Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Hieronimowi Kajsiewiczowi
Hieronim Kajsiewicz CR - Kazanie o trojakim życiu i trojakim patriotyzmie
.: Data publikacji 10-Cze-2006 :: Odsłon: 1089 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Pierwszy stopień miłości ojczyzny, który nazwiemy uczutym, instynktowym, nałogowym, dziwnie silny, rzewny, tęskny, choć ciemny i nie pojmujący się, zwykły jest ludom młodym, pasterskim lub rolniczym, i ludziom pozbawionym oświaty, ale też wolnym od wad i zepsucia cywilizacji już przejrzałej, lub chylącej się ku starości. Człowiek, organiczne zarazem i duchowe jestestwo, przychodząc na świat, nim władze duchowe się rozwiną, żyje wyłącznie, w stosunku bliskim, bezpośrednim ze wszystkim, co go otacza. Między organizmem zatem człowieka, a miejscem w którym się urodził, powietrzem, którym oddychał, pokarmy, którymi się żywił, ciasny zachodzi i sympatyczny stosunek. Następnie widoki, które oglądał za młodu, góry o szczytach śniegiem pokrytych, szumiące lasy lub huczące morze, szare czy błękitne niebo, aż do barwy zieleni, do śpiewu ptaków, do nuty niańki kołyszącej go na ręku, wszystko to dziwnie się wraża w pamięć, odbija w wyobraźni, i stanowi niejako tło i krajobraz, do którego nawykło nasze jestestwo; bez którego dziwnie żyć trudno, boleśnie i często niepodobna. Alpejczyk oddalony od gór swoich, choćby jałowych i najdzikszych, na równinie mlekiem i miodem płynącej, czuje się często po niejakim czasie ogarnianym tęsknotą niewymowną, nieprzepartą, oporną wszystkim radom i pociechom. Często usycha, umiera, jeżeli na czas nie może usłyszeć śpiewu pasterskiego gór swoich, który od dzieciństwa wpadł mu jeszcze przed pacierzem do ucha i śpiewa dotąd wciąż w jego duszy. Uczucie to nie jest przywiązane do gór; my mieszkańcy płaszczyzn [równin – red.] przecież znamy dobrze tę tęsknotę za krajem. Niejeden jej życiem, powoli usychając, przypłacił. Inny, namiętniejszy, zmysły postradał; rzadki, z młodszych szczególniej, któryby jej ciężko i nieraz nie przechorował. O jak być grzeszni musimy, kiedy nas Bóg tam właśnie ugodził, gdzie nas najwięcej boli, i karze tak długo! Ale wróćmy. Uczucie to nie jest przywiązane do piękności miejsca. Tacyt, Rzymianin, znający się na miłości ojczyzny (bo to uczucie, poza które poganie nie przeszli, owładało całą ich duszę), mówiąc o dawnej Germanii, kraju dzikim, zimnym, niepodobnym do mieszkania, dodał «chyba dla tych których ojczyzną» nisi patria sit. W 1814 i 1815 roku, Kirgiz astrachański, pochylony na swoim rumaku pasącym się liściem drzew pól Elizejskich w Paryżu, nie patrzył na ten kamienny step obojętny mu całkiem. Tęsknił za tak mu pełnym, choć w rzeczy dzikim i jałowym stepem swoim, tym gościńcem Atyllów i Timurów, wodzów gniewu Bożego, po którym dzika tylko zamieć szaleje: a kiedy za powrotem doszli granic swoich, to jest pustyni, padali na twarz i całowali z płaczem tę ziemię głęboko porysowaną od słonecznej spieki... Niech się dziwi i śmieje, kto chce z podobnego rozczulenia, ja pewno nie będę... Ale czy taka miłość ojczyzny dostateczna Chrześcijaninowi, ba rozumnemu człowiekowi? Nie... bo i rumak stepowy strzygł uchem, rżał wesoło, i kopiąc ziemię, pieścił się ze stepem, szeroką matką swoją... Nie, nie dosyć bracia takiego patriotyzmu, i wstyd by był na nim poprzestać.

Drugim wyższym już niezmiernie stopniem miłości ojczyzny, który jednak całkiem nie wyklucza co w pierwszym pięknego i tkliwego, tylko się więcej zna i posiada, jest patriotyzmu umysłowy albo rozumowy. Ten polega głównie na zakochaniu się w życiu historycznym, umysłowym i moralnym swego narodu, pewnym utożsamieniu z nim własnej istoty. Żywiołami takiego patriotyzmu są głównie dzieje, język, piśmiennictwo, sztuki, prawodawstwo, zwyczaje, wspomnienia: żywioły wyższe od poprzednich, bo już nieorganiczne tylko, nie czułe, ale rozumne. W miarę jednak starzenia się, psucia narodu, a raczej wzrostu samolubstwa w wydatniejszych jego jednostkach, ojczyzna przestaje być, w praktyce przynajmniej, przedmiotem miłości; staje się nim sobie sam człowiek. Ojczyzna wtenczas zostaje środkiem tylko, punktem podpory, podstawą działań, obrębem, pośród którego się porusza, rozwija czynność pojedyncza dążąca do nieśmiertelności ziemskiej, materiałem, który myśl i wola indywiduów obrabia, przetwarza na obraz i podobieństwo swoje, — słowem z oblubienicy uwielbianej ojczyzna zostaje służebnicą. Taki patriotyzm niestety zbyt powszechny między nami. Silny, namiętny, ale skrzywiony, niepłodny samolubnym indywidualizmem. Miłość to zalotna, wyłączna, zazdrosna. Nie jeden dałby wszystko dla ojczyzny, ale też sam jeden chce nią rozrządzać. Tyle i dopóty jej służy, dopóki nią może kierować i rządzić podług woli swojej.

Aby uniknąć tego nierządu, nie kochać ojczyzny dla niej samej a tym mniej dla samego siebie, trzeba ją pokochać w Bogu i dla Boga. Wtenczas nie będziemy niewolnikami rodzimej ziemi, ani nas samych, zachowując przecie, co czystego i z uczuciowej i rozumnej miłości. Kochać ojczyznę w Bogu, nie jest to przedłużać jej trwanie, przenosić ją w wieczność absolutnie; bo łaską Bóg uświęca i w chwale nagradza, słowem zbawia, tylko indywidua. Każdy pojedynczy człowiek mając jeden wszystkim wspólny cel ostateczny, różne ma przecie powołanie i przeznaczenie na ziemi, i osobnymi środki dopełnia woli Bożej nad sobą. Podobnie całe narody (a narody Bóg stworzył, człowiek zaś może tylko ulepić państwo, to jest sztuczną mozaikę lub mieszaninę ludów) mają w tym życiu przechodnim odmienne stanowisko, osobne powołanie, które spełniać są winne pod karą potępienia ziemskiego, na czas lub na zawsze, jako osoby samoistne. A jako wiedza o każdym człowieku trwa wciąż i na zawsze w Bogu, tak wiedza o narodach trwa i trwać będzie na zawsze w Bogu, choć przejdą i ta ziemia i ród ludzki. Każdy naród jest niby osobnym tonem w wielkiej harmonii Bożej odgrywającej się w dziejach świata, niby gwiazdą osobną w wielkiej konstelacji idei boskich o ludzkim rodzaju. A ludzki rodzaj, o ile czynny, żywy, o ile część światła ludzkości oświecona i wierna światłu Bożemu, mieści się w Kościele katolickim, zajmuje wszystkich katolików wiedzących czy, nie wiedzących o sobie, należących, według wyrażenia teologicznego, do ciała lub duszy Kościoła. Narodowości katolickie zatem są jakoby tyluż słupami, na których się opiera, wynosi ku niebu kopuła jedności katolickiej uwieńczona krzyżem Zbawiciela, i wiąże różność w jedność harmonijną, tak, iż narodowości katolickie, nie będąc warunkiem trwania Kościoła, wchodzą z nim w całość wspaniałą; stąd ich dzielność, pewna niepożytość i nieśmiertelność doczesna. Miłość ojczyzny w Bogu, w pojęciu katolickim, choć jest zrazu uczuciem mieszanym, u szczytu swego zlewa się z czysto już duchową miłością matki naszej Kościoła, a następnie z samą miłością niebieskiego jej Oblubieńca, Głowy i Pana. Reszta ludzkości stanowi cień, przyćmioną część obrazu. Jest to materiał, który już należał, albo dopiero ma należeć do życia Kościoła; wulkany wygasłe, lub gwiazdy, które jeszcze nie weszły. Ach któż mi da podobną całość, podobną ideę życia ludzkości w Bogu przez Kościół? I jaki dziw, że się w niej tak namiętnie zakochać można? Czym jest w porównaniu to nowożytne, materialne lub panteistyczne, czcze, abstrakcyjne pojęcie ludzkości? O jakże się pełno żyje, kiedy cała skala pojęć i uczuć, które się mogą zmieścić w duszy ludzkiej, nastrojona z należytym poddaniem niższych wyższym, kiedy i każde pojedynczo, i wspólnie zlane, dźwięczny ton oddają. Nie przeczę, że często potrzeba walki, aby utrzymać równowagę, poskramiać buntujące się wyłączności: ale czy nam tu co podobna bez walki a przeto i bez boleści, czy bez nich dla nas szczęście możliwe? Żałuję tych, którzy nie żyli w takim środku i okolicznościach, aby te rozliczne strony duszy swojej rozwinęli. Są rośliny nie na swojej ziemi, nie pod swoim niebem, jakoby pod szkłem i sztucznie rozwinięte, a przeto pozbawione pewnej barwy i woni; szczególniej, jeżeli tej straty nie nagradzają większym rozwinięciem, którego z wyższych uczuć. Nie winię, jak niektórzy gorzko, że ktoś nie kocha, czego nie poznał ani poczuł. Będę bronił prawdziwej duchowości, ale będę powstawał na fałszywą, udaną, która ucieka od niebezpieczeństwa i poświęcenia, na pozłacany egoizm, na lenistwo wodą święconą pokrapiane. Będę gromił pewną przesadę i pretensję do wyższości. Ja uważam za wyższych tych, którzy się czulej, namiętniej przywiązują do wszystkiego, co cierpi, a zatem i do kraju; którzy nie sądzą się uwolnionymi od obowiązków względem niego błędami współrodaków, jak syn dobry nie wyrzeka się matki choć i ta błądzi, choć się zapomina. Święci prawdziwi, w najwyższej już sterze duchowej żyjący, i wszystkie inne uczucia już tylko przekrocznie i przewybornie posiadający, samą zasługą przed Bogiem, przykładem, modlitwą, ojczyźnie swojej i najbliższym swoim wielce służą, więcej od ruchliwych działaczy. Nie bez powodu Kościół daje zwykle narodowi za opiekunów i rzeczników przed Bogiem Świętych z ich łona wyrosłych, albo takich, którzy przez przybranie duchowne w nich prawa obywatelstwa nabyli, jak u nas na przykład św. Wojciech i Florian. Święci są najwyższą transfiguracją i reprezentacją narodów i sądzę, że słusznie. Bo ponieważ łaska nie niszczy przyrody, tylko jej dopełnia i podnosi ją, zachowując, co zdrowe i czyste,— zatem najpiękniejszy wyraz cnót wydatniejszych i pospolitszych, w jakim narodzie, świeci na ziemi pod światłem łaski, w niebie w jasnościach chwały Bożej. I tak, w pojęciu katolickim, człowiek, dotykając się sympatycznie organizmem swoim przyrody swojej rodzinnej, styka się, łączy z Bogiem, zanurza w Bogu duchową częścią swoją.

 

IV.

 

Na koniec dla wszechstronnego obejrzenia tego przedmiotu, i aby do końca stawić nasze zadanie w największej szczerości, powiemy słowo o potrójnym usposobieniu w użyciu środków na korzyść ludzkości, ojczyzny lub rodziny. Pierwsi ludzie cieleśni, którzy poza ziemię nie znają nic wyższego, ani Boga w praktyce, ni przeto mają sumienia, istne Beliala i ciemności synowie, nie znają też skrupułu w wyborze a użyciu środków w ich mniemaniu prowadzących do celu. Nie ma dla nich właściwie złego ni dobrego, godziwego i niegodziwego, tak mówią, tak rozprawiają, jakoby powodzenie samo nadawało moralność i prawość wypadkom. Tacy będą się spokojnie grzać przy łunie buchającej z dachów ojczystych, z głupią radością i dumą Herostrata; będą przedrzeźniać ostatni krzyk wstydu bezczeszczonych niewiast, zatkną uszy na charkanie konających z bratobójczej ręki, umyją ręce we krwi bratniej bez sromu, i rzekną jak owa cudzołożna niewiasta, która ucierając usta swoje mówi: nit uczyniłam nic złego (Przyp. Salom. XXX, 20). Drudzy nie idą dzięki Bogu tak daleko, nie powiedzą, wprzódy jesteśmy Wenecjanie niż Chrześcijanie, ale też nie szukają najprzód Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, i dlatego reszty w przydatku nie dostają, a Królestwa Bożego często przez to nie osiągają. Prawi zresztą, sądzą przecie, iż jest jakaś osobna, szersza moralność dla ludzi politycznych, szczególniej na raz ciężki, że wolno od złego złem się bronić, i wet za wet oddawać. I stąd ciągłe nie – błogosławieństwo Boże na tyle prac, i wysiłków, i poświęceń. A tyle razy wam mówiłem, co się wciąż sprawdza, iż jakkolwiek niektórzy nadspodziewanie postąpili w systematycznym umarzaniu sumienia chrześcijańskiego, przecie są zawsze niedorostkami i nowotnymi w złym: każdy was w nim wyprzedzi, owoc grzesznej pracy waszej sam zbierze i przeciw wam obróci.

Człowiek duchowy, jak wszystko tak i ojczyznę kochając w Bogu, tych tylko użyje środków na jej korzyść, których zakon Boży pozwala. Woli później a z Bogiem, niż prędzej a z szatanem. Wie, że Bóg w miłosierdziu swoim i ze złego dobre wyprowadzić umie; ale wie także, iż nie wolno złego czynić, aby stąd wyszło dobre, zwykle wątpliwe, późne, i za drogo kupione. Wie, że Bóg dopuszcza, daje siłę jednym zaślepieńcom albo złośnikom, dla ukarania drugich, jak wie, że dotychczas bez oprawców obejść się nie zdołano; dlatego jednak nikt poczciwy takiego się rzemiosła nie podejmie. Znajomość dziejów i przykłady nowożytnych narodów, pominąwszy nawet kwestię moralności, uczą go, co to za nieskuteczność i niebezpieczeństwo środków gwałtownych, operacji chirurgicznych, że tak powiem, odbywanych na narodach. Krwawe akcje i reakcje, pomimo pozornego przyśpieszania, opóźniają ostatecznie postęp wolności i błogości społecznej, który regularnie i powolnie się rozwijając, prędzej istotnie zdąża, z niezmierną korzyścią nie zachwiania podstaw moralnych wszelkiego społeczeństwa. Środki gwałtowne dają sztuczną siłę na chwilę, ale potem długie za sobą ciągną omdlenie, niemoc często chroniczną, śmierć zwykle tam, gdzie organizm towarzyski słaby jak u nas. A najsmutniejsza ze śmierci, samobójstwo. Bo żyje i dopóki żyje, żadną sztuką i wysileniem zabite być nie może; owszem udziela życia. Zakopane jak ziarno w ziemię, przygniecione, w nowym może i zmienionym kształcie, ale bujniej wzejdzie. A gdyby już umrzeć trzeba, lepsza śmierć uczciwa i sławna, od lichego i niesławnego żywota. Są ludzie i narody zgasłe, o których każdy mówi z uroczystym uwielbieniem i serdecznym współczuciem; są ludzie i narody, które się przeżyły, i po to tylko trwają, lub wracają do sztucznego galwanicznego życia, aby były przedmiotem szyderstwa i wzgardy. Nie daj Boże takiego życia! Wolałbym, aby kości nasze jak Elizeusza w samym grobie prorokowały. Ale nie idąc tak daleko, powtarzam, iż chcieć wprzódy zepsuć naród, odjąć mu wszelką wiarę i cnotę, aby tak wydobyć z niego siłę i podźwignąć go, uważam jako zaślepienie, na które nie ma wyrazu. Niechby się taką ojczyzną cieszył, kto chciał, taką ojczyznę można znaleźć i w piekle.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,133826 sekund(y)