raz bardziej
konkretne. Russell charakteryzując na przykład swój ideał jako jednostkę
twórczą, zdaje się niekiedy twórczość rozumieć tak szeroko, że twórczością
byłaby jakakolwiek aktywność przekształcająca świat, jeśli tylko
jej podmiot miałby poczucie wywierania wpływu na losy świata. Także
Fromm i Kępiński w niektórych wypowiedziach rozumieją twórczość
równie szeroko. Ale przecież żaden z nich nie uznałby za przejaw
twórczej postawy na przykład działalności faszysty, choćby ten był
najgłębiej przekonany, że czynami swymi rozstrzyga o losach świata.
Toteż wprowadzają oni pewne uściślenia: według Russella prawdziwie
twórcze dążenia człowieka są współmożliwe z maksymalną ilością dążeń
innych ludzi, zaś prawdziwie twórcze dzieła nie stanowią przeszkody
dla twórczości innych ludzi. Russell mówiąc "twórczość",
ma więc na myśli nie jakiekolwiek kształtowanie świata, nie wytwarzanie
dowolnych dzieł, a raczej aktywność podobną do uprawiania nauki
i sztuki. Tylko przy takim rozumieniu twórczości dążenia twórcze
jednostki są bowiem współmożliwe z maksymalną ilością dążeń innych
ludzi.
Wypowiedzi rzeczników etyki samorealizacji budzą
też wiele innych zastrzeżeń. Jak na przykład należy rozumieć pełna
realizację danych człowiekowi potencji? Czy istotnie chodzi o rozwój
wszystkich możliwości? Zdarza się przecież, że jednostka jest wyposażona
w możliwości wykluczające się nawzajem.
W dalszym ciągu chciałbym zwrócić uwagę na następujące
zagadnienia:
ˇ
Czy rozwój osobowości,
jeśli ma on kulminować w przyswojeniu sobie twórczej postawy wobec
życia, jest istotnie postępującą integracją, bezkonfliktowym procesem
narastania wewnętrznej harmonii?
ˇ
Czy wizerunek człowieka
twórczego, jakim ma być każda jednostka osiągająca prawdziwą samorealizację,
dany w pismach omawianych autorów, pokrywa się z rozumieniem terminu
"twórca", przyjętym w kulturze europejskiej, czy zatem
wskazywanie na przykłady twórców nauki i sztuki jest uprawnione,
czy jest raczej zabiegiem perswazyjnym?
ˇ
Czy, by użyć terminu
Russella, między etyką indywidualną a etyką społeczną nie zachodzi
konflikt, czy, inaczej mówiąc, twórcza postawa jest sama w sobie
gwarancją osiągnięcia cnót społecznych.
Jest
rzeczą znamienną, że cytowani tu najczęściej autorzy zupełnie niezależnie
od siebie przyrównują rozwój człowieka, prawdziwą samorealizację,
do procesu wzrostu rośliny. Samorealizacja ma być według nich przebiegiem
równie harmonijnym, bezkonfliktowym. Maslow przynajmniej w pewnym
okresie upatrywał istotę swych poglądów w przekonaniu, że aktualizacja
ludzkich potencji jest procesem bardzo podobnym do wyrastania dębu
z żołędzi. Używając tego samego porównania, Horney pisze: "Nie
potrzeba i nie można uczyć żołędzi, jak ma wyrosnąć w drzewo dębowe,
gdy da się jej szansę, rozwinie swe wewnętrzne potencje. Podobnie,
gdy da się możliwości ludzkiej jednostce, zmierza ona do rozwinięcia
jej szczególnych ludzkich właściwości". Jeśli tak niewielu
ludzi osiąga ideał prawdziwej samorealizacji, jeśli w życiu większości
dominuje lęk, egocentryzm, depresja, nuda, rozdrażnienie itd., to
tylko dlatego, że współczesne warunki życia stawiają zbyt wielki
opór dążeniom samoaktualizacyjnym. Gdy te przeszkody odpadną, człowiek
zostanie uwolniony od tych wszystkich postaci cierpienia, jego udziałem
stanie się twórcze przeżywanie egzystencji. Twórcze kształtowanie
świata pozwoli mu osiągnąć radość, równowagę, pogodę, wewnętrzna
spinozjańską acquiescentiam, zaś proces dochodzenia do twórczej postawy będzie
przebiegał równie harmonijnie jak metamorfoza nasienia w dojrzałą
roślinę.
Hasło samorealizacji a teoria dezintegracji pozytywnej
Z tym obrazem rozwoju osobowości jako narastania
wewnętrznej harmonii, postępującej integracji, stopniowego uwalniania
się od wewnętrznych konfliktów, który ma jakoby znajdować oparcie
w biografiach twórców nauki i sztuki, z tą charakterystyką twórczej
postawy jako pełnej pogody, zrównoważenia, spokoju i radości, sprzeczne
są zarówno pewne teorie psychologiczne inaczej ujmujące rozwój psychiczny
człowieka, jak i niezwykle liczne dane biograficzne oraz opinie
samych twórców.
Kazimierz Dąbrowski, który spośród współczesnych
psychiatrów najbardziej stanowczo przeciwstawia się referowanym
dotąd poglądom, cytuje często zdanie Prousta: "Wszystko, co
mamy wielkiego, zawdzięczamy nerwowcom. To oni, a nie inni poczęli
religię, stworzyli arcydzieła. Nigdy świat się nie dowie, ile im
zawdzięczamy, a zwłaszcza ile oni wycierpieli, aby to dać światu.
Szczycimy się ich boska muzyką, ich pięknymi obrazami i tysiącem
subtelności, ale nie wiemy, ile one kosztowały bezsennych nocy,
płaczu, spazmatycznego śmiechu, pokrzywek, astmy, lęku przed śmiercią,
który jest gorszy niż wszystko".
Trafność tych obserwacji potwierdzają liczne fakty:
"Studiowałem - mówi Dąbrowski - dość wnikliwie kilkaset życiorysów
- tacy, jak np. H. Poincaré, Lincoln, Kafka, Proust, Kierkegaard,
Gandhi, van Gogh, żeby wymienić pierwszych z brzegu - cierpieli
na ciężkie nerwice, niektórych należałoby sklasyfikować na granicy
psychozy. I teza - nienowa - dlatego właśnie byli tym, czym byli".
Badania przeprowadzone nad młodzieżą wykazującą
nieprzeciętne uzdolnienia dowodzą również, że rozwój osobowości,
dochodzenie do twórczej postawy łączy się z reguły z wysokimi nerwicowymi
"kosztami". W szkołach i uczelniach warszawskich zbadano
80 dzieci i młodych ludzi odznaczających się szczególnymi zdolnościami
artystycznymi. Stwierdzono u wszystkich nadpobudliwość wegetatywną,
sensualną, afektywną i intelektualną oraz obecność różnych objawów
nerwicowych i psychonerwicowych: 30% wykazywało symptomy psychonerwicy
lękowej, 25% - syndromy histeryczne, 25% syndromy neurasteniczne.
Stwierdzono także częste występowanie psychastenii, hipochondrii,
nerwic wegetatywnych.
Teoria dezintegracji pozytywnej, której twórca
jest Kazimierz Dąbrowski, stanowi próbę stworzenia modelu teoretycznego,
wyjaśniającego rolę i znaczenie objawów nerwicowych w formowaniu
się ludzi zdolnych do oryginalnej twórczości. Według tej teorii:
"... takie zespoły właściwości, jak nerwowość oraz takie procesy,
jak niektóre nerwice czy psychonerwice, a nawet w pewnych przypadkach
psychozy, nie stanowią decydującego czynnika pozwalającego stwierdzić,
że dany osobnik nie jest zdrowy psychicznie (...) właśnie większość
stanów nerwowości, a nawet nerwic i psychonerwic, stanowi często
warunek pozytywnego rozwoju jednostki, (...) dzięki tym elementom
osobnik staje się podatny na czynniki przyspieszające czy pogłębiające
jego rozwój".
Ten przeciwstawny omawianym dotychczas poglądom
punkt widzenia pozwala odmiennie spojrzeć na wiele zjawisk życia
psychicznego, które w oczach rzeczników samorealizacji zasługiwałyby
na jednoznacznie negatywną ocenę. Do zjawisk takich należy na przykład
frustracja. Omawiani autorzy uznają niezaspokojenie przez dłuższy
czas pewnych potrzeb organizmu za poważną przeszkodę w rozwoju osobowości
człowieka. Stanowisko takie wydaje się zupełnie uzasadnione, jeśli
frustracja prowadzi do chorób somatycznych i psychicznych, jest
podłożem, na którym wykształcają się aspołeczne postawy. Z drugiej
jednak strony wiadomo, że niekiedy ludzie wybitni, opanowani dążeniami
perfekcjonistycznymi poddają się autofrustracji, rezygnując świadomie
z pewnych satysfakcji, a decyzje takie mają przy tym niemałe znaczenie
dla przyspieszenia rozwoju ich osobowości. Podobnie jednoznacznie
negatywna ocena kompleksu niższości nie wydaje się uzasadniona.
Niekiedy kompleks niższości, poczucie wstydu i winy w stosunku do
innych, a zwłaszcza do siebie, stanowi ważny czynnik rozwojowy.
Nawet schorzenia somatyczne mogą, zdaniem Dąbrowskiego, wywierać
korzystny wpływ na rozwój psychiczny jednostki. Wytrącenie ze zwykłego
trybu życia, unieruchomienie, osłabienie fizyczne, choć z jednej
strony stanowią źródło cierpienia, pobudzają aktywność intelektualną,
zwiększają wrażliwość.
Jak widać, w ujęciu Dąbrowskiego to, co zdaniem
Fromma, Maslowa czy Russella byłoby tylko przeszkodą do samorealizacji,
zasługuje niekiedy na pozytywna ocenę, gdyż stanowi czynnik przyspieszający
rozwój człowieka. Ale też Dąbrowski zupełnie inaczej pojmuje rozwój
osobowości. Nie jest to według niego proces przebiegający harmonijnie,
bez ścierania się przeciwstawnych tendencji. Podstawowym mechanizmem
rozwojowym jest nie integracja, a dezintegracja nazywana pozytywną
dlatego, że prowadzi do wzbogacenia środowiska wewnętrznego jednostki
o nowe struktury, dawniej jej obce. Rozwój wymaga więc nie ciągłego
umacniania struktur raz wytworzonych, a często ich rozluźniania,
a nawet rozbijania. Dopiero na tak "oczyszczonym" terenie
mogą się nieraz ujawnić twórcze możliwości jednostki, przy czym
jednostka, jeśli rozwój jej osobowości nie ulega stagnacji, nigdy
nie osiąga tez stanu pełnej równowagi. Cechuje ją zawsze pewna labilność,
plastyczność. Właściwy jest jej zespół cech nazywany niedojrzałością
lub infantylizmem.
Głównymi czynnikami rozwojowymi są więc te dynamizmy,
dzięki którym następuje dezintegracja istniejących struktur psychicznych.
Dąbrowski zalicza do nich przede wszystkim niepokój, poczucie wstydu,
niezadowolenie z siebie, poczucie winy, poczucie niższości w stosunku
do innych, a także tak zwany przezeń czynnik trzeci, dzięki któremu
człowiek jest zdolny do wybierania tylko niektórych spośród możliwości
stojących przed nim otworem. Teoria dezintegracji pozytywnej zarysowuje,
jak widać, zupełnie odmienny obraz jednostki twórczej. Ludziom twórczym
właściwa jest nie tyle radość, pogoda, równowaga wewnętrzna, harmonia,
co raczej niezadowolenie z siebie, poczucie wstydu, winy i niższości
oraz inne symptomy "nerwicowe". Jak pisze Dąbrowski: "W
stanach nerwowości, nerwic i psychonerwic, w stanach frustracji,
przeważa ujemny nastrój afektywny, z drugiej zaś strony wiemy, że
w większości tych stanów działają ważne dynamizmy twórcze, owa kierkegaardowska
'trwoga i drżenie', twórcze elementy rozwojowe, stwierdzone w doznaniach
nerwicowych Prousta, Keatsa, Dawida i innych".
Mówiąc ogólnie, Dąbrowski postuluje zmianę stosunku
do większości, ocenianych zazwyczaj ujemnie, objawów nerwicowości.
Lęk nie zawsze jest słabością, infantylizm nie zawsze powinien być
leczony, niekiedy zjawiska takie są wręcz niezbędnym warunkiem twórczości.
Zasługują nie na potępienie, lecz na szacunek. Autor Dezintegracji pozytywnej solidaryzuje się ze zdaniem profesora Neyraca,
który tak mówił o lęku egzystencjalnym przeżywanym przez Saint-Exupéry'ego:
"Ta trwoga była specjalnego rodzaju (...) Takie trwogi są narzędziem
podnoszenia się na wyższy poziom i lekarz powinien do nich przystępować
z roztropnością i szacunkiem". Podobny powinien
być chyba stosunek do infantylizmu, przejawiającego się jako wrażliwość
uczuciowa, subtelność, intuicja, zdolność do poświęceń, plastyczność,
gotowość do przyjmowania zmian. Nie zawsze też objawy nieprzystosowania,
ciągłe popadanie w konflikty z otoczeniem społecznym stanowią symptom
zachwiania równowagi psychicznej. W życiu ludzi tworzących oryginalne
dzieła są one często wręcz nieuniknione.
Przypomnijmy zdanie, którym Russell zamykał swą
książkę Conquest of Happiness:
"Ludzie są nieszczęśliwi albo z powodu dezintegracji pewnego
rodzaju, albo z powodu braku integracji. O dezintegracji można mówić,
gdy w psychice elementy świadome ścierają się z nieświadomymi, o
braku integracji - gdy jednostki nie łączą ze społeczeństwem więzy
ponadosobistych zainteresowań i uczuć. Człowiekiem szczęśliwym jest
więc człowiek, który nie cierpi ani z jednego, ani z drugiego powodu,
w którego osobowości nie ma rozdźwięku i który nie jest skłócony
ze światem". Jeżeli to ostatnie
zdanie ma dotyczyć ludzi twórczych, to jest ono niewątpliwie fałszywe.
Przemawiają przeciw niemu nie tylko pewne teorie psychologiczne,
a obok teorii dezintegracji pozytywnej można by wymienić teorię
terapeutyczną Frankla, czy ujęcie rozwoju osobowości prezentowane
przez Rogersa, którego nie dotyczą pewne przedkładane tu zarzuty,
lecz biografie i własne obserwacje samych twórców. Warto tu może
do nich sięgnąć, tym bardziej, że jak przyznają sami psychologowie,
dostarczają one pewnych wyjaśnień, których żadna znana teoria nie
jest w stanie udzielić.
Świadectwo ludzi twórczych
Biografie i autobiografie wybitnych
twórców kultury europejskiej zdają się potwierdzać tezy dezintegracji
pozytywnej. Twórcze przeżywanie egzystencji nie chroni przed najrozmaitszymi
postaciami cierpienia. Życie twórców nauki, sztuki i filozofii częściej
wypełnia walka z samym sobą, ze społeczeństwem, z oporem tworzywa,
niż spinozjańska acquiescentia.
Są oni niemal z reguły "niezadowolonymi Sokratesami".
Homo creator - to bardzo często homo
patiens. Oto kilka przykładów. Arnold Künzli w książce Die Angst als abendländische Krankheit mówi o Kierkegaardzie: "Jego
ciężka nerwica lękowa wynikła z silnej nienawiści do ojca jako stłumionej
reakcji na takie [pietystyczne - przyp. mój] wychowanie; ten uczeń
Hegla przeniósł potem te nienawiść także na swych nauczycieli i
zwierzchników, na Boga i na wszelką władzę: reakcja taka wyrażała
się w nieokiełznanej krytyce wszelkich stosunków. W swej filozofii
ten pisarz i poeta wyprzedził psychoanalizę o całe jedno stulecie,
sam jednak nie mógł się wyzwolić ze swej choroby nerwowej".Czy Kierkegaard
wyzwolony z choroby nerwowej, Kierkegaard "wyleczony",
byłby tym, kim był? Dla niego samego nie ulegało wątpliwości, że
nie. W swoim dzienniku pisał: "Moje życie na tym polega, że
cierń mając w ciele, osiągam to, o czym nigdy nie marzyłem. Pozostaje
jednak pytanie, które sobie muszę od czasu do czasu zadawać, czy
nie powinienem skupić swej uwagi, by, jeśli to możliwe, pozbyć się
owego ciernia. W sensie organicznym byłbym wtedy szczęśliwszy, zginąłbym
jednak w sensie nieorganicznym. (...) faktycznie jest bowiem tak,
choć może się to wydać dziwne, że za pomocą ciernia tkwiącego w
stopie skaczę wyżej niż gdybym miał obie nogi zdrowe".
Na związek twórczości z cierpieniem, z chorobą,
zwraca uwage Tomasz Mann w swych esejach poświęconych Goethemu,
Tołstojowi, Schillerowi i Dostojewskiemu. Mówiąc o Nietzschem i
Dostojewskim stwierdza on: "W ich przypadku choroba wyjawia
coś, co dla życia i jego rozwoju jest ważniejsze i bardziej pomocne
niż jakakolwiek uznana przez lekarzy normalność. Życie nigdy nie
obywało się bez choroby i trudno byłoby zacytować coś głupszego
niż zdanie: 'Chory może zrodzić z siebie tylko rzeczy chore'".
Dalej pisze Mann: "Innymi słowy pewne osiągnięcia poznawcze
i duchowe nie wydają się możliwe bez obłędu, choroby i duchowej
zbrodni, wielcy zaś chorzy są ofiarami, męczennikami, złożonymi
na rzecz ludzkości dla rozszerzenia jej doznań i poznania, mówiąc
krótko, w imię jej wyższego zdrowia". Słuszność tych tez potwierdza, zdaniem Manna,
dzieło i życie Dostojewskiego: "Nic lepiej nie mąci
i nie burzy lekarskich pojęć niż życie tego człowieka, który był
drgającym kłębkiem nerwów, co chwilę mającym konwulsje 'tak czułym,
jak by mu zdzierano skórę i nawet powietrze sprawiało mu ból' (Wspomnienia
człowieka z lochu). Życie to trwało bądź co bądź pełne sześćdziesiąt
lat (1821-1881), czterdzieści zaś lat twórczości zbudowało kolosalne
dzieło pisarskie, niesłychanie nowe i odważne...". Choroba Dostojewskiego
nie była w jego życiu czymś marginesowym. Wywarła bowiem na jego
dzieło wpływ rozstrzygający być może o jego niezwykłości: "Jakkolwiek
choroba poważnie zagrażała władzom umysłowym Dostojewskiego, nie
ulega wątpliwości, że była ona nierozerwalnie związana z geniuszem
pisarza, z jego psychologiczną intuicją, wiedza o zbrodni".
Jeśli się zważy, że biografie tak wielu najwybitniejszych
tworcow kultury są w istocie patografiami, bardziej zrozumiale stają
się osobliwe życzenia Nietzschego: "Ludziom, którzy mię cokolwiek
obchodzą, życzę cierpienia, opuszczenia, choroby, złego traktowania,
poniżenia, życzę, żeby nie pozostała im nieznana głęboka pogarda
dla siebie, tortura niedowierzania sobie, nędzy zwyciężonego...". W dziejach kultury zachodniej niewielu znalazłoby
się twórców, którym cierpienie byłoby oszczędzone. Niektóre jego
postaci wydają się przy tym nierozdzielnie złączone z samym procesem
tworzenia dzieł oryginalnych, z twórcza postawą. Niezależnie bowiem
od tego, w jakim środowisku żyje twórca, jakie go z nim łączą stosunki,
niezależnie od tego, czy jest on człowiekiem zdrowym w owym sensie
biologicznym, o którym mówi Mann, czy nie, powołanie do życia dzieł
prawdziwie wartościowych, cenionych przez następne pokolenia, a
także rozwiązywanie najtrudniejszych problemów naukowych, polega
na przezwyciężaniu trudności, zdawałoby się nieprzezwyciężalnych,
następuje w walce z opornością tworzywa, w upartym atakowaniu problemów.
Wydaje się, że walka ta pozostanie zawsze częścią procesu twórczego.
Jego częścią pozostanie także zwątpienie, niewiara we własne siły,
zniechęcenie, które tak często odnotowują twórcy w swych dziennikach,
autobiografiach i wspomnieniach. Maria Dąbrowska pracując nad ostatnią
książką, pisała w dzienniku: "Jestem zniechęcona do siebie.
Ocean słów i wszystko nic nie warte. Nie mam koncepcji. Nie wiem,
czy zrobić z tego trzy powieści, czy jedną? Co z tym zrobić? Od
czego zacząć, na czym skończyć? (...) Nie dam sobie rady z tym materiałem,
a jeśli dam, to chyba nad tym zemrę". W zapiskach Kafki z 1910 roku czytamy: "Każde
prawie słowo, które piszę, nie wiąże się z drugim; słyszę, jak spółgłoski
z blaszanym pobrzękiem ocierają się o siebie szeregiem, a samogłoski
przyśpiewują niby Murzyni wystawieni na pokaz. Moje wątpliwości
stoją wokół każdego słowa, widzę je wcześniej niż słowo, ale cóż
z tego! Słowa nie widzę w ogóle, wymyślam je. To jeszcze nie największe
nieszczęście, musiałbym tylko wymyślać słowa zdolne rozwiać trupi
zaduch w jakimś kierunku, tak aby mnie ani czytelnika nie uderzył
prosto w twarz. Kiedy zasiadam przy biurku, czuję się nie lepiej
niż ktoś, kto w środku Place de l'Opéra upada i gruchoce sobie nogi".
1 września 1914 roku Kafka pisał w swoim dzienniku:
"W zupełnej nieporadności napisałem ledwo dwie strony. Cofnąłem
się bardzo silnie wstecz, mimo że spałem dobrze, wiem jednak, że
nie wolno mi ugiąć się, jeśli poprzez najgorsze cierpienie twórczości
pisarskiej (...) mam się przedostać na wolność wyższą może mnie
oczekującą". Fragment dzienników Jana Cybisa: "Małe
powodzenia w pracy, jakie niewątpliwie mam od czasu do czasu, mają
te stronę cierpką, że tworząc serię przez łączenie się z dawniejszymi,
wykazują tym dobitniej niedostateczny stopień całości. Człowiek
widzi się w swej sytuacji, a wtedy wyskoczyłby chętnie ze skóry".
Również uczeni, stając przed problemami, jakie
stawia praca naukowa, nie zawsze potrafią zachować wewnętrzną równowagę
i wiarę w siebie. Również oni przeżywają doświadczenia, które według
Fromma, Russella czy Maslowa miałyby pozostać nie znane ludziom
"prawdziwie twórczym". Oto fragment z autobiografii samego
Russella, przedstawiający jego przeżycia z okresu pracy nad Principiami.
Mówiąc o odkrytym przez siebie paradoksie Russell pisze: "Starałem
się usilnie rozwiązać wspomniane wyżej trudności. Co rano zasiadałem
nad pustym arkuszem papieru. Przez cały dzień, z krótką przerwa
na obiad wpatrywałem się w ten pusty arkusz (...) Było dla mnie
jasne, ze nie mogę posunąć się naprzód bez rozwiązania owych sprzeczności,
a byłem zdeterminowany, że żadna trudność nie może mnie odwieść
od ukończenia Principia Mathematica.
Mimo to jednak wydawało się całkiem prawdopodobne, że resztę życia strawię na wpatrywaniu się w ten pusty
arkusz papieru. Było to tym przykrzejsze, że owe sprzeczności były
błahe i że trwoniłem czas na rozważanie spraw, które wydawały się
niegodne rzetelnej uwagi". Niekiedy, gdy trudności problematyki naukowej
przerastają siły uczonego, zwątpienie przechodzi w ostateczną rezygnację.
Einstein w związku z samobójczą śmiercią swego przyjaciela, wybitnego
fizyka - Paula Ehrenfesta, pisał: "Zawsze jest trudno przyswajać
sobie i wykładać rzeczy, o których w głębi duszy nie jest się przekonanym.
Jest to podwójnie trudne dla ludzi fanatycznie uczciwych. Należy
także podkreślić trudność w przystosowaniu się do nowych idei ludziom,
którzy przekroczyli już pół wieku. Nie wiem, czy wielu z czytających
te słowa może wyobrazić sobie przedstawioną tu tragedię. Niemniej
jednak to właśnie ona była główną przyczyną ucieczki od życia". Nieco inny, ale
w końcu podobny sens mają słowa Heisenberga, gdy mówi on o okolicznościach,
w jakich nastąpiła śmierć Wolfganga Paulego.
Ideał prawdziwej samorealizacji jest wyrazem wiary
w istnienie jakiegoś porządku w świecie wartości. W "prawdziwej
samorealizacji" różne porządki wartości - zdrowie, szczęście,
cnota, wartość sztuki i nauki - maja ujawniać swe pokrewieństwo
czy nawet tożsamość. Dzięki temu możemy jakoby stwierdzić, że człowiek
zdrowy jest zarazem człowiekiem szczęśliwym, dobrym dla siebie i
innych, twórczym. Dzięki temu też możliwe staje się wyraźne oddzielenie
wartości pozytywnych od tego, co jest ich zaprzeczeniem. Zdrowia
od choroby, szczęścia, czyli twórczej postawy, od lęku, wewnętrznych
konfliktów i rozterek, cnót społecznych od postaw aspołecznych.
Przytoczone fakty, obserwacje i wyznania zdają się jednak podważać
tę wiarę. Bliższy prawdy byłby chyba obraz bardziej złożony, w którym
to, co cenimy, nie zawsze wyrastałoby z innych pozytywnych wartości,
obraz, który dopuszczałby łączenie choroby i twórczości, lęku i
oryginalnego myślenia, wewnętrznego rozdarcia czy dezorganizacji
ze zdolnością do wytężonego twórczego wysiłku. Przecież, jak mówi
Eugeniusz Brzezicki, nawet z psychozy mogą się zrodzić wartości
niezwykle cenione, nawet schizofrenia może się okazać paradoxaliter
socialiter fausta. Psychotykami
byli August Comte, Gérard de Nérval, Wincenty Lutosławski, Święty
Franciszek z Asyżu. Czy lęk egzystencjalny nie jest nieraz nastrojem
dominującym w życiu wybitnych filozofów, pisarzy i artystów? Lękiem
przesycone było życie Kierkegaarda, Saint Exupéry'ego, Kafki, zaś
Roman Ingarden tak pisze o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu: "To,
że życie nasze duchowe wyrasta z czegoś w czym właściwie nie znajduje
żadnego oparcia ani wytłumaczenia, że pojawienie się jego wydaje
się zupełnie bezsensownym przypadkiem, że mogłoby się równie dobrze
zdarzyć, iż rodzajem panującym na świecie byłby rodzaj termitów
lub karaluchów, że grozi nam w każdej chwili zapadnięcie w czeluść
czysto zwierzęcego życia, że w ogóle wszystko z powrotem wniwecz
może się obrócić i że nie będzie można sobie nawet z tego zdać sprawy
- to było owo podstawowe doświadczenie, które budziło w Witkiewiczu
zasadniczy lęk i przerażenie, i nie pozwoliło mu odzyskać spokoju.
Z przerażenia tego, ze wstrząsu, jaki budziła w nim ta podstawowa
wiedza, rodziła się nie tylko jego sztuka, ale i jego filozofia
- i wszystkie jego szamotania się życiowe. Stąd też próby walki,
przezwyciężenia lęku, tkwiące w ostatecznym rdzeniu samego siebie,
opanowania go choćby zimnym spojrzeniem prosto w twarz takie dlań
oblicze mającej rzeczywistości i zawładnięcia nią precyzyjnym, a
jakże chłodnym aparatem pojęciowym".
Wśród twórców najcenniejszych wartości nie brak
też ludzi, którym daleko do owej wewnętrznej harmonii, wewnętrznego
uładzenia, pogodzenia przeciwstawnych tendencji, o których tak często
mówili Fromm, Russell, czy Maslow. Jerzy Andrzejewski pisze o sobie:
"Jestem ulepiony z samych nieomal sprzeczności, wszystkim moim
skazom i cnotom towarzyszą ich przeciwieństwa, pozostawiony samemu
sobie nie potrafię korzystać z bodźców jednolitych, zdany jestem
na nieustanne ścieranie się elementów sprzecznych i zawsze tak się
ze mną działo i dzieje nadal, że skoro żywioł istnienia stygnie
wokół mnie, samotna gra przeciwieństw mojej natury pogrąża mnie
w obezwładniającą inercję, w stan martwej wegetacji. Kto wie, czy
całe moje pisarstwo nie wynika z tej właśnie kondycji mego charakteru,
ono bowiem było i jest jedyną wewnętrzną rzeczywistością, która
moim sprzecznościom potrafi nadać twórczy sens, uniezależniając
mnie od trucizn zewnętrznych". Ze wspomnień o Wittgensteinie wiadomo, że bieg
jego życia wyznaczał nigdy nie rozwiązany konflikt dążeń zupełnie
przeciwstawnych. Z jednej strony był przecież Wittegstein filozofem
z powołania, z najgłębszej potrzeby, a przecież z drugiej - czuł
do roboty filozoficznej prawdziwą odrazę. Malcolm - autor wspomnień
o Wittgensteinie pisze: "Wittgenstein po swych wykładach był
zawsze wyczerpany, często wzburzony. Czuł wstręt do tego, co mówił,
i do siebie. Nieraz natychmiast po wykładzie uciekał wprost do kina
(...) Życie akademickie w ogóle było mu nienawistne, a już szczególnie
życie zawodowego filozofa. Sądził, że człowiek normalny nie może
być nauczycielem uniwersyteckim i pozostać kimś uczciwym i poważnym". Równocześnie
Wittgenstein zdawał sobie sprawę z tego, że istnieje ścisły związek
pomiędzy stanami zniechęcenia, zwątpienia, odrazy, jakie ciągle
przeżywał, a jakością jego pracy. "Mówiąc o ludzkiej wielkości
zauważył raz, że jego zdaniem miarą wielkości człowieka jest to,
ile jego dzieło kosztuje. Nie ulega wątpliwości - pisze Malcolm
- że prace filozoficzne Wittgensteina kosztowały go bardzo wiele". Że cena, jaką
przychodzi płacić za prawdziwie twórcze życie, jest istotnie wysoka,
nie wątpił również Russell, przynajmniej w okresie przygotowywania
Principiów: ""Praca abstrakcyjna
- pisał - jeżeli chce się wykonać ją dobrze, musi zniweczyć w nas
cechy ludzkie, wznosimy pomnik będący zarazem grobem, w którym dobrowolnie
sami powoli się grzebiemy". Van Gogh, który pomimo swej choroby umysłowej
do końca życia zachował zdolność jasnego widzenia własnej sytuacji,
po kolejnym ataku w liście do brata pisał: "Nie widzę już możliwości,
żeby odzyskać odwagę albo nadzieję, ale w końcu wiem nie od wczoraj,
że ten zawód nie jest wesoły".
Czy twórcza postawa zawsze jest równoznaczna,
jak twierdzą na przykład Russell i Fromm, z pozytywnym stosunkiem
do świata i innych ludzi? Czy istotnie, jak mówi Russell, pomiędzy
prawdziwie twórczymi ludźmi a ich otoczeniem nie ma rozdźwięku?
Znów biografie wybitnych twórców świadczą o tym, że bywa inaczej,
że niekiedy niepodobna pogodzić nakazów twórczych dążności z nakazami
etyki społecznej. Często twórca, idąc za głosem impulsu twórczego,
traci z oczu inne względy, także społecznej natury. Dążąc do realizacji
własnych zamierzeń i wizji, wybitni twórcy okazują niekiedy innym
ludziom, i to często najbliższym, krzywdzącą obojętność i bezwzględność.
Kafka pisze o sobie: "Otóż wiodę w swej rodzinie wśród najzacniejszych
i najmilszych ludzi życie bardziej obce niż ktoś obcy. Rozmowy z
moją matką ograniczyłem w ciągu lat ostatnich do mniej niż dwudziestu
słów w ciągu dnia, z moim ojcem zamieniłem ledwie parę słów więcej
niż same tylko wyrazy pozdrowienia. Ze swymi zamężnymi siostrami
i ze szwagrami nie rozmawiam w ogóle, jakkolwiek nie jesteśmy wcale
poróżnieni. Powodem tego jest po prostu fakt, że nie znajduję najbłahszego
tematu do rozmowy z nimi. Wszystko, co nie jest literaturą, nudzi
mnie i budzi moją nienawiść, ponieważ przeszkadza mi i hamuje mój
rozwój choćby tylko w subiektywnym słów tych rozumieniu". Wymowny jest też fragment listu Haliny Benisławskiej
do Sergiusza Jesienina: "Oszczędzaj się, póki nie za późno
dla ciebie - wiesz to sam, i oszczędzaj tych bardzo niewielu przyjaciół,
jakich masz koło siebie. Nie wykonuj z nimi eksperymentów, umiej
rozgryźć ich bez tego. Nie szastaj ludźmi, którzy autentycznie,
a nie z wyrachowania są ci przychylni". Dąbrowska pisze zaś o Mannie zachowującym zawsze
tak wielki dystans w stosunku do ludzi ze swego otoczenia: "Niemieccy
wielcy ludzie są właściwie nieludzcy. Ten pierwiastek miał w sobie
i Thomas Mann - Leverkühn. Twórczość pożera wszystko. Może dlatego
ja nie jestem wielkim pisarzem. Gdyż teraz dopiero czuję to zobojętnienie
dla ludzi, które mogłoby mnie oddać bez zastrzeżeń twórczości".
Czy możliwa jest synteza?
Podobne do przytoczonych wyżej przykładów można
by mnożyć: Wilhelm Lange-Eichbaum w swym dziele Genie, Irrsinn und Ruhm podaje około pięciuset patografii składających
się na obraz życia twórczego, pełnego cierpień, zwątpień, walk ze
sobą i otoczeniem. Wydaje się jednak, że cytowane dotąd fakty, teorie
i wyznania pozwalają już zakwestionować większość najistotniejszych
przekonań rzeczników hasła samorealizacji. Inaczej mówiąc, na wszystkie
trzy postawione tu pytania trzeba odpowiedzieć negatywnie. Nie ma
ścisłego związku między postawą twórczą a tym, co Spinoza nazwał
Acquiescentia, Maslow - harmonią, równowagą
czy euforią, Russell - wewnętrznym zintegrowaniem czy postawą mędrca.
Dopracowywanie się twórczej postawy nie zawsze tez jest narastaniem
wewnętrznej integracji, przebiegającym harmonijnie i bezkonfliktowo.
Jest to proces raczej dezintegracji, opłacany nieraz wysokimi kosztami
(i to nie tylko "nerwicowymi") przez samych twórców i
ich społeczne otoczenie. Twórcze przeżywanie własnej egzystencji
nie zawsze prowadzi też do respektowania wszystkich nakazów etyki
społecznej. Prawdziwie twórcza postawa łączy się bowiem często z
tym, co Mann nazywa negatywizmem, problematycznością, duchową zbrodnią.
Gdy się pamięta, jak często powstanie dzieł najwartościowszych jest
okupione cierpieniem nie tylko samych twórców, ale także ludzi im
bliskich, wówczas zdanie Russella, jakoby pomiędzy ludźmi twórczymi
a światem nie było rozdźwięku, wydać się musi jeszcze jednym przykładem
wishful thinking. Zdaniu
temu można przeciwstawić jako bliższy prawdy pogląd innego autora:
"są ludzie jakby po to urodzeni, żeby rozsiewać większą niż
inni miarę dobrego i złego, bezwiedni nosiciele chorób, których
nie potrafią uleczyć. Myślę, że powinniśmy tych ludzi studiować,
bo kto wie, czy nie pobudzają oni twórczości w tym samym stopniu,
w jakim pozornie szerzą lub starają się szerzyć zepsucie i zamęt".
Na zakończenie trzeba podkreślić, że teoria dezintegracji
pozytywnej reprezentowana przez Kazimierza Dąbrowskiego nie stanowi
zupełnego zaprzeczenia omawianych w pracy teorii samorealizacji.
Przeciwnie, wydaje się, ze wiele tu podobnych punktów oraz, co najważniejsze,
zasadnicze tendencja są zbieżne. Skrótowo można powiedzieć, że proces
osobniczego rozwoju zbliżania się do, jak mówi Dąbrowski, właściwego
danej jednostce ideału osobniczego ujmuje teoria dezintegracji pozytywnej
bardziej "dialektycznie", dzięki czemu dostrzega ona ciemniejsze
aspekty procesu samorealizacji: konflikty wewnętrzne, wahania, niechęć
do już stworzonych własnych struktur psychicznych itp. Tę bardziej
realistyczną wizję postepu psychicznego człowieka łączy Dąbrowski
z pewnymi tezami mniej już realistycznymi, odnoszącymi się do stanu
finalnego osobniczego rozwoju - integracji wtórnej - osiągalnego
po przejściu przez stadium czy stadia dezintegracji. Stan ten ma
udostępniać człowiekowi cały wachlarz wartości, który przedstawia
się niemniej bogato niż u Russella, Fromma czy Maslowa. Jak daleko
sięga podobieństwo integracji wtórnej i stanu prawdziwej samorealizacji,
trudno stanowczo powiedzieć, gdyż K. Dąbrowski w swych pracach omawia
samą dynamikę rozwoju osobowości. Nie ulega jednak wątpliwości,
że możliwość syntezy koncepcji zwolenników etyki samorealizacji
i teorii dezintegracji pozytywnej istnieje.
Pojawia się jednak pytanie, czy uzyskana w ten
sposób synteza nie byłaby tylko nieco mniej utopijna niż "etyka
samorealizacji". Cytowane w pracy fragmenty dzienników, autobiografii,
wspomnień wybitnych twórców wskazują bowiem, że osiąganie stanu
osobowości będącego - przy doborze jako kryterium pewnych tylko
wartości - optimum dostępnym danej jednostce, nie gwarantuje osiągnięcia
pozostałych, cennych w innych porządkach, wartości. Okazuje się,
że wartości różnych porządków pozostają niekiedy w nieusuwalnym
konflikcie, a z drugiej strony, wartości negatywne splatają się
z wartościami pozytywnymi. Wydaje się, że fascynacja wartościami
pozytywnymi, chęć ich jak najszybszego odsiania czy oddzielenia
od tego, co "złe", prowadzi niekiedy do pewnego rodzaju
zaślepienia w działaniu. Ignorowanie intymnych związków zachodzących
pomiędzy różnymi porządkami wartości, zwłaszcza związków manifestujących
się w życiu psychicznym człowieka, może okazać się szczególnie niebezpieczne.
Pierwodruk:
"Studia Filozoficzne", nr 2 (159), 1979, s. 89-105.