„Polska”, nr 7 z 6 lipca 1921
Dużo zapewne przewinień i grzechów
ciężkich wytknie jeszcze historia naszemu państwu dawnemu, ale jako zasługę mu
poczytać należy to, że powstało w nim pojęcie Rzeczypospolitej. Dwa tłumaczenia
tego samego wyrazu, pojęcia Republika i Rzeczpospolita mają znaczenia odmienne.
Republika to pojęcie wyłącznie
negatywne. To jest brak monarchii. Teoria polityczna nie stworzyła jeszcze
formy, która by wyróżniała republikę pomiędzy innymi państwami. Ustawodawstwo,
władza wykonawcza, swoboda obywateli, samorząd — wszystkie te objawy życia
społecznego, ich kierunek, ich tendencje, ich treść są zupełnie niezależne od
tego, czy dane państwo jest, czy nie jest republiką. Republika oznacza tylko to,
że jako reprezentant państwa występuje członek jednej partii, a nie człowiek
odseparowany od życia partyjnego.
Kiedy Polska w dniu 3 maja 1791 r. zamieniła
swój ustrój w monarchię dziedziczną nie skreśliła tytułu „Rzeczpospolita".
I miała rację. W Polsce wytworzyło się pojęcie Rzeczpospolitej — jako rzeczy,
jako własności wszystkich. Pojęcie to nie było abstrakcyjne. Życie każdego
obywatela dawnego naszego państwa miało momenty publiczne, tak samo intensywne
i niezbędne, jak epoki życia prywatnego. Wybory i sejmiki dla szlachcica
polskiego to chwila tak samo konieczna, jak chrzciny, zaręczyny, małżeństwa i
pogrzeby. Życie państwa i jego życie to nie są kategorie, które się sobie
przeciwstawiają, to jest jedna kategoria, której na mię życie ludzkie.
Przez pierwsze lata wieku XIX-ego tam,
gdzie Polacy nie mają form życia publicznego, stwarzają przynajmniej pozory, tak
silna jest ich potrzeba. Dziadowie nasi nie mogą się obejść bez swych obrad,
chociażby pozbawionych treści, bez swych urzędów i urzędników, chociażby
pozbawionych pracy. To jest zorzą, gdy słońce zgasło, odblask państwa, które
umarło.
Rozdział pomiędzy państwem a
obywatelem - Polakiem w wieku XlX-ym jest tak wyraźny, że możemy go śmiało
uważać za diametralne przeciwieństwo stanu poprzedniego. Zanim Galicja dostanie
samorząd, przejdzie twardą szkołę policyjną; tak samo jak za naszych dni
żołnierza, aby się oduczył bać nieprzyjaciela, tresują w nerwowym strachu przed
przełożonym. W zaborze rosyjskim państwo utożsamia się z potencją nie tylko
obcą, ale i wrogą do tego stopnia, że żaden czyn chociażby najbardziej w
istocie swej karygodny, nie uchodził za niemoralny, o ile przeciwko państwu był
skierowany.
W latach 1916-21 możemy się liczyć
tylko ze stanem psychicznym okresu ostatniego, w którym Państwo realne było
wrogiem dla obywatela; państwo zaś jako Rzeczpospolita, było zabytkiem
pojęciowym dostępnym drobnej liczbie historyków. Na tym tle odbywa się cała ta
komplikacja pojęć, której świadkami jesteśmy.
W duszy każdego Polaka w chwili
obecnej rozgrywa się dramat, w którym udział biorą dwie strony: „państwo"
oraz „Państwo Polskie”. „Państwo" to suma wszystkich pojęć realnych,
wiadomości nabytych, doświadczeń życiowych oraz odruchów podświadomych.
„Państwo Polskie” to sanctuarium jego sentymentu. Ponieważ „słowo się
stało ciałem", a obywatel umie żyć tylko w takim Państwie z krwi i kości,
w jakim żył dotychczas, więc co chwila spotykamy kolizje sentymentu z interesem,
frazesu z praktyką. Najpospolitszym przykładem tego stanu jest, że
funkcjonariusz, który kradnie po staremu, tonem podniesionym poucza interesanta
o poszanowaniu należnym „władzy polskiej".
Kontaktu z życiem dawnej Polski
nigdzie nie widzimy. Natomiast spotykamy cechę, która była charakterystyczną
dla Rzeczypospolitej szlacheckiej. Oto obecnie człowiek, który się nie nauczył
jeszcze być obywatelem Polski, ale uważa się po dziś dzień za poddanego
polskiego, swój stosunek do państwa uważa za sumę uprawnień i żądań. Żołnierz
życzy sobie, aby dla niego odbierano ziemię, robotnik żąda ustaw nigdzie
nieznanych, chłop żąda zapłaty za to, że teraz uznaje się za Polaka.
Stan taki jest niezdrowy. Agitacja,
którą się dla miłości Polski prowadzi pod hasłem „do ut des", jest grubym
nieporozumieniem. Patriotyzm może być tylko kategorią etyczną i uczuciową.
Wszystkie inne względy mogą być dyskontowane przez kierowników nawy państwa,
ale to, że ktoś jest za Polską dla jakiegoś materialnego lub moralnego
interesu, nie oznacza jeszcze, że ten ktoś jest patriota. Idealny stosunek do
państwa określamy, jako stosunek do Rzeczypospolitej, do rzeczy wszystkich. Ale
to nie oznacza, aby Rzeczpospolita mogła istnieć dla korzyści wszystkich.
Przeciwnie, dlatego jest Rzeczpospolitą, że wszyscy składają dla niej ofiary i
poświęcenia.
Pierwszą cechą patriotyzmu jest to, że
stanowi on wyłącznie kategorię etyczną i uczuciową.
* * *
W samym uczuciu patriotycznym widzimy
dwa momenty, które nazwiemy patriotyzmem podświadomym i świadomym. Patriotyzm
podświadomy to suma wszystkich uczuć, istniejących w człowieku niezależnie od
dydaktyki społecznej. Składa się na to:
Przywiązanie do rodzinnej gleby, do
otaczającego od dzieciństwa krajobrazu, do charakteru okolicy, do lasów i
jezior, czy gór i rzek, do klimatu wreszcie.
Przywiązanie do otaczającego
środowiska, do ludzi mówiących tym a nie innym dialektem, do takich a nie
innych obyczajów i form.
Przyzwyczajenie do stosunków, do
porządków, do pojęć prawnych i zapatrywań społecznych.
Przywiązanie do wszystkiego co nosi
cechę swojskości.
Przywiązanie do języka ojczystego.
Patriotyzm taki nie jest udziałem
wszystkich. Ponieważ istotą jego jest miłe wrażenie otrzymywane przy zetknięciu
się z czymś, co nosi cechę swojską, więc ludzie, którym w dzieciństwie
było źle, w których rzeczy swojskie mogą budzić tylko odrazę, są patriotyzmu,
którego nazywamy podświadomym, pozbawieni. Zupełny jednak zanik patriotyzmu
podświadomego jest zjawiskiem rzadkim. Podobno Bakunin, anarchista rosyjski,
gdy po długim więzieniu w Austrii, został wydany władzom ojczystym, które mu
miały wymierzyć karę śmierci, objął żandarma rosyjskiego i pocałował go. Był to
zrozumiały zupełnie objaw patriotyzmu podświadomego.
W dzieciństwie patriotyzm powstaje w
rodzinie. Dlatego tak ważną jest dla narodu kwestia życia rodzinnego. W Polsce,
gdzie patriotyzm świadomy wśród klas ludowych był rzeczą albo nieznaną albo
przynajmniej nową, kształcenie go powinno się odbywać przez szkoły powszechne.
Szkoła powinna wydrzeć dziecko wpływom innym, a wpoić mu patriotyzm. Dlatego
trzeba, aby dziecku w szkole było dobrze, bardzo dobrze, aby wrażenia, które w
niej odnosi, przezwyciężały inne. Szkoła powszechna w Polsce to teren naszego
imperializmu.
Jeżeli używamy terminu patriotyzm
podświadomy, to nie dlatego, aby oznaczać to miało nieuświadomiony. Przeciwnie,
jedną z form patriotyzmu podświadomego jest dla nas świadomy zupełnie
patriotyzm prowincjonalny. W określeniu podświadomy nawiązujemy jedynie do
formy, w jakiej dane uczucie patriotyczne rodzi się, powstaje; ale nie istnieje
i działa.
Ludzie którzy nie posiadają
patriotyzmu podświadomego, z oburzeniem podają fakt, że niektórym obywatelom
polskim przede wszystkim chodzi o to, aby ich miasteczko, ich okolice, ich wieś
dostała się pod panowanie polskie. Oczywiście państwo nasze kierować się
powinno własnym interesem, ale w żądaniu rakiem nic nie ma zdrożnego. Jest to
zupełnie zdrowy objaw patriotyzmu prowincjonalnego. Gdy zgromadzenie w Bordeaux
w r. 1871 musiało przyjąć warunki niemieckie i gdy musiało głosować za oddaniem
Alzacji i Lotaryngii, nikt się nie dziwił i nie oburzał, że deputowani z
Alzacji głosowali za odrzuceniem tych warunków.
Patriotyzm świadomy powstaje jako
teoria, jako przekonanie człowieka, że kraj jest mu drogi i przezeń kochany.
Dlatego spotykamy go wśród ludzi na emigracji, którzy nigdy Ojczyzny nie znali.
Dzieci Adama Mickiewicza są wielkimi patriotami, chociaż urodziły się w Paryżu.
Wchodzą tu następujące momenty:
Ukochanie dziejów ojczystych;
Sentyment do całokształtu literatury i
sztuki narodowej, do charakteru twórczości artystycznej; w Polsce to
Mickiewicz, Matejko, Sienkiewicz, Wyspiański; sentyment do istoty cech
charakterystycznych danego narodu.
Wreszcie moralna wartość stosunku
narodu do form życia zbiorowego, a więc przede wszystkim do państwa.
Patriotyzm świadomy najtrwalej i
najłatwiej powstaje na gruncie patriotyzmu podświadomego. Dla zdrowia
patriotyzmu najlepiej jest, jeżeli obydwa czynniki się równoważą.
Obyczajowa treść instytucji
królewskiej w Rzeczypospolitej polega na tym, że jest klamrą pomiędzy patriotyzmem
podświadomym, a świadomym,
Rodzina królewska, ta jedyna żywa
instytucja narodowa, jest pojęciem barwnym łatwo zrozumiałym, trafia do pojęć
każdego dziecka. Przez niezmiernie istnienie rodziny królewskiej na czele
narodu, naród cały upodabnia się w pewnych podniosłych momentach do jednej
rodziny. Jednocześnie król reprezentuje związek z przeszłością żywy, a nie
sztuczny i abstrakcyjny związek z historią narodu. Dlatego król tak łatwo może
się podjąć roli owej siły dośrodkowej, która skupia naród w jedno, w momentach
dla życia narodowego groźnych.
W Anglii król jest pryzmatem,
jednoczącym światła uczuć z różnych pochodzące ognisk. Znaczenie króla w
agitacji narodowej, jako żywego obrazu i symbolu oraz środka agitacyjnego, jest
niepowszednie. Należy żałować, że w Polsce jesteśmy go pozbawieni.
* * *
Granice narodowości od chwili
deklarowania zasady samostanowienia wyznaczamy na podstawie nie cech
antropologicznych lub językowych, lecz według samookreślenia się ludności,
według jej uczuć patriotycznych.
Wychodząc z naszego dualistycznego
pojmowania patriotyzmu, umożliwiamy pewne korektywy do pojęć ogólnych. Zdarza
się teraz, że człowiek waha się kim jest. Zdarza się to u nas, zdarza się
wszędzie gdzie narody żyją w pomieszaniu.
Wielki beletrysta angielski, Rudyard
Kipling jest tym, co byśmy na kontynencie nazwali nacjonalistą angielskim.
Jednakże niewątpliwie podświadomy patriotyzm tego człowieka jest indyjski. Mamy
tu do czynienia z rozdwojeniem patriotyzmu, podświadomego i świadomego,
narodowego i prowincjonalnego. Wielki kolorysta gry świateł w dżunglach,
tygrysów, słoni, braminów, tysiąca i jednej barw dalekiego wschodu jest
niewątpliwie podświadomym patriotą indyjskim. Przemawia za tym każde słowo jego
książek.
Natomiast świadomie i narodowo Kipling
jest patriotą angielskim, to znaczy, że kocha historię narodową Anglii, armię i
instytucje angielskie. Na takim rozdwojeniu spoczywa też tajemnica powodzenia
imperializmu angielskiego.
Gdyby Anglicy kolonizatorowie nie
kochali krajów przez siebie zamieszkałych; Australii i Nowej Zelandii,
Kapstadu, Indii, Kanady, kraje te nie rozwijałyby się, nie bogaciły, nie byłyby
chlubą cywilizacji, jak obecnie. W każdej pracy najważniejszym jest sentyment
do pracy, radość pracy.
Gdyby Anglicy nie byli zachowali swego
sentymentu do łączności ze starą Anglią, związek krajów kolonizowanych z
metropolią dawno by uległ zerwaniu.
My, Polacy, również możemy sobie
powiedzieć, że asymilujemy przez miłość. Istnieje u nas cała literatura, która
asymilowała dla Polski, która sprzyjała zrastaniu się w naszych pojęciach i
sentymencie różnych ziem Rzeczypospolitej. Sienkiewiczowski Bohun jest
niewątpliwie Polakiem. Wielki nasz poeta narodowy włożył w niego tyle kolorów i
akcentów sentymentu, że mimo dydaktyki powieści historycznej, postać posępnego
mołojca egalizuje się wśród naszych sympatii ze Skrzetuskim, Kmicicem,
Wołodyjowskim. A sienkiewiczowski opis stepów? Czy dziś jeszcze nie leci po
nich i za nimi tęsknota cywilizowanej Polski? A sienkiewiczowski stosunek
rycerzy polskich do stepów, których bronią!
Zgodnie z tym przykładem literackim
układał się nasz stosunek do ziem wschodnich. Nikt w Polsce nikomu nie
tłumaczył, że chociaż mieszka na Ukrainie zadnieprzańskiej, to kochać tą ziemię
powinien mniej niż krakowską lub mazowiecką. Przez stulecia całe krew polska
lała się w obronie stepów ukraińskich i lasów wschodnich równie szczerze, a
bardziej obficie, niż później w obronie Warszawy i Wilna. Dawna Rzeczpospolita
Polska najmniejszej nie czyniła różnicy między ziemiami, nad którymi roztaczała
swą władzę — chociaż mi cenzor niemiecki twierdzenie powyższe w roku 1916-ym
wykreślił czerwonym atramentem.
Z takim dawnym stanem rzeczy nie
harmonizuje się we wszystkich szczegółach ustawa z 17 grudnia 1920 r., o
osadnictwie wojskowym, chociaż chodzi w niej nie o kresy oddalone, ale prawie
zupełnie polskie.