Czwarty rozdział książki Raj doczesny komunistów.
29. Stały schemat rewolucji
30. Rewolucja krótka i długa
31. Cztery ostatnie fazy permanentnej rewolucji rosyjskiej
32. Nazwa: "rosyjska" rewolucja wzgardzona
przez jej twórców
33. Bolszewicy mienią się komunistami
34. Fałszerze własnych pism i przemówień - Przymus kłamstwa
i obłudy - Samokrytyka
35. Prawdomówność rewolucyjna
36. Fetysz statystyczny
37. Wielkość obu rewolucji
38. Styl rewolucjonistów francuskich i rosyjskich
39. Kronos pożera własne dzieci: rosyjska rewolucja synem
marnotrawnym francuskiej
40. Religia i moralność rewolucjonistów jednych i drugich
41. Makiawelizm Makiawellego umiarkowany i uczciwy w
porównaniu z bolszewickim
42. Trawestacja bolszewicka ideału postępu rewolucjonistów
francuskich
43. Lista grzechów: Bolszewicki żargon polityczny
44. Francuzi improwizowali, Rosjanie z góry planowali
rewolucję - Francuzi głosili rewolucję chwilową, Rosjanie permanentną
- Francuscy rewolucjoniści ludzcy w porównaniu z rosyjskimi
45. Terror i tortury w przebiegu obu rewolucji
46. Bolszewickie procesy polityczne
47. Rewolucjoniści francuscy patriotami, rosyjscy defetystami
48. Etapy liberalny, demokratyczny, komunistyczny obu
rewolucji
49. Francuska deklaracja praw człowieka, rosyjska praw
ludu
50. Zwycięstwo idei rewolucji francuskiej, klęska idei
rewolucji rosyjskiej - Zwycięstwo rewolucjonistów rosyjskich, klęska francuskich
- Napoleon i Stalin.
29.
Nazywam rewolucją w pełnym tego słowa znaczeniu wojnę
domową, w ciągu której zachodzą wielkie i nagłe zmiany osobowe i ustrojowe.
Parweniusze krytym sztychem, gwałtem i podstępnie odbierają władzę jej
dotychczasowym dzierżycielom. Ujmują w swe ręce ster rządu. Przeprowadzają
zasadnicze zmiany w ustroju politycznym i społecznym państwa, którym zawładnęli.
Rewolucjoniści uważają się za kapłanów sprawiedliwości,
powołanych do naprawy krzywd, wynikających z rządzenia i wyrokowania na
zasadzie sprawiedliwości tylko formalnej, ograniczonej do wykonywania
ustaw. Gwoli obalenia tej praworządności nie wahają się składać szczodrze
krwawych ofiar ludzkich na ołtarzach sprawiedliwości materialnej. Są święcie
przeświadczeni, że rewolucja, którą podejmują będzie ostatnią i ostateczną
rewolucją, otwierającą ludzkości na oścież wrota do raju tu na ziemi.
Silni tą wiarą, przypisują sobie wyłączne prawo do wszczęcia rewolucji,
a odsądzają innych od tego prawa. Rewolucjonista jest śmiertelnym wrogiem
kontrrewolucjonisty, który chce mu odebrać władzę jego własnymi metodami.
Rewolucjoniści są równie skrajni w ustalaniu celów, jak w doborze środków
ich osiągnięcia. Chcą ziścić szlachetne, idealistyczne utopie straszliwie
realistycznymi środkami.
Typowe rewolucje krystalizują się wokół stałego schematu.
Zaczynają się wzniośle. Kończą się żałośnie. Ich heroldowie zapowiadają
nastanie ery wolności i pacyfizmu. Obiecują bezpowrotne wygaśnięcie wojen
domowych i międzynarodowych. Wyzwalają lud spod władzy królów i kapitalistów.
Rzucają hasło: śmierć tyranom. Wykonują tę część programu, poczym okazują
się, że rewolucja jest kolejnością dwóch wojen bratobójczych:
"Das eben ist der Fluch der bösen Tat,
Dass sie fortzeugend immer Böses muss gebären".
Złamanie solidarności narodowej w toku początkowej wojny
domowej staje się w dalszym rozwoju wypadków jeszcze jedną wojną bratobójczą:
rewolucjoniści wytracają jedni drugich. Miast zapowiadanego pacyfizmu
narasta w odwiecznym łańcuchu wojen domowych i międzynarodowych, wzajemnie
zazębiających się nowe ognisko. Jedynowładztwo dyktatora rodzi się z krwi
ofiar, składanych na ołtarzu rewolucji. Ażeby utrzymać się przy władzy,
osłodzić ludowi sławę i łupem utratę wolności, dyktator wszczyna międzynarodowe
wojny zaborcze, które kończą się katastrofą.
30.
Pisarze francuscy nazywają siedemdziesięciopięciolecie
od śmierci Ludwika XIV w r. 1714 do zdobycia Bastylii przez zbuntowanych
Paryżan wiekiem oświecenia, w ciągu którego pleniły się i dojrzewały ideologiczne,
polityczne i ekonomiczne zarzewia wielkiej rewolucji. Jej początek ustalają
na 14-go lipca 1789 r., koniec na 9-go listopada 1799 r., w którym to
dniu gen. Napoleon Bonaparte przywrócił praworządność i ustrój monarchiczny,
przyjmując tytuł pierwszego konsula, a wkrótce potem cesarza.
Nie na długo stłumił rewolucyjne porywy. W ciągu zeszłego
wieku na ulicach Paryża dwukrotnie załopotał w wietrze czerwony sztandar
Jakobinów ponad głowami zbuntowanego ludu. Marks udzielił swego poparcia
i błogosławieństwa obu przedsięwzięciom. W r. 1848 rewolucjoniści wiedli
do szturmu robotników. To samo powtórzyło się w r. 1871 za paryskiej komuny.
Odtąd stolica Francji przestała być ogniskiem rewolucji europejskiej.
Czerwony sztandar zatknięty w r. 1792 w Paryżu ujęli w swe ręce Rosjanie
wbrew radom Marksa. Nad Newą gościł dłużej niż nad Sekwana. Zapoczątkowali
rewolucję permanentną i stale niepraworządną, z tego powodu zgubną.
Rewolucja francuska i proces wymordowania w jej toku
jednych rewolucjonistów przez drugich trwały krótko. Napoleon nie brał
udziału w tej akcji. Z chwilą, gdy uskuteczniał zamach stanu wszyscy wybitni
przywódcy rewolucji francuskiej już nie żyli. Zginęli śmiercią gwałtowną
w walkach staczanych między sobą. Rosyjscy rewolucjoniści żyli i rządzili
znacznie dłużej. Odłam bolszewicki rewolucjonistów rosyjskich w r. 1917
zwyciężył. Lenin zabijaj eserów, szczędził mienszewików. Z jego panowania
nie doszło do krwawych walk między bolszewikami. Wymordowanie jednych
bolszewików przez drugich przypada mniej więcej na dwudziestolecie objęcia
przez nich władzy. Dopiero wówczas Stalin zgładził część starej gwardii
bolszewickiej, osiwiałych w bojach towarzyszy broni i przyjaciół, których
posłuszeństwa i lojalności przestał być pewien. Wytracił starych bolszewików
z wyjątkiem kilku, odgrywających podrzędną rolę w partii. Nie oszczędził
tych, którzy za granicą znaleźli schronienie. Mściwa ręka Stalina dosięgła
Trockiego w Meksyku w r. 1940.
Petersburg stał się widownią opanowania władzy przez
bolszewików w toku kilkudniowych walk ulicznych w pierwszych dniach listopada
1917 r. wedle kalendarza juliańskiego, przyjętego na Zachodzie. W Rosji
obowiązywał wówczas wschodni kalendarz gregoriański, wobec czego nazywano
te dnie ostatnimi dniami października. Bolszewicy zaraz po opanowaniu
władzy zaprowadzili kalendarz juliański. Rokrocznie święcą uroczyście
rocznicę swego zwycięstwa w dniu określanym zgodnie z kalendarzem juliańskim,
przypadającym na 7-go listopada. Jednak nazywają swą rewolucję rewolucją
październikową.
Carat upadł. Skończyła się rewolucja, skierowana przeciw
caratowi. Zaczęła się skierowana przeciw jego bolszewickim spadkobiercom.
Bolszewicy odziedziczyli władzę wraz z nieodłączną od niej walką o jej
zachowanie z tymi, którzy pragną ją ująć we własne ręce. Nazywają rewolucjonistów,
którzy chcą ich wysadzić z siodła, kontrrewolucjonistami, a siebie nadal
rewolucjonistami. Obstawanie przy tej terminologii nie jest li tylko historyczną
reminiscencją. Bolszewicy rządzą tymi metodami, którymi zwyciężyli: konspiracyjnie,
skrycie, niepraworządnie, radykalniej niż władcy państw innych. Tępią
rewolucję w Rosji. Niecą płomień buntu przeciw władzy państwowej poza
jej granicami. W Rosji zapobiegają gwałtem i podstępem wybuchowi walki
klas, propagowanej przez nich przed objęciem władzy. Podsycają walkę klas
w krajach, które zamierzają podbić.
Odmienny czas trwania obu rewolucji zadecydował o ich
skutkach. Naród francuski rychło pozbawił władzy i życia ludzi, rządzących
metodami rewolucyjnymi. Ukarał śmiercią spiskowców, którzy chcieli nawrócić
do tych metod celem narzucenia Francji komunizmu. Dzięki temu zdrowe ziarna
posiewu rewolucyjnego przytłumiły plewy, rozwinęły się i wywarły dodatni
wpływ na tok wypadków w zeszłym stuleciu. To, co było zgubne w rewolucyjnych
metodach rządzenia, odżyło w Rosji. Naród rosyjski nie potrafił zawczasu
oddzielić ziaren od plew, odtrącić bolszewików z chwilą, gdy spełnili
swe zadanie, zapobiec utrwaleniu się rewolucyjnych metod rządzenia. Nadmierna
długość ich stosowania wywołała jak najzgubniejsze następstwa. Przybliży
się nastanie raju na ziemi, gdy rewolucje krótkie przestaną być zarzewiem
długich. Skutki leków zależą od ich dawkowania.
31.
Rewolucja rosyjska weszła w nową fazę w r. 1903 z chwilą
wyłonienia się spośród rewolucjonistów rosyjskich, walczących pod sztandarem
socjalizmu, grupy bolszewickiej. Lata 1903-1917 stanowią okres zdobywania
władzy przez bolszewików. Zwycięstwo inauguruje okres wyzyskiwania zdobyczy.
Bolszewicy od chwili objęcia rządów sprawują je stale monopartyjnie, to
znaczy z wykluczeniem od władzy wszystkich innych stronnictw. Także członkowie
stronnictw socjalistycznych niebolszewickich zostali usunięci od rządów.
Wyróżniam trzy fazy sprawowania rządów przez bolszewików.
W latach 1917-1927 bolszewicy porastają w pierze kosztem
zerwania z przykazaniami Marksa. To dziesięciolecie jest okresem Lenina,
NEP-u i Kominternu. Lenin zmarł z początku 1924 r. Jego dyrektywy ostały
się jeszcze w ciągu trzech lat następnych. Wedle Marksa rewolucja komunistyczna
w Rosji miała dojść do skutku dopiero po poprzednim rewolucyjnym urzeczywistnieniu
ustroju burżuazyjnego, liberalno-demokratycznego. Pomysł bolszewicki przejścia
od razu do rewolucji komunistycznej był sprzeczny z zaleceniami mistrza.
Bolszewicy Lenina byli grupą intelektualistów, zawodowych rewolucjonistów,
po zdobyciu władzy grupą urzędniczą. Marks pragnął objęcia rządów przez
robotników. Lenin początkowo podjął próbę częściowego wykonania testamentu
mistrza. Oddał upaństwowione fabryki w zarząd komitetom, wybranym przez
robotników spośród swego grona. Chaos, anarchia, spadek produkcji, niedobory
przejawiły się w wyniku tego zarządzenia. Lenin scentralizował zarząd
fabryk w ręku urzędników państwowych. Marks, przeciwnik ustroju demokratycznego,
uważał demokrację w łonie partii komunistycznej za jedynie godziwy sposób
jej funkcjonowania. Usiłowania Lenina stosowania demokracji wewnątrz partii
spaliły na panewce. Wódz bolszewików od razu wyrzekł się komunizmu agrarnego.
Zyskał chłopów drogą nadania im ziemi odebranej wielkim właścicielom gruntów
oraz umocnienia prawa dowolnego rozporządzenia ziemią i jej owocami, przysługującego
właścicielom (NEP). Polityka zagraniczna bolszewików w tym dziesięcioleciu
streszczała się w zabiegach otoczenia Rosji wieńcem państw rządzonych
przez komunistów, sprzymierzonych z Rosją bolszewicką i uznających autorytet
jej przywódców. Komintern staje się organem wykonawczym tego projektu.
Wówczas bolszewicy nie rozporządzali siłą zbrojną, wystarczającą do podejmowania
podbojów. Zadowalali się wysyłaniem zagranicę agitatorów i złota, ażeby
tym sposobem zyskiwać wyznawców komunizmu. Doprowadzili do wybuchu rewolt
komunistycznych na Węgrzech, w Bawarii, w Prusach. Te porywy po początkowych
sukcesach kończyły się rychło niepowodzeniami. Pierwsze próby narzucenia
Chinom ustroju bolszewickiego także zawiodły. Porzucenie wysługiwania
się Moskwy przez Czang-Kai-Sheka w r. 1927 zamyka pierwszy okres międzynarodowej
ekspansji bolszewickiej, inspirowanej i kierowanej przez Komintern.
Na następnych lat dwanaście (1927-1939) przypada rozrost
dyktatury Stalina, despotyzmu totalnego pod szyldem "budowy socjalizmu
w jednym kraju", narzucenie chłopom gospodarstwa kołchozowego, stworzenie
wielkich fabryk sprzętu wojennego. Bolszewicy, uzbroiwszy należycie Rosję,
przystępują począwszy od r. 1939 do uskutecznienia wielkich podbojów.
32.
Francuzi rewolucję 1789 roku już w chwili jej urodzin
ochrzcili mianem rewolucji francuskiej. Nie zmieniali tej nazwy w dalszym
toku wypadków. Ta nazwa upowszechniła się w innych krajach i utrwaliła
po dzień dzisiejszy. Nie pojawiła się żadna inna. Francuzi nie wypierali
się ojczyzny. Rosjanie postąpili inaczej. Ludność, zamieszkała w granicach
państwa rosyjskiego i krajów podbitych, nazywa rewolucję roku 1917 zgodnie
z nakazem władz: "październikową rewolucją socjalistyczną".
Nie nazywa jej rosyjską. Zachód odrzucił terminologię, obowiązującą w
Rosji. Mówi i pisze: rewolucja rosyjska. Zaistniała dwojaka nomenklatura.
Twórcy przewrotu rosyjskiego wyparli się jego rosyjskiego
rodowodu rozmyślnie. Chcieli możliwie jak najjaskrawiej uwydatnić, że
zerwali stuprocentowo z całą przeszkodą, że ich polityka będzie całkowitym
zaprzeczeniem polityki Rosji carskiej, zastąpieniem caratu poczynaniami
zgoła odmiennymi. Łatwo zmieniać nazwy. Niepodobna przekształcić duszy
narodu, urobionej wiekowym przeżywaniem wspólnej doli i niedoli, ukształtowanej
w związku z losami państwa, w ramach którego naród się rozrastał przez
setki lat. Niepodobna zerwać za jednym pociągnięciem pióra z geograficznymi
warunkami rozwoju państwa i narodu, tak silnie oddziaływującymi na historyczny
przebieg wypadków. Zachód dojrzał w poczynaniach Rosji porewolucyjnej
duży współczynnik postanowień, wywodzących się z warunków geograficznych
i historycznych, wśród których nowym panom wypadło działać. Bolszewicy
chcąc nie chcąc, stali się w pewnej mierze kontynuatorami przeszłości
i dawnych tradycji. Właśnie dlatego Zachód nazywa rewolucję roku 1917
wbrew terminologii wynalezionej i rozpowszechnianej przez jej rodziców
rewolucją rosyjską. Uważam tę terminologię, uwydatniającą pierwiastek
rosyjskości w rewolucji, za trafne odzwierciedlenie rzeczywistego toku
wydarzeń. Bolszewicy dostosowali nazwę rewolucji do zmienionych nazw państwa
i narodu. Nieporęcznie im było nazywać rewolucję przez nich podjętą rewolucją
rosyjską, boć przecie wykreślili ze swego pierwotnego słownictwa państwo
rosyjskie i naród rosyjski. Przestali nazywać Rosję państwo, w którym
się urodzili i którym zawładnęli. Przechrzcili je na "Sojusz Socjalistycznych
Republik Radzieckich" (S.S.R.R.). Jedyną pozostałością przeszłości
jest nazywanie największej i najludniejszej z tych republik radzieckich,
której stolica Moskwa jest zarazem stolicą państwa, radziecką republiką
rosyjską. Polacy mówią i piszą: "Związek Socjalistycznych Republik
Radzieckich". Bolszewicy nazywają często swój S.S.R.R. "krajem
Rad" - reminiscencja historyczna, przypomnienie zarania rewolucji,
tych chwil, w ciągu których rady żołnierzy, chłopów i robotników, opanowane
przez bolszewickich agitatorów, wyniosły ich w górę. Bolszewicy nie stanęli
w pół drogi. Zmienili także nazwę narodu. Przezwali Rosjan i narody podbite
"ludźmi radzieckimi". Ta nomenklatura nie ma posmaku reminiscencji
historycznej. Jej wymowa, wysoce aktualna, jest potwierdzeniem programu,
wytkniętego w nazwie: "Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich",
manifestacją jego rzekomej międzynarodowości.
Rewolucjoniści francuscy byli w porównaniu z rosyjskimi
ludźmi ciasnych, narodowych horyzontów i małych ambicji. W chwili wybuchu
rewolucji zadawalali się programem zmiany ustroju rodzimego. Rewolucjoniści
rosyjscy od zarania swej działalności wytknęli sobie cele dalej sięgające.
Zrewolucjonizowanie rosyjskiej ojczyzny w ich rozumieniu miało być tylko
odskocznią do przeprowadzenia rewolucji poza jej granicami. Od razu rozwinęli
sztandar stacji wszechświatowej. Wieścili urbi et orbi, że chcą podciągnąć
pod jeden strychulec wszystkie narody, ujednostajnić przemocą ustrój wszystkich
państw, złączyć je pod swą egidą w związek republik socjalistycznych,
rządzonych na zasadach despotycznej, totalnej dyktatury, wyrywającej z
korzeniem zdobycze liberalne i demokratyczne, o których ziszczenie śmierć
ponieśli rewolucjoniści francuscy. Nie nazwali swej rewolucji rosyjską,
ażeby nie płoszyć innych narodów widmem nacjonalistycznego, carskiego
imperializmu, ażeby w szacie międzynarodowości przemycić neoimperalizm
rosyjski. Z biegiem lat megalomania rosyjskich rewolucjonistów wypuściła
nowe pędy. Stalin złożył jej w ofierze nie tylko swą gruzińską narodowość,
ale także swój bolszewicki rodowód.
33.
Marks w roku 1848 określił swe ugrupowanie partyjne jako
komunistyczne. Chciał je terminologicznie wyodrębnić spośród innych stronnictw
socjalistycznych, łudzących się nadzieją pokojowego, praworządnego ziszczenia
ideałów socjalistycznych. Nazwał swój bojowy, krwawy, rewolucyjny socjalizm
komunizmem. W marcu 1918 r. bolszewicy także nazwali się komunistami z
tych samych powodów, które były miarodajne dla Marksa.
Przyjęli nazwę: "Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia
(bolszewików)". W skrócie "WKP(b)", Wszechzwiązkowa, bo
obejmująca wszystkie republiki radzieckie, bolszewicka z tytułu swego
rodowodu historycznego. Na zjeździe rosyjskiej socjaldemokracji w Londynie
w r. 1903 nastąpił rozłam. Poszło, jak zwykle, o różnice taktyczne. Lenin
i jemu najbliżsi przemawiali w toku dyskusji nad art. 1 projektowanego
statutu za bardziej zwartą organizacją partyjną. Uzyskali większość, bolszynstwo
po rosyjsku. Stąd utarło się socjalistów rewolucyjnych spod znaku Lenina,
leninowców, określać mianem bolszewików. Ich przeciwników, pobitych na
zjeździe londyńskim i w dalszym toku wypadków, nazywano mienszewikami,
członkami mniejszości. Termin "rewolucja bolszewicka" wskrzesza
w umysłach rosyjskich wspomnienie rozstrzygającej roli, odegranej w przebiegu
rewolucji przez wodza bolszewików Lenina.
Inde irae. Właśnie dlatego raził Stalina, który w chwili
przewrotu w listopadzie 1917 r. nie jaśniał światłem gwiazdy pierwszej
wielkości na firmamencie bolszewickim. Czeladnik mistrzowi, dziedzic spadkobiercy
pozazdrościł laurów. Stalin umacniał swą, wówczas jeszcze słabą pozycję
okadzaniem mistrza. Celuje w sztuce dobierania właściwej chwili działania.
Dziś uznał, że nadszedł czas przyćmienia aureoli, opromieniającej pamięć
wodza bolszewików. Megalomania jego nie zna granic. Nie ustaje w zabiegach
o swe wywyższenie. Stosuje metodę najekonomiczniejszą pięcia się w górę:
pomniejsza współzawodników. Nie wystarczyło mu poniżanie rosyjskiej przeszłości,
zgładzenie cara i jego rodziny, wytracenie bolszewickich druhów. Postanowił
z kart historii wymazać pamięć o nich. Proskrybował sławny przydomek grupy
rewolucjonistów, do której sam należał. Kazał wykreślić słowo: bolszewik
z rosyjskiego języka, ścigać śmiałków, którzy jego używaniem przypominać
by się ośmielili, że zwycięstwo rewolucji sprawiło grono bolszewików,
a nie on sam. Stalin pragnie utopić słowo bolszewik w morzu niepamięci,
bo budzi w jego sumieniu widmo pomordowanych współpracowników.
Dziewiętnasty zjazd Partii obradował na Kremlu w październiku
1952 r. Jak zwykle cała opozycja siedziała w więzieniu, a zwolennicy rządu
na sali "obrad". Wszyscy uczestnicy zjazdu bez wyjątku i bez
zastrzeżeń przytakiwali rządowi. Wszystkie uchwały zapadały jednomyślnie.
Zjazd wyklął słowo "bolszewik". Usunął je z nazwy partii. Odtąd
jej urzędowa nazwa opiewa: "Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego".
Wnioskodawca Chruszczow uzasadniał zmianę nazwy tym, że określenie "bolszewik"
stanowi zbędny pleonazm, gdyż bolszewik i komunista to to samo. Jedno
i drugie oznacza prawowiernego marksistę. Prawdą jest, że po zwycięstwie
Stalina utożsamianie tych trzech pojęć stanowi przymusowo szerzoną i wyznawaną
doktrynę w Rosji. Prawdą jest również, że w latach, gdy dyskusja wewnątrz
partii była jeszcze dozwolona, Trocki i jego adherenci słusznie zarzucali
Stalinowi odstępstwo od komunizmu w rozumieniu Marksa. Siebie ogłaszali
jedynie prawowiernymi marksistami. Rewolucja rosyjska wbrew uchwale Partii
będzie nadal nazywaną bolszewicką, gdyż określanie jej mianem bolszewickiej
ujawnia przeinaczenie komunizmu Marksa przez rosyjskich rewolucjonistów.
34.
Ustrój praworządny i liberalny, funkcjonujący zgodnie
z ustawami ochrony prawa obywateli; ogranicza możliwości nadużywania władzy
na ich szkodę. Despotyczny i niepraworządny nie kładzie żadnej tamy samowoli
tych, których wszechwładzę gruntuje. Kusi i zachęca do jej nadużywania.
Nie powściąga megalomanii, zacietrzewienia, sadyzmu, okrucieństwa, przewrotności,
tych wszystkich popędów, którym tak łatwo ulegają uposażeni w bezkresną
pełnię władzy. Sternicy praworządnej nazwy państwowej mogą pofolgować
skłonności stosowania niegodziwych środków osiągania sprawiedliwych celów
tylko w ramach ustaw. Niepraworządni despoci mogą rządzić w myśl zasady:
cel uświęca środki, nie oglądając się na ten hamulec. Ustrój praworządny
i liberalny zapewnia jawność rządzenia, wolność krytyki i nauczania, wolność
prasy. Dopuszcza cenzurowanie przez urzędników słowa mówionego, pisanego,
i drukowanego w określonych, ciasnych granicach. Niepraworządni despoci
rządzą tajnie. Tłumią wszelką krytykę. I tym sposobem dbają o otworzenie
na oścież drzwi dla swej zbrodniczej działalności w chwilach, gdy ich
zdaniem, zajdzie po temu potrzeba. Tę metodę rządzenia wybrali i doprowadzili
do doskonałości władcy Rosji bolszewickiej.
Jedni despoci z biegiem lat zmniejszają ucisk poddanych.
Lenin wstąpił na tę drogę. Stalin należał do kategorii despotów, zdolnych
tylko do ciągłego powiększania swej władzy. Porzucił politykę odwrotu,
zainaugurowaną przez Lenina. Zaciskał coraz bardziej pęta. Bolszewicy
przywdziali pancerz despotyzmu. Okryli się tarczą mroku i cenzury. Zapewniwszy
sobie możliwość popełniania nadużyć wykorzystywali i wykorzystują ją aż
do dna.
Ustalenie prawdziwej treści doktryny, szerzonej przez
rewolucjonistów francuskich i dziejów rewolucji przez nich podjętej jest
łatwiejsze, niż zobrazowanie programu i czynów bolszewickich. Francuscy
rewolucjoniści nigdy nie zdołali ujarzmić opozycji, skrępować wolności
prasy i krytyki w tym stopniu, co rosyjscy. Nigdy nie rządzili tak tajnie
jak rosyjscy. Nie mieli ani możności, ani zamiaru fałszowania tekstów
i faktów w rozmiarach, praktykowanych przez bolszewików. Inni władali
podobnymi chwytami chwilowo w wypadkach wyjątkowych konieczności. Bolszewicy
stale tumanili i oszukiwali ludzi tą metodą. Często fałszowali własne
wypowiedzi. Inni zazwyczaj ograniczali się do fałszowania cudzych.
Władze rosyjskie za panowania Lenina, później Stalina
dowolnie zmieniały teksty pism i wypowiedzi osób, sprawujących władzę,
literatów, publicystów i uczonych, zmarłych i żywych. Podawały informacje
o faktycznym stanie rzeczy notorycznie fałszywe. Ogłaszały twierdzenia
oczywiście sprzeczne, o ile uważały podobne postępowanie za pożyteczne.
Mogły uprawiać politykę tego pokroju bez jawnego sprzeciwu we własnym
kraju, ponieważ zmonopolizowały w swym ręku całokształt informowania swych
poddanych. Państwo w Rosji bolszewickiej było jedynym wydawcą druków,
książek, broszur, dzienników i innych publikacji periodycznych. Szkoły,
teatry, radio, nawet kazalnice, wszelkie zgromadzenia były kontrolowane
przez rząd. Demaskowanie rządu nawet w formie szeptanej propagandy, podawanych
z ust do ust epigramatów i docinków, było surowo karane. Zagranica początkowo
przeceniała wiarygodność publikacji bolszewickich. Zachód dopiero z czasem
zrozumiał, co się święci. Drogo zapłacił za swą lekkomyślność i łatwowierność.
Bolszewicy fałszowali teksty, nie pytając o zgodę autorów.
Często wbrew ich sprzeciwom. Fałszowali per omissionem, interpolacjami,
obu metodami. Nie ograniczali się do wykreślania słów, zdań, a nawet całych
ustępów. Urzędnicy, sprawujący kontrolę prasy i wydawnictw pisali i drukowali
swe wymysły pod nazwiskiem ich rzekomych autorów. Nieraz przekręcali sens.
Zdarzało się, że w duchu wprost przeciwnym intencjom autorów. Uzupełniając
teksty własnymi wtrętami (interpolacjami), pochwalali to, co autor chciał
naganić; ganili to, co chciał pochwalić. Wydawcy dzieł Lenina stwierdzili
posługiwanie się obu metodami przy sposobności ich ogłaszania.
Bolszewickie wydawnictwa są drukowane w tekście prawdziwym
lub sfałszowanym, ale zawsze w uznanym przez władze za pożyteczny i pożądany
w chwili ich publikowania. Gdy władze nadzorujące dochodzą do przekonania,
że brzmienie opublikowane stało się szkodliwe, wydawnictwo zostaje wycofane
z bibliotek, wypożyczalni, księgarń. Jeśli władze sądzą, że nowe wydanie
jest wskazane, pojawia się w brzmieniu dostosowanym do nowej polityki
władz. Przytaczanie ustępów z dawnych wydań, usuniętych lub zmienionych
w nowych, jest zakazane. Odpowiednio do tej metody postępowania zezwolenia
na druk, udzielane przez cenzurę, opiewają na krótki przeciąg czasu. Nie
wyzyskane w tym okresie tracą ważność. Władze liczą się z tym, że wiatr
szybko się zmienia, że teksty prawomyślne mogą z dnia na dzień stać się
niecenzuralnymi.
W pogoni za doraźnymi korzyściami, niebaczni na ich dalsze
skutki władcy Rosji bolszewickiej karzą prawdomówność, wprowadzając przymus
kłamstwa i obłudy w formie samokrytyki (samoopliewania). Wymyślają jeszcze
jedną metodę wprowadzania w błąd czytelników i słuchaczy co do prawdziwych
zamiarów mówców i pisarzy. Władze zmuszają ich do jawnej spowiedzi publicznej.
Szczycą się zastąpieniem fałszywej, burżuazyjnej wolności krytyki samokrytyką,
wyrażającą prawdziwą wolność krytyki. Każą przyznawać się do grzechów
popełnionych słowem i piórem, żałować za grzechy, obiecywać poprawę i
w jej dowód ogłaszać teksty sprostowane zgodnie z intencjami władz, aczkolwiek
często autorzy ani nie zmienili zapatrywań, ani nie doszli do przekonania,
że błędnie stwierdzali fakty. Kto zna kanony demokracji bolszewickiej,
tego nie zdziwi nałożenie upokarzającego jarzma samokrytyki na tłum pospolitych
poddanych, a równoczesne wyjęcie spod jarzma uprzywilejowanego zastępu
panujących ze Stalinem na czele, którego nieomylność stawia go poza nawias
błędu i samokrytyki.
Instytut Marksa - Engelsa - Lenina przy K.C.W.K.P.(b)
w Moskwie wydaje wymienionych trzech klasyków bolszewizmu, oraz piętnastotomowe
pisma zbiorowe Stalina po rosyjsku i w tłumaczeniach na obce języki. W
r. 1950 na mocy uchwały K.C. Polskiej Partii Komunistycznej w Warszawie
zaczęło wychodzić zbiorowe polskie wydanie dzieł Lenina, przetłumaczone
z wydania rosyjskiego, dokonanego przez ów Instytut, który wydał także
trzy poprzednie wydania. Niepodpisana przedmowa jest także tłumaczona
z IV wydania rosyjskiego. Pierwszy ustęp przedmowy powiadamia o przyczynach
podjęcia IV wydania. Nie wspomina ani słowem o wyczerpaniu poprzednich,
jeno powołuje uchwałę K.C.W.K.P.(b), stwierdzającą potrzebę IV wydania,
ponieważ w II i III wydaniu "tekst leninowski w pewnych miejscach
został zniekształcony przez opuszczenia i odchylenia" (sic) od źródeł
pierwotnych, a nadto dodatki, przypisy i komentarze zawierają grube błędy.
Nie zostały uwidocznione ani poprawki, uskutecznione w IV wydaniu, ani
sprostowane błędy. Można by odnaleźć zmienione ustępy i stwierdzić, co
zostało opuszczone, sięgając do I i III wydania. Ich wycofanie z obiegu
świadczy o chęci zatarcia śladów. W przedmowie brak stwierdzenia, że opuszczenia
i odchylenia były przypadkowymi. Nie ma wzmianki, że dotyczyły drobiazgów.
Gdyby zachodziły jedna lub obie z tych dwóch ewentualności K.C.W.K.P.(b)
nie powziąłby przytoczonej uchwały, nie kazałby jej ogłaszać.
Sfałszowane jest niewątpliwie IV wydanie, a nie poprzednie.
Stalin zmienił politykę Lenina. Równocześnie umacniał swą pozycję eskontowaniem
jego powszechnie uznawanego autorytetu. Głosił, że jest kontynuatorem
Lenina. Ukrywał sprzeczność nakazem zmiany jego pism w duchu ich uzgodnienia
ze swą polityką. Głupcy wierzyli, sprytni udawali, że wierzą. Niewierni,
zbyt gadatliwi Tomasze zasilili kadry zesłańców, uprzemysławiających Rosję
w obozach pracy przymusowej.
"Historia WKP(b). Krótki kurs" (Wydawnictwo
Literatury w językach obcych. Moskwa 1945, str. 393 na użytek podbitej
w tym roku Polski. Dalsze wydania polskie ukazywały się w Warszawie),
tuba zwycięzców, jedna z najbardziej upowszechnionych publikacji bolszewickich,
wydawnictwo, jak głosi karta tytułowa, wychodzące pod redakcją Komisji
K.C.W.K.(b), zaaprobowane przez K.C.W.K.P.(b) jest urzędowym, innych nie
ma - podręcznikiem szkolnym, zawierającym obraz wypadków, malowany pędzlem
prawdy i fałszu, taki, którego wtłaczanie w mózgi uczniów uzdalnia ich,
zdaniem władz, do posłusznego spełnienia obowiązków obywatelskich. Pod
tym kątem widzenia liczne kolejne wydania "Historii" były kilkakrotnie
zmieniane także w odniesieniu do zasadniczych zagadnień. Redaktorzy dostosowywali
tekst do "generalnej linii Partii", obowiązującej w chwili redagowania
nowego wydania. Dbali także o to, ażeby w miarę rozwoju wypadków wyolbrzymiać
i usprawiedliwiać zwycięzców, poniżać i potępiać pobitych. Wedle pierwszych
wydań zgodnie z prawdą kierownictwo partii i rządu w przełomowych latach
1917-1920 spoczywało w ręku Lenina i Trockiego. Udział Stalina był skromny.
W następnych wydaniach rola Stalina olbrzymieje, przyczynek Trockiego
do zwycięstwa kurczy się, a nawet wychodzi na to, że zwycięstwo zostało
osiągnięte pomimo błędów i podstępnych knowań Trockiego. Natomiast aureola
Stalina lśni coraz to jaśniejszym światłem.
"Historia" początkowo była ogłaszana bezimiennie.
Później pojawiła się wiadomość, że rozdział o materializmie dialektycznym
i historycznym Stalin napisał. Ostatnio została wydrukowana jako XV tom
dzieł zbiorowych Stalina.
Prawdopodobnie rosyjskie afery rządzące uznały za wskazane
przypisywaniem całego dzieła Stalinowi podnieść autorytet "Historii"
i wzmocnić dyktatorskie stanowisko Stalina rozpuszczaniem wieści o jego
wszechogarniającym wysiłku w służbie publicznej. Gdyby to było prawdą,
wynikłoby stąd, że sam Stalin popełnił pean na swą cześć i apologię swych
czynów. Istna niedźwiedzia przysługa. Kto wie jednak, czy Stalin, pozbawiony
poczucia śmieszności, sam sobie nie wyrządził niedźwiedziej przysługi,
nakazując sobie przypisywać autorstwo.
35.
Przymus kłamstwa i obłudy, pieczołowicie hodowany w ogrodach
samokrytyki, wycisnął swe piętno na rewolucyjnej prawdomówności bolszewickiej.
W bolszewickich pracach statystycznych pojawiają się jej osobliwe okazy.
Nie do pozazdroszczenia jest dola statystyków. Są karani za ogłaszanie
cyfr prawdziwych, jak i fałszywych. Mówi i pisze się: rewolucyjna praworządność.
Nie utarło się wyrażenie: rewolucyjna prawdomówność. A szkoda, bo charakteryzowanie
bolszewickiej prawdomówności jako rewolucyjnej, kojarząc ją z bolszewicką
praworządnością, ułatwia wykrycie jednolitości obu pojęć i działań bolszewickich.
Ustawom w stosunku do aktów administracyjnych i wyroków sądowych przysługuje
pierwszeństwo w państwach praworządnych. W Rosji bolszewickiej prym wiodą
akty administracyjne. W państwach praworządnych postanowienia urzędników
(akty administracyjne) i wyroki sędziów w poszczególnych wypadkach są
stosowaniem ustaw, zawierających ogólne reguły postępowania, są z ustawami
zgodne. Inaczej w Rosji bolszewickiej. Tam nie ma różnicy między aktami
administracyjnymi i wyrokami sądowymi, które na skutek zawisłości sędziów
od władz administracyjnych i ich dowolnej usuwalności są także aktami
administracyjnymi. Rosja bolszewicka jest rządzona aktami administracyjnymi
urzędników i sędziów, którzy stosują ustawy tylko pomocnicze (instrumentalnie),
tylko jako ułatwienie wydawania aktów administracyjnych. Wedle rewolucyjnej
bolszewickiej praworządności władze oraz sądy zobowiązane są do przestrzegania
ustaw, ale także do postępowania wbrew ustawom, jeżeli władze wyższe nakażą
lub, jeżeli urzędnicy i sędziwe na podstawie własnego rozeznania nabiorą
przekonania, że w danym wypadku postępowanie wbrew ustawom, a nie ich
stosowanie czyni zadość dobru publicznemu.
W Rosji bolszewickiej urzędnicy i sędziowie w każdym
poszczególnym wypadku wydania przez nich postanowienia w sprawach im powierzonych
mają obowiązek stosowania ustaw, a równocześnie badania ich zgodności
z dobrem publicznym. Zaniedbanie obowiązku może być karane, jeżeli władze
wymierzenie kary uznają za pożądane. Zgodnie z tą wytyczną urzędnicy i
sędziwe mogą być ukarani za przestrzeganie ustaw w wypadkach, w których
powinni byli zauważyć szkodliwość tego postępowania. Mogą być także karani
za nieprzestrzeganie ustaw, a mianowicie wtedy, gdy ich nieprzestrzeganie
zostanie uznane za szkodliwe przez władze wyższe.
Jota w jotę tak samo pojmowany jest obowiązek prawdomówności.
Urzędnicy i sędziowie mogą być ukarani za podanie do wiadomości prawdziwego
stanu rzeczy w wypadkach, w których sfałszowanie rzeczywistości powinno
było zaistnieć, a także za szerzenie tych kłamstw, które w poszczególnym
wypadku uznane zostaną za szkodliwe. Zdarzało się jedno i drugie.
W roku 1933 rosyjski urząd statystyczny ogłosił prawdziwe
wyniki powszechnego spisu ludności. Naczelnicy urzędu zostali ukarani
- sprawiedliwie wedle doktryny bolszewickiej - za nieopublikowanie wyników
sfałszowanych (ut infra). W tym wypadku urzędnicy narazili się podawaniem
cyfr za niskich wbrew zasadzie wyolbrzymiania sukcesów. Stale są rozpowszechniane
cyfry znacznie wyższe od rzeczywistych, ażeby działalność rządu ukazać
w jak najkorzystniejszym świetle. Jednak razu pewnego tak wypadło, że
praktyka ta została zdemaskowana i naganiona ze samego szczytu piramidy
władz bolszewickich.
Oddaję głos świadkowi koronnemu. "Towarzysz"
Stalin do towarzyszy kołchoźników, kolega do kolegów, a nie dyktator do
podwładnych, w liście wydrukowanym w "Prawdzie" z 3 kwietnia
1930 r., ponownie uwiecznionym w "Zagadnieniach leninizmu" pisze
o kolektywizacji rolnictwa, o przejściu do gospodarki kołchozowej. Wypomina
wyolbrzymianie sukcesów cyframi przesadzonymi. Przełamanie oporu chłopów
było trudne. Wypełnianie arkuszy statystycznych kusząco łatwe. Urzędnicy,
aby przypodobać się rządowi, podawali ilości stworzonych kołchozów wyższe
od rzeczywiście założonych. W tym wypadku chybili. Stalin prawdziwość
ich cyfr kwestionuje. " Do ostatnich czasów uwaga pracowników kołchozowych
skupiona była na pogoni za wysokimi cyframi kolektywizacji, przy czym
ludzie nie chcieli dostrzec różnicy między rzeczywistą kolektywizacją,
a kolektywizacją papierową. Obecnie to upajanie się cyframi należy odrzucić
precz. Miesiąc temu obliczano, że w obwodach zbożowych mamy przeszło 60%
kolektywizacji. Teraz jest rzeczą jasną, że, jeśli brać pod uwagę rzeczywiste
i choćby jako tako trwałe kołchozy, to cyfra ta była wyraźnie przesadzona"
(Zagad. Leninizmu, str. 320 i 316).
36.
Stalin przestrzegał przed "upajaniem się cyframi",
przed podawaniem fałszywych informacji. Nie omieszkał, gdy mu to dogadzało
używać tego chwytu. Poszedł tą drogą w obronie swej polityki kołchozowej
i przy innych sposobnościach. Nie świecił przykładem. Jego ostrzeżenie
okazało się bezskuteczne. Statystyczne samochwalstwo krzewiło się coraz
bujniej na niwie ojczystej i w krajach podbitych, których ludność tłumaczeniami
przekuwano na kopyto bolszewickie. Autorzy tych elukubracji, zaślepieni
megalomanią nie dostrzegali, że ośmieszają siebie i rodaków.
W Warszawie w r. 1949 pojawił się zbiór prac, tłumaczonych
z rosyjskiego: "Finanse ZSRR 1917-1947". Autor ostatniej z rozpraw
w tym tomie zawartych, J. Żłobin pisze: "ZSRR jest jedynym krajem,
który jest w stanie podać dokładny obraz bilansu płatniczego" (str.
355). Podaje na stronie 353 cyfrowe zestawienie w milionach rubli i w
dziesiętnych tej sumy głównych pozycji bilansów płatniczych z oznaczeniem
jedynie rezultatów obrotu (sald). Jedną z owych głównych pozycji, cyfrowo
dokładnie wyszczególnioną, stanowi obrót przemytniczy, którego saldo obejmuje
różnicę między wartością nielegalnie przywiezionych i wywiezionych towarów.
Wynika stąd, że urzędy statystyczne znały adresy wszystkich przemytników,
posyłały im kwestionariusze, otrzymywały je z powrotem, uczciwie i dokładnie
wypełnione przez adresatów. J. Żłobin świętą ma rację. Tej sztuki statystycy
żadnego innego kraju ani nie dokazują, ani nawet nie próbują dokazać.
Śmią kwestionować cyfry bolszewickie. "Sług sów kapitalizmu"
stać tylko na "oszczerstwa" pod adresem Rosji.
Zdumiewają swą naiwnością zarówno podawanie informacji
o przemycie, jak niemniej przemilczanie innych wiadomości, gdzie indziej
uwidacznianych w wydawnictwach statystycznych. Bolszewickie statystyki
nie wykazują ilości ani samobójstw, ani chorych umysłowo. Bolszewicy głoszą,
że ludność pod ich rządami szczęśliwa i zrównoważona, ani nie popełnia
samobójstw, ani nie choruje umysłowo. W Rosji bolszewickiej istotnie wiara
wielu zaślepia i uszczęśliwia.
Przywódcy społeczności bolszewickiej nie upajają się
cyframi. Są w pełni świadomi ich fałszu. Dobrze wiedzą, co się święci.
Spekulują na siłę dowodową, przypisywaną cyfrom przez masy. Fetysz statystyczny
zastępuje wśród mas brak zdolności rozumowania i krytycyzmu, uniemożliwiającego
im rozróżnienie cyfr prawdziwych i fałszywych. Argumenty rozumowe są niedostępne
masom. Wydaje im się, że prawdy można dowieść wyliczaniem faktów. Uwiedzieni
ścisłością arytmetyczną cyfry uważają każdą za fakt bezsporny, za oczywisty
dowód prawdy. Wierzą sloganowi: "Fakty są uparte". Przywódcom
przekonywanie mas cyframi ułatwia zakaz ich krytykowania. Usta mieszkańców
Rosji i krajów podbitych są zamknięte na siedem pieczęci. Za granicą rosyjskie
urzędy bezpieczeństwa nie są wszechmocne. Bolszewicy nie podejmują beznadziejnego
trudu obrony prawdziwości kwestionowanych cyfr. Obelga ich odpowiedzią.
Twierdzą bez podania motywów, że zagraniczni pisarze rzucają oszczerstwa.
Bolszewicy skrzętnie wystrzegali się argumentacji rozumowej.
Zastąpili ją skuteczniejszymi specyfikami" 1) powoływaniem autorytetów,
cytowaniem Marksa, Lenina, ostatnio Stalina, 2) powodzią cyfr statystycznych,
3) ciągłym powtarzaniem w kółko jednych i tych samych haseł, 4) stworzeniem
im właściwego żargonu agitacji politycznej.
37.
Rewolucje francuska i rosyjska żyją w pamięci ludzkiej
jako wielkie rewolucje. Obie, w wyższym stopniu rosyjska, skierowały bieg
dziejów na tory różne od dotychczasowych, częściowo wprost przeciwne przedrewolucyjnemu
rozwojowi wydarzeń. W toku jednej i drugiej warstwy, poprzednio sprawujące
władzę, utraciły ją. Ludzie nowi, nieraz pochodzący z warstw dawniej wykluczonych
od rządów, jęli władzę w swe ręce. Obyczaje, instytucje, ustawy, rozdział
majątków i dochodów uległy podstawowym przeobrażeniom, bez mała apokaliptycznym
za rewolucji rosyjskiej.
Obie rewolucje były odskocznią wypadków, zmieniających
międzynarodowy układ sił. Rewolucja francuska nie wywołała przełomowego
wywyższenia się jednych państw kosztem drugich. Zachwiała w małym stopniu
pierwszeństwem Europy na kuli ziemskiej. Następstwa rewolucji rosyjskiej
zmieniły międzynarodowy układ sił o wiele radykalniej. Po wybuchu rewolucji
francuskiej wielkie europejskie państwa monarchiczne - Francja od r. 1792
aż do ogłoszenia się Napoleona cesarzem była jedyną wielką republiką w
Europie - stworzyły koalicję, która w ciągu kilkunastoletniej wojny zwyciężyła
Francję i przywróciła we Francji panowanie przedrewolucyjnej dynastii.
Wojna nie była ani totalną, ani zakończoną bezwarunkową kapitulacją (unconditional
surrender) zwyciężonych. Francja nie przestała być wielkim mocarstwem.
Żadne z państw sprzymierzonych przeciwko Francji nie osiągnęło stanowczej
przewagi w stosunku do innych sprzymierzeńców. Sukcesy wszystkich sprzymierzeńców
były mniej więcej równe. Natomiast zwycięstwo koalicji, skierowanej przeciw
Niemcom Hitlera, skończyło się pełnym zwycięstwem tylko części sprzymierzonych.
Sukcesy innych były połowiczne. Anglia i Francja nie zdołały zapobiec
odrodzeniu się potęgi Niemiec, pobitych w r. 1918. Dopuściły do odbudowania
armii niemieckiej przez Hitlera. Gdy Hitler wszczął wojnę, musiały, ażeby
uniknąć przegranej ubiegać się o pomoc Stanów Zjednoczonych i czerwonej
Moskwy. Zwyciężyły kosztem uszczerbku swego stanowiska mocarstwowego.
Owoce wspólnego zwycięstwa przypadły w wyższej mierze w udziale euroazjatyckiej
Moskwie i zamorskim Stanom Zjednoczonym. Rewolucyjna Rosja zwyciężyła.
Europa przegrała. Kolonializm rosyjski wygrał, europejski przegrał.
Od dawna ludzie dalekowzroczni przewidywali, że prymat
polityczny świata przejdzie w ręce Stanów Zjednoczonych. Już w r. 1776
nie byle kto, jeno Adam Smith w zakończeniu "Bogactwa Narodów",
tylokrotnie wydawanego, tłumaczonego i komentowanego, rozważał ponowne
połączenie się Anglosasów, rozdzielonych zerwaniem Stanów z macierzą,
tym razem pod egidą Stanów Zjednoczonych. Nikomu jednak nie śniło się,
że Stany Zjednoczone będą walczyć o prymat polityczny świata z eurazjatycką
czerwoną Moskwą. Doszło do podziału świata na sferę rosyjską i amerykańską.
Waszyngton i Moskwa wyrosły nagle na współzawodniczące ze sobą stolice
świata. Państwa europejskie, tak ważkie przez długi przeciąg lat, zostały
zepchnięte na drugi plan.
Rosyjscy rewolucjoniści w wyższym stopniu wstrząsnęli
podwalinami religii, moralności i prawa. Zapędy rewolucjonistów francuskich
zdechrystionizowania świata nie były tak radykalne, jak poczynania rosyjskie.
Na ogół biorąc spaliły na panewce. Bolszewicka walka z chrześcijaństwem
okazała się skuteczniejszą.
Przewroty francuski i rosyjski sięgnęły poza kopce graniczne
rodzimej gleby. Promieniowały na zewnątrz. Ideały liberalne i parlamentarne
rewolucji francuskiej wycisnęły swe piętno na losach całej Europy kontynentalnej.
Przykład Francji przyczynił się do oderwania Ameryki Południowej i Centralnej
od macierzy hiszpańskiej i do ukształtowania ustrojów politycznych państw,
które objęły spadek po hiszpańskim imperium kolonialnym. Rewolucja rosyjska
dała asumpt do rozrostu bolszewickiego komunizmu także poza granicami
Rosji euroazjatyckiej, w Chinach, Europie środkowej i południowej. Skuteczne
posłużenie się metodą rewolucyjną zdobywania władzy zachęciło wrogów bolszewizmu
do jej stosowania. Rewolucje faszystowskie, włoska i niemiecka, były naśladownictwem
wzoru rosyjskiego, a zarazem reakcją obronną przeciw bolszewizmowi.
38.
Propaganda uprawiana przez rewolucjonistów rosyjskich
pod pewnymi względami przewyższała propagandę rewolucjonistów francuskich.
Skądinąd pozostała w tyle. Rewolucjoniści rosyjscy narzucali swoje wierzenia,
swój program, swoje nakazy i zakazy terrorem dłużej trwającym, bardziej
dławiącym opozycję. Oddali na usługę swej propagandy sprawniejszą policję.
Francuzi górali oryginalnością koncepcji. Byli wynalazcami naśladowanymi
dość nieudolnie przez Rosjan. Przewyższali ich o całe niebo polotem literackim
i artystycznym, poziomem intelektualnym i moralnym. Pisma ojców rewolucji
francuskiej, Turgota i fizjokratów, Diderota i encyklopedystów, Monteskiusza,
Woltera, Roussa, mówców okresu rewolucyjnego, Mirabeau, Dantona, Robespierre`a
znachodzić się będą w ręku dużej ilości czytelników jeszcze wtedy, gdy
tylko szczupła garstka historyków i erudytów sięgać będzie do półek bibliotecznych
po utwory Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, choć przewrót wywołany przez
komunistów rosyjskich ugodził głębiej w strukturę społeczeństwa, zmienił
radykalniej ustrój współżycia ludzkiego, niż rewolucja francuska.
Wyższe walory literackie i artystyczne rękojmią długowieczności
utworów francuskich. W Europie XVIII wieku nikt nie dorównał Francuzom
w sztuce władania piórem. Pisali zajmująco, wytwornie, a zarazem dobitnie,
obrazowo, a jednak ściśle i jasno. Swej chęci wzniesienia w górę serc
i umysłów dawali wyraz, pisząc wzniośle. Żywa wyobraźnia, wszechstronność
myśli, uczuć i zainteresowań uskrzydlała i urozmaicała ich sposób wyrażania
się. Pełno w ich utworach reminiscencji klasycznych. Lektura klasyków
łacińskich i greckich stanowiła źródło ich ogólnego wykształcenia. Nie
przystępowali do rozwiązania wielkich zagadnień politycznych i moralnych
pod ciasnym kątem widzenia specjalistów. Nie gubili się w szczegółach.
Nie nudzili ani erudycją, ani ciągłymi powtarzaniami. Urozmaicali swój
styl pięknie dobranymi antytezami, metaforami i analogiami. Umieli wzruszać
i przekonywać, uczyć i bawić.
Dbali o styl. Pieczołowicie piłowali słowa, zdania i
okresy. Nie szczędzili trudu w przeciwieństwie do rewolucjonistów rosyjskich,
którzy zaniedbywali oszlifowanie stylistyczne swych pism i przemówień.
Rewolucjoniści rosyjscy podobnie jak francuscy pragnęli wznosić w górę
serca i umysły bliźnich. Stać ich było tylko na trywialne wyrażenie swych
dobrych chęci. Nie zaznali dobrodziejstw ogólnego wykształcenia klasycznego.
Nużyli ludzi, ceniących kunszt mówienia i pisania, przeładowaniem wywodów
cyframi statystycznymi, cytatami autorytetów, powtarzaniami. Uważali piękny
styl za czynnik, umniejszający siłę ich propagandy. Rozumieli, że masy
są bardziej wrażliwe na autorytety niż argumenty, że łatwo je pozyskać
ciągłym powtarzaniem jaskrawych haseł, jednych i tych samych, wypowiadanych
w tej samej formie, właśnie dlatego łatwo wbijających się w pamięć. Wybrali
tę drogę z uszczerbkiem walorów stylistycznych z korzyścią dla siebie.
Specjalny żargon polityczny rewolucjonistów rosyjskich
z pewnością nie przysparzał uroku stylistycznego ich wypowiedziom. Propagandowo
opłacił się. Bolszewicy uprawiali propagandę obłudną i podstępną. Stworzyli
w celu ukrycia istoty rzeczy, podsuwania fałszywych pojęć i wyobrażeń
osobliwy żargon. Zebrali z posiewu plony, których się spodziewali. Francuscy
rewolucjoniści, przemawiający do inteligentniejszego społeczeństwa, mniej
łatwowiernego, bardziej krytycznego byliby zaszkodzili swej sprawie, posługując
się żargonem podobnym do bolszewickiego. Rewolucjoniści francuscy - to
dżentelmeni w porównaniu z rosyjskimi. Saint-Just, przemawiając w Konwencie
w kwietniu 1774 r. kreślił obraz usposobienia i postępowania, którym odznaczać
się powinien rewolucjonista, godny tego zaszczytnego miana. Rewolucjonista
jest człowiekiem honoru, wzorem prawdomówności, wrogiem kłamstwa. Uważa
brutalne wysławianie się (la grossiérté) za oznakę oszukaństwa i wyrzutów
sumienia, ukrywające fałsz w powodzi słów pełnych oburzenia. Naśladuje
Rzymian, a nie Tatarów1/. Czyżby przeczuwał pojawienie się bolszewickich
rewolucjonistów?
Styl komunistów rosyjskich odzwierciedla właściwości
ich charakteru, które, udzielając się czytelnikom i słuchaczom, przyczyniły
się do powodzenia agitacji przez nich zainscenizowanej. Niepohamowana
wola do czynu tętni w doborze i powiązaniu słów. Jej kolosalne napięcie
płynie z monomanii ludzi, grających uporczywie bez końca wyłącznie na
jednej strunie, na ciągłym podżeganiu do walki klas. Fanatyzm i nienawiść
wyciskają swe piętno na stylu pism komunistycznych. Ich autorzy dają upust
tym namiętnościom w brutalnej inwektywie, w gwałtownym, pospolitym wymyślaniu,
w rzucaniu stosu obelg i potwarzy na przeciwników, którym w czambuł odmawiają
wszelkiej dobrej wiary i uczciwości. Pozbawieni fantazji piszą bez polotu,
mocno, ale rozwlekle, jednostajnie, nudno. Cała plejada wybitnych mówców
była okrasą rewolucji francuskiej. Na firmamencie rosyjskiej nie rozbłysnął
ani jeden prawdziwy talent oratorski. Jej działacze literacko i stylistycznie
pozostali w tyle poza przywódcami rewolucji francuskiej, a także poza
współczesnymi pisarzami i mówcami Zachodu. Nie byli artystami słowa ani
pisanego, ani mówionego. Dokonali wielkich czynów mimo złego stylu.
39.
Cywilizacja grecka i rzymska, wywodząca się z niej Europy
chrześcijańskiej wykwitły na fundamencie własności prywatnej. W szczególności
obszerna sfera działalności gospodarczej była organizowana przez prywatnych
właścicieli, w tym względzie mało uzależnionych od państwa. Rewolucja
francuska, o ile chodzi o zagadnienie własności prywatnej, ogólnie rzecz
biorąc, podobnie jak i poprzednie rewolucje, nie wyłamała się z wiekowego
toru. Wprawdzie wiele majątków przeszło z rąk jednych do drugich. Atoli
zasada własności prywatnej wyszła wzmocniona z zamętu. Wzrosła liczba
właścicieli. Zostały zniesione feudalne i cechowe ograniczenia swobody
rozporządzania majątkami, w wyniku czego rozwój wypadków w wieku XIX kształtował
się pod znakiem daleko posuniętego liberalizmu gospodarczego. Rozdział
polityki i gospodarstwa pogłębił się. Z tym stanem rzeczy bolszewicy jak
najradykalniej zerwali. Zjednoczyli gospodarstwo i politykę' a raczej
upolitycznili gospodarstwo. Grecja i Rzym starożytny, Europa chrześcijańska
nie zaznały ani razu podobnego rozdęcia własności państwowej kosztem prywatnej.
Despotyzm, narzucony narodowi rosyjskiemu przez jego wybawicieli z ucisku
carskiego, sam przez się nie jest nowością. Zdumiewający jest jego zasięg.
Równie totalnego despotyzmu chyba nie było w dziejach. Totalizm tego ustroju
ugruntowany był w upaństwowieniu działalności gospodarczej poddanych,
na skutek czego cały ich byt fizyczny i duchowy został zakuty w jarzmo
zarządzeń, wydawanych przez naczelników władz państwowych.
Rewolucja francuska walnie przyczyniła się do pchnięcia
wypadków w to łożysko. Wprawdzie upowszechniła i wzmocniła własność prywatną,
jednak równocześnie podkopała ją, proklamując zrównanie polityczne ludzi
przez nadanie wszystkich tych samych uprawnień obywatelskich, a w szczególności
prawa głosowania w wyborach do parlamentów. Nastała era powszechnego głosowania.
Dawniej właściciele wielkich majątków wprost lub za pośrednictwem swych
przedstawicieli sprawowali rządy. W ustrojach opartych na powszechnym
głosowaniu większość wyborców stanowią właściciele drobnych majątków.
Ich wybrańcy opowiedzieli się za programem mniej lub więcej socjalistycznym.
Poprzednio, gdy znaczny był udział wielkiej własności rolnej w całym majątku
społecznym, rewolucjoniści i reformatorzy zadawalali się parcelowaniem
wielkich majątków. Tak postąpili rewolucjoniści francuscy. W zeszłym wieku
punkt ciężkości przeniósł się na rzecz przemysłu fabrycznego. Fabryk ani
kopalń nie sposób dzielić. Padło socjalistyczne hasło upaństwowienia wielkich
majątków. Powszechne głosowanie stanowiło przesłankę upaństwowienia. Rewolucjoniści
francuscy, rzucając demokratyczne hasło obdarzenia wszystkich prawem głosu,
posiali ziarna, z których wyrosło zagrożenie całego dzieła przez nich
dokonanego. Demokracja liberalna stworzyła warunki, faworyzujące dążenia
socjalistyczne kosztem liberalizmu.
Rewolucja francuska zachwiała wiekowym ładem i porządkiem
prawnym współżycia ludzkiego. Zachwiała tronami, tradycyjnymi wierzeniami
i przykazaniami. Stała się podścieliskiem rewolucji rosyjskiej. Sama sobie
wykopała grób. Rewolucjoniści rosyjscy unicestwili całkowicie demokrację
liberalną, zdobycz rewolucji francuskiej w krajach, którymi zawładnęli.
Podkopują ją w innych. Raz jeszcze Kronos pożarł swe dzieci.
Po dziś dzień żyjemy skarbami czarodziejskiej wyobraźni
starożytnych Greków. Ziomkowie Homera rzeczywistość uosabiali. Nadawali
miano bóstw pojęciom, które tak wnikliwie i trafnie wysnuli z oglądu i
kształtowania rzeczywistości. Czcili Kronosa, jako boga czasu, którego
nieubłagany, niczym nie hamowany, upływ jest wiecznym kołowrotem stwarzania
i zagłady, urodzin i śmierci. Ciągle powstają nowe wydarzenia, ażeby prędzej
czy później, ale nieodbicie ulec unicestwieniu, z którego wyłania się
odrodzenie zgasłej przeszłości, także przejściowe, bo skazane znowu wyrokiem
nieodmiennego przeznaczenia na zagładę, ponownie brzemienną procesem odradzania
się. I tak dalej w kółko. Grecy pojmowali rozwój wypadków jako odwracalny
i cykliczny, a nie jako prostolinijny, jednokierunkowy. Dostrzegali w
rozwoju wypadków proces falujący, zygzakowaty, na przemian postępowy i
wsteczny bez wyraźnej przewagi jednego z tych kierunków. W tym rozumieniu
mawiali obrazowo, że Kronos pożera swe dzieci. Zdaniem mędrców starożytnych
przebieg dziejów ludzkich, w szczególności zmienność ustrojów politycznych,
wyradzanie się każdego z nich po początkowej fazie świetności, doprowadzając
do jego upadku, świadczy przekonywująco o cykliczności rozwoju. Zgodnie
z istotnymi, trwałymi właściwościami psychicznymi natury ludzkiej, jednowładztwo
wyłania z siebie ustrój arystokratyczny, którego spadkobiercą demokracja,
torująca drogę nawrotowi do jedynowładztwa. Ludzkość nie doskonali się
ani intelektualnie, ani moralnie, skutkiem czego nie ma postępu w sztuce
rządzenia. Ludzie nie nauczyli się, ani nie nauczą się kunsztu powierzania
rządów jednostkom najlepiej uzdolnionym do spełniania tego zadania. Starożytność
nie zdobyła się na znaczne i szybkie postępy w naukach przyrodniczych
i technicznych. Ta okoliczność podtrzymywała mędrców starożytnych w przeświadczeniu
o cykliczności rozwoju.
Nadzieja przełamania tej konieczności rewolucjonistom
francuskim przysparzała wigoru, dodawała otuchy wytrwania w wysiłkach.
Rewolucjoniści francuscy, megalomani wielkiego serca, ludzie szczytnych,
dalekosiężnych ambicji, zdolni i pracowici, ufni w swe siły pochlebiali
sobie, że wydrą Kronosowi jego ofiary, że zapewnią ludzkości jednokierunkowy
rozwój na torze, na który ją pchnęli, że jej zapewnią nastanie odtąd ery
nieprzerwanego bogacenia się duchowego i materialnego. Wierzyli w nieodwracalność
rozwoju przez nich zapoczątkowanego, zalecanego i popieranego. Podzielały
ich nadzieja i wierzenia liczne zastępy ludzi im współczesnych oraz ich
spadkobierców duchowych, solidaryzujących się z nimi, ufnie oczekujących
zapowiedzianego ziszczenia się ideałów francuskich rewolucjonistów.
Francuzi nazwali wiek XVIII, wiek stopniowego dojrzewania
w umysłach i aspiracjach oraz uskutecznienia sławnej rewolucji epoką oświecenia,
le siecle des lumieres, dosłownie stuleciem świateł. Mieli na myśli rozniecenie
świateł rozumu, oświecenie stąd spływające na ludzi i ich działania. Dawniej
ludzkość przeżywała na przemian okresy przypływu i odpływu racjonalizmu.
Teraz wreszcie nastaje czas ostatecznego zwycięstwa rozumu, trwałego owładnięcia
rozumem nieprzemyślanych, w jego karby nie ujętych, instynktownych popędów
i namiętności. Brak trafnego zastanawiania się nad skutkami swych poczynań
przestanie wieść na bezdroża. Odtąd ludzkość nieprzerwanie będzie się
stawała coraz bardziej wyzwoloną z przesądów, które ją unieszczęśliwiały
i poniżały, szczególnie dotkliwie w epokach irracjonalizmu. Ciągłe doskonalenie
się w sferze rozumu wywoła ciągły postęp nauki. Ludzie XVIII wieku, protoplaści,
twórcy, poplecznicy rewolucji i ich potomkowie duchowi stulecia następnego
obiecywali sobie złote góry po upowszechnieniu się umiejętności czytania
i pisania, niezawodnie torującej drogę ich zdaniem, racjonalizacji działań
ludzkich i postępowi nauki. Wierzyli w dobroczynne skutki uporania się
z analfabetyzmem. Przewidywali bez cienia wątpliwości ciągłość naukowego
bogacenia się ludzkości, bo pewni byli, że już nigdy i nigdzie nie dojdzie
do ograniczania wolności nauki, uważanej przez nich za niezbędny warunek
jej doskonalenia.
Budowali rojenia świetnej przyszłości na fundamencie
niezaznanego ani w starożytności, ani w średnich wiekach znacznego i szybkiego
doskonalenia nauk matematyczno-przyrodniczych i ich technicznego zastosowania
w produkcji dóbr materialnych, przejawiającego się z żywiołową siłą mniej
więcej od XVII wieku, którego dalsze, bezkresne trwanie uznali za niezawodne.
Byli także silnie przeświadczeni o koniecznym, dodatnim promieniowaniu
udoskonaleń, osiągniętych w tej sferze poczynań ludzkich, na rozwój humanistyki,
polityki, zarówno teorii, jak sztuki rządzenia i moralności. Wykluczali
możliwość postępu matematyki, przyrodoznawstwa i techniki, nie wywołującego
całkowitego duchowego i materialnego wzbogacenia się ludzkości. Nie mieściło
się w ramach ich rozumowań przypuszczenia, jak im się wydawało, zgoła
paradoksalne, nastania czasów, w ciągu których ludzkość przeżywać będzie
równocześnie rozkwit wiedzy matematyczno-przyrodniczej i techniczny, a
zarazem upadek wiedzy humanistycznej, zwyrodnienie polityczne i obyczajowe
na znacznych połaciach globu ziemskiego.
Optymistyczna ocena moralnej przyszłości rodzaju ludzkiego
zrodziła się z tych rozważań. Wzrastające pokojowe współżycie ludzi uczyni
zbędnym system rządzenia wedle swobodnego uznania władz, dzięki czemu
ustali się raz na zawsze zasada praworządności, zabezpieczona podziałem
władz, wyrokowaniem przez sędziów nieusuwalnych, niezawisłych od władz
administracyjnych, strzegących nieuszczuplania przez władze praw ustawami
przyznanych obywatelom.
Uznano krwawe walki, sprzeczne z postulowanym pacyfizmem
za nierozumny sposób rozstrzygania rozbieżności interesów. Zakładając
kształtowanie się stosunków między ludźmi, coraz bardziej zgodne z wymogami
rozumu, dochodzono do wniosku, że nadszedł czas stopniowego, ale ciągłego
zmierzchu wojen międzynarodowych i domowych. Przewidywano nastanie okresu
praworządności w stosunkach międzynarodowych, upodabniających się coraz
bardziej do pokojowości wewnątrz państw. Wróżono upowszechnianie się umownego
załatwiania sporów międzynarodowych, a w wypadkach niemożności uzgodnienia
stanowisk ufano, że państwa coraz częściej będą poddawać spory umownie
nie załatwione orzecznictwu sądów polubownych, bez uciekania się do starć
orężnych. W tym stanie rzeczy wojny staną się zjawiskiem zanikającym.
O ile jeszcze wybuchną po wyczerpaniu wszystkich środków pokojowych załatwienia
sporu, będą się toczyć coraz zgodniej z humanitarnymi wymogami prawa międzynarodowego.
W żadnym wypadku nie odżyją dawne, okrutne obyczaje wojen religijnych
i totalnych, wciągających całą ludność państw wojujących w swą śmiercionośną
orbitę. Pacyfikacja międzynarodowa wywrze łagodzący wpływ na rozwój tarć
wewnątrz państw. Walki klas coraz rzadziej będą się wyładowywać rewolucjami.
Wojny międzynarodowe i domowe przeważnie zazębiają się wzajemnie. Wojny
międzynarodowe są przyczynami i skutkami domowych, wojny domowe przyczynami
i skutkami międzynarodowych. Łączny zanik obu uszczupli potrzebę wydawania
przez państwa zarządzeń przymusowych, poniżających godność człowieczeństwa.
Utrwali się i rozszerzy bardziej liberalny porządek rzeczy. Zakres działania
państwa będzie się kurczył. Wzrośnie zasięg dobrowolności we współżyciu
ludzi, dzięki czemu nastąpi dalsze umoralnienie ludzkości. Zanik wojen
i rewolucji umożliwi uzdrowienie finansów publicznych i stabilizację walut,
co z pewnością także przyczyni się do poprawy, złączonej węzłem wzajemnego
uwarunkowania, moralności publicznej i prywatnej.
Ideały, w imię których Francuzi wszczęli wielką rewolucję,
choć pozbawione akcentów religijnych, pokrewne chrześcijańskim, były pomyślane
i propagowane jako drogowskazy ogólnoludzkie, jako przykazania powszechne,
czyli katolickie. Ich apostołowie i wyznawcy przeciwstawiali się moralności
partykularnej, uprzywilejowaniu zarówno narodów, jak klas wybranych rzekomo
ku przodowaniu innym. Bronili zjednoczenia się duchowego i kulturalnego
całej ludzkości na płaszczyźnie wspólnych ideałów politycznych i moralnych
liberalizmu, praworządności, podziału władz, demokracji, wyrażającej się
w formie rządów większości posłów do parlamentu, wybranych oczywiście
swobodnie na zasadzie powszechnego głosowania.
Tych tęsknot i nadziei ziszczania się we wcale znacznej
mierze stanowi istotny wątek dziejów zeszłego wieku. Bieżące stulecie
zadało kłam zapowiedziom nieprzerwanego trwania procesu, do którego wdrożenia
pokolenia, działające w atmosferze rewolucji francuskiej, walnie się przyczyniły.
Nastąpiło załamanie procesu. Raz jeszcze ludzkość doświadczyła, że fortuna
kołem się toczy, że wzloty wzwyż są nadal co pewien czas przeplatane nawrotami
wstecznymi. Odżyły zmory przeszłości. Ludzie zeszłego wieku pogrzebali
je na wieki pod rydwanem postępu. Zmartwychwstały dziwnie rychło.
Z okresu zrastania się ludzkości, widocznie słabo zakorzenionego
w sercach i umysłach, wystrzelił nagle radykalny rozłam na dwa wrogie
obozy. Ludzkość zeszłego wieku była bardziej jednolita duchowo i materialnie,
niż ludzkość bieżącego stulecia. Zdawano sobie sprawę z niebezpieczeństw
rozdarcia świata. Stworzono Ligę Narodów po pierwszej wojnie światowej,
po drugiej Organizację Narodów Zjednoczonych. Obie próby zawiodły. Wbrew
usiłowaniom, których były wyrazem, przeciwieństwa pogłębiły się. Rewolucja
rosyjska zburzyła dzieło zeszłego wieku tak dalece, iż z niej wyłonione
dwa wrogie obozy przestały się rozumieć i współczuć. Zachód pozostał mniej
więcej wierny natchnieniom rewolucji francuskiej. Wschód, który na ogół
rzecz biorąc, kroczył w zeszłym wieku pokrewną drogą, przerzucił się do
wprost przeciwnej ostateczności. Odżyła przeszłość. Rewolucjoniści rosyjscy
zainaugurowali w kręgu swej komunistycznej kultury powrót do irracjonalizmu,
do ograniczania wolności nauki. Pod ich rządami nastała epoka upadku nauki.
Upowszechniana przez nich umiejętność czytania i pisania, ujęciem w karby
cenzury zmonopolizowana na ich korzyść, stała się narzędziem ogłupiania,
upodlania i zubożania poddanych, środkiem reklamowania ich despotyzmu.
Nawrócili do formy rządu potępianej przez Zachód. Potrafili
narzucić despotyzm skrajniejszy niż wszystkie poprzednie despotyzmy, bardziej
totalny, wszechogarniający całokształt działalności duchowej i materialnej
poddanych. Rewolucjoniści rosyjscy pogłębili przepaść między rządzącymi
i rządzonymi, zastrzegając pełnię władzy szczupłej garstce wysokich urzędników
cywilnych, policyjnych i wojskowych, nikomu nie odpowiedzialnych, przez
nikogo nie kontrolowanych.
Despoci komunistyczni sprawują władzę wedle starej zasady:
"wszystko dla ludu bez ludu!" Czują się nieomylni, lud nie rozumie
swego dobra, ale oni je rozumieją. Stąd wywodzą prawo i obowiązek narzucania
ludowi ustroju, ziszczającego dobro ludu, pozbawienia w tym celu ludu
wszelkiego współudziału w rządzie, nawet prawa wyrażania zdania o postanowieniach
władz, których nie jest w stanie ani pojąć, ani ocenić. W tym ustroju
poddanym nie przysługują żadne prawa, w zamian za co władcy szczodrze
obciążają ich obowiązkami.
Despoci komunistyczni przywrócili w zmienionej formie
ustrój stanowy, zniesiony przez rewolucję francuską. Jej przywódcy opowiedzieli
się za rządami parlamentarnymi, za wybieraniem posłów do parlamentów przez
ogół obywateli. Popierali system powszechnego głosowania. Rozszerzyli
koło osób współdziałających w rządzeniu państwem. Znieśli przywileje polityczne
szlachty i kleru. Stworzyli ustrój, sprzyjający rozrostowi liczebnemu
stanu średniego. Komuniści zorganizowali swe państwo arystokratycznie.
Władzę sobie zastrzegli. Proklamowali uprzywilejowanie członków partii
komunistycznej w stosunku do bezpartyjnych proletariatu wobec burżuazji,
robotników wobec chłopów. Za ich rządów stan średni znikł. Otwarła się
przepaść między uprzywilejowaną garstką wysokich urzędników, a szarym
tłumem poddanych. Lenin, rozpatrując w e. 1920 "praktykę urzeczywistnienia
dyktatury", pisał, że Rosją rządzi dziesięcioosobowa oligarchia,
zasiadająca w politbiuro i orgbiuro Komitetu Centralnego Partii ("Dziecięca
choroba lewicowości w komunizmie", Warszawa 1945, str. 34 i 32).
Z chwilą unicestwienia Partii przez Stalina wpływ oligarchii wzrósł.
Wraz z objęciem władzy w Rosji przez wyznawców komunizmu
pojawia się na widowni dziejowej państwo niepraworządne, którego władze
stosują w szerokim zakresie zasadę swobodnego orzecznictwa prawem nieskrępowanego,
zorganizowane według systemu jedności, a nie podziału władz, odmawiające
poddanym dochodzenia sprawiedliwości przed trybunałem niezawisłych sędziów.
Średniowieczne procesy czarownic odżyły jako procesy polityczne w państwie
stworzonym i kierowanym przez rosyjskich rewolucjonistów wraz z wymuszonym
torturami przyznawaniem się oskarżonych do zbrodni, których nie popełnili.
Władcy Rosji nie zadowolili się potęgowaniem walki klas
wewnątrz państwa. Stale dokładali starań o jej wzmożenie poza granicami
Rosji wbrew zobowiązaniom jej poniechania. Pogłębiali przeciwieństwa i
walki międzynarodowe szerzeniem na całym świecie komunizmu, którym obiecywali
uszczęśliwić ludzkość drogą coraz to bezwzględniejszej walki klas, połączonym
z rozszerzeniem granic państwa rosyjskiego. Przyłożyli rękę do nadania
wojnom bieżącego stulecia znamion wojen totalnych, które optymiści zeszłego
wieku uważali za ostatecznie pogrzebany przeżytek.
Rewolucja francuska wydawała się bolszewikom małą rewolucją
w porównaniu z ich własną. Widzieli w rewolucji francuskiej ledwo zalążek
pełnej rewolucji, tylko krok wstępny na drodze postępu. Obiecywali dokończyć
dzieło rewolucji francuskiej, ziścić prawdziwą rewolucję, otworzyć na
oścież wrota istotnego postępu. Nie wątpili w swe kwalifikacje po temu.
Czyż oni jedni nie posiadają bezbłędnej nauki i filozofii, czyż im wyłącznie
nie przysługuje uprzywilejowana moralność?! Stąd wniosek, że potrafią
po zniszczeniu wszystkich religii i państw dotychczasowych powołać do
życia wszechświatowy ustrój komunistyczny, który udoskonali duszę i charakter
całej ludzkości.
40.
Zarówno rewolucjoniści francuscy, jak rosyjscy uważali
wierzenia religijne i organizacje kościelne za podpory ustrojów politycznych,
które chcieli znieść. Solidarności państwa i kościoła przeciwstawili atak
na obie pozycje. Przywódcy rewolucji francuskiej usiłowali upowszechnić
nową religię. Podkopywali chrześcijaństwo propagandą deizmu streszczającego
się w uznaniu istnienia niematerialnych bytów duchowych, Boga osobistego,
nieśmiertelności duszy i wolnej woli. Francuskie zgromadzenie konstytucyjne
uchwaliło między 20 a 26 sierpnia 1789 r. "deklarację praw człowieka
i obywatela". Ustęp końcowy przedmowy deklaracji opiewa. "Zgromadzenie
Konstytucyjne uchwala w obecności i pod opieką Istoty Najwyższej, co następuje".
Uchwała nie zapadła jednomyślnie. Ateistyczna opozycja w trzy lata później
postanowiła zastąpić oddawanie czci Bogu kultem Rozumu, uwydatniając racjonalistyczne
podłoże rewolucji. Urządziła obchód ku czci bogini Rozumu. Na jej ołtarzu
stanęła jako uosobienie nowego bóstwa urocza aktorka i odbierała hołdy
wiernych, darzących ją oklaskami. Ateiści skupiali się koło osoby Heberta.
Robespierre uznał działalność Hebertystów za szkodliwą. Na posiedzeniu
Konwentu 7-go maja 1794 r. przedstawił "sprawozdanie o stosunku idei
moralnych i religijnych do zasad republikańskich". Piętnował bezbożnictwo
(ateizm) Hebertystów. Na jego wniosek Konwent tego samego dnia uchwalił
dekret, orzekający: "Naród francuski uznaje istnienie Istoty Najwyższej
i nieśmiertelności duszy". Wkrótce odbyła się uroczystość publiczna
na cześć Istoty Najwyższej, inscenizowana przez malarza Davida. Hebertyści
zostali skazani i straceni za zdradę stanu. Zapadały także i były wykonywane
wyroki śmierci za ateizm.
Raził wielu rewolucjonistów, przekonanych, że era chrześcijańska
dobiegła końca z chwilą rozpoczęcia przez nich działalności, obowiązujący
kalendarz, oparty na liczeniu lat od urodzenia Chrystusa. W r. 1792 22
września Konwent zniósł monarchię. Francja stała się republiką. Rząd wprowadził
kalendarz republikański w roku następnym. Dzień 22 września 1792 roku
został uznany za początek nowej ery. Próby stworzenia religii i kalendarza
okazały się efemerydą. W kilka lat później Papież w Paryżu celebrował
podczas koronacji Napoleona. Francja zawarła konkordat z Kościołem katolickim.
Kalendarz chrześcijański został przywrócony 1 stycznia 1906 r.
Bolszewicy uważali więź religijną za ujemny współczynnik
rozwoju. Zamierzali zniweczyć istniejące religie bez zastąpienia ich nową.
Nową stworzyli mimowiednie. Odrzucali wszelki byt duchowy, samoistny,
oderwany od materii. Szerzyli bezbożnictwo. Pod koniec drugiej wojny światowej
w pogoni za pobitymi Niemcami ciągnęły na Zachód wojska rosyjskie. Padali
żołnierze w walkach. Grzebano zwłoki pospiesznie przy drogach, którymi
wojska ciągnęły. Zdobi je gwiazda pięcioramienna, bolszewicka (także syjońska
- pięcioksiąg Mojżesza). Znak krzyża - godło cmentarzy chrześcijańskich,
świeci nieobecnością. Urzędnicy w Rosji, przydybani na wykonywaniu praktyk
religijnych chrześcijańskich byli usuwani jako podejrzani o nielojalność
wobec rządu.
Słowo religia jest wieloznaczna. Wielu nazywa religiami
wierzenia, zakładające byty duchowe, samoistne, niematerialne, istniejące
poza pod zmysły podpadającą przyrodą, właśnie dlatego nadprzyrodzone,
nadnaturalne, ludziom objawione. Bolszewicy są wyznawcami tej definicji,
a zarazem materialistami zaprzeczającymi istnieniu bytów duchowych, Boga
i nieśmiertelności duszy. Koniecznym następstwem tych dwóch stwierdzeń
głoszenie przez bolszewików, że wszelka religia jest im obca. Oczywiście
nadprzyrodzona i objawiona, ale czy wszelka? Doktryna bolszewicka jest
religią bez Boga, nie mniej jednak religią, ponieważ tkwi w niej pierwiastek
soteriologiczny (zbawiciel po grecku), znamię wspólne religii nadprzyrodzonych
i bolszewizmu. Oba systemy są soteriologiami, wskazywaniem metod zbawienia
ludzi, ich ostatecznego i pełnego uszczęśliwienia. Wyznawcy religii nadprzyrodzonych
oczekują zbawienia pośmiertnego. Bolszewicy rezygnują ze zbawienia ludzi
w życiu pozagrobowym. Obiecują doczesny raj na ziemi. W tym znaczeniu
tworzą nową religię. Dowodem ich dogmatyczna postawa psychiczna, pozbawiona
krytycyzmu naukowego. S...ą pewni bezwzględnie nieistnienia bytów duchowych,
czego przecie rozumowo udowodnić nie można. Uważają swoją doktrynę za
niewątpliwą prawdę absolutną. Okazują gwałtowny brak wyrozumiałości nawet
wobec drobnych odchyleń dogmatycznych. Brak im humoru. Wyżywają się w
masowych manifestacjach uczuciowych. Wytworzyli rytuał swych obrzędów
i masówek. Są entuzjastami, którzy nienawidzą, to znaczy są fanatycznymi
wyznawcami swych wierzeń.
Zrywając z chrześcijańską religią zerwali także z chrześcijańską
moralnością. Głoszą nienawiść, a nie miłość bliźniego. Rzucają posiew
moralności dla nich dogodnej, niepowściągającej jej adeptów skrupułami
sumienia, pomniejszającej brzemię odpowiedzialności. Budzą ślepą wiarę
w deterministyczne kształtowanie się kolei życia ludzkiego. Poniżają człowieka,
odmawiając mu wolnej woli, swobody wyboru między nasuwającymi się ewentualnościami.
Utwierdzając swych wyznawców w przeświadczeniu o konieczności wydarzeń,
zwalniają ich od odpowiedzialności za to, co czynią. Defetyzm moralny
krzewią, uzależniając wszystko od nieuniknionej, koniecznej walki klas,
dowodząc, że tokiem wypadków rządzą bezimienne, nieuchwytne masy, a nie
poszczególne określone jednostki, dowodząc, że instytucja własności prywatnej
jest źródłem wszystkiego złego, że zło odpadnie z chwilą zastąpienia jej
przez własność publiczną. Nauczyciele moralności chrześcijańskiej żądają
od wiernych wysiłku duchowego, panowania nad sobą samym, ujarzmienia własnych
namiętności i popędów. Bolszewicy, mniej wymagający, zalecają leki ponętniejsze.
Propagują panowanie jednych nad drugimi.
Ujarzmienie burżuazji przez proletariat rozwiąże także
zadanie moralnego udoskonalenia człowieka, a dla przyspieszenia tego procesu
należy uprzywilejować roszczących sobie prawo do miana przedstawicieli
proletariatu, upośledzić przeciwników. Bolszewicy wieścili moralność podwójną,
kryjącą w swych fałdach pychę wywyższenia się, która strąciła Lucyfera
do piekła, moralność usprawiedliwiania samolubnych poczynań dobrymi chęciami,
o których wieści nasze polskie przysłowie, że nimi piekło murowane.
41.
Ludzie, sprawujący władzę są narażeni na pokusy, wypływające
z samego faktu jej sprawowania. Troska zachowania posiadanej władzy staje
się często, aż nadto często rozstrzygającą wytyczną ich działalności.
Mało tego. Przeważnie są zdania, że najpewniejszym sposobem zachowania
władzy jest jej rozdęcie przez poddanie coraz większego odcinka działalności
ludzi, którymi rządzą, pod swe wpływy i przez podboje. Sprawującym władzę
trudno zdobyć się na umiar w jej wyzyskaniu. W ich uczuciach i umysłach
ambicja w połączeniu z troską o zachowanie i pomnożenie władzy spychają
na plan dalszy obowiązek dbałości o dobro publiczne, a wysuwają naprzód
ogół działań sprzyjających utwierdzeniu władzy. Jej dzierżyciele kierują
się wymogami dobra publicznego, o ile staraniami o dobro publiczne mogą
się przysłużyć ambicji rządzenia. Ta postawa psychiczna czyni dzierżycieli
władzy podatnymi do postępowania w myśl zasady" cel uświęca środki,
stanowiącej wszędzie i zawsze, jak już Makiawelli zauważył, istotny współczynnik
sztuki rządzenia ludźmi.
Wszelka polityka jest moralnością partykularną, a nie
powszechną, po części makiawelistyczną. Zależnie od czego w mniejszej,
czy w większej mierze? Możność nadużycia władzy, a zatem jej nadużywanie
jest małe w państwach liberalnych, jest małe wtedy, gdy ustrój i obyczaj
publiczny zmuszają rządzących do ujawniania swych poczynań. Politycy,
działający w pełnym świetle wolnej dyskusji i prasy, w świetle debat parlamentarnych,
narażeni na publiczną krytyką swego postępowania nie mogą, choćby chcieli,
powodować się chęcią zachowania i mnożenia swej władzy w stopniu dostępnym
despotom, rządzącym całkowicie w mrokach tajemnicy urzędowej, nierozświetlonej
żadnym promykiem wolnej dyskusji, opancerzonym puklerzem cenzury, nieprzenikliwym
dla strzał krytyki. Zapobiega nadużyciom władzy praworządność, ograniczenie
jej zasięgu, system podziału władz. Możność nadużycia władzy, a wraz z
nią dokonywanie nadużyć rośnie w odwrotnych warunkach. Władza demoralizuje
rządzących i rządzonych w najwyższym stopniu w państwach despotyzmu totalnego,
bo ten ustrój stwarza najwięcej sposobności po temu. Bolszewicy zdobyli
rekord nadużycia władzy, chyba niedościgły w historii, ponieważ zasięgiem
swego despotycznego totalizmu prześcignęli poprzednie wyczyny stosowania
tych metod rządzenia. Bliższe wniknięcie w politykę bolszewicką dostarcza
przekonywujących dowodów słuszności tezy, wedle której demoralizujący
wpływ władzy na rządzących i na rządzonych przejawia się najjaskrawiej
w wypadkach skupienia despotycznej i totalnej władzy w ręku nieodpowiedzialnych
dyktatorów.
Protoplaści duchowi rewolucji francuskiej i jej działacze
uczynili, że naczelnym zadaniem osób, sprawujących władzę w państwie jest
moralne udoskonalenie obywateli. Zgodnie z tą zasadą głosili praworządne
przykazanie osiągania godziwych celów godziwymi środkami. Robespierre,
który ciągle wzorem swego mistrza, Jana Jakuba Rousseau prawił o cnocie,
który Francję chciał przekształcić w "republikę cnoty", odżegnywał
się wielokrotnie od nauk Makiawellego, wyrozumiałego sędziego polityków
oskarżanych o uświęcanie godziwości celów niegodziwości środków. Rewolucjoniści
rosyjscy uważali za swe główne zadanie narzucenie ludzkości komunizmu,
samo przez się wystarczająco zabezpieczające jej moralne udoskonalenie.
Rewolucja, a nie nauczanie cnoty było ośrodkiem ich zainteresowań. Ograniczali
się do piętnowania obłudnych, burżuazyjnych deklamacji o cnocie. Inspiratorzy
i sprawcy rewolucji rosyjskiej na długo przed jej wybuchem opowiedzieli
się wyraźnie za makiawelizmem.
Bolszewicy, prym wiodący w tym względzie, czuli się powołanymi
do zbawienia ludzkości. Ufni w siebie, skromnością nie grzeszący, silni
jednostronnością i subiektywizmem, wyprani z wszelkich skrupułów, hamujących
wolę do czynu, z wszechstronności i obiektywizmu, wsłuchani jedynie w
głos sumienia komunistycznego, odmawiali uznania jakimkolwiek ogólnie
obowiązującym przykazaniom moralnym. Zdaniem bolszewików przysługuje im
- im wyłącznie - prawo, a nawet ciąży na nich obowiązek dążenia do osiągnięcia
celu wszelkimi środkami, zgodnymi z nakazami oraz zakazami prawa i moralności,
niemniej także środkami, sprzecznymi z przepisami prawa i moralności,
o ile ich zastosowanie będzie przez nich uznane za właściwy sposób dojścia
do celu. Celem - zdobycie i utrzymanie przez nich władzy w Rosji, celem
godziwym, ze wszech miar moralnie uzasadnionym, usprawiedliwiającym w
pełni stosowanie także niegodziwych środków jego osiągnięcia, ponieważ
ziszczenie tego celu stanowi jedyny, ale niezawodny środek zburzenia na
całym świecie ustroju kapitalistycznego, stwarzającego przywileje na korzyść
garstki kapitalistów, krzywdzącego liczne rzesze proletariuszy i zbudowania
na gruzach kapitalizmu wszechświatowego ustroju komunistycznego, zapewniającego
niewątpliwie wszystkim ludziom sprawiedliwość, pokój, bogactwo, zniweczenie
zła i wszelkich dolegliwości, szczęście w życiu doczesnym, nieoszukującego
ludzi obietnicami szczęścia w życiu wiecznym. Osnową ich doktryny podporządkowanie
rozgraniczenia prawdy i fałszu, zła i dobra, piękna i szpetności naczelnemu
rozróżnieniu pożytku i szkodliwości dla realizacji celów. Wedle bolszewików
to, co pożyteczne dla nich jest zarazem prawdą, dobrem i pięknem, a to,
co kłodą na ich drodze, jest fałszem, złem i szpetnym. Bolszewicy szczycą
się jawnie tym ujęciem zagadnienia.
Ich makiawelizm jest radykalniejszy, mniej subtelny i
skrupulatny, niż makiawelizm twórcy tego systemu moralności politycznej.
Makiawelli uznawał za objaw moralnie ujemny nieprzebieranie w środkach
osiągnięcia celu, powszechnie, jego zdaniem, stosowane w walkach o zdobycie
i zachowanie władzy, bez względu na to, jakim celem, moralnie dodatnim
czy ujemnym, współzawodnicy usprawiedliwiają niegodziwość środków. Prze
trybunał sumienia nie pozywał sprawców tego przestępstwa, ponieważ ludzie
byli i będą pod tym względem niepoprawni. Nie chciał wygłaszać kazań,
których bezowocności był pewien. Jednak apelował do dobrze zrozumianego
własnego interesu polityków, skorych do nieprzebierania w środkach uzyskania
sukcesów. Przestrzegał, że nadużywanie tej metody wiedzie do skutków wręcz
przeciwnych zamierzeniom. Dowodził, że zdobywanie władzy środkami niegodziwymi
jest bardziej uzasadnione i mniej ryzykowne, niż posługiwanie się tą metodą
wtedy, gdy chodzi o utrzymanie władzy w swym ręku. Ubolewając nad stosowaniem
w sporach politycznych zasady: "cel uświęca środki" pocieszał
się spostrzeżeniem, że w sferze prywatnej nawet ci sami, którzy tak mało
okazują skrupulatności w swych poczynaniach politycznych, postępują bardziej
zgodnie z przykazaniami sumienia.
Bolszewicy nie krępują się ograniczeniami, wytyczonymi
przez florenckiego teoretyka sztuki rządzenia. Doktryna moralna bolszewicka
zakłada, że wszystkie ułomności obyczajowe, a więc także usprawiedliwianie
godziwości celów niegodziwością środków są wynikiem ustroju kapitalistycznego,
że zatem znikną w chwili zastąpienia kapitalizmu komunizmem. Uważają ustrój
komunistyczny za jedyny, ale niezawodny sposób całkowitego moralnego uzdrowienia
ludzkości. Szkoda czasu i atłasu na wszelkie inne wysiłki. Zgodnie z tym
poglądem bolszewicy, głosząc dopuszczalność osiągania celów niegodziwymi
środkami, w przeciwieństwie do Makiawellego nie wyrazili zapatrywania,
że podobne postępowanie jest jednak zjawiskiem w zasadzie moralnie ujemnym.
Pominęli także Makiawellego rozróżnienie metod zdobywania i zachowywania
władzy. W jednym i w drugim wypadku uznawali stosowanie niegodziwych środków
za równie uzasadnione. Opowiedzieli się za moralnością podwójną, sprzeczną
z postulatem powszechności norm etycznych, ale zupełnie odmienną od skonstruowanej
przez Makiawellego. Ich rozróżnienie dwóch moralności wywodzi się z przykazania:
"obowiązkiem to, co mają robić inni". Osiąganie przez nich niegodziwymi
środkami godziwych celów jest ze wszech miar chwalebne, ponieważ stosują
tę zasadę w służbie odmiany komunizmu przez ich zalecanego, stanowiącej
jedynie sprawiedliwy ustrój współżycia ludzkiego. Złe i karygodne jest
postępowanie podobne przeciwników, krzywdzących proletariat gwoli zachowania
swych przywilejów. Obowiązkiem przeciwników jest dążyć do celu wyłącznie
godziwymi środkami. Bolszewicy zastrzegają sobie monopol odmiennego postępowania.
W Rosji bolszewickiej Makiawellego spostrzeżenie o poprawniejszej
obyczajowości, przestrzeganej w sferze prywatnej, nie znalazło potwierdzenia.
Zabrakło warunków po temu. Państwo ograniczając niepomiernie własność
prywatną, przejmując w swój zarząd niemal całokształt gospodarczej działalności
społeczeństwa - o tej ewentualności nie było mowy wtedy, gdy Makiawelli
pisał - upolityczniło sferę prywatną także moralnie. W Rosji uświęcanie
środków godziwością celów jest szeroko rozpowszechnione także w życiu
prywatnym.
Zachodzi jeszcze jedna różnica między moralnością Makiawellego
i bolszewicką. Racjonalista Makiawelli zalecał przestrzeganie umiaru.
Fanatyczni bolszewicy wyrażali wprost przeciwnie zapatrywania. Nawoływali
do radykalizmu. Postępowali zgodnie z tym drogowskazem. Stosunkowo długo
ich radykalizm popłacał. W końcu stał się źródłem klęski, jednocząc przeciw
nim tych, którym zagrażał.
Bolszewicy zwyciężyli pod sztandarem doktryny celowej,
a zatem obmyślanej, sformułowanej i rozpowszechnianej jako środek osiągnięcia
celu, jako narzędzie działania, skutkiem czego cel przesądził o treści
doktryny. Stanowił jej zupełnie wystarczające uzasadnienie. Doktryna bolszewicka
zgodnie ze swym przeznaczeniem była ściśle dostosowana do celu. Sprawność
w działaniu - oto naczelne kryterium, a zarazem ostateczny sprawdzian
doktryny bolszewickiej, podobnie jak każdej innej doktryny celowej. Bolszewicy
ziścili w swych wierzeniach logikę serca. Nie krępowali się logiką rozumu.
Nie dbali o stworzenie systemu racjonalnie przemyślanego, o zgodność wniosków
z założeniami, o unikanie sprzeczności, o prawdziwość faktów przez nich
przytaczanych. Głosili doktryny wprost sprzeczne. Kazali wiernym wierzyć
w rzeczywistość urojoną, zgoła odmienną od prawdziwej, o ile byli zdania,
że takie, a nie inne sformułowanie okaże się skutecznym sposobem osiągnięcia
upragnionego celu.
W 1912 r. poczęli wydawać w ówczesnym Petersburgu pismo
codzienne "Prawda". Lenin i Stalin należeli do grona założycieli
i redaktorów gazety, która wychodziła przez lat z górą czterdzieści, jako
oficjalny organ partii komunistów bolszewików. Wybór tytułu pisma świadczy
jak najlepiej o ich talencie wprowadzania w błąd czytelników dla dobra
sprawy. Bolszewicy zgodnie z zamierzeniami podawali w "Prawdzie"
informacje, zdolne przyczynić się do zdobycia i zachowania przez nich
władzy bez względu na to, czy uważali je za prawdziwe, czy za fałszywe.
Jednak równocześnie powodowali się trafnym wyczuciem, iż odda im usługi
wzbudzenie wśród czytelników wiary w ich przedmiotową i absolutną, a nie
celową prawdomówność i że wybór właśnie tego tytułu właściwym sposobem
wszczepienia w masy owej wiary. Zapewne żadne inne pismo na świecie nie
szerzyło tyle kłamstw i fałszów, co "Prawda" bolszewicka.
Przeciwnicy bolszewików wystąpili z krytyką ich prawdomówności.
Oskarżeni nie pozostali dłużnymi odpowiedzi. Bronili się argumentem identycznym
z wytoczonym w sądzie przez złodzieja, który wobec udowodnienia mu winy
ponad wszelką wątpliwość krzyknął: "pan prokurator także kradnie",
zapominając, że to twierdzenie, choćby prawdziwe, nie umniejsza jego winy,
jeno ją przygważdża. Na dobitek, wysuwając ten argument uznali za korzystne
zaprzeczyć sobie samym. Pisali i opowiadali o istnieniu wyłącznie prawd
celowych, rzekomo jedynie dostępnych naszemu poznaniu. Jego to ograniczoność
w tym względzie zmusza wszystkich do posługiwania się li tylko prawdami
celowymi. Zapewniali równocześnie, że oni jedni są w posiadaniu prawdy
istotnej, prawdziwej niezależnie od przysparzania korzyści lub szkody,
prawdziwej absolutnie.
Na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz przy
innych sposobnościach bolszewicy nieraz występowali jako krytycy przeinaczania
prawdy i niepraworządności swych przeciwników. Domagali się zapewnienia
jak najszerszych praw obywatelskich mieszkańcom państw innych. Piorunowali
przeciwko ograniczaniu wolności dyskusji i zgromadzeń, działalności stronnictw,
a zwłaszcza stronnictwa komunistycznego, wyjazdu lub przyjazdu działaczy
politycznych, popierających Rosję. Nie negując zasadniczej słuszności
stanowiska, zajętego przez bolszewików, zaczepieni wyrażali zdziwienie,
że oskarżyciele nie świecą przykładem. Wykazywali, że ograniczenia rosyjskie
są bardziej krępujące i mniej uzasadnione. Wypominali władcom Rosji sprzeczność
między postępowaniem wobec własnych poddanych, a postulatami wyrażanymi
pod adresem innych rządów. Zakładali moralność powszechną ci, co wytykali
sprzeczność bolszewikom. Wyciągali słuszny wniosek ze swego założenia,
ale niezdolny przebić pancerza podwójnej moralności, którym uzbroili się
rosyjscy komuniści. Korzyści przynosił im despotyzm w Rosji i w krajach
od nich zależnych oraz liberalizm państw innych, ułatwiający zagranicznym
komunistom wywołanie rewolucji u nich w kraju i poddanie ich ojczyzny
bolszewickim rządom rosyjskich komunistów. Polityka utwierdzania despotyzmu
w Rosji i popierania liberalizmu poza jej granicami, szczelnie zamkniętymi
dla dopływu świeżego powietrza z zagranicy, była jednolicie, konsekwentnie
obmyślanym systemem ziszczenia pod egidą Rosji wszechświatowego bolszewizmu,
którego wodzowie przybrali tytuł komunistów.
Bolszewicy uznali za stosowne legalizować swoje częste
mijanie się z prawdą powoływaniem się na dobro sprawy, której służą. Przebieg
wypadków stwierdza niewątpliwie, że ich metoda postępowania okazała się
w ostatecznym wyniku korzystnym sposobem zdobycia i długiego utrzymania
się przy władzy, choć przynosiła im obok korzyści także szkody. Opowiadając
o celowości swych "prawd", narażali się na posądzanie o rozmyślne
szerzenie kłamstw i fałszów nawet wtedy, gdy mówili prawdę, bo podejrzewano,
że zawsze, a co najmniej niemal zawsze, kłamią. Gwoli przeciwdziałania
szkodliwym następstwom owej bolszewickiej prawdomówności wystawili sobie
patent wyłącznego posiadania i obwieszczania prawdy przedmiotowej, popadając
w oczywistą sprzeczność z twierdzeniem także przez nich wypowiadanym,
że wszystkie prawdy ludzkie są celowe. Doskonały makiawelista postępuje
tak, jak Fryderyk Wielki, który zaczął od wydrukowania rozprawy, zawierającej
potępienie makiawelizmu, a zaraz potem stosował go w swych poczynaniach
politycznych. Dlaczego bolszewicy, zamiast pójść tą drogą, woleli zająć
stanowisko sprzeczne samo w sobie, oczywiście nonsensowne? Widocznie przypuszczali,
że korzyści wybrania tej drogi przeważą szkody. Nie pomylili się. Ich
podejście do sprawy okazało się przez dłuższy czas popłatne. Nie zawiedli
się, spekulując na łatwowierność bezkrytycznych szerokich mas i na atrakcyjność
obietnic, których nie szczędzili, zaistnienia raju na ziemi wtedy, gdy
zwyciężą. Masy okazały się wrażliwe na złudne miraże przyszłości, a niezdolne
dostrzec nonsensów i kłamliwości propagandy bolszewickiej.
'Bolszewicy wieścili doktrynę nie tylko prawdy celowej,
ale także celowej słowności: dotrzymywanie przyrzeczeń jest wskazane,
o ile przynosi korzyść. Jeśli grozi stratami, zobowiązanemu wolno, a nawet
winien uchylić się od wykonania umowy. Szereg państw, powołując się na
oświadczenia tej treści przywódców bolszewickich, sprawujących władzę
w Rosji, przez długie lata był głuchym na ich nawoływania o uznanie rosyjskiego
rządu bolszewickiego i o nawiązanie z nim stosunków dyplomatycznych. Państwa
te odmawiały wezwaniom o wysłanie posłów do Moskwy, wychodząc z założenia,
że nie godzi się darzyć uznaniem rząd, którego przedstawiciele otwarcie
lekceważą obowiązek zachowywania dobrej wiary w stosunkach między ludźmi,
prawdomówności, dotrzymywania przyrzeczeń, stanowiący podwalinę wszelkiej
moralności zarówno publicznej, jak prywatnej oraz z założenia, że zawieranie
jakichkolwiek porozumień i umów z rządem bolszewickim jest bezcelowe.
Po co rokować, jeśli jedna ze stron z góry poddaje w wątpliwość wypełnienie
przyjętych przez nią zobowiązań?
Z początkiem r. 1933 Hitler objął władzę w Niemczech.
Z końcem tego roku Niemcy wystąpiły z Ligi Narodów i poczęły sposobić
się do krwawego rewanżu. Francuscy mężowie stanu puścili się w pogoń za
sprzymierzeńcami, którzy by im dopomogli w walce z Niemcami. Nie byli
wybredni w wyborze sprzymierzeńców. Herriot, Barthou pielgrzymowali do
Moskwy. W roku następnym wprowadzili Rosję bolszewicką do Ligi Narodów.
Wszystkie państwa głosowały za przyjęciem Rosji do Ligi Narodów z wyjątkiem
Szwajcarii, Holandii, Portugalii. Te trzy państwa nie utrzymywały wówczas
stosunków dyplomatycznych z Rosją sowiecką i najdłużej na tym stanowisku
wytrwały. Ich przedstawiciele, wierni zasadom moralności chrześcijańskiej
oświadczyli, że społeczność międzynarodowa może skutecznie spełnić swe
zadanie tylko wtedy, jeśli jej wszyscy członkowie będą się poczuwali do
obowiązku przestrzegania dobrej wiary we wzajemnych stosunkach, prawdomówności
i dotrzymywania przyrzeczeń. W grudniu r. 1939 Rosja została wykluczona
z Ligi Narodów jako winna agresji na Finlandię. Stany Zjednoczone dopiero
w r. 1933 uznały Rosję bolszewicką. Nie utrzymywały z nią stosunków przez
poprzednich 16 lat jej istnienia. Zmieniły stanowisko pod wpływem obaw,
zrodzonych na skutek wzmożonej zaborczości japońskiej. W pięć lat po pobiciu
razem z Rosją Niemiec Hitlera i Japonii rząd Stanów publicznie stwierdził
niedotrzymywanie przyrzeczeń przez Rosję i rzucił hasło osądzania Rosji
wyłącznie na podstawie czynów z wykluczeniem brania pod uwagę słów i podpisów
na dokumentach układów międzynarodowych, składanych przez jej przedstawicieli.
Minister spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych publicznie stwierdził,
że Rosja Stalina złamała więcej umów międzynarodowych, niż Niemcy Hitlera.
Na złodzieju czapka gore. Bolszewiccy gieroje w przystępach
szczerości zastrzegali sobie wyłączne prawo agresji. Odmawiali je innym.
Gdy im było poręczniej występować w roli niewiniątek, wyrzekali się uroczyście
wszelkiej agresji, w dowód czego bez zająknienia podpisywali liczne umowy
o nieagresji, które dotrzymywali tak długo, póki ta, a nie inna polityka
ich interesom odpowiadała. Celem umocnienia tych międzynarodowych układów
wypracowywali definicję agresji, mającą zapobiec usprawiedliwianiu agresji
elastycznym interpretowaniem tego pojęcia przez wyrzekających się agresji.
Zawarli osobną umowę międzynarodową w Londynie w lipcu 1933 r., której
przedmiotem było przyjęcie przez podpisujących tę umowę uzgodnionego między
nimi określenia pojęcia napaści jednego państwa na drugie. Najazdy bolszewickie
na państwa, wobec których zobowiązali się do niepodejmowania agresji podpadały
pod ich definicję agresji - żadna pociecha dla ofiar napaści. Ostatnio
na posiedzeniach O.N.Z. bolszewicy wystąpili z wnioskiem zawarcia ponownego
umowy w sprawie określenia pojęcia napaści. O.N.Z. nie uchwaliła ich wniosku.
Farbowane lisy nie znalazły odbiorców. Ustawy o ochronie pokoju i karygodności
propagandy wojennej ogłoszone w Rosji i w krajach jej podległych na przełomie
lat 1951 i 1952 także nie wzbudziły wiary w bolszewicką pokojowość. Rosyjski
przymus wyznawania pacyfizmu i uczestniczenia w propagandzie pacyfistycznej
wzmógł obawy, że Rosja żywi zamiar użycia przymusu w stosunku do państw
innych. Ludziom nieobałamuconym frazeologią rosyjską trudno było uwierzyć,
że państwo bolszewickie tak wojennie nastawione wobec własnych poddanych,
podniecające do walki klas, winne niejednej agresji, od chwili ogłoszenia
ustawy o ochronie pokoju ni stąd, ni zowąd przedzierzgnie się w anioła
pokojowości międzynarodowej.
Ustrój państwa bolszewickiego zgodnie z założeniami i
celami systemu jest totalny, wszechogarniający całą działalność poddanych.
Bolszewicy rozciągnęli swoje pojmowanie prawdomówności i słowności na
naukę, literaturę i sztukę. Z podporządkowaniem swoim celom formułowania
i głoszenia wszelkiej prawdy wynika podporządkowanie ich celom nauki.
Ludzie zachodniej cywilizacji, zamieszkali w krajach wolnej nauki, nieupolitycznionej,
samoistnej w stosunku do polityki, uważają, że służą nauce tylko ci, którzy
usilnie dążą do wykrycia przedmiotowej prawdy bez względu na jakiekolwiek
korzyści lub straty, które by stąd dla kogokolwiek wyniknąć mogły. Inaczej
w państwie bolszewickim. Tam naukowcy są zmuszeni do wykrywania i obwieszczania
"prawd", zdolnych oddać usługi w procesie realizacji bolszewickich
celów. Cenzorowie ustanowieni przez władze polityczne dbają o to, ażeby
uczeni drukowali, wypowiadali z katedr uniwersyteckich i głośników radiowych
tylko prawdy uznawane za pożyteczne przez władze, prawdy bolszewickie.
W te same karby ujęto liter turę i sztukę. Ta akcja została przybrana
w szatę realizmu i formalizmu. Dozwolona, pożyteczna w rozumieniu władz,
literatura i sztuka została nazwana w żargonie bolszewickim realistyczną.
Wszelka inna, formalna, to znaczy szkodliwa w oczach władz jest gorliwie
tępiona.
Bolszewicki makiawelizm wycisnął signum indelebile na
bolszewickiej teorii postępu.
42.
Rewolucjoniści francuscy wierzyli w dogmat dobroci pierwotnej
natury ludzkiej. Z tego założenia apriorystycznego, niepopartego żadnymi
dowodami, wysnuli wniosek, że można ludzkość udoskonalić trwale i znacznie.
Perfektybiliści (perfectus po łacnie, po polsku doskonały), wierzący w
postęp ludzkości, w nastanie ery powszechnej wolności i równości, powszechnego
braterstwa, byli politykami, a zarazem moralistami. Uzależniali udoskonalenie
jednostek i ich współżycia od równoczesnego, pomyślnego spełnienia dwóch
zadań, z których każde stanowi niezbędny warunek ziszczenia drugiego.
Domagali się zreformowania ustroju politycznego. Wysławiali postulat podjęcia
przez uczestników społeczności ludzkich wysiłków dźwignięcia wzwyż ich
działalności intelektualnej i postępowania moralnego. Spodziewali się
nadejścia ery doskonałego współżycia ludzi jako nagrody za trud opanowania
i wyrzeczenia się złych skłonności. Odrzucali dwie ostateczności: teorię
tych, którzy zrezygnowali z beznadziejnej ich zdaniem walki o naprawę
Rzeczypospolitej, a ograniczali się do propagowania ideału udoskonalenia
moralnego jednostek. Odrzucali także pogląd, wedle którego reformy polityczne
same przez się doprowadzić mogą do udoskonalenia jednostek i ich współżycia
bez równoczesnego wysiłku intelektualnego i moralnego z ich strony.
Ojcowie duchowi rewolucji francuskiej oraz wykonawcy
ich programu w dwóch pierwszych latach rewolucji chcieli osiągnąć liberalne
cele liberalnymi środkami. Unikali maksymalizmu w ustalaniu zarówno celów,
jak niemniej środków ich osiągnięcia. Stan doskonały wyobrażali sobie
jako ograniczenie przymusu państwowego do rozmiarów niezbędnie potrzebnych
gwoli zabezpieczenia pokojowego współżycia ludzi. Nie byli anarchistami,
wierzącymi w możliwość zaistnienia ustroju bezpaństwowego, eliminującego
wszelki przymus w pożyciu ludzkim. Wyobrażali sobie przyszłość przez siebie
upragnioną jako stopniowy, ciągły proces rozluźniania więzów krępujących
jednostkę, doprowadzający tym sposobem zdolności jednostek do pełnego
rozkwitu. Pomysł wszechmocy despotycznego państwa, ziszczającej zniesienie
państwa, gdyby im był znany, wywołałby wśród nich tylko uśmiech politowania
nad tak bezdenną aberracją rozumu ludzkiego. Chcieli upowszechnić własność
prywatną środków konsumpcji (majątków użytkowych), jak niemniej środków
produkcji (kapitałów, majątków wytwórczych). Ograniczenie własności prywatnej,
a tym bardziej jej zniesienie uważali za zamach na wolność jednostek.
Rosyjscy rewolucjoniści, śladem Marksa mono.... polityki
[maszynopis nieczytelny - przyp. red.] i walki o władzę, a nie moraliści
byli podobnie jak francuscy perfektybilistami pragnącymi postępu, wyznawcami
wiary w jego możliwość, a nawet poszli o krok dalej. Wierzyli w konieczność
postępu wbrew rewolucjonistom francuskim, kształtującym swe ideały na
fundamencie wolnej woli, a nie determinizmu dziejowego. Zapatrywali się
na istotę natury ludzkiej równie dogmatycznie, apriorycznie bez poparcia
swego stanowiska jakimikolwiek dowodami, jak ich francuscy protoplaści.
Jednak ujmowali istotę natury ludzkiej całkiem odmiennie. Nie wierzyli
we wrodzoną dobroć człowieka. Nie wierzyli także w ułomność natury ludzkiej.
Poniżali godność człowieczeństwa odmawianiem człowiekowi wolnej woli i
zdolności stanowienia o sobie. Wysuwali dogmat o zależności postępowania
i obyczajów od postępów techniki. Wystarczało im stwierdzenie, że człowiek
posiada zdolność uskuteczniania wynalazków i ich stosowania. Stąd wyprowadzali
całokształt postępowania i obyczajów.
Nie godził się ich maksymalizm z liberalizmem francuskich
rewolucjonistów. Popadli w rojenia utopistyczne. Opowiedzieli się za liberalizmem
najskrajniejszym, za anarchią, za zniesieniem przymusu wykonywanego przez
państwo i wszelkiego innego. Wydawało im się pożądane i możliwe współżycie
ludzi bez wyłonienia spośród nich jakiegokolwiek rządu. Nie poskąpili
odpowiedzi na pytanie, jak dojść do realizacji tego ideału? Francuzi wyrażają
łatwość przeskakiwania z jednej ostateczności w drugą przysłowiem: ostateczności
stykają się ze sobą. W duszy rosyjskiej zetknęły się ze sobą anarchia
i despotyzm. Dzieje Rosji od zarania bytu państwowego są serią despotyzmów
rożnego natężenia, przeplataną wybuchami anarchii. Ten się w pewnej mierze
tłumaczy, że rosyjscy rewolucjoniści uznali totalny despotyzm, znoszący
własność prywatną kapitałów, poszerzający zasięg działalności państwa
aż do całkowitego unicestwienia swobody jednostek, za właściwą drogę urzeczywistnienia
anarchistycznego ideału. Nie żądali od ludzi żmudnego wysiłku moralnego.
W zastosowaniu udoskonaleń technicznych dojrzeli akompaniament despotyzmu,
wystarczający w połączeniu z nim do udoskonalenia ludzkości. Widoczny
w tej koncepcji upadek ducha ludzkiego, którego nie stali się winni francuscy
rewolucjoniści, uznali za rękojmię postępu. Naiwny pomysł budowania postępu
na zastąpieniu pobudek moralnych zastosowaniem ulepszeń technicznych świadczy
o spospolitowaniu do cna zagadnienia postępu przez rewolucjonistów rosyjskich.
Lenin od zarania swej działalności porażony zupełną ślepotą
moralną, gdy objął władzę, mawiał, że socjalizm to "dyktatura proletariatu
plus elektryfikacja". Mniemał, że jego dyktatura jest ziszczeniem
pierwszej połowy zadania i że po zelektryfikowaniu kraju dzieło socjalistycznego
uszczęśliwienia ludzkości będzie dokonane. Nie przychodziło mu na myśl,
że ludzie biją się nie tylko o bogactwa, ale także o rozkosz władania
bliźnimi, o honory, o kobiety. Sobelsohn z Tarnowa, pseudonim Radek, uczeń
Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1903-1905, wielka figura w szczupłym
gronie wodzów bolszewizmu, mniej twardego charakteru, ale inteligentniejszy
niż Lenin, na boku natrząsał się z mistrza. Trawestował jego slogan. Szeptał:
"socjalizm, to dyktatura Lenina plus mistyfikacja". Mało czołobitne
sarkazmy Radka korciły obraźliwego Stalina, zazdroszczącego mu jego błyskotliwego
dowcipu. Radek w r. 1936 został skazany na 10 lat więzienia za spiskowanie
przeciw dyktatorowi, poczym słuch o nim zaginął.
Francuscy pisarze polityczni XVIII wieku rozpatrywali
obszernie teorię postępu. Bolszewicy okazują dużą wstrzemięźliwość w dociekaniu
istotnych znamion postępu, a zarazem wielką gorliwość i zręczność w propagandowym
użytkowaniu popularności tego hasła. Postępują zgodnie z metodą stale
stosowaną w podobnych sytuacjach. Wiedzą, że ludzie łączą akcent sublimujący
ze słowem postęp, a pejoratywny z wyrażeniem reakcja. Postępowość jest
wartościowana dodatnio, reakcyjność ujemnie. W tym spostrzeżeniu bolszewicy
odkryli klucz do rozwiązania zagadnienia. Przyznali sobie wyłącznie rangę
postępowej ludzkości. Swych przeciwników ochrzcili w czambuł mianem reakcjonistów.
Terminologia bolszewicka łączy tylko to jedno znaczenie ze słowami postęp
i reakcja. Z końcem sierpnia 1939 roku Stalin i Hitler zawarli układ o
jeszcze jeden podział ziem polskich. Przed zawarciem układu literatura,
prasa, radio w Rosji przepełnione były obelgami pod adresem reakcyjnych
rządów Hitlera. Z chwilą podpisania umowy ustały zarzuty reakcyjności.
Poczęto nawet dopatrywać się pewnych oznak postępu w Niemczech. Taki był
ton wypowiedzi radzieckich aż do połowy 1941 roku, do dnia zaatakowania
Rosji przez Niemcy. Odtąd literatura, prasa, radio w Rosji ze zdwojoną
gwałtownością atakuje reakcyjność niemiecką. W roku 1949 powstaje "Ludowa"
republika wschodnio-niemiecka. Natychmiast Niemcy w niej zamieszkali zostali
zaawansowani do rangi uczestników postępowej ludzkości. Mieszkańcy Niemiec
Zachodnich, sprzymierzeni z Anglosasami i Francją, zostali zaznaczeni
piętnem ciurów obozu reakcyjnego.
43.
W Goethego Fauście szatan Mefisto udziela porad studentowi,
zapisującemu się na uniwersytet"
"Im Ganzen - haltet euch an Worte!
Dann geht ihr durch die sichere Pforte
Zum Tempel der Gewissheit ein,"
a gdy uczniak zarzuca, że przecie słowu musi odpowiadać
pojęcie, Mefisto uspokaja:
"Denn eben wo Begriffe fahlen,
Da stellt ein Wort zur rechten Zeit sich ein".
Bolszewicy zastosowali rady Mefista.
Spośród czterech wymienionych bolszewickich sposobów
zastępowania argumentacji rozumowej żargon przez nich ukuty zasługuje
na baczną uwagę jako wzór zyskiwania serc zawracaniem głowy. Artystami
słowa nie byli, ale magię słów rozumieli. Umieli wyzyskać ich magiczny
wpływ. Gierkami terminologicznymi oduczali myśleć, ażeby łatwiej rządzić.
Potrafili ozłocić swe podstępy akcentem pozornej szczerości, wykrzesanym
z głębin ich fanatyzmu.
W bolszewickim słownictwie politycznym przeciwstawność
postępu i reakcji pokrywa się z antytezami"
przyjaciele i wrodzy ludu,
narody miłujące pokój i imperialistyczni agresorzy (vulgo
podżegacze wojenni)
internacjonaliści i kosmopolici,
komuniści i faszyści
proletariusze i burżuje (vulgo kapitaliści)
bolszewicy i mienszewicy.
Słowa "postęp" oraz wypisane po lewej stronie
tego zestawienia są synonimami, oznaczającymi solidaryzowanie się przymusowe,
rzadziej dobrowolne z bolszewicką Rosją. Synonimami są także słowa "reakcja"
oraz wypisane po prawej stronie tego zestawienia. Wszystkie nie wyrażają
nic innego jeno nieprzyjazny stosunek do bolszewickiej Rosji.
Zwolennicy międzynarodowej współpracy pod egidą Rosji
to cnotliwi internacjonaliści. Grzeszni kosmopolici pragną zjednoczenia
narodów pod egidą Stanów Zjednoczonych. Jugosławia Tita była krajem komunizmu
(wedle terminologii bolszewickiej, recte kapitalizmu państwowego) aż do
roku 1948. Wtedy Tito zerwał przymierze z Rosją i wszedł w porozumienie
z Zachodem. Od tej chwili Jugosławia, choć nie zmieniła swego ustroju,
została zdegradowana do rządu krajów burżuazyjnych, rządzonych przez faszystowskich
zbrodniarzy. Oczywiście Tito twierdzi, że tylko on jeden jest prawdziwym
komunistą, że przejrzał chytrego Stalina, który powodowany skrajnym nacjonalizmem
i despotyzmem, umyślnie fałszując istotny stan rzeczy, podszywa się pod
hasło komunizmu, ażeby oszukiwać lud.
W słownictwie bolszewickim przeciwstawienie postępu i
reakcji stanowi wyłącznie jeden z arkanów propagandy. Bolszewickie pojęcia
łączone z tymi dwoma słowami, zawierają li tylko treść celową. Bolszewicy
wykluczają z zakresu tych pojęć jakiekolwiek przedmiotowo prawdziwe odtworzenia
rzeczywistości. Zupełnie tak samo rozumieją przeciwstawienie materii i
formy. Z używaniem tych dwóch słów nie łączą żadnej określonej treści
ani teorio-poznawczej, ani metafizycznej. Ich przeciwstawienie materii
i formy jest jedynie propagandą. Afiszują się wyznawcami materializmu,
a stąd wszystko, co im w danej chwili dogadza, określają mianem zjawisk
materialnych, to, co im szkodzi nazywają zjawiskiem formalnym. Akcent
sublimujący wiążą z materializmem, pejoratywny z formalizmem. Przeciwstawiają
materialnym (proletariackim) doktrynom naukowym, płodom literackim i artystycznym,
formalną (burżuazyjną) naukę, literaturę i sztukę. Zioną oburzeniem na
formułowanie nauki o dziedziczności, w którego zanadrzu tkwią konsekwencje,
uzasadniające ujemną ocenę ich polityki i agitacji. Tej "formalnej"
genetyki nie wolno uczyć. Istnieje przymus wykładania genetyki "materialnej",
bardziej politycznej, niż biologicznej. Poeci otrzymują zamówienia "społeczne"
na pisanie wierszydeł, wychwalających rewolucję. Władze tej literaturze
przyznają rangę literatury materialistycznej w przeciwstawieniu do potępionej
literatury formalnej, obejmującej utwory nie tylko przeciwne ich polityce,
ale także politycznie neutralne. Nie wolno być w Rosji neutralnym. Przylepianie
etykiet materialistycznych lub formalistycznych jest próbą ukrycia w przebraniu
naukowym całkowitej tendencyjności tego przeciwstawienia, próbą nadania
mu pozorów obiektywizmu.
Używanie słów rzekomo w znaczeniu powszechnie przyjętym
przy równoczesnym przypisywaniu im pojęć odmiennych, często wprost przeciwnych
stanowi chwyt propagandowy, najczęściej stosowany. Zmiana nomenklatury
nie wyczerpuje procederu. Bolszewicy nazywają buki dębami. Zmieniają za
jednym zamachem nazwę i naturę buków. Powiadają, że łączą ze słowem dąb
pojęcie ogólnie przyjęte, po wtóre, że buk jest istotnie dębem, a nie
bukiem. To nie zapamiętałość rewolucjonistów, palących żądzą przewracania
wszystkiego do góry nogami. "Jest metoda w tym szaleństwie",
pociągnięcie na szachownicy politycznej ze wszech miar wyrachowane. Bolszewicy
wyzyskują starannie i umiejętnie olbrzymią siłę sugestywną słów takich,
jak rewolucja, postęp, praworządność, wolność. Wiedzą, że są wartościowaniem
sublimującym, magnesem, ciągnącym masy w orbitę ich władztwa. Podsuwają
pod nie treść sprzeczną z wyobrażeniami i nadziejami, które masy z nimi
wiążą. Spodziewają się, że masy nierychło połapią się w ich grze. Lubują
się w słowach o znaczeniu nieokreślonym, właśnie dlatego nadającym się
do wzbudzania pojęć, sprzecznych z rzeczywistością. Nie krępują ich ani
etymologia, ani logika. Oto kilka kwiatków, uszczkniętych na niwie ich
słownictwa.
Rewolucja i przymiotniki urobione od tego słowa stanowiły
walny oręż bolszewickiej agitacji. Po zagarnięciu władzy rewolucyjnymi
sposobami działania bolszewicy, podobnie jak inni parweniusze polityczni,
stali się konserwatystami, dbałymi o zachowanie w swym ręku zdobytej władzy
i oportunistami, dostosowującymi do tego celu swą działalność podporządkowującymi
temu celowi wykonanie programu, na zasadzie którego zwyciężyli. Przyznawaniem
się do zmienionej postawy nie kompromitowali się. Przybierali nadal pozę,
nieubłaganej, rewolucyjnej, najskrajniejszej lewicowości. Im więcej czynili
kompromisów, tym częściej i zapalczywiej gardłowali o swej bezkompromisowości,
tym gorliwiej piętnowali przeciwników mianem oportunistów. Pozostawali
rewolucjonistami w tym znaczeniu, że władali niepraworządnie, despotycznie,
dynamicznie, zmieniając co chwila swe poczynania. Przestali nimi być w
zrozumieniu opozycji niepraworządnie zdobywającej władzę. Ta opozycja
nie wygasła w Rosji po obaleniu caratu. Stanęła do walki przeciw nowym
panom. Bolszewicy tłumili ją, ale uznali, że nie wypada im przyznawać
się do odwrotu z jakiejkolwiek pozycji rewolucyjnej. Poszukali ratunku
w terminologii. Nazwali przeciwników kontrrewolucjonistami, a ich prześladowanie
działalnością rewolucyjną.
Głośno wyklinali oportunizm i kompromis, jego narzędzie,
a cichaczem przemycili zwrot ku oportunizmowi pod nazwą "generalnej
linii partii", wyrażającej lawirowanie między prawicowym i lewicowym
odchyleniem od wskazań rządu. Zarzut oportunizmu, szukania drogi pośredniej
między skrajnymi rozwiązaniami, szczególnie ich bolał, bo stanowił przypieczętowanie
odstępstwa od dawnej rewolucyjnej bezwzględności. Reagowali terminologicznie.
Twierdzili, że są nadal stronnictwem najbardziej lewicowym w Rosji i poza
jej granicami. Przyznawali się do oportunizmu w doborze środków osiągnięcia
celu, ale zapewniali, że ich cele są niedościgłą kwintesencją wszelkiej
rewolucyjności. Zarzucali przeciwnikom, że są oportunistami w ustalaniu
i środków i celów działania, doktrynerami "lewicowości". Słowa
doktryner nie używali w znaczeniu powszechnie przyjętym. W ich słowniku
oznaczało człowieka odmiennego zdania. Lenin w r. 1920 a więc po zwycięstwie
w osobnej obszernej rozprawie: "Dziecięca choroba `lewicowości` w
Komunizmie" wystąpił z gwałtowną polemiką przeciwko komunistom, którzy
śmieli sobie zastrzegać z ujmą dla niego zaszczytny tytuł największych
lewicowców. W przebiegu wypadków realizacja środków osiągnięcia celu wyprzedza
i zniekształca cele. Wywód Lenina o uprawnieniu oportunizmu w doborze
środków wyłuskany z obsłonek terminologicznych jest w gruncie rzeczy obroną
oportunizmu w ogóle.
Obstawanie przy systemie rządzenia na zasadzie swobodnego
uznawania, stanowiącego przeciwieństwo praworządności nazwali rewolucyjną
praworządnością. Powiadali o niej, że ziszcza dobro proletariatu, utożsamianego
przez nich z masami. Powiadali, że proletariat sprawuje władzę i dba o
zaspokojenie swych aspiracji. W rzeczywistości zastrzegali władzę sobie
w charakterze urzędników, zajmujących naczelne stanowisko w administracji
państwowej. Olimp biurokracji ukryli pod firmą proletariatu i kazali ludowi
wierzyć w tę maskaradę. Rządy na grzbiecie proletariatu zaawansowali do
rangi rządów dla dobra proletariatu. Narzucili krajom podbitym swą rewolucyjną
praworządność. Kazali ją nazwać w Czechach "Czerwonym Prawem",
w Polsce "Praworządnością Ludową" (artykuł 48 Konstytucji z
r. 1952).
Słowo większość, określające fakt cyfrowo uchwytny, stało
się odpowiednikiem pojęcia mistycznego w słownictwie i propagandzie bolszewickiej.
Większości cyfrowe, stwierdzane w państwach kapitalistycznych przy sposobności
wyborów i w parlamentach, bolszewicy nazywają pozornymi większościami,
uzyskanymi na skutek presji finansowej kapitalistów. Głoszą, że prawdziwe
większości narodów w państwach kapitalistycznych tęsknią do ustroju komunistycznego,
wzorowanego na rosyjskim. Wiedzą o tym na pewno, choć owych prawdziwych
większości nikt nigdy nie liczył. Swoje jednomyślności podają za bezsporny,
prawdziwy wyraz przekonań każdego głosującego. Nazywają je ustrojem prawdziwie
demokratycznym.
Demokracja etymologicznie i w rozumieniu powszechnie
przyjętym oznacza rządy ludu. Bolszewicy nazwali wykluczenie ludu od rządzenia
demokracją, wolnością odmówienie ludowi praw obywatelskich. Pozbawienie
poddanych prawa wybierania posłów do ciał ustawodawczych, tworzenia stronnictw,
radzenia w sprawach publicznych - figuruje w słownictwie bolszewickim
jako dokonywanie wyborów; łączenie się w Partii, poparcie ustroju na radach.
Wybieranie logicznie i etymologicznie oznacza wolność wyboru między dwoma
co najmniej ewentualnościami. W Rosji i w krajach przez nią podbitych
rząd powołuje posłów. Nadaje temu procederowi pozory wyborów. Ustanawia
faktycznie przymus zgłaszania jednej listy i głosowania na tę listę, a
opozycję osadza w więzieniu. Pojęcie stronnictwa podobnie jak wyborów
uwarunkowane jest wolnością wybierania co najmniej między dwoma ewentualnościami.
Zakłada istnienie dwóch lub więcej stronnictw. Łączą się w stronnictwach
ci, którzy chcą stronić od innych, innym się przeciwstawić. Zakaz tworzenia
stronnictw poza stronnictwem rządowym nie jest niczym innym jeno zakazem
łączenia się w jakikolwiek stronnictwa, przekształceniem stronnictwa rządowego
w organ administracji państwowej. Partia bolszewików po zdobyciu władzy
przestała być stronnictwem na skutek stania się monopartią, czyli jednym
stronnictwem w państwie. Stała się urzędem państwowym. - Radzić mogą tylko
ci, którym przysługuje wolność dawania rad. Bolszewicy ją znieśli, a dla
niepoznaki nazwali swój ustrój radzieckim. Odbywają się pokazy "parlamentarne".
Posłowie "obradują". Natchnienie rządu zastępuje wolność dawania
rad. Wypełnia treść przemówień i uchwał. Słowa: obrazy, wybory, stronnictwa,
parlament, uchwały, ciała ustawodawcze wyrażają jedną i tę samą treść.
Są pokrywą despotyzmu. Ich pokazy parlamentarne są równie fikcyjne, jak
ich okazowe procesy polityczne.
Znieśli wolność dawania rad podobnie jak znieśli wolność
krytyki. Twierdzą, że istnieje w ich państwie pod nazwą samokrytyki. Tym
słowem określają przymus upokarzającej, publicznej spowiedzi z grzechów
stwierdzonych przez władze, wymierzające tę karę, spełniające równocześnie
funkcje oskarżycielskie i sędziowskie we własnej sprawie na urągowisko
z elementarnych zasad sprawiedliwości. Ich samokrytyka kryje w sobie starodawny,
mało czcigodny obyczaj rosyjski samoopljewania.
Stalin w r. 1931 odebrał robotnikom wolność przesiedlania
się. Wprowadził przymus wykonywania pracy na stanowisku zajętym dobrowolnie
lub przymusowo, zakaz porzucania pracy. Wołał: "czas zlikwidować
płynność siły roboczej". Sprytnie powiedziane "Zagadnienia leninizmu"
str. 336.> Bolszewicy często posługują się słowami: likwidacja, likwidować.
Łowią ryby w mętnej wodzie ich nieokreślonej treści. Potęgują ją nadawaniem
im wieloznaczności. Stalin przemycił pod ich dymną zasłoną ograniczenie
wolności przesiedlania się robotników. Gdy chodzi o zatajenie wymiaru
kary, wówczas słowo likwidować pokrywa jej wszystkie rodzaje. Oznacza
uśmiercenie, uwięzienie, roboty przymusowe, obniżkę płac, konfiskatę majątku.
Oznacza także zakaz wymieniania nazwiska osoby wybitnej.
Za bolszewików rosyjski rządowy aparat policyjny rozrósł
się ilościowo i udoskonalił. Równocześnie bolszewicy rozpowiadali o zniesieniu
przez nich rządów policyjnych. Argumentowali terminologicznie. Wykreślili
słowo policja ze swego słownika. Nazwy urzędów spełniających funkcje policyjne
często zmieniali. Ciągłym przemalowywaniem szyldów pragnęli wzbudzić wiarę
w rzekomo dokonane przez nich zniesienie rządów policyjnych. Chłopów wprzęgli
w jarzmo kołchozów w trzynastym roku swego panowania. Zakładali po wsiach
staje maszynowo-traktorowe, ażeby traktorami uprawiać chłopskie, w wielkie
kołchozowe pola scalone obszary. Przymusowo uszczęśliwiani chłopi chyłkiem
uszkadzali traktory i czynili je niezdatnymi do użytku. Rząd przydzielił
oddziały uzbrojonej policji dla ochrony traktorów. Nazwał je "wydziałami
politycznymi stacji maszynowo-traktorowych". Przeczy nadal, jakoby
policja stanowiła alfę i omegę polityki bolszewickiej.
Bolszewicy zastąpili kapitalizm prywatny państwowym,
a nazwali ten system socjalizmem. Byli bardziej makiawelistami niż marksistami,
a przedstawiali swój makiawelizm [...] w kostiumie terminologicznym materialistycznej
dialektyki Marksa. Reklamowali ujarzmienie narodów podbitych mianem przyznawania
im prawa samostanowienia o sobie. Panowanie narodu rosyjskiego przemycali
pod firmą wynalezionej przez nich narodowości "radzieckiej",
której fikcyjna nadrzędność oznaczała faktyczną nadrzędność narodowości
rosyjskiej. Nazywali wszystkich swych podwładnych ludźmi "radzieckimi".
Narzucali im porozumiewanie się w języku rosyjskim. Wywyższenie do rangi
ludzi "radzieckich" kryło w sobie przymusową dwujęzyczność i
pozbawianie odrębnej świadomości narodowej.
Wyszedł z użycia termin: "władza radziecka",
usilnie rozpowszechniany przez Lenina et consortes po zwycięstwie. Chodzi
o wywołanie w umysłach jak najwięcej zamętu w żenującej sprawie wykonywania
przez Lenina władzy despotycznej. Rozprawiano długo i szeroko o dyktaturze
proletariatu. Nazywano także ustrój rosyjski dyktaturą Partii. Lenin często
wywodził, że władzę najwyższą sprawują rady. Ukrywał prawdę w falach mętnej,
wieloznacznej terminologii, ażeby nie stawać w poprzek tęsknotom liberalnym
i demokratycznym swych poddanych.
Zachłanna wszechmoc urzędników państwa bolszewickiego
objęła także literacką i artystyczną twórczość poddanych. W systemie kapitalizmu
państwowego urzędom państwowym przysługuje monopol ogłaszania drukiem.
Ludzie prywatni są mało zasobni, państwo finansowo silne, jest niemal
wyłącznym nabywcą utworów artystycznych wszelkiego rodzaju. Literaci,
dziennikarze, uczeni, aktorzy i artyści pracują na zamówienie urzędników.
Bolszewicy uważali za kompromitujące popisywanie się tym stanem rzeczy.
Taili zbiurokratyzowanie twórczości duchowej terminologicznym zaciemnieniem
rzeczywistości. Tumanili ludzi opowiadaniem, że literaci, dziennikarze,
artyści, uczeni, pracują na zamówienie "społeczne". Odpowiedzialność
urzędników roztapiali w odpowiedzialności nieuchwytnej zbiorowości.
Swoją zaborczość bolszewicy nazywali pacyfizmem; opór
napadniętych imperialistyczną agresją. I w tym wypadku pozostali wierni
ogólnym regułom swej propagandy. Rozróżniali wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe.
Do sprawiedliwych zaliczali wszystkie bez wyjątku podejmowane przez Lenina
i Stalina. Za niesprawiedliwe uznali w czambuł wszystkie Rosji carskiej
i innych państw burżuazyjnych. Odrzucali rozróżnianie zaczepnych i obronnych.
Rosja bolszewicka we wrześniu 1939 r. naszła zbrojnie Polskę, w grudniu
tego samego roku Finlandię. Prasa donosiła o imperialistycznej agresji,
popełnionej przez napadniętych, stawiających zbrojny opór bolszewikom
pragnącym bezinteresownie wyzwolić ich spod jarzma kapitalistów, obdarzyć
postępowym ustrojem bolszewickim i uszczęśliwić poddaniem panowaniu bolszewickiemu.
Tą samą terminologią posłużyła się propaganda bolszewicka, wybielając
wdrożenie przez Rosję w r. 1946 blokady Berlina, przełamanej dostawami
powietrznymi Anglosasów, usprawiedliwiając w r. 1950 atak północnych Koreańczyków
na południowych. Oskarżała Anglosasów i Koreańczyków południowych o imperialistyczną
agresję.
Teza, o której piszę, została podana do wiadomości zagranicy.
W Paryżu w r. 1947 ukazało się tłumaczenie francuskie trzytomowego dzieła
historyków rosyjskich, redagowanego przez Potiemkina zatytułowanego: "Historia
dyplomacji". Rozdział końcowy ostatniego tomu, obejmującego dwudziestolecie
1919-1939 zawiera charakterystykę moralności polityki zagranicznej państw
burżuazyjnych w przeciwstawieniu do postępowania proletariackiej Rosji.
Potiemkin stawia na równi dyplomację faszystowskich Niemiec i Włoch oraz
dyplomację Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych i wszystkich innych państw
burżuazyjnych. Zarzuca politykom burżuazyjnym obłudę, podstęp, fałsz,
makiawelizm i uprawianie tymi metodami imperialistycznej agresji. Nie
bawi się w stopniowanie swych sądów i ocen. Podciąga pod jeden strychulec
politykę Hitlera i Mussoliniego, Roosevelta i Churchilla. Podobnie, przesadnie
symplistycznie i generalizująco przedstawia działalność bolszewickich
władców. Polityka Lenina i Stalina była, jest i będzie zawsze i wszędzie
prostolinijna, szczera i stale pacyfistyczna. Treść książki obala tę karykaturę
rzeczywistości. Redaktor naczelny sprzeczności między wnioskami a treścią
książki nie dojrzał albo nie chciał dojrzeć. Zamiast w tę sprawę wglądnąć
ograniczył się do powtórzenia poglądów wypowiedzianych przez Stalina na
zjeździe Partii w przeddzień sprzymierzenia się z Hitlerem, w przeddzień
napaści na Polskę i Finlandię.
Zamiłowanie bolszewików do przenośni wojennych odsłania
kulisy ich pacyfizmu. Posługiwali się nimi nawet wtedy, gdy składali śluby
pokojowości. Powiadali, że "nieubłaganie, bezkompromisowo walczą
o pokój". Zwoływali liczne międzynarodowe i narodowe zjazdy "bojowników
o pokój". Nazywali swą propagandę pokoju staczaniem "bitwy o
pokój z imperialistycznymi agresorami". W walce o pokój prym wiedzie
"ZSRR: brygada szturmowa ludzkości" - tytuł broszury wydanej
po polsku w Warszawie w r. 1952 już po ogłoszeniu dochodzeń amerykańskich
w sprawie Katynia. Partia komunistyczna stale figuruje pod mianem "awangardy
proletariatu". Starania o powiększenie produkcji także upowszechniali
w formie przenośni wojennych. Wygrywali bitwy o urodzaj". Ogłaszali
artykuły pod tytułem: "Komuniści w awangardzie walki o węgiel".
Napis artykułów reklamujących upaństwawianie przemysłu i handlu opiewał:
"bitwa o przemysł", "bitwa o handel".
Wewnątrz Rosji i krajów podbitych przez Rosję nikt nie
kwestionował ani tez, ani faktów rozpowszechnianych przez bolszewickich
propagandzistów. Zagranica nie od razu, ale przecie z czasem przejrzała
i poczęła odzywać się krytycznie. Propagandziści bolszewiccy rzadko podejmowali
merytoryczną dyskusję. Trudność znalezienia wyrozumowanej odpowiedzi i
obrony prawdziwości powoływanych przez nich faktów, notorycznie fałszywych,
kryli za zasłoną dymną swej specyficznej terminologii. Wszelkie wyrażanie
odmiennego zdania kwalifikowali jako "oszczerstwo", i na tym
koniec. Przybierali wyniosłą pozę osób, których godności ubliżałoby odpowiadanie
na oszczerstwa.
Ministrowie spraw zagranicznych Anglii, Francji, Stanów
Zjednoczonych przesyłali rosyjskiemu koledze noty, w których wyrażali
się krytycznie o poczynaniach i wypowiedziach rosyjskiego rządu. Kolega
rosyjski w odpowiedzi donosił, że ich noty zawierają "oszczerstwa".
Podobne wypadki zachodziły często podczas obrad Organizacji Narodów Zjednoczonych
(OZN). Rząd rosyjski podawał do wiadomości w swej prasie i w prawie krajów
podbitych, że zagranica ciska "oszczerstwa". Pilnie wystrzegał
się drukowania i podawania przez radio autentycznego i pełnego tekstu
"oszczerstw". Co najwyżej ogłaszał odpowiednio spreparowane
skróty. Publikował swoje noty i przemówienia swoich delegatów, ale zamilczał
lub przeinaczał wypowiedzi drugiej strony. Zatajał argumenty krytyków.
Odsłaniał swoją impotencję dawania merytorycznych odpowiedzi. Sądził nie
bez powodu, że zatajanie przeważy niekorzyści demonstrowania słabości.
Bolszewicy szerzyli jad swej propagandy, strzelając zza
płotu cenzury. Znieśli słowo cenzura, wywołujące ujemne reakcje słuchacza
i czytelnika. Przezwali swoją cenzurę urzędem kontroli prasy, wydawnictw
i informacji. Swój monopol demagogii chronili nakładaniem srogich kar
na winnych szeptanej propagandy. Szczególnie dotkliwe kary spadały na
przyłapanych i oskarżonych o nazywanie ich czerwonymi faszystami lub o
zgrozo - czerwoną burżuazją. Rewolucja terminologiczna okazała się bumerangiem
australijskich tubylców. Jej pociski zawracały i trafiały w strzelców.
Warto upamiętnić jeszcze kilka z wielu bolszewickich
trucizn etymologicznych. Zwiększenie nasilenia terroru lansowali w formie
wezwań do wzmożenia czujności rewolucyjnej. Likwidowanie syjonistów oznaczało
pogromy Żydów. Nazywali: państwa podbite demokracjami ludowymi lub państwami
zaprzyjaźnionymi, wychowawców inżynierami dusz; ucisk robotników przez
przedłużanie czasu pracy, zniżki płac, ograniczenie praw związków zawodowych,
zakazy strajków - rewolucyjnym stylem pracy albo bolszewicką dyscypliną
pracy, a także rytmicznym tokiem produkcji, zniżki płac rzeczywistych
w formie podwyżki cen, przewyższającej równocześnie podniesienie płac
pieniężnych (nominalnych) - regulacją cen i podwyżką płac. Swój despotyzm
awansowali do godności "państwa nowego typu". Określali inflację
mianem dochodu emisyjnego. Łowili ryby w mętnej wodzie.
44.
Francuscy reformatorzy XVIII wieku dbali w pierwszym
rzędzie o udoskonalenie własnych rodaków i własnego państwa. Nie pragnęli
naprawiać ustrojów Anglii i Stanów Zjednoczonych, boć przecie na nich
się wzorowali. Pochlebiali sobie, że staną się przykładem dla innych krajów
Europy kontynentalnej, jednak horyzont międzynarodowy odgrywał drugorzędną
rolę w ich rozważaniach i aspiracjach. Zwolennicy reform liberalnych i
demokratycznych walczyli i ich urzeczywistnienie w ramach francuskiej
racji stanu. Dostrzegali krzywdy, które się zagnieździły pod skrzydłami
krytykowanego przez nich ustroju i układu sił politycznych oraz szkodliwy
wpływ tego stanu rzeczy na mocarstwowe stanowisko ojczyzny. Wysuwali program
naprawy nie tylko dlatego, że wady ustroju raziły ich poczucie sprawiedliwości,
ale także dlatego, że osłabiały potęgę Francji. Powodowali się motywami
humanitarnymi i patriotycznymi, w ich rozumieniu całkowicie harmonizującymi.
Patriotami nazywano już w połowie XVIII wieku reformatorów. W latach rewolucji
powszechnie posługiwano się tą nazwą. "Ojczyzna w niebezpieczeństwie"
- oto ówczesny okrzyk bojowy rewolucjonistów. Arystokratami przezywano
przeciwników stronnictwa patriotycznego. Patrioci liczyli na własne siły
w walce, którą podjęli. Nie spekulowali na wyzyskanie klęski ojczyzny
w wojnie z sąsiadami przez przekształcenie wojny międzynarodowej w wojnę
domową.
Działacze, którzy formułowali i szerzyli program reform
byli pokojowo usposobieni. Nie powstała im w głowie myśl szerzenia mieczem
swej wiary. Nie głosili ani walki klas, ani walki narodów. Ich patriotyzm
nie wyradzał się w apoteozę podbojów. Francuska Konstytuanta w r. 1791
powzięła uroczystą uchwałę o wyrzeczeniu się przez Francję zagrożenia
niepodległości państw innych. Dopiero później, gdy doszło do wojny domowej
i do poparcia rojalistów przez zagranicę, nowi władcy Francji poczęli
uprawiać politykę agresywną otoczenia Francji wieńcem zaprzyjaźnionych
małych republik, dostosowujących swój ustrój do liberalnych i demokratycznych
zasad rewolucji francuskiej. Z końcem roku 1793 nastaje era eksportu rewolucji.
Wtedy Konwent uchwalił dwa dekrety, zawierające apel do narodów uciśnionych,
obietnicę ich wyzwolenia i zapowiedź, że zwycięskie armie rewolucyjnej
Francji będą znosić przywileje stanowe. Rosyjscy rewolucjoniści budowali
na odmiennych założeniach. Od początku stawiali sobie za cel wywołanie
międzynarodowej rewolucji. Eksport rewolucji stanowił oczywisty i istotny
składnik tej doktryny.
Ojcowie duchowi rewolucji francuskiej w obronie postulatów
demokratycznych argumentowali sprawiedliwością, a także powoływali motyw
mocarstwowy związania ściślejszego tym sposobem z bytem i potęgą państwa
szerokich mas ludności. Niektórzy spośród nich rozwijali teorię suwerenności
ludu. Dowodzili, że władza pochodzi od ludu. Zadawalali się wyciąganiem
stąd wniosku o potrzebie racjonalnego ograniczenia władzy monarchy bez
wysuwania postulatu zniesienia monarchii. Wstrzemięźliwość w wysuwaniu
radykalnych konsekwencji z doktryny suwerenności pochodziła z przekonania
o ich szkodliwości, w mniejszej mierze z obawy podpadnięcia w konflikt
z władzą. Maksymalizm nie stał u kolebki nastrojów, które doprowadziły
do wybuchu rewolucji. Przegrał w jej toku.
Reformatorzy propagowali przewrót ustroju politycznego
Francji, wzorowany na ówczesnej Konstytucji angielskiej, mocą której Anglia
była i jest po dziś dzień monarchią dziedziczną. Monteskiusz zapoznał
rodaków z myślami przewodnimi Konstytucji angielskiej. Dawał do zrozumienia,
że uważa za pożądany przewrót, ograniczający francuski absolutyzm królewski
nie, jak dotychczas, przywilejami ówczesnych stanowych i z biurokratów
złożonych, parlamentów, jeno postanowieniami, zbliżonymi do angielskich,
a więc bez naruszenia zasady, że głową państwa jest dziedziczny monarcha.
Ogłoszenie w r. 1776 liberalnej i demokratycznej republiki w Stanach Zjednoczonych
stało się podnietą do bardziej natarczywych żądań reform liberalnych i
demokratycznych. Nie przyczyniło się znacząco do rozrostu republikanizmu.
Po ogłoszeniu w r. 1789 deklaracji praw człowieka pomysł zastąpienia monarchii
republiką zaczął rozrastać się w hasło ważące na szali wypadków, a zwyciężył
dopiero w trzecim roku rewolucji. Myśliciele polityczni Francji chcieli
poddanych władzy państwowej wydźwignąć do rangi wolnych obywateli. Uważali
za najgorszą formę rządu despotyzm, nazywany często tyranią wedle popularnej
terminologii starożytnych Greków i Rzymian. Despotów potępiali, bo degradują
poddanych do rzędu niewolników. Rządzą dowolnie wedle swego kaprysu, a
nie wedle norm ustawowych, rządzą terrorem, uciskają poddanych nadmiernymi
podatkami. Fizjokraci oświadczali się za despotyzmem legalnym i oświeconym
światłem rozumu, zgodnym z prawami natury. Większość reformatorów, poparta
przez znacznie przeważający odłam opinii publicznej nie zarzucała monarchom
francuskim potępienia godnego despotyzmu, odżegnywała się od ideałów fizjokratycznych,
zadawalała się wysuwaniem projektu ograniczeń władzy królewskiej w duchu
zapewnienia warstwom, dotychczas biernym, udziału w rządzie. Domagała
się praworządności, mocą której zarówno rządzący, jak rządzeni podlegaliby
przepisom ustaw. Odrzucała uprzywilejowanie, wyrażone w formule: "princeps
legibus solutus est", zwalniającej monarchę od przestrzegania ustaw.
W podziale równoważących się władz ustawodawczych, wykonawczych i sądowych,
zalecanych przez Monteskiusza, widziano rękojmię zliberalizowania państwa
i społeczeństwa. Trafnie argumentowano, że ten ustrój skutecznie zapobiega
absolutyzmowi i uszczupleniu praw obywatelskich konstytucją poręczonych.
Reformatorzy byli demokratami, dążącymi do poszerzenia udziału ludu w
rządach państwem. Podobały im się uprawnienia angielskiego parlamentu,
wybieranego przez uprawnionych do głosowania większością głosów i podejmującego
uchwały większością głosów. Rządy większości uważali za istotne znamię
praworządnego ustroju demokratycznego, o który walczyli. Przemawiali za
uchyleniem organizacji stanowej społeczeństwa, za zniesieniem przywilejów
politycznych i podatkowych szlachty i duchowieństwa, za zwiększeniem wpływu
stanu trzeciego (przemysłowców, rękodzielników, kupców, bankierów) na
bieg spraw publicznych, za poprawą doli włościan. Wielki przemysł fabryczny
dopiero się rodził. Robotników fabrycznych było mało. Zagadnienia ich
udziału w rządzie oraz poprawy ich bytu jeszcze nie stanęły na porządku
dziennym. Demokraci XVIII wieku, opowiadając się za zwiększeniem koła
uczestników w rządzeniu państwem przeważnie przez r. 1789 nie wysnuwali
radykalnego postulatu głosowania ogółu obywateli przy wyborach do ciał
ustawodawczych. Nie trafiało im do przekonania zapatrywanie, że tylko
bene nati et possesionati posiadają kwalifikacje do rządzenia państwem.
Chcieli uszczuplić przywileje urodzenia i majątku, jednak uważali za powołanych
do rządów tylko ludzi wykształconych i finansowo niezależnych. Napawała
ich obawami o przyszłość perspektywa dojścia do władzy ludzi pozbawionych
wykształcenia i finansowej niezależności. Demokracja ludowa, otwierająca
na oścież wrota tej perspektywie, nie była po ich myśli. Udział kobiet
w życiu publicznym uchodził powszechnie za chimerę, o której nawet dyskutować
nie warto. Twórcy konstytucji monarchicznej z r. 1791 obdarzyli Francję
parlamentem z wyborów atoli przyznawali prawo głosowania tylko szczupłemu
gronu warstw wyższych. Dopiero w dwa lata później, w pierwszej republikańskiej
konstytucji z r. 1793 pojawia się zasada powszechnego głosowania.
Postulaty liberalne były ośrodkiem projektowanych reform.
Liberalizm programu skłaniał jego adherentów ku zapatrywaniu, że powinni
dążyć do pokojowego ziszczenia swych zamierzeń, boć przecie wzniecenie
w tym celu wojny domowej może łacno okazać się unicestwieniem wytkniętego
celu. Wiedzieli, że z podłoża rewolucji wyrastają w sprzyjających warunkach
drzewa wolności w drugiej turze, w pierwszej dyktatury ambitnych polityków
i generałów.
Zwolennicy zmian ustroju politycznego, zamieszkali w
angielskich koloniach na wschodnim wybrzeżu Ameryki północnej wszczęli
około r. 1770 agitację za przyznaniem im przez angielską macierz większego
samorządu. Spotkali się z odmową. Doszło do utworzenia republiki Stanów
Zjednoczonych w toku wojny domowej. Ani oderwanie się od macierzy, ani
utworzenie republiki nie było z góry planowane. Podobnie rozwinęły się
wypadki we Francji. Adwokaci reform spodziewali się agitację pokojową
rząd i stany uprzywilejowane skłonić do ustępstw. Przed r. 1789 odzywały
się coraz liczniej, częściej, natarczywiej głosy reformatorów w formie
książek, broszur, pamfletów, artykułów dziennikarskich, w formie dyskusji
w salonach literackich i politycznych, w towarzystwach naukowych, w lożach
masońskich, w stowarzyszeniach wymiany myśli (sociétés de pensée), w klubach
patriotów. Jednak adwokaci reform byli przeciwni wywoływaniu wojny domowej.
Rozprawiali dużo o celach swej działalności, mało o środkach ziszczenia
planów. Zapatrzeni w strategię walki, którą wypowiedzieli istniejącemu
ustrojowi, zlekceważyli taktykę. Mało się nią zajmowali, bo uważali drogę
pokojową za rozumiejącą się samo przez się jako jedynie prawem dozwoloną.
Pozostawali w zgodzie z przepisami ustawy i swego sumienia kosztem niekonsekwencji.
Wielu z nich w chwilach napięcia zapału reformatorskiego
przyznawało ludowi nieograniczoną władzę zwierzchnią. Mówiło i pisało
o suwerenności ludu, wyciągając stąd wniosek, że władza konkretnie sprawowana
pochodzi od ludu. Ci sami ludzie niemal jednym tchem nauczali o nadrzędności
praw naturalnych w stosunku do pozytywnych, o obowiązku państwa zabezpieczenia
podwładnym naturalnych praw obywatelskich. Szerzyli nauki sprzeczne. Z
przyznania ludowi władzy zwierzchniej wynika prawo ludu nadania i odebrania
poddanym ich praw obywatelskich. Krępowanie władzy prawem natury jest
równoznaczne z pozbawieniem ludu władzy zwierzchniej. Prawda, że doktryny
były sprzeczne. Atoli uprawnienia rewolucji tkwiło w zanadrzu obu zasad.
Jeśli ludowi przysługuje władza zwierzchnia, trudno mu odmówić prawa jej
zbrojnej obrony w wypadku pogwałcenia zwierzchności ludu przez jego pełnomocników,
sprawujących władzę z jego nadania. Podobny dylemat stawia przyznanie
poddanym naturalnych praw obywateli. Cóż innego może je zabezpieczyć przed
ich pogwałceniem przez władców, jeśli nie rewolucyjne prawo zbrojnej samoobrony?
Francuscy reformatorzy ustroju politycznego wzdragali
się przed rokiem 1789 wyciągać rewolucyjne wnioski z rewolucyjnych premis.
Wieścili nastanie ery braterstwa stanów i klas. Potępiali rewolucję jako
wyraz i zarzewie walki klas. Przymykali oczy na ewentualność chwycenia
za broń w razie niedopisania wysiłków pokojowych, bo uważali za swe zadanie
apelować do dobrych, a nie do złych instynktów natury ludzkiej, bo uważali
ten sposób rozwiązywania konfliktów ani za racjonalny, ani za humanitarny,
za sprzeczny z wymogami rozumu i skłonnościami serca, za niepatriotyczny
defetyzm, który snadnie sprowadzić może interwencję zagranicy na korzyść
jednej z walczących stron w zamiarze ujarzmienia ojczyzny osłabionej wojną
domową.
Nastroje opozycyjne i reformatorskie Francji ówczesnej
nie wyraziły się powstaniem specjalnej kategorii ludzi, których głównym
[celem było] organizowanie przyszłej rewolucji, a źródłem utrzymania pobory,
wypłacane z kasy partyjnej, o ile nie dopisują inne źródła utrzymania.
Podział pracy w społeczeństwie jeszcze nie doszedł do poziomu, na którym
rodzą i żywią się spece rewolucji. Zawodowi rewolucjoniści nie gotowali
zamachów na panujących, na wysokich dygnitarzy państwowych, na kapitalistów.
Nie wywoływali ani strajków, ani demonstracji masowych. Ludowe odruchy
opozycyjne zdarzały się rzadko i wybuchały spontanicznie. Wprawdzie mimo
tego doszło do wojny domowej, a w jej następstwie do interwencji zbrojnej
zagranicy i wyłonienia się z chaosu dyktatury, jednak przebieg rewolucji
francuskiej był odmienny od rozwoju wydarzeń w Rosji w znacznej mierze
z powodu tego, że rewolucja francuska była improwizowana, a nie planowana
z góry.
W r. 1792 krwawa rewolucja wkracza na arenę w akompaniamencie
wszystkich innych znamion rewolucji. Ludzie nowi, homines novi mawiali
Rzymianie, parweniusze terminologii francuskiej, zwyciężają. Obalają dotychczasowy
porządek prawny. Stają się przywłaszczycielami władzy, uzurpatorami gwałtem
pozbawiającymi władzy jej dotychczasowych prawowitych dzierżycieli, przemocą
obejmującymi spadek po nich. Dawną praworządność zastępują poczynaniami
mniej lub więcej dyktatorskimi, podział władz ich koncentracją, wielość
partii monopartią, od nich zależną, głosującą jednomyślnie wedle dyrektyw
uzurpatorów. We Francji absolutyzm królewski był ograniczony dziedzicznością
i stałością wielu urzędów. Ludzie, których fale rewolucji wyniosły w górę,
stworzyli nowy aparat urzędniczy, całkowicie od nich zależny, złożony
z urzędników mianowanych, czasowych, dowolnie przez nich powoływanych
i usuwanych. Uzurpatorzy ograniczają wolność sumienia, dyskusji, pracy.
Mnożą kadry i zakres działania policji. W toku wadzenia się o władzę wytrącają
się nawzajem.
Z początkiem roku 1793 akcje rządu republikańskiego stały
nisko. Monarchiści sabotowali działalność rządu, a nawet chwytali za broń.
Niepowodzenia, których doznawały armie republikańskie na granicach państwa
w wojnie z mocarstwami sprzymierzonymi przeciw Francji, zapowiadającymi
przywrócenie przez nich monarchii dodawały im otuchy. Na skutek wrzenia,
zamętu i licznych trudności, wywoływanych pogrążeniem kraju w odmęt wojen
międzynarodowych i domowych rząd republikański odroczył wejście w życie
pierwszej konstytucji republikańskiej, uchwalonej przez Konwent w r. 1793
do czasów spokojniejszych. Posyłał coraz to nowe oddziały na front zewnętrzny.
Występował coraz ostrzej przeciw wrogom wewnętrznym. Ażeby skutecznie
rozwiązać te dwa zadania przekształcił ustrój polityczny w faktyczną dyktaturę.
Wymuszał posłuch terrorem. Z trybuny Konwentu poseł Barré de salut publique)
wołał: "Należy terror postawić na porządku dziennym" (Il faut
mettre la terreur á l`ordre du jour). Kilkuosobowy Komitet zbawienia publicznego,
wyłoniony z Konwentu wykonywał władzę dyktatorską. Nazwa Komitetu wyrażała
dobitnie motyw i myśl przewodnią jego działalności. Członkowie Komitetu
porzucili legalne metody rządzenia gwoli ratowania ojczyzny, republiki
i zdobyczy rewolucji. W łonie Komitetu Maksymilian Robespierre - nieprzekupny
mówili z podziwem współcześni - wysunął się na czoło wraz z dwoma wiernymi
wyznawcami i współpracownikami: Saint - Justem i Couthonem. Powiadano,
że Francją rządzi Robespierre - tyran Robespierre szeptali po kątach opozycjoniści.
Inni mówili o sprawowaniu władzy najwyższej przez triumwirat, do którego
zaliczano trzech ostatnio wymienionych członków Komitetu.
W Konwencie zwalczali politykę i osobę Robespierre`a
"fakcje" - dziś mówimy frakcje - Żyrondystów i Dantonistów.
Robespierre przeprowadził morderczą czystkę. Saint Just, Benjaminek i
Apollo Konwentu, najmłodszy i najpiękniejszy w tym gronie, podobnie jak
jego mistrz, tak dalece zaabsorbowany namiętnością polityczną, iż stał
się nieczułym na wdzięki niewiast, które go adorowały, gorliwy apologeta
terroru przedłożył Konwentowi wnioski Komitetu o wydanie w ręce Trybunału
Rewolucyjnego żyrondystów (*.VII.1793) i Dantonistów (31.III.1794). Z
końcem października 1793 Żyrondyści ponieśli śmierć. Na kilka dni przedtem
Saint - Just imieniem Komitetu przedłożył sprawozdanie, zawierające umotywowany
projekt dekretu, uchwalony przez Konwent o ogłoszeniu rządu rządem rewolucyjnym
aż do zawarcia pokoju - nie dłużej. Charakter rewolucyjny i terrorystyczny
rządu począł maleć, zanim doszło do zawarcia pokoju, zaraz po zwycięstwie,
odniesionym przez wojska rewolucjonistów pod Fleurus w czerwcu 1794 r.
Saint - Just w swoim sprawozdaniu groził: "Wolność musi zwyciężyć
choćby za najwyższą cenę... Nie można spodziewać się pomyślności, póki
ostatni przeciwnik wolności oddycha... Należy karać nie tylko zdrajców,
ale także obojętnych... Prawa są rewolucyjne, ale ich wykonawcy nie są
rewolucjonistami..." etc. przez szereg stron na tę samą nutę.
Zapadła uchwały o nazwaniu rządu rządem rewolucyjnym.
Robespierre zajął się określeniem treści tej nazwy. Przedłożył Konwentowi
imieniem Komitetu trzy sprawozdania o podstawach ustroju rządu rewolucyjnego.
Ostatnie z nich, powołane poprzednio, zawierało projekt dekretu, uchwalonego
przez Konwent, o ustanowieniu kultu Istoty Najwyższej. Drugie z rzędu
z 5-go lutego 1794 r. ustalało "zasady moralności politycznej, które
powinny być drogowskazem działalności Konwentu". Poprzednio Robespierre
ciągle powtarzał, że cnoty obywatelskie rządzących i rządzonych są jedyną
pewną rękojmią należytego wywiązania się państwa ze swych zadań. Obecnie
ogranicza swą tezę. Powinna być miarodajną podstawą rządu ludowego (gouvernement
populaire) w latach pokoju. W latach rewolucji "rząd ludowy stosuje
despotyzm wolności przeciw tyranii". Wówczas podstawą i "motorem
rządu równocześnie cnota i terror, cnota, bez której terror jest zgubny,
terror, bez którego cnota jest bezsilna... Czyż siła ma być jedynie ochroną
zbrodni, czyż pioruna przeznaczeniem nie jest godzić w głowy dumnych?"
Pogorszenie się sytuacji skłoniło Konwent z początkiem
r. 1793 do stworzenia "nadzwyczajnego Trybunału Rewolucyjnego".
Trybunał począł działać w marcu 179 r. Konwent 10-go września tego roku
uchwalił "ustawę o podejrzanych", mocą której zobowiązał Trybunał
do uznania podejrzeń za dowód popełnienia przestępstwa. W wykonaniu uchwały
o ogłoszeniu rządu rządem rewolucyjnym wydał dekret z 29 października
tego samego roku o skróceniu postępowania przed Trybunałem Rewolucyjnym
z natychmiastową mocą obowiązującą, zastosowany do toczącego się właśnie,
a zdaniem Jakobinów, zbytnio się przeciągającego procesu przeciwko Żyrondystom.
Robespierre`a ten dekret nie zadowolił. Zaproponował imieniem Komitetu,
a Konwent postanowił 5 grudnia tego samego roku wezwać Komitet do przedstawienia
projektu zmiany ustawy o Trybunale Rewolucyjnym w duchu dalszego uproszczenia
i przyspieszenia prac Trybunału. Przewlekłości dotychczasowej procedury
przypisywał, że zbyt wiele osób przebywa długo w więzieniu, zanim stanie
przed obliczem sędziów Trybunału.
W dwa dni po święcie ku czci Istoty Najwyższej 10 czerwca
1794 r. Konwent uchwalił dekret, zwany "ustawą czerwcową" (la
loi du prairial), przedstawiony z ramienia Komitetu przez Couthona, o
reorganizacji Trybunału Rewolucyjnego. Rozszerzył jego kompetencję. Trybunał
jest "powołany do sądzenia nieprzyjaciół ludu". Określił przestępstwo
"nieprzyjaźni ludu" tak elastycznie, iż nie położył żadnej tamy
nadużywania tego oskarżenia. Orzekł w dodatku obowiązek każdego donoszenia
władzy z chwilą, gdy o fakcie popełnienia tego przestępstwa poweźmie wiadomość.
Skrócił przewód sądowy. Uchylił śledztwo wstępne. Odebrał oskarżonym prawo
przeciwstawienia argumentom oskarżyciela publicznego wywodów swych obrońców.
Udział adwokatów w procesie odpadł. Kazał sędziom wyrokować "wedle
sumienia, oświeconego miłością ojczyzny" (w Rosji bolszewickiej "wedle
sumienia rewolucyjnego"). Nazwał podejrzenia dowodami "moralnymi".
Zwolnił Trybunał od przesłuchiwania świadków, jeśli uzna przedłożone dowody
moralne za wystarczające, wobec czego faktycznie odpadły wszystkie dowody
rzeczowe. Trybunał albo zwalnia od winy, albo orzeka karę śmierci. Tertium
non datur. Ułaskawienie skazanych nie istniało. Ustawa czerwcowa weszła
w życie w dniu jej uchwalenia. Od razu wzmogła ilość skazanych i straconych.
Ten los stał się wkrótce udziałem jej promotorów.
Ustawa czerwcowa spędzała sen z powiek posłów do Konwentu.
Nikt nie był pewien, czy z woli Robepierre`a nie stanie jutro przed obliczem
sędziów Trybunatu Rewolucyjnego. Wczorajsi wrogowie stawali się przyjaciółmi.
Robezpierre w poczuciu nadciągającej burzy postanowił atak uprzedzić.
Na posiedzeniu Konwentu z 26 lipca tego samego roku zaklinał się, że nie
jest i nie pragnie być dyktatorem, a tym bardziej tyranem. Atoli w ustępie
końcowym swego przemówienia żądał uskutecznienia dalszej czystki w gronie
posłów do Konwentu. Przegraną mówcy zwiastowało odroczenie obrad do dnia
następnego. Wieczorem Robespierre powtórzył swe przemówienie w Klubie
Jakobinów. Następnego dnia Saint - Just w Konwencie zabrał głos w obronie
mistrza. Posłowie zaraz po wypowiedzeniu pierwszych zdań zakrzyczeli mówcę
i natychmiast przez aklamację przekazali Robespierre`a i wspólników Trybunałowi
Rewolucyjnemu. W ciągu 24 godzin zapadł wyrok skazujący. Triumwirzy -
Robespierre, Saint - Just, Couthon, którzy tylu ludzi winnych i niewinnych
wydali w ręce kata, zostali zgilotynowani. W pierwszych miesiącach nasilenia
terroru 31 maja 1793 r. proletariat przedmiejski wtargnął na salę obraz
Konwentu. Zastraszył swą groźną postawą posłów zasiadających w centrum.
Zmusił ich do głosowania z lewicą przeciw prawicy. Konwent przyjął wniosek
mniejszości lewicowej o wydanie Żyrondystów w ręce Trybunału Rewolucyjnego.
W czternaście miesięcy później, z końcem lipca 1794 r. lud przedmieść
nie dobijał się do drzwi Konwentu. Nie wziął w obronę jakobińskiej lewicy.
Naród przejrzał. Zwyciężyły zdrowy rozsądek i uczucie ludzkości. Narodowi
obrzydły nadużywanie terroru i niepraworządny despotyzm, anarchia, jak
wówczas mówiono. Ze słowem anarchia łączono pojęcie bezprawia, a nie bezrządu.
Wówczas myślenie polityczne nie upadło tak nisko jak obecnie. Nikt nie
głosił, nikt nie uważał za wykonalny program współżycia ludzi bez jakiegokolwiek
rządu. Maksymaliści i utopiście jeszcze nie doszli do głosu. Natomiast
rozumiano, że istniały i istnieją ustroje niepraworządności, bezprawia,
rządzenia aktami administracyjnymi, wypływającymi z dowolnych postanowień
urzędników i sędziów, z ich swobodnego uznania, nie powziętych w wykonywaniu
ustaw. Utożsamiano niepraworządny despotyzm z anarchią, z bezprawiem.
Naród francuski porzucił bezdroża anarchii, lekceważenia ustaw, przeceniania
terroru.
Nastały czasy reakcji i rzeczywistego, a nie papierowego
postępu. Wybitniejsi z pośród pracy i lewicy Konwentu, spośród Żyrondystów
i Dantonistów ponieśli śmierć. Ocaleli przeważnie posłowie ostrożni, mniej
prononsowani, bardziej kompromisowi, zasiadający w centrum, na środkowych
ławach sali obrad. Zaraz po straceniu Robespierre`a posłowie, którzy uniknęli
śmierci, ale nie więzienia, wielu z nich to sympatycy Żyrondy, zasiedli
z powrotem w Konwencie. Grono posłów zbliżonych do Jakobinów, zostało
osądzone w więzieniu. Barrére, członek Komitetu zbawienia publicznego,
który domagał się ongiś postawienia terroru na porządku dziennym w ostatniej
chwili przyłączył się do wrogów Robespierre`a. Uniknął kary śmierci. Został
wygnany. Po kilku latach powrócił i, jak pisze w swych pamiętnikach, uzyskał
od Napoleona płatne zlecenie uprawiania szpiegostwa politycznego. Kara
śmierci przestała być jedynym sposobem załatwiania porachunków z przeciwnikami
politycznymi. Najskrajniejszy z Jakobinów został ukarany pośmiertnie przez
zawiedziony lud.
Marat, Lenin rewolucji francuskiej, podpisywał się: "Marat,
przyjaciel ludu". Zaraz po wybuchu rewolucji począł wydawać pismo
codzienne pod tym tytułem. Był pierwszym, który już z początkiem r. 1790
wystąpił publicznie z żądaniem powołania dyktatora tymczasowego i ucięcia
zawczasu pięciuset głów, ażeby uniknąć większego rozlewu krwi. Domagał
się dyktatury ludowej. Był pierwszym, który wieścił wojnę biednych z bogatymi.
Lud, który zrzuci jarzmo przywilejów stanowych szlachty, powołany jest
także do zrzucenia jarzma bogactwa. Agitował za powszechnym głosowaniem.
Żyrondyści zarzucili mu, że toruje drogę dyktaturze Robepierre`a. W lipcu
1793 r. Karolina Corady zasztyletowała Marata za podburzanie do pogromu
Żyrondystów. Pod wrażeniem tego zdarzenia Jakobini zainscenizowali kult
Marata. Uwieczniali jego postać w rzeźbie i na płótnie. David, nadworny
malarz terrorystów, a z czasem Napoleona, przekazał potomności sławny
wizerunek Marata. Śmierć Robespierre`a, wykonawcy jego programu, Stalina
rewolucji francuskiej, nie od razu rzuciła cień na sławę Marata. We wrześniu
1794 roku pochowano uroczyście zwłoki Marata w Panteonie, w grobowcu narodowym
Wielkości Francji. Aliści już po kilku miesiącach, w lutym następnego
roku wybuchły w Paryżu antyjakobińskie rozruchy. Lud wywlókł z Panteonu
i zbezcześcił zwłoki Marata. Porozbijał jego popiersia. Na szczęście obraz
Davida ocalał.
Konwent zniósł ustawę czerwcową. Komitet zbawienia publicznego
i Trybunał Rewolucyjny poczęły funkcjonować w zmienionym składzie osobowym
i zakresie działania. Prezes Trybunału został stracony razem z Robespierre`m.
W sześć dni później Konwent kazał zaaresztować Antoniego Quentin, Fouquiera
de Tinville, który pełnił funkcję prokuratora Trybunału od chwili jego
powstania w marcu 1793 roku, a więc przez przeciąg szesnastu miesięcy.
Oskarżał królowę, Karolinę Corday, sławnego chemika Lavoisiera, wielu
członków Konwentu, szereg wybitnych osobistości. W toku procesu Żyrondystów
i Dantonistów zwracał się pisemnie - listy są publikowane - do Komitetu
Zbawienia publicznego o przyspieszenie procedury sądowej. Z początkiem
1795 roku odbył się proces dawnych funkcjonariuszy Trybunału Rewolucyjnego.
Fouquier i część sędziów zginęła na szafocie. Zwrot na prawo został przypieczętowany
uchwaleniem w r. 1795 nowej konstytucji. Francja szybko otrząsnęła się
z szału rewolucyjnego. W ciągu niespełna dwóch lat minęło wielkie nasilenie
terroru. Marat, Robespierre, Fouquier - Lenin, Stalin, Wyszyński rewolucji
francuskiej ponieśli śmierć. Dyrektoriat objął rządy. Przegrali ludzie
skrajni. Zwyciężyli zwolennicy drogi pośredniej, szermierze liberalizmu.
Cywilizacja we Francji została uratowana. Francja nie stoczyła się w przepaść
długoletniego, niepraworządnego, barbarzyńskiego despotyzmu. Napoleon
utrwalił pójście po liberalnej linii pośredniej. Zachował centralizację
państwa, ulepszoną organizację wojskową i inne zdobycze rewolucji. Utrwalił
porządek, ład i praworządność. Podczas rewolucji finanse, waluta, kredyt
państwa ucierpiały. Napoleon uzdrowił te podwaliny bytu państwa i społeczeństwa
bez obarczania ludności nadmiernymi podatkami.
Rewolucjoniści rosyjscy nawiązali do końcowego okresu
zwyrodnienia rewolucji francuskiej. Wykreślili ze swego programu jej dwie
poprzednie fazy, liberalną i demokratyczną. Potępili zamiar przeprowadzenia
praworządnie i pokojowo reform, bez wojny domowej, bez wzniecenia walki
klas. Dotrzymali zapowiedzi, że zaczną od tego, na czym rewolucjoniści
francuscy mimowolnie skończyli, od niepraworządnej, despotycznej dyktatury
i terroru. Ich terror był bardziej systematyczny i precyzyjny, bardziej
okrutny, mniej ludzki, niż stosowany przez rewolucjonistów francuskich.
Niska jakość towarów bolszewickich stała się przysłowiowa. Kunsztem siania
postrachu władali mistrzowsko. W posługiwaniu się tą metodą rządzenia
prześcignęli wszystkich. Dowodem jej pierworządnej jakości długotrwałe
sukcesy przez nich osiągnięte. Robespierre i jego zwolennicy przegrali
wkrótce po wstąpieniu na drogę despotyzmu i terroru.
Przebieg wypadków w Rosji był odmienny od tego, co się
działo we Francji. Kilka okoliczności złożyło się na wywołanie różnic.
Psychiczne właściwości obu narodów ukształtowały się odmiennie częściowo
pod wpływem różnego toku ich dziejów. Silny udział żywiołu żydowskiego
w poczęciu i w pierwszych latach rosyjskich rządów rewolucyjnych zaważył
na szali wypadków. Dokonanie przewrotu w Rosji metodami rewolucyjnymi,
było poprzedzone długim okresem planowania ich użycia i przygotowania
wybuchu rewolucji przez zawodowych rewolucjonistów. Ani jedno, ani drugie
nie zachodziło we Francji.
Skłonność do przesady w myśleniu i działaniu, maksymalizm
polegający na uporczywym dążeniu do pójścia jak najdalej w raz obranym
kierunku, niezdolność zatrzymania się w pół drogi, choćby takie postanowienie
było ze wszech miar wskazane, znamionuje często postępowanie Rosjan. Umiar
i zdrowy rozsądek, niechęć do fanatyzmu silniej wpływają na tok wypadków
we Francji, niż w Rosji. Stąd w znacznej mierze bierze początek większy
radykalizm, programów oraz metod ich ziszczania rewolucjonistów rosyjskich
i rosyjskiej rewolucji. W Rosji niepraworządny despotyzm, niezdolny do
zaistnienia i trwania bez siania postrachu stanowi narodową, tradycyjną
formę rządu. Występuje od dawien dawna, zależnie od okoliczności z mniejszym
lub większym natężeniem. Ustrój liberalny i praworządny jest obcy Rosjanom.
Nie pragną tego, czego nie znają. Mongolscy i tatarscy chanowie i carowie,
ich następcy na czele z Iwanem IV, którego strwożeni poddani Groźnym nazwali,
nauczyli naród "cierpliwości cierpieć" (Gorkij). Lenin i Stalin
znali duszę swego narodu. Wiedzieli, że despotyzm i terror popłacają,
że w Rosji sianie postrachu jest pewniejszym sposobem utrzymywania się
przy władzy, niż pozyskiwanie zaufania i miłości poddanych. Stalin wiedział,
że dobry polityk stosuje, a zarazem tai, a nawet wypiera się tego drogowskazu
rządzenia. Polecił swym poetom nadwornym pisać i ogłaszać wiersze, opiewające
ukochanego Stalina. - Znaczny udział żywiołu żydowskiego przyczynił się
do zradykalizowania rewolucji rosyjskiej. Ludy wschodnie, Żydzi i Rosjanie
łatwo ulegają popędom maksymalistycznym. Wielu spośród Żydów ukazuje skłonność
do fanatyzmu. Ci właśnie przylgnęli do rosyjskich rewolucjonistów i dolali
oliwy do ognia.
Wybuch rewolucji rosyjskiej doszedł do skutku w atmosferze
nastrojów, urabianych długoletnią agitacją rewolucyjną w wielu krajach
zachodnio-europejskich, w atmosferze licznych ruchawek rewolucyjnych mniej
lub więcej zaawansowanych, poronionych lub w pewnej mierze zwycięskich.
Ciągłe, tolerowane przez liberalne władze, nawoływania do wojny domowej,
jej gorliwe, bezustanne usprawiedliwianie, uporczywe, często powtarzane
dowodzenia jej konieczności, ciągłe rozważania na temat, jakie są najsprawniejsze
metody pomyślnego dokonywania rewolucji wpłynęły osłabiająco na argumenty,
uczucia, skrupuły sumienia, powstrzymujące od poczynań tego pokroju. Dziwnym
sposobem mówiono i pisano z coraz większym oburzeniem o niegodziwości
wojen międzynarodowych. Piętnowano surowo agitację ich zwolenników, ale
zapoznawano, czy też przymykano oczy na wzajemną współzależność wojen
międzynarodowych i domowych. Opinia publiczna, przedtem zgodnie kwalifikująca
bardziej ujemnie wojny domowe, w zeszłym wieku odwróciła tę skalę wartości.
Poczęła coraz pobłażliwiej osądzać wojny domowe, coraz słabiej opinia
i władza reagowały przeciw ich reklamowaniu. Sądy przestępców politycznych
często łagodnie karały, a sądy przysięgłych nieraz ich uniewinniały. Ten
sam motyw przyczyniał się do szczodrego udzielania azylu przestępcom politycznym.
Intelektualny i moralny deficyt owładnął korzeniami cywilizacji europejskiej,
podkopywał ład i porządek publiczny, ułatwiał destrukcyjną, nihilistyczną
robotę rewolucjonistów rosyjskich, czynnych w łączności i oparciu o agitację,
zamachy i powstania rewolucjonistów w innych krajach europejskich.
W jednym z carskich procesów politycznych oskarżony,
zapytany przez sędziego o zawód, zeznał: "Rewolucja moim zawodem".
Rosyjska rewolucja była istotnie dziełem szczupłego grona osób, specjalizujących
się już od lat młodzieńczych w nielegalnej, podziemnej działalności spiskowej,
w podsycaniu każdej opozycji, w podburzaniu do demonstracji anty-rządowych,
do wszelkich sabotaży, do strajków i bojkotów, w urządzaniu zamachów.
Ci ludzie latami całymi żyli w klimacie podziemnych spisków, w ciągłej
walce z władzami. Nie przebierali w doborze środków działania. Byli ścigani
i tropieni, więzieni, skazywani na zesłanie, na śmierć. Odwzajemniali
się okłamywaniem i oszukiwaniem władz, rabowaniem mienia państwowego.
Władze nieraz z powodzeniem osadzały w ich gronie swoich szpiegów i prowokatorów,
występujących w masce rewolucjonistów. Ci znowu płacili pięknem za nadobne.
Rewolucjonistom udawało się czasem wkręcić swe wtyczki do rządowych biur
policyjnych. Posługiwanie się wtyczkami wywierało wpływ szczególnie demoralizujący.
Rewolucjoniści zabijali urzędników wyższych i niższych. Zabijali nieraz
podstępnie donosicieli, którzy wślizgnęli się do ich kółek. Nie zawsze
na zasadzie wyroków sądów partyjnych. Wytworzyli w swym gronie, wtedy,
gdy walczyli podziemnie, tę instytucję, wyrokującą oczywiście wedle sumienia
rewolucyjnego, a nie litery prawa.
Kłusownicy zaawansowali na leśniczych. Na nowych stanowiskach
nie nabrali nowych manier. Zasiedli na fotelach ministerialnych i krzesłach
urzędniczych. Nie porzucili dawnych chwytów. Rządzili swą Rosją tymi metodami,
którymi obalili carską: Konspiracyjnie, skrycie. Obradowali nadal tajnie.
Nie ogłaszali protokołów z posiedzeń politbiura. Działali nadal kłamliwie
i podstępnie, mściwie i okrutnie. Metodę rządzenia, której byli ofiarami,
udoskonalili i spotęgowali, Francja nie zaznała tej klęski.
We Francji terror był krótkotrwałą gorączką rewolucyjną,
a nie długofalową polityką. Psychologiczne tło obu zjawisk, zewnętrznie
do siebie podobnych, kryło treść odmienną. Terror rewolucji francuskiej
ujawnił się jako gwałtowny odruch ludzi rządzących i ich popleczników,
podrażnionych niebezpieczeństwem poniesienia klęski w walce z najeźdźcami,
wspomaganymi przez odłam narodu przeciwny reformom przez nich wprowadzanym
w życie. Francuzi działali ab irato. Gdy gniew opadł, żal ich ogarnął.
Szybko wytrzeźwieli. Sprawców terroru ukarali. Działali w chwilowym uniesieniu.
Rosjanie pod wpływem trwałego, systematycznego wyrachowania. "Zimny
drań" powiada rosyjski lud o czekiście nawet o tym, który był za
młodu płomiennym rewolucjonistą. Francuzi nigdy, nawet w czasie największego
nasilenia terroru, nie poniżyli się do tego poziomu zakłamania, na którym
bolszewicy budowali swą propagandę. Masowe, skrytobójcze morderstwa bezbronnych
więźniów, których ich oprawcy najbezczelniej w świecie w żywe oczy się
wypierali, nie zdarzyły się we Francji. Żaden Katyń nie plami pamięci
rewolucjonistów francuskich.
Francuzi nie zapewniali specjalnych przywilejów funkcjonariuszom
policji, powoływanym do wykonywania terroru. Rewolucjoniści francuscy
uchwalili deklarację praw, znoszącą barbarzyńskie, nieludzkie zasady dawnego
prawa i procesu karnego. Rosyjscy je przywrócili. Wydali ustawę o odpowiedzialności
rodzin za przestępstwa jednego z ich członków, popełnione bez ich współudziału.
Francuscy takiej ustawy nie wydali. Uchwalili zniesienie tortur. Czyny
były zgodne ze słowami. Nie nawrócili do stosowania tortur nawet w latach
terroru. Do składania zeznań oskarżonych ani nie zmuszali torturami, ani
nie skłaniali obietnicami często niedotrzymywanymi. Do wymuszania samoopljewania
nie poniżyli się.
Robespierre w ostatniej swej mowie domagał się zjednoczenia
Komitetów zbawienia publicznego i bezpieczeństwa generalnego. Dyktatura
Komitetu zbawienia publicznego była ograniczona istnieniem obok niego,
także z Konwentu wyłonionego, Komitetu bezpieczeństwa generalnego, który
sprawował bliżej nieokreślone funkcje policyjne. W ustroju bolszewickim
zaistniał tylko jeden naczelny organ siania postrachu. Czeka, była urzędem
wszechzwiązkowym, obejmującym zasięgiem swej władzy bezpośrednie wszystkie
republiki sowieckie, a za pośrednictwem miejscowych urzędów bezpieczeństwa
wszystkie kraje podbite. Na ich obszarze rządziła nieoficjalnie. Czeka
podlegała wprost Leninowi, później Stalinowi. Kontrolowana tylko przez
dyktatora, kontrolowała wszystkich innych. Czeka, najbardziej autonomiczna
władza w państwie, rozporządzała własnym wojskiem i własnymi dochodami.
Czekiści odpowiadali za popełnione przestępstwa wyłącznie przed tajnym
sądem czeki. Stanowili najbardziej uprzywilejowaną, najlepiej płatną warstwę
biurokracji. W polskiej gwarze ludowej utarło się nazywanie urzędu bezpieczeństwa
bezpieką w znaczeniu pozbawiania poddanych przez władze wszelkiej opieki.
Lud trafił w sedno, dając w tej nazwie wyraz przekonaniu - jakże uzasadnionemu!
- iż pod butem bezpieki nikt nie był pewny dnia ani godziny, nikt nie
był chroniony przed samowolą i nadużyciami władz. We Francji nadzwyczajne
władze wyłonione z Konwentu albo powołane przez Konwent wyrokowały wedle
sumienia. Inne postępowały praworządnie. W Rosji od chwili powstania rządów
bolszewickich każda władza administracyjna i sądowa orzeka wedle praworządności
rewolucyjnej.
Władcy Rosji bolszewickiej przyznali sobie przywilej
rządzenia na zasadzie niczym nieskrępowanego swobodnego uznania. Korzystając
z tego uprawnienia, przywrócili staroświecką, ostatnio powszechnie, także
w Rosji carskiej, potępioną i zniesioną odpowiedzialność zbiorową grupy,
przede wszystkim rodziny za przestępstwa jej członków. Dyplomaci i inni
urzędnicy wysyłani przez rząd bolszewicki za granicę w misjach politycznych
i ekonomicznych, wezwani do powrotu często odmawiali posłuchu. Rząd, żeby
przeciwdziałać temu masowemu zjawisku, począł delegować zagranicę tylko
urzędników żonatych i dzietnych z zastrzeżeniem pozostawienia rodzin w
kraju. Rodziny wyjeżdżających delegatów stawały się zakładnikami karanymi,
gdy delegaci odmawiali powrotu. Doszło nawet do wydania osobnego przepisu
ustawowego o odpowiedzialności zbiorowej w pewnej kategorii wypadków.
Wojskowy kodeks karny orzekał karalność za dezercję dezertera i jego rodziny,
zamieszkałej z nim po jednym dachem, niezależnie od udziału jej członków
w popełnieniu tego przestępstwa. Oczywiście to odsłonięcie oblicza w odniesieniu
do tej kategorii wypadków nie oznaczało, jak świadczy przykład co dopiero
przytoczony, niestosowania odpowiedzialności zbiorowej w innych wypadkach.
W społeczeństwach cywilizowanych, których uczestnicy
powodują się argumentami rozumowymi i humanitarnymi, utarło się przeświadczenie,
że przyznanie się w toku śledztwa i na rozprawie sądowej do popełnienia
karygodnego czynu lub zaniechania ma małą wartość dowodową. Procedura
kryminalna społeczeństw cywilizowanych oparta jest na zasadzie, że obowiązkiem
władz śledczych jest przedłożenie sądowi przedmiotowych i rzeczowych dowodów
winy oskarżonych, jako zeznać wiarygodnych, nieuprzedzonych świadków,
dokumentów niewątpliwie autentycznych, narzędzi zbrodni. Oskarżonym przysługuje
prawo odmówienia w toku śledztwa i na rozprawie sądowej odpowiedzi na
pytania, jeśli, ich zdaniem, odpowiedź mogłaby przynieść im szkodę. Władze
policyjne i śledcze są zobowiązane przypomnieć podejrzanym i oskarżonym
ich prawo odmówienia odpowiedzi. Wprost przeciwna jest procedura kryminalna
społeczeństw o przewadze popędów irracjonalnych, pokornie znoszących jarzmo
despotów, skłonnych do okrucieństwa. Tam wciąż jeszcze pokutuje przesąd,
że przyznanie się oskarżonego do popełnienia przestępstwa stanowi najpewniejszy
dowód winy. W średniowieczu powtarzano: "confessio est regina probationum".
Wśród mas mało cywilizowanych wyrok oparty na przyznaniu się oskarżonego
uchodzi za szczególnie sprawiedliwy. Ta podstawa opinii publicznej sprzyja
stosowaniu w śledztwie groźby użycia tortur w potrójnym celu. Chodzi o
zmuszenie ofiary do zeznania, że popełniła przestępstwo lub, że miała
zamiar je popełnić, do samopljewania oraz do wydania wspólników. W razie
bezskuteczności groźby następowało jej wykonanie. W Chinach po dziś dzień
tortura jest orzekana jako kara dodatkowa, rzadziej, jako wyłączna. Rozpowszechniony
był zwyczaj skazywania zdrajców stanu na karę śmierci, połączoną z zadawaniem
męczarń, nieraz długotrwałych. Wynikiem stosowania tortur w śledztwie
było i jest nieraz przyznawanie się oskarżonych do czynów niepopełnionych,
oraz wskazywanie przez nich wspólników, którzy nimi nie byli. Nikt nie
jest w stanie powiedzieć, jak częste były i są wypadki wymuszenia całkowicie
lub częściowo fałszywych zeznań. Pewne, że oskarżeni niejednokrotnie obciążali
ludzi całkiem niewinnych, których nazwiska torturowanemu podpowiadali
urzędnicy indagujący ofiarę oraz pewne, że oskarżeni niejednokrotnie zeznawali
okoliczności oczywiście sfingowane. Kobiety, pomawiane o czary, przyznawały
się do stosunków płciowych z diabłami, podając wygląd, strój diabła, miejsce,
czas i sposób popełniania czynu, a łatwowierne masy były święcie przekonane
o prawdziwości ich zeznań.
Bolszewicy udoskonalili metody torturowania, posługując
się najnowszymi zdobyczami wiedzy. Wykształcili specjalistów w sztuce
zadawania męczarń. Stosowali z pomyślnym skutkiem, właśnie dlatego często,
torturę światła i bezsenności. Nie szczędzili kosztów na oświetlanie jak
najsilniejszymi żarówkami dzień i noc pokoju, w którym przebywał torturowany.
Truli swe ofiary środkami osłabiającymi odporność psychiczną, wolę i świadomość.
Oskarżeni wpadali w stan jak gdyby zahipnotyzowania. Nie zdając sobie
w pełni sprawy z tego, co czynią, przyznawali się pod wpływem skopalaminy,
fenedriny, benzedriny, actedronu. Te trucizny można zadawać bez wiedzy
ofiar. Rozpowszechniony jest pogląd, że bolszewicy zdołali wymusić tymi
chwytami zeznania osób, zajmujących wysokie stanowiska, którzy powinni
byli zdobyć się na odwagę zdarcia maski z twarzy swym prześladowcom w
toku publicznej jawnej rozprawy sądowej. - Bolszewicy skazywali na śmierć,
ogłaszali o wykonaniu wyroku i darowali życie uśmierconym na papierze.
Jednym z celów tej procedury było zapewnić sobie możność stawienia przed
oczy takiego nieboszczyka oskarżonemu, którego sędzia śledczy słaniał
do zeznań obietnicą niewykonania wyroku śmierci, ażeby tym naocznym argumentem
wzbudzić w oskarżonym wiarę, że obietnica będzie dotrzymana. Wymuszano
nieraz przyznania obietnicą oszczędzania rodziny.
Francja XVIII wieku była krajem nie ze wszech miar cywilizowanym.
Procedura kryminalna przewidywała stosowanie tortur w ich podwójnym charakterze
jako środka wymuszenia zeznań i jako kary. Szczytną kartą w dziejach rewolucji
francuskiej jest ustawa z 9 października 1789 roku, od razu i stale ściśle
przestrzegana, znosząca dopuszczalność stosowania tortur jednych i drugich.
Ta zasada obowiązuje po dziś dzień we Francji i w wielu innych krajach.
Władze Rosji bolszewickiej, o ile mi wiadomo, nie zadawały męczarń jako
kary. Stosowały je jednak na wielką skalę w śledztwie. Bolszewickie jawne
procesy polityczne, były nawrotem do średniowiecznych metod sądzenia czarownic.
Ten tok rozwoju bolszewicy nazywali postępem.
46.
W Rosji bolszewickiej i w krajach podbitych zdarzały
się często starannie wyreżyserowane pokazowe procesy polityczne, istne
widowiska teatralne, na zakończenie których urzędnicy zwani sędziami wydawali
wyroki zgodne z poleceniami władz administracyjnych, sformułowanymi już
przed rozpoczęciem przewodu sądowego. Ofiary tej "sprawiedliwości
ludowej" pieczołowicie dobierano. Śledztwa ciągnęły się latami. Przed
jawny sąd stawiano tylko ofiary odpowiednio spreparowane w śledztwie,
o których wiedziano, że złożą zeznania, zdaniem rządu, wzmacniające jego
stanowisko. Odmawiających przyznania się do win niepopełnionych, czekiści
skrycie mordowali albo nadal więzili. Wytaczano procesy przeciwnikom politycznym
w myśl oddziaływania na wyobraźnię i na uczucia tłumu rosyjskiego, skwapliwie
uczęszczającego na widowiska sądowe, gorliwie rozczytującego się w sprawozdaniach
prasowych z procesów politycznych, żądnego wrażeń jaskrawych i brutalnych,
dostosowanych do jego poziomu umysłowego, radującego się poniżaniem osobistości
jeszcze wczoraj zajmujących czołowe stanowiska w hierarchii państwowej,
i bałwochwalczym wywyższaniem w ten sposób autorytetu dyktatora. Jak każdy
despotyzm tak i rosyjski ostatniej doby żył i trwał wyplenianiem wszystkich
autorytetów w społeczeństwie na korzyść jedynego autorytetu despoty. To
właśnie było funkcją rosyjskich procesów politycznych.
Dla osiągnięcia tego celu nie wystarczało zmusić torturami
oskarżonych do przyznawania prawdziwości oskarżeń. Trzeba było ich pozbawić
czci osobistej. Należało poniżyć ich w oczach tłumu, zmuszając torturami
do drogiego duszy rosyjskiej, uświęconego tradycją nihilistycznego samoopljewania.
Rosjanie, gdy ich nie unosi megalomania, snadnie popadają w przeciwną
ostateczność. Roiło się w Rosji od osobników małej inteligencji, pozbawionych
kośćca moralnego, przeżartych poczuciem niższości, skłonnych do pogardzenia
światem, sobą samym i odczuwania wzgardy dla stanu gardzenia sobą samym.
Byli to ludzie, którzy zatruwali sobie i bliźnim życie, nie myśląc o niczym
innym jeno o tym, by "contemnee mundum, contemnere se ipsum, contemnere
so contemni", których przykazaniem "naplewat" na wszystko
i na wszystkich z włączeniem siebie samych. Na tle rozpowszechnionego,
wątłego poczucia godność osobistej staje się zrozumiałym, że rosyjscy
sędziowie śledczy i prokuratorzy wyciskali z oskarżonych, prócz przyznania
się do zarzucanych przestępstw, stwierdzenie (a nuże jakiś wróg Rosji
wyraziłby tak zdrożne podejrzenie), iż w śledztwie nie byli torturowani,
poczym oskarżony musiał wyznać, że zgrzeszył przeciw ludowi pracującemu
(!), wyrazić żal i skruchę, prosić o przebaczenie i złożyć zapewnienie,
iż uważa wyrok skazujący, choćby na karę śmierci za sprawiedliwy i słuszny.
Radek był jednym z nielicznych oskarżonych, który ratował jak mógł w danych
warunkach, swą godność ludzką. Po odczytaniu aktu oskarżenia zapytany,
czy potwierdza oskarżenie odciął się słowami: "Przyznaję się do popełnienia
wszystkich przestępstw wymienionych i niewymienionych w akcie oskarżenia",
a na pytanie smutnej pamięci prokuratora Wyszyńskiego, czy był torturowany
w śledztwie, odrzekł: "To nie sędzia śledczy mnie, ale ja jego torturowałem,
odmawiając uporczywie przez kilka miesięcy przyznania się do winy".
W ciągu jawnego procesu, wytoczonego Radkowi, do niedawna
chlubie partii, dziennikarze zagraniczni zasiadali wśród publiczności.
Ich depesze były cenzurowane. Jednak władze rosyjskie uznały, iż niepolitycznie
byłoby kreślić je nadmiernie, dzięki czemu kompromitujące złośliwości
"tej małpy" Radka zostały opublikowane w New Yorku ("Time")
i gdzie indziej, ale zamilczane w rosyjskiej prasie i w tamtejszych audycjach
radiowych.
Proces Radka i wspólników był drugim z kolei wielkim
procesem politycznym, wytoczonym przez Stalina starej gwardii bolszewickiej.
Prawdopodobnie stara gwardia, wyrosła w spiskowaniu, tą bronią z nim walczyła.
Dyktator ani chciał ani mógł całkowicie ukryć ten motyw procesu. Nie chciał
jednak wywoływać wrażenia wyłączności tego motywu. Postanowił upiec przy
tym ogniu, aż dwie inne pieczenie. Zanosiło się na wojnę z Niemcami i
z Japonią. Nacjonalista Stalin kazał obwinionym przyznać się do prowadzenia
układów z przedstawicielami tych dwóch państw, ażeby wywołać oburzenie
patriotów przeciw zdrajcom. Oskarżeni zeznali, że prowadzili rokowania
za pośrednictwem Trockiego, z którym spotkał się ich wysłannik w oznaczonym
miejscu i czasie. Wkrótce po zapadnięciu wyroku, zeznanie okazało się
fikcją. Czeka w tym wypadku pokpiła sprawę. Trocki udowodnił niezbicie,
że wówczas przebywał gdzie indziej. Równie nieprzekonywująco wypadły zeznania
o sabotaż gospodarczy, Ba, skutek narzucenia chłopom gospodarowania kołchozowego,
sytuacja aprowizacyjna pogorszyła się. Zaopatrzenie ludności w inne artykuły
było także wysoce niezadowalające. Kolejnictwo funkcjonowało jak najgorzej.
Stalin postanowił zwalić winę na oskarżonych. Kazał im przyznać się do
całego szeregu aktów sabotażu. Zeznali, iż w ciągu ostatnich dwóch lat
spowodowali trzy tysiące pięćset (!) wykolejeń pociągów i innych uszkodzeń
kolejowych. Czekiści, prowadzący dochodzenia i prokurator Wyszyński, najwidoczniej
przesolili, jak na zachodnie podniebienie.
Żył wówczas w Paryżu Nawachine, były dyrektor tamtejszej
filii sowieckiego Gosbanku, który po ustąpieniu ze swego stanowiska nie
powrócił do Rosji. Z końcem stycznia 1937 r. miał wygłosić odczyt publiczny
o toczącym się właśnie procesie Radka i wspólników. Rankiem tego dnia,
na który odczyt był zapowiedziany, podczas codziennego spaceru w Bois
de Bulogne został zastrzelony. Sprawca zdołał zbiec. Prasa paryska doniosła,
że był wysłannikiem czeki.
Zeznania wymuszone torturami były właściwie jedynym środkiem
dowodowym, przedstawianym sądowi w procesach politycznych. Na Zachodzie
sędziowie wyrokują niemal wyłącznie na podstawie dowodów przedmiotowych
i rzeczowych, a zeznania oskarżonych, dopuszczone o tyle, o ile chcą je
złożyć, stanową dowód tylko posiłkowy. Na Zachodzie ważnym środkiem dowodowym
są zeznania świadków wiarygodnych. W Rosji i w krajach demokracji ludowej
niemal wyłącznym dopełnieniem wyznań oskarżonych jest jeden rodzaj dowodów
przedmiotowych, a mianowicie zeznanie świadków niewiarygodnych. Są nimi
świadkowie, doprowadzeni z więzienia, których zeznania są wymuszone groźbą
stosowania tortury, a często wykonaniem tej groźby, którzy po złożeniu
zeznań są z powrotem odprowadzani do więzienia. Zdarza się przedkładanie
sądowi dokumentów, których autentyczność prawie zawsze budzi poważne zastrzeżenia.
Wymieniane w akcie oskarżenia przedmioty i dokumenty, znalezione u obwinionych
bywały często podrzucane przez policję. Dowody przedmiotowe są w Rosji
i w krajach demokracji ludowej podrzędnym członem postępowania dowodowego.
Ich siła dowodowa jest prawie zawsze minimalna.
Obrońcom nie wolno grać tym atutem. Są dopuszczeni celem
upozorowania sprawiedliwości i ludzkości postępowania dowodowego. Zmuszeni
są wbrew swemu sumieniu odgrywać rolę nieszczerą i upokarzającą. Muszą
potakiwać wywodom prokuratora. Nie wolno im kwestionować winy oskarżonego.
Ograniczeni są do powoływania okoliczności łagodzących. Gdyby postąpili
inaczej, czeka zlikwidowałaby ich potajemnie. Faktycznie oskarżeni pozbawieni
są możności korzystania z pomocy obrońców.
Szczególnym kwiatkiem procedury sądowej rosyjskiej jest
zawieranie układów z oskarżonymi o przyznanie się do niepopełnionych czynów
i zaniedbań praktykowane zwłaszcza w pokazowych procesach o sabotaż gospodarzy.
W pewnym mieście istnieje fabryka, której zarząd spoczywa w ręku wysoko
wykwalifikowanego dyrektora, uczciwie i gorliwie spełniającego swe funkcje.
Fabryka prosperuje pomyślnie. Wykonuje plan produkcji z nadwyżką. Nagle
- zjawisko częste w tym planowanym chaosie - zawodzą dostawy surowców,
opału, smarów do naoliwienia maszyn. Konserwacja i reperacja maszyn utyka.
Aprowizacja robotników gwałtownie pogarsza się. Produkcja katastrofalnie
spada. Trzeba ratować autorytet władz. Czeka osadza dyrektora w więzieniu.
Prokurator na rozprawie oskarża o sabotaż gospodarczy. Dyrektor przyznaj
się do przestępstw wymienionych w akcie oskarżenia i zostaje zasądzony
na dożywotnie więzienie przy akompaniamencie obelżywych okrzyków potępienia
tłumu, rozagitowanego przez zgodny chór aparatu partyjnego, prasy, radia.
Władze wywożą zasądzonego do odległej miejscowości, gdzie wkrótce obejmuje
równorzędne lub nawet wyższe stanowisko w służbie rządowej. W pewnych
wypadkach władze spełniają przyrzeczenia dane oskarżonym w zamian za przyznanie
się do zarzucanych przestępstw. Nie dotrzymują przyrzeczeń, o ile ten
drugi sposób załatwienia sprawy uważają za korzystniejszy.
Urzędy bezpieczeństwa w Rosji i w krajach podbitych liczyły
się z tym, że w razie jawnego sądzenia każdego aresztowanego, doszłyby
do ujawnienia prawdziwej cyfry uwięzionych, liczyły się także z tym, że
zaznania więźniów mogłyby wypaść nie po ich myśli. Bezpieki przeważnie
działały potajemnie bez przekazywania spraw sądom. W tych tak licznych
wypadkach nawet pozory praworządności nie były przestrzegane. Bezpieki
były nader wstrzemięźliwe w udzielaniu wiadomości o faktach uwięzienia,
o ich przyczynach i dalszych losach aresztowanych. Więzień w Rosji, to
najczęściej człowiek, który wpadł jak kamień w wodę, który zaginął bez
wieści na zawsze lub na tak długo, póki władzom nie spodobało się uchylić
rąbek tajemnicy. Losy aresztowanych bywały różne. Zdarzało się, że człowiek
uwięziony przesiadywał w areszcie krócej lub dłużej i został wypuszczony
bez przesłuchania, bez powiadomienia o powodach ani uwięzienia, ani zwolnienia.
Konstytucja rosyjska orzeka, iż praca jest obowiązkiem każdego. Czeki,
może w wykonaniu tego przepisu konstytucji, aresztowały ludzi nie dość
powolnych rządowi i zsyłały ich w odległe części Rosji na roboty przymusowe
dożywotnie lub na czas krótszy, zależnie od czego, trudno dociec. Zdarzało
się, że czeki przeprowadzały w swoim zakresie działania tajne postępowania,
jak gdyby sądowe. Jedni czekiści wymuszali torturami zeznania. Drudzy
sądzili i wyrokowali wedle sumienia rewolucyjnego. Trzecia grupa w wykonaniu
wyroku w podziemiach czeki skrytobójczo mordowała uwięzionych strzałami
w nasadę czaszki z tyłu.
Władze rosyjskie pilnie strzegły tajemnic swych lochów
więzionych. Zabraniały mówić i pisać o tym, co się działo w więzieniach.
Ponowne przymknięcie groziło każdej chwili zwolnionym więźniom, jeśli
by doszło do wiadomości czeki, iż wbrew przyrzeczonej milkliwości ważyli
się mówić lub pisać o swych przeżyciach więziennych. Czeka na terenie
Rosji zapobiegała skutecznie niedyskrecji więźniów i własnego personelu,
ofiar i katów. Dozorcom i czekistom nie dozwalano porzucać służby. Byli
z nią dożywotnio sprzęgnięci. Ograniczano ich wolność osobistą, ażeby
zapobiec wyciągnięciu przez nich na światło dzienne haniebnych tajemnic
ich urzędowania. W tym systemie rządzenia niewolnicy poganiali niewolnikami.
Zadawanie męczarń w toku śledztwa stawało się męczarnią dla wielu z pośród
czekistów. Zagłuszali sumienie nadużywaniem morfiny. Szerzyły się wśród
nich choroby nerwowe, a nawet umysłowe. Kara Boża dosięgała ich już w
życiu doczesnym.
Akcja zakonspirowania konspiracyjnej działalności czeki
została uwieńczona powodzeniem od początku ograniczonym i malejącym w
miarę upływu lat. Szczególnie trudno było zapobiec ujawnieniu kompromitujących
faktów na terenie zagranicznym. Nawet zamordowanie Trockiego w Meksyku
w r. 1940 niewiele pomogło. Wśród ofiar czeki znalazł się drobny ułamek
ludzi dzielnych, którzy w sprzyjających okolicznościach zdołali zbiec
za granicę i ogłosić swoje przeżycia. Pojawiło się przeszło sto książek
i broszur tej treści. Szczególny rozgłos uzyskało obszerne dzieło Krawczenki
"Wybrałem wolność". Wymowny tytuł, przysparzający powodzenie
książce, dał asumpt do nazywania wszystkich zbiegów z państwa ucisku ludźmi,
którzy wybrali wolność. Książka Krawczenki, wydana po raz pierwszy w r.
1948 w Stanach Zjednoczonych po angielsku, została przetłumaczona i publikowana
w kilku językach, także po francusku. Komuniści francuscy wydrukowali
w Paryżu artykuły, zarzucające Krawczence oszczercze zobrazowanie postępowania
czeki. Krawczenko zaskarżył komunistów. Sądy paryskie zawyrokowały we
wszystkich instancjach, że przeprowadził dowód prawdy i skazały niefortunnych
obrońców Rosji bolszewickiej na opublikowanie ich kosztem całego tekstu
wyroku w wielu gazetach. Nie zapomniano o zamordowaniu Trockiego. Policja
strzeże Krawczenkę przed zemstą komunistów, jak dotąd skutecznie. We Francji
i w Anglii odbyło się kilka podobnych procesów w ostatnich dwóch latach.
Wszystkie wypadły na korzyść oskarżycieli bolszewickich metod rządzenia.
W Paryżu wygrał proces socjalista Rousset autor książki o bolszewickich
obozach koncentracyjnych, który zaskarżył komunistów francuskich o oszczerstwo.
Polscy działacze polityczni na Zachodzie podali skargę o zniesławienie
na Renaud de Jounevela, autora książki "Międzynarodówka zdrajców"
wydanej w r. 1948 po francusku i w polskim tłumaczeniu przez rząd warszawski,
skierowanej przeciw emigrantom z krajów w r. 1945 podbitych oraz na Andrzeja
Wurmsera, autora przedmowy do tej książki, którego władze warszawskie
fetowały w Warszawie, wyrażając mu wdzięczność za ich obronę we Francji.
Obaj oskarżeni zostali w Paryżu skazani w r. 1952. Gen. Anders uzyskał
w Londynie w tym samym roku skazanie redaktorów komunistycznego pisma
Daily Worker na wysoką karę pieniężną jemu przyznaną przez sąd.
Wielu czmychało z bolszewickiego raju. Mało kto szukał
tam wybawienia z dolegliwości zaznawanych gdzie indziej. Krawczenko na
poparcie swego oskarżenia powołał świadków. Zeznawała pani Neuman. Jej
mąż był posłem do parlamentu niemieckiego z ramienia stronnictwa socjalistycznego.
Gdy Hitler zaraz po zdobyciu władzy począł aresztować wybitniejszych socjalistów,
małżeństwo Neuman schroniło się w pobliskiej Rosji, z deszczu pod rynnę.
Wjechali do Rosji legalnie. Wkrótce czekiści ich uwięzili. Zlikwidowali
posła Neumana. Żonę zesłali do obozu koncentracyjnego. Minęło lat parę.
Nadszedł sierpień 1939 roku. Stalin i Hitler zawarli układ o rozbiór Polski.
Ułożyli się także o wzajemne wydanie zbiegów politycznych. Pani Neuman
powędrowała z rosyjskiego do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Hitler
przegrał wojnę. Pani Neuman doznała szczęścia w nieszczęściu. Została
oswobodzona przez wojska amerykańskie, a nie przez rosyjskie. Ogłosiła
wspomnienia o swym pobycie w obozach koncentracyjnych dwóch państw totalnych.
Wielu rewolucjonistów rosyjskich szukało i znalazło bezpieczną przystań
za granicą. Kraje wolności przyznawały uchodźcom z Rosji carskiej szczodrze
prawo azylu politycznego, nie pytając o ich przynależność partyjną. Pozwalały
im kontynuować działalność rewolucyjną. Bolszewicy gdy stali się panami
Rosji, udzielali ochrony uchodźcom politycznym tylko bez zastrzeżeń posłusznym.
Nie koniec na tym. Wysyłali siepaczy za granicę, ażeby tam mordować zbiegów,
którzy zdołali się wyrwać z ich więzień i zawarli układ o wymianę zbiegów
z państwem na nich się wzorującym. W niecałe dwa lata później Rosja łącznie
z państwami zachodnimi wiodła bój z Niemcami. Gdy wojna miała się ku końcowi,
bolszewicy podjęli próbę narzucenia swym nowym sprzymierzeńcom porozumienia
podobnego do układu niemiecko-rosyjskiego o wymianę zbiegów politycznych.
Żądali od nich wydania obywateli rosyjskich, zwiezionych przez Niemców
do obozów pracy przymusowej i jeńców, którzy podczas zajmowania zachodnich
obszarów niemieckich wpadli w ręce prących naprzód wojsk amerykańskich,
angielskich i francuskich bez względu na to, czy godzą się na powrót do
Rosji. Chcieli przeprowadzić zasadę przymusowego powrotu. Amerykanie w
Jałcie (styczeń 1945 r.) poczynili ustępstwa. Wkrótce je cofnęli. Rosja
w r. 1952 podczas wojny koreańskiej próbowała narzucić Amerykanom wyrażenie
zgody na przymusową repatriację jeńców. Władcy Rosji bolszewickiej także
i w tej sferze działalności pozostali wierni polityce przymusu i nie dawania
przystępu do siebie liberalnemu humanitaryzmowi.
W Rosji i w krajach podbitych sądownictwo wojskowe było
sprawowane albo jawnie, albo tajnie. Istniały obok tajnych sądów czeki
tajne sądy wojskowe. Marszałek Tuhaczewski, naczelny wódz rosyjski w wojnie
z Polską w r. 1920, oskarżony o spisek przeciw Stalinowi w porozumieniu
z Niemcami, został rozstrzelany w r. 1936 na mocy tajnego postępowania
i wyroku sądu wojskowego. Ówczesny generał, późniejszy marszałek Rokossowski
był więziony przez pewien czas jako podejrzany o uczestnictwo w tym spisku.
System kar znamionuje także całkowite uzależnienie od
swobodnego uznania władz. Ustawodawstwo rosyjskie było bardziej zmienne,
niż rzeczywistość. Ustawodawstwo o karze śmierci ulegało częstym zmianom.
Wykonywanie nie zmieniało się. Od czasu do czasu pojawiało się w dzienniku
ustaw postanowienie, orzekające zniesienie kary śmierci. Wkrótce drukowano
nowe, wprowadzające ją z powrotem. W pierwszym z tych dwóch wypadków naiwni
profesorowie na Zachodzie, nie znający Rosji, ogłaszali artykuły, pełne
zachwytów i hołdów, składanych na ołtarzu rosyjskiego humanitaryzmu. Nie
wiedzieli ci profesorowie i inni publicyści tego autoramentu, iż w rzeczywistości
zniesienie kary śmierci oznaczało li tylko zaprzestanie wydawania przez
sądy wyroków śmierci. Ustawa taka nie miała żadnego wpływu na postępowanie
czeki. Ten urząd w dalszym ciągu ferował i wykonywał wyroki śmierci. Ustawowe
znoszenie co pewien czas kary śmierci było w znacznej mierze pozorne także
z powodu dowolności w wykonywaniu wyroków, uwarunkowanej niewydawaniem
zwłok osób, na których wykonano wyrok śmierci, w celu zatajenia liczby
skrytobójczych morderstw czeki. Chybiałoby celu wydawanie zwłok skazańców
sądowych, a nie wydawanie zwłok osób, pozbawionych życia przez czekę.
Wówczas skrytobójstwa wbrew zamierzeniom władz przestałyby być skrytobójstwami,
a więc przyjęto obyczaj niewydawania w ogóle zwłok. Anglosasi mawiali,
że w Rosji nie obowiązuje ani Habeas corpus (Wolno uwięzić obywatela tylko
z zachowaniem przepisów ustawy), ani Habeas cadaver, bo zwłok rodzinie
nie wydawano. W tych warunkach zdarzało się, że skazani sądownie na więzienie
byli mordowani skrycie przez czekę. Zdarzało się także, że skazywano ludzi
na śmierć, ogłaszano o wykonaniu wyroku w oznaczonym miejscu i czasie
mimo niewykonania wyroku. Władze zależnie od swego swobodnego uznania
albo wykonywały go później, albo nie wykonywały go wcale, albo skazanego
przetrzymywały dożywotnio, albo zwalniały go wcześniej zgodnie z naczelną
zasadą bezterminowości uwięzienia. Czasokres przetrzymywania skazanych
na więzienie w areszcie lub w obozach pracy przymusowej także nie pokrywał
się z treścią orzeczenia. Władze dowolnie skracały lub przedłużały ten
termin. Faktycznie każde uwięzienie było bezterminowe niezależnie od treści
jawnego lub tajnego wyroku w razie jego wydawania, tym bardziej w wypadkach
przetrzymywania ludzi w więzieniach lub w obozach pracy bez wyroku.
W Rosji bolszewickiej zaistniały rodzaje kar, nieznane
ani w Rosji carskiej ani na Zachodzie. Urzędy zakwaterowania dowolnie
rozporządzały wszystkimi mieszkaniami. Rząd masowo w szybkim tempie ściągał
ludność ze wsi do miast, mnożąc zastępy robotników i studentów. Budował
fabryki i biura. Zaniedbywał budowę i remonty domów mieszkalnych. Uniemożliwiał
ich budowę z inicjatywy prywatnej. Osiedlał przybyszów ze wsi przez zagęszczanie
mieszkań. Osadzał ich w mieszkaniach, zdaniem urzędników nie dość gęsto
zaludnionych. Protegowani przez rząd byli zwalniani od zagęszczania mieszkań.
Tym bardziej byli obciążeni nie dość powolni rządowi. Zagęszczanie mieszkań
stało się dotkliwą karą, choć nie wymienioną w rzędzie kar przewidzianych
ustawami. - Chłosta także nie była wymieniona jako kara w ustawach. Policja
stosowała ją często, dowolnie i nieraz okrutnie.
Do rodzaju kar nieznanych na Zachodzie, nieobjętych ustawami
rosyjskimi i krajów demokracji ludowej, mimo tego stosowanych, należało
odmawianie zamówień społecznych i pozbawianie czci. Wobec zubożenia warstw
bogatych i średnio zamożnych, a zmonopolizowania w ręku państwa wszelkich
wydawnictw, ludzie pióra, poeci, literaci, dziennikarze, artyści malarze,
rzeźbiarze, muzycy, aktorzy byli skazani niemal wyłącznie na "zamówienia
społeczne", dokonywane i płacone przez urzędy państwowe. Byli nagradzani
udzielaniem lub karami odmawianiem zamówień społecznych. - Ludzie na świeczniku
strącano z piedestału przez zamieszczanie ich nazwisk w dziennikach, czasopismach,
książkach, audycjach radiowych - jeszcze jedna forma likwidowania wierzgających
przeciw ościeniowi i wywyższania dyktatora.
Rząd rosyjski napawał strachem ludność przez pozbawianie
czci nie dość prawomyślnych. Stosował przymus nie tylko samoopljewania,
ale także i potakiwania. Zmuszano naukowców i literatów do upokarzającego
odwoływania wbrew ich sumieniu zapatrywań, dawniej przez nich wyrażonych,
a ostatnio przez władze zaliczonych do potępienia godnych. Kazano im ogłaszać,
że dawniej popełniali burżuazyjne błędy, a obecnie głoszą proletariackie
prawdy. Zmuszano ich do publicznego określania tego postępowania rządu
za ziszczanie prawdziwej wolności nauki. Poniewierano godnością i sumieniem
ludzi, ażeby szerzyć bałwochwalczą cześć despoty i przesądy, sprzyjające
jego utrzymywaniu się przy władzy. Chytrze, obłudnie, krytym sztychem
Stalin umacniał swe stanowisko i mnożył zakres swej władzy. Postanowił
w r. 1934 rozwiązać stowarzyszenie byłych więźniów politycznych i katorżników,
do którego należało wielu przeciwników jego metod rządzenia.
Wprost z otwartą przyłbicą nie rozwiązał stowarzyszenia.
Groźbą interwencji czeki i tortur zmusił swych towarzyszy partyjnych do
powzięcia uchwały o rozwiązaniu stowarzyszenia, które wcielało i podtrzymywało
pamięć szlachetnych, młodzieńczych porywów niejednego z nich. Przeszczepił
te metody do Polski. Poniżał Polaków do swego poziomu moralnego.
Procesy polityczne ujawniły prawdziwe oblicze bolszewickich
wielmożów. Stalin, poparty przez wielką rzeszę młodego narybku partyjnego,
zawdzięczającego jemu swe posady, wygrywający czekę przeciw swym wrogom
postawił przed sąd niemal całą starą gwardię Lenina. Zwyciężył niecnymi
metodami. Władał nimi sprawniej i zgrabniej niż oskarżeni. Wart pałac
Paca i Pac pałaca. Zwycięzcy oskarżyciele zasłużyli na potępienie, jeśli
ich postępowanie będziemy oceniać miernikami moralności chrześcijańskiej.
Wyjdą obronną ręką, jeśli do ich postępków przyłożymy miarę przykazań,
uznawanych i stosowanych przez oskarżonych. Procesy polityczne potwierdziły
pogląd, osądzający ujemnie poziom moralny rosyjskiej warstwy rządzącej
oraz jej system sprawowania władzy, prawdziwy niezależnie od tego, czy
uznamy zeznania oskarżonych za wymuszone czy za zgodne z rzeczywistością,
bo przecież jedne i drugie zasługują na potępienie. Bolszewicy stworzyli
ustrój, wykluczający jawną i praworządną opozycję. Nic dziwnego, że zrodził
opozycję działającą metodami, tak odmiennymi od przyjętych w ustrojach
liberalnych.
Mickiewicz, wykładając literaturę słowiańską na uniwersytecie
paryskim (11841/2 r.), porównywał moralność polskich i rosyjskich rewolucjonistów:
"Wszyscy" (dekabryści) "zgadzali się na to, że trzeba obalić
rząd, a nawet wymordować rodzinę carską. Na zebraniach śpiewano pieśni
okrutne, których nie mógłbym tu przytoczyć, pieśni naznaczone piętnem
fińskim i mongolskim, budzące odrazę w spiskowcach polskich, którzy znajdowali
się wówczas wśród Rosjan. A przecież Polacy wiele już ucierpieli od rządu
rosyjskiego, niemniej jednak ton tych pieśni raził ich ucho (Wydanie sejmowe,
str. 442). Zapewne Mickiewicz miał na myśli pieśń dekabrysty Rylejewa
o kowalu, niosącym trzy noże: jeden na bojarów, drugi na popów, trzeci
na cara.
Tom pierwszy "Wspomnień" socjologa marksisty,
Ludwika Krzywickiego został ogłoszony w Warszawie w r. 1947. Ich autor
także porównuje moralność polskich i rosyjskich rewolucjonistów. Rewolucjoniści
polscy odznaczają się poczuciem honoru. Dbają o honor trzymania języka
za zębami. Na śledztwie nie sypali wspólników, nie zaczynali śpiewać.
Nie szli na drogę "czystoserdecznych" spowiedzi, tak zwykłych
w dziejach rosyjskiego ruchu rewolucyjnego. Po r. 1947 cenzura w Warszawie
została obostrzona. Tom pierwszy "Wspomnień" szybko się rozprzedał.
Został wycofany z bibliotek. Władze nie zezwoliły na druk ani nowego wydania
tomu pierwszego, ani dalszych tomów, przedłożonych w rękopisie cenzurze.
Wymowę spowiedzi Bakunina i innych rewolucjonistów zeszłego wieku Kucharzewski
przedstawił wyczerpująco w swej wielotomowej historii rewolucji rosyjskiej.
Dostojewski mistrzowsko wyświetlił mroczne tajniki jej psychologii.
Procesy polityczne potwierdziły Dostojewskiego charakterystykę
"biesów". Rosyjski pisarz dojrzał szatański pierwiastek w duszy
rosyjskich rewolucjonistów, który go napawał lękiem o przyszłość ojczystej
Rosji. Pocieszał się nadzieją, że głęboko religijny lud rosyjski przezwycięży
truciznę. W tej myśli jako motto powieści "Biesy" (1872) wydrukował
słowa Pisma św.: "Wyszli czarci od człowieka i weszli w wieprze"
(Łuk. 8, 32). Podobnie, jak owe wieprze opętane szałem rzuciły się w wody
jeziora i potonęły, tak samo potoną sprawcy bezbożnej, ateistycznej rewolucji.
W "Biesach" przedstawił ich jako ludzi niezrównoważonych, nie
uznających żadnych ani więzów moralnych, ani autorytetów, pozbawionych
rozumienia i poczucia godności osobistej, których postępowanie jest zaprzeczeniem
honoru, gardzących ludźmi, nie wyłączając siebie samych, mimo tego marzących
o uzdrowieniu ludzkości, a więc porywających się z motyką na słońce, przyznających
sobie "prawo do bezecności" szerzących zgniliznę moralną przez
rozpowiadanie, że "wszystko wolno". Głęboko wniknął w tajniki
ich duszy. Nawet fałszywe przyznanie się do winy zobrazował w "Biesach".
Rewolucjoniści rosyjscy wbrew życzeniom i przepowiedniom
Dostojewskiego zwyciężyli. Powstaje pytanie, jak wytłumaczyć, że odnieśli
sukcesy mimo mankamentów, odmalowanych w tak czarnych barwach przez Dostojewskiego,
ujawnionych w toku procesów bolszewickich. Spróbuję odpowiedzieć później
na to pytanie. - Jeszcze słów kilka o losach spuścizny literackiej Dostojewskiego.
Bolszewicy początkowo, powodowani chęcią legitymowania swych uzurpowanych
rządów wobec opinii publicznej, wywyższyli Dostojewskiego na stanowisko
prekursora rewolucji. Wydawali jego pisma, chętnie czytane, w licznych
wydaniach. Łunaczarski, Lenina komisarz (minister) oświecenia i kultury,
piał hymny na jego cześć. Przed kilku laty rząd bolszewicki, już silnie
osadzony w siodle, doszedł do przekonania, że może sobie pozwolić na więcej
szczerości, że nadszedł czas dania wyrazu niewątpliwie trafniejszemu ujęciu
myśli i tendencji Dostojewskiego. Nie był przecie jeno oskarżycielem nadchodzącej
rewolucji. Mściwy Stalin kazał zlikwidować pamięć Dostojewskiego. Nie
wolno jego nazwiska wspominać ani w gazetach ani w audycjach radiowych
i szkołach. Pisma jego zostały wycofane z obiegu. Zakazano bibliotekom
i wypożyczalniom dawać je do rąk czytelników. Zaniechano drukowania nowych
wydań mimo popytu ze strony publiczności. Równocześnie zachód w poszukiwaniu
światła, zdolnego rozjaśnić przebieg rewolucji rosyjskiej coraz częściej
sięga do spuścizny duchowej Dostojewskiego.
47.
Francuscy rewolucjoniści swą nazwę patriotów przypieczętowali
czynami. Żywili nadzieję zreformowania ustroju Francji własnymi siłami,
a nie kosztem jej klęski. W rozgrywce z rządem opornym wobec ich zabiegów
nie liczyli na przeprowadzenie swego programu w chwili, gdy rząd osłabnie
na skutek przegrania wojny międzynarodowej. Rosyjscy uważali pobicie Rosji
za pożądane, a nawet przyczyniali się do klęski ojczyzny.
We Francji w czasie pierwszej wielkiej wojny światowej
bieżącego stulecia rozpowszechniło się nazywanie defetyzmem polityki zdradzania
lub osłabiania sprawy narodowej. Grzegorz Aleksiński, poseł do Dumy z
ramienia bolszewików po wybuchu tej wojny zerwał z nimi z powodu popierania
przez nich wrogów Rosji. W Paryżu w r. 1915 ogłosił książkę: "La
guerre et la Russie". Utworzył słowa defetyzm i defetysta na wzór
rosyjskich wyrazów porażeństwo i porażeniec, używanych przez bolszewików,
opowiadających się za porażeniem Rosji. W styczniu 190 r. wybuchła wojna
rosyjsko-japońska. W urzędowej "Historii W.K.P.(b)" czytamy
na str. 60 "Mienszewicy staczali się" (wówczas) "na stanowisko
oboronczestwa, czyli obrony ojczyzny, cara, obszarników i kapitalistów.
Lenin i bolszewicy uważali klęskę rządu carskiego za pożyteczną".
To samo stanowisko zajęli w ciągu wojny światowej i wszczętej w r. 1914.
Przed wybuchem wojny stronnictwa socjalistycznego w Niemczech i we Francji
opowiadały się za międzynarodową solidarnością warstwy robotniczej. Towarzysze
wykrzykiwali: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się".
Kwestionowali obowiązek brania udziału w wojnie. Przodowali w demonstracjach
pacyfistycznych. Przy sposobności debat budżetowych ich przedstawiciele
w parlamentach głosowali przeciwko podwyższaniu kredytów wojskowych. Przeciwstawiali
się podwyższaniu kontyngentu rekruta i przedłużaniu czasu służby wojskowej.
Gdy wojna wybuchła, posłowie socjalistyczni niemieccy i francuscy przeszli
z platformy międzynarodowej na narodową. Poparli swe rządy, znajdujące
się w stanie wojny między sobą. Głosowali za kredytami wojennymi. Lenin,
który schronił się do neutralnej Szwajcarii, zawrzał oburzeniem. Tworzył
socjalistyczną frondę międzynarodową, trzecią międzynarodówkę, skupiającą
socjalistów, głoszących obowiązek przeciwstawiania się wszelkimi sposobami
wojnie. Wzywał socjalistów w każdym kraju do rewolucji przeciwko własnej
ojczyźnie "do przekształcenia wojny imperialistycznej w wojnę domową.
Piętnował mianem zdrajców socjalizmu i sprawy robotniczej tych socjalistów,
którzy agitowali za zachowaniem pokoju społecznego w czasie wojny. Przezywał
ich pogardliwie socjal-patriotami". Historia W.K.P.(b) podaje, że
bolszewicy wówczas "popierali tworzenie nielegalnych organizacji
rewolucyjnych w armii, bratanie się żołnierzy na froncie, rewolucyjne
wystąpienia robotników i chłopów przeciw wojnie, przekształcające je w
powstanie przeciwko własnemu rządowi imperialistycznemu" (str. 181).
Bolszewicy po zdobyciu władzy karali defetystów. Uprawiali
politykę niepodcinania gałęzi, na której się siedzi. Jak wszyscy dochodzący
do władzy, tak, czy siak, lewem czy prawem zdobyli wraz z nią rację stanu
państwa, zadanie zachowania i mnożenia jego potęgi. Także ich rewolucja,
podobnie jak poprzednie, skończyła się na przeobrażeniu apostołów wolności
w niewolników racji stanu państwa.
48.
Obie rewolucje, francuska i rosyjska radykalizowały się
stopniowo. Umiarkowane początkowe formy wywoływały sprzeciw obrońców istniejącego
stanu rzeczy, poszkodowanych reformami. Ich zwolennicy, przeciwstawiali
się usiłowaniom obalenia lub uszczuplenia dzieła przez nich dokonanego.
W toku sporu zwyciężali ludzie skorzy do przelicytowania żywiołów umiarkowanych
wystawianiem postulatów skrajnych, silniej przemawiających do wyobraźni
i uczuć. Rozwój obu rewolucji, wiodący od programu równouprawnienia politycznego
do żądań gospodarczego zrównania, dokonał się w trzech analogicznych etapach.
Zarówno we Francji, jak w Rosji po zmianach ustroju w duchu liberalnym
następuje okres reform demokratycznych, poczym z ich zarzewia wybucha
płomień rewolucji socjalistycznej. Ostatecznie we Francji zwyciężył liberalizm,
a w Rosji ustaliła się despotyczna forma rządu. Deklaracje praw, francuska
i rosyjska odzwierciedlają zasadnicze wytyczne programowe rewolucjonistów
jednych i drugich.
Światłością optymizmu opromieniona wiara w dodatnie wartości
intelektualne i moralne człowieczeństwa natchnieniem "deklaracji
praw człowieka i obywatela", uchwalonej w sierpniu roku 1769 przez
francuskie zgromadzenie narodowe. Ze słów tego politycznego katechizmu
wszechludzkiego tryska zapał zrehabilitowania poniewieranej godności ludzkiej.
Autorzy deklaracji w kilku zdaniach inwokacji wstępnej dają wyraz przekonaniu,
że uroczyste ogłoszenie "niezaprzeczalnych" praw człowieka i
obywatela przyczyni się do "uszczęśliwienia wszystkich". Zakładają,
że każdemu przysługują "święte, niepozbywalne", nie ulegające
przedawnieniu prawa naturalne (droita), których nie wolno się zrzec, zgodne
z rozumną naturą ludzką, które rozum wskazuje jako sprawiedliwe i pożyteczne.
"Ludzie rodzą się i pozostają nadal wolnymi i równymi w swych prawach"
(art. 1). Każdy z tytułu urodzenia ma prawo żądać od państwa przestrzegania
praw naturalnych w ustawach (lois) i w wykonaniu ustaw. Zadaniem ustawodawcy
jest podporządkowanie ustawodawstwa prawom naturalnym. Ustawy powinny
być tylko rozwinięciem praw naturalnych.
Autorzy deklaracji francuskiej wyliczają cztery prawa
naturalne w następującej kolejności: wolność, własność, bezpieczeństwo
i prawo oporu. Umieścili wolność na pierwszym miejscu gwoli uwydatnienia
jej kluczowego znaczenia w ustroju państwa. Obmyślili rękojmię wolności.
Celem ukrócenia nadużyć życie publiczne winno być jawne, czemu służy orzeczona
w deklaracji wolność dyskusji i krytyki ustnej, pisanej i drukowanej (wolność
prasy). Praworządność, obowiązująca wszystkich urzędników i sędziów do
wydawania postanowień w ramach ustawowych, a nie na zasadzie ich swobodnego
uznania chroni wolność obywateli. Przysługuje im jako dalsza rękojmia
wolności możność odwołania się do niezawisłych, bo nieusuwalnych sędziów.
Deklaracja chroni wolność, orzekając zasadę podziału władz, ograniczającego
monopolistyczne zakusy władzy wykonawczej w stosunku do ustawodawczej
i sędziowskiej. Wreszcie deklaracja wzniosła jeszcze jeden szaniec obronny,
chroniący jednostkę przed żarłocznością państwa, przyznając jej wolność
sumienia.
Poręczenie bezpieczeństwa, zawarte w deklaracji, jest
konsekwencją praworządności, a zatem streszcza się w przepisach, wykluczających
dowolność postępowania władz. Obywateli wolno uwięzić tylko w wypadkach
ustawą przewidzianych z zachowaniem formalności ustawowych. Czyny i zaniechania
są karygodne tylko wtedy, gdy karygodność była ustawowo orzeczona przed
czasem ich zajścia. Obowiązuje domniemanie niewinności. Z poręczeniem
praworządności i bezpieczeństwa łączy się obowiązek władz przestrzegania
tajemnicy korespondencji prywatnej i nietykalności mieszkania. Te postanowienia
wraz z przyznaniem wolności sumienia stwarzają sferę życia prywatnego
jednostki, chroniącą przed upolitycznieniem przez państwo.
Literatura polityczna przed r. 1789, nastrojona pacyfistycznie,
wspomina tylko całkiem wyjątkowo o prawie poddanych stawiania oporu w
razie niepraworządnego postępowania władz. Deklaracja praw wymienia prawo
oporu jako jedno z czterech praw naturalnych (art. 2), jednak art. 7 zawiera
daleko sięgające ograniczenia prawa oporu. - Równość nie jest wyszczególniona
jako prawo naturalne, atoli deklaracja orzeka równouprawnienie polityczne
i równomierność opodatkowania. - Deklaracja praw pomyślana jako ustęp
pierwszy przyszłej konstytucji została włączona na pierwszym miejscu do
liberalnej i monarchicznej konstytucji z r. 1791.
W dwa lata później władza przeszła w ręce Konwentu, który
zniósł monarchię, ogłosił Francję Republiką i uchwalił konstytucję z r.
1795, także poprzedzoną deklaracją praw. Jakże odmienną od poprzedniej.
Konwent wolność poniżył; równość podwyższył. Paryżanie mawiali wówczas:
po rewolucji wolności przyszła kolej na rewolucję równości. W inwokacji
wstępnej do deklaracji praw jej autorzy powołali się na chęć przyczynienia
się zredagowaniem i ogłoszeniem deklaracji do "uszczęśliwienia wszystkich"
- oczywiście w życiu doczesnym, choć tego wyraźnie nie wypowiedzieli.
W cztery lata później idea uszczęśliwienia ludzi poprzez przeprowadzenie
reform politycznych poczyniła znaczne postępy. Została wyrażona w art.
1 nowej deklaracji: "Szczęście ogółu" (le bonheur commum) "celem
społeczeństwa", poczym następuje wyliczenie czterech praw naturalnych.
Są prawa i naturalnymi: równość, wolność, bezpieczeństwo, własność. Przybyła
równość, wyszczególniona na pierwszym miejscu. Wolność została z pierwszego
miejsca zdegradowana na drugie, własność z drugiego na czwarte. Odpadło
prawo oporu, poprzednio wyliczone w rzędzie praw naturalnych. Mimo tego
deklaracja z r. 1793 dźwignęła prawo oporu wzwyż, uznając je za nieulegającą
dyskusji konsekwencję praw naturalnych - stanowisko logicznie poprawne.
Odzwierciedla wzrastające natężenie prądu rewolucyjnego orzeczenie w art.
35 konstytucji, że "w wypadku naruszenia przez rząd praw ludu powstanie
jest najświętszym prawem, najkonieczniejszym obowiązkiem". Czasy
rewolucyjne są okresem wzmacniania, a nawet dyktatorskiej wszechmocy władzy
wykonawczej. Nie sprzyjają podziałowi władz, ostoi liberalizmu i praw
jednostki, poręczonej deklaracją z r. 1789. Dowodem szczerości deklaracji
i Konstytucji z r. 1793, że nie ma w nich wzmianki o podziale władz. Przybył
"obowiązek społeczeństwa zapewnienia utrzymania pozbawionym środków
do życia".
Francuzi w r. 1795 nadali sobie konstytucję bardziej
umiarkowaną i powierzyli rządy Dyrektoriatowi pięcioosobowemu (1795-1799).
Opozycja lewicowa domagała się powrotu do konstytucji z r. 1793. Postanowiła
zadość uczynić obowiązkowi wystąpienia z bronią w ręku przeciwko rządowi,
naruszającemu prawa ludu, który został proklamowany w art. 35 zniesionej
konstytucji, po wtóre narzucić silny ustrój socjalistyczny. Opozycja lewicowa
zwalczała dyrektoriat w imię rewolucyjnego socjalizmu. Przewodził jej
Gracchus Rabeuf. Rewolucjoniści francuscy w odróżnieniu od rosyjskich
zdobywali władzę, nie przesiadując przedtem w więzieniach Babeuf był wyjątkiem.
Kilkakrotnie uwięziony na krótki czas za przestępstwa polityczne, został
w r. 1793 skazany za fałszowanie dokumentów w celach zarobkowych na 20
lat ciężkiego więzienia. Przyznał się do winy. Współczesna komunistka
francuska w jego życiorysie, przetłumaczonym na język polski, pisze, że
"dopuścił się pewnej niedbałości (Lépine, "Babeuf", Warszawa
1950, str. 174 et passim) Z więzienia został wkrótce zwolniony z powodu
wznowienia procesu i rozpoczął ożywioną działalność rewolucyjną. Stosując
ówczesną modę nawiązywania do tradycji starożytnego Rzymu republikańskiego,
a zrywania z chrześcijaństwem porzucił imię chrzestne i przyjął jako imię
nazwisko dwóch braci, rzymskich trybunów ludu, szermierzy reformy agrarnej.
Grakchowie byli wybranymi trybunami ludu. Babeuf sam siebie mianował trybunem.
Wydawał pismo, które zatytułował: "Trybuna Ludu", jako że z
łam pisma zwracał się do czytelników w charakterze trybuna, rzecznika
praw ludu wedle rzymskiej terminologii. Tytuł utkwił w ludzkiej pamięci,
ale przekręcony. Mickiewicz redagował wydawaną po francusku "Trybunę
Ludów". W Warszawie komuniści wydawali pismo codzienne "Trybuna
Ludu". Tytuł oznaczał, że łamy stoją otworem dla tych, którzy z tej
trybuny pragną przemówić w obronie interesów narodowych (Mickiewicz),
czy też klasowych (Warszawa).
Wtedy, gdy Babeuf działał, wypadki nawet sensacyjne szybko
następowały jedne po drugich. W dwa lata po ścięciu "tyrana"
Ludwika XVI Paryżanie zapomnieli o nim, ale nie przestawali pomstować
na tyranów. Babeuf ciskał pioruny na tyrana, Robespierre`a. Zarzucał mu
powolność w urzeczywistnianiu równości. Kandydował na dyktatora, ażeby
naprawić zło, wyrządzone przez Robespierre`a. Przemawiał w imieniu biednych
proletariuszy. Nie znał słów: walka klas, materialistyczna historiozofia.
Nie przeciwstawiał burżuazji i proletariatu. Operował jednak tymi pojęciami.
Pogoń za dochodami i majątkami uważał za główną sprężynę działań ludzkich.
We własności prywatnej widział przyczynę wszystkiego złego. Walkę klas
wyrażał w terminologii starożytnych Rzymian. W nr 34 "Trybuna Ludu"
z 7/XI 1795 r. redaktor w artykule wstępnym pyta i odpowiada: "Nie
ukrywajmy ścisłej prawdy. Czym jest rewolucja w ogóle, a francuska w szczególności
- wojną jawną patrycjuszów z plebejuszami, bogatych z biednymi, odwieczną,
istniejącą przed jej wypowiedzeniem". Z tym stanem rzeczy trzeba
raz przecie skończyć. Pewnym sposobem po temu ziszczenie równości. Babuwiści,
powtarzający wielokrotnie, że pragną równości rzeczywistej, to fantaści
nie z tego świata. Widzą taką rzeczywistość, jakiej sobie życzą, a nie
taką, jaką ona jest. Uzasadniali przecie swój naczelny postulat tym, że
"wszyscy ludzie mają równe potrzeby i równe zdolności" (sic).
Żądanie równości stanowiło centralny punkt programu Babeufa i towarzyszy.
O wolności wspominają tylko półgębkiem. Spisek, który uknuli celem obalenia
dyrektoriatu przeszedł do historii pod nazwą: "spisku równych",
lub spisku Babeufa. Jego uczestnicy domagali się równości "rzeczywistej",
utożsamianej przez nich z równością ekonomiczną, uznaną za pewny sposób
uszczęśliwienia wszystkich. Wydało im się, że ludzie, (gdy będą mieli
równe dochody i majątki, staną się szczęśliwymi i zadowolonymi/ o sanita
simplicatas!) Pojmowali szczęście stadnie, a nie osobiście. Jak świadczy
"manifest równych", streszczający ich doktrynę, rozprawiali
o sposobach osiągnięcia "szczęścia wspólnego, wspólnego dobra".
W toku rewolucji Francuzi ogłosili najpierw deklarację
praw liberalną, potem demokratyczną, wreszcie "manifest równych",
pierwszy manifest komunistyczny. Drugi pióra Marksa, napisany po niemiecku
"manifest partii komunistycznej", pojawił się w roku 1848. Trzeci
Lenina, nazwany "deklaracją praw ludu pracującego i wyzyskiwanego"
rozgorzał wielkim płomieniem na horyzoncie dziejowym w r. 1918. Babuwiści
nie wynaleźli słów komunizm, komunistyczny. Znali pojęcia, które obecnie
tymi słowy wyrażamy. Posługiwali się terminologią wielce zbliżoną, gdy
pisali: "celem naszym dobro wspólne albo wspólność dóbr, le bonheur
commun, cu la comunité des biens". Ich ideałem wspólność pracy i
wspólność używania dóbr, stołówki i przymus pracy, uzasadniany nałożeniem
przez naturę obowiązku pracy na człowieka. Lenin dekretując przymus pracy
porzucił okrywanie się listkiem figowym natury. Autorzy manifestu równych
zapowiadają utworzenie republiki równych. Grożą, że się przed niczym nie
cofną. Są gotowi zniszczyć cały dobytek przeszłości (faire table rrase)
"Niech zginą wszystkie kunszty i sztuki piękna, byleby nastała republika
równych". Podszyty nihilistycznym pędem niszczenia, manifest równych
okazał się w znacznej mierze zapowiedzią tego, co część ludzkości ostatnio
przeżywała.
Francja zawczasu zdobyła się na skuteczną reakcję przeciw
komunistom w oparciu o armię. Rewolucjoniści francuscy doszli do władzy,
gdy Ludwik XVI dał się skłonić do cofnięcia wojsk regularnych, stacjonowanych
pod Paryżem, komenderowanych przez wiernych królowi generałów, doradzających
zbrojną interwencję. Rewolucja skończyła się, gdy członkowie rządzącego
dyrektoriatu, rozumiejący, że coraz to większa przewaga lewicowości w
przebiegu rewolucji wynikała ze wzrastającego nacisku, wywieranego przez
proletariat paryski, zasilający szeregi milicji obywatelskiej, podsunęli
pod Paryż "armię wewnętrzną", dowodzoną przez generała Napoleona
Bonaparte. Dyrektoriat stworzył skuteczną przeciwwagę milicji obywatelskiej.
Babuwiści, parafrazując nazwę: "Komitet zbawienia publicznego",
utworzyli "tajny dyrektoriat zbawienia publicznego". Członek
jawnego dyrektoriatu, minister wojny Lazar Carnot, który przeprowadził
ustawę o powszechnym obowiązku służby wojskowej, stąd nazwany "organizatorem
zwycięstwa", zarządził zaaresztowanie spiskowców w maju 1796 r. W
rok później Babeufa i kilku innych uczestników spisku stracono. Pozostali,
skazani na kary więzienne, wkrótce zostali uwolnieni na zasadzie amnestii.
Komunizm, poczęty z rewolucji francuskiej, padł przedwczesny,
zmarł zaraz po urodzeniu. Poczęty z rosyjskiej wyrósł na potwora. W Rosji
podobnie jak we Francji zaczęło się przygrywką liberalną i przejściem
od absolutyzmu do monarchii konstytucyjnej. W styczniu 1904 r. wybuchła
wojna rosyjsko-japońska. Na przełomie roku 1904 i 1905 szerzyły się rozruchy
rewolucyjne w miastach i na wsi. W październiku 1905 r. car uroczystym
orędziem zapowiedział nadanie konstytucji i zwołanie dumy (parlamentu).
Rząd opanował sytuację. Podniecenie rewolucyjne w swej najostrzejszej
formie wygasło. Nastąpił okres dwunastoletni pozornego uspokojenia. Przegrana
wojna międzynarodowa stała się ponownie pożywką wojny domowej. Wstrząs
dwóch rewolucji przypadł na rok 1917. Kilkudniowa rewolucja lutowa doprowadziła
do detronizacji dynastii i zgłoszenia republiki parlamentarnej. Rząd niemiecki,
choć monarchiczny, ułatwił Leninowi i gronu jego najbliższych towarzyszy
partyjnych przejazd z Szwajcarii przez Niemcy do Rosji w nadziei, że Lenin
dojdzie do władzy, oderwie Rosję od sprzymierzeńców i zawrze z Niemcami
pokój odrębny na warunkach, podyktowanych przez Niemców, którego car nie
chciał podpisać. Rachuby niemieckie sprawdziły się. Lenin po wielu latach
pobytu w bezpiecznym schronie szwajcarskim powrócił do Rosji i podjął,
z góry przez bolszewików zapowiedzianą, walkę o rewolucyjne obalenie demokratycznego
rządu rosyjskiego, powołanego do życia w dniach rewolucji lutowej. Rosja
była pierwszą demokracją spośród wielu unicestwionych przez bolszewików.
Francuska burżuazja bardziej świadoma niebezpieczeństwa i bardziej bojowa,
niż rosyjska zdobyła się w walce z komunizmem, godzącym w własność prywatną,
na energiczniejszą obronę swych interesów. Współdziałała z wojskiem, zdając
sobie sprawę z tego, że bez ścisłego oparcia się o wojsko nie zdoła wygrać.
Minister wojny Carnot nie zawiódł w chwili krytycznej. Demokratyczna Rosja
nie zdołała powołać na kluczowe stanowiska ministra wojny osobistości
równie wybitnej. Jej minister wojny, Kiereński bardziej próżny, niż ambitny,
małostkowy i zazdrosny, mocny w słowie, słaby w czynach, bolszewików uwięził,
ale zaniedbał skazać na śmierć tych, którzy w podobnych sytuacjach nigdy
nie cofali się przed rozlewem krwi. W walce z bolszewikami odwołał się
o pomoc do wojska. Francuzi dla zgniecenia komunizmu uczynili to samo,
ale potrafili podporządkować się generałowi, żądnemu nagrody na swój wkład
w zwycięstwo. Oddali ster rządu w właściwej chwili Napoleonowi. Kiereński,
zaślepiony zazdrością o władzę, postąpił inaczej. Nie dostrzegł, że bez
wojska nie zdoła trwale utrzymać w szachu bolszewików. Gdy Korniłow, dowodzący
siłami zbrojnymi, popierającymi rząd Kiereńskiego sięgał po władzę, Kiereński,
by się przy niej utrzymać, teraz zwrócił się o pomoc do bolszewików, których
uwięził, za wywołanie przeciw niemu powstania w lipcu. Wypuścił ich z
więzienia. Z ich pomocą udaremnił wojskowy zamach stanu, poczym bolszewicy
ponownie powstali przeciw niemu, zdobyli władzę i zmusili go do ucieczki.
49.
Rewolucja francuska weszła na scenę dziejową strojna
w pióropusz praw człowieka i obywatela. Rosyjska jawiła się w masce "deklaracji
praw ludu pracującego i wyzyskiwanego" ze stycznia 1918 r. (uzupełnionej
postanowieniami konstytucji z lipca tego samego roku). Tytuł deklaracji
francuskiej odpowiada treści. Tytuł rosyjskiej narzędziem ukrycia treści.
Rosyjska jest w rzeczywistości deklaracją panowania garstki zwycięskich
rewolucjonistów nad dziesiątkami milionów niewolników. Tytuł: deklaracja
praw jest jaskrawo sprzeczny z treścią, ponieważ deklaracja proklamuje
dyktaturę, nieograniczoną nawet cieniem praworządności, wobec czego przyznawanie
praw ma tylko uchwytny sens w założeniu, że chodzi o ukrycie prawdy. Celowość
propagandowa tkwi także w pojęciu ludu pracującego i wyzyskiwanego. Ustawodawca
przyznawać skutecznie prawa może tylko określonym jednostkom - deklaracja
francuska przyznaje je wszystkim - lub określonej grupie osób. Temu warunkowi
ustawodawca rosyjski nie uczynił zadość, orzekając o prawach ludu pracującego
i wyzyskiwanego, albowiem przynależności do tej kategorii osób nie ustalił.
W konkretnym przebiegu wypadków wychodzi na to, że przynależność władza
określa wedle tego, co jej w danej chwili wydaje się najgodniejszym dla
niej.
Rewolucjoniści francuscy w ogniu zapamiętałej walki,
ograniczając drakońskimi zarządzeniami wolność obywateli, wspominali o
konieczności dyktatorskich poczynań w okresie rewolucji, ale ani na chwilę
na myśl im nie przyszło występować z programem dyktatury jako stałej metody
rządzenia. Ci spośród nich, którzy nie umieli zatrzymać się zawczasu na
śliskiej drodze terroru i dyktatury, ponieśli śmierć. Nie doszło do utrwalenia
się dyktatury niepraworządnej, nieograniczonej, nie odpowiedzialnej. Inaczej
w Rosji. Tamtejsi rewolucjoniści głosili i ziścili najskrajniejszą formę
dyktatury. Narzucili dyktaturę "proletariatu" - jeszcze jeden
frazes w służbie urabiania opinii publicznej, obwieszczony w deklaracji
i w konstytucji. Chodzi o uzasadnienie dyktatury argumentem, że jest wykonywana
w interesie proletariatu, równocześnie usuwając dyskretnie w cień niedyskretne
pytanie, kto ją wykonuje? Przynależność do proletariatu jest równie nieokreślona
i dowolna jak przynależność do ludu pracującego i wyzyskiwanego. Mętny
frazes wywołał chaos i nieporozumienia w administracji państwowej. Już
w r. 1920 biuro polityczne partii komunistycznej, jej organ naczelny,
wyjaśniło, że "dyktatura proletariatu to dyktatura uświadomionych
odłamów klasy robotniczej, zgrupowanych w partii komunistycznej".
Początkowo była mowa o rządach proletariatu fabrycznego, robotniczego
i proletariatu, obejmującego drobnych rolników.. Chłopi małorolni odpadli.
Wysunęli się naprzód inteligenci, rewolucjoniści zawodowi, biurokraci,
partyjni i państwowi. Z biegiem czasu rosyjska komunistyczna partia liczyła
w swym gronie coraz mniej robotników, a coraz więcej owej inteligencji,
niekoniecznie inteligentnej. Właściwie biuro polityczne wyjaśniło, że
ono sprawuje dyktaturę.
W przeciwstawieniu do deklaracji praw i konstytucji demokratycznych
ani rosyjska deklaracja praw, ani konstytucja nie dają odpowiedzi na pytanie,
skąd się wywodzi władza tych, którzy ją sprawują? Rosyjscy rewolucjoniści
nie dali odpowiedzi, nie chcąc manifestować antydemokratycznej istoty
swego systemu i nieodpowiedzialności dyktatora, wynikającej z odrzucenia
zasady suwerenności narodu. Francuska deklaracja z r. 1789 orzeka: "Naród
źródłem pierwotnym wszelkiej suwerenności, żadna zbiorowość, ani żadna
jednostka nie może" (legalnie) "sprawować władzy, nie wywodzącej
się z woli narodu" (art. III). Trojaki jest sens tego postanowienia.
W państwie, w pełni demokratycznie rządzonym, wszyscy członkowie narodu
mają prawo bezpośrednie (plebiscyt, referendum) lub pośrednie przez wybranych
posłów brać udział w sprawowaniu władzy. Ci, którzy ją sprawują, są pełnomocnikami
narodu, zobowiązanymi do zdawania sprawy ze swych czynności i odpowiedzialnymi
przed swym mocodawcą. Władza powinna być sprawowana w interesie ogółu.
Żadna z tych trzech konsekwencji zasady suwerenności narodu nie była urzeczywistniona
w ustroju bolszewickim, czego wyrazem pominięcie tej zasady w konstytucji.
Natomiast znajdujemy w niej postanowienie, że władza jest sprawowana w
interesie robotników i drobnych rolników. Zróżniczkowanie prawne poddanych
świadczy o pomijaniu interesów ogółu. Francuska deklaracja głosi, że ludzie
są wolni i równi w obliczu prawa. Wedle rosyjskiej dopiero bolszewicy
zapewnili ludziom wolność prawdziwą. O równości głucho w rosyjskiej deklaracji.
Rosyjscy rewolucjoniści odmawiają poddanym równouprawnienia. Rządzi dyktator
z udziałem biurokracji. Robotnicy są uprzywilejowani w stosunku do chłopów.
Zasłony dymne kryją w swych czeluściach rosyjską dyktaturę.
Ustawodawca orzeka dyktaturę proletariatu, to znowu partii. Wieloosobowość
głowy państwa jest także sposobem zaciemniania istotnego stanu rzeczy.
Nominalnie naczelnym organem państwa jest prezydium Rady Najwyższej Z.S.R.R.
Obca konstytucji rosyjskiej jest instytucja prezydenta tej dziwnej republiki.
Ilustracją faktycznego stanu rzeczy jest ceremoniał wedle którego, we
wszystkich oficjalnych uroczystościach na pierwszym miejscu zasiada Stalin
"Genek", generalny sekretarz partii, przez długi szereg lat
nie sprawujący żadnego urzędu państwowego. Natomiast prezes owego Prezydium
siedzi niemal na szarym końcu, co autor tych słów miał sposobność naocznie
stwierdzić. Organizacja władz partyjnych również odzwierciedla chęć ukrycia
rzeczywistości. Na czele rosyjskiej partii komunistycznej stało kilkuosobowe
biuro polityczne (politbiuro). Nie istniał urząd prezesa tej korporacji.
Jej członkowie zadawalali się wybieraniem generalnego sekretarza. Dyktatura
tytułowano gensekiem albo towarzyszem.
Konstytucje rosyjskie potwierdzają oparcie ustroju na
zasadzie niepraworządnej, nieodpowiedzialnej, nieograniczonej dyktatury,
w najwyższym stopniu centralistycznej i totalnej, rozporządzającej dowolnie
wedle swego swobodnego uznania życiem, wolnością, czcią i mieniem poddanych.
W konstytucji Związku Sowieckiego z r. 1923 jest mowa w art. 43 o działalności
Sądu Najwyższego, obejmującej obszar wszystkich republik związkowych.
Jego zadaniem zapewnić na całym tym obszarze przestrzeganie "praworządności
rewolucyjnej".
Art. 14 konstytucji republiki rosyjskiej, głównej części
Związku republik radzieckich, stanowi także potwierdzenie tej naczelnej
maksymy ustroju politycznego bolszewickiego: "Kierując się interesami
klasy robotniczej R.S.F.R.R. pozbawia poszczególne osoby i poszczególne
grupy osób praw, których mogliby użyć ku szkodzie rewolucji socjalistycznej".
Nowi władcy Rosji wierzyli w istnienie antagonizmu interesów klasowych,
powodującego walkę klas. Chcąc dogodzić robotnikom, postanowili gnębić
burżujów, wyzyskujących robotników. Stąd niektórzy komentatorzy konstytucji
wyciągnęli wniosek, że art. 14 oznacza wyjęcie burżuazji spod prawa. Niewątpliwie
wyraża zamiary jak najbardziej nieprzyjazne wobec burżuazji. Jednak ich
określenie jako wyjęcie burżuazji spod prawa nie jest ścisłe. Nie można
nikogo wyjąć spod prawa, gdy wszyscy spod prawa są wyjęci, gdy władze
dowolnie rozporządzają życiem, wolnością, czcią i mieniem każdego. Art.
14 wyraża tylko chęć wykorzystania na razie dyktatorskich przywilejów
władzy przeciwko burżuazji. Ponieważ jest zastosowaniem ogólnej zasady
wszechmocy władzy, przeto stanowi groźbę, zwróconą przeciwko każdej opozycji,
także robotniczej, co jasno okazuje brak dokładnego ustalenia, kto czego
jest pozbawiony.
Nikt na świecie nie posiadł takiego ogromu władzy jak
Stalin. Zmonopolizowanie własności niemal ogółu majątków w ręku państwa
stanowi niebywałe spotęgowanie dyktatury rosyjskiej. Nadaje jej znamię
totalnej dyktatury. Państwo rosyjskie, rządzone przez carów, posiadało
duży majątek nieruchomy i ruchomy. O wiele większy był w posiadaniu prywatnym.
Deklaracja praw francuska orzeka dopuszczalność wywłaszczenia w wypadkach
oczywistej konieczności za sprawiedliwym odszkodowaniem, płatnym z góry.
Deklaracja i konstytucja rosyjska zapowiada ogólne wywłaszczenie bez odszkodowania,
a więc konfiskatę majątków. "Znosi się prywatne prawo własności na
ziemię". Niemal wszystkie nieruchomości prywatne przeszły w ręce
państwa, także znaczna część kamienic w mieście. Deklaracja praw orzeka
konfiskatę środków produkcji i transportu. Wszystkie większe przedsiębiorstwa
prywatne przeszły w ręce państwa. Tak daleko posunięte zmonopolizowanie
majątków przez państwo w łączności z postanowieniami o cenzurze umożliwiło
zmonopolizowanie propagandy, ograniczanie wolności myślenia i systematyczne
ukrywanie prawdy. Zazwyczaj mówi i pisze się, że rząd despotyczny w przeciwieństwie
do liberalnego pozbawia poddanych wolności udzielania sobie wzajemnie
swych myśli, że jednak myśl jest wolna, ponieważ rząd nie może sięgać
w głąb myśli nieuzewnętrznionych. Podobne postawienie sprawy nie oddaje
ściśle rzeczywistości. Zakaz udzielania sobie nawzajem słowem, pismem
i drukiem myśli, sprzecznych z polityką rządu, ogranicza wolność i rozmach
myślenia, albowiem podcina możliwości ożywiania i kształcenia myśli drogą
ich wzajemnej wymiany. Bolszewicka polityka ogłupiania i poniżania człowieka
sięga w głąb jego uczuć i myśli. Przeinacza je w pewnej mierze. Reakcje,
które wywołuje, nie stanowią odtrutki wystarczającej do unieszkodliwienia
trucizny. Nowoczesna technika (radio, kino etc.), którą rząd zmonopolizował
na swój wyłączny użytek, ułatwia mu szerzenie zgubnej propagandy.
Powszechnie znane jest wrogie nastawienie bolszewickiego
komunizmu do religii nadprzyrodzonych. Mimo tego autorzy rosyjskich konstytucji
obiecują poddanym wolność sumienia i to nie byle jaką, jeno "prawdziwą",
czego rękojmią wolność propagandy religijnej i antyreligijnej. Tę obłudę
nawet bolszewicki rząd rosyjski, tak skory do przywdziewania tej maski,
uznał za przesadną. Późniejsze teksty konstytucyjne poręczają tylko "wolność
propagandy antyreligijnej", której dobrowolność jest często pozorna.
Władcy Rosji przeczą ograniczaniu przez nich wolności
dyskusji, wolności mówienia, nauczania, wykładania, ogłaszania drukiem
swych opinii. W deklaracji praw ludu pracującego i wyzyskiwanego chwalą
się, że oni dopiero obdarzyli wszystkich "pracujących" (nie
wszystkich poddanych) "prawdziwą wolnością dyskusji, albowiem oddali
w ręce klasy robotniczej i ubogich włościan wszystkie techniczne i materialne
środki do wydawania gazet i książek". Oni zapewnili pracującym rzeczywistą
"wolność zgromadzania się, swobodnego urządzania zebrań, pochodów,
wieców, albowiem oddali do rozporządzenia klasy robotniczej i ubogich
włościan lokale, nadające się do urządzania zebrań ludowych wraz z urządzeniem,
oświetleniem i opałem". Ani lud pracujący, ani klasy nie mogą zawiadywać,
nie mogą rozporządzać drukarniami i lokalami. Twórcy przewrotu bolszewickiego
wszystkie udogodnienia, wymienione w deklaracji, przekazali swoim urzędnikom.
Samowola wszechwładnej biurokracji stała się istotną treścią "rzeczywistych"
wolności bolszewickich.
Deklaracja rosyjska w zamian za odmówienie poddanym praw,
nakłada na nich obowiązki. Zaraz po ustępach, w których mowa o "rzeczywistych"
wonnościach, zapewnionych masom pracującym wymieniony jest przepis, ustanawiający
powszechny obowiązek pracy, co w ustroju dyktatorskim nie oznacza niczego
innego, jeno przymus pracy na warunkach jednostronnie ustanowionych przez
rząd, a w szczególności w miejscu wskazanym przez władze. Konstytucja
związkowa zawiera postanowienie, iż ustawodawstwo o przesiedlaniu ludności
należy do kompetencji Związku. Rząd rosyjski przyznaje sobie prawo do
masowego, przymusowego przesiedlania swej ludności. Nie ma odwołania od
orzeczeń tej treści. Przesiedlanie, o którym mowa, nie stanowi kary za
przestępstwo. Jest zarządzeniem władz, powziętym dla dobra państwa.
Francuska deklaracja praw przyznaje obywatelom prawa
naturalne, nadrzędne w stosunku do proklamowanych przez państwowe władze.
Stąd jej autorzy wywodzą prawo do oporu w razie naruszenia praw naturalnych
przez państwo. Bolszewicy odrzucili jedno i drugie. Stanowią prawa dla
poddanych, a nie dla obywateli. Słowo "obywatel" nie wchodzi
w skład ich terminologii. Deklaracja bolszewicka streszcza się w odmówieniu
poddanym zarówno wolności i równości, jak niemniej prawa oporu. Wystrzegali
się dawania broni do ręki kontrrewolucjonistom.
50.
Francuscy rewolucjoniści rychło utracili życie i władzę.
Odnieśli pośmiertne zwycięstwo. Ustrój liberalny, który był ich programem,
ostał się po dziś dzień we Francji. Pod wpływem ich impulsu ogarnął szereg
innych krajów. Odwrotny był przebieg wypadków w Rosji. Tam rewolucjoniści
długo żyli i rządzili. Przetrwali kosztem zaprzepaszczenia ideału socjalistycznego,
w imię którego doszli do władzy.
Wielu mniema, że jedni i drudzy przegrali, że jednowładztwo
Napoleona we Francji, Stalina w Rosji stało się grobem rewolucji. Podwójnie
błądzą rzecznicy tego zapatrywania. Niesłusznie poniżają Napoleona, niesprawiedliwie
wywyższają Stalina. Po wtóre, nie jest prawdą, że rządy Napoleona stały
się pogromem idei, wypisanych na sztandarze rewolucji francuskiej. Odosobniony,
komunistyczny posiew Babeufa, który nie dojrzał, nie stanowił ani myśli
przewodniej, ani zawiązku rewolucji francuskiej. Jej działaczy ożywiało
pragnienie nadania Francji ustroju praworządnego, liberalnego i humanitarnego.
Spełnili swe zamierzenia. Napoleon nie tylko, że nie obalił zasadniczego
zrębu ich osiągnięć, ale je utrwalił. Przywrócił ład i porządek prawny.
Nie rządził okrucieństwem. Umocnił i chronił własność prywatną. Władał
zgodnie z ideałami politycznymi fizjokratów w duchu oświeconego, praworządnego,
a zarazem liberalnego absolutyzmu.
Francuscy rewolucjoniści znieśli prawnie fundowane przywileje
stanu pierwszego i drugiego, szlachty i duchowieństwa. Otworzyli drogę
do wpływów i znaczenia stanowi trzeciemu, mieszczańskiej burżuazji, przemysłowcom,
rzemieślnikom, kupcom, bankierom. Jednak wzmocnionego stanowiska politycznego
burżuazji postanowieniami prawnymi o charakterze stanowym nie obwarowali.
Dochowali wierności proklamowanemu przez nich równouprawnieniu politycznemu
ogółu obywateli. Napoleon nie naruszył tej zdobyczy rewolucji.
Stalin rządził okrutnie i despotycznie. Ideały socjalistyczne
rewolucji, z której wyrosły jego osobiste sukcesy skrytobójczo unicestwiał.
W porównaniu z zachowaniem się Napoleona jakże niecne i antypatyczne było
postępowanie Stalina!
|